18 kwietnia 2020

Francuski piesek: Rozdział 26

Urażona męska duma

29 czerwca 2018
Była piękna pogoda, a temperatura prawie dobijała trzydziestu stopni, zatem nikogo nie dziwiły tłumy na plaży miejskiej. Oprócz mnóstwa rodzin z dziećmi, pomost i inne atrakcje były w to sobotnie popołudnie okupowane także przez młodzież. 
Denis podniósł się do pozycji półleżącej, podpierając się na łokciach i rozejrzał się leniwie, wzdychając przy tym. Praktycznie cały tydzień spędził na zewnątrz, przez co zdążył się już ładnie opalić, choć to wcale nie było jego celem — za przyswajalność słońca odpowiadała chyba latynoska część  jego genów. Teraz wylegiwał się z Wiktorem w cieniu drzewa, w trakcie kiedy Albert z Mateuszem, a
także Olką i Adą poszli do najbliższego spożywczaka po wodę i coś do jedzenia, żeby nie trwonić majątku w pobliskich budkach, trzy koleżanki Wiktora siedziały kilka metrów dalej i o czymś plotkowały, a jeszcze dwóch chłopaków, z którymi też głównie trzymał się Wiktor, i dwie dziewczyny, które zaprosili, kontynuowali harce w wodzie i grali w jakąś grę, której zasad chyba nie znali nawet oni sami.
— Mówiłeś, że Wojtek próbował wyrwać Dominikę? — zagadnął swojego bliźniaka, obserwując kolegów w jeziorze.
— Słowo klucz to „próbował”. Jakoś nie za bardzo mu wychodziło — potwierdził i przybrał identyczną pozycję do brata.
— No właśnie widzę — potwierdził z głupkowatym uśmiechem Denis, obserwując, jak ów Wojtek z jakiegoś powodu wciągnął głowę dziewczyny pod wodę i co prawda po dwóch sekundach ją puścił, ale kiedy tylko Dominika zorientowała się, co się właściwie stało, zaczęła wydzierać się na zszokowanego chłopaka, który chyba nie rozumiał, co w jego technice podrywu poszło nie tak.
— Oj… nie tak się podrywa w akwenach — zasyczał teatralnie Wiktor.
— Lepiej po prostu od razu rozwiązać lasce górę od bikini? — zapytał z politowaniem Denis, przypominając bratu o jego epickim wyskoku na obozie sportowym, z którym po tej akcji został wyrzucony.
— W obydwu przypadkach dziewczyny się wściekły, a kto przynajmniej zobaczył cycki? — odbił retorycznym pytaniem drugi bliźniak, na co Denis odchrząknął znacząco. — A jak idzie tobie wyrywanie pewnego funkcjonariusza policji? — zmienił zaraz temat, z powrotem kładąc się na ręczniku. Jego brat od jakiegoś czasu dziwnie milczał, jeśli chodziło o Francuza.
— Nijak — mruknął Denis.
— Aż taki trudny do zdobycia? — Wiktor dalej podpuszczał brata, za co został spiorunowany spojrzeniem. To znaczy… zostałby spiorunowany, gdyby tylko Denis pamiętał, że ma na nosie okulary przeciwsłoneczne. 
— Nie chce mi się w ogóle na ten temat gadać — dodał zaraz normalnie, ucinając temat.
— To nie — odparł zwyczajnie Wiktor, kończąc dyskusję.
Minęło ledwie parę sekund jak Denis na niego kontrolnie zerknął, a potem wyrzucił z siebie:
— Straszny z niego kutas.
Wiktor uśmiechnął się triumfalnie pod nosem, zadowolony, że skutecznie podpuścił brata.
— Jestem to sobie w stanie zwizualizować — potwierdził, po czym założył rękę za głowę, podpierając się na niej, co pozwalało mu w bardziej komfortowy sposób patrzeć na drugiego chłopaka.
— Dobra, przyjmuję do wiadomości, że jednak mogę być trochę naiwny i wyobrażałem sobie nie wiadomo co… ale kurwa, potrzebował mnie, więc do niego poleciałem i robiłem wszystko, żeby tylko poprawić mu nastrój, o on? Było dobrze, aż nagle mnie olał i… — urwał, czując, jak coraz bardziej się wkurza. — Wiesz co mi odpisał trzy dni temu, jak zapytałem, czy nie dotrzymać mu towarzystwa? 
— Kontynuuj — zachęcił go brat.
— Uwaga, cytuję: „Nie, dzięki. Jestem z Marcinem” — śmiesznie zmodulował głos, a na koniec skrzywił się z zażenowania. 
— Co za kutas — podsumował Wiktor, powtarzając tezę brata z początku tej rozmowy.
— No mówiłem. Zastanawiam się tylko, czy on mi tak celowo chciał dopierdolić, czy nawet mu przez głowę nie przeszło, że być może mógł oszczędzić mi tej informacji i zakończyć na „nie, dzięki” — podał w wątpliwość intencje policjanta.
— Nie wiem, stary. Lubię go, ale od zawsze podejrzewałem u niego skłonności psychopatyczne — stwierdził Wiktor, jednak widząc minę brata, skarcił się w myślach i zaraz poprawił. — To znaczy… no wiesz — zaczął się motać. — Może po prostu go olej? 
— Po prostu… — parsknął Denis, wtrącając.
— Ej, to on jest stary i powinien zabiegać o twoją uwagę, bo ty sobie zaraz znajdziesz zastępstwo. Olej go, to może zwoje mózgowe zaczną mu się stykać. Wiesz, taka taktyka niby, że jak go zignorujesz, to on dla odmiany się zainteresuje, czemu już za nim nie biegasz — przedstawił swój wymyślony na poczekaniu pomysł Wiktor, jednak drugi chłopak nawet nie zdążył się do niego odnieść, bo ich konwersacja została zaburzona.
— Hej, chłopaki — przerwała im Lena, podsuwając się bliżej ze swoimi dwiema koleżankami. — Doszłyśmy do wniosku, że musimy zrobić epicką imprezę po wynikach z matur — przedstawiła swoją koncepcję. — Trzeba to uczcić. 
— Przecież będziesz zdawać maturę dopiero za rok — stwierdził odkrywczo Wiktor, na co Lena przewróciła oczami.
— Dobrze, że mi przypomniałeś — sarknęła. — Chodzi mi o twoje wyniki, głąbie — sprecyzowała dosadnie.
— Ja zdawałem w tym — przypomniał jej, nieco zawieszony, na co Lena posłała znaczące spojrzenie Denisowi.
— Czasami zwoje mózgowe mu się nie stykają — odpowiedział złośliwie drugi z bliźniaków, odnosząc się do wcześniejszego komentarza brata.
— Ach, że impreza na naszą cześć! — stwierdził zaraz zadowolony Wiktor.
— Dobra, whatever. — Lena machnęła ręką, uznając, że nie warto iść w tę stronę. — Może tym razem zabawimy się na mieście? Pójdziemy potańczyć albo coś? — podsunęła pomysł.
— Tak, jestem na tak! — podłapał Wiktor.
— Potańczyć? — powtórzył ze skrzywieniem Denis.
— Będzie fajnie — odezwała się Monika, posyłając Armińskiemu nieśmiały uśmiech.
— Nie daj się prosić — dodała zaraz Lena, nawet nie ukrywając, że mianowała się samicą alfa tego stada
— No nie wiem — mruknął Denis, gorączkowo zastanawiając się nad jakąś wymówką. Domówki i posiadówki ze znajomymi jak najbardziej były w jego stylu, ale głośne kluby już niekoniecznie.
— Do niego trzeba w innym języku — podpowiedział konspiracyjnie Wiktor, a potem zwrócił się do brata: — To prawie tak samo jak na jiu jitsu. Dużo ocierania się o siebie, potu i niezdrowego podniecenia. Tylko pamiętaj, żeby nikogo na koniec nie zadusić. 
W odpowiedzi Denis przewrócił oczami, a dziewczyny zaczęły chichotać. Już się nawet za bardzo nie skupiał, na jaki temat następnie zeszła dyskusja, bo znowu poczuł jak ogarnia go złość i bezsilność jednocześnie.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, żeby sobie odpuścił. Był zdeterminowany i przez bardzo długi czas w ogóle nie brał tej opcji pod uwagę. Przecież nawet sobie postanowił, że będzie przy Oliwierze za wszelką cenę, ale…. czy to nie było zwyczajnie głupie? Już nawet pomijając to, czy Oliwier się nim bawił, czy celowo starał się go rozzłościć, to efekt końcowy był ten sam: on po prostu chciał, żeby Denis się odczepił. 
Choć jeszcze się przed tym bronił, to do jego świadomości powoli zaczęły się przedzierać te wszystkie logiczne argumenty. Fakt, był młody i zapewne pozna kogoś innego, kto zawróci mu w głowie. Lada moment się stąd wyniesie i nie będzie już widywał Oliwiera. Przestanie też w ten sposób doprowadzać do niezręcznych sytuacji pomiędzy swoim ojcem a Francuzem. No i ostatecznie… Nawet jeśliby się udało. Nawet jeśli Oli nagle magicznie by stwierdził, że chce tego samego i żeby spróbowali, to… czy to by się mogło udać? Oliwier był niczym ten zajebisty bohater z książek czy filmów, który jest totalnym badassem, zabija sarkazmem, potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji i ludzie po prostu go uwielbiają. Jednak kiedy zrobiło się takiej postaci wstępną psychoanalizę, okazywało się, że to egocentryk, który dba wyłącznie o swój interes. Czy tego chciał Denis? Czy chciał partnera, który prawdopodobnie nigdy nie będzie szanował jego zdania i pomimo związku nadal będzie zachowywał się jak kompletnie autonomiczna jednostka?
Brawo! Wreszcie! — podpowiedział mu wewnętrzny głos. — Ale nie łudź się. Wystarczy jeden telefon czy SMS i polecisz do niego niczym rakieta — zaraz się storpedował.
— Idziemy popływać? — Aż się wzdrygnął na tę propozycję Leny, która w trakcie jej wygłaszania klasnęła w dłonie, co wyrwało Denisa z letargu.
— Idźcie, idźcie! Ja popilnuję rzeczy, dopóki reszta nie wróci — zaoferował niespodziewanie Wiktor, przez co aż zapadła dziwna cisza, bo raczej nikt nie spodziewał się, że to właśnie ten z braci zrezygnuje z bycia w centrum uwagi. — No idźcie! — popędził jeszcze raz.
Dziewczyny nieco skonsternowane ostatecznie się podniosły i zaczęły zbierać, a Denis jeszcze posłał bratu kontrolne spojrzenie.
— Co ty kombinujesz? — zapytał bezpardonowo.
— Nic nie kombinuję! — oburzył się Wiktor. — Jak ty tu zostaniesz, to będziesz tylko zamulał — wyjaśnił, chcąc pokazać, że jest dobrym bratem i nie ma w tym żadnego podtekstu.
Denisowi coś mówiło, że jednak jest w tym drugie dno i dosłownie widział po wyrazie twarzy brata, że ten coś knuje. Mimo wszystko ostatecznie skapitulował i się podniósł. Faktycznie wcale nie miał zbytniej ochoty do harców wodnych, ale opcja leżenia pod drzewem i rozmyślania o Oliwierze była jeszcze gorsza.
Wiktor z pokerową miną obserwował, jak jego brat się oddala. Patrzył jeszcze kilka minut, co się dzieje i leżał grzecznie, bo Denis nie był głupi i co jakiś czas zerkał w jego stronę kontrolnie, ale wreszcie stracił na moment czujność, przez co Wiktor momentalnie przeprowadził sabotaż.
Chwycił smartfon brata i bez problemu go odblokował, bo okazywało się, że Denis używał do tego systemu Face ID. Opcja może i świetna… ale może niekoniecznie gdy miało się brata bliźniaka. To znaczy, dla Wiktora to była fantastyczna wiadomość.
Szybko wszedł w wiadomości, znalazł konwersację z Oliwierem, którą po wstępnym przejrzeniu uznał za nudną niczym flaki z olejem, i napisał:
Do: Oliwier. „We wtorek odbieram wyniki matur i wieczorem znajomi wybierają się na imprezę, więc miałbym okazję się niepostrzeżenie wyrwać”. — Zastanowił się przez chwilę, jakby tu bardziej dowalić, aż w końcu uśmiechnął się pod nosem i dodał: — „Mam nadzieję, że będzie ciepło i zamiast męczyć się w samochodzie, zabawimy się na łonie natury ;)”.
Gdy skończył, przeczytał jeszcze raz co napisał i uznał, że to wcale nie brzmiało zbyt gorąco. Już chciał nawet dopisać coś w stylu: „Twój kutas śnił mi się ostatniej nocy…”, ale ostatecznie zrezygnował, stwierdzając, że to ma przecież wyglądać jak dzieło Denisa. Zatwierdził zatem pierwotną wersję.
Po wysłaniu tej wiadomości odczekał około minutę i wysłał następną:
Do: Oliwier. „O kurwa, to nie miało trafić do ciebie. Czy możesz udawać, że tego nie przeczytałeś? Proszę ;(„.
Na odpowiedź czekał niecałe pół minuty.
Od: Oliwier. „Ok”.
Wyszczerz Wiktora nie mógł być w tej chwili większy. „Ok”. Zwykłe, krótkie, napisane niemal natychmiast „Ok”. Już widział oczami wyobraźni wkurw na twarzy policjanta, który zapewne zapragnął nagle znaleźć tego nieistniejącego kochasia, który pukał Denisa, żeby go zatłuc gołymi rękami. Och, ale musiał być teraz wściekły!
I dobrze. Niech sobie nie wyobraża, że jest niezastąpiony. 
Wiktor szybko wykasował ten fragment rozmowy, a potem zablokował i odłożył telefon na miejsce, i nie przestając się uśmiechać, wrócił do obserwowania swojej grupy znajomych.
Gdyby tylko miał jakieś ciągoty do facetów, to szybko pokazałby bratu, jak to się robi. Tak by zakręcił Francuzem, że ten zapomniałby, jak się nazywa. 
Hmm… może powinien zademonstrować to bratu na którejś z koleżanek mamy? 
***
Już prawie wszystko wróciło do normy. Prawie, bo kiedy zasypiał, nadal towarzyszyły mu przygnębiające i nieco paranoiczne myśli… ale za dnia jego głowa była zajęta kompletnie czymś innym — pracą. To praktycznie zawsze działało. Kiedy tylko czuł się zapędzony w kozi róg i chwilowo nie miał pomysłu jak się z niego wymknąć, to rzucał się w wir pracy. Tam przeważnie działo się dużo, a przez to praktycznie nie miał czasu myśleć o niczym innym. Odsuwał nawet pomysł z tą całą psychoterapią, bo przecież miał ważniejsze rzeczy do roboty. Na pewno w razie czego jakoś udobrucha Marcela.
W końcu to faktycznie była wyjątkowa sytuacja, tym bardziej teraz, kiedy Mietek podzielił się z nim cholernie ważną informacją i od kilku dni z całym zespołem stawali na głowie, aby znaleźć osobę podejrzaną za napaść i zastrzelenie Tytana. Naturalnym i w zasadzie jedynym wyborem była wnuczka właściciela skradzionego samochodu. Problem był tylko taki, że bycie wnuczką poszkodowanego jeszcze nie czyniło z niej osoby podejrzanej. Wezwaną ją zatem by złożyła zeznania w roli świadka i być może podzieliła się jakimiś informacjami, które mogłyby rzucić nowe światło na sprawę. W trakcie przesłuchania Kuba umiejętnie nią zakręcił, że nagle nie była w stanie przedstawić wiarygodnego alibi, stała się nerwowa i gubiła się w deklaracjach.
Jej dziwne i podejrzane zachowanie w połączeniu ze świadkiem, który widział jakąś tam kobietę na miejscu zdarzenia pozwalało przyznać jej status osoby podejrzanej. To z kolei umożliwiało przeprowadzenie okazania.
Oli obawiał się trochę, że będzie miał problemy z Mietkiem, bo ten w końcu praktycznie nie trzeźwiał, ale o dziwo wziął się w garść, stawił się na komendzie i kiedy nadszedł ten kluczowy moment, wskazał dokładnie tę dziewczynę, zaprezentowaną w towarzystwie trzech, podobnych do niej statystek. 
Francuz aż miał go ochotę wyściskać i postawić mu skrzynkę mamrotów, bo jakby jej nie poznał, to cały trop poszedłby się kochać.
Choć tak naprawdę wskazanie dziewczyny niewiele zmieniało w toku postępowania, bo Mietek twierdził, że widział właśnie ją, ona się wypierała… To był słaby dowód. Jedynie kupił nieco czasu i zaangażowani śledczy liczyli, że właśnie w tym momencie zadziała aspekt psychologiczny. Dziewczyna nie była już tylko jakąś tam studentką, na którą podejrzliwie patrzyli policjanci. Była kobietą, którą ktoś widział na miejscu zdarzenia i była świadoma, że jakiś świadek ją wskazał, a przez to może mieć kłopoty i w jej interesie było, aby jak najszybciej doprowadzić sprawę do końca. 
Na początku oczywiście milczała lub ewentualnie zaprzeczała oskarżeniom, ale tylko ślepy nie zauważyłby, jak bardzo jest zdenerwowana. To z kolei wcale nie musiało świadczyć o jej winie. Może po prostu tak reagowała na stres… ale Francuz był niezwykle zdeterminowany, aby to sprawdzić. Osobiście.
— Nie ma mowy — natychmiast storpedował jego pomysł naczelnik.
— Dam radę ją przycisnąć — upierał się blondyn.
— Wiesz co sobie lepiej przyciśnij? — sarknął Głowacki, a kiedy spotkał się ze spojrzeniem pełnym politowania, przewrócił oczami i po raz, już nawet nie wiedział który, podkreślił: — Jesteś stroną postępowania, a przez to nie jesteś obiektywny. Popełnisz najdrobniejszy błąd i masz jak w banku, że zostanie wykorzystany przeciwko tobie.
— Mam prawo do tego, by ją przesłuchać — przypomniał nieugięcie. — Złożę wniosek o dokonanie czynności śledztwa, i tak…
— A ja złożę wniosek o odmówienie dopuszczenia ciebie do czynności ze względu na dobro postępowania — odbił tym samym Głowacki. 
— Serio będziemy sobie teraz stawać na drodze? — syknął policjant.
— Francuz, ja ci nie chcę stawać na drodze. Ja po prostu mam uzasadnioną obawę, że zamiast sobie pomóc, tylko zaszkodzisz.
— Dobra, niech Kuba przeprowadzi przesłuchanie, a ja będę spisywał protokół. Przysięgam, że się nawet nie odezwę. Chyba, że zobaczę, że Kubie coś umyka, to wtedy… — wymyślił inną opcję, jednak nie omieszkał wprowadzić małego wyjątku do swojego postanowienia, co spotkało się z głębokim westchnieniem naczelnika.
— Nie ma opcji, że pokażesz się tej dziewczynie na oczy. Możemy nagrywać to przesłuchanie i będziesz mógł je oglądać w czasie rzeczywistym. To jedyne, na co mogę się zgodzić.
— Brzmi idealnie — fuknął blondyn.
— Pogadaj z Kubą i przedstaw mu swoją wizję, skoro tak się boisz, że to spieprzy. Tylko nie zapomnij wspomnieć mu jak bardzo nie wierzysz w jego umiejętności — odgryzł się zaraz naczelnik, na co Francuz tylko przewrócił oczami i już bez słowa opuścił jego gabinet.
Musiał przyznać, że stary mimo wszystko doskonale wiedział, gdzie go ukłuć. Bo czymże była taka desperacka próba zrobienia wszystkiego samemu, jak nie brakiem wiary w swój zespół? Chłopaki faktycznie mogliby to odebrać koszmarnie. Ale to nie o to chodziło! Po prostu najbardziej ufał sobie i…
Boisz się, że Kuba nie będzie potrafił z niej niczego wydusić — podpowiedział mu wewnętrzny głos.
Ech. 
Koniec końców i tak nie miał nic do gadki, więc niecałą godzinę po okazaniu Kuba zabrał Darię Łapińską — bo tak miała na imię dziewczyna — na przesłuchanie. Chwilę potem włączył nagrywanie i dzięki temu Francuz mógł dokładnie przyglądać się temu, jak będzie zachowywać się osoba podejrzana. Aż coś go ścisnęło na myśl, gdy uświadomił sobie, że może zauważyć coś, czego nie zauważy Kuba, i nawet nie będzie mógł zainterweniować.
Zawadzki się przedstawił, przeczytał dziewczynie jej prawa i obowiązki, a potem podsunął dokument do podpisania, by potwierdziła, że zapoznał ją z przepisami. Zastygła jednak, zerkając nieufnie, to na kartkę, to na policjanta.
— Słuchaj, twój obrońca jest już w drodze, ale to nie zmienia faktu, że musisz to podpisać — wyjaśnił jej Kuba. — Chcesz na niego zaczekać, żeby mieć pewność, że cię nie wwalam na jakąś minę? — zasugerował, a we Francuzie aż coś drgnęło. Po co jej o tym przypominał?! To była jedyna szansa, żeby coś z niej wyciągnąć, nim na komendę dotrze papuga! — Mądrze — pochwalił zaraz z uznaniem Zawadzki. — Szkoda tylko, że nie byłaś taka mądra, gdy brałaś udział w czynnej napaści na funkcjonariusza policji. Co za pech, że rozpoznał cię świadek. — Kuba usiłował brzmieć, jakby było mu przykro ze względu na taki obrót sytuacji. — Ale… — zrobił wymowną pauzę — gdyby poszukać tu jakiegoś plusa, to świadek wskazał cię jako osobę, która prowadziła auto, a nie strzelała do mojego kolegi. Jak postanowisz pozostać mądra, to nie dostaniesz dziesięciu lat…
— Dziesięciu lat? — powtórzyła po nim z przerażeniem dziewczyna.
— No tak. Artykuł dwieście dwudziesty trzeci kodeksu karnego. Twój obrońca z pewnością ci przytoczy dokładnie jego treść. Do tego śmierć psa służbowego, kradzież samochodu, ucieczka z miejsca zdarzenia, nieudzielenie pierwszej pomocy… — wymieniał Zawadzki, a Oli zagryzł wargę, czując, jak jego serce przyspiesza rytm.
Dobrze, Kubuś. Dokładnie w ten sposób!
— Ale to nie ja! — zaprzeczyła szybko, roztrzęsionym tonem.
— A kto? — odbił pytanie Zawadzki, już nie mając zamiaru przypominać dziewczynie, że mogą zaczekać na obrońcę. Przecież zrobił wszystko zgodnie z protokołem, pouczył ją o przysługujących prawach i obowiązkach… nie kazał jej się odzywać.
— To… ja… nie pamiętam. — Spuściła głowę.
— No to masz pecha, bo jak sobie nie przypomnisz, to sama za wszystko odpowiesz. A przecież i ja, i ty doskonale wiemy, że nie byłaś tam sama — przypomniał jej Kuba. — Wiesz, jest takie pojęcie w prawie karnym jak nadzwyczajne złagodzenie kary. Sąd musi zniżyć karę w sytuacji, gdy sprawca współdziałał z innymi osobami w popełnieniu przestępstwa i dobrowolnie ujawnił informacje na ich temat organowi ścigania. Jak dla mnie to dobry kompromis. 
Oli dostrzegł, że Daria spogląda nieufnie na Kubę i z kilometra widać jej przerażenie. 
— Więc jak będzie? Pomożesz sobie, czy będziesz kryć osobę, która faktycznie strzelała do policjanta i zabiła mu psa? W ogóle to nie chcę cię straszyć, ale nadkomisarz Francuz ma się już dobrze i wrócił do pracy. A jak tylko wrócił, to zaraz znalazł świadka, który dotarł do ciebie. Lada moment dotrze do drugiego sprawcy, więc masz bardzo mało czasu na zastanowienie — wywarł na niej presję. — Kto wie, może już go znalazł. To jest prawdziwy świr i wcale bym się nie zdziwił, jakby dotarł tutaj przed twoim obrońcą — dodał iście manipulacyjnie.
— Ja naprawdę nic nie pamiętam… — odezwała się piskliwym głosikiem. Pomimo bycia na skraju załamania, nadal nie pękała. 
Francuz nagle poderwał się z fotela i popędził niczym rakieta do pokoju, w którym przesłuchanie prowadził Kuba. Załomotał wymownie w drzwi, nie chcąc psuć jego narracji, ale musiał mu coś powiedzieć.
Kuba po chwili wyjrzał i aż zbladł, dostrzegając swojego przełożonego.
— Co ty tu robisz?! — wyszeptał panicznie, zamykając za sobą drzwi. — Ona nie może…
— Dobra, nieważne — powstrzymał go Oliwier. — Ona studiuje medycynę. Z wyrokiem nie będzie mogła wykonywać zawodu — przeszedł od razu do konkretów. — Jak wymierzą jej karę w zawieszeniu, to po sześciu miesiącach od końca kary nastąpi zatarcie skazania i będzie ponownie uznana za osobę niekaraną — nakreślił swoje odkrycie.
— A jak się przyzna do wszystkiego i wyda drugiego sprawę, to najpewniej skończy się na zawiasach… — dopowiedział sobie zaraz, kiwając przy tym głową. — Dobra, zmykaj, zajmę się tym.
— Kuba — zatrzymał go jeszcze Oli. — Zasugeruj jej, że jak wszystko powie, to sam będę wnosił o złagodzenie dla niej wyroku — wymyślił jeszcze, a potem posłusznie, jak nigdy, udał się z powrotem do miejsca, gdzie mógł oglądać przesłuchanie i sprawdzić, jak na dziewczynę zadziała ich nowa taktyka. Już po paru minutach okazało się, że to był czuły punkt.
Gdy tylko Daria usłyszała, że pomimo ogromnych tarapatów nadal będzie mogła zostać lekarzem — oczywiście pod warunkiem, że wszystko grzecznie wyśpiewa — jej oczy rozszerzyły się z nadzieją. 
— Mówisz to tylko po to, żeby wyciągnąć ze mnie, co wiem — zarzuciła mu.
— Oczywiście, że chcę z ciebie wyciągnąć to, co wiesz. To moja praca — potwierdził bez zawahania Kuba. — Ale fakty są faktami. Nie ja wymyślam prawo, ja je tylko egzekwuję — dodał, bez zbytniego usprawiedliwiania. Wiedział, że jak zacznie się tłumaczyć, to wypadnie mniej wiarygodnie, a to przecież nie on miał się teraz tłumaczyć.
Na nieszczęście wszystkich na komendę zdołał dotrzeć obrońca dziewczyny, wyznaczony z urzędu.
— Nic nie musisz mówić, Daria — poinstruowała ją na wstępie kobieta, przy okazji ciskając błyskawicami z oczy w stronę Zawadzkiego. — Dlaczego rozpoczął pan przesłuchanie przed moim przybyciem? — zawróciła się do niego opryskliwie. 
— Bo nie panią przesłuchuję, tylko Darię, a ona nie miała nic przeciwko — odpowiedział spokojnie, pozostając niewzruszony.
— Wystarczy. Proszę mnie zostawić z moją klientką — poleciła.
— Czy to prawda, że jak się do wszystkiego przyznam, to złagodzą mi karę i jak dostanę zawiasy, to po ich upływie będę mogła zostać wypisana z Krajowego Rejestru Karnego? — wtrąciła niespodziewania dziewczyna, kiedy Oli po drugiej stronie monitora już zaczął tracić nadzieję, że dziś uda się cokolwiek popchnąć naprzód.
— Daria, nie musisz do niczego się przyznawać — zaczęła pani adwokat, ale Daria wydawała się zniecierpliwiona.
— To prawda czy nie? — powtórzyła bardziej zirytowanym tonem.
— Co prawda można uznać skazanie za przestępstwo za niebyłe, jeżeli minie określony czas…
— To mój kolega. — Daria przerwała jej w połowie zdania i spojrzała zdeterminowana na Kubę. W jej oczach nadal dało się dostrzec łzy, natomiast nie wyglądała już na tak przerażoną. Jakby to sobie wszystko właśnie przekalkulowała i dokonała decyzji.
— Daria… — zaczęła ponownie adwokatka.
— Nie — przerwała jej dziewczyna. — To idiotyczne, nie będę kryła Dawida — obwieściła i ponownie zwróciła się do Zawadzkiego. — Był ze mną Dawid Kaliszczuk, to mój kolega z osiedla. To on strzelał do pana Francuza i zabił… — urwała.
— Daria, jakim cudem taka mądra dziewczyna dała się wciągnąć w taki szatański plan? — zapytał łagodnie Kuba.
Dawid Kaliszczuk był znany białostockim policjantom — zwłaszcza tym z wydziału ruchu drogowego. Odkąd tylko w wieku osiemnastu lat dorobił się prawa jazdy… szybko je stracił, choć to wcale nie przeszkadzało mu w kontynuowaniu kariery kierowcy, i to w najbardziej brawurowy sposób. Często zapieprzał w zawrotnym tempie przez ulice miasta, przeważnie w nocy, paląc gumę, sprzęgło… i co tam jeszcze udało mu się spalić w rzęchach, którymi się porusza. Ot, po prostu kretyn z mózgiem wielkości orzecha włoskiego.
— Bo… bo on powiedział, że tylko go postraszy.
— A wiesz, dlaczego chciał postraszyć nadkomisarza Francuza? — drążył dalej Zawadzki.
Dziewczyna się zawahała.
— Daria, możesz to najpierw powiedzieć mnie i razem ustalimy, jaka ilość przekazanych informacji będzie przemawiała na twoją korzyść — wtrącił się obrońca.
— Obie panie wiecie, że przesłuchanie jest nagrywane. Funkcjonariusze zapewne już są w drodze, by zatrzymać Dawida. On z pewnością będzie miał swoją wersję wydarzeń, więc nie byłbym taki pewien, czy zwlekanie będzie przemawiało na korzyść Darii — wytoczył kontrargument Zawadzki, a Oli nie mógł być w tej chwili bardziej z niego dumny.
— Proszę nie stosować wobec mojej klientki technik manipulacji. Nie omieszkam o tym wspomnieć, jeżeli dojdzie do rozprawy — oburzyła się adwokatka.
— Niech pani nazywa to jak chce, ale oboje dobrze wiemy, że to są fakty — odpowiedział jej spokojnie Kuba.
— Powiedział, że pan Francuz dał mandat jego babci, która handluje zieleniną na targowisku — odezwała się Daria. — I teraz komornik wsiadł jej na emeryturę i nie ma z czego żyć. Dawid twierdził jeszcze, że był przy tym bardzo niemiły… Ja nawet nie wiedziałam, że on ma broń! — dodała zaraz obronnie.
— Nadkomisarz Francuz jest policjantem pionu dochodzeniowo-śledczego. Nie zajmuje się takimi sprawami — wyjaśnił jej zaraz Kuba.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy w zaskoczeniu. 
— Obawiam się, że Dawid cię oszukał — uświadomił jej delikatnie i szybko zmienił temat. — Musiałaś wiedzieć o kradzieży samochodu. Twój dziadek zgłosił to na policję dużo wcześniej — zauważył.
— Bo… samochód był ubezpieczony i Dawid powiedział, że dziadek dostanie duże odszkodowanie i będzie mógł sobie kupić dużo lepszy… — zdradziła ze wstydem, a Francuz, oglądając to na monitorze, aż przetarł z zażenowania twarz dłońmi. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna dała się tak łatwo zmanipulować. Istniała co prawda jeszcze opcja, że robiła z siebie idiotkę, żeby przybrać wygodną dla siebie narrację… ale nie sądził. Intuicja podpowiadała mu, że Daria…
Och — jęknął w myślach i zaraz parsknął. — Ona się po prostu zakochała — uświadomił sobie. — Siedzi przede mną żywy dowód, że miłość to najskuteczniejszy ogłupiacz. I to niby ja jestem ten dziwny, bo nie chcę ładować się w takie gówno.
— Gdzie jest ten samochód teraz? — zapytał Kuba.
— Nie wiem — zaprzeczyła natychmiast dziewczyna. — Wcześniej Dawid trzymał go w jednym z garażów przy Letniej, zaraz naprzeciwko torów kolejowych, a potem nie wiem. Tuż po tym co się stało, wysadził mnie na osiedlu Piasta i powiedział, że będzie bezpieczniej, jak wrócę autobusem. Nie widziałam go potem. 
— Czyli nie miałaś z nim kontaktu od tamtej pory? — upewnił się Kuba.
— Nie. To znaczy… pisałam do niego i on mi tam odpisywał jakimiś pojedynczymi słowami, ale nic konkretnego — sprostowała. — Jest mi tak strasznie przykro! — zaczęła zaraz. — Ja naprawdę nie wiedziałam, że on to zrobi! Powiedział, że tylko obleje tego policjanta farbą i uciekniemy. Nie miałam pojęcia, że on ma broń! — zaczęła się bronić.
Kuba zadał jej jeszcze kilka kontrolnych pytań, ale z racji tego, że dziewczyna zdawała się nie mieć już żadnych oporów, odpowiadała rzeczowo i przytomnie, to przesłuchanie szybko dobiegło końca.
— Jak mi poszło? Dostanę awans? — zażartował Zawadzki, kiedy tylko spotkał się po chwili z Francuzem.
—  Nie wierzę, że to powiem, ale… przepraszam, że w ciebie zwątpiłem — wyznał Oliwier.
— E, no co ty. Wszyscy dobrze wiemy, że ty tu jesteś wymiataczem. Plus przecież przybiegłeś z kluczowym argumentem, więc… tak naprawdę, jak zwykle, to twoja zasługa. — Kuba machnął na to ręką niezrażony.
— Może… — przytaknął blondyn. — Ale jestem przekonany, że jak nie w ten sposób, to poradziłbyś sobie z nią w inny — wydedukował.
— W ogóle co z tym Kaliszczukiem? — zastanowił się zaraz Zawadzki. — Miałeś z nim coś wspólnego? — zaciekawił się.
— No faktycznie z miesiąc temu, jak robiłem zakupy w Kauflandzie tam przy torach, a to było jakoś koło dwudziestej trzeciej, to zauważyłem tego siurka, jak kręcił jakieś bączki po parkingu, więc go delikatnie spacyfikowałem — wyjaśnił Francuz, przypominając sobie tamtą sytuację. — Był z jakąś siksą, ale to nie była Daria. Nie wiem… raczej chłopaki z drogówki obchodzą się z nim jeszcze ostrzej — wzruszył ramionami. 
— Zobaczymy, co powie, jak go tu przywiozą — postanowił Kuba i poszedł do siebie udokumentować dopiero co skończone przesłuchanie. 
Tego dnia jednak nie zdołano zatrzymać Kaliszczuka. Zapewne dowiedział się, że policja dotarła już do Darii, więc najpewniej gdzieś się ukrył. To wprowadziło Francuza w stan potężnej irytacji, ale obiecał sobie, że znajdzie tego frajera, choćby miał za nim biegać do usranej śmierci. 
Ale — na jego szczęście — cała sprawa rozwiązała się znacznie szybciej, bo już w sobotę koło południa. Jednak… ostatnie, co mógł powiedzieć, to że wreszcie poczuł ulgę i poczucie sprawiedliwości. Stało się wręcz coś odwrotnego.
Przed tym wydarzyła się jeszcze jedna rzecz, która wywołała we Francuzie kolejną falę gniewu. Właśnie wchodził do swojego gabinetu po odprawie u naczelnika, kiedy telefon zawibrował mu w kieszeni. Automatycznie na niego zerknął i aż uniósł zaintrygowany brew, gdy dostrzegł, że pisał do niego… Denis. Kliknął pospiesznie w konwersację.
Od: Denis. „We wtorek odbieram wyniki matur i wieczorem znajomi wybierają się na imprezę, więc miałbym okazję się niepostrzeżenie wyrwać. Mam nadzieję, że będzie ciepło i zamiast męczyć się w samochodzie, zabawimy się na łonie natury ;)”. 
Aż się w nim zagotowało. Że co?! W jakim, kurwa, samochodzie?! Na jakim łonie natury?!
Był tak skonsternowany, że aż nie wiedział, co ma zrobić. Patrzył tak bezwiednie w telefon, aż nie nadeszła kolejna wiadomość.
Od: Denis. „O kurwa, to nie miało trafić do ciebie. Czy możesz udawać, że tego nie przeczytałeś? Proszę ;(„.
A to mały… ! Zabrakło mu słów. 
Dobra, sam mu pocisnął ostatnio pisząc, że towarzystwa dotrzymywał mu Marcin… co oczywiście nie było prawdą, bo Sokołowski chyba postanowił się zdystansować i po upewnieniu się, że z Oliwierem wszystko jest w porządku, zamilkł. Zresztą Francuz wcale nie zamierzał dopominać się o uwagę, tak najprawdopodobniej było lepiej, a wcisnął ten kit Denisowi tylko dlatego, żeby młody sobie nie wyobrażał i… no nie prowokował go. Przecież obiecał Marcelowi, że się od niego odczepi. Tak było najlepiej dla wszystkich, a gdyby tak po prostu poprosił Denisa o ograniczenie kontaktu, ten zapewne by nie posłuchał. Musiał zatem zniechęcić go nieco dosadniej.
Ale serio! Co za mały chochlik! Ledwie parę dni, a on już sobie znalazł… no właśnie, kogo? Przyjaciela? Czy po prostu następnego bolca
Francuz miał ochotę rzucić telefonem o ścianę, a potem powywracać meble, ale po tej fali wściekłości sprzedał sobie mentalny policzek i z nadal dudniącym sercem odpisał pospiesznie krótkie „Ok”. Niech sobie młody Armiński nie wyobraża! Że niby Oli miałby być przez to zazdrosny? Dobre sobie… No cóż, nie udało się, bo wcale nie był zazdrosny. Proszę bardzo, droga wolna, młody. Baw się dobrze — o to właśnie chodzi!
Taaa… właśnie tak się zachowuje niezazdrosny człowiek — coś mu podpowiedziało, ale nawet nie miał okazji, by wkurzyć się jeszcze bardziej, bo do jego gabinetu wpadł Kuba.
— Wszystko w porządku? — zapytał, kiedy dostrzegł dziwny wyraz twarzy swojego partnera. 
— Ta, co jest? — popędził go Francuz, by nie dawać mu zbyt wiele czasu do analizy. 
— Nie uwierzysz, ale ten idiota wpadł w naszą pułapkę, chłopaki właśnie go wiozą — wyjaśnił, zmieniając momentalnie ton na bardziej podekscytowany.
Plan był banalny i raczej nie wróżył zbytniego powodzenia… chyba że obserwowany obiekt okazałby się niebywale głupi — co się właśnie potwierdziło. Poza tym,  że patrol policji obserwował miejsce jego zamieszkania, mając nadzieję, że Kaliszczuk być może wróci do domu, to kolejny zespół obstawił wspomniany przez Darię garaż. Co prawda nie było pewności, że samochód nadal tam był, ale funkcjonariusze postanowili jakiś czas go poobserwować i sprawdzić, czy może podejrzany się tam nie zjawi, żeby zabrać auto i się go pozbyć. Ku zaskoczeniu wszystkich, dokładnie tak się stało.
Oli jednak był tak rozsierdzony, że nie potrafił się w stu procentach skupić, a przez to zbyt racjonalnie ocenić obecną sytuację. Złapali sprawcę, mieli dowód rzeczowy, świadka, no i współsprawczynię, która wysypała głównego podejrzanego. Wreszcie się dowie, o co poszło i z jakiego powodu ktoś go o mało nie zabił. 
To dobrze, prawda? Tego właśnie chciał. Potrzebował zrozumieć motyw. Co takiego zrobił, czym tak bardzo wkurwił faceta, że ten nabył broń i do niego strzelał? 
Może Kaliszczuk działał na zlecenie? Może Oli przymknął jakąś grubszą rybę, popsuł komuś interesy i to była zemsta? Groźby śmierci to był dla niego chleb powszedni. Już tylu gangusów obiecało mu, że go dojedzie, że może wreszcie któryś z nich wyhodował jaja i postanowił przekuć swoje słowa w czyny? Może o mało nie zginął, bo zadarł z bardzo niebezpiecznymi ludźmi i nie bał się pokrzyżować im planów?
— No to był taki żart — mruknął Kaliszczuk, kiedy już Kuba wziął go w obroty. 
— Żart? — powtórzył z niedowierzaniem. — Strzelałeś do policjanta i zabiłeś jego psa służbowego, i nazywasz to żartem? — sprecyzował.
— Trochę przypał wyszedł z tym psem, heh — odparł głupio i Kuba aż zaniemówił, a Francuz oglądający transmisję z przesłuchania poderwał się, gotowy iść, by zamordować gołymi rękami tego padalca.
— Siadaj — warknął Głowacki dyktatorskim tonem, a dwóch innych funkcjonariuszy z ich zespołu bardziej się spięło i stanęło bliżej drzwi, żeby w razie czego zatrzymać kolegę.
— Wytłumacz mi proszę, w którym momencie powinienem się śmiać, bo nie rozumiem — odezwał się wreszcie Zawadzki, a Dawid tylko wzruszył ramionami. — Gdzie jest ta broń? — zadał kolejne pytanie, a podejrzany odpowiedział w ten sam sposób, co przed chwilą. — Wiesz, że sobie nie pomagasz? — zapytał retorycznie Kuba. — Kradzież samochodu, nielegalne posiadanie broni, napaść na funkcjonariusza… mogę tak jeszcze trochę wymieniać. Więc zapytam inaczej; co ci strzeliło do łba? Po co wciągałeś w to jeszcze bogu ducha winną dziewczynę, której zniszczyłeś karierę? 
— A co to ja jestem? Ja jej do niczego nie zmuszałem. Jak jest głupia, to jej problem — fuknął Kaliszczuk.
— Więc sam wpadłeś na ten genialny pomysł? — zgadł policjant.
— No przecież ostatecznie go nie zabiłem. Na następny raz leszcz się zastanowi, zanim zacznie się panoszyć…
— Zajebię gnojka. — Poderwał się ponownie Francuz, ruszając do drzwi, gdzie wplątał się w szarpaninę z kolegami, którzy wiedzieli, że nie mogą pozwolić mu wyjść. 
— No, co za szczęściarz — zironizował Kuba, naśladując ton Kaliszczuka. — Oświeć mnie, co twoim zdaniem oznacza, że się panoszył? — zapytał zaraz.
— No bo kręciłem bajerę do takiej laski, nie? Tam trochę poszaleliśmy na parkingu pod Kaufem, a ten chujek podchodzi i mi coś pierdoli, że za dużo się filmów akcji naoglądałem i mam wypierdalać. Chyba za długo sam nic nie ruchał, że taki sfrustrowany. No i ten. Trochę przygazowałem, żeby mu pokazać, że mam wyjebane i niech idzie szczekać gdzie indziej, bo nie robi na mnie wrażenia, że jest psem… no a ten cwel mnie wyciąga z fury i mnie na glebę. Przy mojej pannie! Nie wiem, co on chciał udowodnić. Pojebany jakiś…
— Czyli… podsumowując, chciałeś go w żartach nastraszyć, bo zepsuł ci bajerę? — wydedukował Kuba, jakimś cudem nie tracąc cierpliwości.
— No trochę się to wymknęło spod kontroli, przyznaję. Bo w sumie to nawet w niego nie celowałem. Kumpel mi opchnął jakąś lewą klamkę, bo kalibracja to jakaś porażka normalnie. Jemu się dobierzcie do dupy, bo jakby załatwił mi dobry sprzęt, to ten psiak nadal by żył — stwierdził kompletnie niezrażony chłopak.
Francuz doskonale wiedział, że gdyby nie trzech innych policjantów, którzy go pilnowali, to zrobiłby coś naprawdę głupiego. Był w takiej furii, że nie był pewien, czy zdołałby się powstrzymać przed wtargnięciem do tego pokoju i wpakowaniem ostrzegawczego magazynka w plecy tego młodego siurka. 
Kurwa, serio?! 
Rozbijał grupy kibolskie, ścigał morderców, porywaczy, handlarzy narkotyków, infiltrował grupy przestępcze, brał udział w pacyfikowaniu różnego rodzaju zamieszek, był na misji pokojowej w Kosowie — która pokojową była tylko z nazwy — strzelali do niego, raz nawet ktoś próbował rozjechać go samochodem…
… a o mało nie zginął, bo jakiś gówniarz poczuł się urażony?! 
To się nie działo naprawdę.
Wypierał to. To nie mógł być rzeczywisty powód. Nie godził się na to. Nie po tym wszystkim, co poświęcił dla policji. 
Oczywiście zawsze brał pod uwagę, że może zginąć. Że pewnego dnia pojedzie na wezwanie i już nie wróci. Ale… gdy już to sobie wizualizował, to ginął w walce — broniąc tych dobrych przed złymi — a nie… bo ośmieszył niezrównoważonego gówniarza przed jego laską.
Na początku był tak wściekły, że aż nie pamiętał, jakim cudem koledzy powstrzymali go przed dokonaniem brutalnego mordu. Potem wpadł w lekko katatoniczny stan, gdzie zastygł w bezruchu — ale wcale nie odpłynął. Zaczął obsesyjnie analizować tę sytuację. To jednak nie pomagało, bo za każdym razem uświadamiał sobie, że stracił Tytana przez jakiegoś zjeba i sam o mało przy tym nie zginął.
Po jakiejś godzinie zdawało się, że nieco ochłonął. Kiedy ktoś na niego patrzył, mógł nawet uznać, że Oli jakoś to przełknął. Widział już niejedno gówno, więc i z tym sobie poradzi. 
Ale to była tylko gra pozorów. Kiedy koledzy zaczęli pracować nad dokumentacją sprawy, a przez to zwracać już mniej obsesyjnie uwagę na blondyna, ten wstał niespodziewanie, przykuwając skutecznie ich uwagę, a potem obwieścił:
— Pierdolę. Rzucam tę robotę — by następnie ostentacyjnie opuścić pokój.
__________________

Czołem!
Ostatnio był poślizg, a że tym razem ogarnęłam rozdział szybciej i nawet zdołałam go wstępnie sprawdzić, to po co czekać z publikacją? 
Jak się trzymacie? Nie macie jeszcze dość? Ja ostatnio popadam ze skrajności w skrajność; albo jest spoko i totalny luz... albo zapędzam się w jakieś depresyjne odmęty i wyobrażam sobie najgorsze scenariusze. Ech, no ale nie ma innego wyjścia, jak po prostu jakoś wytrzymać.
Co do rozdziału - jak Wam się podobał? Był Denisek, był Wiktorek, który przeprowadził mały sabotaż, o którego skutkach być może niedługo przekona się Denis... no i powróciliśmy oczywiście do Oliwiera, który obsesyjnie rzucił się w wir pracy i zapolował na sprawców, którzy go postrzelili.
Dopiął swego, tylko... no właśnie. Chyba nie tego oczekiwał. Jesteście sobie w stanie wyobrazić jego rozgoryczenie? Czy za bardzo mu dowalam? :D No ale może przytrafi mu się wreszcie coś miłego. No i ostatnie pytanie - czy myślicie, że Oli rzeczywiście pękł i odejdzie z policji, czy to chwilowy kryzys?
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał, bo wiem, że oprócz Denisa, sporo z Was chciało też poczytać jeszcze o technicznych kwestiach pracy Oliwiera, więc liczę, że po części zaspokoiłam czytelnicze zapotrzebowanie wszystkich z Was. :)
Do następnego!

5 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział jak zawsze cudny.dziekuje za Wiktora i Denisa razem świetnie się o nich czyta.ale jak dla mnie to Wiktor to taki mały djabelek i w dziwnie pokrętny sposób próbuje pomóc swojemu bratu. A nasz kochany Denis no współczuję mu naprawdę trafił na ciężki przypadek. Naprawdę źle ulokował chłopak te swoje uczucia. Jeżeli chodzi o oliego to tez bym miał gdzieś taka pracę. Całe życie poświęcił na ważne sprawy a zginołby prze jakiegoś bezmyślnego siurka. Myślę że Oli nie życia pracy ale tylko dlatego że to jest jedyny jego sens w życiu jedyne co go tak naprawdę trzyma i jest stabilne. Ale tu muszę dodać ale chyba że chcesz stoczyć oliego całkiem na dno żeby przestawić jego całe życie na inny tor i wtedy faktycznie mogę potwierdzić że Oli rzuci tą pracę w cholerę i będzie szukał tego czego mu naprawdę brakuje w tym życiu.a może wcale nie będzie musiał szukać bo ma to przed własnym nosem ale jeszcze tego nie wie. A jest to nie kto inny jak Denis . Pozdrawiam życzę zdrówka i weny. W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że się podobał! :)
      Sama stęskniłam się nieco za chłopakami, więc musiałam zacząć o jakiejś akcji braci. Podpowiem, że będzie ich więcej. :D
      Dobrze podsumowałaś Denisa, chłopak zdecydowanie źle ulokował uczucia i teraz biedny musi się męczyć z upartym niczym osioł Oliwierem, który jest nieprzewidywalny.
      Deklaracja Francuza była na prawdę radykalna... ale może przez to że podjął ją tak spontanicznie to jeszcze się rozmyśli. Trzeba po prostu poczekać na rozwój akcji. :)
      Dobre pytanie w ogóle, ciekawe czy Oli sam wie, czemu mu potrzeba? To znaczy świadomie na pewno nie, ale może czuje wewnętrznie że potrzebuje jakiejś zmiany i posłucha swojego instynktu.
      Dzięki i również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Zaskoczyłaś mnie. Nigdy nie przypuszczałam,że opowiadanie które z zasady ma mnie odstresować i "zwolnić" od myślenia zadziała odwrotnie. ;)
    Pozwól więc, że się odwdzięczę i "zemszczę"
    Poczytaj KPK, podpowiem tylko, że rąbnełaś się w dwóch miejscach ;) Powodzenia!!!

    P.S. Nie traktuj tego oczywiście jako krytyki, samo wplątanie procedury karnej w "lekkie" opowiadanie już samo w sobie jest ciekawym pomysłem.

    Pozdrawiam N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka zemsta to nie zemsta. :D
      KPK czytałam, i nie tylko KPK, aczkolwiek żaden ze mnie prawnik, więc przyznaję bez bicia, że mogłam się rąbnąć niechcący.
      Powiem tak: w dwóch miejscach miałam lekki dysonans jak czytałam przepisy i całkiem możliwe, że jednak wybrałam złą opcję w tych dwóch przypadkach, zatem nie krępuj się i jak jesteś bardziej kompetentna, wytknij mi to do końca, bo jestem świrem od odzwierciedlania rzeczywistości i umrę, jeśli będę żyć ze świadomością, że coś poprzekręcałam :(

      Usuń
  3. Hejeczka,
    cudnie, no ja tu liczyłam że jakieś porachunki, a psiak zginął bo jakiś gówniarz nie zbajerował... haa Wiktor ty geniuszu, Denis dobrze że byłeś podejrzliwy, a Oliver jest jednak zazdrosny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń