29 października 2017

Rozdział 14

Odkrywając granice możliwości.

Sen przyniósł fizyczną regenerację, jednak psychicznie czułem się dokładnie tak samo, jak zeszłego wieczora. Gdy się obudziłem, Eryka nie było obok. Słyszałem jedynie ciche krzątanie gdzieś z głębi mieszkania.
Sięgnąłem po telefon i dojrzałem, że jest w pół do ósmej. Podniosłem się i instynktownie postanowiłem zlokalizować mojego chłopaka. Chciałem wiedzieć, w jakim był humorze, zanim wyjdzie do pracy.
— O, już nie śpisz — zauważył, kiedy pojawiłem się w progu kuchni. Akurat zmywał kubek, zapewne po kawie. 
— Chciałem cię zobaczyć, nim wyjdziesz — wyznałem szczerze jeszcze zaspanym głosem. Posłał mi delikatny uśmiech. 
— Wrócę dziś wcześniej — wyjawił. — Musze tylko coś dokończyć i się urwę — dodał, a ja doskonale zrozumiałem ukryty przekaz. „Wrócę wcześniej, bo musimy poważnie porozmawiać. I to będzie bardzo poważna rozmowa, bo zamierzam nawet w tym celu wyjść wcześniej z pracy”.
— Okej, o której będziesz? — spytałem zwyczajnie. 
— Postaram się wrócić gdzieś o dwunastej. Myślę, że szef nie będzie robił problemów — dodał konwersacyjnym tonem. Chyba obydwaj bardzo nie chcieliśmy poruszać drażliwego tematu, tuż przed wyjściem Eryka. Jego zniknięcie na kilka godzin w trakcie być może najpoważniejszej rozmowy w naszym związku, niekoniecznie dobrze rokowało. 
— Ja też skoczę do Spartakusa. Może dzisiaj Antek mnie nie wyrzuci — wyjaśniłem, parskając cicho na końcu. — Też wrócę do dwunastej — dodałem.
Wymieniliśmy jeszcze kilka formalnych zdań i Demiński w końcu opuścił mieszkanie. Sam postanowiłem wskoczyć pod prysznic, zjeść coś, włączyć telewizor, aby nieznośna cisza nie prowokowała moich myśli i koło dziewiątej ruszyć na halę. Nie mogłem siedzieć bezczynnie. Już wiedziałem, że takie nic nierobienie było przepisem na wyciąganie daleko idących i zdecydowanie pochopnych wniosków z… w zasadzie to ze wszystkiego.  
Przez cały poranek skupiałem się na tym, aby być w ciągłym ruchu. Krzątałem się po mieszkaniu, wyczekując pory, w której powinienem z niego wyjść i starałem się przy tym nie nakręcać. Ten kto powiedział, że myślenie nie boli… cóż, wiedział gówno w takim razie. Myślenie potrafiło boleć i byłem tego żywym przykładem. Niczego w tej chwili nie pragnąłem tak bardzo, jak tego, żeby w jakiś magiczny sposób wyłączyć swoje myśli, bądź w ostateczności móc chociaż nadać im bieg. Ale nie. Mój mózg wiedział swoje. 
Koło dziewiątej zebrałem swoje rzeczy i niemal z ulgą opuściłem mieszkanie. Po drodze na halę starałem ze wszystkich sił skupić się na tekstach piosenek, które akurat leciały w radiu. 
Udało mi się dotrzeć na Bojary, gdzie swoją siedzibę miał Spartakus, bez zbytniego uszczerbku na zdrowiu psychicznym. Pozostawało mi teraz liczyć, że Antek mnie nie wywali jak ostatnio i swoją uwagę z piosenek przeniosę na trening, który miałem w planach zrobić. Z drugiej strony napisałem Łukaszowi, że mam zamiar wpaść, więc pewnie poinformował trenera.
— Dzień dobry — rzuciłem niepewnie, wchodząc do pokoju Antoniego. 
— O, Robert — zaczął neutralnym tonem. — Lepiej się dzisiaj czujesz? 
— Tak, jest już w porządku — zaznaczyłem szybko. Nie mogłem mu przecież zacząć tłumaczyć, że dopiero się okaże, czy jest w porządku. Antek był równym gościem i mieliśmy dosyć luźne stosunki, jednak mimo wszystko był moim pracodawcą i z pewnością nie zamierzał wysłuchiwać mojego lamentu o tym, jak mój ukochany prawie złamał mi serce.
— Zająłem się twoimi grupami — poinformował mnie.
— Dziękuję, domyślałem się, że zostawiłem podopiecznych w dobrych rękach — przyznałem nieśmiało.
— Na pewno dasz już sobie radę? — Popatrzył na mnie nieprzekonany.
— Tak szczerze, to wolałbym zacząć od jutra. Muszę coś dzisiaj załatwić… ważnego — skończyłem płasko. — Przyjechałem zrobić trening — dodałem.
— Może weź sobie wolne do końca tygodnia, co? — zasugerował.
— Nie, nie. Jutro będę już zwarty i gotowy. Poza tym, pytał trener o tego chłopaka, co chciał treningi indywidualne? — zmieniłem szybko temat, aby Antek dłużej nie naciskał. 
— Tak. Powiedziałem mu wstępnie, że zajmiesz się nim w piątek, ale możemy to przesunąć…
— Piątek brzmi idealnie — wszedłem mu w słowo.
— No dobra, to spadaj, Łukasz już na ciebie czeka — powiedział, na co ja tylko skinąłem głową i już miałem kierować się do szatni, kiedy Antoni niespodziewanie mnie zatrzymał. — Robert? 
— Tak? — Odwróciłem się zaciekawiony.
— Nie wiem, co się u ciebie dzieje, ale ogarnij to. To nie pora na dramaty. Całkiem możliwe, że będziesz walczył jeszcze w grudniu, więc musisz się skupić przede wszystkim na tym — upomniał mnie.
— Tak zrobię — obiecałem, po czym ostatecznie się pożegnaliśmy i poszedłem do szatni.
***
Trening boksu okazał się świetną alternatywą dla zabicia myśli. Włożyłem w niego tyle siły i pasji, że momentami Łukasz musiał mnie stopować, bo wręcz mnie ponosiło i okładałem tarcze, które trzymał w rękach, bez opamiętania. 
Gdy wróciłem do mieszkania, dochodziła dwunasta. Ku mojemu zaskoczeniu Eryk już tam był. Niby wiedziałem, że zamierzał wrócić, jednak spodziewałem się, że będę pierwszy. 
— Jak tam w klubie? — zagadał niezobowiązująco, kiedy znalazłem go w kuchni. Układał jakieś warzywa na blaszce. — Robię obiad — dodał.
— W porządku, będę miał indywidualnego ucznia, także wpadnie nam kasa — zacząłem od dobrej wiadomości.
— O, no to super.
— Taa… Muszę znaleźć jeszcze kilku i będę miał całkiem przyzwoitą wypłatę. — Parsknąłem.
— Trzeba powiedzieć Luizie. Ona poleci cię jakimś swoim koleżankom i jeszcze okaże się, że będziesz musiał zrobić limit miejsc — odpowiedział żartobliwie.
— Nie wiem, czy zniósłbym więcej lasek pokroju Luizy — rzuciłem, na co Eryk tylko się zaśmiał. To mogło zabrzmieć dosyć wrednie, jednak wiedziałem, że mój chłopak nie potraktował tego jako próbę obrazy jego siostry. Wiedział dokładnie, co miałem na myśli.
— Dobra, teraz musi się upiec i będziemy mogli jeść — poinformował mnie, kiedy wstawił blaszkę do piekarnika. — Wolisz do warzyw ryż czy jakąś kaszę? — zapytał. 
— Może być kasza, byleby nie gryczana — zastrzegłem, na co Eryk tylko przytaknął. 
Po tej ostrożnej i grzecznej rozmowie uznałem, że w kuchni nie ma dla mnie miejsca i  poszedłem do salonu. Rozsiadłem się na kanapie i sięgnąłem do stolika po jakąś gazetę, która leżała na nim chyba od tygodnia, jednak ignorowałem ją do tej pory. Już po przeczytaniu tytułu nie miałem wątpliwości, czego czasopismo dotyczy. Tytuł „Zawód: Architekt” nie pozostawiał zbytniego pola do popisu dla wyobraźni. A niby architekci to tacy kreatywni ludzie. Nie mogli wymyślić jakiejś bardziej chwytliwej nazwy? Kiedy otworzyłem na losowej stronie i przeczytałem nagłówek przykładowego artykułu, natychmiast je zamknąłem. Tak, byłem podenerwowany i próbowałem to ukryć na wszelkie możliwe sposoby, jednak nie zamierzałem w tym celu czytać o markizach do okien pionowych. 
Eryk zdecydowanie nie miał pojęcia o jiu jitsu czy sztukach walki w ogóle, ale ja wcale nie byłem lepszy. Nie miałem zielonego pojęcia, czym tak naprawdę zajmuje się mój chłopak. Pojęcie „architekt” było dosyć szerokie, a ja wiedziałem tyle, że Eryk specjalizuje się w architekturze krajobrazu i z tego co wspominał, aktualnie pracował nad jakimś projektem, w którym miał za zadanie przekształcić fragment parku w przestrzeń bardziej przyjazną dla osób uprawiających sport na świeżym powietrzu. Na tym moja wiedza się kończyła. 
— Za pół godziny będziemy mogli jeść — uświadomił mnie Eryk, siadając obok, jednak zachowując pewien dystans. Przytaknąłem jedynie i zapadło między nami chwilowe milczenie.
— Jak tam Adrian? — zacząłem z zaciekawieniem. 
— Nie było go dzisiaj w biurze — odpowiedział. — Zresztą wcale mu się nie dziwię. Jakbym tak dostał, też bym się ludziom na oczy nie pokazywał — dodał, parskając.
— Bez przesady, aż tak mocno go nie obiłem — odparłem obronnie.
— Ćwiczysz zawodowo sporty walki, wcale nie musiałeś go mocno obijać, aby go tak urządzić — wyjaśnił mi.
— Zasłużył sobie — stwierdziłem z pełnym przekonaniem i skupiłem swoją uwagę na dłoniach, a konkretnie na poobcieranych knykciach. To był w sumie widok powszedni, bo czasami bandaże i rękawice mimo wszystko nie były w stanie zamortyzować uderzeń. No ale cóż… pobicie Adriana też miało wpływ na to, jak wyglądały teraz moje dłonie. — To powiesz mi, co zrobiłeś, żeby nie szedł na policję? — zapytałem ostrożnie po chwili, nawet nie patrząc na Eryka. Poczułem, jak mimo woli moje serca przyspiesza. 
Demiński jednak milczał. Nie byłem do końca pewny, czy zastanawiał się nad tym, jakie ma opcje, czy po prostu to było takie wymowne milczenie i nie miał zamiaru się tłumaczyć. 
— Eryk… — zacząłem, wzdychając i podniosłem na niego wzrok. Też na mnie popatrzył. — Wiesz… staram się ci ufać. Naprawdę — dodałem z przekonaniem. — Po tym… po tej zdradzie — powiedziałem ostrożnie — myślałem, że już nigdy mi się nie uda zaufać ci na nowo. Ale jakimś cudem sprawiłeś, że znowu w ciebie uwierzyłem — dodałem. — W jakiś pokręcony sposób jestem w stanie zrozumieć twoje motywy, jednak mam wrażenie, że ty nie rozumiesz, że twoje przekonanie jest błędne. Nie jestem małym chłopcem, nie trzeba mnie chronić. Sam sobie poradzę — stwierdziłem z pełnym przekonaniem. 
— Wiem, że sobie poradzisz — przytaknął szybko. — Po prostu ja wiem, że to moja wina i nie chcę cię w to już angażować. Chcę żebyś zajął się sobą i zostawił mi brudną robotę. Jestem ci to winny — powiedział.
— To może zabrzmi banalnie, ale nie działamy osobno. Nie ma ciebie i mnie, jesteśmy my i wspólne pokonywanie przeszkód tylko nam ułatwi życie, a nie utrudni — argumentowałem. Aż nie mogłem wyjść ze zdziwienia, że nagle znalazło się we mnie tyle zdrowego rozsądku. Cóż, byłem zdesperowany i za wszelką cenę chciałem dojść do jakiegoś porozumienia. Nie zniósłbym dalszych kłótni.
— Dla mnie to brzmi, jak obarczanie cię problemami, kiedy sam byłbym w stanie wszystkim się zająć — wyjaśnił. — Ale… — zaczął niepewnie. — Ale jeżeli naprawdę musisz wiedzieć o takich rzeczach, abym nie doprowadził cię do szaleństwa, to… — zrobił wymowną pauzę, zagryzając wargę. — To chyba nie mam innego wyjścia, jak dostosować się do twoich standardów — dodał niezręcznie. 
Poczułem się trochę nieswojo. Z jednej strony poczułem ulgę, że wreszcie coś do niego dotarło, a z drugiej było mi przykro, bo znałem Eryka i wiedziałem, że takie wychodzenie poza ramy własnych przekonań było dla niego niezwykle ciężkie. Nie lubiłem czegoś na nim wymuszać i zdecydowanie bardziej wolałem szukać kompromisów, jednak w tej kwestii nie sądziłem, aby to było możliwe. Obydwaj byliśmy samcami alfa, ale aby nasz związek funkcjonował, któryś musiał się poddać. To nie mogłem być ja. Tchórzyłem zbyt wiele razy i teraz, kiedy wreszcie wiedziałem na czym stoję, nie potrafiłbym wrócić do tego, co było. Nie potrafiłbym wrócić do udawania, że wyolbrzymiam problemy i do filozofii, że jeżeli nie będę naciskał, to „samo się rozwiąże”. 
— Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe — zaznaczyłem. — Ale jeżeli mamy ruszyć dalej, musimy postawić przede wszystkim na szczerość — dodałem.
— Wiem — przytaknął. 
— To… powiesz mi, co się wczoraj stało? — przypomniałem delikatnie, a Eryk odetchnął ciężko.  
— To ci się nie spodoba — zaczął ciężko.
— Wczoraj twierdziłeś, że to nic takiego — przypomniałem trochę zdziwiony. Znowu mnie okłamał…
— Bo to nic takiego dla ciebie — poprawił się. — Ciebie to nie dotyczy i nie odczujesz skutków — dodał.
— Eryk, powiedz wprost — poprosiłem twardo. 
Popatrzył mi w oczy, zastanawiając się jeszcze nad czymś.
— Ujmę to tak: jeżeli Adrian jednak zdecyduje się iść na policję, to pójdziemy siedzieć razem. Ty za pobicie, a ja… a ja za szantaż — wyjaśnił dosyć suchym tonem. — Hej, może dostaniemy wspólną celę! — dodał na rozluźnienie, widząc moją minę.
— Czekaj… co?! — zapytałem zszokowany. Musiałem się upewnić, że się nie przesłyszałem.
— No i widzisz? Dlatego nie chciałem ci nic mówić… — stwierdził, jakby na potwierdzenie tego, że to on miał rację milcząc.
— Nie, nie — zastopowałem go. — Powinieneś był mi o tym powiedzieć od razu! I jaki szantaż, do cholery? 
— Adam… — rzucił enigmatycznie.
— Co Adam? — dopytałem.
— No… miałeś rację, że też jest w to zamieszany i wcale nie kłamałem, mówiąc, że wysłałem go, aby sprawdził, czy jesteś w domu. Tylko że to nie ciebie miał pilnować, a specjalnie dałem mu zajęcie, żeby przypadkiem nie polazł za mną — doprecyzował. 
— On mi wczoraj powiedział, że przespał się z Adrianem… — powiedziałem, przypomniawszy sobie.
— Tak… a tak poza tym, to okazało się, że wysyłali sobie nawzajem nagie fotki — dorzucił, a ja w błyskawicznym tempie poskładałem wszystkie puzzle. 
— Adam wysłał ci te fotki, a ty zaszantażowałeś nimi Adriana? — upewniłem się, na co Eryk tylko nieśmiało przytaknął. Parsknąłem z niedowierzania. 
— No a jak przekonałeś Adama? Przecież teraz ten Adrian się wkurwi i może zaszantażować jego, a wtedy wyjdziemy na tym jeszcze gorzej — zauważyłem.
— Spokojnie, to nie zadziała w drugą stronę — stwierdził.
— Skąd to wiesz? 
— Po prostu wiem — odpowiedział z determinacją, jakby chcąc dać mi do zrozumienia, abym sobie odpuścił dalsze przesłuchanie. 
Milczałem przez moment, układając sobie w głowie całą historię.
— To dlaczego tak długo ci to wczoraj zajęło? — zapytałem podejrzliwie.
— Na początku chciałem z nim pogadać. Miałem nadzieję, że jakoś się dogadamy i nie będę musiał sięgać po ostateczne środki. Niestety nie doszliśmy do porozumienia — wyjaśnił.
— I jak na to zareagował? — zaciekawiłem się.
— Powiedział, że się po mnie tego nie spodziewał i że chyba muszę cię naprawdę kochać, skoro aż tak mi zależy, aby go uciszyć — wyjawił. — No i stwierdził, że wygrałem, cokolwiek to znaczy — dodał, wzruszając ramionami. 
— Ale to… popierdolone — stwierdziłem i przeczesałem palcami swoje krótkie włosy. 
— Powiesz coś więcej? — zapytał niepewnie, kiedy dotarło do niego, że nie zamierzam dalej tego komentować.  
— Nie wiem za bardzo co… — odparłem zgodnie z prawdą. 
To było naprawdę popieprzone. Z jednej strony powinienem być wściekły, bo zdrowy rozsądek podpowiadał, że Eryk się zagalopował w swoich działaniach. W końcu popełnił przestępstwo, aby ratować moją dupę. Ale nie potrafiłem się na niego wściekać. To co zrobił, było zdecydowanie ciosem poniżej pasa, ale sprawiło, że aż mi się zrobiło cieplej na sercu. Dotarło do mnie, że nie tylko mnie napędzały pierwotne instynkty i Eryk też był w stanie poświęcić dla mnie bardzo dużo. Poza tym, umówmy się, Adrian sobie na to zasłużył. Niemal dwukrotnie doprowadził do rozpadu naszego związku. Nie mogłem być niezadowolony z faktu, że zależało nam na sobie z Erykiem aż tak bardzo, że walczyliśmy o siebie za wszelką cenę, nawet jeżeli istniało mnóstwo przesłanek, że być może powinniśmy się poddać i rozejść w swoje strony. 
— Jesteś zawiedziony? — zapytał niepewnie.
— Nie… to znaczy jestem zaskoczony. Nie spodziewałem się tego po tobie — przyznałem. — Chyba nie powinieneś był tak dla mnie ryzykować… — dodałem.
— Robert, gdyby on poszedł na policję, zrujnowałby twoją karierę — uświadomił mnie. 
— No właśnie. Moją karierę. To poważna sprawa i nie chcę, abyś aż tak dla mnie ryzykował. Kurwa… — rzuciłem na koniec bezradnie.
— Mamy dopiero wrzesień, ale wygląda na to, że jestem mocnym kandydatem do tytułu najbardziej chujowego chłopaka roku — wyciągnął swoje wnioski, posyłając mi zatroskane spojrzenie, nie zapominając przy tym o nutce sarkazmu. 
— Eryk, no coś ty — zaprzeczyłem szybko.
— Idę zobaczyć jak ten obiad — stwierdził wymijająco i podniósł się z kanapy, by po chwili zniknąć w kuchni. 
Odetchnąłem głęboko i zjechałem nisko biodrami, co umożliwiło mi oparcie głowy o kanapę. Zdałem sobie sprawę, że to wszystko nie mieściło mi się w głowie. Jeszcze w sierpniu byłem po prostu trenerem jiu jitsu i marzyłem o wielkiej karierze w MMA, nie podejrzewając nawet, jak moje życie zmieni się w przeciągu miesiąca. Podpisałem kontrakt z profesjonalną organizacją, stoczyłem swoją pierwsza walkę, która otworzyła mój rekord, wygrałem ją w sposób, jaki nawet nie śniłem, przeżyłem istny rollercoaster emocjonalny z Erykiem, a teraz oboje staliśmy się kryminalistami, zdolnymi do zagrywek najniższych lotów, aby tylko udowodnić, jak bardzo nam na sobie zależy. Czy to nie było za wiele? Czy ja sobie z tym wszystkim poradzę?
— …ale chociaż warzywa wyszły mi idealnie, wcinaj — dotarło do mnie, że Eryk coś mówi i zauważyłem przed nosem parujący talerz z kolorowymi warzywami i kaszą jęczmienną. Pachniało przepięknie. 
Przyjąłem instynktownie naczynie i popatrzyłem na Eryka, który usiadł dla odmiany na fotelu i trzymając talerz ze swoją porcją w dłoni, zaczął jeść. Zupełnie jakby wcześniejszej rozmowy nie było. Zupełnie jakbym właśnie go nie złamał i nie zmusił do określonego zachowania się. Przyjął wszystko na klatę i tak po prostu przyniósł mi obiad. Uśmiechnąłem się pod nosem. 
Czy sobie poradzę? Oczywiście, że sobie poradzę.
Moje życie wywróciło się do góry nogami i chyba niekoniecznie byłem na to przygotowany, jednak… Eryk nadal tu był. Dokładał mi zmartwień, doprowadzał do szału i często robił coś wbrew mojej woli, ale prawda była taka, że stanowił jedyny konstant. Tylko on się nie zmieniał. Był stałym elementem w moim otoczeniu i chciałem z nim to przechodzić. Dramaty, radości, zawirowania… wszystko. W końcu gdyby było idealnie, byłoby nudno. 
***
Czułem się jakby o kilka kilogramów lżejszy, mając świadomość, że i tym razem udało nam się obejść przeszkodę, jaka wyrosła na naszej drodze. Może nie wskoczyliśmy od razu do łóżka na zgodę i nie obściskiwaliśmy się na kanapie, udając, że oglądamy jakiś telewizyjny program — bo na to mimo wszystko było za wcześnie — ale i tak było przyjemnie. Byliśmy w tym samym pomieszczeniu, jednak zupełnie osobno. Wystarczyło mi po prostu, że czułem obecność Eryka. On siedział sobie w fotelu ze swoim laptopem i pisał coś na nim zawzięcie, ja półleżałem na kanapie ze swoim i przeglądałem, a jakże, portale poświęcone tematyce MMA. Znalazłem jeszcze kilka artykułów dotyczących poprzedniej gali Cage Strikers i poczytałem o tym, co pisano na mój temat. A pisano głównie o moim wyjątkowym nokaucie. W jednym z artykułów redaktor postanowił nawet poszukać dla mnie kolejnych przeciwników i wytypować, z którymi miałem szansę wygrać oraz którzy raczej powinni pokonać mnie. 
— Co tam? — zapytałem konwersacyjnie, kiedy Eryk zaśmiał się pod nosem.
— Luiza dostaje wścieku macicy — rzucił. — Wiesz, że ona uwielbia być częścią naszego życia i obecnie bombarduje mnie pytaniami, czy już się pogodziliśmy — dodał.
— O, właśnie — zacząłem oświecony. — Aż dziwne, że tu jeszcze nie wpadła i nie próbowała „pomóc” — dodałem ze śmiechem.
— Chciała — przyznał Demiński. — Ale zabroniłem jej. 
— I… tak po prostu cię posłuchała? — zapytałem zdziwiony.
— Była tu, gdy wyparowałeś do Dawida. Chciała cię szukać i w ogóle porozmawiać z tobą, ale mogłem na nią trochę nakrzyczeć i powiedzieć delikatnie, żeby się nie wpierdalała — wyjaśnił, na co ja zmarszczyłem brwi z zaskoczenia. — Myślałem, że się na mnie obraziła, ale jak widać jednak nie — dodał.
— Biedna Luiza… — stwierdziłem, wzdychając.
— Biedna to ona by dopiero była, gdyby się na ciebie natknęła, kiedy akurat tobie się jakiś beast mode włączył — odparł z sarkazmem. 
— To wciąż byłaby twoja wina — powiedziałem zaczepnie, na co Eryk posłał mi srogie spojrzenie. 
— Pyta, czy może wpaść — poinformował mnie po kilku minutach, kiedy wróciliśmy do swoich czynności.
Westchnąłem w odpowiedzi ciężko. Naprawdę nie miałem w tej chwili ochoty na gości. Oboje z Demińskim potrzebowaliśmy przede wszystkim spokoju.
— Jestem tego samego zdania — powiedział i uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. Odpowiedziałem tym samym i ponownie zapadła między nami cisza. Nie jakaś niezręczna. Po prostu siedzieliśmy, ładując akumulatory, które zostały mocno wyczerpane na skutek ostatnich dni i cieszyliśmy się swoją obecnością. I choć jeszcze kilka godzin temu przeklinałem ciszę, bo jedynie wywoływała u mnie niechciane myśli, tak teraz, gdy już miałem czystą głową, okazała się błogosławieństwem. 
Było po siedemnastej, kiedy nieoczekiwanie dźwięk domofonu sprowadził nas na ziemię. 
— Spodziewasz się kogoś? — zapytałem zdziwiony.
— Nie. A ty? — odparł podobnym tonem. Zaprzeczyłem, po czym wymieniliśmy się skonsternowanymi spojrzeniami. 
— Może jednak Luiza postanowiła postawić na swoim? — zasugerowałem, podnosząc się z kanapy i ruszając w kierunku drzwi wejściowych. 
— Nie no, napisała mi, że dzisiaj da nam spokój — zaprzeczył. 
— Tak? — zapytałem zaciekawiony po podniesieniu słuchawki. 
— No cześć, to my — usłyszałem głos Marka.
— My? — zapytałem instynktownie zdziwiony.
— No ja i Weronika. Pisałem ci, że dzisiaj przyjedziemy — wyjaśnił.
Wcisnąłem przycisk, aby wpuścić ich do klatki i zacząłem gorączkowo się zastanawiać, czy przypadkiem czegoś nie przeoczyłem. Co niby Marek robił tu z tą swoją Weroniką? Moją pierwszą myślą było to, że tak się zmartwił moim stanem, że postanowił przyjechać i sprawdzić czy już wszystko okej. Jednak po chwili uzmysłowiłem sobie, że to było niemożliwe, bo napisałem mu na odczepnego już dużo wcześniej, że wszystko jest w porządku, zanim jeszcze pogodziliśmy się z Erykiem. 
Wtedy przypomniałem sobie o własnym telefonie. Tym samym, którego nie wyciągnąłem z torby sportowej i do którego nie zaglądałem od rana. Dzisiaj działo się tyle, że w ogóle zapomniałem o istnieniu takiego urządzenia. 
Torba stała w korytarzu, więc szybko sięgnąłem do bocznej kieszeni i po kilku sekundach już czytałem wiadomość od Marka, którą wysłał rano. Informował w niej, że przyjedzie ze swoją dziewczyną, aby zaprosić mnie oficjalnie na… ich ślub. 
— Kto to? — zapytał Eryk, który pojawił się w korytarzu. Dosłownie w tym samym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Straciłem na moment rezon, bo nie wiedziałem, na czym mam się skupić. Odpowiedzieć Erykowi, jeszcze raz przeczytać wiadomość, która wprawiła mnie w osłupienie czy otworzyć drzwi. Po prostu mnie zamurowało. — Robert? — Ze zmieszania wyrwał mnie głos Eryka. 
Wypuściłem głośno powietrze z płuc i otworzyłem drzwi. 
— Jeszcze raz cześć — zaczął Marek.
— Hej — odezwała się Weronika. 
— Cześć — odezwałem się, nie potrafiąc do końca ukryć swojego zaskoczenia. — Nie dostałem twojego smsa, ale to nie szkodzi, wchodźcie — skłamałem na wstępie, żeby nie robić z siebie kretyna i wpuściłem ich do środka. 
Kiedy się rozbierali, ja spojrzałem na Eryka. Jeżeli ja byłem zaskoczony, to nie wiedziałem nawet jak nazwać stan, w którym znajdował się teraz mój chłopak. Patrzył z ogromnym niedowierzaniem na mojego brata. Udało mi się wychwycić jego wzrok i posłałem mu nieme pytanie, o co mu chodzi. Pokiwał jednak przecząco głową, dając mi do zrozumienia, że „to nie czas na wyjaśnienia”. Czy on znowu wiedział coś, o czym ja nie wiedziałem?
— Fajne macie mieszkanko — stwierdziła Weronika, kiedy przenieśliśmy się z korytarza do salonu. — Jest tu tak… estetycznie — dodała.
— To zasługa Eryka — odparłem natychmiast. Nasze mieszkanie nie było jakoś strasznie gustowne, niczym z katalogu. W zasadzie to nie było w nim nic szczególnego, jednak zawsze gdy ktoś nas odwiedzał po raz pierwszy, odnosił wrażenie, że jest w nim coś niezwykłego. Wpływ na to oczywiście miał Demiński. Nie było nas stać na jakieś wykwintne dodatki, a poza tym, jedynie wynajmowaliśmy te lokum i nie warto było w nie inwestować, jednak mimo wszystko Eryk potrafił każdemu przedmiotowi nadać przeznaczenie. Niby wszystko było zwyczajne, jak w setkach tysięcy polskich mieszkań, a z drugiej strony ustawiona pod odpowiednim kątem komoda, kolaż zdjęć na ścianie, czy chociażby sposób w jaki poustawiane były książki na półce, sprawiały, że wszystko ze sobą współgrało. Istotna nawet była odległość stolika od kanapy i choć wydawało się to kuriozalne, całość faktycznie nadawała klimatu temu miejscu. 
— Ach, Marek coś wspominał, że jesteś architektem, tak? — zapytała.
— Tak naprawdę to jestem w trakcie zdobywania tego tytułu, ale najprościej mówiąc to tak — uściślił. No tak, Eryk, podobnie zresztą jak ja, był strasznie samokrytyczny w kwestii pracy. Nie lubił naciągać faktów. 
Marek z Weroniką zajęli kanapę, a ja w tym czasie zaproponowałem, że pomogę Erykowi w przygotowywaniu kawy. Oczywiście był to tylko pretekst. 
— O co chodzi? — zapytałem półszeptem odrobinę spanikowany. Co prawda Marek wspominał, że zamierza kwestię ślubu ogarnąć szybko, jednak do końca się łudziłem, że jednak zmieni zdanie. 
— Nie mam pojęcia — odpowiedział Eryk. — Rozmawiałem z nim trochę, jak byliśmy w Olsztynie — dodał. — Strasznie się wahał i byłem prawie pewny, że się wycofa. Wtedy jak tak się zmył w sobotę, to myślałem, że o to chodzi. Że zebrał w sobie odwagę i pojechał to załatwić — zdradził, a ja zrobiłem zaskoczoną minę.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś, że rozmawialiście? — zapytałem z nutką pretensji.
— Trochę nie było kiedy, nie sądzisz? — odparł podobnym tonem, a ja westchnąłem. Fakt, najpierw wszyscy, a w szczególności ja, ekscytowaliśmy się moją walką, a potem pokłóciliśmy z się z Erykiem. Marek poszedł w odstawkę. 
— No ale mimo wszystko przyjechali nas poinformować o ślubie — zauważyłem.
— Coś musiało pójść nie tak — stwierdził. 
Zrobiliśmy dobrą minę do złej gry, wróciliśmy do salonu i zaczęliśmy się silić na wzajemne uprzejmości. Niezręcznie było rozmawiać przy Weronice, kiedy instynktownie nie potrafiłem darzyć jej sympatią, pomimo iż w zasadzie to nie miałem powodu, aby jej nie lubić. Wystarczyło mi, że mój brat został zmuszony zrobić coś, czego absolutnie nie chciał, a ona brała w tym udział. 
Marek nie odzywał się za wiele. W głównej mierze to Eryk zachował największy kontenans i dzięki niemu cała rozmowa zachowała pozory normalności, choć wewnętrznie chyba każde z nas czuło, że atmosfera jest sztuczna i na siłę przyjazna. 
Kiedy właśnie Demiński zagadywał Weronikę o jej plany na przyszłość i o to, czy chciałaby iść na studia, kiedy ich dziecko podrośnie, ja gorączkowo myślałem nad tym, jakby tu wyciągnąć Marka i porozmawiać z nim na osobności. Do głowy jednak nie przychodziło mi żadne rozwiązanie, które nie wzbudziłoby podejrzliwości Weroniki. No cóż, chyba musiałem spróbować mniej finezyjnego sposobu.
W pewnym momencie Marek oświadczył, że musi skorzystać z łazienki, więc odczekałem kilka sekund i stwierdziłem, że muszę zabrać coś z sypialni. Wykorzystując rozkład naszego mieszkania, przyczaiłem się na brata w korytarzu i kiedy tylko opuszczał łazienkę, wciągnąłem go do pokoju niepostrzeżenie. 
— Myślałem, że sobie to przemyślałeś — zacząłem z zawodem.
— Przemyślałem — stwierdził butnie. 
— I nadal twierdzisz, że ślub to najlepsza opcja? Nie pakuj się w coś, tylko dlatego, że…
— Robert, odpuść sobie, co? — poprosił z determinacją. 
— To szaleństwo. Już teraz siedzisz przy niej jak za karę. Uważasz, że wytrzymasz w roli  męża przez całe życie? — zapytałem prowokacyjnie
— To nie twój problem — odburknął.
— Owszem mój, bo…
— Przestań — warknął na mnie. — Masz swojego Eryka i swoje MMA, więc tym się zajmij, a mi daj święty spokój. Nie przejmowałeś się mną odkąd mieszkasz w Białym, to nie przejmuj się i teraz — zarzucił z pretensją i nie czekając na moją reakcję, tak po prostu sobie wyszedł. 
Rozłożyłem ręce, by po chwili opadły bezradnie. Zrobiło mi się przykro, że Marek tak mnie odbierał. Z drugiej strony, nie mogłem mu się dziwić, bo faktycznie odkąd zacząłem studia, nie pokazywałem się w domu zbyt często i przejmowałem rodzinnymi problemami tylko połowicznie. Gdy miałem na to czas i ochotę…
Również wróciłem do salonu, gdzie Eryk powoli przestawał ogarniać sytuację. Marek siedział jak na skazaniu, Weronika była naburmuszona, bo prawdopodobnie zauważyła, że ten rozmawiał ze mną i nie wrócił z tej rozmowy szczęśliwy, a ja także nie miałem już sił, aby dłużej zachowywać pozory normalności. 
— Miło było, ale będziemy się powoli zbierać — zdecydowała w pewnym momencie dziewczyna i sięgnęła po coś do swojej torebki. Po chwili wyjęła z niej kopertę. Domyśliłem się, że było w niej zaproszenie. 
Podnieśli się razem z Markiem, przez co instynktownie ja podniosłem się z Erykiem. 
— Więc teraz oficjalnie chcielibyśmy was zaprosić na nasz ślub, który odbędzie się dwudziestego dziewiątego października… — recytowała Weronika, choć nie za bardzo jej słuchałem. Przez cały czas obserwowałem Marka, który unikał mojego wzroku. No koniec parsknąłem pod nosem, zdając sobie sprawię, że nie podołałem i mój brat mimo wszystko zamierzał spieprzyć sobie życie. — A… no i… — Weronika zaczęła wymownie, po czym sugestywnie trąciła łokciem mojego brata. Ten popatrzył na nią zrezygnowany, a po chwili odchrząknął i spojrzał na Eryka.
— Eryk możesz przyjść na nasze wesele, jeżeli chcesz, ale nie możecie przyjść z Robertem razem — zaczął, a ja posłałem mu zaskoczone spojrzenie.
— Słucham? — zapytałem zdziwiony, a w moim głosie dało się wyczuć wyraźne ostrzeżenie. 
— Zaproście jakieś koleżanki czy coś i wpadajcie, ale nie pojawiajcie się jako para — sprecyzował. — To rozporządzenie wydane przez rodziców — dodał wymownie. — Sponsorują całe wydarzenie i niestety nie mam nic do powiedzenia. 
— To jest kurwa jakiś żart — warknąłem, czując, jak wzbiera we mnie złość.
— Robert… — powiedział ostrzegawczo Eryk i położył instynktownie dłoń na moim przedramieniu. — Nic się nie stało. Rozumiem doskonale waszą sytuację i nie będę robił problemów — zwrócił się do Weroniki i Marka. 
— Nie — wyrwałem mu rękę. — Nie będziemy brali udziału w tej pierdolonej szopce — warknąłem wściekle. — Chcesz sobie zmarnować życie? — zapytałem protekcjonalnie Marka, wskazując na niego palcem. — Proszę bardzo. Droga wolna. Ja nie zamierzam się temu przyglądać, tym bardziej, jeżeli wydajesz mi jakieś jebane dyspozycje, że nie mogę zabrać ze sobą mojego faceta, bo wiesz co? Ja przyjemniej mam jaja aby sprzeciwić się rodzicom i nie robić wszystkiego pod ich dyktando. Także nie licz już na mnie — dodałem rozjuszony i kierowany amokiem poszedłem do sypialni, trzaskając wymownie drzwiami. 
Gdzieś z tyłu głowy bił mi czerwony alarm, że postąpiłem paskudnie, dziecinnie i nietaktownie. Nie powinienem odwracać się od mojego brata w takiej chwili. Mogłem się domyślać, w jakim stanie psychicznym się znajdował i moim zachowaniem mogłem w tym momencie dosłownie wbić mu nóż w plecy, jednak… jednak nie dawałem już rady. 
Padłem twarzą na łóżko i miałem ochotę się rozpłakać. Sytuacja zaczęła mnie przerastać. Kiedy wyplątałem się z jednego bagna, natychmiast wpadłem w jeszcze większe. Tego wszystkiego było po prostu już dla mnie za wiele i czułem, że zaczynam wysiadać. Chyba nie byłem aż tak silny, jak zawsze mi się wydawało. Nie miałem sił na taki kalejdoskop wydarzeń. 
— Robert? — usłyszałem łagodny głos Eryka, kiedy po kilku minutach wszedł do pokoju. Domyśliłem się, że zdążył pożegnać naszych gości. 
Nie zareagowałem w żaden sposób. Po prostu… nie chciało mi się. Nic mi się już nie chciało.
Poczułem, że Eryk siada na łóżku, a za moment zaczyna mnie głaskać uspokajająco po plecach. 
— Może jeszcze zmieni zdanie — zaczął. — A jeżeli nie... no to trudno. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Jesteś dobrym bratem i ten jeden wyskok tego nie zmieni. Po prostu jesteś zdenerwowany i Marek z pewnością to zrozumie. A mną nie się przejmuj. Nie muszę tam być. Chyba że będziesz chciał — słuchałem jego wywodu. 
Nie odpowiedziałem, a jedynie podniosłem się i bez słowa przytuliłem się do niego. Moje oczy były niebezpiecznie zaszklone, jednak dzielnie powstrzymywałem się przed tym, aby się nie rozpłakać. 
Czy nie mogłem po prostu wrócić do wcześniejszej rutyny, w której przejmowałem się jedynie swoimi treningami i w której nie było problemów pod postacią Adriana czy mojego brata, który był uparty i tchórzliwy zarazem? Zupełnie tak jak ja…
Doszedłem do przykrego wniosku, że naiwny i unikający konfrontacji z problemami Robert miał jednak lepiej. 
____________

Smutno mi trochę, że pod poprzednim rozdziałem pojawił się zaledwie jeden komentarz, no ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? 
Cóż, liczę, że w tym tygodniu będzie lepiej.
Co do rozdziału, to w końcu dotarliśmy do końca dramatu na linii Robert-Eryk, choć jak widać, to nie oznacza końca kłopotów, w ogóle. Zawsze coś się musi schrzanić ;)
Eryk Was zaskoczył swoją postawą i tym co zrobił, aby ratować karierę Roberta? 

Obiecałam też, że wrócę do KSW 40, które odbyło się tydzień temu. Polacy niespecjalnie sobie poradzili na tej gali. Mieliśmy ośmiu reprezentantów i zaledwie dwóch z nich (Materla i Pudzian - choć ten to ledwo) wygrało swoje walki... trochę słabo. Ale mimo wszystko nie to było największym zawodem. Wspominałam, że najbardziej czekam na walkę rewanżową Mateusza Gamrota z Normanem Parke. Polak wygrał pierwszą rundę, w drugiej zaznaczał swoją przewagę jeszcze bardziej... aż tu nagle Norman przerywa walkę i mówi, że dostał palcem w oko i nic nie widzi. Nastąpiła szybka weryfikacja i na powtórkach było widać, że Mateusz faktycznie przypadkowo szturchnął Irlandczyka w oko. Lekarz był przeciwny wznowienia pojedynku, więc niestety go zakończono. Walkę uznano za nieodbytą :(
Jedynym plusem tego wszystkiego była zapowiedź KSW 41. Oficjalnie potwierdzono, że do obrony pasa w grudniu stanie mój zdecydowanie ulubiony Polski zawodnik - Borys Mańkowski. Choć tyle ;)

14 komentarzy:

  1. Przeczytane ^.^
    Cieszę się, że w końcu ze sobą porozmawiali i Eryk powiedział co zrobił. Okropne było to zachowanie Weroniki i Marka. Ugh~ jak można powiedzieć komuś, żeby nie przychodził np. na wesele ze swoją drugą połówka tylko dlatego, że jest to związek homoseksualny. Jejuu~ Tak mi było szkoda Roberta, ale dobrze że powiedział co myśli, nie dusił tego w sobie.
    Aaaa~ Tak dużo w tym rodziale mojego słodziaka
    TeamEryk ❤❤

    _enka_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda z tym Markiem i Weroniką, ale trzeba pamiętać, że brat Roberta obecnie jest pod wpływem swoich rodziców, którzy są konserwatywni i największą tragedią byłoby dla nich, gdyby wydało się, że jeden z ich synów jest gejem. Marek raczej wspiera Roberta, jednak nie miał w tej sytuacji zbyt wiele do powiedzenia.
      Eryka będzie sporo w kolejnych rozdziałach, także ten :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Mnie zaskoczyło zachowanie Roberta w stosunku do Marka.
    Żadnej rozmowy, zrozumienia dopytania o przyczyny, może został zmuszony?
    Tylko osądzanie i emocje
    I co to za jazda z racji niemożności bycia parą z Erykiem.
    I tak przecież nie afiszują się ze związkiem. Nie chodzą jako para, więc i na wesele by nie poszli jako para.

    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju właśnie.
      Wydaje mi się, że mamy jakiś character development, który idzie nie do końca w dobrą stronę...

      Usuń
    2. Robert już od jakiegoś czasu próbował sabotować ten ślub, jednak Marek uparcie go zbywał, lub jak w tym rozdziale - po prostu na niego najechał. Starszy Kwiatkowski w końcu nie wytrzymał i sam wybuchł - a po ostatnich zdarzeniach, niewiele mu trzeba było, żeby się podpalił i tak naskoczył na swojego brata.
      To fakt. Robert nie zamierzał robić żadnego coming outu na weselu brata, ale rodzice chłopaków widocznie stwierdzili, że warto przypomnieć synowi, że jawny homoseksualizm nadal nie jest mile widziany w ich rodzinie.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. ...


    Chwila


    Już??

    Liczyłam na drame tysiąclecia czy coś a tu takie... No nie wiem XD
    Coś za łatwo było moim zdaniem xd
    Ale kurde wiedziałam, że coś będzie z szantażem. Szantaż nudeskami to jest to <333
    Ej ale dobra. Zazwyczaj kiedy w opowiadaniach pojawia się szantaż nudeskami/filmikami/czymśtam dotyczy to głównych bohaterów, którzy potem sobie z tym jakoś radzą.
    Czyli!
    Gdyby Adrian był głównym bohaterem to by znalazł jakiś rozwiązanie. A ponieważ nie jest chyba mimo wszystko amebą, to nie potrzebuje być MC żeby coś z tym zrobić conje.
    Także wniosek jest taki
    Że Zemsta Adriana Arc jeszcze powróci 8D

    EJ WGL KURDE CZEMU ADAM WYSŁAŁ ERYKOWI NUDESKI ADRIANA???CZEMU??? (Cofnęłam się do tekstu żeby nie pomylić imion i tak to ogarnęłam XD)
    hmmmmmmmm... czy ja coś pominęłam

    ~ Wgl nazwanie dwóch bohaterów na tę samą literę, to czysty sadyzm. Tak się nie robi ;-; ~

    Trochę nie wiem jak mam komentować, bo wcześniej akcja się trochę wlekła, a teraz tak gwałtownie przyspieszyła o.O
    Chyba będę musiała przeczytać ten rozdział jeszcze raz, bo w sumie nie ogarnęłam, co się właściwie stało XDDD ale szantaż nudeskami był conie? Bo teraz wyjdę jeszcze na debila i co XD
    Eryka nadal widzę jako postać trzecioplanową, sorki D:
    Napisałabym coś więcej o nim, ale jak przeczytałam sobie mój komentarz to wydał mi się taki niemiły (przepraszam T_T) więc się lepiej już zamknę...
    Niech Weronika i Marek się w sobie zakochają ok. Skoro mieli seksy to są predyspozycje do miłości stulecia ok.

    Kurde znowu mi taki głupi komć wyszedł. Ja chyba nie powinnam ich pisać, bo się do tego nie nadaję haha XD
    Życzę Ci weny i wgl przesyłam milion serduszek i tęczę, bo taką smutną mamy jesień i nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie jest naprawdę tragiczna pogoda ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha Podbijam z imionami xD Chociaż w sumie tutaj szybko ogarnęłam. Adrian wydało mi się być specyficznym imieniem. Nie pytajta dlaczego, nie wiem, znam Adrianów.

      Usuń
    2. Może zacznę od tego, że uwielbiam Twoje teorie spiskowe :D
      Ale pominę tą część komentarza o tym że chłopakom poszło za łatwo i że Adrian jeszcze się zemści, bo jeszcze bym coś niechcący zasugerowała, także no.

      Co do tych zdjęć - Robert sam zauważył, że to dziwne, że Adam podzielił się nimi z Erykiem, ale Eryk stwierdził, że "to nie zadziała w drugą stronę". Nie znamy kulisów tego dealu pomiędzy Adamem i Erykiem, a Robert póki co odpuścił dopytywanie.

      Nie wiem szczerze powiedziawszy, co niemiłego było w tym komentarzu (że nie lubisz Eryka? :D), ale nie czuje się urażona czy coś :)
      Także pisz zawsze co Ci na sercu leży :D

      A co do imion - kurczę, nie zdawałam sobie sprawy, że to może być problem. Ale mam nauczkę na przyszłość. Jak wczoraj pisałam rozdział i potrzebowałam nowego imienia męskiego, to pierwszy na myśl przyszedł mi Artur - ale spokojnie, zmieniłam je szybko na takie, które nie zaczyna się na "A" :D

      U mnie też fatalna pogoda :(
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Matko, jak ja kocham Eryka i Roberta. Oni są taką... power couple, normalnie. Jak zwykli, kochający się ludzie pracują nad sobą i swoim związkiem. To jest po prostu piękne. <3 No, to teraz już tylko seksy na oficjalną zgodę i jak na razie nie chce widzieć żadnej dramy. Chociaż strasznie nie podoba mi się ten chłopak, którego Robert będzie osobiście trenował. No kurwa, on jak nic będzie się do Robercika przystawiał, ja to czuję. Albo Dawid poczuje zew slashu do Roberta, ajć. Ale i tak Eryk/Robert to najcudowniejsza para pod słońcem. ♡
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja też ich lubię (ale gdybym ich nie lubiła, to odpowiadanie by pewnie nie powstało, albo rzuciłabym je w cholerę).
      No proszę, nowa postać się jeszcze nie pojawiła, a tu już takie poważne insynuacje :D
      Co do Dawida - nie jestem fanką robienia gejów ze wszystkich bohaterów (nawet w opowiadaniu o gejach xD), ale kto wie. Może to jakiś czarny koń tej historii :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  5. Prawdę powiedziawszy nie skomentowałam poprzedniego rozdziału z premedytacją. Nie byłam w stanie zrobić tego konstruktywnie. Nie będę ukrywać, że miałam wrażenie, że był nieco urwany w połowie, że się tak wyrażę. Jeśli pozwolisz potraktuje ten i poprzedni rozdział jako całość, bo jakoś jaśniej mi się na to patrzy w ten sposób. Rozwiązanie problemu w ten sposób jest dość nietypowe, obaj w jakiś sposób wycofali się po to, żeby zakończyć sprawę. Dość bezproblemowo przeszli do codzienności nad poważnym kryzysem, co nieco mnie zdziwiło. W jakiś sposób mam wrażenie, że sytuacja nie jest rozwiązana do końca, tak jakby zostawiła rysę na powierzchni. Eryk pokazał zaangażowanie tym szantażem, ale wciąż mam wrażenie nie dociera do niego, że nie postępował właściwie. Robert z kolei niby w końcu wyszedł ze swojej strefy komfortu, ale jakby nie do końca. Czegoś mi brakuje w tym wszystkim jakby sytuacja znów była w zawieszeniu. Zupełnie jakby przerwali rozmowę w pół słowa. Ciężko mi to ująć inaczej czy jaśniej, po prostu nie odbieram tego jakby to było pełne wyjaśnienie, a co za tym idzie mam nadzieję, że to celowy zabieg i sytuacja w jakiś sposób się wyjaśni. To tyle z moich mieszanych uczuć o rozwiązaniu tej części historii. Co do Marka i tego w jaki sposób Robert zareagował, mogę to zrozumieć, to było po prostu o jeden problem za daleko dla niego i zareagował gwałtowniej niż pewnie zrobiłby to normalnie. Z drugiej jednak strony rozumiem też Marka, który poczuł się opuszczony przez brata, którego fizycznie z nim nie ma, i osaczony przez resztę rodziny. W pewien sposób poczuł się zmuszony i nie widział już innego rozwiązania, bo prościej powiedzieć uciekaj niż realnie to zrobić. Teraz pora na mój szósty zmysł i przeczucia. Czy tajemniczy prywatny klient z piątku wprowadzi kolejny element chaosu w życie Eryka i Roberta? Czyżby tym razem ten drugi miał być wystawiony na próbę? To by było tyle na dziś i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że moje wątpliwości w żaden sposób cię nie urażają, bo wciąż uwielbiam twoje opowiadanie i to jak piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie to rozumiem, bo jak dla mnie rozdziały od 11 do 14 włącznie stanowią pewną całość, bo skupiają się nieprzerwanie na jednym wątku (aż miałam wątpliwości, czy aby nie za bardzo rozwlekłam historię w czasie).
      Myślę, że bardzo szybko okaże się, czy po chłopakach rzeczywiście to spłynęło, czy faktycznie rozwiązali swój problem tylko powierzchownie i w pewnym momencie, gdy kłopoty się nawarstwią znowu będzie wielka drama. Innymi słowy, okaże się, czy to mój "celowy zabieg", czy po prostu taka była moja wizja rozwiązania tego wątku.
      Także dobrze, że masz wątpliwości :)
      Widzę, że ta tajemnicza nowa postać już wprowadza zamieszanie, pomimo iż jeszcze się nie pojawiła :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Ok, Eryk już mnie tak nie denerwuje, trochę się poświęcił, pokazał, że mu zależy i generalnie myślę, że będę w stanie go polubić. A Marek... nie zawsze łatwo jest się postawić rodzicom, no ale moim skromnym zdaniem to małżeństwo jest bez sensu bo i tak pewnie skończy się rozwodem. Ale Roberta to nie do końca rozumiem no bo przecież że jest gejem to i tak prawie nikt nie wie więc nie sądzę żeby pójście na wesele nie jako para jakoś wielką różnicę robiło.
    Ale mimo wszystko uwielbiam Eryka i Roberta razem, czasami są tacy słodcy! :)
    Torisa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To małżeństwo faktycznie nie zapowiada się na miłość na cała życie, ale wszystko jest teraz w rękach Marka. Jeżeli postawi się rodzicom - może zgotować Armagedon w domu Kwiatkowskich. Jeżeli ulegnie - to wtedy sam wpadnie w pułapkę.
      Robert nawet nie planował iść z Erykiem na wesele jako para, ale myślę, że wkurzyło go takie jawne upomnienie. Taki trochę hipokryta z niego wyszedł :)
      Pozdrawiam!

      Usuń