6 sierpnia 2017

Rozdział 2

Temat tabu, mściwy Eryk i marzenie, które jest
 coraz bliżej spełnienia.

Do domu wracałem jak na skrzydłach. Nie irytował mnie korek ani trąbiące samochody. Nie zdenerwowałem się, kiedy jakaś laska wybiegła mi przed maskę na pasach, przez co musiałem gwałtownie hamować. Ciśnienie nie skoczyło mi nawet w momencie, gdy jakiś kretyn wymusił przede mną pierwszeństwo. Zignorowałem fakt, że wszystkie miejsca parkingowe pod naszym blokiem były zajęte i musiałem zaparkować pod sąsiednim. Pozostałem niewzruszony nawet w momencie, gdy wchodząc do klatki natknąłem się na tę samą staruszkę, która rano przepowiadała mi rychły koniec w piekielnych czeluściach. Zdecydowałem się nawet na wspinaczkę schodami, bo w ciągu dnia zdążyłem rozruszać swoje mięśnie i zniwelować zakwasy. Jasne, nadal odczuwałem ból, ale był to ten przyjemny rodzaj bólu. Wprost satysfakcjonujący.
Gdy wkładałem klucz do zamka, było pewnie koło osiemnastej. 
— Kochanie, wróciłem! — zwołałem już w progu, śmiesznie modulując przy tym głos.
Zrzuciłem swoje obuwie niechlujnie jak zwykle. Nieopodal rzuciłem także swoją torbę i czym prędzej ruszyłem w głąb mieszkania.
Z korytarza przeszedłem prosto do salonu, gdzie na kanapie zobaczyłem pewnego osobnika, który trzymając stopy na niskim stoliku, intensywnie wpatrywał się w ekran swojego laptopa, który spoczywał na jego kolanach. 
Gdy tylko dojrzał mnie z boku, zamknął klapę, odstawił sprzęt na stolik, po czym przeciągnął się z szerokim uśmiechem.
Zbliżyłem się do niego, zachodząc go od tyłu, przytuliłem mocno i podarowałem buziaka w policzek. Eryk mruknął przeciągle, zarzucając swoje ręce gdzieś na moje plecy, zmuszając mnie do jeszcze mocniejszego uścisku. 
Widząc jego pięknie wyeksponowaną szyję, po prostu nie mogłem się powstrzymać przed owinięciem jej swoją ręką. Takie już było moje zboczenie zawodowe. 
Gdy tylko wyczuł moje intencje, natychmiast chwycił mnie desperacko swoimi dłońmi za przedramię i spróbował odciągnąć je od swojej szyi. 
Podroczyłem się z nim jeszcze moment, po czym sam odpuściłem.
— Nienawidzę, gdy to robisz — rzucił z pretensją, celując we mnie oskarżycielsko palcem.
Wzruszyłem jedynie ramionami, przywołując na twarz najbardziej niewinny uśmiech, na jaki mnie było stać. 
Niestety nic nie mogłem na to poradzić, że uwielbiałem go czasem więzić w swoim uścisku i pokazywać swoją kontrolę. Widok zirytowanego Eryka, który nienawidził być kontrolowany, był wręcz rozkoszny. Pod tym względem byłem naprawdę fatalnym chłopakiem. 
Przeskoczyłem przez oparcie kanapy i upadłem obok niego zdecydowanie mało delikatnie, a następnie jeszcze mniej finezyjnie wgramoliłem się na niego i zmusiłem do przyjmowania moich pieszczot. 
Na początku Eryk oczywiście jęknął wyraźnie niezadowolony i obrzucił mnie jakimś stosownym epitetem, jednak po chwili, gdy ułożył się pode mną w miarę wygodnie, sam przyciągnął mnie do leniwego pocałunku. 
Leżeliśmy tak beztrosko kilka minut, kiedy wreszcie przypomniałem sobie, że miałem przecież niesamowitą wiadomość do przekazania. 
— Co dzisiaj robiłeś? — zapytałem wpierw grzecznie, po czym potarłem swoim nosem o jego. Było zbyt przyjemnie, aby zmieniać pozycję na bardziej neutralną do rozmowy. 
— Kończyłem projekt — odpowiedział, nie przestając naznaczać mojej twarzy kolejnymi pocałunkami.
— Jest sobota, nie powinieneś pracować — zauważyłem.
— I kto to mówi. — Parsknął, a mi zabrakowało argumentu, bo zwyczajnie miał rację. 
— Muszę ci coś powiedzieć — zmieniłem zatem temat.
— Słucham — odparł, zagryzając wargę, a w tym samym momencie poczułem, jak jego dłoń ściska zaczepnie mój pośladek. 
— Eryk — jęknąłem błagalnie, bo jego gesty niekoniecznie pozwalały mi się teraz skupić. 
Na całe szczęście przesunął dłonie na moje lędźwie i obdarował bardziej przytomnym spojrzeniem, które wyrażało zainteresowanie.
— Wydarzyło się dzisiaj coś niesamowitego — zacząłem, a uśmiech sam wpełzł na moje usta. 
Eryk nie odzywał się, czekając na ciąg dalszy.
— Był dziś u nas na sali Sławek Mierzejwski — kontynuowałem. — Właściciel Cage Strikers — dodałem, bo prawdopodobnie nic mu nie mówiło to nazwisko. 
— Patrząc na twój entuzjazm, zgaduję, że to ktoś ważny — zauważył.
— Dokładnie. Przyszedł specjalnie do mnie i… — zawiesiłem sugestywnie głos, aby zbudować napięcie.
— I? — pospieszył mnie.
— Zaproponował mi kontrakt — powiedziałem wreszcie, a uśmiech na mojej twarzy prawdopodobnie nie mógł być szerszy. — Wiesz co to znaczy? Będę walczył profesjonalnie, za prawdziwe pieniądze! — dorzuciłem.
— Naprawdę? Kochanie, tak się cieszę! — odparł wyraźnie zadowolony, po czym poczułem, jak kładzie swoje dłonie po bokach mojej twarzy, a następnie czule całuje.
— Będę musiał jechać w przyszłym tygodniu do Torunia, żeby dogadać szczegóły — zapowiedziałem po skończonej pieszczocie. 
— Czy to oznacza, że od teraz będziesz spędzał jeszcze więcej czasu na treningach? — zapytał niepocieszony.
— Niestety tak. To może być moja jedyna szansa. Jeżeli zawalę pierwszą walkę jako profesjonalny zawodnik, to moja kariera skończy się, nim się jeszcze zacznie — odparłem ponuro.
— A co z pracą? — zapytał z nutą niepewności.
— Będę musiał zredukować godziny. Inaczej nie wyrobię we własnych przygotowaniach — odpowiedziałem.
— A to oznacza, że będziesz mniej zarabiał — stwierdził, a entuzjazm w jego oczach gasł z każdym wypowiadanym słowem. 
— Poradzimy sobie jakoś. Może złapię jakieś seminaria albo lekcje indywidualne. Te zawsze są droższe — zaproponowałem z nieśmiałym uśmiechem, choć wewnętrznie poczułem niepokój. 
— Robert, nie wystarczy nam może — rzucił, po czym zepchnął mnie z siebie i usiadł na skraju kanapy, patrząc na mnie z obawą. — Już teraz ledwo się wyrabiamy. Z moimi ochłapami ze stażu i jeszcze mniejszą twoją wypłatą wylądujemy pod mostem — przedstawił mi swój najczarniejszy scenariusz.
—  Oj już nie bądź takim pesymistą. Rok temu, zaraz po studiach, słyszałem tę samą gadkę i zobacz, jakoś znalazłeś staż, a Antek zatrudnił mnie na stałe w klubie — przypomniałem. 
— Tylko, że teraz będziesz harował podwójnie za mniejszą stawkę. To chyba nie tak powinno działać! — wyprowadził swój argument.
— To będzie tylko stan przejściowy. Gdy wygram walkę, dostanę kolejną, a to wygeneruje pieniądze — próbowałem go przekonać. 
— Gdy wygrasz — podkreślił, co bardzo mnie dotknęło.
— Nie wierzysz, że mi się uda? — zapytałem z pretensją.
— Nie o to chodzi! — zaprzeczył natychmiast. — Sam powtarzasz, że to tylko sport i wszystko się może zdarzyć. Wystarczy, że będziesz miał gorszy dzień — dodał, parafrazując moje słowa, które faktycznie mogły paść podczas jakiejś naszej wcześniejszej rozmowy.
— Uda mi się i boli mnie, że wątpisz w mój sukces — zdradziłem.
— Nie wątpię, po prostu próbuję na to patrzeć realistycznie! — Zbulwersował się, a widząc moje nieprzekonane spojrzenie, odetchnął ciężko. — Po prostu zastanawiam się, czy to jest tego warte. Uwielbiam to, że jesteś taki zawzięty i się nie poddajesz, ale… Czy jesteś pewny, że sobie poradzisz z tym ciężarem? — zapytał już spokojniej, jednak na mnie wcale nie podziałało to uspokajająco. 
— Więc co? Sugerujesz, żebym zrezygnował z czegoś o czym marzę, odkąd tylko po raz pierwszy postawiłem stopę na macie? — zapytałem prowokacyjnym tonem.
— Sugeruję, żebyś zastanowił się, czy sobie poradzisz, a gdy stwierdzisz, że tak, to żebyś się zastanowił, co możesz zrobić w między czasie, abyśmy nie musieli jeść suchego chleba z wodą — wyjaśnił, na co ja tylko parsknąłem. 
— Gdybyś nie był uparty jak osioł, to realizowałbyś staż w biurze swojego ojca za trzykrotnie wyższą stawkę i nie musielibyśmy prowadzić tej rozmowy — powiedziałem zdecydowanie szybciej, niż pomyślałem. 
Eryk w odpowiedzi wpierw spojrzał na mnie zaskoczony, że byłem na tyle bezczelny aby wytoczyć ten argument, po czym pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
— To nie tak, nie to chciałem powiedzieć… — zacząłem, po czym z nerwów potarłem nasadę nosa. Nie było sposobu aby się z tego wytłumaczyć. Krótko mówiąc — miałem przesrane.
— Myślę, że dokładnie to chciałeś powiedzieć — rzucił tylko smutno, po czym wstał i skierował się w stronę sypialni.
— Eryk! — zawołałem za nim błagalnie w akcie desperacji.
Odpowiedział mi głośnym trzaśnięciem drzwiami. 
***
Niedziela, która była moim jedynym wolnym dniem w tygodniu — i to tylko czasem — przebiegła mi pod postacią ciszy. 
Wcześniejszego wieczoru zostałem wyeksmitowany na kanapę, bo Eryk śmiertelnie się obraził. 
Wiedziałem, że byłem sam sobie winny, bo poruszyłem temat najdrażliwszy z możliwych i dodatkowo zrobiłem to w wyjątkowo wyrachowany sposób. Fakt, sam wczoraj konkretnie nacisnął mi na odcisk, jednak dopiero podczas bezsennej nocy uzmysłowiłem sobie, że jego wątpliwości wynikały wyłącznie z troski. Ja zaś zaślepiony złością perfidnie odniosłem się do jego ojca, tylko po to aby go zranić. Udało mi się, jednak wcale nie byłem z tego faktu zadowolony. Chciałem jak najszybciej go przeprosić i zrekompensować mu moją głupotę, jednak Eryk postanowił, że będzie traktował mnie jak powietrze.
Tomasz Demiński, a właściwie jego firma — „Demiński Project” — była w naszym domu tematem tabu. Po prostu nie wolno mi było o to pytać, a już z pewnością nie wolno mi było insynuować, jak bardzo zbuntowanym synem był Eryk. 
Mój ukochany pochodził z zamożnej rodziny. Jego ojciec, wspomniany wcześniej Tomasz, był właścicielem najlepszego biura architektonicznego w Białymstoku. Jego firma od lat kosiła konkurencję na rynku, a absolwenci architektury niemal zabijali się o staż w niej. 
Ale nie Eryk. 
Co prawda poszedł w ślady swojego ojca, jednak niekoniecznie wynikało to z autorytetu, a z faktu, że Eryk był naprawdę utalentowany i po prostu to była branża, która go interesowała. 
Pamiętam ten feralny wieczór, kiedy państwo Demińscy zaprosili nas na kolację. Była to dosyć nowoczesna para, także nie przeszkadzał im fakt homoseksualizmu ich syna ani to, że miał chłopaka. 
Ogólnie nie za bardzo lubiłem przebywać w domu rodzinnym mojego lubego, bo jego rodzice byli, co tu dużo mówić, snobami. Gadali o tym, że Kortezy Generalne w parlamencie Hiszpanii są wadliwe, o Europejskim Trybunale Praw Człowieka, UNICEFIE, czy ustroju politycznym Kiribati. Czyli o sprawach o których nie miałem zielonego pojęcia i które moim zdaniem średnio nadawały się na tematy do rozmów przy rodzinnej kolacji. 
Eryk w zasadzie podzielał moje zdanie, ale to byli jego rodzice, więc najzwyczajniej ich ignorował, bądź wtrącał jakieś ironiczne komentarze, które niejednokrotnie zbijały rozmówców z pantałyku. 
Ja bywałem tam jako gość i niestety musiałem być powściągliwy i trzymać fason, nawet kiedy jego ojciec w subtelny sposób dawał mi do zrozumienia, że uważa mnie za kretyna i prostaka, któremu w głowie tylko mordobicie. 
Tak więc podczas jednej z tych kolacji, które bardziej przypominały wykwintny, kameralny bankiet, Tomasz bardzo mocno nadszarpnął ego swojego syna. Zasugerował, że po studiach Eryk powinien dla niego pracować i promować rodzinny biznes. Mój chłopak odparł, że jednak wolałby otworzyć własną działalność, a nie zbierać laury tylko i wyłącznie z faktu, że pracuje dla jednego z najlepszych architektów w całej Polsce. 
Pan Demiński chamsko w tamtym momencie wybuchnął śmiechem, po czym gdy się uspokoił, stwierdził przez łzy, że chyba Eryk zwariował, jeżeli uważa, że będzie w stanie samodzielnie, bez jego pomocy, otworzyć i rozkręcić własny biznes.
Jeszcze bardziej śmiertelnie obrażony, niż teraz, młodszy z Demińskich odparł: „prędzej zdechnę z głodu, zgniję i pozwolę zeżreć się obślizgłym robalom, niż kiedykolwiek postawie stopę w twoim przecenianym i przereklamowanym biurze, a gdy już osiągnę sukces, wygryzę cię z rynku i sprawię, że nikt nie będzie pamiętam o jakimś tam Tomaszu Demińskim”. Potem chwycił mnie za rękę i oznajmił, że wychodzimy z „tej jaskini pozerów”. 
Było to gdzieś na drugim roku studiów, ale Eryk konsekwentnie dążył do zrealizowania swojej groźby, bo jego ojciec nigdy nie odwołał swoich słów, a obecnie bardzo lubił mu też wytykać, że pracuje w jakimś podrzędnym studio za najniższą krajową. W trakcie takiej wymiany zdań, Eryk zawsze przepowiadał swojemu ojcu rychły upadek, po czym wspólnie siadali do stołu i rozmawiali o wszystkim, tylko nie o architekturze. 
Ja nigdy nie byłem blisko z moim staruszkiem, a już zwłaszcza od momentu, w którym dowiedział się, że jego syn woli facetów, ale to Eryk z Tomaszem zgarnęliby statuetkę za najdziwniejszą relację między ojcem i synem. 
Co śmieszniejsze, uważałem, że są do siebie podobni. Oczywiście nie mam tu na myśli pozerstwa, czy chęci okazywania swojej wyższości na każdym możliwym kroku, jednak Eryk po swoim ojcu odziedziczył niebywały dar do ironizowania oraz gargantuiczną zawziętość.  
Zatem znając wagę wyrządzonej krzywdy, wiedziałem, że muszę go przeprosić, jednak obecnie nie miałem pomysłu, w jaki sposób wrócić do jego łask. 
Wczesnym rankiem pofatygowałem się po świeże pieczywo i kilka innych artykułów spożywczych, po czym przygotowałem dosyć wystawne śniadanie, ale w odpowiedzi Eryk stwierdził, że nie powinienem tyle wydawać na jedzenie, bo przecież przez jego upartość musimy oszczędzać. 
To było jedyne zdanie jakie do mnie wypowiedział tego dnia.
Próbowałem zabić jakoś ten czas poprzez bezcelowe przeglądanie losowych stron w Internecie, oglądanie głupich filmów na YouTube, czy też oglądanie walk MMA, które można było okrzyknąć klasykami. 
W międzyczasie Eryk wymsknął się z mieszkania, a sądząc po jego ubiorze i torbie treningowej, uznałem, że poszedł na siłownię. Zatem zostałem kompletnie sam i nie wiedziałem co zrobić z wolnym czasem.
Normalnie poszedłbym pewnie na halę, jednak zdałem sobie sprawę, że to niemądre, bo przecież jutro od samego rana znowu czekał mnie cały tydzień intensywnych treningów. 
Gdy samotność zaczęła mi dokuczliwie doskwierać, postanowiłem, że pójdę się przejść. Bez żadnego konkretnego celu. Po prostu pospaceruję sobie, korzystając, że wreszcie po tygodniu przelotnych opadów, nastała ładna, sierpniowa pogoda. 
***
Mój spacer znacząco się przedłużył, bo moje nader nostalgiczne samopoczucie poniosło mnie na obrzeża miasta. Zatem zajęło mi trochę czasu, nim wróciłem. Mogłem skorzystać z komunikacji miejskiej, ale w zasadzie to nie spieszyło mi się do mieszkania, zważając na fakt, że zastanie mnie tam cisza, bez względu na to czy Eryk będzie, czy nie.
Gdy otworzyłem drzwi wejściowe, do moich uszu natychmiast dotarły stłumione chichoty. Po szybkim rozeznaniu odkryłem, że przy drzwiach stoją buty, które nie należały ani do Eryka, ani tym bardziej do mnie. 
Ostrożnie, wręcz bezszelestnie podążyłem w kierunku źródła, z którego wydobywał się hałas, a kiedy już go zlokalizowałem, okazało się, że Eryk miał gościa.
— O, Robert! Co się tak skradasz? — zawołał mężczyzna, na którego widok skoczyło mi ciśnienie. 
— Cześć, Adam — odparłem, siląc się chociażby na cień uśmiechu. Nie jestem pewny, czy mi wyszło. 
— Dawno się nie widzieliśmy — zauważył, a ja tylko przełknąłem ślinę. 
— Faktycznie. 
Zabawne było to, że on doskonale wiedział, że go nie lubię i ja doskonale wiedziałem, że on nie przepada za mną, jednak mimo wszystko obydwaj postanowiliśmy silić się na uprzejmości.
— Wina? — Zamachał do mnie praktycznie opróżnioną butelką, a ja dopiero zorientowałem się, że ich posiedzenie musiało trwać już jakiś czas i postanowili je sobie uprzyjemnić alkoholem. 
— Podziękuję — odmówiłem i po raz pierwszy odważyłem się spojrzeć na Eryka. 
Jego wyraz twarzy w ogóle mnie nie zaskoczył. Spodziewałem się tego od sekundy, w której uświadomiłem sobie, kto jest naszym gościem. 
Patrzył na mnie przez odrobinę zamglone przez alkohol oczy, jednak mimo procentów w jego krwi spojrzenie nie straciło na mocy.  
Ironiczny uśmiech, jaki mi posłał, tylko upewnił mnie, co do motywu jego postępowania. 
Nie musiał używać słów aby przekazać mi wiadomość. 
— To chociaż posiedź z nami — zaproponował Adam.
— Jestem zmęczony, muszę wstać wcześnie rano, dlatego też położę się wcześniej — wymyśliłem na poczekaniu aby nie musieć przebywać z nim dłużej w jednym pomieszczeniu. 
Nie czekałem nawet na jego odpowiedź, tylko cofnąłem się pospiesznie korytarzem do łazienki, w której zamierzałem wziąć prysznic, i po którym planowałem zamknąć się w sypialni.
Letnia woda nie przyniosła jednak oczekiwanego ukojenia. Jak zawsze po kąpieli czułem się rześko i świeżo, tak teraz miałem wrażenie, że jestem strasznie ciężki i jakiś taki niespokojny. Trudno jednak abym czuł się spokojny, kiedy kilka metrów za ścianą siedział facet, który już raz przyczynił się do rozpadu mojego związku. 
W samym ręczniku prześlizgnąłem się do sypialni. Znajdowała się ona na wprost łazienki, zatem moja obecność nie została zauważona. 
Było zbyt wcześnie, abym położył się spać, więc zacząłem surfować po sieci w telefonie, bo laptopa na nieszczęście zostawiłem w salonie — a tam nie zamierzałem wracać. Gdy mi się znudziło, spróbowałem czytać jakąś książkę, jednak hałasy dochodzące z dalszej części mieszkania, skutecznie mi to uniemożliwiały. Eryk chichotał wesoło co jakiś czas, zupełnie jakby Adam był wybitnym żartownisiem. A nie był. 
Zachowywali się na tyle cicho aby nie przeszkadzać sąsiadom, jednak na tyle głośno, aby skutecznie odciągnąć moją uwagę od wszystkiego, za co tylko się zabierałem. 
Ostatecznie sięgnąłem po słuchawki i odpaliłem z telefonu — który zdążył się podładować, w trakcie, gdy ja próbowałem czytać książkę — moją ulubioną playlistę. 
Nie chciałem słuchać, jak wyśmienicie spędzają czas tuż za ścianą. Bolało mnie, że Eryk karał mnie w taki sposób, jednak mogłem się spodziewać, że konsekwencje będą dla mnie opłakane, kiedy zarzuciłem mu, że powinien pracować ze swoim ojcem.
Postanowiłem przeczekać jego bunt.
Nie miałem innego wyjścia. 
***
Tej nocy ponownie spałem niespokojnie, co wiązało się z dosyć ciężką pobudką. Zwlokłem się jednak świadomy tego, że o ósmej musiałem stawić się na macie i poczłapałem do łazienki. 
Po załatwieniu czynności fizjologicznych, stanąłem naprzeciwko zlewu i opłukałem twarz chłodną wodą. To trochę mnie orzeźwiło, jednak nie mogłem powiedzieć, że nagle zacząłem tryskać energią. Nadal czułem się zmęczony i zrezygnowany. 
Zakręciłem kurek z wodą, po czym spojrzałem w lustro. W odbiciu ujrzałem znajomą, aczkolwiek zaspaną i zmęczoną twarz. Szare, dosyć głęboko osadzone oczy, ciemne brwi, prosty nos, wąskie usta, mocno zarysowana szczęka i dosyć wystające kości policzkowe. Niby ten sam widok, który zastaję codziennie, jednak moje spojrzenie było tym razem o wiele bardziej zrezygnowane. Miałem delikatny zarost, ponieważ dzień wcześniej się nie ogoliłem. Moje ciemne, niemal czarne włosy, które też w wyniku delikatnego zaniedbania były dłuższe od mojego klasycznego cięcia — czyli około trzech centymetrów na czubku i krótszych po bokach oraz z tyłu — także pasowały do tego, jak się dzisiaj czułem. 
Z rezygnacją zacząłem myć więc zęby, a gdy skończyłem, ulotniłem się z pomieszczenia w celu dalszych przygotowywań. 
Gdy już byłem przyszykowany do wyjścia, odważyłem się wreszcie zajrzeć do salonu, a kiedy to uczyniłem, odetchnąłem z ulgą, widząc Eryka śpiącego na kanapie. Wczoraj zasnąłem ze słuchawkami w uszach i dopiero gdzieś w środku nocy przebudziłem się aby je ściągnąć, zatem nie słyszałem, jak Adam wychodził, a co za tym idzie, czy przypadkiem mój chłopak nie postanowił wyjść razem z nim.
Na stoliku nadal stały dwa kieliszki oraz opróżniona butelka po winie, co odrobinę mnie zaskoczyło, bo przecież mój chłopak miał nawyk sprzątania wszystkiego po sobie, nawet gdy był pijany, co na szczęście zdarzało się bardzo rzadko. Jednak teraz nie był pijany. Nie po jednej butelce, a w zasadzie połowie butelki wina. Chyba, że…
Pociągnąłem kilka razy nosem, jednak nic nie wyczułem. Zresztą pewnie nawet nie było czego wyczuwać. Jeżeli wczoraj jarali, to pewnie wyszli na balkon, więc na próżno mogłem szukać jakichkolwiek dowodów. 
To nie tak, że Eryk miał problem z używkami. Normalnie nie palił nawet papierosów, jednak i jemu zdarzało się na studiach okazjonalnie zapalić skręta. Sam nie byłem święty i skłamałbym, mówiąc, że nigdy nie próbowałem, jednak odkąd zacząłem myśleć na poważnie o swojej karierze, nie tykałem takich rzeczy. Eryk w zasadzie też nie, jednak wiedziałem, że Adam czasem popalał i mój ukochany mógł zwyczajnie chcieć mi zrobić na złość.
Popatrzyłem na jego pogrążoną w głębokim śnie twarz i mimowolnie zagryzłem wargę.
Leżał tak spokojnie na boku, podpierając jedną dłonią policzek, w czasie gdy druga leżała swobodnie na wysokości klatki piersiowej.
Przykucnąłem bezszelestnie przy jego głowie i przyjrzałem mu się z bliska, bo mimo iż nie odzywaliśmy się do siebie dopiero jeden dzień, to cholernie tęskniłem za tym aby móc go dotknąć, albo chociaż móc mu się przyjrzeć z bliższej odległości. 
Gdy spał, jego twarz wyglądała tak niewinnie… Zupełnie jak twarz najsłodszej istoty pod słońcem. Taka inna od oblicza przepełnionym ironią, z jakim miałem do czynienia na co dzień.
Walczyłem chwilę ze sobą aby go nie dotknąć. Nie byłem gotowy na konfrontację z nim, w wypadku, gdyby się obudził. Chwyciłem więc jedynie koc, który praktycznie leżał teraz na podłodze i przykryłem go najdelikatniej, jak potrafiłem.
Gdy upewniłem się, że dalej śpi, w końcu ruszyłem do wyjścia. 
Do klubu dotarłem pięć minut przed czasem. Przywitałem się z kilkoma obecnymi w szatni kolegami, po czym pomaszerowałem prosto na matę, gdzie już czekała na mnie pierwsza amatorska grupa. 
Nauka osób od podstaw, była dosyć czasochłonnym zadaniem. Niekonieczne trudnym, ale rozległym w czasie. Kiedy tym bardziej zaawansowanym wystarczyło zazwyczaj pokazać kilka razy nowy chwyt i nauczeni doświadczeniem, potrafili odtworzyć go bez mojej pomocy, tak tutaj byłem zmuszony przechadzać się pomiędzy ćwiczącymi w parach osobami oraz korygować wszelkie błędy, by zapobiec wyuczenia przez nich na przykład wadliwej postawy walki.
Gdy skończyłem z pierwszą grupą, przyszedł czas na krótką przerwę, którą zamierzałem wykorzystać na rozmowę z Antonim.
— Trenerze, mogę na chwilkę? — zapytałam, po tym jak zapukałem w i tak otwarte drzwi. 
— Wchodź – odparł mężczyzna, wypełniając jakieś dokumenty. — Co jest? — zapytał, kiedy skończył się podpisywać na jakimś druku, którego treść nie była mi znana i skupił swoją uwagę na mnie.
Pozwoliłem sobie usiąść na krześle znajdującym się naprzeciwko jego biurka, po czym odchrząknąłem. 
— Chciałbym o czymś porozmawiać — zacząłem.
— Rozmawiamy — zauważył.
Odchrząknąłem jeszcze raz, w międzyczasie układając wszelkie myśli i dopiero wtedy nieśmiało zacząłem.
— Chodzi o to, że teraz powinienem mieć dwa treningi dziennie, skoro czeka mnie zawodowa walka. Muszę popracować nad boksem i…
— Do rzeczy, Robert — wszedł mi w słowo. 
Poparzyłem na niego bez przekonania, jednak po cichym westchnięciu spełniłem jego prośbę.
— Przez to będę musiał zredukować godziny pracy, a to się wiążę z mniejszym wynagrodzeniem, na które nie mogę sobie pozwolić… — zawiesiłem sugestywnie głos.
Antoni odetchnął, jakby doskonale rozumiejąc mój punkt widzenia. 
— Coś będziemy kombinować — stwierdził.
— To znaczy?
— To znaczy, żebyś poczekał aż podpiszesz kontrakt. Gdy będziesz miał wszystko na papierze, wtedy będziemy się martwić twoją wypłatą i treningami — wyjaśnił. — Nie skrzywdzę cię. Jeżeli będzie trzeba, to będę wypłacał ci pełne wynagrodzenie, a zwrócisz mi, jak zarobisz na walce — dodał, co muszę przyznać, że strasznie podniosło mnie w tym momencie na duchu. Byłem wdzięczny, że trener pokładał we mnie takie nadzieje i mi ufał.
— Dziękuję! Zrobię wszystko, żeby tylko…
— Tak, tak, wiem. — Antoni machnął lekceważąco ręką. — A teraz spadaj, bo ja tu muszę pobawić się w sekretarkę — dodał, wskazując wymownie na stos papierków.
— Jasne. — Potaknąłem, po czym zgodnie z wolą trenera ewakuowałem się z jego gabinetu.  
***
Po zakończonej pracy i cholernie męczącym treningu, wreszcie mogłem odpocząć. Nie byłem jednak pewny, czy cieszę się z powrotu do domu. Nie wiedziałem przecież, co w nim zastanę.
Z jednej strony sam byłem sobie winny i to po mojej stronie leżała odpowiedzialność aby załagodzić spięcie, które wywołałem. Z drugiej natomiast byłem zły na Eryka, że się na mnie zemścił, przyprowadzając do domu Adama.
Demiński znał mnie jak nikt inny, dlatego wiedział, że nic nie jest w stanie rozdrażnić mnie bardziej od obecności tego wymuskanego gogusia na naszej kanapie. Nie potrafiłem zrozumieć fascynacji jego osobą. Nie był ani zbyt inteligentny, ani zabawny, ani jakoś szczególnie interesujący, a mimo wszystko przyciągał mojego mężczyznę. Całe szczęście nie w tym fizycznym sensie, ale akurat o to się nie martwiłem, bo wiedziałem, że Adam był zupełnie nie w typie mojego Eryka. Był jednym z tych facetów, którzy pozują z dziubkiem do zdjęcia, piszą w hasztagach „handsome” czy „prettyboy”, mają zawsze idealne fryzury, hollywoodzki uśmiech (dzięki ingerencji dentysty), noszą mnóstwo kolorowych bransoletek i tatuują sobie na nadgarstkach chwytliwe i jakże oryginalne sentencje w stylu „believe in yourself”. Aż korci mnie, żeby określić go stereotypowym gejem. 
Nie to mi jednak przeszkadzało. Nie obchodziło mnie, że starał się być na siłę modny, choć przyznaję, że często robiłem sobie z niego na tym tle żarty. 
Nie podobało mi się, że mnie oceniał. 
Jego zdaniem nie pasowałem do Eryka. Byłem zbyt „zwyczajny” i nie obnosiłem się ze swoją seksualnością. On jako jedyny widział problem w tym, że wywodziliśmy się z Erykiem z różnych klas społecznych. Nie pasowało mu, że pochodziłem ze wsi, a Eryk z zamożnej, nietradycyjnej rodziny. Nie pasowało mu też, że Eryk miał duszę artysty i był raczej intelektualistą, kiedy ja znacznie bardziej wolałem wykonywać prace fizyczne i niekoniecznie poddawałem wszystko analizie. Z jakiegoś powodu Adam miał z tym duży problem i niejednokrotnie próbował uświadomić mojego chłopaka, że do siebie nie pasujemy. 
Miałem też jeden inny, sztandarowy wręcz powód, aby go nie lubić.
To on sprawił, że na pewnym etapie studiów Eryk zaczął więcej imprezować. To on wmawiał mu, że bez dużej ilości alkoholu nie ma udanej zabawy. To on upił go tej feralnej nocy, zapoznał z tym, którego imienia nie wolno wymawiać i praktycznie wepchnął w jego ramiona. To również on odradzał mu ratowanie naszego związku, kiedy ja w ferworze złości, cierpienia i żałości z nim zerwałem. 
Czy przesadzałem obwiniając o to wszystko Adama? Może. Może po prostu tak było mi wygodniej. Gdybym winił za wszystko wyłącznie Eryka, mogłoby dojść do tego, że nie potrafiłbym mu na nowo zaufać. Gdybym winił siebie, że nie potrafiłem go bardziej sobą zainteresować, to skończyłbym niczym użalająca się nad sobą pizda. Tak, pedalski Adaś – wyzwoliciel wszystkich gejów – był zdecydowanie najwygodniejszy do obwiniania.  
To wydarzyło się trzy lata temu, a nasze rozstanie z Erykiem trwało trzy miesiące. Przez pierwszy miesiąc kompletnie odizolowałem się od mojego ukochanego i przeżywałem rozłąkę w samotności. Dopiero po tym czasie odpowiedziałem na któryś z jego smsów i nasz kontakt się odnowił. Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy po miesiącu, uświadomiłem sobie, jak bardzo za nim tęskniłem. 
Nasze początki po wznowieniu związku były dosyć ciężkie i niepewne. Nie potrafiłem już rozkoszować się jego pieszczotami w takim stopniu, w jakim miało to miejsce przed jego zdradą. Nie potrafiłem też spontanicznie i z automatu posyłać mu przelotnych pocałunków i mówić, że go kocham. Byłem za to cholernie ostrożny i nieufny. 
Eryk był jednak niewiarygodnie cierpliwy. Nie wiem, czy ja na jego miejscu byłbym w stanie tak długo starać się o jego względy. Ale on nie odpuszczał, co sprawiło, że zacząłem się przełamywać i powoli ufać mu na nowo. 
Złożył mi kilka obietnic, które stanowiły fundament do odbudowania naszego związku. Najcudowniejsze jest to, że dotrzymuje je do dzisiaj, co tylko utwierdza mnie codziennie w przekonaniu, że warto było dać mu szansę. 
Nawet gdy złościłem się na niego, to wiedziałem, że prędzej czy później zrobi coś, co sprawi, że moje serce zacznie topnieć. 
Gdy jechałem tak przez miasto, zastanawiając się, co mogę powiedzieć, żeby zażegnać konflikt, rozdzwonił się mój telefon, wyrywając mnie z zamyślenia. Akurat stałem na światłach, więc postanowiłem odebrać, bo dostrzegłem nieznajomy numer na ekranie, a przecież czekałem na kontakt z Cage Strikers.
— Halo? — rzuciłem na wstępie.
— Robert Kwiatkowski? — upewniał się jakiś głos po drugiej stronie.
— Zgadza się — szybko potwierdziłem.
— Mówi Jerzy Zgiert z Cage Strikers. W sobotę był u ciebie Sławek — powiedział mężczyzna, a moje serce momentalnie przyspieszyło. To się działo! — Mieliśmy się odezwać w sprawie kontraktu.
— Tak, tak. Pamiętam.
— To co? Kiedy ci pasuje, żeby do nas wpaść? — zapytał mnie.
— Dostosuję się. Mogę wziąć w każdej chwili wolne — stwierdziłem pewnie, choć nie ustalałem jeszcze niczego z Antonim. Jednak podejrzewałem, że nie będzie miał nic przeciwko.
— Dobra, to co powiesz na czwartek, gdzieś tak koło południa? — zasugerował.
— Pasuje — potwierdziłem. 
— No to dobra. Szczegóły wyślę ci smsem i do zobaczenia w takim razie — odpowiedział.
— Do zobaczenia — pożegnałem się, po czym drżącą z emocji dłonią odłożyłem telefon na siedzenie obok. 
Wzdrygnąłem się w momencie, kiedy kierowca za mną zatrąbił, ale szybko zorientowałem się, że jego rekcja nie była bezzasadna, bo światło zmieniło się na zielone, a ja aktualnie tamowałem ruch.
Ruszyłem czym prędzej i niemal że na pamięć prowadziłem pojazd w kierunku Wysokiego Stoczku. To była wbrew pozorom bardzo ekscytująca rozmowa i nie mogłem przestać się cieszyć, że dostałem odpowiedź. Co prawda obiecano mi, że organizacja się ze mną skontaktuje, jednak teraz, gdy obietnica się urzeczywistniła, nie mogłem pohamować swojej radości. 
Poczułem, jakbym łapał swoje marzenie za nogę. 
A trener zawsze mówił, że skrętówki to moja specjalność.
Zamierzałem więc założyć mojemu marzeniu dźwignię i trzymać je do momentu, w którym kompletnie się spełni.
____________

Wracam równo po tygodniu i póki co można założyć, że rozdziały będą się pojawiać regularnie w każdą niedzielę w okolicach godziny osiemnastej. A przynajmniej do końca września, dopóki nie zacznie się rok akademicki, albo dopóki nie wyzeruję rozdziałów, które będę miała w zapasie. W każdym razie, jakby coś się miało zmienić, dam znać.
Dziękuję Wam ślicznie za taki pozytywny odbiór pod pierwszym rozdziałem. Bardzo mi miło, że postanowiliście zajrzeć na mojego bloga i poświęcić czas na przeczytanie zalążka mojej historii i pozostawić po sobie ślad.
Postanowiłam dodawać tytuły rozdziałów, bo pomyślałam, że to może bardziej zachęcić do czytania. 
Tyle ode mnie w tym tygodniu. Do zobaczenia w przyszłą niedzielę! :)

6 komentarzy:

  1. Wet za wet i każdy z grubej rury, coś chyba się posypie choć miała być miłość na całe życie. A wszystko takie charakterne, to będzie się działo:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się już chyba ukryć, że obydwaj panowie są strasznie zawzięci, a to faktycznie może przynieść za sobą wiele niespodziewanych sytuacji ;)

      Usuń
  2. Nie znoszę narracji pierwszoosobowej, a mimo to jestem zachwycona ;) Masz bardzo fajny styl pisania i już polubiłam chłopaków. Czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy ;)
      Sama na początku zastanawiałam się jaką narrację wybrać, jednak stwierdziłam, że opisując historię z perspektywy Roberta, będzie ciekawiej ;)

      Usuń
  3. Ale oni są zaciętymi zawodnikami.Póki jeden drugiemu się nie odpłaci to zgody nie będzie.Chociaż im zależy.
    Liczyłam na to, że przyczyną złych relacji z Adamem nie była zdrada.I jeśli Eryk zrobił to Robertowi z kimś innym a Adam tylko(albo aż) mu ‘pomógł’.To coś zmienia, bo nie jest tak prosto.Tuptam w miejscu i nie mogę się doczekać walki(przez telefon w sprawie kontraktu)A to dopiero 2 rozdziałXD Dobry rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, do walki trzeba będzie troche poczekac, ale po drodze też się bedzie sporo działo, to mogę obiecać :D
      Chłopaki mają ciężkie charaktery, a przez swoją zawziętość, mają w swoim życiu taką karuzelę wzlotów i upadków.
      Dziekuję za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń