8 lutego 2020

Francuski piesek: Rozdział 17

Tąpnięcie

19 maja 2018
Kiedy tylko wstał, odkrył, że czuje się trochę zagubiony i nie wie za bardzo, co ma robić. Matury oficjalnie się zakończyły, tak samo jak szkoła, więc chwilowo przestał mieć jakiś plan działania. Niby wiedział, że czekają go studia, wyprowadzka i tak dalej… ale to miało się stać dopiero za kilka miesięcy, a on potrzebował jakiegoś zajęcia teraz.
Niby nic nie stało na przeszkodzie, aby od poniedziałku zaczął prowadzić treningi w Orionie… ale z drugiej strony czuł, że zasłużył sobie na choć tydzień urlopu. To jednak było błędne koło, bo nie wiedział, co miałby ze sobą przez ten tydzień robić. Chyba… chyba nie potrafił prokrastynować. Odkąd tylko pamiętał,
zawsze coś robił. Jak nie pracował w Orionie, to dawał jakieś korki albo się uczył. Do Argentyny planował lecieć dopiero w sierpniu, a Marcel wspominał, że w sumie mógłby zatrudnić go w Orionie od czerwca. 
Czuł się z tym głupio i nie wiedział do końca, z czego to wynikało. Przecież to nie tak, że nigdy nie miał wolnego. Zazwyczaj w ferie czy inne dłuższe przerwy też nie robił niczego specjalnego, ale może zwyczajnie chodziło o to, że to było tylko tymczasowe i po jakimś czasie wracał do swojej rutyny? Teraz całe jego życie miało się zmienić i może przez to nie potrafił sobie zaplanować czasu, który został mu w Białymstoku?
Powałęsał się po domu, poszedł z psami do lasu, pomógł ojcu przy wzmacnianiu kojców, coś tam zjadł, podroczył się z Olką, obejrzał ze dwa odcinki jakiegoś serialu, ale kiedy go nie wciągnął, znowu zszedł na parter, sprawdzić, czy może tam nie działo się nic ciekawszego. 
Alicja właśnie wylewała ciasto do foremek na muffiny i spojrzała tylko nieco zaintrygowana na syna, kiedy usiadł przy stole i ze znudzoną miną oparł podbródek na dłoni.
— No nie mów, że ci się nudzi — zażartowała.
— Tak trochę… — mruknął.
— Może poproś, żeby Albert z Mateuszem do ciebie wpadli? — zasugerowała.
— Chyba tak… — zaczął odpowiadać, ale niespodziewanie w kuchni pojawił się Wiktor i mu przerwał.
— Nie.
— Nie? — powtórzył zaskoczony i popatrzył z powątpiewaniem na brata.
— Nie. Idziesz ze mną — zdecydował Wiktor, po czym podszedł do lodówki i wyjął z niej… czteropak piwa.
— Okej…? — bardziej zapytał niż stwierdził Denis, nie mając pojęcia, o co może chodzić bratu.
— No to rusz się, na co czekasz? — fuknął, kiedy z powrotem znalazł się już przy wyjściu i zobaczył, że Denis nawet nie drgnął.
Alicja pomimo iż postanowiła udawać, że ta sytuacja wcale nie zwróciła jej uwagi, to nie mogła powstrzymać się od zadowolonego uśmiechu i tylko cudem nie parsknęła. Od razu domyśliła się, co zaplanował Wiktor i szczerze kibicowała, że ten zdoła dogadać się z bratem. Bolało ją, że chłopcy w ostatnim czasie nieco się od siebie oddalili, bo jeszcze parę miesięcy temu zdawało się, że stanowią zgrany duet. Mogli na sobie polegać, mieli swoje sekrety, chronili się nawzajem, zwierzali i rozumieli bez słów. W ostatnim czasie coś się popsuło, a skoro było to nawet widać gołym okiem, to musiało dziać się źle. Gorąco liczyła, że ten kryzys właśnie dobiegnie końca.
Denis zerknął krótko na mamę, która jednak zdawała się nie mieć nic do powiedzenia, więc po chwili przemyśleń posłusznie się podniósł i ruszył za bratem.
— Dokąd idziemy? — zapytał, gdy jakieś pięć minut później wyszli na zewnątrz i skierowali się do furtki z tyłu działki, która prowadziła do lasu.
— Na spacer — odparł tylko enigmatycznie Wiktor, nie przestając kroczyć przed siebie i dzierżąc w dłoni czteropak piwa.
Z tym jego brat nie miał nawet jak dyskutować, więc dalej kroczył za bratem, dochodząc do wniosku, że zaraz pewnie i tak się dowie, o co chodzi, więc musi po prostu poczekać, aż Wiktor go oświeci.
Kilkanaście minut później znaleźli się nad Płoską, niewielką rzeczką, którą fragmentami można było z powodzeniem po prostu przeskoczyć, jednak Wiktor zaprowadził ich na niewielką kładkę, którą lata temu Marcel zbudował z kilkoma sąsiadami, by ułatwić przedostawanie się na drugą stronę lasu. Była to naprawdę fajna miejscówka: drewniany mostek nad płytkim, przejrzystym strumykiem w cieniu drzew, który prowadził na trawiastą łąkę. Idealne miejsce by wypocząć i się wyciszyć.
Wiktor wszedł na kładkę, po czym usiadł na niej, spuszczając nogi. Obok postawił piwo, które zaraz rozpakował, wyjął dwie puszki, a potem wyciągnął jedną do brata. Gdy Denis ją przyjął, przysiadł obok i przez moment w ciszy popijali trunek.
— Wkurwiasz mnie — zaczął wreszcie bez ceregieli Wiktor.
Denis na początku nie odpowiedział, a tylko pokiwał głową na znak, że jest sobie w stanie wyobrazić powód.
— Pamiętasz, jak ponad rok temu Marlena powiedziała mi, że chyba jest w ciąży, ja o mało nie umarłem ze strachu, a ty poszedłeś do jej rodziców, podałeś się za mnie i ubłagałeś ich jakoś, by nie mówili o tym wszystkim naszym rodzicom? — przypomniał sytuację, na co Denis uśmiechnął się pod nosem.
— Patrząc na ostatnią akcję z Adą, dobrze się stało, że to jakoś odkręciliśmy i rodzice do dzisiaj żyją w słodkiej nieświadomości.
— Nie. Nie my. Ty to odkręciłeś. Dla mnie — podkreślił Wiktor.
— Daj spokój, to nic takiego. Poza tym gdyby Marlena rzeczywiście była w ciąży, to nie byłoby ratunku. Więc to czysty przypadek, że się z tego wywinąłeś — nie zgodził się drugi Armiński.
— Nie pierdol. Uratowałeś mi dupę więcej razy niż mógłbym zliczyć. Dlatego wkurwiasz mnie, bo widzę, że coś jest nie tak, mam okazję się jakoś zrekompensować i chcę ci pomóc, a ty mi, kurwa, nie pozwalasz — warknął i spojrzał rozeźlony na brata.
— Ostatnio przecież uratowałeś mi dupsko po imprezie — przypomniał Denis.
— Na jeden przypał z którego cię ratuję, przypada dziesięć moich przypałów z których ratujesz mnie ty — zobrazował dobitniej Wiktor.
— Będziemy się teraz licytować, kto ile razy komu pomógł i kto jest ile komu winien?
— Wyobraź sobie, że nie chodzi mi o poprawienie statystyk, tylko chce być, kurwa, dobrym bratem — warknął Wiktor, nie będąc pewien, czy Denis celowo go zbywał, czy aż tak źle o nim myśli.
— Jesteś — zapewnił go zaraz drugi Armiński.
— A jakoś milczysz jak zaklęty i starasz się udawać, że wszystko jest po staremu, kiedy przecież widzę, że coś jest nie tak. Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko… — dodał na koniec z pretensją Wiktor.
— To po prostu… chodzi o kilka czynników. Koniec końców nic poważnego. — Denis wzruszył ramionami, znowu bagatelizując swoje problemy, na co jego brat przewrócił oczami.
— No to słucham. Wal. Znajdziemy drogę na około z każdego bagna — powiedział zaraz.
Denis zagryzł wargę, zastanawiając się nad czymś, po czym uznał, że powie prawdę. No… a przynajmniej jej część. Tak żeby się dłużej nie wykręcać i nie wkurzać brata.
— Trochę przeraża mnie, że wy tu wszyscy zostaniecie, a ja się będę musiał wynieść, całkiem możliwe, że na drugi koniec Polski. Może to i głupie, sam tak czasami czuję… ale mam takie dni, że nie mogę nawet przez to spać — mruknął nieśmiało.
— To w ogóle nie jest głupie — nie zgodził się błyskawicznie Wiktor, czym aż zaskoczył brata. — Też mi jest z tego powodu czasami smutno. Że już nie będziemy gówniarzami pod parasolem rodziców i tak dalej.
— Ale ty tu chociaż zostaniesz — zauważył Denis. — Może i przeniesiesz się na jakąś stancję, ale będziesz mieć rzut beretem do domu i zostanie tu większość naszych znajomych. Dla mnie to zupełnie coś nowego i…
— Chyba pójdę na UW — przerwał mu niespodziewanie Wiktor, co spowodowało, że Denis znowu zaniemówił. 
— Serio? — zapytał, czując, jak zaczyna w nim kiełkować iskierka radości, nadziei i ulgi jednocześnie.
— Matura poszła mi lepiej niż przypuszczałem i chyba mam realne szanse się tam dostać — zdradził. — No a na UW poziom jest znacznie wyższy niż tu u nas.
— I też chcesz iść na fizykę? — zaciekawił się Denis. Jego brat przez lata miał różne pomysły na rozwinięcie swojej kariery i zmieniał zdanie za każdym razem, jak znajdował sobie jakieś nowe hobby. Oczywiście przez bardzo długi czas chciał zostać zawodowym pływakiem, ale ostatecznie mu przeszło, kiedy zaczął interesować się informatyką i wymyślił, że zostanie programistą. Potem przez jakiś czas chciał zostać speleologiem, następnie biotechnologiem — choć nie lubił biologii — alpinistą, geologiem… i wiele innych, ale generalnie z jego zainteresowań można było wywnioskować, że chciał zostać naukowcem. W liceum na pierwszy plan wysunęła się fizyka i kiedy wszyscy myśleli, że Wiktorowi przejdzie, niespodziewanie przez całe trzy lata trzymał się swoich planów i teraz, kiedy było oficjalnie po maturach, nadal był zdeterminowany, aby ją studiować.
— Sí — potwierdził jedynie rzeczowo.
— Zdecydowanie powinieneś to zrobić! — poparł entuzjastycznie ten pomysł Denis, czując nagły skok euforii. To była fantastyczna wiadomość! Gdyby byli we dwóch, byliby nieustraszeni! Chyba że sam się nie dostanie do Warszawy i będzie musiał wyemigrować jeszcze dalej… 
Stop! Nie wiesz, co będzie, więc już nie torpeduj swoich myśli, tylko ciesz się, że potencjalnie będziesz miał kompana w tej przeprowadzkowej niedoli.
— Dobra, to teraz mów, o co chodzi z tym wymykaniem się na ruchańsko? Czemu tak wtopiłeś, że musieliśmy wszyscy o tym rozmawiać? — zażartował, płynnie zmieniając temat, zupełnie jakby to, co przed chwilą zdradził było czymś zwyczajnym, niezbyt interesującym i należało nad tym przejść do porządku dziennego.
Denis pomimo zaskoczenia i zakłopotania natychmiast wyczuł, że to było celowe działanie i jego brat próbował odciągnąć od siebie uwagę. Ale nie zamierzał teraz naciskać. Już w końcu zaczęli ten temat, więc z pewnością do niego wrócą. 
— Kurwa no… co ja poradzę, że mama mnie przyłapała? Plan był dobry… tylko nie wypalił — wyjaśnił, krzywiąc się.
— To coś poważnego?
— Nie — zaprzeczył z prędkością światła Denis, jeszcze przy tym parskając.
— Wcale nie zabrzmiało to podejrzanie — wykpił go Wiktor.
— Serio nie — powiedział spokojniej, po czym westchnął, jakby chciał coś dodać, ale ostatecznie zrezygnował.
— Znam go, czy to jakiś random? — drążył jego brat.
— Nie znasz.
— Coś kręcisz — stwierdził dobitnie Wiktor, choć Denis starał się reagować naturalnie.
— Nic nie…
— O kurwa! — wykrzyknął nagle. — Ruchasz się z Oliwierem?! — dodał ciszej, jednak nadal z niezdrową ekscytacją i wlepił intensywne spojrzenie w brata.
— Co?! — Denis spojrzał na niego z przerażeniem. Skąd Wiktor wpadł na ten kuriozalny pomysł?!
— To ma sens! — nakręcał się nadal. — Jak byliśmy na Mazurach, to zniknęliście na kilka godzin, potem się w niego wgapiałeś jak zahipnotyzowany, jednocześnie mordując spojrzeniem Marcina. Razem trenujecie, po tej imprezie w zasadzie nawet nie dyskutował, tylko zabrał cię do siebie na całą noc…
— To nie Oliwier! — zaprzeczył gorączkowo Denis, wpadając drugiemu bliźniakowi w słowo. W zasadzie to aż sam nie wiedział, czy wściekł się bardziej przez to, że brat go rozpracował… czy przez to, że jego podejrzenia nie do końca były zgodne z prawdą.
— Nie? — zapytał jakby z zawodem Wiktor.
— Nie, Jezu… weź przestań. Sypiam z takim Mariuszem. Nic nikomu nie mówię bo… — zawahał się — bo on jest sporo starszy — wyznał jednak. — Starszy od rodziców… — uściślił.
— …jak bardzo starszy? — zapytał ostrożnie Wiktor.
— Nie aż tak, spokojnie — mruknął Denis.
— A Oliwier? 
— Co Oliwier? 
— No nie mam urojeń. Coś jest między wami — upierał się Wiktor.
— Nic nie ma… — mruknął ponownie Denis, jednak z jeszcze większą rezygnacją.
— Eee… — zaczął nieco skonfundowany Wiktor. — Ale chciałbyś, żeby było? — domyślił się.
Denis nic nie odpowiedział, jednak jego milczenie było bardziej wymowne, niż jakiekolwiek słowa. Nie miał pojęcia kiedy w trakcie tej rozmowy Wiktor rozpracował go niczym saper, ale przestał mieć jakąkolwiek motywację by się wypierać. Wręcz przeciwnie, coś mu wewnętrznie podpowiadało, że przerzucenie tej informacji na inną osobę — zwłaszcza taką, której ufał — trochę go odciąży.
— Serio? Oliwier? — zapytał z nutką zdziwienia pomieszanego z zawodem Wiktor, gdy Denis zbyt długo milczał. W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. — Ale on jest… no wiesz. To Oliwier — wyjaśnił, nie do końca wiedząc, jak ma uargumentować swoją wypowiedź, jednak liczył, że brat go zrozumie.
— Co mam ci powiedzieć? — zapytał nieco bezradnie Denis. — Nie planowałem tego.
— Kurde… — mruknął Wiktor. — W sensie wiesz, nie żeby coś, lubię go, zawsze był w naszej rodzinie i mogliśmy na niego liczyć, ale no… — zawiesił się na moment. — Popatrz co się stało z Marcinem i ogólnie z każdym typkiem, który kiedykolwiek się z nim zadał. Oli wydaje się być w te klocki strasznie chujowy — wydedukował. — Serio chciałbyś, żeby i ciebie tak potraktował?
Denis aż zamrugał zdumiony. Brat, po raz nawet nie wiedział który, zaskoczył go swoim podejściem. Po pierwsze przez to, że w zasadzie wcale nie wyglądał na zdziwionego czy zniesmaczonego tą informacją, a po drugie bo spojrzał na nią z zupełnie innej perspektywy niż Denis zakładał. Co więcej… okazywało się, że sam nigdy nie myślał w ten sposób — że Oliwier faktycznie może być bardzo kiepskim materiałem na partnera. Oczywiście widział, że na przestrzeni lat ten miał wielu różnych facetów, którzy nigdy nie zagrzali na dłużej miejsca przy jego boku, ale nigdy nie przyszło mu na myśl, czy przypadkiem nie skończyłby tak samo. A przecież sam Oliwier go ostrzegał, że nawet jeśli pokonali by wszelkie przeciwności i czegoś spróbowali… to by ostatecznie go skrzywdził.
— Eee… nie myślałem o tym — przyznał wreszcie szczerze. — Ale po co miałbym? To i tak tylko głupie zauroczenie — zdegradował swoje uczucie. — Nic nigdy między nami nie będzie, więc bez sensu zastanawiać się, co by było gdyby. — Wzruszył na koniec ramionami.
— E tam, nie wiesz tego — zaprzeczył beztrosko Wiktor. 
— No właśnie, że wiem. Sam Oliwier mi to uświadomił — zdradził na koniec ciszej.
— Gadaliście o tym? — Wiktor brzmiał na zaskoczonego.
— Tydzień temu. Oli w końcu się domyślił i postanowił ukrócić moje mrzonki.
— Hmm…
— Co? — Denis spojrzał na brata zaintrygowany jego nieprzekonaną reakcją.
— Jeżeli faktycznie miałby na ciebie wyjebane, to by ci nawet tego nie mówił. Po co niby miałby cię powstrzymywać, jeżeli by mu to latało? — zapytał retorycznie, a kiedy Denis wzruszył bezradnie ramionami, dopowiedział: — Bo pewnie się cyka, że przestanie mieć na to wpływ i go to przerośnie.
— Po prostu powiedział mi, żebym nie tracił czasu na wzdychanie do niego, bo nic się nie wydarzy — zbagatelizował Denis.
— No nie wiem… — mruknął Wiktor. — Dla mnie to wytłumaczenie jest naciągane jak guma w majtkach — parsknął.
— Wiesz, nie można odmówić mu logiki. Wyobraź sobie, jak strasznie chujowo by to wyglądało, gdyby ojciec się dowiedział — zauważył kolejny problem Denis.
— Znając naszego Marcela, to pewnie jeszcze by się ucieszył, że wybranek jego syna jest znajomy i sprawdzony — zaśmiał się.
— Nie wydaje mi się. — Skrzywił się Denis. — Wyobraź sobie, że podoba ci się jakaś koleżanka mamy i…
— O, ta Justyna jest całkiem niezła. Z łóżka bym jej na pewno nie wyrzucił! — przerwał mu szybko Wiktor, dalej się śmiejąc, jakby nie widział kompletnie nic złego w tej wizji.
— No i jak myślisz? Co by pomyślała mama, jakby się dowiedziała, że puknąłeś jej przyjaciółkę? — zobrazował dosadnie Denis.
— A bo ja wiem? Pewnie byłaby zniesmaczona. Nie czaję, czemu tak dramatyzujesz. To nie tak, że Oliwier jest z nami spokrewniony albo by cię zmolestował czy coś. Może i jestem bezmyślnym gówniarzem, który nie widzi tu dramatu, ale serio, co najgorszego mogłoby się stać, gdyby rodzice się dowiedzieli? Byłoby przez jakiś czas niezręcznie i tyle — odparł beztrosko, na co Denis uśmiechnął się pod nosem. Czasami naprawdę zazdrościł podejścia do życia bratu. Wiktor nie miał w zwyczaju przesadnie rozwodzić się nad wszystkim i nie szukał potencjalnych problemów. Wychodził z założenia, że będzie się martwił, gdy coś już się stanie, zamiast snuć czarne scenariusze na zapas. 
— Żeby to było takie proste… — westchnął w odpowiedzi.
— Jest — potwierdził zaraz dobitnie Wiktor. — To nie tak, że ja cię namawiam, bo to jednak Oliwier, który potrafi być strasznym chujem… ale jak cię kręci, to coś z tym zrób. Co? Poddasz się tak po prostu, bo on ci powiedział, żebyś sobie odpuścił? — zapytał z prowokacją w głosie, mając pełną świadomość, że to brzmi jak wyzwanie. 
— Wtedy wszystko się zmieni… — wyznał z przestrachem Denis, wpatrując się gdzieś przed siebie.
— I tak się zmieni — zapewnił go brat. — Jeszcze mnóstwo rzeczy się zjebie i drugie tyle mile cię zaskoczy. Jasne, możesz sobie odpuścić, jeżeli uważasz, że tak będzie lepiej, ale dlaczego chcesz oddać kontrolę? Masz fizyczną możliwość sprawdzić, czy to jest naprawdę coś, czego pragniesz. Może się nie uda. Może Oli faktycznie ma cię w dupie… to źle zabrzmiało, ale nieważne — wtrącił, na co Denis zachichotał — może go nie obchodzisz i faktycznie z dobroci serca postanowił cię uprzedzić, ale dopóki sam tego nie sprawdzisz, nie będziesz miał pewności. Boisz się iść na studia do innego miasta, ale nie rezygnujesz z tego, mimo iż wiesz, że też wiele rzeczy się zmieni. Twoja ciekawość doświadczenia czegoś nowego jest silniejsza od strachu. Spróbuj ukierunkować swoje myślenie w ten sam sposób w kontekście Oliwiera — polecił bardzo rozważnie.
Denis patrzył tylko z niedowierzaniem na brata, kręcąc głową. Z jednej strony nie spodziewał się aż tak emocjonującego wywodu, a z drugiej… to było bardzo w stylu Wiktora — mówienie tego, co miał na myśli. Najpierw tak po prostu stwierdził, że chyba też pójdzie na studia do Warszawy, potem bez żadnego zażenowania przyswoił informację, że jego brat czuje coś do najlepszego przyjaciela ich ojca, a na koniec jeszcze kazał mu wziąć sprawy w swoje ręce i oczywiście — co znowu było tak bardzo w stylu Wiktora — kazał działać, a ewentualnymi konsekwencjami przejmować się, kiedy te wystąpią.
— Teraz jesteś taki cwaniak, a jeszcze tydzień temu chodziłeś obrażony na cały świat, nic nie mówiąc nikomu — wytknął mu złośliwie, żeby nieco rozładować atmosferę. Nie chciał, żeby zrobiło się za bardzo ckliwie.
— Sorry, miałem inne priorytety. Grałem w Wiedźmina i nie miałem czasu na rodzinne dramaty — odpowiedział zupełnie poważnie, na co Denis zaśmiał się w głos.
— Cieszę się, że wreszcie mogłem to z siebie wyrzucić — wyznał z przyjaznym uśmiechem, gdy już się uspokoił. — I… przepraszam, że przez to byłem taki dziwny i się odsunąłem — dodał skruszony.
— Jesteś głupi, wiesz? — zapytał go w odpowiedzi Wiktor. — Przez ten cały czas głowiłem się, co ci się uroiło w tej łepetynie, że nie wiem… złapałeś jakiegoś syfa, wplątałeś się w jakieś nieciekawe towarzystwo albo zabiłeś kogoś i dopadły cię wyrzuty sumienia… a tu cały czas chodziło o Oliwiera? Serio? — Pokręcił z dezaprobatą głową, na co Denis uśmiechnął się szczerze. — Nie no, też przepraszam, że cię tak wtedy zjechałem. 
— To co? Buzi na zgodę?
— Spierdalaj — odparł z obrzydzeniem, a Denis znowu zachichotał. — O właśnie! Robimy w przyszły weekend to ognisko? Chłopaki już mnie pytali i… — zmienił zaraz temat, a w jego głosie dało usłyszeć się podekscytowanie.
Denis słuchał zaintrygowany tego pomysłu, zapominając chwilowo o całym świecie. Ulga jaką właśnie odczuwał była nie do opisania. Przez ten cały czas dusił swoje emocje i pomimo, iż ktoś od czasu do czasu go przyciskał i wydobywał z niego jakieś informacje, to nigdy szczerze nie wyznał wszystkiego — no może jedynie Oliwierowi, ale on był pośrednio źródłem jego zawirowań emocjonalnych, więc jego wsparcie nie było zbyt pomocne. Teraz wreszcie to zrobił. Wylał z siebie wszystko przed Wiktorem i nie dosyć, że został zrozumiany, to jeszcze wstąpiła w niego jakaś nowa energia. Jakby uwolnił się od całego ciężaru i poczuł, że wreszcie może skoncentrować się w pełni na sobie i na tym, co jest dla niego najważniejsze. 
Jak to się stało, że na początku wykluczył Wiktora jako osobę, której może się wygadać? Może faktycznie był głupi? Na całe szczęście Wiktor nim ostro potrząsnął, a potem jeszcze przycisnął i wrócili na właściwe tory.
Posiadanie klona było jednak częściej błogosławieństwem niż przekleństwem.
* * *
23 maja 2018
Doskonale wiedział co robił i czemu to robił, co paradoksalnie powodowało, że był jeszcze bardziej rozdrażniony. Jednak nie potrafił inaczej; taka ucieczka w pracoholizm wydawała się najbezpieczniejszym i najrozsądniejszym rozwiązaniem, póki czegoś nie wymyśli. A miał spory bałagan w głowie, który wymagał gruntownych porządków. 
Tylko że był pewien problem. O ile w pracy jego cierpliwość wydawała się nieograniczona, tak prywatnie nienawidził czekać. Nie cierpiał, kiedy działo się coś, na co może i miał wpływ, jednak przekrój emocji jakie w nim buzowały i tak uniemożliwiał mu podjęcie sensownych działań i w zasadzie zaślepiał logiczne myślenie.
Nie wiedział, co bardziej go irytowało, przerażało i zaskakiwało jednocześnie; fakt, że nie mógł przestać myśleć o tym, co powiedział mu Denis o swoich upodobaniach, czy to… że z jakiegoś powodu to pożerało większość jego myśli i nie potrafił się opamiętać, i przestać tego analizować. Na zdrowy rozsądek, to w zasadzie nie powinno go obchodzić. Skoro gówniarz lubił się tak zabawiać… no to niech się zabawia — najwyżej się sparzy i może wtedy coś do niego dotrze. A mimo wszystko Oli nie potrafił sobie darować, że nie miał nad tym kontroli — co było absurdalne, bo niby czemu miałby mieć kontrolę nad życiem jakiegoś nastolatka? — i Denis po prostu go nie słuchał. 
Istniała też opcja, że młody Armiński faktycznie był w pełni świadomy tego co robił i rzeczywiście dobrze się bawił z tym… z tym Mariuszem. Ale tego Oli nie chciał do siebie dopuścić. To by oznaczało, że Denis potrafi samodzielnie myśleć, jest odpowiedzialny i może o sobie decydować… czyli że jest dorosły, robi dorosłe rzeczy… czyli że to wcale nie było takie tragiczne, kiedy wyobrażał go sobie nago i…
Nie. To zdecydowanie było tragiczne. Lepiej było myśleć o Denisie jako o nieświadomym i zagubionym dzieciaku, którego trzeba ratować, bo wtedy Oli miał poczucie, że od początku miał rację, a o dzieciach przecież nie wolno myśleć w taki seksualny sposób. Nawet jeśli są pełnoletnie. I nie są twoimi dziećmi. 
Może znajdzie tego Mariusza i mu wytłumaczy — prośbą lub groźbą — żeby trzymał się z dala od Denisa i nie mieszał mu w głowie? Tak! To dobry pomysł!
Nie! To fatalny pomysł! Czy ty w ogóle ogarniasz, co się dzieje?!
Kiedy dotarło do niego, jak bardzo się zafiksował i że nawet już nie jest w stanie skupić się na pracy, zacisnął zęby, wyparował ze swojego biura i pomaszerował dwa piętra wyżej do Klaudii.
— O… Oli! Dawno cię tu nie…
— Zaraz zwariuję — przerwał jej, nawet się nie witając. — Coś ci powiem, a potem ty mi powiedz, czy myślę jeszcze choć trochę racjonalnie, czy jestem straconym przypadkiem — poprosił i nie czekając na zaproszenie, po prostu opadł na kanapę w jej gabinecie z głośnym westchnieniem i przetarł twarz dłonią.
— Hmm… — mruknęła zaintrygowana, przystawiając obrotowy fotel bliżej Francuza i wychyliła się do stolika, by nalać mu do stojącej na nim szklanki wody. — Śmiało, nie krępuj się — zachęciła.
— Słuchaj, byłem z Marcinem na tych Mazurach, było spoko, ale go rzuciłem parę dni potem, bo jednak, kurwa, no nie mogłem sobie wyobrazić, żeby coś z tego było. On to przyjął całkiem spoko, było okej, potem powiedziałem dzieciakowi Marcela, żeby przestał do mnie wzdychać, bo jestem za stary, no a on jest dzieckiem, potem przespałem się znowu z Marcinem i dowiedziałem się, że Denis sypia z jakimiś starymi dziadami, czaisz?! Powinienem coś z tym chyba zrobić, nie? Niby to nie mój biznes, ale jednak szkoda mi tego dzieciaka, żeby jakiś idiota skrzywił mu psychikę, ale nie mogę powiedzieć Marcelowi, bo to w chuj niezręczne i chyba dostałby zawału. Ostatnio i tak miał już podbramkową sytuację, bo jego siedemnastoletnia córka prawie zaszła w ciążę — wyrzucił z siebie praktycznie wszystko jednym tonem, mieszając wątki, jakby sam nie wiedział, co go bardziej trapi.
Klaudia na początku wpatrywała się tylko w niego zszokowana i nienaturalnie szybko mrugała.
— Więc rzuciłeś Marcina, a potem i tak się z nim przespałeś? — dopytała, chcąc sobie poukładać tę historię w miarę chronologicznie.
— No chujowo, wiem. Ale sam stwierdził, że jakby nie chciał, to by nie przyszedł… a przyszedł — odparł nieco obronnie Francuz.
— A co z tym Denisem? Przyznam, że jestem trochę zaskoczona, bo nigdy o nim nie wspominałeś. Co oznacza, że do ciebie wzdychał? — podpytała.
— No to w sumie trwało od dawna, ale to dzieciak, myślałem, że mu po prostu w pewnym momencie przejdzie, jednak ostatnio dał mi do zrozumienia, że niekoniecznie, więc delikatnie wytłumaczyłem mu, żeby sobie nie wyobrażał za dużo — odparł pokrętnie.
— Co konkretnie robił? — drążyła mimo wszystko Klaudia.
— Głównie to obserwował mnie, często w szatni jak się przebieraliśmy po treningach. Kilka razy jak sparowaliśmy zauważyłem, że dostał wzwodu. Jak byliśmy na Mazurach, to trochę się zagalopował i błysnął mi przed oczami tyłkiem, więc jak wróciliśmy, to postanowiłem go uświadomić, że wiem, co robi — wyjaśnił wreszcie.
— Ale nie zachowywał się natarczywie?
— To znaczy? — Oli uniósł zaskoczony brew.
— Na przykład nie prowokował cię celowo, nie wiem… nie wysyłał ci dwuznacznych zdjęć, nie pisał do ciebie odważnych SMS-ów, nie próbował podrywać, wprawiać cię w zakłopotanie? — wymieniła.
— No… no nie — przyznał policjant.
— I jak zareagował na tę rozmowę?
— Myślałem, że całkiem dobrze. Powiedział, że rozumie i żebym się nim nie przejmował… no a potem dowiedziałem się, że umawia się z jakimś starszym facetem, żeby zrobić mi na złość — parsknął na koniec.
— Jak się dowiedziałeś? 
— Marcin ich zobaczył razem i mi powiedział — wyjawił.
— No… to wcale nie brzmi, jakby ten Denis chciał ci zrobić na złość. Dowiedziałeś się o jego spotkaniu zupełnie przypadkiem. Może wcale nie chciał, żebyś się o tym dowiedział? — zasugerowała Klaudia. — Skąd w ogóle wiesz, w jakim celu się spotkali?
— Bo z nim rozmawiałem — wymruczał nieco zażenowany, z jakiegoś powodu czując, że to co mówi, wcale nie przemawia na korzyść jego rozsądku.
— I co ci powiedział?
— Że… że po prostu lubi starszych i to nie ma ze mną nic wspólnego — dodał jeszcze ciszej.
— Brzmi na bardzo rozsądnego dzieciaka — przyznała kobieta. — Ale uważam, że mimo wszystko powinieneś porozmawiać z Marcelem i powiedzieć mu, że jego dziecko jest narażone na bardzo niezdrowe kontakty — poradziła, a Oli wreszcie przytaknął, jakby z ulgą, że jednak nie postradał rozumu i nie tylko jemu zachowanie Denisa wydawało się nieodpowiednie. — Ile on ma lat? — dopytała Klaudia, a Oli na moment znieruchomiał, jakby musiał zastanowić się nad sensem tych słów.
— Eee… ponad dziewiętnaście — odparł wreszcie. — A co to ma za znaczenie? — dodał pospiesznie.
Klaudia odetchnęła ciężko i pokręciła głową.
— Kiedy zacząłeś opowiadać mi tę historię, byłam przekonana, że mówimy o dziecku — zaczęła.
— Bo mówimy — zapewnił szybko Oli.
— Przez dziecko miałam na myśli piętnasto-szesnastolatka, który rzeczywiście może jeszcze nie rozumieć do końca działa jak seksualność, a nie fakt, że jest czyimś dzieckiem. Ty też jesteś czyimś dzieckiem, ja jestem czyimś dzieckiem, ale jesteśmy dorośli. Denis jest dzieckiem Marcela. Ale ma dziewiętnaście lat, więc w moich oczach jest młodym dorosłym i taki też powinien być dla ciebie — wyjaśniła możliwie najprościej, ale po minie Francuza wywnioskowała, że to do niego nie przemawia. — Czy jest ubezwłasnowolniony? — zapytała, na co Oli przewrócił oczami, a co było jednoznaczną odpowiedzią. — Niepełnosprawny? Niedołężny w jakimkolwiek stopniu? — Tym razem policjant się po prostu nie odezwał. — Ma jakieś zaburzenia psychiczne? — Oli parsknął. — Nie widzę zatem powodu, dla którego powinieneś ingerować w jego wybory — uznała, choć po minie blondyna nadal było widać, że to jest coś, czego zdecydowanie nie chciał słyszeć.
— Ten koleś go najpewniej wykorzystuje — obstał przy swoim.
— Powiedziałeś mu o swoich obawach? — zapytała, a kiedy Francuz niechętnie przytaknął, dopytała jeszcze: — I co ci odpowiedział?
Oli milczał dłuższą chwilę, nim zmusił się do przemówienia.
— Że doskonale wie co robi i po prostu dobrze się bawi z tym facetem… 
— Więc w czym jest problem? — drążyła Klaudia, mając nadzieję, że Oliwier sam dojdzie do właściwych wniosków… ale on chyba bardzo tego nie chciał albo faktycznie był tak oporny i to do niego nie docierało. — Lubisz go? — zapytała wprost, co zaraz spotkało się z oburzonym spojrzeniem blondyna.
— Nie w taki sposób!
— Dobrze, porozmawiajmy chwilkę o twoim ojcu — zdecydowała niespodziewanie, przeskakując na zupełnie inny temat, na co Oli rozłożył ręce, po czym opuścił je bezradnie.
— A co nagle ma do tego mój ojciec? 
— Zaskakująco wiele, jak zaraz sam zobaczysz — zapewniła Klaudia. — Jakie było twoje dzieciństwo?
— Chujowe — odparł szybko zrezygnowany, bo zaczął wątpić, czy powinien tu w ogóle przychodzić, skoro Klaudia w ogóle nie skupiała się na tym, z czym do niej przyszedł.
— Byłeś bezbronnym, bezradnym dzieckiem zdanym na łaskę tyrana, zgadza się? — sama podsunęła mu odpowiedź, by nie musieli za długo krążyć. W zasadzie to wcale nie chciała teraz za bardzo rozwodzić się nad dzieciństwem policjanta. Chciała mu jedynie pokazać pewną analogię.
— No powiedzmy — przyznał niechętnie.
— Nie miałeś nad niczym kontroli — postawiła kolejną tezę. 
— Byłem małym gówniarzem, skąd niby miałem ją mieć? — sarknął.
— No właśnie. W stabilnym, zdrowym środowisku nie potrzebowałbyś tej kontroli. Wystarczyłoby ci poczucie bezpieczeństwa i sama świadomość, że jest ktoś, kto zawsze ci pomoże, ochroni cię… — wymieniała. — W twoim przypadku było zupełnie odwrotnie; całe dzieciństwo spędziłeś w strachu, nie wiedząc za co i kiedy dostaniesz lanie od ojca — przypomniała dla kontrastu.
— Nadal nie czaję, jak od Denisa przeszliśmy do mojego dzieciństwa — uznał zdziwiony.
— Powiedz mi, co teraz robisz? — zapytała ogólnie.
— Zaczynam mieć co do tego pewne wątpliwości — znowu zakpił.
— To co przeżyłeś w dzieciństwie teraz sprawia, że masz obsesję na punkcie kontroli…
— Tak, tak. Nie potrafię się zaangażować, nikogo do siebie nie dopuszczam, bo się niby boję zostać ponownie skrzywdzony, bla, bla, bla  — dokończył za nią, przewracając oczami, przypominając sobie ich spotkanie jakiś czas temu, kiedy Klaudia próbowała mu tłumaczyć, dlaczego nie może zaangażować się w poważną relację.
— Bardzo się cieszę, że pamiętasz — pochwaliła, udając, że nie wyłapała sarkazmu. — A wiesz, co jeszcze robisz?
— Pewnie zaraz mnie oświecisz — parsknął.
— Już śpieszę z wyjaśnieniem — potwierdziła z uśmiechem. — Twój ojciec cię maltretował, bo byłeś dla niego słabszą jednostką. Miał nad tobą władzę. I fakt, on już nie żyje i mogłoby się wydawać, że się od niego uwolniłeś, ale on nadal siedzi w twojej głowie i go naśladujesz; wybierasz słabsze jednostki, które możesz kontrolować… i może niekoniecznie chcesz je krzywdzić, tak jak to czynił twój ojciec… ale zakładasz, że jak ktoś jest od ciebie słabszy, to nie skrzywdzi ciebie — zauważyła, na co Oli tylko zacisnął mocniej szczękę i świdrował ją spojrzeniem. — Powiedziałeś na samym początku, że rzuciłeś Marcina, a potem znowu się z nim przespałeś… ale to nie jest powód, dla którego przyszedłeś tu taki spanikowany. W zasadzie odkąd zacząłeś zaaferowany opowiadać o Denisie, chyba zapomniałeś, że ktoś taki jak Marcin istnieje — wytknęła mu.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał sucho.
— To że trafiłeś na kogoś, kogo nie możesz kontrolować i nie masz na niego wpływu.
— Denis to tylko dzieciak. — Oli westchnął potężnie.
— Możesz to sobie wmawiać jeśli chcesz, ale fakty są takie, że bardzo chciałbyś na niego wpłynąć i nakazać mu, jak ma się zachować… tak jak to robiłeś i nadal robisz z Marcinem. Tyle że Denis w przeciwieństwie do Marcina w ogóle cię nie słucha — poinformowała go z delikatnym uśmiechem.
— Nie wiem nawet jak można porównywać Marcina do Denisa. Marcin był moim kochankiem, a Denis to…
— …a Denis tak samo jak Marcin żywi do ciebie jakieś romantyczne uczucia, tyle że wcale nie biega za tobą i nie doprasza się o uwagę, tylko grzecznie zaakceptował twoją wolę i ruszył dalej. I miał jeszcze czelność znaleźć sobie kochanka — dodała na koniec dobitnie.
— Czy ty nie słyszysz jak to absurdalnie brzmi? — zapytał z syknięciem. — Bardzo dobrze, że się ode mnie odczepił, tylko serio nie chcę mieć na sumieniu gówniarza, który zadaje się z jakimś podejrzanym typem tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę — warknął, na co Klaudia jedynie założyła przedramiona na piersi.
— Szkoda, że ty nie jesteś w stanie usłyszeć, jak absurdalnie brzmisz — odbiła. — Oliwier — zaczęła spokojnym, aczkolwiek stanowczym tonem. — Ty jesteś po prostu zazdrosny, że Denis przestał skupiać na tobie uwagę. Sam kazałeś mu to zrobić, żeby mieć czyste sumienia, a kiedy faktycznie postąpił zgodnie z twoją wolą, wściekłeś, bo przestał cię widocznie adorować — zobrazowała dobitnie, na co Francuz zaśmiał się w głos, ale nie zraziło jej to, bo kontynuowała: — Teraz wmawiasz sobie, że chcesz go uratować przed jakimś nikczemnym facetem, bo jest synem twojego przyjaciela… ale w rzeczywistości boisz się, że może ci się spodobać jako mężczyzna. — Gdy zobaczyła piorunujące spojrzenie policjanta, wystawiła przed siebie obronnie dłonie i dodała jeszcze: — Nie twierdzę, że to nie jest problematyczne. Marcel to twój przyjaciel i to mogłoby być powodem, który zakończyłby waszą przyjaźń, ale to nie oznacza, że Denis jest jakimś zakazanym owocem. Bo… nie jest i wiem, że i ty to wiesz.
— Pierdolisz od rzeczy — skomentował wreszcie bezpardonowo i pokręcił z zażenowaniem głową. 
Klaudia jednak tylko uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Powinieneś zdecydować, Oli — zasugerowała. — Albo mówisz mu wprost, dlaczego tak bardzo razi cię, że skupił się na kimś innym, albo dajesz mu spokój i nie wtrącasz się w jego wybory, wmawiając sobie, że robisz to dla jego dobra — przedstawiła alternatywy.
— To jest dla jego dobra — upierał się zawzięcie policjant.
— Nie. To dla twojego komfortu psychicznego i dlatego, że zachowujesz się jak… — zawiesiła głos, szukając w głowie odpowiedniego porównania, aż wreszcie jej oczy rozszerzyły się, jakby wpadła na coś genialnego — …jak francuski piesek!
— Chodziło ci o psa ogrodnika? — Oli zmrużył nieprzekonany oczy, na co Klaudia westchnęła.
— No i wszystko zepsułeś — zażartowała, by nieco rozluźnić napięcie. I chyba jej się udało, bo Oli wreszcie westchnął ciężko, pochylił się, podpierając łokcie o kolana i schował twarz w dłoniach. Milczał z minutę, po czym odezwał się, jednak w jego głosie nie było już agresji czy cynizmu, a bezradność.
— Nie mogę patrzeć na niego inaczej niż na syna Marcela. Po prostu nie. To pojebane i nienormalne — zdradził  i popatrzył na Dębską z jakimś niemym błaganiem w głosie, aby potwierdziła, że ma rację i jego obawy są słuszne.
— Ale patrzysz — bardziej stwierdziła, niż zapytała, na co Oli przygryzł wargę i pokręcił głową.
— Znam go odkąd robił w pieluchy. Nie przepadam za dziećmi, ale on był tym, którego tolerowałem, bo to w końcu dzieciak Marcela. Jak zaczął dorastać i w miarę logicznie myśleć, to serio go polubiłem. Nadal uważam, że to fajny, rozgarnięty… chłopak — zawahał się, nim kolejny raz nazwał Denisa „dzieciakiem”. — To było nawet w jakiś sposób urocze, jak sobie uświadomiłem, że młody się we mnie wpatruje maślanymi oczami. Byłem przekonany, że mu przejdzie, że znajdzie sobie jakiegoś dzieciaka i… no po prostu nigdy nie przykładałem do niego zbytniej uwagi. Byłem świadomy, że istnieje i chciałem, żeby zawsze wszystko układało się dla niego dobrze, ale całe życie był w moich oczach tylko dzieciakiem Marcela — podkreślił jeszcze raz. — Mam wrażenie, że sam otworzyłem puszkę Pandory i kiedy uświadomiłem mu, że wszystkiego się domyślam, on… on po prostu to przyjął, nie dyskutował. To było takie zajebiście dorosłe i godne pochwały. I serio, kurwa, nie mam zielonego pojęcia, kiedy i jak wkradł mi się do umysłu, ale za cholerę nie mogę go teraz przegonić. Czuję się przez to jak pierdolony zdrajca i degenerat — zdradził z żalem w głosie, a Klaudia aż zagryzła wargę, bo zrobiło jej się autentycznie przykro. Doskonale wiedziała, że Oli był trudnym przypadkiem i nawet kiedy przychodził się wygadać, to mówił tylko tyle, ile chciał i przyjmował tylko te porady, które mu pasowały. Teraz natomiast wyglądało na to, że w jego światopoglądzie nastąpiło potężne tąpnięcie. Zdawał się kompletnie opuścić gardę i widocznie  błagał o pomoc.
— Wiem, że chcesz dobrze. Może i masz jakieś ukryte motywy i takie adorowanie przez Denisa czy Marcina jest fajnym skutkiem ubocznym tych relacji, ale widzę, że nie chcesz robić niczego wbrew nim — zapewniła. — W pełni rozumiem  twoje obawy. Obserwowałeś Denisa jak dorastał, jest synem twojego przyjaciela… ciężko wyrzucić ten obrazek z głowy i nagle spojrzeć na niego jak na niezależnego mężczyznę. Jednak muszę cię uświadomić, że twoje postrzeganie jest nieco zaburzone. Widzę tu co najmniej dwie różne przyczyny.
— Nie możesz mi po prostu powiedzieć, że mam rację, przez co będę mógł zrazić się do swoich myśli? — zapytał bezsilnie, na co Klaudia się zaśmiała.
— I pozwolić, byś się niesłusznie przez to biczował? Nie ma szans — zapewniła. — Poza samym faktem, że Denis jest synem Marcela, wydaje mi się, że patrzył na niego nieco przez pryzmat siebie. Byłeś wykorzystywany jako dziecko. Może i nie seksualnie, ale ojciec miał nad tobą pełną kontrolę i sądzę, że sama myśl, że mógłbyś wykorzystać Denisa jest dla ciebie obrzydliwa — wywnioskowała.
— To jakoś nie stoi na przeszkodzie, bym wykorzystywał Marcina — parsknął.
— To co innego. Marcin nie jest dzieckiem. Kiedy go poznałeś, z góry mieliście założony cel tej znajomości, a jak już ustaliliśmy, na Denisa patrzysz przez pryzmat dziecka Marcela i obawiasz się, że on jest tak samo bezbronny jak ty kiedyś, a przez to wolałbyś go chronić.
— Jeszcze pięć minut temu twierdziłaś, że wcale nie chcę go chronić tylko jestem zazdrosny — zauważył złośliwie. 
— Jestem przekonana, że potrafisz rozróżnić, że mówimy tu o dwóch różnych odczuciach — zauważyła. — Chcesz tego i nie chcesz jednocześnie. Chcesz, bo Denis pogodził się z twoją decyzją i ruszył na przód, a nie chcesz, bo boisz się, że możesz go skrzywdzić i uważasz, że to złe — wyjaśniła mimo wszystko.
— To zajebiście sprzeczne — stwierdził, a kiedy zauważył wymowne spojrzenie Klaudii, sam wysnuł dalszy wniosek. — Totalnie do mnie pasuje.
— Ludzie którzy podążają pewnymi schematami zachowań zazwyczaj są pełni sprzeczności. To nic złego, a ty choć czasem wpadasz w pułapkę, to i tak jesteś bardzo siebie świadomy — zapewniła go dla otuchy.
— A drugi czynnik? — przypomniał sobie nagle, a Dębska pokiwała szybko głową.
— Łączy się ściśle z tym pierwszym. Jesteś policjantem, Oli. Masz znacznie częściej kontakt z dysfunkcyjnymi rodzinami, gdzie dochodzi do przemocy i wykorzystywania dzieci, znacznie częściej niż z takimi regularnymi, gdzie panują zdrowe relacje. Chcesz pomagać, to twoja praca i jestem przekonana, że podświadomie boisz się, czy nie staniesz się takim samym zwyrodnialcem, jakich sam ścigasz i zamykasz — wyjaśniła, a Oli przygryzł wargę, myśląc nad jej słowami.
Ponownie przetarł twarz, pomilczał jakiś czas, a potem parsknął.
— Nie pomogłaś mi, wiesz? — zapytał z wyczuwalnym żalem.
— Myślę, że pomogłam — nie zgodziła się. — Cholernie ciężko jest się pogodzić z faktem, że nie ma się racji, ale kiedy na spokojnie o tym pomyślisz, jestem przekonana, że znajdziesz dogodne dla siebie rozwiązanie — zapewniła z sympatycznym uśmiechem. — Aha, wiesz też, że musisz skończyć z Marcinem, prawda? — zapytała przezornie, na co Oli jedynie odetchnął ciężko, ale chwilę potem nieznacznie potaknął głową.
Uśmiechnęła się do niego jeszcze raz i sięgnęła po kolejną szklankę, tym razem aby nalać wody dla siebie. Następnie zagadała Oliwiera na temat jego pracy i wtedy zaczęli rozmawiać już nieco luźniej. Nie chciała wypuszczać go ze swojego gabinetu takiego rozdrażnionego — znacznie bardziej wolała, by wyszedł spokojny i z jasnym umysłem, dlatego postanowiła nieco zmienić tor konwersacji na bardziej uniwersalny.
Francuz był bardzo specyficznym przypadkiem. Z jednej strony zgrywał twardziela, którego nic nie rusza, a z drugiej nie miał problemu, żeby przyjść do psychologa i otwarcie powiedzieć, że ma jakiś problem. Wbrew pozorom zachowywał się bardzo… wzorcowo i tak naprawdę nie było w jego działaniach niczego nadzwyczajnego. Oli stanowił wręcz książkowy przykład dorosłego dziecka wychowanego przez toksycznego rodzica. Niechętnie mówił o swoim ojcu, a jeśli już to robił, to ton jego głosu ociekał pogardą i obrzydzeniem. Nawet nie ukrywał, że go nienawidził. Swoje dziecięce lata Francuz spędził w skrajnie patologicznym środowisku, gdzie prędzej mógł liczyć na lanie słynnym kablem od żelazka niż chociażby na jedzenie. W zasadzie to Klaudia nie znała zbyt wielu detali — wiedziała jedynie, że Zbigniew Francuz był pijakiem, który potrafił znikać na kilka dni, gdy tylko wpadał w ciąg, a gdy wracał, znęcał się — głównie fizycznie — nad Oliwierem. Kompletnie nie interesował się nim jako dzieckiem, nie dbał o to, czy ten miał co jeść, czy nie było mu zimno, czy chodził do szkoły, czy nie miał problemów… był tym najgorszym rodzajem tyrana — znęcał się bez żadnego konkretnego powodu. Robił to, bo po prostu mógł. 
Jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało, dom dziecka był dla Oliwiera wybawieniem. Może i nadal nie miał nikogo, komu mógłby zaufać, ale chociaż zaspokojono jego podstawowe potrzeby; już nie musiał się bać, że będzie chodził głodny, czy że będzie mu zimno. Ktoś się nim interesował — choćby w niewielkim stopniu.
Gdy dorósł, wytworzył wokół siebie pancerz, przez który nikt nie miał prawa się przebić, bo Oli podświadomie pamiętał, że kiedy był bezbronny i odsłonięty, działa mu się straszna krzywda. Na wszelki wypadek postanowił nie popełniać tego samego błędu. Dlatego prywatnie nie dało się go ruszyć. Był egoistyczny, liczył się przeważnie jedynie ze swoimi potrzebami i choć zazwyczaj starał się postępować zgodnie z przyjętymi normami… wcale nie oznaczało to, że robił to z dobroci serca. Chciał po prostu czuć się adorowany i przede wszystkim kontrolować każdy aspekt swojego życia — w tym też osoby, które się w nim pojawiały.
Swoje potrzeby uznania zaspokajał w pracy. Był cholernie dokładny, obowiązkowy i sumienny — doskonale zdawał sobie sprawę, że inni go szanują, może nawet i podziwiają, a z każdą taką pochwałą nakręcał się jeszcze bardziej i dawał z siebie jeszcze więcej. Twierdził też, że absolutnie nie przejmuje się opiniami innych… i to była prawda. Dopóki słyszał pochwały i komplementy w aspekcie zawodowym, nie dopuszczał do siebie ani krztyny krytyki, która była personalna. Dlatego też nie miał żadnego problemu w konfrontacjach z innymi ludźmi, był wygadany i pyskaty, a jego orientacja nie stanowiła tematu tabu. Zresztą przez swoją postawę raczej niewiele osób — o ile jakiekolwiek — chciało mu się przeciwstawiać. Od Oliwiera biła przesadna pewność siebie i sprawiał wrażenie człowieka, którego nie da się osaczyć, wręcz przeciwnie, kiedy już musiał komuś stawić czoła, sam osaczał i tłamsił.
Jednak to często było tylko wrażenie. Oli bał się — choć sam pewnie prędzej by umarł niż nawet pomyślał to słowo — że ktoś go rozpracuje, przedrze się przez ten pancerze i zmusi do złamania schematu swojego działania. 
Ten pancerz właśnie pękał, a Oliwier próbował desperacko powstrzymać nadciągającą — w jego mniemaniu — katastrofę. Wiedział, że jeśli zostanie wyciągnięty ze swojej skorupy… to będzie musiał być po prostu człowiekiem, takim z uczuciami i słabościami — a co gorsze, zostanie zmuszony pokazać to bezbronne oblicze światu.
_______________

Cześć!
Zdziwieni? Ja tak, szczerze mówiąc. :D
Czy wspominałam kiedyś, że stres (taki umiarkowany, a nie paraliżujący) działa dobrze na moją wenę? No cóż, tak skutecznie próbowałam odciągnąć uwagę od nowej pracy, że już w poniedziałek miałam praktycznie gotowy rozdział. :D
Trochę dłużej zeszło mi się na poprawianiu go, ale skoro mi się udało, no to po co czekać? :)

W każdym razie, mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał... bo przyznam, że pisało mi się go bardzo przyjemnie i wręcz odczuwałam przy tym jakąś ekscytację. 
Wiem, że wiele osób czekało na jakąś scenę Denisa z Wiktorem - tak że proszę bardzo. :D 
No i Oli nam się łamie! 
Dajcie koniecznie znać, jak tam Wasze odczucia. :)

Ode mnie to tyle, do na następnego! 

12 komentarzy:

  1. Hej. Na początek muszę powiedzieć że jesteś wielka i wogule łał i życzę ci wiecej takiego stresu ;),a tak serio to wchodzę i a nóż może coś jednak będzie , a tu taka niespodzianka. No muszę powiedziec, że Wiktor rozpracował Denisa raz dwa chłopak ma fajne podejście do życia. Chociaż czuje niedosyt i mam nadzieję że będzie więcej scen z chłopakami . Podoba mi się pomysl żeby chłopacy razem pojechli na te studia . Denis bynajmniej nie będzie sam. Co do Oliwiera, oj ten nasz Oliwier . Podoba mi się to jak rozpada się tak na te kawałeczki . Jestem ciekawa w którą stronę Oli zdecyduje się pójść. Czy sam zrobi pierwszy krok czy jednak Denis będzie pierwszy ,a może jednak Oliwier się upije i przez przypadek wygada się Marcelowi że Denis woli starszych ,a może że sam chciałby Denisa . Hmmm ciekawe co nam tu wymyślisz. Powiem ci że jak dla mnie to następny rewelacyjny rozdział napisany przez ciebie.a teraz będę czekać na następny .pozdrawiam, życzę dużo weny i czasu.w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym nie z tym stresem, ale weną nie pogardzę. :D
      Wiktor długo był cierpliwy - od dawna widział, że z Denisem coś nie gra, ale cierpliwie czekał, aż ten sam do niego przyjdzie. Kiedy jednak tak się nie stało, to go przycisnął i w sumie łatwo mu poszło. :)
      Chłopaki razem w nowym mieście na pewno generują spore pole do fabularnego popisu. :D
      Ładnie napisane, że Oli rozpada się na kawałeczki - coś w tym jest. Jednak ma ten dar czy tam umiejętność radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach, ale wiadomo, za każdym razem dzieje się coś nowego i może wreszcie trafił na cięższą przeszkodę, niż zakładał.
      Dzięki i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. bosze bosze bosze bosze....
    niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały

    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się być w miarę regularna w publikacjach. :)

      Usuń
  3. Omg tym rozdziałem przeszłaś samą siebie! Genialny

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty mnie ostatni ciągle robisz w bambuko z tymi rozdziałami. Jakimś cudem, przegapiłam chyba każdy jeden, który ostatnio dodałaś, niesamowite!
    W każdy razie, cieszę sie, że nie dotknął Cię paraliżujący stres, bo jest to bardzo niezdrowe dla człowieka. Za to cieszy mnie, że udało Ci się napisać kolejny rozdział. Twoja dobra passa trwa, gratuluję! ♥
    Mam nadzieję, że w pracy dobrze Ci się układa.
    I ogółem, tak się cieszę z tego początku rozdziału. Denis i Wiktor to miód na moje serce, w ogóle relacje między rodzeństwem bardzo mnie fascynują, więc cieszę się, że poświęciłaś i chwilę. I bardzo fajnie to wyszło, tak mega naturalnie. Dobrze też wiedzieć, że Denis może mieć potencjalnego kompana w Warszawie (?), może trochę wyluzuje. A Wiktor jak się napalił na tego Oliwiera w pewnym momencie, śmieszne to było. xD W ogóle mam wrażenie, że ostatnio wszyscy przekonują Denisa do rwania Oliwiera, co to ma być. :P Najpierw Mariusz, teraz jego brat. Ciekawe, czy ich posłucha. Ooo, albo niech jeszcze pójdzie zapytać o radę ojca, ciekawe czy on też będzie taki chętny na ten pomysł.
    Co do Oliwiera, no to jasne było dla mnie to, że coś tam w jego przeszłości siedziało. W poprzednich rozdziałach chyba już coś tam sugerowałaś, że chodzi o ojca, więc tak podejrzewałam, że jest ofiarą przemocy domowej. Generalnie nadal mnie trochę denerwuje, ale powiedzmy, że patrzę na niego odrobinkę przychylniejszym okiem. Jak już dopuści do siebie wszystko, co doradza mu ta psycholog, to może zmądrzeje i stanie się spoko facetem. Prawdę mówiąc, myślę, że może jakby się trochę przed Marcelem otworzył i z nim pogadał o tych swoich lękach, to może by mu to na dobre wyszło. Bo Marcel zna go od dzieciaka, więc może jakoś łatwiej mu będzie go zrozumieć. No nie wiem.
    Czekam na to, co tam dalej wymyślisz. Może przemienisz to planowane ognisko chłopaków w jakiś botellón i wszyscy się tak nachleją, że będą zgonować przez kolejny tydzień? :P
    Ach, prawie zapomniałam. Francuski piesek! Hah, nie spodziewałam się tego, ale śmiesznie to tej psycholog wyszło. Była blisko. Przynajmniej trafiła w tytuł opowiadania.
    Oby kolejny rozdział pisało Ci się tak samo przyjemnie jak i ten. :)
    Życzę wszystkiego dobrego na najbliższy czas.
    Pozdrawiam i ślę buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siebie też, naprawdę - chyba nikt nie wierzył bardziej niż ja, że nie dam rady napisać. :D
      Przetrwałam pierwszy tydzień, żyję, mam się dobrze, osiemnasty rozdział prawie napisany, czyli raczej nie mam na co narzekać. :)
      Aż mam wyrzuty, że tak długo to trwało, nim napisałam scene z chłopakami, ale z drugiej strony nie mam pojęcia, gdzie bym mogła wcisnąć ich więcej. :D
      Nawet jeśli z tą Warszawą nie wyjdzie, to myślę, że Denis choć na chwilę wyluzuje z tym zamartwianiem się.
      Racja, tak to troche wygląda, że wszyscy ich przekonują... a może po prostu to Oli niepotrzebnie się nakręca, że to byłby koniec świata, kiedy inni próbują racjonalnie tłumaczyć, że w sumie to nikt go za takie myśli nie zamknie w więzieniu. Więc w sumie sama nie wiem, na ile jest to "przekonywanie", a na ile po prostu racjonalne, obiektywne uwagi postronnych obserwatorów.
      Jeszcze tak wtrącę z mojej perspektywy, że Wiktor może niekoniecznie tyle co chciał nakręcić Denisa na Oliwiera, a bardziej chodziło mu o zmobilizowanie brata, by się nie bał (tak ogólnie podejmowania decyzji i działań).
      Reakcja Marcela mogłaby być nieprzewidywalna. :D
      Co do Oliwiera - to taki wierzchołek góry lodowej i jeszcze go trochę pomęczę jego własną przeszłością, ale totalnie rozumiem, że nadal denerwuje - nie ma co wszystkiego zwalać na ojca tyrana. Oli przecież jest dorosłym chłopem.
      Dzięki i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Przepiękna opowieść! Pozdrawiam i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest naprawdę świetne. Jestem pod wrażeniem dojrzałości w kreowaniu bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, o matko no naprawdę, ale też i wyjaśniło się zachowanie Wiktora jeśli chodziło o to jak odnosił się w stosunku do brata... ale Oliver wszystko przebił, myśli o Denisie ciągle i jest gotów znaleźć Mariusza i się go pozbyć z życia Denisa...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, o matko na naprawdę ale też i wyjaśniło się zachowanie Wiktora jeśli chodziło o to jak odnosił się do brata... ale Oliver wszystko przebił, myśli o Denisie ciągle i jest gotów znaleźć Mariusza i się go pozbyć z życia Denisa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń