28 grudnia 2019

Francuski piesek: Rozdział 11

Wiosenne porządki

7 maja 2018
Jeszcze poprzedniego wieczoru zastanawiał się, czy ten reset na Mazurach w czymkolwiek pomógł i czy przez to będzie gotowy do wejścia na pełne obroty w pracy. Kiedy jednak przemierzał korytarze komendy, zmierzając do swojego gabinetu, poczuł nutkę ekscytacji. Chyba… tęsknił. Oczywiście miał świadomość, że jedna służba wystarczy, aby pożałował takich czułych myśli, ale z drugiej jego zapał do działania zwiastował, że mogło wydarzyć się coś pozytywnego.
Okazało się jednak, że ten dzień wcale nie miał zacząć się tak samo beztrosko i bezproblemowo, tak jak czuł się Francuz.
— Mój gabinet, natychmiast — usłyszał rozeźlony głos naczelnika, kiedy tylko
przekroczył próg sekretariatu i skierował się do własnego pokoju. Jego przełożony musiał chyba koczować pod drzwiami, bo wyparował od siebie niczym szaleniec.
Mimo wszystko Oliwier w pierwszej kolejności i tak zahaczył o swój pokój, by zostawić tam rzeczy, wydał Tytanowi komendę, aby został na swoim legowisku i dopiero potem niezbyt pośpiesznie przeszedł do drugiego gabinetu.
— Dzień dobry — przywitał się wpierw kulturalnie i usiadł na krześle przy biurku. Po drugiej stronie czekał na niego naczelnik z niekoniecznie zadowoloną miną.
— Czy ty jesteś normalny? — wysyczał na wstępie.
— Czuję, że mógłbym o to samo zapytać naczelnika — odpowiedział bezczelnie, na co starszy mężczyzna aż wytrzeszczył oczy. Szybko się jednak zreflektował.
— Widzę, że aż się prosisz o naganę — warknął.
— Z całym szacunkiem, ale przyszedłem trzy minuty temu. Nie ma fizycznej możliwości, abym zdążył coś przez ten czas spierdolić, więc chętnie się dowiem, co wywołało u szefa tak dramatyczną reakcję — wyjaśnił spokojnie.
— Czy mam cię wysłać na dywanik do komendanta? — zagroził naczelnik.
Francuzowi aż cisnęło się na usta, by rzucić zaczepnie „śmiało!”, ale się powstrzymał. Mimo wszystko powiedział coś tylko nieco mniej bezczelnego.
— Jeżeli on będzie w stanie powiedzieć mi konkretnie, o co chodzi, bez obrażania mnie i grożenia, to chętnie. 
Głowacki aż przymknął oczy. Nie spodziewał się po swoim zastępcy niczego innego, a jednocześnie nadał tliła się w nim złudna nadzieja, że Oliwier choć raz zamknie mordę i wysłucha, co miał mu do powiedzenia. 
— Jeżeli w niedalekiej przyszłości dostanę zawału serca, to wiedz, że jesteś za to całkowicie odpowiedzialny, bo nikt mi tak skutecznie nie podnosi ciśnienia — syknął ironicznie.
— Może i ja podnoszę naczelnikowi ciśnienie, ale takie śniadanka — wskazał wymownie na jakąś majonezową sałatkę z dyskontu i bułkę pszenną, które leżały przy czajniku na szafce pod oknem — podnoszą zły cholesterol, a wysoki cholesterol może w efekcie także prowadzić do zawału, zatem ja bym tak nie rzucał pochopnie oskarżeniami. — Kiedy tylko Oliwier skończył swój wywód, uśmiechnął się przyjaźnie. 
— Wyjdź i wróć, gdy będziesz gotowy wysłuchać, co mam ci do powiedzenia — warknął Głowacki, aż czerwieniejąc. 
— A muszę? — mruknął Francuz, ale jak tylko zobaczył minę drugiego mężczyzny, westchnął, po czym wstał i opuścił pomieszczenie. 
— Siemka — zawołał Kuba, kiedy tylko zobaczył swojego partnera. Kiedy podali sobie ręce na przywitanie, zapytał jeszcze: — Punkt ósma, a ty już u szefa? Co przeskrobałeś?
— Niestety nie zdołałem się tego teraz dowiedzieć, ale podejrzewam, że może chodzić o te trzydzieści nieodebranych połączeń z zeszłego tygodnia — strzelił blondyn. — Działo się coś? — zapytał drugiego policjanta.
— Jak zawsze. Wiesz jak to jest — rzucił Kuba, kiedy podpisał odbiór korespondencji, po którą przyszedł do sekretariatu. — Nic nadzwyczajnego — uściślił, domyślając się, o co chodzi Francuzowi. — A ty co narozrabiałeś? — dopytał i skinął wymownie na drzwi do pokoju naczelnika.
— Wiesz jak to jest z naszym szefem. Przechodzenie do konkretów nie jest jego mocną stroną — rzucił wymownie i spojrzał na sekretarkę, która mimo iż udawała, że wcale nie przysłuchuje się rozmowie, to uśmiechnęła się mimowolnie kącikiem ust.
— Francuz! — warknął Głowacki, który niespodziewanie ponownie wyszedł z gabinetu. — Wydaje mi się, że miałeś się nad sobą zastanowić, a nie plotkować — skarcił i zawrócił się do środka, zostawiając jednak otwarte drzwi, co sugerowało, że zaprasza Oliwiera z powrotem.
Policjant odetchnął i posłał znaczące spojrzenie Kubie, który tylko uśmiechnął się pod nosem, a potem posłusznie wszedł do pokoju szefa i zajął to samo krzesło co wcześniej, a następnie popatrzył wyczekująco na drugiego mężczyznę, postanawiając się nie odzywać. 
