25 stycznia 2020

Francuski piesek: Rozdział 15

Tragikomedia

13 maja 2018
To był ciężki poranek w domu rodzinnym Armińskich. Nikt nie był w stanie podnieść się z łóżka przed dziewiątą, a kiedy już się to co poniektórym udało, to okazywało się, że to była najłatwiejsza część tego dnia, a poza tym trzeba jeszcze jakoś przeżyć
Kiedy Oli tylko uchylił oczy, na początku nawet nie wiedział, gdzie się znajduje. Czuł dziwne pulsowanie w skroniach i pustynię w ustach, a do tego zdziwił się, że nie zadzwonił budzik, więc gwałtownie podniósł się na łóżku i rozejrzał panicznie za telefonem. W końcu uświadomił sobie, że znajdował się w pokoju gościnnym u Armińskich, miał kaca, a jego smartfon najpewniej został w
salonie. 
Tytan! — przypomniał sobie nagle i jeszcze szybciej wyskoczył z łóżka, rzucając się od razu na spodnie, które leżały na krześle nieopodal. Ubrał się chyba w mniej niż pół minuty, wygładził pobieżnie posłanie i wystartował na parter niczym bolid. Musiał się dowiedzieć, która była godzina i czy istniała szansa, że zdąży wrócić do domu, nim pies obsika mu korytarz. Cholera, a mógł go zabrać ze sobą! Ale przecież od razu zakładał, że urwie się jak najwcześniej rano, żeby…
Denis! — przecięło jego myśli w następnej kolejności, dlatego raptownie przystanął na półpiętrze, próbując nasłuchać czegokolwiek. Słyszał, że ktoś już krząta się po kuchni, ale to raczej nie mógł być on? Chyba. Zresztą nawet jeżeli było już za późno, to właśnie sam zachowywał się jak idiota, próbując unikać dzieciaka. Jak wpadną na siebie, to trudno. Świat się nie skończy. Przecież nie może nagle zacząć unikać odwiedzać Marcela przez to, że młody miał jakieś problemy emocjonalne. 
Mimo wszystko ostatnie stopnie pokonał ostrożnie, starając się generować jak najmniej hałasu. Nim zahaczył o kuchnię, skierował się do salonu, gdzie szybko dostrzegł swój telefon leżący na szklanym stoliku. Jeszcze nim zdążył go wziąć, dostrzegł na dużym zegarze ściennym, że było piętnaście po dziewiątej. Szlag, Tytan na pewno zostawił mu do tej pory co najmniej jedną niespodziankę gdzieś pod drzwiami — i oby tylko tam.
Zrezygnowany poszedł do kuchni, żeby obwieścić któremukolwiek z domowników, że musi się zmywać.
— O — mruknął tylko głupio, widząc Wiktora. Chyba jego spodziewał się najmniej.
— O? — powtórzył wyraźnie urażonym tonem nastolatek. 
— Nieważne — odparł Oli, kręcąc przy tym głową. — Jak Ala wstanie, to powiedz, że się zmyłem, bo zostawiłem Tytana samego — poprosił, nie chcąc wdawać się w interakcje z młodym. Było na to za wcześnie.
Mimo wszystko Wiktor wlepił w niego czujnie wzrok i zmrużył oczy. Przypatrywał się intensywnie Francuzowi tak długo, aż ten poczuł się zmieszany.
— Co? — zapytał w końcu.
— Co? — powtórzył niemal natychmiast młody Armiński, co tylko spowodowało sugestywne uniesienie brwi policjanta. 
— Okej… wychodzę — postanowił Francuz, wskazując znacząco na wyjście z kuchni, po czym, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Wiktorem, zaczął się wycofywać.
— Mój tata wie, że przyjeżdżasz po nocach do mamy? — zapytał wreszcie nastolatek, kiedy policjant był praktycznie jedną nogą w przedpokoju. Na jego słowa zatrzymał się gwałtownie. Patrzył przez kilka sekund z kamienną miną na chłopaka, po czym wybuchnął niespodziewanie śmiechem.
— Wychodzę — powtórzył, gdy się uspokoił, a potem już zdecydowanie pewniejszym krokiem opuścił kuchnię. Wiktor autentycznie go rozbawił i zaskoczył jednocześnie, tak, że aż nie miał pomysłu, co mu na to odpowiedzieć. Cóż, jako śledczy doskonale wiedział, że słynne „tylko winni się tłumaczą” nie miało w rzeczywistości żadnego pokrycia, jednak uznał, że ta sytuacja nie wymagała komentarza. Zresztą Wiktor pewnie za parę minut sam zrozumie, jak głupie było jego pytanie. 
Z gigantycznym zacieszem na ustach otworzył zamaszyście drzwi wejściowe, a tam o mało nie wpadł z impetem na Denisa, który stanął przed nim jak wryty z szeroko otwartymi oczami.
Oli natychmiast się opanował i wpatrzył na moment w drugiego z bliźniaków, nie wiedząc, co powinien powiedzieć. W zasadzie to nawet się nad tym nie zastanawiał, więc być może dlatego pierwszym, co opuściło jego usta, było:
— Widzę, że ktoś tu właśnie zaliczył spacer wstydu.
Na twarzy Denisa wymalowało się jeszcze większe zdezorientowanie i tylko rozejrzał się nerwowo na boki, jakby sprawdzając, gdzie się znajduje i czy na pewno właśnie tu miał się znaleźć. Kiedy z powrotem zerknął na twarz Francuza, ten przypatrywał mu się z zaciekawieniem, jakby chciał powiedzieć: „Wiem, co robiłeś poprzedniej nocy”.
Przytłoczenie trwało może o kilka sekund za długo, jednak chłopak zaraz się ocknął i wszedł w swój defensywny tryb.
— Powiedział facet, który wymyka się nad ranem z mojego domu — zaznaczył wymownie i spojrzał prowokacyjnie na policjanta. 
Oli aż zamrugał ze zdziwienia, kompletnie nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Cholera, jak to się stało, że Denis wprawiał go z taką łatwością w zakłopotanie, kiedy to teoretycznie on powinien się kulić i uciekać przed konfrontacją? Przecież to on był beznadziejnie zakochanym nastolatkiem!
— Cóż, Wiktor ma na to swoją teorię, więc możesz go podpytać. Na razie — rzucił mimo wszystko bez zażenowania i wychodząc klepnął w ramię na pożegnanie Denisa. 
Armiński obejrzał się nieco skonfundowany za policjantem i odprowadził go wzrokiem za ścianę domu, za którą zniknął, najpewniej kierując się do swojego samochodu.
* * *
Stres i w pewnym stopniu wstyd zaczęły do niego docierać dopiero, kiedy był w drodze powrotnej do domu. Wcześniej nie miał kompletnie głowy do takich truizmów, bo przy Mariuszu zapomniał o całym bożym świecie. Było mu za dobrze, by był w stanie się czymkolwiek przejmować. Nie miał jedynie pewności, czy to chodziło o wyjątkowe zdolności starszego mężczyzny, czy może po prostu od tak dawna nie przytrafiło mu się nic równie relaksującego, że teraz wydawało mu się to czymś wręcz nie z tego świata. Możliwe, że to była kombinacja tych dwóch czynników. 
Mimo wszystko kiedy wracał do Grabówki, zaczęła do niego docierać rzeczywistość. Przypomniał sobie, dlaczego w ogóle spotkał się z Mariuszem oraz to, że matka zapewne domyśliła się, czemu zniknął na całą noc. I jak on miał niby teraz jej spojrzeć w oczy i udawać, że wcale nie wie, o co jej chodzi? Chyba spali się ze wstydu!
Jakby tego było mało, kiedy tylko wjechał na posesję aż coś w nim zadrżało. Co do cholery robił u nich na podwórku w sobotę o dziewiątej rano samochód Francuza? Po co on tu przyjechał? Przecież musiał wiedzieć, że Marcela nie ma…
Walczył ze sobą mentalnie chyba z kwadrans, nim odważył się wysiąść z auta i ruszyć do domu. Z jednej strony zaczął się cholernie stresować, a z drugiej zaczął sobie powtarzać, że przecież to jego dom i nie będzie uciekał przed Oliwierem. Skoro policjant tu był, to oznaczało, że dla niego temat był zamknięty i najpewniej w ogóle już zdążył zapomnieć o Denisie, więc i jemu nie pozostawało nic innego, jak udawać, że wszystko jest w porządku. 
