25 kwietnia 2020

Francuski piesek: Rozdział 27

Bezpieczna przystań

Kiedy wszedł do pokoju naczelnika, dostrzegł, że ten porządkował biurko, chował dokumenty do szaf i wyglądał, jakby zbierał się do domu. 
— Też już uciekasz? — zagadał Oliwiera, gdy dostrzegł go w drzwiach gabinetu. Zostawił je otwarte, bo była sobota, a przez to cały budynek komendy był nieco opustoszały. Jedynie gdzieniegdzie dało się dostrzec policjantów, którzy byli na służbie i czekali na ewentualne wezwanie.
— W zasadzie to tak. — Francuz potaknął głową, a potem wszedł głębiej do pokoju i zamknął za sobą drzwi, co momentalnie skupiło na nim uwagę przełożonego.
— Co jest? — zapytał wprost, gdy tylko blondyn usiadł naprzeciwko.
    — Wygrałeś — oświadczył bezpośrednio Oli, nie bawiąc się w uprzejmości, a kiedy dostrzegł pytający wzrok Głowackiego, doprecyzował: — Pamiętasz, jak mi kiedyś powiedziałeś, że tu nie wytrzymam? 
— Och… — mruknął starszy mężczyzna. — Straszna chujnia wyszła z tym troglodytą, ale wiesz, że jesteś dla nas nieoceniony? — zebrał się na pochwałę.
— Znaczy, umówmy się, obaj dobrze wiedzieliśmy, że to nie jest miejsce, w którym będę wegetował do emerytury, mimo wszystko dobrze mi się tu pracowało. Ale właśnie zdałem sobie sprawę, że to nie jest miejsce dla mnie. Wiem, że nigdy nie zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi i nasza współpraca była… 
— Drogą przez mękę? — podpowiedział Głowacki.
— Cóż, chciałem powiedzieć, że była burzliwa, ale niech będzie po twojemu — parsknął Francuz.
— No i co teraz? — zapytał mężczyzna.
— Chcę się przenieść — odpowiedział blondyn, sprawiając, że przełożony zaczął lustrować go przenikliwie wzrokiem.
— Jesteś teraz rozgoryczony. Może poczekaj kilka dni i przemyśl to na spokojnie? — zasugerował.
— Mogę poczekać, ale zdania nie zmienię — zapowiedział, nie mając co do tego wątpliwości. — Chciałem się tylko upewnić, że nie będziesz stawał mi na drodze.
— Francuz, ja będę pierwszy, żeby pomóc cię stąd wyeksmitować — wyprowadził młodszego mężczyznę z błędu, po czym obaj się zaśmiali. Nie dało się ukryć, że pod względem charakterów byli jak ogień i woda. Mieli kompletnie inne podejście do tej pracy, każdy miał osobny system na zarządzanie zespołem czy rozwiązywanie niektórych konfliktów. Wynikało to też prawdopodobnie z faktu, że Głowacki jako naczelnik był osobą decyzyjną i od niego zależało chociażby to, czy jego wydział zostanie zaopatrzony w odpowiedni sprzęt. To on też zawsze odpowiadał przed komendantem i się ze wszystkiego tłumaczył. Oli jako jego zastępca był trochę po drugiej stronie barykady. Jego zadaniem było dowodzenie zespołem. Mniej interesowała go biurokracja, a bardziej służba sama w sobie oraz bezpieczeństwo kolegów z wydziału. Przez to non stop wybuchały pomiędzy nim a Głowackim zażarte dyskusje i obaj nawzajem doprowadzali się do szału. Mimo wszystko była jedna rzecz, która ich łączyła — obaj dbali o ten zespół i ostatecznie mieli ten sam cel. 
— Choć raz się w czymś zgadzamy — zauważył Oli.
— Wcale mnie nie dziwi, że akurat w kwestii tego, żeby się ciebie pozbyć — dodał jeszcze kąśliwie Głowacki, ale zaraz przybrał bardziej normalny ton. — Dobra, pomyślę nad tym, a po niedzieli zorientuję się, co da się zrobić.
— To znaczy… — wtrącił Francuz. — Miałem na myśli by się przenieść w ogóle do innego miasta,  a nie jedynie zmienić wydział. 
Głowacki zamrugał zaskoczony.
— Aż tak? — zapytał w końcu.
— Aż tak.
— Naprawdę ten gówniarz aż tak cię wyprowadził z równowagi? — doprecyzował, nadal nie kryjąc zdziwienia. Raczej uważał Francuza za faceta, którego praktycznie nie da się złamać, więc był zaskoczony, że ten podjął tak impulsywną decyzję po zaistniałej sytuacji, kiedy w przeszłości potrafił znajdować się w o wiele większych tarapatach.
— Za kogo ty mnie masz? — zirytował się młodszy policjant. — Oczywiście, że nie. Jasne, jestem strasznie wkurwiony, że mój pies zginął z tak absurdalnego powodu, ale nie uciekałbym przez tego smarka. Chodzi o wiele rzeczy — dodał już łagodniej. — A ta sytuacja to jedynie taka kropka nad „i” — wyjaśnił.
— Okej… masz jakiś pomysł? Z twoim zapleczem zapewne przyjmą cię z otwartymi ramionami w wielu miejscach, ale może mogę coś zrobić? — zaoferował naczelnik.
— Jeżeli chodzi o miejsce, to mogę się przenieść nawet na księżyc, a jeżeli chodzi o służbę… — zawiesił głos, moment się zastanawiając. — Myślisz, że jestem za stary na antyterrorkę?
Głowacki milczał moment, myśląc nad pytaniem Oliwiera.
— Jakbyś był zwykłym szeregowym, który nieprzesadnie się wyróżniał, no to nie miałbyś szans. Ale z twoją historią… interesuje cię konkretnie bojówka? Bo myślę, że chętnie przyjęliby cię na przykład do wywiadu czy do sekcji wsparcia technicznego.
— Jest mi to obojętne. Jak się już tam przedrę, to resztą zajmę się sam — odpowiedział jak zwykle pewnym siebie tonem.
— Już współczuję twojemu przyszłemu przełożonemu — odparł Głowacki, ale jakby z ulgą, na co Francuz jedynie uśmiechnął się złośliwie.
***
3 lipca 2018
W domu Armińskich panowała wręcz euforyczna atmosfera. Kiedy tylko bliźniaki wróciły ze szkoły ze swoimi świadectwami maturalnymi, Marcel wyciągnął szampana, Ala z dziewczynami przygotowały wypasiony obiad i około piętnastej cała rodzina rozpoczęła świętowanie na tarasie. Chłopcy byli z siebie niezmiernie zadowoleni. Choć praktycznie od zakończenia matur mniej więcej wiedzieli, czego mogą się spodziewać po oficjalnych wynikach, tak trzymanie w dłoniach dokumentu, który jednoznacznie potwierdzał, że wszystko poszło zgodnie z planem  — a nawet nie zabrakło miłych zaskoczeń w przypadku niektórych przedmiotów — pozwalało ostatecznie odetchnąć z ulgą. Jednak poza Denisem i Wiktorem, powody do celebracji miał też Marcel. Wrócił z serii ważnych zawodów, gdzie jego podopieczni powygrywali swoje pojedynki, popychając do przodu nie tylko swoje kariery, ale także umacniając renomę Oriona na światowym rynku klubów sportów walki.
Posiadówka trwała około trzech godzin, a potem chłopcy zaczęli się zbierać, by dla odmiany wieczorem poświętować ze znajomymi. Na nieszczęście Denisa padło ostatecznie na klub, lecz wszyscy umówili się, że przed tym wyskoczą na pizzę, zatem w głowie wykiełkował mu plan, że albo upije się piwem, by to przetrwać, albo zasymuluje jakieś problemy żołądkowe i najzwyczajniej się ewakuuje. 
Na niedługo przed tym jak mieli się zbierać, z jakiegoś powodu cała rodzina zgromadziła się w kuchni — poza Adą, która najprawdopodobniej była w swoim pokoju. Marcel uznał, że dobrym pomysłem będzie upieczenie o tej porze ciasteczek, na co Ala się zgodziła, ale pod warunkiem, że mężczyzna jej w tym pomoże. Olka siedziała przy stole z laptopem, Denis naprzeciwko niej grzebał coś w smartfonie i po chwili w pomieszczeniu pojawił się też Wiktor, który przyszedł się czegoś napić. Nalał sobie do szklanki wody i stanął za siostrą, przyglądając się temu, co robi na komputerze.
— W ogóle nikt nie może podejrzeć, co robisz na kompie. Nikt — sarknął, nabijając się z niej.
— Tato! — pisnęła, kiedy zorientowała się, że brat stoi za jej plecami i zatrzasnęła pospiesznie klapę.
— Wiktor — powiedział prosząco Marcel.
— No pasa nada. — Wzruszył ramionami chłopak. — To nie moja wina, że zaklejenie kamerki jej nie pomogło — zaczął się nabijać. — Czego ty się tak właściwie boisz, siostra? — zapytał z umiarkowanym zainteresowaniem. — Że niedobrzy hakerzy zhakują ci kamerkę i będą… no właśnie, na co będą czekać? Będą patrzeć na to, jak coś mruczysz pod nosem przeglądając Pinteresta? — zakpił.
— Wal się — fuknęła.
— Serio sądzisz, że ktoś chciałby cię podglądać? Po pierwsze jesteś płaska jak deska, a po drugie to nie wiem czy wiesz, ale są takie metody, dzięki którym wcale nie trzeba się komuś włamywać na kompa, a potem liczyć na szczęście, że ktoś się rozbierze. Pornhub na przykład — wyjaśnił rozbawiony.
— Tato! — jęknęła jeszcze raz Ola.
Wiktor spojrzał na Marcela, który tym razem przyglądał mu się w zaciekawieniu z uniesioną brwią.
— Yyy… to znaczy… kolega mi mówił, że są takie strony — wyjaśnił szybko.
— My w tej rodzinie nie oglądamy pornosów. My po prostu uprawiamy seks — wtrącił pozornie znudzonym tonem Denis, nie odrywając wzroku od swojego telefonu, chcąc w ten sposób złośliwie przypomnieć o ostatniej interwencji rodziców.
— Okej! — przerwała im Ala. — Nie musicie już iść? — zapytała wymownie, pragnąc jak najszybciej zmienić temat.
— No właśnie niekoniecznie — zaczął uszczypliwie Wiktor, ale nim ktokolwiek mu odpowiedział, odezwał się Denis.
— Oli chce, żebym mu podwiózł rzeczy Tytana. Teraz.
— Teraz? Ale sobie moment wybrał. Dziwne… — mruknął Wiktor, upijając łyk wody ze szklanki, by zakryć w ten sposób uśmieszek, jaki wkradł mu się na usta.
— Pisze coś, że jakiś jego kumpel z prewencji uratował zmaltretowanego psa, jak pojechał na wezwanie. I podobno postanowił go sobie zatrzymać, a Oli stwierdził, że odda mu rzeczy Tytana, bo jemu już nie będą potrzebne — wyjaśnił kontekst drugi z bliźniaków.
— To miło z jego strony — podsumowała Ala.
— Napisz mu, że sam mu je podwiozę. I tak muszę z nim porozmawiać — oświadczył Marcel.
Denis zerknął kontrolnie na ojca, ale nie zdążył się nawet nad tym głębiej zastanowić, bo nagle Wiktor krzyknął:
— Nie!
Zaśmiał się nerwowo, gdy wszyscy skupili na nim pytające spojrzenia.
— Eee… i tak będziemy przejeżdżać obok, to mu podrzucimy, żaden problem — wyjaśnił niepewnie.
— Nie no, zajmijcie się sobą, to wasz dzień, a ja mu zawiozę — nalegał Marcel, na co Wiktor aż poczuł jak zaczyna kołatać mu serce. Na szczęście z ratunkiem przybyła Alicja.
— Dobra, dobra. Przestań się wykręcać i wracaj do garów — skarciła męża. — Zachciało ci się wypieków, to proszę bardzo, do roboty. Przypominam ci też, że od rana obiecujesz skręcić regał, który przywieźli. Myślę, że przeżyjesz jeszcze jeden dzień bez Oliwiera.
Marcel potulnie odpuścił, niczego nie podejrzewając, a Denis zaczął podejrzliwie przyglądać się bratu. Póki co nic się nie odzywał, nie chcąc zaczynać tematu przy rodzicach, ale coś mu nie grało. Przyciśnie go, jak zostaną sami.
Jakieś czterdzieści minut później wreszcie zebrali się do odjazdu. Marcel wyciągnął schowane w garażu rzeczy Tytana… co wywołało nostalgiczny moment, bo nagle wszyscy przypomnieli sobie o tragedii, jaka spotkała tego niesamowitego zwierzaka.
— Oli powinien załatwić sobie kolejnego psa — stwierdził niespodziewanie Wiktor.
— Tytana nie da się podrobić — skrzywił się Denis.
— No jasne, że nie… ale wiesz, on zna się na psach, na pewno zaprzyjaźniłby się z innym — wyjaśnił swój punkt widzenia drugi z braci.
— Jak Oli zechce, to z pewnością przygarnie kolejną bestię — podsumował Marcel i zaczął tarmosić za uszy Dakotę, która właśnie do niego podbiegła. — A może ciebie mu oddamy, co? — zapytał sukę. — Ty jesteś najbardziej niegrzeczna, przyda ci się trochę dyscypliny — stwierdził, na co pies jedynie radośnie zamerdał ogonem. — Tak? Oddać cię? — pytał pieszczotliwym tonem.
— Nie wiem, kto by pierwszy z tęsknoty umarł, ty czy ona — parsknął Wiktor. 
— Ja myślę, że Dakota to by się nawet cieszyła, gdyby nagle ktoś zaczął poświęcać uwagę tylko jej — zaryzykował stwierdzeniem Denis.
— Umówmy się, padre prędzej oddałby któreś z nas niż ją — mruknął niby pod nosem Wiktor, choć tylko popatrywał wymownie na ojca, który zaraz skupił na nim spojrzenie. 
— Macie szczęście. Zawsze mogłem was zostawić, bo korzyści z was żadnych, a płaczu i krzyku było co niemiara — odgryzł się Marcel.
— Nie żeby coś, ale Olkę może dałoby radę jeszcze upchnąć w oknie życie — zaoferował Wiktor. 
— Super, wszyscy jesteśmy wdzięczni, że nie zostaliśmy bezdomnymi sierotami, a teraz zjeżdżamy stąd — wtrącił Denis, czując, że ta gadka zmierza w dziwnym kierunku i nie ma co jej ciągnąć.
— Tylko tam kulturalnie — przypomniał standardowo Marcel.
Chłopcy gorliwie zapewnili, że tak właśnie będzie, a potem ruszyli w kierunku Białegostoku. Przez pierwsze pięć minut panowała między nimi cisza. Po prostu słuchali radia i pogrążyli się we własnych myślach. Gdy już wjechali do miasta, zaczęli dyskutować o nadchodzącym spotkaniu i swoich znajomych, i taka przyjazna atmosfera panowała do momentu, w którym podjechali pod blok Francuza. 
Wiktor zaparkował tuż pod klatką, zgasił silnik i… siedział. 
— A może ty mu zaniesiesz? — zaproponował Denis, choć ton jego głosu zdradzał, że wcale nie kierowały nim wstyd czy niechęć zobaczenia się z policjantem. Wręcz przeciwnie, patrzył przenikliwie na brata, doskonale zdając sobie sprawę, że ten coś wykombinował i chyba uskuteczniał jakiś swój dziwny plan.
— Ja? — zdziwił się Wiktor. — Przecież to do ciebie pisał — zauważył.
— Fakt. Do mnie. Dziwne — podsumował z cynizmem Denis. — Mógł napisać do ojca, mamy… nawet do ciebie. A napisał akurat do osoby, którą perfidnie olewał — wyjaśnił swoje wątpliwości.
— No co mam ci powiedzieć? To Oliwier. Nie doszukuj się logiki. — Wzruszył ramionami drugi chłopak, udając, że nie wie, o co chodzi.
— Co ty kombinujesz? — zapytał wreszcie wprost Denis.
— Nic! Boże, to on do ciebie napisał, jak niby miałbym z tym coś kombinować? — oburzył się Wiktor, co tylko jeszcze bardziej wzbudziło podejrzliwość Denisa. 
— Wiem, że coś zrobiłeś — wysyczał, patrząc z prowokacją w oczach na brata. Wiktor przez kilka sekund go ignorował, ale potem podjął ten pojedynek na spojrzenia i trwali w pełnej napięcia ciszy przez jakiś czas. Żaden nie chciał odpuścić. 
W końcu Wiktor nachylił się nieznacznie nad bratem i wyszeptał złowieszczo:
— Nic mi nie udowodnisz.
— Wiedziałem! — wykrzyknął Denis, unosząc ręce, żeby ułamek sekundy później teatralnie je opuścić. — Po prostu, kurwa, wiedziałem — parsknął, kręcąc głową, a potem chwycił za klamkę i wysiadł z samochodu. Mógł jak ta obrażona księżniczka uprzeć się, by zostać w aucie i na złość pokrzyżować plany Wiktora, ale uznał, że to dziecinada. Nie zamierzał się w to bawić. Po prostu zaniesie rzeczy Tytana Francuzowi i za minutę wróci.
— Czekam pięć minut, a potem jadę — oświadczył Wiktor, otwierając okno, gdy Denis już ruszył do klatki. Na słowa brata przystanął i odwrócił się w jego kierunku, patrząc na niego nieufnie.
— A niby czemu miałbym nie wrócić do tego czasu? — spytał podejrzliwie, na co Wiktor tylko wzruszył niewinnie ramionami.
Denis odprawił mentalną mantrę, by nie stracić cierpliwości, a potem nacisnął na domofonie odpowiedni numer mieszkania. Po dwóch sygnałach usłyszał charakterystyczne bzyczenie, więc pociągnął za klamkę i obładowany rzeczami Tytana ruszył na górę. Z każdym pokonanym stopniem, czuł, jak jego serce coraz bardziej przyspiesza rytm i przyczyną tego wcale nie był fakt, że się zmęczył. Był tak zestresowany, że praktycznie zapomniał o dyskusji z bratem i bagażu jaki niósł, a gdy już dotarł na odpowiednie piętro, poczuł, jak zaciska mu się krtań… Drzwi do mieszkania otworzyły się niespodziewanie, nim Denis w ogóle pomyślał, aby w nie zapukać. Oli musiał go nasłuchiwać.
— Cześć — rzucił do chłopaka.
— Cześć — odpowiedział dosyć sztywno Armiński, po czym odchrząknął, pesząc się i dla zamaskowania tego stanu powiedział: — legowisko — i wyciągnął dużą reklamówkę, w której znajdowało się złożone posłanie psa. Gdy Oli automatycznie ją odebrał, chłopak wyciągnął do niego kolejną. — Karma…
— Po prostu wejdź — przerwał mu i usunął się z przejścia.
Denis zastygł w bezruchu i zamrugał.
— Wiktor czeka na dole, mamy plany — wyjaśnił.
— To poczeka jeszcze chwilę, chodź — zachęcał nadal Francuz i choć w głowie Denisa nastąpiło dziwne spięcie, nawet nie potrafił wymyślić racjonalnego argumentu i posłusznie przekroczył próg mieszkania policjanta. Odważył się na niego spojrzeć i z ulgą doszedł do wniosku, że mężczyzna wyglądał o wiele lepiej, niż kiedy ostatnim razem go widział. Prezentował się tak… normalnie. Znowu biła od niego pewność siebie i wyglądał na wypoczętego. Było też widać, że miał dopiero co przystrzyżone włosy i tak fantastycznie pachniał, że Denis wręcz czuł, jak wyłączają mu się resztki zdrowego rozsądku. Tak po prostu. To jak działał na niego Oliwier było wręcz niedorzeczne. 
— …tu jeszcze są… zabawki — wydukał bezsensownie i niezdarnie upuścił ostatnią reklamówkę w korytarzu.
— Dzięki — odparł zupełnie normalnie Francuz, przyglądając mu się uważnie, a Armiński tylko nieznacznie wzruszył ramionami.
— Myślałem, że masz tego więcej — powiedział pierwsze, co mu przyszło do głowy.
— Twój tata zabrał tylko to co było na wierzchu — wyjaśnił Oli. — Zapasy karmy i inne rzeczy, którymi Tytan nie bawił się na co dzień trzymam w piwnicy — dodał, na co chłopak tylko pokiwał głową. — Więc? Jak twój wielki dzień? Skoro świętujecie, to domyślam się, że pełen sukces? — zgadł, zmieniając ton na bardziej konwersacyjny, wręcz przyjazny.
— Eee… wow, pamiętałeś, że to dzisiaj? — zdziwił się Denis i na twarzy Oliwiera dostrzegł coś, czego z pewnością nie spodziewał się na niej zobaczyć, a mianowicie zażenowanie. 
— Wiem, że miałem zapomnieć, ale… no. Załóżmy, że pamiętam tylko fragment o tym, że idziesz na miasto ze znajomymi — starał się z tego jakoś wybrnąć policjant.
— Co? — wydukał bezwiednie brunet, kompletnie zdezorientowany. Czy oni na pewno rozmawiali na ten sam temat? Skąd w ogóle Oli to wszystko wiedział? — Skąd w ogóle o tym wiesz? — zwerbalizował swoją myśl, a blondyn spojrzał na niego jak na idiotę. 
— Jak to skąd o tym wiem? — odpowiedział tym samym tonem. — Sam mi to napisałeś — wyjaśnił.
— Nie…? — ni to zapytał, ni to zaprzeczył Armiński.
— Nieważne. — Francuz uznał, że pora zakończyć tę niezręczną rozmowę, bo ostatnie czego chciał, to pokazać, że jakoś go to ruszyło. To znaczy… kiedy na spokojnie to przemyślał, zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem Denis nie wywinął mu tego samego numeru, co on jemu, czyli że po prostu nie istniał żaden kochanek, a to była tylko próba dowalenia. Z drugiej strony to nie powstrzymało Oliwiera przed próbą sabotażu. Czuł w kościach jakie to głupie i dziecinne, ale nie był w stanie odpuścić. Jak sobie tylko wyobrażał, że Denis być może wcale nie blefował, to aż coś go skręcało. Tym bardziej po tym całym syfie, jaki ostatnio miał miejsce. Oli po prostu chciał, żeby choć raz coś znowu było po jego myśli. A to że jego ofiarą padł Denis, któremu postanowił zepsuć randkę, było już zupełnie inną kwestią. — Wszystko pozdawane na sto procent? — wrócił do meritum.
— Nie no, bez przesady… — odpowiedział Denis, ale nadal przyglądał się podejrzliwie policjantowi. — Ale jest dobrze.
— To najważniejsze — podsumował starszy mężczyzna i zapanowała chwilowa cisza.
— To ja… — zaczął Denis, a w tym samym momencie Oli go minął, chwycił rzeczy Tytana z podłogi i zaczął je wkładać do schowka przy drzwiach, jednocześnie barykadując swoim ciałem wyjście — …już sobie pójdę — dokończył pod nosem, zastanawiając się, co jest grane. Wmawiał to sobie, prawda? Wmawiał sobie, że Oli go zagadywał i sabotował jego wyjście. Na pewno. — Oli? — wyrzucił wreszcie z siebie niepewnie.
— Hmm? — mruknął mężczyzna, nadal spokojnie układając zabawki. 
— Co się dzieje? — zapytał, czując się z sekundy na sekundę coraz bardziej głupio.
— W jakim sensie? — odpowiedział pytaniem na pytanie policjant, nadal udając zajętego, przez co nawet nie spojrzał na chłopaka.
— Chcę wyjść, możesz się przesunąć? — poprosił nieco zdenerwowany.
— Ach, no tak. Jasne. — Policjant udał oświecenie, zamknął szafę i nadal nie ruszył się z miejsca. Stanął dla odmiany z dłońmi w kieszeniach dresów i patrzył intensywnie na chłopaka. — Gdzie ci się tak spieszy w ogóle? — zapytał z jakiegoś powodu.
— Już mówiłem. Wiktor na mnie czeka — przypomniał Denis, każde słowo wypowiadając z największą ostrożnością. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był aż tak cholernie zdezorientowany.
— I co będziecie robić? — drążył Francuz.
— Dobra, co wy wykombinowaliście? — skapitulował Armiński i rozłożył bezradnie ręce. 
— Kto? — zdziwił się blondyn.
— No ty i Wiktor. Od paru dni zachowuje się dziwnie i nagle ty chcesz, żebym to akurat ja przywiózł ci te rzeczy, akurat teraz — zaznaczył. — Serio nie podoba mi się, że robicie ze mnie jakiegoś kretyna.
— Chyba nie za bardzo wiem, o czym mówisz — przyznał Oliwier.
— A ja nie za bardzo wiem, co ty teraz robisz — odpyskował Denis, czując, jak zaczyna budzić się w nim złość, a kiedy był zły, od razu stawał się bardziej konfliktowy i pewny siebie. Przez to też podniósł głos. — Odsuniesz się od tych cholernych drzwi i pozwolisz mi wreszcie wyjść, czy co? — zapytał wkurzony. Już nie spuszczał niewinnie wzroku, tylko lustrował policjanta przenikliwym spojrzeniem.
— To zależy, gdzie chcesz iść — odpowiedział z jakiegoś powodu Francuz.
— Czemu cię to w ogóle interesuje?!
— Interesuje, bo jednak wolałbym, byś nie szlajał się z jakimiś podejrzanymi typami po krzakach — wyjaśnił pod pozorem troski, choć sam słyszał, jaki wydźwięk miała jego wypowiedź.
— Jak zechcę, to będę się szlajał! — Denis tracił resztki cierpliwości. Nie miał pojęcia, o czym gadał blondyn, ale to nawet nie miało znaczenia. Jego bezczelność była porażająca.
— Skoro tak uważasz — parsknął wrednie Francuz, krzyżując przedramiona na piersi.
Denisowi o mało para nie poszła uszami. Musiał policzyć w myślach do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć, jednak to niewiele pomogło. Nikt nie był w stanie wywołać w nim tak skrajnych emocji jak Oliwier. Nikt. Żaden polityk, żaden skrajny aktywista, żadne inne absurdy tego świata. Wystarczyło jedno słowo blondyna, by wystrzelić Denisa w kosmos albo zesłać go na samo dno Rowu Mariańskiego.
— Oli? — zaczął zadziwiająco spokojnie po paru chwilach, choć wystarczyło na niego spojrzeć, by dostrzec, że jest na skraju wytrzymania. — Dlaczego ty mi to robisz? — kontynuował. — Kazałeś mi się odpierdolić, odpierdoliłem się. Potem chciałeś, żebym przyszedł, więc przybiegłem bez mrugnięcia okiem. Potem znowu mnie olałeś, więc trzymałem się z dala… wykończysz mnie — obwieścił na koniec. — Nie mam pojęcia, czego ode mnie chcesz.
Oliwier milczał, jedynie przyglądając się chłopakowi. Był nie mniej tym wszystkim rozsierdzony, choć aż tak bardzo tego po sobie nie pokazywał. I co on niby miał teraz na to powiedzieć? Że jest popierdolony i pomimo nawet jeśli chce dobrze, to i tak to spierdoli? Że jest dorosłym facetem, a zawrócił mu w głowie niespełna dwudziestoletni chłopak? Że jego życie to ostatnio żart i ma ochotę uciec na księżyc? Że jest sfrustrowany, bo nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio miał dobry seks? Cóż, cokolwiek by teraz nie opuściło jego usta, to nadal nie zmieniało faktu, że nie potrafił ustosunkować się do pytania chłopaka.
— Jeżeli nie jesteś mi na to w stanie odpowiedzieć, to proszę przesuń się i daj mi wyjść — poprosił wreszcie Armiński, widząc, że Francuz chyba nie zamierza się odezwać. Na tę prośbę również nie zareagował, więc Denis odetchnął głębiej i ruszył w kierunku drzwi, mając nadzieję, że Oli się przesunie, ale kiedy złapał za klamkę, dotarło do niego, że Francuz nie zamierzał się ruszyć.
— Naprawdę… — zaczął wręcz błagalnie, ale Oli wszedł mu w słowo.
— Pojebane, co? — zapytał enigmatycznie półszeptem. — Wiem, że nie mam prawa cię dotknąć, a jak sobie tylko pomyślę, że ktoś inny może to zrobić, to aż mnie skręca.
Denis przełknął ślinę.
— Możesz mnie dotknąć — odpowiedział, delikatnie zadzierając brodę, by móc spojrzeć w oczy policjanta. Stali stanowczo zbyt blisko siebie, by móc prowadzić jakąkolwiek racjonalną konwersację. Złość chłopaka w okamgnieniu przemieniła się w stado nadpobudliwych motyli, jakie wylęgły mu się w brzuchu. Ależ było łatwo na niego wpłynąć.
Oliwier jedynie pokręcił przecząco głową.
— Bo Marcel? Bo jesteś dwa razy starszy ode mnie? — zgadywał, by na koniec parsknąć. — Nie wiem, o co chodzi między tobą, a moim ojcem i nawet chyba nie chcę wiedzieć. Nie wiem też, co sobie ubzdurałeś, ale ja sam o sobie decyduję. Nie musisz się z nikim dogadywać ani o mnie targować. Wystarczy, że zapytasz mnie. Myślę, że to na mojej zgodzie powinno ci przede wszystkim zależeć — mimo wszystko zdobył się na dosyć podniosłe przemówienie.
— Stanowczo za mądry — skwitował słabo Oliwier.
— A ty stanowczo zbyt honorowy — odgryzł się Denis.
Francuz uśmiechnął się półgębkiem i… skapitulował. Odsunął się od drzwi, pozwalając w ten sposób chłopakowi na wyjście. Było mu potwornie wstyd przed samym sobą, że właśnie zachował się jak zazdrosny gówniarz. Wszystkie znaki na niebie i ziemi krzyczały, żeby nie pisał do Armińskiego pod tym bzdurnym pretekstem — bo choć wymówka z kumplem z prewencji była akurat prawdziwa, to wcale nie potrzebował rzeczy Tytana natychmiast. Mimo wszystko przytłoczyła go nieopisana wściekłość, jak tylko sobie wyobraził, że Denis może spędzić ten wieczór… miło. I to nie z nim. Chwycił za telefon i podstępem zmusił chłopaka, by pojawił się w jego mieszkaniu, tylko po to, by znowu namieszać mu w głowie i by zrobiło się między nimi jeszcze dziwniej. 
Po prostu brawo, Oliwier!
Zmarszczył skonsternowany brwi, gdy po kilkunastu, może kilkudziesięciu sekundach dotarło do niego, że Denis nawet nie drgnął, a jedynie wpatrywał się w klamkę. Droga była wolna, ale on stał w miejscu niczym posąg. Cholernie apetyczny, w cienkim T-shircie, który cudnie podkreślał jego młode, wyćwiczone ciało posąg.
Armiński wreszcie przeniósł spojrzenie na policjanta i kiedy napotkał jego wzrok, wpatrywali się w siebie w napięciu kilka kolejnych chwil, a następnie Oli skinął nieznacznie głową, jakby chciał potwierdzić, że zgadza się na to, co właśnie telepatycznie ustalili.
Potem Denis nie był pewien co się stało, bo w jednym momencie stał niczym sparaliżowany, a w następnym Oli przyciskał go do ściany i odbierał cały oddech w cholernie zażartym i namiętnym pocałunku. Pomimo iż już zdążył poznać smak jego ust, to wariował — zaskoczony, zdezorientowany i przytłoczony. Te pierwsze podejścia zależały od Denisa. Czy to w garażu, czy potem, gdy dowiedział się, że Oli o wszystkim wygadał Marcelowi, to właśnie on inicjował i prowadził. Ale nie tym razem… 
Nie był w stanie myśleć. Nie był świadomy, co się dzieje, ale wiedział, że za nic nie chce, by się skończyło. Oliwier kompletnie rozmontował go w parę sekund i jedyne co pozostawało Denisowi, to posłuszne pozwalanie na to, by policjant wciskał go w ścianę i… uch, jego dłonie były wszędzie, tak samo jak jego usta, ciche pomruki i zapach. 
Przez głowę chłopaka z jakiegoś powodu przebiegło zdanie wypowiedziane przez policjanta przed kilkoma tygodniami. Nie jesteś na mnie gotowy… — cóż, tak się właśnie teraz czuł, jednak wcale nie towarzyszył temu lęk, że sobie nie poradzi i stanie mu się krzywda. Wręcz przeciwnie, to go tylko jeszcze bardziej zachęciło, bo jeżeli miał doznać porażki i nie wytrzymać tempa, to czy przeżycie tego swoistego upadku w ramionach Oliwiera nie było cudowną wizją? 
Umysł kompletnie zaszedł mu mgłą i ustały wszelkie procesy myślowe. To było przecież w tej chwili zbędne. Ocknął się na ułamek sekundy, gdy Francuz oderwał go od tej nieszczęsnej ściany i zaczął coś mówić.
— Co? — wybąkał wreszcie, nadal w transie. Nic do niego nie docierało.
— Wiktor. Musisz go spławić — powtórzył po raz kolejny policjant i tym razem ta wiadomość dotarła do chłopaka.
— Nie przejmuj się nim. Nie będzie mnie szukał — zapewnił i nie czekając na zaproszenie, sam przylgnął ponownie do blondyna, bo już ta kilkusekundowa rozłąka zdawała mu się nieznośnie długa. Jego inicjatywa, a przez to wiążąca się z nią dominacja trwała nie dłużej niż rozmowa, bo Oliwier oderwał się od niego wręcz brutalnie, po raz nie wiadomo już który wprowadzając Denisa w stan dezorientacji, potem szarpnął go za nadgarstek i następne, co zarejestrował chłopak, to jak upada — niezbyt delikatnie popchnięty — na materac łóżka w sypialni policjanta.
Potem Oliwier znalazł się na nim, przyciskając go praktycznie całym ciężarem ciała i agresywnie atakował jego usta, znowu powodując lekkie niedotlenienie mózgu. 
Denis kompletnie stracił poczucie rzeczywistości. Tyle tak cudownych bodźców jednocześnie powodowało, że doznawał co chwilę zaćmienia umysłu. Oliwier całował go, podgryzał, wbijał boleśnie palce w ramiona, plecy, pośladki… Pośladki? Och, kiedy on zdążył zdjąć z Denisa wszystkie ubrania? I jakim cudem on tego nie zauważył? Czy to był sen? Nie miał pojęcia, ale miał nadzieję się nie budzić. W normalnych okolicznościach byłby bardziej skłonny przejąć jakąkolwiek inicjatywę, zamiast jedynie leżeć jak szmaciana laleczka, z którą można robić wszystko… ale to nie były normalnie okoliczności. Oliwier go paraliżował i kiedy tylko go dotykał — z bezczelną wręcz bezwstydnością i stanowczością — Denis potrafił jedynie odpowiadać stęknięciami, pomrukami i nie wykazywaniem najmniejszego oporu.
Nawet gdy próbował być bardziej aktywny, to natychmiast był torpedowany przez Francuza, który chyba nie potrzebował, aby Denis mu w czymkolwiek pomagał. Całował go, lizał, dotykał, podgryzał… Nie dało się nie zauważyć, że to on tu kontroluje sytuację i on decyduje o przyjemności Armińskiego. Tego co mu dać, ile mu dać… Zupełnie jakby prowadził trening interwałowy, tylko zamiast wprowadzać chwilowe przerwy, coraz bardziej podkręcał tempo.
Denis jęknął przeciągle, gdy Oli chwycił go niespodziewanie za szyję, co spowodowało, że chłopakowi chwilowo zaczęło niesamowicie przyjemnie pulsować w głowie. Zupełnie jakby był kompletnie pijany i to był ten jedyny przyjemny moment przed zaśnięciem. 
— Odwróć się na brzuch — śmignęło mu koło ucha, ale nawet nie zrozumiał sensu tych słów. Ze względu na brak reakcji poczuł, jak Oli sam go niezbyt delikatnie przekręca, potem daje mu mocnego klapsa, rozsuwa mu nogi i przez kolejne długie minuty robi rzeczy, o których Denis wstydziłby się powiedzieć na głos.
— Hej, oddychaj. Nie odlatuj — usłyszał polecenie, a potem poczuł jak Oli przekręca jego głowę na bok. O rany, rzeczywiście łatwiej się oddychało, kiedy nie miało się twarzy wciśniętej w poduszkę!
Poczuł gorące pocałunki wzdłuż kręgosłupa, na karku i to jak odrastające włoski na klatce piersiowej policjanta przyjemnie kłuły go w plecy. Po tej krótkiej przerwie, w trakcie której Francuz udowodnił, że jednak potrafił być delikatny, jeśli chciał… pokazał, że jednak bycie delikatnym nie leżało do końca w jego naturze, a zwłaszcza w chwilach, kiedy był szalenie napalony, więc Denis musiał znieść serię kolejnych tortur, przez które miał wrażenie, że jest non stop na skraju orgazmu i to wyczekiwanie stało się tak nieznośne, że aż miał ochotę błagać, by Oli z nim skończył, ale jedyne, co był w stanie z siebie wydusić, to kolejne jęki. W trakcie kiedy Francuz aktywnie eksplorował każdy zakamarek jego ciała palcami, ustami czy językiem, sam wbijał zęby w poduszkę i zaciskał pięści na pościeli, drążąc co kilka sekund w spazmach. Za każdym razem myślał, że przekroczył granicę przyjemności i już nie jest w stanie więcej jej przyjąć, ale Oli nadal dawał i dawał… a Denis odkrył, że może znacznie więcej, niż mu się pierwotnie wydawało.
— Chodź — usłyszał i aż zamrugał zdezorientowany. Co? Jakie chodź? Gdzie? On ledwie dał rady leżeć, a miał się jeszcze podnosić?
Ze względu na brak reakcji Oliwier nie miał najmniejszego problemu, żeby chwycić go mocno za biodra i podciągnąć do góry, co spowodowało, że Denis znalazł się w klęku i jednocześnie w ramionach policjanta, który przycisnął go do swojej piersi, obcałowując jego szyję, ramiona i masował wszędzie tam, gdzie tylko był w stanie dosięgnąć dłońmi. 
— Nie — warknął stanowczo, gdy odkrył, że dłoń Armińskiego zawędrowała bezwiednie do własnego krocza.
Nie? Dobrze — zgodził się bezdyskusyjnie umysł Denisa i posłusznie wrócił do bycia kompletnie uległym. 
Następnie poczuł, jak Francuz delikatnie go unosi, a chwilę potem pozwala z powrotem usiąść na swoich udach, tylko że tym razem…
— Och! — wyrwało mu się już nie wiadomo który raz, jednak tym razem było to zdecydowanie najgłośniejsza reakcja.
— Spokojnie — polecił blondyn. — Rozluźnij się — dodał, ani myśląc przestawać wbijać się w chłopaka. Wcale się nie zdziwił, kiedy Denis nawet razu się nie wzdrygnął ani nie spróbował uciec biodrami. To było niesamowite, jak bardzo był posłuszny. Cały drżał, pojękiwał i niesamowicie płytko oddychał, a mimo to pozwalał robić ze sobą wszystko. 
Właśnie dlatego był dla Oliwiera cholernie niebezpieczny. On wcale nie miał zamiaru tak się z nim obchodzić. Chciał być bardziej delikatny i oddać chłopakowi więcej kontroli… jednak nie potrafił. Nie kiedy Denis był tak seksownie uległy. Francuz po prostu nie umiał z tego nie skorzystać. Wariował, gdy słyszał pomruki chłopaka i gdy czuł, jak się pod nim wije, ani myśląc o ucieczce, choć widocznie momentami ilość doznań go przerastała.
Był niczym sadysta, którego podniecało przekraczanie granic młodszego chłopaka. Im bardziej ten się nie opierał, tym bardziej Oli miał ochotę podkręcać tempo i wpędzać Denisa w coraz bardziej zaawansowany stan orgazmicznej euforii. 
To nie było jednak tak, że robił to wszystko niczym zaślepiony, nie zważając na konsekwencje. Miał na tyle rozsądku by wiedzieć, że zabawa skończy się tam, gdzie sprawi Armińskiemu ból… tylko że nie każdy ból był tym złym
Odetchnął głębiej i płynnym, stanowczym ruchem przycisnął chłopaka do swoich bioder, sprawiając, że znalazł się w nim w całości. Kolejny przeciągły jęk przyjemności połączonej z zaskoczeniem przeciął sypialnię, a potem Denis kompletnie zesztywniał i znieruchomiał, co zapewne było reakcją jego ciała, które próbowało dostosować się do panujących warunków. 
Sam Francuz zadrżał na tę reakcję, czując, że i jemu wiele już nie trzeba. Nie poruszał się przez kilka chwil, dając Denisowi czas na przyzwyczajenie, ale nie był wstanie być kompletnie bierny. Obejmował go mocno ramionami, masując klatkę piersiową, brzuch i uda, rozkoszując się tym, jak wszystkie mięśnie chłopaka były napięte. Całował go po karku, przygryzał płatek ucha i… w pewnej chwili wyobraził sobie, że brunet ma zapewne rozkosznie rozchylone usta, a jego oczy się seksownie wywracają. Chciał to zobaczyć. Natychmiast.
Tak samo jak zdecydowanie nabił na siebie chłopaka, tak teraz zdecydowanie znowu go od siebie oderwał, wysuwając się i wyduszając z niego kolejny niesamowicie seksowny jęk. Pchnął go dosyć brutalnie na materac, a potem zniecierpliwiony szarpnął go za ramię, by odwrócić go do siebie przodem. Niewiele myśląc zadarł jedną z jego nóg pod kolanem i zaraz położył ją sobie na barku, a drugą odchylił maksymalnie na bok, tak by perfekcyjnie wyeksponować całe piękno Denisa. 
Oparł jedną z dłoni na poduszce tuż przy głowie chłopaka, a drugą nakierował swojego penisa na jego wejście i jeszcze raz wbił się w niego płynnie, tym razem z rozkoszą obserwując, jak plecy Armińskiego próbują wygiąć się w łuk, jak rozchyla usta, a jego oczy cudownie uciekają w tył głowy.
Boże, nie widział nic piękniejszego!
Chwycił go boleśnie za szczękę i jakby za mało go do tej pory zmaltretował, to wpił się ponownie w jego usta, zabierając mu nie tylko kontrolę nad własnym ciałem, ale i oddech. 
Choć chciał to ciągnąć i dręczyć Denisa w nieskończoność, niestety nie był w stanie, bo to był miecz obosieczny. Kiedy młody wił się pod nim w spazmach, sam zaczął odczuwać, że jest na finiszu. Wytrzymał tylko minutę dłużej od Armińskiego. Był nawet na tyle łaskawy, że pozwolił mu przeżyć jego orgazm, nie torturując go w tym czasie innymi doznaniami, ale kiedy tylko większość dreszczy ustała, przyszpilił jego dłonie za nadgarstki na poduszce ponad jego głową i wznowił pracę nad własną przyjemnością. Jednak jak tylko zobaczył, że Denis z każdym kolejnym pchnięciem cudownie się spina, jakby nie był w stanie znieść więcej… ale jednocześnie jest kompletnie uległy i pozwala, by nadal testować jego granicę pomiędzy rozkoszą a wytrzymałością — po prostu eksplodował, upadając na niego i w ostatnich spazmach jeszcze bardziej przycisnął go materaca, zupełnie jakby chciał złączyć ich ciała ze sobą.
Leżał na nim jakiś czas, próbując unormować oddech, aż wreszcie uniósł głowę, zerknąwszy na twarz Denisa i cmoknął go w skroń, a potem przetoczył się na bok, po raz pierwszy pozwalając, by chłopak odetchnął.
Pozbył się prezerwatywy, a potem położył się na boku i przypatrzył się Armińskiemu. Aż zaczął się zastanawiać, czy nie przesadził. Brunet był widocznie… umordowany. Oddychał już w miarę spokojnie, choć fakt, że miał przymknięte powieki i leżał dokładnie w takiej samej pozycji, w jakiej Oli go zostawił — czyli z kusząco rozsuniętymi udami i rękoma zarzuconymi gdzieś ponad głową — przemawiał raczej za tym, że był wykończony.
— Hej, w porządku? — zapytał kontrolnie i pogłaskał go palcem po policzku.
Denis jedynie mruknął cicho, co miało potwierdzić, że żyje i kontaktuje, ale nie ma sił, by wyrazić to w bardziej werbalny sposób.
Oli zagryzł wargę i dla odmiany pogłaskał go po klatce piersiowej, a potem dostrzegł białawą ciecz na jego brzuchu, więc odchylił się do szafki nocnej, skąd wyjął chusteczkę higieniczną i troskliwie wszystko wytarł.
— Przyniosę ci coś do picia — poinformował i faktycznie podniósł się z łóżka, a kiedy zmierzał do kuchni, przetarł twarz dłońmi. Kurwa, ale narozrabiał. Teraz dopiero będzie się musiał nagimnastykować, by to jakoś odkręcić.
Co ty chcesz odkręcać? Właśnie wytarłeś Denisem każdy skrawek swojej pościeli, geniuszu.
Mimo wszystko nie był w stanie się tym teraz przejąć. Zabrał z lodówki butelkę wody i szklankę, orientując się przy okazji, że musiał nadwyrężyć ramię, bo postrzelony przed miesiącem mięsień dał o sobie znać, pulsując nieznośnie. To też zignorował i wrócił do sypialni, gdzie odnalazł Denisa w dokładnie takiej samej pozycji, w jakiej go zostawił. Jedyną zmianą było to, że chłopak spojrzał na niego spod przymrużonych powiek i ledwie zauważalnie się uśmiechnął. 
Oliwier odpowiedział na ten uśmiech z ulgą, dostrzegając, że wzrok chłopaka jest o wiele bardziej przytomny niż przed kilkoma minutami. Podał mu szklankę do połowy napełnioną wodą, co Armiński przyjął z wdzięcznością, podnosząc się na jednym przedramieniu… choć nadal nie złączył ud, co wyglądało zarówno rozkosznie jak i prowokująco. Francuz aż przygryzł na moment wargę.
Po chwili odebrał od chłopaka szklankę i postawił ją na szafce, a w tym czasie Denis wreszcie zmienił pozycję i leniwie przekręcił się na brzuch, dla odmiany eksponując krągłe pośladki, które były nieco bledsze niż plecy.
— Mam nadzieję, że cię za bardzo nie uszkodziłem — rzucił niby w żartach policjant, również wracając do łóżka, choć w rzeczywistości naprawdę potrzebował zapewnienia, że nie zrobił brunetowi krzywdy.
— Chyba będę żył — mruknął półszeptem Denis, przymykając ponownie powieki.
Oli uśmiechnął się pod nosem i jako że nie potrafił się powstrzymać, znowu zaczął gładzić chłopaka. Znaczył palcami ścieżkę po jego łopatkach, wzdłuż kręgosłupa, a kiedy potarł go w tym strategicznym miejscu tuż nad pośladkami, usłyszał:
— Mmm… tutaj — mruknął wręcz z rozmarzeniem Armiński.
— Tutaj? — upewnił się Francuz, uśmiechając się szeroko i zaczął eksperymentować, by odkryć, co najbardziej sprawi brunetowi przyjemność. Pocierał to miejsce stymulująco z różnym naciskiem, ale dopiero kiedy zaczął je gładzić opuszkami, ledwie dotykając skóry, dostrzegł, jak ciało Denisa przebiega widoczny dreszcz. Potem przeniósł dłoń na pośladek i choć z tej perspektywy nie mógł go zauważyć, to wyobrażał sobie, że właśnie pociera kciukiem ten obłędnie seksowny pieprzyk, który jeszcze przed kilkunastoma minutami zmaltretował na kilka innych, mniej grzecznych sposobów.
To było do niego niepodobne. Sam seks i owszem, jednak nigdy nie zachowywał się tak po wszystkim. Nie lubił się przytulać, rozmawiać i niańczyć swoich kochanków. Najchętniej zaraz po wyganiał ich z łóżka. Ale nie tym razem. Po pierwsze teraz naprawdę nie chciał tego robić i cholernie pasowało mu, że Denis leży obok. Po drugie z niewiadomych przyczyn czuł silną potrzebę zająć się Armińskim i udowodnić mu, że to nie był tylko ostry, przygodny seks. Że tak naprawdę chce się nim zaopiekować i pokazać, że nie był jedynie narzędziem do spełniania seksualnych zachcianek. Że jego przyjemność jest tak samo ważna — zupełnie jak jego komfort i bezpieczeństwo po wszystkim. Oli chciał dać mu do zrozumienia, że przy jego boku nic mu nie grozi i w rzeczywistości nie zrobiłby nic, co mogłoby go skrzywdzić.
Nie był pewien, czy chłopak dokładnie tak to zrozumiał… ale kilkanaście minut później usnął, mimo iż ledwie dochodziła dziewiąta. Wyglądał przy tym na zrelaksowanego, zupełnie jakby znajdował się w swojej bezpiecznej przystani. 
Oli niestety nie potrafił tak szybko odpłynąć. Wręcz przeciwnie, uderzyła w niego adrenalina i nie było najmniejszej szansy, że szybko zmruży oczy, więc się podniósł, przykrył chłopaka zrzuconą na podłogę cienką kołdrą i poszedł do salonu, wcześniej naciągając na tyłek spodnie.
Musiał trochę pomyśleć.
Opadł na kanapę odetchnąwszy głęboko i wyciągnął nogi, czekając aż… zaatakują go wyrzuty sumienia? Jego mózg do końca się przebudzi, zacznie łączyć fakty i podsuwać mu cholernie nieprzyjemne wizje? Czuł się trochę jak w trakcie jakiegoś eksperymentu. Był jednocześnie zaniepokojony jak i zaciekawiony tym, co właśnie robił jego umysł. 
Szybko się jednak okazało, że nie robił nic szczególnego. Oliwier nie potrafił się zestresować, kiedy przypominał sobie, że w jego łóżku właśnie śpi Denis, po tym jak zdarł z niego doszczętnie całą niewinność. No cóż… stało się. Nawet nie zamierzał się oszukiwać, że wcale o tym wcześniej nie myślał i nie wyobrażał sobie, co zrobi chłopakowi.
Wtedy go to przerażało i paraliżowało jednocześnie, bo nawet same myśli wydawały mu się cholernie niewłaściwe, więc od razu założył, że gdyby jednak położył swoje łapska na Denisie, to zaraz potem stanie za karę w płomieniach i będzie się przez całą wieczność smażył w piekle.
Tymczasem… czuł się po prostu odprężony. Zrobili to i Oli już wiedział, że podobało mu się o wiele bardziej niż powinno. Co więcej, bez zawahania zrobiłby to znowu! Wrota piekieł wcale się nie otworzyły i nawet Marcel nie był w stanie teraz przedrzeć się do jego umysłu, by uświadomić mu, jak bardzo chujowym jest przyjacielem. Czekał cierpliwie aż umysł zacznie płatać mu figle, ale półleżał się na tej kanapie już ze czterdzieści minut i jedyne co czuł, to przyjemne odprężenie, jakiego doświadczał tylko po naprawdę udanym seksie. Zaczął wręcz przysypiać, więc ostatecznie się podniósł i wrócił do sypialni.
Może świat miał się jutro przez to wszystko skończyć i jakieś siły wyższe właśnie szykowały bolesny plan zemsty… ale będzie się tym przejmował jutro. Póki co z błądzącym po ustach uśmiechem wślizgnął się do łóżka obok pogrążonego we śnie Denisa.
***
4 lipca 2018
Kiedy się obudził, nie od razu do niego dotarło, gdzie się znajduje i co tu robi. Jego głowa było nieco ciężka, a jak tylko spróbował się poruszyć, odkrył, że… chyba ma zakwasy? 
Odwrócił się półprzytomnie na plecy, wreszcie uchylając powieki i po kilku sekundach — jak i jego mózg się przebudził — zaczęło mu walić serce. Leżał kompletnie nago w łóżku Oliwiera, po tym jak… Och.
Rozejrzał się nieco paniczne po pomieszczeniu, jednak szybko dotarło do niego, że jest sam. Rolety w sypialni były do połowy zaciągnięte, a okna uchylone, przez co w środku powietrze było rześkie i przyjemnie pachnące latem.
Usiadł, a ten ruch natychmiast przypomniał mu, jak bardzo… hmmm — nadwyrężył możliwości swojego ciała. Zaraz przez to oblał się rumieńcem i aby rozgonić wszystkie zawstydzające go w tej chwili myśli, rozejrzał się, by zlokalizować swoje ubrania. Udało się praktycznie od razu, jednak nawet na ułamek sekundy nie był w stanie zapomnieć, że Oliwier był wczoraj… wszędzie
Podniósł się, krzywiąc przy tym nieco przez specyficzny ból mięśni i sięgnął po swoje bokserki, w międzyczasie mimowolnie odtwarzając sobie w myślach cały bieg zdarzeń z poprzedniego wieczoru. Nie miał pojęcia, dlaczego zrobiło mu się tak nagle wstyd. Seks był bezdyskusyjnie fantastyczny — choć nawet po swoim pierwszym razie nie czuł się tak… wyeksploatowany. Wow. Co sobie o nim myślał teraz Oliwier? Czy przypadkiem nie udowodnił mu jednak, że jest tylko gówniarzem kompletnie niegotowym na prawdziwie dorosłe zabawy? 
Miał taki straszny mętlik w głowie…
Jeszcze kwadrans po prostu siedział, zbierając się sobie, aby opuścić pokój. Na początku miał nadzieję, że Oliwiera nie ma w mieszkaniu — co z drugiej strony aż powodowało nieprzyjemny ścisk w okolicach żołądka u chłopaka na myśl, że Francuz po tym wszystkim mógł go tak po prostu olać — ale po kilku minutach nasłuchiwania upewnił się, że policjant jednak był.
Nie bądź mięczakiem. Wyjdź tam jak mężczyzna za jakiego się uważasz i po prostu podziękuj mu za dobrą zabawę — rozkazał sobie.
Niestety mimo próśb i gróźb, jakimi się torpedował, wyszedł z sypialni Oliwiera dosłownie na palcach, mając nadzieję, że nie wpadnie na niego już w progu. Z tego miejsca widział jedynie kawałek przedpokoju i aneksu kuchennego, więc zrobił kilka kroków do przodu i wychylił się ostrożnie zza ściany, by sprawdzić, czy Oliwier jest w salonie. Nie było go. Zatem pewnie był w łazience. To… może powinien pobiec czym prędzej do drzwi, zabrać buty i uciec w popłochu?
Tak, świetny plan — skarcił się.
Wyszedł bardziej odważnie do salonu, nie spodziewając się tam Oliwiera, ale gdy tylko to zrobił… zauważył go na balkonie. Musiał usłyszeć Denisa, bo odwrócił się i zdążył go zauważyć.
Kurwa.
— Nie jesteś dziś w pracy? — zapytał, starając się brzmieć zwyczajnie, po tym jak Oli skinął na niego głową, zapraszając go na zewnątrz. Odetchnął więc głęboko i wyszedł na balkon.
— Praca nie ucieknie — odparł Francuz, uśmiechając się nieznacznie. — Chyba będzie burza — stwierdził po kilku dłuższych sekundach milczenia i spojrzał wymownie przed siebie. Denis również skierował swój wzrok w horyzont i dostrzegł, że pomimo słońca niebo miało przydymiony kolor, a powietrze niemal ciążyło w płucach. — Jak się spało? — zapytał po kolejnej chwili i ponownie skupił swoje spojrzenie na chłopaku, na co ten momentalnie spuścił wzrok i dostrzegł, że policjant trzymał w dłoni kubek z kawą, więc z jakiegoś powodu sięgnął po niego. Oli nieco zaskoczony wcale z nim nie walczył, tylko po prostu oddał swoją porcję kofeiny. 
Denis upił łyk, walcząc ze sobą, aby się nie skrzywić, bo okazywało się, że Francuz pił znacznie mocniejszą kawę od niego i to w dodatku bez cukru, i dopiero potem odpowiedział.
— Spałem jak zabity… czyli w sumie jak zawsze.
— Zazdroszczę — parsknął blondyn.
— Ach… te paraliże? — upewnił się Denis, ale kiedy dostrzegł chwilowe zmieszanie na twarzy policjanta, dotarło do niego, że to nie był dobry strzał. 
— Eee… to raczej wyjątkowe sytuacje. Chodziło mi ogólnie, że mam płytki sen — wyjaśnił nieco wybity z rytmu. Cholera, kompletnie zapomniał, że zdradził to chłopakowi. — Jesteś głodny? — szybko zmienił temat.
— Nie, dziękuję — mruknął brunet i automatycznie zerknął na telefon, który zawibrował mu w tylnej kieszeni spodni. Pisał Wiktor.
Od: Wiktor. „Wracam do domu, zajechać po ciebie? A jak nie, to co mam naściemniać starszym? Albert…? xD”.
— W sumie to będę się zbierał — dodał zaraz, odpisując pospiesznie bratu, by go odebrał. 
— Denis? — rzucił policjant, skutecznie skupiając na sobie uwagę bruneta.
— Tak? — odpowiedział, czując, jak znowu zaczyna walić mu serce.
— Wszystko w porządku? — zapytał Oliwier, uważnie lustrując Armińskiego spojrzeniem.
— Jasne — potwierdził błyskawicznie, co zdecydowanie nie brzmiało przekonująco. W odpowiedzi Francuz uniósł sceptycznie brew, na co po jakichś kilkunastu sekundach chłopak skapitulował i westchnął głęboko. — Jest okej, po prostu… — zawiesił głos.
— Hej, nie musisz się niczego wstydzić — zapewnił Oliwier, jakby czytając mu w myślach, po czym podszedł do niego i palcem wskazującym uniósł jego podbródek. — Muszę jedynie wiedzieć, czy niczego nie żałujesz — dodał zaraz i brzmiał, jakby naprawdę zależało mu na tej odpowiedzi.
— Oczywiście, że nie — zapewnił go Armiński, jakimś cudem nie zapadając się w sobie przez bliskość i intensywność spojrzenia starszego mężczyzny. — Nie do końca tak to sobie wyobrażałem… ale niczego nie żałuję — sprecyzował, co spotkało się ze znaczącym zmrużeniem oczu przez policjanta.
— Auć — parsknął po chwili, na co chłopak zamrugał zdezorientowany.
— Nie o to mi chodziło! — zaprzeczył natychmiast. Boże, czy on właśnie zasugerował Oliwierowi, że był kiepski w łóżku?! — Po prostu… Ugh, kiedy o tym myślałem, nigdy nie wyobrażałem sobie, jak to będzie po, nie przyszło mi do głowy, że będę czuł się tak idiotycznie i że ty możesz sobie pomyśleć, że „tak gówniarz podskakiwał, a praktycznie natychmiast wymiękł” i… to głupie, wiem — podkreślił, kiedy dla odmiany dostrzegł, jak Francuz zaczyna się szczerzyć. — Jednak myślałem, że udowodnię ci, że potrafię… to robić i nie wiem, co się stało, chyba po prostu… — Chyba po prostu powinieneś się w tej chwili zamknąć! 
— Denis — przerwał mu Oliwier, nie ukrywając swojego rozbawienia. — Nie mam pojęcia, co chciałeś mi pokazać, ale to był najlepszy seks jaki ostatnio miałem. To nie są zawody. Nie musimy sobie nawzajem udowadniać, kto potrafi więcej i mocniej — zaznaczył już bardziej zwyczajnie, choć czuł się autentycznie rozczulony. — Zresztą ja nie za bardzo lubię, gdy inny facet walczy ze mną w łóżku — dodał obniżonym tonem znacząco, co sprawiało, że Denisa przeszedł dreszcz.
— Okej… to… może skończmy o tym rozmawiać, zanim umrę z zażenowania — zaoferował.
— W porządku. Choć wcale tak tego nie odbieram. Cieszy mnie, że byłeś w stanie powiedzieć o swoich obawach — zapewnił go po raz kolejny Francuz.
Denis przytaknął i powoli zaczął się zbierać, zahaczając między innymi o łazienkę, i niedługo potem brat napisał mu, że czeka na dole. Kiedy jednak był już przy drzwiach i złapał za klamkę, zastygł w bezruchu i jeszcze raz obejrzał się na policjanta. Ten od razu spoważniał, co zasugerowało chłopakowi, że jego strach musiał być widoczny na jego twarzy. 
Ta klamka miała jakąś magiczną moc. Wczoraj bał się jej dotknąć, bo wiedział, że jak to zrobi, to znowu wyjdzie i będzie czuł jedynie rozgoryczenie. Nie dotknął jej jednak i to okazało się jedną z najlepszych decyzji w jego życiu. Teraz sytuacja wyglądała podobnie. Złapał za nią i dotarło do niego, że za drzwiami czeka prawdziwy świat i nagle jego jedyny problem, jakim było lekkie zawstydzenie po wczorajszej nocy, zejdzie gdzieś na sam koniec kolejki tych prawdziwych przeszkód. Czy kiedykolwiek tu wróci? To była jednorazowa sytuacja i nie powinien liczyć na nic więcej?
— I co teraz? — zapytał z pozoru filozoficznie, czując jak coś ściska go za gardło. — Znowu będziesz mnie ignorował przez kilka tygodni? — sprecyzował, a Oliwier aż wypuścił głośno powietrze. Nie odpowiadał nic przez dłużą chwilę, całkowicie zdając sobie sprawę, że każda sekunda zwłoki daje coraz bardziej klarowną odpowiedź chłopakowi, jednak musiał to przemyśleć. Choć przez kilka chwil.
— Bardzo, naprawdę bardzo chciałbym ci obiecać, że tak nie będzie — zaczął niezbyt optymistycznie.
— Ale może tak być — wydedukował z parsknięciem Denis.
— Może zróbmy tak… — postanowił zmienić taktykę policjant. — Nie wiem, dlaczego tak bardzo ci zależy na kontakcie z kimś tak popierdolonym jak ja… ale umówmy się, nie zawszę myślę tym właściwym mózgiem. Gdybym jednak uznał, że muszę cię odciąć, wystarczy że znowu sprowokujesz mnie, że masz zamiar pukać się z jakimś typem na „łonie natury”, a prawie na pewno z powrotem cię tu ściągnę… choćbym miał cię porwać jak będziesz szedł do sklepu po bułki.
— Co? — bąknął kompletnie zdezorientowany Armiński. — Jakie „znowu”? 
— Nie wygłupiaj się — poprosił pobłażliwie policjant.
— Poważnie, Oli. Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz — zapewnił go gorliwie, choć Oliwier wcale nie wyglądał na przekonanego. Mimo wszystko parsknął i zawrócił się do salonu po telefon. Kiedy wrócił, odnalazł właściwą konwersację, i podał urządzenie chłopakowi ze złośliwym:
— To pozwól, że ci przypomnę.
Denis przyjął ostrożnie smartfona i gdy już przeczytał tę wiadomość, o mało nie spalił się ze wstydu.
— Wiktor… — syknął pod nosem.
— Wiktor, ach tak? — powtórzył sceptycznie Francuz.
— Nieważne — odpowiedział zaraz Armiński, oddając telefon blondynowi. Domyślał się, że po tym zamieszaniu i intrygach rodem z argentyńskiej telenoweli Oliwier nie uwierzy, że to zły brat bliźniak tak namieszał. Teraz to i tak już nie miało znaczenia. — Bella w „Zmierzchu” celowo ładowała się w kłopoty, żeby tylko Edward zwrócił na nią uwagę, to ja mogę w akcie desperacji celowo zacząć umawiać się na seks w krzakach z nieznajomymi, więc… wszystko w twoich rękach — stwierdził manipulacyjnie, choć Oliwier jedynie zaczął się szczerzyć.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale umowa stoi.
Chyba żaden z nich nie sądził, że da się z tej rozmowy wyjść obronną ręką i dojść do jakiegoś — choćby tak kuriozalnego — konsensusu. Oczywiście obaj wiedzieli, że to symboliczna ugoda. Przecież mogli sobie właśnie obiecać wiele, tyle tylko, że tak naprawdę nie byli w stanie sobie zagwarantować, że tych obietnic dotrzymają. Tym bardziej, że w ich życiach szykowały się poważne zmiany.
Do czego to wszystko prowadziło? To była kolejna z tych kwestii, na którą nie istniała obecnie odpowiedź. Choć obaj nie lubili czekać, to zostali na to skazani. Istnienie tego, co się między nimi zrodziło, zależało od wypadkowej mnóstwa czynników, na które najczęściej nawet nie mieli wpływu. Łatwo było postawić świat w płomieniach, decydując się na proste i jednocześnie radykalne rozwiązania. Jednak trzeba było uważać, aby samemu w tych płomieniach nie zginąć. Bezpieczniej było zatem uniknąć pożaru. 
Musieli zatem zaczekać i przekonać się, co zaserwuje im przyszłość.
_____________________

Cześć wszystkim!
Mam nadzieję, że ten wieczór mija Wam spokojnie i trochę umiliłam Wam czas, tym bardziej, że to był bardzo długi i hmm... istotny rozdział? Chyba dużo osób czekało, aż ktoś wreszcie zapali zapałkę i chłopaki pójdą po bandzie. :D
Co do rozdziału - większość z Was słusznie założyła, że Oli nie rzuci pracy (choć szykuje się do zmiany), były śmiechy chichy u Armińskich, był Wiktor w całej swojej okazałości, no i oczywiście wisienka na torcie; Oli i Denis poznali się "bliżej". :D
Przyznam, że to jest chyba moja ulubiona scena erotyczna, jaką napisałam. Za dużo ich w moim "portfolio" nie ma, ale pisząc konkretnie tą, czułam największy flow i najmniej zażenowania. Taka anegdotka - moja mama czyta moje książki i któregoś razu zapytałam ją, czy omija sceny erotyczne, na co ona mi odpowiedział, że nie i że wręcz przeciwnie - stwierdziła, że te sceny nie są wulgarne, a skupiają się na odczuciach bohaterów podczas tych intymnych uniesień i przez to jej się podobają. Przyznam, że od tamtej pory to się stało takim moim mottem i jak już się zabieram do pisania, to chcę by te sceny właśnie tak wyglądały; czyli by nie spamować wulgarnym słownictwem, a jednocześnie sprawić, by czytelnik czuł tę gorącą atmosferę.
No ale - to właśnie pytanie do Was; udało mi się czy niekoniecznie? :)
Dobra, rozpisałam się, zatem może na tym skończmy i do następnego! 

9 komentarzy:

  1. No to Ci się udało! Cała ta scena była genialna. Praktycznie zero opisów anatomicznych jak w zwykłych erotykach/porno a gorąco jak u Leśmiana... Nono! Już dawno nie czytałam tak świetnie skonstruowanej sceny erotycznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od porno jest Pornhub, jak to stwierdził Wiktor. :D
      Super, że się podobało. :)

      Usuń
  2. Hej. Rozdział genialny i bardzo wyczekiwany i jak zwykle nie zawiodlas. Czytałam jednym tchem pięknie opisana scena i szczerze właśnie tak sobie ja wyobrażałam że to Oli przejmie cała inicjatywę i zdominuje Denisa . Chociaż myślami że poranek będzie bardziej sielankowy ,ale to zakończenie bardzo mi się podobało .i zaś będzie trzeba czekać cały tydzień na następny rozdział. Muszę tu jeszcze dodać że uwielbiam Wiktora taki mały djabelek z niego;).pozdrawiam i dużo weny i czasu i zdrówka pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wiele osób założyło, że do Oliwiera pasuje rola dominatora i cóż... tak się właśnie stało. :)
      W trakcie totalnie dali się ponieść chwili, ale rankiem, gdy już do nich dotarło, co zrobili... nie wyobrażam sobie innej reakcji niż nieco niezręczności.
      Dzięki!

      Usuń
  3. Zacznę od Wiktora. Dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę. To fantastyczny gość. Mądry, tolerancyjny, z poczuciem humoru. Doskonale pokazałaś tę więź jaka łączy bliźniaki. Jakby nie Wiktor to Oli i Denis nadal krążyli by wokół siebie jak żuraw z czaplą. I to Wiktorowe - Niczego mi nie udowodnisz - to był geniusz pomysłu z Twojej strony. A to co się wydarzyło między Francuzami było po prostu idealne. Takie miało być. Gratuluję i czekam na następne rozdziały. Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiktor ostatnio zdecydowanie zyskuje coraz więcej "fanów" i muszę przyznać, że sama polubiłam go bardziej, niż przypuszczałam.
      To jest możliwe, że jakby on nie namącił, to jeszcze trochę chłopaki by mogli sobie poczekać.
      "Między Francuzami", hahaha, jak ładnie to brzmi. :D
      Dzięki!

      Usuń
  4. Wszystko jest SUPER. Mam nadzieję że wena Cię nie opuści. 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko podpowiem, że nic mnie tak nie motywuje jak komentarze. :D

      Usuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, Oli chce się przenieść nie tylko wydziałowo ale i do innego miasta niech zgodne do warszawy? o tak scena bardzo gorąca, żadnych takich opisów anatomicznych, a jednak bardzo goraco... i co Oli? tak się wzbraniałeś a nie masz teraz żadnych wyrzutów jednak... no w końcu pokazał Oliwer te wiadomości bo już wcześniej o tym myślałam, ale wtedy nie było by takiej cudownej nocy... i tak mi zdominował Denisa doprowadził go do drgającej papki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń