5 lipca 2020

Francuski piesek 2: Rozdział 4

Wolta

7 października 2018
Denis nie mógł powiedzieć, że zmarnował ten weekend, choć w gruncie rzeczy dręczyły go delikatne wyrzuty sumienia, bo zdawał sobie sprawę, że mógł zrobić o wiele więcej — to jest: pouczyć się, przepisać notatki czy poczytać literaturę na przyszłe zajęcia. Coś tam porobił, jednak doskonale wiedział, że to wszystko było bardziej na pół gwizdka. Na tyle, by mieć jakieś podstawy i w tygodniu tylko poprzypominać sobie najważniejsze kwestie — a może nawet zaliczyć na tróję — ale to już zależało od konkretnego przedmiotu.
Dlatego kiedy dochodziła dwunasta, a Wiktor zdecydował, że pójdzie wreszcie na basen — oświadczył jeszcze, że zje coś na mieście — jego brat postanowił, że
to będzie świetny moment, aby się skupić i choć przez dwie godziny popracować na najwyższych obrotach, by ostatecznie nie mieć sobie nic do zarzucenia.
Ze zdumieniem odkrył, że w środku tygodnia, mimo iż paradoksalnie był przecież bardziej zmęczony i zajęty, uczyło mu się lepiej i efektywniej. Teraz, gdy miał dwa dni wolne i musiał jedynie skupić się na tym, aby nie umrzeć z głodu i załatwić od czasu do czasu potrzeby fizjologiczne, koncentracja zdawała się być czymś niedoścignionym. A przecież jak jeszcze był w liceum, nie miał tego problemu. Po podjęciu rozważań na ten temat — które do niczego nie były mu potrzebne, a czas na nie poświęcony mógł zostać wykorzystany w znacznie bardziej produktywny sposób — Denis uznał, że gdy, paradoksalnie, miał więcej czasu, tracił motywację. W środku tygodnia bowiem mimowolnie odczuł, że coś nad nim wisi i że musi wypełnić swoje zobowiązania. Wykłady, wycieczka do biblioteki, jakieś zakupy, droga do domu czy obiad — to wszystko zabierało w cholerę czasu, a mimo wszystko Armiński musiał znaleźć go jeszcze więcej, aby się pouczyć. Co więcej, wieczorem często znajdował jeszcze chwilę, żeby przed snem nadrobić odcinek ulubionego serialu czy w coś pograć. 
W weekend natomiast złapał się na myśleniu, że ma czas. Dwa długie dni spędzone w mieszkaniu — no przecież nie zamierzał się bez przerwy uczyć. Było czymś logicznym, że mógł sobie pozwolić na odpalenie Netflixa, Youtuba czy pogawędzić na grupowym czacie. Tyle tylko… że nagle minęło mu półtora dnia i czas nieubłaganie mu się kończył.
No ale nic. Teraz miał wreszcie czas, zrozumiał swój błąd, dlatego zwarty i gotowy rozłożył się wygodnie na łóżku z laptopem, jakimś kołonotatnikiem, zestawem zakreślaczy, długopisem, książką do anatomii i… rozdzwonił się domofon.
— No to jest, kurwa, żart — mruknął zirytowany, podnosząc się jednocześnie.
Od razu założył, że to był Wiktor, który po prostu czegoś zapomniał. Poszedł więc otworzyć drzwi, nawet nie pytając, kogo niosło, ale kiedy tylko odłożył słuchawkę, przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, że to może jednak ciotka Wera wpadała bez zapowiedzi.
Żeby to był Wiktor, żeby to był Wiktor… — zaczął sobie powtarzać jak mantrę, w napięciu czekając, aż ten ktoś dotrze pod drzwi. Aż coś mu się przewróciło w żołądku, gdy usłyszał pukanie… no bo Wiktor przecież by nie pukał, tylko po prostu wszedł, zatem to musiała być Weronika. 
Serce stanęło mu na moment, kiedy tylko otworzył, a przed oczami dojrzał… Oliwiera.
— Co ty tu robisz? — zapytał głupio, wręcz niegrzecznie, ale nie to było jego zamiarem, bo serce dla odmiany zaczęło mu galopować. Przez parę sekund nawet podejrzewał swój mózg, że ten płata mu jakieś figle i jest tak stęskniony, że aż ma omamy… no ale wszystko wskazywało na to, że stał przed nim fizycznie żywy Francuz. 
— Dorabiam jako kurier — odpowiedział bez zastanowienia policjant, po czym wskazał na dosyć dużą torbę, która stała przy jego nogach, a mniejszą reklamówkę, którą trzymał w dłoni, wyciągnął do chłopaka. Kiedy ten automatycznie wyciągnął rękę, Francuz szybko cofnął swoją. — Przesyłka za pobraniem. Wpierw zapłata — zażądał, ale wcale nie próbował ukryć rozbawienia. Nie mógł napatrzeć się na cały przekrój emocji, który prezentował się na twarzy Denisa. Od zaskoczenia po wzruszenie…?
— Mogę… zrobić ci herbatę? — zaproponował nieśmiało, a Oli zaśmiał się w głos.
— Dwieście kilometrów przewozu i przytachanie tego na trzecie piętro… to było tego warte — odpowiedział, nie przestając się szczerzyć, po czym wszedł do małego przedpokoju.
Denis był jeszcze zbyt oszołomiony, by zareagować w bardziej błyskotliwy sposób, niemniej czuł, jakby w jego brzuchu zalęgło się stado dzikich motyli. Tak euforycznego stanu nie osiągnąłby nawet po dragach. Po prostu nie był w stanie uwierzyć, że Oliwier tu był i wreszcie mógł go zobaczyć.
— Jestem teraz biednym studentem — odpowiedział wreszcie, chcąc jeszcze dodać, że może ewentualnie zapłacić w naturze, ale się powstrzymał. Przypomniał sobie nagle o swoim pijackim telefonie w sobotę nad ranem i uznał, że takie dwuznaczne żarciki to zdecydowanie zły pomysł.
Oli zatrzymał się w progu do kuchni, obejrzał z chłopaka i uśmiechnął się do niego z politowaniem.
— Kochanie… — zaczął pobłażliwie. — Dokładnie wiem, ile Marcel wam przelewa — wyjaśnił. — Chciałbym być taki biedny — dodał z parsknięciem i wreszcie wszedł do kuchni, rozglądając się z umiarkowanym zaciekawieniem.
Armiński poczuł, jak się rumieni, i ostatecznie postanowił tego nie komentować, tylko podszedł do czajnika elektrycznego, by wstawić wodę. W głowie nadal rozbrzmiewało mu „kochanie” i choć doskonale wiedział, że to nie miało takiego wydźwięku, jakiego pragnął, aby miało… to mimo wszystko nie mógł wyrzucić z głowy głupiej myśli, że może jednak Oli celowo użył właśnie tego słowa.
— A gdzie twój zły brat bliźniak? — zainteresował się Francuz, kiedy odstawił na blat torbę wypakowaną różnymi pojemnikami z domowym jedzeniem, przygotowanym głównie przez Alicję. 
— Pewnie robi jakieś złe rzeczy na mieście — odpowiedział Denis, nieco drżącymi palcami wyciągając z szafki dwa kubki. Oli w tym czasie kontynuował rozglądanie się po pomieszczeniu, aż ostatecznie oparł się tyłem o parapet. — Więc… co tu robisz? — ponowił pytanie i odważył się spojrzeć na starszego mężczyznę. Kiedy tylko to zrobił, poczuł, jak jakiś palący prąd przeciął jego ciało na wskroś. Przypomniał sobie też okoliczności ich ostatniego spotkania i… och. Miał wrażenie, że to stało się wieki temu, a nie raptem na początku lata.
— Ostatnio dzwoniłeś stęskniony i twierdziłeś, że chcesz mnie zobaczyć — odpowiedział bez zająknięcia czy mrugnięcia okiem, jakby intencjonalnie chcąc wywołać w Denisie jeszcze większe zawstydzenie.
— No tak… — mruknął Armiński, momentalnie odwracając wzrok i udając, że wcale nie jest zawstydzony, tylko zbyt zaabsorbowany robieniem herbaty.
— Przenoszę się tu już tak bardziej oficjalnie — odpowiedział zaraz normalniej Francuz, najwyraźniej postanawiając, że nie chce się tak pastwić nad młodym. Ten natychmiast bardziej ożywiony znowu na niego spojrzał.
— Już na stałe? — zapytał z nieukrywanym entuzjazmem. 
— Tak jakby. Tu będzie moja baza, a wyjazdy służbowe to inna kwestia — wyjaśnił w bardzo uproszczony sposób.
— Czyli masz już mieszkanie i tak dalej? — zainteresował się Denis.
— Tak, póki co z przydziału. W sumie niedaleko, przy parku Promenada, to bardziej w stronę centrum — odpowiedział, zdejmując wreszcie czarną kurtkę i odwieszając ją na oparcie krzesła, a Denis postawił przed nim kubek z aromatycznie pachnącą herbatą, do której dolał jeszcze soku malinowego. — Ala wsadziła wam kawałek jabłecznika. Tak tylko mówię. Bez żadnych insynuacji — wtrącił, uśmiechając się zadziornie.
Denis oczywiście się na to rozpromienił i bez zastanowienia wreszcie dopadł do torby z jedzeniem. 
Czy ten dzień mógł być lepszy? Była niedziela, miał mieszkanie całe dla siebie, miał zaraz zjeść kawałek pysznego ciasta i… przyjechał do niego Oliwier! Nawet przez myśl mu już nie przeszło, że przecież miał się uczyć. Kto by się w takim momencie przejmował tak prozaicznymi rzeczami? 
— Jak tam życie w wielkim mieście? Wkręciłeś się już w studencki świat? — zagadał Francuz, po tym jak wymusił na chłopaku kawałek ciasta. Wcale nie było mu z tego powodu przykro. Choć Ala oddała mu jedną trzecią blachy za fatygę.
— Szybkie — odparł dosyć enigmatycznie Armiński i dopiero potem się rozwinął. — Tyle się dzieje, że nie mam czasu na popadanie w paranoję i większy stres.
Oliwier początkowo tylko pokiwał głową, wkładając do ust łyżeczkę z ciastem. I znowu pomyślał, że w ogóle nie jest mu przykro przez to, że wyjada ciasto chłopakom, kiedy dostał swoją porcję. Chwilę potem jednak zdołał się skoncentrować na Denisie.
— To chyba dobrze? — upewnił się. — A jak w ogóle pierwszy dzień? Domyślam się, że to potencjalnie wtedy powinieneś się najbardziej zestresować? — zapytał z zaciekawieniem.
Denis aż spuścił zażenowany głowę.
Nieee… dzień wcześniej najebałem się jak szpadel i rano ledwie się podniosłem z łóżka. Ostatecznie wstałem, ale i tak się spóźniłem. Potem zachowywałem się jak burak i nawet wdałem się w bójkę z jakimś przypadkowym typkiem.
— Trochę… — mruknął, czując, jak cały się spina.
A tak w ogóle to nadal spotykam się z Mariuszem, bo chyba jestem jakiś niewyżyty.
Och, to wszystko brzmiało tak fatalnie w jego głowie. Jak to miało zatem wyglądać w oczach Oliwiera? Jeszcze w lipcu mówił z pełnym przekonaniem i był niemal gotów dać sobie rękę uciąć, że będzie usychał z tęsknoty, a tymczasem… no w zasadzie to okazało się, że cholernie tęsknił, jednak jego zachowanie zdecydowanie temu przeczyło. Cudownie…
— Mhm — mruknął Oli. — To była tak wyczerpująca odpowiedź, że aż nie mam już pytań — powiedział sarkastycznie. Denis w odpowiedzi skulił się jeszcze bardziej. Spuścił głowę, a jego zbolała mina sprawiła, że policjant aż miał ochotę go przytulić. — Co jest? — zapytał zamiast tego wprost, lustrując go wzrokiem.
— Nic, po prostu… — zaczął cicho chłopak, jednak urwał. No bo co miał teraz zrobić? Tak po prostu się do wszystkiego przyznać? To było jak samobójstwo. Z drugiej strony wiedział, że nie będzie w stanie ukrywać przed Francuzem prawdy.
Zachowujesz się tak, jakbyś co najmniej kogoś zamordował! — skarcił się zaraz w myślach za to, że tak wyolbrzymiał. Przecież nie zrobił nic aż tak strasznego. Ot, po prostu zachował się jak typowy głupi studenciak na pierwszym roku.
— Spotykałem się z Mariuszem — wyznał tą, jego zdaniem, najgorszą część. Automatycznie użył też czasu przeszłego, jakby od razu zakładając, że skoro Oliwier tu jest, to już nikt inny do szczęścia nie będzie mu potrzebny.
— Okej — rzucił policjant, dając znać, że przyjął to do wiadomości, i dalej wpatrywał się w Armińskiego, jakby czekając na jakąś kontynuację. Nie wyglądał ani na zaskoczonego, ani na złego, ani nawet na zawiedzionego, co odrobinę uspokoiło młodego.
— Chyba jednak byłem zestresowany i z jakiegoś powodu pomyślałem, że… — zaczął się tłumaczyć, jednak w trakcie znowu urwał. Na głos to brzmiało o wiele bardziej głupio.
— No w porządku. Pomogło? 
— Co? — zapytał niemądrze Armiński, patrząc zdezorientowany na Oliwiera.
— Czy pomogło na stres? — doprecyzował nieco rozbawiony policjant. To zakłopotanie na twarzy Denisa za każdym razem było obłędne. W życiu nie widział niczego bardziej uroczego.
Armiński wzruszył tylko nieznacznie ramionami, nie wiedząc nawet, co ma na to odpowiedzieć.
— Chyba nie do końca, bo żeby tylko zająć czymś myśli, zacząłem chodzić na jakieś dziwne imprezy z Wiktorem. — A mogłeś się po prostu dalej się nie odzywać.
— Jedyne co mnie interesuje, to czy nikt nie zaszedł w ciążę i nie złapał choroby wenerycznej — powiedział Francuz z rozbawieniem, chcąc pokazać, że deklaracje Denisa nie robią na nim większego wrażenia i że traktuje to jak coś mieszczącego się w granicach normy.
— Mnie to nie dotyczy, a co do Wiktora, to złego diabli nie biorą, tak że… — zadeklarował Armiński nieco śmielej, jakby z ulgą, że Oli nie patrzy na niego karcącym wzrokiem.
— No dobra, to od początku, opowiadaj — zachęcił po chwili starszy mężczyzna. — Jak wrażenia? Ciężej? Lżej niż sobie wyobrażałeś? Jak nowi znajomi? Mam nadzieję, że nie uczysz się bez przerwy — zażartował na koniec, a Denis natychmiast został przygnieciony wyrzutami sumienia. To właśnie powinien teraz robić  uczyć się. Ale co tam. Notatki poczekają, a Oliwier był tu teraz. Wyrzuty sumienia rozpłynęły się tak szybko, jak się pojawiły.
— Zaczęło się całkiem z grubej rury — przyznał po chwili przemyśleń. — Ale chyba się tego spodziewałem? — Bardziej zapytał niż stwierdził. — Wziąłem sobie do serca porady starszych studentów, żeby nie robić sobie zaległości, a wtedy wszystko będzie przebiegać w miarę bezproblemowo i bez przesadnego wysiłku — stwierdził pragmatycznie. — Minął tylko tydzień, ale już dwa razy wymigałem się od poprawki — pochwalił się, ale Oli nie wyglądał na zaskoczonego. — Wkurwia mnie tylko, że codziennie mam na rano… — zamarudził zaraz i na to Francuz zaśmiał się już w głos.
— Biedactwo…
— A żebyś wiedział. Wiktor oczywiście jak na złość ma najwcześniej na dziewiątą — zdradził z pretensją.
— Ale za to pewnie potem masz więcej czasu, a on musi dla odmiany siedzieć na uczelni — zgadł policjant.
— No właśnie nie zawsze. Czasami mam tak głupio zajęcia, że wracam nawet o osiemnastej. No ale chociaż piątki mam lajtowe, tak że tyle dobrego.
— Dużo was jest w ogóle na roku? — zaciekawił się Oli, upijając łyk herbaty.
— Około dwieście pięćdziesiąt — powiedział, a starszy mężczyzna aż zagwizdał. — No… ale do końca dotrwa może jakaś jedna piąta — dodał zatem.
— Czeka cię kilka bardzo pracowitych lat — podsumował blondyn, a Denis tylko pokiwał głową.
— Ludzie wydają się być całkiem w porządku, więc raczej nie powinno mi się nudzić. 
— No właśnie — przypomniał sobie Oli o pytaniu, jakie zadał kilka chwil wcześniej. — Znalazłeś już sobie bliższą grupkę znajomych czy dopiero się poznajecie? 
Denis westchnął.
— Dałem się wmanewrować w bycie starostą — zdradził z parsknięciem. Sam w to jeszcze nie dowierzał. Zwłaszcza teraz, kiedy przy Francuzie był całkowitym zaprzeczeniem tego, co pokazywał przez ostatni tydzień nowym znajomym.
— Jak to się stało? — zapytał policjant, nie kryjąc zdziwienia. Znał młodego i wiedział dokładnie, że choć ten potrafił być stanowczy i nieugięty, to jednak nie lubił się wychylać. — Ktoś cię szantażował? Albo wykorzystał twój zaburzony stan psychofizyczny? — dodał prześmiewczo.
— Tak jakby stanąłem w czyjejś obronie i… wdałem się przy tym w bójkę… było dużo świadków. Wygrałem. Ale to nie było zbytnie wyzwanie. Wystarczyła zwykła dźwignia łokciowo-barkowa. W sumie to nawet wstyd się chwalić akurat takim osiągnięciem — mówił trochę bez ładu i składu, w połowie tracąc wątek, bo uzmysłowił sobie, jak dziwnie brzmiała ta opowieść. Powinien był o tym mówić? 
Oliwier wcale nie ułatwiał, bo jedynie się szczerzył, jakby celowo pozwalając młodemu na plątanie się we własnych zeznaniach.
— Wziąłem sobie twoja słowa do serca — mówił zatem dalej Armiński. — Te o byciu odważnym, wiesz… heh — zaśmiał się nieco zażenowany na koniec.
— Nie sposób nie zauważyć — przyznał Francuz. — Albo ostro po bandzie, albo wcale, co? Z tobą nie ma żadnych półśrodków — podsumował zaraz, na co chłopak znowu wzruszył nieśmiało ramionami, ale zaraz potem spoważniał.
— Ej… ale nie mów nic mojemu ojcu — zastrzegł. Niby wiedział, że mógł zaufać Oliwierowi, i wierzył, że ten go nie wyda, ale lepiej było mieć pewność. 
Francuz się skrzywił.
— O to się nie martw. — Denis zmarszczył brwi na jego słowa. — Twojego imienia nie wolno wypowiadać w trakcie naszych konwersacji — wyjaśnił, widząc minę młodego.
— Och… przepraszam — wybąkał zakłopotany.
— Nie ma potrzeby. W sumie może nawet tak jest lepiej? — zastanowił się na głos policjant i szybko zmienił temat. — No dobra, to czym sobie zasłużył ten biedak, którego poskładałeś już pierwszego dnia na uczelni? — przypomniał, jednocześnie uśmiechając się zawadiacko. Od dawna był przekonany, że korzystnym dla Denisa byłoby, jeśli stałby się bardziej bezpośredni i stanowczy. Może niekoniecznie wyobrażał sobie, że ten na odmienne zdanie będzie odpowiadał od razu przemocą… ale nie zamierzał w żaden sposób upominać chłopaka. To brzmiało jak wyjątkowa sytuacja i wręcz umierał z ciekawości, by poznać kulisy tej sprzeczki
— Zachował się jak skończony kretyn, więc dostał za swoje — mruknął rozeźlony Armiński, kiedy tylko przypomniał sobie akcję z poniedziałku. — Ale to on zaczął — dodał zaraz obronnie.
Oliwier nadal nie krył się ze swoim rozbawieniem, kiedy Denis przybliżał kulisy całego zajścia. W trakcie tej historii nawet zdał sobie sprawę z pewnego fenomenu i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Denis był absolutnie uroczy i rozkładał go na łopatki swoją nieświadomością. 
— Co? — zapytał zdezorientowany Armiński, widząc jak Francuz pokręcił głową rozbawiony, bo przecież tłumaczył mu bardzo poważną, a nawet momentami smutną kwestię.
— Jesteś uroczo naiwny, jeśli wydaje ci się, że takie rzeczy się nie dzieją, a to, na co się natknąłeś, to był tylko wypadek przy pracy — rzucił enigmatycznie Oli.
— Tak myślisz? — zapytał sceptycznie młody.
— Ja to wiem — odparł z pewnością starszy mężczyzna.
— To znaczy… ja wiem, że ludzie potrafią być okrutni, ale serio nie spodziewałem się, że w cywilizowanym kraju, w dużym mieście, na pieprzonej uczelni, ktoś się może śmiać drugiemu człowiekowi w twarz, tylko dlatego, że ten odbiega swoim wyglądem nieco od jakiegoś tam standardu. W sensie no popatrz, sam się nie ukrywasz ze swoją orientacją, a jesteś policjantem. — Wskazał na Oliwiera dla podkreślenia prawdziwości swojej tezy. Słowa „policjant” i „gej” nie kojarzyły się ze sobą. To też nie było coś standardowego.
— No właśnie, jestem policjantem — podkreślił Francuz. — Do tego mam niemal dwa metry wzrostu, minę, jakbym chciał kogoś zamordować i glocka w kaburze — pociągnął dalej. — Może i jestem gejem, ale zdecydowanie nie jestem osobą, którą ktokolwiek chciałby prowokować, biorąc pod uwagę pierwsze wrażenie. I nie chodzi o to, że mam jakieś wygórowane ego… to trochę też, fakt — zaśmiał się — ale głównie chodzi mi o aspekty wizualne — sprostował zaraz. — No nie jestem typem, którego byś zaczepiał. Raczej potrafiłbyś obiektywnie ocenić, że konfrontacja akurat ze mną to nie jest najlepszy pomysł. Szukałbyś kogoś, kto prezentuje się raczej nieszkodliwie.
— Mnie też nikt nigdy nie zaczepiał — zauważył zaraz Denis w ramach kontrargumentu.
— Odkąd tylko poszedłeś do szkoły, absolutnie wszyscy wiedzieli, kim jest twój ojciec i że przy okazji robi z ciebie małą maszynę do zabijania. Tylko kompletny idiota, znając te fakty, by cię zaczepiał — wyjaśnił mu Oli. — A teraz zobacz, jesteś tydzień w nowym miejscu, wykładasz bez cienia wątpliwości kawę na ławę, bo rodzice nauczyli cię, że zawsze masz być sobą i okazuje się, że znowu takim ludzie lubią cię najbardziej… tylko pomijasz, że na oczach połowy roku wpierdoliłeś typkowi, który miał do ciebie jakiś problem. Nawet jeżeli kogoś drażni, że jesteś gejem, to nic z tym nie zrobi, bo dosadnie pokazałeś, że w razie głębszego nieporozumienia, argument siły nie jest ci obcy — użył zgrabnego eufemizmu.
Denis wpatrywał się w policjanta przez kilka chwil w ciszy. 
— Wow… naprawdę żyłem w bańce, co? — parsknął. 
— To nic złego. To w zasadzie nawet dobrze. Już pomijając nawet kwestię homoseksualizmu, jesteś strasznym szczęściarzem, że masz taką rodzinę, jaką masz. Ale teraz powoli zaczniesz się usamodzielniać i po prostu pamiętaj, że ludzie może i nie są z natury źli… ale zdecydowanie przeważająca większość cię wykorzysta, jeśli będzie tylko mieć do tego okazję. Ten koleś to nie był wyjątek. Będziesz spotykał ich więcej — ostrzegł Armińskiego.
— Klasyczny Oliwier; „Szukaj w ludziach tego, co złe” — sparafrazował, po czym się uśmiechnął.
— Jako policjant nie jestem szczególnie obiektywny, ale tak, na swojej życiowej drodze raczej natykałem się na tych, którzy nie mieli wobec mnie najlepszych zamiarów — potwierdził starszy mężczyzna.
— I co ja bym bez ciebie zrobił — westchnął nieco teatralnie Denis.
— Co najwyżej nie zjadłbyś szarlotki Ali — odpowiedział bez cienia zawahania Francuz. — Właśnie? Kiedy wybierasz się do domu? — zmienił zaraz temat, czując, że powiedział w tym temacie to, co miał do powiedzenia, i nie będzie dalej umoralniał chłopaka.
— Wstępnie chcemy w przyszły weekend, ale zdałem sobie sprawę, że jak będę jeździł do domu, to na bank nie będę miał czasu, żeby się uczyć… — zamarudził, podpierając policzek na zaciśniętej pięści. Oliwier znowu się zaśmiał.
— Jesteś doprawdy niemożliwy. Tu jakieś libacje i przygodny seks, a zaraz obok zamartwianie się niewystarczającą ilością czasu na naukę — skomentował, na co Denis tylko uśmiechnął się delikatnie. — No przyznaj się, gdybym nie przyszedł, na bank byś się teraz uczył — zgadł i tym razem Denis przewrócił oczami. 
— No może… i co z tego? Jestem studentem, takie moje zadanie — dodał zaraz obronnie.
— A trenujesz? — zapytał dla odmiany Oli.
— Jeszcze nie. Przeglądałem oferty różnych klubów i może w tym tygodniu gdzieś się wybiorę na próbę, bo muszę przyznać, że już mi trochę brakuje maty. Choć z drugiej strony aż mi dziwnie na myśl, że mam trenować gdzieś indziej niż w Orionie — dodał zaraz, krzywiąc się.
— Dokładnie o tym samym pomyślałem. No ale odwal za mnie brudną robotę i daj znać, to może też się wybiorę — poprosił z entuzjazmem, na co Denis aż zamrugał nieco zaskoczony.
— Serio?
— A czemu nie? — odbił szybko Francuz. — Mam wrażenie, że nie było mnie wieki na macie i nie pogardziłbym powrotem do bardziej regularnych treningów — wyjaśnił.
— Nie no… to super. Dam znać, jak znajdę jakiś sensowny klub — zgodził się szybko młody.
— Chyba że nie chcesz, bo wiesz… obawiasz się jakichś incydentów — wtrącił szybko Francuz, nie mogąc odmówić sobie choć dozy złośliwości. Denis tak strasznie go dziś rozczulał swoim zakłopotaniem, że nie potrafił powstrzymać się od tych drobnych prowokacji. To było silniejsze od niego. Efekt był natychmiastowy. Denis spuścił wzrok, rumieniąc się widocznie.
— Obiecałeś, że o tym zapomnisz — wymruczał jedynie, czując, jak przeszywa go zażenowanie na samą myśl, że Oliwier pamiętał. Choć w zasadzie chłopak nie miał złudzeń i wiedział, że Oli nie zapomni… ale miał nadzieję, że nie będzie sobie o tym przypominał.
— Masz rację, przepraszam. — Starszy mężczyzna wyciągnął przed siebie obronnie dłonie, chwilę jeszcze popastwił się nad cholernie zawstydzonym chłopakiem i jeszcze raz zmienił temat na bardziej neutralny, bo mimo wszystko miał jakieś granice.
Reszta rozmowy przebiegła w bardziej stonowanym, przyjacielskim nastroju. Oli podpytał Armińskiego o różne kwestie związane z tym, że był świeżo upieczonym studentem i sam bardzo oszczędnie zdradził, czym się będzie teraz zajmował.
— Ufam ci, ale jakby ktoś pytał, to mów, że jestem jakimś instruktorem strzelectwa czy coś takiego — zaznaczył profilaktycznie.
— Wow, czuję się wyjątkowy, znając poufne dane wagi państwowej — zażartował Denis.
— To nie jest tajemnica, ale tak będzie lepiej dla wszystkich — sprostował zaraz policjant.
— Będziesz teraz chodził w kominiarce? — zaciekawił się zafascynowany Armiński.
— Na tym to polega, że jeżeli nikt nie będzie wiedział, czym się zajmuję, to nie będę musiał się przesadnie kamuflować poza pracą — odparł zaraz, na co Denis pokiwał głową, a potem zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś.
— A będziesz nosił soczewki? Bo wiesz, to że antyterrorystom widać na akcjach tylko oczy, w twoim przypadku nie jest szczególnie pomocne — zauważył. 
Oli zaśmiał się, kiwając przy tym z uznaniem głową.
— Słuszna uwaga — przyznał. — I wiesz co? To jest całkiem prawdopodobne — dodał zaraz, na co Denis aż uniósł w zdumieniu  brwi.
— Naprawdę?
— Myślę, że to będzie zależało od akcji — sprostował blondyn, na co młody się wyszczerzył, ale chwilę potem spoważniał.
— Cholera, to wcale nie jest zabawne — uznał jednak. — Fakt, że będziesz musiał dosłownie maskować swój kolor oczu, żeby tylko nie stała ci się krzywda — wyjaśnił. — Nie mogłeś zostać… nie wiem, księgowym? — zastanowił się na głos.
— Wtedy umarłbym po prostu w mniej spektakularny sposób, z nudy najpewniej — odpowiedział z sarkazmem Francuz, na co i Denis ostatecznie parsknął, bo choć widocznie posmutniał na myśl o tym, że Oli w rzeczywistości porwał się na cholernie niebezpieczną robotę, to jak zwykle potrafił obrócić to w żart. Mimo wszystko po paru chwilach zamilkł.
— Jeżeli cię to pocieszy, to nie mam w najbliższych planach umierania — spróbował podnieść na duchu chłopaka Oliwier.
— Wspaniała wiadomość — zironizował Denis.
Francuz znowu zmienił temat na jakiś totalnie nieistotny, ale niezwykle absorbujący, jak się okazało, gdyż dyskusja pochłonęła ich na tyle, że stracili poczucie czasu i wyrwali się z tego swoistego amoku dopiero, kiedy Wiktor wrócił do mieszkania. Denis aż jęknął w duchu, spodziewając się, że Oli pewnie w takim wypadku się zmyje, bo dojdzie do niego, jak cholernie się zasiedział… i tak się właśnie stało. Spojrzał ze zdumieniem na swój telefon i po krótkiej wymianie uprzejmości z Wiktorem zaczął zbierać się do wyjścia.
— Odprowadzę cię — wymyślił Denis, chcąc do maksimum przedłużyć spotkanie z policjantem. — I wyniosę śmieci przy okazji — dodał, widząc rozbawione spojrzenie brata. Uzmysłowił sobie, jak oczywiste są jego zamiary.
Oli parsknął, a Wiktor wyszeptał tylko z cynizmem: „szczyt romantyzmu”, kiedy Denis już go mijał, wychodząc z kuchni. Fakt, jego zachowanie koło romantyzmu nawet nie leżało.
Jakieś trzy minuty później policjant z chłopakiem wyszli z klatki, a przez całą drogę na dół Armiński gorączkowo myślał nad jakimś tekstem, którym mógłby zagadać starszego mężczyznę. Zawsze kiedy starał się wyjść z jakąś inicjatywą, okazywało się, że obezwładniał go stres i do głowy przychodziły mu tylko albo bardzo głupie, albo totalnie wyświechtane frazy. Zdecydowanie lepiej się czuł, kiedy to Oli nadawał bieg ich konwersacjom.
— To… kiedy nas znowu odwiedzisz? — zapytał nieśmiało, lekko rozczarowany swoją kreatywnością, a jednocześnie dumny, że użył sformułowania „nas” zamiast „mnie”.
Oli wzruszył tylko ramionami. 
— Na pewno znajdzie się jeszcze jakiś pretekst — odpowiedział bezpiecznie, nie chcąc szastać żadnymi deklaracjami.
— Nie musisz szukać żadnego pretekstu — zasugerował ostrożnie Denis, na co odpowiedziała mu dosyć długa cisza. Albo po prostu mu się zdawało, bo czekał w cholernym napięciu na reakcję.
— Pewnie nawet nie powinienem — wyartykułował wreszcie, niemniej ostrożnie policjant, a młody spuścił głowę. — Denis — zaczął zatem nieco poważniejszym tonem, ale Denis tylko się zaśmiał, doskonale już wiedząc, co chce powiedzieć drugi mężczyzna. Może niekoniecznie wiedział, jakie słowa zostaną użyte, ale był pewien, jaki będą mieć wydźwięk. — Dużo się teraz u ciebie dzieje. Wiesz, że cię uwielbiam, ale… po prostu skup się na sobie, okej? Poznałeś nowych ludzi, wchodzisz w nowe środowisko, mnóstwo wyzwań przed tobą, nie potrzebujesz mnie do kompletu. To znaczy, zawsze tu będę, jeśli tylko będziesz potrzebował mojej pomocy, ale… — urwał, wiedząc, że nawet nie musi kończyć. 
— Pewnie masz rację — odpowiedział po chwili, dosyć niespodziewanie Armiński i nawet odważył się spojrzeć na drugiego mężczyznę. — W sensie… nie masz, ale co ja mogę? — zapytał nieco rozgoryczony, podkreślając to stosowną pauzą. — Jestem już tym zmęczony — jęknął po chwili. —Mówiłeś, że jeżeli nic się nie zmieni, że jeżeli wszystko sobie poukładamy i nadal będzie istniała jakaś inicjatywa, to będziemy mogli spróbować. A ja ci głupi uwierzyłem. Uwierzyłem, że wcale mnie nie zwodzisz i mówisz zupełnie szczerze…
— Bo tak było — wtrącił Oli, jednak Denis nie dał mu dojść do słowa.
— Nie, nie było — zaczął dosadnie, czując, jak ogarnia go złość. — Powiedziałeś tak, żebym się odwalił, ale jednocześnie chciałeś być na tyle miły, by nie sprawiać mi przykrości. To pojebane, wiesz? — zapytał z żalem. — Ty przyczyniłeś się do tego, żebym był bardziej odważny i bezpośredni i nauczyłeś mnie, że mam się nie poddawać, a sam robisz coś kompletnie innego. A ja już mam dosyć zastanawiania się, czy to chodzi o mnie, czy znowu wmawiasz sobie, że nie możemy, bo mój ojciec… Czy zwyczajnie po prostu pasuje ci, że się bawisz takim gówniarzem jak ja. 
— Denis…
— Nawet nie zapytam cię po raz kolejny, o co dokładnie chodzi, bo i tak wiem, że powiesz coś, co będzie dla ciebie wygodne, a nie to, co będzie prawdą — mówił jak w transie, przybierając swój wojowniczy ton.
— Przykro mi, że tak uważasz.
— Nie obchodzi mnie to, Oli. Po prostu powiedz mi wprost: „Denis, nic z tego nie będzie. To nie jest tego warte” i zakończmy te głupie podchody raz na zawsze — zażądał. 
Oliwier jednak milczał, wpatrując się w napięciu w młodszego chłopaka.
— Masz rację, fakt, że jesteś starszy, w ogóle nie oznacza, że jesteś mądrzejszy — fuknął zatem Armiński, parafrazując wypowiedziane jakiś czas wcześniej słowa policjanta, po czym zacisnął mocniej dłoń na worku z odpadami i ruszył z wysoko podniesioną głową w kierunku… śmietnika. Może to nie była wymarzona puenta, jaką chciał zakończyć tę rozmowę, a i sceneria nieco psuła cały efekt, jednak nie potrafił zaprzeczyć, że odczuł jakiś mały ułamek satysfakcji połączonej z ulgą.
Przez całą drogę do śmietnika walczył za sobą, aby się nie obejrzeć, a kiedy już pozbył się worka i zawrócił… z rozczarowaniem odkrył, że Oliwiera już nie było.
I dobrze — fuknął w duchu, aby utwierdzić się w tym przekonaniu… choć zaraz zalała go fala goryczy. Jakim cudem z tak przyjemnego popołudnia ta cała sytuacja eskalowała tak błyskawicznie i przeistoczyła się w scenariusz rodem z greckiej tragedii? 
Jeszcze kilka minut temu Denis był gotowy zaprosić policjanta na randkę i dosadniej dać mu do zrozumienia, że jego intencje się nie zmieniły… A tymczasem rozjuszony wygarnął mu i wyglądało na to, że jednym wybuchem złości przekreślił całą pracę, jaką włożył, aby udowodnić Francuzowi, że nie jest dzieckiem i jego uczucia nie są jedynie jakimś przelotnym zauroczeniem.
Zastrzyk satysfakcji był tak krótkotrwały, że nim zdążył wrócić do klatki, uderzyła go fala smutku i rozczarowania. Zarówno swoim zachowaniem, jak i reakcją Oliwiera.
Najśmieszniejsze w tym wszystkim było jednak to, że pomimo iż cała ta sytuacja wyglądała zarówno poważnie i definitywnie, to Denis nawet nie potrafił uwierzyć, że to koniec. W ogóle nawet nie brał takiej opcji pod uwagę. Mógł sobie mówić, co tylko chciał, ale serce broniło się rękami i nogami przed ostatecznym odrzuceniem Oliwiera. 
Ależ wpadł…
Rozgoryczony i przygnębiony zarazem już wbijał kod na domofonie, kiedy poczuł niespodziewanie dłoń na ramieniu.
— Zaczekaj.
______________

Cześć!
Ostatnio zdecydowanie nie po drodze mi z regularnością, jakby ktoś jeszcze nie zauważył, no ale mam nadzieję, że mimo wszystko ten rozdział umilił Wam wieczór, czy ogólnie moment, kiedy sobie czytaliście :)
Co u Was tak ogólnie? Czy tylko ja mam takie dziwne wrażenie, że pomimo iż lato dopiero się zaczęło, to czuję się, jakby za tydzień miała zacząć się jesień? Nie podoba mi się to :(
Dobra, tak na prawdę wiem, z czego to wynika. Otóż... dostałam nową pracę (tak, znowu xD). I właśnie zacznę ją gdzieś od września, a poza tym wiąże się to z moją przeprowadzką do stolicy i muszę przyznać, że bardzo się tym stresuję. Zgaduję, że to pewien mechanizm myślowy sprawia, że podświadomie wycięłam sobie lato z obrazka. Chyba bym wolała zerwać ten plaster od razu, niż tak panicznie odliczać dni i tygodnie i jeszcze wymyślać sobie po drodze nieistniejące problemy.
Dobra, starczy o mnie, po prostu trzymajcie kciuki za to, żebym do tej pory nie nabawiła się jakiejś nerwicy, a teraz skupmy się na rozdziale.
Zatem: było miło, potem jeszcze milej, aż na końcu już nikt nie bawił się dobrze. Ja wiem, ja wiem... znowu? Który to już raz Oli, co? Ktoś liczy? XD No ale może teraz jednak będzie inaczej? Może Oli dla odmiany nas wszystkich zaskoczy i zrobi coś, co sprawi, że Denis zemdleje z wrażenia? :D
Chętnie poczytam Wasze prognozy, popuśćcie wodze fantazji ;)
Jako że raczej na pewno nie wyrobię się z nowym rozdziałem przez tydzień, to powiem jeszcze na koniec: ej, idźcie na wybory, jeśli posiadacie prawa wyborcze. 
To tyle, do następnego! 
Rozdział sprawdzał Robert.

7 komentarzy:

  1. W takim momencie! jak mogłaś tak to skończyć?! I co ja biedna teraz zrobię ? Mam nadzieję, że teraz Oli po tej gadce Denisa i po jego wyznaniach weźmie się w garść i pokaże Denisowi ,że mu też na nim zalezy, że nie jest mu obojętny. Och jak ja bym chciała żeby oni teraz mieli wieczorne schadzki i romantyczne wieczory takiej trochę sielanki ;).
    Jezeli o mnie chodzi to mam nadzieje, że lato zacznie przypominać lato, bo teraz jest szarobure i deszczowo i wszystkie plany jak zawsze pokrzyżowane przez pogodę. Ps. Gratuluję nowej pracy :-). Ostatnio stres dobrze na ciebie podziałał to może i tym razem się tak stanie ;). Ale rozumiem do września daleko i ten czas będzie się dłużył . będę trzymać mocno kciuki żeby wszystko ci się ułożyło tak jak to zaplanujesz .
    Pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako że zaraz miną dwa tygodnie od publikacji tego rozdziału, zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że tak zakończyłam go zakończyłam, więc przepraszam :D
      Dzięki wielkie za trzymanie kciuków, na pewno się przyda :)

      Usuń
    2. Hej. Jak tam idzie pisanie ??? Mam nadzieję, że dobrze . Cały czas się zastanawiam co ty dla tych naszych chłopaków wymyślisz. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Wena wróciła, przynajmniej tymczasowo, więc rozdział na 95% pojawi się do piątku :D

      Usuń
  2. Wyświetliło mi "rozdział dodany 6h temu", wchodzę, a tu rozdział który czytałam, dodany 5 lipca xD Internety robią mnie w konia :d
    Swoją drogą. Czytam i czekam z utęsknieniem :D
    Pozdrawiam,
    Kyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie dlatego, że aktualizowałam rozdział, bo dostałam poprawki. :D Ale w sumie nawet nie wiedziałam, że to wyskakuje jako "nowy rozdział".
      Fajnie, że czytasz i że tęsknisz. Piszę piątkę, ale ostatnio niestety mam żółwie tempo :/

      Usuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, i Oliver się zjawił... jak to tak mi zawstydzać Denisa, i co, co? sam dostał ciasto, a i jeszcze tutaj wysępia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń