22 sierpnia 2018

Sezon na grilla: Rozdział 2

Kontakt wzrokowy

Nie rozumiał.
Co prawda sport był obecny w jego życiu od zawsze i spędzał na basenie co najmniej kilka godzin tygodniowo — nawet w ten sposób dorabiał, bo prowadził lekcje pływania — ale nie potrafił zrozumieć tej fascynacji białostocką Jagiellonią. 
Obserwował to, co działo się na boisku od osiemdziesięciu minut i przez cały ten czas miał nadzieję, że stanie się coś, co sprawi, że go olśni i nagle sam wystrzeli w górę i zacznie z zapałem śpiewać razem z innymi kibicami. 
Nasza wiara niezachwiana,
W Jagiellonii zakochana,
Po długi życia kres…
Jagiellonio!(1)

O Boże, pomyślał Kuba zamiast tego. 
Z jednej strony to nawet podziwiał tych wszystkich kibiców, że nadal wierzyli w te swoje strzelisz trzy bramy i znów wygramy, jak głosiła inna z pieśni, ale przecież nawet on — najbardziej niezainteresowana osoba — wiedział, że trzy bramy to na razie przyjezdni strzelili Jagielloni, kiedy ta nie zdobyła nawet jednej. Może się nie znał. Może na porządku dziennym, albo raczej meczowym było to, że nagle przez dziesięć minut odwracały się losy spotkania? Może Jagusia miała zaraz strzelić cztery brameczki i zgarnąć trzy punkty?
Gol!
Cztery do zera. 
No to chyba było po meczu... Do końca zostało trzy minuty, a Kuba ziewnął przeciągle, za co zaraz oberwał w ramię od Martyny. Chwilę też zajęło mu, nim zreflektował, że koleś siedzący obok i na którego szyi dumnie spoczywał żółto-czerwony pasiak w barwach Jagielloni, patrzył na niego z dezaprobatą.  
W końcu czas upłynął, a ukochany białostocki klub odniósł sromotną porażkę. Krzykowski odetchnął z ulgą, Nie żeby był jakimś sadystą, któremu przyjemność sprawiało patrzenie na zdołowanych kibiców Jagielloni, ale cieszył się, że w końcu mogli sobie stąd pójść. 
Kiedy schodzili z trybun, jakimś sposobem zgubił Martynę i Dominika. Gdy wyszedł już przed stadion, nadal nie mógł ich odszukać, a na dodatek dziewczyna nie odbierała telefonu. Zaczął się zastanawiać, czy ma na nich w ogóle czekać, czy raczej ma zająć się sobą.
Po chwili stwierdził, że odejdzie w mniej zatłoczone miejsce i jeżeli Martyna jeszcze była w pobliżu, to może go dojrzy. Odwrócił się zatem, ale nie zrobił nawet jednego kroku, bo wpadł na kogoś z impetem.
***
Jagiellonia przegrała, trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Teraz musiał się skupić na tym, aby w miarę niezauważalnie wymknąć się ze stadionu i nie podpaść żadnym ultrasom(2). Ta część fanów Jagielloni wyjątkowo nie lubiła Borysa i jego bandy. Z jednej strony nawet ich rozumiał, bo to oni byli przecież zawsze najgłośniejsi na trybunach, zawsze najbardziej kolorowi i to do nich należały największe stadionowe akcje, a faktem było, że ta kibolska część fanów miała gdzieś, czy ich klub wygrał, czy nie. Dla nich liczyło się, że raz na tydzień mogli się sprać po mordach z innymi kibolami. 
Można było przyjąć, że ultrasi byli fanatykami, a oni byli fanami. 
Ale Igor lubił chodzić na mecze. Zawsze twierdził, że stał gdzieś na pograniczu między tymi dwoma frontami fanów. Uwielbiał bronić honoru i barw klubowych gdzieś w lasach na kompletnym zadupiu, tłukąc się z kibolami innych drużyn… ale nie był jednym z tych, którzy nawet nie interesowali się wynikiem. Jego zdaniem głupio było się tak tłuc o coś, czym się nawet nie interesowało. Zresztą miał cholerny sentyment do tego, jak jego ojciec zawsze zabierał go na mecze. 
Jacek Biedrzycki to wszystko zapoczątkował i wcale nie był bezmyślnym chuliganem. On dbał o drużynę i interesował się tym, co działo się na boisku. Obecnie panowała nieco inna kultura… ale Igor dzielnie podtrzymywał tradycję ojca. 
Dlatego teraz sprytnie przemieszał się niezauważony przez swoich kumpli, nie chcąc wdać się w jakąś burdę. Choć chłopaki z którymi się trzymał, znani byli głównie z tego, że sami wszczynali burdy na stadionach, jemu zależało na tym, żeby nie dostać zakazu stadionowego. Na szczęście obecnie te zdarzały się bardzo sporadycznie. Ochrona na stadionach była lepsza, kręciło się tam pełno policji — która w dodatku miała ich wszystkich na radarach — więc wszczęte zadymy najczęściej były gaszone w zalążkach, a potem surowo karane. 
Szło mu całkiem sprawnie. Zwinnie manewrował pomiędzy ludźmi i już prawie wyszedł z tej najbardziej zatłoczonej części. Prawie.
— Patrz, kurwa, jak łazisz, kutasie! —  warknął nieprzyjemnie, gdy znienacka zderzył się z jakimś typem. Zderzenie było na tyle nagłe i mocne, że słowa opuściły jego usta, nim zdążył zorientować się, na kogo wpadł. Zanim to się stało, do jego nozdrzy dotarł zapach tak inny od tych, do których był przyzwyczajony, że mimowolnie zaciągnął się nim mocniej. Co to? Prezydent przyjechał z wizytacją? Ale trochę za młody… zresztą Igor nie był aż takim idiotą, żeby nie wiedzieć, jak wygląda prezydent. Więc może to był jakiś celebryta? Z pewnością nie wyglądał na zwykłego, szarego człowieka. 
Spojrzał spode łba na swojego oprawcę
— To ty rozpędziłeś się jak popierdolony! — usłyszał zarzut i poczuł, jak chłopak śmiało mierzy go wzrokiem od góry do dołu. 
Nikt nie mierzył wzrokiem Igora Biedrzyckiego w taki sposób i nikt nie odzywał się do Igora Biedrzyckiego w taki sposób. A przynajmniej nie w momencie, w którym nie prosił się o wpierdol. 
Igor wcale nie pozostał dłużny i sam zaczął ze srogą miną wwiercać w chłopaka swój wzrok. Nie rozumiał tego. Ten typek wcale nie wyglądał na dresa, kibola, czy innego Janusza, który zawsze musiał postawić na swoim. Nie. On wyglądał… jakby zerwał się z jakiegoś billboardu, na którym prezentował bieliznę Calvina Kleina. 
Był znacznie wyższy od Biedrzyckiego i miał nawet podobną sylwetkę, choć Igor był przekonany, że pod jego koszulką (która oczywiście wyglądała, jak szyta na miarę), na którą narzucona była skórzana kurtka, znajdował się kaloryfer wyrzeźbiony niczym w Photoshopie. 
Jego włosy w kolorze ciemnego blondu niby pozostawały w nieładzie, ale był to jeden z tych artystycznych nieładów, który wyglądał, jak po wyjściu od profesjonalnego stylisty. 
Jego twarz oczywiście też była idealna. Duże, przejrzyste, błękitne oczy oprawione długimi rzęsami i gęstymi brwiami, prosty nos, pełne usta wyrysowane niczym od jakiegoś szablonu, ale nadal męskie, a także mocno zarysowana szczęka, pokryta delikatnym zarostem. 
Przez cały ten czas Igor zabijał go wzrokiem, choć wewnętrznie już się poddał. No przecież go nie pobije. To było oczywiste, że mógł go jakoś poważnie uszkodzić. Wbrew pozorom miał litość. Takie idealne zęby musiały kosztować majątek, a i koszulka — zapewne horrendalnie droga — już też nie nadawałaby się do niczego, gdyby poplamił ją krwią. 
Do Biedrzyckiego dotarło, jak blisko siebie stali, walcząc wzrokiem o dominację, niczym dwaj samce alfa, dopiero w momencie, gdy wkroczyła między nich jakaś dziewczyna.
— Ej chłopaki, nie róbcie zadymy. Każdy pójdzie w swoją stronę i będzie po problemie. — Blondynka położyła swoją drobną dłoń na klatce piersiowej nieznajomego oraz drugą na ramieniu Igora. Za jej plecami stał jakiś typ, który wyraźnie się spiął, jakby zamierzał w każdej chwili wkroczyć do akcji.
— Wystarczy, że twój kolega będzie patrzył pod nogi — rzucił zaczepnie, nie spuszczając wzroku z drugiego chłopaka. Już się poddał jeżeli chodzi o rękoczyny, ale nie było mowy, żeby pierwszy odwrócił wzrok. Po prostu nie. Zresztą zaczynał się niecierpliwić, bo przecież tyle nasłuchał się o swoim morderczym spojrzeniu… a ten tu był niewzruszony. 
No co jest? Masz się mnie bać! — pomyślał. — Pff… inaczej byś wyglądał, gdybym dopadł cię w ciemnym kącie – dodał, będąc przekonany, że jego porażka była związana z warunkami, w jakich się znajdowali. 
— Kuba? — odezwała się dziewczyna, kiedy jej kolega nic nie mówił przez dłuższą chwilę. Wojna na spojrzenia trwała w najlepsze. 
— Ja nie mam żadnego problemu, to on patrzy na mnie, jakby chciał mi wpierdolić — odparł w końcu, nawet nie mrugając. Nie zamierzał odwrócić wzroku pierwszy, nawet jeżeli mieli tu stać do wieczora. 
Igor parsknął.
— To byłaby bardzo nierówna walka — powiedział sarkastycznie. 
— Och, twierdzisz, że nie dałbym ci rady? — zaczął zaczepnie Kuba.
— Tak właśnie twierdzę — potwierdził pospiesznie Igor i posłał mu drapieżny, pełen politowania uśmiech. Może jednak powinien mu oklepać tę buźkę? Tak dla zasady.
— To może się przekonajmy — syknął blondyn, zirytowany taką postawą drugiego chłopaka i zrobił krok do przodu, ale Martyna natychmiast zareagowała. 
— Uspokójcie się, kurwa! — Łypała wzrokiem to na jednego, to na drugiego. Chłopak, który jej towarzyszył, jeszcze bardziej się nastroszył, ale nadal nie reagował. Igor dziękował za to, bo gdyby tylko tknął go teraz choć jednym palcem, to wiedział, że zaczęliby się prać tutaj pod stadionem... a on znowu musiałby spędzić romantyczny wieczór na dołku z żulem Stefanem. — Idziemy! — warknęła na blondasa i odepchnęła go, chcąc zwiększyć odległość między nim, a Igorem, ale ten się opierał. — Kuba! — dodała ostrzegawczo.
Kuba podniósł ręce w geście poddania, ale nawet na moment nie odwrócił wzroku. Pozwolił się tylko ciągnąć koleżance, nadal skupiając swoje spojrzenie na Igorze.
Biedrzycki stał cały czas w tym samym miejscu i z wysoko uniesioną głową odprowadzał swoją niedoszłą ofiarę wzrokiem. Stracił z Kubą kontakt wzrokowy dopiero, gdy tamten zniknął gdzieś za ogrodzeniem. 
Żaden nie oderwał spojrzenia jako pierwszy.
***
— Serio zamierzałeś lać się z tym dresem? — zapytał rozbawiony Dominik, kiedy szli Wiosenną. Od rana wyraźnie się ociepliło, więc to była całkiem dobra pora na spacer, mimo iż była połowa października. 
— Jakby się na mnie rzucił, to nie miałbym wyjścia — odparł Kuba i wyobraził sobie, jakby to wyglądało w rzeczywistości. Co prawda był pokojowo nastawionym człowiekiem i stronił od bójek czy ogólnie kłótni, ale nie był pizdą i gdyby musiał, to faktycznie biłby się z tym kolesiem. Ciekawe jaki byłby wynik. Niby tamten był kurduplem, ale wyglądał na kogoś, kto traktuje bójki jako zwyczajną formę treningu. 
— No nie wiem… — wtrąciła Martyna. — Dla mnie to wyglądało, jakbyś to ty chciał się na niego rzucić. 
Kuba mruknął coś pod nosem i ostatecznie zamilkł. Przez kilka minut kontynuował marsz w ciszy, jedynie przysłuchując się rozmowie swoich znajomych, ale Dominik najwyraźniej zauważył jego brak aktywności, bo rzucił pytaniem głośniej, sugerując, że nie dotyczyło ono jedynie Martyny.
— Co w ogóle sądzicie o meczu? Szkoda, że przegraliśmy.
— Było mega… — zaczęła Martyna.
— Był chujowy — odezwał się w tym samym momencie Kuba. Natychmiast poczuł na sobie wściekłe spojrzenie blondynki. 
— Kuba chciał powiedzieć, że… — Dziewczyna najwyraźniej miała zamiar ratować dobre imię Jagi, żeby przypodobać się Dominikowi.
— Chciałem powiedzieć, że był chujowy — przerwał jej Krzykowski. Sam nie wiedział, skąd nagle wezbrała się w nim taka złość. Zachowywał się zupełnie tak, jakby chciał wywołać kłótnię. Chyba po prostu natłok emocji od samego rana osiągnął swój limit i najwyraźniej zamierzał dać im upust dokładnie w tym momencie. 
— Racja. Daliśmy dzisiaj totalnie dupy, To co wyrabiał lewy obrońca, to był jakiś żart… — Dominik najwyraźniej nic sobie nie robił z dezaprobaty, jaką wyraził Kuba, a nawet mu przytaknął. Zaczął krytykować umiejętności taktyczne poszczególnych zawodników, a Martyna udawała, że jest wybitnie zainteresowana. Krzykowski już się nie odzywał.
Kiedy dotarli do centrum, Martyna z Dominikiem stwierdzili, że skoczą na kawę, a Kuba pospiesznie się od nich odłączył, bo nagle zapragnął zamknąć się w pokoju i najlepiej nie wychodzić z niego przez tydzień. Już miał nawet ambitny plan, że zaopatrzy się w żarcie i na resztę dnia zakopie się z laptopem pod kocem.
Jakąś godzinę później Krzykowski był na najlepszej drodze, aby zrealizować swoje zamiary. Wskoczył w jakiś znoszony t-shirt i spodnie dresowe, potem zrobił sobie górę tostów i z talerzem w jednej ręce, kubkiem herbaty w drugiej i keczupem pod pachą, poszedł zabarykadować się w pokoju. 
Nim zaczął jeść, ułożył się wygodnie na łóżku, załadował kolejny odcinek Daredevila, którego sukcesywnie nadrabiał i przysunął sobie talerz. Już wrzucił tryb pełnoekranowy i miał nacisnąć spację, aby rozpocząć seans, ale rozdzwonił się jego telefon. Aż przełknął nerwowo ślinę, błagając w duchu, żeby to nie był Daniel. Nie miał dzisiaj siły, by się z nim mierzyć. 
Niechętnie sięgnął po urządzenie i tylko skrzywił się, gdy dotarło do niego, że osobą która stara się z nim skontaktować, jest „ojciec” — a tak przynajmniej informował go wyświetlacz. To wcale nie była lepsza opcja od Daniela, więc Kuba niewiele myśląc, po prostu odrzucił telefon, mając nadzieję, że nie zadzwoni po raz drugi.
Nie żeby ich relacja była jakoś zachwiana, ale ojciec nie miał w zwyczaju dzwonić do niego, aby po prostu zapytać jak tam życie, tylko gdy miał jakąś sprawę. 
Ich więź była dosyć dziwaczna. Nigdy nie robili razem rzeczy, które były zarezerwowane dla ojca i syna. To nie z Andrzejem Kuba wypił swoje pierwsze piwo, nigdy też nie pojechał z nim na ryby, nie oglądał wspólnie meczu, ani nie grzebał pod maską auta. Co prawda chłopak nie wątpił, że ojciec go kochał, tak jak należy kochać swoje dziecko i był świadomy, że mógłby zabić, gdyby tylko stała mu się krzywda, ale nigdy tego nie okazywał. 
Nie. Andrzej Krzykowski nie był wylewny. Swoje uczucia pokazywał jedynie poprzez dorzucanie się do budżetu Kuby, aby ten mógł się wykształcić, opłacić czynsz i rachunki, a także spełnić jakieś nieduże zachcianki w postaci wypadu z kumplami na piwo, czy kupienia karnetu na siłownię. A, no i od święta pytał, czy nie miał żadnych problemów i jak mu idą studia. Na te pytania odpowiadał z podobnym do ojca zaangażowaniem, czyli „nie” i „dobrze”. Zresztą czego można się było spodziewać po policjancie starej daty, który lata świetności w swojej karierze miał już dawno za sobą, a teraz jedynie zajmował się papierkową robotą i z utęsknieniem wyczekiwał emerytury?
Co prawda Andrzej nie zadzwonił po raz kolejny, ale skutecznie wytrącił Kubę z równowagi. Obejrzał ponad połowę odcinka, jedząc automatycznie tosty, ale w końcu doszedł do wniosku, że zgubił wątek gdzieś w trzeciej minucie i w końcu zrezygnowany stwierdził, że dalsze oglądanie nie ma sensu.
Kolejną godzinę spędził zatem na bezproduktywnym przeglądaniu najpopularniejszych stron internetowych, ale nie przykładał jakoś szczególnej uwagi do treści, jakie ukazywały mu się przed oczami. 
Przewijając Facebooka, zatrzymał się dłużej na zdjęciu, jakie wrzucił przed chwilą jego kumpel z roku. Fotografia prezentowała Filipa w towarzystwie paru innych chłopaków, których Kuba nie znał, na tle stadionu miejskiego. W opisie było coś o przegranej Jagielloni i o nadziei, że następny mecz przyniesie punkty.
Krzykowski parsknął tylko pod nosem wciąż będąc zażenowanym poziomem spotkania, którego miał okazję być świadkiem, kiedy nagle przypomniał sobie o swojej niedoszłej bójce. 
W jego umyśle pojawił się obraz pary oczu, które chciały go zabić spojrzeniem. Musiał być chyba wtedy w jakimś amoku, bo w zasadzie nie pamiętał nic więcej oprócz tych przeklętych oczu, które były dosyć karykaturalne w całej tej sytuacji. „Ten dres”, jak to go nazwał Dominik, całą swoją postawą krzyczał, że nie trzeba go jakoś szczególnie zachęcać do rękoczynów, ale te nienaturalnie duże, praktycznie czarne oczy psuły cały efekt. Zaraz skojarzyły się one Kubie z oczami sarenki albo czegoś takiego. Nie wątpił, że chłopak chętnie obiłby mu mordę, ale oczy znacznie ujmowały mu wyglądu typowego, osiedlowego zbira. 
Koło dwudziestej ponownie rozdzwonił się jego telefon i tym razem był to Daniel. Krzykowski znowu zignorował nadchodzące połączenie, a także kilka wiadomości tekstowych, które nadeszły w ciągu kolejnych trzydziestu minut. Oprócz jednej. Martyna napisała mu, że nie wróci na noc, na co tylko uśmiechnął się pod nosem. 
Koło dwudziestej pierwszej podjął kolejną próbę obejrzenia Daredevila, ale i tym razem nie udało mu się skupić na fabule, bo po prostu za dużo myślał. O wszystkim. O Danielu, o ich kłótni, o ciągłych rozstaniach i powrotach, o dresie spod stadionu, o tym jak wyglądałaby ich bójka i kto wyszedłby z niej zwycięsko. Wcale nie pomagał fakt, że jego były chłopak już teraz z uporem maniaka starał się z nim skontaktować. Kuba nie zdziwił się, gdy po kolejnych dwudziestu minutach usłyszał, jak ktoś dobija się domofonem. 
Nie dzisiaj, powtarzał sobie w myślach, bo nie czuł się na siłach, aby z nim rozmawiać. Wiedział, jakby to się skończyło. Daniel zacząłby go przepraszać, obiecywać poprawę, a Kubą targało dzisiaj zbyt wiele emocji, aby podejmować jakąkolwiek racjonalną decyzję i ostatecznie by mu uległ. Za dwa tygodnie sytuacja by się powtórzyła, a on chciał po prostu raz na zawsze dać sobie z tym spokój. 
Skulił się jeszcze bardziej pod kocem i najzwyczajniej w świecie udawał, że go nie ma. Tak, był gotowy tłuc się z przypadkowym kolesiem, ale bał się rozmowy ze swoim byłym. 
Poskutkowało, Daniel odpuścił. 
Dochodziła północ, kiedy w jego głowie pojawił się iście szatański plan. A gdyby tak skutecznie obrzydzić sobie Daniela… innym facetem? Gdzieś z tyłu głowy jakiś głosik podpowiadał, że nic dobrego z tego wyjść nie może, ale było za późno, bo Kuba już zakładał konto na ściągniętej przed momentem aplikacji. Ostatnio korzystał z takich portali na pierwszym roku studiów, ale pokasował konta niedługo potem, bo otrzymywał wyłącznie seksualne oferty, a gdy usunął zdjęcia, nikt mu nie odpisywał.
Z jakichś niezrozumiałych powodów łudził się, że tym razem będzie inaczej, a nawet jeśli nie, to przecież nie musi odpisywać i może skupić się na niewinnym flircie z tymi mniej natarczywymi i bezpośrednimi. 
Załadował jedno z aktualniejszych selfie, uzupełnił kilka podstawowych informacji o sobie, takich jak wiek czy miasto, w którym się znajdował, zaakceptował zmiany w profilu i już po minucie dostał pierwszą wiadomość.
***
Nie tak sobie wyobrażał ten sobotni wieczór.
Jeszcze wczoraj miał plan, aby pójść w jakiś melanż z kumplami ze swojej ekipy, może wdać się w jakąś przypadkową bójkę, urżnąć się do nieprzytomności, wyrzygać gdzieś w krzakach, a potem umierać w spokoju przez resztę weekendu.
Po pierwsze był z nim Maciek, więc wizja imprezy odpadała. Wymyślił zatem, że położy dzieciaka spać, sam zaopatrzy się w czteropak Warki i pogra w GTA. 
Ten plan też nie doszedł do skutku. Co prawda było blisko, bo zaraz po meczu wrócił do baru, pokręcił się tam jeszcze przez chwilę, zabrał syna Aśki i wrócili do kawalerki. Nawet coś zjedli i Igor miał zaganiać młodego do spania, ale na tym się skończyło, bo zadzwonił do niego Gustaw.
— Ej stary, twoja siostra leżała napruta koło przystanku na Dębowej. Zgarnąłem ją do siebie, ale musisz ją zabrać, bo spadam na miasto — poinformował Igora.
— Kurwa — warknął i z westchnieniem przejechał palcami po swoich ściętych na trzy milimetry, czarnych włosach. — Dobra, daj mi z piętnaście minut — dodał w końcu i nie widząc sensu dalszej dyskusji, rozłączył się. Popatrzył na Maćka, który też przyglądał mu się z ciekawością. — Zmiana planów, młody, przed snem wybierzemy się na małą wycieczkę — rzucił, zastanawiając się jeszcze, czy aby na pewno nie ma innego sposobu, ale nic nie przychodziło mu do głowy. 
— Super! — Maćkowi ewidentnie spodobał się ten pomysł i jakby ożywiony zaczął ubierać bluzę.
Po chwili opuścili budynek i skierowali się na parking do starego golfa trójki, który pomimo sędziwego wieku i przeżytych przygód, nadal wiernie służył Igorowi. 
Zgodnie ze wstępnymi obliczeniami Biedrzyckiego, po mniej więcej piętnastu minutach zajechali pod blok, w którym mieszkał Gustaw. Igor nie znał go jakoś specjalnie dobrze, ale zdarzało im się razem imprezować. 
— Siema, gdzie te zwłoki? — rzucił, gdy tylko drzwi do mieszkania się otworzyły i ujrzał za nimi odpicowanego Krzyśka, bo to właśnie było prawdziwe imię Gustawa. — A coś ty się tak odpierdolił? — Zmierzył go spojrzeniem i uśmiechnął się głupkowato. 
— Wyrwałem dupeczkę i może zarucham, ale tylko pod warunkiem, że Aldona zniknie z mojej kanapy — wyjaśnił mężczyzna i tylko wywrócił oczami, bo Biedrzycki nadal się szczerzył. — A ty co? Nie wiedziałem, że masz synka — skinął na Maćka, który tylko im się przysłuchiwał, stojąc za Igorem. 
— Wiesz, pięćset plus i te sprawy, to sobie jednego skołowałem — odparł sarkastycznie, a po chwili poczuł nieprzyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż jego kręgosłupa, kiedy tylko wyobraził sobie, jak Maciek mówi do niego „tato”. 
Gustaw coś mu jeszcze odpowiedział, ale w końcu przeszli przez wąski korytarz i znaleźli się w pomieszczeniu na wzór salonu. 
Na kanapie w półleżącej pozycji znajdowała się Aldona. Miała na sobie krótką, obcisłą, czerwoną sukienkę, która podwinęła jej się do góry i wszyscy obecni mogli podziwiać jej majtki. Dobrze, że chociaż je ma, pomyślał Igor.
Jej długie, brązowe włosy były poplątane i kilka kosmyków opadało jej na twarz. Niby nie spała, ale miała nieobecne spojrzenie i była blada jak ściana. 
— Ktoś z nią był? — zapytał Igor poważniejszym tonem, kiedy tak stali nad nią we dwóch, a Maciek standardowo stał za plecami Biedrzyckiego, bo z jakichś powodów wydawało mu się, że to najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. 
— Nie wiem. Jak ją zobaczyłem, to była sama — odpowiedział Gustaw. 
— Dobra, dzięki, że zgarnąłeś jej dupę, bo jeszcze jakieś zboki by się do niej przysadziły. — Klepnął w ramię Krzyśka i podszedł do Aldony, po czym ostrożnie wziął ją na ręce. Nie było mowy, że w takim stanie sama zejdzie ze schodów. 
Kiedy już pokonał wszystkie stopnie i wpakował siostrę na tylne siedzenie, Maciek, który z natury był małomówny, zaczął mieć nagle mnóstwo pytań.
— Czy ona jest pijana, tak jak moja mama? — zapytał, spoglądając na siedzącą obok Aldonę, która i tak nie kontaktowała. 
— Ta — mruknął jedynie Biedrzycki i popatrzył na Maćka przez lusterko wsteczne. 
— Dlaczego się upiła? — padło następne pytanie.
— Bo wydaje jej się, że jest dorosła i może robić co chce — odparł, nie myśląc nad tym, czy dzieciak zrozumie sens jego słów.
— Nie lubię, jak mama jest pijana — przyznał po chwili ciszy.
— Wiem, młody.
— Jest niemiła i nie pamięta, żeby zrobić mi śniadanie, ani że muszę iść do szkoły — kontynuował chłopiec. 
— Nie martw się. Niedługo przestanie i będziesz mógł wrócić do domu. Do tego czasu ja ci będę robił śniadania, okej? — Igor starał się brzmieć przyjaźnie. Maciek jedynie potaknął.
— Czy myślisz, że gdybym to ja się upił i gdyby mama zobaczyła, jaki jestem wtedy niemiły, to by przestała? — zapytał po dłużej chwili ciszy, a Biedrzycki aż obejrzał się za siebie skonsternowany. I tak stali na światłach. 
— Nie, pod żadnym pozorem nie wolno ci tego robić — powiedział stanowczym tonem. — Alkohol nie jest dla dzieci i może ci się stać krzywda — dodał. Maciek kompletnie go teraz zaskoczył. Co prawda wiedział, że nie jest głupi, bo miał siedem lat i już rozumiał pewne rzeczy, ale nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że młody po cichu obmyślał plan jak sprawić, aby jego mama przestała pić. To było dołujące. 
— Ale dlaczego ona się tak zachowuje? Widziałem, jak ty pijesz piwo i jesteś miły. A ona nie jest… — powiedział z pretensją w głosie. 
Igor już otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale się wstrzymał. Właśnie światło zmieniło się na zielone, więc skupił wzrok na drodze i ruszył. 
— Czy to przeze mnie? Czy to dlatego, że jestem niegrzeczny? — Cisza wcale nie powstrzymywała chłopca przed snuciem dalszych teorii.
— No co ty, Maciek! — zaprzeczył natychmiast Igor. — Nawet tak nie myśl. Mama cię kocha. Super z ciebie dzieciak, po prostu… kurde, to skomplikowane, wiesz? — Przyjął w końcu nową taktykę. Przecież nie powie mu, że jego matka pije, bo życie jest chujowe, a wóda pomaga zapomnieć o problemach chociaż na chwilę. — Ona nie robi tego, żeby tobie było smutno. Przecież wiesz, że się stara, prawda? Czasami ma momenty słabości… i to dlatego. Ale pamiętaj, że to nie twoja wina i że zawsze możesz do mnie przyjść, jak coś się dzieje, nie? — Podczas całej wypowiedzi Biedrzycki zerkał w lusterko, aby przypatrywać się reakcji chłopca. Maciek tylko kiwał głową, po czym zadał jeszcze kilka pytań, przez co Igor musiał wzbić się na wyżyny swojej elokwencji, aby po prostu nie zbywać dzieciaka, żeby nie mówić mu do końca prawdy i przede wszystkim, aby ten zrozumiał, co starał mu się przekazać. 
Dotarli w końcu z powrotem na Zagórną, po czym Igora czekała kolejna przeprawa z siostrą na trzecie piętro. Zniesienie jej po schodach nie było łatwym zadaniem, więc nawet nie chciał myśleć, jak będzie wyglądało jej wniesienie. 
Mógł co prawda podrzucić Aldonę do domu, gdzie mieszkała z matką i ich drugą siostrą, Dagmarą, ale domyślił się, że starsza z sióstr Biedrzyckich zapewne nie nudzi się niańczeniem wyjątkowo niezaradnej rodzicielki. 
Westchnął niezwykle ciężko, gdy w końcu dotarli pod drzwi mieszkania i postawił Aldonę na podłodze, jedynie przytrzymując ją w pasie. Gdy znaleźli się w środku, od razu zaprowadził ją do łóżka i dopiero cofnął się, aby zamknąć drzwi. 
Trochę trwało, nim poukładał swoich dzisiejszych współlokatorów do spania, ale wiedział, że sam nie zmruży oka i że zapowiadała się kolejna bezsenna noc. Nie dosyć, że gdzieś za ścianą trwała impreza życia i Igor chcąc czy nie, był skazany na najnowsze przeboje disco polo, to jeszcze musiał dzielić łóżko z siostrą, bo nie było innej opcji. Maciek spał na rozkładanym fotelu, a Aldona przykleiła się do ściany. Biedrzycki zastanawiał się, czy nie lepiej położyć ją z brzegu, ale bał się, że ta spadnie i jeszcze coś sobie zrobi. Co prawda gdy spała przy ścianie, istniało większe ryzyko, że gdy zacznie rzygać, to właśnie na Igora, ale doszedł do wniosku, że pomimo iż czasami doprowadzała go do szału, to nadal była jego siostrą i prędzej zniósłby obrzyganie (co i tak już mu się zdarzało), niż gdyby ta spadła i zabiła się, uderzając głową, na przykład w kant stolika. 
Już on sobie z nią jutro porozmawia.
_______________
(1) Jagiellonia – zawsze najlepsza, https://jagielloniaa.pl.tl/Pie%26%23347%3Bni.htm (dostęp: 16.08.2018).
(2) Ultrasi - najbardziej zagorzali kibice, przychodzą na niemal każdy mecz i głośno dopingują, https://www.rmf24.pl/sport/news-ultrasi-gniazdowy-i-sektorowka-czyli-mala-sciagawka-z-kibico,nId,1681917#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome (dostęp: 16.08.2018).

No i się spotkali. I nawet prawie pobili - ale czego innego można się było spodziewać po Igorze. :D Wygląda na to, że Kubę uratował fakt, że Igor wyjątkowo dzielnie walczy o to, żeby nie dostać zakazu stadionowego. No i trochę Kuba odbiega standardami od osób, którym zazwyczaj robi krzywdę. 
W ogóle ten Igor wygląda póki co jak taki spoko ziomek, a nie groźny chuligan. Spokojnie, niedługo to zmienię. :D Nie no, zobaczymy, co z tego wyniknie :)
Tymczasem do niedzieli, a zdradzę jedynie, że rozdział 15 Osobliwości jest jednym z moich ulubionych z tego tomu - wyjątkowo dobrze mi się go pisało.
Na koniec jeszcze wielkie podziękowania, bo wczoraj stuknęło 30000 wejść na bloga. Jak dla mnie to całkiem imponująca liczba, bo rok temu w ogóle nie zakładałam, że blog stanie się częścią mojej codzienności - raczej obstawiałam, że rzucę go po dwóch, trzech miesiącach, a tu proszę. :D Tak że dzięki! 
Do następnego! 

7 komentarzy:

  1. Ładnie rozwijasz :)
    Te gapiące się na siebie oczy były urzekające. xD Aż się zastanawiam jakie będą ich następne spotkania i czy faktycznie dojdzie do rękoczynów haha
    Trochę szkoda, że im nie wypali, a Igor będzie musiał zwiewać (tak wnioskuję po Osobliwości), ale dam im cień szansy, że jednak się mylę, a ich historia będzie o wiele dłuższa :)
    Igor ma dość ciężkie życie. On nie pracuje czy mi umknęło? Z młodym ma fajną relację. Jest dobrym, mimowolnym ojcem :) i bratem również jak widać.
    Weny, czasu i chęci
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! Wybacz, teraz przeczytałam opis. Mogę się "przyczepić"? xD (z serca, nie złości) Tzn do tej pory sama robiłam ten błąd, ale fajnie poszerzać wiedzę :) Pisze się "Tak że tego"
      https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Tak-ze;12462.html
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Na dobrą sprawę Igor nawet jeszcze nic nie zaczął z Kubą, tak że nie rozdzielajmy ich od razu :D (ha! napisałam tak że z pełną świadomością :D).
      Igor pracuje w barze Borysa. Fakt, Maciek mu się przyplątał i jakoś został, a Igor nie potrafi się go pozbyć.
      Dzięki za wskazówkę, poprawiam x)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Gratuluję. I podziwiam że prowadzisz regularnie bloga od tak długiego czasu a teraz zdobyłaś się na wyczyn wielki jakim jest prowadzenie dwóch historii. Podoba mi się jak piszesz, masz świetne pomysły i doskonale rozwiązujesz sytuacje kryzysowe, Grill już w pierwszym rozdziale mnie zaintrygował. Drugi tylko potwierdza moją wcześniejszą wypowiedź. Jestem mega ciekawa jak rozwinie się tu sytuacja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to prowadzę tylko jedną historię, bo Osobliwość skończyłam pisać już jakiś czas temu. Po prostu na blogu są dwa opowiadania, ale piszę już tylko Sezon na grilla. :)
      Cieszę się, że i ta historia Cię przekonała.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. W koncu doszło do spotkania! No Kuba wyrasta na mojego kolejnego ulubieńca ( zaraz po Eryczku XD ) Można nawet powiedzieć, że chłopaki mają coś tak wspólnego, troszkę z wyglądu no i obydwaj mają charakterek. Może dlatego Igor zapałał jakimś rodzajem sympatii do Eryka. Aż musze się wrócić do tych rozdziałów!
    Igor, nadal robi za nianke, coraz więcej osob ma w tym swoim przedszkolu. Słodziak ;-)
    Czekam na dalszy rozwój wypadków! XD
    Pozdrawiam,
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu trochę go przypomina, więc nic dziwnego, że go polubiłaś. :D
      Myślę, że to mógł być powód, dla którego Igor nie zapałał od razu chęcią "wpierdolu", kiedy Eryk zaczął mu się stawiać od pierwszej sekundy.
      Również pozdrawiam!

      Usuń