26 września 2018

Sezon na grilla: Rozdział 7

Niejeden gej w otoczeniu

— No proszę! — usłyszeli w tym momencie krzyk. Kuba podniósł zaskoczony spojrzenie, a Igor się odwrócił. — Teraz ciebie posuwa?! — zapytał wrednie Daniel, podchodząc śmiało do Biedrzyckiego. Nie był trzeźwy. — Uważaj, bo sprzeda ci jakiegoś syfa! — poradził.
Kubie serce podeszło do gardła.
No kurwa, skoro chciał wrażeń… to się ich doczekał. 
— Nie znam się na handlu chorobami wenerycznymi, ale chętnie sprzedam wpierdol — odezwał się Igor, starając się utrzymać pozory względnego spokoju, choć nie za bardzo wiedział, co się właściwie dzieje. Co ten pizduś mu insynuował?! 
    — Weź spierdalaj, Daniel — jęknął Kuba, choć sam nie wierzył, aby jego prośba została pozytywnie rozpatrzona przez byłego. 
— Mnie się tak nie zostawia! — prychnął z wycelowanym w kierunku Krzykowskiego palcem. — Myślisz, że się na mnie wypniesz i będziesz bzykał się z innymi?! — dodał wściekle, a blondyn tylko ciężko odetchnął. — A ty się nie napalaj, zabawi się tobą i też cię zostawi — ostrzegł Igora, który jak do tej pory stał dzielnie, powstrzymując swoje mordercze instynkty, które obudziły się w nim w momencie, kiedy tylko Daniel otworzył usta. 
— Zaraz komuś stanie się krzywda — ostrzegł na pozór spokojnie Biedrzycki, spojrzawszy porozumiewawczo na Kubę. 
Tak, proszę, spuść mu wpierdol, pomyślał w duchu, już wyobrażając sobie, jak niebezpieczny kibol rozwiązuje jego problem natrętnego, byłego faceta. Niestety wiedział, że nie może powiedzieć tego na głos. 
— Daniel, serio, idź stąd — powiedział niemal błagalnym tonem i ruszył w stronę chłopaka, a po chwili zaczął go znacząco pchać w kierunku, z którego tamten przybył. Może i Igor załatwiłby sprawę raz, a dobrze… ale nie mógł się nim wyręczać w tej sytuacji. Nie pozwalała mu na to duma. 
— Żebyś mógł zabawiać się z tym fagasem? — krzyknął wymownie, upewniając się, że Igor go usłyszy. 
I usłyszał…
— Wiesz, co robię z takimi jak ty?! — warknął wściekle najniższy chłopak i błyskawicznie znalazł się z powrotem przy dwójce pozostałych. Zaalarmowany Kuba stanął mu na drodze, bo mimo wszystko nie chciał, żeby doszło do rękoczynów. Jasne, tak byłoby najprościej… bo i kibol by się wyżył, i Daniel dostałby to, na co zasłużył, i problem Krzykowskiego by się rozwiązał. — Najpierw bym ci porządnie przyjebał, żebyś zamknął mordę, a kiedy byś się ocknął, byłbyś przywiązany nago do drzewa gdzieś po środku niczego, a ja w międzyczasie przewiercałbym ci kolana. Potem osmaliłbym ci żywcem włosy… — zaczął zdradzać brutalny plan. Daniel z sekundy na sekundę robił co raz większe oczy, a Kuba tylko mrugał zdezorientowany. — Na koniec, jakbyś przeżył, wsadziłbym ci w nagrodę w dupę jakąś naostrzoną dzidę, bo pewnie tak lubisz — zakończył drastycznie, wywołując po swojej wypowiedzi ciszę.
— To… albo się odsuniesz, a ja zajmę się swoim problemem, okej? — zaproponował alternatywę Kuba. Groźba drakońskich tortur, jakie ze szczegółami opisał Biedrzycki, nie wywarła na nim wrażenia. Poczuł zaintrygowanie, że ten tak dużo i składnie mówił. Ale to nie było ważne, bo jego słowa miały wpłynąć na Daniela… i w tym wypadku spełniły swoje zadanie, bo chłopak zamarł w bezruchu i już się nie odezwał.
— Jak usłyszę choć jeszcze jedno słowo, obydwaj pożałujecie, że kiedykolwiek stanęliście mi na drodze — warknął ostatecznie Biedrzycki, odchodząc z zadartą głową na bok. Pewnie, że mógłby spuścić srogie lanie tej namiastce faceta… tylko po co? Przecież to było oczywiste, że to byłaby gra do jednej bramki, a Igora nie satysfakcjonowały nierówne pojedynki. Poza tym, przyszedł tu w innym celu. Postanowił, że da ostatnią szansę blondynowi i dopiero w razie jego ewentualnej porażki wymierzy sprawiedliwość.
— Może nie wygląda, ale naprawdę jest nieobliczalny. Po prostu zniknij, dopóki nie jest za późno — poprosił Kuba, siłując się na śmiertelnie poważny ton… choć po minie Daniela widział, że Biedrzycki przeraził go nie na żarty.
— Jeszcze z tobą nie skończyłem — syknął jeszcze, jednak na tyle cicho, by najniższy z ich trójki go nie usłyszał. 
— Tak, jasne, załatwisz to kiedy indziej — rzucił na odczepnego blondyn. — A teraz serio, wypierdalaj stąd — dodał i sugestywnie odepchnął Daniela. Ten spróbował jeszcze obdarować go jakimś groźnym spojrzeniem, ale był tak przestraszony, że efekt końcowy wyglądał po prostu komicznie.
Krzykowski upewnił się, że Daniel faktycznie odchodzi, a potem wywrócił oczami i ruszył z powrotem w kierunku Igora.
— Więc… rozmawialiśmy o kwiatach w ramach podziękowań — zaczął wymownie, licząc, że jakimś cudem brunet grzecznie przemilczy scenę, jakiej właśnie był świadkiem i dokończą… właściwie Kuba nie miał pojęcia, po co Igor do niego przyszedł.
— Nie wydaje mi się — odpowiedział sugestywnie Biedrzycki.
— Poszedł sobie, nie stanowi dla ciebie żadnego zagrożenia, za to ja nadal nie wiem, co tu robisz — spróbował ponownie sprytnie zmienić temat… ale już po minie Igora dostrzegł, że to nie będzie takie proste.
— Jesteś pedałem? — zapytał wprost, krzyżując przedramiona na piersi. Jego głos nic nie wyrażał.
— Gejem, tak — poprawił zirytowany Krzykowski. — Masz z tym jakiś problem? — dodał prowokacyjnie, spinając wszystkie mięśnie. Coś mu podpowiadało, że ta sytuacja zaraz nieprzyjemnie eskaluje… jakby do tej pory była przyjemna. 
Igor za to nawet nie drgnął, tylko patrzył prosto w oczy Kuby niewzruszony.
— Zastanowię się i dam ci znać — odpowiedział spokojnie, na co blondyn zamrugał głupio. Niby już powinien się przyzwyczaić do takich odpowiedzi Biedrzyckiego, ale po prostu nie potrafił. Kiedy już myślał, że ten go nie zaskoczy jakąś totalnie nieadekwatną reakcją, Igor za każdym razem udowadniał, że jego irracjonalność nie ma końca. 
— Zastanowisz się? — powtórzył dla upewnienia. No bo co to w ogóle oznaczało? Nad czym tu się było zastanawiać? Albo miał z tym problem, albo nie miał. Albo był homofobem, albo nie, do cholery!
— Posłuchaj… — zaczął dyplomatycznie Igor. — Nie obchodzi mnie, gdzie wsadzasz swojego kutasa, tak długo, jak nie zaszkodzi to moim interesom — dodał, na co Kuba od razu mu się wciął.
— Jakim twoim interesom? Myślisz, że obchodzi mnie twoje zdanie? — fuknął obruszony. No ten koleś był bezczelny! 
— Nie obchodzi mnie, czy ciebie to obchodzi — odpowiedział kuriozalnie. — Przyszedłem ci tylko powiedzieć, żebyś się nie wychylał i nie robił niczego głupiego, bo prawdopodobnie mi się jeszcze przydasz — stwierdził zuchwale.
— Ach tak — mruknął sarkastycznie Kuba. —  Bardzo wygodne — sarknął jeszcze. — Jesteś aż tak naiwny, wierząc, że zrobiłem to, co mi kazałeś, dlatego że mnie przestraszyłeś? — zapytał retorycznie. — Zrobiłem to, bo chciałem — dodał dobitnie. — Nie możesz mi nic kazać — dodał jeszcze pysznie. — Może przyzwyczaiłeś się do tego, że wszyscy się ciebie boją — zgadł — ale nie ja.
Przez twarz Igora przebiegł grymas zaskoczenia, ale był ledwie uchwytny. Potem niespodziewanie złapał Kubę za kark i pociągnął go w dół tak, że zetknął ich czoła. 
— Zrobisz wszystko, co ci każę — stwierdził bezwzględnie. — Tylko jeszcze o tym nie wiesz — dodał pewnie, po czym puścił Krzykowskiego, który oczywiście obdarował go zdeterminowanym spojrzeniem, chcąc pokazać, że wcale się nie boi… choć w rzeczywistości przebiegł go nieprzyjemny dreszcz. Igor znowu mógł zareagować jakkolwiek. Mógł mu przywalić, rzucić kolejną groźbą czy głupim komentarzem — co zdaniem Kuby zdradziłoby, że Igor przegrał i zrozumiał, że nie ma nad nim władzy. Jednak jego reakcja wyrażała kompletnie inne przekonanie. Jego niepokojący spokój i ta specyficzna stanowczość sprawiły, że to raczej Krzykowski poczuł, jakby to on przegrał tę dyskusję. — Jak jeszcze raz spotkam tę pizdę, to obydwaj pożałujecie — dodał jeszcze, totalnie zmieniając ton na zimny i bezwzględny, a potem jak gdyby nigdy nic sobie poszedł.
Blondyn jedynie odetchnął głęboko. Zaczęło do niego docierać, że wpakował się w prawdziwe bagno… i co gorsze, przestawało mu się podobać. Może i do tej pory żył stabilnie, rutynowo czy wręcz monotonnie, to jednak mimo wszystko miał ten spokój ducha, który pozwalał mu spokojnie zasypiać w nocy. Teraz minęło zaledwie kilkadziesiąt godzin od jego wybryku… i już powoli zaczynał żałować tej decyzji. 
I to nawet nie dlatego, że wiedział, że spotka go coś złego… tylko dlatego, że nie miał pojęcia, co to będzie. 
***
24 października 2016
Tak cholernie się cieszył, że w poniedziałki miał na dziewiątą. W ten sposób mógł uniknąć zamieszania, jakie zawsze panowało przed ósmą oraz znajomych z pracy, którzy z pewnością nie przeszliby obojętnie obok tego, że miał limo pod okiem. Oczywiście wiedział, że kiedy tylko skończy pierwszą lekcję i pójdzie na przerwie do pokoju nauczycielskiego, to nie ucieknie od dwuznacznych spojrzeń i komentarzy, ale przyjście tę godzinę później dawało mu poczucie, że nie jest rzucany na głęboką wodę i nie będzie się musiał tłumaczyć, jak tylko postawi stopę na terenie szkoły. Mimo wszystko, kiedy przekraczał jej próg, nasunął swoją czapkę baseballówkę z logiem ukochanego Manchesteru City bardziej na czoło, chcąc pozornie zakryć swój stan.
Nie chodziło o to, że wstydził się sińca. Każdemu mogło się zdarzyć i nawet on zamierzał tłumaczyć się jakimś niefortunnym wypadkiem… tyle tylko, że każdy i tak będzie wiedział, skąd rzeczywiście wzięło się limo. Był dumnym kibicem i wszyscy wiedzieli, jak bardzo kochał swój klub, i że co weekend jest obecny na meczu. Każdy też z pewnością wiedział o wczorajszym incydencie na stadionie. Cóż… każdy pewnie zatem połączył kropki. 
— Dobry mecz był wczoraj… szkoda tylko, że daliśmy dupy na koniec — powiedział niby niewinnie jeden z uczniów, kiedy podczas zbiórki mężczyzna zapisywał temat lekcji w dzienniku. Mruknął coś niewyraźnie pod nosem w odpowiedzi, udając, że nie zrozumiał aluzji.
— Kamil, poprowadź rozgrzewkę, a potem pogracie w kosza — zarządził, stwierdzając, że w ten sposób będzie musiał wchodzić jak najmniej w interakcję z podopiecznymi.
Było mu trochę wstyd. Chciał walczyć z tym stereotypem kibica-idioty i pokazać, że angażowanie się w życie klubu, to pasja jak każda inna. W końcu był młody, wykształcony i uczył wychowania fizycznego w jednym z najlepszych liceów w Białymstoku. Do tego był trenerem szkolnej drużyny piłki nożnej. Ba! Z jego polecenia nawet dwóch chłopaków grało obecnie w młodzieżowej drużynie miejscowego giganta z pierwszej ligi. 
Niestety blizny wojenne skutecznie uniemożliwiały mu prezentowanie upragnionego stanowiska. Zapewne nawet dostanie potem reprymendę od dyrektora, że przejawia postawę sprzeczną ze statutem szkoły. Ale nie dbał o to. Przecież nie mógł stchórzyć, kiedy ultrasi ze stolicy wbiegli na murawę i chcieli zhańbić honor jego klubu! Walczył dzielnie, choć niestety oberwał. Tyle było dobrego, że udało mu się wymsknąć przed policją. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby wylądował na dołku. Może nawet straciłby robotę.
— Masz jaja, Redecki — usłyszał od Pawła Sikorskiego, który podobnie jak on był nauczycielem wychowania fizycznego. — Chodzić na ultrę i napieprzać się z kibolami jednego dnia, by kolejnego przyjść do roboty i udawać, że nic się nie stało — zażartował. 
— Przecież nic się nie stało — przytaknął niewinnie. 
— Powiedz szczerze, nie boisz się, że cię wypierdolą przez tę chuligankę? — szepnął do niego konspiracyjnie starszy mężczyzna, uważając, aby nikt nieautoryzowany nie usłyszał jego przekleństwa.
Hubert powstrzymał się od nieeleganckiego parsknięcia pod nosem, zamknął znacząco dziennik i z pokerową miną tylko pokręcił głową. Starał się doceniać starania starszego kolegi, który chyba chciał brzmieć nowocześnie i w temacie, choć w rzeczywistości brzmiał po prostu karykaturalnie. Nie zamierzał mu jednak tłumaczyć, że ultrasi i kibole to dwa różne obozy, a on nie miał nic wspólnego z tymi degeneratami, którzy głównie gnieździli się na Dziesięcinach. 
Paweł westchnął, poklepał go po ramieniu i mamrocząc coś pod nosem poszedł  na swoją połowę hali, gdzie prowadził zajęcia w żeńskiej części klasy, a Hubert polecił dwóm chłopakom, aby skoczyli do kantorka po piłkę i znaczniki, a potem nakazał podział na drużyny. Sam usiadł na niskiej ławeczce pod drabinkami, przyglądając się początkowo z lekkim znudzeniem na poczynania swoich uczniów. 
Kiedy dostrzegł, że ci radzą sobie świetnie bez jego asysty, sięgnął do kieszeni po telefon i zaczął w nim przeglądać wszystkie fanowskie strony, aby zdobyć bieżące informacje odnośnie swojego klubu i ostatniego zajścia. Od soboty już nieco ucichło o zamieszkach na stadionie, a raczej nie podawano już żadnych nowych wiadomości.
Wahał się chwilę przed kolejnym krokiem i już miał chować telefon, bo logowanie się do gejowskiej aplikacji w miejscu pracy było nieco ryzykowne. Rozejrzał się jednak wcześniej i zorientował się, że absolutnie nikt nie był nim zainteresowany, włączając w to chłopaka, który siedział ze dwa metry od niego, a który nie ćwiczył, bo miał skręconą kostkę. 
Z łomoczącym sercem kliknął w czarno-żółtą ikonkę, a potem w wiadomości. Zagryzł wargę, widząc, że Kuba do niego napisał, narzekając, że musiał się przeziębić, bo obudził się tego ranka z katarem. Odpisał mu coś prowokującego w stylu, że może przyjść i go rozgrzać, choć wiedział, że to tylko taka gra i blondyn nawet nie weźmie tego na poważnie.                                
Nikt z jego otoczenia nie miał zielonego pojęcia, że wolał facetów i wolał, aby tak zostało. Był nauczycielem, pracował głównie z chłopakami, często jeszcze nieletnimi i był dumnym kibicem. Gdyby tylko wydało się, jakie ma preferencje seksualne… byłby skończony.
Ale Kuba kusił… Postanowił, że wykorzysta swoje pięć minut, kiedy ten zjawiskowy blondyn przejawia jeszcze nim zainteresowanie. Domyślał się, że te w końcu minie, bo przecież nawet nie wiedział, jak Redecki wyglądał. Niestety wysłanie mu zdjęcia było zbyt ryzykowne. Co prawda Kuba dopominał się co jakiś czas, ale Hubert tłumaczył mu zgodnie z prawdą, że woli pozostać anonimowy. 
Zawiesił się na kilka chwil. Wzdrygnął się zatem, kiedy poczuł, jak telefon zawibrował mu w dłoni. Kiedy przeczytał kolejną wiadomość od Kuby, poczuł, jak oblewa go fala gorąca.
heartbeat93: „To przyjdź i mnie rozgrzej :)” — odpisał, co w głowie Huberta zabrzmiało perwersyjnie. 
Czy miał ochotę iść i go rozgrzać? Kurwa, ten koleś był tak zniewalający, że musiałby być idiotą, aby o nim nie fantazjować. Nawet na początku wątpił w autentyczność fotek blondyna i podejrzewał, że to jakiś randomowy model i Kuba ukradł jego zdjęcia z internetu… ale przetestował go, bo któregoś dnia sprowokował go i kazał wysłać sobie zdjęcie z książką do kinezyterapii, bo chłopak twierdził, że uczył się do kolokwium. Był to osobliwy rekwizyt, który ciężko było na szybko przerobić w Photoshopie, a Kuba wysłał mu zdjęcie po parunastu sekundach. 
Zajebiście chciał zobaczyć go na żywo. Ale to było zbyt wielkie ryzyko. Gdyby tylko się wydało…
… ale czy z drugiej strony całe życie zamierzał odmawiać sobie randek?
Przecież jemu też się coś należało od życia. 
***
Uśmiechnął się pod nosem, widząc przed sobą porcję pieczonych frytek i dorodnego kotleta z piersi kurczaka. 
— Jest nawet piwo w lodówce, jak chcesz — usłyszał.
— Skąd? — Zdziwił się. Wiedział, że matka raczej nie miała tendencji, aby zostawiać alkohol samotnie, Daga nie piła, a Aldona nie była jeszcze na tyle bezczelna, żeby w wieku szesnastu lat zostawiać perfidnie piwo w lodówce. Ryzykowałaby w ten sposób… że matka je wypije.
— Ten Leszek zostawił w sobotę — wytłumaczyła dziewczyna.
— Leszek? A nie Marek? Może mi się pojebało… — mruknął, sięgając palcami po frytkę. Jedzenie ich widelcem wydawało mu się jakieś takie przesadnie górnolotne i zabierało więcej czasu.
— Nie pomieszało ci się — odpowiedziała spokojnie, parafrazując przekleństwo brata. — Marek też był, ale od dwóch tygodni jest Leszek — sprecyzowała. 
— Ta to ma rozmach — parsknął pod nosem, wcale nie zaskoczony postawą nadmiernie kochliwej matki. — A gdzie moja druga, ukochana siostra? — spytał sarkastycznie, celowo podnosząc głos. 
— Jest u… — zaczęła Dagmara, ale przerwał jej krzyk.
— Gówno cię to obchodzi! — odkrzyknęła zainteresowana dziewczyna zza zamkniętych drzwi. Dzieliła pokój z Dagmarą. Kiedy Igor się wyprowadził, teoretycznie któraś z jego sióstr powinna zająć jego pokój… jednak przejęła go matka — która wcześniej spała na starej wersalce w jadalnio-salonie z aneksem kuchennym — która chętnie przyprowadzała swoich kochanków.
— Dalej się gniewasz za te rozstępy?! — odkrzyknął prowokacyjnie. 
— To cellulit, ty idioto! — odkrzyknęła ponownie jeszcze wścieklej, co przyprawiło Dagmarę o chichot.
— A ty jak tam? Masz jeszcze kasę? — Igor skupił się z powrotem na drugiej dziewczynie, która obdarowała go obiadem. Czasami zastanawiał się, jakim cudem ona była normalna, kiedy siedziała na co dzień w tym domu wariatów. Zawsze schludnie się ubierała, była czysta, dbała o porządek w domu, czasami gotowała, zajmowała się rachunkami i jeszcze chodziła do szkoły, gdzie całkiem dobrze jej szło. Co prawda Biedrzycki zawsze upewniał się, że wszelkie pieniądze z zasiłku trafią właśnie w jej ręce, a nie matki czy Aldony, a kiedy dziewczyna nie radziła sobie z jakimś kryzysem, które zazwyczaj dotyczyły nadmiernie panoszących się kochanków matki, sam interweniował i dawał domownikom do zrozumienia, że nie będą mu podskakiwać. 
— Tak, spokojnie mi wystarczy — odpowiedziała z przekonaniem i w końcu wyciągnęła dla swojego brata piwo z lodówki, po czym zagryzła wargę z zawahaniem, kiedy z powrotem usiadła naprzeciwko niego. — Mam nadzieję, że tamci wyglądają gorzej — dodała ciszej, na co Igor na moment znieruchomiał i podniósł na nią wzrok.
— Ja w porównaniu mam tylko parę zadrapań — odparł znacząco, na co dziewczyna zachichotała, od razu przypominając sobie sytuację sprzed dwóch czy trzech lat, kiedy po jakiejś ustawce jej brat złamał rękę, a przez telefon oświadczył jej… że to tylko zadrapanie. 
— A jak mózg by ci wypływał uszami, to też powiedziałbyś, że to tylko zadrapanie? — odbiła sprytnie.
— Jemu nie miałoby co wypływać — powiedziała wrednie Aldona, która zjawiła się w pomieszczeniu znikąd i ukradła kilka frytek z talerza Igora. 
— Nie martw się, to u nas rodzinne — odgryzł się, za co dziewczyna fuknęła pod nosem. 
— Jest jeszcze trochę? — zapytała dla odmiany Dagmary. Co prawda odchudzała się, ale te frytki na talerzu Igora wyglądały tak apetycznie.
— Tak, akurat dla ciebie zostało, nałóż sobie — odpowiedziała jej siostra.
Przez kolejne kilkanaście minut rodzeństwo konsumowało obiad, przy czym Aldona nie szczędziła zgryźliwych komentarzy w stronę Igora… i on wcale nie pozostawał jej dłużny. Po obiedzie Dagmara wpadła na pomysł, żeby pograli w „Eurobiznes”, którego plansza ledwie trzymała się w jednym kawałku, a po czterdziestu minutach rozgrywki, gdy Aldona zaczęła z kretesem przegrywać, oskarżyła brata o jakieś nieczyste zagrania. Ten ją oczywiście wyśmiał, więc brunetka obdarowała go kilkoma soczystymi i niezbyt pochlebnymi epitetami, a potem zamknęła się w pokoju.
Igor z Dagmarą kontynuowali jeszcze przez chwilę, chcąc wyłonić zwycięzcę. 
— Zrobimy tak — zaczął dyplomatycznym tonem Biedrzycki, kiedy stanął swoim pionkiem na terytorium dziewczyny. To był ten moment, kiedy zaczął przegrywać. — Ty przymkniesz oko, to i ja przymknę oko, jak staniesz na którymś z moich królestw — zakończył podniośle, choć Dagmara patrzyła na niego z politowaniem. Obecnie Igor miał znacznie mniejsze wpływy i taka transakcja nic jej nie dawała. 
— Hmm… nie — odpowiedziała po chwili, kiedy udawała, że się zastanawia.
— To co powiesz na taką wymianę… — spróbował znowu negocjować.
— Płać albo się poddaj — zarządziła twardo, przerywając mu.
— Hej, ja tu tylko grzecznie przedstawiam alternatywy — stwierdził obronnie, odwlekając moment przekazania zabawkowych pieniędzy siostrze.
— Po prostu pipa z ciebie i boisz się przegrać — wjechała mu na ambicję, zgrabnie pomijając przekleństwo, które cisnęło jej się na usta.
Igor zamilkł na chwilę, marszcząc brwi. To stwierdzenie siostry o czymś mu przypomniało.
— Czy ja wyglądam jak pedał? — zapytał wreszcie niespodziewanie, nieco pretensjonalnym tonem, co zostało źle zinterpretowane przez dziewczynę, bo zaczęła się szybko tłumaczyć.
— Nie no, żartowałam tylko, wiesz przecież, że… 
— No serio pytam — przerwał jej, przez co dla odmiany zaniemówiła.
— Eee… wiesz, raczej nie da się tak po prostu powiedzieć, że ktoś jest gejem — uznała. 
Igor już chciał tej tezie zaprzeczyć, bo przecież ten śmieszny Damian, Dawid… Daniel… czy jak mu tam było, wyglądał jak stereotypowa ciota, więc stwierdzenie siostry musiało być błędne i Igor był przekonany, że każdą ciotę da się wyczuć z kilometra, ale wtedy przypomniał sobie Kubę. On nie… on nie wyglądał jak ciota. A przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Na pewno by go o to nie podejrzewał. Zresztą… zdał sobie sprawę, że w życiu nie rozmyślał o homoseksualistach. Czasem tam się wyzywali z kumplami na żarty, ale nigdy nie poddawał tego analizie. Jak słyszał coś przelotem o gejach, to raczej w negatywnym kontekście.
— Znasz jakiegoś? — zaciekawił się.
— Hmm… mój kumpel z koła chemicznego jest gejem i wcale nie wygląda. W sensie jest normalny i nie ujawnił się nawet. Dowiedziałem się przez przypadek i w sumie tak się zakumplowaliśmy, bo on myślał, że go wydam czy coś… — zaczęła tłumaczyć ze śmiechem, przypominając sobie o swoim koledze, kiedy coś innego przykuło jej uwagę. — Dlaczego w ogóle o to pytasz? Ty jakiegoś znasz?
— Po prostu dowiedziałem się, że pewna osoba jest ciotą, a wcale jej o to nie podejrzewałem — rzucił pobieżnie, czując się trochę dziwnie podczas tej rozmowy. Z drugiej strony, Dagmara chyba była jedyną osobą, przed którą nie musiał bez przerwy cwaniaczyć i mącić. Ufał jej. 
— Założę się, że pewnie masz w swoim otoczeniu jeszcze niejednego geja i nawet nie masz o tym pojęcia — rzuciła z sarknięciem, co jeszcze bardziej zaalarmowało Igora. W jego otoczeniu nie było ciot. Wiedziałby przecież! 
— Niby skąd to możesz wiedzieć? 
— Wyobraź sobie, że jesteś gejem — zaczęła, a jemu przebiegł zimny dreszcz po plecach. — A… może jesteś? — zapytała jeszcze, wtrąciwszy, na co Igor zrobił oburzoną minę.
— Pojebało cię? Oczywiście, że nie! — zaprzeczył szybko.
— No nieważne, ale wyobraź sobie, że jesteś. Powiedziałbyś o tym kumplom? 
— Za chuja — sarknął.
— Czemu?
— Bo… wszyscy by się ode mnie odwrócili — wydedukował w końcu, a potem przeklął w myślach. Kurwa, teraz będzie się bez przerwy zastanawiał, czy któryś z jego kumpli jest pedałem. Kabanos raczej nie, bo on co weekend wyrywał inną dupę. Matryca miał narzeczoną, Gustaw też lubił iść w tango… Borysa za to nie widział od wieków z żadną laską.
Przeklął w myślach jeszcze bardziej szpetnie, wiedząc, że teraz będzie się obsesyjnie zastanawiał nad tym, czy jego najlepszy przyjaciel i szef zarazem nie jest przypadkiem… pedałem. Aż się skrzywił na tę myśl.
Pierdolony Kuba! To wszystko była jego wina! 
— To co z tym kolesiem? To jakiś twój dobry kumpel? — Dagmara wyrwała go z zamyślenia. 
— To nie jest mój kumpel — zasępił się. — Po prostu… robię z nim interesy i zastanawiam się, czy ta informacja bardziej mi przeszkodzi, czy pomoże — dodał, wzruszając ramionami.
— Nuda… — jęknęła zawiedziona. — A już myślałam, że to coś bardziej szlachetnego i że chcesz mu jakoś pomóc — doprecyzowała, na co Igor obdarował ją spojrzeniem pełnym politowania.
— Już mu pomogłem — odpowiedział wreszcie i uniósł sugestywnie pięść.
— No wiesz co? Pobiłeś geja? — zapytała z pretensją, a Igor znowu się zamyślił.
Nie patrzył na to w ten sposób. Nie pobił tylko syna policjanta, który go nienawidził, ale pobił syna policjanta, który był gejem. Ciekawe czy jego ojciec wiedział. Może to była jakaś karta przetargowa i mógłby go tym zaszantażować? 
— Obiecuję, że następnym razem, nim poczęstuję kogoś gongiem, to wcześniej grzecznie zapytam, czy lubi w dupę — odpowiedział cynicznie. 
Dagmara znowu posłała mu osobliwe spojrzenie i już miała przypominać, żeby jej nie zagadywał, tylko płacił swój dług w grze, kiedy rozdzwonił się telefon chłopaka. 
Spojrzał krótko na wyświetlacz i odebrał.
— Od razu mówię, że jestem w stanie upojenia alkoholowego, to wszystko przez Dagmarę, i nie mogę cię zastąpić za barem. Złamałbym wtedy kodeks pracy i… — zaczął nawijać, bojąc się, że Borys faktycznie może dzwonić do niego z dyspozycją, aby postał chwilę za barem, kiedy ten będzie załatwiał jakieś swoje interesy. Jednak Antoniuk mu przerwał.
— Jak bardzo pijany jesteś? 
— To zależy od tego, czego chcesz — uznał dyplomatycznie, stwierdzając, że w razie czego zełga, że jest tak bardzo pijany, aż nie może chodzić. Co prawda po głosie było słychać co innego, ale chodziło mu tylko o to, aby Borys załapał aluzję.
— Oj nie pierdol, tylko przyjdź. Jest sprawa do ogarnięcia. Mam pewne info, które pomoże nam dojść do tego skurwiela, który nas wsypał — wytłumaczył mężczyzna, a z jego tonu głosu można było odczytać, że był zdenerwowany. 
— Będę za kwadrans — odpowiedział normalnie Igor, po czym się rozłączył. Nie było już sensu wdawać się w dalszą dyskusję, bo tylko rozwścieczyłby Borysa, a poza tym, sam cholernie chciał wiedzieć, kto im pokrzyżował plany i… dać tej osobie nauczkę. — Och jaka szkoda, że nie dowiemy się, kto wygrał — powiedział z udawanym przejęciem do siostry, kiedy okazało się, że nadal nie zdążył spłacić swojego długu, a przez to nie zdążył zbankrutować. 
— Następnym razem zaczynasz na minusie! — zagroziła, dając mu do zrozumienia, że nie pozwoli mu na takie oszukaństwo. 
— To wszystko wina Aldony — powiedział pozornie bez sensu, bo zauważył, jak jego druga siostra wychodzi ponownie z pokoju. Wiedział, że takim stwierdzeniem wywoła u niej skok ciśnienia… a nie potrafił nic na to poradzić, że uwielbiał się z nią droczyć.
— Co moja wina?! — wrzasnęła zgodnie z oczekiwaniami. — Weź się zajmij sobą lepiej! 
— Po prostu. To twoja wina — powtórzył jeszcze raz, przez co w nastolatce aż się zagotowało.
— Weź się pierdol! — krzyknęła. 
— Oj weź, Aldona, nie widzisz, że tylko cię podpuszcza? — Dagmara spróbowała załagodzić sytuację. 
— Co Aldona? To on bez przerwy ma tylko jakieś problemy! — Znowu się uniosła, na co Igor tylko wyszczerzył się drapieżnie i po chwili opuścił niezauważony mieszkanie. Trochę mu było szkoda, że zostawił rozhisteryzowaną Aldonę na głowie Dagmary, ale mimo wszystko odczuwał dziwną satysfakcję z wyprowadzenia z równowagi najmłodszej z rodzeństwa Biedrzyckich. 
Jako że było dosyć chłodno, tempo jego marszu było w miarę szybkie, więc po niecałych piętnastu minutach dotarł do baru Borysa. 
— Na czym stoimy? — zapytał od razu, upewniając się, że nie ma nikogo w pobliżu, kto mógłby podsłuchać ich rozmowę.
— Wyobraź sobie, że wychujała nas gówniarzeria — zaczął konspiracyjnie Borys.
— To znaczy? — spytał Igor, marszcząc brwi.
— Brat tego Pietrka z Antoniuka chodzi do liceum i tam się podobno pochwalił przed kolegami, że brat zabiera go na ustawkę z Warszawą — zdradził. — Usłyszał go rzekomo jakiś inny gówniarz, któremu podobno bliżej do ultry niż do nas i nas podjebał — sprecyzował. — Musisz się dowiedzieć, kto dokładnie — powiedział stanowczo, dając Igorowi do zrozumienia, że to specjalne zadanie.
— Dużo w tej historii „rzekomo” i „podobno” — parsknął Biedrzycki. 
— Działałeś na jeszcze bardziej szczątkowych informacjach — zauważył sprytnie Antoniuk, chcąc wjechać na ambicję chłopakowi.
— Czyli w sumie mam dowiedzieć się niemożliwego, jasne, da się zrobić — uznał sarkastycznie.
— Przynajmniej wiesz, z której strony zacząć — dodał na pocieszenie.
Igor tylko westchnął, już przeczuwając, że to nie będzie łatwe zadanie. Tak jak oni dbali o swoje interesy, starając się, aby nic nie wyszło poza ich ekipę — co jak widać nie zawsze im się udawało — tak i ultrasi mieli swój własny krąg, w którym nie tolerowali intruzów. A już na pewno nie tolerowali w nim osób z najbliższego otoczenia Borysa. Igor z pewnością do takich osób się zaliczał. 
Znowu musiał coś wykombinować.
Może jednak powinien iść dla hecy do policji? Tam przynajmniej za pozyskiwanie informacji by mu płacili czymś więcej niż wdzięcznością. I mógłby bezkarnie pałować jakichś cweli. 
_________________

Daniel przeżył. Przynajmniej na razie. Póki co Igor go tylko delikatnie postraszył. I potem nawet Kubę.
Tak czy inaczej, widać, że ma plany wobec Kuby i tak łatwo nie pozwoli mu się z tej relacji wymsknąć.
No i poznajcie Huberta, czy tam obywatela89. Trochę tu pobędzie i wprowadzi lekki nieład, także warto poświęcić mu chwilkę.
A teraz małe ogłoszenie: w niedzielę (30.09) swój finał będzie mieć Osobliwość i zostanie do opublikowania tylko krótki epilog. Z racji tego, że nie ma sensu, aby czekać na niego aż tydzień, pojawi się w środę (03.10), a to oznacza, że Sezon na grilla przeskoczy automatycznie na niedzielę (07.10) i od tego momentu będzie stale w niedziele publikowany. To też oznacza, że kolejny rozdział pojawi się nie za tydzień, a za półtora, no ale to chyba nie jest aż taka tragedia. :D
Do niedzieli zatem. :)

6 komentarzy:

  1. To jest gigantyczna tragedia. ;)
    Igor się dowiedział, że Kubuś jest gejem i nie wygląda jakby go to aż tak bardzo obeszło. Czyżby też był gejem ale jeszcze o tym nie wiedział? xD Albo chociaż bi? No nie wiem nie wiem. No i Igor ma świetną rodzinkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obeszło go to, bo przecież musi to sobie "przemyśleć". On wszystko musi przemyśleć. :D
      Z pewnością jego rodzinka jeszcze się pojawi. ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Fajne sceny i super rozdział. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest gigantyczna tragedia O MÓJ BOŻE jak ja to wytrzymam. :((

    OdpowiedzUsuń