18 stycznia 2020

Francuski piesek: Rozdział 14

Dobry na swój sposób

12 maja 2018
W miarę upływu czasu udało mu się wyzbyć wyrzutów sumienia lub choć tymczasowo je zamaskować. Miał nadzieję, że tego nie pożałuje, bo praktycznie całą noc i jeszcze pół sobotniego poranka analizował wszelkie za i przeciw. Ostatecznie tylko się wkurzył, przeklinając w myślach za to, że zawsze wszystko musiał aż tak dogłębnie analizować. A to przecież nie była sytuacja, od której zależało jego życie! Chodziło o to, że mógł mieć seks i jedyną kwestią wartą przemyślenia był fakt, czy miał na niego ochotę, czy nie. 
Koniec końców uznał, że jego dziwne wątpliwości, przez które gryzło go sumienie, nie były wystarczające, by się wycofać. Zresztą podskórnie wcale tego
nie chciał. Przecież był pełnoletni, kompletnie świadomy tego, co chciał zrobić, znał Mariusza, a przez to praktycznie niczego nie ryzykował i nie zamierzał zrobić nic złego. Chodziło tylko o głupi, niezobowiązujący seks, by sobie ulżyć. Obaj byli wolni, obaj nie mieli nic do stracenia. 
W podjęciu decyzji wcale nie pomagał mu fakt, że w domu zrobiło się cicho, a przez to miał po prostu więcej czasu na myślenie. Jego tata jeszcze wczoraj pojechał ze swoimi podopiecznymi na zawody i miał wrócić dopiero w niedzielę wieczorem. Wiktor zabarykadował się u siebie, grając w Wiedźmina. Ada spędziła wieczór u jakiejś koleżanki, za to do Olki przyszła przyjaciółka i zamknęły się w pokoju, a z samego rana jego siostry pojechały z mamą na zakupy i nie było ich do południa. 
Po południu z jakiegoś powodu zaczęło mu być wszystko jedno. Może ze zmęczenia, może przez to, że miał trochę więcej zajęć, ale około siedemnastej oświadczył mamie, że spędzi noc poza domem. Wymyślił jakąś historyjkę, że rodzice Alberta jechali na imprezę firmową, więc ten miał zostać w domu i niańczyć młodszą siostrę, a Denis ofiarnie postanowił, że mu w tym pomoże.
Alicja spojrzała na niego czujnie, jakby nie do końca mu wierzyła.
— Czyli tylko wy dwaj i… Laura? — zapytała, choć w jej głosie dało się usłyszeć powątpiewanie.
— Taaak — jęknął, przeciągając. — Nie robimy żadnej ukrytej imprezy — zapewnił.
— Na pew… — zaczęła, ale Denis wpadł jej w słowo.
— Będziemy pewnie oglądać Netflixa i wypijemy po dwa piwa — zapewnił jeszcze gorliwiej, bo wiedział, że jeżeli by się zawahał albo zacząłby coś niemrawo kręcić, to kobieta stałaby się jeszcze bardziej podejrzliwa. Już nawet chciał zaproponować, żeby sama zadzwoniła do Alberta i się upewniła — bo jego przyjaciel był fatalnym kłamcą i wszyscy o tym wiedzieli — ale ostatecznie się powstrzymał. Jasne, że Albert by próbował go kryć, mniej lub bardziej udolnie… ale nie to było problemem. To by oznaczało, że Denis musiałby się tłumaczyć potem dodatkowej osobie, a bardzo nie chciał tego robić. Zresztą doskonale wiedział, że mama i tak go bez problemu puści i zapewne tylko go testowała.
— No dobrze — mruknęła ostatecznie. — Tylko proszę, nie przesadzajcie — zastrzegła jeszcze.
Denis coś tam przytaknął, obiecał, że będzie grzeczny, a potem pobiegł na piętro i zabarykadował się w łazience, bo… po prostu uważał, że będzie czuł się o wiele bardziej komfortowo mając świadomość, że wziął porządny prysznic przed spotkaniem z Mariuszem.
Po prysznicu pokręcił się jeszcze trochę w pokoju, przeglądając coś w komputerze, aż wreszcie koło dziewiętnastej zaczął się zbierać… i trochę stresować przy okazji. Ale już nie męczyły go głupie wyrzuty sumienia. Zależało mu na tym, żeby dobrze wypaść i oczarować Mariusza. Denisowi zależało, by po tym roku przerwy starszy mężczyzna i w nim dostrzegł mężczyznę. Już rok wcześniej prawił mu komplementy, że jak na osiemnastolatka jest cholernie rozsądny, zatem teraz chciał mu pokazać, że przez ten czas jeszcze bardziej wydoroślał. 
Założył czarne, dopasowane jeansy z dziurami na kolanach i cienką, szarą bluzę z prążkowanego materiału, która ładnie podkreślała jego muskulaturę. Niby nic nadzwyczajnego, wręcz można by uznać, że przeciętnego, ale kiedy Denis spojrzał na siebie w lustrze, aż uśmiechnął się nieznacznie na swoje odbicie. Cholera, wyglądał dobrze!
Choć to były zdecydowanie jego kolory, to raczej się tak nie ubierał. To znaczy, jeansy jak jeansy, ale przeważnie nosił duże, workowate bluzy czy T-shirty, by nie pokazywać, co kryje się pod spodem. Zdawał sobie sprawę, że to irracjonalne, bo trenował ciężko od dziecka i miał po prostu bardzo atrakcyjne ciało, ale jakoś nie potrafił tego nigdy wykorzystywać jako swojego atutu. A przynajmniej jeszcze nie. Z jakiegoś powodu kiedy zakładał coś bardziej dopasowanego do swojej sylwetki, co podkreślało jego ramiona czy klatkę piersiową, czuł się dziwne. Czuł, że wszyscy się na niego patrzą i robiło mu się nieswojo. Chyba to przez to, że raczej nie lubił zwracać na siebie uwagi. Ale teraz sytuacja była zgoła inna. Teraz właśnie zależało mu na tym, by Mariusz na niego patrzył i najlepiej, by nie odrywał od niego wzroku. 
Zanim opuścił pokój, spryskał się jeszcze jakimiś drogimi perfumami, które dostał z rok wcześniej od mamy, choć na co dzień też raczej ich nie używał. Najczęściej kompletnie o nich zapominał i polegał na żelu pod prysznic. Dziś jednak była całkiem dobra okazja, aby ich użyć, a przynajmniej tak się Armińskiemu wydawało.
Planował się wymknąć tak, żeby matka już go nie zauważyła, zatem ostrożnie zszedł na parter, przeszedł do przedpokoju, gdzie wsunął na stopy czarne adidasy i łapiąc za klamkę krzyknął tylko:
— Wychodzę! — I już faktycznie miał uciekać, jednak Alicja chyba na niego czatowała, bo nawet nie zdążył otworzyć drzwi, kiedy go zatrzymała, wychodząc z salonu.
— Nie siedź tam tylko za długo jutro, żeby nie przeszkadzać państwu Kalinowskim — poleciła, a kiedy skończyła i skupiła uważniej uwagę na synu, zagryzła wargę w zaciekawieniu.
Cały przedpokój tonął właśnie w zapachu ładnych, męskich perfum, a Denis… wcale nie wyglądał, jakby szedł nocować do Alberta.
— Okej… — mruknął niepewnie. — To… cześć — pożegnał się, jednocześnie czując, jak zaczyna łomotać mu serce.
— Denis — zatrzymała go niespodziewanie, na co odwrócił się z widocznym zażenowaniem, czując, jak zaczyna się czerwienić.
O Boże, domyśliła się.
— Uważaj na siebie — rzuciła, wyglądając na nie mniej zakłopotaną niż jej syn.
Przytaknął szybko, po czym wreszcie wyszedł z domu, mając wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu. A niech to! Jego matka musiała się domyślić! Z pewnością nie domyśliła się tego, że szedł właśnie uprawiać seks z facetem, który był starszy od niej, ale domyśliła się czegoś. Było to po niej widać. No ale trudno, nie mógł się teraz wycofać, bo to byłoby jeszcze gorszym rozwiązaniem, gdyby miał się zawrócić z podkulonym ogonem i zatrzasnąć ze wstydu w pokoju.
Aż wolał sobie nie wyobrażać jutrzejszego powrotu do domu.
* * *
Ala nie często miała takie wieczory, które mogła poświęcić tylko sobie. Marcela wywiało na cały weekend, córki poszły do koleżanki z sąsiedztwa na ognisko, Denis spędzał noc poza domem, a Wiktor — choć był obecny w domu — to niczym maniak od dwóch dni grał praktycznie bez przerwy w jakąś grę, więc w zasadzie to tak, jakby go nie było. Ech, dziś mu odpuści, bo chłopcy mieli stresujący tydzień, ale jutro będzie musiała go przegonić od komputera, bo jak przed godziną zszedł do lodówki, żeby zjeść kolację, czyli wyciągnął jakiś owocowy jogurt i zwykłą pszenną bułkę, to wyglądał jakby był w transie; miał przekrwione białka i zbył ją jednym słowem, kiedy zasugerowała mu, żeby poszedł wcześniej spać i odpoczął. 
Kiedy chłopak zniknął na piętrze, pokręciła tylko zrezygnowaną głową, po czym poszła do salonu, żeby spróbować poczytać książkę — bo tak właśnie zamierzała spędzić ten wieczór; wziąć gorącą kąpiel, wskoczyć w piżamę, chwycić dobrą książkę oraz kieliszek czerwonego wina i oderwać się od rzeczywistości na kilka godzin.
Szło jej raczej kiepsko, bo kiedy tylko usadowiła się wygodnie w fotelu i otworzyła Świadka Nory Roberts, usłyszała, jak psy wariują na tarasie, przez co nie mogła się skupić, więc zaledwie po kwadransie się poddała i wstała, by pójść napuścić wody do wanny. Dokładnie w tym samym momencie usłyszała wołanie Denisa.
— Wychodzę!
— Nie siedź tam tylko za długo jutro, żeby nie przeszkadzać państwu Kalinowskim — zaczęła tłumaczyć jeszcze w salonie, bo wiedziała, że nim dojdzie do przedpokoju, Denis już dawno będzie na zewnątrz. Na szczęście udało jej się go złapać, a kiedy skończyła mówić, zmarszczyła nieznacznie brwi.
Kiedy tylko wyszła z salonu jej nozdrza zostały natychmiast zaatakowane intensywnym zapachem ładnych, męskich perfum. Od razu je poznała, sama mu je kupiła. Potem go zobaczyła. Odwrócił się w jej kierunku niepewnie i obserwował z zawstydzeniem, a wyglądał… zdecydowanie nie jakby szedł przenocować do swojego kumpla i pomóc mu w opiece nad młodszą siostrą.
Mój syn idzie na randkę! — odkryła.  I będzie nocował u tego chłopca… och.
— Okej… — odpowiedział wreszcie skrępowany. — To… cześć — pożegnał się w następnej kolejności i już łapał za klamkę, gdy z jakiegoś powodu go powstrzymała.
— Denis. — Kiedy jeszcze na moment skupiła na sobie jego uwagę, dodała; — Uważaj na siebie.
Chłopak tylko przytaknął pospiesznie i nie chcąc przeciągać tego niezręcznego momentu, wyszedł.
No to po przyjemnym, rozluźniającym wieczorze. Jak niby miała się rozluźnić, mając świadomość, że jej syn właśnie najprawdopodobniej umówił się na seks randkę?! Okej, doskonale wiedziała, że nie było w tym nic złego. Denis był pełnoletni i zapewne miał już za sobą… coś
Aż czuła się źle, jedynie o tym myśląc, ale nie potrafiła przestać tego analizować. Oczywiście, że chciała dla niego jak najlepiej! Seks był przecież ludzki, wszyscy to robili i byłoby kompletnie niesprawiedliwe z jej strony, gdyby próbowała go od tego jakoś odwieść. Po prostu… martwiła się o niego, jak o swoje dziecko. Czy na pewno się zabezpieczał? Czy znał tego drugiego chłopaka, czy może raczej… dopiero mieli się poznać? Czy Denis wiedział, co robi? Czy robił to już wcześniej? Czy potem nie będzie cierpiał, bo może się okaże, że taki niezobowiązujący seks nie jest dla niego i poczuje się wykorzystany? A może już wcześniej spotykał się z tym chłopakiem i nie byli sobie obcy?
Ala, przestań! — skarciła się, próbując opanować swoje myśli, a potem udała się pospiesznie do kuchni, gdzie z szafki wyjęła kieliszek do wina, a po chwili samo wino, które stało od jakiegoś czasu otwarte w lodówce.
Następnie zawróciła się do salonu, gdzie włączyła telewizor, bo ten chociaż stwarzał iluzję, że jest zainteresowana w jakimkolwiek stopniu tym, co aktualnie leciało. Gdyby wróciła do książki, to tylko siedziałaby w przejmującej ciszy, dalej wyobrażając sobie swojego nastoletniego syna, który prawdopodobnie właśnie…
Cholera, ależ teraz przydałby się jej Marcel! On by na pewno coś powiedział, co odciągnęłoby jej myśli od tej, bądź co bądź, przerażającej wizji. I tak już nie wiedziała, jak długo próbowała walczyć z tym obrazem w swojej głowie, ale kiedy usłyszała dzwonek do drzwi, aż się wzdrygnęła zdziwiona. 
Okej… uwielbiała tu mieszkać. Ogromny dom w małej wiosce, w dodatku znacznie oddalony od innych sąsiadów, w pobliżu lasu. To miało swój klimat. Ale może niekoniecznie teraz, jak była praktycznie sama w domu. To znaczy, był jeszcze Wiktor, ale przecież nie pójdzie po swojego nastoletniego syna, żeby w razie czego stawał w jej obronie. To w końcu jej zadaniem jako matki było go chronić. I dlaczego te cholerne psy nie szczekały?! Niby cztery dobermany, a kompletnie bezużyteczne! Oczywiście kochała je całym sercem, ale to nie zmieniało faktu, że teraz były bezużyteczne.
Z nieco łomoczącym sercem odstawiła kieliszek i powoli wstała. Kiedy niepewnie dotarła do przedpokoju, ktoś zadzwonił ponownie. Cholera, jak tylko Marcel wróci, musi z nim koniecznie porozmawiać o zainwestowaniu w jakiś system alarmowy, który będzie pozwalał sprawdzić kto zbliża się do domu. O ile oczywiście będzie miała taką możliwość i właśnie nie zostanie brutalnie zamordowana przez jakiegoś psychopatycznego mordercę. Niech to… może jednak powinna ostrzec Wiktora, żeby w razie czego uciekał?
Kiedy już praktycznie stała pod drzwiami, zbierając się na odwagę, żeby wyjrzeć przez wizjer, ktoś załomotał donośnie w drzwi pięścią, aż podskoczyła w miejscu, ale nagły wyrzut adrenaliny spowodował, że pokonała ostatnie dwa metry do wejścia i wreszcie wyjrzała.
— Kurwa… — aż zaklęła z niedowierzania pod nosem, choć na co dzień nie przeklinała i istniało spore prawdopodobieństwo, że nikt nigdy nie słyszał żadnego przekleństwa z jej ust. Tylko teraz jej się wymsknęło.
— Nie spieszyłaś się — usłyszała nieco zniecierpliwiony głos Francuza, który obdarował ją rozbawionym spojrzeniem, kiedy uważniej jej się przyjrzał.
— O mało nie dostałam przez ciebie zawału! — syknęła, czując jak jej strach przeistacza się w złość. Czy ten głupek nie mógł chociaż napisać, że ma zamiar wpaść, zamiast ją straszyć?! — Co ty tu w ogóle robisz? — dopytała już nieco spokojniej, bo zdała sobie sprawę, że Oli nie wpadał do nich bez zapowiedzi o tej porze. 
— Będziemy pić — oświadczył, wpraszając się bez zaproszenia, a przy okazji wpuszczając także psy, które natychmiast rozbiegły się w różne strony, nim Alicja zdążyła zareagować.
— Co? — zapytała tylko skonfundowana, na co policjant uniósł wymownie butelkę jakiegoś trunku o bursztynowym kolorze, najpewniej whisky.
— Czterdziestoletni Hankey Bannister, ponad cztery kafle za butelkę, dasz wiarę? — zaśmiał się.
— Dobrze wam płacą w tej policji — odparła z wyczuwalną kpiną w głosie.
— To łapówka — sprostował szybko Oli takim tonem, jakby to było coś oczywistego, na co Ala zaśmiała się w głos. 
— Co jak co, ale o to cię nie podejrzewałam — skomentowała, ale jej ton wcale nie brzmiał oskarżycielsko. Była autentycznie rozbawiona. No i nie dało się ukryć, że strasznie jej ulżyło, kiedy okazało się, że to wcale nie żaden morderca tylko… cóż, policjant.
— Hej, w swojej obronie dodam, że po prostu zrobiłem swoje, nie spodziewając się za to żadnej nagrody, ale okazało się, że znalazłem oprawcę córki jakiegoś generała, który zostawił mi to na biurku w ramach wdzięczności, kiedy nawet nie było mnie na komendzie, więc… — urwał znacząco, na co Armińska pokręciła tylko głową. Zaraz jednak spoważniała i zmarszczyła brwi.
— Nie wiedziałeś, że Marcel wyjechał na weekend? — zapytała zaskoczona, bo wydawało jej się to mało prawdopodobne.
— Tak, wiem — potwierdził.
— Więc…? — zapytała, urywając znacząco.
— Kiedy mówiłem, że będziemy pić, miałem na myśli mnie i ciebie — sprostował, a Ala zamrugała zaskoczona.
— Hmm — mruknęła jedynie, przyglądając się niepewnie, kiedy Oli ściągał buty, a potem skierował się do salonu. — W sumie to chyba potrzebuję drinka — rzuciła bardziej w przestrzeń, niż odpowiadając policjantowi i poszła za nim.
— Jesteś sama? — zapytał. — Dziwnie tu cicho.
— Dziewczyny są u sąsiadów, pewnie niedługo wrócą, Denis pojechał do… do Alberta — zawahała się na moment, ale mimo wszystko postanowiła trzymać się tej wersji. — Wiktor od wczoraj w coś gra, więc w zasadzie to też jakby go nie było — wyjaśniła. — A ty? Kłopoty w raju, skoro w akcie desperacji postanowiłeś upić się ze mną? — rzuciła nieco złośliwie.
Oli wcale nie zaatakował jej w kontrze, a jedynie zastanowił się przez chwilę nad czymś, po czym rzucił:
— Jestem na to za trzeźwy.
— To lecę po szklanki! — odparła zaraz Ala i faktycznie z wyszczerzem udała się do kuchni po szkło, ale także po jakieś przekąski, żeby nie pili tak na pusty żołądek. 
Od razu zauważyła, że coś się musiało stać. Oliwier jej ufał, wiedziała o tym, jednak to Marcel był jego wsparciem emocjonalnym. Przed nim policjantowi łatwiej było się wygadać. Na palcach jednej ręki mogła policzyć sytuacje, w których Francuz przychodził po poradę do niej. Już nawet pomijając fakt, że w razie nagłego wypadku Oli biegł prosto do jej męża, to… blondyn bardzo rzadko miewał te nagłe wypadki.
No i cieszyła się, że Francuz zostanie tu na noc. W razie czego odstraszy tego potencjalnego mordercę, a nawet jeśli nie, to może kupi jej trochę czasu, aby mogli z Wiktorem uciec z domu, kiedy on będzie mordowany.
* * *
Czaił się jak głupi, do końca nie będąc przekonanym, czy aby na pewno powinien to robić, ale teraz, kiedy było już po pierwszej sesji, nie potrafił odkleić z twarzy zadowolonego uśmiechu.
Dawno nie miał tak porządnego orgazmu. 
Mariusz poszedł zrobić im po drinku, a on leżał, nadal targany przyjemnymi dreszczami. Jego ciało było niesamowicie rozluźnione, nie czuł nawet grama presji i miał wręcz wrażenie, że dryfuje w bańce mydlanej, gdzie nie ma miejsca na żadne problemy, rozterki, wyrzuty sumienia i głupie przemyślenia. 
Było po prostu dobrze i spokojnie, a Denis od bardzo dawna nie znajdował się w takim stanie, gdzie absolutnie nic go nie trapiło. Jasne, wiedział, gdzie się znajduje, pamiętał o Oliwierze, pamiętał o niezręcznym pożegnaniu z mamą czy ilością dręczących go myśli nim tu przyszedł, ale… teraz po prostu o to nie dbał. Jego umysł był zamglony i liczyła się jedynie przyjemność.
Mariusz był perfekcyjny. Dżentelmen, ale nie przesadnie uprzejmy. Delikatny, ale ostrzejszy, kiedy trzeba. Rozgadany, ale nie wścibski. Szczery, ale nie ordynarny. Bezpośredni, ale nie wulgarny.
Był naprawdę prosty w obsłudze, a Denis potrzebował czegoś nieskomplikowanego, co pozwoli mu na chwilę zwolnić obroty. Czuł, że zrobił sobie przysługę, przychodząc tu i naprawdę miał nadzieję, że to nie był ostatni raz. Dlatego kiedy tylko Mariusz wrócił do sypialni i podał mu szklankę ze zwykłym sokiem pomarańczowym i wódką, rzucił niby niezobowiązująco:
— Dziwnie tu pusto.
— Taaa… — westchnął mężczyzna. — Nie jestem pewien, ile tu zostanę, więc staram się nie zadomawiać.
— Pracujesz teraz w Warszawie, nie? Po co tu wróciłeś? — zagaił konwersacyjnie, a Mariusz przysiadł na skraju łóżka po stronie nastolatka i upił łyk swojego drinka, nim odpowiedział.
— Moja matka zmarła i musiałem zająć się różnymi formalnościami i tak dalej.
— O kurde, przykro mi — powiedział zaraz Denis nieco speszony. Nie powinien pytać.
— Niepotrzebnie. Długo chorowała, więc byliśmy na to przygotowani… a tak poza tym, to nigdy nie byliśmy blisko. Ale to moja matka, więc głupio było to wszystko tak po prostu olać — wyjaśnił, a ton jego głosu zdradzał, że faktycznie śmierć rodzica nie wpłynęła na niego jakoś szczególnie. Lub tak rewelacyjnie to maskował.
— Czaję — przytaknął tylko chłopak. 
— A ty? Zamierzasz tu zostać po maturze? Z tego co pamiętam, to ostatnim razem coś wspominałeś, że zamierzasz zająć się zawodowo jiu jitsu? — wtrącił, a Denisowi zrobiło się naprawdę miło, że Mariusz rzeczywiście pamiętał.
— Eee… no tak, taki kiedyś miałem plan. Po karierze juniorskiej naturalnym wydawało się, żebym przeszedł w pełni na zawodowstwo. 
— Miałeś? Czyli obecnie jest inny plan? — zgadł, patrząc z zainteresowaniem na nastolatka.
— Moim planem B były studia, ale obecnie to bardziej plan A — rzucił enigmatycznie, a kiedy spotkał się z zaintrygowanym spojrzeniem Mariusza, dodał bardziej nieśmiało: — Jakiś czas temu dotarło do mnie, że nie chcę się tym zajmować na poważnie. Zawody zawodami, fajnie zgarniać medale i pokonywać przeciwników, ale to stresujące, wiesz? A ja kocham jiu jitsu za bardzo, by ryzykować, że pewnego dnia je znienawidzę przez ciągłą presję — rozgadał się bardziej niż planował, ale drugi mężczyzna zdawał się go słuchać z uwagą.
— Brzmi bardzo… rozsądnie — pochwalił szczerze. — Ale wcale nie brzmisz, jakbyś był podekscytowany faktem, że za chwilę zaczniesz zupełnie nowy etap w swoim życiu, poznasz nowych ludzi, wyrwiesz się z domu… — wymieniał. 
— … zawiodę ojca — dokończył z parsknięciem Denis, po czym poczuł się bardzo dziwnie. Po raz pierwszy powiedział to na głos i nagle doznał jeszcze większego przytłoczenia.
— Sorry, nie znam się kompletnie, ale z tego co kojarzę, to on jest mocno utytułowany w tym sporcie, nie? — Gdy chłopak przytaknął, kontynuował. — Chciałeś iść w jego ślady, ale po drodze okazało się, że to nie dla ciebie? — zgadł.
— Serio to uwielbiam — zapewnił pospiesznie. — Po prostu… nie wyobrażam sobie, żeby to stanowiło sens mojego życia. Mój tata… gdybyś go spotkał, od razu byś zauważył, że kocha jiu jitsu i jest totalnie zakręcony na tym punkcie. Razem ze swoim ojcem stworzyli coś, co nie dosyć, że jest źródłem zarobku, to jest wynikiem czystej pasji. A ja… nie potrafiłbym się w to aż tak bardzo zaangażować — wyznał, nawet nie wiedząc dlaczego. Cholernie łatwo było się zwierzać Mariuszowi. Może dlatego, że praktycznie się nie znali i na co dzień nic ich nie łączyło?
— Ale twój tata wie, że to nie jest twój plan, prawda? Skoro wybierasz się na studia. — Denis znowu przytaknął. — I co? Dał ci jakoś do zrozumienia, że jest tym zawiedziony, czy coś?
— Nie… ale to zawsze było takie nasze i on jest po prostu najlepszy, a ja mam wrażenie, że to wszystko psuję — wyjaśnił nieco niezręcznie, nie będąc do końca przekonany, co właściwie próbował powiedzieć.
— To zabrzmi trywialnie, ale… może po prostu powiedz mu o swoich obawach? Skoro faktycznie jest najlepszy, to to zrozumie i na pewno wyprowadzi cię z błędu — polecił z delikatnym uśmiechem, a potem zmienił temat, nie chcąc dłużej stresować nastolatka rozmową o ojcu. — A co chcesz studiować? 
— Weterynarię — odparł zaraz, widocznie się ożywiając.
— Ciężki kierunek i choć cię nie znam, coś mi podpowiada, że nie będziesz miał najmniejszych problemów. W Białym chyba nie ma tego kierunku, nie? — zaciekawił się.
— Niestety. Będę składał wszędzie, gdzie się da, ale liczę na Warszawę. Wpierw jednak muszę dobrze zdać maturę — przypomniał na koniec, na co Mariusz uśmiechnął się nieznacznie. Ten chłopak go rozkładał swoimi zdolnościami analitycznymi. To było urocze, że on starał się zawsze przemyśleć każdy aspekt.
— Będę trzymał w takim razie kciuki. Warszawa brzmi dobrze — uznał znacząco, dając Denisowi do zrozumienia, że jakby znalazł się w stolicy, to mogą kontynuować te niezobowiązujące spotkania, jeżeli będzie miał ochotę.
— Dzięki, ale sam nie wiem. Z jednej strony czuję, że muszę stąd uciec, a z drugiej… będę tęsknił za rodziną — zdradził markotnie.
— To z pewnością jest przytłaczające, ale przecież nie zostawisz ich na zawsze — zauważył Mariusz.
— Wiem. Po prostu czasami za bardzo się nakręcam. — Denis wzruszył ramionami.
— A czemu chcesz uciec? — przypomniał chłopakowi o pierwszej części wypowiedzi.
Nastolatek się skrzywił.
— Nieważne — westchnął, delikatnie kręcąc głową. — To głupie — dodał zaraz.
— Chyba nie aż tak bardzo, skoro aż chcesz stąd prysnąć — zauważył Mariusz i uśmiechnął się zachęcająco.
— Mogę cię o coś zapytać? — pozornie zmienił temat.
— Jasne.
— Wiem, że spotykamy się, bo ty lubisz młodszych, ja lubię starszych, ale to tylko seks. Jednak czy byłbyś w stanie się kiedyś związać na poważnie z kimś dużo młodszym od siebie? — zapytał niby hipotetycznie, na co Mariusz mruknął i odwrócił na chwilę wzrok, widocznie się nad tym zastanawiając.
— Chyba nie — przyznał wreszcie.
— Nie? — powtórzył nieco zawiedziony Denis.
— Tak jak ustaliliśmy, to tylko seks, a poza tym nie ma nic przyjemnego w zabawie z kimś, gdy masz wrażenie, że dzieli was przepaść, i wcale nie mam tu na myśli wieku — zaczął dosyć ogólnie. — Kiedy miałem tyle lat co ty teraz, wszystko wyglądało nieco inaczej. Faceci musieli się bardziej starać, bo też o wiele ciężej było znaleźć kogoś, kto gra do tej samej bramki. Dziś wystarczy ci pięć minut na Grindrze, żeby kogoś wyrwać i nawet będąc pierdolonym gejem musisz uważać, co mówisz, bo jedno fałszywe słowo i zamiast seksu otrzymasz wykład o tym jaki nietolerancyjny jesteś od gówniarza, który urodził się ze smartfonem w ręku — parsknął. — I okej, nic w tym złego, jeżeli chcesz walczyć o swoje prawa. Nasze społeczeństwo jest pojebane, ale nic nie zapowiada w najbliższym czasie konkretnej zmiany, więc miło by było, jakbyśmy sami sobie nie skakali do gardeł. Niemniej, wydaje mi się, że pomiędzy moją a twoją generacją jest za duża różnica i przynajmniej ja średnio wpasowuje się w te nowe standardy — wyjaśnił.
— Czyli sądzisz, że takie związki nie mają zbytnio sensu? — podsumował Armiński.
— Nie mówię, że nie mają, ale na pewno o wiele ciężej jest coś takiego zbudować. Z kobietami jest łatwiej, bo nawet jak są dużo młodsze, to są zazwyczaj dojrzalsze, a faceci w takim wypadku są często na zupełnie innych etapach życia. Ale hej, wyjątek potwierdza regułę, nie? — zakończył bardziej optymistycznie. — Więc… domyślam się, że jest jakiś mężczyzna, dużo starszy od ciebie, którym jesteś zainteresowany? — zgadł wreszcie.
— To… skomplikowane. Plus już jestem spalony — westchnął markotnie chłopak.
— Wie, co do niego czujesz? — dopytał Mariusz, czując coraz większe zainteresowanie.
— Taaa, dlatego jestem spalony — parsknął Armiński.
— Ale widzę, że wcale nie zamierzasz się z tym tak po prostu pogodzić — brnął Mariusz. 
— Nie mam za bardzo wyjścia, ale… — zawahał się i zagryzł wargę, jednak uznał, że może drugi mężczyzna podzieli się swoimi spostrzeżeniami, czy pokaże inną perspektywę. — Ten facet jest najlepszym przyjacielem mojego ojca — zaczął, a Mariusz momentalnie się skrzywił, a jego twarz wyrażała jasno, jakby chciał powiedzieć: „przejebana sprawa”. — I wkurwia mnie, że on widzi we mnie dziecko. Bo wiesz, nie chcę zabrzmieć jak rozpuszczony bachor, który nie rozumie słowa „nie”, ale wydaje mi się, że to on nie rozumie. On uważa, że to jakaś faza i mi przejdzie — wyrzucił z siebie, zapominając, że jeszcze parę godzin temu praktycznie przyznał Oliwierowi rację i stwierdził, że musi pogodzić się ze swoją porażką. Nie wiedział, skąd nagle wybuchła w nim determinacja.
— Dla pewności: on jest gejem? — upewnił się Mariusz.
— Jest zdeklarowany i miał tylu facetów, że nawet nie potrafię ich zliczyć — zapewnił Armiński, a drugi mężczyzna zaśmiał się głośno.
— Denis, gwarantuję ci, że nie ma takiej opcji, abyś chociaż raz nie pojawił się w jego fantazji seksualnej — odparł przekonany.
— Skąd niby możesz to wiedzieć? — zapytał zdziwiony nastolatek, czując, jak robi mu się gorąco.
— A widziałeś się w lustrze? — odpowiedział pytaniem na pytanie Mariusz, a kiedy chłopak zmarszczył brwi, kontynuował: — Zapytam inaczej, byłeś kiedyś w klubie gejowskim? — Denis pokręcił przecząco głową. — Więc tam pójdź, a wtedy zrozumiesz, co mam na myśli — dodał tajemniczo. — Najlepiej wyglądając tak obłędnie, jak kiedy wcześniej pojawiłeś się w moich drzwiach. 
— Dzięki? — odparł niepewnie Armiński na ten osobliwy komentarz.
— To urocze jak bardzo nieświadomy jesteś — zaśmiał się znowu Mariusz. — Musisz być bardziej pewny siebie albo zjedzą cię żywcem w Warszawie — dodał, a kiedy nastolatek znowu spojrzał na niego z niezrozumieniem, zaczął tłumaczyć bezpośrednio. — Jesteś młodziutki, inteligentny, masz prześliczną buźkę i ciało jak model z Instagrama — wymienił, na co Denis widocznie się zawstydził.
— Po prostu… dużo trenuję — odparł tylko, uciekając wzrokiem.
— Kiedy ktoś ci prawi komplementy, to mówisz „dziękuję”. I tyle — wyjaśnił Mariusz, kładąc wymownie dłoń na udzie Armińskiego.
Chłopak odchrząknął niepewnie, ale zebrał w sobie odwagę, by spojrzeć mężczyźnie w oczy.
— Dziękuję — powiedział, starając się brzmieć jak najpewniej.
— Nie ma za co — odpowiedział z zadowoleniem Mariusz. — Więc… nie mam pojęcia, o co może chodzić z twoim księciem i powodów można wymyślić setki, ale to, że jesteś nieatrakcyjny i że on nadal traktuje cię jak dziecko, to gówno prawda, nawet jeżeli on twierdzi inaczej, okej? Może stara się być w porządku w stosunku do twojego ojca, ale to tylko facet i jak widzi innego, młodego, ślicznego i chętnego faceta, który w dodatku wykazuje mu zainteresowanie… nie ma takiej siły we wszechświecie, która powstrzymałaby jego mózg przed wyobrażeniem sobie ciebie pod nim — zobrazował bezpardonowo, chcąc poprawić chłopakowi samopoczucie. Poza tym był święcie przekonany o swoim zdaniu. Może i tamten koleś faktycznie nie miał najmniejszego zamiaru tknąć Denisa, ale nie było opcji, by był kompletnie obojętny na to wszystko, co teraz przed oczami miał Mariusz. 
— Wow, myślałem, że mnie jakoś rozsądnie wyprowadzisz z błędnego przekonania — parsknął Denis i pokręcił głową. — A teraz znowu nie wiem, co robić — dodał i westchnął ciężko.
— Niestety nie pomogę podjąć ci decyzji. Jesteś mądry i zapewne domyślasz się, jakie mogą być konsekwencje tego, jeżeli jednak dalej chciałbyś brnąć w… cokolwiek z tym mężczyzną. Zapewne byłoby zajebiście niezręcznie i istnieje duże prawdopodobieństwo, że zniszczyłbyś przyjaźń między nim a twoim ojcem… i to nad tym powinieneś się głównie zastanowić, bo jestem niemal absolutnie przekonany, że jesteś w stanie sprawić, że ten facet oszaleje na twoim punkcie — powiedział wręcz z przesadną pewnością.
Denis przypatrywał mu się chwilę w zastanowieniu, starając się przeanalizować jego słowa. 
— Nie znasz go… — zaczął, wypierając taką opcję. Nie potrafił sobie wyobrazić, by był w stanie jakkolwiek wpłynąć na Oliwiera. — On jest piekielnie inteligentny i fakt, ostatnio nie byłem zbyt subtelny, ale okazało się, że on rozgryzł moje głupie podchody o wiele, wiele wcześniej niż mi się wydało i tylko robiłem z siebie pajaca. Czasami gdy na niego patrzę, to jestem niemal pewny, że on czyta mi w myślach — dodał zaaferowany.
Mariusz tylko uśmiechnął się nieznacznie.
— A może po prostu to mu się podobało i dlatego tak długo nic nie robił? — zasugerował spokojnie.
— Nieee… to… na pewno nie — wydukał brunet, czując jak oblewa go kolejna fala gorąca. Cholerny Mariusz! Czy on mu musiał tak namieszać w głowie?!
— Wiesz co? — zaczął mężczyzna, zabierając szklankę Denisowi i odstawiając ją na szafkę, razem ze swoją. — Skoro część teoretyczną mamy za sobą, to może teraz poćwiczysz na mnie, co chciałbyś zrobić jemu, hmm? — zasugerował z drapieżnym uśmiechem i zaczął wdrapywać się na nastolatka, który przez pierwsze trzy sekundy zdawał się być przytłoczony, ale zaraz się ocknął i również się uśmiechnął, po czym przyciągnął do siebie za kark Mariusza i wpił się w jego usta.
* * *
Alicja nadal nie była pewna, co tak właściwie się stało. W skupieniu z pewnością nie pomagał fakt, że piła z Francuzem whisky… ale po jakimś czasie wróciła do wina, bo w porę się opamiętała, wiedząc, że nie zdoła utrzymać jego tempa. Poza tym ta czterdziestoletnia whisky wcale nie była najlepszym trunkiem, jaki miała okazję spróbować. Wręcz przeciwnie, w jej guście już lepszy był Jack Daniels za parędziesiąt złotych, ale oczywiście nie odważyła się tego powiedzieć na głos, kiedy Francuz rozkoszował się drogim alkoholem, oceniając, że był słodkawy w posmaku, z wyczuwalnymi aromatami karmelu i toffi. Że co? Czy oni na pewno pili ten sam alkohol? Bo Ali się wydawało, że ktoś do spirytusu dorzucił ze trzy aspiryny i zalał colą dla koloru. Ale alkoholik był z niej żaden, więc może po prostu się nie znała.
W każdym razie było już późno w nocy, dziewczynki dawno wróciły i poszły spać, tak samo zresztą jak pewnie Wiktor, a posiadówka w salonie trwała w najlepsze. Ali wręcz wydawało się, że dopiero się rozkręcali, bo kiedy już obsmarowali od stóp do głów Weronikę, to niebezpiecznie zboczyli na politykę. Na szczęście Francuz przytomnie zawrócił ich z tej ścieżki do piekła. 
— O, Marcel mi napisał, że wszyscy od nas z klubu powygrywali swoje pojedynki — poinformował kobietę.
— Świetnie, odpisz mu, że ty właśnie rozpijasz jego żonę — poleciła.
— To twój mąż, sama mu się tłumacz — odpyskował zaraz, na co Ala parsknęła.
— Mam nadzieję, że jutro za szybko nie wróci, żeby się nie rozczarował, jak zobaczy mnie w takim stanie — westchnęła.
— Nie przesadzaj, ja nawet nie będę miał po tym kaca… ale skoro aż tak się boisz, że zawiedziesz pana perfekcyjnego, to możesz zwalić winę na mnie — odparł łaskawie.
— Jesteś jedynym znanym mi człowiekiem, który aż tak bardzo pragnie mieć złą reputację — zauważyła sprytnie. 
— Przynajmniej nie jestem hipokrytą i wcale nie ukrywam, że jestem złym człowiekiem — przyznał zwyczajnie, jakby to było coś oczywistego, a Ala zaśmiała się w głos, ale po paru sekundach dotarło do niej, że Francuz nie do końca żartował…
— Nie jesteś złym człowiekiem — powiedziała luźno i pociągnęła niewielki łyczek wina ze swojego kieliszka. Wiedziała, że to ten stan, kiedy musi się bardzo pilnować, żeby nie przekroczyć granicy. Póki co oboje byli porządnie wstawieni, ale nie kompletnie pijani, przez co mogli zupełnie swobodnie rozmawiać, ale nadal się kontrolować. Ala wolała, żeby tak zostało.
— To urocze, że starasz się widzieć w ludziach to co najlepsze — parsknął, nie mając zamiaru się spierać.
— Co to w ogóle znaczy być złym człowiekiem? — zapytała filozoficznie. — Czasami jesteś chamski, czasami lepiej do ciebie nie podchodzić bez kija, czasami jesteś cholernie wredny… ale to nie robi z ciebie złego człowieka — wyjaśniła.
— To może i nie… — mruknął.
— A niby co? Masz jakieś mroczne sekrety, o których nikt nie wie? — zapytała konspiracyjnym tonem, ale Oliwier odpowiedział jej zupełnie poważnie, zbijając ją trochę z tropu.
— Jak tylko słyszę „zły człowiek”, to od razu mam przed oczami mojego ojca. Przez lata stanowił dla mnie wzór tego, kim nigdy nie chciałbym się stać… ale wiesz co? Chyba nie oszukam genów — parsknął nieco bezsilnie.
— Co za bzdura — skarciła go zaraz. — To było ponad trzydzieści lat temu, nawet go już dobrze nie pamiętasz…
— Och, pamiętam go aż za dobrze — zaprzeczył szybko Oli.
Ala zamilkła na moment, przypatrując mu się uważnie.
— Wiesz… jakie ja mam kontakty ze swoją rodziną, prawda? — zaczęła ostrożnie, czując, że robi się poważniej, a kiedy policjant przytaknął nieznacznie, kontynuowała: — Jednym słowem niezbyt za sobą przepadamy. Przez wiele lat życzyli mi jak najgorzej, bo ich zdaniem byłam głupim dziewuszyskiem, które nie zdążyło skończyć szkoły, a wpadło z jakimś dziwnym typem, który nawet nie jest prawdziwym Polakiem — zrobiła znaczący cudzysłów palcami — i w dodatku od razu urodziło mu bliźniaki, bo jedno dziecko to żadne wyzwanie. Przyniosłam im przecież straszną hańbę na wsi. A jak po latach się okazało, że Marcel wcale mnie nie rzucił, a co więcej, że jest odpowiedzialny i prowadzi biznes wart miliony, to nagle z głupiego, naiwnego dziewuszyska stałam się głupią, nowobogacka paniusią, która zapomniała o rodzinie i udaje, że jej nie zna — zobrazowała. — Czy twoim zdaniem cokolwiek z tego jest prawdą? — dopytała, Oli uśmiechnął się nieśmiało.
— Przecież wiesz, że tylko tak pierdolą, bo zazdroszczą wam pieniędzy, nie? — odparł pytaniem na pytanie.
— Może, nieważne. Wcale za nimi nie tęsknię i wydaje mi się, że mi się całkiem dobrze udało oszukać swoje geny — zażartowała, zgrabnie zataczając koło. — Twój ojciec był potworem, to straszne co ci robił i jeszcze straszniejszym jest, że bezpiecznie mogłeś poczuć się dopiero w pieprzonym domu dziecka, ale fakt, że łączy was jakieś głupie DNA nie oznacza, że jesteś przeklęty i nie ma dla ciebie ratunku. Znam cię, Oli, jesteś jak rodzina i bardziej niż tobie ufam tylko Marcelowi, więc serio, przestań sobie wkręcać, że jesteś jakimś złoczyńcą — poprosiła szczerze, a Francuz próbował ukryć, że zrobiło mu się cholernie miło. Mimo wszystko nie do końca zgadzał się z tym, co mówiła Alicja. — No dobra, daj mi jakiś przykład, który stanowi, że jesteś złym człowiekiem — poprosiła zaraz, widząc jego sceptyczną minę.
Oli się zaśmiał.
— Rzuciłem Marcina — odparł zaraz, a Alicja aż otworzyła z zaskoczenia usta.
— Naprawdę? Wydawało mi się, że całkiem się dogadywaliście jak byliśmy na Mazurach i obstawialiśmy z Marcelem, że robi się między wami poważnie — wyznała, nawet nie próbując kryć swojego zdumienia.
— Cóż, nie zrobiło się poważnie. — Wzruszył tylko ramionami.
— No dobra, okej, rzuciłeś go, trudno… co w tym takiego złego? Ludzie się czasami rozstają — odpowiedziała przekonana, bo dla niej nadal nie był to żaden argument.
— Przez dwa lata go zwodziłem i robiłem mu nadzieję…
— Niczego mu nie obiecywałeś — wtrąciła szybko.
— Traktowałem go jak seks zabawkę…
— Taki był wasz układ. To nie twoja wina, że on się zaangażował — pospieszyła z wytłumaczeniem i na ten argument, a nim Oli  na to odpowiedział, sama dodała: — Czyli zostawiłeś go, bo wiedziałeś, że nic z tego nie będzie i nie chciałeś mu dłużej robić nadziei — wydedukowała. — Dla mnie to idealny przykład, jak powinni zachowywać się dorośli, odpowiedzialni ludzie — uznała.
— Tak też myślałem — przyznał z nieznacznym uśmiechem policjant. — Nawet wydawało mi się przez chwilę, że za nim tęsknię… — zawiesił wymownie głos.
— Ale? — ponagliła go Armińska.
— Ale dotarło do mnie, że wcale nie tęsknię za nim, tylko za tym, jak mnie traktował — odparł znacząco i przypatrzył się uważnie kobiecie, czekając, aż ta zrozumie, co sugerował.
Alicja marszczyła w skupieniu przez kilka sekund brwi, aż w końcu uśmiechnęła się szeroko.
— Aaa… — zaczęła. — Szkoda ci, że już nie będzie za tobą biegał i wpatrywał się w ciebie jak ciele w malowane wrota? — zgadła wreszcie. Francuz nie odpowiedział, a jedynie wziął łyk alkoholu. — Jednak mimo wszystko zrezygnowałeś ze swojej wygody i zrobiłeś to, co uważałeś za słuszne — usprawiedliwiła, posyłając blondynowi szczery uśmiech.
— Zdajesz sobie sprawę, że to był tylko przykład i mój mózg robi mi to non stop? Może i ostatecznie robię to, co wypada, ale to nie zmienia faktu, że gdzieś tam w głębi kierują mną zupełnie inne pobudki — wyjaśnił, nie będąc pewny, czy był wystarczająco pijany, aby pozwalać Ali, by robiła mu jakąś analizę psychologiczną. Z drugiej strony już sam zaczął temat, więc…
— Wszyscy to robimy — zapewniła go, przewracając oczami. — Każdy jest w jakimś stopniu egoistą. To logiczne, że podobało ci się, kiedy Marcin cię adorował. Komu by się nie podobało? Ale wracamy do punktu wyjścia, czyli że koniec końców wybrałeś jego dobro ponad swoim egoizmem. Dla przykładu; ja życzę swoim dzieciom jak najlepiej, chcę żeby spełniały swoje marzenia i były samodzielne… ale wcale bym się nie obraziła, jakby postanowiły zostać tu z nami do usranej śmierci i już zawsze były słodkie i niewinne — zobrazowała.
— Ale się ckliwie zrobiło — parsknął, dochodząc do wniosku, że chyba nie był jeszcze aż tak pijany, by kontynuować ten temat. 
— Sam zacząłeś — zauważyła. 
— Tak… bo zły ze mnie człowiek — odbił zaraz, już pomijając merytorykę, a po prostu chcąc postawić na swoim.
Alicja pokręciła tylko głową.
— Nie jesteś zły — upierała się, a kiedy tylko zobaczyła, że Francuz już szykuje się by zaprzeczyć, dodała: — Jesteś dobry… na swój sposób — wypracowała kompromis.
Oli przypatrywał się jej zaintrygowany, ostatecznie przyznając, że to w zasadzie brzmiało poprawnie. Co prawda nadal miał swoją własną opinię na ten temat, o którą nie zamierzał już się wykłócać, bo dotarło do niego, że przecież Ala już taka była, że starała się przede wszystkim widzieć dobro w ludziach. Miał świadomość, że nie był totalnym antagonistą, w końcu nigdy nie skrzywdził nikogo intencjonalnie i ogólnie ignorował ludzi, którzy w żaden sposób nie byli z nim związani… to wiedział, że Ala nie miała prawa wiedzieć o wszystkim. W końcu on musiał codziennie ze sobą wytrzymywać i nie był pewien, czy jego wewnętrzny egoista był tym samym, o czym wspominała kobieta. Może i faktycznie to było całkiem normalne, że czasami chciał skupić się wyłącznie na własnej wygodzie, pomijając, że ktoś mógłby na tym ucierpieć, bo ostatecznie — tak jak mówiła Ala — liczyło się to, co zrobił, a nie to, co myślał. Ale czy na pewno? Czy to było fair mieć takie myśli i udawać, że chce się być równym gościem? Dlaczego w ogóle tu dzisiaj przyszedł? Przecież doskonale wiedział, że istnieje ryzyko spotkania z Denisem, któremu należało się trochę przestrzeni po ich rozmowie, zamiast go dodatkowo stresować, a on po prostu natychmiast potrzebował towarzystwa, więc bez zastanowienia postanowił wykorzystać Alicję.
Kurwa, o czym on w ogóle myślał? Kiedy stał się taki ckliwy? Po co się tym w ogóle przejmował? 
Że też ten stary skurwiel, choć gnił od przeszło trzydziestu lat w piachu, nadal miał wpływ na jego życie i sprawiał, że Francuz w ciągu ułamka sekundy potrafił zwątpić w to, kim zdawało mu się, że jest. A może wcale nie przesadzał? Może był po prostu tak samo zepsuty jak jego ojciec i tylko przykrywał swoje paskudne wnętrze, udając, że wcale nie jest zły do szpiku kości, tylko… trudny? 
Skończ się nad sobą użalać, to do ciebie nie pasuje — skarcił się przytomnie.
— Denis dzisiaj skłamał mi prosto w twarz — wyznała Armińska à propos niczego, gdy Oli zbyt długo się nie odzywał, a przez jej twarz przebiegł cień niepewności. — I niby okej, ja wiem, że dzieciaki na pewno mają przed nami jakieś swoje tajemnice i czasami nie mówią wszystkiego albo nieco naginają fakty, ale to było takie… — zawiesiła, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów i jednocześnie zapatrzyła się gdzieś w przestrzeń. — On widział, że ja wiem, a mimo wszystko w to brnął. A przecież mógł powiedzieć mi prawdę — wyjaśniła nieco inaczej niż pierwotnie zamierzała, a potem spojrzała na Oliwiera nieco zmartwiona. — Marcel wspominał, że rozmawiałeś z Denisem i że wszystko jest w porządku. Jesteś pewny? — zapytała.
Francuz z jakiegoś powodu poczuł jak jego serce na ułamek sekundy zgubiło rytm, ale nic po sobie nie pokazał. Właśnie tego mu teraz brakowało; więcej dramatu pod tytułem Denis.
— A co powiedział? — zaczął bezpiecznie, nie odpowiadając na pytanie.
— Powiedział, że będzie nocował u Alberta, swojego kolegi ze szkoły… a potem spotkałam go tuż przed wyjściem i… no nie wyglądał, jakby  wybierał się do kolegi — wytłumaczyła.
— A jak wyglądał? — Oli aż uniósł w zaciekawieniu brew.
— Wystroił się i wypryskał od stóp do głów perfumami. On się tak na co dzień nie ubiera — odparła podejrzliwie, a Francuz się zaśmiał. Jednocześnie przez myśl mu przebiegło, że młody posłuchał jego rady, by się wyżył seksualnie.
— Więc to to… — mruknął niezrozumiale. — A ja myślałem, że pod nieobecność Marcela zaprosiłaś sobie jakiegoś kochanka, który uciekł przez balkon, jak tylko się pojawiłem — dodał złośliwie, nawiązując do zapachu, jaki faktycznie poczuł przy wejściu do domu Armińskich.
— Ach, więc po to tu jesteś. Sprawdzasz żonę najlepszego przyjaciela — odpowiedziała z udawanym żalem. — A ja myślałam, że po prostu chciałeś spędzić ze mną czas, bo mnie lubisz… — dodała z zawodem.
— Ja i bezinteresowność? Zwariowałaś? — popatrzył na nią jak na wariatkę, na co przewróciła oczami, ale zaraz spoważniała i na nieszczęście dla Francuza wróciła do poprzedniego tematu.
— Myślę, że z kimś się umówił na randkę… tylko nie rozumiem, czemu o tym po prostu nie powiedział. — Skrzywiła się.
— Bo to żenujące? — zapytał retorycznie Oli. — Umówił się z kimś na seks, więc nie dziw się, że nie chciał o tym gadać z matką — odparł luźno, jakby to było coś oczywistego, ale z niezrozumiałych powodów czuł się dziwnie spięty. To znaczy… w zasadzie to się domyślał, czemu czuł się niekomfortowo. Musiał łgać Ali w żywe oczy i ukrywać, że w zasadzie to przez niego młody podejmował się właśnie być może ryzykownych zachowań seksualnych. Szlag by to.
Kobieta aż zakryła z zawstydzeniem dłonią twarz.
— Nie chcę sobie tego wyobrażać — jęknęła nieco żałośnie, czując jak ogarnia ją zażenowanie. Czuła się cholernie rozdarta, bo z jednej strony doskonale sobie zdawała sprawę, że Denis nie jest już dzieckiem i ma prawo eksplorować swoją seksualność, ale z drugiej w jej oczach nadal był jej ukochanym synkiem i aż coś ją ściskało, jak tylko docierało do niej, że jej dziecko robi takie dorosłe rzeczy.
— Oj uwierz, ja też wolałbym sobie tego nie wyobrażać — mruknął bardziej do siebie, choć Ala też to usłyszała. Jednak nie znała całej historii, ani nie była świadoma myśli Francuza, przez co ten komentarz nawet nie zwrócił jej uwagi. Wręcz przeciwnie, jak się okazało.
— Naprawdę myślisz, że on poszedł… no wiesz — wtrąciła niezręcznie — a nie na zwykłą randkę? — zapytała z nadzieją, że blondyn jakoś wyprowadzi ją z tego przekonania.
— Powiedział, że nie wróci na noc? — bardziej przypomniał jej, niż zapytał, przez co Ala tylko westchnęła cierpiętniczo, rozumiejąc aluzję. Fakt, jej syn zniknął na całą noc… nie było innego wytłumaczenia.
— Jakiś obcy, nieznany mi chłopak umówił się na seks randkę z moim synem — powiedziała na głos, sama do końca nie wiedząc, w jakim celu. Chyba po prostu próbowała oswoić się z tą myślą.
— W sumie też bym się umówił — stwierdził Francuz szybciej niż pomyślał. Sam to przecież doradził młodemu, więc nie najgorszym pomysłem wydawało się znalezienie jakiegoś chętnego naiwniaka na jedną noc, żeby spuścić trochę ciśnienia. Może namówiłby Marcina na seks pod pretekstem, że to tak na pożegnanie?
Nie, kurwa, daj mu święty spokój — zbeształ się zaraz.
— Na seks randkę z moim synem? — Ala spojrzała na niego dziwnie, a po chwili potrząsnęła głową. Może jednak przesadziła z tym alkoholem.
— Tak, właśnie to miałem na myśli — odpowiedział z pokerową miną, dopiero uświadamiając sobie swój błąd. Znowu poczuł, jak zrobiło mu się gorąco, a jego umysł zaczął podsuwać mu szalone myśli.
Uspokój się, kurwa! Nie wolno ci o tym myśleć! Seks i Denis — te dwa słowa nie mają prawa wystąpić w jednym zdaniu, ani nawet w jednej myśli — skarcił się po raz kolejny, bo poczuł, że wpada w pułapkę własnego umysłu. Chyba po prostu zaczynał być sfrustrowany. I pijany. To było fatalne połączenie.
— Okej, to może ostatni drink na lepszy sen? — zaoferowała Ala, najwyraźniej też próbując w jakiś sposób oszukać swój mózg.
Francuz pokiwał na to z entuzjazmem głową.
Co prawda wiedział, że musi tu przenocować, jednak powinien zdążyć się stąd ewakuować, nim jutro Denis wróci do domu.
…ale nie był pewny, czy jeżeli oszczędzi im spotkania twarzą w twarz, to zrobi tym przysługę jemu, czy raczej sobie.
________________________

Staram się ze wszystkich sił trzymać tempo, jak widać. :D
Póki co mi się udaje, ale ostrzegam, że to nic pewnego, tak że nie radzę się przyzwyczajać (no ale oby ta systematyczność utrzymała się jak najdłużej).

Jak widać po tym rozdziale, nagle każdy ma jakieś problemy. Denisem targają głęboko jeszcze dodatkowe wątpliwości i boi się zawieść Marcela, ale Mariusz podsycił w nim nadzieję, Oli ma... jakiś kryzys tożsamości, a do Ali realnie dotarło, że przynajmniej jedno z jej dzieci najprawdopodobniej już uprawia seks.
Co może pójść nie tak? :D 
Jak widać Oliwier się jeszcze mocno opiera i wygodnie mu w jego skorupie, ale chyba powoli pęka, a ja postaram się go bardziej przycisnąć, by odkrył przed Wami swoje sekrety. :)

To chyba tyle na dziś... oby do następnej soboty!

6 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie tym ,że Denis jednak przespał się z Mariuszem . A największym zaskoczeniem był fakt, że francuz przyszedł w odwiedziny do Ali i to z konkretnym celem. Hmm jestem ciekawa czy Ala będzie puzniej analizować słowa Oliwiera odnośnie spania z jej synem. A oli ... Teraz to dopiero będzie miał bałagan w głowie. Czekam na następny rozdział i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo dobrze, że zaskoczyłam. :D
      No tak, Oli się trochę miota ostatnio; chciał stanowczo pozałatwiać wszystkie sprawy, a nagle został z milionem rozterek.
      To zależy, jak bardzo była pijana w tym momencie, by zapamiętać, co dokładnie mówił Oliwier. :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Haha jak można powiedzieć coś takiego matce? Toż to skandal :D XD
    Weny, czasu i chęci
    Pozdrawiam, Kyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest chyba dylemat Alicji; że trochę by chciała wiedzieć, ale trochę jednak nie. xD
      Dzięki i pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Hejeczka,
    ala co za myśli... że to morderca, a ja od razu domyśliłam się, że to Oliver psy były pewnie bardzo radosne widzieć go... ha chciała spokojny wieczór, a tutaj myśli że Denis na seks poszedł wciąż wychodzą na wierzch... oj,  oj Oliver jednak coś ci dmDenis głowę zaprząta...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, ala co za myśli że to morderca, a ja domyśliłam się że to Oli psy były pewnie bardzo radosne widzieć go... ha chciała spokojny wieczór a tutaj myśli że Denis na seks poszedł wciąż wychodzą na wierzch... oj Oli jednak coś ci dlDenis głowę zaprząta...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń