19 czerwca 2018

Osobliwość: Bonus 2

Widmo poprzedniej nocy

Sesja, sresja. Nienawidziłem tego okresu. Bynajmniej nie dlatego, że wywoływała we mnie jakieś poczucie lęku czy stresu. To znaczy w zasadzie tak, ale z zupełnie innych pobudek niż by się mogło wydawać. 
Nigdy nie miałem w zwyczaju przejmować się egzaminami, bo materiał jaki przerabialiśmy na poszczególnych przedmiotach, był dla mnie zawsze zrozumiały, a zajęcia praktyczne i projekty stanowiły dla mnie formę rozrywki, a nie jakiegoś spełnienia obowiązku. 
Pomimo tego iż byłem świadomy swoich umiejętności, to dawałem się wciągnąć w ten cały burdel pod tytułem „O mój Boże, nic nie umiem, nie zdam, ile kosztuje warunek?”. A wszystko za sprawą wiecznie panikującej Alicji i jej
koleżanek, które się wzajemnie nakręcały. Kilka dni przed egzaminami starałem się je uspokajać i mówić, że będą się przejmować, jak rzeczywiście coś ujebią, ale zazwyczaj kończyło się na tym, że sam zaczynałem się wkurwiać, bo bez przerwy powtarzały jakieś definicje i inne regułki, które z czasem i mi zaczynały się mieszać. 
Na całe szczęście chociaż w domu miałem spokój, bo choć i Robert miał w tym samym czasie egzaminy, to on się nie nakręcał i… no po prostu miał wyjebane. Zdał to zdał, nie zdał, to poprawił. Szanowałem takie podejście.
Tak więc odetchnąłem z ulgą, kiedy ten osobliwy czas dobiegł końca i mogłem wreszcie odetchnąć, że do czerwca będzie spokój. No… przynajmniej względny, bo wiedziałem, że mini wybuchy paniki mnie nie ominą przy okazji jakichś kolosów czy ważniejszych projektów.
— Nie wierzę, że to zdałam — zaczęła Alicja, kiedy siedzieliśmy w gronie znajomych na imprezie w jednym z akademików. — Nienawidzę tych pierdolonych dat i byłam przekonana, że to ujebię… jeszcze jak mnie przesadził od Eryka ten chujek — pożaliła się, choć w jej głosie było słychać ulgę.
— Mówiłem ci, że cię przesadzi, jak będziesz siedzieć tak blisko — przypomniałem.
— A tam, jebać historię — wtrąciła Dagmara, nawiązując do przedmiotu, o jakim rozmawialiśmy. Niby historia sztuki ogrodowej nie była jakimś ciężkim przedmiotem, ale mieliśmy to nieszczęście, że trafił nam się wyjątkowo wredny kutas, który przez pół roku uprzykrzał nam życie, twierdząc, że jego przedmiot jest najważniejszy. — Ja się obsrałam na grafice inżynierskiej — wtrąciła. 
— Co ujebaliście? — Pojawił się obok nas Adam, który mało delikatnie upadł na łóżko obok mnie. Adam ogólnie był w innej grupie, ale chodziłem z nim na projektowanie zintegrowane. 
—  Prawne i ekonomiczne podstawy zarządzania krajobrazem — wyrecytowała niezadowolona Alicja.
— Ja też — stwierdził, ciesząc się nie wiadomo z czego, po czym wyciągnął rękę, aby przybić piątkę mojej przyjaciółce. — Ale jak to mawiają, bez spiny, są drugie terminy — dodał, na co dziewczyny zachichotały, a ja wywróciłem oczami. — A ty co, Demi? — zwrócił się do mnie, zarzucając swoje ramię na moją szyję. Jako że był już nieźle wstawiony i trochę spocony, od razu zrobiło mi się niedobrze. Jedyny spocony facet którego mogłem dotykać, to Robert… i to tylko w trakcie wykonywania wiadomych czynności. 
— Weź mnie nie dotykaj — warknąłem i nieelegancko zrzuciłem z siebie jego rękę.
— Ooo, widzę, że dzisiaj jesteśmy nie w humorku — zażartował, specyficznie modulując przy tym głos. Jeszcze bardziej mnie zirytował. — No nie mów, że i ty coś ujebałeś? — wymyślił.
— Eryk? — zapytała z politowaniem Dagmara, po czym wybuchły z Alicją śmiechem.
— No racja — przytaknął Adam. — To co ty taki sfrustrowany? Robercik się nie spisuje? — zasugerował, za co ja zmroziłem go spojrzeniem.
— Pilnuj swojej dupy — odparłem, po czym przysunąłem stolik bliżej parapetu, bo brzydko odstawał z jednej strony.
— Ej, on jest taki uroczy! — stwierdziła Daga, pociągając łyk swojego piwa. — Niby taki zły dres, ale strasznie słodki — uznała.
— Jak dla mnie to zwykły wieśniak — obwieścił Adam, za co znowu obdarowałem go stosownym spojrzeniem. Kiedy on był pijany, a ja trzeźwy… no mniej pijany niż on, to zawsze mnie niewyobrażalnie irytował. — Nie wiem, jak ty na niego poleciałeś. — Udał zdziwienie.
— Sam jesteś wieśniak — skomentowałem. 
— Wieśniak, nie wieśniak — zaczęła Alicja — ale ja nie wiem, o czym ty z nim gadasz, Eryk — zastanowiła się. Ją też obdarowałem karcącym spojrzeniem. Wiedziałem, że nie była fanką Roberta i wcale tego nie wymagałem, ale denerwowało mnie, że nie potrafiła rozmawiać o nim ze mną sam na sam… tylko czepiała się go, gdy byliśmy w większym gronie i miała kogoś do przyklaskiwania. — Przecież on tylko pierdoli ciągle o tych swoich walkach i ogląda jakieś durne filmiki, na których piorą się kolesie.
— Masakra. Nie czaję, jak można jarać się mordobiciami. Ani on przystojny, ani z nim pogadać o jakichś normalnych rzeczach nie można — uznał Adam.
Nie chciało mi się z nimi kłócić. Naprawdę nie miałem siły tłumaczyć im, że MMA to nie żadne mordobicie, tylko zwyczajny sport. Jasne, znacznie brutalniejszy niż wszystkie, ale to nie było tak, że dwóch gości prało się bez żadnego ładu i składu po gębach. Sam tak co prawda przez dłuższy czas myślałem, dopóki nie obejrzałem z Robertem jakiejś gali. Nie miałem zielonego pojęcia, o czym on do mnie wtedy mówił, ale to nie miało znaczenia. Cholernie podnieciło mnie, kiedy dostrzegłem, jak bardzo analityczny miał umysł. Komentował na bieżąco walki i mówił, co on by zrobił w danej sytuacji. Rozstrzał tych wszystkich technik i kombinacji ciosów był nie do pojęcia przez mój umysł. 
— Powiedział ten, który facetów dobiera sobie po rozmiarze kutasa — fuknąłem. — A ty Alka, gdzie ten twój intelektualista, który myślał, że Paryż to państwo? — zaatakowałem następnie ją, nawiązując do faceta, z którym ostatnio romansowała. 
Tak jak myślałem, Alicja się nie odezwała, a Adam stwierdził, że jestem „niedoruchany”, po czym zdecydował, że wróci, jak ochłonę.
Ja za to fuknąłem dalej zły, po czym powiedziałem Dagmarze, żeby podała mi czystą. Byłem zdecydowanie za trzeźwy, żeby prowadzić jakiekolwiek rozmowy z większością obecnych osób. Czułem potrzebę dostosowana się, więc zrobiłem sobie banalnego drinka z wódki i soku pomarańczowego ze znaczną przewagą wódki. 
Chciałem w końcu wyluzować, ale nie dane mi to było, kiedy wszyscy albo nadal przeżywali egzaminy, albo atakowali mojego chłopaka. Musiałem się w takim razie wspomóc.
***
Po dwóch godzinach byłem już w wyśmienitym humorze. Nagle stałem się przyjacielem wszystkich, a alkohol wchodził mi gładko jak nigdy. Już nawet nie przeszkadzała mi mieszanka przeróżnych zapachów, nie irytowali mnie ludzie i nawet nie poprawiałem z uporem maniaka każdego krzesła, które stało krzywo przy stole. No dobra, te wszystkie rzeczy nadal gdzieś mnie tam podświadomie raziły, ale byłem na tyle znieczulony, że mogłem wytrzymać bez zbędnych komentarzy i czynności. 
— Jestem najebana! — zakomunikowała mi Daga, wieszając się na mojej szyi, kiedy wyszła z łazienki, a ja akurat mijałem drzwi do tego pomieszczenia.
— No nie zgadłbym — odparłem nieco bełkotliwie. Byłem w podobnym stanie co ona, tyle że ja wciąż mogłem kontrolować swoje ciało i jeszcze nie chodziłem po ścianach. A przynajmniej tak mi się zdawało.
— Gdzie są chipsy? Zjadałbym chipsy — obwieściła.
— Jest po północy — powiedziałem znacząco. — O tej porze to może znajdziesz co najwyżej jakiegoś rozdeptanego paluszka — wyjaśniłem jej. Chyba weszło jej jakieś gastro, ale biedaczka miała pecha, bo wszystkie przekąski pokończyły się jeszcze, jak większość zgromadzonych była trzeźwa albo w miarę trzeźwa.
— Jestem głodna — zaskomlała.
— Chodź, znajdziemy Adama, on coś gadał, że idą na kebaba — zdradziłem jej, bo faktycznie kilka minut wcześniej chłopak wspominał mi, że zbiera grupę, z którą ma zamiar iść na wyżerkę do pobliskiej budki z żarciem. 
Wydostaliśmy się przez okupowany przez nas pokój i weszliśmy do sąsiedniego, gdzie również przebywali ludzie z naszego roku. W zasadzie to nawet nie wiedziałem, gdzie kończyła się nasza impreza, a zaczynała innych. To chyba jednak przestało mieć znaczenie, bo w tym stanie mogłem równie dobrze imprezować z ludźmi z filozofii. Pewnie byśmy się dogadali. 
— Adam. — Pociągnąłem za ramię mojego kolegę, kiedy zdołaliśmy go z Dagą zlokalizować po kilku minutach. — Jak idziecie na tego kebsa, to przynieś coś do żarcia Dagmarze — poprosiłem.
— To niech idzie z nami — stwierdził.
— Ona nie dojdzie na własnych nogach nawet do swojego pokoju — zastopowałem go, a dziewczyna za mną jedynie głupio zachichotała. Adam rzucił ostatecznie, że coś jej przyniesie. — Byłbym wdzięczny, jakbyś mnie nie rozbierała — powiedziałem do przyjaciółki, bo ta wsadziła mi rękę w tylną kieszeń spodni i kiedy się podpierała, ciągnęła mi je w dół. 
— Daga wie, co dobre — usłyszałem w odpowiedzi, jednak nie od dziewczyny, a od jakiegoś kolesia. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, skojarzyłem, że go znam. Nie pamiętałem jego imienia… a może nigdy po prostu go nie poznałem. Był na tym samym roku i napatoczyłem się na niego kiedyś kilka razy w przerwie między wykładami, gdzieś przy automacie do kawy czy w drodze do łazienki.  Zazwyczaj ponarzekaliśmy, że jest nudno, albo że wykładowca to jakiś kutas, a potem rozchodziliśmy się w swoje strony. 
— Najlepsza dupa w mieście — zachichotała moja przyjaciółka, na co ja wywróciłem oczami.
— No Demi potrafi przyciągać nią wzrok — dorzucił znacząco Adam.
— Cieszę się, że moja dupa daje wam tyle radości — wtrąciłem cynicznie. Widocznie alkohol w niczym nie przeszkadzał, jeżeli chodziło o ironię.
— Jak już tak ofiarujesz, to ja bym znalazł dla niej inny użytek niż marnowanie się w rękach Dagmary — stwierdził głupio Adam. 
— Lepiej pilnuj swojej dupy — powtórzyłem już nawet nie wiem który raz tego wieczoru. 
— Idziemy po te żarcie? — Przerwał nam jakiś koleś, który pociągnął Adama za ramię. 
Takim sposobem skończyła się nasza dyskusja na temat moich pośladków, a Daga uparła się, że jest w stanie uczestniczyć w tej wyprawie po pożywienie. Zresztą nawet jakoś specjalnie nie namawiałem, żeby została. Po prostu uczepiła się dla odmiany Adama, a ja poczułem ulgę, że już nikt nie zaburzał mojej przestrzeni osobistej. 
— Tak w ogóle, Adrian jestem — powiedział do mnie ten chłopak, a ja szybko odwzajemniłem uścisk, kiedy wyciągnął do mnie dłoń.
— Eryk — odpowiedziałem, po czym poczułem szaleńcze wibracje w kieszeni. — Sory, muszę odebrać — powiedziałem, nawet nie będąc pewnym, czy rzeczywiście muszę, po czym wyminąłem go i wyszedłem z pokoju na korytarz. Nawet nie wiem po co, bo ilość decybeli wcale nie była tu mniejsza.
Trochę walczyłem z własną kieszenią, która chyba nie za bardzo miała ochotę wypuszczać mój telefon, ale wreszcie mi się udało. Niestety ten przestał już dzwonić, a kiedy go odblokowałem, zauważyłem, że to było szóste nieodebrane połączenie. W dodatku wszystkie były od Roberta. 
Jakim cudem wcześniej tego nie wyczułem? Nie wiedziałem, ale zdałem sobie sprawę, że chyba powinienem oddzwonić.
— No wreszcie, kurwa! — usłyszałem jego zirytowany głos. Chyba nie był pijany… albo przynajmniej był w znacznie lepszym stanie ode mnie.
— Też cię kocham — wybełkotałem, czując poirytowanie, że tak mnie przywitał. 
— Czemu nie odbierałeś? — spytał z pretensją.
— No przecież z tobą rozmawiam — stwierdziłem głupio.
— Kiedy wracasz? — zapytał dla odmiany.
— Jak wrócę, to będę — odfuknąłem rozdrażniony, że odzywał się do mnie takim tonem.
— Odpowiadaj, kurwa, jak pytam — warknął, a ja usłyszałem w tle jakiś chichot. Jakiegoś kolesia. W sumie wiedziałem, że i Robert opijał sesję z kuplami z roku… ale ten śmiech był taki… no taki pedalski i nie pasował mi do samców alfa, z jakimi zadawał się mój chłopak. Z drugiej strony, nie sądziłem, że mógłby zagrozić mi ktoś z takim zjebanym śmiechem.
— Kto to? — zapytałem mimo wszystko, czując jakieś nagłe ukłucie zazdrości.
— Nikt — stwierdził, a ja poczułem, że ciśnienie skoczyło mi jeszcze bardziej. Źle zaczęliśmy tę rozmowę i czułem, że możemy ją jeszcze gorzej skończyć.
— Zdradzasz mnie? — zapytałem wściekle, nie panując nad swoimi uczuciami. 
— Pojebało cię? — warknął. — Ale widzę, że ty się musiałeś ostro najebać, skoro pierdolisz takie głupoty — dodał jakby urażony, że śmiałem go podejrzewać o takie nikczemne rzeczy. I… musiałem mu trochę przyznać rację, bo na trzeźwo nigdy bym sobie na to nie pozwolił, aby tak dać się ponieść emocjom. Oczywiście nie zamierzałem tej racji przyznawać na głos. 
— Po to chciałeś wiedzieć, kiedy wracam? Żeby zabrać go do domu? — zarzuciłem kompletnie bezsensownie.
— Wracam do domu i chciałem cię zgarnąć po drodze — wyjaśnił głosem pełnym pretensji.
— Nie fatyguj się. Świetnie się bawię bez ciebie i nie mam zamiaru wracać — wycedziłem. 
— Zajebiście, to nara — fuknął, po czym się rozłączył.
Spojrzałem wściekle na wyświetlacz i naszła mnie ogromna ochota, aby cisnąć telefonem z całej siły o podłogę. Nikt nie potrafił tak grać na moich emocjach jak Kwiatkowski. Nie sądziłem, aby robił to intencjonalnie, ale… po prostu strasznie mi na nim zależało, a przez to przeżywałem wszystko, co dotyczyło jego, dziesięciokrotnie intensywniej. 
Tak jak teraz. Byłem na niego wściekły! Na siebie też. Byłem wściekły na tę całą, głupią sytuację, bo tak naprawdę pokłóciliśmy się o jakąś pierdołę. Chodziło o miły gest, o to, że Robert chciał być dobrym chłopakiem i po mnie wstąpić… wystarczyła nieodpowiednia intonacja i wojna gotowa. 
Co mogłem zrobić w tej sytuacji, aby spuścić z siebie ciśnienie? 
Oczywiście zamierzałem pić dalej. 
A co! Niech ten drań sobie nie myśli, że podkulę ogon i posłusznie do niego pobiegnę! Niech wie, że się nie ugnę i postawię na swoim! Choć… choć miałem ochotę wrócić do domu, zdzielić go w pysk za taki ton, a potem… a potem kazać mu, żeby mnie wściekle zerżnął i…
— Ale jaja! — Złapała mnie podekscytowana Ala. Chyba nie zauważyła mojego rozdrażnienia, bo nawijała dalej. — Ten Marcin z czwartej grupy przeruchał Agnieszkę od nas i przyłapała ich jego laska — zdradziła mi.
— Masz jeszcze to wino, z którym cię ostatnio widziałem, czy już wypiłaś? — zapytałem, ignorując tę sensacyjną wiadomość.
Alicja zadowolona podniosła opróżnioną do połowy butelkę, a ja spojrzałem na nią zaskoczony, że jej wcześniej nie zauważyłem.
— Pozwól, że ci pomogę — stwierdziłem i bezczelnie odebrałem jej szkło z trunkiem i bezceremonialnie zacząłem je opróżniać.
***
Kiedy zacząłem się budzić, pierwsze co poczułem… to żołądek. A w zasadzie czułem jak trawi się ta cała mieszanka alkoholowa, jaką wlałem w siebie poprzedniej nocy. Było mi tak niedobrze, że bałem się nawet otworzyć oczy, bo miałem poważne podstawy aby podejrzewać, że nawet tak trywialna czynność wywoła wymioty. 
Z drugiej strony, pewnie zrobiłoby mi się lepiej, gdybym się wyrzygał, ale nie czułem się na siłach, aby błyskawicznie przetransportować się do łazienki i trafić do sedesu, czy chociaż zlewu. Istniało dziewięćdziesiąt dziewięć procent szans, że zarzygałbym siebie, nawet nie zdążając podnieść się z łóżka. 
Poczułem jakiś ruch po lewej stronie materaca i zacząłem się modlić, żeby tylko Robert nie zaczął się wiercić. 
I wtedy coś mnie uderzyło. 
Dlaczego poczułem ruch po lewej… skoro Robert zawsze leżał po prawej? Poza tym, było jakoś tak dziwnie ciasno. Czułem, że leżę na skraju łóżka i…
Instynktownie otworzyłem oczy, zapominając o nudnościach, a potem odwróciłem głowę w kierunku cichego posapywania. 
Jak duża była szansa, że tylko mi się śniło, albo że uszkodziłem sobie wzrok na skutek ostatniej libacji? Miałem nadzieję, że stuprocentowa, bo ten facet obok mnie zdecydowanie nie wyglądał jak Robert. 
Niestety im bardziej się rozbudzałem, to zacząłem sobie uświadamiać, że on nie tylko nie wyglądał jak Robert, ale też nie pachniał jak Robert i w ogóle w żadnym aspekcie go nie przypominał.
Poderwałem się do pozycji półsiedzącej, a wtedy dostrzegłem, że nie mam na sobie żadnych ubrań… nawet pieprzonych bokserek. Kiedy tylko zacząłem domyślać się, co się stało, mój tyłek wysłał mi sygnał, że zeszłej nocy był definitywnie… używany. 
— Dzień dobry — usłyszałem w tym samym momencie zaspany głos, który wywołał we mnie bezpośredni odruch wymiotny. Nawet nie zdążyłem pomyśleć o tym, żeby wstać. Dobrze, że zdążyłem w ostatniej chwili wychylić głowę, bo inaczej zarzygał bym sam siebie. — Albo i nie dobry — usłyszałem znowu ten sam głos, jednak trochę bardziej rozbawiony.
Nie odpowiedziałem. W zamian poderwałem się z materaca i zacząłem panicznie rozglądać się za swoimi bokserkami. Na szczęście szybko je zlokalizowałem razem z resztą ubrań niedaleko łóżka. 
— Idziesz już? — zapytał Adrian, ale znowu nie odpowiedziałem.
Nie obchodziło mnie, że narzygałem mu na podłogę. Chciałem się stamtąd wynieść. Natychmiast. 
Kiedy założyłem pobieżnie ubrania, niemal wybiegłem z tego przeklętego pokoju, nie mając zamiaru się żegnać z moim… kochankiem. 
Kurwa mać! Eryk, ty tępa pało! Co narobiłeś?!
Kiedy wybiegłem z akademika, nogi automatycznie poniosły mnie na najbliższy przystanek autobusowy. Mijający mnie ludzie posyłali mi ukradkowe spojrzenia, a ja miałem wrażenie, że oni wiedzą… wiedzą, że byłem małą kurwą. Zasłużyłem sobie na ten marsz wstydu. 
Choć… pewnie patrzyli na mnie, bo był mróz, a ja szedłem z rozpiętą kurtką, moje włosy były w totalnym nieładzie, pewnie byłem blady, jak śnieg leżący na trawnikach, i miałem podkrążone oczy. 
Kiedy wsiadłem do autobusu, jaki miał mnie bezpośrednio zawieźć w okolice mojego osiedla, setki wspomnień zaczęły atakować moją głowę. Chyba nie chciałem pamiętać tego, co zrobiłem. Jednak jak na złość widmo poprzedniej nocy stawało się dla mnie coraz bardziej wyraźne, a przez to… prawdziwe.
***
— A tobie co? — spytał Adam, kiedy znalazł mnie w pewnym momencie. 
— Gówno — odwarknąłem.
— Pokłócił się z Robertem — odpowiedziała za mnie wymownie Alicja, na co Adam parsknął.
— Weź pierdol tego prostaka. Nie widzisz, że on żyje w innym świecie? Zasługujesz na jakiegoś fajnego kolesia, a nie na tego ćwoka, który cię nawet nie docenia i wstydzi się z tobą pokazywać — powiedział Adam, a ja zacząłem głupio mrugać, bo nie nadążałem z rejestrowaniem jego słów.
— Nawet go nie znasz — mruknąłem w ostateczności słabo. Normalnie pokusiłbym się o jakąś soczystą ripostę… ale ciężko mi się myślało.
— Nie muszę! — warknął.
— Bez spiny ludzie, trzeba oblać sesję. — Znikąd pojawił się przy nas Adrian, który wskoczył między mnie a Adama i objął nas obydwu luźno za szyję. 
Nadal byłem wściekły na Kwiatkowskiego. Byłem coraz bardziej pijany, ale moja irytacja wcale nie malała. Myślałem, że mimo wszystko po mnie przyjdzie… albo zadzwoni. Albo chociaż napisze. Ale nie, on się wielce obraził i chciał pokazać, że ma mnie gdzieś. Tak? No to i ja mu pokażę, co o nim myślę! 
Adrian przyniósł jakąś nalewkę, a potem rozlał ją do jednorazowych kubków. Wiedziałem, że to będzie gwóźdź do trumny, ale nie dbałem o to. Chciałem się konkretnie znieczulić.
I… chyba mi się udało, bo po wychyleniu jeszcze kilku kolejek poczułem przyjemne rozluźnienie. Było mi tak błogo… 
— Kurwa, nie dotrę do domu — zamarudziłem wpółprzytomny po jakimś czasie.
— Adrian ma jedynkę — wybełkotał Adam. — Przekimasz go, nie? — zwrócił się do rzekomego właściciela pojedynczego pokoju.
— Pewnie, zmieścimy się — rzucił zainteresowany.
— Nie… muszę wracać — zaprotestowałem.
— Nie pierdol, jesteś najebany — stwierdził Adrian. 
— Ty też — zaważyłem głupio.
— No to będziemy sobie najebani razem — wydedukował. Odnosiłem wrażenie, że nasza rozmowa jest kompletnie bez sensu… ale nie miałem sił, żeby wysilać się na jakieś inteligentne odpowiedzi. — Zobaczysz, będzie fajnie — zapewnił.
— Ale Robert… — zacząłem.
— Widocznie ma na ciebie wyjebane, skoro nawet mu nie zależy, żeby zabrać cię do swojego łóżka. Adrian to obcy koleś i ma o wiele więcej współczucia — stwierdził Adam, a ja musiałem moment składać w całość te całe, długie zdanie, jakie wypowiedział. To chyba… nie było tak? To chyba nie chodziło o to, że Adrian miał więcej współczucia? A może… chodziło? Kurwa… tak ciężko było mi wyciągnąć wniosek. I jakim cudem Adam mógł mówić tak szybko?!
— Adam ma rację — wtrąciła Alka. — Nie wracaj po nocy w takim stanie.
Nie protestowałem już więcej. Po prostu po kilkunastu minutach jakoś się zebraliśmy i Adrian zaczął nas prowadzić do swojego pokoju. 
— A Ala? Ona nie mieszka w akademiku — zauważyłem dosyć przytomnie po drodze. Mimo wszystko nie chciałem zostawiać przyjaciółki najebanej. 
— Ona poszła do Dagi, nie martw się — uspokoił mnie.
Już nic więcej nie mówiłem, bo nie miałem na to siły, ani ochoty. Byłem zbyt zmęczony i chciałem się po prostu położyć.
— Chcesz wody, czy coś? — spytał bełkotliwie Adrian, kiedy już znaleźliśmy się w jego pokoju. Był klaustrofobicznie ciasny, a żółte ściany sprawiały, że bardziej wyglądał jak pokój w psychiatryku, a nie w domu studenckim… ale mój zmysł estetyczny był teraz w równym stopniu upośledzony co ja.
— Nie — mruknąłem, po czym zacząłem rozpinać spodnie. Co jak co, ale nawet najebany jak messerschmitt nie zasnąłbym w ubraniu. Adrian też w końcu uznał, że pora do spania, bo zauważyłem, że też zaczął nieco nieporadnie ściągać z siebie odzież. 
— Ja śpię z brzegu, bo mogę rzygać — zarządziłem, wiedząc, jak się może dla mnie skończyć ta noc.
— Jak sobie życzysz — przystał Adrian, po czym pierwszy wgramolił się pod koc. Ja walczyłem jeszcze chwilę z myślami, aż w końcu stwierdziłem, że będzie mi za gorąco w koszulce, więc wpierw ją ściągnąłem i w samych bokserkach położyłem się obok mojego niedawno poznanego kumpla.
Gdy już leżeliśmy, ja skupiłem się na przyjemnym samolocie w mojej głowie. Lubiłem ten moment, kiedy byłem jeszcze pijany, choć wiedziałem, że rano tego gorzko pożałuję. Mimo wszystko teraz było mi tak przyjemnie. 
— Co robisz? — spytałem na półświadomy, kiedy poczułem dłoń Adriana na moim brzuchu.
— Dotykam cię — odparł zwyczajnie.
— Acha — odpowiedziałem jedynie głupio, podświadomie chcąc powiedzieć coś sarkastycznego… ale nic nie przychodziło mi do głowy. — Ale tu nie dotykaj — poprosiłem, kiedy jego dłoń zjechała z mojego brzucha na mojego penisa.
— Dlaczego? — zapytał jakby bez przekonania.
— Mam chłopaka. — Oświeciło mnie w pewnym momencie.
— Ale to ja teraz obok ciebie leżę, nie on, prawda? — spytał chytrze.
— Prawda — przyznałem, zastanawiając się nad sensem jego słów. To nie Robert leżał obok mnie. I raczej mimo wszystko Adrian nie powinien mnie dotykać… ale nie byłem w stanie jakoś zaprotestować i w zasadzie było mi wszystko jedno. Wszystkie odczucia mi się mieszały. Nie wiedziałem, czy jestem zły, zadowolony, szczęśliwy, rozbawiony, zdenerwowany… po prostu czułem się nijak. 
— Mmm… — zamruczał mi obok ucha Adrian, kiedy zaczął mi robić dobrze ręką. Nie było szansy, aby w tym stanie mi stanął, ale i tak było to przyjemne pocieranie. Takie usypiające. — Od dawna cię obczajałem — wyznał. — Jesteś zajebiście seksowny.
— Dzięki — mruknąłem głupio. 
Potem poczułem, że cmoknął mnie w okolicę ucha i sukcesywnie przesuwał się po mojej twarzy, aż dotarł do ust. Kiedy już się w nie wpił, wyjął rękę z moich bokserek, uniósł się trochę, po czym zaczął je ze mnie ściągać. Nie za bardzo mu to ułatwiałem, bo leżałem jak kłoda… ale też nie przeszkadzałem. 
Otworzyłem w końcu oczy, czując jak rozsuwa mi nogi i ujrzałem, jak po chwili sięga po coś do szafki, która stała zaraz obok mojej głowy. Wyciągnął z niej gumkę i jakiś lubrykant. Hmm… to w sumie dobrze, bo nawet o niej nie pomyślałem i bym się nie upomniał. Zresztą nie pamiętam, kiedy ostatnio ich używałem. Z Robertem nie potrzebowaliśmy…
A właśnie. Robert. 
Czy to nie on powinien teraz nade mną zwisać i dobierać się do mojego tyłka? Czułem tam palce, które dosyć nieporadnie próbowały rozchylić mój zwieracz i zacząłem kontemplować nad tym, że było jakoś inaczej. Nie pasowała mi ta twarz nad moją, ciało było jakieś inne, mniej wyrzeźbione, mniej perfekcyjne… po chwili poczułem też, że nawet penis był zupełnie inny. 
— Ale jesteś ciasny… — sapnął mi do ucha Adrian.
To chyba nie o to chodziło, że byłem ciasny, tylko za mało rozluźniony… ale z drugiej strony nie czułem bólu, więc nie wiem… W zasadzie to nie czułem nic specjalnego. Czułem, że mam jakiegoś penisa w tyłku, który się we mnie dosyć mozolnie porusza i to by było na tyle. 
Nim zdążyłem się nad tym dłużej zastanowić… to Adrian skończył, jęknąwszy mi przeciągle do ucha. 
— Było zajebiście — wyszeptał, kiedy już opadł obok. 
Nic nie odpowiedziałem. Byłem już strasznie zmęczony. Oczy mi się same zamykały. Skupiłem się więc z powrotem na przyjemnym wirowaniu w mojej głowie. Zacząłem odpływać…
***
Wkładałem klucz do zamka chyba z minutę. Tak bardzo starałem się być cicho. Miałem nadzieję, że Robert jeszcze śpi i nie będę musiał na niego patrzeć… a przynajmniej nie od razu. Nie byłem gotowy, aby spojrzeć mu w twarz.
Otworzyłem bardzo ostrożnie drzwi i jeszcze ostrożniej postawiłem stopę w korytarzu. W mieszkaniu było cicho, więc łudziłem się, że mój ukochany będzie długo odsypiał swoją imprezę… choć raczej kiepski był z niego imprezowicz.
Zazwyczaj nie mieliśmy problemów z komunikacją i potrafiliśmy rozwiewać jakieś zgrzyty za pomocą normalnej rozmowy. Zazwyczaj też to Robert był tą bardziej emocjonalną stroną i reagował impulsywnie. Wiedzieliśmy obydwaj, że sytuacje mogą eskalować tak nagle, że sami za tym nie nadążaliśmy. Zazwyczaj działo się to, kiedy przesadziłem z alkoholem…
Wiedziałem, że to zdecydowanie ja przesadzam na tym polu. To nie było tak, że miałem jakiś większy problem. Po prostu kiedy znajomi ciągnęli mnie na imprezę, nie miałem umiaru. Musiałem tankować do oporu. 
Robert ostrzegał, że to się pewnego dnia źle dla mnie skończy. I miał rację. Szkoda tylko, że przy okazji skończyło się to też źle dla niego.
Kiedy ostrożnie ściągałem kurtkę, usłyszałem jakiś ruch, więc w efekcie stanąłem w bezruchu, bojąc się nawet oddychać. To jednak nic nie dało, bo po chwili Kwiatkowski wyłonił się z sypialni. Sam się chyba dopiero obudził, bo stanął przede mną w samych bokserkach. Gdy mnie dostrzegł, założył znacząco ręce na klatce piersiowej i oparł się o framugę od drzwi do sypialni.
Nie odzywał się. Po prosu stał i patrzył na mnie z czymś w rodzaju zawodu w oczach. Ale nie potrafiłem utrzymać kontaktu wzrokowego. W ogóle kiedy tylko moje tęczówki na moment napotkały jego, szybko odwróciłem wzrok i już nie chciałem go ponownie podnosić. Nie miałem odwagi. 
Rozebrałem się do końca w ciszy, a potem stanąłem trochę zagubiony, nie wiedząc, czy mam iść dalej, czy zostać w miejscu. 
— Wezmę prysznic — powiedziałem ostatecznie cicho i ze spuszczoną głowę zrobiłem dwa kroki, po czym dostałem się do łazienki. Robert parsknął tylko znacząco, kiedy go mijałem. 
Odetchnąłem ciężko, kiedy znowu znalazłem się sam. Ściągnąłem powoli ubrania i wszedłem do kabiny prysznicowej. Nie miałem odwagi spojrzeć w lustro, kiedy je mijałem. Jak miałem spojrzeć w oczy Robertowi, kiedy nawet nie potrafiłem spojrzeć w oczy sobie? 
Czułem, że przeciągam moment kąpieli w nieskończoność. Najgorsze było to, że wcale nie poczułem ulgi. Nadal czułem się brudny i najzwyczajniej w świecie czułem obrzydzenie do własnego ciała.
W końcu zmusiłem się, żeby wyjść. Ubrania z zeszłej nocy od razu wylądowały w koszu na pranie, jednak zapomniałem wziąć inne z szafy… zresztą nie miałem odwagi mijać Roberta, więc teraz byłem zmuszony wyjść w samym ręczniku. Poczekałem jednak pod drzwiami, nasłuchując tego, co się dzieje i doszedłem do wniosku, że Kwiatkowski musiał być w kuchni, więc pospiesznie przedostałem się do sypialni, a potem dopadłem do szafy, aby jak najszybciej wyjąć z niej ubrania. Nie chciałem stać taki odkryty.
Kiedy miałem już na sobie luźne dresy i podkoszulek, nie za bardzo wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Nie chciałem stąd wychodzić. Nie chciałem rozmawiać z Robertem, bałem się. Mój wzrok spoczął na naszym łóżku, na którym obecnie leżała zmielona pościel. Nie wiele myśląc, po prostu położyłem się na nim, po stronie Roberta, przyciskając swoją twarz do jego poduszki. Nie byłem pewny dlaczego to robię, a już na pewno nie chciałem myśleć, co powinienem zrobić w następnej kolejności. Po prostu wdychałem głęboko ten rozkoszny zapach i wyobrażałem sobie, że się tu obudziłem. Jak każdego ranka.
— Zrobiłem ci herbatę — usłyszałem niespodziewanie nad sobą, po czym otworzyłem oczy. 
Robert rzeczywiście postawił parujący kubek na nocnej szafce i usiadł na skraju łóżka. 
— Dziękuję — odpowiedziałem półszeptem i z powrotem zamknąłem oczy. W ten sposób nie musiałem patrzeć w jego, choć serce waliło mi teraz jak oszalałe, bo znajdował się tak blisko. I zrobił mi pieprzoną herbatę. Ten gest sprawił, że poczułem, jak pod moimi powiekami robi się mokro. Wtuliłem zatem twarz jeszcze bardziej w poduszkę, bo wiedziałem, że łzy zaczną spływać po moich policzkach, a nie chciałem, żeby Robert zauważył. Jeszcze nie teraz. 
— Gdzie byłeś? — spytał po kilku chwilach. Jego ton głosu brzmiał normalnie. Chyba bardzo się starał, aby nie brzmieć już od pierwszych chwili karcąco. Był na tyle kochany, że chciał zacząć od zwyczajnej rozmowy.
— Przespałem się z kimś — wyburczałem niespodziewanie w poduszkę. Już miałem odpowiedzieć, że „nigdzie”, ale dotarło do mnie, że to z pewnością zostanie źle odebrane i Kwiatkowski uzna, że nadal stroję fochy. Wobec tego… po prostu mi się wymsknęło. Z jednej strony poczułem raptownie ulgę, ale z drugiej… nie byłem pewny, czy chcę poznać konsekwencje tych słów.
— Co? — spytał po dobrych kilku sekundach ciszy. Niestety już nie miałem tyle odwagi, żeby powtórzyć.
— Przepraszam — wyszeptałem jedynie i odwróciłem głowę w jego stronę. Bałem się, ale mimo wszystko czułem, że muszę zobaczyć jego reakcję. Już nie tamowałem łez. 
— Nie — powiedział, po czym zaśmiał się krótko. — Bardzo śmieszne — rzucił dodatkowo, będąc przekonanym, że tylko sobie żartuję. Nie odpowiedziałem nic. — Powiedz, że żartujesz — poprosił, a z jego twarzy zniknął niepewny uśmiech. — To zemsta za wczoraj, tak? — upewnił się. — Okej, już mnie nastraszyłeś, udało ci się — zapewnił. Ja nie reagowałem. Reagowały za to moje oczy, które z każdym wypowiadanym przez niego słowem produkowały coraz więcej łez. — Z kim? — zapytał w końcu, chyba wreszcie sobie uzmysławiając, że to nie jest żaden głupi żart. Serce pękło mi na pół, kiedy dojrzałem zawód, jaki ogarnął jego twarz. Ufał mi, a ja… — Z kim? — wycedził ponownie, już tracąc cierpliwość. Widziałem, że powoli złość przejmuje nad nim kontrolę.
— To nie ważne — powiedziałem cicho.
— Masz mi w tej chwili powiedzieć, kurwa, z kim! — zażądał agresywnie, znacznie podnosząc głos. 
— Robert, nie rób sobie tego — poprosiłem błagalnie. 
— Jak miał na imię? Znam go? To ten jebany Adam, tak? — zaczął dopytywać.
— Nie, nie znasz go — jęknąłem. 
— Było ci z nim dobrze? — Nie odpuszczał. — Był lepszy ode mnie?!
— Byliśmy najebani, ledwo co pamiętam — skłamałem.
— To jest, kurwa, twoja wymówka? — warknął.
— Nie, to żadna wymówka, wiem, że strasznie zjebałem — powiedziałem ostrożnie.
— Kto to był? — powtórzył z uporem maniaka.
— Robert…
— Mów, kurwa mać! — krzyknął niespodziewanie, przez co aż się wzdrygnąłem i pod wpływem przerażenia moje usta opuściło te przeklęte imię, które tak bardzo chciał poznać.
— Adrian.
— Adrian… — powtórzył z żalem.
— Byłem pijany, powiedział, że mogę przekimać w jego pokoju, dopóki nie wytrzeźwieję, a potem… — zacząłem tłumaczyć, jednak mi przerwał. 
— Zamknij się. Nie chcę tego słuchać — warknął wściekle, po czym wstał i rozjuszony wyszedł z sypialni.
— Robert! — zawołałem za nim. Nie odpowiedział mi jednak, więc zaniepokojony wstałem i udałem się za nim. Stał tuż przy drzwiach balkonowych w salonie, opierając się o nie dłonią. Głowę miał spuszczoną. Widziałem jedynie, jak ciężko oddychał. Podszedłem do niego powoli i ostrożnie położyłem rękę na jego plecach. Wzdrygnął się momentalnie.
— Nie dotykaj mnie — burknął, odchodząc kilka kroków w bok, aby zwiększyć dystans między nami.
— Przepraszam… — wyszeptałem jedynie, bo kompletnie nie miałem pojęcia, co mógłbym innego powiedzieć. Chyba nawet nie było takich słów, które mogły wyrazić to, jak paskudnie się czułem. Nie było takich słów, jakie chciałbym mu powiedzieć, by wiedział, jak straszliwie tego żałuję. 
Miał łzy w oczach, ale nie płakał. Po prostu patrzył na mnie z niesamowitym zawodem, zagryzając w skupieniu wargę. Dłonie splótł na karku.
— Muszę iść — powiedział w końcu, po czym rzeczywiście ruszył z powrotem w kierunku sypialni. 
— Dokąd? — zapytałem przestraszony.
— Jak najdalej od ciebie — warknął.
Natychmiast za nim poszedłem i z przerażeniem zacząłem się przyglądać, jak wpierw pospiesznie zakłada spodnie i bluzę, a potem wyciąga z szafy torbę.
— Robert, co robisz? — zapytałem, mimo iż doskonale widziałem.
— A na co ci to, kurwa, wygląda? — odbił pytanie z sarkazmem.
— Posłuchaj — zacząłem, podchodząc do niego ostrożnie. — Zastanów się, proszę. Kocham cię i zrobię wszystko, co tylko zechcesz, tylko mnie nie zostawiaj — zacząłem błagać.
— Odsuń się — rozkazał, kiedy znalazłem się zbyt blisko. 
— Proszę — powtórzyłem zdesperowany.
— Powiedziałem, żebyś się, kurwa, odsunął! — krzyknął na mnie rozwścieczony i przez moment myślałem, że mnie po prostu uderzy. Przymknąłem nawet oczy, w oczekiwaniu na strzał, na który z pewnością zasłużyłem… ale takowy nie nadszedł. Robert zwyczajnie odsunął mnie od siebie niezbyt delikatnie, aby móc się dalej pakować.
— Proszę, nie — zacząłem w końcu żałośnie błagać i usiadłem bezsilny na łóżko. Nie miałem najmniejszego pomysłu, jak mógłbym go zatrzymać. Zasłużyłem sobie na porzucenie… ale nie mogłem się z tym pogodzić. Czułem, że Robert to był ten jedyny, wymarzony. A ja zjebałem. — Nie zostawiaj mnie — poprosiłem przez łzy cicho, nie mając ani odwagi, ani siły, aby go jakoś przekonać do swoich słów. 
Nawet na mnie nie spojrzał. Po prostu wkładał pospiesznie ubrania do torby treningowej.
— Przepraszam… — wyszeptałem przez łzy, po czym zakryłem twarz dłońmi.
Nie chciałem na to patrzeć.
Nie chciałem patrzeć, jak odchodzi. 
_______________

Miał być czwartek/piątek, ale skoro bonusik gotowy, to po co go trzymać, nie? :). Mam nadzieję, że Wam się podobał, choć dotyczył z pewnością jednej z najmniej przyjemnych scen. 
Aż mi się smutno zrobiło, więc pod wpływem natchnienia trzasnęłam przy okazji jeszcze jeden bonus, który dotyczy pierwszego spotkania chłopaków... i w sumie innych pierwszych razów :v
Chcielibyście poczytać zboczone myśli Eryka? :D
To podzielę się tą częścią gdzieś pod koniec czerwca.
Tymczasem do zobaczenia w niedzielę, bo w teraźniejszej linii fabularnej też stanie się coś ciekawego :)

6 komentarzy:

  1. Okeeej… Miałam się śmiać, ale nie jest mi do śmiechu xD
    Serio miałam rację? LOL xDDDDDD

    Żal mi się zrobiło Eryka, bo był w takim stanie, że praktycznie nic do niego nie docierało. Nie wiem czy to był już gwałt czy jeszcze nie... Adrian też średnio kontaktował... Ehhh…

    Jeszcze trochę to stworzysz tom "zero" z takim tempem haha :D
    I dlaczego zadajesz pytania retoryczne? xD

    Teraz to się serio głowię, dlaczego Eryk jest z Adrianem (a może nie jest???), bo ja bym na jego miejscu nie chciała tego człowieka na oczy widzieć.
    A Adam to mała gnida. Zwalę całą winę na niego!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, Eryk bardzo dobrze pamięta, co się stało. Może obudził się zdezorientowany, ale wszystko do niego dokładnie wróciło, nawet dokładniej niż by chciał :)
      Celowo starałam się tak pokierować myślami Eryka, żeby wiedział, co się działo, tylko zbył zbyt na to obojętny. Pamiętał o Robercie, był świadomy, że Adrian się do niego dobiera, a mimo wszystko nawet nie spróbował zaprotestować, godząc się na taki bieg zdarzeń.
      Co do reszty - wszystko się wyjaśni w swoim czasie :D

      Dzięki jak zwykle za komentarz i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. oJEJKU, to było fantastyczne! Ja myślałam że napiszesz o teraźniejszości, jak po rostaniu z Robertem spiknął się z Adrianem. A tu taka niespodzianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym też napiszę, ale innym razem :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Szczerze mówiąc to sama nie wiem co mysleć o tej akcji.
    Jako pierwsza myśl nasuwa mi się, że Eryk ma totalnie beznadziejnych przyjaciół/znajomych(?) - głównie chodzi o gadki o Robercie itp - wiec wspólczucia Eryk!
    Po drugie Adrian jak dla mnie nie przedstawia się to jako totalna gnida - a serio chciałam aby tak było!!!! Ot Eryk młody, głupi studencik uniósl się honorem, popil no i ...stało sie....i tyle, nawet nie był za bardzo świadomy co się dzieje. Zeby nie było, nie tlumacze go!!!! Absolutnie nie!
    Adrian...hmmm sama nie wiem co myslec. Takze młody student, pijany spotyka kolesia, który mu sie podoba. Zaczyna go dotykac, tamten sie nie sprzeciwia ( raz Eryk baknął coś o Robercie )no i stało sie. Fakt nie ma dokładnie napisane czy był w podobnym stanie upojenia jak Eryk czy mniej ( zakładam, że mniej skoro mu stanął XD )i wiedział, że bierze się za totalnie pijanego kolesia choc tłumacze go tym, że w tamtym momencie raczej ciezko było mu o tym myslec.
    Więc podsumowując - ciezko tu kogos "obwinic". Zawalil Eryk na calej lini i tyle... A Adrian skorzystał z okazji ( chamsko bo chamsko)
    Ehhhhh jakos myslalam, że ten bonus cos mi rozjasni a jeszcze bardziej mnie zamotal!
    Choc kłótnia telefoniczna z Robertem i zazdrosc Eryka poprawiła mi humor! XD I nadal licze, że oni do siebie wrócą!

    Czekam na kolejny bonus i niedzielny odcinek!

    Pozdrawiam,
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że widziałaś ten rozdział dokładnie tak, jak chciałam, żeby został odebrany - a odkąd tylko piszę te opowiadanie, to się rzadko zdarza, także jestem miło zaskoczona. xD
      Eryk sobie popił, uniósł się honorem, Adrian też sobie popił i zobaczył, że Eryk jest podatny i wcale się nie opiera, więc sobie skorzystał. Możliwe że był w delikatnie lepszym stanie niż Demiński, jednak raczej nie zaplanował tego z premedytacją. Po prostu wykorzystał to, że chłopak, który mu się podoba, przypadkowo wylądował w jego łóżku.
      Pisząc takie rozdziały z przeszłości, aż mnie nostalgia ogarnia, także jeszcze sobie poczytasz o szczęśliwym Robercie i Eryku - jak nie w trzecim tomie, to w jakichś bonusach :D

      Również pozdrawiam! :)

      Usuń