Oczywiście z jego szczęściem, jak tylko otworzył drzwi, od razu nadział się na Francuza… co było dosyć niefortunnym określeniem, ale cóż, tak właśnie było. Tylko cudem kompletnie się przed nim nie zbłaźnił, choć bardzo szybko uświadomił sobie, że i Oli od razu się domyślił, ale jakoś nie skomentował tego szczególnie. Po prostu ewakuował się szybko, a Denis z rezygnacją wreszcie wszedł do domu. To spotkanie było tak nagłe i szybkie, że chyba nawet nie zdążył się przez to zestresować, więc chociaż taki plus.
— Co tu tak cicho? — zdziwił się, kiedy wszedł do kuchni i zastał tam jedynie brata, który jadł kanapkę, w międzyczasie przeglądając coś w smartfonie. — Gdzie mama? — zapytał profilaktycznie. 
— Śpi — mruknął tylko i wzruszył ramionami.
— Jak to śpi? O tej porze? Przecież ona zawsze jest w tym domu pierwsza na nogach — zapytał zaskoczony. — A Oli? Co on tu robił tak wcześnie? — dodał zaraz.
— Pili z mamą prawie do rana i został na noc — wyjaśnił, nadal nie odrywając wzroku od telefonu, ale Denis dostrzegł, że jego brat był zły i dosyć nieudolnie próbował to maskować.
— Oli i mama? — zdziwił się znowu. — To coś nowego — mruknął, na co Wiktor parsknął. — Hej, co jest? — zapytał zaraz i przysiadł na krześle obok brata. Ten jednak zrobił coś, co kompletnie zaskoczyło Denisa.
— Nie udawaj, że cię to interesuje — odburknął, po czym wstał, zabrał talerz z nadgryzioną kanapką i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając swojego brata w niemałym osłupieniu.
Okej, co tym razem zrobiłem źle? — zadał sobie nieme pytanie, a potem oparł łokcie o blat stołu i skrył twarz w dłoniach. Wyglądało na to, że te dwanaście godzin szczęścia i beztroski były wystarczające i nic nie stało na przeszkodzie, żeby natychmiast powrócił do rzeczywistości, gdzie nawet jeżeli nic nie robił, to okazywało się, że robił źle.
* * *
Marcel uwielbiał swoją pracę i nie przypominał sobie w ogóle takiej sytuacji, w której choć przez sekundę pomyślał, że już go to nie cieszy i ma dość. Sam przez lata uczestniczył we wszelkiej maści zawodach, wygrywał niejednokrotnie mistrzostwa świata w jiu jitsu, a teraz całą swoją pasję przekładał na podopiecznych, którym wiernie towarzyszył i pomagał w rozwijaniu kariery i pogoni za marzeniami.
Czasami co prawda było ciężko, bo bywały takie okresy — zazwyczaj wiosną i jesienią — kiedy był zmuszony często wyjeżdżać, niejednokrotnie na drugi koniec świata, jednak był niepoprawnym optymistą, dlatego nawet w takich sytuacjach starał się doszukiwać plusów. Dlatego pomimo rozłąki z rodziną trzymał się myśli, że ma dom, do którego zawsze wraca z przyjemnością, gdzie wszyscy witają go z entuzjazmem i sprawiają wrażenie, że faktycznie za nim tęsknili przez ten czas.
Tym razem było podobnie. Już na samą myśl, że wraca, nie potrafił przestać się uśmiechać i jego ekscytacja rosła z każdą sekundą jak tylko zbliżał się do Grabówki. Gdy wreszcie dotarł do domu, chwycił z entuzjazmem za klamkę i jeszcze będąc jedną nogą na zewnątrz, zawołał donośnie:
— Jestem!
Odpowiedziała mu… no może niekoniecznie cisza, bo całe stado dobermanów ruszyło na niego z impetem, przez co musiał kilka minut z nimi walczyć, a raczej po prostu pozwolić im, aby skakały obok niego uradowane, popiskując ze szczęścia i starając się polizać go po twarzy. Kiedy zdołał w pewnym stopniu poskromić ten nagły przypływ psiej miłości, dotarło do niego… że nic więcej się nie wydarzyło. Nikt nie wyszedł go przywitać, a nawet nie słyszał, żeby ktokolwiek się zbliżał.
Co jest?
— Czy wszyscy o mnie zapomnieli? — rzucił nieco prześmiewczo, ale poczuł nutkę niepewności. To była bardzo nietypowa sytuacja w tym domu. Może niekoniecznie oczekiwał, że Ala rozłoży przed nim czerwony dywan, a dzieciaki będą stały na baczność z darami… ale zrobiło mu się smutno, że jego powrót pozostał taki niezauważony. Co prawda udało mu się wrócić nieco wcześniej niż zapowiedział, ale to nie tłumaczyło faktu, że wszyscy gdzieś nagle wyparowali.
W tym momencie zaczęła ogarniać go panika, bo jeżeli nikt nie dawał znaku życia, to chyba coś musiało się stać?
— Ala? Dzieciaki? — zawołał, wchodząc głębiej. Zajrzał do salonu, a kiedy nikogo tam nie zastał, skierował się do kuchni, a gdy już praktycznie do niej wchodził, usłyszał kroki na schodach, przez co odwrócił się gwałtownie, by zaraz zobaczyć Olę.
— O, cześć, tato! — zawołała wesoło. — Miałeś być chyba później? — zapytała lekko zaskoczona.
— Tak, udało nam się wcześniej wrócić — wyjaśnił. — Gdzie reszta? Co tu tak cicho? — zapytał, po tym jak przytulił nastolatkę na przywitanie.
— Dobrze, że już jesteś. Ta rodzina bez ciebie nie przetrwa nawet dwóch dni — stwierdziła dramatycznie, po czym weszła do kuchni, gdzie poszła prosto do lodówki, skąd wyciągnęła sok.
— Czasami wyjeżdżam nawet na kilka tygodni… — zauważył Marcel, ale zaraz się zreflektował. — Co się stało? — zapytał i uniósł pytająco brew.
Ola odetchnęła, nalewając soku do szklanki, a potem upiła łyk, zastanawiając się, od czego zacząć, przy okazji wystawiając cierpliwość Marcela na ogromną próbę.
— Hmm — mruknęła wstępnie. — Więc tak; Wiktor nie wychodzi od piątku z pokoju i twierdzi, że nienawidzi nas wszystkich. Denis się puszcza, a Ada chyba jest w ciąży. W sumie nie wiadomo jeszcze. Mama właśnie pojechała z nią do apteki po jakieś testy ciążowe czy coś — streściła zupełnie normalnym tonem. 
— Co? — wydukał tylko Marcel, mrugając nienaturalnie szybko. Ola go wkręcała? Na pewno. To… to wszystko nie miało przecież sensu.
— No. Mówię ci, tato. Gorzej niż w cyrku. Masakra — parsknęła i wzruszyła ramionami.
— Co?! — wysyczał. — Jaka, kurwa, ciąża? — powtórzył zszokowany, zapominając, że praktycznie nigdy nie przeklinał w domu, zwłaszcza przy dzieciach. Chyba że był zdenerwowany lub skonfundowany do tego stopnia, aż nie wiedział, co ma myśleć. Dokładnie jak w tej chwili.
— Pamiętasz tego typka, któremu Ada miała dawać korki z biologii? — zapytała retorycznie. — No, to okazuje się, że na teorii nie poprzestali… jeżeli wiesz, co mam na myśli — zakończyła zabawnie, ale nim Marcel zdążył odpowiedzieć, psy zerwały się do drzwi i po chwili dało się usłyszeć, że ktoś wchodzi. — Po prostu sam zapytaj — poradziła jeszcze konspiracyjnym szeptem ojcu, a potem razem wyszli do przedpokoju sprawdzić, co się dzieje.
— O, kochanie, już wróciłeś? — rzuciła zaskoczona Ala. — Eee… wyskoczyłyśmy na… lody — wymyśliła pokrętnie, widząc bardzo dziwne spojrzenie męża.
— Już mu powiedziałam, możecie przestać się czaić — oświeciła ich Olka, a potem założyła przedramiona na piersi i z zadowoleniem obserwowała, co się stanie.
— To prawda? — zapytał Marcel.
— Wszystko ci wytłumaczę… — zaczęła w tym sam czasie Alicja.
— Dlaczego mu powiedziałaś?! — wrzasnęła jednocześnie Ada, ciskając błyskawicami z oczu w stronę siostry.
— Okej, wow… co tu się do cholery stało? Denis?! Wiktor?! — krzyknął Armiński. — Zawołaj ich tu natychmiast — rozkazał najmłodszej córce, a ta tylko grzecznie przytaknęła i pobiegła na piętro.
— Marcel, to nie jest najlepszy moment… — zaczęła ostrożnie Ala, ale mężczyzna niespodziewanie jej przerwał.
— Żaden nie jest. Idź robić ten test — dodał niespodziewanie na koniec, zwracając się do Ady. Brzmiał bardzo pewnie, a jego córka od razu zorientowała się, że to konkretne polecenie nie podlega dyskusji. Marcel rzadko kiedy bywał tak bardzo stanowczy, zazwyczaj był po prostu najlepszym przyjacielem wszystkich, dlatego kiedy tylko się nie uśmiechał i mówił chłodnym tonem, cała reszta też milkła, wiedząc, że dzieje się coś niedobrego, skoro nawet on stracił cierpliwość.
Gdy nastolatka ze spuszczoną głową skierowała się do łazienki, ściskając mocno niewielką siatkę z kilkoma różnymi testami ciążowymi, Ala odetchnęła ciężko, przeczesując jednocześnie włosy palcami i spojrzała zrezygnowana na męża.
— Pamiętasz, jak rok temu po osiemnastce bliźniaków cieszyliśmy się, że chyba zrobiliśmy kawał dobrej roboty i wychowaliśmy fajne, rozgarnięte dzieciaki, które staną się jeszcze fajniejszymi, odpowiedzialnymi dorosłymi? — zapytała półszeptem, a kiedy tylko Marcel posłał jej ponaglające spojrzenie, odpowiedziała: — Chyba ucieszyliśmy się za wcześnie.
Mężczyzna nie zdążył zareagować, bo usłyszał kroki na schodach, więc automatycznie zerknął w tamtym kierunku i zaraz dostrzegł trójkę swoich dzieci.
— Co to za szopka? — mruknął niezadowolony Wiktor.
— Cześć, tato… — mruknął zaraz nieśmiało Denis, stając za rodzeństwem, kiedy tylko wszyscy zeszli na dół.
— Do salonu — polecił tylko stanowczo Marcel, a kiedy zobaczył, jak Wiktor już chce zaprotestować, szybko dodał: — Bez dyskusji.
I w taki oto sposób ledwie parę minut później bliźniaki i Ola usiedli posłusznie na kanapie, czekając… w sumie to nie wiedzieli na co — póki co aż Ada z mamą do nich dołączą. Marcel oparł się jedynie o komodę z założonymi rękami i przyglądał się przenikliwie swoim dzieciom, choć te udawały, że wcale tego nie zauważyły. 
Nienawidził takich sytuacji. Był bardzo niecierpliwym człowiekiem i kiedy działo się coś niepożądanego — zwłaszcza w jego rodzinie — czuł potrzebę, aby natychmiast coś z tym zrobić. Od jakiegoś czasu nie mógł wyzbyć się wrażenia, że nie wszystko funkcjonuje tak jak powinno. Próbował to usprawiedliwiać wszelkiego rodzaju stresem; w końcu Denis i Wiktor właśnie zdawali matury, więc mieli prawo być w ostatnim czasie nieco nerwowi czy nawet nieswoi. Choć Denis był nieswój już od bardzo dawna i zaskakująco gdzieś od tygodnia był spokojniejszy. Może faktycznie rozmowa z Oliwierem mu pomogła… ale nie na długo jak widać, bo okazywało się, że teraz już nie tylko on, ale i Wiktor miał jakiś problem, a na dokładkę jeszcze Ada, o której aż bał się myśleć.
Co się działo? Jakim cudem to wszystko przeoczył?
Tę wyjątkowo niezręczną ciszę przerwał powrót Alicji i Ady do salonu.
— I? — zapytał zaraz ponaglająco, czując, jak coś go boleśnie uciska w okolicach żołądka. Boże, jego córka miała zaledwie siedemnaście lat! Nie mogła być…
— Nie jest w ciąży — zakomunikowała wreszcie Ala, a Marcel głośno wypuścił powietrze. — Jutro umówię ją na wizytę do ginekologa, by mieć pewność — postanowiła jeszcze.
— Czy mogę iść do siebie? — zapytała słabo nastolatka, czerwona na twarzy. W życiu nie spodziewała się, że będzie musiała się z tego tłumaczyć dosłownie przed wszystkimi domownikami. W końcu nie była w ciąży, jak się na szczęście okazało, i gdyby nie głupia Olka, to nikt by się o tym nie dowiedział. Miała ochotę rozszarpać młodszą siostrę.
— Tak… — zaczęła Ala.
— Absolutnie nie — powiedział w tym samym czasie Marcel, spotykając zaskoczone spojrzenie żony. — Siadaj — rozkazał jeszcze nastolatce i skinął wymownie na jeden z foteli. Ada spojrzała jeszcze z nadzieją na Alę, ale ta tylko wzruszyła ramionami i sama usiadła na drugim fotelu. Nie miała pojęcia, co kombinował Marcel, ale… ufała mu. W ciągu jednego głupiego weekendu atmosfera w domu obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i nikt do końca nie wiedział dlaczego. Może taka terapia szokowa była im potrzebna.
— Tato… — zaczął Denis, ale Marcel mu przerwał.
— Nikt nie wyjdzie z tego pokoju, dopóki nie dowiem się absolutnie wszystkiego, więc na waszym miejscu zacząłbym się tłumaczyć — polecił stanowczo, ale po jego słowach zapanowało jedynie wymowne milczenie. Nawet psy pozajmowały w ciszy swoje strategiczne miejsca i jedynie obserwowały uważnie, co się działo. — Ty — wskazał palcem na Olę.
— Jestem dosłownie jedyną osobą w tym domu, która nic nie zrobiła! Dlaczego… — zaczęła zaraz oburzona, jednak Marcel szybko wszedł jej w zdanie.
— I zdaje się, że jako jedyna masz jakiś obiektywny pogląd na sytuację — wyjaśnił, a Ola zamilkła i po chwili uśmiechnęła się nieśmiało. Och, tata wcale nie był na nią zły, a wychodziło na to, że ufał jej w tej chwili najbardziej.
— Pożałujesz — syknęła Ada, patrząc z nienawiścią na młodszą siostrę, ale zaraz zamilkła i skuliła się w sobie, kiedy Marcel powiedział, że sama może mu wszystko wyjaśnić, jeśli chce.
— Gdzie by tu zacząć… — zaczęła z zadowoleniem Olka. 
— Może od tego jak to się stało, że jesteś taka głupia? — fuknął obrażony Wiktor.
Nastolatka jednak go zignorowała. Doskonale wiedziała, że zostanie czarnym charakterem i rodzeństwo będzie się na nią wściekać, ale szczerze — miała to w głębokim poważaniu. Uwielbiała swoją rodzinę, a kiedy słuchała narzekających na swoich rodziców koleżanek, nie mogła wyjść ze zdumienia, słysząc te wszystkie popieprzone historie. Jej tata był najlepszy na świecie, mama też całkiem fantastyczna, bliźniaki nie były całkiem bezużyteczne, a nawet Ada się czasem do czegoś przydawała. Dlatego po prostu się wkurzyła, widząc, jak głupio się zachowują i próbują wszystko zepsuć. Niby była z nich najmłodsza, a przez to wszyscy nieco ją ignorowali, nie wiedząc, że to największy błąd. A Olka bez przerwy obserwowała — widziała wiecznie spiętego Denisa, który miał jakiś ogromny sekret i chciał go chronić za wszelką cenę; zauważyła jak Wiktor nagle przełączył się w tryb obrażonego na cały świat buca oraz dostrzegła, że Ada jest ostatnio niesamowicie przerażona. Na nią nikt nie zwracał uwagi, więc po prostu patrzyła i słuchała, czekając, aż ta tykająca bomba  wybuchnie.
I wybuchła.
