4 stycznia 2020

Francuski piesek: Rozdział 12

Rykoszet

Oliwier nie odpowiedział od razu. Jedynie uśmiechnął się nieznacznie i położył niespodziewanie swoją dłoń na dłoni Marcina i delikatnie pogładził ją kciukiem, a dopiero potem się odezwał.
— W zasadzie to chciałem z tobą o czymś porozmawiać.
— O czym? — zapytał niepewnie dermatolog, a głos niebezpiecznie uwiązł mu w gardle i poczuł, jak zaszumiało mu w uszach.
— Dlaczego mnie kochasz? — rzucił niespodziewanie Francuz, wprawiając tym kochanka w niemałą konsternację.
— Hmm? — mruknął tylko.
— Mówisz mi to czasem, mimo iż nigdy nie odpowiadam. Dlaczego? 
Sokołowski odetchnął ciężko i wlepił na moment wzrok w blat, licząc, że urwanie kontaktu wzrokowego z Oliwierem pozwoli mu zebrać myśli. Co jak co, ale jego procesy myślowe nigdy nie działały najlepiej, kiedy znajdował się pod ostrzałem różnobarwnych tęczówek policjanta.
— Nie wiem — odparł, wzruszając ramionami. — Po prostu tak jest, nie mam na to wpływu. Fakt, że tego nie odwzajemniasz nie sprawi, że mi przejdzie. To by było za proste — parsknął na końcu.
— Jak to sobie wyobrażasz? — zadał kolejne pytanie Francuz, nie ustosunkowując się do odpowiedzi Marcina.
— W sensie… co dalej? Jak to może funkcjonować? — domyślił się dermatolog. — Myślę, że wiesz, Oliwier — dodał zaraz, choć ciągle brzmiał niepewnie. Nie miał zielonego pojęcia, do czego pił blondyn i czemu stał się nagle taki… dziwny, jednak intuicja podpowiadała mu, że to spotkanie nie zmierza w pożądanym przez niego kierunku. — To koniec, prawda? — rzucił wreszcie ze smutkiem. Zdobył się na odwagę, by zadać to kategoryczne pytanie, choć nie był pewien, czy był gotowy usłyszeć odpowiedź, zwłaszcza, że spodziewał się, jaka ona będzie.
— Wiesz… myślałem o tym cały ten czas i nawet rano nie byłem pewien, co mam zrobić — zaczął wreszcie Francuz. — Próbowałem się do tego przekonać i wmówić sobie, że mogę to zrobić, tylko po prostu muszę chcieć, że jeżeli trochę z siebie dam, to mogę dostać w zamian jeszcze więcej. Co śmieszniejsze, nadal jestem przekonany, że nie pożałowałbym, gdybym się zaangażował i trochę zainwestował w ten… — zaciął się — w tę relację — poprawił zaraz, bo słowo „związek” nie chciało mu przejść przez gardło.
— Ale? — wtrącił Sokołowski. 
— Ale widzę, jak na mnie patrzysz, jak do mnie mówisz… jak się o mnie troszczysz. Nie dam ci tego samego, Marcin — oznajmił brutalnie. — Nie kocham cię — dodał dobitnie — i prawdopodobnie nigdy cię nie pokocham. — Mówiąc to nadal trzymał dłoń kochanka i obserwował jego reakcję. Szatyn siedział spokojnie, a kiedy tylko policjant wyznał mu, że go nie kocha, spuścił wzrok, jednak się nie poruszył. — Mogę sobie wmawiać, że jesteś dorosły i masz własny rozum, ale tylko ślepy nie zauważyłby tego stosunku zależności. Pozwalając nam dalej na tę zabawę, w końcu boleśnie się rozczarujesz i to będzie moja wina, bo doskonale wiem, że ty nie masz odwagi tak po prostu odejść — oświadczył po chwili ciszy. 
— Naprawdę myślałem, że coś między nami zaskoczyło… — wyznał szeptem Marcin, a jego głos niebezpiecznie zadrżał. 
— To jest właśnie ten paradoks — parsknął cicho Oliwier. — Zdałem sobie sprawę, że mi na tobie zależy i nie chcę, żebyś się przeze mnie męczył. Zwodziłem cię dwa lata. Zasługujesz na coś lepszego — powiedział, choć po chwili tego pożałował. Wydało mu się to takie… płytkie. Jakby się usprawiedliwiał i próbował wszystko wygładzić, kiedy rzeczywistość była o wiele bardziej brutalna. Owszem, przywiązał się do Sokołowskiego. Nie aż tak bardzo, by zaangażować się całym sobą, ale na tyle, by postawić jego dobro ponad swój egoizm. Mówił szczerze, kiedy twierdził, że nie chce się dłużej przyczyniać do jego ranienia, ale to nie było w tym wszystkim najistotniejsze. Chodziło przede wszystkim o to, by Marcin zrozumiał, że z Oliwierem nie czeka go żadna przyszłość.
— Dlaczego teraz? — zapytał szatyn i wreszcie odważył się spojrzeć na policjanta. Jego oczy były wyraźnie zaszklone, ale nie płakał, choć prawdopodobnie musiał się przed tym powstrzymywać.
— Nie mam na to mądrej odpowiedzi — odparł Francuz i delikatnie wzruszył ramionami. — Było mi wygodnie… miałem wszystko na wyciągnięcie ręki. Nie traktowałem cię poważnie, co więcej, czasami traktowałem cię jak gówno, a ty i tak ze mną zostawałeś. Nie chcę być takim człowiekiem — dodał na koniec ciszej. — Nie wiem dokładnie jak i czemu. To się po prostu stało.
— Poznałeś kogoś? — Marcin zdobył się na odwagę, żeby o to zapytać, choć w jego głosie dało się usłyszeć nadzieję, że dostanie negatywną odpowiedź, a kiedy Francuz pokręcił przecząco głową, odetchnął z ulgą. — Cóż… jak już poznasz, to będzie pierdolonym szczęściarzem — uznał, na co policjant parsknął śmiechem.
— To urocze, że widzisz we mnie potencjał na przykładnego chłopaka… ale historia moich romansów pokazuje, że żaden z facetów, który stanął na mojej drodze, nie wyszedł na tym dobrze. — Blondyn ściągnął szatyna na ziemię.
— Fakt, że nie byłeś w stanie odwzajemnić tego, co ci dawali, wcale nie oznacza, że nie byli z tobą szczęśliwi — zaprzeczył szybko Marcin. — Wiem coś o tym… — dodał, po czym uśmiechnął się słabo. — To nie twoja wina, że nie jesteś w stanie się zaangażować. Po prostu żaden z nich nie był tym właściwym… ja też nim nie jestem.
— Dlaczego starasz się mnie usprawiedliwiać, choć praktycznie zmarnowałem dwa lata twojego życia? — zapytał nieco agresywnie Oliwier. Chyba nawet za bardzo nie rozmyślał o tym, jaki efekt może przynieść ta rozmowa. Skupił się przede wszystkim na tym, by zakomunikować swoją decyzję Marcinowi najłagodniej i zarazem najdosadniej jak potrafił. Te dwa sposoby nieco się wykluczały i łatwo było w ten sposób doprowadzić rozmówcę do błędnych wniosków, czego właśnie zaczął obawiać się Francuz. Może Sokołowski źle go zrozumiał? 
Szatyn zaśmiał się krótko nim odpowiedział.
— Mógłbym powiedzieć wiele złego o tym, co nas łączyło… ale nigdy nie odważyłbym się powiedzieć, że to był zmarnowany czas — stwierdził nieco podniośle, a kiedy dojrzał, jak policjant unosi sceptycznie brew, uściślił: — Może nie dałeś mi tego, czego najbardziej pragnąłem… ale dałeś mi tyle, żebym był szczęśliwy. Wbrew pozorom nie jestem masochistą — parsknął nieznacznie. — Nie tkwiłbym przy tobie, gdyby nie było mi z tobą dobrze — zaznaczył.
Oli przeczesał wolną dłonią włosy, bo drugą nadal miał ułożoną na dłoni Marcina, a potem zagryzł wargę i spojrzał gdzieś w bok, zastanawiając się nad czymś.
— Wiesz, byłoby prościej, gdybyś zrobił mi scenę, zwyzywał mnie i wyszedł, trzaskając drzwiami — wyznał ze słabym uśmiechem, z powrotem skupiając spojrzenie na kochanku.
— Jeszcze jestem w szoku, może zaraz zacznę rzucać talerzami — odparł w podobnym tonie Marcin, a po jego policzku spłynęła samotna łza, którą niemal natychmiast otarł wierzchem dłoni i pociągnął nosem.
— Hej… — wyszeptał Francuz i wreszcie puścił rękę Marcina, by dla odmiany położyć dłoń na jego policzku, pocierając kciukiem miejsce, w którym przed chwilą znajdowała się łza.
Sokołowski przytrzymał dłoń Oliwiera swoją własną i na chwilę zamknął oczy. 
— Chyba gdzieś podskórnie czułem, że to nadchodzi — powiedział. — Przez ten tydzień oszukiwałem sam siebie, że mam cokolwiek do powiedzenia i udawałem, że to ja zdecyduję — dodał z żalem w głosie. — Ale to musiałeś być ty — przyznał z trudem.
Miał wrażenie, że jego serce rozsypało się na kawałeczki wielkości kryształków cukru. Doskonale wiedział, że Oliwier miał rację. On nie miałby odwagi tego zrobić, nawet jeśli czułby się źle. W takich chwilach, kiedy Francuz rzeczywiście nie był najczulszym partnerem na świecie, trzymał się myśli, że ten okres minie i za jakiś czas — parę dni, tydzień, miesiąc — z powrotem poczuje się jak w bajce, bo choć blondyn starał się cały czas zgrywać samca alfa, który okazywanie uczuć uważał za słabość, to — świadomie lub nie — potrafił jednym odpowiednim gestem sprawić, że cała złość Marcina mijała i był gotowy zrobić dla blondyna wszystko. Może to i niekoniecznie brzmiało jak zdrowa relacja i prawdopodobnie taka nie była… ale przecież od samego początku nic sobie nie obiecywali i Sokołowski świadomie zatracał się coraz bardziej. Oliwier ostrzegał i niejednokrotnie podkreślał, że nie jest typem, który potrafi żyć w związku i żeby nie rozpatrywał go w tych kategoriach. Mimo wszystko Marcin czasami zatracał się w swoich marzeniach i pozwalał, by jego umysł kreował piękne wizje wspólnej przyszłości. Łudził się, że pewnego dnia stanie się cud i Francuz pęknie. W końcu dotrze do niego, że razem tworzą zgrany duet i potrzebują siebie nawzajem. Pozostawało mu jedynie czekać, bo wiedział, że jeżeli postawi policjantowi ultimatum, ten bez zawahania każe mu odejść. 
W końcu się doczekał rozwiązania. Niekoniecznie właśnie tego chciał… wręcz przeciwnie, wiedział, że przez cholernie długi czas się nie pozbiera i nie będzie nawet w stanie spojrzeć na innego faceta. Zresztą decyzja Oliwiera tak naprawdę niewiele zmieniała. Teraz po prostu miał bardziej cierpieć, ale to nijak nie wpływało na to, co czuł do policjanta.
Nawet nie chciał o tym w tej chwili myśleć. Postarał się skupić na jego ciepłej dłoni przy swoim policzku i chłonięciem jego obecności, póki nadal tu był.
— Marcin… — zaczął cicho blondyn, kiedy zbyt długo milczeli.
— Tak, tak, wiem — odezwał się dermatolog. — Przepraszam, że się rozczulam. Wiem, że tego nie lubisz — przyznał skruszony i uśmiechnął się słabo.
— Musiałbym być naprawdę strasznym chujem, aby się teraz o cokolwiek czepiać — zaprzeczył zaraz policjant, choć… skłamałby, gdyby przyznał, że coś go nie ściskało, gdy patrzył na Marcina w takim stanie. Nie cierpiał takich sytuacji. Był z tych, którzy po prostu otrzepywali się niczym pies i szli dalej. A takie „rozczulanie się”, jak to określił Sokołowski, było dla Oliwiera dziwne i… wprawiało go w stan zażenowania. Mimo wszystko miał świadomość tego, że ludzie się różnili i dla przykładu Marcin był bardzo emocjonalny. Policjant musiał zacisnąć zęby i pozwolić mu na to zareagować w swój sposób.
— Po prostu… nie jestem sobie teraz w stanie tego wyobrazić. Tego, że to koniec i już nie zadzwonisz i… że ja już nie będę mógł zadzwonić.
Oliwier odetchnął głębiej i zagryzł wargę. Czuł, że nie powinien powiedzieć tego, co właśnie cisnęło mu się na usta, ale z drugiej strony decyzja nie należała wyłącznie do niego.
— To nie musi być definitywne — zaczął spokojnie. — Nie mam pojęcia, czy to dobry pomysł… ale nie musisz się ode mnie permanentnie odseparować. Możemy nadal się kumplować, może z czasem zaprzyjaźnić — dodał. 
— Naprawdę? Mógłbyś to zrobić? — zdziwił się Sokołowski, choć w jego oczach można było dostrzec nieśmiały błysk nadziei.
— Jasne. Pytanie tylko, czy ty jesteś w stanie to zrobić — zastanowił się Francuz. W końcu to był główny problem. Sam nie miał nic przeciwko takiej znajomości. Znał Sokołowskiego już całkiem długo i choć nigdy nie był przy nim wylewny, to mimo wszystko w jakimś stopniu mu ufał i się dobrze dogadywali. Jednak policjant nie był pewien, czy taki przyjacielski układ nie narobi więcej szkody niż pożytku. Co jeśli Marcin nadal będzie się łudził? Co jeśli dalej będzie żył nadzieją, że blondyn zmieni zdanie? — Nie wiem, czy to rozsądne w takiej sytuacji — zdradził swoje obawy na głos. Musiał mieć pewność, że i szatyn o tym pomyśli. 
— Chyba nie dowiemy się tego, dopóki nie spróbujemy — wywnioskował Sokołowski. — Ta opcja przynajmniej nie brzmi tak przerażająco — dodał bardziej nieśmiało.
— Przemyśl to sobie na spokojnie — wymyślił policjant. — Nie musisz nic teraz deklarować. W ogóle nic nie musisz — dodał dosadniej. — Może po paru dniach bez kontaktu ze mną uznasz, że tak będzie lepiej, a jeśli nie… wiesz, gdzie mieszkam.
Na moment zapanowała cisza. Oliwier pozwolił, by Marcin nadal trzymał jego dłoń przy swoim policzku i w pewnym sensie pożegnał się z tą bliskością. Czuł, że jest mu winien chociaż tyle. Dermatolog chyba też to czuł i jasnym było, że ciężko jest mu przerwać kontakt fizyczny, bo to oznaczało symboliczne zakończenie pewnego etapu. Mimo wszystko wiedział, że musi zdobyć się na odwagę, więc po kilkudziesięciu sekundach oderwał delikatnie dłoń Francuza od swojej twarzy, ucałował jeszcze nieśmiało jej wnętrze, a potem odłożył ją na stół i odetchnął ciężej.
— Kolacja mi wystygła — rzucił niezobowiązująco, bo nie chciał, by ta sytuacja była niezręczna czy jeszcze bardziej przytłaczająca.
— Ta… dlatego szybko zjadłem swoją część, tak na wszelki wypadek, gdybyś jednak chciał rzucać talerzami — zdradził Francuz, na co Marcin parsknął nieznacznie.
— No tak, nie posądzałbym cię o kompletną bezinteresowność — skomentował, na co Francuz niewinnie wzruszył ramionami.
— Hej, co ty na to, abym spróbował uratować te naleśniki jeszcze raz, a ty mi w tym czasie ponarzekasz, co chujowego zdarzyło się dzisiaj u ciebie w pracy? — zaoferował policjant, podnosząc się. Uznał, że to moment, w którym powoli mogą ruszyć dalej. Nie miał pojęcia, czy to był dobry pomysł i czy uda uratować się ten wieczór — bo w zasadzie na początku wydawało mu się to absolutnie niemożliwe — jednak Marcin nadal tu siedział, nie był wściekły i chyba za bardzo nie miał jeszcze ochoty wychodzić. Prawdopodobnie dlatego, że się bał tego, co będzie dalej, ale to nie oznaczało, że muszą przez kolejną godzinę rozdrapywać ranę. Może istniała szansa, aby zagłuszyli tę przygnębiającą atmosferę mniej znaczącymi opowieściami z życia codziennego? Oliwier postanowił przynajmniej spróbować.
I… chyba mu się udało. A przynajmniej w jakimś stopniu, bo Marcin — choć zapewne domyślił się, co ma na celu zmiana tematu — dał się wciągnąć w grę Oliwiera i faktycznie zaczął streszczać przebieg jednej z wizyt, która nie należała do najprzyjemniejszych, zarówno dla niego, jak i dla pacjenta.
Francuz dla odmiany żywo zaangażował się w tę opowieść, choć w rzeczywistości nie było w niej nic intrygującego. Jednak to nie było ważne, bo istotniejszym było, aby odciągnąć uwagę kochanka od tego, co się właśnie stało. Najgorsze miało właściwie dopiero nadejść. Oliwier zakładał, że proces godzenia się z zaistniałą zmianą będzie dla Sokołowskiego najbardziej bolesny i zapewne czekało go kilka, może kilkanaście, ciężkich i wypełnionych smutkiem dni. Wiedział, że akurat przed tym nie będzie go w stanie uchronić, ale póki nadal byli razem w jego kuchni i jeżeli mógł choć minimalnie zmanipulować nastrój drugiego mężczyzny, to zamierzał to zrobić. 
Cholera, faktycznie mu na nim zależało. 
Wychodziło na to, że był jednak o wiele bardziej empatyczny niż mu się wydawało albo dopuścił do siebie Marcina o wiele bliżej niż przypuszczał. I szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, która z opcji była gorsza.
***
10 maja 2018
Minęło sporo czasu, nim otrząsnął się z tej swoistej ekstazy. 
Z jednej strony to bardzo dobrze, bo dzięki temu znowu nie miał czasu zestresować się przed maturą z matematyki, a przez to w trakcie egzaminu był w stanie na czas jego trwania w pełni skoncentrować się na rozwiązywanych zadaniach. Zaraz po nim wrócił do rozmarzania i snucia w głowie scenariuszy tego, jak może przebiegać jego spotkanie z Oliwierem. 
Z drugiej pod koniec wczorajszego dnia zaczęła ogarniać go niepewność, niepokój i coś, co można było określić mianem złego przeczucia
Po fali przepięknych, zazwyczaj romantycznych — często też erotycznych — wizji zaczęły go nawiedzać mniej optymistyczne imaginacje. Wyczerpał zapasy euforii i uruchomił się jego wewnętrzny sceptyk. Zaczął analizować zaproszenie Francuza pod różnymi kątami, przez co zaliczył bezsenną noc. 
Denis znał go odkąd był dzieckiem i mniej więcej kilka lat temu zaczął obserwować starszego mężczyznę bardziej świadomie, a dzięki temu stworzył sobie w głowie jego obraz. Co prawda zdawał sobie sprawę, że nieco… może nawet bardziej niż nieco idealizował sylwetkę policjanta, jednak pod wieloma względami jego percepcja była całkiem obiektywna. Oliwier nie był zbyt… przyjacielski. Może niekoniecznie zasługiwał na łatkę interesownego, jednak nie angażował się w relacje, w których musiał coś z siebie dać. Miał zaufane osoby — takie jak Marcel — którym zapewne powierzał jakąś część swoich sekretów, ale jak do tej pory młody Armiński nie zaobserwował, by policjant miał w zwyczaju inicjować jakieś interakcje. W tym aspekcie pozostawał raczej bierny. 
Dlaczego tym razem postąpił inaczej? To nie było typowe zachowanie i Denis uważał, że słusznym jest podejrzewanie, że w tym zaproszeniu na obiad kryje się drugie dno. 
Jeszcze przed egzaminem z angielskiego nastolatek zauważył, że w jego myślach krąży trzy główne scenariusze: optymistyczny, realistyczny i pesymistyczny. Pierwszy z nich zakładał to, o czym nastolatek od dawna skrycie marzył — może Oliwier poczuł coś podczas ich ostatniej szczerej rozmowy i jakimś cudem uznał, że chciałby go lepiej poznać? Oczywiście z perspektywą na rozwinięcie się tej relacji w romantycznym kierunku. Drugi ze scenariuszy podpowiadał Armińskiemu, że policjant go po prostu sprawdzał. W jakimś stopniu mu na nim zależało przez wzgląd na Marcela i chciał wybadać teren na neutralnym gruncie, by mieć pewność, że z nastolatkiem jest wszystko w porządku. Ostatni, a zarazem najgorszy ze scenariuszy zwiastował, że Francuz… wszystkiego się domyślił. Dostrzegł te maślane oczy Denisa, jego zachowanie, niezbyt subtelne w ostatnim czasie podchody i… chciał brutalnie wyrwać chłopaka z jego marzeń i nadziei na cokolwiek, co mogłoby ich połączyć.
Pomiędzy tymi trzema głównymi scenariuszami roiło się jeszcze od groma innych teorii, jednak Denis popadał co chwilę w inny stan i głównie albo sprzedawał sobie mentalnego kopa, próbując utwierdzić się, że to pewnie nic takiego i Oli jedynie się martwi. Za chwilę wpadał w kompletną panikę, że jego szczeniackie zauroczenie zostało zdemaskowane i czeka go jakaś reprymenda i co gorsze — złamane serce. Ostatecznie się uspokajał i karmił złudzeniami, że być może istnieje iskierka nadziei i Francuz wreszcie dojrzał w nim nie tylko syna najlepszego przyjaciela, ale też mężczyznę.
Z tych nerwów aż rozbolał go brzuch i chyba mógł nieco spieprzyć z pozoru najprostszy egzamin, bo za cholerę nie mógł się skupić na części ze słuchaniem. Jednak nawet nie miał za bardzo czasu się tym przejmować, bo kiedy tylko wyszedł z auli, na której trzecie klasy pisały maturę, dotarło do niego, że godzina zero właśnie wybiła.
Przez myśl przeszło mu, żeby odwołać to spotkanie, bo nie był pewien, czy jest gotowy na ewentualny cios w serce… ale nim się na to zdobył, dostrzegł, że dostał SMS-a od Oliwiera, w którym ten pisał, że czeka na niego na parkingu.
Cóż, na dezercję było za późno, więc przełknął ze strachem ślinę i na lekko drętwych nogach ruszył do wyjścia ze szkoły. Już wcześniej poinformował Wiktora, że ma plany, więc wyszedł na dziedziniec, a potem do bramy głównej i ledwie minął ogrodzenie, kiedy dostrzegł czarną insignię Francuza.
No dalej, to jest to, czego chciałeś — drażnił go jakiś złośliwy głosik z tyłu głowy. Zignorował go i starając się zachować spokój, podszedł do samochodu policjanta i po chwili wsiadł na miejsce pasażera.
— Cześć, jak poszło? — przywitał się od razu starszy mężczyzna i podał nastolatkowi rękę na przywitanie. Denis odpowiedział na ten gest bardziej niepewnie, jednak przeszedł go elektryzujący dreszcz, kiedy poczuł stanowczy uścisk dłoni. W ogóle zapatrzył się na Francuza odrobinę za długo, karcąc się zaraz, że nie trudno było uznać to za podejrzane. Jednak Oli miał na sobie ciemnobordowy bawełniany T-shirt, który lekko opinał jego ciało, a Denis nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ten kolor fantastycznie podkreślał oczy starszego mężczyzny, tak samo jak fantastycznie był teraz wyeksponowany jego tatuaż na prawym ramieniu.
— Raczej w porządku, nie było nic trudnego. Nie pracujesz dziś? — zapytał przewrotnie na koniec, chcąc odwrócić od siebie uwagę, jednocześnie naginając delikatnie część z egzaminem… choć w gruncie rzeczy to była prawda. Uważał, że matura z angielskiego była banalna, kiedy już się wczytał w zadania. Tylko to pieprzone słuchanie…
— W zasadzie to zdziwiłbym się, jakbyś powiedział, że było trudne — parsknął blondyn i przekręcił kluczyk w stacyjce. — Pracuję, ale zrobiłem sobie przerwę — wyjaśnił.
— Póki co faktycznie idzie w miarę gładko — przyznał Denis. — Aż się zastanawiam, gdzie jest haczyk — dodał podejrzliwym tonem.
— Nie ma haczyka. Po prostu wszystko wiesz — pochwalił policjant, jednocześnie sprawnie manewrując autem, aby wyjechać z parkingu. Niby nie było w tym nic trudnego, ale trzeba było mieć na uwadze, że zaparkowało się w miejscu, gdzie przeważająca ilość kierowców dopiero co odebrała swoje prawo jazdy i nie miała zbyt dużego doświadczenia. Na szczęście po niecałej minucie wyjechali z parkingu bez żadnej ryski. — Jest ładna pogoda, więc pomyślałem, że weźmiemy coś na wynos i zjemy w plenerze? Wreszcie ogarnęli ten park przy Fredry. Chodzę tam czasem z Tytanem i jest całkiem przyjemnie — zaproponował blondyn po tym, jak włączył się do ruchu.
Denis w sumie sam nie wiedział, co będzie najlepszą opcją… ale skoro Oliwier miał jakiś plan, więc zapewne uznał, że to miejsce będzie odpowiednie, dlatego brunet postanowił mu zaufać. 
Niecałe pół godziny później zahaczyli o jedną z najlepszych białostockich burgerowni, a potem ze swoimi porcjami jedzenia podjechali do Parku Fredry, który dopiero co został zmodernizowany i obecnie stanowił ciekawą alternatywę do spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu. 
Dotarli nad staw, który znajdował się mniej więcej w centralnej części, ale że przy samym brzegu kręciło się sporo ludzi — głównie matek z małymi dziećmi — Oliwier z Denisem odeszli kilkadziesiąt metrów i rozłożyli się pod jednym z nielicznych dębów, który gwarantował cień. Większość drzew w parku była niedawno zasadzona i nie dawała aż takiego komfortu.
— W sumie to nie pomyślałem, że będziesz w takich ubraniach i to niekoniecznie wygodne — zagadnął niepozornie Francuz, widząc jak młodszy chłopak rozgląda się uważnie, sprawdzając, czy nie za bardzo się pobrudzi, kiedy usiądzie na trawie. Co prawda kompletny garnitur założył tylko na polski, a wczoraj i dzisiaj postawił jedynie na śnieżnobiałą koszulę i czarne jeansy. Tak było wygodnie, a poza tym po pierwszym dniu egzaminów dostrzegł, że większość chłopaków średnio przestrzegała dress codu, zatem i on w czarnych jeansach niezbyt się wyróżniał, co więcej, nadal był jednym z najbardziej elegancko ubranych uczniów. 
— Spoko, nie ma tragedii — odpowiedział, kiedy już usiadł obok Oliwiera, a po chwili przyjął od niego papierową torbę ze swoim burgerem i porcją frytek oraz butelką wody mineralnej. 
Zaczęli jeść, a przez to na dłuższy czas zapanowała cisza. Denis co prawda uważał, że cisza nie wynikała wyłącznie z tego, że jedli. Miał wrażenie, że atmosfera jest dziwnie ciężka i… nerwowa? Choć w zasadzie to nie atmosfera była nerwowa, tylko to nastolatek czuł się podenerwowany. Z ledwością mógł przełykać kawałki jedzenia. Mimo że starał się uspokoić, to w efekcie osiągał efekt odwrotny do zamierzonego i w pewnej chwili aż nie wytrzymał i już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszał to:
— Zerwałem z Marcinem.
Spojrzał zaskoczony na Oliwiera, nie mając pojęcia co z tą informacją zrobić. W ogóle nawet nie potrafił jej dobrze zrozumieć, bo był tak zdezorientowany, że jego mózg zdawał się działać z opóźnieniem. 
— Mówię ci o tym, bo tamta rozmowa dała mi dużo do myślenia — zaczął dalej tłumaczyć Francuz. — Przemyślałem sobie wiele… potrzebowałem dystansu.
— Wow… aż nie wiem, co powiedzieć — wyznał szczerze chłopak. Poczuł ulgę i zarazem jakieś nieopisane ciepło. Skoro Oliwier mówił mu o tak intymnej sprawie, to oznaczało, że musiał go traktować poważnie i widział w nim kogoś godnego zaufania. Oczywiście jego umysł zaraz zaczął mu podsuwać wizję, że może nie tylko godnego zaufania, ale i kogoś… atrakcyjnego w tym romantycznym sensie. Szybko się jednak otrząsnął z ostatniej myśli, czując wstyd przez to, jak szybko potrafił się zatracać.
— Nie oczekuję, że coś powiesz. Chciałem po prostu, byś o tym wiedział — zapewnił Francuz i spojrzał krótko na nastolatka, uśmiechając się przy tym nieznacznie.
— Cóż… cieszę się, że to sobie poukładałeś. Jestem pewny, że i ty, i on traficie w którymś momencie na właściwe osoby — powiedział bezpiecznie, chcąc zabrzmieć jak najbardziej neutralnie. Czuł, że każda skrajna reakcja byłaby nie na miejscu. 
— Może… — przytaknął Francuz. — Ty też na pewno trafisz na odpowiednią osobę — dodał zaraz, na co Armiński zamarł, orientując się, że to był bardzo dziwny komentarz na tym etapie rozmowy. Niekoniecznie adekwatny i… Och.  — Ale to nie jestem ja — dokończył po wymownej pauzie i spojrzał na Denisa, choć ten nawet nie drgnął, wlepiając swoje spojrzenie w przestrzeń przed siebie.
W pierwszej sekundzie odruchowo chciał zaprzeczyć. Powiedzieć, że nie wie, o czym Oli mówił i że odczytał jakieś błędne sygnały, ale zaraz zalała go fala bezsilności. To wydało mu się… bez sensu. Wiedział, że jak zaprzeczy, to nie będzie w stanie zrobić tego w przekonujący sposób, a poza tym… wcale nie chciał. Właśnie ziścił się ten najgorszy scenariusz i najzwyczajniej nie miał siły ani ochoty z tym walczyć. Zresztą czuł, że tylko bardziej by się pogrążył. 
Nawet się nie odezwał. Po prostu milczał, czując, jak coś rozdziera jego nastoletnie serce.
— Denis — powiedział blondyn po jakimś czasie, chcąc skupić na sobie uwagę chłopaka.
— Byłem aż taki oczywisty? — parsknął i odrzucił od niechcenia z powrotem do torebki frytkę, którą od dłuższej chwili trzymał między palcami.
— Wiesz… — zaczął z westchnieniem policjant — wydaje mi się, że podświadomie chciałeś, bym zauważył wszystkie znaki — wyjaśnił. — Ale nie wydaje mi się, by ktokolwiek inny zauważył — dodał dla pocieszenia.
— Chyba tak — przytaknął bez wyrazu brunet, nadal nie odrywając wzroku od stawu, w który się wpatrywał. — Jak długo…? — zaczął, ale zawiesił głos. Nie wiedział, jak miał sformułować to pytanie, ale przeczuwał, że Oliwier się domyśli.
— W sumie nawet nie wiem — odparł szczerze. — Coś tam sobie pomyślałem raz czy dwa, ale jakoś niespecjalnie się nad tym zastanawiałem. Na początku chyba po prostu uznałem, że to tylko taka faza, że czasem mnie widziałeś nago, dopiero co odkrywałeś swoje popędy, a ja akurat byłem pod ręką i wiedziałeś, że mam podobne upodobania… orientacyjne, że tak powiem — wyjaśnił spokojnie. — Nadal uważam, że cokolwiek czujesz jest… to tylko zauroczenie — zdecydował. — Po prostu pomogłem ci, kiedy tego potrzebowałeś i przez to mogłeś spojrzeć na mnie trochę inaczej, jak na jakiegoś bohatera czy coś… ale to minie — zapewnił. — Wiem, bo kiedy byłem w twoim wieku też miałem takie fazy.
Denis parsknął, ale nie skomentował. Fazy, kurwa — przecięło jego myśli. 
Tak, niejednokrotnie zastanawiał się, czy to co czuje nie jest przypadkiem tylko głupim zauroczeniem czy tą całą fazą… ale raczej nie było takiej opcji. Bo już niejednokrotnie się zauroczył — czy to w przypadkowo spotkanym chłopaku, jakimś aktorze, sportowcu, raz nawet fantazjował tygodniami o swoim przeciwniku, z którym dwa lata temu zmierzył się podczas Młodzieżowych Mistrzostw Polski w jiu jitsu. I te zauroczenia mu przechodziły — choć niejednokrotnie miał szansę, żeby przekuć swoje myśli w czyny. Z Oliwierem było inaczej, bo czy można było mówić o głupim zauroczeniu, kiedy starszy mężczyzna rozpalał jego zmysły odkąd Denis tylko zrozumiał, czym jest seksualność? 
Kiedy tylko uświadomił sobie, że w momencie, gdy jego koledzy przed lekcjami WF-u kombinowali, jakby tu podejrzeć koleżanki, on woli pooglądać tych właśnie kolegów… dotarło do niego, że w sumie to ma przecież inne okazje, aby popatrzeć.
Co prawda w Orionie na treningi przychodzili głównie starsi chłopcy, ale Denis nie narzekał. Bo ci zazwyczaj rozbierali się bardziej niż na lekcjach wychowania fizycznego.
Początkowo nie oglądał Oliwiera z zachwytem, a raczej z ekscytacją. Wtedy policjant wydawał mu się taki stary i nawet nie potrafił przywoływać jego twarzy, kiedy odkrył tajniki masturbacji. Oglądał go z zaciekawieniem, bo ten miał umięśnione, zadbane ciało, a wtedy chuderlawy Denis postanowił, że jak dorośnie, to będzie wyglądał jak kolega jego taty. Pamiętał doskonale moment, w którym zaczął patrzeć na Oliwiera inaczej, z zachwytem, z utęsknieniem… jak na obiekt seksualny. 
To było zabawne, bo kiedy sam odkrył swoją orientację, nie miał zielonego pojęcia, że Francuz też był homoseksualny. Zresztą nic w tym dziwnego. Nikt go wtedy, jako dzieciaka, nie angażował w dorosłe rozmowy, a sam zainteresowany był zawsze dyskretny i nie afiszował się z niczym. 
Denis pamiętał zatem, kiedy pewnego grudniowego dnia zastał policjanta tuż przed wejściem do klubu, który akurat żegnał się z jakimś mężczyzną. Pocałunkiem. W usta. Krótkim i jakby niezręcznym, ale nie umknął on bystrym oczom ówczesnego czternastolatka. 
