1 września 2019

Francuski piesek: Rozdział 4

Odwaga i łamanie schematów

Oliwier był bardzo terytorialny i jeszcze bardziej cenił sobie higienę snu, stąd też nie za bardzo przepadał dzielić z kimś łóżko. Nie lubił, gdy ktoś się rozpychał, chrapał, zabierał kołdrę czy w jakikolwiek inny sposób mu przeszkadzał. Dlatego za każdym razem, gdy umawiał się na jednorazowy seks, wpraszał się do kochanka, by potem uniknąć momentu wypraszania. Nie to, że miał z tym jakikolwiek problem. Bez zawahania wyrzuciłby z łóżka każdego, ale po co miał psuć sobie humor po przyjemnym orgazmie i tracić czas na użeranie się z natrętnymi facetami? Łatwiej było się ewakuować z ich miejsca.
Z Marcinem było jednak trochę inaczej i tu już nawet nie chodziło o to, że ich romans ciągnął się dosyć długi czas. Marcin spał w tak wdzięczny sposób, że nie
wadził Francuzowi. Po prostu jak zasnął, tak już leżał w tej samej pozie przez całą noc, w dodatku bez wydawania z siebie dźwięków. No i Oli, choć niechętnie, musiał przyznać, że takie sporadyczne posiadanie przy sobie ciepłego ciała w nocy było całkiem miłe.
Dlatego teraz, kiedy zdołał zaliczyć go trzy razy, położyli się obydwaj na plecach i bez większych problemów odpłynęli. 
Było cicho, spokojnie, ich równomierne oddechy zsynchronizowały się ze sobą, a ciała kompletnie rozluźniły. Oli czuł się wręcz jak w innym wymiarze. Miał wrażenie, że stopił się z materacem, jego głowa była w tak dziwnym stanie, że nawet nie potrafił określić, czy mu ciążyła, czy była lekka jak piórko. Pomimo iż był przykryty tylko do pasa, to fala ciepła równomiernie przeszywała jego ciało. 
Czuł to wszystko, a zarazem wydawało mu się, jakby nie czuł kompletnie nic. Jakby jego ciało odłączyło się od świadomości. Jakby był na jakimś potężnym haju. 
To jak zwykle zaczęło docierać do niego powoli.
Dlaczego był tego wszystkiego świadomy? Czemu było mu tak przyjemnie? Czemu czuł ciepło, które biło od Marcina? Czemu cokolwiek do niego docierało, kiedy powinien spać, kompletnie nieświadomy tego, co dzieje się wokół?
Nasuwała się tylko jedna logiczna odpowiedź — bo wcale nie spał.
A przynajmniej nie spała jego świadomość.
Nie, nie, nie, nie… — zaczęło panicznie przecinać jego coraz bardziej przytomne myśli. — Obudź się! — nakazał sobie wręcz rozpaczliwie, choć wiedział, że to nie takie proste.
Jego oczy były szeroko otwarte, a źrenice rozszerzone do tego stopnia, że praktycznie nie można było dostrzec tęczówek. 
Był przytomny, świadomy, a zamiast ciepła zaczął — ze strachu —  odczuwać złowrogie dreszcze… jednak jego ciało było sparaliżowane. Nie był w stanie ruszyć nawet małym palcem, a panika, jaka zaczęła go ogarniać, spowodowało, że nie mógł też oddychać. 
Ale to był dopiero początek…
Cały czas czuł po swojej lewej stronie ciepło, jakie biło od ciała Marcina, a w miejscu, gdzie stykały się ich przedramiona, miał wrażenie, że skóra wręcz go parzy. Problem pojawił się w momencie, kiedy podobne ciepło zaczął czuć po prawej stronie… 
Zupełnie, jakby ktoś się tam pojawił. 
Rozpaczliwie spojrzał w prawo, ale pozycja, w jakiej znajdowała się jego głowa, uniemożliwiła mu dostrzeżenie, czy ktoś przypadkiem nie leżał po jego drugiej stronie. To zdawało się być kuriozalne. Przecież nikt nie miał prawa tam leżeć! 
Oliwier nie zdołał nikogo dostrzec na materacu, za to w zasięgu jego wzroku znajdowała się część okna, w którym obecnie były zaciągnięte rolety. Dzięki nim w pomieszczeniu było dosyć ciemno, ale nie tłumiły w stu procentach ulicznych latarni. W dodatku teraz, kiedy wzrok mężczyzny zdołał przyzwyczaić się do tych ciemności, dostrzegł na tle okna… człowieka. Ktoś tam stał i Oliwier nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Włamywacz? Niemożliwe, Tytan obudziłby cały blok, gdyby ktoś tylko dotknął drzwi do mieszkania. Właśnie… czemu Tytan nie reagował? Czemu nie szczekał? 
Im dłużej Francuz skupiał spojrzenie na postaci, tym więcej szczegółów zauważał. Widział jedynie kontury, ale był pewny, że to mężczyzna. Miał na sobie kurtkę albo jakieś grube, wierzchnie odzienie i… kaszkiet.
Nikt się nie włamał, masz halucynacje — spróbował się uspokoić, ale kiedy tylko to zrobił, postać nieznacznie się poruszyła. Nie wydała najmniejszego szelestu, ale przemieściła się w stronę łóżka. 
Zaraz się obudzisz — obiecywał sam sobie. — Skup się. Zamknij oczy — pomyślał, widząc, jak postać wykonała kolejny krok w jego kierunku.
Zamknął oczy, chcąc wyeliminować jeden ze zmysłów, ale bardzo szybko odkrył, że to był zły pomysł. 
Może i już nie widział zbliżającego się mężczyzny, może go nie słyszał… za to kilka chwil potem poczuł, jakby coś siadało mu na nogach. Ale nie otworzył oczu. Nie miał już odwagi.
Dlaczego to trwało tak długo? Miał wrażenie, że tkwi tak kilka godzin! Czuł się taki odkryty, bezbronny, tracił kompletnie kontrolę nad swoim oddechem, zaczynał się dusić, miał wrażenie, że umierał…
***
Obudził go dziwny odgłos… jakby sapania. Na początku, będąc półprzytomny, nie miał pojęcia, co się tak naprawdę dzieje, ale podniósł się zaniepokojony na przedramionach i spojrzał w bok, gdzie leżał Oliwier. Widok jaki ukazał mu się przed oczami sprawił, że Marcin zamarł. 
— Oli — wyszeptał spanikowany, nachylając się nad kochankiem i kładąc na jego klatce piersiowej dłoń. — Oli, co się dzieje? — zapytał, ale nie widząc żadnej reakcji Francuza, poza przerażonym ruchem jego gałek ocznych i dramatyczną próbą złapania powietrza, sięgnął do lampki nocnej, a potem przyklęknął nad blondynem. — O kurwa! — jęknął bezradnie, nie mając pojęcia, na co patrzy. Oliwier miał chyba jakiś atak, udar, zawał serca czy coś takiego. — Dzwonię po karetkę — zakomunikował i rzeczywiście wychylił się do szafki, jednak był tak zdenerwowany, że kiedy już odblokował telefon, nawet nie wiedział, co ma zrobić. Sparaliżował go strach. — Kurwa, skup się! — jęknął do siebie i drżącymi palcami spróbował wybrać numer alarmowy.
Nim jednak zdążył zrealizować połączenie, Francuz niespodziewanie poderwał się do pozycji siedzącej i zaczął ciężko oddychać. 
— Nie dzwoń — nakazał jedynie, nadal próbując zapanować nad swoim oddechem.
— Oli… co się…? — Marcina ponownie wcięło. 
— Nic — wysyczał policjant, już spokojniej. 
— Jak to nic?! To nie wyglądało jak nic! To wyglądało jak…
— Uspokój się, kurwa! — warknął na kochanka Francuz.
— Jak mam się uspokoić, kiedy budzę się i zastaję cię w takim stanie?! — Marcin podniósł głos zdenerwowany lekceważącym podejściem blondyna. 
— Dramatyzujesz — fuknął Oliwier, widocznie odzyskując w pełni kontrolę nad własnym ciałem. I ciętym językiem.  
— Po prostu się martwię — powiedział faktycznie zmartwiony Marcin i położył delikatnie dłoń na barku policjanta, ten jednak strząsnął ją jak poparzony.
— Przestań — syknął, niemal z obrzydzeniem.
Marcin patrzył na niego przez chwilę z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, ale kiedy Francuz odpowiedział mu jedynie gniewnym spojrzeniem, parsknął i pokręcił głową.
— Jesteś strasznym chujem, wiesz? — zapytał retorycznie, po czym podniósł się z łóżka i zaczął szukać swoich spodni.
— Co robisz? — zapytał blondyn.
— Wychodzę, a jak myślisz?! — podniósł ponownie głos. — Za każdym razem jak pozwalasz mi zostać, robisz to z ogromną łaską, a jak dostajesz jakiegoś ataku, to nie dosyć, że trzymasz przede mną w tajemnicy takie rzeczy i udajesz, że wszystko gra, to jeszcze masz do mnie pretensje, że chcę pomóc. Więc się pierdol — warknął, a Oli zmarszczył brwi. Był prawie pewny, że jego kochanek był na granicy płaczu.
Ale… to wcale nie skłoniło go do przeprosin czy chociażby próby zatrzymania.
— Jak chcesz — mruknął jedynie obojętnie i sam się podniósł, bo zaalarmowany hałasem Tytan zaczął dobijać się do drzwi sypialni. 
Marcin chyba nawet nie był zaskoczony, że Oliwier jak zwykle go zlekceważył i dosadnie pokazał, że mu nie zależy, więc nie tracąc sił na dalsze tłumaczenia, po prostu ubrał się do końca i wyszedł z sypialni, a potem z mieszkania, trzaskając wymownie drzwiami.
Francuz na początku poszedł napić się wody, uspokoił psa i po kilku minutach wrócił do sypialni. Jednak kiedy tylko przekroczył jej próg, stanął niczym zahipnotyzowany, patrząc na łóżko. Na początku kierowała nim jeszcze adrenalina i Marcin nieco go rozproszył swoim lamentem, ale teraz się uspokoił, co wbrew pozorom wcale nie było stanem pożądanym. 
Więc… ma się położyć do łóżka. I… zasnąć.
Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. 
Ruszył niechętnie z miejsca, a gdy dotarł do łóżka, usiadł na nim ostrożnie i odetchnął ciężej. Nienawidził przyznawać przed sobą, że nie ma odwagi czegoś zrobić, ale… nie miał teraz odwagi znowu zasnąć. 
Cholera jasna. Dlaczego to wróciło? 
Ostatni paraliż senny miał z dziesięć lat temu i był pewny, że do tej pory wyeliminował wszystkie czynniki, które mogły sprzyjać jego powstawaniu. Zrobił szybką kalkulację i nadal nie przypomniał sobie, aby w ostatnim czasie zdarzyło się coś, co mogłoby spotęgować w nim stres czy napięcie, który stanowiły pożywkę dla tej osobliwej parasomni. 
Paraliże senne były jego zmorą, kiedy był nastolatkiem i poświęcił cholernie dużo pracy, by się ich pozbyć, a teraz… przeżył aż dwa w tak krótkim odstępie czasu. W dodatku zdawało mu się, że były o wiele silniejsze niż pamiętał. A może po prostu to doświadczenie było tak cholernie przerażające, bo już zapomniał, jakie to było uczucie, kiedy budził się tylko umysł. I jeszcze te pieprzone halucynacje… Pomimo iż był świadomy, że wszystko, co się wokół niego wówczas dzieje, to jedynie wytwory jego mózgu, który próbował uruchomić całe jego ciało, to nie potrafił tym razem nad sobą zapanować. Specyficzne dudnienie w uszach, przyspieszone bicie serca i wrażenie, że trzeba rozpaczliwie walczyć o każdy oddech. Cały proces trwał zawsze kilkadziesiąt sekund, maksymalnie ze dwie minuty i kluczem do sukcesu było zapanowanie nad oddychaniem. Ponadto w takich sytuacjach starał się skupić w stu procentach na swojej lewej dłoni, by wysłać do mózgu wiadomość, że chce nią poruszyć. Kiedy udawało mu się to osiągnąć, odczuwał natychmiastową ulgę. Wszelkie mary i halucynacje się rozmywały, a uczucie odzyskiwania kontroli nad własnym ciałem było nie do opisania.
Jednak tym razem… po prostu nie mógł. Pozwolił, aby to panika przejęła nad nim kontrolę, przez co jedynie nasilił wszelkie objawy. 
Poczuł się taki słaby. Jak wtedy…
Chyba musiał pogadać z Klaudią. 
***
23 kwietnia 2018
To był pierwszy tak ciepły i słoneczny dzień w tym roku, że nawet Denis czuł wpływ jego specyficznej aury. Nigdy nie wierzył w takie bzdury, ale jak miał inaczej wytłumaczyć fakt, że miał dziś zaskakująco dobry humor bez żadnego powodu, a nawet poranne wstawanie nie było aż tak ogromną torturą jak zazwyczaj?
Dlatego włączyła się w nim podejrzliwość. Skoro bez powodu działo się dobrze… to i bez powodu coś mogło się spieprzyć. 
I nie był pewny, o co chodziło. Czy to zwykła złośliwość losu, kompletny przypadek czy efekt samospełniającego się proroctwa, ale kiedy tylko dotarł przed pierwszą lekcją pod salę, w której miał mieć zajęcia, zrozumiał, że jego obawy były słuszne.
— Co się dzieje? — spytał Alberta, starając się pozorować zwyczajny ton głosu.
Drugi chłopak oderwał wzrok od telefonu i spojrzał na swojego przyjaciela, a potem zerknął w tym samym kierunku co on.
— Drugie klasy pojechały dziś na jakąś wycieczkę i tych co zostali, dorzucili nam. W końcu i tak już praktycznie nic nie robimy na lekcjach — wytłumaczył Albert i szybko zmienił temat, zaczynając zagadywać Denisa o ognisko, o którym rozmawiali przed weekendem.
Armiński starał się ze wszystkich sił skupić na tym, co mówił jego przyjaciel, ale w rzeczywistości zaczęła ogarniać go panika. Trzeba było mieć naprawdę jego szczęście! Łudził się, że został już tylko tydzień i nie będzie musiał więcej oglądać Janka, a tymczasem dyrekcja wymyśliła sobie, aby na ten dzień połączyć ich klasy. I oczywiście Janek musiał być jednym z tych wybrańców, którzy nie pojechali na tę pieprzoną wycieczkę! 
Zaczęli od polskiego, ale z racji, że przerobili już cały materiał i na propozycję nauczycielki, aby przerobić kilka zadań z arkusza próbnej matury, wszyscy wybuchli niezadowolonym jękiem, to ostatecznie skończyło się na oglądaniu lektury. Oczywiście trzy czwarte klasy skupiało się na zupełnie innych rzeczach. Jedni próbowali cicho plotkować, inni przysypiali, kolejni siedzieli w telefonach… tak jak zresztą Denis, tyle tylko, że on dodatkowo walczył ze sobą, aby nie spojrzeć w kierunku Janka. Chłopak siedział kilka ławek przed nim i brunet po prostu czuł, jak ten się co jakiś czas odwracał. Armiński jednak za żadne skarby nie chciał z nim złapać kontaktu wzrokowego. 
Po polskim nadeszła geografia, gdzie nauczyciel skupił się na kilku uczniach, którzy mieli zdawać ten przedmiot na nadchodzącej maturze, natomiast reszta miała zająć się sobą — byle w ciszy. Denis luźno dyskutował z Albertem i Karolem, a jako że tym razem na szczęście usiadł plecami do Janka, to nie czuł się już tak bardzo osaczony jak wcześniej. 
Sytuacja drastycznie zmieniła się na niemieckim, gdzie nauczyciel znowu zgodził się puścić klasie jakiś film, byleby tylko zająć czymś uczniów bo tym razem Janek usiadł ławkę obok Denisa — i ten był przekonany, że chłopak zrobił to celowo. Całą lekcję przesiedział jak na tureckim kazaniu, gorączkowo zastanawiając się, jak on przebrnie przez resztą dnia. Może powinien zasymulować, że coś go boli i się zwolnić? Nieee, nie może być leszczem. W ten sposób pokaże Jankowi, że się go boi czy coś, a nie bał się przecież! Po prostu… no po prostu nie chciał z nim gadać. Połączyła ich laska, którą Janek mu zrobił i tyle. Starszy chłopak pragnął na tym poprzestać i cholernie chciał, żeby i drugoklasista zaczął go ignorować, zamiast wlepiać w niego swoje ślepia. 
Nim Denis zdążył wymyślić coś sensownego, stało się najgorsze i nadszedł… wuef. Dwie godziny. 
Armiński upewnił się, żeby znaleźć sobie miejsce na drugim końcu szatni, a potem przebrał się w naprawdę błyskawicznym tempie, czując, jak jego zażenowanie wzrasta wprost proporcjonalnie do tego, ile ciała odkrywa podczas przebierania. Zazwyczaj mu to kompletnie zwisało. Na treningach w Orionie wszyscy łazili z kutasami na wierzchu po prysznicu i nikogo to nie obchodziło. A teraz… czuł się jak mała, bezbronna dziewczynka. 
Na szczęście grali w siatkówkę. Nie dlatego, że Denis jakoś wybitnie lubił ten sport. Siatkówka była mu kompletnie obojętna, ale ze wszystkich sportów, jakie zazwyczaj uprawiali na wuefie, była zdecydowanie najmniej kontaktowa. Czy to przy nożnej, koszykówce czy ręcznej — tam zawsze istniało ryzyko kontaktu cielesnego. Grając w siatkówkę musieli stać na swoich polach i nikt nie mógł sobie wejść w drogę. No… chyba że grało się w tej samej drużynie, ale oczywiście brunet upewnił się, żeby się tak nie stało. 
Jakoś poszło. Pierwsza godzina minęła dosyć szybko i Armiński nawet zdołał nieco wyluzować i skupił się na grze. Ale oczywiście nie mogło pójść tak łatwo…
Podzielili się na trzy drużyny i tuż po przerwie rozgrywkę zaczęły akurat te dwie, do których nie należał Denis. Usiadł więc z kolegami na ławce i początkowo z umiarkowanym zaangażowaniem przyglądał się temu, co działo się na boisku. W pewnej chwili przypomniał sobie, że zapomniał zabrać wodę z szatni, więc dał znać trenerowi i bez analizowania czegokolwiek po prostu poszedł ją zabrać.
Doskonale wiedział, że Janek obecnie robił za osobę rezerwową w swojej drużynie, ale jakoś kompletnie nie pomyślał, że jego przechadzka po wodę może zwabić do szatni drugoklasistę. 
— Unikasz mnie — stwierdził na wstępie Janek, kiedy niepostrzeżenie zakradł się za Armińskim do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi, oparłszy się zaraz o nie plecami.
Gdy tylko Denis usłyszał jego głos, wzdrygnął się i poczuł, jak oblewa go fala gorąca. Bynajmniej nie z podniecenia. 
— Tak — przyznał jedynie po chwili namysłu. No co miał niby innego powiedzieć? Jakby zaprzeczył, to może zachęciłby drugiego nastolatka do interakcji czy coś… uznał, że lepiej było postawić na szczerość. 
— Dlaczego? Boisz się, że komuś powiem o tym, co się między nami stało? — zapytał spokojnie Janek, jakby faktycznie się nad tym zastanawiał.
— A po co miałbyś o tym komuś mówić? — zdziwił się Denis. Akurat o tym w ogóle nie myślał. Do teraz oczywiście. To nie chodziło o to, że wstydził się chłopaka czy coś. Janek był zupełnie zwyczajny — ani przystojny, ani brzydki, ani męski, ani zniewieściały… zwyczajny. Brunet po prostu nie chciał, aby drugi chłopak coś sobie wyobrażał, a tymi spojrzeniami, jakimi go non stop obdarowywał, dawał Armińskiemu do zrozumienia, że jednak wyobrażał. 
— Po nic. Po prostu powiedz, czemu mnie ignorujesz? 
— A czemu miałbym cię nie ignorować? To co się zdarzyło, było jednorazowe — zaznaczył spokojnie, choć czuł, że wewnętrznie jest cały spięty. Chciał stąd natychmiast uciec.
— Ale nie musi takie być — uznał Janek i jak dotąd stał w jednym miejscu, tak teraz ruszył w kierunku Denisa.
— Myślisz, że jak mi obciągnąłeś, to będziemy teraz chłopakami? — syknął Armiński, czując się coraz bardziej osaczony. W takich chwilach niestety często reagował agresywnie. 
Janek nie wyglądał na wzruszonego. Jedynie uniósł z zaintrygowaniem brew, ale się nie zatrzymał, tylko podszedł do Denisa na tyle blisko, że był w stanie wyczuć na twarzy jego przyspieszony oddech.
— Podobało ci się — stwierdził. — I nie musimy być chłopakami, żeby to powtórzyć — dodał spokojnie, mając nadzieję, że w ten sposób zachęci drugiego nastolatka. 
— Powtórzyć? — odbił jedynie zaskoczony Denis. Czy Janek właśnie mówił, że miał ochotę zabawiać się bez zobowiązań?
— Powtórzyć tamto… i porobić inne rzeczy — dodał, zagryzając wargę, jednak kiedy w zamian dostrzegł jeszcze bardziej podejrzliwe spojrzenie Armińskiego, wywrócił oczami. — Nie będę za tobą biegał, jeżeli o to się martwisz. Moich rodziców nie będzie w piątek wieczorem… jak dasz mi swój numer, to wyślę ci adres i godzinę — dodał na koniec zachęcająco. 
Denis zastanawiał się nad tymi słowami kilkanaście sekund. Czy Janek go wkręcał? O co chodziło? Przecież… nawet się nie znali. Dosłownie. Chodzili do tej samej szkoły razem dwa lata i jedynie mijali się na korytarzach. Wcześniej nawet nie miał pojęcia, że w szkole może być inny homoseksualista, więc ta sytuacja, do jakiej doszło na osiemnastce Moniki — która chodziła do klasy z Jankiem, a której Denis dawał korki z hiszpańskiego — zaskoczyła Armińskiego. 
Był wtedy nieco wstawiony, ale nie na tyle, by nie móc się kontrolować. Janek zdecydowanie bardziej zabalował i po wszystkim Denis miał nawet niewielkie wyrzuty sumienia, że może teraz młodszy chłopak czegoś żałuje. Jednak po jego zachowaniu wywnioskował, że ten niczego nie żałował. Obecnie okazywało się, że chciał nawet więcej.
Tylko czy Denis też chciał?
Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie. Janek nie był za bardzo w jego typie, ale z drugiej strony, kiedy czasem spotykał się z chłopakami w wiadomym celu, to wygląd miał dla niego drugorzędne znaczenie. Natomiast różnica między jego jednonocnymi wyskokami, a akcją z Jankiem była taka, że Denis już nie musiał potem oglądać tych facetów, a Janek… Istniała szansa, że mogą na siebie wpadać, nawet po zakończeniu szkoły. Do tej pory Denis mógł nawet wymyślać sobie imię i nikt nie mógłby go zidentyfikować, a teraz… znali się. Chodzili do jednej szkoły i mimo iż może ze sobą nie rozmawiali, to zdobywanie informacji na swój temat nie przysporzyłoby żadnemu większego trudu.
— To jak?
Janek wyrwał go skutecznie z zamyślenia, bo okazało się, że brunet zawiesił się na dłużej, niż początkowo przypuszczał.
— Zastanowię się — mruknął jedynie w odpowiedzi, a potem szybko wyminął chłopaka, rzucając: — Muszę iść.
Im dłużej o tym myślał — czyli całą drogę z szatni na halę — tym bardziej zaczynał utwierdzać się w przekonaniu, że… nie chciał. 
Za dużo było w tym wszystkim stresu i niewiadomych. Wolał umówić się z kimś przypadkowym. To nie tak, że był strasznie rozwiązłym nastolatkiem i zaraz zamierzał znaleźć sobie zastępstwo. Po prostu… obciąganie, a seks, to były dwie różne sprawy i Denis miał na ten temat wyrobione zdanie. 
Jego pierwszy raz — jakieś półtora roku temu — był dosyć kiepski. Nie że stało się coś złego. Stosunek był po prostu koszmarny od strony technicznej. Sam za bardzo nie wiedział, co ma robić, a jego partner — też prawiczek — zdawał się być jeszcze bardziej przestraszony i w efekcie wzajemnie sprezentowali sobie naprawdę kiepskie doznania. 
A potem Denis zaczął pisać z kolesiem, który był grubo po trzydziestce. Na początku tylko rozmawiali i Armiński nawet wtedy nie myślał, że mógłby coś z nim robić. Wydawało mu się, że różnica wieku i doświadczenia będzie stanowiła poważną przeszkodę, ale do spotkania doszło… tak jak i do seksu, i po swoim drugim razie Denis postanowił, że nie będzie umawiał się z rówieśnikami, przynajmniej do dwudziestego piątego roku życia. 
Od tamtej pory minął rok i Armiński dzielnie trzymał się swojego postanowienia. Spotkał się łącznie z pięcioma facetami — nie licząc chłopaczka, z którym wzajemnie się rozprawiczyli — każdy z nich miał powyżej trzydziestu lat i każdy potwierdził teorię nastolatka o tym, że doświadczenie zdobywa się z wiekiem. Ale nawet nie chodziło o samo doświadczenie. Starsi faceci mieli do niego zupełnie innej podejście. Traktowali go z szacunkiem, na każdym kroku upewniali się, że wszystko jest w porządku i po prostu dbali o jego komfort.
Dlatego nie chciał posuwać się do czegoś śmielszego z Jankiem. Dlatego tak cholernie pożądał Oliwiera…
Ech… gdyby tylko jego tata wiedział, z kim tak naprawdę od czasu do czasu umawiał się jego syn… 
***
Reszta nocy na szczęście przebiegła spokojnie. Nawet zdołał zasnąć i obudził go dopiero budzik. 
Szybki prysznic, śniadanie, filiżanka kawy, rundka dookoła bloku z Tytanem i wreszcie udał się po trzydniowej przerwie na służbę. 
Po dotarciu na komendę wdrapał się na drugie piętro, gdzie zlokalizowany był jego wydział i tuż przy rozwidleniu schodów spotkał swojego partnera.
— Czołem, chłopaki! — zawołał Kuba, wpierw klepiąc pieszczotliwie owczarka po łbie, a dopiero potem podając dłoń na przywitanie Oliwierowi.
— Cześć — odparł Francuz. — Działo się coś ciekawego? — zagadał na wstępie, kiedy zaczęli zmierzać korytarzem do swoich gabinetów. 
— Przesłuchania, papiery, przesłuchania, papiery, zabezpieczanie dowodów, papiery, jeszcze więcej papierów…
— Czyli nic nowego? — wydedukował blondyn, przerywając monotonną wyliczankę Zawadzkiego. 
— Stoimy — przyznał niechętnie drugi policjant. 
— No dobra, poprzeglądam to dzisiaj i zobaczymy, co da się z tego wykombinować — uznał nadkomisarz, wiedząc, że świeże spojrzenie na sprawę mogło przynieść jakiś nowy trop.
— Panie... Franciszku — usłyszał nagle za sobą, kiedy był już pod drzwiami sekretariatu, przez co odwrócił się zaskoczony.
— Co? — zapytał jedynie zaskoczony, słysząc przy tym, jak Kuba zaczyna się chichrać. 
— Eee… — zaczął przybyły policjant. Oliwier znał go tylko z widzenia. Sporadycznie witali się na korytarzu, może czasem zamieniając po kilka zdań w pokoju socjalnym.
— Czekaj. Ty myślisz, że ja mam na imię Franciszek? — upewnił się Francuz.
— A… nie?
— Franciszek Francuz… — parsknął Kuba, gotując się ze śmiechu.
— Nie — powiedział tylko Oli, po czym wskazał palcem na plakietkę przytwierdzoną do drzwi. Na górze znajdowała się nazwa wydziału, niżej był wymieniony naczelnik, a na samym dole widniał napis: „Z-ca naczelnika, nadkom. mgr Oliwier Francuz”. 
— Och… — jęknął tylko zawstydzony funkcjonariusz.
— Ludzie z jakiegoś powodu wymyślili, że zdrobnienie od mojego nazwiska to Franek i tak już zostało — wytłumaczył, a na ustach błąkał mu się ironiczny uśmieszek. — To tak na przyszłość. Co chciałeś? — zmienił temat, chcąc uciąć tę dosyć żenującą sytuację.
W zasadzie to wcale się nie zdziwił. Znał kolesia przelotem, ale pracowali na tej samej komendzie od lat, więc teoretycznie ten powinien znać jego imię, tym bardziej, że faktycznie było nawet napisane na drzwiach i na wszystkich dokumentach, które Oli podbijał swoją pieczątką, jednak jak tak o tym myślał, to w pracy absolutnie nikt nie używał jego imienia. Był po prostu Frankiem. Po imieniu zwracał się do niego jedynie Marcel i może paru innych znajomych niezwiązanych z policją.
Tomek, bo tak nazywał się policjant, przyszedł zapytać tylko o jakąś kwestię techniczną i po krótkiej wymianie zdań Oliwier wreszcie mógł udać się do swojego gabinetu. Wszedł do sekretariatu, który stanowił pomieszczenie przejściowe i przywitał się z Małgosią, która była referentką w ich wydziale. Zapytał, czy jest już naczelnik, a gdy otrzymał negatywną odpowiedź, poszedł prosto do siebie. Jego pokój znajdował się za drzwiami po prawej, natomiast naczelnik miał swój gabinet na lewo od wejścia. Reszta funkcjonariuszy z ich wydziału zajmowała dwa czteroosobowe pokoje, które znajdowały się naprzeciwko sekretariatu. 
Kiedy tylko Francuz zobaczył ilość akt na swoim biurku, odetchnął ciężko i zawrócił się do sekretariatu, gdzie znajdował się mały serwis kawowy.
— Niby to ja pracuję w administracji, ale tym co kierownik dostał, można by obdarować pół urzędu wojewódzkiego — zagadała Gosia, która po przyjściu z samego rana, aż zamarła, widząc, ile teczek doniesiono na biurko Francuza przez weekend. 
— Będę miał na czym ćwiczyć origami — zażartował przyjaźnie, wprawiając kobietę w chichot. 
Po przyrządzeniu mocnej, czarnej kawy wrócił do biurka, gdzie włączył komputer i zaczął pobieżnie przeglądać akta. Prawda była taka, że trzy czwarte nie nadawało się do niczego. Większość rzeczy niestety trzeba było dokumentować profilaktycznie, co z jednej strony miało sens, bo czasami dzięki szczegółom udawało rozwiązać się sprawę, ale niestety w większości przypadków to był tylko stos papierów, który trzeba było przejrzeć, a przez to stracić masę czasu. 
Więc Oli przeglądał, ale po kilkunastu minutach zdał sobie sprawę, że w zasadzie to nawet nie wiedział, co czytał. Po prostu się wyłączył i nie mógł się skupić na materiałach.
Spróbował jeszcze raz, ale kiedy sytuacja się powtórzyła, zatrzasnął wymownie teczkę, którą właśnie przeglądał, dopił ostatni łyk kawy, po czym wstał i ruszył do wyjścia. Uznał, że nadeszła pora, aby rozprawił się ze swoimi demonami.
Tytan też natychmiast poderwał się ze swojego legowiska i po sekundzie stał już przy nodze swojego pana.
— Franek, słuchaj… — Przy drzwiach dopadł ich Kuba.
— Rzuć to w ten mój pierdolnik i zobaczę to, jak wrócę — polecił tylko, widząc, jak kolega donosi mu jedynie więcej dokumentów. 
— Długo cię nie będzie? Dzwonił naczelnik, że mamy… — zaczął Zawadzki, widząc, że Francuz zabiera psa, co sygnalizowało, że zamierzał zniknąć na dłużej.
— Idę do Klaudii. Naczelnikiem zajmę się później — wyjaśnił tylko zdawkowo i ominął drugiego policjanta. 
Zawadzki obejrzał się tylko przez ramię, czując, że to zlekceważenie rozzłości naczelnika, ale za bardzo się tym nie przejął, bo wiedział, że Francuz nigdy nie zwalał na ich barki gniewu przełożonego, jeżeli sam go wywoływał. Faktycznie zostawił dokumenty na biurku nadkomisarza i wrócił do swojego pokoju.
Oliwier był jedyny w swoim rodzaju i Kuba odkrywał jego niepowtarzalność niemal na każdej służbie. Tak jak teraz chociażby. 
W środowisku policyjnym niestety istniało przekonanie, że udanie się po pomoc do psychologa było równoznaczne z przyznaniem się do swojej słabości. Wtedy patrzyli się krzywo nie tylko kumple, ale nawet i przełożony. Zastanawiali się, czy skoro policjant ma problemy, nadaje się do tego, by być policjantem. 
Ale nie Oliwier. Każdy wiedział o tym, że nadkomisarz regularnie korzystał z usług Klaudii Dębskiej, która była jednym z psychologów na ich komendzie. I to… tym psychologiem. Bo oczywiście nie dało uniknąć się z nimi współpracy. Byli psychologowie od zarządzania zasobami ludzkimi, którzy przeprowadzali te wszystkie testy do policji, byli psychologowie, którzy pomagali w śledztwie czy dochodzeniu, na przykład poprzez sporządzenie profilu psychologicznego sprawcy, ale byli też tacy od typowej opieki psychologicznej, do których mogli udać się policjanci, aby porozmawiać o tym, co ich trapi. I taką specjalizację miała właśnie Klaudia Dębska.
Absolutnie nikt nie miał pojęcia, o czym mógł z nią gadać Francuz, ale to jedynie podsycało plotki. Kuba też przez długi czas zastanawiał się, czemu jego przełożony tak otwarcie, bez żadnego zażenowania czy strachu, chodził sobie na terapię, czy co on tam robił w gabinecie Dębskiej. W końcu Oliwer zawsze wyglądał tak samo. Nie był przybity, nic go nie przerażało, swoją pracę wykonywał zawsze w stu procentach i zdawało się, że miał poukładane życie prywatne. 
Zatem dlaczego? 
Kuba nie wiedział, ale o jednym był przekonany. Znał całe mnóstwo ludzi, którzy twierdzili, że nie obchodzi ich opinia innych… ale jak o tym myślał, to tak naprawdę żaden z nich nie mówił prawdy. Tak to już było z ludźmi, że lubili projektować swoje myśli na innych, co skutecznie powstrzymywało ich przed podejmowaniem jakichś działań. 
Oliwier był tym unikatowym ewenementem, który naprawdę nie dbał o to, co powiedzą, czy pomyślą sobie inni. 
Policjant gej, który regularnie korzystał z pomocy psychologa. To brzmiało jak żart. A jednak… Francuz był jednym z najbardziej respektowanych funkcjonariuszy i z pewnością niejeden zazdrościł mu tej postawy — swoistej nieustraszoności.
Kuba na początku nie miał pojęcia, jak to było w ogóle możliwe. Bywały takie społeczności, gdzie homoseksualizm był tematem tabu. Ludzie byli przekonani, że homoseksualizmu nie ma na stadionach, wśród typowo męskich sportów, jak piłka nożna czy sztuki walki… i w policji rzecz jasna. Oczywiście to nie była prawda. Po prostu nikt nie miał na tyle jaj, by się przyznawać. Z drugiej strony… kogo to obchodziło? Lubisz ciągnąć kutasy? No to rób to w swoim łóżku i siedź cicho. 
Francuz jednak tego nie krył. W sensie nie opowiadał wszem wobec o swoich seksualnych eskapadach. Wręcz przeciwnie — najśmieszniejsze było, że nikt nie potrafił powiedzieć, jak i kiedy się to wydało. Ot, to był po prostu fakt. Nikt go nie przyłapał z żadnym facetem, sam też tego nie rozgłaszał… ale i nie ukrywał prawdy, kiedy ktoś go pytał wprost. 
Kluczem do sukcesu zdawała się być postawa blondyna, bo kiedy on mówił, że go coś nie obchodziło, to nie było podstaw, aby mu nie wierzyć. Nie dało się go w ten sposób złamać. Nie dało się go nawet napiętnować, pomimo iż pewnie wielu chciało. Oliwier po prostu nie miał mentalności ofiary. Wręcz przeciwnie, on doskonale wiedział, na co go stać i nie chciało mu się tracić energii na takie błahe sprawy jak to, że jacyś policjanci robią sobie z niego po cichu podśmiechujki. W ostatecznym rozrachunku to jego podziwiali za kreatywność i efektywność pracy i to on dostawał awanse. A ci co się śmiali? Niech śmieją się dalej. Oliwier nawet nie pamiętał ich imion. 
— Nikt mi nie będzie mówił, jak mam żyć — powiedział kiedyś Kubie, kiedy ten wprost go zapytał, czy on rzeczywiście nic sobie nie robi z tych plotek, śmiechów i ukradkowych spojrzeń. 
I Zawadzki widział, że jego partner bardzo kurczowo trzymał się tej dewizy do teraz.
______________

Cześć wszystkim!
Cieszę się, że udało mi się zdążyć z rozdziałem i to jeszcze o takiej ludzkiej porze. Akurat do poczytania przed snem - jeżeli tak jak ja - musicie jutro wcześnie wstać. Chociaż... nie wiem, czy ten rozdział akurat nadaje się do snu. Trochę koszmarnie było na początku.
Dzisiaj zrzuciłam na Was kilka nowych faktów, które - tak mi się wydaje - mogą zadziwiać i powoli zacznę to wszystko składać w całość. 
Dajcie mi znać, co myślicie o problemach Oliwiera i "preferencjach" Denisa. :D
To w dużej mierze od Was zależy, kiedy pojawi się nowy rozdział. Bez Waszego odzewu byłby jutro, ale jest dziś. Tak że... zmotywujcie mnie, by kolejny też pojawił się na czas. :)
Do następnego!

14 komentarzy:

  1. Dzięki, dzięki, dzięki bardzo za rozdział. Miałam chwilową przerwę w sprawdzaniu czy może dodałaś przez burzę, ale udało mi się przeczytać dzisiaj rozdział z czego bardzo się cieszę.
    Pewne rzeczy mnie zdziwiły tak jak myślałaś, że mogą jak kontakty Denisa.
    Rozdział przeczytałam tak szybko jak się dało i nawet nie wiem kiedy się skończył. JAK JA WYTRZYMAM TYDZIEŃ to nie wiem ale się postaram.
    Weny, weny, weny i jeszcze raz weny
    ☺️����
    Akira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiem czy to co napisałam jest dość zrozumiałe, ale mam nadzieję, że zrozumiesz ten potok myśli ��

      Usuń
    2. Zrozumiałam, bez obaw. :D
      U mnie nie było burzy na szczęście, tak że nie mogły mnie powstrzymać żadne nieprzewidziane przeszkody. :)
      No tak, preferencje Denisa dopiero co zostały wstępnie zarysowane i z pewnością bardziej pochylę się nad tym tematem w najbliższych rozdziałach.
      Na pewno wytrzymasz! Szybko zleci. :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Hej. Zacznę od początku w życiu nie chciałabym przeżyć tego co ma oli to brzmi strasznie. Co do Denisa to hmmm moze mieć trochę racji z tymi starszymi partnerami do seksu albo poprostu dobrze trafia;-).opowiadanie jak zawsze świetne . Życzę dużo weny i chęci i czasu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jest straszne, zapewniam. Sama miałam wątpliwą przyjemność doświadczyć dwukrotnie paraliżu i mam nadzieje, że nigdy więcej. Choć w moim przypadku (na szczęście) obyło się bez halucynacji.
      Trafne spostrzeżenie, co do Denisa. Może nawet nie wie, a ma po prostu dużo szczęścia, że trafiają mu się sami dobrzy kochankowie. :D
      Dzięki i pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Podoba mi się bezpośredniość Denisa w rozmowie z Jankiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Denis póki co za dużo się nie wychyla, ale myślę, że widać, że jednak jest dosyć buntowniczy i cięty. :)

      Usuń
  4. Oliwer jest terytorialny jak prawdziwy pies! XD
    Już na początku opisu tego paraliżu w mojej głowie zaświeciła się lampka. O! To jest to!
    Chociaż nigdy nie słyszałam żeby w parze z tym szły halucynacje. Biedny Oli :(
    Uważam też, że zachował się okropnie w stosunku do Marcina.
    Co do Denisa to nie mam żadnych zastrzeżeń, że sypią z starszymi facetami. Jeżeli on tak woli to jest jego wybór. Ale może mieć w swojej logice dużo racji ;)
    Chociaż cieszę się, że jest niechętny umawiać się z Jankiem.
    Motto Oliwiera pod sam koniec faktycznie oddaję cały jego charakter ;P podobno takich ludzi się albo nienawidzi albo uwielbia :D
    Dużo weny życzę i do zobaczenia!

    Saphira/Saule
    Tak, tamten komentarz jest mój. Wybacz, wciąż nie ogarniam Bloggera xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Miło Cię tu znowu widzieć. ;)
      Podobno halucynacje to bardzo częsty "efekt uboczny". Umysł niby jest przytomny, ale dopiero wraca z fazy snu, przez co granica między snem a jawą jest niekiedy rozmyta.
      Fakt, Oli trochę za mocno pojechał z Marcinem - zresztą z tego co widać, nie pierwszy... i pewnie nie ostatni raz. Ciekawe do czego to ostatecznie doprowadzi.
      Denis nikomu nie robi krzywdy i nikt jemu nie robi krzywdy, a wręcz przeciwnie - czuje się "zadbany" i "dopieszczony", a i pewnie jego starszym kochankom nie przeszkadza, że mają w łóżku takiego młodzika. :D
      Widzę, że Janek budzi skrajne opinie. Jedni mają nadzieję, że jednak Denis coś z nim pokręci, inni mają nadzieję, że Janek się od niego odczepi. :D
      Coś w tym jest, jak widać. Mnóstwo ludzi Oliwiera podziwia, ale dużo też po prostu po cichu z niego szydzi - tyle że on w ogóle na tych drugich nie zwraca uwago. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Hej.czy dziś rozdział będzie ? Już nie mogę się doczekać co im zgotowałas. Pozdrawiam i dużo weny i chęci i cierpliwosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! :)
      Pracuję nad tym. Na 99% tak, chyba że wydarzy się jakaś nagła katastrofa. :P

      Usuń
    2. Ok. to czekam miejmy nadzieję, że katastrofa cię ominie;-)

      Usuń
    3. Ominęła. :D
      Lekki poślizg, ale jest. :)

      Usuń
  6. Hejka,
    wspaniale, cudownie po prostu cudownie, Oliver terytorialny jest ale Marcina to chociaż  akceptuje... haha Franek francuz bosko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń