21 września 2019

Francuski piesek: Rozdział 6

Ryzykowna, ale bezpieczna opcja

27 kwietnia 2018
— Ach — westchnęła z rozmarzeniem Alicja. — Nie mogę uwierzyć, że moi chłopcy oficjalnie kończą szkołę. Kiedy wy tak dorośliście? — zapytała, wpatrując się wręcz z uwielbieniem w stojących przed nią bliźniaków. Obaj mieli na sobie identyczne garnitury, co sprawiało, że w takim wydaniu byli praktycznie nie do odróżnienia przez obce osoby.
— Myślę, że przez te dziewiętnaście lat — odparł nieco sarkastycznie Denis, poprawiając mankiet w koszuli. 
— Plus, możemy jeszcze nie zdać i w efekcie kiblować przez rok — wtrącił z głupim uśmiechem Wiktor, sprawiając, że Ala popatrzyła na niego wymownie, ale
zaraz skupiła swoją uwagę na córce, która akurat zeszła z piętra.
— Popatrz, Ola. Wyglądają przeuroczo! — zawołała, znowu uśmiechając się radośnie.
Piętnastolatka stanęła obok matki, a potem obrzuciła braci znudzonym i zarazem krytycznym spojrzeniem.
— Dupy nie urywa, ale fakt, bywało gorzej — skwitowała dosadnie.
— Ola! — zawołała z oburzeniem Alicja.
— Dobrze, że idą wakacje, bo zaczyna być widać te twoje wszystkie kebaby, które wpieprzasz ze swoimi koleżaneczkami po szkole — odgryzł się Wiktor.
— Wiktor! — Tym razem Alicja popatrzyła z oburzeniem na syna.
Denis tylko ciężko westchnął.
— Patrz, żeby zaraz nie było widać siniaka na twoim dupsku, jak ci zasadzę kopa — warknęła na chłopaka nastolatka. 
— Ja jestem Denis, mamo — rzucił z pretensją Wiktor, za co został obdarowany stosownym spojrzeniem przez brata. Ta sztuczka nie działa na rodziców. Chyba.
Cała ta wymiana uprzejmości została nagle przerwana.
— Co to za zebranie? — Do salonu wpadł Marcel, który wrócił akurat z porannej przebieżki z psami.
— Nie wiem, mama chyba chce ich zalać w formalinie czy coś. — Ola wzruszyła ramionami i opuściła pomieszczenie, żeby zdążyć się wyszykować do szkoły. To było niesprawiedliwe, że jej bracia już zaczynali wakacje!
— Ktoś tu chce koniecznie zostać zesłany do szkoły z internatem! — zagrzmiała za nią złośliwie Alicja.
Marcel za to zignorował żonę i córkę i skupił swoją uwagę na bliźniakach. Nie często można było ich oglądać w takim oficjalnym wydaniu.
— Wiktor. — Mężczyzna skinął głową na Denisa. — Denis. — Wykonał ten sam gest w stosunku do Wiktora. Bliźniacy potraktowali jego pomyłkę stosownym milczeniem i pokerowymi minami. — Oj no przecież was wkręcam — zaśmiał się najstarszy Armiński, w czym zawtórowała mu Alicja. Co prawda coś tam słyszał, że gdy powtarza się po stokroć ten sam żart, to jest on bardziej żenujący niż śmieszny… ale ten go chyba nigdy nie przestanie bawić.
— Ale ci się żart wyostrzył, tato — zironizował Wiktor.
— Normalnie boki pozrywane — dodał od siebie zażenowany Denis. 
— Czemu nikt mnie jeszcze nie obudził?! — Cały dom przeszył donośny krzyk poirytowanej Ady, któremu towarzyszył donośny tupot stóp na schodach, kiedy po nich zbiegała. Gdy wpadła do przedpokoju i spojrzała w stronę salonu, krzyknęła jeszcze z pretensją: — Nie zdążę! — A potem pobiegła z powrotem na piętro, widząc, że Olka zajęła łazienkę na dole.
Denisowi nagle zrobiło się jakoś smutno. To był prawdopodobnie ostatni taki poranek, gdzie wszyscy z rana biegają chaotycznie, jeszcze na wpół zaspani, nie wiedząc, za co się zabrać i kłócąc się o jakieś bzdury w stylu kto pierwszy do łazienki, albo kto zje ostatniego gofra na śniadanie. Co prawda Denis miał tu spędzić jeszcze większość wakacji… ale latem rytm życia całej rodziny był inny. Każdy wstawał o innej porze i ciężko było się dogadać, by w pełnym składzie zjeść śniadanie. 
Cholera, rzeczywiście dorósł, tak jak powiedziała mama. Jednak w jego przeświadczeniu nie wynikało to z wieku — może jedynie po części — a raczej z faktu, że musiał zmienić swoje życie, opuścić rodzinę i się usamodzielnić.
Od jakiegoś czasu, kiedy tylko sobie o tym przypominał, opanowywała go panika. Tak jak teraz. Na szczęście nim zdążył się zagalopować w swoich myślach, na ziemię ściągnął go Wiktor, który trącił go w ramię, sugerując, aby wreszcie wyszli.
— Dobra, koniec tej szopki — parsknął. 
— Kurczę, musimy im zrobić zdjęcie w tych garniturach… — wymyśliła w ostatniej chwili Alicja.
— Mamo… — jęknął Denis.
— Oj, jaka szkoda, że już musimy wyjść, bo się spóźnimy — stwierdził sarkastycznie Wiktor, uznając to za rewelacyjną wymówkę.
— Ach, spokojnie, nie teraz. Będziecie cały tydzień chodzić na matury, to jeszcze was złapię — wyjaśniła przyjaźnie, na co obydwaj tylko jęknęli z niezadowoleniem. 
— Zaczekajcie na mnie! — krzyknęła zbiegająca po schodach Ada. Ledwo co zdążyła założyć jeansy i bluzkę, a także umyć zęby i pobieżnie przeczesać włosy. O innych czynnościach, które na co dzień wykonywała, niestety nie było mowy.
— Weź chociaż rogalika na drogę. — Alicja ruszyła w jej kierunku energicznie, by za chwilę odbić do kuchni, skąd zamierzała zabrać wspomniany wypiek. W te kilka sekund udało jej się go nawet zapakować i z powrotem pojawiła się przy córce. 
— Dzięki, mamo — odparła z wdzięcznością nieco zdyszana tym morderczym tempem.
— Jedźcie ostrożnie! — zawołała za nimi kobieta, kiedy całą czwórką zaczęli opuszczać dom.
***
Droga do szkoły minęła im spokojnie. Tak spokojnie, że w zasadzie pod liceum dojechali dziesięć po ósmej. Aczkolwiek źle na tym wyszła tylko Ada, która miała na ósmą. Olkę odrzucili pod gimnazjum równo z dzwonkiem, a bliźniacy zakończenie roku mieli dopiero o dziewiątej.
Jak to zazwyczaj bywało przy okazji takich akademii, tego dnia w szkole panował lekki chaos. Wszyscy byli ubrani na galowo, na auli odbywały się ostatnie próby przed akademią, młodsze klasy miały jeszcze normalne zajęcia, a niezaangażowani w część oficjalną trzecioklasiści przechadzali się bez celu korytarzami szkoły, uważając przy tym, by nie zostać zagonionym przez jakiegoś przypadkowego nauczyciela do biblioteki. 
Bliźniacy wykręcili się od czynnego udziału w akademii, więc teraz bezpiecznie zaszyli się na drugim piętrze za ścianką działową przy sklepiku, która odgradzała klatkę schodową. Na tym samym poziomie znajdowała się jeszcze biblioteka, sala informatyczna, a także aula, jednak ta umiejscowiona była po drugiej stronie skrzydła, zatem nie obawiali się, że zostaną przepędzeni. 
Przez pierwsze piętnaście minut siedzieli sami, nieco zamulając i scrolując coś bez większego zaangażowania w swoich telefonach, od czasu do czasu pokazując sobie głupie memy czy inne mniej lub bardziej intrygujące treści. Potem w szkole zjawił się Albert, więc Denis napisał mu, gdzie są i jego przyjaciel dotarł do nich kilka chwil potem.
Od tego momentu zaczęli niezobowiązująco dyskutować na różne tematy. Trochę narzekali na nudę, jaka zawsze towarzyszyła takim oficjalnym uroczystościom, a trochę na stres przed maturą, trochę poobgadywali nauczycieli i mniej lubianych kolegów, aż wreszcie zaczęli rozmawiać o planach na majówkę oraz czasie wolnym tuż po maturach.
— Denis coś mówił, że chcecie zorganizować u nas na działce jakieś większe ognisko? — zagadnął Wiktor.
— A no tak coś gadaliśmy, ale w sumie jeszcze żadne konkrety — odparł Albert. Nigdy nie trzymał się jakoś bardzo z Wiktorem, ale lubił go. Zawsze kiedy spędzał czas z obydwoma bliźniakami, widział, jak ci bardzo się różnili. Wiktor był o wiele bardziej ekscentryczny i ekstrawertyczny. Przeważnie głośny, wszędzie było go pełno, uwielbiał, kiedy coś się działo i perfekcyjnie odnajdował się w chaosie. Denis… może i nie był kompletnym przeciwieństwem brata — mimo wszystko nadal byli do siebie podobni pod względem charakteru — ale jednak był bardziej skryty i zdystansowany. Raczej nie lubił przyciągać uwagi i omijał tłumy, aczkolwiek był z pewnością o wiele bardziej wybuchowy i konfliktowy. Przeważnie się nie wychylał, ale kiedy tylko ktoś naciskał mu na odcisk, wtedy budziła się w nim bestia. Choć trzeba mu było przyznać, że nigdy sam nie zaczynał — musiał zostać sprowokowany. 
— Ej, a mogę zaprosić paru swoich ziomków? — zapytał uprzejmie Wiktor, nie zamierzając bezczelnie psuć imprezy brata.
— No raczej. I tak nie planowaliśmy robić takiego typowego klasowego ogniska, tylko raczej nasza paczka, więc nie będzie zbyt tłoczno, jak i ty zaprosisz swoją. Padre powinien się zgodzić — wywnioskował Denis, a Albert tylko aprobująco pokiwał głową. Jeżeli ten plan miał wypalić, to zapowiadało się na naprawdę porządną imprezę.
— To zajebiście. Trzeba będzie jakoś odreagować po tym całym Armagedonie — rzucił z parsknięciem Wiktor. — O, a jak już mowa o imprezach — przypomniał sobie nagle. — Idziecie dziś na domówkę do Leny? — zagadnął zaciekawiony. Choć w ich liceum na szczęście nie było jakichś głupich podziałów i segregacji rodem jak z amerykańskich filmów, to jednak były jednostki, które wyróżniały się na tle innych. Jedną z nich była właśnie Lena, drugoklasistka, która cieszyła się ogromnym powodzeniem u chłopaków. Do tego była bardzo towarzyska, przez co znał ją praktycznie każdy ze szkoły, a jeżeli nie znał, to najpewniej bardzo chciał ją poznać. 
— Chyba nawet nie jesteśmy zaproszeni — oznajmił niepewnie Albert.
— No to już jesteście. Zapraszam was — stwierdził z wyszczerzem Wiktor. 
— Zapraszasz nas na nie swoją imprezę? — Denis popatrzył na niego z powątpiewaniem. Wiedział, że jego brat coś tam kręcił z Leną, ale raczej nie było to nic poważnego. Sam też zdążył zapoznać dziewczynę, ale nigdy nie weszli w głębszą interakcję i raczej nie rozpatrywał jej w kategorii swojej koleżanki. 
— Oj no, Lena powiedziała, żebym zabrał, kogo chcę. Tak więc czujcie się zaproszeni. Będzie chyba grubo, bo jej rodzice wyjeżdżają — dodał na zachętę.
— Ja raczej spasuję. Nie chcę brzmieć jak kujon, ale skoro mamy jechać prawie na tydzień na te Mazury, to przysiądę po raz ostatni porządnie do zadań z chemii — odparł ze skwaszoną miną Denis, na co jego brat przewrócił oczami i spojrzał na Alberta. 
— Ja jadę z rodzicami do dziadków, tak że też odpadam — wyjaśnił z rezygnacją chłopak.
— Jesteście nudni — parsknął Wiktor. 
— No tak, bo szczyt wariactwa to urżnąć się do nieprzytomności, obudzić się w nieswoim łóżku i nawet nie pamiętać, co się działo — odgryzł się bliźniakowi Denis, wytykając mu jego wybryk na imprezie sprzed kilku miesięcy. Wiktora ewidentnie poniósł melanż i potem kompletnie nic nie pamiętał, za to Denis stanął na rzęsach, by nie dopuścić, aby o wszystkim dowiedzieli się ich rodzice. Na szczęście ubłagał jednego z kumpli, żeby jakoś przekimał jego brata i ostatecznie Alicja z Marcelem do dziś żyli w nieświadomości.
Sam Denis raczej się nie upijał. Owszem, lubił sobie czasem z kumplami wypić piwo czy dwa, ale rzadko doprowadzał się do stanu, gdzie urywał mu się film. W zasadzie to nawet nie pamiętał takiej sytuacji.
Zatem łatwo było w tamtej chwili wyśmiewać Wiktora… bowiem nie miał pojęcia, że ten dzień przybierze najbardziej nieoczekiwany bieg zdarzeń i przekroczy jego najśmielsze oczekiwania.
***
Ledwie otworzył oczy i od razu dotarło do niego, że to był zły pomysł. Zamknął je zatem pospiesznie i skrzywił się, czując nieprzyjemne pulsowanie w skroniach i na wysokości zatok. Miał wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa.
Szybko jednak zapomniał o głowie, bo kiedy zaczął się na dobre rozbudzać, poczuł, jak cholernie boli go żołądek, a jelita wręcz drżą, pobudzając jeszcze bardziej żołądek, który zaczął wysyłać sygnały, że być może zechce zaraz opróżnić swoją zawartość. 
Nie pomagała też przeraźliwa suchość w ustach i… posmak alkoholu, który sprawił, że Denis jeszcze raz zadrżał w konwulsjach. Bał się poruszyć choćby o milimetr, bo miał wrażenie, że jeśli to zrobi, zwymiotuje. 
Co się w ogóle stało? Gdzie był? Czemu nic nie pamiętał? 
Powoli zmusił się do otwarcia oczu, a gdy to zrobił, zaczął dosyć niemrawo analizować swoją sytuację. 
Okej, czuł się… no, powiedzieć, że fatalnie, to jak nic nie powiedzieć. Leżał na dosyć wygodnej kanapie… no właśnie, na kanapie, ale czyjej? Ostrożnie przekręcił głowę, żeby choć pobieżnie rzucić okiem na pomieszczenie i nagle jego serce zabiło mocniej.
To był salon Oliwiera. Leżał na kanapie w salonie Oliwiera. Pijany. Nago. No dobra, w bokserkach… chyba. Pospiesznie sprawdził ręką i okazało się, że były na swoim miejscu. 
Rzucił jeszcze raz okiem na pomieszczenie i stracił resztki wątpliwości. Nie bywał tu często, ale to zdecydowanie było mieszkanie Francuza. Tylko… co on do cholery tutaj robił w takim stanie?!
Odpowiedź na to pytanie musiała zaczekać, bo Denis dostrzegł, że na stoliku, tuż przy sofie, stała butelka wody. Na jej widok poczuł tak ogromną ulgę, że entuzjastycznie podniósł się, podpierając na łokciu i wyciągnął po nią rękę… ale zrobił to aż nazbyt entuzjastycznie, jak się okazało, bo tak nagły ruch ewidentnie nie przypadł do gustu jego żołądkowi, który bez pytania postanowił natychmiast zwrócić wszystko, co w nim zalegało.
Denis zdążył jedynie wychylić głowę poza kanapę i zwymiotował… do miski? Dlaczego tuż przy łóżku stała miska? Oliwier wiedział, w jakim stanie był Denis? Ech… przecież to było jego mieszkanie, oczywiście, że musiał wiedzieć.
Po zwymiotowaniu poczuł natychmiastową ulgę i ogarniającą go falę wstydu. Dobrze, że nikt tego nie widział. No właśnie… Oliwier jeszcze spał? Która była godzina? No i… po raz kolejny, jak on się tu do cholery znalazł?! 
W jego głowie nadal świeciła pustka i może nawet to dobrze, bo nie był pewny, czy chce pamiętać o tym, jak zapewne się upokorzył. A żeby uniknąć kolejnego niepowodzenia, wstał niechętnie i zabrał miskę do łazienki. Padłby trupem, gdyby gospodarz choć przez ułamek sekundy był narażony na widok jego wymiocin. 
Kiedy wrócił na sofę, sięgnął ponownie po butelkę wody — tym razem z powodzeniem —  i wypił łapczywie z pół litra na raz. Gdy ją odstawił, zmarszczył brwi i dostrzegł, że obok leży odręcznie napisana notatka. Wcześniej nie zwrócił na nią uwagi, bo wyglądała jak zwykła kartka papieru, ale teraz chwycił ją delikatnie w palce i nim literki zaczęły się przed jego oczami składać w słowa, w pierwszej kolejności rozpoznał pismo Oliwiera. Poczuł, jak oblewa go fala gorąca.

„Dzień dobry (?), mam nadzieję, że żyjesz i nie będę posądzony o utrudnianie śledztwa przez to, że ukrywam zwłoki. Musiałem wcześnie wyjść, bo pojechałem z Twoim ojcem do Lublina. Tytana podrzuciłem do Was. 
Czuj się jak u siebie — wykąp się, zjedz coś. Generalnie ogarnij się, żeby Alicja nie dostała zawału, jak cię zobaczy. Zapasowe klucze zostawiłem ci na wieszaku przy drzwiach. Jak możesz, zamknij też okno w mojej sypialni. Bez „jak możesz”, po prostu zamknij, bo ma padać. 
Trzymaj się jakoś :)
Oliwier”

Z każdym słowem uśmiech Denisa coraz bardziej się powiększał, a pod koniec nastolatek już nawet chichotał, zapominając o bólu głowy i żołądka. To chyba była najbardziej urocza rzecz, jaką w życiu zobaczył. Jednocześnie też pokazywała, jak niewiele do szczęścia było mu potrzeba. Choć… cały szkopuł tej wiadomości tkwił nie w jej treści, a w osobie, która ją napisała. 
Złożył ostrożnie kartkę, dla odmiany czując, jak ze wstydu pieką go policzki. Zdawał sobie sprawę, że to tylko głupia notka, która nic nie znaczyła, ale po prostu zamierzał ją zabrać. Nie miałby serca, by ją podrzeć i wyrzucić. Nie od Oliwiera…
Boże, ale był żałosny. Nikt dorosły i o zdrowych zmysłach się tak nie zachowywał.
Wtem jego zawstydzenie zaczęło przechodzić w zażenowanie, bo zaczął też powoli kojarzyć, co stało się poprzedniej nocy…
***
Choć nieco obawiał się, że za bardzo ogarnie go nostalgia, w ostateczności nie poczuł nic nadzwyczajnego. Ot, ponudził się trochę na akademii, odebrał nagrodę w postaci jakiejś średnio przydatnej książki od dyrektorki, potem pożegnali się w klasach i powoli zaczęli rozchodzić. Chyba jeszcze nikt za bardzo nie czuł, że to ostatni raz, kiedy widzą się w takim składzie, bo przecież czekała ich jeszcze matura i na tym skupiła się cała uwaga.
— Kurwa, niektórzy to tak się srają z tą maturą, jakby od tego zależało ich życie — parsknął Wiktor, kiedy wracali do domu.
— No… trochę jednak zależy — zauważył drugi z bliźniaków.
— Weź przestań. Co się stanie, jak nie zdasz? Najwyżej nie pójdziesz na studia w tym roku — rzucił nonszalancko, a Denis był prawie pewny, że jego brat rzeczywiście tak myślał. Czasami zazdrościł mu tego swoistego luzu. Chciał, choćby tylko czasami, niczym się nie przejmować.
— I będę rok w plecy — wytknął mimo wszystko.
— Przesadzasz. Nie mamy nawet pod dwadzieścia lat. Nic by się nie stało, nawet jakbyś poszedł za pięć — obstawał przy swoim Wiktor. Co prawda skłamałby, gdyby powiedział, że w ogóle nie przejmuje się nadchodzącymi egzaminami, ale nie traktował ich jako być albo nie być. Jasne, fajnie byłoby zdać dobrze maturę, bo w końcu też miał plany i zamierzał iść na studia, ale jego zdaniem świat na studiach i wykształceniu się nie kończył. Poza tym, wychodził z założenia, że będzie miał jeszcze całe życie na stresowanie się, więc nie opłacało się tracić nerwów na takie rzeczy, zwłaszcza, że nie miał na to wpływu. Nauczył się tyle, ile był w stanie i miało się okazać, co z tego w ostateczności wyniknie. Póki co zamierzał porządnie zabalować, a potem udać się z całą rodziną na Mazury. — Serio nie chcesz dzisiaj ze mną iść? — upewnił się jeszcze raz, nawiązując do porannej rozmowy o domówce u Leny.
— Nic się nie stanie, jak sobie raz odpuszczę. Będziemy mieć praktycznie całe wakacje, żeby się bawić. — Denis mimo wszystko był nieugięty. — No i odbijemy sobie coś tam na tych Mazurach, nie? — dodał i spojrzał na brata, sugestywnie poruszając brwiami. W końcu byli dorośli i często, kiedy ich ojciec bywał w weekend w domu, popijali sobie po kilka piw, oglądając przy tym jakieś gale boksu czy MMA. 
— No nie byłbym taki pewny, czy wypoczniemy — zaczął sceptycznie drugi chłopak. — Ciotka Wera będzie — dodał znacząco. 
— E tam, myślę, że zapomni o naszym istnieniu, jak Oliwier zacznie jej podnosić ciśnienie — stwierdził wrednie Denis. Ich ciotka miała niezdrowe zapędy do moralizowania wszystkich osób, z którymi miała styczność, a jako że oni byli nastoletnimi synami jej brata, to skupiała na nich uwagę podwójnie. Z jednej strony nic nie robili sobie z jej gadek, ale jednak czasami potrafiła ich porządnie wkurzyć.
— O ile nie będzie zbyt zajęty tym swoim gachem — parsknął Wiktor. — Jak mu tam było? Marcin? — dopytał.
— Co? — To była jedyna reakcja, na jaką zdobył się Denis. Miał wrażenie, że nie zrozumiał znaczenia słów wypowiadanych przez brata. O czym on mówił?
— Słyszałem, że Oli go zabiera ze sobą — sprecyzował Wiktor. 
— Z nami? Na Mazury? — upewnił się.
— No. Szok, nie? — Zaśmiał się na koniec drugi Armiński. Widział faceta Oliwiera chyba tylko raz w życiu, i to przelotem, dlatego jak usłyszał, że ten chce go zabrać na Mazury, poczuł się mocno zaintrygowany. Takie zachowanie nie było w stylu policjanta. Chyba wyglądało na to, że się zakochał, czy coś.
— No — mruknął Denis, aby tylko wykazać jakąkolwiek reakcję, choć nadal gorączkowo analizował to, co powiedział Wiktor. — Ale czekaj, co? On zabiera tego Marcina na naszą działkę, na cały tydzień? — zapytał zdezorientowany, na co jego brat zachichotał rozbawiony zachowaniem Denisa. 
— No tak mówił padre. Wygląda na to, że Oli mięknie na starość — uznał ze śmiechem. 
Denis dla odmiany za to cały zesztywniał. Oliwier przecież się tak nie zachowywał. On był uroczym chamem, który nie przywiązywał się do facetów. Choć Denis miał świadomość istnienia Marcina, to nie myślał o nim jako o partnerze Francuza. Niejednokrotnie między wierszami wyczytał — czy to z jakichś prywatnych rozmów między jego ojcem, a Olim, czy to z dwuznacznych żartów, czy ogólnie z charakteru Francuza — że ten lubi się po prostu zabawić, nie angażując się przy tym w jakieś romantyczne relacje. Zresztą Marcin, choć faktycznie trzymał się przy policjancie długo, był tylko jednym z wielu. Co się zatem stało, co było w nim takiego wyjątkowego, że Oliwier się dla niego zmieniał? Czyżby naprawdę się w nim… zakochał? 
***
Nosiło go. Od powrotu do domu był nerwowy i tylko cudem nie dał się sprowokować do jakiejś pyskówki, a przy tym nie zdradzić, że znowu ma swoje humorki
Po fali paniki jak zwykle nadeszła fala złości i już wiedział, że nic nie wyjdzie z jego wieczornych planów. Nie było takiej szansy, aby mógł skupić się na nauce… ani na czymkolwiek innym. Gdy zamknie się w pokoju, będzie jeszcze gorzej — pewnie matka zacznie wypytywać, co się dzieje, on będzie coś tam odburkiwał, więc przyjdzie ojciec i znowu się pokłócą o jakąś pierdołę i…
Jebać to — zaklął szpetnie w myślach i tuż po obiedzie dorwał przy schodach na piętro Wiktora.
— Wiesz co? Jadę z tobą — oświadczył, na co drugi nastolatek wpierw zamrugał z zaskoczeniem, a potem się wyszczerzył.
— Zajebiście — pochwalił.
Jak to z rodzeństwem bywało, bliźniacy czasem kłócili się między sobą o jakieś mniej lub bardziej istotne rzeczy, ale koniec końców raczej obaj byli zgodni co do tego, że to szczęście, że mają siebie nawzajem. Tak jak Wiktor wiedział, że zawsze może liczyć na Denisa, tak Denis doceniał, że miał Wiktora po swojej stronie i ten nigdy nie zadawał zbędnych pytań. Dlatego tak łatwo przyszła mu zmiana zdania. Wiedział, że Wiktor nie będzie pytał dlaczego, tylko po prostu poklepie go po plecach i razem uderzą w melanż.
Tak jak postanowili, około dwudziestej odstawieni zjawili się z powrotem w przedpokoju, gotowi do wyjścia. Oczywiście nawet nie łudzili się, że wymkną się niepostrzeżenie, i słusznie, bo Alicja jakby tylko na nich czatowała. Pojawiła się w rozwidleniu do salonu z założonymi na piersiach rękami i popatrywała podejrzliwie na synów.
— Będziecie grzeczni? — zapytała, choć w jej tonie głosu było słychać, że nie spodziewa się negatywnej odpowiedzi.
— Mamo — zaczął przymilnie Wiktor — czy ja kiedykolwiek byłem niegrzeczny? 
— Skąd — parsknęła tylko z sarkazmem. — Tylko wtedy, jak wybiłeś szybę w garażu Rostkowskim. I jak rozwiązałeś instruktorce na basenie górę od bikini. I jak wybiłeś Oli dwa mleczaki na zjeżdżalni. I jak pomalowałeś farbami samochód ojca. I…
— Będziemy grzeczni! — przerwał jej wymownie Denis, wiedząc, że matka może tak wyliczać z tydzień. Nie dało się ukryć, że Wiktor był niesfornym dzieckiem i choć Denis też nie był święty, to jednak jego przewinienia wypadały dosyć blado na tle niektórych pomysłów brata. 
Wiktor za to tylko zaczął chichotać, przypominając sobie, jak na obozie sportowym cztery lata temu podczas gry w piłkę wodną jakoś tak mu się ręce zaplątały w sznurki od stanika młodej instruktorki. Ta tak strasznie się oburzyła, że nastolatka wyrzucono z grupy i Marcel musiał po niego jechać na drugi koniec Polski, a także przepraszać za niego dziewczynę, która totalnie nie skumała żartu.
— No dobra, mówię poważnie, chłopcy. Nie pijcie dużo i jakby coś się działo…
— Będziemy dzwonić — obiecał Denis.
— Ufam wam — stwierdziła ostatecznie kobieta, ale po chwili namysłu dodała jeszcze: — Pilnuj go. — Skinęła wymownie do Denisa.
Wiktor już chciał zaprotestować, że co to miało znaczyć, że przecież nie trzeba było go pilnować i Denis nie musiał robić za jego przyzwoitkę, ale w ostatniej chwili zrezygnował i rzucił znacząco do brata:
— Spakowałeś narkotyki i prezerwatywy? 
— Wiktor, ja cię tylko ostrzegam — syknęła Ala, chcąc mu dać do zrozumienia, że droczenie się w takim momencie z osobą, która sprawowała nad nim władzę rodzicielską, nie było najlepszym momentem.
— Dobranoc! — powiedział dosadnie Denis, chcąc uciąć ten żenujący moment i wreszcie wyjść. 
Na szczęście mama odpuściła sobie dalsze moralizowanie i wróciła do salonu, a oni mogli opuścić dom, żeby udać się na imprezę do Leny. Co prawda obydwaj zamierzali pić, ale też dogadali się z gospodynią domówki, że będą mogli potem u niej przekimać i jak się ogarną, to wrócą do domu.
Plan był prosty i Wiktor nie zakładał, że coś może pójść nie tak.
Po paru godzinach Denis wyprowadził go z błędu…
***
Nie pamiętał, kiedy był w tak świetnym nastroju. Przyjemnie szumiało mu w głowie, ze wszystkich stron otaczały go chichoty, odgłosy rozmów, muzyka, zapach alkoholu, trawki i chipsów. Ktoś non stop się o niego obijał, ktoś go zagadywał, ktoś go nawet klepnął w tyłek i choć w normalnych okolicznościach pewnie byłby poirytowany do granic możliwości, tak teraz po prostu świetnie się bawił. Nie odmawiał, gdy ktoś chciał wypić z nim drinka i chętnie wdawał się w pogawędki.
— Ja jebie, kto by pomyślał, że taki z ciebie spoko ziomek! — krzyknęła mu do ucha jakaś blondynka, której imienia nie pamiętał, ale kojarzył, że była z klasy Leny. — Taka cicha woda, a ty jesteś większy wariat niż Wiktor! — dodała ze śmiechem, na co i Denis się zaśmiał. Nie był pewny, czy to na pewno było śmieszne, ale czuł się tak wyluzowany i rozbawiony, że nie potrafił inaczej zareagować. Prawdopodobnie, gdyby dziewczyna obwieściła mu teraz, że cała jej rodzina zmarła w tragicznym wypadku, to też by się śmiał.
Minuty mijały, a on dalej przechadzał się pomiędzy ludźmi. Nie przeszkadzało mu kompletnie, że większości z ich nie znał, albo znał tylko z widzenia. Wręcz przeciwnie, wszelkie interakcje wychodziły mu teraz znakomicie i można nawet było powiedzieć, że był w centrum zainteresowania. I… podobało mu się to. Podobało mu się, że skupił na sobie uwagę, ludzie chcieli z nim pić, bawić się, gadać, tańczyć. Co za epicka impreza! 
Wszystko prowadziło do tego, aby zaliczył spektakularny zgon, ale w ogóle się tym nie przejmował. Był totalnie zrelaksowany, najedzony, szczęśliwy i… napalony. Tylko był taki problem, że o ile zdążył poznać tu chyba wszystkich, to nie zauważył, aby jakiś chłopak był z tej samej drużyny. A gdzie miał go niby teraz znaleźć? Nie miał żadnego przyjaciela od seksu pod ręką, a pomimo iż był pijany, to jednak był też na tyle przytomny, że nie zamierzał pisać do swojej ostatniej seks-randki. Zresztą… tamten facet chyba nawet nie był z Białegostoku.
Ale chwila. To była przedostatnia seks-randka. Ostatnią był… Janek.
Nie… nie napisze do niego. Nie był aż tak zdesperowany. 

Janek Celiński       22:24
„Heej!! Oferta nadal aktualna?”

Cóż, chyba jednak był, bo ta myśl nie powstrzymała go przed odszukaniem chłopaka na Facebooku i wysłaniu mu wiadomości. 
***
Na początku nawet nie zwracał zbytniej uwagi na Denisa, bo zdawało się, że ten wkręcił się w towarzystwo i dobrze się bawił, więc po co miał mu w tym przeszkadzać? Zajął się sobą i skupił na dziewczynie, z którą zaczął flirtować.
Jednak po jakiejś godzinie, kiedy Denis znowu rzucił mu się w oczy, był już w zupełnie innym stanie. To znaczy, było widać, że bawi się wybornie, aczkolwiek było też widać, że stężenie alkoholu w jego krwi znacznie wzrosło. Wiktor też popijał jakieś drinki, ale jednak miał na uwadze to, że rano musiał wracać do domu, więc wolał nie przesadzić, by móc następnego dnia bez problemu prowadzić samochód. Denis nie miał w zwyczaju aż tak się upijać, ale z drugiej strony ostatnio chodził strasznie spięty, więc może właśnie tego potrzebował? 
Kolejną godzinę później brat nagle zniknął mu z oczu, a kiedy kilka chwil wcześniej go widział, ten był już konkretnie sponiewierany, więc Wiktor zaczął się nieco niepokoić. Obszedł wszystkie pokoje w domu Leny, ale ślad po jego bliźniaku zaginął. Pytał też ludzi na domówce, ale większość z nich była w podobnym, albo nawet gorszym, stanie co Denis, więc nie byli zbyt pomocni. Jakiś typek jednak stwierdził, że widział jego brata, jak wychodził z domu, więc Wiktor bez zawahania udał się do wyjścia. 
Nie zamierzał matkować bratu, ani niczego mu zabraniać, ale najzwyczajniej w świecie nie zamierzał go zostawić samego sobie. Denis niejednokrotnie go krył, zatem wiedział, że musiał się zrekompensować, a poza tym… martwił się o niego. 
Wszyscy bliscy ostatnio wyczuwali, że z Denisem jest coś nie tak i choć Wiktor udawał, że problemu nie ma… to nie był ślepy. I to nawet nie tak, że ignorował to, co się działo z jego bratem. Wręcz przeciwnie, nikomu tego nie pokazywał, ani nic nie mówił, ale miał Denisa bez przerwy na oku. Obserwował, jak ten się zachowywał i chciał wychwycić moment jego największej irytacji, by dowiedzieć się, co go trapi. Nadal tego nie odkrył, więc siedział cicho. Nie chciał nagabywać Denisa, bo znał go jak nikt inny — w końcu nie tylko z wyglądu byli podobni — i wiedział, że taka przesadna troska jeszcze bardziej go rozwścieczy. Wiktor wierzył, że jeżeli coś przerośnie jego brata, to ten do niego przyjdzie i mu o tym powie. Gdyby zaczął nagle okazywać mu przesadne zainteresowanie, to Denis stałby się jedynie bardziej podejrzliwy i zamknięty. Więc opiekował się bratem tak, jak potrafił — obserwował go z daleka i ewentualnie czekał na moment, kiedy będzie musiał wkroczyć do akcji. 
Czy to był ten moment? 
Nie był pewny, ale kiedy wybiegł przed dom, stanął jak wryty. 
— Kurwa, Denis — jęknął zażenowany, widząc, jak na trawniku, tuż pod żywopłotem, jego brat tarzał się po ziemi z jakimś chłopakiem. — Weź nie rób siary — dodał zniesmaczony, podchodząc do nich. — Wstawaj — powiedział i pociągnął chichoczącego brata za ramię, by pomóc mu wstać. Denis rzeczywiście wstał, choć nie dało się ukryć, że średnio panował nad nogami i trzymał się w pionie tylko dlatego, że Wiktor go podtrzymywał. 
Na zewnątrz było też kilka innych osób, które postanowiły się przewietrzyć, ale na szczęście nieszczególnie zwracali na nich uwagę.
— Tobie chyba wystarczy, co? — zaoferował ostrożnie, ale tak jak się spodziewał, Denis zaczął protestować.
— Nie, nie, nie, nie, nie… — zawołał wpierw kilka razy. — Idę z Jankiem — oświadczył.
— A ty to, kurwa, kto? — Wiktor skupił uwagę na chłopaczku, który też już zdążył wstać. Nie wyglądał na pijanego, ale chyba przestraszył się reakcji Armińskiego, bo jak na początku chichotał pod Denisem, tak teraz tylko wpatrywał się niepewnie w drugiego z bliźniaków. 
— Janek — odpowiedział i widocznie przełknął ślinę.
— Kojarzę cię — stwierdził jedynie krótko Wiktor, jednak jego głos nadal musiał brzmieć groźnie, bo chłopak tylko bardziej się skulił.
— To Jasiek, od nas ze szkoły, obciągał mi kiedyś — wyjaśnił rozbawiony Denis, a jego brat skrzywił się na wzmiankę o obciąganiu.
— Dobra, Jasiek… Janek — poprawił się szybko. — Tobie już podziękujemy. Spadaj stąd — zarządził Wiktor.
— Ej, ej! — zaprotestował Denis. — Janek, nie słuchaj — zwrócił się do niedoszłego kochanka. 
— Przyszedłem, bo pisał mi jakieś dziwne rzeczy i myślałem, że jest tu sam — zaczął się tłumaczyć chłopak, ignorując Denisa. 
Wiktor przyglądał mu się podejrzliwie, ale widząc jego reakcję, chyba mu wierzył. 
— Zajmij go na chwilę, zaraz wrócę — powiedział niespodziewanie, popychając brata w objęcia niskiego chłopaka, który ledwie poradził sobie z gabarytami Denisa, a potem odszedł na bok.
Cholera, musiał coś szybko wymyślić. Nie mógł zostawić Denisa samego sobie, ale nie mógł też zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami pozwolić mu tu zostać, bo była ledwie dwudziesta trzecia i impreza dopiero się rozkręcała. Nie upilnowałby tu brata. Nie mógł też z oczywistych względów zadzwonić do domu. Pewnie rodzice nawet by się za bardzo nie wściekli ani nic i na pewno któreś by po nich przyjechało… ale nie chciał tak wkopać Denisa, zwłaszcza kiedy i tak ostatnio wszyscy uważnie mu się przyglądali. Nie miał też nikogo poprosić, aby przekimał jego brata, bo wszyscy znajomi albo byli na tej imprezie w podobnym stanie co Denis, albo nie było ich w mieście. 
Kurwa, co robić? 
Chociaż… była jedna opcja. Ryzykowna, ale paradoksalnie najbezpieczniejsza. Ryzykowna, bo rodzicie mogli się o wszystkim dowiedzieć, a bezpieczna bo… no czy było coś bezpieczniejszego od spania pod dachem policjanta? 
Nie miał wyjścia, musiał zaryzykować.
— Co jest? — usłyszał po drugim sygnale bez żadnego przywitania głos Oliwiera. 
— Eee… nie śpisz? — Zmarszczył brwi.
— Za kogo ty mnie masz? Nie jestem starym dziadem, który chodzi spać po wieczorynce — fuknął policjant, na co Wiktor zachichotał. No tak, zapomniał, że lepiej w żaden sposób nie wytykać wieku Francuzowi. Choć z drugiej strony nawet tego nie zrobił. — Coś się stało? — zapytał jednak normalniej blondyn.
— Dlaczego miało się coś stać? — odbił wpierw niewinnie.
— Wiktor, jest dwudziesta trzecia, słyszę w tle jakąś muzykę i ostatni raz dzwoniłeś do mnie z rok temu — wyjaśnił, a chłopak wywrócił oczami. No tak, czego on się spodziewał po policjancie, jak nie podejrzliwości. 
— W sumie to nic, ale mam wielką prośbę. Chodzi o Denisa — powiedział zwyczajnie, mając nadzieję, że Francuz się zgodzi. 
— Co z nim?
— Trochę się… no dobra, nie trochę, po prostu się najebał — wyjaśnił, wypuszczając przy tym głośno powietrze. — Nie mam co z nim zrobić. Nie sądziłem, że doprowadzi się do takiego stanu. Mógłbyś go dziś przekimać? Nie mogę zadzwonić do rodziców… — dodał błagalnym tonem.
— Jak Marcel się dowie…
— Nie dowie się! — zapewnił Wiktor, przerywając. — Jak ma się dowiedzieć? Ja nic nie powiem, ty nic nie powiesz, a Denis nawet nic nie będzie pamiętał — obiecał, ale w odpowiedzi usłyszał jedynie ciszę. Zagryzł wargę i po kilku sekundach już chciał coś dodać, ale Oliwier się odezwał.
— Gdzie jesteście?
— Kordiana dwadzieścia osiem. To ostatni dom po prawej, jak będziesz jechał od strony Bojar. W pobliżu jest taki zagajnik i krzaki…
— Wyobraź sobie, że potrafię korzystać z GPSa — odgryzł się Francuz. 
— Hmm, tak. To przyjedziesz? — upewnił się Wiktor. 
— Będę za kwadrans — oznajmił, po czym się rozłączył.
***
W sumie już nawet nie pamiętał, jak na imprezie Leny znalazł się Janek, ale średnio go to interesowało. Co za fart, że był pod ręką, kiedy Denis akurat potrzebował się zabawić. 
— Możemy iść do łazienki — zaoferował, co wydawało mu się być wybitnym pomysłem. Choć z drugiej stronie właśnie siedzieli na trawie w ogrodzie, w takim uroczym zagajniku… można było i tu coś zadziałać.
— Denis — jęknął Janek, próbując powstrzymać Armińskiego przed okazywaniem nadmiernych czułości. Okej, lubił go, nawet bardzo i ucieszył się, kiedy Denis napisał, jednak po kilku minutach wymiany cholernie ciężkich do rozczytania wiadomości Janek zrozumiał, że z drugim chłopakiem coś się dzieje. To znaczy od razu wiedział, że ten się musiał upić i zrobiło mu się go cholernie szkoda. Naprawdę chciał po niego przyjść i przekimać go u siebie, żeby Denis nie narobił czegoś głupiego. Lecz na miejscu okazało się, że obiekt jego westchnień ma już wsparcie w postaci brata, ale ten chyba niekoniecznie sobie z nim radził.
— Możemy też tu — zmienił zdanie Armiński i dla odmiany wręcz agresywnie wpił się w szyję chłopaka. 
— Denis — mruknął ponownie Janek, czując, że drugi chłopak pomimo swojego stanu zaczyna mieć nad nim przewagę fizyczną. 
Na szczęście, bądź nie — zależy jak na to patrzeć — ten intymny moment został przerwany.
— Tutaj jest — zawołał Wiktor.
Denis nadal sobie chichotał pod nosem, stając się coraz bardziej natarczywy, ale w ciągu ułamka sekundy stracił całe zainteresowanie Jankiem i skupił uwagę na innym obiekcie, kiedy tylko jego uszu dobiegł głos Oliwiera. Nie ważne, jak bardzo był pijany. Obecność policjanta sprawiła, że momentalnie otrzeźwiał. A przynajmniej tak mu się zdawało. 
— Widzę, że impreza się udała, ale chyba pora się ewakuować, co? — zasugerował Francuz, podchodząc do Denisa i pomagając mu wstać. 
Chłopak nie bronił się przed tym, wręcz przeciwnie, chętnie współpracował… nawet za chętnie, bo jak tylko wstał na nogi, okazało się, że pomimo dobrych chęci, niekoniecznie nad nimi panuje. Zachwiał się i tylko dzięki refleksowi policjanta nie zaliczył spektakularnej gleby.
— O — wyrwało mu się głupio, kiedy odkrył, że jest w ramionach Oliwiera. — Cześć — powiedział i zachichotał oszołomiony bliskością drugiego mężczyzny. Boże, on był tak blisko, że bez przeszkód mógł go teraz pocałować…
— Cześć — odparł Francuz, nieco rozbawiony widokiem Denisa w takim stanie.
— Cześć… — wyszeptał jeszcze raz Denis, wpatrując się bezwiednie w oczy policjanta. Te piękne, różnobarwne oczy. Cholera, czuł, jak zakochuje się w nim coraz bardziej z sekundy na sekundę.
— Cześć — powiedział z parsknięciem Francuz i przerzucił sobie ramię nastolatka przez szyję, po czym zmusił go, aby z nim poszedł. 
— Cześć, Denis! — krzyknął za nimi Janek, ale odmachnął mu tylko Wiktor. Policjant był zbyt zajęty transportowaniem nastolatka, a Denis… a Denis był teraz w innym świecie. 
— Jedziesz z nami? — spytał Oli Wiktora, kiedy już wsadził drugiego bliźniaka do swojego samochodu. 
— Mam tu auto i zaklepany nocleg. Po prostu trzeba było coś zrobić z Denisem. I dzięki wielkie, jakoś ci się odwdzięczymy — obiecał szczerze. 
— Nie dziękuj. Jeszcze nie zdecydowałem, czy powinienem to ukryć przed waszymi rodzicami — ostrzegł policjant, na co Wiktor westchnął, ale już nie naciskał. Wiedział, że i tak nie wymusi niczego na Francuzie. Dobrze, że chociaż zabierał Denisa do siebie.
Pożegnali się, a potem blondyn wsiadł do samochodu i powoli ruszył. 
— Błagam, nie zrzygaj mi się w aucie — poprosił natychmiast.
— Nie zrzygam się — obiecał przytomnie Denis. I faktyczne, w tej chwili czuł się wyśmienicie. Chciał, żeby ta jazda potrwała jak najdłużej.
— Jakby było ci niedobrze, to mów, zatrzy…
— Nie zrzygam się! — zapewnił jeszcze raz Armiński, chcąc pokazać swoją natychmiastową reakcją, że miał się świetnie.
— Trzymam za słowo — powiedział policjant.
Potem przez moment jechali w ciszy, ale w pewnej chwili Denis niespodziewanie wyciągnął rękę do radia i zwiększył głośność, bo akurat leciała jakaś fajna w jego mniemaniu piosenka.
Francuz zaraz z powrotem ściszył.
Armiński posłał mu zdziwione spojrzenie i ponownie podgłośnił, ale reakcja policjanta była identyczna jak chwilę wcześniej. Denis jednak był zawzięty i spróbował podkręcić radio po raz trzeci… i tym razem Oliwier ściszył, a kiedy nastolatek po raz czwarty wyciągnął rękę, blondyn zdzielił go własną dłonią po palcach.
— Hej! — zawołał z wyrzutem chłopak, patrząc zaskoczony na policjanta, który tylko wrednie uśmiechał się pod nosem. — Ale jesteś sztywny — zamarudził tylko, udając zawód, choć w brzuchu ewidentnie zalęgło mu się nagle stado wściekłych motyli, które sprawiały, że ze szczęścia pobudzała go adrenalina.
— Ty za to jesteś luźny za nas dwoje — odparł Oliwier.
— To nawet nie ma sensu — zauważył nastolatek.
— Co ty możesz wiedzieć w tym stanie o sensie? — zapytał ze śmiechem blondyn.
— W jakim stanie? Czuję się świetnie — starał się ze wszystkich sił przytomnie dyskutować Armiński. 
— Och, czyli mogę cię zawieźć prosto do domu? — zasugerował wrednie policjant i tym razem nastolatek się nie odezwał. — Tak myślałem — dodał na koniec tryumfalnie.
Z racji, że nie mieszkał daleko, po kilkunastu minutach znaleźli się już na Chrobrego. Ostatnie pięć minut jazdy, pomimo zapewnieniach o świetnym samopoczuciu, Denis… przespał. Na szczęście Oliwier nie miał większych problemów, żeby go wyciągnąć z samochodu i zaprowadzić do mieszkania. Nastolatek grzecznie współpracować.
— Tytan! — zawołał z entuzjazmem Armiński, kiedy w wejściu powitał ich owczarek niemiecki, wesoło merdający ogonem. Nawet się pochylił, żeby go pogłaskać, ale to był fatalny pomysł, bo jego i tak upośledzony w tej chwili błędnik jeszcze bardziej zwariował, jednak i tym razem Francuz w porę go złapał i postawił do pionu. 
— Tytan, na miejsce! — zawołał policjant, nie chcąc, żeby jego pies rozpraszał chłopaka. Byli w końcu już tak blisko celu. Wystarczyło położył chłopaka na kanapie. — Dobra, już prawie — obiecał, kiedy zamknął za nimi drzwi i zaczął prowadzić nastolatka do salonu. 
— Ups — zachichotał chłopak, kiedy nogi ponownie mu się poplątały i trochę go zniosło z trasy, ale na szczęście miał blondyna, który nie pozwolił mu upaść.
— Ale się urządziłeś — skomentował jedynie Francuz, kiedy po tej wyczerpującej drodze wreszcie dotarli do sofy. Ściągnął z siebie ramię chłopaka i spróbował go usadzić na siedzeniu, ale ten oczywiście musiał w tym momencie stracić całą koordynację, upadając z łoskotem na miękki materac, ciągnąc przy tym na siebie policjanta. Wybuchł przy tym głośnym śmiechem.
— Nie wierzę w to, co się dzieje — mruknął do siebie Oliwier.
Denis chichotał jeszcze kilka sekund, ale przestał, kiedy blondyn zdołał się podnieść na rękach i na moment zawisnął wprost nad jego twarzą. Znowu poczuł, jak cholernie przytłaczająca jest bliskość starszego mężczyzny… po prostu nie potrafił racjonalnie myśleć, już nawet pomijając stan, w jakim właśnie był.
— Masz takie piękne oczy… — wyszeptał, kładąc jedną z dłoni na klatce piersiowej Francuza. 
Miał wrażenie, że na mikrosekundę obaj zamarli, wpatrując się w siebie bezwiednie, ale Oli szybko się podniósł, nie komentując tego w żaden sposób. Pewnie po prostu uznał, że to głupi bełkot pijanego nastolatka. 
— Rozbierz się, a ja pójdę po jakiś koc — polecił sucho i zniknął z pomieszczenia. 
Denis jęknął głucho, ale posłusznie zaczął wykonywać polecenie blondyna. Szło mu to naprawdę fatalnie i gdy Francuz wrócił, nadal walczył ze spodniami. 
Oli bez słowa mu pomógł, nie pozwalając się wciągnąć w dyskusję, i z pokerową miną podszedł do lodówki, skąd wyciągnął wodę, by po chwili postawić ją na stoliku obok kanapy.
Denis po raz ostatni rzucił jakimś głupim tekstem i zaśmiał się niepewnie, jednak w odpowiedzi Francuz życzył mu tylko dobrej nocy, zgasił światło i poszedł do swojej sypialni. 
***
Siedział na tej kanapie i przecierał z zażenowaniem twarz. Nadal nie pamiętał połowy sytuacji, jakie miały miejsce poprzedniej nocy, ale to, co zdołał sobie przypomnieć, wystarczyło mu, by chcieć zapaść się pod ziemię. 
Pił, jarał, zadzwonił do Janka, dobierał się do niego pod jakimś żywopłotem, a potem… Wiktor chyba musiał zadzwonić po Oliwiera, bo ten fragment nadal nie chciał do niego wrócić. W każdym razie to było jedyne wytłumaczenie tego, jak się tu znalazł. 
Jezu, miał nadzieję, że nie zrobił nic głupiego. Z jednej strony to dobrze, że nie pamiętał, ale z drugiej… co jeśli coś powiedział? Co jeśli wyznał Oliwierowi, co do niego czuje? Boże, jak miał się teraz zachowywać w jego towarzystwie? 
Prawdopodobnie po prostu panikował i zamartwiał się bez powodu… ale miał jakieś dziwne przeświadczenie, że mógł przekroczyć granicę. Przecież nawet na trzeźwo musiał się pilnować, żeby nie gapić się za długo na Francuza, by nie wyglądało to dziwnie, więc czy po pijaku miał w sobie tyle samo samozaparcia, skoro nawet nie pamiętał, co się działo? Na pewno nie. Kurwa, coś odwalił. Był tego pewny. Choć ta wiadomość od Oliwiera brzmiała całkiem normalnie, więc może… no ale jak niby miał zareagować? Pewnie uznał, że Denis był pijany i świrował, więc postanowił to zignorować. 
To była z pozoru dobra wiadomość, bo to oznaczało, że Oli nadal nic nie podejrzewał, ale jednocześnie też oznaczało, że policjant kompletnie nie traktował go poważnie i nawet nie potrafił spojrzeć na niego w ten sposób. 
A co, gdyby się domyślił? 
Denisa na nowo zaczęła boleć głowa. Tyle spekulacji, tyle możliwych scenariuszy od których nie mógł się uwolnić, a ostatecznie wszystko i tak zdawało się być nieistotne i wyolbrzymione w jego głowie, bo doskonale wiedział, że bez względu na wszystko — czy to jego nieporadnych starań, czy kolejnych upokorzeń — będzie znaczył dla Oliwiera wciąż tyle samo, czyli już zawsze będzie dla niego tylko synem najlepszego przyjaciela. Nikim więcej.
Nie wiedział, co było bardziej dołujące, jego festiwal wstydu z zeszłej nocy czy kompletna obojętność Oliwiera.
_______________

Cześć wszystkim!
Jak tam u Was życie? Ja dziś jestem kanapowym ziemniakiem, który pół dnia oglądał Netflixa, a drugie pół pisał i sprawdzał rozdział. 
Może niektórzy zapytają, czemu wstawiam dzisiaj, a nie jutro, skoro niedziela (pewnie nikt, ale i tak Wam śpieszę z odpowiedzią :D). Otóż jakiś czas temu stwierdziłam, że Naru_Mon to ma jednak dobry pomysł, żeby zapisywać sobie wszystkie detale z opowiadania, bo potem nie trzeba szukać tych rzeczy w tekście. Tak więc założyłam sobie zeszycik, w którym rozpisałam sobie co nieco i nadal do niego dopisuję. Wczoraj odkryłam, że wpisałam, że Oliwier ma urodziny 21 września (w tym roku wypadają trzydzieste dziewiąte ;D) Tak więc no, wszystkiego najlepszego Oli, a z tej okazji Wy łapcie rozdział. :)
No i chętnie się dowiem, co o nim myślicie. W końcu mieliśmy tu malutki przełom. Nie wiadomo, czy cokolwiek z niego wyniknie, ale jak Denis zacznie się częściej upijać, to... :D 

To chyba tyle, do następnego! :)

12 komentarzy:

  1. Ojejku
    Ja mam w takim razie urodziny w ten sam dzień co Oliver 0.0
    Rozdział przeczytałam jednym tchem. Teraz nie mam jeszcze konkretnego zdania na temat rozdziału, muszę go jutro przemyśleć.
    weny Akira

    OdpowiedzUsuń
  2. Uroczy rozdział. C: Chociaż może bardziej powinnam powiedzieć: uroczy Denis.
    No ale zacznę od początku i wypowiem się trochę, bo dawno mnie tu nie było.
    Czytając początek, poczułam się jakbym wróciła do liceum. Albo miałyśmy podobne doświadczenia w szkole, albo wszędzie to wygląda tak samo, bo czułam się jakbym czytała o sobie i swoich znajomych. Matury też mi się przypomniały. I tak jak przed nimi miałam podejście Denisa, tak po nich mam podejście Wiktora.
    W ogóle mam nadzieję, że będzie trochę więcej brata bliźniaka, bo wydaje się ciekawą postacią. No i Marcel... Jego żart z imionami był 10/10. Na ten moment bardzo go lubię. Zawsze mam jakąś drugoplanową, ulubioną postać i na razie to padre na zaszczyt zająć jej miejsce :D
    Natomiast impreza taka udana raczej bym powiedziała. Denis to już w ogóle odleciał w kosmos. Właściwie to chyba nie miałabym nic przeciwko jakby on coś jednak z Jankiem. Janek wydaje się spoko, chociaż podejrzewam, że pewnie jeszcze namiesza i różnie to może być. (Bo wydaję mi się, że Ty lubisz takie zwroty akcji :D)
    Natomiast Oli... To jakoś tak mi go mało. Niby miał już trochę swoich momentów i zdążyliśmy coś się o nim dowiedzieć, ale mam niedosyt. Chociaż w tym rozdziale całkowicie urzekła mnie jego notatka. Swoją drogą, ja go przygarnę w Lublinie. Niech do mnie przyjedzie i to jeszcze z Marcelem *-*
    A tak na serio, to powrócę do mojej teorii o wiedzy Oliwiera na temat Denisa. No teraz to już nie mam wątpliwości, że on sobie zdawał sprawę już wcześniej z zauroczenia chłopaka (przynajmniej mam nadzieję, że dobrze obstawiam). Zastanawiam się tylko, co on sobie myśli. I w ogóle jaka jest szansa na to by był zainteresowany synem swojego najlepszego przyjaciela. No i co na to sam Marcel? Chociaż dobra, na razie jednak bardziej mnie obchodzi Francuz.
    Denis bowiem wpadł jak śliwka w kompot. Nie wróżę mu nic dobrego z takim zauroczeniem. Trochę się boję, że ta majówka podłamie mu serduszko jak zobaczy Francuza z Marcinem...
    Chociaż moja kolejna teoria jest taka, że Oli albo się z nim pokłóci, albo będzie dla niego nieprzyjemny, albo w ogóle będzie kazał mu spieprzać, tak jak to ma w zwyczaju, bo Marcin pozwoli sobie na odrobinę za dużo. (Przytuli go czy coś, nie wiem xD)
    Z chęcią dowiem się jak będzie!
    Także czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie Cię tu znowu widzieć! :)
      Och, ja tam samo z tymi maturami. Przed mega stres, a potem się okazało, że to tylko dużo zachodu o nic. Chociaż Wiktor jest mądry. :D
      No i zdecydowanie będzie więcej Wiktora, masz to jak w banku. :)
      Możesz być też pewna, że będzie więcej Oliwiera. Totalnie rozumiem, dlaczego jest Ci go mało. Nie będę ukrywać, że to trochę celowo, bo... Oliwier taki po prostu jest. Nie lubi się odkrywać, gra człowieka ze stali, którego praktycznie nic nie rusza i ja go nie będę outować na siłę (o ile to ma sens xD). Gdybym wykładała wszystko, co mu siedzi w głowie, to straciłby w oczach czytelników status twardziela - a przynajmniej taka jest moja wizja. Na pewno ma mnóstwo słabości, do których pewnie przyznaje się Marcelowi po pijaku, tak że może warto wypatrywać takiej sceny. :D Wszystko w swoim czasie i myślę, że Oli jeszcze nie raz zaskoczy. :)
      O matko, Lublin? Czemu ja żyłam w jakimś pokręconym przeświadczeniu, że masz coś wspólnego z Poznaniem? XD A, no i jakby wpadli, to z Robertem, bo to akurat ta scena w Osobliwości, w której obaj pojechali na jego walkę. :D
      Co do teorii o wiedzy Oliwiera to nie będę spoilerować, ale odpowiedź na to pytanie przyjdzie bardzo szybko. :)
      "Marcin pozwoli sobie na odrobinę za dużo. (Przytuli go czy coś, nie wiem xD)" - aż zaśmiałam się w głos, ale nie da się ukryć, że to brzmi jak Oliwier. :D
      Dzięki za komentarz i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Denis ,że tak powiem zaszalal;-) ah jak miło powspominać sobie takie czasy szkoły średniej ;-). Jeżeli chodzi o Denisa to jak dla mnie będzie miał wielkie wyzuty sumienia i będzie go gryzła ta niewiedza i będzie mu strasznie wstyd przed francuzem . Mam tylko taka mała nadzieję że Denisowi jednak coś się tam więcej wymknęło odnośnie jego zauroczenia do Oliwiera.pozdrawiam weny i dużo czasu do pisania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znając Denisa, to faktycznie może sie teraz zadręczać, co się stało i nie wiedzieć, jak się zachowywać w towarzystwie Francuza. Ale może pójdzie z bratem w kolejny melanż i wyluzuje. :D (coś tak czuję, że jestem na najlepszej drodze, aby go wpędzić a alkoholizm xD).
      Nie da się ukryć, że Denisowi coraz więcej wymyka się spod kontroli i chcąc czy nie, coraz bardziej odgrywa się przed Oliwierem. To prędzej czy później musi doprowadzić do jakiejś konfrontacji. :)
      Dzięki o również pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Hej. Mam pytanie czy dziś będzie rozdział ??? Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda :'(ale będę zaglądać i czekać z niecierpliwoscia .pozdrawiam i weny

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda:'( ale będę zaglądać i czekać z niecierpliwością pozdrawiam i weny

    OdpowiedzUsuń
  7. 39 years old Physical Therapy Assistant Adella Burnett, hailing from La Prairie enjoys watching movies like Private Parts and Scuba diving. Took a trip to Madriu-Perafita-Claror Valley and drives a Ferrari 330 TRI/LM Spider. Szczegoly

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    no, no Denis sporo przesadził miał inne plany, ale informacja że Oliver zabiera Marcina na tą majówkę, sprawiła poprostu że mocno zaimprezował... a "uroczy cham" to piękne określenie Olivera...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń