14 października 2019

Francuski piesek: Rozdział 8

Kilka sekretów

Wyskarbo było na pozór zwyczajną wioską, jakich pełno w całej Polsce. Aby tam dotrzeć, trzeba było zjechać z drogi krajowej w wąską, o bardzo kiepskiej nawierzchni i niezwykle krętą powiatówkę, którą otaczały gęste lasy. Następnie należało przejechać nią jakieś siedem kilometrów i łudzić się, że po drodze nie natknie się na żaden traktor, którego wyminięcie w takich warunkach nie było łatwym zadaniem. 
Sama wieś położona była wzdłuż głównej drogi i oprócz przylegających do niej posesji z domami jednorodzinnymi, znajdował się tam jeden, mały sklep spożywczy, w którym Armińscy robili zakupy w trakcie dłuższych pobytów na działce.
    Niecały kilometr dalej kończyły się zabudowania i ponownie wjeżdżało się w krętą, otoczoną lasami drogę. Taki krajobraz ciągnął się przez mniej więcej kilometr, a potem należało zjechać w słabo widoczną żwirówkę. Tu zaczynało robić się coraz ciekawiej, bowiem o ile wszędzie nadal rozciągał się las, to w niektórych miejscach można było dopatrzyć się jezior, przebłyskujących między drzewami. Nieco dalej znajdował się nieduży mostek, pod którym przepływała rzeka Wilkus. Dalej znowu mijało się głównie zagajniki, ale w pewnym momencie żwirówka się kończyła i zastępowała ją piaszczysta, z przebijającą gdzieniegdzie trawą, dróżka. 
Tu zaczynała dziać się cała magia. Las się kończył, a zza drzew wyłaniały się kolorowe płotki, figlarnie poprzycinane iglaki i szczytny urokliwych, drewnianych domków. 
Od głównej drogi, po prawej stronie, odchodziły prostopadle i w równych odstępach dróżki, ponumerowane od jednego do dwunastu. Przy każdej z tych dróżek znajdowało się około dziesięciu domków. 
Po lewej natomiast… jezioro. Z tej strony domki można było policzyć na palcach jednej ręki, bo działki nad samym jeziorem, jeszcze z dostępem do prywatnej plaży były horrendalnie drogie… ale jakąś dekadę temu Marcel mimo wszystko postanowił szarpnąć się na taki wydatek. 
Przejechali więc do końca głównej drogi i odbili w lewo, gdzie znajdował się podjazd do ich działki. 
Tak jak na początku Denis zakładał, swoją ucieczką przed Oliwierem sprawił, że podczas drogi jedynie się więcej stresował. Aż zaczął przeklinać się w myślach, że jest takim tchórzem. Przecież mógł mieć to spotkanie już za sobą! Nawet gdyby nie zamienił z Oliwierem słowa, to i tak sam fakt, że spojrzałby na niego, a przez to zmierzył się ze swoim strachem, zapewne sprawiłby, że choć odrobinę by się uspokoił. Niestety teraz było już za późno i z każdym kolejnym kilometrem, który przybliżał go do miejsca docelowego, przybliżał go tym samym do spotkania z Oliwierem. 
A co jeśli Oliwier nie zwróci na niego najmniejszej uwagi, tylko zwyczajnie go zignoruje? Czy właśnie stresował się bez powodu? Czy to była tylko jego paranoja? 
Oczywiście tym razem droga na Mazury minęła im w zaskakująco szybkim tempie, więc Denis musiał stanąć naprzeciwko swojego problemu prędzej, niż chciał.
Po tym jak wjechali na teren posesji, zaczął się standardowy chaos. Marcel biegał i otwierał domek, okiennice, garaż, małą szopkę, gdzie składowali różnoraki sprzęt i robił ogólny przegląd, czy wszystko było w takim samym stanie, w jakim to ostatnio zostawił. Alicja razem z córkami i Werą zaczęły zanosić do domu pakunki z jedzeniem, a Wiktor zaczął targać bagaże. Pod nogami plątały się psy, było głośno, a Denis nie za bardzo wiedział, co ma zrobić. Wziął więc swoją torbę, poczekał, aż Oliwier zniknie z pola widzenia i zaniósł ją do środka.
Domek z zewnątrz nie wyglądał na duży, ale kiedy wchodziło się do środka, nie odnosiło się wrażenia, że jest ciasno. Wręcz przeciwnie, cały parter stanowił otwartą przestrzeń. Po prawej znajdował się malutki aneks kuchenny, tuż na wprost wejścia stał dębowy stół i osiem krzeseł, a po lewej umiejscowione były dwie duże kanapy z funkcją spania. Na samym środku widniał okrągły kominek, który równocześnie pełnił funkcję pala wspierającego całą konstrukcję domku, natomiast zaraz za nim znajdowały się schody prowadzące na piętro, a pod nimi rozkładany fotel. W prawym kącie, obok schodów, znajdowało się malutkie pomieszczenie, gdzie mieściła się łazienka.
Piętro również było przestronne, choć podzielone na dwie części. Pierwsza, tuż przy schodach, była mniejsza i znajdowało się tam piętrowe łóżko i jeden materac w drugim kącie. Całość była oddzielona ścianką działową od części sypialnianej, gdzie stały się dwa duże łóżka oraz pięć ogromnych materacy — w tej chwili poukładanych jeden na drugim — którymi na czas spania można było wyłożyć podłogę. 
Armińscy często przyjeżdżali tu w większym gronie, a także nie mieli problemu, by udostępniać domek bliższym znajomym, którzy chcieli zrelaksować się nad jeziorem z dala od zatłoczonych plaż, dlatego przy aranżacji tego miejsca dbali, aby każdy mógł się komfortowo wyspać.
Zresztą nie tylko latem można było tu wypocząć. Sam Denis najbardziej lubił przyjeżdżać tu jesienią. Póki co musiał zapomnieć o takiej formie relaksu… czy o jakimkolwiek innym relaksie, bo schodząc z piętra nadział się na Francuza.
— Co jesteś taki blady? — zagadnął policjant. — Nie mów, że jeszcze masz kaca — rzucił z uśmiechem, ściszając głos. 
— Może… — bąknął tylko nastolatek. Tak. Kac to była świetna wymówka. Co z tego, że właśnie wyszedł na lamusa, który nie potrafi pić? Grunt, że policjant trzymał się tej wersji. 
— Ech, młody. Jak następnym razem będziesz pił, to pamiętaj, żeby pić też przy tym dużo wody. Potem będziesz czuł się znacznie lepiej — podpowiedział, klepnął chłopaka w ramię i sam udał się na piętro, żeby zostawić tam swoją torbę.
Uf… chyba nie było tak źle? Oliwier zachowywał się całkiem normalnie? Może jednak nic takiego się nie stało w miniony piątek? 
***
Godzinę później, kiedy mniej więcej każdy pobieżnie się zaaklimatyzował, przyszedł czas na jakże uroczystą kolację w postaci… grilla.
Marcel, jak zawodowo tak i prywatnie, wziął na swoje barki rolę lidera i rozdysponował obecnym zadania. To znaczy wpierw zapytał Alicji, co sądzi o jego pomyśle, a kiedy otrzymał akceptację, z entuzjazmem przeszedł do działania. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z jego planem. Wera obraziła się i wygłosiła mu wykład o równouprawnieniu za to, że śmiał zasugerować jej, aby pokroiła warzywa. Odpuścił sobie i kazał jej dla odmiany… iść wyszorować grilla. Fuknęła pod nosem, ale aby zademonstrować swoją niezależność przyjęła wyzwanie. 
Następnie mężczyzna spróbował zepchnąć te nieszczęsne warzywa na Oliwiera, który tylko perfidnie go wyśmiał, zabrał swojego kochanka i Tytana, a następnie poszedł pokazać mu pomost, który znajdował się za domem. Alicja zajęła się mięsem, Wiktor z Adą robili jakieś szaszłyki, Denis… gdzieś wyparował jak zwykle, a Olka udawała że coś robi, ale jak Marcel dłużej przyjrzał się córce, odkrył, że ta jedynie kręci się bez celu. Kazał jej więc poprzecierać wszystkie sztućce i talerze. Sam zajął się aranżacją ogromnego stołu na ganku, który znajdował się przed wejściem, by wszyscy mogli wspólnie zjeść kolację w przyjemnej atmosferze. 
— Gdzie są moje psy?! — zapytał w pewnej chwili spanikowany, kiedy wreszcie dotarło do niego, jakiego elementu mu brakuje. 
— Gdyby nie Denis, pewnie byłyby już gdzieś pod Olsztynem, ganiając dziki — odparła złośliwie Alicja, w gruncie rzeczy rozbawiona rozkojarzeniem Marcela. — Poszedł je trochę zmęczyć, żeby za bardzo nie świrowały przy kolacji — sprostowała zwyczajnie.
Po całych przygotowaniach, gdy wszyscy zebrali się na ganku, gospodarz postanowił też podjąć się wyzwania, aby każdy dostał idealnie ugrillowany kawałek mięsa.
— Marcel, kochanie, to że będziesz tam stał i się mu przyglądał, niczego nie zmieni. Obiecuję, możesz na chwilę usiąść — zapewniła go żona, jednak w odpowiedzi otrzymała tylko oburzone spojrzenie. — Albo i nie — bąknęła pod nosem i sięgnęła po kieliszek wina. Czuła, że jak ma spędzić w takim towarzystwie cały wieczór, to musi się jakoś na to przygotować. Na szczęście — bądź nie, zależy jak na to spojrzeć — obok siedział Oliwier, który aż za chętnie obiecał dopilnować, aby jej kieliszek nigdy nie był pusty. 
Sam popijał whisky, jednak wszyscy wiedzieli, że tej nocy i tak będzie najbardziej trzeźwy — oprócz dziewczynek rzecz jasna. No i psów. Francuz miał wyjątkowo mocną głowę i takie popijanie przy nim było niebezpieczne, bo lubił potem wykorzystywać stan innych ludzi, aby wyciągać z nich jakieś informacje. Nie żeby musiał specjalnie się trudzić. Zazwyczaj języki wszystkim rozwiązywały się same.
— Marcin, tak? — odezwała się głośniej Weronika. Do tej pory wszyscy dyskutowali sobie w parach, czekając na jedzenie, ale kobieta postanowiła skupić uwagę wszystkich na kochanku Francuza. — Powiedz mi, co jest z tobą nie tak, że zadałeś się z tym… — urwała, zerkając ostentacyjnie na policjanta — powiedzmy, że mężczyzną — dokończyła ironicznie.
Oliwier tylko podparł się wymownie na łokciach o blat stołu i wpatrywał się przenikliwie w brunetkę. Doskonale wiedział, że chciała go sprowokować, ale nie zamierzał dać jej satysfakcji. Wierzył, że Marcin sam z nią sobie poradzić… w końcu nie było to trudne. 
— Podobno dla własnego bezpieczeństwa najlepiej jest spać z policjantem… więc trzymam się tej zasady — odparł dyplomatycznie Marcin, patrząc pewnie na kobietę. Oliwier opowiadał mu o niej przed wyjazdem, a poza tym zdążył zobaczyć próbkę jej możliwości podczas wspólnej podróży. Co prawda przez większą część drogi siedziała cicho ze słuchawkami na uszach, ale czasami zaczepiała Francuza, jednak kiedy ten za bardzo ją przytłaczał, udawała, że nie słyszy. 
— Ach, tak jak myślałam, desperacja. — Armińska wyciągnęła swoje wnioski.
— Desperacja? Dziwnie pojmujesz definicję partnerstwa. To smutne. Ktoś cię skrzywdził? — zapytał niby troskliwym tonem Sokołowski, patrząc pytająco na Werę, której kpiący uśmieszek zniknął z twarzy. 
Oliwier nadal dzielnie milczał, ale jego uśmiech nie mógł być szerszy. 
— Uuuu… — wyrwało się Wiktorowi, który wczuł dramę. 
— Mnie? Nie, dlaczego? — Kobieta udała zdziwienie. — Ja się pytam tylko z czystej troski, bo doprawdy nie rozumiem powodów, po co ktoś miałby się wiązać z narcystycznym facetem o autorytarnych zapędach — wyjaśniła dobrotliwie, na koniec patrząc wymownie na policjanta. — No ale wszyscy mu to wybaczamy. Wychowywanie się w domu dziecka musiało odcisnąć na nim piętno — dodała, nie ukrywając, że chce sprowokować policjanta.
Tym razem blondyn postanowił się odezwać. Bynajmniej nie dlatego, że poczuł się sprowokowany. Po prostu doszukał się fantastycznej okazji do kontry.
— Kochanie, ale ty wiesz, że ja jestem gejem? — zapytał wpierw spokojnie. 
— Nie mów do mnie kochanie — upomniała go Weronika, wyjątkowo uczulona na takie określenia.
— Więc albo ten fakt ci umknął, albo po prostu nie znasz znaczenia słów, których używasz. Zatem? — dokończył niezrażony. Jego zdaniem ostatnie, z czym można było go skojarzyć, to autorytaryzm. W ogóle pominął argument z domem dziecka.
— Chodziło mi o to, że jesteś uparty jak osioł — uściśliła zaraz Armińska, czując, że Francuz chce z niej zrobić wariatkę. Przecież doskonale wiedziała, na czym opierała się osobowość autorytarna! Chciała po prostu odnieść się w skrócie do takich cech jak bezkrytyczność czy wiara w siłę i bycie twardym.
— To nazywaj rzeczy po imieniu. Używanie mądrych słów nie czyni cię mądrą — uświadomił ją kąśliwie.
— Dobra, dzieciaczki! Kto chce słuszną porcję mięcha?! — Marcel postanowił niczym rycerz wkroczyć na pole bitwy i nieco ostudzić zapędy rozmówców. Doskonale wiedział, że to dopiero początek zaciętej dyskusji i będzie musiał interweniować jeszcze nie raz.
Denis obserwował to wszystko z dystansem i podskubywał niemrawo swojego szaszłyka. Niby było trochę rozrywki, bo Oli jak zwykle celnie kontrował i z każdą sekundą rozwścieczał Weronikę. Niby ta cała atmosfera powinna sprawić, że uśmiech nie powinien mu schodzić z twarzy, bo w końcu był wśród najbliższych i wręcz aż ciężko było w takich okolicznościach pozwolić, aby stres czy panika przejęły nad nim kontrolę, a mimo wszystko… nie potrafił się odnaleźć.
Obserwował, jak Marcin patrzył z uwielbieniem na Oliwiera, a za każdym razem gdy mężczyzna inteligentnie dogryzał Weronice, Francuz odpowiadał mu spojrzeniem, w którym kryła się jakaś dziwna nutka podziwu. Poza tym zerkali na siebie non stop, uśmiechali się do siebie, szeptali coś… cholera, chyba naprawdę się dogadywali. Pasowali do siebie…
Jakby tego było mało, Marcel usiadł obok Wiktora i wesoło żartowali z czegoś, czego Denis nie mógł być częścią, bo siedział pomiędzy podminowaną Weroniką, a Olką, która też za wiele się nie odzywała, a jedynie obserwowała, co się działo.
Nagle zapragnął stąd zniknąć. Nie chciał tu być, nie pasował tu. 
— Przejdę się — powiedział niespodziewanie i wstał, zaskakując tym nawet samego siebie. Ta scena właśnie rozegrała się w jego głowie jakieś sto razy i aż nie dowierzał, że zrobił to naprawdę.
— Nie dojadłeś nawet, kochanie — zauważyła Alicja.
— Wiem, nie jestem głodny — odparł tylko sucho chłopak i zaczął się wydostawać ze swojego siedzenia. 
— Mogę się przejść z tobą? — zapytał zmartwiony Marcel ściszonym tonem, kiedy Denis go mijał.
— Zostań tutaj, zaraz wrócę — obiecał, uśmiechając się słabo i ruszył do bramy, czując cholerne zażenowanie wywołane ciszą, jaka się za nim ciągnęła i zaskoczonymi spojrzeniami tych, co zostali przy stole.
Miałeś się tylko nie wychylać. Dobra robota — zrugał się sarkastycznie w myślach.
***
Siedział na dobrze zakamuflowanym w zaroślach pomoście, jakiś kilometr od swojej działki. Zawsze lubił tu przebywać, bo przez wysoką trzcinę i brak linii brzegowej, a przez to plaży, prawie nikt tu nie przychodził i można było liczyć na spokój w urokliwych okolicznościach. 
Jednak widok jak z bajki wcale nie działał na niego terapeutycznie. Było mu po prostu smutno. Już nie czuł złości, rozczarowania, nie miał wyrzutów sumienia, tylko czuł czysty smutek. Choć może to nie była jedyna emocja, ale była na tyle silna, że przyćmiewała w tej chwili wszystkie inne.
Nawet w jego głowie brzmiało to głupio, gdy o tym myślał, ale podświadomie nie mógł oprzeć się przeświadczeniu, że chyba wolałby, gdyby jednak Oliwier coś pamiętał. Gdyby posłał mu jakieś dziwne spojrzenie, gdyby uciekał przed nim wzrokiem, czy gdyby ogólnie dał jakikolwiek znak, że pamięta o czymś, czego Denis nie mógł sobie przypomnieć. To by przynajmniej oznaczało, że wzbudził w policjancie jakieś emocje, przemyślenia… cokolwiek. A tak? Jego obojętność dodatkowo dobijała nastolatka.
Choć tak naprawdę Oliwier stanowił tylko czubek góry lodowej. Denis był zmuszony oglądać go takiego szczęśliwego z innym facetem i coś w nim pękło, ale prawda była taka, że zaatakowały go wszystkie lęki, jakie posiadał. Czuł jednak taki chaos w głowie, że na dłużej potrafił skupić się tylko na policjancie.
Na co dzień żył w sferze złudzeń i marzeń, bo przecież nikt nie mógł zabronić mu fantazjować, ale raz na jakiś czas dostawał olśnienia i uświadamiał sobie, że nigdy nie będzie znaczył dla Francuza więcej, niż tyle, że był synem jego najlepszego przyjaciela. Czuł, że ta etykietka boleśnie go uwiera, ale nie potrafił jej zerwać. 
Może jak wyjedzie z miasta i przestanie mieć regularny kontakt z Oliwierem, to mu przejdzie? Albo chociaż jego beznadziejne zauroczenie straci na mocy? Miał głęboką nadzieję, że tak się stanie…
Póki co blondyn nie pozwalał o sobie zapomnieć. 
— Nie chcę wyrokować, ale mogę nie wrócić stąd żywy — usłyszał niespodziewanie za plecami jego głos i aż się wzdrygnął na ten dźwięk. Cholerny Francuz i jego dziwne upodobanie do zakradania się. — Istnieje spora szansa, że Wera udusi mnie we śnie — dodał wcale niezmartwionym tonem, kiedy Denis obejrzał się na niego zaskoczony. — Ty też już masz jej dosyć? — zagadnął i nie pytając o zgodę, usiadł obok nastolatka, także spuszczając nogi z pomostu. 
Jej, ciebie, siebie… — odpowiedział w myślach.
— Rano zapytała mnie, co sądzę o cyckach Ady — odparł na głos, sądząc, że to będzie dosyć zabawne i ukryje jego zdenerwowanie. 
Chyba miał rację, bo Oliwier zaśmiał się w głos szczerze. 
Po jego reakcji zapanowała chwilowa cisza i wbrew pozorom Denis uznał to za bardzo odprężające doświadczenie. Policjant był tuż obok i tak po prostu sobie siedzieli ramię w ramię, wpatrując się w powoli zachodzące słońce. 
— Marcel mówił, że ostatnio jesteś nieswój. — Francuz jako pierwszy przerwał milczenie i jednocześnie przyprawił nastolatka o nieprzyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa.
— Wysłał cię za mną? — spytał zaraz podejrzliwie, czując, jak nagle czar pryska.
— Nie — zaprzeczył spokojnie policjant i spojrzał przy tym na Denisa. Zapewne chciał tym podkreślić prawdziwość tego stwierdzenia, ale chłopak nie był w stanie spojrzeć mu w oczy i szybko odwrócił wzrok. — Powiedziałem mu, żeby się nie przejmował, bo to pewnie tylko taka faza… ale coś się dzieje, prawda? — zapytał i po chwili sam sobie odpowiedział. — Pewnie nie chcesz o tym gadać, ale wiedz, że jeżeli będziesz czegokolwiek potrzebował, to możesz do mnie przyjść i Marcel się o tym nie dowie, okej? — zapewnił, myśląc, że Denis może traktować go w tym aspekcie jako wroga, który wyda go przed ojcem.
— Wszystko gra — zapewnił pospiesznie nastolatek i aż zaśmiał się w duchu, bo właśnie poczuł się jak bohater mema, na którym pracownica zajmująca się obsługą klienta uśmiecha się przez łzy. 
— Właśnie to udowodniłeś w piątek… czy jakieś dwadzieścia minut wcześniej — stwierdził z nutką ironii Francuz. W końcu obiecał Marcelowi, że dotrze do jego syna i nie zamierzał odchodzić z niczym. A skoro zwykła prośba nie działała, musiał uciec się do innych technik. Na nieszczęście Denisa był policjantem i znał całkiem sporo manipulacyjnych sztuczek.
Pomogło. Armiński zbystrzał i spojrzał na niego na poły z przestrachem i złością. 
— Czy… powiedziałem coś wtedy, albo zrobiłem… — urwał, nie wiedząc nawet, jak sformułować to pytanie.
— Na przykład co? — podpuścił go Oliwier.
Denis mimowolnie zawiesił swoje spojrzenie na policjancie zdecydowanie dłużej niż planował. Nie miał pojęcia, czy ten był poważny, czy z nim pogrywał. Coś się jednak stało w piątek, czy Francuz autentycznie pytał go o jakiś przykład? Cholera.
— Za dużo wypiłem i wyłączył mi się filtr, który normalnie wybija mi z głowy głupie pomysły — odparł dyplomatycznie, choć bardzo niepewnie. — Mam nadzieję, że nie pyskowałem czy coś… — dodał, będąc w stanie wymyślić tylko taki przykład na poczekaniu. — W każdym razie, jak zrobiłem coś głupiego, to przepraszam — zakończył, odwracając speszony wzrok.
— Nie masz za co — zapewnił Francuz zwyczajnym tonem i uśmiechnął się delikatnie. 
Po jego słowach ponownie nastąpiła cisza. Chciał w ten sposób dać chłopakowi chwilę do namysłu, a tym samym na zainicjowanie jakiegoś tematu. Miał już w głowie plan awaryjny, ale miał nadzieję, że to chłopak wykona pierwszy ruch. Powinien w pewnym momencie zacząć czuć się niezręcznie, bo cisza będzie ciągnąć się zbyt długo, a przez to powie coś totalnie przypadkowego, żeby tylko nie milczeć i…
— Pewnie byłeś zaskoczony, że to ja doprowadziłem się do takiego stanu, a nie Wiktor, co? — zagadnął, zaśmiawszy się na koniec nieco nerwowo Armiński.
Francuz nie mógł powstrzymać uśmiechu, jaki wpełznął mu na usta. Za długo pracował już w policji, by nie potrafić analizować tak prostych schematów. To było całkiem podobne do przesłuchania. Tyle że w rozmowie z osobami podejrzanymi o popełnienie jakiegoś czyny karalnego nie był tak miły. 
— Trochę tak — odparł zgodnie z prawdą — ale wszyscy musimy jakoś odreagować — zapewnił zaraz, by nie wpędzać nastolatka w wyrzuty sumienia. — Po prostu trochę się upiłeś, to wszystko. Plus jesteś już dorosły. Serio nie ma co robić z tego afery — dodał pokrzepiająco. — Tylko trochę martwię się o motywy… — zakończył nieco zmartwionym tonem. 
Denis momentalnie się spiął. 
— Nie chodzi o to, że stresujesz się maturami, nie? — strzelił, by wykluczyć najbardziej oczywistą opcję. To mogło być stresujące, ale znał nastolatka i wątpił, aby ten aż tak się tym przejmował. — Och… — westchnął, jakby nagle doznał olśnienia. — Boisz się tego, co będzie potem? — zgadł bezbłędnie, co potwierdziło przelotne, aczkolwiek wymowne spojrzenie Armińskiego.
— Trochę — bąknął pod nosem. Poczuł jednocześnie jak coś w nim zaczyna drżeć i jakby ciśnienie znalazło małą szczelinę, przez którą zaczęło schodzić. Cóż, nie mógł przyznać się Francuzowi, że sam w jakimś stopniu jest powodem jego stresu, ale… miał rację. Denis zajebiście bał się tego, co będzie potem i po raz pierwszy ktoś to powiedział na głos. 
— To w porządku — rzucił po chwili przemyśleń policjant. 
— No nie wiem… wolałbym się tym nie przejmować — parsknął brunet.
— Czego tak w zasadzie się boisz? — zapytał Francuz i przyjrzał się uważnie nastolatkowi. Starał się go obserwować i nawiązywać z nim kontakt wzrokowy, aby pokazać, że nie papla tylko pustych słów na pocieszenie, ale faktycznie zastanawia się nad słowami chłopaka. 
Denis jednak przez cały czas zerkał na niego krótko, a potem uderzała go fala gorąca i speszony odwracał wzrok, wgapiając się w taflę jeziora. 
— To głupie… — mruknął po chwili namysłu. W pierwszej sekundzie chciał zwerbalizować wszystkie trapiące go myśli, ale zaraz uznał, że w oczach dorosłego i doświadczonego przez życie faceta jego problemy zabrzmią jak żart. Wolał się nie kompromitować.
Oliwier jednak mocno go zaskoczył.
— Nie prawda — zaprzeczył na początku. — Skoro cię to trapi do tego stopnia, że zaczynasz się w tym zatracać i nie potrafisz się odnaleźć, to nikt nie ma prawa powiedzieć ci, że to co czujesz, jest głupie — zapewnił. 
— Jak sam zauważyłeś, jestem już dorosły. Nie powinienem się przejmować takimi pierdołami. Dziesiątki tysięcy maturzystów wyprowadzi się lada moment z domu, a ja… — urwał, czując, jak idiotycznie to brzmi. 
— I co? Myślisz, że z nich wszystkich tylko ty się boisz? Że tylko ty będziesz tęsknił? — zapytał retorycznie Francuz, domyślając się w trakcie jego wypowiedzi, co chłopak chce powiedzieć. 
— No raczej nie, ale… — zaczął z jęknięciem Denis i zaraz urwał, nie wiedząc, jak ma ubrać w słowa myśli. Oliwier i tym razem go wyręczył.
— Ale jesteś wściekły, że czujesz to akurat ty. Silny, odważny chłopak, który do tej pory nie bał się niczego, a nagle na jego drodze wyrosła przeszkoda i w dodatku z jego perspektywy wygląda błaho.
Boże, tak! Dokładnie to! — przeszło z ulgą przez myśl nastolatkowi. Nie odezwał się jednak, a jedynie nieśmiało skinął głową.
— Wszyscy się czegoś boją — oświadczył najzwyczajniej policjant. — A wiesz czemu? Bo bardzo mało rzeczy, których pragniemy, przychodzi bez poświęcenia. Im bardziej nam na czymś zależy, tym większy lęk odczuwamy. Już takie są nasze głupie umysły, że wpędzają nas w różne błędy myślowe i w efekcie boimy się stracić coś, czego jeszcze nie mamy. Ty teraz na zapas boisz się, że będziesz sam, w obcym mieście, z dala od rodziny i widzisz tylko to. Żadnych pozytywów — mówił, a Denis przyglądał mu się z uwagą, zapominając na chwilę o całym świecie. Zapomniał nawet o tym, że jeszcze przed parunastoma minutami unikał Oliwiera, że coś do niego czuje, że odczuwa wstyd… po prostu słuchał go jak zahipnotyzowany i z każdym słowem doznawał jakiegoś mikro objawienia. — Ale mam pomysł. — Policjant spojrzał uważnie na Denisa. — A co gdybyś podzielił to na etapy? 
— Niby jak?
— W sensie wiesz, takie etapy w swojej głowie. Jak z numerami telefonów. Nie zapamiętujesz całego ciągu cyfr, tylko zapamiętujesz kolejne kombinacje. Na przykład po trzy — zaczął z pozoru bez sensu. — Nie skupiaj się więc od razu na całym procesie, bo nawet mnie by to przerażało, gdybym był teraz na twoim miejscu. Przecież nie wyprowadzasz się na zawsze. Na bank będziesz przyjeżdżał do domu co weekend albo co dwa, plus wszystkie dłuższe przerwy świąteczne i wakacje… To nie jest tak, że już nigdy nie zobaczysz swojej rodziny. Przeprowadzisz się, pochodzisz na zajęcia… i za pięć dni możesz być z powrotem w domu, zjeść wspólny obiad z rodziną, pokulać się z tatą po macie, pobiegać z psami po lesie… skup się na tym — zaoferował. 
Denis na początku nie potrafił nic na to odpowiedzieć. To było żenujące, ale… nie miał pojęcia, czemu wcześniej nie potrafił tak do tego podejść. Rzeczywiście poczuł nagłe uspokojenie, jak pomyślał sobie, że nie przeprowadza się na drugi koniec świata, tylko do miasta obok i ledwie po kilku dniach będzie mógł wrócić do Białegostoku, żeby opowiedzieć o nowych doświadczeniach swoim bliskim. 
Parsknął tylko, czując zawstydzenie.
— Nie wpadłeś na to tylko dlatego, że wcześniej wpędziłeś się w błędne koło i podświadomie szukałeś jedynie kolejnych przeszkód — wyjaśnił policjant, jakby czytając w myślach chłopaka. 
— To brzmi tak prosto, gdy o tym mówisz… — wydusił z siebie jedynie Armiński.
— Bo jest. Sam się o tym przekonasz, choć wiem, że teraz cię to przeraża — zapewnił. 
— Pewnie tak… ale to takie głupie, takie… błahe i wręcz infantylne. Chciałbym się spiąć w sobie i po prostu machnąć na to ręką, a nie…
— Użalać się nad sobą? — Francuz wpadł mu w słowo.
Denis westchnął tylko sfrustrowany i wzruszył ramionami.
— To nie twoja wina, że tak myślisz — powiedział. — To społeczeństwo nas tak ukształtowało, że z jednej strony każe nam się zawsze dawać z siebie sto procent, a drugiej zabrania przeżywać ewentualnej porażki. No i co z tego, że dzieci w Afryce głodują, a w Jemenie homoseksualistów karze się śmiercią? Czy to oznacza, że skoro inni mają gorzej — zrobił znaczący cudzysłów palcami — to ty nie możesz przeżywać swojego prywatnego dramatu? — zapytał retorycznie, używając dosyć brutalnych przykładów. — Tak. Pięćset osób nie zrozumie, czemu czujesz się źle z tego powodu, ale jednocześnie ty zobaczysz czyjś dramat i będziesz wiedział, że ciebie by to nie ruszyło — starał się wyjaśnić.
— Myślę, że jednak głodne dzieci w Afryce mają gorzej — parsknął chłopak.
— Nie chodzi o to, że one mają gorzej, tylko o to, że ty też masz prawo czuć się źle — podkreślił dosadniej policjant. 
Denis nie potrafił nic na to odpowiedzieć. Czuł się teraz taki rozgrzebany i podatny na wszelkie zranienia. Miał wrażenie, że gdyby ktoś zechciał go teraz skrzywdzić, to nawet nie potrafiłby się obronić. Jednak Oliwier, zamiast kolejnymi wątpliwościami, karmił go nadzieją i spokojem. Oczywiście wiedział, że nagle mu się nie odmieni i tak po prostu mu nie przejdzie. Był świadomy, że jego lęki i strach będą sukcesywnie powracać, dopóki nie wybije godzina zero… ale teraz było mu po prostu lżej. Czuł się, jakby Oliwer zabrał niewidoczny głaz przygniatający mu klatkę piersiową. Dobrze było tak odetchnąć. Choć na chwilę.
— Sypiesz mądrościami niczym jakiś antyczny mędrzec — zaśmiał się cicho pod nosem, nie chcąc robić z siebie aż takiej ofiary.
— Ej, tylko nie antyczny, okej? — fuknął niby obrażony policjant, a Denis już bez żadnych barier roześmiał się w głos. 
— Zawsze myślałem, że… — zaczął po krótkiej pauzie nastolatek, jednak urwał, nie wiedząc, jak ma się wysłowić. Gdy tylko zaczął mówić, uzmysłowił sobie, że to co zamierza powiedzieć, może brzmieć obraźliwie. — Jesteś taki twardy i niewzruszony — zaczął z innej strony.
— Więc uznałeś, że nie potrafię i nie chcę mówić o takich rzeczach? — wywnioskował Oliwier, ale wcale nie brzmiał na obrażonego. Pokiwał tylko głową, krótko analizując postawę bruneta. — W zasadzie to nigdy nie dawałem ci powodów byś myślał inaczej — uznał. — I rzeczywiście nie lubię mówić o takich rzeczach — dodał szczerze, a widząc pytające spojrzenie chłopaka, uściślił szybko. — W sensie, że o sobie. Nie lubię mówić o swoich uczuciach. Nie dlatego, że nie potrafię tylko… nie chcę. No i to nie znaczy, że nigdy tego nie robię — zaznaczył jeszcze. 
— Chyba nikt nie lubi… — wywnioskował Armiński.
— Możesz mieć rację, bo takie uzewnętrznianie się jest cholernie trudne. W ten sposób ryzykujemy, że pokażemy swoje słabe punkty — dodał jeszcze swoje przemyślenie Francuz.
Denisowi natomiast coś przyszło do głowy. Czuł się chwilowo na tyle swobodnie, że zamierzał tak po prostu zwerbalizować myśl, która mu się właśnie nasunęła.
— To dlatego nie powiedziałeś Marcinowi o tym, że wychowywałeś się w domu dziecka? — zapytał. — W sensie… wyglądał na bardzo zaskoczonego, kiedy Wera to wspomniała.
— Wiesz, to jest chyba najistotniejsza różnica między tobą a Wiktorem — odezwał się z delikatnym uśmiechem policjant, pozornie zmieniając temat. — On głównie mówi i przyciąga wzrok, a ty słuchasz i patrzysz — skomplementował. — Wcale mnie nie dziwi, że akurat tobie to nie umknęło. — Po tych słowach westchnął nieco ciężej i skupił spojrzenie na krajobrazie, jaki miał przed oczami. — Naprawdę nie wiem, o co z nim chodzi — wyznał. — Jest fajnym facetem. Miłym, poukładanym, inteligentnym…
— Ale nic do niego nie czujesz? — Denis pozwolił sobie dokończyć jego myśl, kiedy Francuz zawiesił na chwilę głos. Nie wiedział czemu, ale zaczął się mocno ekscytować faktem, że może prowadzić z Oliwierem takie dorosłe rozmowy. Czuł się taki… ważny, doceniony. Postanowił przymknąć oko na fakt, że rozmawiał z facetem, w którym był po uszy zadurzony, i to w dodatku o jego kochanku.
— Obawiam się, że to nie jest kwestia tego, że nie czuję nic akurat do niego, choć wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to mężczyzna, którym powinienem zainteresować się na poważnie. To raczej… we mnie tkwi problem — wyznał, czując jakąś nić porozumienia z nastolatkiem. Jakoś w ogóle nie brał pod uwagę faktu, że chłopak mógłby cokolwiek przeciwko niemu wykorzystać. Naprawdę uważał go za cholernie mądrego dzieciaka. Poza tym… nie zwierzał mu się tak kompletnie bezinteresownie. Chciał mu pokazać, że mogą być równymi partnerami do rozmowy i że Denis może w każdej chwili do niego przyjść, wygadać się i wiedzieć, że zostanie zrozumiany. 
— Bo nie potrafisz się zmusić, aby zacząć jakąś poważniejszą relację, bo tak wypada? — zapytał Armiński, unosząc wymownie brew. — No przestań, Oli. To nawet nie brzmi jak ty — zauważył, a blondyn się zaśmiał.
— Masz absolutną rację — potwierdził. — Tylko że tu nie chodzi o Marcina, tu chodzi raczej o to, że ja nie nadaję się do związku. Żadnego — podkreślił dobitnie. 
— Może jeszcze po prostu nie trafiłeś na odpowiednią osobę — zasugerował dosyć nieśmiało Denis, czując, jak z jakiegoś powodu serce mocniej mu zabiło.
— Nieee…. — przeciągnął policjant. — Wera ma niestety trochę racji — zadeklarował niespodziewanie. — Jestem narcyzem — dodał pewnie. — A tacy ludzie zawsze będą przedkładać swoje własne potrzeby nad potrzeby innych. To ja stoję w centrum swojego prywatnego wszechświata i wyrzucam poza orbitę wszystko, co tylko mi nie odpowiada — tłumaczył metaforycznie, zdając sobie sprawę, że to co mówi jest nieco przerażające. Tym bardziej, że wypowiadał to na głos.
— Nie znam się za bardzo na psychologii — zaczął od wyjaśnienia Denis — ale wydaje mi się, że żaden narcyz nie przyznałby otwarcie przed sobą, a tym bardziej przed kimś, że jest narcyzem — wywnioskował. — Plus to nieprawda, że liczysz się tylko ty. Gdyby tak było, nie przyszedłbyś tu, nie próbował podnieść mnie na duchu i patrz, sam właśnie mi się zwierzasz — przedstawił to, co jego zdaniem właśnie się działo.
Oliwier milczał chwilę.
— To trochę co innego…
— Bo co? Bo jestem tylko synem twojego kumpla? — zapytał nieco sarkastycznie i kiedy zobaczył, że Francuz chce zaprzeczyć, dodał: — Nawet jeśli, to narcyzem nie można być na przykład tylko w kwestiach związkowych. Albo nim jesteś, albo nie. Całe życie byłeś samodzielny i doskonale wiesz, że sobie poradzisz. Nie potrzebujesz nikogo i nie musisz na nikim polegać. Myślę, że nie trafiłeś po prostu na odpowiednią osobę, bo z całym szacunkiem, Marcin na pewno jest super i w ogóle, ale mając już jakieś wrażenie na jego temat wydaje mi się, że on jest dla ciebie po prostu za nudny — wytłumaczył swój punkt widzenia. Gdzieś tam z tyłu głowy miał myśl, że to trochę zakrawało o manipulację, bo właśnie tłumaczył Oliwierowi, że jego facet do niego nie pasuje… ale był przekonany, że gdyby policjant był dla niego tylko kumplem, nadal wydawałoby mu się, że Marcin nie stanowi dla niego wyzwania. Zresztą, kogo jak kogo, ale Francuza nie dało się zmanipulować.
— Jesteś stanowczo za mądry. Ja w twoim wieku ledwo potrafiłem tabliczkę mnożenia — odparł tylko z cichym parsknięciem blondyn.
— Wiesz, że ja mam prawie dwadzieścia lat? — zapytał retorycznie Denis, a gdy Oliwier się wyszczerzył, dodał: — Tak że no… nie przyznawałbym się do tego — dodał ociupinkę złośliwie, choć wiedział, że policjant wyolbrzymiał.
— Nie pyskuj — fuknął wyreżyserowanym tonem starszy mężczyzna, a gdy Armiński popatrzył na niego z politowaniem, unosząc przy tym sugestywnie brew, zapytał normalnym tonem: — Nie działa? Kurde, zawsze myślałem, że to ostateczny argument kończący dyskusję, kiedy rodzic nie potrafi merytorycznie odpowiedzieć na zdanie własnego dziecka — wyjaśnił z parsknięciem.
— Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy to ja miałem rację, a nie tata… a kiedy ją miałem, to mi ją przyznawał, zamiast kazać nie pyskować — odpowiedział brunet.
— Oczywiście, że tak. Nie wyobrażam sobie, by Marcel mógł postąpić inaczej — przytaknął Oliwier. — Wiesz, że to najlepszy człowiek na świecie, nie? — dopytał z uśmiechem. 
Denis tylko nieznacznie skinął głową, po czym ją spuścił.
— Czuję, że ostatnio zajebiście go zawodzę — wyznał cicho.
Oliwier jednak tylko głośno się zaśmiał, przez co spotkał się z nieco rozgniewanym spojrzeniem chłopaka. 
— Młody, naprawdę nie mam pojęcia, co musiałbyś odpierdolić, żeby Marcel choć trochę się na ciebie zezłościł — wyjaśnił całkowicie poważnie. — Skoczyłby dla ciebie w przepaść, gdybyś tylko pstryknął palcami. 
— Jest moim ojcem, więc tak jakby trochę musi mnie kochać i mieć jakieś poczucie obowiązku — uznał chłopak.
— Jak widać, fakt, że ktoś cię sprowadzi na ten świat, wcale nie obliguje go, żeby darzył cię bezgraniczną miłością — sprzeciwił się zaraz policjant i wskazał na siebie wymownie kciukiem. 
— Kurde, przepraszam, nie miałem na myśli, że…
— Wiem, nie tłumacz się — przerwał mu Francuz. — Po prostu mówię, że rodzice was uwielbiają, bo jesteście świetnymi dzieciakami. Okej, ustaliliśmy, że Marcel jest idealny — wtrącił ze śmiechem — ale mimo to, na pewno czasem cię wkurza, nie? Czy to oznacza, że kochasz go mniej? 
— Nie mam pojęcia, co musiałby odpierdolić, żebym choć trochę się na nim zawiódł — zacytował słowa policjanta brunet, uśmiechając się delikatnie pod nosem. — Hej, jak się w ogóle poznaliście? — Denis zmarszczył nagle brwi. Właśnie dotarło do niego, że zawsze miał w głowie swojego ojca i Oliwiera jako symbol niesamowitej przyjaźni, a nigdy nie zapytał, w jakich okolicznościach się narodziła.
— Pamiętam, że jak byłem jeszcze w domu dziecka, to różne placówki czasami dofinansowywały nam jakieś atrakcje. Czasami jakaś szkoła organizowała wycieczki i dobierała dzieciaki z naszego ośrodka, czasami dawali nam darmowe wejściówki na jakieś wydarzenia kulturalne i raz Orion wyszedł z inicjatywą, że zasponsoruje lekcje jiu jitsu kilku dzieciakom. Tak się stało, że ja byłem jednym z tych szczęśliwców. Jeszcze wtedy to twój dziadek prowadził ten biznes i Orion znajdował się na Marczuku. No, tak więc tam poznałem twojego tatę, z którym miałem zajęcia i początkowo robiłem za jego szmatę do podłogi…
— Nie oszukujmy się, nadal za nią robisz — wtrącił wrednie brunet, za co Oliwier obdarował go nienawistnym spojrzeniem. Zaraz po tym zwyczajnie kontynuował swoją opowieść.
— Na początku wcale jakoś szczególnie mi się tam nie podobało, ale dzięki twojemu tacie zacząłem się w to na serio angażować i to mi bardzo pomogło odnaleźć się wśród tych wszystkich dzieciaków, z którymi byłem w ośrodku, bo… może cię zaskoczę, ale nie zawsze byłem taki fajny jak teraz — wtrącił pysznie.
— Nie wierzę — odparł Denis, pozorując przesadne zdziwienie.
— A jednak. 
— Czy… było tam ciężko? — zapytał o wiele poważniej chłopak.
Oliwier zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią, przygryzając przy tym wargę. 
— Wiesz, nie mam jakichś totalnie okropnych wspomnień. Nie stała mi się tam żadna poważna krzywda, ale… to nie jest dobre miejsce do dorastania. Nie życzę żadnemu dzieciakowi, aby tam trafił. Pozornie to idealne warunki, żeby znaleźć najlepszego przyjaciela, jednak bardziej trzeba uważać na to, aby nie stać się kozłem ofiarny. Dzieciaki są zazwyczaj okrutne. Nie dlatego, że są złe, ale po prostu naturalnie każde dziecko uważa, że to jego potrzeby są najważniejsze. W normalnych warunkach, jak pokłócisz się na placu zabaw z kolegą i … nie wiem, ten nasypie ci piasku do oczu, to biegniesz z płaczem do rodzica, który cię przytuli i pocieszy. A tu? Tu musisz albo oddać, najlepiej jeszcze mocniej, albo iść płakać gdzieś do kąta. W tym drugim przypadku, kiedy ktoś zobaczy, że jest od ciebie silniejszy, to masz przesrane — wyjaśnił smutną rzeczywistość. 
— To brzmi jak walka o przetrwanie — wydedukował nieco przerażony Armiński.
— Trochę tak jest. Zwłaszcza jak jesteś tym nowym i wszyscy na ciebie podejrzliwie patrzą i cię testują.
— Byłeś tym nowym? — zdziwił się Denis. Był pewny, że Oliwier od samego początku wychowywał się w domu dziecka. 
— Kiedyś miałem rodzinę — potwierdził starszy mężczyzna i spojrzał ze słabym uśmiechem na nastolatka. 
Armiński zaniemówił. Nie miał pojęcia, co ma odpowiedzieć.
— Więc… jak tam trafiłeś? — zapytał nieśmiało, nie mając pewności, czy nie przekracza jakiejś granicy.
— Matki nigdy nie poznałem, a mój ojciec zmarł, jak byłem mały. Innej rodziny nie mieliśmy — wyjaśnił tylko oszczędnie. 
— Bardzo mi przykro — odpowiedział skruszony chłopak.
— Niepotrzebnie. To było naprawdę dawno temu i teraz jestem już zupełnie innym człowiekiem — zapewnił Francuz.
— Wygląda na to, że poradziłeś sobie fantastycznie. Wiem, że jestem dwa razy młodszy i może to zabrzmi dziwnie, ale… jestem z ciebie bardzo dumny. Chciałbym kiedyś mieć tyle siły i determinacji, by walczyć o swoje i być tak odważny — powiedział szczerze.
— Bardzo mi miło to słyszeć — odparł rozczulony policjant. Rzadko kiedy mógł powiedzieć, że ktoś go rozłożył na łopatki, tak jak teraz zrobił to Denis. To najprawdopodobniej wynikało z faktu, że istniało bardzo niewiele osób, przed którymi mógł się otworzyć, więc chwile takie jak ta były dla niego wyjątkowe. — No, ale wracając. — Odchrząknął znacząco, chcąc przerwać ten nostalgiczno-wzruszający moment. — Tak trafiłem na Marcela i po raz pierwszy zobaczyłem, że można z kimś tak po prostu pogadać, bez obawy, że zostanie to wykorzystane przeciwko tobie. 
— W sumie to jestem trochę zazdrosny, bo choć mam wielu kumpli, z jednymi trzymaj się bliżej, z innymi dalej, to chyba nie mogę powiedzieć, że mam prawdziwego przyjaciela, któremu bym w stu procentach ufał — zdradził Denis.
— Jestem pewny, że jeszcze kogoś poznasz. Tak naprawdę bardzo mało szkolnych przyjaźni ma szansę przetrwać na dłuższą metę. Są to raczej wyjątki. Zazwyczaj kończy się pewien etap, ludzie się rozchodzą, kształtują swoje poglądy, odnajdują pasje i zaczynają zadawać się z ludźmi podobnego do siebie pokroju — wyjaśnił starszy mężczyzna. Wiedział, że o prawdziwą przyjaźń jest bardzo trudno, aczkolwiek nie miał wątpliwości, że tak ciekawy i ambitny dzieciak jak Denis będzie przyciągał do siebie innych fantastycznych ludzi. 
— Ale dzisiaj sypiesz mądrościami… — parsknął chłopak, nie wiedząc, jak ma na to odpowiedzieć. To co Oliwier mówił, miało sens — jak wszystko inne zresztą — ale nie chciał wychodzić na takiego nieobeznanego w życiu gówniarza. — Normalnie ciut nie terapeuta. 
— Masz jakieś oszczędności? — zapytał Francuz, zbijając tym nastolatka z tropu.
— Czemu? 
— Bo nie wiem, czy mam wystawić fakturę tobie,  czy twojemu ojcu — odgryzł się. — A skoro już o nim mowa, to pora wracać — zarządził. — Obiecałem mu, że zajmę się tym i może teraz biedak się głowi, czy to przypadkiem nie oznaczało, utopię go i będzie po problemie — zażartował, podnosząc się.
— A podobno cię tu nie wysłał — zauważył podejrzliwie Denis.
— Bo nie wysłał. Nie jest głupi i wiedział, że twój spacer to była tylko wymówka. Uznałem więc, że sam z tobą porozmawiam — wytłumaczył policjant, nie zamierzając tego ukrywać. 
— Niech ci będzie — odparł łaskawie brunet. — Ale… czy mógłbyś mu nie mówić, o czym rozmawialiśmy? — dopytał nieco nieśmiało. 
— Już ci to obiecałem na początku — powtórzył jeszcze raz Oliwier i podał brunetowi dłoń, aby pomóc mu wstać, a ten chętnie z tego skorzystał.
Do Denisa trafiło to wytłumaczenie. Domyślał się, że wyjście w momencie, kiedy wszyscy świetnie bawili się przy grillu, nie wyglądało najlepiej. Cieszył się zatem, że to Oliwier tu był, a nie Marcel. Armiński potrzebował wygadać się komuś… bardziej obiektywnemu. To znaczy na początku nawet nie wiedział, że tego potrzebuje, ale kiedy tylko zjawił się Francuz, cała sytuacja potoczyła się dosyć niespodziewanym torem. Tak jak Denis nie sądził, by ktokolwiek mógł go zrozumieć, tak jeszcze bardziej nie sądził, że to może być Oliwier. Mężczyzna cholernie zaskoczył go swoją postawą. Mimo iż na co dzień sprawiał wrażenie pewnego siebie, twardego faceta, to miał w sobie zaskakująco dużo wyrozumiałości i empatii. Niby nastolatek znał go od dzieciństwa i zawsze czuł się w jego towarzystwie swobodnie i dobrze, tak teraz Francuz kompletnie go zaskoczył. Chociażby tym, że mówił z takim spokojem i zdradził mu kilka sekretów ze swojego życia. To było ważne dla Denisa, bo to dało mu poczucie, że nie jest już tylko dzieckiem, a może być dobrym kompanem do rozmowy nawet z o wiele bardziej doświadczonym życiowo człowiekiem. Czuł się tym mile połechtany.
Wbrew pozorom wcale nie czuł się onieśmielony czy zdekoncentrowany, mając świadomość, że te wszystkie słowa wychodzą z ust Oliwiera, faceta, którego skrycie darzył romantycznym uczuciem. Chyba po prostu docierało do niego za dużo bodźców na raz i może jedynie na początku czuł się przytłoczony. Potem z każdą chwilą te uciążliwe myśli mu umykały i skupiał się na tym, co mówił drugi mężczyzna. Choć skłamałby, gdyby powiedział, że serce nie biło mu odrobinę mocniej. W pobliżu Francuza za każdym razem dostawał arytmii i tym razem nie było inaczej. Co więcej, czuł, że dzięki tej rozmowie zbliżyli się do siebie i mimo iż policjant zapewne nie odczuł tego w ten sam sposób, to Denis poczuł się… zachęcony. Jeszcze nie wiedział do czego, ale gdzieś tam z tyłu głowy zapaliła mu się myśl, że może jego marzenia nie muszą na zawsze pozostać w strefie marzeń.
Ta rozmowa cholernie mu pomogła. Była wręcz na tym etapie zbawienna. Co prawda nie był naiwny i wiedział, że nie został naprawiony i teraz już ze spokojem będzie patrzył w przyszłość. To niestety był o wiele bardziej skomplikowany proces i Denis musiał włożyć o wiele więcej pracy w to, aby nie panikować i się niepotrzebnie nie nakręcać. Póki co postanowił cieszyć się chwilą i tym, że udało mu się — dzięki Francuzowi — uspokoić swoje oszalałe myśli i dopuścić do siebie zdrowy rozsądek.
Nie pozostawało mu nic innego, jak poczekać na rozwój wydarzeń.
________________

Cześć wszystkim!
Korzystacie z ostatnich ciepłych dni, czy może w Waszej okolicy jest tylko szaro buro i ponuro?
A jak nastroje po wyborach?
Nie, dobra, żartuję, nie będziemy tutaj o tym dyskutować.

Rozdział miał być wczoraj, aczkolwiek trochę pokonała mnie korekta, ponieważ tekst wyszedł mi dłuższy niż początkowo zakładałam. Muszę przyznać, że jestem zadowolona z tej części i pisało mi się ją bardzo przyjemnie. 
Oli i Denis wreszcie sobie porozmawiali (jakby sugerować się standardami Worda, to gadali przez 11 stron :D) i to całkiem szczerze, a chwilami nawet intymnie. To też była okazja, aby dowiedzieli się czegoś o swoje nawzajem.
To dopiero początek Mazurskiej przygody (choć oczywiście nie zamierzam temu poświęcać pięciu kolejnych rozdziałów), ale jeszcze zostaniemy w "wakacyjnym" klimacie i zamieszamy pomiędzy bohaterami.
Koniecznie dajcie mi znać, czy rozdział się Wam podobał i czy coś Was zaskoczyło.

Do następnego! :)

18 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział jak zawsze boski. Jeżeli chodzi o naszych bohaterów to podobała mi się ich rozmowa. Coraz więcej wiemy na temat Oliwiera co go krztaltowalo i miał wpływ na to jakim jest człowiekiem. Jeżeli chodzi o Denisa trochę rozumiem te jego problemy i zmartwienia myślę że teraz jak jest po rozmowie z Oliwierem będzie mu łatwiej. Jestem ciekawa czy Oli weźmie słowa Denis Ana poważnie i zacznie szukać tego jedynego mężczyzny który nie będzie go nudził i cały czas mnie ciekawi czy okaże się nim Denis ? Tyle jeszcze przed nami już się nie mogę doczekać . Pozdrawiam i weny i czasu na pisanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oliwier pozwolił sobie na odrobinę więcej prywaty, bo wiedział, że bez tego nie dotrze do Denisa. Wiadomo, że czyjś przeżycia są bardziej wiarygodne niż takie suche zapewnienia że "wszystko bedzie dobrze". Przy okazji tak się stało, że nie tylko Denis zyskał na tym spotkaniu. :)
      Ta rozmowa zostawiła wiele otwartych drzwi. Denis poczuł, że rzeczywiście może zbliżyć się do Oliwiera i być może będzie miał odwagę coś z tym zrobić. :)

      Usuń
  2. Oczywiście że rozdział się podobał, jakże inaczej? Ale jak zawsze ciekawe rzeczy zbyt szybko się kończą. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no tak. Najchętniej nic bym nie robiła tylko pisała, no ale niestety, wszyscy musimy być cierpliwi - łącznie ze mną. :D

      Usuń
  3. Hej. Będzie dziś rozdzial? Jakie niespodzianki im przygotowałaś? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Błagam, błagam, błagam co było dalej?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... tego nie wie nikt. :D
      A tak serio to cierpię na chwilowy kryzys twórczy i na nowy rozdział trzeba będzie poczekać. :(

      Usuń
  5. Witam znowu!
    Bardzo przepraszam za przerwę w komentowaniu, ale czasami po prostu rzeczywistość dopada człowieka i ciężko się z tym wszystkim dookoła ogarnąć.
    W ogóle to na wstępie też zaznaczę, że szanuję Cię bardzo mocno za Twoją systematyczność, to jest naprawdę godne podziwu. Szczególnie, że piszesz te rozdziały na bieżąco.
    Ponieważ minęło parę rozdziałów, odkąd ostatnio komentowałam, to odwołam się w moim komentarzu też do poprzednich wydarzeń.
    Przede wszystkim! Paraliż senny! Normalnie jestem z siebie taka dumna, że udało mi się to rozszyfrować. I bardzo ciekawe było o tym poczytać. Jako że miałam w życiu tę wątpliwą przyjemność doświadczyć paraliżu, bardzo interesującym doświadczeniem dla mnie było zobaczyć, jak to prezentujesz w tekście. Jeśli się nie mylę, to napisałaś gdzieś, że sama też tego doświadczyłaś? Nie wiem na ile odwoływałaś się do własnych odczuć, ale zaskoczyło mnie to, że Oli miał otwarte oczy. Ja chyba nigdy tak nie miałam. Ale wiadomo, u każdego paraliż może objawiać się trochę inaczej.
    A tak w ogóle, to mam nadzieję, że przez to, że wspomniałam o paraliżu w komentarzu, nie zepsułam Ci jakoś planów na ten tekst. Jeśli tak, to bardzo przepraszam!
    Poza tym, to fakt że Oli ma takiego jakby chłopaka zbytnio mnie nie zaskoczył. W sensie, czegoś takiego się po nim spodziewałam. Jakiejś takiej relacji opartej głównie na seksie, ale w jakiś sposób jednak trwałej. To w miarę dobrze rokuje dla Denisa, bo łatwiej będzie go odbić xD
    W ogóle ten rozdział jak Denis się nachlał, to było coś pięknego! Przede wszystkim dlatego, że Denis był okrutnie rozbrajający, a poza tym fajnie było zobaczyć też coś bardziej z perspektywy Wiktora. Zawsze interesują mnie mocno relacje pomiędzy bliźniętami i właśnie było mi trochę przykro, że oni nie są u Ciebie jakoś szczególnie blisko, ale tamtym rozdziałem mnie udobruchałaś. Sposób w jaki Wiktor zajmuje się Denisem w sumie mi do niego pasuje :D
    No i w końcu docieramy do tego wyjazdu na majówkę. Czekałam na to chyba od samego początku tego opowiadania XD W ogóle szkoda mi Denisa, bo oczywiście Marcin pojechał, no ale przecież nie może być za łatwo. W ogóle bardzo mi się podobała ta rozmowa między nimi. W końcu Denis odważył się z kimś podzielić swoimi lękami i w sumie fajnie, że otworzył się przed Olim. No i że Oli potraktował go poważnie i rozmawiał z nim jak z dorosłym.
    I w ogóle uwielbiam Marcela jako ojca! Nie wiem, czy już to wspominałam, ale on jest takim przykładnym rodzicem, normalnie nic tylko podręczniki pisać na jego przykładzie.
    Ach i uwielbiam ten komentarz o oczach Olego, który Denis mu zaserwował, gdy był schlany ♥
    I mam też takie wrażenie, że fabułę tego tekstu rozwijasz jakoś wolniej niż Sezonu. Nie mówię, że to źle czy coś, to tylko takie luźne spostrzeżenie.
    Życzę Ci dużo weny i motywacji do pisania! I oby kryzys twórczy, o którym wspomniałaś wyżej jak najszybciej sobie poszedł :P
    Ślę buziaki i wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem, jak to bywa, tak że nie przejmuj się.
      Ja się bardzo cieszę, że mimo wszystko czasami się odezwiesz i zostawisz po sobie piękny komentarz <3
      Brawo za odgadnięcie, że chodzi o paraliż senny i od razu zaznaczę, że niczego nie popsułaś. Po prostu sprytna z Ciebie bestia i zgadłaś. :D Paraliż opisywałam trochę na podstawie tego, czego sama doświadczyłam, a trochę jeszcze o tym poczytałam. Akurat kwestia z otwartymi oczami wynika z moich doświadczeń. Za pierwszym razem nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje i czemu nie mogę się poruszyć, skoro przecież się obudziłam. Na szczęście nie doświadczyłam żadnych halucynacji, ale właśnie czytałam, że są one powszechne przy tej przypadłości.
      Fakt, to w stylu Oliwiera mieć takie "zabezpieczenie". Nic poważnego, ale seks ma na wyciągnięcie ręki kiedy chce. :D
      Co do relacji bliźniaków... nie chcę nic spoilerować, ale fabuła zaczęła sie w kiepskim dla Denisa momencie. On teraz praktycznie z każdym ma większy lub mniejszy problem. I fajnie że zauważyłaś, że Wiktor jednak opiekuje się Denisem - robi to po swojemu i Denis może nawet tego nie dostrzegać, ale Wiktor zawsze stanie za nim murem.
      Z Marcelem to jest trochę tak jak z Jackiem z Sezonu. Czuję, że zaczyna mi się wymykać spod kontroli i żyje w tych rozdziałach własnym życiem. :D Tak jak Jacek wyrósł niespodziewanie na jedną z moich ulubionych postaci do pisania, tak teraz to samo może stać się z Marcelem. Zobaczymy. :D
      Fabuła Pieska zdecydowanie rozwija się wolniej. Zapowiadałam to od samego początku. W Sezonie było dużo bardziej dynamicznie, bo mieliśmy do czynienia - oprócz romansu - z akcją, kryminałem, intrygami i sensacją. W Piesku postanowiła postawić relacje między bohaterami na pierwszym miejscu. Oczywiście to nie znaczy, że nic sie nie wydarzy i będzie tak od smętów do słodko-pierdzącej sielanki, bo to zdecydowanie nie jest w moim stylu. :)
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  6. Hej. Wpadam zapytać jak u ciebie ? Czy dziś będzie rozdział ? Pozdrawiam i miłej niedzieli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, niestety nie ma na to szans. Przez tydzień nie napisałam nawet jednego zdania. :/

      Usuń
    2. Wiesz tak naprawdę nie wiem co mam napisac. Nie wiem jak to jest być na twoim miejscu ale mam nadzieję że przyjdzie taki moment że nie będziesz wiedziała kiedy i rozdział będzie gotowy. Także trzymam mocno kciuki za ciebie i pozdrawiam. Oczywiście będę tutaj zaglądać :-)

      Usuń
  7. Hej,
    nie wiem jak to się stało,  że przeczyłam rozdział ale to nadrabiam, o tak cudownie, lider pyta się żony czy zrobienie grilla to dobry pomysł... super po prostu super... podobała mi się ta rozmowa Denisa z Oliwerem sporo się i nim dowiedzieliśmy, ale pomogła się uspokoić i na spokojnie przejść do tych sytuscji u Denisa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, Denis się uspokoił i na moment przestał panikować. Wygląda na to, że po prostu musiał się komuś wygadać, a że trafiła na Oliwiera... cóż, dla Denisa to jeszcze lepiej. :D

      Usuń
  8. Hej. Czy dziś będzie rozdział?
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie. :/
      Ale dobra wiadomość jest taka, że wreszcie zaczęłam go pisać, więc nim się pojawi to raczej kwestia dni. :)

      Usuń
  9. Nawet nie wiesz jak się cieszę będę zaglądać pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka, hejeczka,
    wspaniale, ocho lider pytający żonę czy zrobienie grila to dobry pomysł... podobała mi się ta rozmowa Denisa i Olivera, wiele dowiedzieliśmy się o Oliverze tutaj, ale też pomogła się uspokoic jak i na spokojnie przejść do tych sytuacji u Denisa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń