4 sierpnia 2019

Francuski piesek: Rozdział 2

Widmo kompromitacji

19 kwietnia 2018
— No puedo hablar ahora — powiedział, przytrzymując telefon barkiem i próbując przewiązać się czarnym pasem przez talię. W uchu słyszał tyradę matki pod tytułem „Ty nigdy nie masz czasu rozmawiać!”. — Te llamaré luego, ¿Bueno? — zapytał z nadzieją, że Dolores po prostu przyjmie to do wiadomości, uwierzy mu na słowo, że oddzwoni i nie będzie go dłużej nagabywać. Mimo wszystko wcale się nie zdziwił, kiedy tak się nie stało, aczkolwiek słuchał narzekań matki tylko połowicznie, bo zaczął rozglądać się z ciekawością po sali treningowej, na którą właśnie wszedł. Naprawdę nie miał czasu rozmawiać i pragnął jak najszybciej zbyć kobietę. — Sí, te lo prometo — obiecał, że oddzwoni i z ulgą się pożegnał. Kochał Dolores i nawet na chwilę ogarnęły go wyrzuty sumienia, bo
zdawał sobie sprawę, że ostatnio faktycznie nie wykazywał inicjatywy, ale jak na typowego sangwinika przystało, szybko mu minęło.
Wziął głębszy oddech i z ogromnym uśmiechem na twarzy ruszył przez środek maty, wymijając rozgrzewających się chłopaków, już nie mogąc się doczekać, aż zacznie z nimi pracować.
Powiedzieć, że Marcel Armiński uwielbiał swoją pracę to jak nic nie powiedzieć. Niektórzy uważali go przez to za wariata, ale jednak spora grupa osób popatrywała na niego z odrobiną zazdrości. I to nawet nie dlatego, że dorobił się fortuny na swoim biznesie. Nie, godnym pozazdroszczenia był fakt, że potrafił przemienić swoją największą pasję w źródło dochodu, a następnie w cholernie opłacalny biznes. 
Choć obecnie kluby sportów walki wyrastały jak grzyby po deszczu, to jednak Orion był w tym aspekcie weteranem. Oczywiście początki nie były łatwe, bo założona jeszcze przez ojca Marcela w latach dziewięćdziesiątych szkółka, na początku nie rokowała zbyt dobrze. Pomimo iż w Ameryce Łacińskiej jiu jitsu zakrawało niemal o sport narodowy, to w Polsce mało kto o nim słyszał i tylko najbardziej ciekawscy nie przekreślali tej dziedziny na starcie. Jednak oprócz biznesplanu, Leonard razem z synem Marcelem mieli coś jeszcze, co pozwoliło im przetrwać najtrudniejszy okres, a potem stopniowo zbudować swoiste imperium — mianowicie umiejętności. 
Leonard Armiński właśnie po to rzucił wszystko i wyjechał do Brazylii — czuł, że jiu jitsu to coś stworzonego wprost dla niego. W komunistycznej Polsce mógł tylko pomarzyć o spróbowaniu swoich sił w tym sporcie, więc pewnego dnia postawił wszystko na jedną kartę, spakował swój skromny dobytek w jedną walizkę i tak po prostu uciekł na drugi koniec świata. 
Choć odnalezienie się w kraju, o którym nie miał pojęcia, bez znajomości języka i… ogólnie bez znajomości, zakrawało wręcz o samobójczy plan, to Leon nie pomylił się co do jednego — jiu jitsu faktycznie było dla niego stworzone. Kiedy już mniej więcej ustabilizował swoje życie, zapoznał temperamentną Argentynkę, dla której przeprowadził się do Buenos Aires, a tam szybko doczekali się potomstwa. Wpierw na świat przyszła Weronika, a dwa lata po niej Marcel i to właśnie na niego swoją pasję przelał Leonard.
Takim oto sposobem Marcel od najmłodszych lat trenował wśród najlepszych z najlepszych sportowców. Obetnie to właśnie on był najlepszym z najlepszych i treningi z nim to był pewnego rodzaju zaszczyt. Gdy tylko zbliżały się mistrzostwa świata, do Oriona przyjeżdżali zawodnicy z różnych zakątków globu — od Ameryki po Azję. W końcu kto mógł ich lepiej przygotować niż najwytrwalszy weteran, który oprócz czarnego pasa posiadał też mnóstwo dowodów poświadczających wyjątkowość jego umiejętności? Tytuły ośmiokrotnego mistrza świata w brazylijskim jiu jitsu, do tego dwukrotnego wicemistrza i siedmiokrotnego mistrza Europy robiły wrażenie na wszystkich z tej branży.
Osiem lat temu postanowił zakończyć swoją karierę i w pełni poświęcić się klubowi oraz pracy trenera. Orion z małego klubu jiu jitsu stał się czymś na miarę centrum atletyki i oprócz jiu jitsu rozszerzył ofertę o inne sporty parterowe oraz uderzane i wreszcie o MMA, które w szczególności przynosiło klubowi dużą popularność… i zyski. 
Pomimo wykwalifikowanej kadry trenerskiej Marcel nie spoczywał na laurach i sam chętnie angażował się w prowadzenie zawodników do określonych przez nich celów. Praktycznie codziennie po południu uczestniczył w treningach jiu jitsu i tak stało się też dzisiaj.
Wcale się nie zdziwił, gdy cała sala treningowa była wypełniona zawodnikami — na macie znajdowało się około czterdziestu, z czego większość właśnie się rozgrzewała. Zaczął się witać z chłopakami, którzy akurat byli na jego drodze, a gdy dotarł na drugi kraniec sali, by tam na małej ławeczce zostawić wodę i telefon, przeżył delikatne zaskoczenie.
— Co ty tutaj robisz? — zapytał, uśmiechając się pod nosem. 
— W zasadzie to się właśnie nad tym zacząłem zastanawiać — odpowiedział Oliwier i zagapił się gdzieś w przestrzeń. — Z jakiegoś powodu, gdy wracałem, uznałem, że zrobienie treningu to dobry pomysł — dodał, jakby sam zaskoczony swoim wyborem.
— Pojechałbyś się przespać, chłopie — zasugerował z parsknięciem Armiński. Doskonale wiedział, że Oliwier bywał szalony, ale przyjście na trening po kilkunastogodzinnej służbie było w jego mniemaniu wręcz skrajnie głupie. — Jeszcze jakiejś zapaści dostaniesz. Wiesz… w twoim wieku — dowalił przyjacielowi, wiedząc, jak ten na to zareaguje. I wcale się nie pomylił.
— W moim wieku? — wysyczał Francuz, udając skrajne oburzenie. — Uważaj, żebyś ty zaraz nie doznał jakiegoś przypadkowego złamania karku — warknął ostrzegawczo, mierząc zadziornie wzrokiem przyjaciela, który również śmiało podjął ten pojedynek na spojrzenia.
Po kilku sekundach napięcia i pozornej ciszy parsknęli na głos i Marcel przysiadł się chwilowo do Francuza, który oparł głowę o miękką, bo wyłożoną matą, ścianę, dłonie wsparł o ławkę i wyciągnął przed siebie nogi.
— Wszystko okej? — zapytał ciszej brunet, odwracając głowę w kierunku policjanta..
— Wszystko okej — potwierdził Oli, spojrzawszy w oczy przyjaciela, by uwiarygodnić swoje słowa.
Marcel jednak nie dał się na to złapać. To znaczy… wiedział, że Oli bez problemu mógł patrzeć w oczy i kłamać jak z nut, ale z drugiej strony znali się ponad dwie dekady i liczył, że przyjaciel by mu powiedział, gdyby coś go dręczyło. Mimo wszystko dopytał:
— Czyli… śpisz spokojnie? — zapytał enigmatycznie, na co Francuz parsknął.
— Oczywiście, że śpię spokojnie. Czemu miałbym nie spać? Po prostu jak teraz padnę, to wstanę gdzieś o trzeciej nad ranem i będę wariował z nudów. Chcę jedynie się przetrzymać choć do dwudziestej — wyjaśnił.
— W porządku. — Marcel przytaknął. Skoro Oli mówił, że było okej, to pozostawało mieć nadzieję, że tak rzeczywiście było. — Przynajmniej coś macie ciekawego? Czy cię tak dręczyli na nic? — zagadnął dla odmiany.
— A gdzie tam. Koleś był ewidentnie w coś umoczony, ale szczerze? Wątpię, żebyśmy do czegoś doszli. To raczej nie porachunki na mieście — wyjaśnił markotnie. — No ale co zrobisz. Mój naczelnik spierdolił na wakacje, więc teraz ja muszę się z tym bujać — dodał, wzdychając.
— Ej, stary, ale jesteś teraz kierownikiem, masz władzę — zażartował Marcel, tknąwszy znacząco łokciem w bok Oliwiera, który posłał mu spojrzenie pełne politowania.
— Takie akcje jak ta przypominają mi dosadnie, dlaczego ja nie chce kierowniczego stanowiska — odwrócił narrację blondyn. — Nie dla mnie taka biurokracja.
— Dlatego jesteś w dochodzeniówce — podsumował dobitnie Marcel, wiedząc, że praca w wydziale, w którym obecnie pracował jego przyjaciel, polegała głównie na biurokracji.
— To co innego — stwierdził Oliwier.
— Naprawdę nie znam człowieka, który by skupiał w sobie więcej skrajności. — Armiński pokręcił głową ze śmiechem.
— Nie wiem, o co ci chodzi. — Oli w odpowiedzi wzruszył tylko nonszalancko ramionami.
— Ech, to może wiesz, o co chodzi mojemu synowi? — zapytał z pozoru bezsensownie Marcel i skinął wymownie gdzieś w przeciwległy kąt sali, gdzie akurat Denis sparował z innym zawodnikiem i po ich minach było widać, że niespecjalnie dobrze im idzie. To znaczy Filip, bo tak nazywał się partner Denisa, wyglądał na przerażonego, a młody Armiński wyglądał, jakby chciał go zamordować.
— O, a on dalej? Myślałem, że mu przeszło — zaciekawił się Oli, widząc, jak zacięty był młody Armiński. Jego cała postawa krzyczała, że raczej chciał połamać kończyny swojemu sparingpartnerowi, a nie zrobić porządny trening.
— To znaczy… ostatnio też tak myślałem, bo się uspokoił. Rano sam widziałeś, że zachowywał się normalnie, a kiedy wrócił ze szkoły… no jakby ktoś mi dzieciaka podmienił. Pokłóciliśmy się i teraz znowu się wyżywa — wyjaśnił odrobinę bezradnie Armiński.
— Podejmuję wyzwanie — powiedział niespodziewanie Oliwier, wstając, a Marcel posłał mu spojrzenie pełne niezrozumienia. Dopiero kiedy przyjaciel obejrzał się przez ramię i obdarował go wręcz szatańskim uśmiechem, właściciel Oriona uzmysłowił sobie, co ten miał na myśli. 
— Nie, Oli! Daj spokój! — zawołał za nim, ale było już za późno, bo Francuz dzielnie kroczył pomiędzy rozgrzewającymi się zawodnikami, aż dotarł do krańca maty, na której Denis pastwił się nad innym chłopakiem.
— O, Wiktor, co ty tu robisz? — zapytał pogodnie bez cienia zawahania i tak jak myślał, natychmiast skupił na sobie uwagę syna Marcela. — Ach, jednak Denis — dodał, pozorując przepraszający ton. — Czasami kompletnie was nie odróżniam — wyjaśnił niewinnie i mógł przysiąc, że gdyby spojrzenia zabijały, właśnie leżałby martwy… i rozszarpany. 
***
Ten dzień zaczął się całkiem w porządku. Dosyć niemrawo, ale natychmiast się rozbudził, kiedy tylko w progu ich kuchni pojawił się Oliwier — jak zwykle roześmiany, złośliwy… tak cudownie będący sobą. 
To wprawiło Denisa w swoistą fazę, w której trwał przez pół dnia. W szkole spotkał się z kumplami i koleżankami, było wesoło, nawet udało mu się zdobyć pytania, jakie miały być na poprawie z niemieckiego, bo okazało się, że kolega z równoległej klasy poprawiał właśnie dzisiaj i tak po prostu podzielił się z Armińskim tą wiedzą. Dodatkowo ciągle z tyłu głowy miał potencjalny wyjazd na Mazury, gdzie równie potencjalnie miał im towarzyszyć Oli i to już w ogóle go rozpierało nastolatka. No dzień idealny! Już nawet nie natknął się nigdzie w korytarzu na Janka i zaczął mieć nadzieję, że do chłopaka dotarło, że to, co się zdarzyło między nimi parę tygodni wcześniej, było tylko jednorazowym wyskokiem i nie czyni ich parą. Ani nawet znajomymi. 
Było bardzo blisko, aby Denis mógł ten dzień zaliczyć do udanych. Niestety zdarzyło się coś, z pozoru nieistotnego, co bardzo wyprowadziło go z równowagi.
— Musimy zorganizować jakieś ognisko pożegnalne po maturach — zagaił Albert na przerwie przed ostatnią lekcją. Okupowali we dwójkę jeden z parapetów i przyglądali się przez okno sytuacji na dziedzińcu, gdzie grupka pierwszaków próbowała bardzo nieudolnie poderwać trzecioklasistki. 
— No spoko. Masz na myśli jakieś klasowe czy tylko naszą ekipę? — dopytał Armiński. Z racji, że pochodził spod Białegostoku, a jego dom rodzinny znajdował się w charakterystycznym miejscu, trochę już na odludziu, otoczony lasami i polanami, to niejednokrotnie zapraszał przyjaciół na ogniska czy inne plenerowe imprezy.
— A chcesz, zapraszać wszystkich? — zapytał Albert, unosząc sugestywnie jedną brew.
— No wszystkich to może nie — przyznał Denis. Raczej nie miał z nikim spiny i ogólnie to stronił od konfliktów, ale wiadomo jak to bywało. Nie dało się przecież wszystkich lubić. — Ale w sumie w takim składzie już się pewnie nie zobaczymy. Porozjeżdżamy się w różne części Polski i ciężko będzie się złapać — zobrazował Armiński. 
— No… ja to chyba zostanę jednak w Białym — rzucił nagle nieśmiało Albert, co natychmiast zaalarmowało Denisa. Jak to „chyba zostanie w Białym”? Przecież już snuli plany, jak ogarną jakieś mieszkanie razem w Warszawie, bo drugi chłopak jako jedyny z najbliższych znajomych Denisa wybierał się do stolicy na studia. To w sumie był jedyny powód, dla którego Armiński aż tak bardzo nie wariował. Tymczasem okazywało się… że pojedzie tam kompletnie sam.
— Jak to? — zapytał zaskoczony.
— No po prostu. I tak się nie dostanę na SGH… Złożę papiery na polibudę tutaj. — Albert wzruszył ramionami.
— Stary, nawet jeszcze nie napisaliśmy matury, więc nie pierdol — skarcił kumpla. — Na pewno się dostaniesz, a tu możesz zawsze złożyć awaryjnie — zaoferował. 
— Niby tak, ale tu jednak wszystko jest na miejscu. Nie musiałbym dodatkowo hajsu na mieszkanie wydawać, tylko zarobię coś dla siebie — wytłumaczył Albert.
W Denisie coś zadrżało… ale nie miał zamiaru tego pokazywać. Starał sobie nawet tłumaczyć, że to życie jego kumpla i ma prawo z nim robić, co mu się tylko podoba. Mimo wszystko poczuł się nieco zdradzony i na nowo zaczęła ogarniać go panika. 
— No spoko, jak tam sobie chcesz — odparł jednak tylko, udając kompletną obojętność.
I wtedy skończyła się przerwa. A potem ostatnia lekcja. I wrócił do domu, gdzie z totalnie idiotycznego powodu pokłócił się z ojcem, bo po prostu nie potrafił odpuścić, tak go wszystko irytowało. Fakt, że nie potrafił nad tym zapanować, sprawiał, że wściekał się jeszcze bardziej i tylko chodził, warcząc na wszystkich dookoła.
Liczył, że ciężki trening pozwoli mu spuścić trochę ciśnienia, albo chociaż zmęczy go na tyle, że nie będzie mu się chciało dalej wszystkich atakować. Ale to była tylko złudna nadzieja, bo choć miał najszczersze intencje, to Filip, z którym sparował, jakby na złość robił wszystko, aby wyprowadzić Denisa z równowagi. No i mu się udało, bo w pewnym momencie Armiński miał mu po prostu ochotę strzelić w ryj. Nie zrobił tego, ale za to nie szczędził sobie złośliwości w postaci celowego przeciągania dźwigni. Skoro ten kretyn nie zamierzał współpracować, to niech trochę pocierpi!
Totalnie nie potrafił tego pojąć. W głębi duszy czuł, że to co robi jest głupie i dziecinne, a jego reakcje są przesadzone, ale zdrowy rozsądek był skutecznie zagłuszany przez wszystkie negatywne emocje, jakie się w nim kumulowały. 
Choćby chciał, to nie potrafił sobie odpuścić. 
No i jeszcze dodatkowo znienacka usłyszał:
— O, Wiktor, co ty tu robisz? — i przelała się czara goryczy.
Podniósł wzrok i poczuł tak wiele skrajnych emocji, że miał ochotę aż coś rozwalić z tej bezradności. 
Oliwier pomylił go z bratem. 
Nawet nie wiedział, jak ma zareagować, więc po prostu posłał mu wściekłe i rozgoryczone zarazem spojrzenie. Ta sytuacja wysłała natychmiast do podświadomości Denisa informację, jak bardzo Francuz nie zwracał na niego uwagi i jak bardzo był mu obojętny.
Ale po tym ułamku sekundy dojrzał minę policjanta i poczuł połowiczną ulgę… i jeszcze większą wściekłość. Okej, uff, Oliwier go nie pomylił, pamiętał jego imię. Tylko dlaczego do cholery drażnił go w tak chamski i perfidny sposób?!
— Filip, tak? — zwróci się do drugiego chłopaka policjant, a kiedy ten skiną głową, dodał: — Co powiesz, żeby Denis poznęcał się dla odmiany trochę nade mną? — zaoferował z tym swoim szerokim, szelmowskim uśmiechem, na co Filip z ulgą przystał.
— Skąd pomysł, że chcę z tobą sparować? — zapytał wrednie Denis, po tym jak Oli spławił jego sparingpartnera.
— Ale to jest w ogóle nie istotne, czy ty chcesz ze mną sparować. Ważne jest, że ja chcę z tobą sparować — odpowiedział z rozbrajającą szczerością i przyklęknął, chwytając zaraz zaczepnie kostkę Denisa. 
Bezczelny, wredny cham! — załomotało w głowie młodego Armińskiego, po czym wyrwał swoją nogę i błyskawicznie rzucił się na Francuza, który wylądował na plecach. Nie wyglądał jednak na szczególnie przestraszonego tym atakiem, bo zamiast jakoś specjalnie się bronić, zaśmiał się w głos. Poza tym zdążył zamknąć nastolatka w gardzie, krzyżując nogi ponad jego biodrami.
Denis dla odmiany z zaciętą miną spróbował wykluczyć przynajmniej jedną z rąk Oliwiera, ale na każdy jego chwyt policjant reagował kontrą. 
— Nie uda ci się. Chcesz za bardzo — prowokował Francuz, widząc, jak niesamowicie zdeterminowany jest nastolatek, żeby go poddać. 
To wcale nie zniechęciło Denisa, wręcz przeciwnie. Nagle narodziła się w nim tak ogromna chęć zdominowania drugiego mężczyzny, że aż zapomniał, jak blisko się go znajduje i że w zasadzie może go właśnie bezkarnie obmacywać. Obecnie chciał mu po prostu udowodnić, że jest silniejszy, lepszy, po to żeby… no w sumie nie wiedział po co, ale chciał!
— Próbujesz tego piąty raz, wymyśl coś lepszego, bo już mi się nudzi — gadał dalej Oli, czując, że nawet z dołu ma więcej kontroli. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Denis jest rewelacyjny i gdyby teraz tak strasznie nie kierował się chęcią udowodnienia sobie czegoś, tylko zaczął sprytnie analizować sytuację, to być może nawet by mu zagroził… ale tego nie robił, a przez to jego wszystkie ruchy były dla policjanta czytelne. Poza tym, Oliwier był od niego większy, cięższy i pomimo iż obaj posiadali czarne pasy, to jednak blondyn był nieco bardziej doświadczony. 
A Denis był za to coraz bardziej wkurzony. Aż momentami się dziwił, że może bardziej, zupełnie jakby nie istniał limit. 
— Ej, ja się tu przyszedłem rozbudzić, a zaraz zasnę — rzucił złośliwie Francuz, kiedy Armiński przykleił się do niego.
— A żebyś wiedział, że zaraz uśniesz — wysyczał rozeźlony nastolatek, wsuwając przy tym swoje przedramię pod kark Oliwiera, za wszelką cenę chcąc założyć mu duszenie trójkątne rękami.
Francuz oczywiście od razu przeczytał zamiary Denisa i skutecznie uniemożliwił mu dokonanie jego planu. A jakby tego było mało, sam wyszedł z kontratakiem. Zerwał chwyt Denisa, podjeżdżając swoimi biodrami nieco do góry, a przy tym dynamicznie skręcił się w lewo, wychylając się po odrzuconą przed ułamkiem sekundy rękę bruneta. Przytrzymał ją swoją lewą, a prawą podebrał z góry na wysokości ramienia i zamknął chwyt, łapiąc się za nadgarstek drugiej ręki. Na koniec położył się z powrotem na matę, prostując łokieć Denisa, co sprawiło, że wywarł na niego nienaturalny nacisk. Armiński natychmiast odklepał, poddany kimurą. 
Po wszystkim Oli podniósł się i z przyjaznym uśmiechem wyciągnął rękę w stronę Denisa, by pomóc mu wstać.
Nastolatek jednak obdarował go kolejnym butnym spojrzeniem i zrobił coś, czego raczej nie planował. Po prostu brzydko strącił dłoń policjanta swoją własną i wstał samodzielnie. Jednak ułamek sekund potem jak to zrobił, poczuł wzbierającą falę wyrzutów sumienia. Cholera! Jego impulsywność czasami go przerastała.
Oli jednak nie wziął tego do siebie. Po prostu parsknął pod nosem i rzucił:
— Idę znaleźć kogoś, kto nie będzie próbował mnie utulić na śmierć.
Potem odwrócił się na pięcie i pewnym krokiem ruszył w przeciwnym kierunku, by po paru metrach zatrzymać się przy Robercie Kwiatkowskim, z którym zaczął natychmiast zaciekle dyskutować.
Denis znowu poczuł… wiele. Nadal targały nim wyrzuty sumienia, czuł rozgoryczenie, złość i… zazdrość. Ilekroć widział Roberta w pobliżu Oliwiera, miał wrażenie, że coś miażdży jego wnętrzności. 
A przecież sam był sobie winny! Mógł się zachować jak mężczyzna, poprosić o rewanż i Oli dalej by tu był, naprzeciwko niego. 
Świetnie ci idzie — skarcił się ironicznie w myślach. Nie miał wątpliwości co do tego, że skupił dziś na sobie uwagę policjanta, tylko że niekoniecznie o taką uwagę mu chodziło. Teraz Oliwier nie tylko go olał, ale jeszcze zapewne pomyślał sobie, że Denis jest rozwydrzonym, wściekającym się o byle co gówniarzem. 
***
Po treningu trochę się wyciszył. Może dlatego, że ostatecznie, kiedy Oliwier go olał, zajął się nim własny ojciec, a to zawsze oznaczało wysiłek na najwyższym poziomie, bo Marcel zawsze podchodził profesjonalnie do swojej pracy — nawet kiedy chodziło o własnego syna. Z drugiej strony Denis był za to wdzięczny, bo dzięki temu, że ojciec nigdy mu nie odpuszczał, wygrał młodzieżowe mistrzostwa świata w jiu jitsu.
W każdym razie tata się do niego nie odzywał — to znaczy tłumaczył mu wszystko odnośnie technik, korygował błędy i podpowiadał, ale nawet słowem nie zająknął się na temat tego, czego z pewnością był świadkiem, czy nie wracał do tematu wcześniejszej kłótni. Niby nie wydawał się zły i mówił całkowicie normalnie, bo chyba nie chciał już prowokować i wywoływać kolejnej wojny, to mimo wszystko Denis nie mógł oprzeć się wrażeniu, że tata jest nim cholernie rozczarowany.
Być może to sobie dopowiadał czy nawet wmawiał, ale koniec końców, po treningu, nie potrafił iść do szatni, bo to mu przypominało, że zaraz musi wracać do domu, a to go chwilowo zastopowało. Jak on wróci i spojrzy im wszystkim w twarz? Wybuchł wcześniej bez kompletnie żadnego powodu i teraz pewnie wszyscy myślą, że jest jakimś rozchwianym emocjonalnie dziwakiem. Pewnie matka będzie chciała urządzić mu pogadankę, a ojciec zacznie wypytywać, czy wszystko z nim w porządku. Nawet nie chciał o tym myśleć.
Został na sali sam i zaczął się rozciągać, jednocześnie gnębiąc się w myślach.
W pewnej chwili drzwi gwałtownie się otworzyły i Denis dojrzał Oliwiera. Policjant najwyraźniej czegoś zapomniał, bo przeszedł tylko przez całą długość maty, nawet nie zaszczycając nastolatka spojrzeniem, zabrał coś z ławki, a potem się zawrócił i na moment złapał kontakt wzrokowy z młodszym chłopakiem. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej zrezygnował, bo zawrócił się i ruszył z powrotem w stronę drzwi.
— Hej! — zawołał niespodziewanie Armiński z dudniącym sercem. Nie miał pojęcia, co jeszcze powiedzieć. Niemniej wypadało, żeby coś z siebie wydukał, bo skutecznie skupił na sobie uwagę Francuza, który stanął i patrzył na niego z wyczekiwaniem. — Przepraszam — wydusił z siebie, na poły z ulgą, na poły z przestrachem. 
Oliwier wydał się wyraźnie zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że nastolatek pójdzie po rozum do głowy i zachowa się tak racjonalnie.
— Nie ma sprawy — odparł tylko i wzruszył ramionami. Poczekał jeszcze parę sekund, zastanawiając się, czy Denis coś doda, ale kiedy tylko zobaczył, jak chłopak spuścił głowę, uznał, że ich konwersacja dobiegła końca, więc ponownie ruszył do wyjścia i wtedy usłyszał to:
— Chcę rewanżu — zażądał Denis, a kiedy dotarło do niego, że zabrzmiał dosyć bezczelnie, szybko się poprawił: — To znaczy… czy mógłbyś dać mi rewanż? 
— Teraz? — zapytał ze zdziwieniem Oli.
— Aaa… — Denis machnął ręką, jakby sobie o czymś przypominając. — Pewnie jesteś strasznie zmęczony. Kiedy indziej — dodał, czując zawstydzenie. Jak mógł być tak głupi? To oczywiste, że ostatnie, czego Oliwier chciał po tej kilkudziesięciogodzinnej służbie, to tarzanie się po macie z jakimś gówniarzem. 
— Może być i teraz, o ile się pospieszysz — stwierdził policjant, zaskakując nastolatka i ruszył dziarskim krokiem w jego stronę.
Denis zamrugał zaskoczony, ale zaraz szeroko się wyszczerzył i poczekał, aż starszy mężczyzna podszedł bliżej, po czym spróbował chwycić go za kostkę, aby obalić go na matę. 
Oliwier jakby na to czekał, bo bez problemu pozwolił na to brunetowi i chwilę potem ten znalazł się w jego gardzie. Choć to pozycja z góry była w jiu jitsu pozycją dominującą, to jednak bywały jednostki, których tajną bronią były kontrataki z dołu. Do tych właśnie osób zaliczył się Oliwier. Każdy zawodnik potrafił być niebezpieczny na górze, ale kiedy dochodziło do konfrontacji z nim, wszyscy zwiększali swoją czujność, wiedząc, że Francuz tylko czyha, aby zastawić jakąś pułapkę.
Armiński też był tego doskonale świadomy, dlatego teraz, kiedy nie buzowało w nim tak wiele emocji, był o wiele bardziej ostrożniejszy i skupiał się na każdym, nawet najmniejszym ruchu policjanta. Nagle ogarnęła go ekscytacja. Oli się nie gniewał, a co więcej, właśnie sobie sparowali, jak gdyby nigdy nic. 
— Ale się uparłeś na tę kimurę — rzucił w pewnej chwili złośliwie policjant. Denis jednak udawał, że tego nie słyszy. Obiecał sobie, że nie pozwoli się sprowokować. — Dobra, wiesz co? Znudziło mi się — powiedział Oli i niespodziewanie podbił biodra do góry, przez co bez problemu przetoczył ich ciała tak, że teraz to on znajdował się na górze i natychmiast podsadził przedramię pod kark Denisa, chcąc spróbować udusić go duszeniem trójkątnym. Młody jednak w porę oprzytomniał i zaczął sprytnie wykręcać drugą rękę, bez unieruchomienia której technika Oliwiera nie miała szansy na powodzenie. Dla odmiany to on spróbował pokonać policjanta w ten sam sposób, w jaki ten pokonał jego kilkadziesiąt minut wcześniej. Ale Oli tylko zaśmiał się drapieżnie w głos, widząc, co próbuje zrobić Armiński. 
W nastolatku coś zadrżało. Dotarło do niego za wiele bodźców na raz. Śmiech Oliwiera, jego zapach, te piękne, różnobarwne oczy, siła, z jaką dociskał go do maty… Denis przełknął ślinę.
Nie teraz, proszę, nie teraz… — zaczął sobie powtarzać, ale niestety było już za późno. 
Na początku próbował jeszcze udawać, że wszystko jest okej, ale ostatecznie przestał się bronić i pozwolił się poddać. Łudził się, że jeżeli skończą to natychmiast, to zwieje do szatni i może jakimś cudem obejdzie się bez kompletnej kompromitacji. 
Że też akurat dzisiaj nie założył suspensora!
Już niejednokrotnie zdarzało mu się za bardzo podekscytować, kiedy trenował z Oliwierem. Co by nie mówić, jiu jitsu jednak było bardzo kontaktowym sportem i niektóre pozycje wręcz prosiły się, aby robić z nich niestosowne żart. Denis zawsze miał ubezpieczenie w postaci ochraniacza na krocze, który maskował ewentualne dowody, że trening z blondynem podobał mu się bardziej, niż powinien.
Ale tak jak pierwsza połowa dnia wprawiła Armińskiego w euforyczny stan, tak druga była pasmem porażek z widmem kompromitacji na sam koniec, jako wisienka na torcie. 
Oliwier początkowo chyba niczego nie zauważył, ale wyraźnie popatrzył podejrzliwie na nastolatka, bo to, jak ten łatwo pozwolił się poddać, było po prostu dziwne. I może gdyby Denis do końca zgrywał, że wszystko jest okej, to jakoś wyszedłby z twarzą. Niestety tuż po poddaniu był za bardzo zdesperowany, aby jak najszybciej oddalić się od policjanta, przez co poruszył się gwałtowniej i Oli, który nadal znajdował się alarmująco blisko… wreszcie dostrzegł, a raczej poczuł, co się dzieje.
— To… — zaczął głupio Armiński, czując, jak wali mu serce. Nie, nie istniało dobre wytłumaczenie na to, że właśnie mu stanął. Spanikował, szybko się poderwał i niemal biegiem ruszył do szatni.
— Denis, zaczekaj! — Oliwier również wstał i ruszył za nastolatkiem do szatni. — Hej — rzucił, kiedy wszedł do środka pomieszczenia i dostrzegł jak podenerwowany brunet próbuje szybko zabrać swoje rzeczy z szafki. — Hej — powtórzył ciszej, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.
Denis wzdrygnął się na ten bodziec. Jego wzwód jak nagle się pojawił, tak szybko zaczął ustępować, ale to nie miało znaczenia, bo Oli i tak zdążył zobaczyć… a raczej poczuć.
— Nic się nie stało — zapewnił policjant zwyczajnym tonem i spróbował zmusił chłopaka, aby na niego spojrzał. Chciał mu pokazać, że serio nie zamierza robić z tego jakiejś afery. — Zdarza się, jesteś młody. W tym wieku też nie potrafiłem się kontrolować — dodał pokrzepiająco.
— Jest szansa… że wymażesz to z pamięci? — zapytał wręcz błagalnie Denis.
— Co takiego? — odbił pytanie Oliwier, udając przesadne zaskoczenie, a po kilku sekundach uśmiechnął się przyjaźnie. 
Denis odetchnął z ulgą, ale po chwili i tak coś ścisnęło go w dołku. Oczywiście, że Francuz nie zapomni. Po prostu będzie udawał, że nic takiego nie miało miejsca i to było nawet urocze… tylko że Denis będzie miał tę świadomość, że Oli na jego widok najpewniej będzie sobie przypominał o tej kompromitacji i…
Nic jednak nie powiedział. Przebrali się w kompletnej ciszy i nastolatek, choć cholernie go kusiło, to odmówił sobie tej przyjemności, żeby spojrzeć na nagiego policjanta. Wolał nie dawać mu dziś już żadnych pretekstów, bo ten jeszcze nie daj Boże połączyłby wszystko w całość, a na to Denis nie był gotowy i chyba po prostu by tego nie przeżył. 
***
Kiedy wrócił do mieszkania, zabrał Tytana, żeby wyprowadzić go na krótki spacer, potem jeszcze coś przekąsił, aż wreszcie uznał, że jest wykończony i powinien iść spać. 
Jednak w trakcie prysznica dotarło do niego, że źle zrobił. Zaczęło ćmić go gdzieś w skroniach, kiedy otwierał oczy, obraz delikatnie mu się zamazywał i odnosił nieprzyjemne wrażenie, że jego głowa waży trzy razy więcej niż zazwyczaj. Totalnie przegiął z brakiem snu i co gorsze, wiedział, że zawsze w takich sytuacjach ostatnie co uzyska, to spokojny, regeneracyjny sen. Mimo wszystko nie miał innych opcji, więc kilkanaście minut później pozaciągał rolety w sypialni, wyciszył telefon i padł z ciężkim westchnięciem twarzą na materac, nawet nie rozwiązując ręcznika.
Jeszcze zanim zasnął, przed oczami zaczęły mu się przewijać totalnie przypadkowe zdarzenia z ostatnich dni. Zobaczył twarz trupa, na którego się natknął, przypomniał sobie delikatną sprzeczkę z prokuratorem czy głupią sytuację z synem Marcela, który z jakiegoś powodu dostał wzwodu w trakcie sparingu.
Wkrótce wszystkie myśli zaczęły zlewać mu się w całość i nawet nie zarejestrował momentu, w którym odpłynął.
Ale jego sen nie trwał długo. Nie wiedział dokładnie ile, bo kiedy otworzył powieki, poczuł ogromną dezorientację, głowa mu pękała i wydawało mu się, że spał może ze dwie godziny. 
Przez kilka sekund patrzył się nieprzytomnym wzrokiem w sufit, przez co dotarło do niego, że musiał się przekręcić na plecy i przy okazji zrzucić z siebie ręcznik, bo nagle zrobiło mu się zimno. 
Spróbował więc się poruszyć, aby nakryć się kołdrą i nagle ogarnęła go ogromna fala paniki, połączona z najczystszą formą przerażenia.
Boże, tylko nie to! 
_______________

Zdążyłam! :D
Niektórzy z Was już doskonale znają Marcela, ale część jeszcze nie, dlatego mam nadzieję, że w pierwszej części rozdziału zdołałam Wam go troszeczkę przybliżyć. Oczywiście jeszcze się naczytacie o historii Armińskich, ale chciałam zrobić choć wstępny zarys.
Przejdźmy jednak do Denisa, bo jest to postać, o której zdecydowanie macie najmniej pojęcia, w związku z czym będzie mnie zawsze interesowało  Wasze zdanie na jego temat.
Cóż, nie miał dobrego dnia. Buzuje w nim mnóstwo emocji, a przez to jest impulsywny i czasem robi, a także mówi rzeczy, których potem żałuje. Musicie przyznać, że ta ostatnia akcja musiała być dla niego cholernie bolesna. :D
Swoją drogą nie mogę się doczekać, aż zacznę Wam przedstawiać kulisy jego zauroczenia Oliwierem i... tego co tam u Oliwiera. :)
Dzięki za tak liczny odzew pod premierowym rozdziałem i zachęcam, żebyście zostawili coś po sobie także pod tym. :)
Rozdział trzeci najprawdopodobniej pojawi się najwcześniej dopiero za dwa tygodnie, bo mogę nie zdążyć napisać go do piątku, a potem mam tydzień urlopu i wyjeżdżam, tak że nie będę miała czasu na pisanie. ;(
Niemniej, postaram się, aby był najszybciej, jak to możliwe.

Do następnego! :)

13 komentarzy:

  1. Cześć :D Nawet nie wiesz, jakie skrajne emocje wywołałaś we mnie tym rozdziałem. Przede wszystkim, ostatnie czego się spodziewałam, to tego że znajdę tutaj hiszpański, uch. Mówisz po hiszpańsku? Pytam z ciekawości, ale jak nie chcesz odpowiadać, to nie ma problemu ;)
    I chciałam zwrócić uwagę na to zdanie: "Pomimo iż w Ameryce Łacińskiej jiu jitsu zakrawało niemal o sport narodowy". Rozumiem, co miałaś na myśli i chyba zrobiłaś trochę skrót myślowy, ale trochę niefortunnie to brzmi i na pierwszy rzut oka ktoś mógłby pomyśleć, że sugerujesz, że Ameryka Łacińska to jedno państwo. Jestem pewna, ze nie o to Ci chodziło i na pewno nie chciałabyś nikogo urazić takim stwierdzeniem, dlatego zwracam uwagę, że ktoś może to tak odebrać. Oczywiście, nie mówię, że musisz to poprawić, ale wolałam zwrócić uwagę, bo pewnie sama tego nie zauważyłaś.
    Denis wydaje mi się trochę impulsywny, ale chyba podoba mi się to w nim. Dzięki temu raczej nie będzie nudną postacią. Przez końcową scenę z Oliwierem cały czas kisłam wewnętrznie, bo po prostu czułam, do czego to zmierza i było to absolutnie śmieszne. Swoją drogą imponujesz mi swoją wiedzą na temat tego sportu i że opisujesz to wszystko z takimi szczegółami. Nie rozumiałam sporej części z tych pozycji i w ogóle, ale brzmiało to bardzo autentycznie.
    I jestem bardzo zaintrygowana Oliwierem. Tak subtelnie sugerowałaś podczas rozmowy z Marcelem, że biedak ma jakieś koszmary, więc jestem ciekawa, co je powoduje.
    Czekam na więcej! Życzę miłego urlopu, wypocznij sobie i wróć z dużą ilością weny do pisania! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba dobrze, że skrajne emocje? :D
      "Mówię", to za dużo powiedziane. Uczę się i jestem na etapie "rozumiem", ale mój skill w konwersacji nie jest zbyt zaawansowany.
      Och, tak! Totalnie tego nie zauważyłam, tak że dzięki wielkie, za zwrócenie uwagi - niezwłocznie to poprawię.
      Masz słuszne wyobrażenie o Denisie, z pewnością jest impulsywny, a to faktycznie niejednokrotnie będzie go wpędzało w różne, gorące sytuacje. Wiemy już, że potrafi narobić hałasu o nic, a teraz zobaczymy, czy będzie też potrafił po sobie "sprzątać" :)
      Akurat MMA, a przez to jiu jitsu, to moje hobby na zasadzie cieszenia wzroku. Próbowałam sportów walki i wiem, że to niekoniecznie dla mnie, za to nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak uwielbiam oglądać konfrontacje pomiędzy dwoma facetami (damskie MMA mnie średnio kręci). W każdym razie cieszy mnie, że gdy to czytasz, jako laik, ma to dla Ciebie ręce i nogi. :)
      Oliwier też ma całe mnóstwo kart do odkrycia. W Sezonie był w zasadzie tylko policjantem, ale cokolwiek by nie mówił czy robił, jest tylko człowiekiem i jak każdy ma swoje demony.
      Dzięki wielkie i pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Oczywiście, że dobrze, że skrajne emocje! Tak czytać opowiadanie i nic nie czuć to jednak straszna nuda xD
      Będę trzymać kciuki za Twoje sukcesy w hiszpańskim, mimo że nie przepadam za tym językiem xD
      No i generalnie muszę jednak coś poprawić. Odnośnie Oliwiera. Nie wiem, czy mam rację, ale podzielę się moimi przemyśleniami. Otóż, odkąd przeczytałam ten rozdział, sama do końca nie wiem skąd mi się to wzięło, ale zaczęłam dość sporo myśleć o porażeniu przysennym. Jakoś tak, moja podświadomość mi to podsunęła xD No i dzisiaj rano coś mnie tknęło, żeby przeczytać ten rozdział jeszcze raz i... mam teraz takie wrażenie, że ta końcówka to jednak może nie do końca koszmar, ale raczej to porażenie. Oczywiście, mogę się mylić, ale sposób w jaki to opisałaś dał mi to trochę do zrozumienia. To taka moja nowa teoria xD
      Czekam ze zniecierpliwieniem na wyjaśnienie tej zagadki :D

      Usuń
    3. Och, dzięki, przydadzą się, bo z moim niedoczasem mam wrażenie, że nauka zajmie mi z 10 lat. :D
      Co do nowej teorii... najprościej będzie się do tego nie odnosić, bo jeszcze chlapnę niechcący jakimś spoilerem, aczkolwiek to miłe, że po przeczytaniu myślałaś sobie jeszcze o rozdziale.
      Zobaczymy, czy Twoja teoria się sprawdzi. :D

      Usuń
  2. Hej. Rozdział świetny. Czekam na następny. Życzę ci udanego i bezpiecznego wypoczynku. Wróć z niego wypoczęta i przepełniona wena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Postaram się naładować baterie i przywieźć świeże pomysły. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Czytam na bieżąco i chcę jak najwięcej, ale z komentowaniem już jest trochę trudniej – budzi się we mnie mój wewnętrzny leń. Nie mniej, postanowiłam z nim powalczyć, więc piszę.
    Początek bardzo mi się podoba. Wydaję mi się, że polubię postać Denisa. Marcel też jest super; naprawdę fajny z niego ojciec i ogólnie człowiek też. W ogóle cała rodzinka wydaje się raczej sympatyczna :D
    No i pieski… Oni tam mają istny zwierzyniec!
    Moim faworytem wciąż jest Francuz. Te jego teksty są świetne! I jego złośliwość… Specjalne pomylenie Denisa z bratem… Toż to zło w czystej postaci :D
    Po pierwszym rozdziale tak się zastanawiałam czy może Francuz nie zdaje sobie sprawy z zauroczenia Denisa… W końcu to cholernie inteligentny facet, pracuje w policji, więc takie rozszyfrowanie nastolatka chyba nie byłoby zbyt trudne, ale po tym rozdziale zwątpiłam w tę teorię. Chociaż dalej mam wrażenie, że Oli rozgryzie Denisa bardzo szybko :D Wystarczy jeszcze kilka wspólnych treningów ^^
    A co do treningu właśnie – och, ja czułam zażenowanie razem z Denisem. Wstyd aż bił z ekranu :D Normalnie mu współczuję, bo musiało mu być naprawdę głupio. Oli za to zachował się całkiem profesjonalnie, chociaż podejrzewam, że będzie to dla niego idealna sytuacja do kolejnych złośliwości. Chociaż może się mylę i facet serio wyrzuci to z pamięci i nie będzie dręczył biednego nastolatka. :)
    Ich wspólny wypad na mazury brzmi intrygująco. Chyba Denisowi przydałoby się takie zresetowanie przed maturą (chociaż nie wiem czy to możliwe z Olim) – koniec końców do tego czasu powinien już wszystko wiedzieć! (Tak przynajmniej twierdzą nauczyciele, rzeczywistość zazwyczaj wygląda inaczej :D)
    Ach, ta końcówka… Czego to boi się nasz nadkomisarz? Z chęcią się dowiem!
    Na razie to tyle, już nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Życzę Ci też udanego urlopu, wróć do nas z naładowanymi bateriami!
    Pozdrawiam, Leslie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I get you girl. :D
      Niemniej, odzywaj się chociaż raz na jakiś czas!. :)
      Cieszy mnie to, że Denis zrobił na Tobie raczej dobre pierwsze wrażenie. Ja sama (wiedząc, jaki będzie) bardzo go lubię, aczkolwiek to nastolatek i w dodatku póki co bardzo niestabilny, tak że rozumiem, jeżeli ktoś podchodzi do niego póki co sceptycznie.
      Za to wcale mnie nie dziwi, że Twoim faworytem jest Francuz. :D
      Jak bronią Igora był sarkazm i celowe branie wszystkiego dosłownie, tak u Oliwiera będą to z pewnością drobne, wredne złośliwości i... inne rzeczy, które wyjdą z czasem. :D
      Zadajesz bardzo dobre pytania - czyli takie, na które już przygotowałam odpowiedzi i będę je powoli dawkować w kolejnych rozdziałach. Tak że z pewnością dowiesz się, czy Oli rozgryzie Denisa, czy może wie, ale na razie zgrywa obojętność, a jeżeli nie rozgryzie, to dlaczego mu się to nie udało.
      "Wstyd aż bił z ekranu" - lepiej bym tego nie ujęła! Tak że ponownie moje serce się raduje, że odbierasz ten rozdział dokładnie tak, jak chciałam, żeby został odebrany. :D
      A co z tym faktem zrobi Oli? No... ja myślę, że on jest równie nieprzewidywalny jak Igor, więc różnie to może być.
      Zgadzam się, że Denis już raczej niczego się do matury nie nauczy, ale chyba każdy z nas (co jest już po maturze) pamięta tę presję i stres. :D
      Dziękuję bardzo i również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Będzie dzisiaj rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Jak tam po urlopie? Tęsknię juz za Denisem i francuzem. Mam nadzieję że już niedługo coś dodasz. Życzę dużo weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Niestety okazało się, że mam jeszcze mniej czasu niż myślałam, ale rozdział będzie już dziś gdzieś około 23. :)

      Usuń
  6. Jesteś wielka. będę czekać ;-),a ten czas to zawsze robi psikusy ...

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    fantastyczny rozdział, ile emocji tutaj było, najpierw euforia a potem... ale takie wyrzywanie to nie jest dobry pomysł...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń