29 sierpnia 2018

Sezon na grilla: Rozdział 3

Ranking na najlepszą głowę rodziny

16 października 2016
Kiedy Maciek wcinał płatki z mlekiem (bo niestety nie miał co liczyć na bardziej zróżnicowany posiłek), Biedrzycki siedział na skraju łóżka z kubkiem kawy w ręce i przypatrywał się nadal śpiącej siostrze. W głowie układał „opierdol”, jaki zafunduje jej po przebudzeniu, mimo przekonania, że do Aldony można było mówić jak do ściany. 
Tak bardzo zabłądził w swoich myślach, że aż wzdrygnął się, gdy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi, odstawił kawę na stolik i poszedł otworzyć.
— O, Aśka — zaczął zdziwiony, nie przywitawszy się.
— Hej Igor, jest u ciebie mój Maciuś? — zapytała nieśmiało, krzyżując
przedramiona na piersiach. Była wyraźnie zawstydzona, że po raz kolejny, w zasadzie obcy facet zajmował się jej dzieckiem, kiedy ta wpadła w ciąg alkoholowy. 
— Ta, u ciebie… już okej? — spytał pokrętnie, bo jakoś tak dziwnie było pytać wprost, czy już wytrzeźwiała. Co prawda wyglądała dużo lepiej, niż jak widział ją ostatnim razem, ale nadal nie miał pewności, czy to tylko nie krótka przerwa. Aśka przecież zazwyczaj odpadała na tydzień, a tu minął raptem dzień. 
— Tak, już go zabieram i ten… przepraszam za kłopot i dzięki, że się nim zająłeś. — Cały czas gdy mówiła, uciekała wzrokiem od Igora. To musiała być dla niej żenująca sytuacja. 
— Jesteś pewna, że już koniec? — Biedrzycki jeszcze bardziej ściszył ton.
— Tak. To była jednorazowa akcja, po prostu… — Kobieta wyraźnie się zawahała. — No nie ważne. Wszystko wróciło do normy — dodała. 
— No dobra. — Wzruszył ramionami, ostatecznie kupując jej zapewnienia. — Maciek! — Odwrócił się i krzyknął w głąb kawalerki. — Chodź! Mama po ciebie przyszła!  
Po chwili usłyszeli ciche kroki i chłopiec pojawił się w krótkim korytarzu. Na początku podszedł bardzo nieufnie, stając już standardowo za Igorem i jedynie wychylił głowę, aby zweryfikować co się dzieje. 
— Byłeś grzeczny? — zapytała Aśka i pochyliła się, podpierając dłońmi o kolana.
Maciek słysząc głos mamy, doszedł do dwóch wniosków. Była trzeźwa i miała dobry humor. Wyszedł zatem zza Igora i przytaknął na zadane pytanie.
— No to cieszę się bardzo. Zabierz swoje rzeczy i wracamy do domu. — Zmierzwiła mu włosy i ponownie się uśmiechnęła, a jej syn posłusznie cofnął się do środka, zabierając bluzę i pluszaka, którego zdążył przynieść mu Biedrzycki. — Dzięki — rzuciła do gospodarza i kładąc dłoń na ramieniu dziecka, odwróciła się i zaczęła z nim schodzić, mówiąc coś do niego jeszcze o pysznym obiedzie.
— A mówili, że to ja jako pierwsza przyniosę bachora do domu. — Doszło do jego uszu, kiedy wrócił do środka. Aldona dopiero co się obudziła i właśnie podpierając się przedramieniem, popijała wodę prosto z butelki. 
— Wczoraj pokazałaś, że jesteś na najlepszej drodze — sarknął niemal natychmiast. 
—  Co ja tu w ogóle robię? — zapytała rozespanym głosem i przeczesała włosy palcami, po czym przeciągle ziewnęła.
— A skąd ja mam to wiedzieć? Przylazłaś wczoraj pijana, a że miałem Maćka, to nie chciało mi się ciebie odwozić. — Wzruszył ramionami i usiadł na fotelu, który właśnie złożył i który wcześniej służył dzieciakowi za łóżko. Nie chciał pokazać, że martwił się o siostrę i że fatygował się po nią do kumpla, dwa razy tachał ją po schodach i ryzykował, że zrzyga się na niego. 
— Nic nie pamiętam — jęknęła i opadła z powrotem na łóżko.
— To się musi, do kurwy nędzy, skończyć. — Igor stwierdził, że to dobry moment na wychowawczą pogadankę.
— A weź się ode mnie odpierdol, co? — mruknęła w odpowiedzi Aldona, w ogóle nie wzruszona srogim tonem starszego brata. 
— Masz gówniaro szesnaście lat, a ja nie zamierzam ścigać po mieście chuja, który cię zgwałci, a potem martwić się, czy będziesz miała na mleko dla bachora, czy może raczej zamiast mleka kupisz wódę. — Przedstawił jej swój najczarniejszy scenariusz. Chociaż nie, gorszy był jeszcze ten, w którym Aldona zostaje zbiorowo zgwałcona i zamordowana. 
— To wtedy będzie mój bachor i mój problem — rzuciła obojętnie i odwróciła się do niego plecami, dając tym samym do zrozumienia, że nie zamierza z nim dyskutować.
Igor teatralnie wywrócił oczami, a potem wstał i w ułamku sekundy doskoczył do swojej siostry. Szarpnął ją nieelegancko za ramię, zmuszając, aby z powrotem znalazła się z nim twarzą w twarz, a potem podciągnął mało delikatnie w górę.
— Skoro to twój problem, to wypierdalaj i nie przyłaź do mnie w takim stanie, bo mam lepsze rzeczy do roboty — syknął, udając, że faktycznie jego siostra po prostu magicznie pojawiła się pod jego drzwiami. Teraz była już trzeźwa, więc pozbył się wyrzutów sumienia i uznał, że może ją z czystym sumieniem wyrzucić. 
Aldona skrzywiła się, czując bolesny uścisk na swoim przedramieniu.
— A co? Będziesz stał pod sklepem i szantażował przedszkolaki, że jak nie oddadzą ci kieszonkowego, to dostaną wpierdol? — zripostowała, ani myśląc, by się poddać. Wiedziała, że Igor już tak miał, że dużo szczekał i był typowym cwaniakiem, dlatego nigdy nic nie robiła sobie z tego jego groźnego tonu i sama pyskowała, uważając, że Igor nie ma prawa jej mówić, jak ma żyć. 
— Ale ty jesteś pojebana — uznał, parskając i wypychając nastolatkę w kierunku drzwi wejściowych.
— Mam to po tobie — zawarczała.
— Mnie przynajmniej koleżanki nie zostawiają z dupą na wierzchu na przystanku — odgryzł się, zapominając na moment o wersji wydarzeń, jaką przedstawił siostrze. Ta spojrzał na niego jak na jeszcze większego debila, ale się nie zorientowała.
— Ciebie i tak by nikt nie chciał wykorzystać — burknęła w momencie, kiedy Igor wypychał ją za drzwi. Potem schylił się jeszcze po jej buty i także je wyrzucił. 
— Po co ktoś miałby, skoro co weekend trafia się jeszcze łatwiejsza partia — zripostował, na co Aldona aż się zapowietrzyła. Nikt nie potrafił tak jej podnieść ciśnienia jak jej pieprzony brat. 
— Wolę być łatwa, niż mieć metr pięćdziesiąt! — fuknęła, celowo zaniżając drastycznie wzrost brata.
— A ja wolę mieć metr pięćdziesiąt niż mieć cellulit — odpyskował wrednie, uśmiechając się pod nosem, na co brunetka w ataku furii podniosła jeden ze swoich butów i cisnęła z całej siły w kierunku Igora. Niestety nim pocisk doleciał do celu, chłopak zdążył zatrzasnąć drzwi. 
Aż pokręcił głową z westchnieniem, obrazując sobie przed oczami tę scenę i uznając ostatecznie, że bardziej go to rozbawiło niż zdenerwowało. Aldona tak strasznie łatwo dawała się podpuszczać. Zazwyczaj wkurwiała go niemiłosiernie, bo nie wiedziała kiedy przestać i trajkotała jak ta natrętna mucha, tylko nakręcając się z każdym kolejnym zdaniem. Gdy już miał dosyć albo nie chciało mu się dłużej z nią dyskutować, to rzucał jakimiś obraźliwym komentarzem, że ma cellulit, rozstępy czy brwi odrysowane od szklanki. Wtedy albo w niego czymś rzucała, albo próbowała go uderzyć, a potem odchodziła wielce obrażona, trzaskając losowymi drzwiami. Zresztą czego on się spodziewał po szesnastolatce? Że zacznie potulnie przytakiwać albo wytaczać jakieś merytoryczne argumenty? 
Ogarnął syf, jaki został po nastolatce — klnąc pod nosem, że przecież spała i przez większość czasu była nieprzytomna, a i tak jakimś sposobem zostawiła po sobie burdel — włączył telewizor, próbując tym sposobem zagłuszyć najnowszy singiel niejakiego Zenka Martyniuka, który dobiegał zza ściany, a potem poszedł wziąć prysznic.
Musiał wstąpić dziś do baru, ale dopiero koło piętnastej, a do tego czasu musiał jakoś zorganizować sobie czas. Wszyscy kumple pewnie leżeli skacowani w swoich dziuplach, tudzież w krzakach, jeżeli nie udało im się dotrzeć do domów, więc nie miał co liczyć na ich towarzystwo. Mógł niby podskoczyć do domu i zobaczyć co tam u jego drugiej siostry, ale ryzykowałby tym samym kolejną awanturę z rozwścieczoną nastolatką, którą niedawno wyrzucił… i że spotka matkę, więc ta opcja też odpadała. Nawet Maćka zabrała Aśka i choć ten w zasadzie nie powinien go w ogóle obchodzić i powinien nie mieć skrupułów, aby kopnąć go w dupę, kiedy tylko przyjdzie następnym razem zaryczany pod jego drzwi… to lubił tego szczyla. Był nieśmiały, lękliwy i skryty w sobie, ale jak już się rozkręcił, to zadawał mnóstwo dziwnych, często problematycznych pytań, jednak Igor znajdował satysfakcję z robienia tych swoistych tłumaczeń z języka dorosłych na język maćkowy. 
Ostatecznie zdecydował, że może napisze do Dagi, aby wpadła do niego — w ten sposób uniknąłby i matki, i drugiej siostry — to pograją na konsoli czy coś, ale kiedy chwycił do ręki telefon, odkrył nieprzeczytaną wiadomość sprzed kilkunastu minut, która po odczytaniu rozwiązała jego problem bycia znudzonym.
Od Ewelina: „co robisz? mogę pszyjść?”.
Parsknął pod nosem na „pszyjść” i pospiesznie odpisał, żeby „wbijała”. Sam z ledwością skończył technikum i pewnie nie raz zrobił jakiś błąd ortograficzny, gdy do kogoś pisał, ale uważał, że po coś są te pieprzone podpowiedzi i podkreślenia. Cóż, Ewelina najwyraźniej uważała, że dla ozdoby, bo mógł znaleźć błąd w każdym jej smsie… więc nawet nie chciał się zastanawiać, ile ich w rzeczywistości robiła. 
Nie musiał długo na nią czekać, bo po dwudziestu minutach… pszyszła
— Właśnie natknęłam się na tego starego zboka z mieszkania pod tobą, jak szczał na klatce — oświadczyła bez przywitania ze skrzywieniem, kiedy tylko otworzył jej drzwi.
— Ciesz się, że nie robił dwójki — pocieszył ją, szczerząc się, na co Ewelina jeszcze bardziej się skrzywiła. 
Wpuścił ją do środka i nawet zaproponował coś do picia. Oboje dobrze wiedzieli, po co tu przyszła, ale mimo wszystko nie mógł tak bezczelnie z miejsca dobrać jej się do majtek. To znaczy mógł… ale ojciec kiedyś powiedział mu, żeby nigdy nie lekceważył kobiety, która robi mu dobrze. Co prawda miał wtedy z osiem lat, ale ta rada wyjątkowo zapadła mu w pamięci. Mógł więc już w progu perfidnie zsunąć spodnie do kolan, ale przez lata doświadczenia doszedł do wniosku, że rada Jacka była bardzo pożyteczna. Wiedział, że Ewelina postara się bardziej, jeżeli grzecznie zaproponuje jej wpierw coś do picia, powie, że ładnie pachnie i że myślał o niej cały ranek. Nic z tych rzeczy nie było prawdą, ale tego już nie musiała wiedzieć. 
Wystarczyło dziesięć minut oklepanych komplementów, czy zauważenie, że ma nowy kolor na paznokciach i dziewczyna sama wymownie położyła dłoń na jego kroczu. 
Zamruczał z zadowoleniem pod nosem i po prostu pozwolił jej na przejęcie kontroli. Przynajmniej w początkowej fazie. Po wszystkim miał zawsze niebywałą satysfakcję, że to nie on musiał na nią naciskać, tylko sama dobrała mu się do bokserek. 
Zazwyczaj przebiegało to bardzo podobnie, ale nie narzekał na rutynę, a i Ewelina wydawała się być usatysfakcjonowana. Najpierw przez chwilę robiła mu dobrze ręką, w międzyczasie przysysając się do jego ust, potem przez kilka minut mu obciągała, a gdy czuł, jak jego podniecenie sięga zenitu, dawał sygnał, aby oboje pospiesznie pozbyli się ubrań i przejmował kontrolę, pieprząc ją niezbyt delikatnie, dopóki nie osiągnął spełniania. I ona też. Jakoś nigdy nie miał głowy, aby się tym przejmować, ale na szczęście Ewelina dochodziła zawsze przy okazji i nie musiał się jakoś dodatkowo wysilać, kiedy sam skończył. 
Było całkiem… fajnie. Nie doświadczył tych słynnych fajerwerków rodem z jakichś romansideł, ale przynajmniej przeżył orgazm, więc nie zamierzał narzekać na brak innych efektów specjalnych. Zresztą jeżeli takowe w ogóle istniały, to wiedział, że Ewelina z pewnością mu ich nie dostarczy. Nie była w jego typie. Zresztą… chyba nawet nie miał swojego typu, ale Ewelina nigdy go specjalnie nie porwała. Była jeszcze niższa od niego, co może i nie było wadą, ale miała przy tym kilka nadprogramowych kilogramów. Jej włosy, choć w odcieniu ładnego brązu, były strasznie rzadkie i cienkie, a przy tym dodatkowo robiła sobie krzywdę, nosząc je związane w bardzo ciasnym kucyku. Miała krzywe zęby, trochę blizn potrądzikowych, okrągłą, pucołowatą twarz i śmiesznie pulchne palce. No i do tego ten oklepany do granic możliwości tatuaż na lędźwiach z motywem serca i przytwierdzonych do niego skrzydeł. Wyglądała jak…  typowa laska z osiedla na którym mieszkał. Tędy raczej nie przechadzały się modelki, więc zdążył przywyknąć i zaakceptować takie, a nie inne standardy piękna. Zresztą zawsze uważał, że uroda to kwestia drugorzędna, jeżeli kutas mu stawał. Skoro działał, nie mogło być źle, więc przymykał oko na wszystkie inne mankamenty. 
— Idziesz potem do baru? — spytała niby niezobowiązująco, kiedy po wszystkim udawali, że oglądają jakiś dokument o życiu dzikich kotów na sawannie. To znaczy, Igor na serio się w to wkręcił. Nie wiedzieć czemu, lubił oglądać filmy dokumentalne o zwierzętach. Szczególnie o tych drapieżnych i najbardziej niebezpiecznych. Często wydawało mu się, że to życie fauny  gdzieś w gęstwinach i z dala od ludzi przypomina życie na jego osiedlu. 
— Mhm… — mruknął tylko, nie potrafiąc oderwać wzroku od stada małych, uroczych tygrysków, które ruszały na swoje pierwsze polowanie. 
— To pójdę z tobą. I tak nie mam dzisiaj nic do roboty — uznała, spoglądając na Biedrzyckiego, na co ten znowu mruknął coś niezrozumiałego. Kiedy dotarło do niej, że Igor wcale jej nie słuchał, położyła znacząco dłoń na jego udzie i powoli przesunęła ku górze. To skutecznie skupiło jego uwagę na niej. — Na pewno nie masz nic przeciwko? — upewniła się, wbijając wymownie paznokcie w jego udo.
Wiedziała, że „u Borysa” w tygodniu przesiadywały głównie osiedlowe pijaczki, ale w weekendy, a zwłaszcza kiedy wszyscy schodzili się, żeby wspólnie pooglądać mecze Jagi na wyjeździe, w barze kręciło się znacznie więcej rówieśników. Po transmisjach laski zaczynały bajerować wstawionych dresów i często impreza przenosiła się do kibla, gdzie pewnie spłodzono niejednego mieszkańca ich wspólnoty osiedlowej. Co prawda Ewelina nie miała jeszcze w planach się rozmnażać, ale chciała pokazać swoim koleżankom, że wyrwała najlepszy możliwy towar. 
Nie żeby Igor był jakimś modelem. Stanowczo za często chodził w dresach, za krótko obcinał włosy i był zdecydowanie za niski… ale jego zalety znacznie przewyższały wady. Te jego dziwaczne, wielkie, czarne oczy przyciągały niejedną laskę, które potem bajerowały go przy barze. Poza tym, Igor miał renomę na osiedlu. Może i był kurduplem, ale z jakiegoś powodu nikt nie odważył mu się podskoczyć. No i był inteligentny, co było zdecydowanie unikatową cechą w ich środowisku. Nie był takim troglodytą, który już na wstępie pytał: „ruchasz się?”. Był za to miły, potrafił prawić komplementy no i… w tych sprawach też był dobry.
Tak, Ewelina zdecydowanie chciała zaznaczyć swoją pozycję i pokazać, że Biedrzycki jest zaklepany.
Potarła dodatkowo jego udo stymulująco. 
— Nie. Możesz ze mną iść — odpowiedział bardziej ożywiony i spojrzał na dłoń Eweliny. Potem wyciągnął swoją rękę i przyciągnął dziewczynę bliżej, inicjując pocałunek. W sumie dlaczego miałby odmówić sobie kolejnego numerka tuż przed pracą, skoro i ona wyglądała na chętną. 
***
Nie potrafił wyrazić słowami swojej niechęci do tych niedzielnych obiadów w rodzinnym gronie. Chociaż… nie potrafił ich sobie wyobrazić, kiedy musiał siedzieć przy jednym stole z ojcem. Przecież oni nawet nie mieli o czym rozmawiać. Andrzej wiecznie pieprzył coś o pracy na komendzie, przytaczając sprawy, w których brał udział w taki sposób, jakby sam był w terenie i łapał tych złych. W rzeczywistości wypełniaj jedynie różnorakie formularze i protokoły, w wolnym czasie gawędząc z innymi, podobnymi wiekowo policjantami, którzy jedyne co robili, to zabierali miejsce pracy młodym i sprawnym funkcjonariuszom. Uważał, że ojciec już dawno powinien odejść na emeryturę… choć z drugiej strony nie potrafił sobie wyobrazić, co ten miał niby innego robić, skoro nie miał żadnych zainteresowań czy pasji. No chyba że można do nich zaliczyć wieczorne posiadówki z sąsiadem przy piwie, kiedy nie wybierał się na drugi dzień do pracy.
Co innego jego mama. To był jedyny powód, dla którego przełamywał się i chodził do domu w odwiedziny. Adrianna Krzykowska była o piętnaście lat młodsza od swojego męża i była przepiękną kobietą. Znaczna część ich rodziny uważała, że Kuba był strasznie do niej podobny… a on wcale się nie wypierał, bo sam dostrzegał podobieństwo i gołym okiem było widać, że urodę odziedziczył akurat po matce.
Czasami zastanawiał się, jak to się stało, że kobieta związała się z jego ojcem i jeszcze wytrzymała z nim tyle lat. To były dwa inne światy! Jego ojciec przeciętnej urody, nudny, statyczny i wiecznie marudzący, a mama bez przerwy energiczna, uśmiechnięta, z mnóstwem zainteresowań i nie potrafiąca siedzieć bezczynnie na tyłku. Doprawdy nie rozumiał tej kombinacji i tego, że on był jej owocem… ale wyglądało na to, że ta dwójka jakoś się dogadywała i chyba nawet nadal kochała. Mógł się tylko z tego powodu cieszyć.
Westchnął jeszcze zmęczony, wpisując na domofonie kod do klatki, a potem dosyć mozolnie wdrapał się na drugie piętro budynku. Totalnie się nie wyspał, bo zbyt długo pisał z jakimiś kolesiami, ale wcale tego nie żałował. Co prawda nie poznał nikogo stosownego, ale taki seksting trochę go odmóżdżył, przez co nawet na trochę zapomniał o Danielu. Ten rankiem znowu do niego wypisywał, ale Kubie jakoś o wiele łatwiej przyszło zignorowanie go. 
— Cześć, kochanie! — zawołała radośnie kobieta na jego widok i jak zwykle przytuliła go mocno, zostawiając soczystego całusa na jego policzku.
— Cześć, mamo — odpowiedział od razu bardziej radośnie, widząc rozpromienioną kobietę. 
Ściągnął swoją skórzaną kurtkę i buty, słuchając w miedzy czasie, co na obiad, a potem przeszedł przez wąski korytarz, mijając odpowiednio drzwi do łazienki i po przeciwnej stronie do kuchni, a potem drzwi do sypialni rodziców i po przeciwnej stronie do jego starego pokoju, gdzie teraz był trochę pokój gościnny, a trochę gabinet i biblioteczka jego mamy. Na końcu korytarza i na wprost od wejścia znajdował się przestronny salon. Na lewo od drzwi znajdowała się część wypoczynkowa, z wielkim telewizorem, kanapą, dwoma fotelami i stolikiem do kompletu, a także paroma dodatkami w postaci dużych kwiatów, jakiegoś górskiego obrazu nad telewizorem i kolażem zdjęć rodzinnych po przeciwnej ścianie nad kanapą. W drugiej części pomieszczenia znajdował się duży, dębowy stół oraz osiem krzeseł, a także ogromny regał, wykonany w tym samym stylu i znowu kilka pierdół w postaci obrazów, zdjęć czy kwiatów. To właśnie tutaj zawsze jedli i to tu odbywały się wszelkie rodzinne posiadówki. 
Gdy tylko dotarł do salonu, zajął swoje ulubione miejsce przy stole i rzucił krótkie „cześć” do ojca, który siedział po przeciwnej stronie i czytał jakąś gazetę. Kuba zaczął modlić się w duchu, żeby tylko nie rozpoczął jakiegoś politycznego tematu, bo już sama rozmowa z ojcem brzmiała niezbyt fascynująco, a rozmowa z ojcem o polityce…
— Jak tam na studiach? — zagadnął Andrzej swoją oklepaną frazą. To było niesamowite, że nie potrafił tak zwyczajnie rozmawiać z własnym synem. Nim którykolwiek z nich otworzył usta, musiał wpierw mocno zastanowić się nad jakimś tematem do rozmowy. To nie chciało przyjść im naturalnie. Chyba że Adrianna była w pobliżu. Wtedy to ona inicjowała każdy temat i czas od razu upływał szybciej i przyjemniej.
— Dobrze — odpowiedział standardowo Kuba, zastanawiając się, kiedy jego mama wreszcie wróci z kuchni. I wtedy wpadł na pomysł. — Pójdę pomóc — rzucił krótko i wstał, nie czekając na reakcję ojca, który mruknął coś tam pod nosem, najprawdopodobniej przytakując. 
— Już podaję — oświadczyła od razu kobieta, kiedy tylko ujrzała swojego syna w progu.
Blondyn westchnął jedynie pod nosem, że jego „ucieczka” niekoniecznie się powiodła, ale przyjął od kobiety misę z jakąś surówką i dzbanek z sokiem, a potem zawrócił się do salonu, by postawić wszystko na stole.
— Andrzej, zabierz tę gazetę. Nie miałeś czasu wcześniej przeczytać? — Kobieta skarciła swojego męża, kiedy dogoniła syna z misą ziemniaków i okazało się, że nie ma gdzie ich postawić, bo rozłożony tabloid zajmował jakąś jedną trzecią stołu. 
Mężczyzna znowu mruknął coś pod nosem, ale posłusznie złożył dziennik, robiąc miejsce na stole. 
Po jeszcze jednej wycieczce do kuchni i krótkiej kłótni pod tytułem: „Mamo, jeden kotlet mi wystarczy”, Krzykowscy wreszcie zaczęli jeść. Na początku prawie w kompletnej ciszy, bo jednak w tle grał telewizor z jakimś programem przyrodniczym o dzikich kotach na sawannie, ale po jakimś czasie, gdy wszyscy byli mniej więcej w połowie swojego posiłku… zaczęło się, jak to zawsze określał Kuba, kiedy tylko ojciec inicjował temat.
— Otworzyli nabór do policji — rzucił niby niezobowiązująco mężczyzna, a Kubę aż coś skręciło w środku. Obiad też jakoś nagle przestał mu smakować, choć jego mama gotowała wyśmienicie. — Jakbyś przyszedł do nas na komendę, to pomógłbym ci złożyć papiery — dodał już bardziej dosadnie.
— Oj daj mu spokój. Przecież musi skończyć studia — odezwała się Adrianna. Zawsze brała stronę syna, bo nie uważała, aby zmuszanie go do czegokolwiek mogło przynieść jakieś pozytywne skutki. Co prawda temat i tak ciągle wracał, bo Andrzej zdawał się wiedzieć lepiej… ale zarówno kobieta jak i Kuba wiedzieli, że jego gadanie jest niegroźne… po prostu upierdliwe i męczące.
— No to niech skończy, nie bronię mu przecież, ale to wszystko trwa. Jakby teraz złożył papiery, to akurat na wiosnę wysłaliby go na kurs — przekonywał Andrzej, najwyraźniej twierdząc, że to świetny pomysł.
— Nie pójdę do policji — odezwał się wreszcie sam zainteresowany. I pomyśleć, że gdy był małym szczylem, to nie marzył o niczym innym, niż żeby zostać policjantem. Niestety dorósł i stwierdził, że to jest coś, czego absolutnie nie chciałby robić w życiu. Zwłaszcza kiedy patrzył na swojego ojca. Niby powinien już przywyknąć do tego ciągłego nagabywania, ale działo się wręcz przeciwnie. To tylko coraz bardziej go denerwowało.
— Nie rozumiem, coś ty taki uparty — burknął Andrzej. — To dobra, stabilna robota. Dobrze płacą i…
— Nie nadaję się do tego — zanegował ponownie, wchodząc ojcu w słowo.
— Jak to się nie nadajesz? Jesteś wysportowany, bez przerwy chodzisz na basen i na siłownię, jesteś wysoki… — wymieniał jego walory, na co Kuba jedynie wywrócił oczami. Jasne, że w aspekcie fizycznym się nadawał, ale nie tu leżał problem. Nie wyobrażał sobie, że mógłby użerać się przez kilkanaście lat z jakimiś menelami, kibolami czy innymi cwaniaczkami, wysłuchując, że jest psem i musząc przy tym trzymać swoje nerwy na wodzy. Albo co gorsza, że mógłby siedzieć przez kilkanaście lat za biurkiem, jak ojciec. 
— Kuba kończy fizjoterapię, niech spróbuje się spełnić w tym, co sam sobie wybrał. Dopiero potem zaczniemy się martwić. — Kobieta znowu stanęła w obronie syna, a ten poczuł coś na wzór ulgi, słysząc, że „zaczniemy się martwić”. Nie on, tylko my. To było urocze. 
— No ale co mu szkodzi? Już by miał w razie czego robotę. Pomógłbym mu, a tak gdzie on sobie robotę znajdzie? Skąd ja mu kilkadziesiąt tysięcy wytrzasnę na otwarcie własnej praktyki? — marudził mężczyzna.
— Ale ja wcale nie chcę, żebyś mi cokolwiek dawał — odparł od razu Kuba. — Jak nie znajdę pracy, to wyjadę do Anglii — rzucił zaczepnie, choć wiedział, że wchodzi na bardzo grząski grunt. Choć Andrzej był względnie zadowolony, że jego syn potrafi sobie radzić i przez trzy miesiące jest w stanie zarobić tyle, że wcale nie wiele musi mu dokładać… to z jakiegoś powodu czuł wstyd, że Kuba obijał się gdzieś na zmywaku w Anglii. Jak nieudacznik. 
— No pewnie. Lepiej, żeby jakieś Angole cię wykorzystywały do najgorszej roboty, niż żebyś chodził tutaj w mundurze, zyskując szacunek.
— O tak… bo policjant to u nas taki szanowany zawód… — sarknął Kuba. 
— Dobra, wystarczy, bo się znowu nakręcacie — zastopowała ich kobieta. — Nie chce, to nie musi, ja w tym nie widzę problemu.
— Problemu to nie ma u Leszka. Od dzieciaka szkolił swoich chłopaków i teraz mają całą rodzinę wojskowych. Co złego, żeby pójść w ślady ojca i…
— Idę do łazienki — burknął Kuba, uzmysłowiwszy sobie, że to jeszcze nie koniec, a on wcale nie miał zamiaru słuchać, jak to Leszek wspaniałomyślnie namówił swoich synów, by poszli w jego ślady i wstąpili do wojska. Andrzej zawsze wymigiwał się jego dobrem, mówiąc o stabilnej pracy, dobrej wypłacie i tak dalej… a w rzeczywistości zawsze chodziło o to, że czuł się gorszy od swojego młodszego brata, który miał taki silny wpływ na swoich synów, że sam pokierował ich karierami. Cóż… najwyraźniej Kuba psuł mu plany i nie pozwalał prowadzić w tym głupim rankingu na najlepszą głowę rodziny.
Kiedy już zamknął za sobą drzwi, wyciągnął telefon, postanawiając przeczekać lament ojca. Szybko jednak zrozumiał, że to był błąd, bo kiedy tylko odblokował ekran, ujrzał wiadomość od Daniela, w którą mimowolnie kliknął. Przed oczami pojawił mu się elaborat z przeprosinami i prośbą o rozmowę, okraszony mnóstwem jakichś dziwnych emotek ze smutnymi minkami i złamanymi sercami. Parsknął pod nosem i z powrotem zablokował ekran, postanawiając już nie ryzykować jeszcze większym zirytowaniem.
Wrócił do salonu.
Na szczęście ojciec już nie zaczął tematu, tylko wydawał się być skupiony na skończeniu swojego obiadu. Kuba od razu wywnioskował, że zawdzięczał taki stan rzeczy matce, która musiała poskromić Andrzeja, kiedy ten zwiał do kibla. Był cholernie wdzięczny, bo choć miał przez wakacje przerwę od tego pieprzenia, to tuż po powrocie stary Krzykowski zaczął prawić swoje poglądy od nowa. A Kuba odkrył, że coraz ciężej znosił te próby przekonania go, że powinien zostać policjantem. 
— Jak tam to kolokwium z bioetyki, o którym ostatnio mówiłeś? — zagadała dla odmiany wesoło kobieta, jak zwykle wykazując maksimum zainteresowania. Chłopak był pod wrażeniem, że ta zapamiętywała nawet przedmioty, o których jej mimochodem wspominał.
— A spoko — odparł żywiej. — Zaliczyłem przy pierwszym podejściu — pochwalił się.
— O no widzisz. A tak się martwiłeś, że nie zdasz — podchwyciła.
— Tak szczerze, to trochę na farcie mi się chyba udało… no ale grunt, że nie muszę tego od nowa kuć… a przynajmniej nie do sesji — uznał.
— Nie na farcie, tylko po prostu jesteś mądry — powiedziała Adrianna nieco karcącym tonem. Nie lubiła kiedy jej syn zwalał wszystko na fart. Uważała, że był inteligentny i nie musiał liczyć na szczęście. 
Po tej krótkiej, bezpiecznej rozmowie na temat studiów, kobieta obwieściła, że pora na deser i kawę, więc Kubie nie trzeba było dwa razy powtarzać, aby pomógł matce odnieść naczynia do kuchni i wstawić wodę. Tam mieli trochę więcej prywatności. 
W ogóle Kuba zauważył, że jego matka zachowywała się o wiele swobodniej, kiedy byli tylko we dwoje. Mógł z nią wtedy porozmawiać naprawdę o wszystkim i wiedział, że kobieta nigdy nie będzie go osądzać. Ojciec i tak nigdy go nie rozumiał, więc nawet nie próbował się z nim dogadać. Dobrze, że chociaż go akceptował i nie naciskał, żeby znalazł sobie żonę albo coś. Pierdolenie o policji mógł jeszcze znieść, ale w innym przypadku chyba by nie zdzierżył. 
— Co ty taki dziwny jesteś? — zapytała półszeptem, krojąc równo jakieś ciasto. Nie miał pojęcia, co to było, ale miało kilka warstw i dużą ilość kremu. Wyglądało smacznie. 
— Wydaje ci się — rzucił niby zwyczajnie, za co został obdarowany czujnym spojrzeniem Adrianny. — Oj bo Daniel mnie wkurza — mruknął wreszcie. 
— Mówiłam ci, żebyś go zostawił. On mi wygląda na takiego… — zamyśliła się. — Cholera, oglądałam coś ostatnio i tam było takie fajnie określenie na niego — dodała, zezłoszczona na swoją pamięć. — O! Już mam — rzuciła po paru sekundach. — Fuckboy. Tak, Daniel wygląda na takiego fuckboya — wyjaśniła, na co Kuba zrobił wielkie oczy.
— Mamo! — rzucił karcącym tonem. Zdecydowane dopatrywał się więcej plusów w posiadaniu młodej, wykształconej i energicznej matki… ale czasami potrafiła zwalić go z nóg i zawstydzić jak nikt inny. 
— No co, no co — mruknęła. 
— W sumie to już nie będzie problem, bo sam mnie rzucił…
— Znowu? — odezwała się ze skrzywieniem.
— Tym razem na dobre — zapewnił. — Nie pozwolę mu wrócić. Już mnie zmęczył — odparł pewnie, nie zdając sobie sprawy, że może dla niego to było już, ale dla wszystkich postronnych osób, które były świadkami tego osobliwego związku… to było bardziej dopiero
— Trzymam cię za słowo, kochanie — powiedziała stanowczo i dla podkreślenia swoich słów wycelowała w niego łyżeczką, którą akurat wzięła do ręki. 
Potem zabrali swoje desery i wrócili do salonu, tym razem rozsiadając się na kanapie i włączając jakiś durny program, z którego co chwilę chichotali. Ojciec zajadał swoją porcję przy stole i wrócił do czytania gazety, więc nawet nie zwracał uwagi na luźną pogawędkę między matką a synem. 
Popołudnie zleciało w ekspresowym tempie, przez co niedługo potem Kuba musiał się zbierać. Chciał jeszcze wieczorem skoczyć na basen, więc tym bardziej chciał dostać się wcześniej do swojego mieszkania. 
Kiedy już znalazł się w autobusie, wyciągnął słuchawki i puścił playlistę — jak to nazywał — spokojnych piosenek. Miał je zawsze pogrupowane w osobne foldery i słuchał konkretnych list w zależności od nastroju. Dzisiaj… a w zasadzie już od paru dni miał dosyć kiepski humor, więc padło na jakieś stonowane, melodyjne kawałki indierockowych kapel. 
Już go zaczynało mocno męczyć. Te… wyrzuty sumienia, poczucie bezradności i niezrozumienia. Męczyło go, że jego własny ojciec go nie znał, a koleś, do którego coś tam czuł, robił z niego notorycznie idiotę. I też go nie znał…
A może… może to wcale nie była ich kwestia, tylko tego, że sam nie wiedział, czego chciał? Bo czy naprawdę zamierzał być fizjoterapeutą? Niby studia były w porządku, praktyki mu się podobały i… niby mógłby to robić na co dzień, tyle że wcale serce mu jakoś mocniej nie biło, gdy to sobie wyobrażał. Byłby sobie takim zwyczajnym człowiekiem, na którego ludzie zwracaliby jedynie uwagę ze względu na wygląd. Niby dobrze było czuć się atrakcyjnym, ale czasami go to jedynie denerwowało. Tak jak teraz, kiedy przypadkiem dostrzegł, że jakaś dziewczyna siedząc dwa rzędy przed nim, odwracała się co chwilę i spoglądała na niego znacząco, posyłając mu jednoznaczne uśmiechy. 
Pewnie myślała, że był fajny, bo… był ładny. 
Ale on się tak nie czuł. Że jest fajny. Czuł się zwyczajny… trochę nijaki. A najgorsze było to, że w zasadzie nie wiedział, co mógłby zrobić, aby to odmienić. Nie wiedział, czego chciał. 
Przez złość wysiadł przystanek wcześniej, postanawiając resztę drogi do swojego bloku pokonać pieszo, maszerując przy tym dosyć energicznie. Gdy skupiał się na marszu, myśli nie spływały już do jego głowy jak szalone, a przez to poczuł jakąś namiastkę orzeźwienia. 
Ten stan nie trwał jednak długo, bo ledwie po paruset metrach, pojawił się on i kompletnie zaburzył mu cały rytm.
_______________

Jak mija Wam środa?
Igor to jednak gentleman, nie ma co. Wie, jak zdobyć serce kobiety. 
Myślicie, że Kuba powinien zostać policjantem? To znaczy, już wiecie, że z fizjoterapią mu się powiedzie, ale kto wie, co on robił przez te sześć lat przerwy między Sezonem na grilla a trzecim tomem Osobliwości. :D Może będzie próbował złapać Igora? :D
Tyle chyba ode mnie. Na razie! 

6 komentarzy:

  1. Oczywiście że z Igora gentelman! Nigdy w to nie wątpiłam :3 tylko ta jego sytuacja jest dosyć przykra :/
    I coś czuję, że Aldona jednak wpadnie szybciej niż Igor xD
    Solidaryzuje sie z Kubą. Mam to samo z profilem swojego Technikum i zero pomysłu na życie xD a więc Kuba ląduje na II miejscu mojego rankingu postaci :3
    Czekam do następnego i pozdrowienia!


    Saphira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawdopodobne, w końcu "ona wie lepiej". :D
      Ooo, fajnie, że Kuba ma już swoich zwolenników. Po występie Igora w Osobliwości wydawało mi się, że ciężko będzie mi przekonać do niego ludzi. :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. To, co zastanawia mnie najbardziej to to, czy zobaczymy tu Roberta? I wszytskie jego spotkania z Igorem? To jak na Roberta wpłynęło poznanie Igora wiemy, ale z drugiej strony? Ciekawe. To znaczy ja wiem, że Sezon na grilla dzieje się wcześniej niż Osobliwości ale jednak. Może w jakimś kolejnym tomie... XD A tak poza moimi rozkminami, to uwielbiam Igora coraz bardziej, jest tak świetną osobą, tak cudownie go wykreowałaś. To taka postać z krwi i kości. Podoba mi się jego relacja z Maciusiem, mam nadzieję że będzie go więcej, ale to oznacza że Aśka znowu nie spisze się jako matka, co z kolei jest smutne. Biedny dzieciaczek. :(
    Do następnej środy, no i do niedzieli, do Roberta. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy zobaczymy Roberta? Nie wiem - i to wcale nie dlatego, że nie chcę zdradzać fabuły, tylko serio nie wiem. :D W głowie mam mniej lub bardziej szczegółowy zarys historii, ale z doświadczenia wiem, że jeszcze wiele się pewnie zmieni. :) Powiem może tak: ktoś z Osobliwości się tu pojawi... ale czy będzie to ktoś z dwójki głównych bohaterów?
      Co do Igora i Maćka - niedawno pisałam ich wspólną scenę i wcale nie musiałam do tego upijać Aśki, także no... nie muszę jej w ten sposób wykorzystywać. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Gdy zaczynałam rozdział zastanawiałam się jal dojdzie do ponownego spotkania. A tu masz. Doszło. Strasznie jestem ciekawa jak to dalej rozwiniesz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś na pewno ich z powrotem postawię sobie na drodze :D
      Pozdrawiam!

      Usuń