1 maja 2020

Francuski piesek: Rozdział 28

Coś, co nie musi się udać... ale może

6 lipca 2018
Nie chciał wychodzić na kompletnego paranoika, dlatego nie pobiegł od razu do Francuza, gdy tylko wrócił z podróży służbowej. Napisał jedynie do niego kontrolnego SMS-a, oczywiście pytając o jakąś błahostkę, choć liczył się z tym, że Oliwier domyślił się, jaka była rzeczywista intencja. Ostatecznie postanowił, że spotka się z przyjacielem dopiero w weekend. 
Jednak w piątkowy wieczór nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Niby non stop miał jakieś zajęcie, ale nie umiał na niczym dostatecznie skupić. Zaczęło mu towarzyszyć coś, co określił mianem „złego przeczucia”. Nie pomagał wcale fakt, że Oliwier od rana mu nie odpisywał i ogólnie od środy nie wykazywał żadnego
znaku życia. Koniec końców Marcel nieco spanikował, wymyślił jakiś pretekst, że zapomniał czegoś z Oriona, wsiadł w samochód i ruszył do Białegostoku, by zrobić nalot na mieszkanie policjanta. 
Ta sytuacja przypominała mu o czymś bardzo brzydkim z przeszłości. Przez całą drogę starał się być dobrej myśli i powtarzał sobie niczym mantrę, że najpewniej przesadza i nic się nie stało… a z drugiej strony znowu czuł się, jakby miał kilkanaście lat i za moment miał znaleźć swojego przyjaciela…
Na pewno wszystko jest w porządku! — powtórzył w myślach po raz enty. 
Gdy tylko dotarł na Bojary i zaparkował pod blokiem Francuza, od razu zauważył jego insignię, zaparkowaną kilka miejsc dalej. Wysiadł ze swojego auta i na nieco odrętwiałych nogach podszedł do drzwi od klatki. Wybrał właściwy numer mieszkania na domofonie, jednak po kilku sygnałach połączenie zostało zakończone. Oli nie otworzył. Marcel spróbował jeszcze dwa razy, za każdym razem czując coraz większą panikę, ale kiedy i to nie podziałało, zadzwonił pod jakiś przypadkowy numer i po tym, jak otworzyła mu jakaś kobieta, która o dziwo spytała, o co chodzi, wdrapał się pospiesznie na odpowiednie piętro i załomotał w drzwi. Wcale się nie zdziwił, gdy odpowiedziała mu cisza, choć jednocześnie poczuł, jak coś ciężkiego przygniata mu serce.
Stał tak bezradnie kilka minut, zastanawiając się nieco rozpaczliwie, co powinien teraz zrobić i ostatecznie postanowił po prostu zadzwonić do policjanta. Prawdopodobnie powinien był to zrobić w pierwszej kolejności, jednak… chyba za bardzo przerażało go, że blondyn nie odbierze, a wtedy Marcel kompletnie postradałby zmysły.
Serce stanęło mu na moment, jak po kilku chwilach nasłuchiwania w skupieniu do jego uszu dotarł przytłumiony dźwięk dzwonka z mieszkania. Cholera jasna!
Co robić? Myśl, myśl, myśl! — rozkazywał sobie.
Usłyszał, jak ktoś wchodzi po schodach i znieruchomiał, spoglądając z nadzieją, aż będzie miał tego kogoś w zasięgu wzroku… ale okazało się, że ta osoba zatrzymała się piętro niżej, a następnie otworzyła drzwi i zapewne weszła do swojego mieszkania.
Powinien zadzwonić… no właśnie, gdzie? Na policję? I co im powie? „Cześć, nie zgubił wam się czasem jeden policjant?”.
Nie był pewien, ile czasu stał pod tymi drzwiami, próbując wymyślić jakieś rozwiązanie, choć w rzeczywistości jedyne, co siedziało mu w głowie, to że jego koszmar może się właśnie powtórzyć i oczami wyobraźni widział, że za ścianą jego przyjaciel…
Kolejne kroki na schodach. Znacznie szybsze niż te przed chwilą. 
— O, cześć, co ty tu robisz? — zawołał Francuz jeszcze na półpiętrze, wyciągając automatycznie słuchawki z uszu, kiedy dostrzegł, że pod jego drzwiami stoi Armiński.
— A ty? — zapytał głupio brunet, czując, jak wzburzają się w nim różne skrajne emocje, przez które nie był w stanie chwilowo logicznie myśleć.
— Mieszkam? — odpowiedział niepewnie pytaniem na pytanie Oli, docierając pod drzwi. — Co masz taką minę? Ktoś umarł? — zażartował, przekręcając klucz w zamku.
— Czemu nie odpowiadałeś? — zapytał wreszcie z pretensją Armiński. — Wydzwaniałem do ciebie jak głupi, a ty…!
— Miałem niezły sajgon, przepraszam. Zaraz ci opowiem, właź — zaprosił przyjaciela do środka, nie zauważając, a może raczej nie orientując się, z czego wynika jego dziwne zachowanie.
— Myślałem, że… — zaczął z żalem Marcel, ale zaraz urwał, nie potrafiąc skończyć zdania na głos.
Oli dopiero wtedy się zatrzymał, zamrugał i popatrzył dziwnie na drugiego mężczyznę.
— Kurwa, Marcel — jęknął.
— Wybacz, że mam złe skojarzenia, kiedy nie dajesz znaku życia — fuknął rozeźlony Armiński, na co Oliwier momentalnie zamilkł i zagryzł wargę.
Okej, sam był sobie winien. Nie powinien mieć pretensji, że sam niejako nauczył przyjaciela, że kiedy zachowuje się dziwnie i unika go jak ognia… jest to zły znak.
— Wszystko jest w porządku, obiecuję. Serio nie miałem czasu — zapewnił spokojniej, uznając, że powinien skapitulować. — Sporo się działo — zaczął, kierując się do aneksu kuchennego, gdzie niechlujnie rzucił klucze na blat, choć normalnie zostawiał je przy drzwiach, a potem wyciągnął z lodówki wodę i zaczął ją popijać, chwytając jeszcze w międzyczasie telefon w drugą dłoń.
Marcel zmarszczył na to brwi. Co prawda Francuz był raczej energicznym człowiekiem, ale… jego zdaniem nie zachowywał się teraz standardowo. Był o wiele bardziej pobudzony niż zazwyczaj.
— Zachowujesz się jak na speedzie — zwerbalizował swoją uwagę, na co Oli tylko się zaśmiał.
— Stary, przebiegłem dwanaście kilometrów po raz pierwszy od miesiąca. Wyobraź sobie, że nie możesz trenować przez miesiąc. To chyba logiczne, że się cieszysz, kiedy już możesz wrócić do ćwiczeń? — wydedukował Francuz, choć brunet dalej popatrywał na niego nieufnie. — No co? — zapytał, przewracając oczami.
— Czemu mam wrażenie, że próbujesz od czegoś odciągnąć moją uwagę? — zapytał zupełnie poważnie.
— Bo jesteś przewrażliwiony? — odbił nieco złośliwie blondyn. — Wiem, po co przyszedłeś — oświadczył zaraz normalniejszym tonem. — Zająłem się tym — przyznał.
— Tak? — zapytał Marcel, choć ton jego głosu wcale nie brzmiał, jakby mówił to z ulgą, a raczej ze sceptycyzmem. 
— Tak — potwierdził pewnie Oliwier. — Rozumiem, że mam ci udowodnić? — parsknął po chwili, gdy Armiński się nie odezwał, a jedynie kontynuował świdrowanie go wzrokiem. — A niby sam ostatnio mówiłeś, że nie jesteśmy dziećmi — przypomniał zgryźliwie. — Ale niech ci będzie. Jeżeli tylko to pozwoli ci spokojniej spać w nocy… — urwał i ponownie zaczął coś przeszukiwać w swoim smartfonie. — To proszę, sam zobacz — dodał i podał przyjacielowi telefon. — Przyznaję bez bicia, że mnie trochę wkurwiłeś i na początku kombinowałem, jak się z tego wykręcić… ale ostatecznie uznałem, że to mnie nie zabije, jeśli spróbuję.
Marcel spoglądał na niego nieufnie, ale przyjął urządzenie i zerknął na wyświetlacz. Zobaczył na nim otwarty mail z potwierdzeniem zarezerwowania wizyty online na przyszły poniedziałek. Zagryzł wargę.
— Co teraz? Chcesz przyjść i sprawdzić, czy na pewno zrealizuję sesję i nie odwołam jej, jak tylko wyjdziesz? — podpuścił go Oliwier.
— Czemu online? — zapytał z jakiegoś powodu Armiński, ignorując wcześniejszą uwagę, ale Francuz jednak nie wydawał się być zaskoczony akurat takim pytaniem.
— No i właśnie tu wracamy do tego, czemu się tak długo nie odzywałem. Muszę ci o czymś powiedzieć.
***
8 lipca 2018
Nie widział Oliwiera od kilku dni, jednak mimo wszystko praktycznie non stop czuł przyjemne mrowienie w okolicach brzucha, kolory nagle wydały mu się żywsze a świat piękniejszy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ma przyćmiony umysł i powinien nieco stonować… ale po co? Przecież powstrzymywał się tyle czasu i praktycznie bez przerwy torpedował swoje pomysły i myśli, że między nim a Oliwierem może się coś wydarzyć. Czy nie miał zatem prawa, żeby odrobinę się zatracić, nawet jeśli jego serce za chwilę miałoby ponownie zostać złamane?
No dobra, to nie było do końca tak, że nawet przez moment nie spanikował. W piątek wieczorem pozwolił, aby jego umysłem zawładnęły czarne scenariusze i zaczął się mimowolnie nastawiać, że Oli pewnie znowu go oleje, choć przecież obiecał tego nie zrobić… ale dostał od niego SMS-a. Krótkiego, jednak cholernie konkretnego, przez co znowu poczuł się, jakby dryfował w chmurach.
„Myślę o Tobie”. — Tylko tyle… albo raczej tyle.
Denis musiał się powstrzymywać, żeby w odpowiedzi nie napisać policjantowi miłosnego elaboratu i ogólnie, żeby go nie poniosło i nie zabrzmiał jak szalona nastolatka, która wzdycha do plakatu swojego idola. Przez to odpisał dopiero po kilkudziesięciu minutach. Poza zapewnieniem, że też myśli o Oliwierze, odważył się jeszcze zapytać, kiedy znowu się zobaczą. O dziwo Oli nie zbył go, a zaproponował niedzielny wieczór i co lepsze: do tego czasu w miarę regularnie wymieniali wiadomości. Ot, zwykłe pytania o samopoczucie czy zdawanie pobieżnej relacji z przebiegu dnia. Francuz nawet opisał mu w telegraficznym skrócie, że udało im się rozwiązać sprawę strzelaniny i poznać powód, dla którego ktoś przeprowadził zamach na jego życie. Denis z każdym kolejnym słowem coraz bardziej wytrzeszczał oczy i raz za razem zaczęły przechodzić go dreszcze, bo nie mógł uwierzyć, że na świecie istnieli tacy ludzie, którzy byli zaślepieni gniewem do tego stopnia, że z kompletnie błahego powodu potrafili uciec się nawet do próby morderstwa. Choć serce chłopaka pękało za każdym razem, kiedy tylko przypominał sobie o Tytanie, tak nawet  nie chciał i nie potrafił sobie wyobrazić, że Oli… Jak dobrze, że już wszystko było z nim w porządku!
Do: Oliwier. „Mam nadzieję, że teraz gnój się nie pozbiera. Kto w ogóle robi takie rzeczy? Przeraża mnie, jak niektórzy mają nasrane w bani :/” — napisał szczerze przejęty, ale kiedy tylko policjant mu odpisał, nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu na twarzy. 
Od: Oliwier. „Koleś przeze mnie nie zaruchał. Mimo wszystko to jest jakiś powód. Wyobraź sobie natomiast, że w USA pod koniec lat 70-tych nastolatka urządziła sobie strzelaninę w szkole, bo nie lubiła poniedziałków[1] :D”.
Właśnie za to uwielbiał starszego mężczyznę. Świat mógł stanąć w płomieniach, a on i tak potrafił mu się zaśmiać w twarz. Ta sytuacja musiała być dla niego cholernie traumatyczna, o czym przecież Denis przekonał się na własne oczy… a mimo to zdawało się, że Oli jak gdyby nigdy nic wstał z kolan i robił dalej swoje.
Wreszcie nadeszła niedziela i Armiński musiał się nieźle nagimnastykować, by wymyślić dobrą wymówkę, dlaczego zniknie na noc. To znaczy… nie wiedział, czy zniknie na noc, ale taką właśnie miał nadzieję — że znowu zrobią z Oliwierem dokładnie wszystko to, co zrobili we wtorek. A może nawet więcej. Kiedy sobie tylko o tym przypominał, automatycznie się zawstydzał, ale jednocześnie nie potrafił przestać sobie tego na nowo wizualizować. To było absolutnie cudowne. Z nikim się tak nie czuł. Gdy był ramionach Oliwiera, zdawało mu się, że cały świat na chwilę przestawał istnieć, a wszystkie problemy przestają mieć znaczenie. Czuł się bezpiecznie i… na właściwym miejscu. 
Może był naiwnym gówniarzem i tylko się nakręcał, ale tamta noc jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że było warto i jeśli to okaże się największym błędem jego życia, to jednocześnie będzie tym najlepszym. Och, chciał go popełnić jeszcze nieskończoną ilość razy…
Postanowił, że rodzicom powie… półprawdę. W końcu oni byli świadomi, że Denis z kimś tam się wcześniej spotykał, kto nie był Oliwierem, więc uznał, że bardziej wiarygodnym będzie postawienie na tę taktykę. Chyba chwilowo Alicja i Marcel stracili pod tym względem czujność i nie podejrzewali, że może spotykać się z policjantem. W końcu rzeczywiście — prócz tej wtorkowej nocy — się nie widywali, a Francuz był jednocześnie zajęty sprawą z Tytanem i zdawało się, że nie ma czasu na dramaty. 
Gdy się wreszcie zmotywował i nabrał odwagi, zszedł na dół. Usłyszał jakieś dźwięki z ogrodu, więc skierował swoje kroki na taras, zgadując, że jego rodzice znajdują się właśnie tam, jednak zatrzymał się nagle, nim wyszedł na zewnątrz. Jego uwagę przykuł bardzo dziwny zlepek słów, które wypowiedział Marcel.
— Myślę, że to dobrze mu zrobi. Zawsze go przecież nosiło, więc w sumie można się dziwić, że wytrzymał w Białymstoku tak długo.
— Coś w tym jest, ale jestem trochę zaskoczona, że podjął decyzję tak nagle. I Katowice? — zastanowiła się na głos Alicja.
— No wiesz, miał jakiś plan i akurat tak się złożyło, że tam mają dla niego miejsce, więc w sumie nie miał dużo czasu na podjęcie decyzji o przeniesieniu — wyjaśnił Marcel.
Denis aż przełknął boleśnie ślinę. Katowice, przeniesienie… to nie brzmiało dobrze. Umysł chłopaka momentalnie połączył resztę faktów i szybko wysnuł wniosek, że Oliwier… 
Aż nie chciał do siebie dopuścić tej myśli. Co prawda miał ciągle świadomość, że zaraz sam się wyprowadzi i koniec końców będą musieli się rozdzielić… ale w jego założeniach Oliwier zostałby w Białymstoku i mogliby się widywać, gdy Denis wracałby na weekendy. Jakoś dałoby się to pogodzić na upartego. Jednak jeżeli Francuz zamierzał wyprowadzić się na drugi koniec kraju…
Z grobową wręcz minął wszedł na taras i oświadczył rodzicom, że wychodzi i jak pierwotnie jego plan zakładał pewność siebie, by nie wzbudzać podejrzeń, tak teraz jego rodzice patrzyli na niego wyłącznie z podejrzliwością, ale ostatecznie nie drążyli przesadnie i pozwolili mu się oddalić. Był dorosły, więc nie mogli mu zabronić wyjść, ale mimo wszystko był świadomy, że ponownie ściągnął na siebie uwagę i od teraz ponownie będzie na radarze.
Jego humor momentalnie prysł, ale i tak pragnął jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu policjanta. Potrzebował wyjaśnień. I to natychmiast, zatem jak tylko znalazł się pod drzwiami mieszkania Francuza i ten otworzył mu drzwi, pierwsze, co powiedział, to:
— Wyprowadzasz się? — i nawet nie próbował kryć strachu i pretensji w swoim głosie.
— Cześć, ciebie też miło widzieć — odezwał się blondyn nieco… rozbawiony? A może tylko tak się Denisowi wydawało. Nic na to nie odpowiedział, a jedynie lustrował mężczyznę spojrzeniem, więc ten chwycił go za rękę i wciągnął do środka. — Wszystko ci wytłumaczę — obiecał. 
— Czyli to prawda? — zapytał jeszcze bardziej spanikowany, bo do tej pory łudził się, że Oliwier po prostu zaprzeczy i okaże się, że najzwyczajniej coś źle zrozumiał. Ale policjant nie zaprzeczył…
— Tak, ale…
— Kiedy? — przerwał mu pospiesznie Denis.
— W środę…
— W środę?! — powtórzył z jeszcze większym przerażeniem.
— Pozwolisz mi dokończyć?! — Oliwer podniósł głos, na co chłopak zamilkł, choć jego mina wskazywała na to, że właśnie pękło mu serce.
— Przepraszam… po prostu… — zaczął po chwili skruszonym tonem, czując się niesamowicie głupio. Chciał się zachowywać jak dorosły, a póki co wyłaziły z niego wszystkie najgorsze instynkty i dla odmiany zachował się jak klasyczny gówniarz, który nie potrafi zapanować nad emocjami. — Usłyszałem, jak rodzice rozmawiali i… — urwał.
— W porządku, nic się nie stało. Właśnie chciałem z tobą o tym porozmawiać — uspokoił go Oliwier, zastanawiając się, czy nie zareagował odrobinę za ostro.
Denis skinął głową i posłusznie poszedł za starszym  mężczyzną do salonu.
— Jesteś głodny, chcesz coś do picia? — zaoferował wpierw gospodarz i skinął wymownie na stolik, gdzie stało już jego zaczęte piwo.
— Jestem samochodem — oświadczył Denis i zerknął wymownie na Oliwiera, który na moment zamilkł.
— …musisz wracać? — upewnił się.
— Eee… mogę zostać — odpowiedział niepewnie chłopak, na co Francuz uśmiechnął się i skierował do lodówki, skąd wrócił moment później z kolejną butelką zimnego trunku.
Zapadła cisza, w trakcie której jedynie na siebie popatrywali. Denis nieco zawstydzony i onieśmielony, a Oliwier zaciekawiony i z pewnością siebie malującą się na twarzy. Widok chłopaka, który ewidentnie nie miał pojęcia, jak się zachować czy co powiedzieć go rozczulał. Postanowił sam zainicjować temat, żeby go dłużej nie dręczyć.
— To kiedy będziesz znał wyniki rekrutacji? — zaczął od neutralnego tematu.
— We wtorek — odpowiedział rzeczowo Armiński.
— Stresujesz się?
— Trochę tak. Niby jestem dobrej myśli… ale może akurat wszystkim innym poszło jeszcze lepiej ode mnie — stwierdził, wzruszając ramionami.
— Na wynikach maturalnych się nie znam, ale znam się trochę na ludziach i jestem niemal przekonany, że nie ma takiej opcji — spróbował pocieszyć bruneta. 
— Oby — potaknął chłopak i znowu zapadła cisza, w trakcie której zaczął się jeszcze bardziej stresować. Sięgnął dosyć niepewnie po piwo i upił z butelki kilka łyków, a potem zerknął krótko na Oliwiera, który uśmiechał się tajemniczo, i ponownie uciekł wzrokiem gdzieś w ścianę. Nie miał pojęcia, dlaczego nagle zaczął się tak stresować. Ta kombinacja niewiedzy co dalej jak i bliskość drugiego mężczyzny była zdecydowanie kiepską mieszanką dla jego zdrowego rozsądku.
— Wiesz, że cię lubię — zaczął wreszcie Francuz.
— To miłe — parsknął niezręcznie Denis.
— I już się tego nie wyprę, choćbym chciał — zapewnił jeszcze, ignorując uwagę chłopaka, a następnie przybrał bardziej poważny ton. — Ostatnio miałem trochę bałagan w głowie. Nadal mam — poprawił się. — Zdarzyło się wiele rzeczy, niektórych nawet nie jesteś świadomy. — Kiedy to wypowiedział, Denis zerknął na niego niepewnie. — Zacząłem czuć, że coś jest bardzo nie tak z moim życiem i to chyba zmierza w złym kierunku. Potem jeszcze ta sprawa z Tytanem… Zdałem sobie sprawę, że potrzebuję zmiany.
— O to chodzi z tą wyprowadzką? — zgadł ze smutkiem Denis.
— Po części tak. W zasadzie to stwierdziłem, że zacznę od zmian tego, na czym się znam najlepiej, czyli od pracy. Nie spodziewałem się, że to potoczy się tak błyskawicznie, ale może to właśnie jakiś znak, że robię dobrze?
— Pewnie tak… — przyznał niechętnie Armiński. — Ale Katowice? — zapytał z żalem. — To zabrzmi strasznie głupio, ale… zaczynam tęsknić na samą myśl.
Oliwier uśmiechnął się rozczulony postawą chłopaka.
— To tylko tymczasowe. Jadę tam na kilkumiesięczny kurs — sprecyzował, na co Denis od razu się ożywił.
— A potem? — zapytał szybko z nadzieją.
— A potem… zobaczymy. Delegują mnie tam z Warszawy, więc będę musiał tam wrócić na jakiś czas. Jak mi się spodoba, to może zostanę — wyjaśnił.
— Podoba mi się ten pomysł — poparł szybko Armiński, a na jego usta wkradł się szeroki uśmiech.
— Cóż, dla podkręcenia romantyzmu tej historii mógłbym powiedzieć, że specjalnie za tobą wyruszyłem… ale niestety to jedynie kwestia przypadku. Tam akurat mieli dla mnie wakat — wyjaśnił, szczerząc się.
Po tych słowach Denis niespodziewanie się wychylił i bez ostrzeżenia pocałował policjanta. Nawet sam nie spodziewał się takiej impulsywności. Po prostu poczuł silną potrzebę, że musi to zrobić, więc… zrobił to. Całował mężczyznę kilka długich chwil, a kiedy wreszcie się od niego oderwał, nawiązali kontakt wzrokowy i Denis powoli zaczął cucić się z tej euforii. W spojrzeniu Oliwiera coś się zmieniło. 
— Naprawdę cię uwielbiam — zaczął całkowicie poważnie Francuz.
— Ale — wtrącił szybko Armiński, choć w jego głosie nie było zawodu czy żalu. Raczej nieco smutku. Odsunął się też na bezpieczniejszą odległość.
Oli uśmiechnął się delikatnie nim kontynuował. 
— Nie mogę na tobie eksperymentować — wyznał, wzdychając głęboko. — Może jestem dwa razy starszy, ale to nie znaczy, że jestem bardziej poukładany. Mam wrażenie, że jest wręcz przeciwnie. Muszę się tym wpierw zająć. Muszę posprzątać swój burdel i poukładać w głowie rzeczy, których w tym momencie nie jestem w stanie przeskoczyć.
— Jestem pewny, że sobie z tym poradzisz — zawyrokował bez zawahania chłopak. — A kiedy to zrobisz…
— Minie sporo czasu i prawdopodobnie będziesz szczęśliwy z kimś innym, kto będzie w stanie rzucić ci świat do stóp — przerwał mu Oliwier.
— Nie będę — zaprzeczył szybko Denis niczym małe dziecko, nieco rozeźlony, że Francuz próbował mu przepchnąć jakąś swoją alternatywną wizję rzeczywistości.
— Tego nie wiesz. A ja szczerze mam nadzieje, że jednak tak, bo chcę dla ciebie jak najlepiej.
— Najlepiej jest mi z tobą… — niemal wyszeptał Armiński, z jakiegoś powodu czując nagły przypływ przygnębienia. Naprawdę nie chciał, żeby Oliwier go od siebie odsuwał pod pozorem „dobra”. Przecież dopiero co go wpuścił do swojego życia i udowodnił tym samym, że jest w stanie naginać dla niego swoje zasady. Czy nie mogli zatem przeć w przyszłość razem na przekór wszystkim?
— Mam swoje momenty — zażartował blondyn, ale zaraz spoważniał, wpatrując się w chłopaka. — Nie zdążyłeś mnie na dobre od tej strony poznać. Ale to akurat dobrze, bo tylko bardziej byś się rozczarował. Jestem toksyczny, Denis — zadeklarował wreszcie z brutalną szczerością i powstrzymał chłopaka gestem  ręki, gdy zobaczył, że ten chce zaprzeczyć. — Nawet nie masz pojęcia, jak mi było wszystko jedno, kiedy spotykałem się z innymi facetami, a oni robili sobie nadzieję. W ogóle mnie nie obchodziło, co oni czują. Bardziej mnie przejmował los menela, który kręci się w okolicach mojego bloku, niż fakt, że sprawiłem komuś przykrość — zobrazował dobitnie i zrobił krótką pauzę. Denis chyba nie wiedział, co powiedzieć. — Mówią, że starego drzewa się nie przesadza i… coś w tym jest. Całe życie postępowałem w pewien sposób i nie wiem, czy jestem w stanie to teraz zmienić. Może tak ma już być, że będę do końca życia emocjonalnie upośledzony, dlatego nie mogę pozwolić na to, byś na mnie czekał i robił sobie nadzieję. Wiem, co do mnie czujesz i nie mam zamiaru tego umniejszać, ale… naprawdę nie warto. Nie możesz na mnie liczyć.
— Wow… — mruknął tylko Armiński, a Oliwier aż poczuł wyrzuty sumienia, widząc go takiego. Denis rozkładał go kompletnie na łopatki. Co prawda policjant był daleki od stwierdzenia, że się w nim… zakochał, ale nie mógł kłócić się z faktem, że żaden inny facet tak na niego nie działał.
— Okej, to zabrzmiało o wiele bardziej kategorycznie niż chciałem — przyznał i zaraz parsknął. — I widzisz, co ty ze mną wyprawiasz? Wystarczy, że na mnie spojrzysz, a ja już mam ochotę wszystko odwołać i stwierdzić, byśmy zrobili tak jak ty chcesz — dodał, przecierając twarz dłonią.
— Nawet mnie nie zapytałeś, co ja chciałbym zrobić — rzucił słabo chłopak, nadal nie patrząc na blondyna. 
— Musiałem wylać swój słowotok, zanim byś mnie zmiękczył — przyznał pół żartem, pół serio Oli.
— A co jeśli ja chcę czekać i mieć nadzieję? — sprowokował go zatem Denis.
— To… nie mogę ci niczego zabronić, jednak uważam, że to bardzo ryzykowne. Prościej byłoby, gdybyś po prostu żył swoim życiem i niczego ode mnie nie uzależniał.
Armiński pokiwał głową.
— Odpowiedz mi na jedno pytanie — zaczął po chwili.
— Słucham — zachęcił Oliwier, widząc, jak chłopak się nad czymś zastanawia.
— Potrafisz sobie nas wyobrazić? — zapytał niepewnie. — Bo jeżeli nie i ta cała przemowa jest jedynie kolejnym sposobem, żeby skrzywdzić mnie trochę mniej, to… po prostu złam mi serce raz a porządnie i nie baw się w komplementy, i robienie z siebie antagonisty — zażądał gorzko, a Francuz aż zamrugał zaskoczony tą stanowczością bruneta. Wiedział, że musiał zacząć ważyć słowa, by nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego i w efekcie nie zasugerować Denisowi czegoś, bo mogłoby go jeszcze bardziej skrzywdzić.
— Na ten moment… nie — zaczął ostrożnie. — To jest właśnie ten problem, Denis, że ja nie za bardzo potrafię wyobrazić sobie siebie w związku. I tu nie chodzi o ciebie — zapewnił, widząc skonfundowanie na twarzy Armińskiego. — Dlatego nie chcę, byś na mnie czekał i robił sobie nadzieję. Ale jednocześnie nie jestem w stanie powiedzieć ci, że o tobie nie myślę. Zrobiłeś ze mną coś naprawdę dziwnego i sprawiłeś, że zacząłem czuć rzeczy, o jakie nigdy bym się nie posądzał. Gdybym mógł tak po prostu się od ciebie odciąć, to bym to zrobił. Jednak nie potrafię. Nie chcę — powiedział z rozbrajającą szczerością, sprawiając, że Denis nie mógł się na to nie uśmiechnąć. — No co? — zapytał Francuz, marszcząc brwi, gdy usłyszał, jak młodszy chłopak parsknął.
— Naprawdę nigdy nie sądziłem, że mam u ciebie jakiekolwiek realne szanse — wyznał.
— Wiesz, że to nie jest kwestia szansy, prawda? — dopytał szybko Oli. — Jesteś tak piekielnie słodkim chłopakiem, że tylko osoba kompletnie pozbawiona zmysłów nie zwróciłaby na ciebie uwagi. To nigdy nie stało nam na przeszkodzie — zapewnił, widząc, że Armiński widocznie się zawstydził, na co blondyn szeroko się uśmiechnął. — Jesteś zdecydowanie zbyt nieśmiały. Uważam, że powinieneś popracować nad pewnością siebie. Wtedy porozstawiasz wszystkich tak, jak sobie zażyczysz. Nikt ci się nie będzie sprzeciwiał.
— Chyba pokładasz we mnie za dużą nadzieję — odparł cicho Denis, nie mogąc przestać uśmiechać się pod nosem.
— Nie. Jest dokładnie odwrotnie. To ty za mało w siebie wierzysz — spróbował wyprowadzić go z błędu Oliwier.
— Nie wiem… nie czuję się na tyle kompetentny, by się wyrywać przed szereg — zdradził swoje wątpliwości Armiński.
— Tu nie chodzi o kompetencje. Jesteś jeszcze młody i możesz tego nie wiedzieć, ale życie nie jest sprawiedliwe, więc zaniżanie swojej wartości to jest najgorsze, co możesz sobie zrobić — uściślił, a jego dłoń zabłądziła gdzieś na oparciu sofy, by po kilku chwilach musnąć opuszkami palców okolice karku chłopaka. — Więcej odwagi — podpowiedział, uśmiechając się.
Denisa przeszedł widoczny dreszcz.
— Żeby to było takie proste… 
— Wiem, że nie jest — zapewnił pospiesznie Francuz. — Ale — zaznaczył wymownie — to że ty jeszcze w siebie nie wierzysz, wcale nie oznacza, że inni nie mogą zacząć cię postrzegać jako osobę, która jest bardzo pewna siebie — dokończył enigmatycznie, co spotkało się ze sceptycznym spojrzeniem Armińskiego.
— To nie ma sensu — uznał.
— Okej, niepotrzebnie to skomplikowałem — przyznał Oli. — Chodziło mi po prostu o to, żebyś najzwyczajniej w świecie udawał — polecił, na co chłopak zaśmiał się w głos.
— Wow, wszyscy mówcy motywacyjni krzyczą „bądź sobą!”… a Oliwier mówi „kłam” — zwerbalizował to, co mu się właśnie skojarzyło.
— Oczywiście, że tak. Jak idziesz na rozmowę kwalifikacyjną, to nie mówisz, że się boisz i stresujesz. To w ogóle nie jest istotne, co ty czujesz w takim momencie. Nie dla tych rekruterów. Ważne jest natomiast to, co pokażesz. I teraz popatrz, jak ci ludzie uwierzą, że wcale się nie boisz, to automatycznie przestajesz się stresować, bo zobaczysz, że i oni są jacyś bardziej rozluźnieni — przedstawił przykład. — To działa w każdej sytuacji. Jak ktoś cię wkurwi, to nie odpuszczaj, a powiedz mu, co myślisz. Może pierwszy czy drugi raz się spłoszysz i polegniesz w wymianie słownej, ale zaczniesz wyrabiać w sobie mechanizm i tym samym pokazywać innym, że nie będziesz siedział cicho. W pewnej chwili to przestanie być ci obce, a stanie się częścią twojego charakteru — zakończył swój wykład.
— Ty tak robiłeś? — zaciekawił się chłopak, na co policjant przytaknął.
— Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to taki mechanizm psychologiczny. Ale generalnie tak. Byłem strasznie zahukanym gówniarzem, jednak podobno zawsze miałem minę, jakbym chciał komuś wpierdolić. — Denis się zaśmiał. — Nie miałem pojęcia, że sprawiam takie wrażenie… ale jak sobie to uświadomiłem, to uznałem, że czemu miałbym tego nie wykorzystać? Wbrew pozorom byłem bardzo strachliwy… ale ludzie o tym nie wiedzieli. Zacząłem więc patrzyć na siebie ich oczami. To nie stało się od razu, ale w pewnym momencie po prostu przestałem się przejmować. 
— Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że kiedykolwiek mogłeś być niepewny i że unikałeś konfrontacji z innymi — przyznał chłopak.
— A jednak — parsknął Francuz. — Tkwi w tobie mały diabełek. Gdy ktoś cię wkurzy, to nie pozwalasz wejść sobie na głowę. Ale wcale nie potrzebujesz tego bodźca, by po prostu brać to, co ci się podoba — podzielił się swoją obserwacją.
— Hmm… — mruknął Denis, zastanawiając się nad czymś. Oli siedział blisko i nadal muskał go niespiesznie po karku, co przestało dekoncentrować chłopaka i sprawiać, że tracił zmysły, a zaczęło relaksować. — Brzmi dobrze, by stawiać na swoim — wydedukował.
— Brzmi dobrze — potwierdził policjant.
— Poćwiczę — obiecał tajemniczym tonem Denis, by po chwili dodać: — A jak już opanuję sztukę perswazji do perfekcji, to porozmawiamy inaczej — zagroził, zerkając nieco odważniej w oczy starszego mężczyzny.
Oli się nie odezwał, a jedynie upił łyk piwa, jakby zabrakło mu argumentu.
— Czuję, że właśnie ukręciłem na siebie bat — stwierdził wreszcie, na co Denis niewinnie wzruszył ramionami. — Jadłeś coś? — przeszedł płynnie na inny temat. — Bo ja nie i chętnie to zmienię — uznał, podnosząc się niespodziewanie. — Powinienem mieć w lodówce rzeczy, z których da się zrobić coś całkiem zjadliwego, ale jak wolisz, możemy coś zamówić — zaoferował, kierując się do aneksu kuchennego.
— Czy ty próbujesz wyłudzić na mnie, żebym znowu zrobił ci naleśniki? — zapytał podejrzliwie chłopak, podążając za blondynem.
Oli zatrzymał się przy lodówce, obejrzał z pokerową miną na Denisa, po czym oświadczył śmiertelnie poważnie:
— Nigdy nie będziemy mogli być razem. Stanowczo za szybko mnie rozpracowujesz.
W odpowiedzi Armiński uśmiechnął się promiennie, bo usłyszał w tej deklaracji coś zupełnie innego. Oliwier wytyczył mu pewną granicę. Zdradził mu swoje — całkiem zasadne — obawy, przypomniał o wszystkich przeszkodach, jakie stoją im na drodze i ostrzegł, że nie ma pojęcia, czy będzie kiedykolwiek zdolny, by wyłamać się ze schematów postępowania, którymi latami podążał. Mimo wszystko nie zamknął za sobą furtki. Nie wrócili już do tematu wspólnie spędzonej nocy, jednak w kontekście całej rozmowy można było wysnuć wniosek, że Oliwier wcale nie próbował wyrzucić jej ze świadomości — w końcu znowu zaproponował brunetowi nocleg — a jakby się z tym pogodził i uznał, że to się po prostu stało i nie ma co tego przesadnie analizować. Może nie to było jego głównym celem… ale dał Denisowi nadzieję. Zakodował mu, że by ich ścieżki na dobre się skrzyżowały, muszą pokonać szereg przeszkód, co wcale nie musi im się udać, ale może
Nie było ckliwych deklaracji i składania pustych obietnic. Oliwier za to przemycił między wierszami Denisowi coś zupełnie istotniejszego. Ich fizyczna rozłąka była nieunikniona. Obu czekały zmiany i nowe etapy w życiu. Nic nie mogli na to poradzić. Za to mieli wpływ… na siebie. Czy to nie był perfekcyjny moment, aby popracować nad sobą? Aby nauczyć się nowych rzeczy, podszlifować swój charakter i po prostu nieco odważniej stawiać kroki w przyszłość?
Denis nawet nie wiedział kiedy dokładnie, ale przestał odczuwać ten paraliżujący strach przed zmianą. Nie przestał bać się kompletnie, jednak wydawało mu się, że to co odczuwa, to umiarkowana dawka stresu, która towarzyszyła większości ludzi w trakcie podobnych sytuacji. Denis nie wiedział też, czemu dokładnie złagodził się jego stan, ale przeczuwał, że Oliwier mniej lub bardziej świadomie się do tego przyłożył. Przez ostatnie dwa miesiące dostarczył Armińskiemu sporych wrażeń. Nie zawsze pozytywnych, ale mimo wszystko dzięki temu chłopak miał wrażenie, że nieco bardziej się zahartował.
Chyba był gotowy. Chyba chciał już spróbować nowych rzeczy, nawet jeśli nikt nie mógł mu zagwarantować, że będzie mógł wrócić, jeśli jednak mu się nie spodoba.
W końcu było o co walczyć.
***
28 lipca 2018
Walizki stały już wypchane po brzegi, choć Denis przeczuwał, że będzie do nich wracał jeszcze kilkukrotnie, kiedy tylko przypomni sobie o czymś, czego nie spakował. Poza tym starał się nie stresować, bo dla odmiany Wiktor pakował się od dwóch dni i jedyne co do tej pory zrobił, to otworzył walizkę i zostawił ją w takim stanie na środku pokoju. Skoro więc jego brat się nie przejmował, no to Denis tym bardziej powinien wyluzować.
Z samego rana w podziałek wylatywali z Warszawy do Paryża, by tam przesiąść się na lot do Buenos Aires. Dziewczyny odwiedzały dziadków w ferie zimowe, a teraz wybierały się na dwutygodniowy obóz w górach, zatem nie mogły dołączyć do bliźniaków. Zresztą bardzo rzadko latali do Argentyny całą rodziną. Po prostu trudno było wybrać taki termin, aby wszystkim pasował, a po drugie to rodziło mnóstwo komplikacji z klubem czy nawet z domem i psami. Marcel wychodził z założenia, że najlepiej, by ktoś zawsze zostawał na miejscu. Wiktor za to nawet raz zażartował, że to dobra taktyka, bo głupio by było, jakby wszyscy zginęli w katastrofie lotniczej, ale po ostrej reprymendzie od Alicji zarzucił szastanie takimi dowcipami.
Póki co sobotnie popołudnie spędzali na tarasie przy grillu. To było ich swoistą rutyną i jak tylko robiło się cieplej, starali się jak najczęściej wykorzystywać warunki do przesiadywania na zewnątrz. 
— Morał z tego taki, że… — zaczęła puentować Alicja.
— Dostał — rzucił Wiktor.
— List — kontynuował Denis.
— W którym — dorzucił Marcel, kontynuując grę.
— Było — dodała Ada.
— Napisane — wymyśliła Ola.
— Że — wtrąciła Alicja.
— Jest — zaczął nową kolejkę Wiktor.
— Ukarany — dodał po chwili namysłu Denis.
— Za — powiedział Marcel.
— Handel — wymyśliła Ada.
— Szyszkami — spuentowała Olka.
— Skradzionymi — kontynuowała Alicja.
— Z bunkra — spróbował zmienić bieg historii Wiktor.
— Emerytów — dodał szybko Denis.
— I rencistów — dorzucił Marcel, to co mu się pierwsze nasunęło na myśl.
— Wyklętych? — bardziej zapytała niż stwierdziła Ada, a potem wszyscy zaczęli się śmiać.
— Co to, kurwa, za historia? — pytał Wiktor, niemal kwicząc ze śmiechu.
— Miało być pierwsze skojarzenie! — rzuciła obronnie jego siostra.
Pomimo iż zabawa rozgrywała się w gronie rodzinnym i trzeba było nieco hamować się ze słownictwem, to i tak wszyscy bawili się wybornie i grali w tę grę regularnie, gdyż jej zasady były banalne, a jednocześnie gwarantowały za każdym razem niepowtarzalne scenariusze. Polegała ona na tym, by wspólnymi siłami wymyślić historyjkę z morałem, a każdy z uczestników mógł powiedzieć tylko jedno słowo, gdy nadchodziła jego kolej.
— Czy możemy porozmawiać o tym, jak fantastycznie wygląda ten stek na moim talerzu? — zaoferował Wiktor kilkanaście minut później, zgarniając młodszej siostrze z talerza kawałek mięsa. 
— Ej! — obruszyła się momentalnie Olka.
— Przestańcie zachowywać się tak, jakbym was głodził — poprosiła błagalnie Marcel, jak zwykle obsługując grilla.
— On to po prostu docenia, póki może, tato — odparł przymilnie Denis. — Bo jak się wyprowadzimy, to problem głodu może stać się realny — uznał, na co jego brat przewrócił oczami.
— Nie martwcie się, ja już od kilku miesięcy kolekcjonuję puste słoiki — pocieszyła ich Alicja.
— Ej no, bez takich. Potrafię ugotować pomidorówkę czy rosół — stwierdził obronnie Wiktor, by ratować swój wizerunek.
— Zalanie chińskiej zupki wodą to nie gotowanie — przypomniał mu Denis.
Wiktor obdarował go obrażonym spojrzeniem, oczekując od brata wsparcia, po czym sięgnął po swój telefon, coś w nim wyszukał, odchrząknął znacząco, po czym przeczytał:
— „Gotowanie. Jeden z procesów obróbki termicznej stosowanych w gastronomii. Odbywa się w środowisku wrzącej wody”[2] — przeczytał definicję z Wikipedii. — Którego z tych warunków twoim zdaniem nie spełnia gotowanie — podkreślił znacząco — zupki chińskiej? — zapytał, patrząc prowokacyjnie na brata.
— Boję się o nich — stwierdził półszeptem Marcel. — Może jednak zatrzymajmy ich jeszcze w domu tak na wszelki wypadek? — zaproponował.
— Proponuję profilaktycznie tak z dwadzieścia lat — zgodziła się z nim Alicja.
— Aż mi się smutno zrobiło — podsumował mężczyzna z nostalgią w głosie, przyglądając się toczącym zażartą dyskusję na mało istotny temat synom.
— „Aby osiągnąć efekt przejścia składników pokarmowych z gotowanego produktu do wywaru należy gotować długo, w dużej ilości wody, poczynając od niskiej temperatury wody”[3] — zacytował z satysfakcją Denis, otwierając na swoim smartfonie ten sam artykuł.
— Poczytajcie o instantyzacji — podpowiedziała im Alicja, celowo dolewając oliwy do ognia. 
Jej sabotaż się udał, a nawet doprowadził do jeszcze większej eskalacji konfliktu… choć koniec końców chłopcy nie byli w stanie dojść do porozumienia. Każdy z nich miał swoją rację i nie chciał ustąpić nawet na krok. Znali siebie nawzajem i wiedzieli, że będą do tego sporu regularnie wracać i zawsze to każdy z nich będzie uważał, że ma rację.
Ta z pozoru nic nie wnosząca dyskusja przerodziła się jakiś czas później w dosyć pokrzepiającą pogawędkę o tym, że chłopcy tak łatwo nie odetną się od rodziny, a Marcel oświadczył, że tak będzie organizował swoją pracę, żeby jak najczęściej przejeżdżać przez Warszawę.
Zarówno Denis jak i Wiktor z powodzeniem dostali się na wybrane przez siebie kierunki, zatem pozostawało im jedynie zorganizować logistycznie proces przeprowadzki, bo w końcu październik zbliżał się wielkimi krokami. Ich uczelnie okazywały znajdować się dosyć daleko od siebie, zatem znaleźli mieszkanie mniej więcej pośrodku. Mimo wszystko liczyli się z tym, że docieranie na wydziały może okazać się problematyczne, zatem brali pod uwagę inne scenariusze.
— To ten… — odezwał się Marcel. — Tak sobie postanowiłem, że wysokość waszego kieszonkowego będzie zależna od waszych ocen — oświadczył, co spotkało się ze spojrzeniem pełnym politowania w wykonaniu Wiktora, natomiast Denis odparł złośliwe:
— A ja tak sobie postanowiłem, że może wkręcę się do jakiegoś konkurencyjnego klubu.
— O, i to jest fantastyczny pomysł — pochwalił nieoczekiwanie Marcel. — Będziesz moim koniem trojańskim we wrogim obozie — sprecyzował, dopatrując się w tym pomyśle pozytywów. — A tak całkiem serio — spoważniał — to to jest naprawdę dobry pomysł. Przecież musisz gdzieś trenować, jeżeli oczywiście będziesz chciał — poparł syna niezrażony, że ten faktycznie może zasilić szeregi konkurencji.
Denis po prostu się na to szeroko uśmiechnął, nie spodziewając się po Marcelu niczego innego niż wsparcia, a potem skoncentrował uwagę na bracie, który ponownie zaczął przekonywać go, że przygotowywanie zupek chińskich stanowi wyższy stopień wtajemniczenia kulinarnego.
Może i waga problemu nie była wysoka, a nagroda za przeforsowanie swojej racji nie istniała, to Denis nie mógł tak zwyczajnie się poddać. Z tyłu głowy usłyszał głos Oliwiera, który kazał mu walczyć o swoje, a czy eksperymentowanie na bracie w kontrolowanych warunkach nie było dobrą formą treningu? 
Gdzieś tam w głębi nadal odczuwał smutek, że lada moment będzie musiał trochę przemeblować swoje życie — usamodzielnić się, być bardziej odpowiedzialny… ale też zrezygnować z niektórych przyzwyczajeń, które przez ostatnie kilkanaście lat były dla niego codzienną rutyną i go kształtowały. Z pewnością nie było mu łatwo pogodzić się, że zostawi za sobą większość znajomych, nie będzie niemal codziennie wyprowadzał na długie spacery stada dobermanów, przekomarzał się o jakieś kompletnie nieistotne rzeczy z siostrami czy kombinował, jak ukryć przed rodzicami, że wypił o jedno piwo więcej niż planował. Aż coś go ściskało na myśl, że będzie musiał opuścić Oriona, swoich dotychczasowych sparing-partnerów i zmienić kompletnie swoją treningową rutynę. Przytłaczające było nawet, że nagle przestanie mieć swoje sprawdzone miejscówki z najlepszą pizzą, burgerami, lodami, a nawet piekarnię, gdzie sprzedawano najlepsze pieczywo.
Wszystko się zmieniło i niekoniecznie zachęcało, by rzucać się w nieznane, jednak Denis wiedział, że taka jest kolej rzeczy i nie może zostać w domu na zawsze.
Może i już nie będzie widywał się ze znajomymi… ale nie zerwie z nimi kontaktu na zawsze. Co więcej zapewne pozna nowych ludzi, którzy wprowadzą w jego życie nowe barwy. Może i nie będzie spędzał wieczorów na spacerze z psami, ale dzięki temu będzie celebrował każdą wizytę w domu, jak tylko będzie tam wracał. Nie będzie musiał się ze wszystkiego tłumaczyć i na własnej skórze dowie się, jakie są skutki źle podjętej decyzji… a przez to nauczy się, by nie popełnić drugi raz tego samego błędu. 
Mnóstwo drzwi się właśnie zamykało, ale miał szansę otworzyć kolejne i mniej lub bardziej śmiało sprawdzić, co się za nimi kryje. Warszawa nie znajdowała się na drugim krańcu galaktyki, ale to nie oznaczało, że nie mógł w niej dotrzeć dalej, niż kiedykolwiek był. Mógł się w niej natknąć na to, co już znał i rozumiał… ale jednocześnie mógł zabrnąć w całkowicie inną rzeczywistość.
Choć te spekulacje niczego nie dowodziły i może zamiast przeżyć coś niezwykle ekscytującego, miał wpaść w kolejną rutynę, to nie mógł oprzeć się wrażeniu, że przyszłość przygotowała dla niego coś naprawdę ważnego.

KONIEC
_______________________
[1] Brenda Ann Spencer - 29 stycznia 1979 r. dokonała strzelaniny w szkole Cleveland Elementary School w San Diego, w wyniku której zginęły dwie osoby oraz zostało rannych ośmioro dzieci, a także jeden policjant. Kiedy zapytano ją o powód, dla którego dopuściła się tej masakry, odpowiedziała, że „nie lubi poniedziałków”. Przyznała się do zarzucanych jej czynów i 4 kwietnia 1980 r. została skazana na dożywocie z możliwością ubiegania się o zwolnienie po 25 latach (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Brenda_Ann_Spencer dostęp: 30.04.2020 r.).
[2] Gotowanie, https://pl.wikipedia.org/wiki/Gotowanie (dost. 29.04.2020).
[3] Tamże.


Jak tam? Kiełbaski skwierczą na grillu? Wylegujecie się gdzieś nad jeziorem? Chillujecie ze znajomymi? A nie, czekaj...
A tak w ogóle... już maj? Co?
Nie wiem, czy też tak macie, ale im jestem starsza, tym bardziej wydaje mi się, że czas przyspiesza. Nie podoba mi się to.
Za to wiecie, co mi się podoba? To że udało się mi się skończyć kolejną książkę. 
To zawsze dla mnie ważna chwila, bo uwielbiam kończyć zaczęte projekty. Zawsze sprawia mi to ogromną satysfakcję i kiedy miewam chwile zwątpienia i jestem dla siebie niedobra, to staram sobie przypominać, że jednak jak trzeba, to potrafię znaleźć motywację i jestem zdeterminowana.
No ale dobra, bo Wy tu sobie pewnie myślicie "Halo, zaraz, jaki koniec? Prima aprilis wypada pierwszego kwietnia, a nie maja".
Cóż, nie czułam się zobowiązana Was informować, że "Francuski piesek" lada moment się skończy, bo zaraz wystartujemy z drugim tomem, więc to taki symboliczny koniec, plus planuję to kiedyś wydać na papierze, a dwa tomy będzie o wiele łatwiej ogarnąć logistycznie.
Myślę też, że to jest dobry moment, aby postawić wymowną kropkę pomiędzy tymi częściami, bo jak się zapewne domyślacie, w drugim tomie zmienimy lokalizację, zmieni się część bohaterów i ogólnie skupimy się na innych rzeczach.
W ogóle pracuję nadal nad opisem pierwszego tomu, bo ten obecny wydaje mi się nie oddawać dokładnie tego, o czym ta książka jest, a oprócz tego, że starałam się Was wciągnąć w dosyć kontrowersyjny romans, to równocześnie bardzo ważne było dla mnie, aby pokazać, że czasami sami jesteśmy swoimi najgorszymi wrogami... jednak, da się z tym wygrać.
Zarówno Oli jak i Denis odważyli się przełamać swoje lęki i teraz będą próbować czegoś nowego... czy razem? To się okaże. Chęci jak widać są, ale jak to stwierdził Oli, trzeba wpierw zacząć od siebie.
Nim na dobre zamkniemy ten konkretny rozdział, standardowo mam do Was prośbę, abyście podzielili się ze mną swoimi spostrzeżeniami odnoście całej historii. Możecie napisać po swojemu, a jeżeli nie macie pomysłu, to podrzucam Wam kilka inspiracji: ulubiona/najmniej ulubiona postać, ulubiona/najmniej lubiona scena, najbardziej zaskakująca scena, czego zabrakło, co można było bardziej rozwinąć, co się nie udało, co można by zmienić.
Zachęcam też do pospekulowania, co może dalej czekać bohaterów.
To chyba tyle na dziś. Opis kolejnego tomu podrzucę Wam może jutro, żeby już tyle dziś nie spamować. :)
Do poczytania niedługo!

5 komentarzy:

  1. Nic konkretnego nie napiszę, ale odpowiem na prośbę. Poprawiasz mi humor rozdziałami nawet jak się u nich sypie to skupiam się na tym jak dobrze spędziłam czas na czytaniu, nawet jak było to po łebkach, bo ostatnio praktykuję coś tak głupiego, ale to zmienię, bo powróciły chęci właśnie teraz. Uwielbiam takie relacje między bohaterami, które są skomplikowane przez różne czynniki i kiedy wszystko się wyklaruje wydaje mi się, że jest ona ‘bardziej’ i tylko wydaje, bo ilość problemów nie czyni jakiegoś związku bardziej czy mniej. Więc ta teoria będzie tylko do książek. Doceniam Wiktora za jego ostatnią akcje powinien zostać nagrodzony i superowsko, że tak wspiera brata. Zaskoczyłaś mnie (bardziej niż zaskakuje się człowieka) tym wydarzeniem z młodości Marcela i Oliwiera już trochę od tego momentu minęło a ja jeszcze sklejam tego skomplikowanego gościa w całość, na razie to dwie różne osoby i nie uznaję go za wzór, ale lubię bardziej. Jak głupkowato to nie brzmi XD Myślę, że trzeba odłożyć na bok realizm opowiadania i trzeba wskrzesić Tytana.Tak poważnie był zbyt ważny.Jeżeli nadejdzie czas na opowiadanie w formie papierowej to trzymam kciuki aby wszystko poszło jak z płatka. Dzięki za twoją determinację i opowiadania naprawdę doceniam. Pozdrawiam
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Jak zaczęłam czytać no to standardowo armanscy wspaniali zawsze podobali mi się jako rodzina. Marcel martwiący się o oliego za co oczywiście go uwielbiam. Ale czytając Dale myślę sobie coś mi tu nie pasuje. Przecież to się czytaj jak podsumowanie historii i im czytałam bardziej robiło mi się smutniej i patrzę na środku napis KONIEC .myślę sobie jak to k... Koniec ?!tak to się nie może skończyć. Ale myślę sobie dobra to jest zamysł autorki i to jej opowieść ale no weź koniec w takim momecie ?. Więc czytam dalej adnotacje od ciebie i wiesz co? odrazu mi lepiej. Wiesz, że uwielbiam twoja twórczość . Ale do czego zmierzam do tego że po trudach oliego walczeniu jego z samym sobą w tym rozdziale jakby wrócił właśnie na ten swój tor takim jaki podobał mi się najbardziej jakby w jakimś stopniu znalazł swój cel, ale jakby na to nie patrzeć ta historia nie mogłaby się tak skończyć. Więc uwielbiam cię za to że będziesz kontynuować tę historię. Jestem ciekawa co ten Denis nawywija w Warszawie razem z Wiktorem. I co planujesz dla Oliwera ?. Jeżeli chodzi o podsumowanie tomu pierwszego to dla mnie napewno jest rewelacyjny. Zaskakująca scena było dla mnie uśmiercenie Tytana :'( .jeżeli chodzi o sceny ulubione to znalazło by się ich trochę i tak podsumowując to te w których Wiktor próbował pomoc Denisowi a że było ich kilka to nie będę się rozpisywać;). Scena która skradła mi serce to ta w której Denis przyszedł do oliego i robił mu naleśniki i próbował wesprzeć go w tych dla niego ciężkich chwilach i to że Oli go nie odtrącił tylko docierało do niego to że Denis jest dla niego podpora. Mam nadzieję że w tomie drugim będzie więcej Wiktora ale poza tym to biorę co dajesz ;). Podsumowując czekam na następny rozdział i już wiem że to będzie długi tydzień ;). Ps. Pomysł z wydaniem książki jest świetny. Chociaż osobiście wolę czytać na telefonie, ale to tylko dla tego że przeraża mnie grubość książek a w tel tego nie widać co też może być minusem bo się strasznie w nich zatracam i tracę poczucie czasu. Za to napewno zakupie eBooka. Pozdrawiam życzę weny i drowka i trzymam mocno kciuki za wenę .w

    OdpowiedzUsuń
  3. Okay, jak zobaczyłam słowo KONIEC, to moja pierwsza myśl to było dosłownie: „Chyba żartujesz!”. Szczególnie, że cały czas trzymałam się tego co mi kiedyś napisałaś, że Piesek ma być dłuższy niż Sezon. No ale skoro planujesz drugi tom, to może i będzie.
    Na razie muszę sobie poukładać parę rzeczy w głowie (i pójść spać, bo już po drugiej jak piszę ten komentarz xd), więc napiszę więcej, jak już to ogarnę.
    Tak czy siak, gratuluję ukończenia kolejnego projektu, to zawsze jest sukces! Jestem dumna. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem z powrotem! Nie komentowałam ostatnich 3 rozdziałów, więc do nich też trochę nawiążę w moim komentarzu, bo niektóre rzeczy szkoda pozostawić bez odpowiedzi. Przede wszystkim – Wiktor! Uwielbiam go! To jest taki mistrz zła jakich mało. To co odwalił z telefonu Denisa jest niepojęte, naprawdę mały diabełek w nim siedzi. Ale cieszę się, że to zrobił, bo w ten sposób pokazał też jak bardzo wspiera Denisa. I mimo że wcześniej też już ewidentnie wspierał brata, to jednak fajnie było zobaczyć taką jego autentyczną pomoc, świetnie to wykombinował. :D
      Co do rozwiązania sprawy postrzelenia Oliwiera, no to… Urażona męska duma, tego chyba nikt się nie spodziewał (nawet sam Oliwier), więc naprawdę nieźle to wykombinowałaś. Szkoda tylko, że z tego powodu musiał zginąć Tytan. :( Ale przynajmniej Oliwier postanowił coś zrobić ze swoim życiem. Dobrze dla niego!
      Co do sceny między Denisem a Oliwierem to aż trochę nie wiem co powiedzieć. Zazdrosny Oliwier jest zaskakująco śmieszny. Naprawdę ta rozmowa między nimi kompletnie mnie rozwaliła. No a Denis z kolei to jest takie złoto… Ogółem na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że dużo ciekawszą i bardziej wyrazistą postacią w tym opowiadaniu jest Oliwier (i pewnie jest), ale moim zdaniem postać Denisa totalnie robi to opowiadanie. On jest raz taki pewny i stanowczy, innym razem taki zagubiony a przez to słodki lub agresywny. On ma tak wiele różnych twarzy, a przy tym jest bardzo spójną postacią, że po prostu uwielbiam każdą scenę z jego udziałem. Ja już się chyba któryś raz nad nim rozpływam, ale po prostu nie mogę. Już chyba w każdym komentarzu będę sobie tak do Denisa wzdychać. A co do sceny erotycznej (bo w sumie o tym chciałam napisać, ale Denis ofc zniósł mnie z tematu) to wybrałaś jej bardzo ciekawą lokalizację w tekście. Bo w zasadzie postawiłabym że są dwa takie najbardziej wyraziste punkty kulminacyjne w tym opowiadaniu – postrzelenie Oliwiera i właśnie scena erotyczna. Naprawdę ciekawy zabieg. Ale fajnie że do czegoś między nimi doszło. :) Ja ogółem nie jestem jakimś ogromnym zwolennikiem scen erotycznych, więc też się na nich zbytnio nie znam, ale bardzo mnie cieszy, że sama jesteś zadowolona z efektu końcowego! Bo to chyba najważniejsze, żebyś czuła, że to co napisałaś, faktycznie jest dobre. (Bo jest jak coś!) I totalnie mnie zaskoczyłaś tym, że Twoja mam czyta Twoje opowiadania. I szanuję, może nawet trochę zazdroszczę. Ale ogółem zgadzam się z opinią Twojej mamy. :)
      A co do finału, to cieszy mnie, że znalazłaś trochę miejsca dla Marcela, bo on to też jest świetnym typem. Cała ta rodzina Armińskich jest bardzo udana. Podobała mi się ta szczera rozmowa między Oliwierem i Denisem. Fajnie, że Oliwier postanowił się trochę ogarnąć i nie wodzić tak Denisa za nos i wprost mu powiedzieć, jakie jest jego stanowisko. Prawdę mówiąc, myślę, że zrobiłaś im bardzo fajne zamknięci historii i Denis w przyszłej części mógłby już sobie na luzie Oliwiera odpuścić. No ale zobaczymy co tam dla nas szykujesz, jestem bardzo ciekawa. :D
      Ach, i oczywiście chciałam też zasygnalizować, że jeśli planujesz wydać to opowiadanie jako książkę w wersji papierowej, to chętnie kupię! I pozwolę sobie też wspomnieć, że w wersji papierowej chętnie kupiłabym też Sezon, więc jakbyś to kiedyś rozważała, to rozważ pozytywnie. :P
      A tymczasem kończę już, dziękuję za kolejne świetne opowiadanie i liczę na więcej! Już pisałam wyżej, ale powtórzę się, jestem dumna, że ukończyłaś kolejny tekst.
      Buziaki i wszystkiego dobrego! ♥

      Usuń
  4. Hejeczka,
    cudnie, Denis rozczula Oliwera, ale to wlaśnie pokazuje że nie jest mu obojętny... Katowice czemu nie Warszawa... kolekcjonowanie pustych słoików... haha
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń