10 września 2017

Rozdział 7

Przepis na walkę i ostrożny Eryk.

Siedziałem na kolanach, wspierając pośladki o pięty i przyglądałem się poczynaniom dwóch moich uczniów.
— Filip, trzymaj te łokcie bliżej — poleciłem, kiedy chłopak znajdował się w gardzie Krystiana i próbował… w zasadzie to nawet nie wiem czego próbował. Cokolwiek to było, nie za bardzo mu jednak szło. Za każdym razem jak Filip łapał za kołnierz gi swojego kolegi, ten zrzucał z siebie jego ręce i próbował wychodzić z kontrą. — Bliżej łokcie — poprosiłem ponownie, kiedy sytuacja się powtórzyła, a niechronione ręce Filipa aż prosiły się o jakąś dźwignię. Ten jednak nie słuchał, bo po chwili z powrotem chwycił za kołnierz Krystiana, chyba starając się, po raz już nie wiem który, udusić go jego własnym kimonem. Ta technika jednak w ogóle na Krystiana nie działała, bo po każdej takiej próbie po chwili zrywał uchwyt Filipa, powodując, że ręce tego drugiego opadały na matę. — Filip nie odsuwaj tak łokci, bo… — urwałem, ponieważ ziściły się moje przypuszczenia i Krystian w końcu skręcił się biodrami, powodując, że Filip znowu oparł się o matę. Zatem złapał za jego niechronioną rękę, położył się z powrotem na plecy i zamknąwszy chwyt, obrócił ramię Filipa pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, pchając je w stronę głowy. Ten musiał odklepać. — … zaraz Krystian założy ci kimurę — dodałem już po fakcie, a Filip spojrzał na mnie spod łba. 
— Chciałem go udusić kołnierzem — odparł zawiedziony, że mu nie wyszło.
— Domyśliłem się, ale jak widzisz, że on spycha twoje ręce, to nie możesz pozwolić, żeby twoje łokcie latały na wszystkie strony, bo skończy się tak jak teraz — pouczyłem. — Powinieneś był się bardziej do niego przykleić albo spróbować czegoś innego, skoro widziałeś, że to ci nie wychodzi — dodałem. — Dobra robota — pochwaliłem za to Krystiana, klepiąc go po ramieniu. — Spróbujcie jeszcze raz — poleciłem, po czym się podniosłem i rozejrzałem po macie, aby sprawdzić czy jakaś inna para nie potrzebuje pomocy. Po chwili ruszyłem do dwóch dziewczyn, które na pierwszy rzut oka zdawały się utknąć, bo tkwiły w jednej pozycji przez cały czas, gdy je obserwowałem.
— Co jest Aga? — rzuciłem do dziewczyny znajdującej się na plecach, która trzymała w gardzie swoją partnerkę Justynę. Po ich pozycji wywnioskowałem, że Aga próbowała iść po balachę, bo już trzymała łokieć Justyny jedną ręką, a drugą dociskała jej głowę do swojej klatki piersiowej, jednak na tym etapie poprzestała, jakby nie wiedząc, co ma dalej robić. — Połóż jej stopę na biodro — podpowiedziałem.
— Nie mogę, jest za blisko — stwierdziła.
— Jak to nie możesz? — zapytałem zdziwiony. — Podciągnij wysoko kolano — poleciłem, a kiedy Aga wykonała moją prośbę, pomogłem umiejscowić jej stopę na biodrze Justyny, po stronie atakowanej ręki. — I co? Da się? — zapytałem retorycznie. — Teraz druga noga i skręć się — dodałem. — Tylko pamiętaj, żeby dociskać jej bark kolanem. — Po chwili Agnieszka zrobiła dokładnie to, co jej powiedziałem, czyli zakładając drugą nogę na bark Justyny, skręciła się na stronę tejże nogi, a następnie zepchnęła głowę swojej przeciwniczki, przełożyła ponad nią nogę, którą do tej pory trzymała na biodrze i założyła dźwignię na uwięziony łokieć Justyny. — Dobra robota. Zamieńcie się.
Odszedłem na bok, złapałem butelkę wody, która leżała na niskim parapecie, po czym przysiadłem na nim i dalej obserwowałem poczynania swoich uczniów. Była to grupa praktycznie samych niebieskich pasów, ale znalazło się też kilka białych, których niedługo czekała promocja na niebieski. Jednym wychodziło mniej, innym bardziej, ale po wszystkich widziałem, jak bardzo starają się pokonać swoich przeciwników w sparingach, które zarządziłem. 
— Poćwiczcie teraz w innych parach! — krzyknąłem, a cała grupa posłusznie przerwała swoje dotychczasowe poczynania i zmieniła przeciwników. — Jeszcze tylko dziesięć minut, do roboty! — nakazałem i machnąłem ręką do Dawida, kiedy tylko zobaczyłem, jak wchodzi na salę. To była moja ostatnia grupa na dziś, zatem bezpośrednio po ich treningu, miał odbyć się mój własny — drugi tego dnia. Rano ćwiczyłem boks z moim trenerem Łukaszem, a po południu miał odbyć się trening w parterze. 
Tak przez najbliższy miesiąc miało wyglądać moje życie. A jakby było mi mało obowiązków, to zawsze mogłem się jeszcze pomartwić, co tam robi Eryk — w końcu dzisiaj zaczynał pracę ze swoim byłym kochankiem. 
***
Po skończonej sesji treningowej razem z Antonim, Łukaszem i Dawidem udaliśmy się do gabinetu trenera, bo mieliśmy ważne zadanie do wykonania. Mianowicie, musieliśmy opracować game plan na moją walkę.
W weekend mieliśmy wszyscy obejrzeć walki, jakie stoczył Kamil Zawada i doszukać się luk w jego stylu, aby móc je wykorzystać przeciwko niemu. Antek oczywiście skupiał się na poczynaniach parterowych Zawady, Łukasz na jego stójce, a Dawid — jako że ćwiczył ze mną od kilku lat — miał za zadanie wytknięcie moich błędów. 
— Zacznijmy od ciebie, Robert — polecił Antoni. — Gdy już zejdziesz do parteru, to ciężko cię zatrzymać, co nie ukrywajmy, jest ogromnym atutem, jednak właśnie — westchnął — coś ci opornie wychodzą te obalenia, a Zawadę będzie o wiele ciężej sprowadzić na ziemię niż Domareckiego — dodał. 
— Wiem — przyznałem skruszony. 
— Te obalenia powinniśmy ogarnąć do walki — wtrącił Dawid. 
— Powinniśmy jednak popracować nie nad samymi obaleniami, a nad obroną przed nimi, bo podejrzewam, że Kamil też będzie cię chciał sprowadzić do parteru — stwierdził Antek, na co ja tylko pokiwałem głową. — Ta walka może przebiegać w taki sposób, że będziecie starali się nawzajem siebie sprowadzić, a wygra ten, który znajdzie się na górze — dodał. 
— Robert jest groźny z pleców, więc niekoniecznie musi przegrać, jeżeli to Zawada go obali. Poza tym, Robertowi całkiem dobrze wychodzi wstawanie z obaleń — zasugerował Dawid.
— Nie no, oczywiście, że tak — potwierdził natychmiast trener. — Ale lepiej dla nas, jeżeli to Robert będzie na górze — sprostował. — Niestety nie wiemy, co jest słabym punktem Kamila, bo w jego poprzednich walkach nikomu nie udało się go sprowadzić na ziemię. Inną sprawą jest, że walczył z samymi stójkowiczami, więc to nie oznacza, że jest aż taki dobry. Po prostu na tym polu jest dla nas zagadką i musimy wymyślić coś, co go zaskoczy. 
— Robert musi zrobić coś, czego nie zrobił w żadnej innej walce i czego Kamil i jego sztab nie mogą zobaczyć na nagraniach z walk — odezwał się Jastrzębski. 
— Otóż to. — Antoni wskazał wymownie palcem na Dawida. — Myślę, że Zawada będzie ćwiczył obronę przed wejściem w nogi, bo do tego Robert często się uciekał w poprzednich walkach. 
— To co Robert ma w takim razie zrobić? — zapytałem odrobinę sarkastycznie, bo nagle poczułem się wyłączony z tej rozmowy. 
— Latająca balacha! — wyrwał się podekscytowany swoim pomysłem Dawid.
Przez chwilę wszyscy milczeliśmy, aż w końcu Antek pokiwał z uznaniem głową.
— Dobrze kombinujesz — pochwalił go. — Musimy poszukać takich technik, które będziesz mógł zastosować, bez uprzedniego obalenia Zawady — zwrócił się do mnie. — Jak na przykład latająca balacha — dodał i spojrzał na Dawida. — To może być plan A. 
— Mam pomysł na plan B — wtrącił się wreszcie cichy dotąd Łukasz, czym skupił na sobie naszą uwagę. — To raczej nie będzie pojedynek bokserski, bo obaj jesteście przede wszystkim zawodnikami jiu jitsu i ani ty, ani on, nie jesteście specjalnie dobrymi bokserami, ale. — Podniósł wymownie palec do góry. — Zauważyłem pewną zależność w stójce Zawady, którą można wykorzystać — stwierdził tajemniczo. — Niekoniecznie wychodzi mu skupienie się na wszystkim jednocześnie. Jak zasłania się gardą żeby nie dostać, to wtedy kompletnie zapomina o nogach. Za to tobie. — Wskazał na mnie. — Wyjątkowo dobrze wychodzą kopnięcia, o wiele lepiej niż jemu. Zatem mój pomysł jest taki, aby w początkowej fazie postraszyć go tymi kopnięciami i zdezorientować go. Gdy zacznie się skupiać, aby już nie dostać więcej ciosów na nogi, to wtedy można zaatakować go ciosami. Ale nie dwoma czy trzema, tylko cała serią, nawet po sześć czy siedem. Tu już nawet nie chodzi o jakość, a o ilość, bo z tego co zauważyłem, żaden z jego dotychczasowych przeciwników nie atakował go takimi seriami, ty też nigdy czegoś takiego nie robiłeś, zatem to z pewnością go zaskoczy i nie będzie na to gotowy — zaprezentował swoją wizję Łukasz. — Gdy straci koncentrację, ty będziesz mógł zrobić swoje czary mary w parterze — dodał. 
— To jest świetny pomysł — połapał Antek. — Gdy go osłabisz, łatwiej go przewrócisz i wtedy będziesz mógł go poddać. Wrócimy jeszcze do tego, jak miałbyś to zrobić. Dobra. — Klasnął w ręce. — Podsumowując. Zaskakujesz Zawadę w stójce i wtedy go obalasz, albo zaskakujesz Zawadę w stójce i jak nie uda ci się go obalić, to próbujesz załatwić go w locie, chociażby tą latającą balachą albo gilotyną. Będziemy to szlifować w tym tygodniu — podsumował. — Pomyślmy teraz, co może chcieć zrobić Kamil, żeby cię pokonać. 
— Kimura — odparłem z automatu. — Zrobił to raz, więc za wszelką cenę będzie chciał upokorzyć mnie, poprzez poddanie mnie w ten sam sposób — stwierdziłem z pełnym przekonaniem.
— Szczerze mówiąc, to nie sądzę — zaczął bez przekonania Dawid, a ja popatrzyłem na niego zaskoczony. Przecież jeszcze w sobotę pochwalał moje wizje. — Tak na zdrowy rozsądek, to gdyby sytuacja była odwrotna, to wiedziałbyś, że twój przeciwnik będzie ćwiczył coś, przez co już raz przegrał, nie? — zawiesił sugestywnie głos.
— No tak — przyznałem, skinąwszy głową. 
— Co byś wtedy zrobił? — spytał wymownie, jakby chcąc, bym sam dodał dwa do dwóch. Zmrużyłem na moment oczy, starając się dojść do jakiejś konkluzji, kiedy doznałem olśnienia.
— Zaskoczyłbym go czymś innym — stwierdziłem, szczerząc się.
— Otóż to — potwierdził Jastrzębski. — Jasne, trzeba będzie uważać, bo z tego co zauważyłem, kimura jest jego popisową techniką, więc jak gdzieś zostawisz rękę, to pewnie nie zawaha się tego wykorzystać, jednak nie sądzę, aby teraz katował ją do samej walki. Pewnie szykuje coś, żeby nas zaskoczyć, mając przy tym nadzieję, że ty będziesz tracił czas na ćwiczenie obrony przed kimurą — wyjaśnił. 
— To jest bardzo prawdopodobne — podłapał Antoni. — A skoro już mowa o obronie, to pewnie Zawada będzie ćwiczył obronę przed skrętówkami — dodał, mając na myśli, że wspomniane skrętówki, były moją techniką popisową. Choć w zasadzie były zabronione w brazylisjkim jiu jitsu, bo charakteryzowały się bardzo wysokim ryzykiem kontuzji, to jednak gdy zaczynałem swoją przygodę z MMA, odkryłem, że naprawdę zgrabnie mi wychodzą i instynktownie chwytałem za kostki swoich rywali, kiedy tylko przez nieuwagę zostawiali mi swoją stopę. Sam Dawid przekonał się o ich mocy, kiedy rok temu niechcący wpędziłem go w kontuzję, bo przeciągnąłem dźwignię i nadwyrężyłem jego staw kolanowy. 
— Z tego co widziałem, to zawsze stara się jak najszybciej sprowadzić walkę do parteru — powiedział Łukasz. — Ale walczył z samymi stójkowiczami, zatem to było najrozsądniejsze wyjście. Teraz jednak nie będzie czuł takiego ciśnienia, bo nie będzie się spodziewał, że skrzywdzisz go na stojąco, zatem będzie miał więcej czasu, aby precyzyjniej sprowadzać cię na ziemię — dodał. — A przynajmniej ja bym obrał taką strategię na jego miejscu — dodał, wzruszając ramionami. 
— Masz też tendencję do tego, żeby zawzięcie wykonać atak, który ci się akurat uroił w głowie. W sensie, powinieneś się wystrzegać tego, żeby powtarzać te same ruchy. Skoro ja to zauważyłem, to Zawada też to zauważył, zatem będzie dla niego mniej roboty, bo za każdym razem będzie spodziewał się takiego samego ataku — powiedział Dawid, a ja westchnąłem. Cóż, było w tym trochę prawdy i nie mogłem zaprzeczyć, że gdy już się zawziąłem, że chcę pokonać swojego przeciwnika duszeniem zza pleców, to upierdliwie starałem zdobyć się te plecy… a przez to stawałem się przewidywalny. 
— To fakt, musisz się wyzbyć powtarzalności — podłapał trener. — Tu nie chodzi o to, żeby pokonać go w pięknym stylu, tylko żeby go po prostu pokonać — dodał, a ja spochmurniałem. Nie dało się ukryć, że lubiłem efektownie wygrywać. Zawsze chciałem kończyć moich przeciwników widowiskowymi technikami. Czasami się to udawało, ale czasami niekoniecznie, bo właśnie dochodziło do takich sytuacji, gdy moi przeciwnicy w końcu domyślali się, że zamierzam, jak ten uparty osioł, powtarzać do skutku sekwencję ruchów, którą sobie wytworzyłem w głowie. Oczywiście nie byłem idiotą i nie robiłem tego na potęgę, bo gdybym trafił tylko na kogoś równie dobrego w parterze jak ja, nie odważyłbym się być aż tak czytelny, bo to by się skończyło moją klęską. Zazwyczaj zawziętość włączała mi się podczas walk ze stójkowiczami, bo wiedziałem, że po sprowadzeniu to ja jestem na wygranej pozycji. Tak jak ostatnio z Domareckim, choć z nim poszło gładko (oczywiście tylko w parterze). Jednak były takie walki, gdzie mój przeciwnik zaskakująco długo się opierał, a ja zamiast wykorzystywać inne okazje, chciałem za wszelką cenę go udusić czy założyć skrętówkę. 
— Spokojnie, nie będę tak ryzykował z Zawadą — zapewniłem. 
— Dobra, coś tam mamy. — Antek klasnął w dłonie. — Popracujemy sobie nad tym i gdzieś za tydzień jeszcze raz wszystko generalnie omówimy — zarządził. 
Wymieniliśmy się jeszcze kilkoma uwagami odnośnie tego, jak mają wyglądać moje przygotowania poza aspektem technicznym. Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że kondycyjnie powinienem być lepiej przygotowany od mojego przeciwnika, bo nie wychodziłem z formy, a ledwo miesiąc temu stoczyłem poprzednią walkę, do której przygotowania trwały znacznie dłużej niż do tej. Do swoich treningów na matach postanowiłem dorzucić bieganie wieczorem i trening z obciążeniem dwa, trzy razy w tygodniu. Ostatni tydzień miał być w założeniu najlżejszy, bo wtedy liczbę treningów trzeba będzie zredukować do jednego dziennie i nie będzie już w tym czasie żadnych sparingów, aby nie narażać mnie na kontuzje. 
Czułem się na siłach. Czułem, że mogę wygrać tę walkę, o ile naprawdę włożę w to całe serce i nie pozwolę się rozpraszać. Miewałem momentami swoje chwile zwątpienia, jednak te szybko mijały i wracałem do swojego nastawienia, w którym mocno wierzyłem w swój sukces. 
***
Nim się obejrzałem, był już weekend. Co prawda dla mnie w ogóle nie oznaczało to wolnego, bo oczywiste było, że muszę pracować w tym samym tempie przez okrągłe trzy tygodnie, jednak bardzo szybko przyzwyczaiłem się do takiego stylu funkcjonowania. Zmęczenie fizyczne nie było dla mnie czymś uciążliwym. Trenowałem ciężko, jednak rozważnie. Przetrenowanie było, oprócz kontuzji, najgorszym co mogłoby mnie spotkać. 
Po wieczornym bieganiu byłem przyjemnie wyczerpany. To zawsze dobrze rokowało, ponieważ wiedziałem, że wtedy będę spał spokojnie, przez noc się zregeneruję i rano ruszę z nową energią na trening. 
Gdy wróciłem do domu, było już po dwudziestej pierwszej. Wskoczyłem od razu pod prysznic, a  potem miałem zamiar iść zrobić sobie koktajl, który miał stanowić ostatni posiłek tego dnia. Kiedy tylko wyszedłem z łazienki, w samym ręczniku, i ruszyłem do kuchni, okazało się, że Eryk mnie wyręczył i tuż po przekroczeniu progu dostałem szklankę z kolorową, dosyć gęstą cieczą.
— Z bananem i malinami — poinformował mnie, po czym cmoknął przelotne w usta i pociągnął w stronę kanapy. Zalegliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy oglądać odcinek Mr Robota, który w ostatnim czasie nas wciągnął. 
Gdy skończyłem pić, odstawiłem szklankę na stolik, a Eryk, który do tej pory częściowo na mnie leżał, poderwał się.
— Pozmywam — rzucił przyjaźnie i poszedł z tą jedną szklanką do kuchni, uprzednio całując mnie jeszcze w czubek głowy. Po chwili faktycznie usłyszałem szum wody. Odetchnąłem ciężko.
Czy miałem jakikolwiek powód, aby Eryk mnie irytował? Absolutnie nie. Przez cały tydzień niemal chodził wokół mnie na palcach, abym tylko nie tracił koncentracji przed walką. Czy zmierzałem się go mimo wszystko czepiać? Oczywiście, że tak.
— Możesz przestać? — zapytałem lekko poirytowany, gdy już do mnie wrócił i złożył mi pocałunek, tym razem na policzku.
— A co ja takiego robię? — Popatrzył na mnie skonsternowany.
W tym był problem. Sam nie wiedziałem. 
— Jesteś zbyt miły — rzuciłem, a oczy Eryka jeszcze bardziej się rozszerzyły.
— Masz do mnie pretensje, bo jestem… zbyt miły? — powtórzył zaskoczony, jakby zastanawiając się, czy przypadkiem nie postradałem rozumu.
— Nie o to chodzi — odparłem, wzdychając. I jak niby miałem wytłumaczyć mu z czym mam problem, skoro nawet w myślach nie potrafiłem ubrać tego w słowa? Może po prostu żadnego problemu nie było, tylko sam go właśnie próbowałem stworzyć. 
— A o co? 
— Pamiętasz, jak tydzień temu obiecałeś… że nawet tego nie odczuję? — zapytałem.
— A odczułeś? — zapytał zaskoczony. — Przecież robię wszystko, tak jak chcesz — zaznaczył.
— I w tym problem — odburknąłem.
— Czyli co mam według ciebie robić? Słuchać cię? Nie słuchać cię? — zapytał odrobinę bezradnym tonem, a ja ponownie westchnąłem.
— Masz być sobą — poleciłem. — Przez cały tydzień nie odpyskowałeś na żaden mój głupi tekst, ciągle chodzisz i po mnie sprzątasz, gotujesz obiadki, pytasz mnie co robiłem na treningu, choć wiem, że cię to nie interesuje i pilnujesz, żebym się tylko nie zdenerwował… — zawiesiłem głos i potarłem twarz dłońmi.
— To źle, że o ciebie dbam i mi na tobie zależy? — zapytał smutno.
— Nie, po prostu… — Jęknąłem, nie kończąc. Brzmiałem jak kompletny kretyn. Czepiałem się mojego chłopaka, bo… no właśnie, bo co? — Dobra, nie ważne. — Machnąłem ręką. 
— No właśnie ważne. Jeżeli coś robię źle, to chciałbym wiedzieć co, żeby tobie było dobrze — odparł, na co ja wywróciłem oczami i pokręciłem głową z miną cierpiętnika.
Zjechałem niżej biodrami, po czym oparłem głowę o kanapę i popatrzyłem na Eryka.
— Chodzi o to, że… gdy jesteś taki idealny, to wiem, że nie robisz tego kompletnie bezinteresownie. — Zagryzłem wargę, a kiedy Eryk popatrzył na mnie ze zdziwieniem, kontynuowałem. — Wiem, że zachowujesz się tak, bo nie chcesz, abym myślał… o nim. A wtedy ja… myślę o nim jeszcze więcej — dodałem cicho, a Eryk westchnął i przeczesał dłonią włosy.
— Chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle — powiedział i uśmiechnął się gorzko.
— Hej, nie… — zaprzeczyłem, chwytając jego dłoń i czując, jak ogarniają mnie ogromne wyrzuty sumienia. Byłem paskudnym chłopakiem. — Nawet nie masz pojęcia, jak doceniam to, co dla mnie robisz i że dbasz o mój komfort przed najważniejszym wyzwaniem w moim życiu, ale nie musisz starać się… aż tak — dodałem przepraszająco. 
— To co mam zrobić? — zapytał ponuro.
— Zachowuje się, jakby on nie istniał. Nie uważaj na każde słowo. Drocz się ze mną. Tacy już jesteśmy, nie? — rzuciłem ze słabym uśmiechem, jakby chcąc pokazać, że nic wielkiego się nie stało. No bo się nie stało. W zasadzie to nic się nie stało, tylko ja postanowiłem poszukać problemu.
Eryk parsknął.
— Brakuje ci mojego pyskowania? — zapytał, unosząc brew.
— Umieram z tęsknoty za twoją ironią — odparłem całkiem szczerze, choć nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. Taki grzeczny Eryk… nadal był przesłodki i nie zamieniłbym go na nikogo innego, jednak mimo wszystko to nie był ten sam Eryk. 
— Ach tak? — zapytał protekcjonalnie, na co ja jedynie zawadiacko się uśmiechnąłem, skinąwszy głową.
— Chodź tutaj. — Pociągnąłem go za rękę, zmuszając go, aby się nade mną pochylił, po czym złapałem go dłonią za kark i przyciągnąłem do pocałunku. 
Całowaliśmy się najpierw leniwie, stopniowo zwiększając intensywność pieszczoty. W pewnym momencie Eryk zagryzł moją dolną wargę i zaczepnie ją polizał, na co przyciągnąłem go do siebie jeszcze mocniej i wpiłem się żarłocznie w jego usta. Nasze języki toczyły przez moment walkę o dominację, aż w końcu Eryk oderwał się ode mnie z charakterystycznym cmoknięciem, żeby złapać oddech. 
Uśmiechnąłem się do niego zadziornie i powoli zjechałem własną dłonią od klatki piersiowej do brzucha, po czym wsunąłem palce pod materiał ręcznika. Widziałem, jak oczy mojego chłopaka śledzą uważnie każdy mój ruch. 
Mogłem być z siebie dumny. Rozpocząłem swój wywód, czepiając się Demińskiego bez kompletnie żadnego powodu, spowodowałem, że opanowało go poczucie winy — również bez powodu, a teraz, żeby zamaskować moje rozkapryszenie, zamierzałem odwrócić jego uwagę seksem. Brawo, Robert. BRAWO.
Intensywne spojrzenie Eryka skutecznie rozwiało moje minimalne wyrzuty sumienia, dlatego rozsunąłem ręcznik na boki i złapałem szczękę chłopaka, po czym ponowne złączyłem nasze usta w żarliwy pocałunku. W pewnym momencie poczułem, jak dłoń Eryka zsuwa się po moim brzuchu i zmierza w kierunku penisa. Gdy już miał go dotknąć, niespodziewanie zmienił kierunek i zjechał dłonią na udo, głaszcząc je delikatnie, jednak pewnie. Odetchnąłem w jego usta niezadowolony i sam na ślepo złapałem jego rękę, by po chwili zmusić go do dotknięcia mojego, już dosyć pobudzonego, przyrodzenia.
Uśmiechnął się do mnie tryumfalnie, przybrał wygodniejszą pozycję i zaczął mnie pieścić. Na początku robił to bardzo delikatnie, wręcz jedynie muskał swoimi palcami mojego penisa, drażniąc się ze mną. Założyłem ręce za głowę i z przygryzioną wargą obserwowałem jego poczynania. Ruchy jego dłoni stawały się coraz pewniejsze, przez co mimowolnie moje usta opuszczały ciche jęki oraz westchnienia. Eryk kilka razy zmienił tempo, aby nie pozwolić mi skończyć za szybko, jednak po kilku minutach przestał się nade mną pastwić i umożliwił mi osiągnięcie spełnienia. Jęknąłem głośniej i odrzuciłem głowę na oparcie kanapy, przymykając przy tym oczy.
Eryk zaśmiał się cicho, wyraźnie zadowolony z siebie, a kiedy otworzyłem oczy i spojrzałem na niego, akurat wycierał ubrudzoną moim nasieniem rękę w ręcznik, na którym siedziałem.
Oparł się obok mnie na kanapie, a ja instynktownie zarzuciłem ramię na oparcie, przez co mógł oprzeć się na nim głową. Przekręcił ją w moją stronę i popatrzył mi z bliska w oczy.
— Podobało się? — zapytał z szerokim uśmiechem.
— Może być — stwierdziłem łaskawie, wzruszając wolnym ramieniem.
Eryk natychmiast zmrużył oczy i posłał mi zirytowanie spojrzenie. 
— No to pochwal się, na co stać ciebie — rzucił prowokacyjnie, po czym wymownie odsunął gumkę spodni oraz bokserek, dając mi tym samym do zrozumienia, że mam tam włożyć rękę. Wyszczerzyłem się do niego, mocniej przytuliłem do swojego boku i bezceremonialnie wpakowałem mu dłoń pod ubranie. Teraz była moja kolej na sprawianie przyjemności.
***
Gdy spuściliśmy z siebie ciśnienie i puściliśmy w niepamięć mój mały napływ wątpliwości, skierowaliśmy się do sypialni, żeby móc spokojnie zasnąć. To nie powinno być trudne, bo obaj byliśmy przyjemnie zmęczeni.
Położyliśmy się na boku, przytulając się do siebie na łyżeczki. Objąłem go w pasie i zagłębiłem nos w jego pachnące szamponem włosy. Normując swoje oddechy, powoli zaczęliśmy odpływać. W pewnym momencie jednak z powrotem otworzyłem oczy.
— Eryk? — szepnąłem, aby zyskać jego uwagę. W odpowiedzi mruknął jedynie, dając mi znać, że jeszcze nie zasnął. — Pojedziesz tam ze mną? — zapytałem enigmatycznie.
— Gdzie? — spytał słabo.
— Do Olsztyna — odparłem zdawkowo, mając na myśli galę Cage Strikers, która miała się odbyć właśnie w stolicy Warmii i Mazur. 
— Chcesz, żebym tam był? — spytał odrobinę żywszym tonem.
— Twoje wsparcie będzie dla mnie kluczowe — wyznałem, szepcząc mu do ucha. 
Eryk zrzucił moją rękę ze swojego brzucha, po czym odwrócił się do mnie przodem i popatrzył na mnie intensywnie. W pokoju było ciemno, jednak dzięki ulicznym latarniom byłem w stanie dostrzec jego spojrzenie.
— Oczywiście, że z tobą pojadę i będę ci kibicował, jeśli chcesz — odparł. — Zawsze ci kibicuję — dodał szybko.
— Dziękuję — powiedziałem z ulgą i wykorzystując fakt, że jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej, skradłem mu szybkiego buziaka. Eryk się zaśmiał. — Co? — spytałem.
— Właśnie zdałem sobie sprawę, że będę kibicował ci z bliska. Chyba umrę z nerwów, gdy będziesz się bił — zdradził. 
— Ja za to będę miał większą motywację, żeby wygrać — stwierdziłem. 
— Tak? — spytał niskim głosem.
— Będę ci musiał udowodnić, jaki ze mnie zwierz — wytłumaczyłem, a Eryk się zaśmiał.
— Ty mi nic nie musisz udowadniać — powiedział pewnie, za co ponownie skradłem mu całusa, po czym przysunąłem się do niego tak blisko, że nasze czoła się stykały.
W takiej pozycji ponownie zaczęliśmy zasypiać.
Ogarnęła mnie ogromna ulga, kiedy Eryk wyraził aprobatę, zgadzając się na towarzyszenie mi w tym wyjątkowym dniu, jaki nadciągał wielkimi krokami. Gdy walczyłem amatorsko, nigdy go ze sobą nie zabierałem. To były raczej kameralne wydarzenia i nie działo się tam nic szczególnego. Poza tym Eryk i tak potem razem ze mną oglądał te walki, bo część z nich była na YouTubie, a te, których nie było, miałem w swoim prywatnym archiwum. Potrzebowaliśmy materiałów z walk, żeby potem je przeanalizować i wiedzieć, nad czym pracować następnym razem. 
Teraz miało być inaczej. Co prawda gal Cage Strikers nie emitowano w telewizji, to jednak towarzyszył im klimat prawdziwych sportowych wydarzeń. Organizowano je w większych halach sportowych, przychodziło na nie kilkaset osób i istniała większa szansa, że zostanie się zauważonym przez ludzi, którzy pracowali dla znacznie większych organizacji, takich jak FEN, a nawet KSW. Istniała większa presja, przez co moje podekscytowanie też było znacznie większe. 
Chciałem, aby po prostu ktoś tam ze mną był. Ktoś oprócz trenera i mojej ekipy ze Spartakusa. Ktoś, kto jest dla mnie ważny, ktoś kto we mnie wierzy i ktoś, kto będzie cieszył się moim szczęściem. Dokładnie taki ktoś jak Eryk. Moi rodzice w ogóle nie interesowali się moją sportową karierą. Dla nich liczyło się jedynie to, abym zarabiał i dawał sobie radę w pojedynkę i nie robił przy tym wstydu. Może to było samolubne z mojej strony, ale nigdy nie mówiłem im o moich osiągnieciach, bo nie chciałem aby umniejszali moim zasługom. Nie rozumieli moich motywów i byłem dla nich jedynie facetem, który bije się za pieniądze w klatce niczym zwierzę. 
A Eryk rozumiał. Kompletnie się na tym nie znał, ale był świadomy tego, ile to dla mnie znaczy i zawsze mnie wspierał. Dlatego potrzebowałem go, aby był tam ze mną blisko i ładował mnie motywacją i pewnością siebie. 
Czułem, że Erykiem w moim narożniku mogłem wygrać każdą walkę.
_____________

Wygląda na to, że Robert póki co się uspokoił, a Eryk stara się aż za bardzo. Waszym zdaniem to ma prawo się udać, czy takie cukierkowe zakończenie to tylko cisza przed burzą? No i po raz pierwszy pojawiło się coś na wzór sceny erotycznej. Szczerze to nie mam pojęcia co o tym myśleć, bo raczej wolę czytać takie sceny niż je pisać, także Wasze opinia z pewnością mi się przyda. 
Jak zwykle bardzo Wam dziękuję za komentarze! Cholernie się wkręciłam w tą opowieść i pisze mi się ją zaskakująco płynnie (jak tak liczyłam mój zapas rozdziałów, to wyszło, że na chwilę obecną mam co publikować do końca października :D). Swoją drogą, widzę, że akcja o wiele bardziej mi się rozciągnęła, niż początkowo zakładałam. 
I jeszcze taka drobna kwestia na koniec. Pod spodem dodałam przycisk reakcji "przeczytałem/am" - po wyświetleniach widzę, że opowiadanie czyta znacznie więcej osób, niż komentuje, zatem wychodzę z taką prośbą, aby osoby, które czytają incognito po prostu kliknęły, że przeczytały, to przynajmniej będę miała dodatkową motywację i będę wiedziała ile mniej więcej osób czyta to w rzeczywistości. 
Tyle ode mnie, do zobaczenia za tydzień! :)

8 komentarzy:

  1. Lubię tę parkę, oj czekam na walkę i co z tego wyjdzie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moge podpowiedzieć jedynie, że walka jest strasznie blisko :D

      Usuń
  2. Lol w poprzednim komciu walnęłam tyle literówek, że aż mi się głupio zrobiło XDDD
    Więc wstawię jeszcze raz XD

    Dobra, nie będę nikogo oszukiwać - scena osiemnaście plus była tym, co najbardziej przykuło moją uwagę w tym rozdziale (Taa, taki ze mnie prymityw) XD Mnie się osobiście bardzo podobała, więc liczę na więcej ( ͡° ͜ʖ ͡° )
    Chociaż tak w sumie, to Twoje opowiadanie by jakoś nie ucierpiało na braku seksów xd tzn przyjemnie się czyta, ale jak nie lubisz pisać takich scen, to się nie zmuszaj, jest fajnie tak i tak :D
    Co do walki, to czuje, że tuż przed nią będzie megadrama. I po niej też. O ile w ogóle dojdzie do tej walki, bo to też różnie może być ._.
    A Eryk no nadal jest strasznie podejrzany i nadal nie czuć od niego truloffa D:
    Ale może być coś takiego, że ten tajemniczy kolo (nie wiem jak go nazwać ok XD) go szantażuje albo coś w ten deseń... i stąd takie dziwne zachowanie o_O
    No nie wiem, mam nadzieję, że w następnym rozdziałku się dowiemy czegoś więcej i nikt nie umrze... poza tym tradycyjnie życzę Ci duuużo weny i mam nadzieję, że nie stracisz zapału do pisania <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale się nie dziwię, że przykuła uwagę. W końcu seksy się najlepiej sprzedają xD
      A tak na poważnie, to nie tak, że nie lubię pisać scen erotycznych, po prostu raczkuję dopiero w takich opisach i czuję się jeszcze niepewnie. Pewnie jeszcze się jakieś pojawią :D
      No właśnie, to jest dobre spostrzeżenie. Czy do tej walki w ogóle dojdzie? Na pewno lepiej byłoby dla Roberta, gdyby tak się stało :D
      Nie no, obiecuję, że nikt w następnym rozdziale nie umrze :D A co będzie dalej to nie wiem.
      Dziękuję ślicznie i pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. No fajnie, że się uspokoiło i wyjaśniło między chłopakami, ale jak któryś coś(czyt.poważnie) przeskrobie to będzie trzeba podjąć działanie o jakim pisałam ostatnio.Więc jest optymalnie, ale trzeba mieć się na baczności.Jak bohaterowie tak czytelnicy.Ale trzymam kciuki i tutaj plus dla Eryka, że chciał wyjaśnienia od Roberta o co mu chodzi.No wow był bardziej ogarnięty w tej sytuacjiXD Co do sceny erotycznej to miała być mała przyjemność więc było krótko i jest okej, zresztą no potrafisz pisać(z dłuższym opisem też pewne, że dasz radę) Jak wolisz czytać takie sceny to czytaj.Czasami one mają wprowadzić coś do relacji bohaterów to możesz zaznaczyć, że’ coś’ było ;) zaznaczam nie chce odciągać Ciebie od ich pisania haha Teraz zachwycę się znowu jedną ‘częścią’ opowiadania co nie znaczy, że inne są słabe, broń się.Są bardzo dobre, autorka potrafi dobrze pisać o codziennym życiu i czymś profesjonalnym. jedno i drugie jest bardzo zajmujące, może nie tak samoXDD Uwaga sztuki walki a ja o kwiatach(Co tam Kwiatkowski) ;) jakby tego pierwszego nie było to jakiś filozof czy co.Ale ,ale całe opowiadanie to roślina xD i ma gałązki czyli różne sfery życia itd. A kwiatkiem będzie kariera Roberta. Ogólnie to piękna roślinka.Ładnie prawda? ;-;
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ciężko się domyślić, że chłopaki jeszcze nie raz się pokłócą, pytanie tylko, czy zbagatelizują problem, czy jednak zostaną postawieni przed jakąś poważną decyzją.
      Eryk ma tendencje do bycia tym bardziej "odpowiedzialnym", jeżeli sytuacja jest poważna, a Robert do uciekania od problemów. Na co dzień ich role się odwracają i to Eryk sypie ironią w każdym zdaniu, a Robert jest rozważniejszy.
      Cieszy mnie, że stanęłam na wysokości zadania z tą sceną erotyczną.
      I szczerze mówiąc to jak tak patrzę na te rozdziały, to rzeczywiście jest mi ciężko gdzieś jakieś seksy (z pełnym opisem) wstawić, bo albo chłopaki się kłócą, albo Robert robi coś związanego z walką :D
      Piękna filozoficzna wizja na rozwój opowiadania, hahahaha :D
      Dzięki wielkie i również pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Uff... wysłali mnie na szkolenie na jakieś zadupie w Cambridge, a internet ciął jakbym się cofnęła 20 lat w przeszłość, ale w końcu udało się przeczytać i skomentować :) Coś tam niby próbowali rozmawiać i mam mieszane uczucia, bo albo jestem zbyt podejrzliwa wobec Eryka, albo coś tam jeszcze nie zostało powiedziane. Scena erotyczna była jak najbardziej w porządku, nie każdy pisze live porno ;) Mi się akurat podobał taki opis. Czekam z niecierpliwością na walkę, ale tak coś czuję, że zanim tam dotrzemy to się jeszcze będzie działo :) Jedyny plus tych całych opóźnień, że krócej będę czekać na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się niezmiernie, że znalazłaś czas, aby skomentować.
      W sumie to się wcale nie dziwię, że nie potrafisz darzyć Eryka zaufaniem, bo póki co jakoś niekoniecznie dawał powody ku temu, aby mu wierzyć. Oczywiście nie mogę zdradzić, czy ma coś za uszami, ale z pewnością będzie się działo :)
      W takim razie do poczytania jutro :D
      Pozdrawiam!

      Usuń