Ogólnie Głowacki go bawił. Miał jakąś swoją wizję na stosunek zależności między sobą, a policjantami, którzy mu podlegali i kompletnie nie radził sobie w sytuacjach, kiedy któryś z nich stawiał mu opór. Zaraz się burzył, krzyczał, nie przyjmował wyjaśnień — istny choleryk. Jednak Francuz go szanował, bo pomimo specyficznego charakteru, mężczyzna miał ogromny bagaż doświadczeń i zjadł zęby na swojej robocie. Co więcej, blondyn był przekonany, że i naczelnik szanował jego. W końcu nie bez powodu tylko go straszył, a potem kompletnie nic z tym nie robił, choć nawet sam Francuz uważał, że momentami przekraczał linię w drażnieniu przełożonego. Nie potrafił się jednak czasem powstrzymać, tak jak tego ranka, kiedy Głowacki bez żadnego „dzień dobry” zaczął go opierdalać, nie kwapiąc się, aby wprost powiedzieć mu, jaki ma problem. 
— Już przemyślałeś, co miałeś przemyśleć? — zapytał naczelnik, patrząc przenikliwie na drugiego mężczyznę.
Francuzowi aż cisnęło się na usta, by powiedzieć coś w stylu, że nie zdążył nawet dojść do swojego pokoju, albo że nie miał czasu, bo plotkował z Zawadzkim, ale resztką sił zdołał się powstrzymać. Jak tak będzie podpuszczał przełożonego, to nie wyjdzie z jego gabinetu do jutra.
— Z chęcią dowiem się, co przeskrobałem — powiedział potulnie, czując, aż coś drapie go w mózgu. No nie, taka potulność była kompletnie sprzeczna z jego naturą. 
Głowacki nadal patrzył na niego nieufnie, jakby czekając, aż policjant doda jakąś ripostę, ale kiedy przez kilka sekund milczał, starszy mężczyzna odchrząknął nieznacznie i zdecydował się przemówić.
— Dlaczego nie odbierałeś telefonu?
— Bo byłem na urlopie — powiedział rzeczowo policjant, nadal walcząc ze sobą, żeby nie dodać czegoś kąśliwego. Mógł co prawda dorzucić jeszcze na swoje usprawiedliwienie, że nie miał zasięgu i wszystkie powiadomienia przychodziły do niego z opóźnieniem… ale tłumaczenie się też nie było w jego stylu.
— To wiem — zaznaczył surowo Głowacki. — Ale byłeś potrzebny, a nie było możliwości, żeby się z tobą skontaktować. To niepoważne.
— Niepoważne? — powtórzył z parsknięciem Francuz, czując jak jego poirytowanie w ułamku sekundy urosło do niebotycznych rozmiarów. — Po pierwsze, chyba nie byłem aż tak potrzebny, bo z tego co widzę, komenda nadal stoi w tym samym miejscu, nic mi nie wiadomo o żadnym kryzysie i jakoś nikt oprócz naczelnika nie bombardował mnie telefonami…
— Nie bądź bezczelny! — Głowacki wszedł mu w słowo.
— Ja jestem bezczelny? — syknął blondyn. — Przypomnę tylko, że po akcji z Antoniukiem to naczelnik spierdolił na urlop, żeby tylko nie musieć uczestniczyć w tym burdelu i proszę mi przypomnieć, ile razy zawracałem wtedy panu dupę, hmm? Bo z tego co pamiętam, to nawet nie przeszło mi to przez myśl. Jako zastępca naczelnika po prostu zrobiłem swoją robotę i się nad sobie nie użalałem…
— Bardzo dokładnie zastanów się, czy chcesz dalej mówić takim tonem — ponownie wtrącił przełożony, już cały purpurowy na twarzy.
— Mi się wydaje, że naczelnik wcale mnie nie potrzebował, tylko sam chciał spierdolić na długi weekend i zwalić na mnie swoje obowiązki — oskarżył pomimo upomnienia.
— Ja ci tylko przypomnę, że nie pracujesz w pierdolonym sklepie, tylko służysz. Jesteś policjantem — zaznaczył dobitnie Głowacki. — Więc mam prawo odwołać cię z urlopu, a ty masz obowiązek wykonać polecenie służbowe — zaznaczył twardo, co było zgodne z prawdą, bo przedstawiony przez niego argument wynikał z przepisów… ale diabeł tkwił w szczegółach.
— Zapomniał naczelnik dodać, że tylko z ważnych względów służbowych — przypomniał Francuz o tym istotnym detalu. — Więc słucham, chętnie się dowiem, co to były za ważne względy służbowe — dopytał cynicznie. Jego przekonanie o tym, że naczelnik wcale nie kierował się ważnymi względami służbowymi graniczyło z pewnością i domyślał się, że Głowacki chcę mu po prostu dopiec. Gdyby sprawa rzeczywiście była poważna, Oliwier nie kłóciłby się z nim tutaj, tylko od dawna gęsto tłumaczył na dywaniku komendanta.
Naczelnik patrzył ze wściekłością na swojego zastępcę, ale nie odezwał się. 
— Tak myślałem — powiedział z satysfakcją nadkomisarz, a potem wstał i skierował się do wyjścia. Nim jednak otworzył drzwi, odwrócił się jeszcze i rzucił do przełożonego: — Bardzo mi schlebia, że naczelnik uważa moją pracę za niezbędną do funkcjonowania tego wydziału, ale wszyscy musimy znać granicę. — Po tych słowach opuścił gabinet mężczyzny i poszedł do swojego, po drodze posyłając krótki, uprzejmy uśmiech sekretarce, która wyglądała na nieco zmieszaną. Zapewne słyszała tę uprzejmą dyskusję pomiędzy mężczyznami.
Francuz doskonale zdawał sobie sprawę, że czeka go pogawędka z tym najwyższym przełożonym — może nawet Głowacki postara się, żeby ich permanentnie rozdzielono — ale jakoś niespecjalnie się jej obawiał. Niesnaski z przełożonym nie były jeszcze podstawą do wydalenia go ze służby. Ot, po prostu byli dwoma kolesiami, którzy nieszczególnie się dogadywali. Oliwier zdawał też sobie sprawę, że naczelnik postara się uprzykrzyć mu teraz życie i zacznie zawalać go aktami najbardziej śmieciowych spraw. 
To nie było tak, że blondyn uważał się za alfę i omegę. Co więcej, on doskonale wiedział, że ma trudny charakter i dosyć ciężko się z nim pracuje. Wynikało to najprawdopodobniej z tego, że nie lubił głupich poleceń, a nie wahał się wyrażać swojej opinii na głos, najczęściej w dosadny sposób. Jednak uważał, że mógł sobie pozwolić na dozę bezczelności i bezpośredniości, nawet w kontaktach z przełożonymi, bo był po prostu dobry w tym, co robił i to był fakt, a nie tylko jego przekonanie. Wielu niejednokrotnie uznawało, że nadawałby się na przełożonego… ale on nie podzielał tych opinii. Okej, fajnie byłoby mieć swoją własną grupę i sprawować nad nią kontrolę, tyle że w policji głównie wiązało się to z zejściem na drugi plan i dyrygowaniem, a wszystkie czynności wykonywali podwładni. I to właśnie tam chciał być Francuz, w samym środku akcji — chciał mieć czynny udział w rozwiązywaniu jakiejś sprawy, a nie tylko przyglądać się jej biernie i ewentualnie korygować działania innych.
Kiedy wszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi, podszedł do biurka i opadł z ciężkim westchnieniem na fotel, a potem poklepał po łbie Tytana, który pojawił się tuż przy nim, czekając na porcję czułości.
Co jak co, ale to był brutalny powrót do rzeczywistości.
***
8 maja 2018
To był brutalny powrót do rzeczywistości.
Z tej bajkowej sielanki, odciętej od świata wioski w malowniczym położeniu, został w trybie natychmiastowym postawiony przed cholernie istotnym i stresującym wydarzeniem w swoim życiu. Chociaż… jak tak teraz o tym myślał, to z zaskoczeniem dochodził do wniosku, że to wcale nie było aż tak stresujące. W trakcie całego pobytu na Mazurach działo się tyle fantastycznych rzeczy, że nie miał czasu przejmować się maturą, a kiedy wrócił, praktycznie nie zostało wiele czasu do egzaminów, a przez to nie było też czasu na zamartwianie się.
I takim oto sposobem siedział właśnie ze znajomymi w Maku w Galerii Jurowieckiej tuż po maturze z polskiego. To był co prawda dopiero początek i te największe wyzwania były dopiero przed nim, bo zależało mu przede wszystkim na biologii i chemii, ale już to przeżył, już wiedział, jak to wygląda i momentalnie całe napięcie zelżało. 
— Nienawidzę „Lalki”, ale wiedziałam, że będzie — zamarudziła Marta, dziewczyna z klasy Wiktora.
— Zawsze mogłaś interpretować wiersz — przypomniał jej Albert.
— Weź, kto normalny bierze się za wiersz na maturze — jęknęła nastolatka, a Denis odchrząknął znacząco, przez co zapanowała chwilowa cisza. 
— Eeee — mruknęła Marta.
— No przecież powiedziałaś „kto normalny” — zauważył Wiktor. — Denis się nie kwalifikuje, więc spoczko — pocieszył ją, na co wszyscy dla odmiany wybuchnęli śmiechem, łącznie z Denisem. 
— Nie no, Denis jest ogarnięty, pasuje do niego wzięcie ambitniejszego tematu — poprawiła się zaraz dziewczyna, na co nastolatek tylko parsknął pod nosem. Nie rozumiał, czemu istniało przeświadczenie, że interpretacja wiersza jest trudniejsza od analizy lektury. Jego zdaniem było zupełnie na odwrót, co więcej, nawet nie trzeba było pamiętać lektur i ryzykować, że pomyli się jakieś fakty z fabuły. W wierszu mógł trochę polać wodę, zastosować kilka mile widzianych środków stylistycznych, użyć paru trudniejszych słów i ostatecznie wyciągnąć wnioski, jakie zostały postawione w tezie tematu. No i co z tego, że nie rozumiało się bełkotu jakiegoś poety? Skoro temat rozprawki dotyczył przykładowo tęsknoty, to oczywistym było, że należało się do niej odnieść. 
— Ta, taka dusza romantyka — zakpił Wiktor.
— Spierdalaj — odparł zaraz Denis z pełnymi ustami, bo przed sekundą ugryzł kawałek burgera, a wśród grupki znowu rozległ się śmiech. 
Taka głupawka trwała jeszcze przez godzinę i trudno było nie odnieść wrażenia, że wszyscy w ten sposób odreagowywali gnieżdżący się w nich stres. Po tym niezbyt zdrowym obiedzie grupka znajomych zaczęła się rozpraszać. Wiktor z dwiema koleżankami uznali, że skoczą do kina, żeby sobie dodatkowo wynagrodzić przeżycie egzaminu, część osób porozłaziła się albo po sklepach, albo poszła do domu, a Denis z Albertem posiedzieli jeszcze kwadrans w Maku, aż przyjaciel Armińskiego dostał telefon od mamy, która poprosiła go, by wrócił wcześniej. Tym sposobem Denis został sam, ale nie był z tego powodu zasmucony. Opuścił fastfood i stwierdził, że poczeka na brata, popijając przy tym jakąś dobrą kawę.
Parę minut później rozsiadł się w jednej z kawiarni i zamówił największą możliwą americano z mlekiem, ignorując spojrzenie pełne oburzenia jakiegoś hipstera, który zapewne gardził tym rodzajem kawy, a potem — jak na nastolatka przystało — wyciągnął smartfona i zaczął w nim coś niespiesznie przeglądać. Było dopiero wpół do pierwszej, przez co ruch był umiarkowany, a w tym konkretnym lokalu znajdowało się zaledwie parę osób.
Chłopak zagryzł wargę, kiedy scrollując Instagrama natknął się na zdjęcie, które w niedzielę wstawiła jego siostra Ada. Widniała na nim cała czwórka rodzeństwa, Marcel oraz… Oliwier. To oczywiście na policjancie zatrzymał się wzrok Denisa. To było jedno z nielicznych zdjęć, na którym był z Francuzem i ogólnie jedno z niewielu, na których go widział. Nie dało się ukryć, że blondyn unikał obiektywu… całkowicie niesłusznie, zdaniem Denisa, który nie mógł teraz oderwać od niego spojrzenia.
Aż zrobiło mu się cieplej na samo wspomnienie tego, co działo się na Mazurach. Z jednej strony nic specjalnego, a z drugiej tyle cholernie ekscytujących rzeczy! Nic specjalnego, bo Denis po prostu czuł się dobrze w towarzystwie rodziny i przyjaciół, wyzbył się stresu i trosk, i przez ten czas po prostu czuł się jak w innym świecie. Jednak to było wbrew pozorom bardzo specjalne, bo ostatnie tygodnie były dla niego stresujące i… dziwne. Czuł, że toczy jakąś wewnętrzną walkę i nawet nie potrafił powiedzieć, co się z nim tak naprawdę dzieje. Tymczasem wystarczyła jedna, szczera rozmowa z Oliwierem i jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jego zmartwienia zniknęły. Co prawda doskonale wiedział, że nie na zawsze i już teraz było mu nieco wstyd przez to jak się zachował, bo kiedy tylko przypomniał sobie, jak błysnął tyłkiem po oczach Francuza, to czuł, że się mimowolnie czerwieni. Okej, obiecał sobie, że będzie bardziej odważny i zdeterminowany… no ale chyba było go stać na coś bardziej finezyjnego niż takie prostackie pokazanie dupy. W dodatku nadal nie miał pojęcia, jaki był tego efekt. Najpewniej Oliwier po prostu go olał i już o tym zapomniał… co chyba było najlepszą opcją, bo Denis nie był pewny, czy to co zrobił było odważne, czy może jednak zakrawało o kolejne ośmieszenie w oczach policjanta. 
Tak czy inaczej był przekonany, że nawiązał więź z blondynem i raczej to nie były tylko jego urojenia. Pragnął, żeby to pociągnąć i coś go ściskało ze szczęścia, kiedy tylko przypominał sobie, że wieczorem znowu zobaczy się z Oliwierem na treningu jiu jitsu. Już za nim tęsknił! W ogóle tęsknił za nim od momentu kiedy tylko opuścili działkę i cały wczorajszy dzień towarzyszyło mu wstrętne uczucie nostalgii. Przez tydzień miał Francuza na wyciągnięcie ręki, mógł z nim rozmawiać, żartować, gapić się na niego praktycznie bez przeszkód, aż tu nagle został brutalnie wyrwany z tego raju. 
Gapiłby się na to zdjęcie pewnie przez jeszcze długie minuty… gdyby nie został wyrwany z zamyślenia.
— Denis? — usłyszał niepewny męski głos. — Dobrze pamiętam?
Chłopak podniósł zdezorientowany spojrzenie i zamarł. 
— Eee… — zaczął nieco ogłupiony. — Tak… Tak. Denis — potwierdził, kiedy tylko się ocknął.
— Aleś ty elegancki dzisiaj — powiedział niskim tonem mężczyzna i na koniec wręcz zamruczał. — Mogę? — spytał, skinąwszy wymownie na wolne krzesełko przy stoliku nastolatka.
Armiński nie odpowiedział, a jedynie niepewnie skinął głową.
— Spokojnie — zaczął przybysz, zajmując siedzenie. — Nie zajmę ci dużo czasu, nie musisz się zastanawiać, jak mnie spławić. Po prostu cię zauważyłem i pomyślałem, że się przywitam. Bo… chyba mnie pamiętasz, prawda? — zawahał się na koniec.
— Pamiętam — potwierdził nastolatek i uśmiechnął się krótko, po czym upił łyk kawy, żeby coś zrobić z rękami i nie siedzieć tak bezczynnie.
Nie za bardzo wiedział, jak ma się zachować. Właśnie siedział przed nim jeden z jego kochanków, Mariusz, z którym przeżył swoją seksualną przygodę w zeszłe wakacje. W sumie nawet nie jedną, bo spotykali się regularnie przez cały miesiąc, ale potem mężczyzna wyjechał za granicę i ich kontakt się urwał. Zresztą to dobrze, bo Denis wcale nie zamierzał utrzymywać kontaktu i wręcz odetchnął z ulgą, bo wiedział, że jego problem z niezręcznym zerwaniem rozwiąże się sam. Nie spodziewał się go nigdy więcej zobaczyć… ale jak widać, życie go zaskoczyło.
— Ach, chyba już wiem. Teraz się pisze matury, nie? — zgadł Mariusz, na co Denis ponownie nieśmiało przytaknął. — Okej, nie będę cię dłużej stresował, pewnie nie jesteś tu sam i głupio by było, jakby ktoś nas zobaczył razem — powiedział, na co nastolatek aż wypuścił ciężej powietrze, ciesząc się, że mężczyzna niemal czytał mu w myślach. — Chciałem tylko powiedzieć, że będę przez jakiś czas w Białym i… jeżeli miałbyś ochotę się spotkać, to wiedz, że i ja na pewno będę chętny. Zostawię ci swój nowy numer — dodał na koniec i wyciągnął znacząco dłoń w kierunku chłopaka, oczekując, że ten poda mu swój telefon. — Hej, nie będziesz musiał z niego korzystać. To cię do niczego nie zobowiązuje… ale może będziesz miał ochotę? — dodał, widząc niepewny wyraz twarzy nastolatka. 
Denis skinął wreszcie i podał Mariuszowi smartfona. Kiedy ten wpisał swój numer, zgodnie z obietnicą wstał, oddając uprzednio własność chłopakowi, a potem z delikatnym uśmiechem rzucił:
— Tak jak mówiłem, to żadne zobowiązanie, ale mam nadzieję, że się skusisz. Miło cię znowu zobaczyć — dodał, utrzymał z nastolatkiem jeszcze przez kilka sekund kontakt wzrokowy, a potem niespiesznie opuścił kawiarnię.
Denis zastygł na moment, próbując pospiesznie przeanalizować zaistniałą sytuację, ale nie potrafił się skupić. To zajście było stresujące i ekscytujące zarazem. Doskonale pamiętał Mariusza i… to, co robili zeszłego lata. Aż poczuł przyjemne mrowienie na samo wspomnienie. 
Nie za wiele o nim wiedział. Tak było lepiej dla nich obu, że nie spoufalali się ze sobą. Denis wywnioskował tylko kilka rzeczy, ale i tak nie były mu one do niczego potrzebne. Mężczyzna był raczej przeciętnej urody, ale był bardzo zadbany, miał ładne, wytrenowane ciało i doskonale wiedział, co robić, żeby doprowadzić Denisa do szaleństwa. Mógł mieć około czterdziestu lat i raczej nie był jednym z tych frajerów, którzy mieli żonę i dzieci, a potajemne urządzali sobie schadzki z innymi facetami. Zawsze bowiem zapraszał Denisa do swojego mieszkania, w którym nastolatek nie zauważył niczego podejrzanego. 
Poza fantastycznym seksem po prostu się dogadywali. Armiński nie czuł się w towarzystwie starszego mężczyzny niezręcznie i to chyba przez to, że Mariusz był taki bezpośredni i konkretny. Najwyraźniej preferował jasne sytuacje, a nastolatek odkrył, że i jemu takie podejście bardzo pasuje. Jakoś nie miał oporów by powiedzieć, że coś jest dla niego niekomfortowe czy dziwne. Mariusz nigdy się nie obrażał, a jedynie oferował inne rozwiązanie i to było po prostu zdrowe. Przez to obaj zawsze świetnie się bawili i nie tkwili w niezręcznych momentach. 
Denis chyba się ucieszył, że go zobaczył. Był oczywiście cholernie zaskoczony, stąd pewnie wynikła jego reakcja… ale to było miłe spotkanie. Nie wiedział jeszcze, czy skorzysta z tej oferty, ale świadomość, że miał taką opcję była bardzo pocieszająca i… no cóż, podniosła trochę brunetowi ego, bo sposób, w jaki patrzył na niego Mariusz, dał mu do zrozumienia, że pomimo iż nie miał jeszcze dwudziestu lat, to dorośli — czy może bardziej: dojrzali — mężczyźni potrafili patrzeć na niego z pożądaniem. 
Zagryzł nieśmiało wargę, i wrócił do przeglądania Instagrama, choć tak naprawdę nawet nie wiedział, co przegląda, bo nie mógł przestać myśleć o tym, co się właśnie stało, a to z kolei przypomniało mu, że wieczorem wybiera się z ojcem na trening i najpewniej zobaczy się z Oliwierem.
Koniec końców ten dzień jednak przebiegał intrygująco i zapowiadało się, że będzie tylko lepiej.
***
Podnieśli sobie z Głowackim nawzajem ciśnienie, ale po dwóch godzinach zaczęli jak gdyby nigdy nic rozmawiać o jednym ze śledztw, które prowadził ich wydział. Czyli wszystko skończyło się tak jak zwykle — trochę na siebie powarczeli, a potem machnęli na to ręką i wzięli się do roboty.
Ostatecznie służba Oliwiera się trochę przeciągnęła, bo poza rutynowymi obowiązkami został jeszcze dwie godziny w biurze, żeby nadrobić zaległości w raportach, potem skoczył na parę minut do mieszkania, żeby zostawić tam Tytana i zabrać swoją torbę treningową, a następnie udał się do Oriona. Praktycznie cały dzień przesiedział na tyłku przy biurku i czuł, że musi dać upust napięciu, jakie się w nim przez ten czas wytworzyło. Porządny sparing powinien załatwić sprawę.
I tak też się stało. Pomimo że majówka ledwo się skończyła, to wychodziło na to, że raczej nikt nie przedłużył sobie urlopu. Na macie znajdowali się wszyscy, którzy byli przypisani do tej grupy treningowej i najwyraźniej brakowało im porządnego wysiłku, bo większość dawała z siebie sto procent, a przez to i Francuz musiał się ostro pilnować, żeby nie zostać pokonanym przez kogoś mniej doświadczonego. 
Na szczęście trening skończył z tarczą, a nie na niej, ale czuł się wykończony. I szczęśliwy — tego mu było trzeba.
Kiedy większość kolegów z maty zebrała się do szatni, on się nie spieszył. Nigdy nie lubił przesadnego ścisku i wolał zostać jeszcze kilka minut dłużej na sali, żeby się porozciągać. Oczywiście nie tylko on wpadł na ten genialny pomysł, bo na macie zostało jeszcze dwóch innych chłopaków, którzy jednak znajdowali się zbyt daleko, aby nawiązać z nimi rozmowę czy cokolwiek takiego — i… Denis.
Francuz zagryzł wargę, zastanawiając się kilka chwil, czy to jest odpowiedni moment i ostatecznie uznał, że żaden inny nie będzie bardziej właściwy. Przez cały czas trwania treningu nie mieli czasu, aby zamienić ze sobą choć słowo, a teraz policjant nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nastolatek wręcz mu się podłożył. Grzech było z tego nie skorzystać.
Podszedł więc na czworaka kilka metrów, a kiedy znalazł się wystarczająco blisko bruneta leżącego na plecach, usiadł na kolanach i wbił w niego świdrujące spojrzenie.
— Cześć — odezwał się chłopak, podnosząc się i podpierając na łokciach, kiedy tylko dostrzegł obecność blondyna. Wyglądał na zaintrygowanego i zadowolonego jednocześnie, aczkolwiek nie do końca potrafił ukryć swoje zawstydzenie i niepewność.
— Już się witaliśmy — zauważył policjant.
Denis tylko wzruszył ramionami i oderwał od niego wzrok, rozglądając się po sali, by odwrócić uwagę od swojego zażenowania.
— Jak poszło? — zagaił zaraz zwyczajnie Francuz, chcąc pokazać, że dla niego nie było w tej sytuacji nic niezręcznego czy godnego zawstydzenia. — Marcel wspominał, że podobno była bułka z masłem.
— Było okej. Ale to tylko polski… trzeba się naprawdę postarać, żeby tego nie zdać. Najważniejsze dopiero przede mną — wyjaśnił Denis, a na jego twarzy dało się dostrzec wyraźne rozluźnienie.
— Jestem pewien, że cała reszta też pójdzie ci łatwo i przyjemnie — zapewnił Oliwier, posyłając nastolatkowi delikatny uśmiech. — Jutro matma? — dopytał z umiarkowanym zaciekawieniem, na co Armiński entuzjastycznie przytaknął. 
— A w czwartek angielski i potem mam tydzień przerwy — doprecyzował zaraz żywo.
— Hej, co powiesz w takim razie na wspólny obiad w czwartek po angielskim? — zapytał zwyczajnie policjant, na co Denis znieruchomiał i popatrzył na niego mocno skonfundowany. Łatwo było odkryć, że kompletnie nie spodziewał się takiej propozycji i najpewniej zastanawiał się, czy się nie przesłyszał.
— Poważnie? — zapytał po dłuższej chwili milczenia.
— Jasne — potwierdził rzeczowo Oliwier, nic więcej nie dodając.
Armiński znowu milczał chwilę, aż w końcu zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiając, aż w końcu zapytał podejrzliwie:
— Mój ojciec ci kazał? Zobaczył, że się dogadujemy i chce, żebyś miał na mnie oko? 
Francuz parsknął pod nosem. Denis był piekielnie inteligentny, więc nie było nic dziwnego w tym, że potraktował jego propozycję z dystansem. Zresztą policjant nie spodziewał się niczego innego, ale uznał, że jakiekolwiek tłumaczenie będzie wyglądało jeszcze bardziej podejrzanie, dlatego postanowił trzymać się swojej taktyki, aby mówić jak najmniej.
— Nie. 
— Więc… dlaczego? — dopytał mimo wszystko Denis.
— Bo cię lubię i dobrze się nam ostatnio rozmawiało, więc czemu by tego nie powtórzyć? — zaoferował szczerze, co nastolatek znowu potraktował milczeniem. Było widać jak na dłoni, że stara się dokładnie analizować każde słowo wypowiadane przez Francuza, jakby nie dowierzał, że w tej propozycji nie ma drugiego dna. Oli jednak nie zamierzał mu niczego ułatwiać i się nie rozgadywał. Wbrew pozorom wiedział, że to właśnie taka taktyka przekona nastolatka, bo jakby nie patrzeć, dzieciak go znał, a przynajmniej w jakimś stopniu.
— Eee… okej — bąknął wreszcie nieśmiało, ale zaraz odchrząknął i dorzucił już o wiele pewniej: — Chętnie.
— Super, no to jesteśmy umówieni — potwierdził jeszcze raz blondyn, na co Denis uśmiechnął się wręcz z rozmarzeniem i skinął głową.
Jako że nie było celu przedłużać tej sytuacji, Francuz podniósł się i oświadczył, że ucieka do szatni. W jego ślady poszedł Armiński oraz pozostałych dwóch chłopaków. 
Wszyscy brali prysznic i przebierali się w ciszy, przez co szatnię opuścili dosyć szybko i każdy poszedł w swoją stronę. 
Francuz odetchnął głębiej, kiedy wsiadł do czarnej insigni i odczytał SMS-a od Marcina, który potwierdził, że wpadnie na kolację… a raczej z kolacją.
Na Mazurach dużo się zdarzyło i przy okazji też sporo zmieniło. Oliwier obserwował to wszystko niepostrzeżenie, nie dając nikomu wrażenia, że jest czujny i patrzy, ale… miał w tym pewien cel. Wiedział, że Marcin czegoś oczekiwał i w pewien sposób sprawdzał go podczas tego urlopu. Nie mógł wiedzieć, że blondyn robił dokładnie to samo. Co więcej, Francuz uważał, że nadszedł moment, aby zweryfikować ich wspólne oczekiwania.
Zresztą nie tylko o Marcina chodziło. Policjant doszedł do kilku istotnych, zaskakujących i niekiedy trudnych wniosków. Miał nieprzyjemne wrażenie, że w ostatnim czasie za dużo szumi mu w głowie od niewiadomych i niejasnych sytuacji. Nienawidził tak się czuć, ale musiał być ze sobą szczery, bo tak się składało, że był w tej uprzywilejowanej pozycji, w której mógł coś zmienić. To on był tym, który mógł sprawić, aby wszystko stało się przejrzyste. Jedyne co go przed tym powstrzymywało to fakt, że podjęcie kroków miało przynieść zmiany, a te zawsze wprowadzały choćby chwilowy chaos i niełatwo było przewidzieć, czy wyjdą na dobre. Niekoniecznie powiedziałby, że się tego bał. Strach raczej nie był odpowiednim słowem, ale Oliwier był tylko człowiekiem i trudno było mu zmieniać swoje przyzwyczajenia, zwłaszcza takie, które działały i były dla niego dobre. Jednak uważał się za konkretnego faceta, który potrafi podejmować męskie decyzje i choć się nie paliło i mógł w tym stanie tkwić tak długo jak chciał, to nie pozwalała mu na to duma. Zresztą aby bardziej się do tego zmobilizować, przestał o tym myśleć w kategoriach podejmowania „trudnych decyzji”, a zaczął w kontekście… „wiosennych porządków”.
Kilka minut przed dwudziestą wrócił do mieszkania i kiedy zaczął się zastanawiać, czy powinien wyskoczyć z Tytanem na spacer, czy jednak zaczekać na kochanka, by ten nie musiał czekać pod drzwiami… rozdzwonił się domofon i jego dylemat rozwiązał się sam.
— Cześć — rzucił z umiarkowanym zadowoleniem, jak to miał w zwyczaju, kiedy tylko dojrzał Marcina w progu swojego mieszkania. 
— Cześć — odparł z o wiele większym entuzjazmem dermatolog, skradł policjantowi soczystego buziaka i wcisnął mu jakieś ciężkie naczynie, które kazał zanieść do kuchni, a sam w tym czasie ściągnął buty. — Zrobiłem naleśniki ze szpinakiem i łososiem, wystarczy podgrzać — wyjaśnił, kiedy znalazł się w tym samym pomieszczeniu co blondyn. 
— Brzmi dobrze. Odgrzejesz? Ja skoczę szybko wyprowadzić Tytana — wyjaśnił, a kiedy Marcin zaaprobował ten pomysł, bez zbędnego gadania przywołał do siebie owczarka i chwilę później opuścili mieszkanie.
Ich przebieżka faktycznie była błyskawiczna i po niecałym kwadransie wrócili.
— Poczęstowałem się też winem, a tobie wyciągnąłem piwo — oświadczył Marcin, kiedy dostrzegł swojego kochanka w kuchni.
— Spoko, musisz je wypić, bo będzie tu tylko stało — wyjaśnił Francuz, przypominając, że trunek i tak należał do Marcina, a on nie pijał takich rzeczy. — Dobra, mogę przestać zgrywać przykładnego gospodarza i rzucić się na ten talerz? — zapytał żartobliwie, skinąwszy na blat, gdzie stały naczynia. Odkąd tylko wszedł do mieszkania, jego nozdrza zaatakował zapach wędzonego łososia i jakiegoś śmietanowego sosu. 
— Rzuć się na naleśniki, a talerz zostaw w spokoju — odparł w podobnym tonie Sokołowski, a następnie dodał poważniej: — Jemy tu? — Skinął wymownie na blat, który oddzielał aneks kuchenny od salonu.
— Taaa, będzie wygodniej — zarządził Francuz i przysunął sobie krzesełko, a Marcin poszedł w jego ślady i usiadł naprzeciwko.
Przez kilka chwil zajadali posiłek w ciszy, aż w końcu dermatolog postanowił ją przerwać.
— Jak w pracy? Dużo zaległości? — zagadnął, bowiem nie tylko nie widział się z Oliwierem od powrotu z Wyskarba, ale także nie miał za bardzo czasu porozmawiać z nim chociaż przez telefon.
— No trochę papierów mi się nazbierało, ale powinienem się z tym szybko uwinąć — odparł konwersacyjnym tonem policjant.
— U mnie też młyn. Musiałem poprzekładać dużo wizyt przez ten urlop i teraz muszę wziąć trochę nadgodzin, żeby wszystkich przyjąć — rzucił Marcin, na co Francuz tylko pokiwał głową.
— Niby tylko tydzień sielanki, ale można się nieźle rozleniwić, nie? — parsknął, kiedy przełknął kawałek naleśnika.
— Mógłbym się tak z tobą lenić co tydzień — przyznał z rozmarzeniem Sokołowski. 
— Mmm… ja też — wyznał Oliwier, przez co Marcin na moment znieruchomiał. 
— Mógłbyś? — zapytał po chwili ciszej, a w jego głosie dało się usłyszeć nutkę nadziei.
Oliwier nie odpowiedział od razu. Jedynie uśmiechnął się nieznacznie i położył niespodziewanie swoją dłoń na dłoni Marcina i delikatnie pogładził ją kciukiem, a dopiero potem się odezwał.
— W zasadzie to chciałem z tobą o czymś porozmawiać.
____________________

Niestety znowu poległam z rozdziałem na czas... ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie przez wzgląd na dwie poprzednie niespodzianki. :D
Swoją drogą dziękuję Wam za tak ciepły odbiór zarówno wiadomości o ebooku Sezonu na grilla, jak i tekstu mojego i Naru_Mon w Antologii Bucketbook. Docierają do nas pierwsze recenzje i podobno jest dobrze i się Wam podoba, także zachęcam pozostałych do zapoznania się z tym tekstem (i tekstami pozostałych autorów) oraz do tego, żebyście dali nam jakiś feedback, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście - czy gdzieś w komentarzu, czy na maila. :)

No ale dobra, skupmy się na tym, co jest teraz najważniejsze, bo choć rozdział jest jednym z tych "przestojowych", to i tak mam wrażenie, że otworzył wiele nowych drzwi i możecie przewidywać, że zacznie się dziać coś konkretnego. Tu jakiś były kochanek Denisa, Oliwier zaprasza go na obiad, a flirt z Marcinem idzie w najlepsze. O co chodzi? Z odpowiedzią na te pytanie będziecie musieli zaczekać do kolejnego rozdziału, bo to właśnie w nim Oliwier będzie uskuteczniał swoje "wiosenne porządki" cokolwiek to znaczy. :D
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał, jak zwykle chętnie wysłucham Waszych uwag i przemyśleń.

Tak w ogóle to już pewnie nie usłyszymy się w tym roku, więc chciałabym Wam życzyć tylko tyle, aby 2020 był choć minimalnie lepszy niż ten. :)
Do poczytania! 

8 komentarzy:

  1. Nieważne kiedy, ważne, że jesteś! XD
    Okay, oto moje przemyślenia.
    Niby wiosenne porządki sugerują wyrzucanie niepotrzebnych rzeczy... lub osób (tj. Marcina :)), to chyba jednak Oliwier będzie chciał z nim zamieszkać. W sensie sposób, w jaki go przyjął jest taki... nie wiem, jak to określić, ale nie wydaje mi się, żeby był takim chujem, żeby zaprosić Marcina na chatę, zjeść obiad, który ten przygotował, a potem kazać mu spierdalać. No a ten tekstu, który rzucił pod koniec, no to już mocno to sugeruje.
    Natomiast nie wiem, czego Oliwier chce od Denisa. Mam parę opcji. Pierwsza jest taka, że po prostu chciał się z nim umówić, ale nie podoba mi się ta opcja. W sensie serio, facet, który tak po prostu rozważa umówienie się z dużo młodszym synem swojego najlepszego kumpla, straci na moim szacunku. Chyba zepsułoby to postać Oliwiera.
    Innym moim pomysłem było, że chce Denisowi nagadać i opiórkać go z góry na dół za to podrywanie i prowokowanie, ale to też mi zbytnio do Oliwiera nie pasuje. Jakoś nie wyobrażam, żeby Oliwier bawił się w takie podchody. Raczej jakby chciał Denisowi nagadać, to chyba by się tak nie patyczkował i pogadał z nim po treningu, bez zbędnych pierdół.
    Natomiast w związku z potencjalnymi zmianami z Marcinem, może Oliwier chciałby to jakoś delikatnie wytłumaczyć Denisowi? Ale z drugiej strony, czemu on miałby się tłumaczyć przed jakimś nastolatkiem?
    Okay, dwie ostatnie opcje i uznaję je za najbardziej prawdopodobne.
    Oliwier zaproponuje Denisowi trójkąt z Marcinem. (jeju, co ja mam w głowie)
    Oliwier po prostu chce pogadać z Denisem, żeby sprawdzić jak sobie radzi i czy wszystko u niego w porządku. Może się tak zmartwił po ojcowsku.
    O! Natchnęło mnie na jeszcze jedną opcję. Oliwier chce wraz z Marcinem adoptować Denisa. XDD
    Dobra, wybacz mi tę (pierdoły) dogłębną analizę Twojego tekstu, ale trochę poczułam vibesy tej matury z polskiego.
    Ach, no i w sumie fajnie by było, jakby Denis się umówił z tym Mariuszem. Może Oliwier ich przypadkiem przyłapie czy coś. Takie krępujące sytuacje są zawsze spoko.
    I życzę Ci wszystkiego dobrego na przyszły rok! Dużo weny, dużo czasu i chęci na pisanie. I dużo świetnych pomysłów. (I żebyś w końcu połączyła Oliwiera z Denisem :D) I świetnej zabawy na Sylwestra! Bez względu na to, czy będzie to ogromna impreza czy planujesz spędzić go spokojnie w domu, obyś się dobrze bawiła :D
    Wszystkiego dobrego, ślę buziaczki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boże, nawet nie wiesz, jak głośno wybuchnęłam śmiechem! :D
      "Oliwier chce wraz z Marcinem adoptować Denisa" - challenge accepted! :D
      Chyba wymieniłaś wszystkie możliwe opcje jeżeli chodzi o to, czego Oliwier może chcieć od Denisa, który za pewno już się mocno podekscytował. Ale w sumie kto wie, właśnie mi przyszedł kolejny pomysł: Oliwier potrzebuje jakiejś wtyczki do czegoś związanego z którymś ze śledztw, jakie prowadzi i Denis z jakiegoś powodu idealnie się nadaje. :D
      "nie wydaje mi się, żeby był takim chujem, żeby zaprosić Marcina na chatę, zjeść obiad, który ten przygotował, a potem kazać mu spierdalać." ... czy ja wiem? To już mogłoby być całkiem w stylu Oliwiera. :D
      Fakt, spotkanie z Mariuszem ma spory potencjał i mogłoby przynieść jakiś zwrot akcji.
      Wena zawsze jest bezcenna i nigdy nią nie pogardzę. I kto wie, może Oliwier wcale nie jest dla Denisa i pojawi się ktoś inny? :)
      Również życzę udanego sylwestra!
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Cieszę się, że mój komentarz Cię rozbawił. :P
      Podoba mi się całkiem ten pomysł z wkręceniem Denisa do jakiegoś śledztwa, choć w sumie nie wiem, jakby to miało praktycznie wyglądać. Ale ogółem myślę, że mogłoby to fajnie urozmaicić fabułę. :D
      Okay, nawet sobie nie wyobrażam, żeby ktoś mógł być aż takim chamem. Ale jeśli Oliwier chce, niech próbuje mnie przekonać, jaki z niego okropny człowiek. :P
      Nie ma czegoś takiego, że Oliwier nie jest dla Denisa, nie godzę się na to. Jeśli tak będzie, to moje życie już kompletnie straci sens (a ogółem nie ma go zbyt wiele xd) i już nie wiem, co ja pocznę. :(
      Cokolwiek wymyślisz, pewnie przyjmę to na klatę. Wczoraj tak cały dzień mi myśli uciekały do tego ostatniego rozdziału i uspokoiłam się dopiero wieczorem, gdy dotarło do mnie, że ufam Ci jako autorce. Cokolwiek napiszesz, będzie dobrze. (Ale może być lepiej, jeśli Oliwier będzie z Denisem. :))

      Usuń
    3. No myślę, że jednak Oliwier nie posunąłby się do czegoś takiego, bo może i średnio umie w kontakty interpersonalne, to jest profesjonalistą i nie wykorzystałby postronnych osób, żeby np. uzyskać pomoc w rozwiązaniu jakiejś zagadki.
      Oliwier to raczej typ, który nikogo nie próbowałby do czegoś przekonywać. Jego raczej nie ruszają opinie innych, choć osobiście nie sądzę, żeby to było do końca zdrowe podejście. :D
      Awww, to miło, że mi ufasz. :) Na pewno nie zdradzę żadnych spoilerów, ale powiem, że jako autorka chcę nie tylko zalewać czytelników plot twistami po każdej scenie (we wszystkim trzeba mieć w końcu umiar :D), ale przede wszystkim chcę, żeby to co piszę, się podobało. Więc mogę jedynie zapewnić, że jakby Denis i Oli jednak nie mieli mieć swojej wspólnej historii, to nie zrobię tego, żeby jedynie zaskoczyć, ale dlatego, że będę mieć dla nich lepsze (przynajmniej w swoim mniemaniu) plany. :)

      Usuń
  2. Hej. Tekst jak zawsze świetny. Niby spokojny ale trochę się podziało. Oliwier zapraszający Denisa na obiad. Były kochanek Denisa . Marcin z kolacją i Oliwier chcący z nim rozmawiać i wszystko to jedna wielka niewidoma i tysiąc myśli w mojej głowie :-) także czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Życzę dużo weny i czasu. Oraz szczęśliwego 2020 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można uznać, że to trochę taka cisza przed burzą. :D
      Zaskoczę i powiem, że kolejny rozdział powinien być na czas, bo wena mnie przycisnęła i prawie już skończyłam go pisać. :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Hejeczka,
    zastanawiam się nad tymi "wiosennym porzadkami" bo z reguły to wyrzuca się wtedy zbędne rzeczy, osoby? mam nadzieje że jednak Oli nie chce pozbyć się Marcina ze swojego życia, ale i ten obiad z Denisem... ale ten tekst "... — Spoko, musisz je wypić, bo będzie tu tylko stało —wyjaśnił Francuz..." bardzo mi nie pasuje, no bo w pewien sposób wygląda dla mnie że chce się go pozbyć, przynajmniej ja to tak odbieram...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, zastanawiam się nad tymi "wiosennym porządkami" bo z reguły to wyrzuca się wtedy zbędne rzeczy, osoby? mam nadzieje że jednak Oliver nie chce pozbyć sie Marcina ze swojego życia, ale i ten obiad z Denisem... ale ten tekst "... — Spoko, musisz je wypić, bo będzie tu tylko stało — wyjaśnił Francuz..." bardzo mi nie pasuje, no bo w pewien sposób wygląda dla mnie że chce się go pozbyć, przynajmniej ja to tak odbieram...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń