3 grudnia 2017

Rozdział 19

Punkt libracyjny.

To była jedna z tych leniwych niedziel, podczas których zazwyczaj zalegaliśmy z Erykiem na kanapie i robiliśmy sobie filmowy maraton. Taki był plan i na tę niedzielę, jednak przez pół dnia totalnie nie potrafiliśmy się zebrać, żeby wybrać film, bo Eryk miał ciągle jakieś zajęcie. A to coś gotował w kuchni, a to pracował na laptopie, a to szukał czegoś w dokumentach… Gdy w końcu znalazł czas, aby rozwalić się obok mnie, dostałem wiadomość od Dawida, w której poinformował mnie, że w końcu oficjalnie ogłoszono moją walkę.
Tak więc spędziłem kolejne godziny na wyłapywaniu najświeższych artykułów, w których rozpisywano się na temat mojego pojedynku z Bryczewskim. 
— Ja pierdole… co za upośledzony koleś — rzuciłem w pewnym momencie niedowierzająco, kiedy przeczytałem najświeższy post Tomka, jaki opublikował na swoim fanpejdżu. 
— Co jest? — zaciekawił się Eryk.
— Posłuchaj tego — zacząłem i odchrząknąłem. — Czas na kolejne starcie! Choć może powinienem był napisać, że kolejną formalność, bo Cage Strikers postawiło na mojej drodze jakiegoś białostockiego leszcza, o którym nikt nigdy nie słyszał. Cóż, niech się pocieszy frajer swoimi pięcioma minutami sławy, bo po grudniowej walce wróci do tej samej dziury, z której wypełzł — przeczytałem. 
— Co za pojeb. Ja rozumiem, że szum medialny i te sprawy, ale żeby wyzywać kogoś, nawet nie widząc go na oczy? — odparł zażenowany Demiński. 
— Cały Tomek Bryczewski. Cóż… od teraz do grudnia będę w samym środku gównoburzy — stwierdziłem z zawodem. 
Potrzebowałem ogromnych pokładów cierpliwości. Już teraz miałem ochotę pocisnąć mu jakimś stosownym komentarzem, a przez moją głowę przebiegało dziesiątki ripost… ale musiałem być twardy. Musiałem utrzymać się przy postanowieniu, że nie zareaguję na żadną zaczepkę, bo gdybym coś odpyskował, byłoby tylko gorzej. Nie miałem co liczyć na to, że gdy go zignoruję, to mu się znudzi wypisywanie głupot, ale uważałem, że mimo wszystko nie warto było tracić nerwów na takiego typa. 
— Zlej go — polecił nonszalancko Eryk.
— Taki mam zamiar — odparłem. 
Kolejną godzinę nadal poświęciłem na analizę artykułów. Znalazło się już nawet kilka typowań i, o dziwo, nie wszyscy specjaliści obstawiali wygraną mojego przeciwnika. Póki co, głosy rozkładały się po równo, co niesamowicie mnie podniosło na duchu, bo dotarło do mnie, że nie jestem aż takim szarakiem w szeregach MMA. Co prawda nie proszono mnie jeszcze o wywiady, ale moja pierwsza walka rozniosła się sporym echem i co niektórzy kojarzyli już moje nazwisko. 
— Z jednej strony cieszę się, że od jutra rozpoczynam przygotowania, a z drugiej, znowu zacznie się życie według ściśle określonego grafiku — rzuciłem luźną myślą w którymś momencie. — Nie lubię żyć pod dyktando… no ale taka już moja dola — narzekałem. — Eryk? 
— Co? — Spojrzał na mnie zaskoczony, odrywając wzrok od swojego komputera.
— Słuchasz mnie? — zapytałem rozbawiony.
— Przepraszam, zamyśliłem się — powiedział z westchnieniem.
— Wszystko okej? Jesteś jakiś… cichy — zauważyłem. Jak o tym zacząłem myśleć, to dotarło do mnie, że Eryk był cichy już od wczoraj. Na początku założyłem, że nie chciał mnie w żaden sposób drażnić, ale właśnie zdałem sobie sprawę, że niekoniecznie chodziło o mnie.
— Tak, tylko… — zawiesił sugestywnie głos.
— Tylko co? — dopytałem.
— Muszę z tobą o czymś porozmawiać — wyznał w końcu z poważną miną.
— Coś się stało? — zapytałem ponownie, bo jego mina i nastrój były mimo wszystko rozbieżne z jego wstępnym zapewnieniem. 
— Nie — zaprzeczył. — Po prostu się nad czymś zastanawiam… ale nim cokolwiek zrobię, muszę to z tobą skonsultować — dodał enigmatycznie.
— A co chcesz zrobić? — rzuciłem zwyczajnie, nie chcąc pokazać, że trochę się zaniepokoiłem.
Eryk westchnął ciężko, odłożył laptopa na stolik i potarł dłońmi swoje uda. 
— Jak wiesz, został mi raptem tydzień stażu. — Totalnie o tym zapomniałem! Oczywiście nic nie dałem po sobie poznać, tylko uśmiechnąłem się zachęcająco. — No i… pora coś z tym zrobić — skończył płasko.
— Słuszna uwaga — powiedziałem luźno.
— Przyglądam się od jakiegoś czasu różnym firmom architektonicznym, wysłałem nawet kilka CV, ale… — zawiesił głos.
— Ale? — dopytałem coraz bardziej zaniepokojony. Jezu słodki, żeby mi tylko zaraz nie wyjechał z jakimś tekstem, że dostał ofertę pracy na drugim końcu świata i musi wyjechać. 
— Ale dostałem też ofertę od… — Wiedziałem, kurwa! Wiedziałem! — …mojego szefa. Dobrze nam się pracowało, polubił mnie… no i powiedział, że jeżeli bym chciał, to znajdzie dla mnie miejsce na stałe w swojej ekipie — dokończył i zagryzł wargę. 
— Co? — zapytałem głupio, powoli składając fakty.
— Tak, wiem co ci obiecałem, ale bądźmy realistami. Nie wiadomo kiedy zostanę zatrudniony, a w chwili obecnej nie mam nawet co marzyć o rozkręcaniu własnego biznesu. To dla mnie szansa. Pracowałbym w tym samym wymiarze i zarabiał dwukrotnie więcej! Poza tym, mam tutaj już jakieś znajomości, a to generuje mi potencjalnych klientów na przyszłość. Jakbym teraz poszedł do innej firmy, znowu zaczynałbym od bycia chłopcem na posyłki. A Adrian…
— Stop! — przerwałem mu mało przyjemnie. — Obiecałeś — podkreśliłem.
— Ale okoliczności od tamtego czasu się zmieniły…
— W jaki sposób? — zapytałem, nie potrafiąc kryć złości.
— Myślałem… że mamy już temat Adriana za sobą — powiedział niepewnie.
— Nie. Adriana będziemy mieli za sobą, gdy przestaniesz się z nim widywać — poprawiłem go. — Jesteś mądry, szybko coś ogarniesz. Ja też teraz lepiej zarabiam i w razie czego pociągniemy jakoś do końca roku.
— A co jeśli nie będę mógł znaleźć pracy dłużej niż do końca roku? — zapytał z wyrzutem.
— Poradzisz sobie — odparłem.
— Skąd masz pewność? — zapytał posępnie. — Tylko nawet nie waż mi się wyjeżdżać z pustymi tekstami typu „bo jesteś świetny, w tym co robisz”. — Zrobił sugestywny cudzysłów palcami, starając się mnie przedrzeźniać. 
— Ale to prawda… — odparłem, choć Eryk zbił mnie trochę z tropu.
— A skąd wiesz? Hmm? — rzucił, a w jego tonie zacząłem wyczuwać cynizm. Cholera… to nie mogło zmierzać w dobrym kierunku. — Skąd wiesz, że jestem taki dobry, w tym co robię?
— Po prostu… — zacząłem, jednak wszedł mi w słowo.
— Może jestem chujowy? Może dostałem ten staż tylko ze względu na nazwisko ojca? Może jestem jebanym beztalenciem. Skąd to, kurwa, możesz wiedzieć? Słucham! — zaatakował mnie. 
Zamrugałem zaskoczony, nie wiedząc w pierwszym momencie, jak mam zareagować.
— Dostałeś dyplom z wyróżnieniem, jako jedyny na swoim roku odrabiałeś praktyki za granicą, a twój szef często zostawiał cię po godzinach, żebyś naprawiał błędy kolesi, którzy teoretycznie powinni mieć większe doświadczenie od ciebie… — zacząłem rozsądnie tłumaczyć. 
— A skąd masz pewność, że sobie tego jebanego dyplomu nie kupiłem? Skąd wiesz, co tak naprawdę robiłem za granicą? Skąd wiesz, czy zostawałem po godzinach w pracy? Może właśnie ruchałem się z Adrianem? — zasypał mnie gradem irracjonalnych pytań, a cynizm w jego głosie nie mógł być wyraźniejszy…
— Co ty w ogóle pierdolisz? O co ci chodzi? — zapytałem, syknąwszy.
— Zadałem ci pytania. Odpowiedz — zażądał zdeterminowany.
— Bo cię, kurwa, znam i ci ufam! — niemal krzyknąłem.
— No chyba jednak nie do końca, skoro nadal się pienisz, kiedy tylko słyszysz te zakazane imię — stwierdził z sarkazmem.
— Powiedziałem, że ufam tobie. Jemu niekoniecznie — sprecyzowałem.
— Pierdolenie… — rzucił, krzywiąc się. 
— Wiesz co? Nie mam ani ochoty, ani nastroju na tę bezsensowną kłótnię. Pogadamy, jak ochłoniesz — stwierdziłem, wstając. Wyglądało na to, że tchórzliwy Robert nie do końca mnie opuścił.
— Pewnie. Kłóćmy się tylko wtedy, kiedy ty masz na to ochotę. W końcu tylko ty jeden masz problemy i trzeba uważać, aby cię nie złościć w nieodpowiednich momentach — burknął pod nosem, kiedy już byłem jedną nogą w korytarzu.
— Co powiedziałeś? — Odwróciłem się z prędkością światła i rzuciłem mu zszokowane spojrzenie. 
— Nic. Uciekaj, śmiało — odparł, po czym sięgnął z powrotem po swojego laptopa i otworzył jego klapę. Doskoczyłem do niego w mgnieniu oka i natychmiast zatrzasnąłem komputer. — Rozpierdol jeszcze mojego laptopa. Nie krępuj się! — rzucił prowokacyjnie.
— Co ty masz do chuja za problem?! Wyjeżdżasz mi tu z Adrianem, zrzędząc, że będzie ci wygodniej zostać u jego boku i teraz na mnie naskakujesz! Dlaczego, kurwa, za każdym razem jak coś spierdolisz, to próbujesz zwalić winę na mnie?! Mam dosyć bycia twoim jebanym popychadłem! — wybuchłem. 
Boże… uświadomiłem sobie, że nigdy nie byłem wściekły jak w tym momencie. Nawet jeżeli połączyłbym wszystkie wysoki Eryka w jedno. Poza tym, po raz pierwszy w życiu przeszło mi przez myśl, że jestem idiotą, dając się tak traktować. 
— Ja coś spierdolę… i zwalam winę na ciebie? — powtórzył przez zęby, odłożył z powrotem komputer na stolik i wstał. — Masz dosyć bycia popychadłem? — dodał, patrząc mi prowokująco w oczy. — Czy ty siebie w ogóle słyszysz? — zapytał cynicznie. 
— A co? Prawda zabolała? — rzuciłem i uśmiechnąłem się nieprzyjemnie.
Eryk patrzył na mnie przez moment z niedowierzaniem. Dałbym sobie rękę uciąć, że właśnie gotował się w środku. Zresztą… ze mną działo się w tej chwili to samo.
— Chcesz znać prawdę? — zapytał zaczepnie. — To ci kurwa powiem, jaka jest prawda! — dodał, podnosząc głos. — Mam po dziurki w nosie bycia wiecznie tym złym. Nie ważne o co byśmy się kłócili, bo to i tak zawsze ja wyjdę na winnego! 
— To nie prawda! — zaprzeczyłem natychmiast.
— Ach tak? — zapytał, udając zdziwienie. — Wypomnę ci coś? Wielka tragedia, bo powinienem mieć więcej wiary w ciebie. Nie powiem ci czegoś? Armagedon, bo niby jak masz mi zaufać, skoro cię okłamuję. Przyznam się do czegoś? Jeszcze gorzej, bo zaraz zaczynasz mnie oceniać! 
— Acha… czyli upijanie się do nieprzytomności i ukrywanie przede mną byłych kochanków to nic takiego i absolutnie nie mam prawa ci tego mieć za złe, tak? Nie mogę być zły, kiedy łamiesz dane słowo, hmm? I to są niby powody, dla których powinienem uważać cię za aniołka? — zapytałem sarkastycznie.
— Skoro jestem taki tragiczny, to dlaczego ze mną jesteś? 
Wywróciłem oczami.
— Wiem, co robisz. Próbujesz wzbudzić moje współczucie, żeby zwalić na mnie winę. Nie dam się na to złapać — odpowiedziałem.
— Wiem, że nie dasz, bo ty nigdy nie czujesz się winny. Ty zawsze robisz wszystko idealnie. Taki z ciebie idealny chłopak — zironizował.
— No to uświadom mnie proszę, dlaczego niby powinienem czuć się winny — zapytałem mimo woli. 
— Hmm… — westchnął. — Może zacznę od tego, że wiesz gówno o mojej pracy. 
— Jakbyś ty kurwa był znawcą w mojej dziedzinie — odbiłem piłeczkę, na co Demiński gorzko się zaśmiał.
— Powiedz mi w takim razie, jak nazywają się moi współpracownicy? Albo nie. Jeszcze ci ułatwię. Powiedz chociaż, jak nazywa się mój szef. — Zamrugałem zaskoczony w odpowiedzi. — Ja pierdolę, Robert. To serio było najprostsze pytanie, na jakie mnie stać — dodał rozczarowany. — Może choć nazwa firmy? — Dalej milczałem. — Nie? — upewnił się. — Hmm… to może powiedz w takim razie cokolwiek, co pamiętasz, co mówiłem o pracy. — Przełknąłem zauważalnie ślinę. — Wiesz, dlaczego nie znasz odpowiedzi na te pytania? — zapytał retorycznie. — Bo nigdy. Nigdy — podkreślił — nie pytasz mnie, jak tam minął mój dzień w pracy — wyjaśnił. — Chcesz się zrewanżować? 
— Nie… — rzuciłem ledwo słyszalnie. To było bezcelowe. Codziennie przecież godzinami pierdoliłem o tym, co robiłem na macie, komu wyszła kimura, a kto spierdolił skrętówkę. Kurwa, Eryk był przecież nawet na „ty” z moim szefem i posiadali swoje numery telefonów. — Przepraszam… ja…
— Nie, nie, nie! — zastopował mnie szybko. — Nie przepraszaj mnie jeszcze, bo ja się dopiero rozkręcam, kochanie — rzucił i uśmiechnął się słabo. — Wróćmy choćby do wczorajszego wesela.
— Wiem, że cię zostawiłem i to było chujowe, ale…
— Ja nie o tym mówię. — Machnął ręką, a mnie aż przebiegł dreszcz. — Zdajesz sobie sprawę, że wczoraj pierwszy raz poznałem twoją rodzinę, nie? Choć „poznałem” — zrobił cudzysłów palcami — to za dużo powiedziane. Zabrałeś mnie na wesele, gdzie była absolutnie cała twoja rodzina i tak bardzo skupiłeś się na sobie… że totalnie w dupie miałeś fakt, że ja umieram z nerwów. Ale w sumie niepotrzebnie, bo przecież nawet mnie nie przedstawiłeś. 
— To nie tak, po prostu Marek…
— Nie oczekiwałem, że poprowadzisz mnie do nich za rękę i wyznasz mi przed nimi dozgonną miłość, ale myślałem, że skoro twoi rodzice i tak o nas wiedzą, to chociaż napomkniesz im, że wiesz… to ten Eryk. — Wskazał na siebie kciukami. — Nie oczekuję, że Kwiatkowscy przywitaliby mnie z otwartymi ramionami, ale skoro twój ojciec cię akceptuje, to chyba nie zabiłoby go, gdyby po prostu raz w życiu uścisnął mi rękę? — zapytał smutno. — Ale nie… byłem sobie ja i byli sobie oni. Ja wiedziałem, że oni to oni i oni wiedzieli, że ja to ja… ale Robert o to nie dbał, bo Robert potrafi być naprawdę samolubnym chujem. 
Milczałem przez moment, czując jak pęka mi serce… ale Eryk nie miał zamiaru mnie oszczędzać. 
— A gdy Krystian nas nakrył? Mało go nie zabiłeś, żeby tylko się broń boże nie wydało, że jesteś pedałem — przypomniał mi dobitnie. — Ale wiesz, co jest w tym najgorsze? Ja myślę, że tu wcale nie chodzi o twoich rodziców… myślę, że po prostu się boisz i dlatego się nimi zasłaniasz.
— To nieprawda…
— To twoi rodzicie. Nie odwrócili się od ciebie, gdy im o sobie powiedziałeś. Naprawdę myślisz, że wyparliby się ciebie, gdyby dowiedziało się o tobie przy okazji paru sąsiadów? Cóż, znając poglądy państwa Kwiatkowskich, pewnie najedliby się trochę wstydu, pokręcili by nosem… i tyle — wydedukował. — Mam mówić dalej? — zapytał z nienaturalnym spokojem.
Pokręciłem przecząco głową i instynktownie starłem łzę, która pociekła mi po policzku. Kurwa… właśnie się poryczałem, jak ta ostatnia pizda. 
— Ale powiem — zdecydował po chwili, przez co tylko z całych sił zacisnąłem powieki. — Wiesz dlaczego zgodziłem się iść wtedy z tobą poćwiczyć? — Nawet nie drgnąłem. Nie chciałem znać odpowiedzi, choć wiedziałem, że i tak ją za moment poznam. — Nie ukrywam, że po wszystkim doszedłem do wniosku, że bardzo mi się podobało… ale przed, jedynym powodem dla którego się zgodziłem, był fakt, że po raz pierwszy chyba w naszym sześcioletnim związku, zaprosiłeś mnie na randkę, używając właśnie tego słowa — wyznał. — To nie tak, że nagle mi się odmieniło i mam ochotę złapać cię za rękę, skakać po kałużach i radośnie śpiewać piosenki Beyonce… ale chyba nie zabiłoby nas, gdybyśmy poszli od czasu do czasu do kina? To nie jest pedalskie, że dwóch kolesi idzie do kina. Przecież i tak nie poszlibyśmy na komedię romantyczną…
— Chodzimy czasem do kina — wtrąciłem żałośnie.
— Faktycznie — przyznał. — Z Luizą… Alicją… czy Dawidem — wyliczał. — Ważne, żeby zawsze była przykrywka . — Zamilkł na moment, a ja nawet nie miałem odwagi na niego spojrzeć. Po prostu stałem przed nim, czując, jak powoli moje ciało zaczyna drżeć z emocji i starałem się ze wszystkich sił powstrzymywać kolejne łzy… choć te dziś jak na złość mnie nie słuchały. — Robert — zaczął łagodniejszym tonem. — Może nie zawsze daję ci to wprost do zrozumienia, ale za każdym razem gdy stoję przed jakimś wyborem, mam ciebie na względzie. Tak bardzo boję się coś spierdolić… że w efekcie najczęściej doprowadzam do jakiejś tragedii. Tak jak z tym nieszczęsnym Adrianem. Ale… ale tym razem muszę zadbać o siebie i przepraszam, jeżeli znowu cię zawiodłem, bo nie dotrzymałem słowa, ale przyjmę propozycję Jarka, no wiesz, mojego szefa — wyjaśnił z parsknięciem. — To najlepsze, co mógłbym dla siebie zrobić. Potrzebuję tego — dodał niemal desperacko. — I nie płacz, proszę. — Podszedł do mnie ostrożnie i przetarł kciukiem mój policzek. — Serce mi pęka, gdy widzę cię takiego, ale musiałem to w końcu z siebie wyrzucić. Zbyt długo to w sobie kumulowałem… Wiem, że to prawdopodobnie nie najlepszy moment, ale czy kiedykolwiek będzie odpowiedni? 
— Nic ci teraz nie odpowiem, bo mam wrażenie, że cokolwiek bym nie powiedział, będzie to nieprzemyślane i… po prostu… — zacząłem łamiącym się głosem.
— W porządku — przerwał mi. — Pozwól, że tym razem to ja zdezerteruję — rzucił ze słabym uśmiechem. — Przyda mi się spacer, a ty sobie pomyślisz i… wrócimy do tego — zdecydował, po czym rzeczywiście ruszył do korytarza.
Nie zatrzymywałem go. To było bezcelowe. 
Kiedy tylko usłyszałem, jak zamyka za sobą drzwi, usiadłem zdezorientowany na kanapie i przetarłem twarz dłońmi, wycierając przy tym resztki łez z policzków. 
Słodki Jezu… jak mogłem być tak zajebistym ignorantem i nawet tego nie zauważać? 
Kiedy Eryk zaczął obnażać mnie przed samym sobą, mój umysł podchwycił wzór i natychmiast zacząłem kojarzyć dziesiątki podobnych sytuacji, w których… w których widziałem tylko czubek własnego nosa. Zacząłem analizować niektóre wydarzenia i nie mogłem uwierzyć, jakie momentami decyzje podejmowałem. 
Pomimo iż straszyłem Demińskiego poglądami moich rodziców i tak był gotowy ich wczoraj poznać. A ja jak ten ostatni kretyn nawet nie skojarzyłem, że zabieram ukochanego w sam młyn złożony z Kwiatkowskich, kiedy ten widział moich rodziców jedynie na zdjęciu. Chciałem za wszelką cenę ratować Marka, nie mając pojęcia, że mój brat nie jest amebą umysłową i jest w stanie sam podejmować własne decyzje. Oczywiście w efekcie sprawiłem, że i tak wszystko odbiło się na Eryku. Wszystko co robiłem, każda moja porażka, czy chociażby najmniejsze potknięcie i tak ostatecznie odbijało się na Eryku. Byłem jak ta jebana pijawka emocjonalna. 
Mimo iż Demiński miał duszę na ramieniu, był gotowy rzucić się między Kwiatkowskich, a ja? Dotarło do mnie, że regularnie od kilku miesięcy, bardziej lub mniej świadomie, wykręcałem się z każdego spotkania z rodziną Demińskich. Cóż, nie było wiedzą tajemną, że ojciec Eryka za mną nie przepadał… ale nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby tak po prostu potowarzyszyć Erykowi, bo to może sprawić, że będzie mu łatwiej. Liczyło się tylko to, że mi będzie wygodnie. 
Wszelkie próby wyjścia na miasto kończyły się tym, że lądowaliśmy w jakimś barze z grupą znajomych, bo podskórnie obawiałem się, że „ktoś sobie coś pomyśli”, gdybym wyszedł jedynie z Erykiem. Boże… robiłem to tak perfidnie! Nawet kiedy Eryk pojechał za mną do Olsztyna, żeby to mnie zrobić przyjemność, musiałem się wcześniej upewnić, że nie przyjedzie sam… bo to by mogło być podejrzane. 
I… i przecież to co wczoraj powiedziałem Markowi. To też było prawdą. Powiedziałem o sobie rodzinie dla świętego spokoju. Żeby nie wypytywali, kiedy przyprowadzę jakąś laskę do domu i żeby nie próbowali mnie swatać z każdą wolną córką sąsiadów. Jednak gdybym został na wsi, prawdopodobnie dla świętego spokoju ożeniłbym się z pierwszą lepszą i być może miał już gromadkę dzieci. 
Nawet ten jebany Julian! Nakręcałem się, aby mu pomóc, ale nie dlatego, żeby miał łatwiej i poczuł się pewniej, tylko dlatego, żeby moje ego urosło i bym mógł chełpić się faktem, że taki dobry ze mnie człowiek!
Liczyłem się tylko ja i moja wyimaginowana, prawdopodobnie nie mająca przyszłości, kariera w MMA.
Jeżeli od jakiegoś czasu wydawało mi się, że źle się dzieje w naszym związku i szukałem winnego… cóż, musiałem zacząć od wskazania palcem własnego odbicia w lustrze.
***
Kiedy po dwóch godzinach Eryk wrócił, nadal nie miałem dla niego rzetelnego wyjaśnienia, ale przynajmniej poukładałem odrobinę swoje myśli i doszedłem do jakichś wniosków. 
— Cholernie zmarzłem. Zrobię sobie herbaty, też chcesz? — zapytał zwyczajnie. Podziwiałem, że potrafił tak panować nad emocjami. Oczywiście byłem w stanie doprowadzać go do szału, ale Eryk po prostu miał w zwyczaju zachowywać zimną krew. 
— Może być — rzuciłem cicho.
Wrócił do mnie po kilku minutach i postawił na stoliku mój kubek z parującą cieczą, a swój trzymał w dłoniach, aby zapewne je ogrzać. 
— Kocham cię, Eryk — zacząłem z grubej rury, skutecznie skupiając uwagę blondyna na sobie. — Nagle te wszystkie twoje wątpliwości i sugerowanie, że być może nie jesteś tym, kogoś szukam, stały się jasne. Bo niby jak miałeś nie wątpić, skoro zachowywałem się jak jebany pasożyt?
— Hej, nie mów tak! 
— Teraz widzę, że tak średnio wychodzi mi okazywanie uczyć, ale proszę, uwierz mi, że nigdy nie miałem intencji, aby cię wykorzystać. Prawdopodobnie gdyby nie ty, nie byłbym dzisiaj sobą. Nie znalazłbym odwagi — kontynuowałem. — Wiem, że… 
— Stój — zatrzymał mnie. — Ja to wszystko naprawdę wiem — dodał. — Niepotrzebnie tak wcześniej wybuchłem, ale musisz wiedzieć, że to po prostu o wiele gorzej brzmiało, niż rzeczywiście jest. Widzę, że zaczynasz się teraz cholernie demonizować, ale naprawdę nie ma w tym wszystkim takiej tragedii. 
— Serio tak myślisz? — zapytałem sarkastycznie. — To co zrobiłem wczoraj, było zdecydowanie poniżej pasa i nie oszukujmy się, w odwrotnej sytuacji, urządziłbym ci taką awanturę, że nie tylko talerze by latały. Ale tu nie chodzi tylko o wczoraj, tu chodzi o… — urwałem, bo Eryk wszedł mi w słowo.
— Okej, to było chujowe. Ja też odwaliłem parę krzywych akcji. Uznajmy, że po prostu jesteśmy kwita…
—  Nie Eryk, nie pozwolę, żebyś mnie teraz wybielał dla świętego spokoju. Ja całe życie robię rzeczy „dla świętego spokoju” i uwierz mi, nic z tego dobrego nie wyjdzie. — Tym razem to ja mu przerwałem. — Od jakiegoś czasu bez przerwy się kłócimy i nawet jak uda nam się na moment załagodzić spór, to i tak znajdę sposób, żeby rozpętać jeszcze większe piekło…
— Nie musisz się obwiniać za całe zło świata… — przerwał mi, lecz nie pozwoliłem mu dokończyć.
— Ale właśnie…
— Dobra, wystarczy! — Eryk podniósł głos. — Czy możemy porozmawiać, bez wpadania sobie co sekundę w słowo? — poprosił, na co tylko przytaknąłem. — Pozwól, że coś ci wyjaśnię, a ty już sam zdecydujesz, co zrobić z tą informacją, okej? 
— Brzmi sprawiedliwie — przyznałem.
— Nie powiedziałem ci tego wszystkiego po to, żebyś teraz robił z siebie jakiegoś potwora i żebyś chodził przy mnie na paluszkach i próbował wszystko naprawiać. I fakt, czasami potrafisz sprawić, że czuję się mega chujowo i niepotrzebnie dałem ponieść się emocjom, bo to wszystko zabrzmiało, jakbym celowo chciał wzbudzić w tobie poczucie winy… ale skoro już się magicznie otworzyłem, to pozwól, że teraz, kiedy odrobinę ochłonęliśmy, powiem ci, co rzeczywiście mnie martwi. 
Już chciałem coś powiedzieć, ale Eryk przyłożył mi zapobiegawczo dłoń do ust.
— Pozwól mi skończyć — zażądał i upewniwszy się, że będę siedział cicho, zabrał swoją dłoń. — Odnoszę takie nieprzyjemne wrażenie, że od jakiegoś czasu stałeś się strasznie ostrożny. Jakbyś powoli się wycofywał. Mam wrażenie, że czujesz się osaczony i wręcz chorobliwie uważasz na wszystko, co robisz. To chyba dzieje się od momentu, kiedy zacząłeś na poważnie myśleć o MMA. Powiesz mi, co jest tego powodem? Chodzi o mnie? Czy po prostu naprawdę nie chcesz, aby ktoś niepowołany dowiedział się o twojej orientacji, czy martwi cię, co będą gadać ludzie… czy co? — zapytał zmartwiony na koniec. 
Westchnąłem ciężko, zastanawiając się nad sensem jego wypowiedzi. Cholera, znowu obnażył przede mną część umysłu, o której istnieniu nie miałem pojęcia. Z każdą chwilą zaczęło do mnie docierać, że Eryk jak zwykle miał rację. Nigdy nie lubiłem się obnosić z orientacją, ale faktycznie ostatnio zacząłem zachowywać się jak jakiś kryptogej. 
— Nie wiem… — Wzruszyłem ramionami. — Chyba… chyba boję się nieznanego. Ciągle wierzę, że mogę coś osiągnąć i po prostu nie chcę być znany jako pedał. Chcę być znany z tego… z czego jestem dobry. Nie chcę obalać stereotypów i walczyć z homofobami — zacząłem wylewać swoje obawy. — Nie chcę, by ludzie zakładali, że skoro jestem gejem, to jestem też reprezentantem w mojej specjalności. Nie chcę być tym, który przyciąga zagorzałych aktywistów i największych hejterów, uważających, że nie ma dla mnie miejsca w sportach walki. Nie chcę być w centrum uwagi z niewłaściwych powodów. Nie chcę tej presji i ciągłego patrzenia na ręce. Sam wiesz, że potrafię coś koncertowo spierdolić… i nie chcę, by moje upadki, prócz ciebie, oglądało pół Polski. — Jęknąłem na koniec i przygryzłem wargę.
— A nie uważasz… że odrobine wyolbrzymiasz? To nie tak, że zaraz pod twoim oknem będę wystawać paparazzi — powiedział ostrożnie i zaśmiał się cicho na koniec.
Milczałem przez moment.
— Słyszałeś o Demetriousie Johnsonie? — spytałem, a kiedy Eryk pokręcił przecząco głową, kontynuowałem. — To obecnie najlepszy zawodnik MMA na świecie. A wiesz, czemu o nim nie słyszałeś? Bo jest zwyczajny. Jest sympatyczny, nie wdaje się w pyskówki i nie wywołuje skandali. A znasz Popka? — zapytałem dla porównania, a Eryk jedynie parsknął. — Popek jest chujowym zawodnikiem, a jego walki można policzyć na palcach jednej ręki. Mimo wszystko jest tak kontrowersyjny i jest tak o nim głośno, że nawet KSW go ściągnęło, by ich promował — wyjaśniłem. — Obecnie takich Popków jest już kilku. Pyskówki są modne i się sprzedają. Jak myślisz, co się stanie z pierwszym wyoutowanym gejem? — zapytałem na koniec retorycznie.
— Byłaby z tego nie mała sensacja — przyznał w końcu.
— Ja domyślam się, że nie jestem jedynym homosiem i że prędzej czy później ktoś się ujawni, sam albo z pomocą… ale ja nie chcę być tym, który przeciera szlaki. Ja chcę się po prostu bić i mieć satysfakcję z wygranych walk.
— Rozumiem cię — zapewnił mnie Demiński. — Naprawdę cię rozumiem, ale… boję się, że popadniesz w jakąś paranoję. Teraz jesteś zwyczajnym facetem i już zaczynasz powoli świrować, a co się stanie, kiedy faktycznie sięgnie po ciebie większa organizacja i będziesz rozpoznawalny? — zapytał zaniepokojony. 
— Nie wiem… — wyznałem bezsilny.
— Wtedy… po tej akcji z Adrianem, zajebiście mnie przestraszyłeś. Ja wiem, że jesteś porywczy i musisz gdzieś rozradować złą energię… ale wtedy… to było kurwa o wiele za dużo, nawet jak na ciebie, Robert. A wczoraj z Krystianem? — przypomniał.
— Chciałem go tylko postraszyć… — mruknąłem cicho.
— Wiem, ale gdyby nie posłuchał, czy na groźbach by się skończyło? — zapytał zmartwiony. Nie odpowiedziałem. — Nie masz ostatnimi czasy wrażenia, że jedziemy na oparach? — dodał po chwili cicho.
— Nie chcę cię stracić — zastrzegłem niemal od razu również ściszonym tonem.
— Ani ja ciebie — zapewnił. — Problem w tym, że ja naprawdę już nie mam pomysłów, żebyśmy to jakoś ogarnęli… Nie wiem, jak mam ci pomóc — wyznał.
— Chyba po prostu muszę sam do tego dojść — stwierdziłem.
— Może przerwa nie byłaby takim głupim pomysłem? — zasugerował, a ja popatrzyłem na niego zaskoczony.
— Eryk, jeżeli chcesz po prostu ze mną zerwać, to to zrób i nie baw się w jakieś delikatne sugestie — poprosiłem.
— Gdybym chciał z tobą zerwać, to uwierz, że nie miałbyś wątpliwości, że chodzi mi o zerwanie. Mówiąc o przerwie, mam na myśli… przerwę — wytłumaczył. 
— Ta… jakby komukolwiek takie przerwy wyszły na dobre… — rzuciłem, parskając.
— My nie jesteśmy kimkolwiek. Po prostu pomyślałem, że skoro jestem źródłem twoich wątpliwości i niejako przeze mnie czujesz się zagubiony, to może lepiej będzie, gdy przez jakiś czas pobędziesz sam? Nie będziesz musiał oglądać się co chwilę przez ramię. Skupisz się na pracy i na nadchodzącej walce… — tłumaczył.
— Nie jesteś źródłem moich wątpliwości. Nie wiem, czemu nagle zacząłem zachowywać się jak paranoik, ale zapewniam, że nie masz z tym nic wspólnego — zapewniłem go i po raz pierwszy sięgnąłem po kubek z herbatą. Eryk najwyraźniej też sobie przypomniał o tym, który trzymał w dłoniach, bo upił z niego łyk.
— Cholernie chcę, żeby to wszystko się dla ciebie ułożyło jak najlepiej. Chcę, żebyś zdobył tej upragniony tytuł mistrza… ale jeszcze bardziej boję się, ile cię to będzie kosztować po drodze… — zdradził, a ja obdarowałem go smutnym spojrzeniem. Skąd niby on miał to wiedzieć, skoro nawet ja sam nie miałem zielonego pojęcia. 
— Może powinienem się wycofać? — zasugerowałem enigmatycznie.
— Zwariowałeś? — Eryk podniósł głos. — Po tych wszystkich latach snucia marzeń chcesz się poddać, kiedy właśnie uchyliły się przed tobą drzwi, pozwalające je spełnić? — zapytał z niedowierzaniem.
— Nie chcę… ale jakie mam inne wyjście? 
— I to będzie nasz najnowszy związkowy cel, abyśmy rozkminili jakieś rozwiązanie — powiedział zachęcająco i pomasował mój bark.
— Zabrzmiałeś jak jakiś terapeuta — stwierdziłem, uśmiechając się pod nosem.
Niemal synchronicznie westchnęliśmy ciężko, a ja opadłem plecami na oparcie kanapy. Eryk zsunął swoją dłoń z mojego barku i dla odmiany zaczął masować moje udo. Milczeliśmy dłuższą chwilę.
— Przepraszam, że tak na ciebie najechałem, wcale nie czuję się jak popychadło i ogólnie… — urwałem sugestywnie.
— Jasne. Ja też przepraszam za to co powiedziałem… obu nas poniosło i tyle — zawyrokował.
— Myślisz, że to dobry znak, że ostatnio tak łatwo przychodzi nam przepraszanie? — zapytałem całkiem szczerze.
— Nie wiem, Robert. Z jednej strony to może oznaczać, że po prostu nam na sobie zależy i nie chcemy się kłócić… a z drugiej, jakbyśmy wyczuwali, że nie jest dobrze i już nie chcemy sobie dodatkowo dowalać — odparł, wzruszając ramionami. — Hej, skoro kłopoty i tak nigdzie się nie wybierają, to może po prostu olejmy je dzisiaj i obejrzyjmy w końcu jakiś film? — zmienił nagle temat.
— Brzmi odprężająco — przyznałem i niemal natychmiast wychyliłem się po laptopa. 
Tym razem wybieranie filmu poszło nam sprawnie i po dziesięciu minutach byliśmy gotowi do seansu. 
Rozwaliliśmy się na kanapie po kolejnej męczącej kłótni i wydawać by się mogło, że niemal po mistrzowsku poradziliśmy sobie z kolejną przeszkodą… z tym że, w ogóle sobie z nią nie poradziliśmy.  
Leżeliśmy wgapiając się w TV, choć wątpiłem, czy Eryk faktycznie skupiał się na fabule. Ja nie mogłem skupić się nawet na ułamek sekundy. Ze zbyt wielu rzeczy zdałem sobie dzisiaj sprawę, aby tak po prostu przejść do porządku dziennego. 
Przeszło mi przez myśl, że właśnie znajdowaliśmy się w punkcie libracyjnym(1). Wszystkie siły, jakie na nas obecnie działały — począwszy od moich paranoicznych zapędów, na Adrianie skończywszy — zdawały się równoważyć. To sprawiało, że z Erykiem znajdowaliśmy się w stanie spoczynku, bo póki co, grawitacja działała na naszą korzyść. Wystarczyło wprowadzić do naszego układu jeszcze jeden, choćby najmniejszy element, aby zaburzyć bezwład. Wystarczył jeszcze jeden, błahy problem, aby wszystko zniszczyć.
________________
(1) Punkt libracyjny (punkt libracji, punkt Lagrange'a) – miejsce w przestrzeni, w układzie dwóch ciał powiązanych grawitacją, w którym ciało o pomijalnej masie może pozostawać w spoczynku względem ciał układu.

Kolejna sprzeczka była tylko kwestią czasu no i cóż... Chłopaki w końcu zaczęli zdawać sobie sprawę, że ich problemy wcale nie zostały rozwiązane, a jedynie się nawarstwiły - i to do takiego stopnia, że już nawet nie wiedzą, jak się za nie zabrać. 
Zauważyliście tę ignorancję Roberta? Mogę tylko zdradzić, że celowo nie zawierałam w jego przemyśleniach wątku pracy Eryka (i paru innych), by pokazać, że faktycznie się tym nie interesował. Nie wiem, czy mi wyszło. 
Cóż, myślę, że tytuł rozdziału jest dzisiaj jak najbardziej adekwatny, bo wszystko co oddziałuje na chłopaków, sprawiło, że tak jakby zawisnęli w próżni. Teraz wystarczy tylko jeden mały problem, aby wytrącić ich z tej "harmonii" i by zaczęła się burza. 

A teraz pora na informację odnośnie "Osobliwości", którą zapowiedziałam już w zeszłym tygodniu. 
Tak się składa, że rozdział dwudziesty będzie ostatnim i zakończy... tom pierwszy. 
W trakcie pisania, zaczęłam sobie dokładniej wyobrażać tę historię i doszłam do wniosku, że trzeba to jakoś podzielić, żeby nie wyszła telenowela. Tak więc pierwsze dwadzieścia rozdziałów będzie stanowiło tom pierwszy, który będzie nosił podtytuł "Układ kataklizmiczny". Oczywiście jest iście kosmiczny, ale nie trudno jest domyślić się dlaczego. W tej części chłopaki prowadzili bardzo burzliwy związek. Doszło do paru "kataklizmów", ale jeszcze o tym napiszę za tydzień.
Drugi tom będzie skupiał się na nieco innym aspekcie, dlatego póki co podtytułu nie zdradzę, aby nic nie sugerować. Objętościowo powinno wyjść go mniej, ale jak zwykle okaże się w praktyce. 
Całą historię zakończy tom trzeci,  o którym póki co, nie ma sensu dyskutować, ale przynajmniej daję Wam znać, ile to się jeszcze będzie ciągnąć. Poza tym, planuję małą przerwę między tomem drugim, a trzecim, na inną historię (tak żebyście się nie porzygali Robertem i Erykiem) :D
Dobra, to tyle ode mnie, a Was jak zwykle proszę o opinię, bo nawet te kilka komentarzy, które dostaje po każdym rozdziałem znaczą wiele i przede wszystkim dzięki Waszym sugestiom mogę się rozwijać i poprawiać błędy :)
Do poczytania za tydzień!

6 komentarzy:

  1. Dopiero teraz naprawdę dostrzegłam Eryka jako pełnoprawnego bohatera. Otworzył się przed Robertem, ale i przed nami.
    Dla mnie jest to wielki krok naprzód. Cała sytuacja w jakiej się znajdują sporo ich cofa, wiem... Ale razem powinni stanowić siłę. Nie wierzę, że jeszcze jeden problem ich zniszczy... Nie chcę w to wierzyć. Jak dla mnie ich więzy coraz mocniej się zaciskają.
    Rozumiem, że Robert nie chce przecierać szlaków. Ale to się i tak stanie. Prędzej bądź później. Musi się na to przygotować, pogodzić, albo odpuścić już teraz.
    Eryk, jesteś mądry. Przemów mu do rozumu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie wiedzieć, że takie rzeczy widać, choć Eryk z założenia miał być bardziej "zamknięty", niespecjalnie wylewający żale, ale jak widać każdy ma swoje granice.
      Co do Roberta, to z pewnością nie będzie mógł tkwić biernie, bo sam już się zorientował, że "coś" zrobić musi. Albo pójdzie w jedną, albo w drugą. Podpowiem tylko, że to rozwiąże się bardzo szybko :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. WOWOWOW TO BYŁO DOBRE SERIO

    Ale szczerze
    Nie spodziewałam się tego, że Robert jest takim niefajnym bojfrendem ;_;
    Tzn ogarnęłam wcześniej, że za wiele nie myśli o Eryku (i baaardzo mnie to denerwowało, nie ma co ukrywać xdd) ale nie spodziewałam się, że to niemyślenie się odbija również na czynach :’)

    Chociaż w sumie
    To całkiem logiczne
    Bo jak Robert większość dnia pracuje
    A potem opowiada co robił
    ...

    JA NIE WIEM JAK ERYK TO WYTRZYMYWAŁ KURDE PRZECIEŻ NIEMOŻLIWE, ŻE TYLKO SIEDZIAŁ W KUCHNI I GOTOWAŁ ZANIM JEGO MĘŻCZYZNA WRÓCI Z ROBOTY

    A potem jeszcze miał siłę go wysłuchiwać o_o (ojjjjj ja to bym po tygodniu takiego życia spuściła srogi wpierdol #wymarzonażona)

    Ej i jak oni są razem sześć lat

    I tylko Robert nawija, a ten go pokornie wysłuchuje

    ...

    OK MAM KANDYDATA NA ŚWIĘTEGO XDDDDD
    No w sumie tam był Adam i Adrian (no i może ktoś jeszcze hehehehe), ale jak na taki okres czasu, to nawet trudno się dziwić :’)

    To znaczy z całej narracji naprawdę było czuć, że Robert kocha swojego mena, ale samo siedzenie i emanowanie miłością ;-;
    No nie wiem jak z Erykiem, ale mi by nie wystarczyło XD


    Ogólnie, to tak dziwnie trochę, że większości rzeczy o ich związku dowiadujemy się z jednej wypowiedzi Eryka, ale okej, element zaskoczenia 10/10 :’)

    ALE JA OGÓLNIE JESTEM ZWOLENNICZKĄ NOWYCH POMYSŁÓW WSPIERAM I POPIERAM CAŁYM SERCEM <3

    Wgl to w opkach rzadko się zdarza, żeby opisywać losy bohaterów z długotrwałych związków.


    Och

    Teraz ogarnęłam cały sens O__O


    ...


    Oke, chyba w tym miejscu wena do pisania komcia mnie opuściła, bo w sumie to się tego dowiedzieliśmy i ten no...
    Ale cieszę się, że wreszcie był jakiś rozdział o uczuciach ;u;

    ALE ROBERT KURDE CHŁOPAK DZIESIĘCIOLECIA NIE MA CO XDDD


    Ja już znam podtytuł drugiego tomu ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    Zemsta Adriana Arc 8D

    Porzucanie wątków jest bardzo nieładne, a my NADAL NIE WIEMY SKĄD TE ZDJĘCIA I WGL O CO KAMAN


    A poza tym
    Uznałam po ostatnim rozdziale, że w sumie wypadałoby się zapoznać z opisem hehe XDD (zawsze używam wersji mobilnej, a pełną widziałam tylko raz na samym początku XD nawet jej nie kojarzyłam z Twoim opowiadaniem haha... ale jest baaardzo ładna, serio *_*)
    I generalnie
    To taki trochę szok
    Że nawet nie było tego co jest w opisie
    A tu bum koniec pierwszego tomu XD

    NO NIC BOJE SIĘ
    ROBERT NIE UMIERAJ

    Co do nowego opka to
    JESTEM TAKA POEKSCYTOWANA OJEŻU
    TYLKO ZRÓB MĘSKICH BOHATERÓW
    BO CIERPIĘ NA NIEDOBÓR D:

    Jakby miała być jakaś przerwa między moimi coniedzielnymi dawkami męskości, to chyba bym się zabiła D:
    (Kiedyś próbowałam uzupełniać moje braki jakimiś fapopkami z fapstronek o napakowanych dresach/mechanikach. To było tak złe, że brak słów. Musiałam być wtedy kosmicznie zdesperowana :C)

    Nom
    Życzę Ci tradycyjnie duuużo weny i pozdrawiam cieplutko <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robert z pewnością nie zasłużył na tytuł chłopaka roku, podobnie zresztą jak Eryk :D
      Ale to nie jest tak, że Robert był AŻ takim samolubem. Eryk sam zaznaczył, że to gorzej brzmi, niż jest w rzeczywistości, a Robert ostatnio ma tendencję do wyolbrzymiania (co chyba zresztą już udowodnił). Poza tym Demiński dodał też, że Robert osiągnął nowy "poziom" po tym, jak zaczął zawodową karierę. To nie zawsze tak było, że pieprzył tylko o sobie i miał w dupie Eryka, no to by było absurdalne, jakby ten drugi wytrzymał w takim związku sześć lat :D
      W pierwszych rozdziałach było zaznaczone, że Kwiatkowski bardziej angażował się czynami w swój związek (jakieś obiadki rodzinne, wyjścia ze znajomymi, wakacje itp).

      Nie planowałam aż takiego efektu zaskoczenia xD (nie wiem czy to źle czy dobrze), ale generalnie mam nadzieję, że udało mi się pokazać, że momentami obydwaj mają bardzo różne podejście co do własnego związku, a przez to że obaj są skryci (a zwłaszcza Eryk), to siłą rzeczy muszą mieć mocny bodziec, aby się otworzyć.

      Sopokojnie, nie zapomniałam o tym wątku (trudno zapomnieć o wątku, który obecnie jest tak jakby główny xd) i zaraz do tego wrócimy :)

      Co do opisu, to pisałam już o tym komuś w komentarzu, że fabuła baaaaaaaardzo mi się rozciągnęła (a opis pisałam przy okazji pisania pierwszego rozdziału), więc ten opis w sumie będzie pasował do całości opowiadania, bo teraz faktycznie ma się to nijak :D No ale niech już sobie ten opis wisi... xD

      spoiler!!! [Robert nie umrze xD - nie zamierzam zmieniać narracji, a skoro zaplanowałam aż trzy tomy, to tak troche głupio by było pisać z perspektywy ducha :D Chociaż...]

      O nowym opowiadaniu nie ma sensu na razie dyskutować (choć fun fact: to właśnie je miałam pisać jako pierwsze, a nie Osobliwość, ale tak jakoś wyszło), choć znając już minimalnie Twój gust, raczej na pewno powinnam się w niego wpasować z tematyką :D

      Co do fapopek... też kiedyś byłam taka zdesperowana, także ten... :D

      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Jeden komentarz już wysmarowałam ale zanim zdążyłam go wstawić telefon mi ześwirował (chyba muszę sobie kupić nowy) więc musi wystarczyć to co napiszę teraz...
    No tak Robert już od jakiegoś czasu wydawał mi się zbyt skupiony na swoich problemach (niektórych trochę wydumanych), ale nie sądziłam, że aż tak. No bo żeby nie wiedzieć gdzie ukochany pracuje, nie znać chociażby kilku imion znajomych z pracy (Adrian się w tym wypadku nie liczy), nie chodzić z nim na randki i w ogóle? Dzięki temu rozdziałowi obu panów lubię w tym momencie jednakowo. Mam nadzieję, że ich związek przetrwa, ale biorąc pod uwagę ile jeszcze rozdziałów nas czeka to nawet jeśliby coś się popsuło to będę mogła się chłopakami jeszcze dość długi czas cieszyć (tak sądzę...). I świetnie. Bo strasznie ich polubiłam. :)
    Torisa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego nie cierpię pisać na telefonie :(
      Bardzo fajnie, że zauważasz, że Robert momentami sam sobie stwarza problemy i je wyolbrzymia.
      Myślę, że nie robił jednak tego wszystkiego perfidnie i celowo. Chyba zdążył udowodnić, że na prawdę kocha Eryka, choć momentami jego strach przed niechcianym coming outem jest silniejszy i wręcz go paraliżuje (choć sam nie jest tego świadomy, jak widać).
      No ja nie mogę zdradzić co dalej, ale chłopaków z pewnością czeka jeszcze mnóstwo przeżyć :)
      Pozdrawiam!

      Usuń