1 grudnia 2019

Francuski piesek: Rozdział 10

Albo ostro, albo wcale

2 maja 2018
Miał wiele powodów, żeby się denerwować i kwestionować sens tego wyjazdu. Jego głowa była przepełniona wątpliwościami i co gorsze, jedyna osoba, która mogła je rozwiać, nie była zbyt pomocna. Mimo wszystko jego upór i ciekawość wzięły nad nim górę i zdecydował, że nie może przepuścić takiej okazji. Przecież właśnie tego chciał — żeby Oliwier choć odrobinę uchylił mu drzwi do swojego świata. Cóż, niekoniecznie spodziewał się, że jego kochanek zamiast uchylać drzwi, wjedzie w nie z buta i wywali z futryną. Marcin raczej liczył na jakąś bardziej otwartą rozmowę, gdzie poznałby trochę bliżej drugiego mężczyznę, ewentualnie wyjście na jakąś kolację z jego znajomymi… a Francuz zabrał go na
cały tydzień do odciętej od świata wioski na Mazurach i to w dodatku w towarzystwie swoich przyjaciół. To było dużo do przełknięcia na raz, ale Sokołowski postanowił się nie zrażać. Co prawda na samym początku stres zjadał go żywcem, ale chyba całkiem dobrze wychodziło mu udawanie, że absolutnie wszystko jest w porządku. Powtarzał sobie, że musi po prostu troszeczkę przeczekać i dać sobie czas na aklimatyzację.
Zadziałało. Minęło dwa dni odkąd tu byli i Marcin czuł się wręcz jak członek rodziny Armińskich. Nie miał pojęcia, o co z nimi dokładnie chodziło, ale nie zamierzał nawet ukrywać, że po prostu zaczął ich uwielbiać. Aż mu było głupio, kiedy przypominał sobie, jak jakiś czas temu coś się w nim gotowało na dźwięk imienia „Marcel”. Ale to wszystko była wina Oliwiera! Mógł się zachować jak człowiek i po prostu mu wytłumaczyć, że Armiński to jego przyjaciel, że znają się od dwóch dekad, że razem trenują i są jak bracia. Oczywiście Francuz w odpowiedzi na każde pytanie patrzył na niego jak na idiotę i jak miał dobry dzień, to po prostu olewał Marcina, a jak miał zły, to fuczał, że to on jest od przesłuchiwania. 
Tak czy inaczej, teraz dermatolog już wiedział, że Marcel był po prostu przyjacielem i absolutnie nikim więcej. On i Alicja zdawali się być parą rodem z komedii romantycznej, która zawsze była zgodna, nigdy się nie kłóciła i bez problemu rozwiązywała każdy napotkany problem. 
W takiej atmosferze bardzo łatwo było poczuć się jak w domu i zapomnieć, jaki był cel tego wyjazdu. Jednak byli tu już trzeci dzień i Marcin, oprócz cieszenia się urlopem, obserwował uważnie swojego kochanka. Ten bez przerwy dogryzał Weronice, wymieniał mniej lub bardziej złośliwe żarty z Alicją, grał w jakieś głupie gierki z dzieciakami, a przy Marcelu był… transparentny. Kiedy byli gdzieś sami i myśleli, że nikt nie patrzy, Marcin dostrzegał, że Oliwier zrzuca wszelkie maski przy Armińskim. To było niesamowicie intrygujące widzieć go takiego odkrytego, kiedy nie zasłaniał się sarkazmem, żartami czy złośliwościami. Choć z drugiej strony ciężko było nazwać to maskami, bo takie zachowania były częścią charakteru policjanta. On z natury był dziwną mieszanką chama, śmieszka i gbura z nutką romantyka. Był też przy tym cholernie szczery i momentami aż za bardzo bezpośredni. Kiedy ktoś za mocno go naciskał, stawał się defensywny i nie było szansy, żeby go do czegokolwiek zmusić. 
Sokołowski wiedział, że ma jeszcze kilka dni na obserwacje i wyciągnięcie jakichś wniosków, ale zaczęło też do niego docierać, że im więcej informacji przyswoi… tym więcej będzie miał wątpliwości. Przestał przed sobą ukrywać, że beznadziejnie wpadł i kompletnie zatracił się w Oliwierze. Zaczęło się tylko od przygodnego seksu, ale nieoczekiwanie Marcin znalazł w policjancie dokładnie to, czego potrzebował.
Miał poukładane życie, był wykształcony, jego klinika świetnie prosperowała i było go stać na wszystko. Jego rodzina w końcu zaakceptowała, że nigdy się nie ożeni i nie będzie miał dzieci oraz miał wieloletnich przyjaciół, którym ufał. Do pełni szczęścia brakowało mu jedynie faceta, z którym będzie mógł się wszystkim dzielić. Znał doskonale swoją wartość, wiedział, że ma poukładane w głowie i potrzebował mężczyzny, który dorówna mu poziomem — tym intelektualnym. 
Oliwier wręcz idealnie wypełniał te wszystkie wymagania i nawet posiadał kilka ekstra bonusów, które dodatkowo przyprawiały Marcina o zawroty głowy. Policjant też miał poukładane życie, jego praca była jego pasją i nieustannie starał się rozwijać, potrafił rozmawiać dosłownie na każdy temat, z uwagą słuchał, kiedy nie posiadał wiedzy w jakiejś kwestii i potrafił rzeczowo tłumaczyć, kiedy to Marcin czegoś nie rozumiał. Był błyskotliwy, zabawny, stanowczy, niesamowity w łóżku i… niedostępny.
Sokołowski nie potrafił tego pojąć pomimo najszczerszych chęci. Przecież znali się już dosyć długo, wiedzieli, że mogą sobie ufać, a mimo wszystko Oliwier odgrodził się murem i dał mu do zrozumienia, że jest dobrze, tak jak jest i nie zamierza posuwać się ani kroku dalej. Tylko dlaczego, do cholery? Nie byli już najmłodsi, mieli czas się wyszaleć, więc dlaczego nie mogli pójść dalej? Po prostu tego nie rozumiał. Jakiekolwiek próby podjęcia tematu spływały na niczym, a Marcinowi brakowało sensownego wytłumaczenia, czemu drugi mężczyzna się tak zachowuje.
Na początku pomyślał, że może najprostsze rozwiązanie jest najlepsze i Francuzowi najzwyczajniej zależy tylko na seksie i nie chce zobowiązań, tym bardziej, że w trakcie ich znajomości zdarzały mu się skoki w bok. Jednak gdyby rzeczywiście tak było, to nie spędzaliby razem czasu poza łóżkiem i nie podejmowali jakichś prób poznania się, bo choć policjant strzegł swojej prywatności wręcz chorobliwie, to wcale nie był przy tym dziwaczny, a raczej rzeczowo tłumaczył, że są pewne kwestie, o których nie chce rozmawiać. 
Nie chodziło też o to, że Oliwier bał się co ludzie powiedzą, bo zdanie obcych ludzi kompletnie go nie ruszało i na Boga! Był policjantem, który wcale nie wypierał się swojego homoseksualizmu, więc nie mógł się wstydzić Marcina przez to, że ich potencjalny związek odbiegałby od zwyczajowo przyjętych norm i w efekcie Francuz straciłby autorytet czy coś w tym stylu.
Raczej też nie wstydził się Marcina jako człowieka, bo przecież ten był wykształcony, inteligentny, potrafił się zachować, był dyskretny no i wcale nie był brzydki, a do tego zawsze dobrze się ubierał i był reprezentatywny.
Sokołowski już nawet oferował otwarty związek, bo myślał, że może Oliwier jest jednym z tych, którzy po prostu nie mają zamiaru ograniczać swoich seksualnych eksploracji do jednej osoby. Naprawdę Marcin by na to poszedł, bo Oliwier niesamowicie pociągał go we wszystkich aspektach i jeżeli ceną udanego związku byłoby sporadyczne dzielenie się policjantem z innymi facetami, to był gotowy ją zapłacić. Wiedział, że wolność, cokolwiek ona dla blondyna oznaczała, była dla niego cholernie istotna i Marcin nie zamierzał w najmniejszym stopniu go ograniczać. 
Naprawdę nie rozumiał, czemu nie mogli pójść o krok dalej, za to od pewnego czasu zaczął się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego. Francuz nie wyglądał, jakby zamierzał zmienić zdanie, a Marcin powoli tracił cierpliwość i czuł, że z nerwów i stresu spowodowanego niewiedzą zaczynają się w nim odzywać iście pierwotne instynkty, na skutek których zaczynał zachowywać się jak zazdrosna nastolatka. Nie podobało mu się to. Chciał spokoju i stabilizacji, a Oliwier oferował mu coś zupełnie odwrotnego. 
Jeszcze tydzień temu do jego umysłu powoli zaczęły docierać jakieś zdroworozsądkowe myśli, że najlepszym wyjściem z całej sytuacji będzie po prostu zakończenie wszystkiego, co istniało pomiędzy nim a Oliwierem. To brzmiało przerażająco i dobitnie, ale… z perspektywy czasu tak chyba było najzdrowiej dla wszystkich.
Tylko że po tej akcji z dziwnym atakiem w nocy Oliwier przyszedł przeprosić i jeszcze zaprosił go na Mazury, i Marcin jak na pstryknięcie palcami zmienił zdanie. 
Nadal nie wiedział, co z tym wszystkim zrobić, dlatego postanowił, że ewentualną decyzję podejmie po powrocie do Białegostoku. Póki co za dużo sprzecznych myśli kotłowało się w jego głowie i czuł się, jakby stał na rozdrożu. Z jednej strony Oliwier nieustannie zaskakiwał go tym… jak normalny potrafił być. Choćby kiedy obserwował go z Marcelem i widział, że ci rozmawiają tak zwyczajnie, bez sarkazmu, żartów i policjant był tak strasznie naturalny. Kolejnym pozytywem był fakt, jak traktował Marcina na oczach swoich przyjaciół. Nie panikował, kiedy szatyn położył mu dłoń na udzie czy kiedy mówił coś z podtekstem. Oczywiście sam Marcin wiedział, że to nie jest pora na zbyt drastyczne testowanie i nie zamierzał sprawdzać, gdzie jest granica, ale to co robił, wydawało mu się zwyczajnym zachowaniem w związku i dobrze było wiedzieć, że Francuz go nie odpycha.
Natomiast pojawiały się też istotne znaki zapytania. A konkretnie jeden, za to cholernie ogromny. Okej, Marcin przyzwyczaił się, że Oliwier nie lubi mówić o sobie ani swojej przeszłości, ale zrobiło mu się cholernie przykro, kiedy zupełnie przypadkiem dowiedział się, że jego kochanek nie ma rodziny i wychowywał się w domu dziecka. Tym bardziej, że to wcale nie był jakiś temat tabu, skoro ten fakt wypłynął w formie żartu. Czemu więc policjant trzymał to w ukryciu? Marcin nawet nie był przez to zły, po prostu zrobiło mu się cholernie przykro i wiedział, że takiego tematu nie może po prostu odpuścić i udać, że nic nie słyszał. Choć teraz było tak przyjemnie i beztrosko, że nie miał odwagi tego psuć. Postanowił, że poruszy temat dopiero kiedy wrócą do domu. 
O dziwo tego dnia Oliwier nieoczekiwanie wyszedł z propozycją wspólnego spaceru. Zbliżał się wieczór i wszyscy zgodnie uznali, że jak się ściemni, to zrobią ognisko, ale nim ten nastał, Oli znalazł Marcina w pokoju na piętrze, kiedy próbował złapać zasięg, aby sprawdzić służbowego maila, i zaoferował, żeby przeszli się tymi wszystkimi ścieżkami wśród domków. Oczywiście szatyn z ochotą na to przystał, bo choć polubił dosłownie wszystkich — nawet Weronikę — to jednak opcja spędzenia czasu sam na sam z policjantem była niezwykle kusząca. Zwłaszcza jeżeli brało się pod uwagę scenerię.
Tak więc niecały kwadrans później udało im się w miarę niepostrzeżenie wymknąć i ruszyć niespiesznym krokiem wzdłuż głównej drogi. Na początku w zasadzie milczeli, a ich interakcja ograniczała się do śmiania z Tytana, który w towarzystwie dobermanów Marcela zdawał się stracić całą energię, tak teraz podskakiwał, popiskiwał i na wszelkie sposoby domagał się uwagi. 
— Wszystko okej? Nie chcesz stąd uciec? Wera jeszcze nie wyprała ci mózgu? — zagaił niespodziewanie Oliwier, kiedy skręcili w węższą dróżkę.
— Co do tego ostatniego nie jestem pewny, ale… — zaczął ze śmiechem Sokołowski, a potem zrobił krótką pauzę i dokończył już poważniej — naprawdę mi się tu podoba. Masz fantastycznych przyjaciół. — Na koniec rzucił blondynowi intensywne spojrzenie.
— Fakt. Nie są najgorsi — parsknął.
— Dziękuję, że mnie tu zabrałeś — powiedział spokojnie i szczerze Marcin. W głowie zapaliła mu się lampka, że może kiedy postara się mówić takim tonem i bez naciskania, to Oliwier choć odrobinę się otworzy. Nie żeby nie próbował tego w przeszłości… ale teraz okoliczności były zgoła inne, bardziej sprzyjające.
— Nie ma za co. — Policjant wzruszył ramionami. — Zastanawiałem się, czy dobrze robię, ale teraz widzę, że niepotrzebnie się obawiałem.
— Naprawdę? A czemu twoim zdaniem to mógł być błąd? — zaciekawił się szatyn.
Oliwier westchnął dosyć przeciągle nim odpowiedział.
— Właśnie nie znalazłem konkretnego powodu, więc nie podam ci przykładu — wyjaśnił, a kiedy dotarło do niego, że to mogło brzmieć jak wymówka, dodał: — Wiesz, że nie jestem za bardzo wylewny i nie lubię, kiedy ktoś obcy wie o mnie za dużo — usprawiedliwił się.
— Oliwier, znamy się prawie dwa lata. Nadal jestem dla ciebie obcy? — zapytał z delikatnym uśmiechem Marcin. W jego głosie nie było pretensji czy zaskoczenia, a raczej jakaś nutka smutku i zawodu. 
— Okej, użyłem niewłaściwego słowa — przyznał Francuz. — Nie jesteś… — zaczął, ale zawiesił głos.
— Nie jestem…? — ponaglił go Sokołowski, kiedy blondyn przeciągał zdecydowanie za długo.
— Nie jesteś… stałym elementem w moim życiu — powiedział wyjątkowo niepewnie jak na siebie. Jak na złość żadne odpowiednie słowa nie chciały przyjść mu do głowy, a po chwili zaczął wręcz wątpić, aby takowe istniały. Chyba po prostu nie dało się tego wyjaśnić w mniej brutalny sposób. — Mam przez to na myśli, że żaden z nas nie ma pojęcia, czy za parę miesięcy, rok czy dwa nadal będzie nas coś łączyć. Możesz myśleć, że jestem przewrażliwiony czy głupi, ale myśl, że ktoś, z kim nic mnie już nie łączy posiada naprawdę wrażliwe dane na mój temat mnie przeraża. A chyba zdążyłeś zauważyć, że nie jestem przesadnie strachliwy — dodał na koniec z parsknięciem.
Tym razem to Marcin milczał dłuższą chwilę, musząc to zarejestrować i przemyśleć. Rozsądek podpowiadał mu, że to co słyszy jest bardzo raniące i po prostu niewłaściwe, bo przez dwa lata lokował swoje romantyczne uczucia w facecie, który właśnie mu mówił, że „nie jest stałym elementem w jego życiu”, ale… chyba rozumiał. Na swój pokręcony sposób trafiało do niego to wytłumaczenie. To był w końcu Oliwier ze swoją dziwaczną wizją wolności i paranoją na punkcie prywatności. Czuł, że Francuz nie miał nic złego na myśli. Zresztą dało się dostrzec, jak uważnie stara się dobierać słowa i że zależy mu, aby to wyjaśnić, a to była kolejna z jego licznych zalet, które Marcin w nim cenił: blondyn nie miał tendencji do ciągnięcia rozmów, które go nudziły czy nie interesowały. Jak coś mu się nie podobało, to bez problemu potrafił powiedzieć: „Przestań pierdolić” albo „Nie chce mi się o tym gadać”. A teraz… starał się. Chyba naprawdę mu zależało, żeby przedstawić swój punkt widzenia.
— Chyba rozumiem — przytaknął wreszcie. — Ale… nie chcę brzmieć jak obrażona żona, jednak zabolało mnie, kiedy w poniedziałek Weronika tak po prostu rzuciła tym tekstem o domu dziecka. Wygląda na to, że to wcale nie jest tajemnica, a mimo wszystko zdołałeś to przede mną ukrywać dwa lata… — Czuł na siebie złość, wypowiadając te słowa, bo obiecał sobie, że dadzą sobie ten tydzień i dopiero jak wrócą, to poważnie porozmawiają o… o wszystkim. Mimo tego nie potrafił się powstrzymać, żeby o tym nie wspomnieć. Sytuacja zdawała się idealna, by to poruszyć. 
— Masz rację, to nie jest tajemnica. Powinienem był o tym wspomnieć, kiedy była ku temu okazja — przyznał bez bicia Francuz. — Tylko że… akurat to jest taki temat, na który serio nie chcę rozmawiać. Nie dlatego, że coś mnie boli czy to był jakiś traumatyczny okres, tylko to było dawno temu i obecnie jest to cholernie nieistotne, a ja jestem zupełnie innym człowiekiem.
— Bardzo się cieszę, że to na Ciebie nie wpłynęło, ale gdybym o tym wiedział, to jednocześnie znałbym odpowiedź na wiele kwestii, które mnie zastanawiały — wyprowadził kontrargument Marcin.
— Jakich na przykład? — zdziwił się Francuz i obdarował kochanka zaintrygowanym spojrzeniem.
— No choćby to, skąd się bierze twoja potrzeba niezależności — powiedział szatyn, co pierwsze przyszło mu na myśl. — Zawsze byłeś tylko ty, nie miałeś za bardzo w nikim oparcia, więc już się nauczyłeś, że nie możesz na nikim polegać i powinieneś liczyć tylko na siebie — wywnioskował. — Ale to nie jest prawda. W sensie, to fantastyczne, bo już wiesz, że bez względu na wszystko poradzisz sobie sam, jednak to nie oznacza, że nie możesz nikomu zaufać. Dzielimy te miłe momenty, jak choćby ten czas tutaj czy… czy seks, ale wiedz, że jestem chętny by dzielić z tobą też te gorsze i mniej przyjemne chwile. To nie oznacza słabości, a jedynie stwarza możliwość by łatwiej nam było sobie ze wszystkim radzić — racjonalizował mężczyzna.
Oliwier tylko uśmiechał się pod nosem. Doskonale widział, co robił Marcin. Sam pracował z wieloma psychologami, którzy pomagali mu na przykład przy przesłuchaniach, więc zdawało mu się, że jest całkiem dobry w różne psychologiczne gierki. Wiedział, że Sokołowski nie miał złych intencji i raczej nie starał się go perfidnie zmanipulować, ale nie mówił tego wszystkiego tak kompletnie bezinteresownie. Zapewne wyczuł, że to dobry moment i postanowił iść za ciosem. Mimo wszystko Oliwierowi przestało to pasować.
— Skoro już o seksie mowa… — zaczął dwuznacznie.
— Serio? Właśnie to zapamiętałeś z mojego wywodu? — Marcin parsknął.
— No wiesz, zrobiło się tak intymnie, sceneria jest sprzyjająca i od trzech dni jesteśmy grzeczni, więc…
— Jesteś absolutnie niemożliwy — podsumował z oburzeniem szatyn, ale mimo wszystko roześmiał się pod nosem. Oliwier rozkładał go na łopatki. — Co z Tytanem? — zapytał zaraz ściszonym tonem, choć nikogo nie było w pobliżu.
— Na pewno nikomu nie wygada — odpowiedział całkowicie poważnie Francuz, za co dostał delikatnego kuksańca w bok. — No co? Zapewniam cię, że widział w swoim życiu znacznie gorsze rzeczy — dodał cwaniacko, na co Marcin tylko westchnął, kręcąc głową. Kiedy uprawiali seks u Oliwiera, robili to zazwyczaj w sypialni lub pod prysznicem, gdzie pies nie miał wstępu, a kiedy u Marcina, Tytan zazwyczaj zostawał w mieszkaniu policjanta. Ewentualnie szatyn prosił kochanka, by ten wyprowadził na ten czas psa do innego pomieszczenia. Jakoś było mu strasznie dziwnie, jak sobie wyobrażał seks w obecności zwierzęcia. 
— Nie mamy… wiesz, nic — wytoczył kolejny argument dermatolog, bo jakoś kompletnie nie pomyślał przed tym spacerem, że coś się może wydarzyć w czasie jego trwania.
— Chyba ty — rzucił policjant, po czym wyciągnął z kieszeni dwie saszetki: jedną z prezerwatywą, a drugą z lubrykantem, i uśmiechnął się zawadiacko, pokazując swój zestaw kochankowi.
— Zaplanowałeś to! — oskarżył drugi mężczyzna, mrużąc przy tym oczy. Nie był w stanie jednak zapanować nad uśmiechem, jaki wkradał mu się na usta.
— Ja jestem po prostu zawsze przygotowany na każdy scenariusz — odparł przesadnie pewnie blondyn.
— Ach tak? — rzucił bez przekonania Marcin. — Co byś zrobił, gdyby na przykład uderzyła w nas teraz kometa? — zakpił.
— Umarłbym? — odpowiedział pytaniem na pytanie Francuz, jakby to było coś oczywistego, a Sokołowski zaśmiał się szczerze w głos. — Chodź — powiedział poważniej policjant i skinął na kochanka głową, ruszając nieco szybszym krokiem w stronę malującego się na końcu drogi lasu.
Marcin stał jeszcze kilka sekund w miejscu i przełknął widocznie ślinę. Poczuł nagłe uderzenie gorąca i przyjemne dreszcze w okolicy podbrzusza. Tak po prostu zapomniał o wszystkim co go trapiło i o czym właśnie rozmawiali, bo Oliwier bez żadnego problemu go właśnie uwiódł i zdecydował, co będą robić. 
Silna wola szatyna była zaskakująco słaba jeżeli chodziło o policjanta… ale to co właśnie czuł, było tak dobre, że przecież nie mogło być złe.
***
To był dobry dzień. Praktycznie cały czas miał jakieś zajęcie i żywo angażował się we wszelkie interakcje z innymi domownikami. Rano pomagał rodzicom przy śniadaniu, potem wszyscy udali się na plażę, gdzie przez jakiś czas pływali i grali w różne gry wodne, następnie razem z Wiktorem dręczyli Olkę, która dla odmiany miała jakiś gorszy dzień i łykała każdą przynętę, jaką jej podrzucali. Po obiedzie Marcel poprosił, żeby przestali jej dokuczać i zagonił ich do garażu, aby pomogli mu tam posprzątać, a gdy wrócili na ganek — gdzie cała rodzina spędzała większość czasu — zaczęły się kolejne debaty przy stole na wszelakie tematy, żarty, docinki i gry, potem kolejna tura wariacji na jeziorze, spacer z psami, a po zmroku ognisko jako ostatni punkt dnia.
Nim to jednak nastąpiło, stało się coś, co chwilowo podniosło nastolatkowi ciśnienie. W pewnym momencie zauważył jak Oliwier z Marcinem wymykają się z działki, nie mówiąc nic nikomu. Oczywiście nie mieli obowiązku się tłumaczyć… ale Denisa aż coś ściskało na myśl, że nie miał świadomości gdzie i po co idą. Przez moment przyszło mu na myśl, aby ich śledzić i przekonać się na własne oczy… jednak po chwili się opamiętał i skarcił w myślach, uświadamiając sobie, jak głupi to był pomysł. Okej, może i miał lekką obsesję na punkcie Francuza, ale nie był obłąkany i nie zamierzał robić nic, co mogłoby go jeszcze bardziej ośmieszyć. W końcu zdążył już zaliczyć kilka wpadek, a kolejna mogła być gwoździem do przysłowiowej trumny.
Nie było ich półtorej godziny, a w trakcie Denis miał niemałe kłopoty z koncentracją. Na szczęście Wiktor skupił na sobie uwagę wszystkich pozostałych, kiedy zaczął opowiadać, a jakże, Oli historię o tym jak rzekomo ewoluowały płetwale błękitne i dlaczego są takie duże. Był tak cholernie przekonujący w swojej bajce, że nawet sam Denis zaczął się zastanawiać, czy to tylko bajka… ale gdy jego brat powiedział, że naukowcy udowodnili, że potwór z Loch Ness mógł być w rzeczywistości płetwalem… to przeszły go dreszcze żenady i wymienił jedynie porozumiewawcze spojrzenie z Marcelem. O dziwno najmłodsza z Armińskich to kupiła, bo kiedy Wiktor skończył i bez cienia zażenowania przyznał, że wszystko zmyślił na poczekaniu, to nastolatka się zagotowała i obrażona zamknęła się na piętrze. 
To właśnie zaraz po tej niezwykle pasjonującej opowieści Oliwier i Marcin wraz Tytanem wrócili, a Denis aż niepostrzeżenie zacisnął dłonie w pięści, widząc, jacy obydwaj byli zadowoleni.
Pieprzyli się — stwierdził, kiedy tylko Francuz wszedł na ganek i rzucił coś niezobowiązującego do Marcela. Był tego pewny. To było po prostu widać. Oliwier wyglądał tak… inaczej niż zwykle. Na jego twarzy dało się dostrzec widoczne rozluźnienie, a jego zawsze bystre i przenikliwe oczy były jakby zamglone. Poza tym jego twarz była inna. 
Zresztą jeżeli miał co do tego jakieś wątpliwości, momentalnie je stracił, kiedy zerknął na Marcina. Mężczyzna miał jeszcze widniejące rumieńce i spuszczał wzrok, jakby zawstydzony tym, co przed chwilą robił.
Nastolatek odetchnął niepostrzeżenie i ponownie sporządził sobie mentalną reprymendę. Fakt, świadomość, że facet, w którym zadurzył się po uszy, właśnie przeleciał innego kolesia nie była najprzyjemniejsza, ale musiał się opanować. Chciał, by patrzono na niego jak na dorosłego i dwa dni wcześniej udało mu się złapać niesamowitą więź z Francuzem. Nie mógł tego zaprzepaścić.
Jego poirytowanie i zazdrość zaczęły powoli ustępować, a kiedy cała ekipa przeniosła się za dom, gdzie znajdowało się palenisko, zaczął czuć coś zgoła innego. Nie potrafił nawet dokładnie określić tych uczuć, ale przypominały… motywację? Po prostu zamiast się wściekać i patrzeć z nienawiścią na Marcina, nie mógł pozbyć się myśli, że to swego rodzaju wyzwanie i musi udowodnić policjantowi, że może być jeszcze lepszym partnerem czy… kochankiem. 
Po jakimś czasie znowu naszły go wątpliwości, czy aby przypadkiem nie postradał zmysłów i nad czym on się w ogóle zastanawia. Oliwier nawet nie zwracał na niego najmniejszej uwagi w tym kontekście, a on tu sobie fantazjował, jak go uwieść i pozbyć się mężczyzny, który może i nie powalał poczuciem humoru… to jednak dużo sobą reprezentował i najwyraźniej miał w sobie coś, co przyciągnęło do niego Oliwiera.
Ta sinusoida uczuć wariowała w jego głowie praktycznie przez całe ognisko, ale na szczęście nie był tak spięty jak chociażby tydzień temu i póki co nie przykuwał swoim zachowaniem niczyjej uwagi.
Krótko po północy zmęczenie dało o sobie znać i wszyscy powoli zaczęli zbierać się do domku. Pomimo tego przez kolejne pół godziny panował chaos, bo nagle zrobiła się kolejka do prysznica i większość domowników koczowała na parterze, żeby przypadkiem nie przegapić swojej kolejki. Denis jakimś cudem zajął łazienkę jako pierwszy, sam zaskoczony swoim szczęściem, ale nie miał zamiaru nadużywać tego przywileju i w ekspresowym tempie zaliczył wieczorną toaletę. Po nim wszedł Marcin, a on sam udał się w samym ręczniku do łóżka, przeklinając się w myślach, gdy okazało się, że nie zabrał ze sobą nawet bielizny i teraz będzie musiał się niezręcznie kręcić, żeby wciągnąć na tyłek bokserki w obecności innych osób. 
Kiedy jednak dotarł do pokoju, uderzyła w niego fala gorąca. Oliwier bowiem leżał na swoim łóżku, trzymając tuż nad twarzą smartfona i coś z przejęciem w nim przeglądał. Wiktor był na dole, a Marcin w łazience i… 
— Nie walczysz o prysznic? — zagadnął zwyczajnym tonem, podchodząc do swojego łóżka.
— Mam pilnować ostatniego miejsca? — parsknął policjant. — Raczej nikt mi go nie zajmie — dodał i wygasił telefon, rzucając go lekko obok na pościel, a potem podłożył jedną rękę pod głowę i dopiero spojrzał na chłopaka. — Za to widzę, że ty wygrałeś ten wyścig — stwierdził i się wyszczerzył.
— Mam wiele talentów — odparł Denis i posłał policjantowi uroczy uśmiech, odwracając się przez ramię, a potem… ściągnął z bioder ręcznik. Czuł, jak wali mu serce i chyba się czerwienił, ale na szczęście stał do blondyna tyłem. Chciał, żeby to wyszło naturalnie, bo w końcu tak przecież robili w Orionie, rozbierali się przy sobie, tyle tylko, że tu byli sam na sam. W szatni zazwyczaj było stado facetów i Denis był praktycznie przekonany, że Oliwier nigdy nawet na niego nie zerknął, kiedy ten był nagi, a teraz… a teraz mógł. A przynajmniej Armiński miał głęboką nadzieję, że Francuz patrzył. Żeby jednak nie wzbudzać podejrzeń, powoli sięgnął po bokserki i zaczął je niespiesznie zakładać, oczywiście nie zapominając, aby nienachalnie się przy tym wypiąć. Kiedy skończył, chwycił w dłoń ręcznik i ze wstrzymanym oddechem odwrócił się do blondyna, mając nadzieję, że ten nie zignorował całkowicie tego spektaklu.
Serce stanęło mu na moment, kiedy napotkał świdrujące spojrzenie policjanta. Jego mina w zasadzie nic nie wyrażała, może była wręcz nieco znudzona, ale… patrzył prosto w oczy Denisa. Musiał więc też wiedzieć... to co chłopak chciał mu pokazać.
— Talenty, tak? — mruknął Francuz, nadal patrząc na nastolatka, w którym szalała cała masa emocji. Nawet nie zarejestrował, że powinien coś na to odpowiedzieć, jednak nim zrobiło się niezręcznie, do pokoju niespodziewanie wpadł Wiktor, który wpuścił przy okazji Tytana, i zaczął grzebać w swoim plecaku.
Denis nie miał wyjścia i oderwał od policjanta wzrok, czując, że i ten skupił się na czymś kompletnie innym. Jego brat wyszedł praktycznie tak szybko, jak się pojawił, a brunet nie był pewny, czy powinien być mu wdzięczny za ostudzenie atmosfery, czy się wściekać, że przerwał tak intymny moment.
— Wam, młodym, to się wszędzie spieszy — westchnął Francuz, kiedy tylko Wiktor wyszedł, a w zasadzie to wybiegł.
— Ach tak, bo ty jesteś już taaaki stary — parsknął prześmiewczo Denis i zawiesił w końcu ręcznik na poręczy łóżka. 
— Nie jestem stary — zaprzeczył zaraz Oli. — Jestem po prostu… bardziej doświadczony — dodał nieco cwaniacko.
— O proszę, jaka piękna parafraza. — Nastolatek uśmiechnął się szeroko, bo uwielbiał, kiedy policjant za każdym razem błyskotliwie tłumaczył swój wiek. Usiadł też na łóżku, a potem odchylił się do tyłu i wsparł na łokciach, utrzymując jednak kontakt wzrokowy z drugim mężczyzną. 
— Nabijasz się ze mnie? — Oliwier zmrużył oczy i rzucił podejrzliwe spojrzenie nastolatkowi.
— Skąd taki pomysł? — odparł niewinnym tonem chłopak. — To był komplement.
— Komplement — powtórzył policjant i pokiwał znacząco głową. — Jak tam… Janek? Dobrze pamiętam? — zapytał złośliwie, na co nastolatkowi zrzedła mina. 
— Nie mam pojęcia, nie interesuje mnie to — odpowiedział, starając się zachować nonszalancję, choć gdzieś w głębi poczuł przebijające się wyrzuty sumienia. Autentycznie nie pomyślał o chłopaku nawet przez ćwierć sekundy od kiedy tu był.
— Hmm… — mruknął Oliwier, a Denisa coś ścisnęło w dołku. To „hmm” policjanta było wręcz kultowe, bowiem za każdym razem kiedy poprzedzał nim swoją wypowiedź, oznaczało to, że zrzuci jakąś bombę. — W piątek wydawałeś się nim całkiem zainteresowany.
Tylko nie panikuj — starał się uspokoić w myślach nastolatek. 
Patrzył przenikliwie na Francuza, nie chcąc dać się stłamsić jego spojrzeniu, choć wewnętrznie gorączkowo zastanawiał się jak z tego wybrnąć. Po chwili przyszła mu do głowy idealna odpowiedź… choć była też cholernie ryzykowna. 
— W piątek doprowadziłem się do takiego stanu, że nawet tobą byłem zainteresowany. — A jebać to, albo ostro, albo wcale. 
Oliwier uśmiechnął się tylko nieznacznie, trzymając nastolatka chwilę w niepewności. Zresztą trzymał go w niepewności cały czas. To było w tym najgorsze, że Denis tak naprawdę nie miał pojęcia, co siedziało w głowie Francuza. Nie dało się stwierdzić, czy dawał się wciągać w ten… flirt, czy po prostu śmiał się z chłopaka niego w duchu. Jego opanowanie było godne pochwały, aczkolwiek cholernie wkurwiało Denisa, bo przez to nie miał pojęcia, czy miał w to brnąć, czy powinien natychmiast przestać, bo tylko się ośmiesza. 
Na jego nieszczęście Oliwier nie zdążył nic na to odpowiedzieć, bo do pokoju wrócił Marcin.
***
Im więcej myślał o swojej relacji z Francuzem, tym mniej wiedział. Był pewny w zasadzie jednej rzeczy — tego, że kochał policjanta. Nie było to żadne zauroczenie, bo to wszystko trwało zbyt długo i poza tymi wszystkimi zaletami, był w stanie dostrzec jego wady. Co więcej, wszystko bez problemu akceptował i był gotowy brnąć w to dalej… tylko że musiał pamiętać w tym wszystkim o sobie. On był gotowy poświęcić dla Oliwiera bardzo wiele, a niestety wyglądało na to, że policjant nie podzielał jego postawy. 
Mimo wszystko ten dzień był fantastyczny. Dawno nie czuł się tak beztrosko, a Oliwier poświęcał mu mnóstwo uwagi. No i ten seks w lesie… Kiedy tylko Marcin o tym myślał, czuł, jak oblewa go rumieniec i przyjemna fala gorąca. Zawsze był przekonany, że ma udane życie erotyczne i wcale nie potrzebuje nowych wrażeń, jednak policjant pokazał mu, że istne wariactwo w tym temacie raz na jakiś czas nie zaszkodzi… a w zasadzie wręcz przeciwnie, sprawi tylko więcej przyjemności. Seks w sypialni był bezpieczny pod wieloma względami — było to dobrze znane miejsce, wygodne, prywatne, gdzie wszystko było pod kontrolą. W lesie jednak istniał ten dreszczyk niepewności, że ktoś może zobaczyć i generalnie trzeba było improwizować. 
Jednak od jakiegoś czasu po każdym oszałamiającym orgazmie głowę Marcina zaczęły ze wzmożoną intensywnością zalewać wątpliwości. Kiedy tylko zdołał utwierdzić się w przekonaniu, że Francuzowi nie chodzi tylko o seks… tak zaraz po nim tracił nieco tej pewności i zaczynał gorączkowo myśleć nad innymi powodami.
Zaraz po prysznicu sprzedał sobie mentalny policzek, że znowu popada w paranoję i nawet wziął głębszy oddech, nim wszedł do pokoju, ale gdy tylko otworzył drzwi, coś go uderzyło. Zamarł na ułamek sekundy i zamrugał zdezorientowany. 
— Wera już weszła? — zapytał Oliwier, kiedy go zauważył.
Marcin nie dał nic po sobie poznać i odparł rzeczowo, że jeszcze nie, na co policjant się podniósł i stwierdził z wrednym uśmiechem, że w takim razie idzie się przed nią wepchnąć, bo był dziś dla niej zbyt miły. Kiedy wyszedł, szatyn odetchnął ciężej i rzucił podejrzliwe spojrzenie nastolatkowi, który nagle zmienił pozycję na mniej… prowokującą i udał, że jest wielce zainteresowany swoim telefonem.
Wmawiał to sobie, prawda? To na pewno była jego kolejna schiza. Po prostu to był ten stan, w którym tylko szukał pretekstu, a jego umysł jak na złość łączył logicznie wszystkie fakty. Ale… dlaczego ten gówniarz leżał w samych bokserkach i to jeszcze w takiej pozycji, jakby próbował powiedzieć Oliwierowi, że na coś czeka? Na domiar wszystkiego całkiem przypadkiem to Oliwier poszedł za nim dwa dni temu i nie było ich kilka godzin. Marcin  też nagle przypomniał sobie jak na co dzień żartowali z blondynem i jak Denis momentami patrzył na niego. Może nie z zazdrością czy złością, ale z dziwną nutką… prowokacji? Jakby chciał mu wysłać nieme ostrzeżenie, żeby lepiej się pilnował.
Boże, chyba całkiem mnie popierdoliło! Nie ma szans, żeby Oliwier posuwał tego gówniarza. To niemożliwe, żebym był przykrywką dla romansu z dzieciakiem!
— Albo mi się wydaje, albo jest zdecydowanie zimniej niż wczoraj — powiedział niby niezobowiązująco, choć w rzeczywistości… ech, sam nie wiedział. Chyba chciał zobaczyć reakcję Denisa, który leżał teraz na brzuchu i dalej przeglądał coś w telefonie. Marcin nie założył jeszcze koszulki, ale przynajmniej miał już na sobie długie spodnie od piżamy
Na te słowa Armiński obdarował go nieco zaskoczonym spojrzeniem i, o kurwa, ten szczyl zmierzył go perfidnie wzrokiem z góry na dół! 
— Nie czuję różnicy — odparł tylko i wrócił do gapienia się w smartfona. 
W Marcinie aż coś się zagotowało i jednocześnie poczuł przytłoczenie. Sięgnął pospiesznie po koszulkę i to bynajmniej nie dlatego, że faktycznie było mu zimno. Jakkolwiek głupio to nie brzmiało, poczuł się gorszy. Z jednym nie mógł się kłócić, Denis miał sto razy lepsze ciało niż on. 
Nie przywykł do tego. Na co dzień do jego gabinetu przychodziło mnóstwo chłopaków w wieku Armińskiego z ogromnymi kompleksami spowodowanymi głównie trądzikiem i większość z nich wyglądała jak dzieci z tymi swoimi wklęsłymi klatkami, niewymiernie długimi rękami czy patykowatymi nogami. Denis co prawda wyglądał młodo i Marcin nie dał by mu więcej niż dwadzieścia lat… ale jego ciało zdecydowanie nie przypominało ciała nastolatka. Z pewnością odpowiedzialny był za to fakt, że chłopak od dziecka był zawodowym sportowcem i codziennie trenował. Zresztą nie chodziło tylko o jego ciało. Buźkę też miał słodką, więc to nie było takie absurdalne, jak na początku myślał, bo Oliwier zdecydowanie miał na czym zawiesić oko. No i jasne było, że młody to entuzjasta penisów, co wcale nie uspokajało Sokołowskiego.
Jezu, był zazdrosny o jakiegoś nastoletniego gówniarza!
Nie no, co jak co, ale nie straci Oliwiera przez tego smarka. Już on go ustawi do pionu.
________________________

Tak, wiem, długo mnie nie było. Już nawet nie będę się tłumaczyć, bo to w sumie nic nie zmienia.
Przejdźmy zatem od razu do kwestii istotnych. 
Jak widzicie, Denis na prawdę się rozkręca i staje się coraz śmielszy w swoich działaniach. Nie wiadomo, jak na to reaguje Oliwier... bo to Oliwier, ale za to wiadomo, że te działania zostały zauważone przez Marcina, który miał w tym rozdziale duże pole do popisu. :)
Zakładając, że Denis będzie trzymał się swojego tytułowego postanawiania, to obstawiacie, że jego działania przyniosą jakieś pożądane dla niego skutki, czy że raczej uderzy w ścianę i Oliwier szybko zgasi jego zapał? 
Nic Wam teraz nie zdradzę, ale mogę jedynie obiecać, że dowiecie się, co o tym wszystkim myśli Oliwier, czy się domyśla, czy jest nieświadomy i czy zamierza jakoś reagować.

To tyle na dziś, mam nadzieję, że kolejny raz zobaczymy się znacznie szybciej niż za trzy tygodnie. :)

13 komentarzy:

  1. Będę czekać nawet dłużej na rozdział.
    Nie spodziewałam się że rozdział będzie w większości przeprowadzony w perspektywie przez Marcina. Nie do końca podpasowało mi to, wolę jak opowiada Denis,ale miło raz na jakiś czas dowiedzieć się jak inni bohaterze myślą. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie w perspektywie ze strony Olivera, Marcela albo właśnie Denisa. To jak a razie moje ulubione postacie, choć reszta jest zaraz za nimi w mojej liście. Jak na razie nie mam bohatera, którego darzę nienawiścią.
    Dziękuję za rozdział, będę czekać z niecierpliwością na kolejne.
    Akira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wolę pisać głównie o Denisie czy Olim, jednak uznałam, że pokazanie perspektywy Marcina będzie zasadne, bo jakby nie patrzeć, ma spory wpływ na to, o się dzieje w opowiadaniu. :)
      Dobrze wiedzieć, że na razie nikogo nie nienawidzisz :D W zasadzie to jeszcze nie wykreowałam tutaj takiej postaci, która byłaby czarnym charakterem... ale być może i taka się pojawi.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Hej. Rozdział boski :-). Trochę się w nim zadziało. Podoba mi się to,że włączyłaś perspektywę Marcina do tego opowiadania. Jakby nie patrzeć razem tworzą taki trójkąt choć tak naprawdę sami jeszcze tego nie wiedza. Podoba mi się że Denis zaczyna działać i nie ma co jak dla mnie odważnie. niby nic takiego nie zrobił ,bo ściągnął tylko ten ręcznik ale musiał wykonać to w taki sposób ,że Oli napewno domyśla się co się kroi. I do tego ten tekst ,że nawet nim byłby zainteresowany jak dla mnie to sygnał dla oliego że coś jednak może być na rzeczy . No i mądry ten Marcin , jakby nie patrzeć szybciej rozgryzł Denisa od oliego. Teraz kwestia tego co na to wszystko Oli. Pozdrawiam czekam na następny rozdział i dużo dużo weny i czasu .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie można ich uznać za swoisty trójkąt, choć na chwilę obecną nie wszyscy są w nim równoprawni. Pytanie, czy szanse Denisa się wyrównają, czy ktoś zostanie wyrzucony za burtę. Nie da się ukryć, że póki co na tym układzie Oliwier wychodzi najlepiej. :D
      No ciekawe, czy Oli zaczaił, a jeżeli tak, to czy coś z tym zrobi, czy może raczej zignoruje. ;)
      Cóż, Marcin jest osobą z zewnątrz, a takie zawsze mają świeży pogląd na sytuację i pewne rzeczy będą dla niego oczywiste, a taki Oliwier może niczego nie zauważyć.
      Dzięki i pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Nie mam zbytnio pomysłu, jak rozpisać się na temat tego rozdziału, więc tym razem chyba będę zwięzła, ale chcę zostawić jakiś komentarz po sobie.
    Ten tekst Denisa - „ale dojebał”, dokładnie coś takiego miałam w głowie. Naprawdę ostro poleciał, uwielbiam go xD Szkoda tylko, że Marcin wlazł w takim momencie, zabrakło mi tej reakcji Oliwiera na to. Mam nadzieję, że w przyszłym rozdziale trochę uchylisz rąbka tajemnicy, co się działo w jego głowie.
    Co do tych przerw, to nie przejmuj się. Wytrwali czytelnicy (jak ja :P) i tak będą czekać. A na dobre teksty definitywnie warto czekać.
    Dużo weny Ci życzę i ślę buziaki! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, znając już trochę Denisa, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że ten chwilowy przypływ odwagi zostanie zalany falą wstydu i tyle będzie po jego "dojebaniu" :D
      Z pewnością wszyscy się dowiedzą, co o tym wszystkim myślał Oliwier - ale to w swoim czasie. :)
      Mam nadzieję, że zbyt długie przerwy nikogo nie zniechęcą, ale czasami nie ma wyjścia, jak życie daje o sobie znać. :/
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Hej. Stęskniłam się za chłopakami. Czy będzie może dziś rozdzial? Jak tam czas przed świętami ? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma szans niestety, ale stay tuned. Jutro ważna informacja. :)

      Usuń
  5. To napewno będziemy zagladac:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadrobiłam wszystko co miałam do nadrobienia i mogę powiedzieć, że jestem zachwycona tym opowiadaniem.Już nie mogę się doczekać aż Oliwer i Denis zaczną romans, i potem dowie się Marcel i w ogóle...
    No jestem po prostu zachwycona.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mega się cieszę w takim razie! :)
      Hahaha, jeżeli między Oliwierem a Denisem do czegoś dojdzie i Marcel się o tym dowie... pewnie będzie ciekawie. :D
      Mam nadzieję, że dalsze losy chłopaków też Ci się spodobają. :)

      Usuń
  7. Hej,
    o co o tym wszystkim myśli sam Oliver jak traktuje Denisa, bo nie wierzę że nie zauważa tych podestów Denisa jest inteligentny... żal mi Marcina bo nie chciałabym aby został zraniony i co przyjdzie do ataku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    cudownie, co o tym wszystkim myśli sam Oliver jak traktuje Denisa, bo nie wierze że nie zauważa tych podtekstów Denisa jest inteligentyny... żal mi Marcina bo jednak nie chciałabym aby został zraniony i co przyjdzie do ataku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń