8 października 2017

Rozdział 11

Po każdej burzy wychodzi słońce... a potem przychodzi następna.

Niedzielny poranek był intensywny. Bardzo intensywny. 
Pomimo iż wróciliśmy dosyć późno w nocy, pod wpływem emocji obydwaj nie mogliśmy spokojnie spać i obudziliśmy się dosyć wcześnie. 
To jednak nie oznaczało, że opuściliśmy łóżko. Ja jedynie wstałem na chwilę wczesnym rankiem, bo Marek spał na naszej kanapie, ale tuż o siódmej wyszedł, aby zdążyć na autobus do naszej wioski. Prosiłem, żeby został, bo wczoraj podczas drogi powrotnej zaprosiłem wszystkich na obiad, aby wspólne poświętować i chciałem, żeby mój brat również był obecny, jednak on się uparł, twierdząc, że ma coś ważnego do załatwienia.
Odpuściłem zatem i po jego wyjściu wróciłem do łóżka, w którym spędziliśmy z Erykiem czas do południa i bynajmniej nie spaliśmy, ani nie leżeliśmy w spokoju. Przecież obiecałem mu, że „poświętujemy”.
Więc świętowaliśmy. Kilka razy, w różnych pozycjach i z różną intensywnością. Miałem jedynie lekki problem z całowaniem, bo siniec na mojej twarzy, który rozpościerał się od kącika usta, aż na połowę policzka, pulsował za każdym razem, kiedy Eryk napierał na mnie zbyt mocno. Ale nie musieliśmy się przecież całować, kiedy mogliśmy robić dziesiątki innych rzeczy, które były jeszcze przyjemniejsze.
— Która godzina? — spytał w pewnym momencie Eryk, kiedy odpoczywaliśmy po kolejnej rundzie. Wychyliłem się do szafki nocnej, sięgnąłem po swój telefon i odblokowałem ekran.
— Dochodzi dwunasta — odparłem, po czym zabrałem się za czytanie wiadomości, bo okazało się, że napisało do mnie sporo osób. — Boże, ile ludzi mi gratuluje — rzuciłem z parsknięciem, czytając kolejne smsy. Jedne w ogóle mnie nie zdziwiły, na przykład od kolegów z klubu, a inne wręcz przeciwnie. Gratulowało mi nawet kilku kolegów ze studiów, z którymi nie utrzymywałem już kontaktu. Nawet nie miałem pojęcia, skąd wiedzieli o mojej walce. 
— O proszę, zaczynasz być gwiazdą — powiedział Demiński i przysunął się do mnie bliżej, kładąc głowę na moim ramieniu i zaglądając ciekawsko w ekran mojego smartfona. 
Włączyłem transmisję danych i niemal natychmiast odezwał się mój Messenger, informując o kolejnych wiadomościach. Przejrzałem je pobieżnie, nawet ich jeszcze nie otwierając, aż dojrzałem wiadomość od Dawida. Napisał niecałą godzinę temu. W jego wiadomość wszedłem natychmiast.
Dawid Jastrzębski 11:07
"Patrz, już o tobie piszą :D"
Odczytałem, a następnie kliknąłem w załączony link. Po chwili zostałem przekierowany na portal poświęcony nowinkom ze świata MMA. 
— Debiutant zachwycił fenomenalnym nokautem na gali Cage Strikers jedenaście — przeczytałem na głos tytuł. — Wczoraj w Olsztynie odbyła się jedenasta gala, bla, bla, bla… — pominąłem oczywiste informacje, wzrokiem szukając najbardziej interesujących fragmentów teksu. — Białostoczanin wszedł bardzo dobrze w pojedynek. Widać było, że zaskoczył swojego rywala porządną stójką, jednak po kilkudziesięciu sekundach Kamil Zawada zdołał go obalić i nie pozwolił mu wstać do końca rundy. Choć sędziowie punktowali rundę dla zawodnika z Łodzi, Robert Kwiatkowski nie pozwolił sobie zrobić krzywdy. W drugiej rundzie zawodnik Spartakusa nie był już tak pewny siebie, ale znowu zdołał zaskoczyć swojego przeciwnika solidnymi kopnięciami, by ostatecznie zamknąć go w klinczu na siatce. Panowie siłowali się przez moment, a wtedy stało się coś, czego z pewnością nikt się nie spodziewał. Robert Kwiatkowi wciągnął Zawadę w przepychankę, po czym wykorzystując jego siłę, rzucił nim o matę. Uderzenie było tak nagłe, że totalnie zdezorientowało Łodzianina. Sędzia musiał przerwać pojedynek — przeczytałem najciekawszy urywek. — Co ciekawe, ścieżki zawodników skrzyżowały się w przeszłości na płaszczyźnie brazylijskiego jiu jitsu. Wtedy to po czterech minutach Zawada pokonał Kwiatkowskiego, zakładając mu balachę. Warto jednak nadmienić, że reprezentant Fuel Fight Team był w tamtym czasie o wiele bardziej doświadczony — doczytałem dopisek kończący artykuł. 
Eryk zagwizdał. 
— No, no. Panie Kwiatkowski, chyba pora poprosić o autograf — powiedział z zawadiackim uśmiechem. 
Również odpowiedziałem śmiechem i zszedłem do sekcji komentarzy. Nie było ich za wiele.
„Ale ten z Białego nim jebnął” — głosił jeden z nich. 
„Na farcie się udało temu młodzikowi, Zawada by go rozjebał, jakby się bili przez trzy rudny” — głosił następny, a pod spodem widniała odpowiedź.
„Właśnie było widać jakby go rozjebał. Ten Zawada to taka pizda w boksie, że to cud, że ten Kwiatkowski go na początku nie znokautował” — do tego komentarza też była odpowiedź.
„Sam jesteś pizda”.
„Niby mówią, że nie ważne jak się zaczyna, tylko ważne jak się kończy. Takiego końca to by nawet gwiazdeczki KSW mogłyby pozazdrościć temu Kwiatkowskiemu”. 
„Zobaczymy, jak mu będzie dalej szło”
„On z Białego? To pewnie ćwiczy na ustawkach Jagi” — przy tym komentarzu parsknąłem. 
„Zdecydowanie lepsza walka, niż walka wieczoru”.  
Po przeczytaniu zablokowałem ekran i odrzuciłem telefon gdzieś obok na prześcieradło. 
— Miło się leży i w ogóle, ale chyba powinniśmy się w końcu wygrzebać — stwierdziłem, posyłając przelotne całusy w stronę Eryka.
— O której idziemy? — spytał, mając na myśli restaurację, do której wybieraliśmy się na obiad całą ekipą. 
— Na piętnastą — przypomniałem.
— To jeszcze kupa czasu — odparł z westchnięciem.
— I naprawdę chcesz leżeć do tego czasu? — spytałem rozbawiony.
— Niekoniecznie leżeć — odpowiedział i poruszył dwuznacznie brwiami. 
— Chcesz jeszcze? — zapytałem, udając zdziwienie.
Eryk jedynie potaknął głową rozentuzjazmowany.
No cóż, nie mogłem mu odmówić.
***
Spotkanie w gronie najbliższych osób, którym zależało na moim sukcesie, było niezwykle miłym doświadczeniem. Paru kumpli, trenerzy, Luiza, a nawet mój nowopoznany kumpel Paweł ze swoją dziewczyną i oczywiście Eryk, to była ekipa, która rozumiała mój życiowy cel i wspierała mnie tak, jak mogła. 
Obgadaliśmy po krótce walkę, obiecując sobie, że dogłębnie ją zanalizujemy po którymś z treningów, przedyskutowaliśmy moje opcje na kolejne starcie, trochę pofantazjowaliśmy, co się może stać z moją karierą, pożartowaliśmy, najedliśmy się i po dwóch godzinach zaczęliśmy się rozchodzić. 
Gdy wróciliśmy z Erykiem do domu, postanowiliśmy spędzić resztę dnia przed telewizorem. Może to był mało produktywny sposób spędzania czasu, jednak jutro obydwaj musieliśmy iść do pracy, a takie leniuchowanie na kanapie po intensywnym tygodniu było czymś cholernie przyjemnym. 
— Zrobię nam po kawie, a ty znajdź jakiś film — polecił Demiński i skierował swoje kroki do kuchni. Ja zgodnie z jego wolą zacząłem przeglądać filmweb w poszukiwaniu odpowiedniego filmu. Kiedy czytałem opisy kolejnych produkcji, rozdzwonił się telefon mojego chłopaka. A w zasadzie nie rozdzwonił, a zaczął intensywnie wibrować. Już miałem wołać Eryka, ale po odczytaniu kontaktu postanowiłem odebrać sam. Dzwoniła tylko Alicja.
— Tak? — rzuciłem automatycznie, czekając na reakcję z drugiej strony.
— Cześć, mam nadzieję, że nasz obiad jutro jest aktualny i się nie wycofałeś? — zapytał męski głos, zdecydowanie nie należący do przyjaciółki mojego chłopaka. 
— A kto mówi? — spytałem, marszcząc ze zdezorientowania brwi.
— No… Adrian — usłyszałem odpowiedź i poczułem, jak każda komórka w moim ciele zamarza. 
— Kto? — wycedziłem w złości, mając nadzieję, że się przesłyszałem i to tylko jakieś głupie nieporozumienie. 
— Hmm… Eryk? — chciał się upewnić rozmówca po drugiej stronie. 
— Nie, nie Eryk — powiedziałem, czując wzbierającą się we mnie wściekłość.
— Eee… to ja chyba zadzwonię później — rzucił mężczyzna i pospiesznie się rozłączył. 
Odsunąłem telefon od ucha i jeszcze przez kilka sekund wpatrywałem się zszokowany w jego już wygaszony ekran. 
— Ktoś do mnie dzwonił? — spytał z zainteresowanie Eryk, skinąwszy wymownie na telefon, który trzymałem w dłoni. Postawił dwa kubki na stoliku i przysiadł się obok.
— Alicja — rzuciłem z nutką cynizmu i posłałem mu rozgoryczone spojrzenie przełamane gorzkim uśmiechem.
Wyraz twarzy Eryka diametralnie się zmienił. Spoważniał, popatrzył na mnie z przestrachem i zauważyłem, jak przełknął ślinę.
— Robert… — zaczął ostrożnie, jednak ja przerwałem mu, podnosząc się gwałtownie z kanapy.
— Poważnie, kurwa? — zapytałem z furią, malującą się na mojej twarzy, podnosząc sugestywnie jego telefon, który wciąż trzymałem w dłoni. — Alicja? — dopytałem rozczarowany.
— To nie tak…
— To nie tak jak myślę?! — żachnąłem się, wchodząc mu w słowo. — Wydaje mi się, że to dokładnie tak jak myślę! Ja pierdolę, Eryk! — Nie potrafiłem opanować mojego głosu. Nie potrafiłem nie krzyczeć. — Nie sądziłem, że jesteś aż takim jebanym hipokrytą! — Demiński zacisnął jedynie powieki, najwyraźniej postanawiając przeczekać moją salwę oskarżeń. — Sam mi zasugerowałeś, że mogę cię sprawdzać na każdym kroku, czytać twoje smsy! — przypomniałem mu. — A ty odpierdalasz takie coś?! Zapisujesz sobie jego numer pod imieniem Alicji?! Myślisz, że jestem aż takim kretynem?! 
— To naprawdę nie jest tak, jak myślisz… — wtrącił słabo, ale ja tylko parsknąłem sarkastycznym śmiechem.
— Co ja sobie do kurwy nędzy myślałem, wierząc ci, że nie będzie między wami żadnej interakcji. Faktycznie ze mnie kretyn. Mogłeś mi wmawiać wszystko, co tylko ci przyszło do głowy, a ja jak ten skończony debil ufałem ci bezgranicznie — wyrzuciłem z żalem.
— Nigdy bym cię nie skrzywdził… — zaczął, jednak standardowo mu przerwałem.
— Więc nie umówiłeś się z nim jutro na obiadek? — spytałem sarkastycznie.
Demiński w odpowiedzi przetarł dłonią twarz i westchnął bezradnie.
— Wiesz co? Pierdol się — rzuciłem gorzko i cisnąłem z całej siły jego smartfonem o kanapę. Siła uderzenia jednak była na tyle duża, że urządzenie odbiło się od siedzenia i upadło z impetem na podłogę. Nie wiedziałem, czy wciąż było w jednym kawałku. Nie obchodziło mnie to.
— Robert, dokąd idziesz? — spytał z przestrachem, ignorując swój telefon i idąc za mną do sypialni.
— Jak najdalej od ciebie — wycedziłem, sięgając do szafy po plecak. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić, ale nie zamierzałem zostawać w domu. Nie zdzierżyłbym widoku Eryka.
— Kochanie, proszę, wysłuchaj mnie tylko — poprosił zdesperowanym tonem i położył ostrożnie dłoń na moim ramieniu. Wyrwałem mu się mało delikatnie.
— Nie dotykaj mnie — ostrzegłem. 
— Daj mi tylko minutę — prosił dalej.
— Ponarzekasz sobie jutro Adrianowi — odparłem cynicznie, pakując kolejne rzeczy. Kiedy skończyłem, ruszyłem do łazienki, aby i stamtąd zabrać kilka rzeczy. Eryk, tak jak się spodziewałem, poszedł za mną.
— Robert, błagam… — jęknął żałośnie.
— Zejdź mi z drogi — rozkazałem, kiedy po zabraniu swoich rzeczy chciałem wyjść z łazienki. 
— Proszę — rzucił, patrząc mi z nadzieją w oczy. Odpowiedziałem na jego spojrzenie, wpatrując się w jego błękitne tęczówki odrobinę dłużej, niż bym chciał. Zebrałem się jednak w sobie i pokręciłem przecząco głową.
— Zejdź mi z drogi — powtórzyłem głosem wypranym z uczuć. 
Skapitulował i odsunął się w głąb korytarza. Odwrócił się do mnie tyłem i założył ręce na karku. 
Ja założyłem buty i zabrałem kurtkę z wieszaka, po czym pospiesznie opuściłem mieszkanie, już nie oglądając się na ukochanego. Wolałem dłużej siebie nie torturować. 
Po kilku minutach siedziałem w swojej Toyocie, wyciągnąłem telefon z kieszeni kurtki i wybrałem interesujący mnie numer. 
— No? — powitał mnie beznamiętnym tonem Dawid.
— Hej, słuchaj, mam sytuację podbramkową. — Starałem się ze wszystkich sił, aby mój głos brzmiał w miarę normalnie. Nie chciałem już na wstępie dać po sobie poznać, że byłem zdenerwowany i przygnębiony. 
— Co jest? — spytał odrobinę bardziej zainteresowany. 
— Przekimałbyś mnie dzisiaj? Ewentualnie też jutro? — zapytałem z nadzieją. Dawid był jedynakiem i mieszkał ze swoimi rodzicami. Wiedziałem, że to może być przeszkoda, jednak musiałem spróbować. 
— Coś się stało? — zaniepokoił się.
— Nie chcę mi się o tym teraz gadać. To jak? Mógłbym, czy nie bardzo? — ponowiłem pytanie, wymigując się od odpowiedzi. 
— No spoko, tylko mój stary poszedł do sąsiada, więc wróci napierdolony. Tak tylko ostrzegam — zastrzegł. 
— Nie obchodzi mnie to — powiedziałem szybko.
— No to wbijaj — stwierdził w końcu. 
Odetchnąłem z ulgą, gdy tylko się rozłączyłem. Odpaliłem auto i wyjechałem z parkingu. Dawid mieszkał na osiedlu Mickiewicza, także miałem kawałek do przejechania, ale nie spieszyło mi się jakoś bardzo. 
Znalazłem się w takim miejscu, gdzie nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Było mi tak cholernie źle z samym sobą. Nie potrafiłem ulokować swoich myśli w takim miejscu, abym nie czuł się zdołowany. Każda próba i tak ostatecznie kończyła się bólem w okolicach serca, bo nie potrafiłem wyprzeć z umysł faktu, że Eryk znowu mnie zdradził. Nie wiedziałem, czy w fizycznym sensie również, ale mimo wszystko mnie zdradził. Ufałem mu. Tak zajebiście mu ufałem, a tymczasem dowiedziałem się, że ten po kryjomu umawia się ze swoim byłym kochankiem. I to przez przypadek. Jak zwykle zresztą. Naszła mnie taka nieprzyjemna myśl, że gdybym czasem nie przyłapywał go na kłamstwie, to nigdy bym się o tym nie dowiedział. Wolałem nawet nie myśleć o sprawach, które być może zdołał przede mną ukryć.
Jak długo to mogło trwać? Często się tak widywali? Czy… czy doszło między nimi do czegoś więcej? Byłem tak cholernie zapracowany w ostatnim czasie, że nie zauważyłem nawet najmniejszego znaku, który świadczyłby o tym, że coś jest nie tak. Eryk przecież był taki wspaniały! Tak mnie wspierał i troszczył się o mnie! Czy to wszystko było tylko na pokaz? Czy jedynie usypiał moją czujność, a po kryjomu spotykał się z tamtym i…
A co jeśli, to był kompletnie inny człowiek, niż mi się wydawało? Może był wyrachowanym kłamcą i pierwszoligowym manipulatorem? Czy możliwe, abym przez praktycznie sześć lat życia kochał jedynie wyobrażenie mężczyzny, w które usilnie wierzyłem, że jest rzeczywiste?  
Przecież to nie mogło być prawdą. To był mój Eryk! Wcale nie taki idealny, czasami nieczuły i robiący głupoty, ale przede wszystkim kochający i taki, na którego zawsze mogę liczyć. Może faktycznie to tylko nieporozumienie i powinienem był go wysłuchać? Może istniał jakiś logiczny powód, dla którego spotykał się z tym całym Adrianem? 
Grr!
Głowa pękała mi od myśli. Już nie wiedziałem, co jest prawdziwe, a co sobie tylko wmawiałem.  
Po kilkunastu minutach znalazłem się na właściwej ulicy i zaparkowałem nieopodal klatki, w której mieszkał Jastrzębski. 
Zabrałem plecak, zamknąłem auto i poszedłem w kierunku wejścia. Gdy już dotarłem, zadzwoniłem domofonem, poczekałem kilka sekund, aż wreszcie usłyszałem, jak blokada w drzwiach się zwalnia. 
Dawid mieszkał na pierwszym piętrze, także błyskawicznie dostałem się pod odpowiednie drzwi.
— Właź, nikogo na razie nie ma — zachęcił mnie, kiedy tylko otworzył drzwi. Zdjąłem buty oraz kurtkę i poszedłem za Jastrzębskim do jego pokoju. Mieszkał z rodzicami w całkiem przytulnie urządzonym i sporym mieszkaniu. Oprócz łazienki, kuchni i przestronnego przedpokoju, mieli jeszcze salon i dwa pokoje. Jeden stanowił sypialnię rodziców, a drugi był pokojem Dawida. — Chcesz coś do picia? — zapytał zaskakująco gościnnie jak na siebie. Nie żeby był niegościnny. Po prostu jakoś nigdy nie mieliśmy w zwyczaju silić się w swoim towarzystwie na uprzejmości. Gdy któryś z nas chciał kawę, to sam się obsługiwał, ewentualnie nakazywał temu drugiemu, aby go obsłużył. Dawid chyba wyczuł, że miałem wyjątkowo ponury nastrój i postanowił być ostrożny.
— Nie, dzięki — odparłem smętnie. 
— Okej, jakby co to mów. Matka wyszła akurat z psem, a ojciec poszedł do sąsiada na grilla. Nie pytaj, kto robi grilla pod koniec września. Wiem tyle, że wróci najebany jak szpadel… — starał się mnie zagadywać i wtrącać jakieś anegdotki, a ja jedynie przytakiwałem, kiedy udało mi się wyłapać jakieś pojedyncze słowo. — … kurwa, aż tak źle? — usłyszałem na końcu i popatrzyłem na zaniepokojoną twarz Jastrzębskiego. 
— Naprawdę muszę ci o tym opowiadać? — spytałem z jęknięciem. 
— Nie no, jasne, że nie. Ale wiesz, trochę mnie zaskoczyłeś. To coś z Erykiem, nie? — zgadł, na co tylko skinąłem głową. 
— Pokłóciliście się? — dopytywał. 
— Można tak powiedzieć — uogólniłem.
— No okej, nie będę już wypytywał, jakby co, to możesz się wyżalić — dodał na koniec prześmiewczo i poklepał mnie po ramieniu, aby rozluźnić atmosferę. 
— Dzięki — skinąłem głową. 
Dawid na szczęście zrozumiał moją sytuację i do końca dnia dał mi przestrzeń, mimo iż przebywał ciągle w tym samym pokoju. Wychodził jedynie, aby od czasu do czasu zamienić zdanie z matką i zrobić nam jedzenie. Ja przez całe zajście miałem ściśnięty żołądek i nie byłem w stanie nawet myśleć o przełknięciu czegokolwiek. Jedynie wypiłem dwa kubki herbaty. Poza tym, Jastrzębski zaszył się przed laptopem i chyba w coś grał. Ja za to włożyłem w uszy słuchawki i puściłem pierwszy lepszy utwór, jaki miałem na telefonie, po czym wlepiłem wzrok w okno. 
Dopiero gdy zbliżała się pora spania, pozwoliłem sobie skorzystać z łazienki państwa Jastrzębskich i wziąłem prysznic. Potem wróciłem do pokoju Dawida, w którym ten akurat przygotowywał mi miejsce do spania. Miał bardzo wysokie, jednoosobowe łóżko, które na dole miało wysuwaną szufladę z materacem, gdzie miałem spać.
— Czegoś ci jeszcze trzeba? — spytał, nim sam poszedł do łazienki.
— Nie, dzięki — odparłem, a Dawid zostawił mnie samego. 
Położyłem się na wyznaczonym miejscu i przykryłem szczelnie kocem. W jego pokoju nie było zimno, jednak mimo wszystko czułem nieprzyjemny chłód. 
Eryk dzwonił do mnie dwa razy kilka godzin wcześniej, jednak chyba w końcu dotarło do niego, że nie mam zamiaru odbierać. Napisał mi zatem wiadomość, którą zaczął od przeprosin i w której zachęcał mnie, abym wrócił do domu i go wysłuchał. Oczywiście nic mu nie odpisałem. Cóż, przynajmniej nie rozwaliłem mu telefonu.
***
W Spartakusie byłem przed ósmą, choć tak naprawdę swoją grupę treningową miałem na jedenastą, a jako że ledwo co w sobotę walczyłem, nie musiałem natychmiast wracać do dwóch treningów dziennie.
Mimo wszystko nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Dawid jeszcze spał, kiedy wychodziłem, ale nie miałem zamiaru go budzić. Pożegnałem tylko jego mamę, która krzątała się po kuchni.
Na hali Łukasz akurat prowadził trening boksu z dziećmi. Choć w zasadzie nie był to trening, a bardziej zabawa. Mimo wszystko wyglądało to urokliwie. 
— A ty co tu robisz o tej porze? — zapytał zaskoczony Łukasz, podchodząc do parapetu, na którym siedziałem. Nie byłem nawet przebrany w strój sportowy, a jedynie ściągnąłem buty, bo po matach pod żadnym pozorem nie wolno było chodzić w obuwiu. 
— Pomyślałem, że pogadam z Antkiem o jakichś zajęciach dodatkowych. Wiesz, wakacje się skończyły, kilka grup mi uciekło przez to, a dodatkowo teraz dwa treningi dziennie i żyć za coś trzeba — zmyśliłem na poczekaniu, co w sumie nie było nawet kłamstwem.
— Ale Antek dopiero o dziewiątej będzie — poinformował mnie.
— Poczekam — stwierdziłem.
— To przydaj się na coś i przynieś z kantorka dziecięce rękawice bokserskie — polecił i rozejrzał się po swoich podopiecznych. Były to dzieciaki w wieku od sześciu do dziesięciu lat. Znaczną większość stanowili chłopcy, jednak znalazło się też kilka dziewczynek. 
— Dobra — przystałem na jego polecenie, ciesząc się, że dostałem zadanie, przy którym choć na chwilę zapomnę o dręczących mnie problemach. 
Kiedy to zrobiłem, Łukasz postanowił się mną odrobinę wyręczyć i zaangażował mnie w trening. I tak skończyłem przemieszczając się między dzieciakami i udzielając im co jakiś czas wskazówek. Bokser nie był ze mnie najlepszy, jednak poziom na jakim były szkraby, nie wymagał ode mnie specjalistycznej wiedzy. Moja była wystarczająca. 
Tak zleciał mi czas, dopóki na hali nie zjawił się Antek.
— Chodź, Kwiatkowski, mam do ciebie sprawę — zawołał do mnie, stając w wejściu na salę. Odrobinę się zdziwiłem, jednak mimo wszystko posłusznie skierowałem się za trenerem do jego biura.
— Co jest? — spytałem zaintrygowany. Cholernie potrzebowałem teraz uwagi. Gdy zostawałem sam, to zaczynałem myśleć, a gdy zaczynałem myśleć to… ech. 
— Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia — zaczął, na co uniosłem pytająco brew.
— To znaczy?
— Mój znajomy jest policjantem i ma syna, którego ostatnio pobili czy coś. Nie dopytywałem, ale to nie jest najważniejsze. Pytał, czy nie udzielamy w klubie jakichś indywidualnych lekcji, bo chciał go zapisać, żeby chłopak nauczył się bronić — wyjaśnił. 
— A nie chce się po prostu zapisać do którejś sekcji? Przecież zaraz na początku października otwieramy kurs jiu jitsu dla początkujących — przypomniałem. 
— Pytał o lekcje indywidualne. Od razu pomyślałem o tobie. Bardziej ci się to opłaca niż kurs. Jakbyśmy znaleźli ci jeszcze ze czterech takich interesantów, to mógłbyś zarabiać tyle co w wakacje — wytłumaczył mi.
— Nie no jasne, że się zgadzam. Dla mnie mniej roboty i kasa większa — przystałem natychmiast na propozycję. 
— No to dobra, zadzwonię do niego potem i powiem, żeby przysłał do nas syna — zapowiedział, a ja przytaknąłem i już miałem wychodzić, kiedy Antek nagle mnie zatrzymał. — Ej, Robert, a co ty tu robisz tak wcześnie? — zapytał mnie zaintrygowany.
— Aaa… no bo właśnie chciałem pogadać z trenerem o tym, jak mogę sobie dorobić — zauważyłem sprytnie. 
— Aha. Dobra. Trzeba powiedzieć Grześkowi, żeby na facebooku napisał ogłoszenie, że udzielamy w klubie indywidualnych lekcji samoobrony — stwierdził. Grzesiek odpowiadał za prowadzenie naszego fanpejdża.
— To mu powiem, jak dzisiaj przyjdzie — zaoferowałem.
— Okej, to możesz zmykać — pozwolił mi odejść. 
Faktycznie zmyłem się do szatni i zacząłem przygotowywać się do własnych zajęć. Wskoczyłem w gi, na stopy założyłem klapki i z powrotem ruszyłem na maty. 
Poprowadziłem kolejny trening, który pozwolił oderwać mi myśli od prywatnych problemów, lecz po jego zakończeniu, znowu byłem zdany na bombardujące mnie z prędkością światła przygnębiające myśli.
Potem poprowadziłem jeszcze dwa treningi i byłem wolny. A była dopiero piętnasta. 
Po prysznicu, załatwieniu paru formalności, po rozmowie z Antkiem i Grześkiem, opuściłem halę. Wsiadłem do samochodu i dopiero sięgnąłem po wyciszony telefon, którego unikałem jak ognia przez cały dzień. 
Znowu miałem kilka nieodebranych połączeń od Eryka. I kilka wiadomości.
Od Eryk: „Przepraszam, wiem, że jesteś wściekły, ale daj mi chociaż znak, że żyjesz”
Od Eryk: „Robert, błagam. Wyślij mi chociaż kropkę, bo odchodzę od zmysłów, nie wiedząc co się z tobą dzieje”
Od Eryk: „To nie fair, że mnie ignorujesz. Nawet nie wiesz, co się stało!”
Od Eryk: „Proszę, chcę tylko porozmawiać…”
Parsknąłem pod nosem i przetarłem twarz dłońmi. 
Chciał się tłumaczyć? No to proszę bardzo. 
Niewiele myśląc, wyjechałem z parkingu i ruszyłem w kierunku Nowego Stoczku. Zamierzałem się z nim skonfrontować. 
Kochałem go do szaleństwa, ale nie mogłem pozwolić, aby robił ze mnie naiwniaka.
Obiecałem sobie, że jeżeli w trakcie tej rozmowy przyłapię go na kłamstwie, to z nami koniec. 
***
Mieszkanie było puste, jednak nie zdziwiło mnie to, bo było zbyt wcześnie, aby Eryk wrócił z pracy. Miałem zatem kilkadziesiąt minut na poukładanie w głowie myśli i zastanowienie się nad argumentami do nadchodzącej kłótni. 
Bałem się, że wystarczy jedno spojrzenie Demińskiego i znowu zacznę wierzyć w każde jego słowo. To znaczy… bardzo chciałem, aby tak się stało. Chciałem mu ufać, jednak wpierw musiałem zdobyć jakieś solidne dowody, że mnie nie oszukuje. Nie zniósłbym drugiego zawodu. Nie potrafiłbym już wrócić do tego co było.
Byłem zdeterminowany do poważnej rozmowy, z nastawieniem, że wyciągnę z Eryka wszystko, co do tej pory mógł przede mną ukrywać. Z drugiej strony, gdzieś z tyłu głowy przebijała mi się myśl w stylu „proszę, nie złam mi serca”. 
Eryk nie był tylko moim chłopakiem. On stał się częścią mojego życia. Już ten jeden dzień rozłąki pokazał mi, że nie za bardzo wiem, jak bez niego funkcjonować. Nie miałem gdzie się podziać, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić i najogólniej rzecz ujmując, nie ogarniałem życia. 
To on gotował, opłacał rachunki, sprzątał, podpisywał umowy i robił setki innych rzeczy, które wymagały wytężenia intelektu. Ja głównie odpowiadałem za zarabianie pieniędzy, bo mimo iż nie było ich dużo, to zdecydowanie miałem większy wkład niż to, co Eryk zarabiał ze stażu. Nawet gdy jeździłem po zakupy, to i tak zawsze on zapisywał mi na kartce, co mam kupić. 
Mogło to brzmieć strasznie, ale bez niego czułem się trochę… niesamodzielny. Potrzebowałem go, aby mój dzień mijał według ustalonego przeze mnie planu. 
Nienawidziłem bezradności i bezczynności. Co prawda w takich kryzysach uruchamiał się we mnie pracoholizm, bo to był mój sposób, aby odciągnąć niechciane myśli, jednak i tak zawsze nadchodził ten moment, gdzie trzeba było wrócić do domu. Nie chciałem wracać do pustego mieszkania, wiedząc, że nikt tam na mnie nie czeka i resztę dnia spędzę sam jak palec, zastanawiając się „co by było, gdyby”. 
Im bliżej była pora, o której Eryk miał w zwyczaju wracać z biura, tym bardziej zaczynałem się denerwować. W gardle czułem nieprzyjemną gulę, a moje tętno przyspieszyło. 
Może jednak nie warto było tego rozgrzebywać? Może lepiej zwyczajnie powiedzieć mu, żeby się wytłumaczył, tak jak obiecywał i pozwolić, aby nakarmił mnie pięknymi kłamstwami? To zrobi ze mnie nieświadomego idiotę, który świadomie unika prawdy, jednak przynajmniej będę szczęśliwym idiotą z chłopakiem przy boku. Po co mi prawda, skoro może tylko przynieść zawód, smutek i nieodwracalne zmiany? 
Mój wewnętrzy tchórz zaczynał przejmować kontrolę, ale czas upływał, a Eryk nie wracał. Więc i tchórz zaczął się wycofywać. 
Dochodziła siedemnasta, więc o tej porze Demiński już dawno powinien był wrócić. 
Jednak nie wrócił. 
Boże, czy to było możliwe, że po wczorajszej kłótni nic sobie nie zrobił z mojego wybuchu złości i poszedł na ten jebany obiad z facetem, który już raz go uwiódł? 
Czy aż tak niewiele dla niego znaczyłem, że nie obeszło go, że nasz związek się sypie i wolał spędzić popołudnie z kimś innym? 
Gdy dochodziła osiemnasta, opuściłem mieszkanie. 
Chyba dostałem swoją odpowiedź. Zdecydowanie nie była to odpowiedź jakiej oczekiwałem, jednak była dosyć jednoznaczna. 
Eryk zdecydował. 
________________

Ojej. Co ten Eryk ;(
Dałam chłopakom spokój przed walką Roberta, ale ktoś z Was dobrze przewidział, że pewnie coś się spieprzy po walce. No i się spieprzyło. 
Cóż, wielu czytelników i tak już było bardzo podejrzliwych w stosunku do Demińskiego, a przy obecnych okolicznościach raczej nie poprawił swojego wizerunku. Nie ukrywam, że jestem cholernie ciekawa, co teraz sobie myślicie o tej sytuacji. 
Robert powinien dać szansę Erykowi i go wysłuchać, czy powinien sobie odpuścić i ruszyć na przód bez niego?
Pozdrawiam!

8 komentarzy:

  1. Jeśli Eryk nic nie zrobił i nie zamierzał czegoś zrobić z Adrianem-od rozmowy jak koledzy do zdrady to po sensownym wytłumaczeniu dlaczego miał się z nim spotkać i dlaczego ukrywał jego numer jakoś ‘wybaczę’ ale nie będę wierzyła we wszystko co mówi.Może na tym spotkaniu Eryk miał rozjaśnić jakie między nimi będą relacje albo Adrian ma na coś na niego.A jeśli był na tyle głupi to Robert nie powinien dać mu kolejnej szansy.Chyba lepiej pocierpieć trochę po rozstaniu-może teraz udałoby się.Niż czekać na kolejny wybryk.Miłość jest taka skomplikowanaXDDD I najlepiej poczekać na kolejny rozdział.‘To nie fair, że mnie ignorujesz’ no jaki młot z niego haha nie stwarza się takich niejasnych sytuacji.Chciałabym przeczytać tłumaczenia Eryka z jego perspektywy, a jeśli nie tłumaczenie to coś innego byle dowiedzieć się co mu w głowie siedzi.Może wcale to nie będzie potrzebneXD Oby Kwiatkowski zdobył rozgłos przez wygrane walki oczywiście.Nie mogę się doczekać jakiś zawodów, serio :D Mam nadzieję, że komentarz nie jest na tyle koszmarny, że nie można nic zrozumieć.Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nie mam problemów z rozumieniem Twoich komentarzy :D
      Eryk z pewnością ma jakieś wytłumaczenie. Okaże się, czy będzie na tyle wiarygodne, aby Robert mu uwierzył i dał szansę.
      Rozdział z perspektywy Eryka byłby dla mnie z pewnością wyzwaniem do napisania. Na pewno musiałabym poświęcić o wiele więcej czasu na napisanie tekstu z perspektywy innego człowieka. Pomysł ciekawy, także kto wie, może kiedyś :D
      Mam w głowie juz cały plan tego jak ma się potoczyć kariera Roberta, także z pewnością będzie tu jeszcze sporo sportowych wrażeń :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. CZY MOGĘ SIĘ ZABIĆ
    Nieee, tym razem nie chodzi o Eryka, po nim pojadę za chwilę XD
    Pisałam komentarz przez pół godziny albo i dłużej, a to skubane gugl plus mnie nie zalogowało i się usunął XD (ten wstawiam chyba piąty czy szósty raz, więc szczerze mówiąc - dostałam lekkiego wkurwu XD)
    Także bardzo przepraszam, ale chyba trochę się streszczę, bo nie mam już czasu, a potem zapomnę, co chciałam napisać XD
    Więc tak, pierwszym (dość poważnym) problemem jest postać Eryka. Proszę nie odbieraj mojego komcia jako atak czy coś, ale serio... jak na kogoś komu mamy kibicować w związku z głównym bohaterem, to zdecydowanie za słabo go znamy. Ja ledwo bym mu wymyśliła z pięć takich podstawowych cech (ambitny, ironiczny, czy coś w tym stylu). A ludzie nie składają się tylko z takich sztywnych określeń, że są np mili albo szczerzy. Nic nie wiemy o jego lękach, nadziejach na przyszłość, jakimś ulubionym jedzonku czy jakie lubi wzorki na ubraniach... (jeśli coś z tego było to sorki, że przeoczyłam XD). Jeśli mają być razem, to mam nadzieje na karakter dewelopment, bo bez tego to trochę mi wisi z kim będzie Robert (byle był szczęśliwy, on tak bardzo zasługuje na szczęście ;-; ).
    A o zasadzie nierozerwalności głównych par przekonałam się ostatnio kilkukrotnie i to dosyć boleśnie, więc nie liczę pod tym kątem na zbyt wiele... mam nawet nadzieje, że do Roberta nikt nie zacznie podbijać, bo na 100% będę mocno szipować. Ja już tak mam ;_;
    Drugim problemem jest to, że nie mam pojęcia jak skomentować obecne wydarzenia XD tzn chyba już z samego opisu można było wywnioskować, że dojdzie do jakiejś takiej sytuacji, ale serio nie wiem XD
    Chociaż obstawiam, że będą na końcu tugeder forewer xd za długo są razem i Robert za bardzo kocha Eryka, żeby było inaczej. Acha, no i mamy już 11 (?) rozdział. To chyba już przekreśla szanse hipotetycznego (już prawdziwego) truloffa XD
    Chciałam napisać coś jeszcze, ale mi uciekło :’)
    O
    Achaaa, opis walki w poprzednim rozdziale był miejscami bardzo erotyczny hehe ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Ja nie wątpię, że to był zabieg celowy, w końcu mój umysł jest sam z siebie nieskalany jakąkolwiek nieczystą myślą, więc nie mogło być inaczej xdd
    Mam nadzieję, że mnie nie znielubisz przez to, co napisałam o Eryku ;-; w każdym razie pozdrawiam cieplutko i życzę duuużo weny <3
    ~ naprawdę nie mam już czasu sprawdzać tego komentarza, także przepraszam że brzmi tak źle i są w nim błędy... ale wos ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, znam Twój ból. Dlatego teraz jak piszę jakiś dłuższy komentarz, to przed publikacją go zaznaczam i kopiuję tak na wszelki wypadek, jakby właśnie coś miało pójść nie tak - taka porada :D
      Co do drugiej (zasadniczej) części komentarza. Hmm... aż nie wiem co napisać. W sensie - nie mam absolutnie żadnych problemów z tym, że nie przepadasz za postacią Eryka - od nikogo tego nie wymagam i nawet nie mam takich zamiarów, aby kreować go na lubianą postać. Ja tam go lubię, ale to już inna kwestia :D
      Mogłabym zacząć teraz tłumaczyć, dlaczego prowadzę jego postać tak, a nie inaczej... ale spoilery :D
      Mogę chyba tylko jedynie zdradzić, że moją intencją nie było, aby czytelnicy "shippowali" Roberta i Eryka. W sensie, aby od pierwszego rozdziału zakładali, że są nierozerwalni. Może to jest ta prawdziwa miłość na cale życie, a może właśnie w tym momencie zakończyłam ich związek - to się wyjaśni.
      Ale muszę przyznać, że jak teraz patrzę na opublikowane rozdziały, to faktycznie trochę mało zajmowałam się rozwojem Eryka xD A to wszystko dlatego, że cholernie mi się przeciągnęła akcja. Zaczynając pisać, zakładałam że zamknę sie w trzydziestu rozdziałach. Tymczasem mamy jedenasty rozdział, a Robert dopiero stoczył pierwszą walkę... To będzie długie opowiadanie :D
      Dobra, bo teraz ja się niepotrzebnie rozpisałam.
      W każdym razie, mam nadzieję, że w najbliższych rozdziałach dam Ci powody do polubienia, albo ostatecznego znielubienia Eryka ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Wiedziałam, no po prostu wiedziałam. Nie to, że się cieszę, ale to wisiało w powietrzu. Nawet jeśli Eryk będzie miał świetne wytłumaczenie, to co zrobił sprawia, że zniszczył zaufanie. Jeśli od początku nie miałby nic na sumieniu należało powiedzieć, że musi się z nim zobaczyć, bo coś tam i przede wszystkim zapisać jego numer właściwie. Sam fakt takiego rozegrania tej sprawy mówi jasno, że coś jest na rzeczy i on nie jest w porządku. Osobiście nie uwierzyłabym mu teraz w ani jedno słowo. Po tym rozdziale czeka się na następny jeszcze szybciej niż zwykle. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba przyznać, że Eryk ma jakiś dziwny system "załatwiania spraw". Mając na względzie swoją zdradę, faktycznie powinien uważać na swoje czyny, jeżeli nie chce stracić zaufania Roberta. Z jakiegoś powodu jednak robi coś zupełnie innego.
      Może jest jakieś wytłumaczenie, a może Eryk po prostu ma coś na sumieniu i podejrzenia Roberta się sprawdzą.
      Mam nadzieję, że czekanie się opłaci :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. No chyba ich coś przemaglowało. Zaczynam się denerwować co będzie dalej.:-)

    OdpowiedzUsuń