* * *
Ten niedzielny poranek był wyjątkowo cichy, więc kiedy po godzinie przewracania się z boku na bok w łóżku usłyszała zbierającego się Oliwiera, wstała i poszła się ogarnąć do łazienki. Gdy z niej wyszła, dostrzegła Wiktora z bojową miną, który wracał do swojego pokoju, ale ciężko było traktować go poważnie, kiedy potknął się o ostatni schodek i choć ostatecznie się nie wywrócił, to prawie upuścił kanapkę i mimo że ją złapał, to ześlizgnął się z niej plasterek pomidora, który spadł z chlapnięciem na panele, a Wiktor przeklął szpetnie.
— Kur... kurczaki!
* * *
— Okej, możesz pomijać takie detale — przerwał jej Marcel, na co Ola wzruszyła ramionami, a Wiktor zakrył twarz dłońmi z zażenowania. 
* * *
Zapytała go, co mu jest, ale posłał jej tylko rozeźlone spojrzenie, zabrał pomidora i zamknął się w pokoju, wymownie trzaskając drzwiami. Wzruszyła ramionami i już miała schodzić na dół, kiedy drzwi do sypialni rodziców się otworzyły.
— Co się dzieje? Czemu trzaskacie drzwiami? — zapytała jeszcze zaspana Alicja, więc Ola rzuciła tylko coś, że Wiktor chyba ma okres i w końcu udała się na dół do kuchni. Tam z kolei zastała zamyślonego Denisa, który na początku jej nie zauważył, tylko siedział ze wzrokiem wlepionym w… lodówkę? W każdym razie siedział przy stole, podpierając brodę na dłoni, najwyraźniej pogrążony we własnych myślach. Chyba też miał okres — może to była jakaś synchronizacja bliźniaków? Albo męczyły go wyrzuty sumienia przez to, że się puszczał?
* * *
— Nie puszczam się! — zaprzeczył zaraz oburzony.
— Zbyt subtelny też nie jesteś — wtrącił z parsknięciem Wiktor.
— O co ci chodzi? — Denis nie wytrzymał i po raz drugi tego dnia zaatakował brata. Choć nawet nie tyle co zaatakował, a odwarknął w odwecie na wredny komentarz. 
— Chłopaki… — jęknęła błagalnym tonem Ala.
— O nic. Po prostu potwierdzam to, co i tak już wszyscy wiedzą — odpowiedział niby niewinnie Wiktor, ale w jego głosie dało usłyszeć się nutkę cynizmu.
— Gadasz tak, jakbyś sam był święty i wcale nie posuwał Leny, kiedy rzekomo tak ciężko trenujesz na basenie — syknął obronnie Denis.
— Przynajmniej nie robię scen i potrafię zachowywać dyskrecję, zamiast udawać niewiniątko, kiedy i tak wszyscy wiedzą, po co wymykasz się na noc — odparł atak Wiktor.
— Wydaje mi się, że jestem dorosły i z całym szacunkiem, ale nie powinno was obchodzić, czy idę do kolegi, czy idę uprawiać seks — warknął drugi z braci Armińskich, czując, jak rozpiera go złość. — I serio? Będziemy czepiać się mnie, kiedy tu siedzi siedemnastolatka i już rozpoczęła seksualną karierę? — zaatakował Adę, wiedząc, że to niskie zagranie, ale desperacko musiał odciągnąć od siebie uwagę.
— Wow, okej, słowo „seks” padło już niebezpiecznie dużo razy — wtrąciła Ala, autentycznie przerażona. Jeszcze wczoraj dostawała mikro ataków paniki na samą myśl, że jej dzieci namacalnie zaczęły wkraczać w dorosłość, a teraz musiała zmierzyć się z całą lawiną informacji i nagle nocny wypad Denisa wydawał się w porównaniu do reszty wręcz niewinny.
— ¡Por Dios! — mruknął przerażony Marcel, tracąc swoją początkową pewność. Może to był jednak kiepski pomysł? Niestety już otworzył puszkę Pandory, więc musiał to pociągnąć do samego końca. — Dobrze, wszyscy uprawiacie seks, wróćmy do tematu — poprosił.
— Seks? A co to takiego? — zapytała potulnie Ola.
— Temat był taki, że Denis się puszcza — przypomniał wrednie Wiktor.
— Więc — zaczął wymownie podniesionym tonem Marcel, widząc, że drugi z bliźniaków też już otwiera usta, żeby zaatakować — spotkałaś Denisa w kuchni i…?
* * *
— Co tam… u Alberta? — zapytała nieco złośliwie, wiedząc, że skutecznie skupi na sobie uwagę brata. Faktycznie zaraz na nią zerknął, ale nie odezwał się od razu. Początkowo mierzył ją wzrokiem, jakby chcąc przeczytać jej intencje.
— Byłem na randce, wielkie mi rzeczy — odparł w końcu, przewracając oczami.
— O, już wróciłeś? — W kuchni pojawiła się Ala i uśmiechnęła się niepewnie do syna, po czym zapadła niezręczna cisza.
— Dobra, możemy przestać udawać? Nie byłem u Alberta, byłem u kogoś innego i byłbym wdzięczy, gdybyśmy nie robili z tego sceny, okej? Nie jestem dzieckiem, wiem, co robię — zapewnił wręcz błagalnym tonem.
— Kochanie, mi nie chodzi o to, że wyszedłeś do kogoś na noc, tylko o to, że mnie okłamałeś i nie rozumiem, dlaczego — wyjaśniła w przypływie szczerości.
* * *
— Dokładnie, nikt nie jest na ciebie o to zły. Ufamy ci i to nie tak, że oczekujemy, że będziesz nam się ze wszystkiego spowiadał, ale jeżeli po prostu chodziło o randkę, to wystarczyło powiedzieć i byłby koniec tematu — wyjaśniła delikatnie.
— Serio, mamo? Czy ty nie słyszysz, jakie to żenujące? Dlaczego nadal o tym rozmawiamy? — zapytał bezsilnie nastolatek.
Ala zamilkła i zagryzła wargę. Może faktycznie niepotrzebnie tak to przeżywała? Było dokładnie tak jak mówił Oliwier — Denis po prostu czuł cholerne zażenowanie. Nie było w tym drugiego dna. Nie miał nic do ukrycia, tylko uznał, że to zbyt prywatne, by o tym wszystkim rozgłaszać. 
— Dobra, byłeś na randce, to faktycznie nie brzmi jak coś, nad tym powinniśmy się dłużej rozwodzić. Bardziej interesuje mnie, co się dzieje pomiędzy waszą dwójką — stwierdził Marcel, patrząc wymownie to na jednego, to na drugiego z bliźniaków, uznając, że zbyt dużo czasu poświęcili na problem… który wcale nie był problemem, jak się okazało. Za to tylko ślepy nie zauważyłby tej napiętej atmosfery między chłopakami i to na tym zamierzał skupić się Armiński, bo cholernie mu się to nie podobało. Przecież jeszcze kilka dni temu wszystko było między nimi dobrze!
— To stało się potem — wtrąciła szybko Ola, a kiedy skupiła na sobie spojrzenie ojca, kontynuowała swoją opowieść.
* * *
Denis wreszcie opuścił kuchnię i poszedł na piętro, zapewne do swojego pokoju, jednak nie minęło nawet pięć minut, jak w kuchni pojawiła się Ada. Ola rozmawiała o jakichś totalnie nieistotnych rzeczach z mamą, kiedy…
* * *
— Twoim zdaniem wagary są nieistotne? — wtrąciła zadziornie Ala, krzyżując przedramiona na piersi.
— To zdarzyło się tylko raz — zaczęła się zaraz tłumaczyć nastolatka. — Zresztą na tle tej historii to naprawdę mało istotne i nie ma sensu…
— Do tych wagarów jeszcze wrócimy — obiecał Marcel, bo Ala jeszcze w piątek zdążyła mu o tym powiedzieć i uznał, że pogada o tym z córką, jak tylko wróci z zawodów. 
Olka przewróciła niezadowolona oczami, ale kontynuowała opowieść.
* * *
Dyskutowała z Alicją, zapewniając, że chodzenie na hiszpański w jej przypadku jest bezsensowne, a poza tym nauczycielka jest beznadziejna, nie angażuje się w lekcje i każe jedynie uczniom rozwiązywać przez całe zajęcia ćwiczenia. Logicznym zdawało się, by urwać się godzinę wcześniej z lekcji i iść z koleżanką na lody do galerii — tym bardziej, że była taka piękna pogoda.
W trakcie tej wymiany argumentów w kuchni pojawiła się Ada, która podeszła do lodówki. Z jakiegoś powodu gdy ktoś tego dnia tylko podchodził do lodówki, działy się dziwne rzeczy. Może warto się było jej bliżej przyjrzeć.
— Hej, co wy na to, by wspólnie przygotować śniadanie? — zaproponowała z entuzjazmem Alicja.
— Spoko — przystała na to zaraz Olka.
— Nie jestem głodna — burknęła jedynie Ada, po czym zabrała butelkę wody i ruszyła do wyjścia.
— Ty też masz okres? — rzuciła ironicznie najmłodsza z Armińskich, bo już bawił ją fakt, że wszyscy chodzą od rana z nastrojem, jakby zbliżał się koniec świata. Nie mogła jednak wiedzieć, że ten niewinny żart trafił w czuły punkt, a następnie wywoła eksplozję.
— Właśnie nie mam! — krzyknęła Ada, a oczy natychmiast zaszły jej łzami. Gdy zdała sobie sprawę ze swojego wybuchu, pobiegła niczym błyskawica na piętro.
Alicja jedynie rozłożyła bezradnie ręce, zerkając pytająco na Olę, a ta standardowo wzruszyła tylko ramionami, zatem kobieta przeczesała dłonią włosy i udała się za starszą córką do jej pokoju. Nie mogła tak tego zostawić i zamierzała się dowiedzieć, co się stało.
Ola oczywiście poszła za nią, a kiedy mama zamknęła się z Adą… cóż, mogła trochę podsłuchać. Zresztą nawet nie musiała, bo Ada tak histeryzowała, że ciężko było ją zignorować.
* * *
— To było niegrzeczne — upomniał ją Marcel.
— Tak? A grzeczne jest zatajanie prawdy? — zapytała i zerknęła znacząco na siostrę, a także na matkę, która obok niej siedziała. — Mama prosiła, żebym nic ci nie mówiła — wyznała zaraz z zadowoleniem na twarzy.
— Rozważałaś karierę w telekomunikacji czy coś? Kabel pierwsza klasa — sarknął Wiktor. 
— Naprawdę zamierzałyście to przede mną ukryć? — zapytał z niedowierzaniem Marcel, a na jego twarzy wymalowało się rozczarowanie. To było… bolesne.
— Oczywiście, że nie — zaprzeczyła zaraz obronnie Ala. — Po prostu nie chciałam dodatkowo stresować Ady, dopóki nie byłyśmy pewne i gdybyś nie była taka narwana — zwróciła się do Oli — to byśmy jej tego właśnie oszczędziły.
— Jak to się stało? — zapytał Marcel. Jego zdaniem to było po prostu nie do przyjęcia. Doskonale pamiętał pogadanki z dzieciakami, były one zbyt żenujące, aby wyprzeć je z pamięci, ale był przekonany, że pomimo tego udało mu się z Alicją wytłumaczyć całej czwórce co i jak. Starał się w ogóle nie myśleć o tym, że nagle praktycznie wszystkie jego dzieci miały już swoje pierwsze seksualne doświadczenia za sobą — łudził się, że Ola faktycznie póki co się nie wyrywał, bo w końcu miała jedynie piętnaście lat — ale raziło go, dlaczego właśnie doszło do takiej niebezpiecznej sytuacji, gdyż był przekonany, że marzeniem Ady nie była ciąża w wieku siedemnastu lat.
Jego córka nie odpowiedziała na pytanie. Spuściła jedynie zawstydzona głowę, na co Ala położyła dłoń na jej kolanie i potarła je pocieszająco.
— Użyli zabezpieczenia. Po prostu zawiodło — wytłumaczyła możliwie najbardziej fachowo, by nie podkręcać jeszcze bardziej sytuacji.
— Co to w ogóle za chłopak? Ten któremu dajesz korki. To twój chłopak czy… po prostu kolega? — zapytał, choć w zasadzie nawet nie był pewien, czy potrzebował tej informacji. 
— Kto dziś uprawia seks z miłości? — zastanowił się na głos Wiktor, czym skutecznie skupił na sobie uwagę ojca.
— Do ciebie zaraz dojdziemy — syknął Marcel, a potem spojrzał ponownie na Adę. — Skoro wiedziałaś, że zabezpieczenie zawiodło, to dlaczego czekałaś? 
— Bo się wstydziłam, okej? — jęknęła wreszcie zrezygnowana, wiedząc, że nie wykręci się w żaden sposób od tej rozmowy i od odpowiedzi na pytania ojca.
Marcel tylko przetarł twarz dłońmi, czując, że powinien skapitulować. Na myśl przychodziło mu mnóstwo rzeczy, ale czuł, że lepiej będzie, jak swoje przemyślenia zachowa dla siebie i nie komplikuje tego interwencyjnego spotkania jeszcze bardziej. Może rzeczywiście powinien o tym podyskutować poważniej sam na sam z Alą.
— Ty — zaczął niespodziewanie, skupiając uwagę na Wiktorze. — Co to za odzywki? Dlaczego tak się zachowujesz? — zapytał wprost.
Przecież i tak was to nie obchodzi — przedrzeźnił go Denis, bo brat zaczął go nie na żarty irytować. Chodził obrażony jak księżniczka i robił ogromną łaskę, by w ogóle powiedzieć, co mu nie pasuje.
— ¡Vete a la mierda! — syknął zaraz wściekle Wiktor, patrząc z nienawiścią na brata.
— Hej! — zawołała z oburzeniem Alicja.
— Jeszcze raz się tak odezwiesz do Denisa, to zapomnij o samochodzie w wakacje — zagroził Marcel, a po tonie jego głosu dało się dostrzec, że mówił absolutnie poważnie.
— To była dopiero akcja! — przerwała im rozemocjonowana Ola.
* * *
Ten poranek przybrał nieoczekiwany bieg zdarzeń. Okazywało się, że jej siostra wcale nie była taka przykładna i z takim zaangażowaniem tłumaczyła biologię jakiemuś typkowi, że aż w pewnym momencie postanowiła mu przedstawić na żywym organizmie, jak w praktyce wygląda podział komórki. 
Pokój Ady był najbliżej schodów, więc Ola przycupnęła sobie niewinnie na ostatnim schodku i udawała, że znajduje się w tym miejscu zupełnie przypadkowo i kiedy tak niezobowiązująco podsłuchiwała, Denis wychylił nos ze swojego pokoju. Widocznie się speszył na widok siostry, najwyraźniej mając nadzieję, że wymknie się niezauważony, ale kiedy jego obecność została odkryta, odetchnął ciężej i udając, że Olka wcale nie zepsuła jego planu, podszedł do drzwi pokoju Wiktora i zapukał w nie dosyć nieśmiało. Gdy odpowiedziała mu jedynie cisza, zapukał ponownie, a że i w tym momencie nic się nie stało, zdobył się na odwagę i po prostu nacisnął na klamkę, by następnie wejść do środka.
— Czy słyszałeś „proszę”?! — ryknął niemal natychmiast Wiktor, na co drugi bliźniak aż przystanął nieco osłupiały, ale zaraz się ocknął i przybrał podobnie defensywny ton.
— Wybacz, nie chciało mi się czekać, aż książę raczy cokolwiek odpowiedzieć.
* * *
— …i? — dopytał Marcel, widząc wahanie córki.
— Mam przedstawić cenzuralną wersję? — dopytała, a kiedy Marcel pokiwał twierdząco głową, dodała: — W takim razie skończyłam — oświadczyła, a widząc wzrok ojca, który telepatycznie starał się jej przekazać, że to nie jest odpowiedni moment na żarty, westchnęła i kontynuowała. 
* * *
— Weź… idź sobie.
* * *
— Kazałem mu spierdalać — poprawił zaraz Wiktor, za co zaraz otrzymał oburzoną reprymendę matki, ale Marcel się nie odezwał. Wręcz przeciwnie, nie wyglądał na jeszcze bardziej zdenerwowanego, tylko zaintrygowanego. 
Do mężczyzny dotarło, że jego syn… próbował prowokować. Z jakiegoś powodu próbował zwrócić na siebie uwagę i fakt, robił to we wręcz naganny sposób, ale to nie zmieniało całej sytuacji — on chciał coś wszystkim udowodnić, tylko zdawał się być za bardzo poirytowany i obrażony, by móc prowadzić normalną konwersację. Marcel postanowił więc, że pozwoli mu wszystko wyjaśnić na jego warunkach, skoro tak bardzo tego chciał.
— Dobra, Wiktor, usłyszmy twoja wersję. Może być najbardziej niecenzuralna jak sobie tylko zamarzysz — przyzwolił, jednocześnie powstrzymując gestem ręki Alicję, która najpewniej zamierzała zaprotestować.
Syn patrzył na niego początkowo niepewnie, ale po chwili parsknął pod nosem i odchrząknął znacząco.
* * *
— Weź spierdalaj — fuknął, bo już sama twarz Denisa wyzwalała w nim mordercze instynkty.
— Sam spierdalaj! — odpowiedział zaraz jego brat, ale potem dodał już nieco normalniej: — O co ci chodzi, stary? Zrobiłem coś nie tak?
— Nie chce mi się z tobą gadać — syknął Wiktor.
— To masz problem, bo mi się chce z tobą gadać i nie wyjdę stąd, dopóki mi łaskawie nie powiesz, czemu się tak na mnie wściekasz — postawił ultimatum Denis.
— Tak? — zaczął jeszcze bardziej rozzłoszczony Wiktor. — A to ciekawe — syknął. — Od kiedy widzisz coś poza czubkiem własnego nosa?!
— Mam ważniejsze problemy niż ty!
* * *
— Co? Wcale tak nie powiedziałem! — oburzył się Denis.
— Co za różnica? Tak właśnie jest — odparł Wiktor.
— Wiktor, czy mógłbyś proszę wprost powiedzieć, co stanowi dla ciebie problem? — poprosił łagodnie Marcel. Uznał, że powinien chociaż na moment przestać zwracać uwagę na słownictwo i ton wypowiedzi chłopaków, bo jeżeli będzie ich bez przerwy stopował i upominał, to nie wyjdą stąd do jutra. Ala chyba czytała mu w myślach, bo tylko zerknęła na niego znacząco, ale się nie odezwała.
— Teraz was to nagle interesuje? — mruknął Wiktor.
— Zawsze nas to interesuje — zapewniła Alicja, nieco zaskoczona słowami syna. — Tak jak teraz interesuje nas, dlaczego atakujesz swojego brata — wytłumaczyła łagodnie.
— Jasne, bo Denisek jest przecież taki idealny, że trzeba tylko na niego chuchać i dmuchać — odpyskował defensywnie. — A ja jestem ten zły, atakujący — burknął jeszcze.
— Gorzej ci? — zapytał szczerze zszokowany Denis, nie mając pojęcia, dlaczego brat się na niego wścieka. Autentycznie nie przypominał sobie, aby dał mu choć jeden powód, by teraz się tak do niego odnosił.
— Mi jest niby gorzej? — zirytował się jeszcze bardziej Wiktor. — To tobie trzeba nadskakiwać i głaskać po główce, bo biedny Denisek się stresuje i nie można go denerwować — dodał cynicznie, jednak zaraz zmienił ton na bardziej poważny i dało się w nim usłyszeć wyraźne wyrzuty sumienia. — Wiesz co? Mam tego dosyć, cokolwiek, ktokolwiek by nie zrobił, ty i tak jesteś niezadowolony. Myślałem, że się wreszcie ogarniesz i docenisz, że wszyscy chcą dla ciebie jak najlepiej, ale nie, ty nawet nie potrafisz podziękować, tylko robisz wszystko by być wiecznie w centrum uwagi. Pierdol się! — wyrzucił z siebie ze złością, a po jego słowach zapadła przejmująca cisza.
Nikt nie wiedział, jak na to zareagować. Wszyscy praktycznie patrzyli na Wiktora z szeroko otwartymi oczami, kompletnie nie spodziewając się po nim takiego wybuchu. Do tej pory kompletnie nie przejawiał żadnych oznak, że czuje się w pewnym stopniu pominięty czy może nawet zdradzony.
— Wiktor, to co mówisz jest bardzo niesprawiedliwe. Fakt, wszyscy ostatnio widzieliśmy, że Denis jest nieswój… ale jeżeli coś jest nie tak, to dlaczego nie powiedziałeś o tym mnie lub mamie? Doskonale wiesz, że wszyscy jesteście dla nas tak samo ważni i że staniemy na rzęsach, by wam pomóc — powiedział dosyć łagodnie Marcel.
— Czyżby? — sarknął chłopak. — To by tłumaczyło, dlaczego Ada prawie zaszła w ciążę, a Olka dramatycznie próbuje zwrócić na siebie uwagę — wykpił.
— Ej! Mnie w to nie mieszaj! — oburzyła się zaraz Ada.
— Nie próbuję zwrócić na siebie uwagi, tylko mam dosyć, że zachowujecie się jak debile! — Ola również odparła atak.
— Okej, stop — powiedział stanowczo Marcel. — Jeżeli coś się dzieje, to to jest właśnie moment, w którym nam o tym mówisz — zasugerował, patrząc wymownie na Wiktora.
— Jasne — parsknął tylko pod nosem i wlepił wzrok w swoje dłonie.
— Wiktor — spróbował zwrócić na siebie uwagę syna Armiński.
— No co?! — jęknął rozeźlony. — Jemu nadskakujecie, a mnie zmuszacie, bym mówił przy wszystkich jak za karę? — warknął, czując się niesprawiedliwie potraktowany.
— Kochanie… — zaczęła Alicja, ale Marcel wszedł jej w słowo.
— Dobrze — przytaknął. — Dzieciaki, możecie iść do siebie, Wiktor zostaje — postanowił, zaskakując domowników, jednak nikt mu się nie sprzeciwił. Wręcz przeciwnie, Denis i Ada jakby odetchnęli na to z ulgą.
Kiedy zagęszczenie osób w salonie wreszcie się zmniejszyło, Marcel przysiadł się bliżej syna, tak samo jak Ala nieznacznie zmieniła pozycję, wychylając się na fotelu. 
— Wiesz, że nie możesz zwracać się tak do Denisa. Do nikogo w zasadzie — zaczął mężczyzna. — Będziesz musiał go przeprosić, zresztą zapewne już o tym wiesz. — Po tych słowach Wiktor jedynie prychnął. — Ale wpierw chcemy wiedzieć, dlaczego jesteś taki rozdrażniony — zaznaczył. — Chodzi o maturę? Coś poszło nie tak? — zaczął zgadywać, co zresztą było jego rozpoznawalną techniką. Gdy widział, że coś się dzieje, to pozwalał dzieciakom się wygadać, ale gdy nie były do tego zbyt chętne, to zaczynał zgadywać. Nawet jeżeli nie trafiał, to ich reakcja pozwalała mu przynajmniej obrać jakiś konkretny kierunek rozmowy. — Chodzi o tę Lenę? 
— Definitywnie nie chodzi o Lenę — zapewnił szybko.
— O co pokłóciłeś się z Denisem? — zapytał w następnej kolejności Marcel, doskonale zdając sobie sprawę, że to był jakiś czynnik zapalny. Musiał on mieć swoje podłoże, ale koniec końców był taki, że Wiktor wyżył się na swoim bracie. Marcelowi nie umknął także fakt, jak nagle zamilkł Denis i można się było jedynie domyślać, jak bardzo przykro mu było. Nim zamierzał zająć się w następnej kolejności.
— Moglibyście chociaż udawać, że przez moment was interesuję — burknął rozeźlony. — Co za różnica, że jesteśmy tu sami, skoro i tak wszystko sprowadza się do Denisa? — zapytał nieco zrezygnowany.
— Przepraszam, jeżeli tak to odczuwasz, ale… — zaczął Marcel, jednak zniecierpliwiony Wiktor mu przerwał.
— Nie ma żadnego „ale” — żachnął się. — Ciągle tylko Denis to, Denis tamto, Denis jest smutny, Denis jest zdenerwowany, Denis stresuje się maturą, Denis stresuje się studiami, Denis był nieswój na treningu… a gdzie Wiktor? Kiedy ostatni raz przyszedłeś pooglądać mój trening na basenie? Nawet nie byłeś na moich ostatnich zawodach! — wybuchnął wreszcie, atakując ojca.
— Przecież wiesz, że to nie tak! — zaczął zaraz Marcel.
— Aha, jasne…
— Denis trenuje w moim klubie, to oczywiste, że widzę jego treningi, bo ciągle tam jestem — wyjaśnił. — Gdybym pracował na basenie, albo gdyby sytuacja była odwrotna i to ty byś trenował w Orionie, a Denis pływał, to wtedy przyglądałbym się twoim treningom częściej. Musisz naprawdę zrozumieć, że to nie ma nic wspólnego z Denisem. Przykro mi, jeżeli tak na to patrzysz, ale musisz mi wierzyć, że jesteście dla mnie tak samo ważni — zapewnił zaraz. — Dla nas obojga — podkreślił i spojrzał znacząco na Alicję, która gorliwie pokiwała głową.
— Fakt, Denis ma ostatnio bardziej napięty okres, dlatego staramy się być dla niego wyrozumiali, ale to nie oznacza, że nasza uwaga skupia się w pełni na nim. Bardzo nam smutno, że nie zauważyliśmy, że czujesz się przez to odrzucony, ale musisz po prostu w takich przypadkach nam o tym wprost mówić, zamiast wyładowywać się na nim, okej? Bo to nasza wina, jeżeli uważasz, że cię w jakiś sposób pominęliśmy, nie jego — zaznaczyła Alicja.
— Bardzo chciałem być na twoich zawodach — zaczął zaraz Marcel, odnosząc się do kolejnego zarzutu syna. — Nie mogłem, bo musiałem wyjechać ze swoimi podopiecznymi, ale następnym razem, jak mi coś wypadnie, to załatwię sobie zastępstwo, żeby cię wspierać — obiecał. — I muszę przyznać, że dawno nie byłem na basenie, tak że może w wakacje zaliczymy co jakiś czas wspólną sesję treningową? Zapraszam też do Oriona, dawno cię tam nie było — dodał zaraz z uśmiechem, na co Wiktor przewrócił oczami i przygryzł wargę, by zamaskować wkradający się na jego usta uśmiech. 
Podobało mu się to co słyszał i od dawna podświadomie czegoś takiego potrzebował. Z drugiej strony poczuł jednocześnie też coś na kształt wyrzutów sumienia. Nie chciał zwrócić na siebie uwagi właśnie w taki sposób. Mógł po prostu normalnie pogadać z ojcem i mu o tym powiedzieć, zamiast robić scenę i… wyżywać się na Denisie.
— Sorry… — mruknął wreszcie. — Trochę mnie poniosło, ale… po prostu aż się we mnie zagotowało i musiałem to wreszcie z siebie wyrzucić — przyznał. — I wiem, że to było totalnie głupie tak się wyładować na Denisie, ale on też mnie ostatnio wkurza. Nie wiem, czy celowo mnie ignoruje, czy po prostu ostatnio nic go nie obchodzi, bo totalnie mnie olewa, a jak chce z nim pogadać, to się zamyka i udaje, że nie wie, o czym mówię — zdradził.
— To mu o tym o tym powiedz — podpowiedziała Alicja. — Nie da się ukryć, że jesteście już dorośli. Jestem przekonana, że dacie radę sami to między sobą załatwić. Bez wyzwisk i krzyku. Przeproś go i powiedz, dlaczego się na niego złościsz.
— A jak cię znowu oleje — zaznaczył Marcel. — To po prostu go przyciśnij. Wiesz, że on czasami potrzebuje silnego bodźca i kto jak kto, ale ty jesteś w stanie go rozpracować — powiedział nieco manipulacyjnie, wiedząc, że w ten sposób przemyci drobny komplement i podbuduje ego syna. Opłaciło się, bo Wiktor uśmiechnął się nieznacznie. Marcel odetchnął niepostrzeżenie na ten widok z ulgą, ciesząc się, że udało mu się w jakimś stopniu zneutralizować nieco napięcie, jakie nagromadziło się między chłopakami. 
Reszta konwersacji potoczyła się już o wiele spokojniej — momentami było nawet zabawnie — a ostateczny rezultat pozostawił wszystkich z optymizmem i nadzieją, że w przyszłości uda się uniknąć aż tak dramatycznych zwrotów akcji.
— Muszę przyznać, że to było seksowne, kiedy tak stanowczo wszystkich usadziłeś i sprawiłeś, że byli ci posłuszni — stwierdziła Alicja, kiedy znaleźli się później z Marcelem sami w sypialni. Reszta wieczoru upłynęła wszystkim raczej spokojnie i na szczęście bez kolejnych zgrzytów, ale dopiero, gdy szykowali się do snu, zdali sobie sprawę, jak bardzo męczący był to dzień.
— Żartujesz? — zapytał z parsknięciem. — Nie miałem kompletnie pojęcia, co robię — przyznał, na co kobieta zachichotała.
— Cóż, w każdym razie nic po sobie nie pokazałeś — pochwaliła.
— Całe szczęście, bo kompletnie straciłbym jakikolwiek autorytet, gdybym okazał w tamtym momencie słabość — odparł z obawą, na co Ala znowu się zaśmiała.
— Kochanie, ale ty wiesz, że nie prawdopodobnie nawet mały kociak by się ciebie nie wystraszył? — zapytała retorycznie, na co Marcel burknął coś niezrozumiałego pod nosem. — Ale to dobrze — powiedziała zaraz pogodniej i poważniej. — Nie masz ich straszyć, tylko sprytnie zachęcić do rozwiązywania wszelkich konfliktów rozmową.
— To niezły paradoks, kiedy w pracy uczę, jak się bić, żeby wygrać, co? — zapytał zadowolony.
— No widzisz, jesteś człowiekiem z wieloma talentami — pochwaliła go i potarła pokrzepiająco jego bark, a potem westchnęła głęboko.
— Było o krok od katastrofy, nie? — zapytał po krótkiej chwili ciszy.
— O mały włos — przyznała.
— I było niezręcznie — stwierdził.
— Do teraz mam dreszcze zażenowania, jak sobie przypominam pewne fragmenty — potwierdziła, uśmiechając się lekko.
— No, to mam nadzieję, że dzieciaki czuły się jeszcze bardziej zażenowane i to będzie przestroga, by się nie zagalopowały następnym razem i w efekcie nie musiały wysłuchiwać moich pseudokazań — spuentował, na co i Ala przytaknęła.
Miał poczucie, że spełnił swoje zadanie, jednak mimo wszystko liczył, że już nigdy więcej nie będzie musiał przeprowadzać takiej interwencji i analizować wszystkich po kolei. 
Był przyzwyczajony do stresu i do presji, bo przez lata stawał przed niezliczoną ilością — zwłaszcza sportowych — wyzwań, a przez to nauczył się improwizować oraz działać z opanowaniem, nawet kiedy jakaś sytuacja zaczynała go przytłaczać.
Musiał jednak przyznać, że bycie rodzicem to był wyższy poziom wtajemniczenia, a już w szczególności bycie rodzicem czwórki zbuntowanych nastolatków. To brzmiało jak jazda bez trzymanki i Marcel czasami wątpił, czy aby na pewno stawał na wysokości zadania, ale cóż… jeżeli nie, to najwyżej w ramach rekompensaty opłaci dzieciakom w przyszłości psychoterapię.
_____________________

Czołem wszystkim!
Jak Wam mija weekend? 
U mnie jak widać nastąpiły małe komplikacje i już zaczynałam się obawiam, że nie zdążę dziś sprawdzić i wrzucić rozdziału, ale się spięłam, bo chcę choć przez styczeń trzymać się tej cotygodniowej rutyny.
Rozdział jest troszeczkę inny niż zazwyczaj, co pewnie zauważyliście, ale mam nadzieję, że mimo wszystko jesteście zadowoleni. Chciałam spróbować czegoś nowego - stąd skoki przez retrospekcje - plus uznałam, że najwyższy czas odskoczyć trochę od fabuły i pogrzebać nieco bardziej w rodzinie Armińskich, bo przecież nie tylko Denis jest tu najważniejszy. :D
Jak widać, nie wszystko jest takie perfekcyjnie i dzieciaki potrafią dać w kość, ale może na jakiś czas się uspokoją.
W każdym razie zbliżamy się dużymi krokami do pewnych przełomowych scen, więc taka "odskocznia" od głównej linii fabularnej wydała mi się całkiem sensowna w tym momencie.

To chyba tyle ode mnie. Zrobię wszystko, by i kolejny rozdział pojawił się na czas, ale niestety nic nie obiecuję, bo moja wena zaczyna powoli utykać i możliwe, że będę jednak potrzebować troszkę wytchnienia od chłopaków.
W każdym razie do następnego! :)

PS. Komentarze są dla mnie naprawdę dobrą motywacją, tak że no... :P

16 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Normalnie rozpieszczasz nas ta systematycznością :-) i niech to trwa jak najdluzej(mocno trzymam za to kciuki). A teraz wracając do rozdziału no powiem ci że pojechałaś z tematem. Tyle się zadziało czytałam to dosłownie z otwartą buzia . Postawa Marcela - szacun. Wytrzymać tyle informacji na temat seksu i to w związku ze swoimi dziećmi i tak naprawdę wtedy dociera do człowieka ze te dzieci już nie są takie małe i jak im się strasznie spieszy do tej dorosłości. Hmm jestem ciekawa co dalej się zadziorne w relacjach Denisa i Wiktora, może teraz dotrze do nich że się od siebie jednak w jakimś stopniu odsunęli i że jednak powinni wspierać się razem a nie być osobno . Pozdrawiam i czekam na następny rozdział .dużo weny i czasu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze łatwiej mi się pisze, kiedy robię to w miarę systematycznie, niż kiedy robię tydzień, dwa czy nawet więcej przerwy, tak że wygląda na to, że moja systematyczność wszystkim wychodzi na dobre. :D
      Świetnie podsumowane z Marcelem - taki nawał informacji o swoich dzieciakach może przytłoczyć, ale chyba całkiem dobrze z tego wybrnął.
      Denis i Wiktor zdecydowanie mają do pogadania. :)
      Dzięki i również pozdrawiam!

      Usuń
  2. To było świetne! Już dawno się tak nie uśmiałem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niczym się nie przejmuj, doskonale piszesz i wszystko jest bardzo ciekawe i fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przesadzałabym z tą doskonałością, ale cieszę się, że się podoba. :)

      Usuń
  4. Cześć, nie mogę się już doczekać tych "przełomowych scen". Życzę Ci dużo weny bo to najlepsze opowiadanie. Uwielbiam Denisa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że Denis ma zaskakująco wielu fanów - nie wiem nawet, czy nie więcej niż Oli. :D

      Usuń
  5. Pomyśl za każdym razem gdy nie napisze że wszystko jest w perfekcyjnym porządku, bo jeśli coś będzie nie tak możesz być pewna że zauważe i napiszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to dobrze, aczkolwiek fajnie od czasu do czasu się przypomnieć i dać znać, że nadal czytasz! :)

      Usuń
  6. Napisałam Ci taki zajebisty komentarz i oczywiście się skasował, bo jestem głupiutka. Wrr.
    Cześć! Nastał taki moment, że piszesz szybciej niż ja się wyrabiam z czytaniem. To dlatego, że mam teraz w życiu rzeczy od zajebania (wybacz przekleństwo, inaczej nie da się tego określić) i przez to też nie udało mi się skomentować poprzedniego rozdziału i dopiero dzisiaj wszystko nadrabiam. Co wcale nie znaczy, że wolę żebyś pisała wolniej. :P W każdym razie, zdaje się że już udało Ci się publikować systematycznie przez cały styczeń, więc gratuluję! I oby tak dalej. :)
    W poprzednim rozdziale całkiem nieźle się bawiłam – scena, gdy mama przyłapała Denisa na wychodzeniu z domu, a także potem jej chlanie z Oliwierem i ich rozmowy. Lecz to jednak ten rozdział kompletnie rozwalił mnie na łopatki. Chyba nigdy aż tak nie kisłam, jak coś czytałam. Aż normalnie chciałabym być częścią takiej rodziny i taką Olą-obserwatorką, tak żeby nie powodować takich sytuacji, ale móc je wszystkie oglądać z boku. :D Ten tytuł rozdziału pasuje świetnie, choć prawdziwa tragednia to by była, jakby Ada faktycznie zaszła w ciążę. W sensie, nie twierdzę, że nastoletnia ciąża to dramat i koniec życia, ale to chyba nie było coś, co sobie zaplanowała. :P
    Rozdział jest tak jakby z perspektywy Marcela, (♥) co tak bardzo mnie cieszy, już zaczynałam poważnie za nim tęsknić. Swoją drogą totalnie się zgadzam z Olą „Jej tata był najlepszy na świecie”. ♥ W ogóle, to opowiadanie mogłoby być z perspektywy Marcela i tylko o Marcelu, totalnie by mi to wystarczyło, haha.
    Trochę mi sie zrobiło szkoda tego Wiktora, ale wygląda na to, że wszystko będzie w porządku. Jeju, byłoby super, gdybyś zagłębiła się trochę w relację bliźniaków w przyszłym rozdziale. Choć jak tego nie zrobisz, to pewnie też będzie super. Tak że, żadnej presji. :D
    Co do czegoś nowego, to muszę przyznać, że w sumie nie przepadam za takimi mieszanymi retrospekcjami z akcją właściwą (bo z reguły nie ogarniam), ale u Ciebie wszystko było super czytelne. No i bardzo fajny zabieg, że pokazałaś to potem z perpsektywy rodzica. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to to, że trochę nieprzyjemnie mi się czyta tę kursywę. Ale nie ma jej tak dużo i są to dość krótkie fragmenty, więc daje radę. :D
    Czeka mnie teraz sporo nauki (hiszpańskiego, heh, dzięki za te wstawki, może mi się przydadzą!), więc wybacz jeśli znowu nie wyrobię się z czytaniem i komentowaniem, ale obiecuję, że wszystko nadrobię. ♥
    Życzę dużo, dużo weny, czasu, jak najmniej komplikacji i czegokolwiek potrzebujesz w życiu. Dziękuję za Twoją fantastyczną robotę, świetnie się Ciebie czyta! ♥
    Buziaki i oby do niedługo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, blogger i jego humorki. :(
      Racja, już wytrwałam w swoim noworocznym postanowieniu i chyba powoli się wykruszę, ale może nie będzie drastycznych zmian w publikacjach.
      Mam nadzieję, że powoli wszystko sobie ogarniesz i dasz radę nieco zwolnić obroty. :)
      O tak, Olka zdecydowanie miała najlepszą fuchę - wszystkich wydała, ale zrobiło się tak niezręcznie, że nawet nie za bardzo ktokolwiek miał czas i głowę do tego, by ją za to jakoś opieprzyć.
      Tak, ja też się stęskniłam trochę za Marcelem i aż mi trochę szkoda, że sprowadziłam go w takich warunkach, ale to dzielny facet, poradził sobie.
      Bliźniaki mają sobie zdecydowanie do pogadania - nie wiem, czy w przyszłym rozdziale, ale zapewne konfrontacja ich nie ominie.
      Zabieg z retrospekcjami, to był raczej jednorazowy eksperyment - no może jeszcze kiedyś go wykorzystam, ale zdecydowanie nie jest to coś, co chciałabym wprowadzić na stałe, tak że bez obaw. :)
      Też się uczę hiszpańskiego i trzymam kciuki za Twoje postępy! :)
      Dzięki za jak zwykle wyczerpujący komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  7. Już się nie mogę doczekać. Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści! Tak bym chciała już przeczytać całe opowiadanie a tak to żyją od weekendu do weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co wena nadal jest - trochę gorzej z czasem.
      Ja bym chciała już całość napisać, ale niestety wszyscy musimy uzbroić się w cierpliwość. :D

      Usuń
  8. Hejeczka, hejeczka,
    wspaniale, o matko jaki Marcel stanowczy, ale wszystko się wyjaśniło... no cóż rozumiem że chwilowo zataić sytuację - Ada i ciąża bo to nic pewnego, po co roztrząsać coś co jeszcze nie wiadomo czy jest prawdą, wyjaśniło się też tutaj zachowanie Wiktora, ale co raz Denis umówił się to znaczy, że się puszcza, jeszcze zabrakło informacji że był Oliwer i rano wychodził od nich ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    cudnie, o matko jaki Marcel stanowczy ale wszystko się wyjaśniło... po co roztrząsać że Ada może byc konsultantem ciąży, bo "może" jest tutaj słowem kluczowym, przecież to nic pewnego i nie potrzeba robić takiego cyrku wyjaśniło się też zachowanie Wiktora, ale że co raz Denis umówił się to znaczy że się puszcza? nk zabrakło informacji że był Oliwer i rano wychodził od nich ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń