22 lipca 2017

Prolog


„Na początku była osobliwość. Jeden niezwykle mały punkt, o nieskończenie wielkiej gęstości i energii. Miejsce wymykające się poza ramy naszego rozumienia…”*

— Czy wiesz, czym jest osobliwość? — zapytałem pewnego razu, gdy staliśmy do pasa w wodzie w jednym z mazurskich jezior. Była ciepła, sierpniowa noc Perseidów, a perfekcyjnie czyste niebo umożliwiało podziwianie spektaklu, jaki rozgrywał się w atmosferze. 
Eryk spojrzał na mnie początkowo zaskoczony tym pytaniem, jednak po chwili zmarszczył brwi, wyraźnie zastanawiając się nad tym, jak powinien odpowiedzieć, wodząc przy tym ostrożnie dłonią po tafli spokojnej wody. 
— No nie wiem, coś unikatowego? Wyjątkowego? Szczególnego? Dziwnego? — wymieniał wszelkie synonimy, jakie tylko mu się nasunęły. 
Zaśmiałem się cicho, po czym pstryknąłem palcami w wodę w taki sposób, że niewielka mgiełka zaatakowała jego ciało. Natychmiast odpłacił się tym samym, tylko że w mniej finezyjny sposób.  
— To też, ale miałem na myśli osobliwość w sensie astronomicznym — sprecyzowałem. 
— Nie znam się na astronomii. — Westchnął, wzruszając przy tym ramionami, po czym obydwaj skierowaliśmy swoje głowy instynktownie w niebo, kiedy kawałek kosmicznego gruzu spłonął widowiskowo gdzieś w termosferze.  
— Osobliwość to taki mały punkt, w którym wszystko co znamy, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie ma czasu, przestrzeni… Jest tylko nieskończona grawitacja — wyjaśniłem swój punkt widzenia.
— Fascynujące… — mruknął z dozą sarkazmu, a ja mimo małej widoczności byłem niemal przekonany, że posłał mi spojrzenie pełne politowania. 
— Wiesz, co jest najbardziej fascynujące? — zapytałem niezrażony, a kiedy Eryk mruknął coś na znak potwierdzenia, kontynuowałem. — Że nikt jej nie widział. Wiemy, że istnieje, ale nie jesteśmy w stanie jej zobaczyć — mówiłem dalej.
— To skąd niby wiemy, że istnieje? — W końcu wykazał zainteresowanie.
— A skąd wiesz, że cię kocham? — odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
— Bo… bo tak czuję — odparł w pewnym momencie zakłopotany. Zdecydowanie nie spodziewał się mojej filozoficznej rozkminy. Nic dziwnego, z filozofią miałem tyle wspólnego, co ruskie pierogi z Rosją.
— No właśnie. Tak samo jest z osobliwością. Jej niewyobrażalna grawitacja sprawia, że obserwujemy zmiany, jakie wywiera na otoczeniu. Czujemy jej obecność — zobrazowałem. 
— To zabrzmiało złowieszczo — stwierdził, wychodząc jeszcze kilka kroków na przód, co sprawiło, że zostałem w tyle. 
Zresetowałem się na moment, kiedy stał tak spokojnie, wpatrując się w noc. Ciemna woda dookoła niego wyglądała groźnie, ale on nie wyglądał na zaniepokojonego. Po prostu patrzył stoicko w smugi gazu, wytworzone przez meteory, jakby zupełnie niezafrasowany toczącą się nad naszymi głowami kosmiczną batalią. 
Bezksiężycowa noc uniemożliwiała mi, abym w pełni go widział, jednak światło gwiazd, które odbijało się w jeziorze, pozwalało mi zaobserwować jego posturę.
Mimo iż go nie widziałem, wiedziałem, że tam jest. Przyciągał mnie.
— Ej ty, astronom. — Wyrwał mnie w pewnym momencie z letargu. — Co tak nagle zamilkłeś? 
— Myślałem o czarnych dziurach — odparłem zgodnie z prawdą. A przynajmniej po części. Po prostu do tego zmierzałem od samego początku rozmowy.
— To sprośne. — Usłyszałem jak zaśmiał się szelmowsko. 
— Co? — zdziwiłem się, jednak wystarczyła sekunda i zorientowałem się, jak to odebrał. — Miałem na myśli takie prawdziwe czarne dziury — wytłumaczyłem, po czym bardzo wolno ruszyłem w jego kierunku. 
W międzyczasie Eryk odwrócił się w moją stronę.
— Co z nimi? — zapytał delikatnie rozbawiony moim nagłym zainteresowaniem zjawiskami występującymi we wszechświecie.
— Wszystko co znajdzie się za blisko czarnej dziury, zostanie przyciągnięte przez jej grawitację. Materia zaczyna krążyć wokół niej, aż w końcu po kawałku zostanie bezpowrotnie wciągnięta pod horyzont zdarzeń — tłumaczyłem, przybierając ton lektora, który komentuje filmy dokumentalne i w miarę wypowiadanych słów zataczałem koła wokół Eryka. Zupełnie jakbym krążył po jego orbicie. 
— Jak na studenta AWF-u wiesz zaskakująco dużo o czarnych dziurach — stwierdził wymownie, po czym prowokacyjnie ochlapał mnie wodą. 
Ja jednak niewzruszony krążyłem dalej, z obwodu na obwód zacieśniając orbitę.
— Czarne dziury to moja specjalność — stwierdziłem, nie mogąc powstrzymać się przed choć jednym żartem odnośnie tych obiektów. No błagam, to przecież już z samej nazwy prosiło się o dwuznaczny komentarz. 
— Nie wątpię — przyznał z ironią.
— A wiesz, co jest pod horyzontem zdarzeń? — zapytałem, siłując się na tajemniczy ton.
— Pewnie mnie zaraz uświadomisz — strzelił, wodząc za mną wzrokiem. 
Zrobiłem dłuższą przerwę, aby nadać nadchodzącej odpowiedzi odpowiedniej mocy.
— Osobliwość — wyszeptałem odkrywczo do jego ucha. 
Eryk nie odzywał się.
— Słyszę, jak przewracasz oczami — powiedziałem ze śmiechem, bo mogłem sobie dać rękę uciąć, że to właśnie zrobił.
— Jeżeli myślisz, że zaimponujesz mi jakimiś pierdołami, których naoglądałeś się na Discovery, to wiedz, że musisz się bardziej postarać — odpowiedział w końcu ironicznie, co było dla niego takie typowe.
— Nie chcę ci zaimponować, siłuję się na romantyzm — zdradziłem swój misterny plan.
— Coś ci nie wychodzi — skarcił mnie.
— Zmierzam do tego — odparłem w swojej obronie.
— Zmierzaj szybciej.
— Buduję napięcie.
— No to proszę, zwal mnie z nóg swoim romantyzmem — poprosił, a jego ton głosu ociekał cynizmem. 
— Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś moją czarna dziurą — powiedziałem w momencie, w którym okrążyłem go po raz ostatni, stając na tyle blisko, że nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą.
— Czy ty właśnie nazwałeś mnie czarną dziurą? — zapytał, a w jego głosie słyszałem ostrzeżenie, jakby dawał mi ostatnią szansę na zmianę zdania. 
— Jesteś moją osobliwością — doprecyzowałem niezrażony. — Gdy tylko wpadłem na twoją orbitę, wiedziałem, że nie ma już dla mnie odwrotu. Przyciągnąłeś mnie tak blisko, że już żadna siła mnie nie oderwie. Nawet gdy nie ma cię obok, czuję twoją obecność. Nie masz początku ani końca, zupełnie, jakbyś był zawsze. Nie ważne, gdzie poniesie nas życie. Wiem, że twoja grawitacja zawsze mnie przyciągnie.
Gdy skończyłem, poczułem dłonie Eryka, które chwytają mnie po bokach twarzy, a następnie jak jego usta stykają się z moimi.
— Ja pierdole, to było takie głębokie — usłyszałem po skończonym pocałunku.
— Jak czarna dziura? — podpowiedziałem, co spowodowało, że parsknął śmiechem prosto w moją twarz.
Zaśmiałem się głośno, po czym ułożyłem swoje dłonie na jego lędźwiach i przyciągnąłem go do uścisku. 
— Robert Kwiatkowski romantykiem. Świat się kończy — podsumował, kiedy zdołał się trochę opanować.
— A wiesz, że istnieje teoria, według której wszyscy żyjemy w czarnej…
— Wystarczy na dzisiaj czarnych dziur — przerwał mi tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Chodź na pomost pooglądać spadające gwiazdy — zarządził, zerwał kontakt fizyczny między nami, po czym ruszył w kierunku brzegu, łapiąc mnie przy tym za rękę.
— Tak naprawdę to nie są spadające gwiazdy, tylko… — Zamilkłem natychmiast, kiedy Eryk gwałtownie się zatrzymał i spojrzał na mnie. Nie byłem w stanie dostrzec tego spojrzenia, ale byłem pewny, że mogło ono wyrażać coś w stylu: „Przestań, w tej chwili”. — Chodźmy pooglądać spadające gwiazdy — odparłem posłusznie i dopiero wtedy mój chłopak wznowił marsz.
Mieliśmy zaledwie po dwadzieścia lat, a nasz związek nie trwał nawet roku. Jeszcze wtedy tak naprawdę nie miałem pojęcia, że moje kreatywne porównanie miłości do astronomicznego fenomenu zwanego osobliwością sprawi, że faktycznie niewidzialna grawitacja będzie mnie trzymać przy Eryku już zawsze. Bez względu na to, jak potoczy się nasze życie.

___________
*http://www.kwantowo.pl/2012/10/19/byla-sobie-osobliwosc/ 

1 komentarz:

  1. O matko, to dopiero grawitacja, ale jakieś mały bum może wyrwać kogoś z horyzontu zdarzeń:-)

    OdpowiedzUsuń