9 listopada 2019

Francuski piesek: Rozdział 9

Poza strefą marzeń

Gdy wrócili na działkę, na szczęście nie spotkali się z wymownymi spojrzeniami czy niezręczną ciszą. Nie było ich całkiem długo i przez ten czas pozostali zdążyli się nieco rozluźnić. Może nawet nie nieco a całkiem konkretnie, bo Alicja z Weroniką jak nigdy siedziały obok siebie i chichotały całe rozanielone. Marcel dyskutował żywo z Marcinem, a Wiktor grał w jakąś grę z siostrami. Wyglądało na to, że wszyscy świetnie się bawią. 
— O! No w końcu, chłopaki! Już myślałem, że się potopiliście, czy coś. — Pierwszy zauważył ich Marcel. Było też po nim widać, że odczuł natychmiastową ulgę, kiedy zobaczył przyjaciela i syna w dobrych nastrojach. Wyglądało na to, że rozmowa pomogła Denisowi.
   — Mało brakowało — odparł złośliwie Francuz i pchnął zaczepnie nastolatka, tak że chłopak aż odleciał trzy kroki w bok, jednak jego jedyną reakcją był niekontrolowany chichot. 
Następnie zajęli miejsca przy stole. Denis dołączył do rodzeństwa, a policjant przysiadł się do swojego kochanka i przyjaciela.
— Długo cię nie było — skwitował Marcin, ale w jego głosie nie było słychać pretensji czy żalu. Wręcz przeciwnie, brzmiał całkiem normalnie i nawet uśmiechnął się nieznacznie, patrząc Oliwierowi w oczy.
— Ale widzę, że świetnie sobie poradziłeś — zauważył Francuz. Dopiero teraz przyszło mu na myśl, że potencjalnie dał Sokołowskiemu powód do wyrzutów. W końcu zostawił go samego na pastwę Armińskich, co mogło być nieco brutalne, ale wyglądało na to, że Marcin był wyluzowany i dobrze odnajdywał się w towarzystwie jego przyjaciół, a zwłaszcza Marcela. Zresztą, Oliwier wątpił, aby istniała na świecie osoba, która mogłaby czuć się niekomfortowo w towarzystwie Armińskiego. Marcel potrafił dogadać się dosłownie z każdym. 
— Marcel to świetny gość — skwitował Marcin, na co Armiński wyszczerzył się szeroko.
— Przecież nie zadawałbym się z byle kim — stwierdził jak coś najoczywistszego Oli. 
—  W sumie to prędzej bym się zastanowił, dlaczego on chce zadawać się z tobą. — Marcin delikatnie dogryzł kochankowi, na co Francuz posłał mu wymowne spojrzenie.
— Nie jest łatwo — potwierdził ze śmiechem Marcel. — Ta znajomość wymaga wielu poświęceń — dodał z przesadnym patetyzmem i tym razem Oliwier wywrócił oczami.
— Nie łatwo mnie kochać, czaję — parsknął.
— To urocze, jak jesteś taki ugodowy — pochwalił rozczulony Marcin, który po raz pierwszy od… w zasadzie od zawsze poczuł, że nie jest tylko seks zabawką policjanta. W końcu fakt, że zabrał go tutaj i przedstawił najbliższym musiał coś znaczyć, czyż nie?
— Spędził godzinę z Denisem i zmiękł, my Armińscy to jednak mamy dar do pozytywnego wpływania na ludzi — popłynął z fantazją Marcel, na co Oli parsknął pod nosem. 
— Jesteście pijani i zapomnicie o tym do jutra — sprowadził ich brutalnie na ziemię, choć… byli pijani i ich jedyną reakcją był śmiech.
Francuz tylko westchnął głębiej i odszukał wzrokiem Denisa, chcąc mu telepatycznie przekazać, że to przez niego jest teraz trzeźwy i obcowanie z pijanym Marcelem było w takich warunkach trudne i bolesne. Nastolatek wyczuł na sobie jego wzrok, jednak zamiast wykazać jakąkolwiek skruchę, po prostu się uśmiechnął. Zrobił to… w bardzo dziwny sposób, a przynajmniej tak to odebrał policjant i nawet nie wiedział czemu. Nie dane mu było się jednak nad tym dłużej zastanowić, bo znowu został wplątany w jakiś dziwny dialog, przez co głośno wypuścił powietrze z płuc i sięgnął po butelkę whisky. 
Czuł, że musiał nadgonić.
***
Nadgonienie nie było proste i ostatecznie poległ, bo kiedy zaczął powoli odczuwać przyjemne rozluźnienie… impreza się skończyła. O dziwo pierwsze odpadła Alicja, ale to nie dla tego, że przesadziła z alkoholem. Kobieta miała jakiś swoisty filtr i mimo upojenia zawsze potrafiła powiedzieć stop, nim przekroczyła granicę. Tak samo stało się i tym razem, po prostu w pewnej chwili spasowała, a przy okazji ukróciła całą posiadówkę. 
Ostatnie co Oliwier powiedziałby o reszcie to to, że byli trzeźwi… ale nie było tragedii. Byli na tyle przytomni, że grzecznie uprzątnęli cały bałagan i ugodowo udali się do łóżek. Olka z Adą już po północy czmychnęły do domku i zajęły jedną z rozkładanych kanap na parterze. Druga czekała na Marcela i Alicję, Wera miała spać na piętrze przy schodach, a pokój był zarezerwowany dla chłopaków. 
Tak więc gdzieś około drugiej nad ranem wszystkie świeczki i lampki pogasły i cały domek pogrążył się we śnie.
Prawie cały.
Zaczęło się tak, jak za każdym razem. Po prostu czuł, że powoli zaczyna się wybudzać i kiedy już chciał przekręcić się na drugi bok, żeby móc ponownie zasnąć, odkrył, że… nie może. Czuł, jakby grawitacja działała na niego miażdżąco i nie pozwalała ruszyć nawet małym palcem. Czuł rękę Marcina przełożoną przez jego pas, czuł, że poduszka na której spał była zbyt puchata i wysoka, a przez to pobolewał go kark i czuł, że jest w pełni świadomy wszystkiego, co się wokół niego dzieje. Nie spał, a mimo wszystko był kompletnie bezbronny.
Jak zwykle w takich sytuacjach postarał się w pierwszej kolejności opanować oddech i nie wpadać w panikę, a także skupić całą energię w prawej dłoni. W ten sposób chciał wysłać impuls do mózgu, że już nie śpi i swoista blokada jego ciała powinna natychmiast zostać zwolniona.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Przed oczami zobaczył jakiś błysk. Choć wydawał mu się cholernie realistyczny, to Oliwier już nie miał pewności, czy wydarzył się rzeczywiście, czy to tylko jego umysł płatał mu figle. Jego serce mimowolnie przyspieszyło rytm i zaczął tracić kontrolę nad oddechem.
Niespodziewanie poczuł coś mokrego na dłoni i jego naturalnym instynktem było natychmiastowe wzdrygnięcie i zabrania ręki… ale nie był w stanie tego zrobić. Jednak po paru sekundach przez potok pędzących myśli prześlizgnęło się mu, że to żadne omamy. To Tytan musiał zauważyć, że coś się dzieje i zaczął lizać go po dłoni. Na to jego mózg zareagował dosyć szybko i łaskawie pozwolił mu się ostatecznie obudzić. 
Ta chwila, kiedy odzyskiwał władzę nad swoim ciałem była czymś absolutnie niesamowitym. Nigdy w życiu nie odczuwał tak wielkiej ulgi jak w takich momentach. 
Mimo wszystko nadal był rozedrgany i serce waliło mu jak oszalałe. 
Po paru sekundach, kiedy zdołał nad sobą zapanować, odsunął delikatnie rękę Marcina i podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie wyciągnął dłoń do owczarka, który siedział przy łóżku i bacznie obserwował swojego pana. Pogłaskał go po głowie i podrapał za uszami, a potem postanowił wstać. Odechciało mu się spać.
Postarał się bezszelestnie ubrać i jednocześnie zapanować nad psem, żeby nie narobił hałasu, a potem chwycił telefon, który leżał na podłodze przy jego łóżku i już szykował się do wyjścia, kiedy usłyszał przeciągłe westchnienie, a potem ruch. Zamarł, natychmiast zerkając w kierunku dźwięku i dostrzegł jak Denis, leżący na łóżku po drugiej stronie pokoju, przekręca się na brzuch i wtula twarz w poduszkę. Na szczęście się nie obudził.
Kąciki ust Oliwiera mimowolnie drgnęły na ten widok. Młody Armiński tak kurczowo trzymał poduszkę, jakby ta była jego najlepszym przyjacielem. Aż mu pozazdrościł tego snu, bo co do tego, że Denis był teraz w zaawansowanej fazie relaksu, Francuz nie miał żadnych wątpliwości. Wystarczyło tylko spojrzeć na twarz młodego. Ludzie robili przez sen różne głupie miny; otwierali usta, chrapali czy spali z na wpół otwartymi oczami, natomiast Denis… on wyglądał jakby osiągał zen. Jego twarz wydawała się totalnie rozluźniona, zupełnie jakby wykorzystywał sen w stu procentach. 
Francuz aż na moment zapomniał, dlaczego wstał i czemu nie śpi, ale Tytan skutecznie ściągnął go na ziemię, kiedy zaczął się wiercić pod drzwiami. Wyczuł, że zbliża się niezapowiedziany spacer-niespodzianka i nie zamierzał w tej chwili odpuścić swojemu panu. 
Oliwier zatem nie miał wyjścia, tylko musiał wyjść, zachowując się najbardziej cicho, jak to było tylko możliwe. Wszyscy zdawali się być teraz w fazie REM, przez co zbudzenie ich wcale nie było aż takie proste, ale mimo wszystko policjant odetchnął głębiej dopiero w momencie, jak udało mu się wyjść z domku. 
Pierwsze co go uderzyło to specyficzne bzyczenie owadów, rechot żab i szum liści pobliskich drzew oraz trzciny. W mieście nie było szansy na takie efekty dźwiękowe, więc zszedł z ganku na trawę, rozejrzał się dookoła i pozwolił otoczyć się tym wszystkim bodźcom. Spojrzał w górę i po raz kolejny odetchnął głęboko. Niebo było bezchmurne i dodatkowo niezakłócone żadnym innym źródłem światła, bowiem w promieniu kilku kilometrów nie było ani jednej latarni, przez co można było zaobserwować niesamowity spektakl. To wyglądało tak, jakby ktoś rozlał gwiazdy na niebie. Może nie było to aż tak efektowne jak przerobione w Photoshopie obrazki, które atakowały paletą barw… ale Oliwier musiał przyznać, że widok jaki miał nad głową w niczym nie ustępował. Robotę robił fakt, że mógł na to wszystko patrzeć na żywo. Przez to docierało do niego, że w porównaniu z tym bezkresem był tylko drobinką kurzu. 
Przywołał do siebie Tytana i razem poszli za domek, gdzie znajdowało się zejście do jeziora oraz niewielki pomost, który wchodził prostopadle do wody, a po kilkunastu metrach rozwidlał się na obie strony, które dodatkowo były zabezpieczone prowizoryczną balustradą. Marcel zbudował ją lata temu, jak jego chłopcy byli mali, bo nie chciał, żeby skakali do jeziora… ale ostatecznie zrobił im tylko przysługę, bo Denis z Wiktorem zaczęli się na nią wspinać, przez co ich skoki były z jeszcze większej wysokości. Obecnie stanowiła jedynie element dekoracyjny, czy — jak się właśnie okazywało — podporę dla nóg, bo Francuz zajął jedno z dwóch krzeseł i położył na niej skrzyżowane w kostkach stopy. Wyciągnął się wygodnie, naciągnął kaptury bluzy na głowę i spuścił jedną rękę, by móc niespiesznie głaskać Tytana, który grzecznie położył się tuż przy krześle.
Pomimo iż było ciemno, to sama świadomość tego, że cała przyroda dookoła niego żyła, dawała mu poczucie komfortu i stanowiła dowód, że nie spał i w tej chwili absolutnie nic mu nie groziło. Trzciny przyjemnie szumiały, żaby dalej rechotały, a tafla jeziora falowała, odbijając światło księżyca, który tej nocy znajdował się w pierwszej kwadrze. 
W pewnej chwili jego spokój został zaburzony, bo ktoś wyszedł z domku. Oczywiście nie miał szansy tego zauważyć ani usłyszeć, natomiast miał przy sobie świetny radar w postaci owczarka niemieckiego, który natychmiast podniósł łeb i nastroszył uszy, a po kilku sekundach wstał, wpatrując się wyczekująco w stronę domku.
Oliwierowi nie chciało się odwracać, więc jedynie postanowił zgadywać. To raczej nie był Marcin, bo osoba zbliżała się zbyt cicho, a jego kochanek pewnie do tej pory obwieściłby swoją obecność jakimś: „Hej, czemu nie śpisz?”. Zapewne nie była to też żadna z kobiet, bo rozpoznałby je po chodzie. Denis i Wiktor spali jak zabici, więc…
— Co tam, Marcelek? Już cię kac zaczyna męczyć? — rzucił na pewniaka, kiedy usłyszał kroki na pomoście. 
— Nawet się nie odwróciłeś, skąd do cholery wiedziałeś, że to ja? — zapytał z udawaną pretensją Armiński.
— Magia — wyszeptał złowieszczo, kiedy przyjaciel do niego dotarł i zajął drugie krzesło. 
— Nie możesz spać? — zgadł zaraz po tym jak parsknął, co z kolei stanowiło odpowiedź na ostatni komentarz Oliwiera.
— Wera strasznie chrapie — rzucił blondyn, bo kobieta faktycznie pochrapywała, ale raczej nie był to poziom, który byłby w stanie kogokolwiek obudzić, plus znajdowała się za ścianą. — A ty co? 
— Jak wyszedłeś, to psy zaczęły się wiercić — wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Zimno tu — skomentował i choć tego nie widział, to był pewny, że Francuz posłał mu właśnie wymowne spojrzenie. Sam miał na sobie dresy i grubą bluzę, a Marcel, co prawda naciągnął na tyłek spodnie, ale wyskoczył w samej podkoszulce.
Przez chwilę sobie pomilczeli, aż w pewnym momencie Armiński usiadł na deskach pomostu i przytulił do siebie Tytana. Bił się z myślami, czy zawracać się do domku po bluzę i znowu zaalarmować psy, które dopiero co udało mu się uspokoić, czy zastosować jakąś alternatywną metodę i ostatecznie wybrał drugą opcję. Pies policjanta wcale nie narzekał na takie czułości — wręcz przeciwnie — a i mężczyźnie było cieplej.
— No co? — wyrzucił z siebie w końcu, czując w kościach, jak Oliwier go ocenia.
— Przecież nawet się nie odezwałem.
— Ale chciałeś — zarzucił Armiński.
— Wiesz, spędziłem dziś kilka godzin z Denisem, a potem spędziłem kilka godzin z tobą i właśnie zacząłem się zastanawiać, po kim twój dzieciak jest taki mądry, bo z pewnością nie po tobie — wyznał wreszcie złośliwie i wcale się nie zdziwił, kiedy w odpowiedzi Marcel tylko się roześmiał.
— Mam jeszcze żonę — odezwał się, uważając, że to może być argument.
— Po tym jak zaczęła się dziś dogadywać z Werą, to też zacząłem wątpić w jej poczytalność — parsknął Francuz.
Marcel znowu zachichotał, a potem na moment zapanowała cisza, jednak w pewnej chwili ją przerwał.
— Czy powinienem się martwić? — zapytał poważnym, a nawet zmartwionym tonem. — O Denisa — doprecyzował szybko, widząc pytającą minę blondyna.
Oliwier westchnął ciężko. Obiecał Denisowi, że ich rozmowa zostanie pomiędzy nimi i nie miał zamiaru łamać tej obietnicy, jednak wiedział, że musi też jakoś uspokoić Marcela.
— Po prostu nie naciskaj — polecił. — Gdy będzie czuł taką potrzebę, sam przyjdzie do ciebie, żeby się wygadać — zapewnił. — Ale to nic takiego. Nie jest to coś, z czym by sobie nie poradził, a wręcz uważam, że należy dać mu wolną rękę i pozwolić, by sam rozwiązał swoje problemy — doprecyzował jeszcze.
— Okej… — mruknął po chwili namysłu brunet. — Ufam, że wiesz, co mówisz — dodał jeszcze poważnie, rzeczywiście biorąc słowa Oliwiera za pewne ubezpieczenie. Przyjaciel nigdy go nie zawiódł i nie rzucał słów na wiatr, więc Marcel czuł, że nie ma powodu, aby mu nie wierzyć.
— Myślę, że po prostu musiał wygadać się komuś bardziej bezstronnemu, kto spojrzy na jego… — zawahał się, bo słowo „problem” w ostatniej chwili wydało mu się nieodpowiednie — kto spojrzy na tę sytuację obiektywnie — sparafrazował.
— To brzmi sensownie, ale… po prostu nie potrafię przestać się o niego martwić, wiesz? Rozumiem, że to nastolatek, który właśnie wkracza w dorosłość i to musi być dla niego cholernie dezorientujące i nienawidzę tej bezsilności, że nie mogę mu w tym pomóc. W ogóle to zajebiście mnie przeraża, że oni wszyscy kiedyś dorosną i nie będę już mógł ich tak chronić. Coś rozrywa mi serce, jak sobie tylko pomyślę, że w życiu czeka ich tyle rozczarowań i…
— … czeka ich też mnóstwo dobrych rzeczy. — Oliwier przerwał ten słowotok Marcela, widząc, że jego przyjaciel niepotrzebnie się nakręca. — Nie da się uniknąć błędów, ale robisz jedną zajebiście ważną rzecz: uczysz ich, że zawsze mogą do ciebie przyjść i zawsze otrzymają pomoc. Na mnie zawsze ciążyła ta nieznośna presja, że cokolwiek by się nie działo, to mogę liczyć tylko na siebie, więc uwierz mi, kiedy ci mówię, że to znaczy dla nich wszystko, nawet jeśli teraz nie są tego świadomi. A tak w ogóle to mogłeś je po prostu porzucić i się nimi nie przejmować, tak że jak sam widzisz, już masz plus tysiąc w kategorii wzorowego ojca — dodał na koniec prześmiewczo, żeby nieco zejść z patetyzmu w tej rozmowie. 
Marcel tylko pokiwał głową, delikatnie się uśmiechając. Oliwier zdawał się rozumieć go bez słów i zawsze wiedział, jak go uspokoić, kiedy za bardzo się na czymś zafiksował… czym starał mu się odwdzięczać. Jak tylko napięcie związane z Denisem nieco zelżało, jego umysł stał się bardziej przejrzysty i zerknął na policjanta, marszcząc czoło.
— To był intensywny weekend — rzucił z pozoru bez podtekstu. 
— Mmm… — mruknął tylko potwierdzająco blondyn, bo trudno było się z tym nie zgodzić. Tuż po pracy pojechali na cały weekend do Lublina, gdzie walczył podopieczny Marcela, a potem wrócili i na następny dzień przyjechali tutaj. 
— Mało spałeś — zauważył też błyskotliwie Marcel. — I teraz też nie możesz spać — dodał znacząco, co spotkało się z ciężkim westchnieniem policjanta, który zrozumiał, do czego pił jego przyjaciel. — Co się dzieje? — zapytał wprost.
Naturalną reakcją Oliwiera na takie pytanie było zawsze wyparcie, bo nie zamierzał się nikomu zwierzać, ani przed nikim odsłaniać, jednak teraz sytuacja była inna, bo rozmawiał z Marcelem i po pierwsze — on nie szastał tym wyświechtanym pytaniem na lewo i prawo, a kiedy je zadawał, upewniał się, że nie zadaje go bezpodstawnie, a przez to nie było szansy go zbyć. Po drugie Oliwier poczuł… że wcale nie chce go zbywać. 
— Ostatnio kilka razy złapał mnie paraliż — wyznał zupełnie szczerze i pozwolił, by jego przyjaciel przyswoił tę myśl.
— Hmm… — mruknął tylko początkowo Marcel, by nie milczeć zbyt długo. — Czy powód, dla którego tu teraz siedzisz zalicza się do „ostatnio”? — zastanowił się. 
— Cóż, to zdecydowanie nie był najlepszy sen, jaki ostatnio miałem — odparł z cichym parsknięciem.
— I to tak… nagle? Chyba nie miałeś ani jednego od lat? — dopytał brunet, bo nie przypominał sobie, aby w ciągu ostatnich… paru lat Oliwier się skarżył. Choć „skarżył” to było nieadekwatne słowo. Francuz nie miał w zwyczaju narzekać, ale czasami, kiedy miał lekkie zawirowanie w życiu, rozmawiał o tym z Armińskim. To był ich wspólny mechanizm wsparcia. Obydwaj byli świadomi, że rzeczy, jakie sobie nawzajem zdradzają, zabiorą do grobu i choć Marcel nie był pod tym względem aż tak nieufny, tak Oliwier potrzebował mieć pewność, że jego słabości nie zostaną wykorzystane przeciwko niemu. 
— Nie — rzucił tylko krótko Francuz.
— Coś się ostatnio dzieje? Coś cię niepokoi… w tym sensie? — zapytał dosyć pokracznie Armiński, nie chcąc używać pewnych słów, ale był przekonany, że Oliwier go zrozumiał.
— Nie — odpowiedział takim samym tonem.
— Okej. — Marcel przytaknął. — Masz jakiś pomysł, czemu paraliże wróciły? 
— Nie — rzucił po raz trzeci oszczędnie policjant.
— Poczekaj, bo nie nadążam za twoim słowotokiem. — Brunet nie mógł się powstrzymać przed szczyptą sarkazmu. — Miałeś ostatnio prawdziwy sajgon w pracy, może po prostu schodzi z ciebie stres i niestety dzieje się to w najmniej pożądany sposób? — zasugerował zaraz zwyczajnym tonem.
— Tak też twierdzi Klaudia — zdradzał blondyn i nawet nie starał się ukrywać sceptycyzmu.
— Ale do ciebie to nie przemawia — wydedukował Armiński.
— No tak średnio bym powiedział. Miałem gorętsze okresy i jakoś obyło się bez dodatkowych przygód. — Młodszy mężczyzna wzruszył bez przekonania ramionami. 
— Nie możesz podchodzić do tego tak zero-jedynkowo. Nie jesteś robotem i fakt, że wtedy nie zaistniał czynnik, który wywołuje paraliże, nie oznacza, że teraz się tak nie dzieje — uznał zdroworozsądkowo Armiński.
— Może… nie wiem. Po prostu mnie to wkurwia. Myślałem, że zostawiłem to gówno lata świetlne za sobą, a okazuje się, że… — urwał i westchnął ciężko. — To pojebane… — mruknął tylko na koniec.
— Tak teraz mi przyszło do głowy, że może po prostu jesteś dla siebie zbyt surowy? Kiedy się to zdarzyło, wkurzyłeś się i teraz się za to biczujesz, zasypiając za każdym razem z myślą, czy tej nocy nie zdarzy się coś przykrego, a to z kolei doprowadza do tego, że się denerwujesz i te stresory znajdują ujście w twoich paraliżach. Takie błędne koło — wywnioskował Armiński. W jego głowie to miało sens. Istniała opcja, że Oliwier sam się zapędzał w kozi róg i głównym czynnikiem stresowym, który zbudził do życia jego koszmar był… on sam. — Wiem, łatwo mi mówić, ale może po prostu spróbuj wyluzować w tym aspekcie? Jeżeli paraliż ma ci się przytrafić, to i tak się przytrafi, więc postaraj się to zaakceptować. Nawet jeżeli przyczyna jest inna, to bez sensu jest się tym teraz wkurzać. To ci nie przyniesie żadnych korzyści — dodał uzupełniająco.
Francuz milczał jakiś czas, zastanawiając się nad sensem wypowiedzi przyjaciela.
— Może jednak Denis jest twoim synem — rzucił wreszcie nieco złośliwie, przemycając w ten sposób komplement pod adresem drugiego mężczyzny i jednocześnie przyznając, że w jego wypowiedzi mogło być dużo prawdy. Wystarczyło po prostu powiedzieć: „Masz rację”, ale to już nie było w styli Francuza.
— Pewnie, że tak! — podchwycił zaraz Armiński z dumą. — Ma zajebistego ojca, więc jest zajebistym dzieciakiem — dodał z dumą i Oliwier już miał mu się jakoś odgryźć, mówiąc coś w stylu, że nie ma co się rozpędzać z takimi deklaracjami, ale w ostatniej chwili do głowy przyszedł mu inny pomysł. O wiele bardziej wredny i jednocześnie gwarantujący koniec dyskusji. 
— Ech… gdyby był choć troszkę starszy… — westchnął z udawanym rozmarzeniem.
Marcel początkowo zamilkł.
— O… wow — wyrzucił z siebie zszokowany. — Wow — powtórzył. — Chcę to odsłyszeć, natychmiast — powiedział zażenowany, bo jego umysł mimowolnie zaczął podsuwać mu obrazy, których nie chciał sobie wyobrażać. — Jesteś obrzydliwy — dodał z wyrzutem, patrząc ze skrzywieniem na Oliwiera. 
Ten w odpowiedzi zaczął się tylko głośno śmiać. 
— O mój Boże. Nie mogę sobie przestać tego wyobrażać — zdradził z przestrachem Marcel.
— Coś mówiłeś, żeby się samemu nie biczować? — przypomniał z nutką kpiny policjant i zaczął się powoli podnosić. — Wracamy? Zaraz go udusisz — zwrócił uwagę, widząc, że zdezorientowany brunet jeszcze mocniej przytulił do siebie owczarka. Tytan bynajmniej nie narzekał. W końcu przez całe psie życie skąpiono mu czułości, więc teraz sobie odbijał.
— Jesteś potworem — powiedział z przesadnym żalem Armiński, również się podnosząc.
Obaj wiedzieli, że mogą na sobie polegać i mogą się sobie wygadać… to jednak nie widzieli konieczności, żeby się nad wszystkim szczegółowo rozczulać. Powiedzieli, co mieli sobie powiedzieć, jak zwykle trafnie rozumiejąc swoje sytuacje i mogli iść dalej, na przykład ucinając temat jakimś mniej lub bardziej brutalnym żartem.
— To ten, słodkich snów — pocisnął po raz ostatni policjant, kiedy byli już przy wejściu do domku, na co Marcel fuknął oburzony.
— Teraz to będę miał tylko koszmary — odparł zgryźliwie.
Oliwiera to jeszcze bardziej rozbawiło i był z siebie całkiem zadowolony, dopóki nie dotarł do łóżka i nie spróbował ponownie zasnąć. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że kiedy podsunął ten absurdalny obraz Marcelowi… sam też może oberwać. 
Kurwa — zaklął w myślach i skrzywił się, kiedy dotarło do niego, jakie wyobrażenie miał właśnie przed oczami.
***
Pomimo iż noc była długa i położyli się cholernie późno, to na szczęście nie było konieczności zrywania się o świcie, z czego Denis zamierzał z lubością skorzystać. Sama świadomość, że nie miał ustawionego budzika była kojąca, bo przez to mógł wykorzystać swój sen w stu procentach.
Kiedy wreszcie się rozbudził, sam z siebie, poczuł przyjemne odprężenie. Poleżał kilka minut w bezruchu, pozwalając, by jego ciało przyzwyczaiło się do faktu, że za chwilę nastąpi pora wstawania, a potem przekręcił się niespiesznie na drugi bok, by zobaczyć, która godzina. 
W pierwszej chwili jego spojrzenie przykuły nagie plecy mężczyzny leżącego na drugim łóżku. Aż poczuł przyjemny dreszcz. Rozejrzał się szybko i dostrzegł, że byli w pokoju tylko we dwóch. Materac Wiktora był pusty, tak samo jak druga część łóżka Oliwiera, a to oznaczało, że młodszy Armiński i Marcin musieli już wstać. Został jeszcze Tytan, który wiernie leżał przy łóżku swojego pana, a który uniósł w zaciekawieniu łeb, jak tylko Denis się poruszył.
Nastolatek położył się na brzuchu na skraju łóżka i wychylił głowę, żeby zlokalizować swój telefon. Nie podniósł go, a jedynie odwrócił ekranem do góry i w takiej pozycji go odblokował, a następnie automatycznie włączył transmisję danych, by sprawdzić, co tam było słychać w social mediach. Po chwili sobie przypomniał, że w tym miejscu był fatalny zasięg i nie ma szans na połączenie, więc wygasił telefon i położył z powrotem swoją głowę na boku, podpierając policzek o wierzch dłoni. Drugą rękę pozostawił spuszczoną z łóżka i po chwili zastukał niemal bezgłośnie palcami w podłogę, co zgodnie z jego oczekiwaniami spowodowało, że Tytan się podniósł i z entuzjazmem do niego podszedł. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i zaczął drapać psa po głowie i za uszami, bo to były zdecydowanie jego najczulsze punkty.
Pies najpierw pozwalał się rozpieszczać, a po jego pysku i przymkniętych powiekach było widać, że przeżywa genialny odlot. Potem Denis zaczął go nieco drażnić, to pstryknął go delikatnie w nos, to zaczepiał jego łapy, a Tytan machał ogonem i lekko chwytał zębami dłoń nastolatka. Po jakimś czasie przewrócił się na plecy, zachęcając Armińskiego do dalszej zabawy. Zaczął sobie przy tym powarkiwać i był coraz bardziej głośny, aż w pewnej chwili wymsknęło mu się szczeknięcie, które obudziło Oliwiera.
Blondyn podniósł się kompletnie zaspany i zerknął zdezorientowany w stronę hałasu. Gdy zobaczył, co się dzieje, westchnął ciężko i z powrotem opadł na poduszkę, tylko tym razem z głową zwróconą w stronę Denisa. 
Leżeli przez chwilę w ciszy, patrząc na przeszczęśliwego owczarka, który w końcu zorientował się, że jego pan nie śpi, więc podbiegł do drugiego łóżka i bez ostrzeżenia szturchnął policjanta w twarz mokrym nosem.
— No już, dobra. — Mężczyzna starał się powstrzymać entuzjazm swojego psa, a kiedy to nie podziałało, nakrył się kołdrą na głowę. Ten trik jeszcze bardziej zachęcił owczarka, który — choć mu się to nie zdarzało — wskoczył na łóżko i zaczął szczęśliwy dreptać po Francuzie, co jakiś czas próbując nosem odgarnąć kołdrę, by się do niego dobrać. — Przestań! Zły pies! — warknął wreszcie Oliwier, podnosząc się do klęku.
Denis obserwował tę sytuację z rozmarzeniem, aż zapominając, że jego zachowanie może zostać zdemaskowane. Ale nic nie mógł na to poradzić. Widok niemal nagiego, zaspanego policjanta, który klęczał w pościeli i próbował obronić się przed natarczywym atakiem czułości swojego psa, był czymś…  rozbrajającym.
— Jak ty się zachowujesz? — powiedział ostro do zwierzaka. — Na ziemię! — rozkazał, wskazując dodatkowo na podłogę palcem. Pies podkulił ogon i wykonał jego polecenie. — Chyba ma kryzys wieku średniego — rzucił z parsknięciem, widząc rozbawionego nastolatka. — Dzień dobry — dodał zaraz.
— Dobry — odparł Armiński, nie potrafiąc przestać się uśmiechać. 
Czyż to nie był idealny poranek? Obudził się w tym samym pokoju co Oliwier i żartowali sobie od rana z biednego psa, który po pięciu sekundach zapomniał, że został nazwany „złym psem” i teraz z powrotem zaczął łasić się do Denisa. 
Po kilku minutach obaj zgodnie postanowili, że pora wstać, bo było już grubo po dziewiątej i dało się słyszeć entuzjastyczne rozmowy na dole. Zapewne reszta jadła śniadanie. 
Denis czuł się rewelacyjnie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio obudził się w tak wyśmienitym humorze. Nawet nie chodziło o to, że obudził się tak blisko policjanta i miał okazję podziwiać go w samej bieliźnie, na dodatek w pomieszczeniu, w którym byli tylko we dwójkę. Oczywiście to też było cholernie przyjemne, ale głównie chodziło o to, że chłopak czuł się… pewniej. To swoiste zagubienie, które towarzyszyło mu od dłuższego czasu, zostało uśpione i teraz był w stanie widzieć świat w bardziej żywszych kolorach. Jego samoocena też nagle podskoczyła, a przez to był w stanie zachowywać się bardziej naturalnie. Obecność Oliwiera aż tak bardzo go nie onieśmielała, a co więcej, w głowię kłębiło mu się pełno myśli, jak może wciągnąć policjanta w interakcję. Nagle po prostu stał się towarzyski, miał na wszystko odpowiedź i nim wyszli z pokoju, trzy razy zdołał rozbawić Francuza, który aż śmiał się w głos. 
Nie miał pojęcia, o co dokładnie chodziło. Co prawda gdzieś tam w głębi był dosyć podejrzliwy i spodziewał się, że to nie jest permanentny stan i nie zawsze będzie tak beztrosko jak w tej chwili, jednak obecnie czuł się wybornie w swojej własnej skórze. 
Wczorajsza rozmowa z Oliwierem była niesamowicie oczyszczająca. Starszy mężczyzna potraktował go bardzo dorośle, jak kogoś równego sobie, a przez to z pamięci Denisa wyparowały wszystkie — przynajmniej chwilowo — żenujące i głupie sytuacje. Jakoś fakt, że upił się i potem spał na kanapie policjanta przestał robić na nim wrażenie, choć jeszcze wczoraj umierał ze strachu i to był powód, dla którego nie chciał przyjeżdżać na działkę. Nagle poczuł się mężczyzną i kiedy widział, że Francuz śmieje się z jego żartów i chyba nawet lubi jego towarzystwo, to… Po prostu czuł, że jego serce płonie z radości, a umysł podsuwa mu coraz odważniejsze wizje. 
Dostrzegł chyba po raz pierwszy w życiu, że Oliwier nie żył jedynie w strefie jego marzeń. Żył naprawdę, istniał tuż obok niego i był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło ją tylko do niego wyciągnąć i brunet czuł, jak kumulują się w nim pokłady odwagi i energii, by to zrobić.
__________________

Wow, trochę czasu minęło, co?
Cóż, ostatnio mam małe zawirowanie w życiu prywatnym i staram się to jakoś ogarnąć. Ciężko stwierdzić, kiedy wszystko się jakoś ustabilizuje i nie wiem, czy w ogóle uda mi się wrócić do publikowania regularnie co tydzień, bo... bo życie po prostu. Ech, bycie dorosłym ssie. W każdym razie na pewno postaram się, aby rozdziały pojawiały się częściej niż raz na miesiąc.
I żeby nie być gołosłowną - przez ten (prawie) miesiąc wcale się nie obijałam jeżeli chodzi o pisanie. Wręcz przeciwnie. Póki co nie mogę nic zdradzić, ale... wiedzcie, że coś się szykuje. :)
Tymczasem mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał, bo ja się stęskniłam trochę za chłopakami. 
Jak widzicie Oliwier, że tak powiem po jutubowemu, sam się "sprankował" i wyobraził sobie Denisa w sposób, w jaki nigdy nie myślał, że sobie wyobrazi. Kto wie, do czego to doprowadzi. :)
... Zwłaszcza, że Denis poczuł przypływ odwagi i umysł podsuwa mu coraz śmielsze pomysły. :D

To chyba tyle, do następnego! :)

8 komentarzy:

  1. Hej. Dzięki za rozdział jak zawsze świetny. Ja tylko jestem ciekawa co ten Francuz zaczął tam sobie wyobrażać, bo moja wyobraźnia zadziałała:-). Podoba mi się że Denis pozbył się tych swoich leków i zaczyna wracac, że tak powiem na odpowiednie tory. Rozbawiła mnie reakcja Marcela i jestem ciekawa czy miał podobne myśli do moich �� . Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. Ps. Czekam z niecierpliwością na to co dla nas szykujesz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cokolwiek zaczął sobie wyobrażać, myślę, że trochę go to przeraziło. :D
      Denis poczuł chyba wakacyjny klimat, po rozmowie z Oliwierem odszedł mu główny "stresor", bo zobaczył, że mężczyzna traktuje go zwyczajnie, tak że chwilowo poczuł moc. Sam jest świadomy, że to wcale nie musi być długotrwały proces... ale kto wie. :D Może rzeczywiście podejmie jakieś śmielsze kroki.
      Myślę, że Marcel mógł mieć podobne myśli do Twoich. :D
      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Och, jak dobrze, że wróciłaś! Już myślałam, że uschnę z tęsknoty, jakaś desperacja zaczęła mnie dopadać >.<
    W każdym razie, mam nadzieję, że u Ciebie w życiu wszystko jak najszybciej się ułoży i wrócisz tutaj pełną parą z nowymi pomysłami :) Ale w razie czego, jestem gotowa czekać w nieskończoność (choć wolałabym nie).
    Rozdział bardzo mi się podobał, chociaż interakcje Oliwier-Denis aż tak bardzo tutaj nie dominowały. Swoją drogą, uwielbiam Marcela i jego relację z Oliwierem. W ogóle Marcel jest taką zajebistą postacią xD W każdym razie, już jakąś chwilę w sumie rozkminiałam, że w sumie dla Oliwiera jakaś potencjalna relacja z Denisem mogłaby powodować jednak konflikt interesów, skoro on jest synem jego mejor amigo xD A tymczasem oni sobie tutaj o tym tak normalnie żartowali. Zabawna była ta scena i ogółem reakcja Marcela. No i Oliwier oberwał rykoszetem, ciekawe co on tam sobie wyobrażał :P
    Trzymam kciuki, żeby ta odwaga z Denisa za szybko nie uleciała, to się jakoś fajnie opowiadanie rozwinie.
    Czekam na więcej, jak zawsze.
    Dużo, dużo weny, czasu, cierpliwości i wszystkiego, czego potrzebujesz w zasadzie :)
    Pozdrawiam i oby do następnego jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz czuję wyrzuty sumienia, że znowu trzymam w niepewności, no ale mam teraz średni wpływ na pisanie. :(
      Póki co mam jeszcze większy sajgon niż wcześniej, ale nie jest to nic złego, po prostu dużo się dzieje i trochę to męczy. Przynajmniej w takich momentach dociera do mnie, że pisanie jest dla mnie cholernie odprężające i uzależniające, bo choć nie mam czasu, to w głowie non stop pojawiają mi się nowe sceny. :D
      Marcel to taki ideał ojca w moim wyobrażeniu, który jest gotowy skoczyć w ogień za swoimi dziećmi, ale jednocześnie daje im wolną rękę i trochę przestrzeni, żeby same uczyły się życia. Ale, ale... na pewno i on ma swoje demony. :P
      Zdecydowanie potencjalna relacja na linii Oli-Denis byłaby konfliktem interesów. Już teraz Oli jedynie rzucił głupim żartem, a przez przypadek trochę zrył mózg i sobie i Marcelowi, więc co by było, gdyby jednak to się przeobraziło w coś rzeczywistego? :D
      Denisowi zdecydowanie na dobre wyjdzie, jeżeli utrzyma swój spokój i pewność siebie jak najdłużej, ale za rogiem są matury i myślę, że chcąc czy nie, stres do niego w jakimś stopniu wróci.
      Dzięki za odzew i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Hej. Wspominałaś, że masz teraz małe zawirowania w życiu i nie wiem teraz czy tak cię gnębić, mam pytanie. Kiedy będzie następny rozdział? Życzę ci dużo weny i czasu na pisanie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gnębić możesz, nie ma problemu. :D
      Tylko na przyszłość, najlepiej pisz na maila, bo tam dostanę automatyczne powiadomienie i szybko odpowiem... Na blogu może mi, jak chociażby teraz, umknąć. :/
      Co do rozdziału, no to kiepsko, ale mam zamiar pisać w weekend, więc MOŻE będzie w niedzielę. ;)

      Usuń
  4. Hej,
    wspaniale, że w końcu Denis wraca na właściwe tory, już przestał być taki ponury, rozdrażniony, a ta reakcja Marcela na wieść że Oliver i Denis razem... o tak boska, no i cudowny poranek naprawdę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    jaK dobrze że Denis wraca na właściwe tory i już przestał być ponury, rozdrazniony reakcja Marcela ma wieść że Oliver i Denis razem boska... no i poranek cudowny naprawdę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń