8 września 2019

Francuski piesek: Rozdział 5

Tracąc kontakt z emocjami

Pokój, w którym się znalazł, nieco odbiegał wystrojem od pozostałych gabinetów w budynku. Nie było tu całego szeregu regałów zastawionych segregatorami, biurek z komputerami — i kolejnymi segregatorami czy inną stertą dokumentów — rażących sztucznym, żółtym światłem świetlówek czy mdłych, żółtych ścian.
W pokoju Klaudii było o wiele bardziej kameralnie i przytulnie. Tuż pod dużym oknem stało biurko, a na nim jedynie laptop i kalendarz kobiety, a także dwa wygodne, skórzane fotele po obu stronach. Na lewo od wejścia znajdowała się szafka z szeregiem dokumentów, ale jej surowość przełamywały postawionej na niej dwa flakony ze świeżymi kwiatami i kilka bibelotów. Po drugiej stronie
pomieszczenia stała kanapa i malutki stolik z karafką wody i dwoma szklankami. Ponadto na ścianach, oprócz dyplomów psycholożki, wisiały oprawione w ramki motywacyjne hasła i jakieś kolorowe obrazy przedstawiające różne krajobrazy.
Oliwier nie był pewny, czy to miało w jakiś sposób pomagać rozluźnić się osobom, które przychodziły do kobiety, ale on czuł się tu całkiem swobodnie.
— Kawy? — zapytała, uśmiechając się jak zwykle przyjaźnie, kiedy tylko do niej przyszedł. Była zaledwie dwa lata młodsza od niego, ale wyglądała na maksymalnie trzydzieści. Miała gęste, brązowe i pofalowane włosy do ramion, zielone oczy, mały nosek i bardzo szeroki uśmiech. Kiedy stawała przy Oliwierze, sięgała mu raptem do ramienia i musiała ważyć nie więcej niż pięćdziesiąt kilogramów.
— Mam już dwie za sobą, tak że na razie pas — odmówił grzecznie, po czym rozsiadł się wygodnie na kanapie, natomiast Klaudia zabrała swoją filiżankę z biurka i przysunęła sobie fotel, siadając naprzeciwko Francuza. 
— Co słychać? — zapytała luźno na wstępie. Nie chciała niczego sugerować i zależało jej na tym, by Oliwier sam nadał tor tej rozmowie. W międzyczasie schyliła się w stronę stolika, żeby pogłaskać Tytana, który się wiercił, najwyraźniej szukając sobie miejsca.
— Nie ma tragedii, ale bywało lepiej — odparł zwyczajnie. — A u ciebie? — zapytał z grzeczności, choć wiedział, że nawet jeżeli nie było dobrze, to Klaudia i tak się nie przyzna i szybko zmieni temat, by rozmawiali o nim. W końcu taka była jej praca.
— Moja mama miała urodziny i to był naprawdę szalony weekend. Zmęczył mnie bardziej niż tydzień pracy, tak że w zasadzie to się cieszę, że już poniedziałek — odpowiedziała ze śmiechem. — Ale bardziej mnie ciekawi, co ty porabiałeś. To był twój pierwszy wolny weekend od…? — urwała, chcąc, by Oli jej przypomniał.
Mężczyzna jedynie odetchnął ciężko.
— Nie mam pojęcia — przyznał.
— To niedobrze — podsumowała kobieta.
— Powtarzasz się — wytknął jej, przypominając sobie, że zawsze pytała go, kiedy weźmie sobie trochę wolnego, a potem mówiła, że to niedobrze, jak go nie bierze.
— Bo nie wyciągasz wniosków! — odbiła szybko z uśmiechem. — Odpocząłeś? — pociągnęła temat.
— Hmm… — mruknął wpierw, zastanawiając się nad jej pytaniem. — I tak, i nie — uznał rzeczowo.
— Byłabym wdzięczna, jakbyś się nieco rozwinął — poprosiła. — Co porabiałeś? — sprecyzowała, chcąc coś wyciągnąć z mężczyzny.
— Głównie to byłem za miastem. Puszcza Białowieska i te sprawy. Trochę pospacerowaliśmy i pouprawialiśmy dogtrekking z Tytanem — dodał na koniec z przyjaznym uśmiechem i zaczepił stopą przysypiającego pod stolikiem owczarka. Pies położył się tam ledwie kilka sekund wcześniej i prawie natychmiast zmorzył go sen.
— Brzmi dosyć relaksująco. Byłeś sam? — dopytała.
— Tak też było i tak, byłem sam. Chciałem się wyciszyć i trochę zresetować — wyjaśnił.
— Udało się?
— Prawie — przyznał, krzywiąc się.
— Co ci stanęło na przeszkodzie? — drążyła, chcąc aktywnie uczestniczyć w tej rozmowie.
Oliwier westchnął ciężko, nim odpowiedział. Zamierzał powiedzieć prawdę, bo wiedział, że to będzie dla niego dobre. W końcu po to tu przyszedł. Mimo wszystko takie otwieranie się zawsze było dla niego cholernie trudne. Już zdążył się nauczyć, że im mniej ludzie wiedzą na jego temat, tym lepiej — zwłaszcza, jeżeli chodziło o słabości. 
— Marcin? — zgadła, kiedy Francuz milczał za długo, jednak ten tylko popatrzył na nią z niezrozumieniem.
— Przestań. On nie ma takiej siły, żeby zepsuć mi weekend. No… może trochę, ale nieważne, nie o niego chodzi. — Machnął na koniec ręką. — Po prostu — znowu wziął głębszy oddech — złapał mnie paraliż. Dwa razy.
— Och… — mruknęła ze zdziwieniem Klaudia. — Wiem, że kiedyś się z tym zmagałeś, ale chyba od dawna nie miałeś problemów ze snem? — upewniła się, na co blondyn pokręcił przecząco głową. — Czy ostatnio stało się coś, co…
— Nie — zaprzeczył, nim dokończyła, bo wiedział, o co chciała zapytać. 
— Myślę w takim razie, że to przez stres…
— Nie stresuję się — znowu jej przerwał.
— … który możesz odczuwać podświadomie — dokończyła mimo wszystko. — Ostatnio jechałeś na najwyższych obrotach i nawet nie miałeś czasu o tym myśleć, ale harówka, której towarzyszy nieustające napięcie musi gdzieś znaleźć swoje ujście. 
— To nic nowego. Miałem cięższe okresy i jakoś nic mi nie dolegało — zauważył racjonalnie.
— Obawiam się, że to nie działa w ten sposób. To jest o wiele bardziej skomplikowany proces. Masz taki rodzaj pracy, w którym trzeba nauczyć się zachowywać zimną krew w różnych, często niebezpiecznych sytuacjach. Oboje dobrze wiemy, że tłumienie emocji opanowałeś do perfekcji, ale przez to możesz ignorować wszystkie małe znaki, które sygnalizują, że coś jest nie tak. To że ostatnim razem dobrze zniosłeś tak duży wysiłek, nie oznacza, że już zawsze twój organizm będzie tak reagował. Wręcz przeciwnie, to może oznaczać, że tracisz kontakt ze swoimi emocjami i nie potrafisz rozpoznać czy się boisz, czy może jesteś zły. W rezultacie nie wyrabiasz w sobie reakcji ochronnej, bo nawet nie wiesz, że jej potrzebujesz. Przez ostatni rok rozwiązywałeś dużą sprawę, która wreszcie dobiegła końca — próbowała mu tłumaczyć. — Strasznie się na tym zafiksowałeś i wydaje mi się, że mogłeś w tym wszystkim zapomnieć o sobie.
— Pewnie… pewnie masz rację — uległ z westchnieniem. W końcu to było póki co jedyne racjonalne wytłumaczenie, a Oliwier lubił, kiedy przedstawiało mu się rzeczowe i podparte wiedzą argumenty. Nie pozostawało mu nic innego, jak je przyjąć. Choćby tymczasowo.
— Kiedy ostatnio byłeś na wakacjach? Na takim pełnowymiarowym urlopie? — zagaiła, na co Oliwier uniósł tylko kpiąco brew. Klaudia przecież wiedziała. — No właśnie. Może zrób sobie troszkę dłuższą przerwę niż te trzy dni? — zasugerowała. — Może pojedź gdzieś z Marcinem…
— Nie zagalopowałaś się troszeczkę? — przerwał jej natychmiast, na co tylko uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Oli, wszyscy doskonale wiedzą, jak bardzo samodzielny jesteś. Nie przepuścisz okazji, aby to podkreślić, ale samodzielność nie oznacza samotność. Uważam, że moglibyście fajnie spędzić razem czas — wyjaśniła spokojnie.
— Czaję, do czego pijesz, ale póki co Marcin jest na mnie śmiertelnie obrażony… ale może masz rację. Marcel ma domek nad jeziorem na Mazurach i jedzie tam na majówkę z rodziną. Chyba się do nich przykleję — przypomniał sobie. Klaudia jak zwykle miała dużo racji… której nie lubił jej przyznawać. To w zasadzie było paradoksalne, bo ona przecież pomagała mu wszystko naprostowywać, ale jego charakter nie pozwalał mu tak bez zawahania brać czyichś słów za pewnik, bez żadnego pokrycia. 
— Dlaczego Marcin jest na ciebie obrażony? — Dębska zainteresowała się tym fragmentem informacji.
— Po prostu stroi fochy. — Oli wzruszył ramionami.
— Co mu zrobiłeś? — Popatrzyła na niego, mrużąc powieki.
— Ja? — Zdziwił się. — Przepraszam, ale czy kiedy ktoś przychodzi do ciebie z problemem, to uważasz, że dobrym pomysłem jest obwinianie go o coś? — zapytał sceptycznie, co było typowym mechanizmem obronnym.
— Uważasz, że powinnam cię klepać cały czas po główce? — zapytała ze śmiechem. 
— Nie, ale czuję, że powinienem się obrazić za insynuację, że to ja nawaliłem — wytknął.
— Cóż, w takim razie przepraszam, że cię uraziłam — powiedziała szczerze, choć doskonale wiedziała, że Francuz nie miał zamiaru się obrażać i tylko próbował odwrócić jej uwagę. — Więc? Co z tym Marcinem? — dodała zaraz, by nie dać blondynowi czasu do namysłu. 
— Nie odpuścisz? — zapytał z nadzieją.
— Przypomnę ci tylko, że to ty do mnie przyszedłeś — zaznaczyła. 
— Ale nie po to, żeby gadać o moim kochanku — odparł z pretensją, ale pod naporem wymownego spojrzenia kobiety wywrócił oczami i się poddał. — No co mam ci powiedzieć? Za dużo dramatyzował, a jak mu powiedziałem, żeby się ogarnął, to się obraził i wyszedł — streścił bardzo ogólnikowo.
Klaudia nic nie powiedziała, tylko dalej lustrowała go przenikliwie spojrzeniem. Robiła to tak długo, aż Francuz pękł i westchnął.
— Zobaczył mnie wczoraj… jak miałem paraliż — wymruczał. — Zaczął lamentować i chciał wzywać karetkę.
— Brzmi, jakby się o ciebie martwił — zauważyła.
— Jego reakcja była wyolbrzymiona. Przecież nie umierałem — wyprowadził kontrargument.
— Ale on tego nie wiedział — odparła trafnie. — Mówiłeś mu o swoich kłopotach ze snem?
— Po co? — odburknął Francuz. — To nie jego sprawa.
— Oli — zaczęła łagodnie Klaudia. — Możesz uznać, że to nie jego sprawa, choć nie na tym polega partnerstwo — wtrąciła, a kiedy zobaczyła, jak blondyn już chce jej przerwać, powstrzymała go gestem dłoni i dodała szybko: — ale wtedy nie możesz mieć pretensji co do sposobu, w jaki zareagował. Postaw się na jego miejscu. Co byś zrobił, gdybyś zobaczył, że doznaje jakiegoś ataku? 
— Na pewno nie panikowałbym tak jak on — stwierdził z parsknięciem.  
— Widzę, że za wszelką cenę chcesz, abym przyznała ci rację, ale obawiam się, że jesteś w błędzie — powiedziała łagodnie, choć dosadnie. — Bardzo ci współczuję, że twój koszmar powrócił i będziemy nad tym pracować, jeżeli sytuacja będzie się powtarzać, ale nie możesz naskakiwać przez to na osobę, która chciała się jedynie o ciebie zatroszczyć — wyjaśniła.
— Nie powiedziałem, że na niego naskoczyłem — złapał ją za słówko.
— Masz rację, cofam to — przyznała się do błędu. — Ale kiedy on się o ciebie bał, ty mu powiedziałeś, że dramatyzuje. To bardzo nie fair — dokończyła. 
— Oczekujesz, że go przeproszę? — zgadł.
— Ja niczego nie oczekuję. To jest twoja decyzja. Ja jedynie mogę ci podpowiedzieć, że powinieneś z nim porozmawiać i mu to wyjaśnić.
— Ale chodzi o to, że ja nie chcę mu niczego wyjaśniać — powiedział.
— Bo boisz się przed nim otworzyć — wywnioskowała.
— Nie boję. Po prostu nie chcę — zaznaczył blondyn. 
— Okej. Więc może po prostu powiedz, że przepraszasz, jest ci przykro, ale nie chcesz o tym rozmawiać. Przy okazji zapewnisz, że nic się złego nie dzieje z twoim zdrowiem i nie ma powodów do obaw? — zaoferowała rozwiązanie bardziej adekwatne do stylu Francuza.
— I co jeszcze? — parsknął.
— Może w ramach rekompensaty zaprosisz go na ten wyjazd na Mazury? — dodała całkiem poważnie, na co Oliwier aż zamrugał. 
On i Marcin. Razem na Mazurach. Razem wśród przyjaciół.
Tak jak… para.
***
25 kwietnia 2018
Dzień minął mu całkiem przyjemnie. Odpuścili sobie dzisiaj z Wiktorem zajęcia, bo oceny były już wystawione i siedzenie przez kilka godzin na lekcjach, nie robiąc przy tym nic produktywnego, obydwaj uznali za bezcelowe. Planowali powtórzyć ten proceder także jutro i w szkole zjawić się dopiero w piątek, bo wtedy wypadało zakończenie roku maturzystów. 
Denis wstał dosyć wcześnie jak na siebie, zjadł dobre śniadanie, pobiegał trochę po lesie z psami, poczytał przez chwilę notatki z biologii, a nawet pomógł mamie przy obiedzie. 
Po południu całą rodziną zjedli posiłek i około siedemnastej nastolatek udał się z ojcem do Oriona na trening. 
Jego ekscytacja nie mogła być większa, kiedy okazało się, że i Oliwier postanowił wpaść… aczkolwiek szybko przygasła, bo znakomitą część treningu blondyn sparował z Robertem Kwiatkowskim, a widok tej dwójki irytował Denisa jak nic innego. 
Jego irytacja urosła jeszcze bardziej, kiedy po treningu przebierali się w szatni. Najwyraźniej obydwaj mieli jakiś cholernie zajmujący temat do dyskusji, bo żywo debatowali, nie szczędząc gestykulacji czy wesołych śmiechów. Do tego stali tak blisko siebie. Nago.
Denis obserwował ich kątem oka, nie chcąc być w swoim zachowaniu zbyt oczywisty. Przez tego pieprzonego Roberta, który przywłaszczył sobie Oliwiera, Armiński nie mógł nawet nacieszyć się widokiem praktycznie nagiego blondyna. Po prostu nie mógł się skupić na jego ciele, kiedy w zasięgu wzroku miał jednocześnie Kwiatkowskiego i w napięciu wyczekiwał momentu, kiedy ciała tej dwójki przez przypadek się zetkną. 
Zdołał się nieco uspokoić, kiedy po kilkunastu minutach zszedł na parter budynku, gdzie zamierzał zaczekać na ojca, by mogli wrócić do domu. Ogarnął go też wstyd. Przecież to było żałosne, że był zazdrosny o Oliwiera — nie miał nawet do tego prawa. Policjant nie mógł wiedzieć, że wzdycha do niego jakiś głupi nastolatek, a nawet gdyby wiedział… najpewniej by go olał. Ale oczywiście takie racjonalne przemyślenia przychodziły do Denisa zawsze po fakcie. Z wiekiem odkrywał, że jest cholernie impulsywny i coraz ciężej jest mu zapanować nad emocjami. Gdy coś się działo… po prostu musiał z siebie wszystko wylać. Choćby miał przy tym robić z siebie kompletnego debila.
— Co tam, mistrzu? Czekasz na Marcela? — Z zamyślenia wyrwał go głos… Oliwiera. 
— Eee… tak — zająknął się, ale szybko zdołał odzyskać rezon. Blondyn tak pięknie pachniał po prysznicu… W dodatku miał na sobie cienką, szarą koszulkę, spod której na prawym ramieniu wystawał tatuaż. Sięgał łokcia i tworzył wielobarwną kompozycję przenajróżniejszych symboli. Denis nigdy nie miał okazji, żeby dokładnie go obejrzeć, bo wiedział, że takie bezwiedne gapienie się na Francuza nie było rozsądne. Dokładnie takie, jak teraz…
Szybko podniósł spojrzenie na twarz policjanta, kiedy ten się odezwał, łudząc się, że nie zachowywał się przesadnie dziwnie.
— Został jeszcze z Robertem. Dogadują szczegóły jego sobotniej walki. Ale wpraszam się do was na kolację, więc jak nie chcesz czekać, możesz jechać ze mną — zaoferował, uśmiechając się pogodnie.
— Z chęcią — odparł Denis, czując, jak zaczyna oblewać go fala gorąca.
Opanuj się! — skarcił się w myślach. 
W ciszy poszli do czarnej insigni policjanta, wrzucili swoje torby treningowe do bagażnika i kilka chwil później ruszyli z parkingu, kierując się w stronę osiedla Sienkiewicza.
Gdy tak przemierzali miasto, nadal milczeli i towarzyszyło im tylko cicho grające radio. Denis próbował cieszyć się tą chwilą, że jest sam na sam z Francuzem, ale w zasadzie czuł jedynie spięcie. No bo co mu to tak naprawdę dawało? Nic. Wszystko co sobie wyobrażał, pozostawało jedynie w sferze jego marzeń. Nie miał problemu, żeby wyobrazić sobie związek ze starszym facetem. Co więcej, był całkiem przekonany, że za jakiś czas stworzy z takim związek. Jednak tu chodziło o Oliwiera — prawdziwego, żywego faceta, który nawet był tej samej orientacji co nastolatek, a jednak ten nie potrafił sobie wyobrazić, że Francuz zwraca na niego uwagę w ten sposób. Jasne, lubił sobie pofantazjować i często to robił. Rzeczywistość to była inna bajka. 
— Brawo. Zaoszczędziłeś jakiś ułamek sekundy — parsknął policjant, gdy jakiś stary mercedes wyprzedził ich za pomocą niezbyt bezpiecznego manewru, wbił się przed maskę insigni, a potem wszyscy utknęli na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną. 
— Wiesz, co można zrobić przez ułamek sekundy? — zapytał z sarkazmem Denis.
— Zginąć? — odbił z ironicznym uśmiechem Francuz, zerkając na nastolatka. 
— Na przykład — potwierdził chłopak, po czym obaj parsknęli pod nosem, by po tym z powrotem zamilknąć, jednak Denis znalazł powód do podtrzymania konwersacji.
— Teraz zaoszczędził całą sekundę. Musisz przyznać, że to już coś — rzucił, widząc, jak rozlatujący się mercedes znowu brawurowo wyprzedził inne auto. 
— Wiesz, czego by nie zaoszczędził, gdybym był chujem? — zapytał retorycznie Oli, nie bacząc na słownictwo. Nie był idiotą, Denis miał niemal dwadzieścia lat i nie zamierzał się przy nim zachowywać przesadnie poprawnie.
Gdy dojrzał zaciekawione spojrzenie chłopaka, dodał:
— Pięciu stówek, gdybym mu wlepił mandat — zakończył wrednie. — W sumie jestem chujem — zreflektował, na co Denis zachichotał — ale obecnie za bardzo leniwym — sprostował.
— Nawet nie jesteś na służbie — zauważył bystro Armiński, bo argument z „leniwym chujem”, choć zabawny, nie był zbyt przekonujący.
— Detale — zbył go Francuz, uśmiechając się tajemniczo pod nosem. 
Dalszą trasę przez miasto przemilczeli, ale kiedy zjechali z Baranowickiej na sześćdziesiątkę piątkę, Oli zapytał nagle: 
— Ostatnio byłeś nieco nieswój. Wszystko już w porządku?
To pytanie wryło Denisa w fotel. Kompletnie nie spodziewał się czegoś takiego. Z jednej strony poczuł ogromny wstyd i nie chciał wracać do tamtego tematu… a z drugiej zrobiło mu się jakoś tak miło. Oli choć trochę się o niego martwił, a to oznaczało, że nastolatek nie był mu kompletnie obojętny.
— Po prostu miałem gorszy dzień — powiedział, starając się zapanować nad głosem.
— Zdarza się każdemu — przyznał Francuz. — Ale jakby coś się działo, to powiedziałbyś, nie? Twój tata się martwi — zagadnął zwyczajnie.
— Nic się nie dzieje — odparł wymijająco Denis. 
— To dobrze — podsumował tylko krótko starszy mężczyzna i postanowił odpuścić. Sam nie cierpiał, kiedy ktoś próbował nachalnie uszczęśliwić go na siłę, więc nie zamierzał naciskać chłopaka. Pozostawało mu mieć nadzieję, że Denis nie kłamał, a nawet jeśli kłamał, to nie dzieje się nic, z czym by sobie nie poradził. 
Dalsza droga do Grabówki minęła im ekspresowo i po paru minutach znaleźli się na posesji Armińskich. Tam przywitało ich stado energicznych dobermanów, które moment później chciały wykorzystać okazję, by z powrotem wejść do domu.
— Nie, nie, nie! — dopadła ich w progu Alicja. — Na zewnątrz! — powiedziała głośno i wskazała palcem drzwi, kiedy cała czwórka psów zdążyła się wcisnąć do przedsionka między Oliwierem, a Denisem. 
Dobermany słysząc podniesiony głos, podkuliły ogony i już mniej energicznie się zawróciły.
— A co to za przemoc wobec zwierząt? — zapytał nieco rozbawiony Francuz.
— To za przemoc na moich kwiatach — odparła ironicznie kobieta. — Dakota przewróciła moją palmę koralową, wytarzała się w ziemi z doniczki, a potem jak gdyby nigdy nic rozłożyła się taka brudna na sofie — wyjaśniła.
— Ach, to ten wiek. Jeszcze nie pies, ale już nie szczeniak — skwitował policjant, kiedy we trójkę ruszyli do kuchni. — O cholera — powiedział nagle i zatrzymał się w półkroku, powodując, że i Alicja się zatrzymała, patrząc na niego z zaskoczeniem. Denis zdążył już wejść do kuchni.
— Co?
— Zapomniałem zabrać… twoje ważne dokumenty — powiedział złośliwie, przypominając sobie, jak Armińscy zadzwonili do Marcina. Rozmawiał już o tym z Marcelem i głównie był rozbawiony tym, jak jego przyjaciel się spiął, myśląc pewnie, że Oli się wścieknie. Mimo wszystko nie mógł sobie odpuścić okazji, żeby ponaśmiewać się trochę z kobiety.
— Dam ci radę Francuz — zaczęła ostrzegawczo. — Nie denerwuj ludzi, którzy dają ci jeść — zakończyła z wrednym uśmiechem, na co blondyn przybrał pokerową twarz i już się nie odezwał. Może faktycznie pomęczy Alę już po tym, jak go nakarmi. 
***
Alicja chyba go jednak niczym nie podtruła, bo minęła godzina i czuł się dobrze. Obecnie wyszedł na taras z przyjacielem i popijali zimne piwo, obserwując jak słońce zmierza ku zachodowi. Zastanawiał się, jak zacząć temat, żeby Marcel nie drążył za bardzo i nie robił z tego sensacji. Chyba musiał powiedzieć to prosto z mostu.
— To kiedy jedziecie na te Mazury? — zagaił na początku.
— Chyba w poniedziałek po południu i wracamy w sobotę. A co? Jednak się namyśliłeś? — zgadł od razu z zainteresowaniem Marcel.
— Mhm — mruknął blondyn. — Chyba potrzebuję jeszcze trochę wolnego.
— Wszystko w porządku? — zapytał dla odmiany z niepokojem Armiński.
— Biorę wolne. Nie ma w tym drugiego dna — uciął dosadnie Francuz. 
— Okej, ale jakby co…
— Będziesz pierwszą osobą, do której przyjdę — przerwał mu Oli. 
— No to super. Będziemy się dobrze bawić — podsumował z przyjaznym uśmiechem Marcel. — Wera też jedzie — dodał na koniec sugestywnie, czekając na reakcję blondyna. Ten zgodnie z jego oczekiwaniami odwrócił w jego kierunku bardzo powoli głowę i posłał mu sztuczny uśmiech, mrużąc przy tym oczy. 
Weronika była o dwa lata starszą siostrą Marcela, a przy tym bardzo specyficzną osobą. Charakterem i temperamentem przypominała raczej matkę niż ojca, choć jej zachowanie bywało czasem jeszcze bardziej karykaturalne. Pomimo czterdziestu lat nie założyła rodziny… i niby nie było w tym nic dziwnego — ot, nie znalazła odpowiedniego mężczyzny — tyle tylko, że kobieta miała bardzo radykalne poglądy. Instytucję małżeństwa uważała z jakiegoś powodu za uwłaczającą dla godności kobiety, bo rzekomo wtedy kobieta przestawała być samodzielna. W zasadzie to Marcel nawet nie próbował zagłębiać się w logikę siostry. Jeżeli była szczęśliwa, to nie zamierzał ingerować w jej życie. 
Za to Wera czasami — a w zasadzie dosyć często — miała niezdrowy nawyk, aby pouczać innych. Marcel miał zbyt miękkie serce, żeby się z tego powodu gniewać, Alicja po prostu ją ignorowała, ale Oliwier… on uwielbiał grać na nerwach Weroniki i choć nie widywał jej zbyt często, to nie przepuścił żadnej okazji, żeby jej dokuczyć. Okej, może i nie zachowywał się tak jak należy, ale uważał, że to Wera zawsze zaczynała. Za każdym razem szukała jakiejś zaczepki. Próbowała umoralniać i pouczać policjanta, tyle że to była bardzo nierówna walka, bo Oli totalnie olewał to, co mówiła, za to ona traktowała jego kontry bardzo emocjonalnie.
— Jesteś złym bratem, wiesz? — rzucił cwaniacko Oli, na co Marcel wytrzeszczył oczy.
— Ja?! — zapytał, udając zaskoczenie. — Bo zapraszam siostrę, żeby spędziła z moją rodziną trochę czasu? — dodał niewinnie.
— Taaa… — mruknął nadkomisarz. — I wcale się nie ucieszyłeś, że skoro jadę, to Wera dostanie szału — wytknął. 
— Jak mógłbym? To moja siostra — stwierdził obronnie Marcel, na co Francuz tylko się zaśmiał, po czym znienacka zapytał:
— Ej, znajdzie się też miejsce dla Marcina? Jeszcze go nie pytałem, ale… Boże, nie gap się tak — urwał, widząc zszokowanie na twarzy przyjaciela. No ale czego on się spodziewał? Że ten w ogóle nie zareaguje, skoro nawet Oliwier wiedział, że to, co zamierzał zrobić, jest tak cholernie dla niego nietypowe?
— Naprawdę chcesz go zabrać? — zapytał Armiński, ignorując, że Francuzowi zrzedła mina i najprawdopodobniej zamierzał się wycofać.
— Nieważne, zapomnij. — Machnął ręką i upił łyk piwa, żeby zatuszować swoje zażenowanie. Może faktycznie nie powinien tego robić? Klaudia też nie zawsze miała rację, a skoro on się czuł z tym nieswojo i nie na miejscu, to chyba wcale nie było dla niego dobre?
— No co ty, zabierz go! — zaczął zachęcać Marcel. — Pomieścimy się spokojnie, no i fajnie będzie spędzić czas w większym gronie — tłumaczył.
— Pogadam z nim — odparł tylko krótko Oli, chcąc szybko zakończyć ten temat, mimo iż sam go zaczął.
— Nie wierzę… — rzucił ze śmiechem Armiński. — Oli dorasta — powiedział sam do siebie, za co został zgromiony wzrokiem. — Co następne? Oświadczysz się? — zapytał zaczepnie.
— Marcel… — zaczął ostrzegawczym tonem Francuz. — Może i masz czarny pas w jiu jitsu, ale ja mam czarny pas i glocka, tak że no… lepiej nie drażnij bestii — zagroził, na co brunet zaczął się tylko głośno śmiać.
— A wam co tak wesoło? — zagaiła Alicja, która z kieliszkiem wina również wyszła na taras. 
— Ja stąd idę — zdecydował z ciężkim westchnieniem Oli i podniósł się z ogrodowego, aczkolwiek cholernie wygodnego krzesła. Co prawda właśnie wypił jedno piwo, ale… nie uważał, że robił coś złego. Miał cholernie mocną głowę i jazda po tak znikomej ilości alkoholu nie wydawała się mu być czymś niewłaściwym.
— Szykuj się na show, kochanie — zaczął zadowolony Marcel. — Oli jedzie z nami na Mazury i zabiera Marcina — dodał wyszczerzony, na co Ala zagwizdała.
— Oliwierze — zaczęła niskim, wręcz kokieteryjnym głosem, stając przed nim — a cóż to zamiana? Czyżbyś się zakochał? — zapytała, pozorując przesadnie zainteresowany ton.
Francuz posłał jej spojrzenie pełne pogardy, potem poczęstował nim także Marcela, by na koniec ponownie skupić swój wzrok na Alicji. No nie, nie będą się z niego tak bezkarnie nabijać.
— Pamiętasz, jak dwa tygodnie temu twój mąż powiedział ci, że potrzebuję pomocy w skręcaniu szafy? — zapytał z pozoru zwyczajnie, a potem obejrzał się na Marcela, by dostrzec, jak uśmiech z jego twarzy znika. Popatrzył więc ponownie na Alę, która wyraźnie czekała na dalszą część informacji. — Nie mam nowej szafy — wyznał wpierw. — To był tylko pretekst, bo nie chciał z tobą jechać do Doroty — wyjaśnił wrednie, nawiązując do koleżanki Alicji.
— To był cios poniżej pasa — powiedział rozczarowany Marcel.
— Ach tak? — zapytała Alicja, koncentrując całą swoją uwagę na mężu.
— No weź, Ala — jęknął tak jak za każdym razem, kiedy brakowało mu argumentu, aby wygrać z kobietą dyskusję. — Ona mnie nawet nie lubi! — dodał obronnie.
Oliwier zaśmiał się tylko pod nosem.
— Dobranoc, życzę wam miłego wieczoru — powiedział przesadnie przymilnie, po czym postanowił się ulotnić, słysząc jeszcze w oddali nieporadne tłumaczenie Marcela. 
Od razu poczuł się lepiej. To znaczy, doskonale wiedział, że to była pierdoła i w żadnym stopniu nie namieszał w małżeństwie przyjaciół. Ot, Ala teraz przez jakiś czas będzie wymuszać na mężu posłuszeństwo za wyrządzone krzywdy. No ale przecież Marcel sobie zasłużył! Tak bezczelnie się naśmiewać…
***
26 kwietnia 2018
Nie sądził, że aż tak ciężko będzie mu przełamać dumę i pierwszemu wyciągnąć rękę do Marcina. Odwlekał ten moment cały dzień. Przez większość czasu — kiedy był na służbie — skutecznie starał się o tym nie myśleć, żyjąc przeświadczeniem, że ma ważniejsze rzeczy do roboty, ale kiedy wsiadł do swojego samochodu pod komendą, odetchnął ciężko i wreszcie zmusił się, aby zadzwonić do kochanka. Chyba faktycznie musiał być na niego wściekły, skoro przez tyle dni nie odezwał się do Francuza słowem. 
Cholera, rzeczywiście mógł wtedy przesadzić.
— Czego chcesz? — usłyszał niezadowolony głos mężczyzny.
— Dzień dobry? — odpowiedział, krzywiąc się. No bez przesady. Może i ostatnio pożegnali się… no nie najlepiej, ale byli dorośli i powinni tak rozmawiać. 
Kiedy Marcin nic nie dodał, Oli westchnął i przetarł twarz dłonią.
— Jesteś w domu?
— Interesuje cię to? — spytał nadal obrażony Marcin.
Francuz już chciał odpowiedzieć jakąś ripostą, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. 
— Mogę przyjechać? — zadał kolejne pytanie.
— A co? Potrzebujesz zabaweczki do poruchania? — odgryzł się bezpardonowo drugi mężczyzna.
— Chciałem przeprosić — odparł nieco pretensjonalnie Oliwier, wyobrażając sobie, jak głupio robi się teraz jego kochankowi. I chyba się nie pomylił, bo ten faktycznie zaraz zmienił ton.
— Eee… — zająknął się. — Jestem jeszcze w pracy, kończę za niecałą godzinę, więc…
— Będę w takim razie o dziewiętnastej — zadecydował policjant, po czym skończył rozmowę, uprzednio żegnając się z Marcinem.
No. Wykonał pierwszy krok. Teraz pójdzie już z górki.
Musi tylko… przeprosić, nieco się odsłonić i jeszcze zaoferować wspólny wyjazd na Mazury.
Łatwizna.
Cóż, oczywiście nie poszło tak łatwo, jak Francuz zakładał — a raczej się łudził.
Marcin wrócił punktualnie, kiwnęli sobie jedynie głowami na przywitanie, kiedy spotkali się pod klatką, a potem w ciszy udali się na drugie piętro. 
Pierwszy odezwał się gospodarz, kiedy już znaleźli się w mieszkaniu i przeszli do pokoju dziennego.
— Więc? — zapytał, starając się brzmieć obojętnie.
— Myślę, że… należą ci się przeprosiny za ostatnią akcję — wyrzucił z siebie Francuz, krzyżując przedramiona na piersi. Tak czuł się jakoś… bezpieczniej. Mniej osaczony. 
— Zajęło ci cztery dni, aby na to wpaść — wytknął Marcin z parsknięciem. — Ale okej, nie czepiam się. Grunt, że coś do ciebie dotarło.
Oli resztkami siły woli powstrzymywał się, żeby się jakoś nie ogryźć. Nienawidził być w takich sytuacjach. Nie przywykł milczeć, kiedy ktoś po nim jeździł. To nie było w jego stylu, ale wiedział, że jeżeli coś powie, to zaraz wybuchnie kolejna awantura i tylko wszystko pogorszy. 
— Wiem, że się przestraszyłeś, kiedy zobaczyłeś mnie… — urwał, bo nie potrafił znaleźć odpowiedniego określenia. — Ale nic się nie dzieje. Wszystko ze mną w porządku — przeszedł do innej kwestii.
— Nie wyglądało, jakby było w porządku — zauważył Marcin.
— Wiem, dlatego przepraszam, bo się zirytowałem, ale ty nie mogłeś wiedzieć, że serio to nic strasznego. To tylko paraliż senny — spłycił, nie zamierzając tłumaczyć, że tylko w rzeczywistości było jednym z jego najstraszniejszych koszmarów. — Nie wiem, czy o tym słyszałeś, ale to zaburzenie snu. Czasami mój umysł budzi się pierwszy i przez kilka chwil muszę walczyć o władzę w ciele. Totalnie nieszkodliwe. Po prostu nieco uciążliwe — wyjaśnił bardzo ogólnikowo.
— To brzmi przerażająco — uznał Marcin, a w jego głosie dało się wyczuć zmartwienie. Mimo wszystko nadal trzymał stosowny dystans do Oliwiera.
— Wiem, ale wszystko jest w porządku. Naprawdę — zaznaczył dobitnie. — Tak że… przepraszam za tamto. Mogłem ci to od razu wyjaśnić zamiast na ciebie naskakiwać — wyznał, starając się brzmieć jak najszczerzej. 
Chyba podziałało, bo mina jego kochanka nie była już tak zacięta jak na początku i teraz patrzył na niego z troską.
— W porządku — powiedział, pękając pod naporem intensywnego spojrzenia Francuza. Cholera jasna, jego oczy… no nie było takiej siły, aby mógł się im oprzeć.
— Myślę jednak, że nabroiłem trochę bardziej, żeby załatwić to głupim „przepraszam” — uznał wspaniałomyślnie policjant, wiedząc, że skoro jego skrucha zadziałała, to teraz tym bardziej udobrucha Marcina. — Masz jakieś plany na majówkę? — zagaił wstępnie.
— Chyba… chyba nie. Na pewno nic konkretnego. Czemu pytasz? — zainteresował się mężczyzna, czując, jak serce zaczyna mu coraz mocniej bić. Czyżby Oliwier zamierzał…? Mieliby spędzić tyle czasu sam na sam? Nie, to niemożliwe.
—  Marcel ma domek na Mazurach, nad samym jeziorem. Jedzie tam z rodziną i planowałem się do nich przyłączyć i byłoby spoko, jakbyś pojechał ze mną — zaoferował blondyn, obserwując reakcję kochanka. 
Marcin jednak stał kilka sekund z pokerową miną. Okej, Oliwier kompletnie go zaskoczył i wreszcie zrobił coś, co udowadniało, że jednak choć trochę mu zależy, ale z drugiej strony… chciał spędzić czas z nim i… z Marcelem. 
Ech, pewnie się tylko czepiał, ale od jakiegoś czasu cholernie go to drażniło.
— Eee… jesteś pewny? Skąd ten pomysł? — zapytał.
— Gdybym nie był, to bym cię nie pytał — stwierdził Francuz. — No i po prostu chcę, żebyś poznał moich przyjaciół. Zawsze narzekasz, że nic o mnie nie wiesz. Teraz możesz dowiedzieć się o mnie aż za dużo — zażartował, choć coś ścisnęło go w dołku. Rzeczywiście to może spowodować, że odkryje się trochę bardziej, niż planował.
Natomiast do Marcina trafił ten argument. Aż na moment zapomniał o Marcelu. To naprawdę wydawało się być świetną okazją do poobserwowania Oliwiera i tego, jak zachowywał się na co dzień, wśród najbliższych.
— Z chęcią — odpowiedział z uśmiechem i wreszcie podszedł do blondyna, żeby skraść mu buziaka.
Może jednak coś miało szansę z tego wyjść?
________________

Uff, udało się, choć łatwo nie było. 
Spodziewaliście się takiej "otwartości" po Oliwierze? Myślicie, że jego przeprosiny były szczere i naprawdę chce wszystko naprawić? 
Dziś mniej Denisa, ale spokojnie, niedługo to nadrobimy. W końcu zapowiada się, że podczas majówki spędzi sporo czasu z Oliwierem. O ile oczywiście wszystko wypali. :)
Przepraszam, jeżeli koncentracja błędów była większa niż zazwyczaj, ale starałam się to sprawdzić jak najszybciej. W wolnej chwili pochylę się nad rozdziałem jeszcze raz.

Taka mała kwestia organizacyjna: rozdziału za tydzień najprawdopodobniej nie będzie. Nie będzie mnie cały weekend, a wtedy zazwyczaj najwięcej piszę, tak że jak nie zdążę, to rozdział pojawi się później.
A teraz chwila gorzkich żali. 
Znacie to uczucie, kiedy przeczytacie/obejrzycie coś tak dobrego, że potem przez parę dni nie możecie dojść do siebie i macie chandrę? Na pewno tak. 
Cóż, tym razem padło na mnie. Tyle że nie chodzi o książkę/serial. Akurat w tym aspekcie jestem badassem, bo w życiu nie wzruszyłam się na książce, a i na żadnym filmie nigdy nie płakałam. Jakoś szybko się godzę z takimi rzeczami i za pięć minut zapominam. Ale jednak mimo wszystko dopadła mnie ta paskudna chandra i nie mogę sobie znaleźć miejsca. 
Jedni płaczą przez losy fikcyjnych bohaterów, a ja... kiedy przegrywa mój ulubiony zawodnik. No dobra, nie płakałam, ale czuję się naprawdę źle.
Wczoraj podczas gali UFC 242 w walce wieczoru zmierzyli się Khabib Nurmagomedov i Dustin Poirier. Niestety... mistrz utrzymał się na tronie. Niestety, bo chyba nigdy nie trzymałam za kogoś aż tak mocno kciuków. Tym bardziej jest to smutne, bo Dustin zaszedł tak cholernie daleko. Pas był na wyciągnięcie ręki, ale niestety - MMA rządzi się swoimi prawami. 

Ech, brakowało mi trochę tych rozkmin, od kiedy skończyłam Osobliwość. :D
Jeżeli tu dobrnęliście, to życzę Wam dobrej nocy/dnia (w zależności kiedy to czytacie) i do usłyszenia wkrótce. :)

16 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Jeżeli chodzi o Oliwiera to według mnie Marcin jest takim jego przyzwyczajeniem, przeprosił go i zaprosił na wyjazd tak jakby dawał mu jakaś nadzieję,a ponoć to tylko układ ... Jestem bardzo ciekawa jeżeli dojdzie do tego wyjazdu jak Denis poradzi sobie z całą tą sytuacja. Pozdrawiam dużo weny i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak, ale trzeba też zauważyć, że Oli raczej nie męczyłby się z czymś, co mu nie pasuje. Więc może coś jest na rzeczy, albo ma w tym jakiś ukryty cel. :)
      Denis raczej nie będzie zadowolony, jak się o tym dowie. :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Pierwszy raz spotykam kogoś, kto był za Dustinem. Team Khabib, więc nie podzielam twojego bólu, ale rozumiem co czujesz, bo mam tak po każdej przegranej walce Janikowskiego (na szczęście nie ma ich wiele).


    Bardzo mi się nie podoba pomysł wyjazdu z Marcinem. Oznacza to, że albo do niczego nie dojdzie z Denisem (co złamie mi serce), albo dojdzie, ale to złamie serce Marcinowi, a tego również nie chcę. Miły facet, tylko do opka nie pasuje 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Zaskoczyłaś mnie teraz, bo na wszelkich portalach branżowych i na forach ludzie w 90% byli za Dustinem. :D
      Ogólnie lubię Khabiba i kibicuję mu w każdej walce - poza tą z Dustinem rzecz jasna.
      No to wyczuwam u Ciebie stres na nadchodzącym KSW. :D

      Hahaha, no tak, taka niewygodna sytuacja, gdzie ktoś miły ucierpi - albo Denis albo Marcin... Chyba że oberwie się Oliwierowi. :D

      Usuń
    2. Tym razem niezbyt wczytywałam się w fora, ale jak weszłam sobie na insta przed galą, to u innych fighterów, czy fanów/osób powiązanych z MMA widziałam team Khabib.
      Tak. Jeszcze stresuję się walką Wrzoska z Parke 🙉




      Nie no, Oliwera to zostaw już w świętym spokoju :((( miał paraliż, przełamał się do przeprosin. Wystarczająco trudów.

      Usuń
    3. Musimy w takim razie obserwować zupełnie innych zawodników i osoby powiązane z MMA. :D
      Ja się akurat na KSW żadna walka nie stresuje, ale walka Wrzoska chyba najciekawsza - no i koleś jest bezbłędny, a wywiady z nim to złoto. :D

      Dać Oliwierowi spokój? ... No, zobaczymy. :D

      Usuń
    4. Eh no i Wrzosek przegrał :(
      Za to Damian sztosik ❤️❤️


      Wystarczy mi już emocji w najbliższym czasie, dlatego ładnie apeluję, o nie krzywdzenie nikogo tutaj 😂

      Usuń
    5. Przegrał, ale w jakim stylu. ❤️ No i zapewne będzie rewanż, tak że ta przegrana to prawie jak wygrana. :D
      Damian za to jest mi kompletnie obojętny, ale byłoby wstyd jakby przegrał z takim przeciwnikiem.

      Jak to wystarczy emocji? Sezon na MMA się właśnie zaczyna, więc co tydzień będą emocje. :D A przynajmniej ja oglądam wszystkie gale jak leci.
      Więc kto wie, może te emocje zainspirują mnie, żeby i w Piesku zagrać trochę na emocjach. :D

      Usuń
    6. No niestety przez pracę nie jest mi dane oglądać wszytskie gale, dlatego staram się teraz śledzić trochę mniej, by serce mnie nie bolało na myśl co omijam.
      Polecam również tobie omijać łamanie serduszek~

      Usuń
    7. Och, nie. Moje serduszko można złamać w nielicznych przypadkach, więc nie mogę sobie odmówić oglądania wszystkich dostępnych gal. Na szczęście moja organizacja pracy tez mi na to pozwala. :D

      Usuń
  3. Będzie dziś rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, wróciłam do domu wczoraj w nocy i jeszcze zdążyłam się trochę pochorować, tak że na rozdział trzeba będzie trochę poczekać. :/

      Usuń
  4. Wracaj szybciutko do zdrowia.bedziemy czekać cierpliwie :-) ale do czasu ;-) bo jestem ciekawa bardzo następnego rozdzialu. Pozdrawiam i jeszcze raz zdrówka i weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, szkoda Marcina, ale jak to jest w historiach romantycznych :) ktoś będzie cierpiał. A może małe zamieszanie i to Denis przychylnie spojrzy na Marcina :) :) ale coś czuję, że Marcin zauważy fascynację młodego i może podczas kłótni z Oliwierem wygarnie mu o zauroczeniu... ale stworzyłam teorię. Pewnie domyślasz się, że chciałabym już teraz potrząsnąć Oliwierem, ale zobaczymy jakie masz plany.
    Swoją drogą dziękuję za opowiadanie i kolejny rozdział, zagapiłam się i dopiero w tym tygodniu przypominałam sobie o opowiadaniu (ach, ta praca...), ale jak zwykle przyjemnie spędzony wieczór z miłą lekturą. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia, chociaż aura pogodowa niesprzyjająca. Trzymaj się ciepło. Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie scenariusze są możliwe, tak że dobrze, że nie ograniczasz się do jednej opcji. :D
      Uwielbiam teorie czytelników, a Twoja brzmi bardzo racjonalnie, tak że kto wie, może się okaże, że masz rację. :D
      Dobrze wiedzieć, że czasami nie tylko mnie przerasta tempo jednego rozdziału na tydzień. :) No i do usług. Lubię pisać, ale bez czytelników nie miałoby to sensu, tak że dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Hejeczka,
    no po prostu bosko, oliver przeprosił Marcina i zaprosił go na wspólną majówkę z Marcelem i jego rodziną ;) ale tutaj właśnie zastanawiam sie nad Denisem (umknął mi fakt czy wie że Oliver jest gejem), ale załóżmy że wie to, ale właśnie czy wie o Marcinie bo jak tak to będzie załamany bo najpierw przejdzie fala radości na wieść że ten jedzie, a potem gorycz bo ma kogoś...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń