5 listopada 2017

Rozdział 15

Randka w bojowym stylu.

Następnego ranka czułem się o wiele lepiej. Może wpływ na to miał fakt, że wczoraj odkąd zaległem w ramionach Eryka, to pozostałem w nich, dopóki nie zasnęliśmy. Cieszyłem się też z tego, że idę na trening, a potem wracam do pracy. Praca oznaczała rutynę i stagnację, czyli coś, czego cholernie teraz potrzebowałem. 
Postanowiłem przez kilka dni nie przejmować się problemami i skupić na jakichś totalnie przyziemnych i jednocześnie przyjemnych rzeczach. Zamierzałem spędzić trochę czasu z Erykiem, może wyjść na piwo z kumplami… i z Dawidem, którego wpierw musiałem przeprosić. 
Gdy brałem prysznic, naszła mnie pewna myśl. Pewien dosyć szalony pomysł i nie byłem pewny, czy spotka się z aprobata Demińskiego. Gdyby tak się nie stało, zamierzałem wykorzystać to, że jest dla mnie wyrozumiały i stara się być grzeczny po tych przebojach, jakie przebyliśmy. 
Po opuszczeniu łazienki odkryłem, że mój chłopak też już wstał i powoli zaczynał szykować się do pracy.
— Musimy spędzić trochę czasu razem, z dala od tego całego bajzlu — zacząłem nieoczekiwanie, kiedy Eryk akurat stał przed szafą, zastanawiając się, co ma na siebie założyć. Słysząc moje słowa, odwrócił się i obdarował zaskoczonym spojrzeniem. 
— To dosyć… niespodziewane — odpowiedział niepewnie.
— Mam pewien pomysł na randkę i nie możesz mi odmówić — zdradziłem.
— Randkę? — zapytał zdziwiony. 
— Randkę — powtórzyłem. 
— Co to za pomysł? — spytał odrobinę rozbawiony, widząc moją zdeterminowaną minę. 
— Wiesz, jutro zaczynam swój pierwszy indywidualny trening samoobrony…
— No… i?
— Trochę inaczej prowadzi się jedną osobą, a inaczej całą grupę — dodałem sugestywnie.
— Mów wprost, bo jeszcze mi się myślenie nie do końca włączyło — poprosił. 
— Co ty na to, abym zafundował ci dziś wieczorem indywidualny trening jiu jitsu? — zapytałem rozentuzjazmowany, uważając swój pomysł za genialny. — Pojedziemy na salę, gdy już nikogo nie będzie, pokażę ci parę fajnych trików no i przy okazji przygotuję się przed jutrzejszymi zajęciami — zachęcałem.  
Eryk patrzył na mnie przez moment, mrugając zaskoczony. 
— Dobrze wiesz, że nienawidzę sportu, poza tym sztuki walki? Serio? Wyobrażasz sobie mnie na macie? — Zrobił nieprzekonaną minę.
— Przecież latasz cztery razy w tygodniu na siłownię — przypomniałem.
— Tylko dlatego, że lubię swój sześciopak — stwierdził markotnie, na co się zaśmiałem. — I właśnie mi przypomniałeś, że dzisiaj powinienem się tam wybrać. 
— No to zamiast siłki pokulasz się ze mną po macie. No zgódź się. Brazylijskie jiu jitsu jest fajnie — dalej zachęcałem.
— Kochanie, ja mogę co najwyżej robić brazylijskie pośladki — odparł, mając wyraźne wątpliwości co do mojego pomysłu, a ja znowu parsknąłem śmiechem. 
— One nie wymagają poprawek, ale jak chcesz, to nad nimi też popracujemy — stwierdziłem wymownie. Uważałem, że Eryk miał cholernie zgrabny tyłek. 
— No ale… — zawiesił głos, zapewne zastanawiając się nad jakąś wymówką. — A co jeżeli zginę? — zapytał zdesperowany.
— Nie zginiesz — zapewniłem, chichocząc. Obdarował mnie niepewnym spojrzeniem, jakby czekając na więcej zachęcających argumentów. — O, będziesz mógł robić sobie mnóstwo gejowskich żartów — stwierdziłem. 
— Czyli jednak przyznajesz, że dwóch turlających się po podłodze facetów wygląda jak scena z pornosa? — zapytał zaczepnie, na co westchnąłem jedynie. Zazwyczaj się obrażałem, bo jiu jitsu było dla mnie czymś więcej niż tylko sportem. To była moja filozofia i dzięki temu zarabiałem na życie. Eryk za to czasami puszczał wodze fantazji i perfidnie z tego żartował. 
— Nie… — zacząłem. — Ale w drodze wyjątku nie odezwę się słowem. Będziesz miał pełną swobodę na wymyślanie ripost — obiecałem. 
— I będziesz się śmiał z moich żartów — negocjował.
— Okej — zgodziłem się.
— No dobra — przystał ostatecznie po chwili, wzdychając. 
— Świetnie — stwierdziłem, szczerząc się. 
Kiedy opuszczałem po kilkudziesięciu minutach mieszkanie, mogłem określić swój humor jako… dobry. Nie miałem doła, nie byłem też jakoś hiper szczęśliwy. Po prostu czułem się zwyczajnie. Emocje po wczoraj opadły, a widok Eryka, który rano szykował się do pracy, był taki powszedni. Nie mogłem ukryć, że napędzała mnie też wizja wieczornego spotkania na macie. Z jednej strony to mogło wydawać się dziwne, bo byliśmy ze sobą sześć lat i pomysł z „indywidualnym treningiem” powinien był przyjść mi do głowy o wiele wcześniej. No i pewnie gdzieś tam się przewijał na przestrzeni lat, ale wiedziałem, że jest to dla Eryka niemal traumatyczne przeżycie i nigdy nie wychodziłem z taką inicjatywą. Teraz, kiedy udało mi się go namówić, zamierzałem nie tylko wykorzystać sytuację w każdym calu, ale także sprawić, że Demińskiemu taka prywatna lekcja się spodoba. I wcale nie miałem tu na myśli erotycznego zwieńczenia tejże lekcji. 
Eryk był ewenementem jeżeli chodziło o sport. Wiedziałem, że nienawidził ćwiczyć, a na siłownię chodził jak za karę. Mimo wszelkich przeciwności miał wysportowane ciało. Z pewnością nie wyglądał jak jakiś kulturysta, ale miał ładnie zarysowane mięśnie brzucha, masywne uda i cholernie jędrne pośladki. Wiedziałem, że jednym z jego motywatorów aby tak wyglądać, byłem ja. I tu nawet nie chodziło o to, że chciał mi się przypodobać. Nie, Eryk po prostu nie lubił czuć się gorszy, niezależnie od płaszczyzny. Był perfekcjonistą i jak już się za coś zabierał, to po prostu musiał być najlepszy. Dlatego kiedy zaczął umawiać się ze mną — studentem AWF-u, dla którego sport stanowił integralną część życia — nie chciał odstawać. Po prostu musiał się dostosować. To było na pewien sposób urocze, bo mimo iż szczerze tego nienawidził, od sześciu lat chodził na tę siłownię i z pozoru wyglądał jak osoba uprawiająca z pasją sport. A zdecydowanie takową nie był. 
Wielokrotnie próbowałem zaangażować go w jakieś inne zajęcie, myśląc, że może coś mu się spodoba i będzie mógł coś ćwiczyć bez tego nieszczęścia wypisanego na twarzy, jakie towarzyszyło mu za każdym razem, gdy szedł na siłownię. Wszelkie sporty grupowe odpadały. Siatkówka, koszykówka, nożna… to nie był świat Eryka. Chyba że z miejsca zostałby kapitanem i mógłby ustalić własne zasady, bo z pewnością nie przestrzegałby z góry narzuconych. Sporty kontaktowe w ogóle nie wchodziły w grę. Nie wyobrażał sobie, aby ocierać się o spoconych facetów, którzy sapią mu do ucha. Bieganie? Za każdym razem słyszałem: „Po co mam biegać? Przecież nikt mnie nie goni”.
Tak, Demiński potrafił znaleźć wymówkę na każdy sport. Jedynie ta siłownia wywoływała w jego spaczonym umyśle najmniej szkód. Miał tam jakąś swoją rutynę, zakładał na uszy słuchawki i robił te swoje serie ćwiczeń. 
Ja dla odmiany nienawidziłem siłowni. Akurat rutyna w tym przypadku była dla mnie dołująca. Nie wyobrażałem sobie, że miałbym robić jakieś powtarzalne ćwiczenia dla samego ich robienia. Mi nie zależało na wysportowanym ciele i sześciopaku. To był jedynie efekt uboczny mojej pracy, a nie mój cel. Jiu jitsu i MMA były sportami dla mnie wprost idealnymi. Szykowałem się tygodniami do starć z przeciwnikami, nigdy nie wiedząc, co się wydarzy. Zawsze musiałem wkładać sto procent wysiłku, aby potem nie mieć sobie nic do zarzucenia. Oczywiście i tak miałem, ale przynajmniej wiedziałem, że za porażką czy niekoniecznie udanym występem nie stoi lenistwo, a na przykład brak doświadczenia czy nie do końca wyćwiczona technika. 
Zamierzałem pokazać zatem Erykowi, że mogę go czegoś nauczyć i będzie przy tym fajnie. Nie urwę mu głowy, nie wyrządzę szkody psychicznej, a jedynym spoconym facetem o którego będzie się musiał ocierać, będę ja. Cóż, chyba to nie powinno być dla niego wielką przeszkodą, bo już niejednokrotnie się o siebie ocieraliśmy… tylko, że w trochę innych okolicznościach. 
***
Tak jak się spodziewałem, Eryk próbował jeszcze kilku wymówek, jednak pozostałem na nie niewzruszony i w ostateczności mi uległ. 
— Wiesz, skoro idziesz na randkę, to wypadałoby, abyś chociaż zachował pozory, że jesteś z tego powodu zadowolony — zagadnąłem, kiedy staliśmy na światłach w drodze do Spartakusa. Dochodziła dwudziesta, było już ciemno i o tej porze nikogo nie było na hali. Na szczęście miałem swoje klucze — tak jak każdy z trenerów. Demiński za to wyglądał, jakby jechał na pogrzeb, a nie na randkę.
Obdarował mnie gniewnym spojrzeniem, nim odpowiedział. 
— Tylko że normalnie randka obejmuje jakieś dobre żarcie i kończy się seksem, a nie śmiercią — odburknął.
— Nie umrzesz — powtórzyłem z westchnieniem. — Poza tym, dobre żarcie zjedliśmy, a teraz dorzucimy do tego aktywność fizyczną, która według ciebie — zaznaczyłem wymownie — przypomina seks, więc w zasadzie nie wiem, o co ty się czepiasz — dodałem, wzruszając ramionami.
— Żarcie, które sam zrobiłem i seks który, kończy się złamanym kręgosłupem zamiast orgazmem — sprostował z sarkazmem.
— Nie złamiesz kręgosłupa — zapewniłem, wywracając oczami. 
— To się jeszcze okaże — powiedział śmiertelnie poważnie, na co nie mogłem się nie zaśmiać. Zestresowany Eryk był cholernie uroczy. 
Pod halę dotarliśmy kilka minut później. Opuściliśmy auto i ruszyliśmy w kierunku wejścia. Eryk kroczył za mną niezadowolony, jednak wiedziałem, że w dużej mierze jest to tylko gwiazdorzenie i w rzeczywistości nie jest aż tak naburmuszony, jak udawał. Co więcej, wiedziałem, że może mu się nawet spodobać, choć oczywiście tego nie przyzna, no bo jak to tak? Tyle lat się zapierał, że to nie dla niego i zginie tragicznie tuż po postawieniu stopy na macie, że teraz nie mógłby się przyznać do błędu. 
— Witaj w moim świcie — rzuciłem patetycznie, kiedy otworzyłem drzwi i zapaliłem światło w korytarzu. 
— Ładnie tu — stwierdził i posłał mi sztuczny uśmiech. 
Eryk był w klubie już kilka razy w przeszłości. Czasami przyjeżdżał po mnie, kiedy to jemu samochód był bardziej potrzebny, czy przychodził tu ze mną, gdy Antek organizował dzień otwarty albo jakieś amatorskie zawody, na których zdarzało mi się być sędzią. 
— Poczekaj, aż zobaczysz szatnię — rzuciłem prowokacyjnie. — Jak już tam wejdziesz, to nie będziesz chciał wyjść — ostrzegłem.
— Bo zabije mnie zapach, zaraz po przekroczeniu progu? — spytał sarkastycznie. 
— Mniej więcej — skinąłem głową, na co Eryk parsknął. 
W szatni zdecydowanie nie pachniało fiołkami, jednak teraz, kiedy treningi dawno się skończyły, a sprzątaczki mniej więcej ogarnęły cały obiekt, było tam całkiem znośnie. 
Ja szybko się przebrałem, jednak Erykowi nawet zdjęcie koszulki zajmowało wieczność, zatem zostawiłem mu na ławce moje zapasowe gi, a sam poszedłem na salę aby włączyć światło.
W końcu po dziesięciu, dłużących się w nieskończoność minutach, Demiński zawitał na sali. Nie mogłem powstrzymać się przed parsknięciem śmiechem na jego widok. Wyglądał tak abstrakcyjnie w moim kimonie, że aż nie mogłem uwierzyć, że stoi tam naprawdę.
— Ani słowa — zaczął posępnie, kiedy zauważył, że otwieram usta aby coś powiedzieć. Westchnąłem zatem i z zacieszem na twarzy podszedłem do niego aby poprawić jego pas, który zawiązał na kokardkę. Rozwiązałem go i patrząc mu w oczy, nie mogąc powstrzymać się przed uśmiechem, związałem go w odpowiedni sposób. 
— Wyglądasz uroczo — powiedziałem w końcu. Eryk tylko spojrzał mi prowokacyjnie w oczy, chcąc dać mi do zrozumienia, że jemu wcale nie jest do śmiechu. Poklepałem go po klatce piersiowej i odwróciwszy się na pięcie, ruszyłem na środek maty.
Kiedy już się tam znalazłem, z powrotem się odwróciłem i dostrzegłem, że Eryk nie ruszył się z miejsca. Nadal stał tuż przed matą, w klapkach. 
— Mam cię tu przynieść, księżniczko? — zapytałem zaczepnie, rozkładając ręce na boki. 
Demiński nie zripostował, tylko przyglądał się ostentacyjnie macie. 
— Co znowu? — spytałem, wywracając oczami. 
— Nie jestem pewny, czy jestem gotowy, aby postawić tu bosą stopę — zdradził swoje obawy, a ja zmarszczyłem brwi. 
— Nie dostaniesz żadnego grzyba i nie, nie będzie potrzeby aby amputować ci nogi — zapewniłem rozbawiony, za co zostałem obdarowany spojrzeniem pełnym politowania. 
— Mogę w skarpetkach? — spytał po chwili z nadzieją.
— Nie możesz — zabroniłem szybko. — Zdejmij te klapki i chodź tutaj — poleciłem zdeterminowany. 
— Ale…
— Eryk, ta mata jest odkażana trzy razy dziennie. Po ostatnim treningu także została wyczyszczona, więc obiecuję, że jesteś pierwszą osobą, która wchodzi tu boso — wyjaśniłem jak dziecku. — Poza tym, ćwiczę tu od lat i jak widzisz, nadal żyję i nie mam żadnej gangreny. 
— Ale dlaczego nie mogę w skarpetkach? Nie zależy ci na moim komforcie psychicznym? — spytał z wyrzutem.
— Zabijesz się tu w skarpetkach, to po pierwsze, a po drugie, twój komfort psychiczny na tym nie ucierpi — zapewniłem. 
— A mówiłeś, że się nie zabiję…
— Eryk, w tej chwili masz do mnie podejść — wszedłem mu brutalnie w słowo, przybierając wręcz dyktatorski ton. Nasza rozmowa była kuriozalna. 
Demiński fuknął coś pod nosem, zapewne obdarowując mnie stosownym epitetem, ale w końcu zsunął ze swoich stóp klapki i po kilkuminutowej kłótni postawił stopę na macie.
— Brawo! — krzyknąłem nader patetycznie i zacząłem klaskać. 
Eryk dotarł do mnie po kilku sekundach ze skrzywioną miną. 
— Możemy zaczynać? — zapytałem rozbawiony.
— Jak chcesz — odparł łaskawie.  
— W takim razie zaczniemy od rozgrzewki. Przebiegniemy się kilkanaście razy wzdłuż maty i rozruszamy przy tym stawy — poinformowałem, a oczy Eryka momentalnie się rozszerzyły. 
— Czekaj, co? Nie mówiłeś, że będę musiał biegać! Protestuję! — zaczął obronnie, jednak nic sobie z tego nie robiłem.
— Nie dramatyzuj, tylko chodź — rzuciłem lekceważąco i ruszyłem truchtem na drugi koniec sali. Demiński znowu zaczął gadać coś pod nosem, ale po kilku sekundach posłusznie za mną pobiegł i zaczął powtarzać moje ruchy. 
— Mój boże, jestem cały spocony, to jest obleśne, nie chcę już tu być — jęczał po kilkunastu minutach, kiedy skończyliśmy się rozgrzewać. Nie byłem pewny czy dowalić mu, uświadamiając, że i tak bardzo się nad nim zlitowałem, bo rozgrzewka pod sport walki powinna trwać kilkadziesiąt minut, czy też po prostu go zignorować i przejść do kolejnego punktu programu. 
Ostatecznie zdecydowałem się na drugie rozwiązanie. 
— Siadaj — poprosiłem, przenosząc się z powrotem na środek sali, po czym sam usiadłem po turecku. Eryk posłuchał się i po chwili usiadł naprzeciwko w takiej samej pozycji, oczywiście ze zbolałą miną. — Zacznijmy od odrobiny teorii — zaoferowałem.
— Proponuję, abyśmy na niej poprzestali — podsunął, a ja się tylko zaśmiałem.
— Te kimono, które masz na sobie — zacząłem, ignorując go, po czym wymownie pociągnąłem go za kołnierz.
— Ała — mruknął obrażony.
— To jest gi — skończyłem niezrażony. — W brazylijskim jiu jitsu praktykuje się dwa rodzaje walki. Pierwszy z nich to Gi, a drugi to No Gi. Jak nazwa wskazuje, w pierwszym przypadku ćwiczy się w kimonach, a w drugim bez nich.
— Chcesz mi powiedzieć, że mógłbym teraz siedzieć tu w swoich wygodnych dresach, a nie w tym kaftanie bezpieczeństwa, który waży z dziesięć kilo? — zapytał rozzłoszczony, na co tylko tradycyjnie się zaśmiałem. 
— Przyznaj, że gi ma swój klimat — próbowałem go przekonać, ale jedynie fuknął pod nosem. — Wracając. — Machnąłem lekceważąco ręką. — Obie te techniki uzupełniają się i najlepiej jest trenować je równocześnie. Ja obecnie więcej czasu spędzam, ćwicząc No Gi, ponieważ w MMA, jak pewnie zauważyłeś, walczy się jedynie w spodenkach. Natomiast treningi prowadzę w Gi. Poprzez trening w kimonie większą uwagę przykłada się do nauki techniki, ponieważ pojedynek nie jest zbyt dynamiczny, co właśnie pozwala się skupić na konkretnych ruchach. Poza tym, zwiększa się świadomość obronna, gdyż w starciach w gi, istnieje trochę więcej technik kończących. Na przykład można poddać przeciwnika dusząc go kołnierzem — mówiłem, a na twarzy Eryka dojrzałem coś na wzór zainteresowania. — Natomiast ćwicząc No Gi, kładzie się większy nacisk na kontrolę przeciwnika. Nie ma go za co złapać, zatem trzeba skupiać się na przytrzymaniu jego ciała znacznie bardziej niż w przypadku, gdyby miał na sobie kimono. To jednak nie zawsze się udaje, dlatego też pojedynki No Gi są o wiele bardziej dynamiczne, ponieważ ciężko jest kontrolować przeciwnika, a przez to jesteśmy zmuszeni do ciągłego ruchu — wyjaśniłem podstawy.
— Wow, Kwiatkowski. Jesteś seksowny, gdy tak mądrze mówisz — stwierdził Eryk i po raz pierwszy tego wieczoru się wyszczerzył. 
— Nakręca cię to? — spytałem prowokacyjnie, a Demiński tylko przytaknął głową z zadziornym uśmiechem. — To czekaj, mówię dalej! — stwierdziłem rozochocony i kontynuowałem swój wykład. — Walka jiu jitsu to walka na chwyty. Nie ma tu kopnięć i uderzeń, choć walka zaczyna się w tak zwanej stójce. Zadaniem zawodników jest sprowadzenie do parteru oraz zastosowanie jakiejś techniki kończącej w postaci dźwigni albo duszenia. Czyli inaczej mówiąc, po sprowadzeniu do parteru, należy kontrolować przeciwnika w taki sposób, aby ostatecznie zmusić go do poddania, czyli sytuacji, w której nie ma już możliwości żadnego ruchu. W jiu jitsu liczy się przede wszystkim spryt, szybkość i wyczucie. Nie trzeba być koksem, ani mieć żelaznej kondycji aby je ćwiczyć. Dlatego mówi się, że jiu jitsu jest sportem dla każdego — zakończyłem motywacyjnie.
— Jest jakaś różnica między jiu jitsu, a brazylijskim jiu jitsu? — zapytał zaintrygowany.
— Tradycyjne jiu jitsu wywodzi się z Japonii i posiada trochę inne zasady od tego nowoczesnego, zwanego brazylijskim. W tym klasycznym dozwolone są kopnięcia, uderzenia i ogólnie jest to sztuka trochę bardziej agresywna. Wykorzystywało ją się głównie na polu walki, zatem zadawanie przeciwnikowi bólu było elementem kluczowym. Brazylijskie jiu jitsu narodziło się na początku ubiegłego wieku, kiedy to pewien Japończyk, Mitsuyo Maeda, który był jednym z najlepszych wojowników jiu jitsu, zaczął podróżować po świecie i jednocześnie udoskonalać tę sztukę walki. Trafił po pewnym czasie do Brazylii, gdzie spotkał Gastao Garcie. Panowie się zaprzyjaźnili i wkrótce najstarszy syn Gastao, Carlos, został uczniem Maedy. Nauczył go podstaw, a za jakiś czas Carlos otworzył swoją szkołę. Na przestrzeni lat szlifował to, czego się nauczył i sam udoskonalał tę sztukę walki. No i tak w bardzo dużym skrócie powstało brazylijskie jiu jitsu, zwane też czasem Garcie jiu jitsu, właśnie od nazwiska pioniera w tej dziedzinie — wyjaśniłem uproszczoną wersję historii, pomijając wiele detali, które nie były aż tak istotne. — Ale przejdźmy może do praktyki — zaoferowałem.
— No nie... — jęknął. — A tak dobrze mi się słuchało tego wykładu — dodał zawiedziony.
— Praktyka też ci się spodoba — zapewniłem, choć Demiński nie wyglądał na przekonanego. — Zaczniemy od prostego ćwiczenia. W trakcie walki, zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i podczas jakiegoś nagłego zajścia, na przykład napaści czy czegoś w tym stylu, wbrew pozorom najważniejsze jest, aby trzymać przeciwnika jak najbliżej swojego ciała — wyjaśniłem. — Błędem jest jego odpychanie. 
— Ale przecież powinienem chcieć od niego uciec, nie? — upewnił się.
— Tak, jednak nie zrobisz tego, tracąc siły na odpychanie go od siebie. Połóż się na plecach i rozłóż nogi — poleciłem.
— Nie jestem aż taki łatwy, mógłbyś mnie wpierw pocałować czy coś. Trochę więcej taktu! — stwierdził, próbując ukryć rozbawienie.
— Eryk… — jęknąłem błagalnie, nim zdążyłem ugryźć się w język. Przecież obiecałem, że nie będę się czepiał jego żartów.
— No już, już — odpowiedział i po chwili położył się na plecach i ostentacyjnie rozłożył nogi, trzymając je wysoko w górze. Wiedziałem, że mnie prowokuje, jednak nic nie odpowiedziałem. Westchnąłem po prostu cicho. Zbliżyłem się do niego i pochyliłem się nad nim.
— Obejmij mnie teraz nogami w pasie — podpowiedziałem, a Eryk zarzucił mi nogi na ramiona, wypinając jeszcze bardziej swoje pośladki w moją stronę. — Czy tutaj mam pas? — zapytałem z politowaniem, na co Demiński się zaśmiał, ale nie skomentował mojego zirytowania, a jedynie poprawnie ułożył swoje nogi. — Dobrze, teraz skrzyżuj nogi w kostkach — dodałem. — Okej, taką pozycję nazywamy gardą. Garda służy do kontrolowania przeciwnika i udaremnienia mu prób ataku — wytłumaczyłem. — Kiedy przeciwnik jest w pozycji dominującej, nie wolno jej zrywać, bo to grozi jakąś kontrą.
— Tak jest… — zaczął, po czym zobaczyłem, jak zmarszczył brwi. — O właśnie! Jak powinienem się do ciebie zwracać? — spytał zaintrygowany. 
Już miałem odpowiadać, że może mówić do mnie „trenerze”, ale zawahałem się, po czym wyszczerzyłem lubieżnie.
— Mów mi panie — postanowiłem. 
Eryk zmrużył oczy nieprzekonany.
— Będę mówił do ciebie po prostu Robert — zdecydował. 
— Też ładnie — przyznałem skromnie. — Trzymaj gardę — upomniałem, kiedy poczułem, jak rozluźnił uścisk.
— Nie chce mi się, to męczące — marudził.
— Trzymałeś mnie jakieś dziesięć sekund — przypomniałem.
— No dobra, już! — jęknął i poczułem, jak ponownie zaciska uda. 
— Ta zabawa polega na tym, że ja będę próbował się wyswobodzić z twojego uścisku, a twoim zadaniem jest, żeby mi na to nie pozwolić. Prościej mówić, masz mnie za wszelką cenę trzymać — wytłumaczyłem. — Rozumiesz? 
— Nie brzmi to jak fizyka kwantowa — sarknął, na co tylko wywróciłem oczami.
— No to do dzieła — rzuciłem prowokacyjnie i szarpnąłem się, a Eryk instynktownie się do mnie przykleił, ściskając mnie udami i jednocześnie przytrzymując głowę i plecy swoimi ramionami. 
Siłowałem się z nim kilkadziesiąt sekund, ale mimo jego niechęci do sportu, włączył się w nim duch rywalizacji i czułem, że faktycznie stara się mnie ujarzmić z całych sił. Próbowałem mu się wyrwać chyba z minutę, aż w końcu dopiąłem swojego, kiedy Eryk stracił siły. — Dobra robota — pochwaliłem, stabilizując oddech. 
— Nie wiem, jak by mi to miało pomóc w zapobiegnięciu zgwałcenia — sarknął nieprzekonany. — Przecież to oczywiste, że kiedyś się zmęczę.
— Dojdziemy do tego. To tylko pierwszy krok — wyjaśniłem. — Dobra, zamieńmy się.
Tym razem to ja położyłem się na plecach i rozsunąłem nogi, dając Erykowi do zrozumienia, że powinien wejść w moją gardę.
— No, no. Taka sytuacja nie zdarza się często — zachichotał, mając na myśli pozycję w jakiej się znaleźliśmy. Nie odpowiedziałem, a jedynie ściągnąłem go do siebie bliżej nogami i zacieśniłem uścisk. Demiński jęknął głucho. — O najświętsza panienko! Chyba połamałeś mi żebra — wyznał z przerażeniem.
— Jestem przekonany, że przeżyjesz — zbagatelizowałem. 
— Nie mogę oddychać! — protestował.
— Nie dramatyzuj — rzuciłem lekceważąco. — Do roboty! — rzuciłem niespodziewanie i oprócz zaciskania ud na talii Eryka, przyciągnąłem do siebie jego tułów. 
Mój chłopak próbował się szarpać, jednak za każdym razem, kiedy choć na milimetr udało mu się ode mnie odsunąć, natychmiast przyciągałem go z jeszcze większą siłą. 
— Dobra, poddaję się! — wymamrotał gdzieś w moją klatkę piersiową, kiedy zgniatałem go w uścisku. Puściłem go ze śmiechem, a Eryk odetchnął głęboko i przeczesał dłonią włosy. 
— Jeżeli w jiu jitsu przeciwnik zmusza cię do poddania, to klepiesz — rzuciłem kolejną radą. — Możesz w którąś część jego ciała albo w podłoże. Istotne jest jednak to, aby wcześniej upewnić się, że ten będzie w stanie to zauważyć — dodałem. 
— O tak? — zapytał z zawadiackim uśmiechem, a mnie na moment oblał zimny pot, kiedy poczułem, jak Eryk klepie mnie po kroczu. Na szczęście na strachu się obeszło, bo zrobił to bardzo delikatnie.
— Raczej nie klepiemy się po kutasach, ale mniej więcej tak — stwierdziłem. — Dobra, wracaj tutaj — poleciłem i ponownie sięgnąłem po niego nogami, na co Eryk jęknął cierpiętniczo. 
— Mógłbyś mi nie zgniatać wnętrzności? — poprosił z nutka cynizmu w głosie. Zignorowałem jego prośbę.
— To już skoro wiesz, że przeciwnika wpierw należy przyciągnąć, to pora na następny krok. Jest wiele rzeczy, jakie możesz zrobić z tej pozycji, ale pokaże ci jedną z najpopularniejszych dźwigni. Balachę — wyjaśniłem, po czym sięgnąłem ręką po głowę Eryka i docisnąłem ją do swojej klatki piersiowej. 
— Nie podoba mi się, że jestem twoim popychadłem i robisz ze mną co zechcesz — zaprotestował. Standardowo zignorowałem jego słowa. 
— Więc najpierw ściągasz blisko swojego przeciwnika, tak jak przed chwilą ćwiczyliśmy i kiedy w miarę go uwięzisz, jedną ręką przytrzymujesz jego głowę, aby się nie odsunął — powiedziałem, chwyciwszy go stanowczo za kark. — A drugą łapiesz go za rękę i mocno dociskasz do swojej klatki — rzuciłem i przytrzymałem przedramię Eryka na własnej piersi. — Gdy unieruchomisz górną część jego ciała, możesz iść po dźwignię. W tym wypadku rozpinasz gardę i kładziesz stopę na biodrze przeciwnika — powiedziawszy to, przesunąłem prawą stopę i umiejscowiłem ją na biodrze Demińskiego. — Drugą nogę przesuwasz wysoko na plecy przeciwnika i zaczynasz się skręcać — rzuciłem i wykonałem czynność, o której przed chwilą mówiłem. Skręciłem się pod Erykiem, nadal mocno trzymając jego ręką i głowę, a gdy już zdobyłem pozycję, zabrałem nogę z jego biodra, przełożyłem ją ponad głową Demińskiego i uwięziłem jego łokieć między własnymi nogami. — Teraz jak widzisz, mam twoją rękę. Jedyne co muszę zrobić to wyprostować ją. — Pociągnąłem mocno rękę Eryka, prostując ją w stawie łokciowym. — I wywrzeć nacisk, poprzez uniesienie bioder — dodałem, unosząc biodra do góry, co spowodowało, że ręka Eryka zaczęła się nienaturalnie wyginąć w drugą stronę. Po chwili poczułem, jak Demiński klepie mnie wolną dłonią w nogę. Rozluźniłem uścisk. — Teraz ty — poleciłem, ale mój chłopak postanowił udawać martwego.
— Dlaczego mi to robisz? Myślałem, że mnie kochasz — zaczął dramatycznie, a ja westchnąłem. 
— No dawaj, teraz ty się nade mną poznęcasz — zachęciłem.
Eryk w końcu rozłożył swoje nogi, a ja instynktownie między nie wszedłem. Poczułem, jak zapina gardę za moimi plecami, więc pochyliłem się nad nim aby mu ułatwić.
— Co teraz? — zapytałem.
— Szczerze? Możesz mnie zgwałcić, już mi wszystko jedno — bąknął.
— Złap mnie za kark — poleciłem, ignorując go. Chwilę się ociągał, ale w końcu mnie chwycił i przyciągnął moją głowę do swojej klatki piersiowej. — Teraz moja ręka — podpowiedziałem i wystawiłem mu własną dłoń jak na tacy. Eryk nie ruszał się przez moment, jakby nad czymś myśląc, by po chwili pacnąć moją dłoń swoją, tak jak czasami każe się małe dziecko, kiedy pomimo zakazu wsadzi tam gdzie nie trzeba swoje wszędobylskie rączki.
Najpierw podniosłem głowę i zamrugałem zaskoczony, ale dosłownie po ułamku sekundy posłałem Demińskiemu nieme „poważnie?!”. Ponownie położyłem głowę na jego klatce i znowu wystawiłem mu dłoń. Usłyszałem, jak wzdycha niezadowolony, ale w końcu złapał mnie za przedramię i przyciągnął je do klatki. Podniosłem się z westchnieniem po kilku sekundach.
— No co? — zapytał niezadowolony.
— Mógłbyś w to włożyć choć minimum wysiłku?
— Przecież wkładam.
— Tak, właśnie dlatego bez problemu ci się wyrwałem — zironizowałem. — Przytrzymaj mnie, używając siły — zaznaczyłem ostatnie słowo, a Demiński powtórzył wcześniejsze kroki, nie mogąc się powstrzymać, aby wcześniej nie wywrócić oczami. 
— Teraz połóż mi swoją prawą stopę na moje biodro — przypomniałem.
— Nie mogę — zamarudził po nieudanej próbie. Westchnąłem nic nie powiedziawszy, wyrwałem swoją głowę i rękę, po czym wychyliłem się po stopę Eryka i siłą położyłem ją na swoim biodrze. — Ała, o Jezu! Moje ciało nie wygina się pod takimi kątami! — zaprotestował.
— Jakoś w łóżku nie masz z tym problemów — stwierdziłem zaczepnie.
— Ale w łóżku nie noszę na sobie zbroi, która waży tonę! — oświadczył, na co parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową. Kazałem mu na nowo złapać mnie za głowę. 
Pokierowałem jego dalszymi ruchami, aż w końcu udało mu się odpowiednio skręcić i uwięzić mój łokieć.
— Poddaj się! — krzyknął z wyższością, a jedynie klepnąłem go w nogę, wywracając przy tym oczami. 
— Gratulacje — rzuciłem rozbawiony po tym, kiedy mnie puścił i kiedy usiedliśmy naprzeciwko siebie. 
Zmusiłem Demińskiego do odegrania ze mną jeszcze kilku chwytów. Trochę marudził, trochę udawał, że mu się nie podoba i nie odpuszczał żadnej okazji, aby rzucać głupimi żartami. Wiedziałem jednak, że Eryk zdecydowanie przesadzał w swoich reakcjach i wcale nie odczuwał takiej niechęci do tego, co robiliśmy. Dowodem na to była chociażby jego radość za każdym razem, gdy coś mu się udało lub gdy rzucił faktycznie dobrym żartem, z którego śmiałem się nawet ja. Ostatecznie byłem przekonany, że bawił się w trakcie tej randki tak wyśmienicie jak ja.  
— Może sam masz jakiś pomysł i chcesz, żebym ci coś pokazał? — zapytałem, po tym jak przećwiczyliśmy kimurę. 
— Hmm… Mieliśmy obronę przed zgwałceniem, obronę przed dresem oferującym wpierdol, obronę przed laską ze wściekiem macicy, po tym jak poderwałem jej chłopaka i obronę przed koksiarzem na którego przypadkiem wylałem piwo w barze, ale on nie chciał słuchać moich wyjaśnień, bo to była jego nowa koszulka z Zary — wymieniał, a ja chichotałem jak głupi. — To może teraz jakiś szybki poradnik pod tytułem „jak udusić swojego chłopaka we śnie?” — zaproponował i poruszył wymownie brwiami, na co posłałem mu spojrzenie pełne politowania. 
— Mogę ci pokazać kilka chwytów pod tytułem „jak zmusić swojego chłopaka do poddaństwa, kiedy za bardzo podskakuje” — sparafrazowałem, po czym nagle chwyciłem go za stopę, przyciągnąłem w swoim kierunku i nim zdążył jakkolwiek zaprotestować, znalazłem się na nim w dosiadzie i uwięziłem jego dłonie nad głową. 
— Hej, nie podoba mi się taki poradnik! — zaprotestował i się szarpnął. 
— No dalej, pokaż, czego się dzisiaj nauczyłeś! — rzuciłem prowokująco.
— Pożałowałbyś, gdybym tylko nie miał na sobie tego kokonu. Jak ty w ogóle w tym ćwiczysz! — marudził. 
— Tak, tak. Z pewnością to gi stoi ci na przeszkodzie — sarknąłem, jeszcze bardziej rozjuszając Eryka. Zmrużył swoje niebieskie oczy i popatrzył na mnie z wyższością, mimo iż to ja w tej chwili go kompletnie zdominowałem. — Musisz coś zrobić, bo inaczej utkniemy tutaj na zawsze — postanowiłem. 
Po chwili poczułem, jak Eryk w pełni rozluźnia wszystkie mięśnie, przestając stawiać mi jakikolwiek opór i zamyka oczy.
— Co robisz? — zapytałem zdziwiony.
— Udaję martwego — odpowiedział, otwierając na chwilę jedno oko, ale zaraz szybko je zamknął. 
Tak mnie tym rozczulił, że zszedłem z niego i upadłem obok na plecy, śmiejąc się jak opętany. 
— Czegoś się jednak nauczyłem — przyznał, przekręcając się na brzuch. Jemu też udzielił się mój napad śmiechawki. 
— Jesteś w tym najgorszy — stwierdziłem, kiedy już odrobinę się opanowałem.
— Hej! Przecież sam twierdziłeś, że jiu jitsu jest dla wszystkich.
— Dla wszystkich oprócz ciebie — poprawiłem się. — Ale wiesz co? Tobie nie potrzebne jest żadne jiu jitsu, bo po dzisiejszej lekcji wiem, że wygrzebiesz się z każdych tarapatów i bez znajomości podstawowych chwytów obronnych — dodałem z uznaniem, na co Demiński się wyszczerzył. 
— Cóż, ostrzegałem, że jedyne brazylijskie co mi wychodzi, to pośladki — przypomniał, na co ja znowu się zaśmiałem. Eryk wyciągnął szyję i pochylając się nade mną, potarł swoim nosem o mój. Wyszczerzyłem się na ten gest, który był moim znakiem rozpoznawczym. W odpowiedzi wychyliłem nieznacznie głowę do góry i cmoknąłem go tuż nad ustami, w jego charakterystyczny pieprzyk. — Podobało mi się — przyznał zupełnie szczerze, posyłając mi pogodny uśmiech.
— To najważniejsze — odpowiedziałem z ulgą. 
— Skoro poradziłeś sobie ze mną, to każdy uczeń będzie dla ciebie łatwizną — podsumował.
— Coś w tym jest — odparłem, szczerząc się. 
— A teraz będziesz mnie musiał stąd zeskrobywać, bo nie mam już siły absolutnie na nic — powiedział. 
— Hej, ale najważniejsze, że przeżyłeś i nie złamałeś kręgosłupa — pocieszyłem go. 
Podroczyłem się z nim jeszcze moment, po czym podniosłem się i złapałem go za stopę, by po chwili przeciągnąć go niczym zwłoki do skraju maty. Tam po krótkiej, aczkolwiek burzliwej wymianie zdań, zmusiłem go do tego, aby jednak wstał samodzielnie i poszedł do szatni. 
Tam, gdy tylko zdjął z siebie gi, udał przesadnie, że nagle zrobił się o połowę lżejszy i poszedł pod natrysk, kręcąc wręcz karykaturalnie tyłkiem. 
Nie mogłem sobie odpuścić takiej okazji i sam po chwili do niego dołączyłem, pozwalając sobie aby go trochę obmacać. O dziwo wcale nie protestował i ostatecznie odrobinę nas poniosło. 
Do domu wróciliśmy zatem też nieco później, niż na początku zakładałem. 
Ta niecodzienna randka wyzwoliła w nas wyśmienite humory. Miałem wrażenie, że po raz pierwszy od bardzo dawna w końcu byliśmy sobą. Na te kilka godzin udało nam się zapomnieć o problemach i o dosyć dużym spięciu, do jakiego między nami niedawno doszło. 
Gdzieś tam z tyłu głowy ciągle miałem myśl, że to jeszcze nie koniec i będę musiał niedługo zmierzyć się z rzeczywistością. Póki co, udało mi się ją na chwilę odsunąć i zasnąć beztrosko wtulony w plecy Eryka oraz z nosem w jego włosach.
___________

Dobra, muszę przyznać, że ten rozdział pisało mi się wyśmienicie :D
Mam nadzieję, że wyszedł taki, jak zakładałam, czyli lekki i zabawny. Było też trochę historii, no i znowu trochę poznaliśmy Eryka i jego poglądy. Musicie przyznać, że jest zawzięty. 
Nie da się ukryć, że była to taka część na rozluźnienie, czy tam przerywnik w głównej linii fabularnej. Za to od teraz do dwudziestego rozdziału będzie jazda bez trzymanki, także stay tuned ;)


To tyle o Osobliwości... ale w nocy odbyło się UFC 217! Chyba największa (czyt. najbardziej gwiazdorska) gala organizacji w tym roku. Pamiętacie rozdział, w którym Robert poszedł z Luizą na wesele i poznał tam chłopaka, z którym rozmawiał o powrocie Georgesa St-Pierre'a i jego pojedynku z Michaelem Bispingiem? No to zaznaczę, że rozmawiali o faktycznym wydarzeniu. Tak, wczoraj doszło do tej historycznej walki.
Generalnie było trzy walki o mistrzostwo i niespodziewanie wszystkie pasy zmieniły swoich właścicieli. O ile strasznie szkoda mi Asi Jędrzęjczyk (ale jestem niemal pewna, że za swoje zasługi od razu dostanie rewanż i przywiezie pas z powrotem do Polski), tak nie było nic bardziej satysfakcjonującego od GSP odbierającego pas Bispingowi. Oh boy! To było jak walka dobra ze złem i dobro wygrało w pięknym stylu ;)
Co do trzeciej mistrzowskiej walki - w sumie było mi wszystko jedno, kto wygra, bo obaj panowie wrzucali sobie po równo (kiedyś byli sparingpartnerami, potem jeden z nich odszedł do innego klubu), obrzucali jakimiś oskarżeniami  i generalnie było widać, że to bardziej osobiste "porachunki" niż walka o pas. Anyway, Cody nie obronił pasa i TJ został nowym mistrzem. Niekoniecznie podobało mi się jego podejście, gdy powiedział, że teraz zejdzie do kategorii niżej i zabierze pas Demetriousowi Johnsonowi (najlepszemu zawodnikowi MMA na świecie bez podziału na kategorie wagowe). Hmm... do tej walki pewnie faktycznie dojdzie, bo to bardzo dobre posunięcie ze strony marketingowej, ale tym razem nie będę mogła się doczekać, aż Demetrious sprowadzi tego chłoptasia na ziemię. Weź może ten pas obroń z raz, a dopiero potem zacznij kozaczyć, skoro już tak naprawdę musisz...
Chyba już trochę mnie znacie i wiecie, że muszę wylać swoje emocje po ważnych galach. No... ale spokojnie, następnego wywodu (o ile ktoś dotrwał do tego momentu) możecie się spodziewać dopiero po gali KSW 41 w grudniu :D
Do następnego! 


7 komentarzy:

  1. Oooooch! Jak słodko no nie mogę! Ja też sportów uprawiać raczej nie lubię, ale na taką randkę to bym się może i wybrała.:)
    Wkradło ci się parę literówek. ;)
    Torisa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chyba bym się skusiła :D
      Następnym razem pisz śmiało, gdzie walnęłam literówkę/inny błąd. Niby czytam rozdziały kilkukrotnie nim opublikuję, ale tak to już jest, jak się sprawdza własne teksty :(
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Szantaż ze zdjęciami był dobrym pomysłemxD W końcu inaczej Adrianowi nie dało się wytłumaczyć, że ma zniknąć. Jednak Eryka trzeba było znowu ciągnąć za język, żeby powiedział jak to załatwił.A już myślałam czy nie przyszedł czas aby Robert odpuścił.Co za uparte stworzenia.
    Ten pomysł na spędzenie wspólnie czasu jest zajefajny! Haha o matko jak się śmieję.Eryk otrzymuje nagrodę takiego stworzenia.Nie zwracam uwagi na kontakt fizyczny między zawodnikami(właśnie w TAKI sposób) przy sportach, w których on jest.-Trudno jakbym robiła to gdy go nie ma np.przy kurna skoku o tyczceXD i teraz liczyłam, że te tak nie będzie.Sam Robert mówił o braku erotycznego zwieńczenia!
    które na końcu było, thx. ale no nie dało rady jakieś durne uśmieszki się pojawiły jak to czytałam.I nie chciałam widzieć więcej niż Eryk mówił, a widziałam.No cóż. Miałam nadzieję, że jeszcze trochę spokoju młodzi będą mieć:Di czy byli sami w klubie hm
    pozdrawiam ;) nawet jak ma być znowu źle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eryk musiał odwołać się do ostatecznych środków i raczej nie ma z tego powodu jakichś większych wyrzutów sumienia jak widać. No tak, uparci są. Coś ich do siebie bez przerwy ciągnie, szwy pękają, ale oni uparcie trzymają się ostatnich nitek :D
      Gdy oglądam walki MMA/jiu jitsu, to też jakoś (na szczęście) nigdy nie patrzę na zawodników z podtekstami. Chyba za bardzo sie ekscytuję samą walką :D Ale Eryk robił podteksty całkowicie świadomie i perfidnie, bo sam Robert zaznaczał, że dla jego chłopaka jiu jitsu przypomina sceny z pornosów :D
      Czy byli sami? Może tak, może nie :D
      Ale ja nie napisałam, że będzie źle między nimi, tylko że będzie się działo :D
      Też pozdrawiam!

      Usuń
    2. A to w takim razie przepraszam c: czyli na jakieś grudniowe zawody można liczyć albo jest ukryta opcja, że coś się spieprzy, ale będą trzymać się razem hahah

      Usuń
  3. Okej, mam pisać co mi leży na sercu, to będę...
    Rozdział powinien się nazywać „ocieplanie wizerunku Eryka - część 2”. Nieno, fajny był, podobał mi się, serio, ale...
    Z tego, co wywnioskowałam, to mieliśmy poznać Eryka; w końcu sama tak napisałaś na końcu rozdziału.
    Ale kurde.
    Jedyna nowa rzecz, której się o nim dowiadujemy, to to, że chodzi na siłkę tylko po to, żeby mieć fajne ciałko. No i niby fajnie, tylko sześciopak jako jedyna motywacja... ja rozumiem, że samodyscyplina i przezwyciężenie słabości, ale żeby on to dla zdrowia robił chociaż... bo tak to zalatuje jakimś przewrażliwionym na punkcie wyglądu gogusiem, ale ok...
    No bo poza tym, to chyba już wszystko, co można się dowiedzieć o Eryku z tego rozdziału już było :/ w końcu od prologu wiadomo, że jest mistrzem ciętej riposty...
    No dobra, wiem, że brzmię jak typowy Polak, któremu wszystko przeszkadza i ma ze wszystkim problem, ale jeju... ciągle zapowiadasz, że „No w następnym rozdziale się zacznie :D” a potem Wielka Drama™ znika tak szybko jak się pojawiła... ja rozumiem, że ludzie mają różne priorytety, ale trochę więcej dramatyzmu by nie zaszkodziło haha... nawet moja ciocia była dłużej zła jak jej nie podlałam kwiatków niż Robert na Eryka, kiedy ten przed nim zataja hm... dość poważne rzeczy.
    Nawet nie chłodzi o zdradę, ale kurde... nie wierzę, że to tak po nim spłynęło :/ pary powinny rozmawiać o swoich problemach ok... a jak jedna strona drugiej o czymś nie mówi, to chyba nie jest najlepiej.

    Ale dobra, mam nadzieje, że nie jesteś zła, bo ten
    Zbliża się zemsta Adriana Arc
    I moim zdaniem
    Adrian ich teraz stalkuje albo coś
    Ewentualnie kogoś sobie wynajmuje (no tak też można conie)
    I teraz niby taki sielankowy rozdzialik, ale haha ja nie dam się zwieść! Pewnie ich teraz ktoś zobaczył i nagrał
    I potem Adrian (albo ten ktoś kogo wynajął) włamie im się na chatę
    Usunie te focie
    Naśle hordę dresów na Eryka, żeby mu zniszczyli telefon
    I póki jeszcze jest poturbowany pójdzie na policję i ich bd szantażował i wgl
    A każdy kolejny rozdział będzie mógł się nazywać „ocieplanie wizerunku Eryka część x”
    Bardzo liczę na Eryka w tym wypadku (i na jego ocieplony wizerunek, bo ocieplanie wizerunku truloffa jest bardzo dobre)
    Szczególnie, jeśli ktoś by się miał przystawiać do Roberta
    Jak to będzie Dawid to się załamie i więcej mnie tu nie zobaczycie
    Bo czuje że Robwid to byłby mój szip, a wiadomo haha... nierozerwalność głównej pary
    Błagam nie rób mi tego
    W ostatnim czasie rzuciłam już trzy opka przez to, że mój ukochany rywal przegrał
    Błagam
    Nie rób tego D:
    Nie chce cierpieć kolejny raz
    Będziesz mnie miała na sumieniu

    No ja już chyba skończę XD
    Życzę Ci dużo weny
    I w ogóle <3
    Miałam powrócić z jakimś mniej lamerskim imieniem i nazwiskiem z Google+, bo nie chce wyglądać jak jakiś niedojebany tró otakó, ale nie wyszło :/ może za tydzień haha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się zdruzgotana tym co napisałaś... :(
      No a tak na poważnie, no to masz pełne prawo odbierać rozdział/bohaterów/akcje jak Ci się tylko podoba. Szczerze, to nawet przez myśl mi nie przeszło, że tym rozdziałem ocieplę wizerunek Eryka, no ale ile osób czyta to opowiadanie, to pewnie każdy dostrzegł coś innego (co zresztą widzę po komentarzach, gdzie gdy np. napiszę jakiś z pozoru nieistotny detal, o którym sama zapominam, a czytelnicy dopatrują się w tym wielkiej intrygi). Pomysł na rozdział wziął się stąd, że odkąd tylko wpadłam na pomysł na pisanie "Osobliwości" to w głowie miałam randomową scenę ze śmiesznymi dialogami na macie i po prostu wiedziałam, że gdzieś ją muszę wcisnąć. Ot cała zagadka :D
      Dalszej części o kłótni, która spłynęła po bohaterach zbyt szybko, nie skomentuję, bo jeszcze bym coś niechcący zasugerowała.

      Widzę, że ten Adrian nie daje Ci spokoju :D A może nie będzie konsekwencji? Moze sobie po prostu odpuścił i machnął ręką :D
      Ale horda dresów brzmi spoko - rozpatrzę taki scenariusz.

      Och, znam ten ból, kiedy trzymasz kciuki za parę, ale autor ma inną wizję i łamię nie tylko serce jednemu z bohaterów, ale i mnie przy okazji :(

      Pozdrawiam!

      Usuń