***
Siedział przy recepcji na samym dole, tuż na wprost dużych, dwuskrzydłowych drzwi, które rzutowały obraz na cały parking przed klubem. Obok siedziała Ola, która aktualnie grała w jakąś głupią grę na jego telefonie, a on rozglądał się zrezygnowany. Trening skończył się już jakiś czas temu, a oni tkwili przy wejściu od dobrych dwudziestu minut. Musieli zaczekać na mamę, z którą mieli wrócić do domu. Jednak za każdym razem kiedy Denis zerkał w stronę schodów prowadzących na piętro, gdzie biuro miała kobieta, ta jak na złość się nie pokazywała. 
— Pomożesz mi z tym wężem? Ciągle przez niego przegrywam… — poprosiła jedenastolatka.
— Chciałaś grać, to dałem ci telefon. Jak nie umiesz, to możesz oddać — fuknął, ignorując jej prośbę. Zazwyczaj nie odzywał się tak do siostry. Ale teraz był poirytowany. Miał jutro ważny sprawdzian z biologii i obawiał się, że nie będzie miał wystarczająco czasu na powtórkę materiału. Na domiar złego domyślał się, że mama pewnie jeszcze zechce po drodze zajechać do sklepu. Szkoda, że nie miał teraz ze sobą podręcznika, bo przynajmniej nie siedziałby tutaj jak kołek, mając poczucie, że tylko marnuje czas. 
Odetchnął z rezygnacją, kiedy po kolejnym spojrzeniu na schody, mamy nadal nie było widać. Wlepił więc dla odmiany wzrok w drzwi wejściowe i obserwował co raz podjeżdżające albo odjeżdżające samochody oraz ludzi, którzy wychodzili i wchodzili do budynku. 
Przez kilkadziesiąt sekund absolutnie nic się nie wydarzyło, więc z powrotem zerknął na schody, ale kiedy i tym razem nie dostrzegł rodzicielki, wrócił wzrokiem do drzwi… a tam był Oliwier. Stał jeszcze na zewnątrz, trzymając już dłoń na klamce, jakby miał wchodzić, ale jeszcze dyskutował z jakimś nieznanym Denisowi mężczyzną, pewnie się z nim żegnając. Oli powiedział coś, co spowodowało, że ten facet się zaśmiał, potem wymienili jeszcze kilka zdań i… ten nieznajomy wychylił się do policjanta, a potem go… pocałował. Krótko. To było ledwie cmoknięcie, takie na pożegnanie, bo zaraz potem odszedł, a Oliwier wreszcie wszedł do środka. 
Denis siedział przez moment ze zdezorientowaną miną. Co on właśnie, do cholery, zobaczył? Dlaczego ten koleś pocałował Oliwiera? Dlaczego ten przyjął ten gest tak zwyczajnie? Czy to oznaczało, że robili to już wcześniej? Czy to oznaczało, że Oli… był gejem?
— Cześć, dzieciaki — rzucił, przechodząc obok nich i posyłając im krótki, przyjazny uśmiech. Ola i tak tego nie zauważyła, bo cały czas miała wzrok wlepiony w telefon brata, dzielnie walcząc z jakimś wężem, a Denis patrzył na niego jak na ufoludka. 
— Hej, Oli — odparła radośnie dziewczynka, słysząc znajomy głos. 
— A ty, młody, co masz taką minę? — spytał Denisa rozbawiony.
Nastolatek zamrugał, uzmysłowiając sobie, że pewnie wyglądał jak jakiś idiota, po czym szybko przybrał zwyczajniejszą minę.
— Normalną — mruknął, wzruszając przy tym ramionami. No przecież mu nie powie, że zawiesił się na moment, bo właśnie zobaczył go, jak całuje się z jakimś facetem. 
Oliwier tylko potaknął głową na znak, że rozumie, czy tam na odczepnego i poszedł dalej. 
Denis odprowadził go wzrokiem do momentu, w którym policjant zniknął za ścianą. 
Oli też był gejem! 
To było popieprzone!
***
A potem już samo poszło.
Najpierw nieśmiało przywoływał tę jedną scenę sprzed wejścia do Oriona, potem puścił wodzę fantazji i zaczął wyobrażać sobie Oliwiera i tego tajemniczego faceta — który okazał się być Łukaszem — w innych sytuacjach. Najpierw w jego myślach tylko się całowali, potem byli bardziej śmielsi w swoich działaniach, aż w końcu brunet zaczął wyobrażać sobie, jak Oli mógł wyglądać podczas seksu. Gdy już zaakceptował taką wizję i nie zawstydzał się momentalnie, gdy tylko o tym myślał… to zastąpił Łukasza sobą. 
To było zabawne, bo w pewnym momencie Denis zaczął być po prostu zazdrosny o przyjaciela swojego ojca. Był przez to dla niego bardziej opryskliwy, odburkiwał, zamiast normalnie odpowiadać, a kiedy ten starał się mu pomóc na treningach, nagle wychodził do łazienki albo symulował, że coś go boli, żeby tylko policjant nie mógł się do niego zbliżyć i by wywołać u niego poczucie winy.
Cóż, dziś już wiedział, że tylko ośmieszał się w oczach mężczyzny, a ten nie tylko nie odczuwał poczucia winy, ale i pewnie podśmiechiwał się z niego, o ile totalnie go nie ignorował. No ale miał wtedy raptem czternaście lat. Teraz rozumiał o wiele, wiele więcej i był całkiem przekonany, że to nie była tylko żadna głupia faza. Jednak czuł, że tłumaczenie tego policjantowi to w tym momencie jak samobójstwo.
— Zastanawiałem się, czy powinienem cię w ogóle uświadamiać, że się domyślam… — zaczął po chwili przejmującego milczenia blondyn. — Ostatecznie uznałem, że jeżeli będziesz wiedział, to nie będziesz musiał podejmować żadnych działań… bo te nie przyniosą żadnego skutku — skończył nieco pokrętnie, chcąc jak najdelikatniej przekazać nastolatkowi, żeby sobie odpuścił, bo nic z tego nie wyjdzie.
Dzięki, kurwa. Normalnie już się odkochałem — przemknęło przez myśli nastolatka, choć w rzeczywistości odpowiedział milczeniem. Niejednokrotnie wyobrażał sobie, co się stanie, kiedy Oliwier się dowie. Zawsze wtedy obstawiał, że zapadłby się po prostu pod ziemię… ale teraz czuł jedynie potworne zrezygnowanie i momentami dziwne impulsy wściekłości. Może fala wstydu dopiero miała nadejść, jak już zostanie sam ze swoimi myślami, ale póki co po prostu siedział i pozwalał, by zjadała go bezsilność. To był naprawdę koniec. Oczywiście nastolatek był świadomy, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent Oliwier tak na niego nie patrzył i do niczego nie doszło w rzeczywistości, ale póki Denis nie wiedział na pewno, to miał nadzieję. Mógł sobie marzyć, snuć plany… cieszyć się każdym głupim uśmiechem Oliwiera i analizować, czy ten coś znaczył. A teraz nie pozostało mu już nawet to. 
Tak, mieszanka zrezygnowania i bezsilności to było dokładnie to, co teraz odczuwał, choć miewał momenty, kiedy ogarniała go wściekłość. Dosłownie na ułamki sekund, tak, że nawet nie był w stanie nijak wykorzystać tego wyrzutu adrenaliny, który się z nią łączył. Był rozgoryczony, bo Francuz jednak nie rozumiał. Tłumaczył to sobie tylko głupimi fazami, kiedy Denis był przekonany, że to jego pierwsza i najprawdziwsza miłość!
— Powiesz mojemu ojcu? — zapytał niespodziewanie, bo ta myśl przeszła jego umysł znienacka i wypowiedział te słowa szybciej, niż zdążył je dokładnie przemyśleć.
Policjant zmarszczył brwi i popatrzył skonsternowany na bruneta.
— Oczywiście, że nie. Po co miałbym mu o tym mówić? — zapytał.
— Nie wiem… — Armiński wzruszył ramionami. — W końcu jestem jego dzieciakiem, który ma jakieś dziwne fazy i może myślisz, że warto zakomunikować mu, o co chodzi, skoro wystarczył ci ledwo tydzień, żeby praktycznie w pełni mnie rozgryźć. Jest przecież twoim najlepszym przyjacielem — dodał, nie potrafiąc wyzbyć się nutki goryczy z głosu.
Poczuł się nieco oszukany. Pomimo iż Oliwier zaprzeczył i starał się mu wmawiać, że to tylko niezobowiązujące gadki, ot tak, żeby się sobie nawzajem wygadać bez konsekwencji, tak teraz jednak bardziej skłaniał się ku opcji, że blondyn po prostu podszedł go podstępem, żeby się czegoś o nim dowiedzieć i w efekcie przedstawić swoje wnioski Marcelowi. Mężczyźni przyjaźnili się dwie dekady i to było oczywiste, że Oliwier interesował się dobrem Denisa tylko przez wzgląd na starszego Armińskiego. Sam nastolatek już mniej się dla niego liczył… szkoda tylko, że brunet od razu zaufał policjantowi i nie dopuszczał do siebie głosu rozsądku.
— Denis, rozmawiam z tobą, bo uważam, że jesteś wartościowym młodym człowiekiem i fakt, że przyjaźnię się z twoim ojcem nie ma z tym nic wspólnego — zaznaczył na wstępie stanowczym głosem. — Ale okej, nie musisz mi wierzyć, a ja nie będę cię na siłę przekonywał. Sam zobaczysz — uznał, wzruszając przy tym nieco nonszalancko ramionami. 
Fakt, mówił szczerze i faktycznie lubił dzieciaka Marcela. Nie zamierzał go wkopywać przed ojcem, bo to by było w cholerę niezręczne. Aż nawet nie chciał sobie wyobrażać, jakby wyglądała ich rozmowa na ten temat... Faktem jednak było też, że takie podchody i obchodzenie się jak z jajkiem kompletnie nie były w stylu Francuza i normalnie olałby gówniarza, ewentualnie raz czy dwa sporządziłby mu ostrzejszą reprymendę, żeby się ogarnął… i tu Denis miał rację — co Oliwier postanowił przemilczeć — rozmawiał z nim tutaj, w taki sposób, bo był dzieciakiem Marcela… a przez to był dla Francuza jak rodzina. Choć policjanta zazwyczaj nie obchodziło zdanie innych osób ani to, jak ktoś się czuje po rozmowie z nim, tak nie wyobrażał sobie potraktować źle któregokolwiek z Armińskich. Za dużo im zawdzięczał, zwłaszcza Marcelowi.
— To… chyba pójdę już — oświadczył wreszcie brunet, nie za bardzo wiedząc, jak ma się zachować. Czuł jednak, że tkwienie w takim stanie przy Oliwierze nie wyjdzie mu na dobre i wolał się dłużej nie torturować.
— Zaczekaj — poprosił Francuz i chwycił delikatnie nastolatka za przedramię, kiedy ten zaczął się podnosić. — Nie chcę, żebyś teraz odchodził — oświadczył, kiedy Denis po raz pierwszy zebrał się na odwagę, aby na niego spojrzeć.
— A po co mam zostawać? — zapytał zakłopotany. — Powiedziałeś, co miałeś do powiedzenia, a ja i tak nie mam nic do gadki, więc…
— To nieprawda — zaprzeczył starszy mężczyzna. — Chcę usłyszeć, co myślisz.
Denis parsknął, ale pozostał na miejscu. Odwrócił też z powrotem wzrok. 
— Myślę, że to co powiem i tak nie ma znaczenia — stwierdził nieco gorzko.
— Może wpierw powiedz, a potem o tym zdecydujemy — zaproponował blondyn.
— Po co mam się bardziej upokarzać? — zapytał szybko Denis, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę złości. — W twoich oczach jestem tylko gówniarzem, którego postanowiłeś utemperować, żeby sobie za dużo nie wyobrażał. Robota wykonana, zrozumiałem przekaz. Nie musisz się mną dłużej przejmować — warknął mimowolnie. Nie wiedział, czemu kieruje się właśnie takimi emocjami, ale zaczął czuć, że jego bezsilność zostaje wpychana przez ogarniającą go złość. Jak wcześniej były to tylko drobne impulsy, tak teraz była to jedna z głównych emocji, jaka się w nim kumulowała.
— Dlaczego jesteś taki defensywny i próbujesz wepchnąć mi do gardła słowa, których wcale nie mam na myśli? — zapytał spokojnie policjant.
— Ach czyżby? — fuknął nastolatek i zerknął krótko na starszego mężczyznę.
— To są twoje odczucia, Denis — zapewnił go Francuz. — Nie projektuj ich na mnie. Ja chcę się tylko dowiedzieć, jak się czujesz z tą sytuacją. 
— Chujowo, a jak mam się czuć? — warknął ponownie agresywnie, niemal przerywając blondynowi. 
— Ale rozumiesz, że to co powiedziałem, ma sens? Rozumiesz te powody, prawda? — upewnił się Oliwier.
— Zapytam jeszcze raz: co to ma za znaczenie? — Denis czuł, jak zaczyna się coraz bardziej denerwować. 
— Bo nie chcę cię zostawiać z tym samego. Chcę, żebyśmy znaleźli się po tej samej stronie…
— Jeżeli obawiasz się, że zacznę odpierdalać jakieś dziwne akcje, że będę za tobą łaził i sobie coś wkręcał i w efekcie stanę się twoim problemem, to nie musisz. Ty masz swój punkt widzenia, ja mam swój, ale zapewniam cię, że mam jakieś szare komórki i potrafię uszanować, że sobie tego nie życzysz — przerwał mu stanowczo brunet. Brzmiał zadziwiająco pewnie i odważnie, ale domyślał się, że kieruje nim złość i adrenalina, przez co miał odwagę mówić głośno. Zresztą to nie było trudne, bo Francuz doskonale wiedział, jak go podejść.
— Znowu to robisz — zauważył policjant.
— Co?
— Znowu rzutujesz na mnie swoje myśli — wyjaśnił. 
— Cóż, przepraszam — parsknął pod nosem chłopak.
Francuz zapatrzył się na niego przez moment, zagryzając wargę.
To było dziwne, bo Denis rzeczywiście zauważył słuszną rzecz: Oliwier powiedział, co miał powiedzieć i mógł puścić dzieciaka, kiedy ten chciał odejść. Jednak… nie potrafił. Im dłużej tu siedzieli i im dłużej rozmawiali — a przynajmniej próbowali — tym bardziej policjant chciał, żeby nastolatek odszedł stąd z najmniejszym możliwym rozczarowaniem. Już nawet nie chodziło o to, że chciał go skrzywdzić jak najmniej przez wzgląd na Marcela, ale po prostu Denis był tak cholernie… racjonalny. Francuz nawet nie wiedział, jakiej reakcji się po nim spodziewał, kiedy zdecydował, że musi rozwiązać kwestię z tym, bądź co bądź, fatalnym zauroczeniem. Wiedział, że dla dzieciaka to będzie cholernie niezręczne i stresujące, a przez to mógł zareagować jakkolwiek. Mógł dosłownie uciec w popłochu, kiedy tylko Oliwier oświadczył, że wszystkiego się domyślił, mógł zacząć histeryzować, gadać od rzeczy, wyznawać mu miłość, płakać, błagać… ale nie. Denis był po prostu racjonalny. Owszem, było widać gołym okiem, że jest przytłoczony i zdenerwowany, ale to nie przeszkadzało mu w prowadzeniu w miarę logicznej konwersacji. Kiedy Francuz na niego patrzył, wiedział, że i chłopak wie, że to tylko jego fantazja, która nie ma prawa ziścić się w świecie rzeczywistym. To go uspokajało, ale jednocześnie nieco gryzło, bo Denis właśnie mu udowadniał, że jest zajebistym dzieciakiem, który zapewne wyrośnie na jeszcze bardziej zajebistego dorosłego człowieka. I… po prostu nie chciał sprawiać mu przykrości.
— Załóżmy… — zaczął, niepewny czy to była dobra taktyka. Mimo wszystko postanowił spróbować. — Załóżmy, że nie istnieją żadne przeszkody. Załóżmy, że dopiero się poznaliśmy, ty polubiłeś mnie, ja polubiłem ciebie… — kiedy mówił, Denis spojrzał na niego skonsternowany. — Wyszedłbyś na tym źle. W pewnym momencie bym cię skrzywdził, bo już taki jestem, i byś mnie znienawidził.
Denis odpowiedział mu krótkim śmiechem.
— Ktoś tu coś wcześniej mówił o nieprojektowaniu swoich odczuć — zauważył słusznie, na co Oli nieznacznie się skrzywił i odwrócił wzrok. 
Nie miał pojęcia, jak to się stało, że dziewiętnastoletni chłopak pokonał go jego własną bronią i to w dodatku w sytuacji, którą teoretycznie to on powinien kontrolować.
— Wiem, że rozumiesz, dlaczego z mojego punktu widzenia, to nie ma prawa się udać — zaczął więc inaczej. — Dlatego nie będę ci tego tłumaczył. Po prostu mam nadzieję, że jak najszybciej poznasz jakiegoś fajnego chłopaka, który zawróci ci z wzajemnością w głowie i wtedy jedynie będziemy się z tego śmiać — dodał i dopiero jak skończył mówić, spojrzał ponownie na Armińskiego. Chłopak… uśmiechał się. Nieznacznie, jakby z zawodem, ale uśmiechał się.
— Może masz rację — przyznał z wyczuwalnym smutkiem chłopak, po czym zaczął się podnosić. Francuz też wstał.
— Denis — skupił na sobie jeszcze na moment jego uwagę. — Nadal możesz ze mną o wszystkim rozmawiać — zaznaczył.
— Poradzę sobie — zaznaczył szybko nastolatek. — W zasadzie… to przecież nic się nie zmieniło, oprócz tego, że wiem, że ty wiesz — wyjaśnił pokrętnie. — Jakoś to przełknę — zapewnił.
— Nie zamykaj się. Widzę, że lepiej ci, kiedy jesteś wśród ludzi — poradził Oliwier, czym lekko zaintrygował nastolatka. — Tylko może nie upijaj się do nieprzytomności — polecił jeszcze, przypominając ostatni wyskok bruneta. — Może ten… Janek? — zaoferował na koniec, na co Armiński zmarszczył brwi.
— Czy ty mi właśnie proponujesz, żebym się wyżył poprzez seks? — zapytał sceptycznie, po raz pierwszy tego dnia czując się choć odrobinę rozbawiony.
— Wow, właśnie zdałem sobie sprawę, że zdecydowanie lepiej idą mi gadki z mordercami i innymi typami spod ciemnej gwiazdy — zauważył Francuz i aż podrapał się po policzku z zażenowania. Boże, nawet nie miał pojęcia, czy nastolatek miał jakiekolwiek doświadczenie i… no ogólnie to była fatalna rada. Jak to się stało, że Denis przejął dowodzenie nad tą rozmową?
Ten Janek — zaczął wymownie z delikatnym uśmiechem Armiński — nie jest w moim typie, ale ostatnio spotkałem kogoś, kto może będzie potrafił odciągnąć moje myśli od… tego — zakończył już mniej zgrabnie.
Oliwier włożył dłonie w kieszenie spodni. 
— No to mam nadzieję, że ten chłopak ci w tym pomoże — oznajmił bezpiecznie.
Denis wpierw uśmiechnął się tajemniczo, ale ostatecznie stwierdził, że nie będzie wyprowadzał Francuza z błędu, że ten chłopak był starszy od niego. To i tak już nie miało znaczenia. 
— Ja… naprawdę chcę już iść — powiedział wreszcie Denis, faktycznie czując, że to ostatni moment, w którym może wyjść z tego twarzą, jeżeli nadal istniała taka opcja. Nie wiedzieć czemu, ale uważał, że zniósł to o wiele lepiej, niż mu się wydawało. Oczywiście nadal zakładał, że jak to sobie przemyśli na zimno, to obleje go fala niewyobrażalnego wstydu, ale… ale póki co starał się dzielnie trzymać. Może wpływ też na to miał fakt, że Oliwier bardzo umiejętnie złamał mu serce i nawet przez ułamek sekundy nie zasugerował nastolatkowi, że ten powinien się wstydzić przez swoje myśli. Był cholernie stanowczy… ale i delikatny zarazem. Chyba tylko on potrafił wyrażać naraz tak dwa skrajne zachowania. 
— Domyślam się, że nie masz ochoty na podwózkę? — upewnił się dla jasności policjant.
— Dam sobie radę — zapewnił brunet, skinął starszemu mężczyźnie głową na pożegnanie, popatrzył mu jeszcze krótko w oczy i ostatecznie odwrócił się, odchodząc dosyć pospiesznie.
Oliwier odetchnął głęboko, przetarł twarz dłońmi i dopiero do niego dotarło, że ta rozmowa wymęczyła również jego. Nawet nie planował aż tak bardzo się w nią angażować, ale w trakcie okazało się, że naprawdę zaczęło mu zależeć na komforcie psychicznym Denisa. 
Zdał sobie też sprawę, że w ciągu jednego tygodnia złamał dwa serca i choć z pozoru to jego ofiary powinny ucierpieć na tym bardziej, to Francuz nie mógł oprzeć się wrażeniu, że czeka go długa i męcząca analiza wszystkiego, co działo się w jego głowie. W końcu zrobił to, żeby oczyścić atmosferę i mieć przejrzystą sytuację. Nie był jeszcze pewien, czy mu się to do końca udało, jednak był na tyle świadomy, że to wcale nie miało zadziałać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. On też potrzebował czasu, żeby dostosować się do zaistniałych warunków i poukładać swoje myśli.
Zrobił swoje i musiał pogodzić się z faktem, że w chwili, w której otworzył usta, przestał być jedyną osobą, od której zależało, jak rozwiną się wydarzenia. To on wystrzelił ten pocisk prawdy i musiał się liczyć z tym, że oberwie rykoszetem. Choć bardzo chciał, by wszyscy odnieśli jak najmniejszy uszczerbek na zdrowiu psychicznym, to nie miał takiej władzy, aby nad tym samodzielnie zapanować. Nie mógł nakazać, żeby Marcin się odkochał i żeby Denis tak po prostu przestał o nim myśleć. Tak byłoby dla wszystkich prościej — gdyby tylko ludzie mieli taką moc, by zakazywać lub dawać przyzwolenie na to, co mogą czuć w stosunku do nich inni ludzie. 
A tak? Przecież to nie był jego problem. On się o to nie prosił, a tak czy inaczej został wciągnięty w coś, z czym przymusowo musiał się zmierzyć. 
Cholerny Marcin.
Cholerny Denis.
Cholerni ludzie i ich głupie emocje, nad którymi nie potrafili zapanować.
__________________

Kto spodziewał się rozdziału na czas? :) 
Mam nadzieję, że udało mi się Was miło zaskoczyć. Szczęśliwym trafem weszłam w Nowy Rok z jakimś niesamowitym pokładem weny i uwaga: kolejny rozdział też jest już praktycznie napisany. Ech, już zapomniałam nawet jak to jest "mieć coś na zapas". 
W każdym razie, to rekordowo długi rozdział Francuskiego pieska, ale przyznacie, że jest dosyć przełomowy i nie mogłam sobie pozwolić, aby przejść w nim po łebkach. 
Co o nim w ogóle myślicie? Tu sobie Marcin knuł, jak utemperować Denisa, tam Denis coraz śmielej zacierał ręce, żeby pozbyć się Marcina... a Oliwier strollował ich obydwu. :D
Jednak żeby nie było tak kolorowo, sam już zdążył zauważyć, że i jemu przy okazji się oberwie paletą niechcianych emocji.

Chyba tyle ode mnie na dziś, kolejny rozdział też powinien pojawić się w miarę terminowo, a co będzie dalej, to się okaże.
Do poczytania!

11 komentarzy:

  1. Wow, to było świetne! Naprawdę jestem pod wrażeniem jak prowadzisz te postaci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Okay, więc dzisiaj strollowałaś mnie tak jak Oliwier strollował Marcina i Denisa. Serio, zajrzałam na bloggera tylko z taką myślą, żeby zajrzeć, bo byłam pewna, że żaden z autorów, których czytam nic nowego nie dodał, a tymczasem... Ty. Nie spodziewałam się tego totalnie i w ogóle jaki długi jest ten rozdział! Jak Ty go tak szybko napisałaś? Masz jakiś silnik w dłoniach? :P
    Okay, więc przede wszystkim nie do końca tego się spodziewałam. Jakoś tak bardzo się nastawiłam, że Marcin zamieszka z Oliwierem, że to rozstanie tak z dupy na mnie spadło. I tak mi jest przykro! Serio, nawet uroniłam parę łez dla Marcina. Znaczy, nie wiem, czemu, ale trochę zirytował mnie sposób, w jaki Oliwier się z nim rozstał. Znaczy, w sumie wiem, czemu, ale to już takie prywatne względy. W każdym razie, bardzo szkoda mi Marcina i (choć uważam, że Oliwier akurat nie powinien tego mówić) to zasługuje na kogoś dużo lepszego.
    W ogóle, jak czytałam ten początek, to naszły mnie takie myśli... Czy Oliwier w ogóle dożyje do końca tego opowiadania? W sensie, mam takie poczucie, że jemu się może zemrzeć nawet gdzieś w finale. Wrócę do tej myśli później.
    Co do Denisa to trochę wstyd zjebać maturę z angielskiego. W ogóle totalnie się spodziewałam tego, że Oliwier się domyślił, że Denis się nim zauroczył. Denis w końcu na tym wyjeździe machnął mu gołą dupą przed oczami XD Dziwne było to łamanie serca Denisa. W sensie, jakoś trochę mnie rozbawiło. Reakcje Denisa takie totalnie denisowe, za co go uwielbiam. Serio konkuruje teraz u mnie o pierwsze miejsce w rankingu postaci. I konkuruje z Marcelem, bo Oliwier się trochę przekreślił tym rozstaniem z Marcinem :P W każdym razie reakcje Denisa mocno mnie rozbawiły. I Oliwier tracący kontrolę nad rozmową w sumie też. I jakoś tak już trochę zaintrygowałam się tym Mariuszem, więc liczę, że Denis się skusi.
    No i przeprogramowałam się. W sumie dość szybko mi to poszło, widzisz tak dobrze piszesz, że od razu mnie przekonałaś do nowego toru opowiadania. Denis może być z tym Mariusz/jakimś innym typkiem, który przede wszystkim będzie ciekawy i wyrazisty.
    Przeszła mi przez głowę taka myśl: Denis x Marcin, ale... Marcin to jest chyba jednaj zbyt nudny dla Denisa. Ale jak najbardziej sympatyzuję z Marcinem, choć on nie gra tutaj aż tak istotnej roli, więc pewnie już go za wiele nie będzie.
    Co do Oliwiera, to wracam do mojej poprzedniej myśli. Niechże umrze w samotności, skoro tak bardzo tego chce.
    Szkoda tylko jego oczu.
    A jakby Ci brakowało pomysłów na dalsze rozdziały, to chętnie przeczytałabym coś jeszcze o relacji bliźniaków. Taka delikatna sugestia z mojej strony. Ale to tylko, jeśli będziesz miała na to miejsce w opowiadaniu, nie chcę, żebyś to odczuła, że nakładam na Ciebie jakąś presję. Nie taki jest mój cel.
    Znów dużo weny Ci życzę i czasu na pisanie! Obyś kolejnym rozdziałem też mnie tak zaskoczyła :D I wszystkiego dobrego dla Ciebie! ;)
    Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, wybacz mi, że w osobnym komentarzu, ale dwie rzeczy jeszcze uleciały mi z głowy. Mam jakąś dziurawą pamięć. >.<
      Bardzo podoba mi się tytuł tego rozdziału. Rykoszet. Ogólnie lubię to słowo jako słowo tak samo w sobie, ale też bardzo pasuje mi do tych emocji, które przy okazji odbiły się na Oliwierze. Po prostu bardzo mi ten tytuł pasuje do tego, co właśnie przeczytałam.
      A druga sprawa to „naraz” w znaczeniu „jednocześnie” pisze się łącznie. Nie wiem czy to kwestia nieuwagi, że u Ciebie pojawiło się osobno, ale ja dopiero kilka miesięcy temu się dowiedziałam, jak to się poprawnie zapisuje. Załączam źródło: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/naraz-czy-na-raz;2686.html
      Buziaki raz jeszcze!

      Usuń
    2. Sama chciałabym wiedzieć, co się stało z moją weną, ale nie będę się nawet odzywać, bo jeszcze mi przejdzie, więc po prostu wykorzystam dobrą passę do pisania. :D
      Zacznę teraz od środka trochę:
      "Co do Oliwiera, to wracam do mojej poprzedniej myśli. Niechże umrze w samotności, skoro tak bardzo tego chce" - ojej, jakie to ładne i w punkt! :) Fakt, skoro tak się upiera, że najlepiej mu samemu, to niech tak zostanie. :D
      W ogóle stało się, wreszcie ktoś po raz pierwszy postawił tezę, że Oli umrze po drodze. ;D
      No a tak serio to oczywiście nic nie powiem, ale ogólnie bardzo mi się podoba jak wszystko analizujesz, bo jak to czytam, to mam takie: "cholera, ona tak bardzo rozumie, co ja tu próbuję przepchnąć przez usta bohaterów" :)
      Ja też bardzo polubiłam Marcina, szczerze mówiąc. Nawet się tego nie spodziewałam i mogę jedynie powiedzieć, że on na pewno jeszcze wróci i nie powiedział ostatniego słowa - cokolwiek to znaczy.
      A Oli, to Oli. Niby się stara, niby coś do niego dociera i zasłania się "dobrem wszystkich innych", ale kto wie, co mu tak na prawdę w głowie siedzi (tzn. ja wiem i prędzej czy później go wyoutuję przed czytelnikami :D).
      Jeżeli chodzi o złamanie serca Denisowi, to Oli też nie za bardzo wiedział, co robi. Niby sie domyślił, że Denis coś tam mógł sobie ubzdurać, ale nie wiedział, jaką to ma skalę i trochę rzucał argumentami po omacku, choć w wielu kwestiach trafił bezbłędnie.
      I mega się cieszę, że polubiłaś Denisa! Choć tak na prawdę to on jeszcze nie jest docelowo taki, jaki chcę żeby był i mam nadzieję, że ta bardziej ostateczna wersja też Ci się spodoba. :D
      Twoje teorie co do dalszych romansów jak zwykle intrygujące!
      Jeżeli chodzi o sceny między bliźniakami, to na pewno jeszcze będą. Ogólnie mam wrażenie, że to opowiadanie będzie mieć ze 100 rozdziałów, jeżeli zamierzam opisać wszystko to, co wymyśliłam dla bohaterów. :D
      O widzisz, tytuły rozdziałów to moje małe "fetysze". Zawsze szukam do nich jakichś inspiracji, a często bywa też tak, że mam jakiś fajny zwrot i dostosowuję do niego rozdział (a przynajmniej jego wydźwięk), tak że super, że zwróciłaś na to uwagę i Ci się spodobało. :)
      Dzięki też za zauważenie błędu. Niestety już tak mam, że z rozpędu piszę "na raz" kiedy powinno być "naraz" i odwrotnie, a tak że wiele podobnych przypadków jak "coraz" czy "co raz", a moją największą zmorą jest pisanie z rozpędu "nie" rozłącznie z niepostopniowanymi przymiotnikami. A potem ciężko jest mi to wychwycić przy poprawkach, bo mój mózg wyłącza podejrzliwość. :D
      Ale już poprawione!

      Dzięki jak zwykle za super komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Hej. Rozdzial jak zawsze świetny. Zacznę może od spotkania Oliwiera z Denisem. Moze dlatego ,że Oliwier zaskoczył Denisa propozycja wspólnego obiadu i tu Denis miał pole do popisu w swojej wyobrazni. Nie oszukujemy się ale wyobraźnię to on ma:-). Szkoda tylko że jego czarny scenariusz się sprawdził. Ale z drugiej strony co się tu dziwic jak tak odważnie zasugerował Francuzowi swoje zamiary że nawet Marcin się zorientował! Podoba mi się moment w którym do francuza dociera ,ze w jakimś stopniu mu zależy na denisie . A teraz wracając do Marcina szkoda mi faceta ,ale w sumie od początku zakladal,że taka sytuacja będzie miała prędzej czy później miejsce. Teraz jestem bardzo ciekawa czy Denis ludzie za radą Oliwiera i zacznie umawiać się z facetami czy jednak weźmie się w garść i spróbuję pokazać oliweirowi że go nie idzie się tak łatwo pozbyć i że to wcale nie żadna faza tylko prawdziwa miłość. Ale czy taka faktycznie jest? I tu droga autorki decyzja należy do ciebie. Także pozdrawiam serdecznie dużo weny i jupi że masz już następny rozdział i szczerze i tak będę czekac z utęsknieniem do przyszłego tyg żeby się dowiedzieć co dla nich wymyśliłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zdecydowanie! :) Denis "lubi" galopować w swoich myślach, a biedak ma niestety tendencję do nadmiernego interpretowania w zasadzie wszystkiego, co się wokół niego dzieje.
      Fakt, zaryzykował i dosadnie pokazał Oliwierowi, co mu w głowie siedzi i niestety to nie przyniosło mu niczego dobrego. Choć w zasadzie ma swoją odpowiedź i może teraz będzie mu łatwiej ruszyć z miejsca.
      Myślę, że Denis potrzebowałby teraz jakiegoś bardzo mocnego impulsu, żeby jednak nie zrezygnować i dalej brnąć w swoje fantazje, by spróbować je urzeczywistnić, ale kto wie, może go dostanie. :)
      I też słusznie zauważyłaś, że może to Oli miał rację, że to tylko faza i powoli dotrze to też Denisa, a przez to sobie na dobre odpuści.
      Dzięki i pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Hej,
    kochana trochę ostatnio nie miałam czasu na czytanie, ale w najbliższym czasie to nadrobię... i bardzo mnie cieszy, że jest tak dużo rozdziałów dla mnie do czytania...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że najlepiej jest przeczytać dużo rozdziałów raz! :D
      Życzę udanego maratonu czytania. :)
      Dzięki i również pozdrawiam!

      Usuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, żal mi Marcina, ale tak spokojnie zareagował na oświadczenie Olivera o rozstaniu, bardzo mi jest smutno, chociaż właśnie dobrze że nie chce przekreślać tej znajomości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    rozdział wspaniały, żal mi bardzo Marcina, ale tak spokojnie zareagował na oświadczenie rozstania z Oliverem... Marcinowi bardzo jest smutno, chociaż właśnie dobrze że jednak nie chce przekreślać tej znajomości....
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń