15 lutego 2020

Francuski piesek: Rozdział 18

Historia pewnej wkrętarki

25 maja 2018
Klaudia się myliła. 
Minęło dwa dni i wcale nic mu się nie rozjaśniło. Nadal był zdezorientowany całą sytuacją, a przez to potwornie zirytowany, bo ta — bądź co bądź — bezradność skutecznie utrudniała mu normalną egzystencję. Czuł się skołowany i jakiś taki odrętwiały, jakby wszystko co działo się dookoła, docierało do niego z opóźnieniem i było wyprane ze wszelkich ładunków emocjonalnych.
Najbardziej był zły o to, że nie był w stanie dostatecznie zamaskować swojego rozstrojenia, bo skoro nawet sekretarka pytała go, czy wszystko w porządku, no… to był chyba dostateczny dowód, że jednak nie było. 
     Przez to wszystko zaczął unikać Marcela i ogólnie wszystkich Armińskich — co na razie jeszcze nie było alarmujące, bo w zasadzie miewał takie momenty, gdzie chciał pobyć sam i znikał na jakiś czas. Ale zawsze wracał, więc jeśli niebezpiecznie przeciągnie swoje ciche dni, to w końcu zwróci na siebie uwagę przyjaciela i będzie musiał się jakoś przed nim wykręcać, czego nie chciał, bo Marcel był w jego życiu chyba jedyną stabilną osobą, przy której nie filtrował tego co mówił, czy robił. A teraz, kurwa, będzie musiał. Przecież mu nie powie; Hej, słuchaj, stary, głupio mi tak do was wpadać, bo Denis siadł mi na psychikę, wiesz, twój syn. Chyba zaczynam o nim myśleć w sposób, w jaki absolutnie nie powinienem i żeby nie zrobić czegoś głupiego, muszę się trochę odizolować.
Marcel byłby zapewne wniebowzięty.
Wcale nie pomagał też fakt, że Klaudia tak jakby dała mu do zrozumienia, że jego uczucia mają sens i wcale nie musi się tak przez nie maltretować. Ale po prostu nie chciał tego zaakceptować. Gdyby to zrobił, dałby sobie jednocześnie przyzwolenie, żeby… sam w zasadzie nie wiedział na co. Jednak w takim przypadku znacznie łatwiej byłoby mu zaakceptować potencjalne potknięcia, a czuł, że  absolutnie nie wolno mu tego robić. Wiedział, że nie był święty i niejednokrotnie zranił różne osoby, jednak zawsze mu się wydawało, że dla Marcela był dobrym przyjacielem. I miałby mu teraz wbić nóż w plecy tylko dlatego, że nie potrafił zapanować nad swoimi popędami? Może i takie wymówki działały w przypadku usprawiedliwiania się przed Marcinem… ale Marcel to był zupełnie inny kaliber.
Gdyby było mu mało dramatów, to Marcin zaczął się poprzedniego dnia do niego dobijać.
Początkowo oczywiście założył, że go zignoruje i może jego kochanek załapie aluzję i sobie odpuści. Jednak kiedy wieczorem napisał mu SMS-a, żeby „nie świrował, tylko odebrał”, w końcu pękł i faktycznie zaakceptował kolejne nadchodzące połączenie. 
— Marcin, miałem chujowy dzień, nie mam ochoty…
— Wyskoczymy jutro na kawę? — przerwał mu Sokołowski.
— Co? — odparł jedynie głupio policjant, zaskoczony nagłą propozycją.
— Kawa. Na mieście. Nie ma w tym podtekstu. Po prostu chciałem porozmawiać — wytłumaczył konkretnie Marcin, choć odpowiedziała mu jedynie cisza, zatem dodał jeszcze: — Nic nie planuję. Dużo sobie przemyślałem i najzwyczajniej chciałem to z tobą obgadać.
— Jesteś pewien, że to dobry pomysł? — zapytał nieprzekonany policjant.
— Nie wiem, Oli, ale czuję, że chcę to zrobić. Spotkamy się na neutralnym gruncie, więc raczej nie powinno się stać nic nieprzewidzianego — zdradził swoją wizję, by dodatkowo uspokoić drugiego mężczyznę.
— No dobra — przystał po kolejnej serii przemyśleń Francuz, stwierdzając, że może i nie był aż tak przekonany jak Marcin, że to spotkanie przebiegnie zgodnie z założonym planem… ale przynajmniej skupi się na czymś innym. Poza tym i tak zamierzał za jakiś czas pogadać z Marcinem, tak jak zaplanował podczas rozmowy z Klaudią. 
Z samego rana przeprowadził dwa przesłuchania, jak zwykle posprzeczał się trochę z naczelnikiem, wyskoczył w teren z Kubą, żeby rozpytać kilku ludzi odnośnie sprawy, jaką aktualnie prowadzili i mniej więcej około pierwszej ruszył do galerii Jurowieckiej, gdzie umówił się z Marcinem w jednej z sieciówkowych kawiarni. Może i mogli wybrać się do jakiegoś bardziej ustronnego i gustownego miejsca, gdzie mieli znacznie lepszą kawę… ale Oli wolał nie ryzykować. Galeria była na tyle potężnym i zatłoczonym obiektem, że stanowiło to dla niego jakieś dodatkowe zabezpieczenie, chociaż mentalne.
Oczywiście już na samym wejściu musiał stoczyć bój z ochroniarzem, który zaraz do niego doskoczył, że nie można wchodzić z psem, więc musiał mu pomachać legitymacją przed nosem i uświadomić, że jego pies jest wyjątkowy. I choć ostatecznie facet odpuścił, to sytuacja ponowiła się, kiedy tylko przekroczył próg kawiarni. Drobne dziewczę upomniało go nieśmiało i nie wyglądało na przekonane, nawet kiedy wyjaśnił jej, że Tytan to pies służbowy. Ale i ona sobie odpuściła — trochę nie mając wyjścia. Z jednej strony to rozumiał, bo sam nie cierpiał, gdy ludzie nie potrafili wychować swoich psów i pchali się z nimi tam gdzie nie trzeba, jeszcze dodatkowo je stresując, jednak w pewnym stopniu męczyły go te ciągłe batalie, bo już nawet nie potrafił zliczyć ile razy musiał klepać tę samą formułkę. Już pomijał uprzedzone spojrzenia innych klientów, bo generalnie to miał ich w głębokim poważaniu — znał swojego psa i wiedział, że Tytan wykorzysta ten czas po prostu na drzemkę u jego stóp.
— Cześć — przywitał się krótko z Sokołowskim, kiedy znalazł go przy jednym ze stolików w miarę na uboczu od innych klientów.
— Cześć — odpowiedział mu Marcin i uśmiechnął się delikatnie.
— Długo czekasz?
— Nie, przyszedłem dosłownie przed chwilą — odparł dermatolog i pogłaskał owczarka niemieckiego, który do niego podszedł i zaczął merdać ogonem, dopraszając się tym samym uwagi.
Oli coś tam mu odpowiedział i przez jakiś czas jedynie wymieniali uprzejmości we wręcz biznesowy sposób — każdy się pilnował, żeby nie powiedzieć czegoś niewłaściwego. Po jakimś kwadransie pierwszy wyłamał się Sokołowski. Domyślił się, że jeżeli sam nie zacznie, to Oli może grać z nim w tę grę przez całe spotkanie.
— Słuchaj… nie możemy dłużej się spotykać na seks — powiedział ostrożnie, a po jego twarzy było widać delikatne zestresowanie.
— Wiem — potwierdził spokojnie Oliwier.
— Myślałem, że będę potrafił to oddzielić; seks i moje uczucia do siebie… ale to nie jest takie proste — wytłumaczył.
— Rozumiem. — Oli potaknął głową. — Nie powinienem był wtedy do ciebie dzwonić. Może to i był mój moment słabości, ale prawda jest taka, że zrobiłem to z pełną premedytacją; wiedziałem, że będę w stanie cię przekonać, byś przyszedł. 
— Nie żałuję tego — zaznaczył zaraz Marcin. — Może to i głupie, ale w pewnym sensie dotarło do mnie, dlaczego ludzie czasami przy rozstaniach umawiają się na ten tak zwany pożegnalny seks — parsknął nieco zażenowany. — W każdym razie… to się nie może więcej wydarzyć, bo w końcu zwariuję — przyznał bezsilnie.
— Wiem, naprawdę to wiem, Marcin — zgodził się ponownie ze spokojem blondyn.
— Pytanie zatem, co z tym zrobimy? — Sokołowski zagryzł na moment wargę. — Bo… nie chcę przekreślać ostatnich dwóch lat. Naprawdę cieszę się, że pojawiłeś się w moim życiu i nie chcę posuwać się do tak radykalnych kroków, żebyśmy na dobre zerwali kontakt — wyznał ściszonym tonem.
Oli już miał coś odpowiedzieć, że przecież przez te dwa lata dawał mu porządnie w kość, a jedynym plusem ich relacji był fantastyczny seks, jednak ostatecznie się powstrzymał. Marcin i tak pewnie by zaprzeczył, twierdząc, że on wcale tak nie czuje. 
— Nie wiem — mruknął tylko z westchnieniem. — Wolę ci nic nie obiecywać — powiedział wprost. — Może i za specjalnie tego nie okazywałem, ale też się cieszę, że cię poznałem. Nie chcę jednak podejmować tej decyzji, bo dla mnie to jest względnie proste i to ty będziesz głównie odczuwał skutki. Jeżeli będziesz chciał być w moim życiu to super, jeśli nie… też to zaakceptuję — odparł zgodnie z tym, w co wierzył, że było najbardziej sprawiedliwe. Nie mógł zapewnić Marcina, że już na pewno nigdy nie spróbuje się z nim przespać, bo ostatnio udowodnił sobie, że nie zawsze jest w pełni poczytalny i racjonalny. A nie chciał dłużej za to ponosić winy. Może i faktycznie miał kontrolę w tej relacji, ale to nie oznaczało, że było mu z tym lepiej — wręcz przeciwnie, w takich momentach jak ten czuł delikatne osaczenie, że musi zdecydować za dwoje ludzie. Nie chciał tego robić. Marcin był dorosły i powinien sam wiedzieć, czy da radę przejść na tryb czysto koleżeński.
— Masz rację. To powinna być moja decyzja — przytaknął. — Zatem nie chcę, żebyś zniknął — postanowił, a w jego głosie pojawiło się zdeterminowanie. — Zostańmy przyjaciółmi — zdecydował wręcz nieco patetycznie, na co Oli uśmiechnął się kącikiem ust.
— Okej — zgodził się, wzruszając przy tym nieznacznie ramionami, nie chcąc okazać żadnej przesadnej reakcji.
— Super, skoro jesteśmy zatem najlepszymi przyjaciółmi, to potrzebuję przysługi — oświadczył zaraz Marcin i poruszył wymownie brwiami.
—  A ja głupi myślałem, że ty tak bezinteresownie. — Francuz przewrócił oczami.
Marcin odpowiedział mu śmiechem, a potem zaczął tłumaczyć, że w ostatnim czasie otwarto sklep spożywczy naprzeciwko jego kliniki, a przez to nie może sobie poradzić z samochodami, które parkują na jego parkingu. 
Oli szybko dał wciągnąć się w tę dyskusję, tłumacząc, co on by zrobił w tej sytuacji oraz przedstawił kilka alternatyw, a potem dosyć płynnie przeszli na zupełnie inny temat i ani się obejrzeli, a zleciała im cała godzina. Co więcej, był to bardzo miło spędzony czas, bez żadnych niezręczności czy dwuznacznych sytuacji. Dało się wyczuć, że obaj dobrze czuli się podczas tej konwersacji i w jakiś sposób mogli się zrelaksować.
Może jednak to mogło się udać? Może taka koleżeńska relacja z Marcinem wyjdzie im jeszcze lepiej niż bycie kochankami? W końcu znali się już dłuższy czas, dogadywali się… a gdyby odjąć od tego miłosny dramat, to brzmiało jak coś, co mogło się udać. 
Oczywiście, że to może się udać. Już nie zgrywaj takiego nieporadnego. Po prostu trzymaj kutasa w spodniach i doceń, że istnieją ludzie, którzy chcą się tak po prostu z tobą zadawać. Jesteś dorosłym facetem i masz kompletną kontrolę nad swoim życiem, nawet jeśli nie jesteś w stanie kontrolować innych.
— O… — mruknął w pewnej chwili Sokołowski. — Widzisz tamtego faceta? — rzucił konspiracyjnie, wskazując dyskretnie na mężczyznę, który stał pod wejściem lokalu naprzeciwko kawiarni. 
— No — mruknął tylko Francuz, kiedy zlokalizował gościa, o którym mówił Marcin. Nie było to trudne, bo miał na sobie flanelową koszulę w czerwoną kratę. Właśnie wszedł do środka sklepu odzieżowego. 
— To z nim widziałem ostatnio Denisa — wyjaśnił Marcin, pociągnął ostatni łyk kawy ze swojej filiżanki i w tym samym momencie aż zamrugał zaskoczony na reakcję Oliwiera.
To co zrobił policjant absolutnie przeczyło jego przemyśleniom sprzed kilku chwil, kiedy twierdził, że jest się w stanie kontrolować. Poczuł, jak z niewyjaśnionych przyczyn oblewa go dzika furia i mógłby przysiąc, że oczy zaszły mu mgłą.
Jak w transie wstał i ruszył do wyjścia, nawet nie pamiętając, czy odpowiedział coś Marcinowi. Kompletnie wyłączył logiczne myślenie, a nogi same poprowadziły go w stronę sklepu, w którym zniknął ten cały Mariusz. Zaalarmowany Tytan natychmiast się poderwał i nie odstępował pana na krok, choć ten był w takim amoku, że kompletnie zapomniał o istnieniu swojego psa.
Próbował sobie wmówić, że musiał to zrobić — choć jeszcze tak naprawdę nie miał pojęcia, co zamierzał zrobić. Jakoś nie wierzył w przypadki, a fakt, że Mariusz pojawił się właśnie tu i teraz, a Marcin go zauważył i pokazał Oliwierowi z pewnością przypadkiem nie był. Nie bez powodu ich drogi się przecięły i Francuz nie zamierzał tego przepuścić. Musiał… musiał… po prostu musiał!
Gdy wszedł do środka, rozejrzał się pospiesznie po lokalu i ruszył dynamicznie, kiedy tylko dostrzegł Mariusza przy wieszakach z jakimiś swetrami.
— Ty — rzucił nieprzyjemnie, gdy znalazł się na tyle blisko drugiego mężczyzny, aby skupić na sobie jego uwagę.
Mariusz obejrzał się za siebie, zapewne nawet nie zakładając, że chodzi o niego, tylko po prostu z ciekawości, dlatego aż zamrugał zdumiony, gdy dojrzał przed sobą postawnego faceta, który miał taką minę, jakby chciał go zamordować w bardzo bestialski sposób. Jednak jego dezorientacja trwał tylko chwilkę. Zaraz potem dotarło do niego, z kim ma do czynienia. Normalnie może nie miałby tej pewności, ale kiedy Denis wspomniał mu o absurdalnie pięknych oczach Francuza, to teraz praktycznie od razu połączył fakty. Rzeczywiście, oczy policjanta przykuwały uwagę.
— Oliwier — powiedział i uśmiechnął się wręcz drwiąco.
Oli zmrużył tylko niebezpiecznie oczy, zastanawiając się, jakim cudem ten koleś go znał… ale nic nie dał po sobie poznać. To nie było ważne.
— Wiesz, ludzie mają różne fetysze, ale kiedy niezdrowo fascynują się młodymi chłopakami, to jest to podejrzane — zauważył wrednie i zmierzył znacząco Mariusza spojrzeniem z góry do dołu.
— A, że niby ja jestem nienormalny, bo uprawiam seks z Denisem? — zapytał bezpośrednio mężczyzna, krzyżując przedramiona na piersi. W pełni świadomie użył takich słów, wiedząc, że zapewne tylko bardziej rozjuszy tym blondyna.
— Miło, że sam doszedłeś do takich wniosków — pochwalił z cynizmem Francuz. — To teraz jeszcze wspaniałomyślnie się od niego odpierdol — wysyczał.
— I niby czemu mam to zrobić? — zapytał prowokująco Mariusz, przez co w Oliwierze aż coś zawrzało.
— Bo jest spoza twojej ligi, to po pierwsze, a po drugie nie pozwolę, żebyś go wykorzystywał w momencie jego słabości — fuknął, na co Mariusz pokiwał z uznaniem głową.
— Muszę się z tobą zgodzić. Młody jest spoza mojej ligi, a co do drugiej części… — zrobił wymowną przerwę i parsknął przy tym. — Jeżeli ktoś tu kogoś wykorzystuje, to Denis mnie, ale wiesz co? Ja nie mam nic przeciwko takiemu wykorzystaniu — dodał, nie przestając zaczepnie świdrować spojrzeniem policjanta i sztucznie się przy tym uśmiechać.
— Nie będę się powtarzał — warknął Oli. — Lepiej, żebym więcej o tobie nie słyszał, bo porozmawiamy inaczej — ostrzegł, chcąc pokazać, że on tu rozdaje karty, po czym odwrócił się z wysoko uniesioną głową i już miał odchodzić, gdy usłyszał:
— Ale ty jesteś kretynem… 
— Czyżby? — Francuz szybko wrócił na swoje miejsce i uniósł w powątpiewaniu brew.
— Naprawdę uważasz, że trzeba go chronić? — zapytał wręcz z rozbawieniem Mariusz. — Jesteś aż tak ślepy i nie widzisz, że on okręcił sobie nas obu wokół palca? — dodał podobnym tonem. — Póki co jest naprawdę nieśmiały i kompletnie nie potrafi tego wykorzystać na swoją korzyść, ale w końcu się nauczy, a wtedy… ja sobie poradzę, bo jestem w pełni świadomy, że jestem tylko przecinkiem w jego życiu… ale ty będziesz miał przejebane — oświecił policjanta z pełnym satysfakcji uśmiechem. — W zasadzie to już masz — zmienił zdanie. Oliwier jedynie obserwował go z umiarkowanym zainteresowaniem, udając, że w ogóle go to nie rusza, więc Mariusz postanowił się jeszcze trochę z nim podroczyć. — Tylko popatrz, co robisz. Atakujesz mnie, bo jesteś zazdrosny, że jęczy pode mną, a nie pod tobą…
W tej chwili Oli pokonał błyskawicznie ostatni dzielący ich krok i niemal wpadł z impetem na Mariusza, jednak wyhamował w samą porę i spojrzał pogardliwie na niego z góry, prawie że stykając się z nim nosem. Chyba tylko cudem mu po prostu nie przywalił. Nie rozproszyło go nawet ostrzegawcze szczeknięcie Tytana, który najpewniej wyczuł bardzo napiętą atmosferę i wyglądał, jakby był gotowy w każdej chwili stanąć w obronie pana. Co więcej, pojawił się przy nich ochroniarz, ale chyba był w tak ogromnym szoku, że tylko stanął jak wryty i im się przyglądał, ostatecznie nie interweniując.
— Oli, powinniśmy stąd iść. — Policjant ocknął się dopiero w momencie, gdy usłyszał gdzieś za plecami głos Marcina. W końcu się wycofał, choć nie powstrzymał się przed rzuceniem jeszcze jednego wyniosłego spojrzenia Mariuszowi, i dopiero potem odszedł pospiesznie, nawet nie czekając na byłego kochanka, który zastygł na moment i patrzył przepraszającym wzrokiem na drugiego mężczyznę.
— Uroczy — stwierdził drwiąco Mariusz, patrząc na dermatologa.
Marcin tylko pokręcił głową i zawstydzony spojrzeniami innych klientów również opuścił sklep.
— Zwariowałeś? Co to było? — zapytał Sokołowski, kiedy już dogonił policjanta i znaleźli się na zewnątrz sklepu, tym samym kończąc przedstawienie.
Nie doczekał się jednak odpowiedzi. Francuz kroczył przed siebie, wyglądając jak rozwścieczony pitbull i postanowił obrać taktykę milczenia. Dopiero kiedy znaleźli się na parkingu — Marcin nawet nie był pewien, dlaczego poszedł za Oliwierem — policjant zdawał się odrobinę ochłonąć.
— Zastanawiałem się ostatnio, czy nie przesadzam z tym wszystkim i czy po prostu nie jestem nadgorliwy — zaczął z jakiegoś powodu się tłumaczyć. — I już się prawie do tego przekonałem. Teraz jednak widzę, że jest jeszcze gorzej niż zakładałem — parsknął. — Ten typ jest, kurwa, obłąkany. 
Sokołowski tylko nieznacznie uniósł brew i chwilę walczył ze sobą, aby nie powiedzieć czegoś w stylu: „No nie wiem, kto tu jest bardziej obłąkany”. Ostatecznie się powstrzymał.
— Jestem przekonany, że chciał ci zrobić na złość. Naskoczyłeś na niego, więc to pewnie była taka reakcja obronna. Nie ma co…
— Reakcja obronna… — parsknął blondyn, przerywając drugiemu mężczyźnie. — Zajebista reakcja obronna, kiedy czterdziestoletni facet mówi ci w twarz, że lubi, kiedy jęczy pod nim nastolatek — sparafrazował delikatnie wypowiedź Mariusza. Zresztą nieistotny był dokładny cytat! Najważniejsze, że został zachowany sens. Tak jakby.
— No i co zamierzasz zrobić? — zapytał nieco bezradnie Marcin. Doskonale znał to zacięcie na twarzy Francuza i już wiedział, że nie ma szans, aby zdołał odwieść go od tego, co sobie zaplanował albo dopiero zaplanuje.
— To, co będę musiał — odparł enigmatycznie Oliwier, a w jego głosie dało się usłyszeć złowieszczą nutkę… może nawet dozę szaleństwa.
Jedno było pewne, Marcin nigdy wcześniej nie widział Francuza w takim stanie. Zawsze wydawało mu się, że blondyn jest kompletnie wyprany z uczuć i najzwyczajniej nie da się go poruszyć — tak od środka. Teraz jednak z jakiegoś powodu opanowała go biała gorączka i zachowywał się jak na siebie totalnie irracjonalnie. Ta agresja i splątanie myśli były oznaką, że z Olim działo się coś dziwnego. Ten cały Mariusz w ułamek sekundy wyprowadził go z równowagi… ale Marcin był całkiem przekonany, że to nie o Mariusza chodziło. On był jedynie oliwą dolaną do ognia, ale pierwotny czynnik zapalny stanowiło coś innego. Sokołowski nie miał pewności jedynie do jednej kwestii: bo jak nie ciężko na tym etapie było się domyślić, że chodziło o Denisa, tak nie wiedział, czy Oli faktycznie był po prostu aż tak oddanym przyjacielem i chciał ratować syna Marcela przed… jakimś wyimaginowanym niebezpieczeństwem, czy to był tylko pretekst.
cokolwiek by nie chodziło, Marcin miał nadzieję, że Francuz jeszcze nie zapętlił się za bardzo i da radę zawrócić z tej ścieżki prosto do postradania zmysłów.
* * *
26 maja 2018
— Kocham cię, mamo! Jesteś najlepsza na świecie! To… o osiemnastej już was nie będzie? — posłodził jej już nie wiadomo który raz Wiktor tego dnia, po czym upewnił się jeszcze, że rodzice ewakuują się, kiedy zaczną schodzić się jego i Denisa znajomi. Pierwszą czynnością jaką zrobił po wstaniu — o szóstej trzydzieści! — było obudzenie rodzeństwa i przygotowanie mamie śniadania. Pomimo iż każdy z dzieciaków uwielbiał Alicję nie tylko w Dzień Matki, to jednak tego dnia zawsze starali się robić dla niej coś ekstra. No ale… tak się składało, że dziś organizowali to od dawna planowane ognisko, a rodzice obiecali zniknąć na ten czas i dać im trochę prywatności. Marcel wykupił jakiś pakiet w spa dla dwojga i postanowił spędzić relaksujący weekend z Alicją. To był aż cud, że zdołał się wyrwać z Oriona.
— Postaramy się, ale ostrzegam, że to się może przeciągnąć do osiemnastej jeden — zironizował, na co jej syn przewrócił oczami.
Denis jedynie uśmiechnął się pod nosem, nie komentując. Jego brat uwielbiał bawić się w organizatora i jako naczelna dusza towarzystwa potrzebował być ciągle w centrum zainteresowania. Denis nie miał problemu, żeby nad pomysłem, który pierwotnie należał do niego, pozwolić przejąć stery bratu. 
Na tych kilku znajomych składało się około dwadzieścia osób. Większość to byli najbliżsi znajomi ze starych klas chłopaków oraz kilka innych osób ze szkoły, z którymi zwykli się trzymać. Wszyscy mieli dotrzeć około dziewiętnastej, a cała zabawa miała rozgrywać się w ogrodzie. Na skraju działki było przygotowane palenisko — z którego Armińscy często korzystali latem — kilka ławek, ogromny drewniany stół, a Wiktor zorganizował także nagłośnienie, by w trakcie zabawy można było puścić jakąś muzykę. Na całe szczęście pogoda tego dnia dopisała i był to jeden z najcieplejszych dni maja.
Wszystko zdawało się być dopięte na ostatni guzik i wystarczyło jedynie czekać na gości.
Tak jak zaplanowali, Ala z Marcelem opuścili dom około osiemnastej, prosząc po raz ostatni, by mieli jutro do czego wrócić, a następnie po godzinie zaczęli pojawiać się mniej lub bardziej punktualnie zaproszeni. 
Denis obawiał się troszkę, że na początku może być nieco sztywno, bo może i znajomi czasami wpadali do nich do Grabówki, to jednak nigdy w aż tak licznym gronie. Takie spotkanie brzmiało wręcz oficjalnie… ale Wiktor kompletnie nie podzielał jego obaw — jak zawsze zresztą — i na luzie wpuszczał każdego kto przybył i prowadził do miejsca docelowego. 
Mniej więcej o dwudziestej pierwszej byli już w pełnym składzie i nawet Denis zapomniał o swoich początkowych, zapewne irracjonalnych obawach, a przez to sam wyluzował i skupił się na sobie oraz na zagadujących go ludziach.
Nie mógł się wyzbyć wrażenia, że od tygodnia czuł się… inaczej. Lekko i momentami wręcz beztrosko. To przeniesienie ciężaru na brata i uzyskanie innego spojrzenia na sytuację, w której tkwił, sprawiło, że zeszła z niego presja i przestał czuć się taki… winny? Sam nawet nie wiedział, skąd to poczucie wyniknęło w pierwszej kolejności. W kwestii z przeprowadzką chyba bał się przyznać do swoich obaw, by nie wyjść na niezaradnego i miękkiego, a z Oliwierem… cóż, bywały momenty, kiedy wydawało mu się, że jest chory psychicznie przez to, że podkochuje się w swoim, bądź co bądź, przyszywanym wujku. Oczywiście to były skrajne momenty. Zazwyczaj po prostu czuł pewną dozę wyrzutów sumienia, że jego uczucie jest niegodziwe i nienormalne. Rzadko miewał przebłyski kompletnie zdrowego rozsądku i był świadomy, że jest dorosły, Oliwier też jest dorosły, nie są spokrewnieni, zatem nie ma nic złego w tym, że darzy go romantycznym uczuciem, nawet jeśli starszy mężczyzna go nie odwzajemnia.
Dobrze było czuć się… normalnym.
To nie było tak, że kiedy Oliwier wyłożył kawę na ławę i przyznał, że wszystko wie, to Denis nagle przestał na niego patrzeć w taki sam sposób, w jaki zawsze na niego patrzył. Wiedział, że teraz zacznie go unikać, bo przez jakiś czas — może nawet już zawsze — będzie między nimi niezręcznie, jednak nie potrafił go sobie obrzydzić. Ciągle dostrzegał w nim cholernie atrakcyjnego faceta; zarówno fizycznie jak i z charakteru. Gdy tylko go widział, pomimo delikatnego strachu i zażenowania, czuł też coś na kształt przyjemnego mrowienia w brzuchu. Chciał z nim rozmawiać, słuchać jego żartów i ciętych odzywek, czuć na sobie intensywne spojrzenie jego różnobarwnych tęczówek czy przeszywający prąd, kiedy czasem przypadkiem się dotknęli. Pomimo iż dostał jasny komunikat, że to uczucie nie jest obustronne… to nie potrafił tak po prostu zapomnieć o tym wszystkim, co latami kumulowało się w jego umyśle i sercu. 
Jednak zdawało mu się, że całkiem nieźle radzi sobie w tej nowej rzeczywistości, ze świadomością, że musi zrezygnować z Oliwiera. To znaczy… tak jakby. Co prawda potrafił skupić się na sobie i na innych osobach, ale to nie oznaczało, że przestał fantazjować. Nadal odpływał myślami i pozwalał, by wyobraźnia robiła swoje. Nie był jedynie przekonany, czy to życie w świecie marzeń nie było dla niego szkodliwe. Póki co tłumaczył to sobie w ten sposób, że obsesyjne próbowanie wyrzucenia Oliwiera z myśli jest znacznie bardziej bolesne i męczące niż poddanie się fantazjom, które choć wiedział, że nie są i nigdy nie będą prawdziwe, tak dawały mu choć chwilową ulgę. Miał jedynie nadzieję, że z czasem po prostu zaczną blaknąć i pewnego dnia znikną.
A póki co… żył chwilą. Tak, chyba tak to mógł obecnie nazwać. Jeszcze przed rozmową z Wiktorem w ogóle nie przyszłoby mu to do głowy, bo w jego stylu raczej było obsesyjne planowanie i kalkulowanie, a nie życie dewizą, że „co będzie, to będzie”. Tego wieczoru jednak nic nie miało dla niego znaczenia. Po prostu dobrze się bawił. Pił piwo, dyskutował, żartował, angażował się w rozmowy ze znajomymi i nie myślał absolutnie o niczym innym. To było cholernie dobre uczucie.
Do chwili kiedy nie wrócił w pewnym momencie do domu, by skorzystać z łazienki. Po załatwieniu potrzeby, umył dłonie, a kiedy już wychodził, usłyszał dzwonek do drzwi.
* * *
Ignorowanie Marcela wychodziło mu całkiem dobrze przez cały tydzień. Wymigiwał się pracą — co zresztą nie było kłamstwem, bo Oliwier znowu przełączył się w tryb pracoholika i był na służbie praktycznie całymi dniami, a do mieszkania wracał tylko, żeby się przespać — nie odbierał telefonów, odpisywał bardzo krótko i zwięźle na SMS-y od przyjaciela, który pytał, co tak przepadł ostatnio i generalnie robił wszystko, aby tylko odwlec ich spotkanie w czasie.
Czuł się po prostu głupio. Z jednej strony trochę tęsknił za relacją, jaką miał z Armińskim, a z drugiej wolał mu na razie nie wchodzić w drogę, bo wydawało mu się, że już samymi felernymi myślami robi coś przeciwko niemu. 
Zdawał sobie doskonale sprawę, że nie będzie mógł wiecznie szukać wymówek, bo o ile Marcel w pełni rozumiał, że Oliwier miewał czasami taki okres, gdzie znikał i odizolowywał się od wszystkiego, tak nie był naiwny — a przynajmniej nie aż tak — i w końcu sam by się zjawił pod jego drzwiami, nawet późno w nocy, byleby tylko zwiększyć prawdopodobieństwo spotkania. Zacząłby przyciskać Francuza, zrobiłoby się jeszcze bardziej niezręcznie, może by się pokłócili, może Oli by pękł i powiedział, co się ostatnio działo… a żadna z tych opcji nie brzmiała dobrze.
Wolał zatem nie doprowadzać do aż tak podbramkowej sytuacji i kiedy Marcel zadzwonił do niego w sobotę wieczorem, odetchnął bardzo ciężko, ale ostatecznie odebrał.
— O! To jednak żyjesz? — zawołał entuzjastycznie Armiński, nim policjant zdążył powiedzieć chociaż „halo?”.
— Ledwie, ale tak, żyję — parsknął Francuz.
` — Czemu ledwie? — zainteresował się zaraz bardziej zmartwionym tonem Marcel.
— Robota mnie pochłonęła i trochę jednak baterie mi się rozładowały — odparł wręcz leniwie, co też wcale nie było kłamstwem. Mógł sobie uciekać w pracoholizm, ale nie mógł oszukać organizmu. Teraz regenerował się przed telewizorem i oglądał jakiś średnio interesujący film. To było dla niego rzadkością i czuł się przez to wręcz nieco nieswojo.
— Już nie te lata, co? — zakpił zaraz Armiński.
— Rozłączam się — zagroził Francuz, udając obrażenie, a w odpowiedzi usłyszał jedynie donośny śmiech przyjaciela. 
— Mam złe wieści — zaczął, kiedy się uspokoił, ale jego ton wcale nie brzmiał, jakby się coś stało.
— No?
— Mam dla ciebie misję, ale będziesz musiał wyjść z domu — zdradził konspiracyjnie.
— A jest szansa, by przerobić to na misję zdalną? — zapytał z nadzieją.
— Chyba że potrafisz się teleportować. 
Oli przewrócił oczami, ale zachęcił Marcela do mówienia. Coś mu podpowiadało, że przez swoje ostatnie zachowanie i unikanie kontaktów z Armińskim, nie był w pozycji, w której mógł mu odmawiać. Zresztą pewnie Marcel i tak chciał go poprosić o jakąś pierdołę.
— Słuchaj, dzieciaki zorganizowały sobie ognisko, a my z Alą wspaniałomyślnie postanowiliśmy dać im trochę przestrzeni i wynieśliśmy się z domu — zaczął niewinnie.
— Ale? — dopytał sceptycznie policjant.
— Wiesz jak to mówią, ufaj, ale sprawdzaj — zaśmiał się Marcel, na co i Oli parsknął.
— I to ja mam sprawdzić? — domyślił się zaraz.
Plan Marcela wcale nie był skomplikowany. Był wręcz banalny i Francuz wiedział, że nawet Ola nie uwierzy w tę bajkę… chociaż nie, Ola na pewno nie uwierzy, ona była za sprytna. To Ada zawsze była najbardziej posłuszna i urocza, a zatem to jej można było najłatwiej wcisnąć kit… zresztą nieważne. Oli wiedział, że dzieciaki Marcela od razu będą wiedziały, o co chodzi i uznał, że nawet nie będzie tego przed nimi ukrywał, no ale skoro obiecał Marcelowi, że do nich wpadnie pod jakimś pretekstem, to musiał to zrobić. Wcale nie podobał mu się fakt, że najprawdopodobniej natknie się przy tym na Denisa, który być może już dowiedział się o jego konfrontacji z Mariuszem, a on dzisiaj nie miał ochoty o tym rozmawiać. Naprawdę potrzebował odpoczynku.
Mimo wszystko podskoczył około dwudziestej drugiej do Grabówki i choć słyszał, że na tyłach domu trwa jakaś impreza, to postanowił, że wpierw da znać o swoim przybyciu jak cywilizowany człowiek i może uniknie spotkania z bandą pijanych nastolatków. Oby tylko ktoś go usłyszał.
dziwo kiedy zadzwonił dzwonkiem, drzwi otworzyły się dosłownie po kilkunastu sekundach i ujrzał za nimi…
Kurwa, oczywiście, że to Denis musiał mu otworzyć.
Aż oparł się barkiem o framugę, chowając dłonie w kieszeniach czarnych spodni dresowych i otaksował chłopaka spojrzeniem, nie chcąc po sobie pokazać, że trochę się zestresował.
— Przyjechałem po wkrętarkę, bo będę… wkręcał… coś — wymyślił, mówiąc to takim tonem, jakby czytał z kartki.
Denis założył przedramiona na klatce piersiowej i spojrzał na niego nieco rozbawiony.
— Chyba próbował wkręcać mi kit, że ojciec wcale nie przysłał cię na przeszpiegi? — zapytał bezpośrednio.
— Ty to powiedziałeś — zauważył Francuz, wzruszając przy tym nonszalancko ramionami.
— Zatem możesz zdać mu w raporcie, że było miło, sympatycznie, nikt nie uprawiał seksu i nie widziałeś ani alkoholu, ani narkotyków. O, dodaj jeszcze, że graliśmy w warcaby i czytaliśmy na głos poezję — wymyślił sarkastycznie, na co Oli wyszczerzył się rozbawiony.
— Słuchaj, nie nudzi ci się ostatnio? Mam w robocie od chuja zaległych raportów, więc… — urwał znacząco, na co tym ram Denis się uśmiechnął.
Francuz nie był pewien, do czego zmierzała ta niewinna konwersacja, ale… podobała mu się. Wyobrażał sobie, że będzie bardziej niezręcznie i nieswojo, a tu póki co obaj dzielnie i umiejętnie udawali, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. 
— Dobra, serio daj mi tę wkrętarkę, żeby chociaż Marcel uwierzył w swój wspaniałomyślny plan — dodał zaraz bardziej zwyczajnym tonem. Denis skinął tylko głową i mruknął coś, że pewnie jest w garażu, a potem wyszedł przed dom i skierował się do wspomnianego pomieszczenia. 
Wtedy Oliwier poczuł jakąś dziwną dozę niepokoju. Szli właśnie do oddalonego od domu, a co za tym idzie — od ludzi — garażu, po ciemku, tylko we dwóch…
Stary, a głupi — skarcił się zaraz szybko w myślach.
Gdy znaleźli się w środku i chłopak zapalił światło, tylko chwilę zajęło mu zlokalizowanie wspomnianej wkrętarki. Podszedł po nią i zaraz oddał policjantowi, na co ten z niewiadomych przyczyn poczuł rozczarowanie. I co? To wszystko? Ma sobie teraz po prostu wyjść?
A co myślałeś, idioto? 
— Słuchaj… — zaczął niespodziewanie, skutecznie koncentrując na sobie uwagę zaintrygowanego Denisa. — Miałeś rację, że to nie moja sprawa, z kim się zadajesz — wyznał w przypływie szczerości, na co Armiński aż zamrugał z zaskoczenia i przyglądał mu się chwilę z niedowierzaniem. Wreszcie zmrużył oczy.
— Ale? — dopytał, bo coś mu podpowiadało, że to nie wszystko, co miał mu do powiedzenia policjant. Zresztą to nie było w stylu Oliwiera, by się tak po prostu przyznawać do błędu.
— Spotkałem Mariusza i chwilę z nim… porozmawiałem — zaczął ostrożnie Oli.
— Jak to spotkałeś? Przecież nawet nie wiesz, jak on wygląda — oburzył się nieco Denis. W głowie mu się to nagle przestało mieścić. Nie potrafił nawet logicznie zebrać myśli. To był jakiś żart? 
Oli zagryzł na moment wargę, bo dotarło do niego, że Denis nie zorientował się, skąd tak naprawdę policjant mógł znać Mariusza, więc postanowił nie wyprowadzać go z błędu. Nawet jeśli potem na chłodno chłopak sobie wszystko przemyśli i go olśni, że to zapewne sprawka Marcina, to jeżeli istniał cień szansy, by nie mieszać w to Sokołowskiego, Oli nie zamierzał tego robić.
— To nieistotne. Chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo mi się ten typek nie podoba… ale ufam, że wiesz, co robisz — zakończył łagodnie, nie chcąc rozjuszyć nastolatka.
— Och, dzięki za aprobatę — zadrwił szybko. — Oli, ja serio nie wiem, o co ci chodzi — zaczął zaraz nieco bezsilnie. — Tu nie chodzi ani o Mariusza, ani o ciebie. Naprawdę nic nie staram się ci udowodnić. Po prostu wolę starszych, okej? Mariusz nie jest moim pierwszym facetem, a ja nie jestem naiwnym gówniarzem. Z pełną świadomością wybieram sobie starszych partnerów, bo uważam, że lepiej znają się na rzeczy i jak do tej pory wszyscy potwierdzali moją tezę — wyznał odważnie, ale tym razem wcale nie kierowała nim adrenalina i złość. Czuł wręcz delikatne zawstydzenie, ale uznał, że jeżeli wytłumaczy to spokojnie Oliwierowi, ten w końcu zrozumie, że Denis nie jest naiwnym nastolatkiem, którego bez problemu można wykorzystać.
— Okej — odpowiedział tylko Francuz, a z wyrazu jego twarzy nie można było zbyt wiele odczytać.
Denis znowu poczuł niemałą dezorientację. Oliwier najpierw mu oświadczył, że porozmawiał z Mariuszem, którego nie wiadomo jak znalazł, stwierdził, że ten mu się nie podoba, a teraz tak po prostu godził się na to, co Armiński miał mu do przekazania? Co do cholery? 
— Okej? Tak po prostu okej? Koniec dyskusji? — upewnił się.
— Przecież cię nie zwiążę i nie zabronię się z nim spotykać — parsknął policjant i dopiero po wypowiedzeniu tych słów z jakiegoś powodu w jego umyśle nastąpiło spięcie, że być może nie powinien wspominać o wiązaniu Denisa.
Chłopak nadal popatrywał na niego nieco nieufnie, jakby nie do końca dowierzał, że Oliwier tak po prostu odpuścił. Co prawda nadal miał swoje zdanie i z jakiegoś powodu uważał Mariusza za zło konieczne, tak jego nastawienie było inne niż ostatnim razem. Zdawał się być bardziej… kompromisowy.
— Co on ci w ogóle powiedział? — zapytał po chwili spokojniej, kiedy spróbował wyobrazić sobie konfrontację mężczyzn, ale nie za bardzo miał pomysł, o czym ci mogli dyskutować.
— Jestem zaskoczony, że jeszcze nie powiedział tobie — wymigał się od odpowiedzi policjant. Ale tylko na moment, jak się okazało.
— Bo wrócił wczoraj do Warszawy i się z nim nie widziałem. Zresztą co za różnica, czy by mi powiedział, czy nie? Ja pytam ciebie — podkreślił znacząco Denis.
— A co jeśli on potem opowie ci inną wersję wydarzeń? — zapytał z jakiegoś powodu policjant.
— Nie rozumiem? 
— Co z tego, jeśli ci powiem, jeżeli on ci potem przedstawi inną historię? — sparafrazował blondyn.
— No to powie. To tylko koleś z którym okazjonalnie sypiam, a ciebie znam całe życie — odparł Denis jakby to było coś oczywistego. — Dlaczego miałbym wierzyć jemu, a nie tobie? Chyba byś mnie nie oszukał? — zapytał retorycznie, a Oli aż przełkną na to ślinę.
Cholera! Był dobry!
Aż poczuł jakieś dziwne zawirowanie w okolicy żołądka na słowa chłopaka i chwilowo zaniemówił. Czy Denis to zrobił celowo? Miał świadomość tego, jak bardzo był rozbrajający? Chyba nie… Przynajmniej ten głupi Mariusz twierdził, że młody jest jeszcze słodko nieświadomy swojej mocy i Oli właśnie zrozumiał sens tego przekazu. 
Jak on miał mu teraz skłamać prosto w oczy, kiedy Denis patrzył na niego tak ufnie i wyglądał przy tym tak niewinnie? 
Kurwa mać!
No przecież nie może powiedzieć prawdy, że wściekł się, kiedy Mariusz zasugerował, że jest zazdrosny o… o jęczącego Denisa. Boże, to nawet brzmiało niedorzecznie. 
— Powinieneś wracać do znajomych — odezwał się wreszcie, na co Armiński widocznie oklapł. Wyglądało na to, że miał nadzieję, że ta rozmowa do czegoś ich doprowadzi, a tymczasem Oliwier się wycofał.
— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie — powiedział mimo wszystko, choć nieco zrezygnowanym tonem.
— Po prostu on traktuje cię jako chłopaczka, z którym może się zabawić — wyznał wreszcie Oli, cudem tylko zachowując pozory, że rzeczywiście właśnie to było tematem jego dyskusji z Mariuszem.
— Wiem to — odparł zaraz z rozbrajającą szczerością Denis. — Właśnie to ci się staram cały czas powiedzieć. On chce się tylko zabawić, ja też. Obaj znamy swoje miejsca — zapewnił jeszcze raz.
— To dobrze — przytaknął tylko pospiesznie Francuz. — Będę się zbierał, jestem zmęczony — zakomunikował w następnej kolejności i ruszył do wyjścia.
Gdy był już w drzwiach, niespodziewanie się zatrzymał i znieruchomiał.
Denis również się nie poruszył, a jedynie wpatrywał się niepewnie w plecy policjanta. 
— Nie mogę tego zrobić — odezwał się wreszcie, jakby z żalem w głosie, ponownie odwracając się do chłopaka.
— Czego? — zdziwił się Armiński.
— Gdybyś ty to zrobił, a ja bym się po prostu nie obronił, powiedzmy przez element zaskoczenia, to nie wyglądałoby to tak tragicznie, prawda? Dałoby się to wytłumaczyć, nie? — zapytał enigmatycznie i jeszcze przez kilka sekund Denis wpatrywał się w niego jak w kosmitę, jakby Oliwier mówił do niego obcym językiem… aż wreszcie go olśniło.
Chyba. W zasadzie to nie miał pojęcia, ale w jego głowie pojawiła się raptownie pewna cholernie kusząca myśl i pod wpływem impulsu postanowił ją natychmiast przekuć w czyn. Nawet jeżeli miałoby się okazać, że Francuz mówił kompletnie o czymś innym. Najwyżej potem będzie się wstydził za swoje zachowanie, a teraz…
Nie był w stanie dalej myśleć, bo ciało zdawało się zdecydować za niego i nim się zorientował, już szedł w kierunku Oliwiera. Gdy się przy nim znalazł, nawet się nie zatrzymał, tylko pchnął go na blaszaną ścianę, która zadudniła potężnie, położył automatycznie dłonie po bokach twarzy blondyna, zbliżył się tak, że zetknęli się klatkami piersiowymi, a potem po prostu go pocałował.
Oliwierowi z tego wszystkiego aż wypadła z dłoni walizka z wkrętarką.
______________________

Kolejna sobota, kolejny rozdział. :D

Chyba dosyć ważny, takie mam wrażenie? W każdym razie to na pewno jeden z tych, gdzie aż nie wiem co napisać - może tylko tyle, że nie mogę przestać się szczerzyć na tytuł rozdziału, który spłynął na mnie nagle i z jakiegoś powodu uznałam, że jest idealny. :D
Co do chłopaków... no to chyba zostawię Wam pole do popisu. 
Musicie przyznać, że logika Oliwiera z tym, że jeżeli sam nic nie zrobi to będzie niewinny wcale nie brzmi tak niewinnie. ;)

To tyle, do następnego! 
Oby wkrętarce nic się nie stało przy upadku. :P

19 komentarzy:

  1. Hej. Powiem cię że jak przeczytalam tytuł nie spodziewałam się tak emocjonalnego rozdziału ,zresztą jak zawsze świetnego .zacznijmy od tego że Marcin przejrzał na oczy i mam nadzieję że ogarnie swoje życie i Oli faktycznie będzie tylko jego przyjaciele. Jeżeli chodzi o francuza z jednej strony zaskoczył mnie ten jego że tak to nazwę napad na Mariusza raczej Oli wydaje się gościem który najpierw myśli a potem robi ale z drugiej strony co robi miłość z człowiekiem jakby nie patrzeć w każdym wieku. Jak mi się podoba ta rodzina armanskich, to jak oni się znają można powiedzieć że na wylot. Poprostu padłam jak Marcel prosił oliego o skontrolowanie sytuacji w domu ,a i odpowiedź Denisa gdy zobaczył Oliwiera i rozszyfrowanie jego obecności . podoba mi się takie przedstawienie tej rodziny. No i najlepsze i najważniejsze .serio. w TAKIM MOMECIE skończyć rozdział. I jak ja mam wytrzymać do przyszłego tygodnia. Moment w którym szli przez te ciemności to chyba francuz miał już wymyślone 100 różnych scenariuszy ale jego wytłumaczenie poprostu mnie rozbawiło. Jestem ciekawa jak daleko się posuną w tym swoim pocałunku i może ktoś ich tam przyłapie albo może posuną się dużo dalej a nie tylko do całowania hmmm moja wyobraźnia dopisuje sobie różne scenariusze i oczywiście biedna ta wkrętarka dobrze że była zapakowana . Dużo weny i chęci i czasu na pisanie .i oby passa że wstawianiem rozdziałów trwała jak najdłużej . Pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie tak niewinnie miał brzmieć! :D
      Tak, Oli raczej jest zdecydowany i bardzo pewny siebie, ale jak widać każdy człowiek ma jakieś granice i są takie czułe punkty, po rozdrażnieniu których wybucha i traci nad sobą panowanie.
      No tak, Armińscy dobrze się znają. Marcel doskonale wiedział, jak to będzie wyglądać, tak samo jak Denis od razu zaczaił o co chodzi, tylko zobaczył Oliwiera, ale jak to Marcel stwierdził, że ufa, ale musi jednocześnie sprawdzać. :D
      To tłumaczenie jest raczej tymczasowe, bo raczej ciężko uwierzyć, aby Oli był w stanie się tym rzeczywiście usprawiedliwiać. Choć kto wie, może zacznie sie tak bardzo wypierać, że faktycznie w to uwierzy.
      Passa niestety właśnie dobiegła końca, ale mimo wszystko piszę i postaram się szybko wrzucić rozdział. ;)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ja za to mam wrażenie, że Marcel z żoną z jakiegoś powodu wróci do domu i ich przyłapie, a jak nie on to Wiktor.
    Dziękuję za rozdział i ślę wenę by kolejny też był tak szybko bo się nie mogę doczekać. Akira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest niemożliwe. :D
      Robię co mogę, żeby był jak najszybciej. :)

      Usuń
  3. Nie masz pojęcia jak długo czekałam na ten moment. Nareszcie! Bałam sie że z tego w tym rozdziale nic nie wyjdzie gdy Oli ruszył do wyjścia a tu taki odwrót sprawy. Jesteś genialna. Błagam o rodział za tydzień. Błagam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja sama czekałam na odpowiedni moment - bo wbrew pozorom wcale nie było łatwo to tak zaaranżować, by obaj byli na to "mniej więcej" gotowi. :)
      Kolejny rozdział się pisze. :)

      Usuń
  4. Cudowny rozdział, też nie mogę się doczekać dalszego ciągu ostatniej sceny��A tak na marginesie to chciałabym jeszcze zapytać, bo nie wiem czy to było określone w poprzednich opowiadaniach, ja nie mogłam się tego doszukać, ile dokładnie lat ma Oliwier?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszym rozdziale jest napisane, że Oliwier ma trzydzieści osiem lat.

      Usuń
    2. Tak, było wspomniane, że na ten moment opowiadania Oliwier ma trzydzieści osiem lat (rocznikowo, bo urodzin jeszcze nie miał).

      Usuń
  5. Uroczy tytuł, przyznaję. Serio, też się zmartwiłam, oby się tam jakoś nie potłukła ta wkrętarka czy coś. Bo jak się z tego potem wytłumaczyć? :P
    W każdym razie, w tej pierwszej części rozdziału, Oliwier po prostu mnie rozpierniczył. On już jest chyba w takim momencie, że kompletnie zwariował, jak tak poszedł się rzucić na tego Mariusza. Już się spodziewałam, że być może biedaka pobije, szacun, że udało mu się choć trochę pohamować. I w ogóle, to urocze, że Mariusz rozpoznał go akurat po tych pięknych oczach! <3 Szkoda, że Mariusz nie opowiedział tego zdarzenia Denisowi, choć Oliwier poniekąd sam się wkopał i do tego przyznał. Ciekawe w ogóle, co sobie Marcin o tym wszystkim myślał, jak widział Oliwiera w takim stanie.
    Wydaje mi się, że problemem Oliwiera jest trochę to, że za mocno się zafiksował na punkcie Denisa. Gdyby zamiast świrować, wariować i się martwić, po prostu sobie odpuścił, to łatwiej by mu było przejść z tym do porządku dziennego. Tak myślę.
    Poza tym, uwielbiam Marcela! Czy on naprawdę myśli, że nikt się nie domyśli, że wysłał Oliwiera na przeszpiegi? Serio, on jest przeuroczy!
    No i Denis. Ach, trzeba przyznać, że ten też jest uroczy. Faktycznie ma tę taką moc, gdyby tylko chciał, mógłby wykorzystać każdego. Ale może on akurat nie jest taką osobą, że chciałby kogokolwiek wykorzystywać.
    Trzeba przyznać Oliwierowi jedną rzecz. On nie potrafi dopuścić do siebie łatwych rozwiązań. Tak jak z tym Denisem, wymyślił jakąś pokrętną logikę, żeby łatwiej mu było się potem usprawiedliwić. I w ogóle szanuję Denisa za odwagę. Jeśli faktycznie do czegoś między nimi dojdzie (a tak podejrzewam, że się prześpią), to Oliwier będzie miał jednak dużo bardziej przejebane niż Denis. Ciekawe, czy będzie w stanie z tym przejść do porządku dziennego, czy jeszcze bardziej się zafiksuje i kompletnie zwariuje i wybuchnie niczym wulkan.
    A tak podsumowując to wszystko, to uważam, że Oliwier nadal ma dużo spraw do ogarnięcia w swoim życiu. Teraz chyba dokłada sobie kolejną, więc to odzyskanie kontroli może być dla niego jeszcze trudniejsze. Mam nadzieję, że jakoś się z tym upora, bo jak nie, to obawiam się, że może być z nim źle.
    Czekam na to, co zgotujesz w kolejnym rozdziale. Dużo weny i wszystkiego dobrego! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Losy tej wkrętarki nie są mi obojętne, tak że na pewno będę o niej jeszcze wspominać. :D
      Już wcześniej odpisywałam, że Marcin z jakiegoś powodu trafił w czuły punkt Oliwiera. Oli sam pewnie jeszcze nie do końca wie, co dokładnie go tak zirytowało (oprócz tego, że najogólniej chodzi o Denisa).
      Myślę, że Francuz właśnie obstawiał, że Denis i tak sie o wszystkim dowie od Mariusza, więc wolał przedstawić swoją wersję. Mariusz może jeszcze powie Denisowi, a może nie. Wyjdzie w praniu. :D
      Tak, zdecydowanie łatwiej by mu było, gdyby odpuścił... ale żeby to zrobić, musiałby wpierw przed sobą wiele rzeczy przyznać, a przyznajnie się do nich go przeraża, tak więc póki co nadal woli "walczyć".
      Co do Denisa, to Mariusz się raczej nie pomylił twierdząc, że Denis nie jest świadomy swojego uroku - a przynajmniej jeszcze nie. Ale może nawet gdy stanie się świadomy to nic z tym nie zrobi.
      I tak! Oli i łatwe rozwiązania? Ale po co? xD
      Oli trochę narozrabiał - najbardziej w swojej głowie i w swoim własnym światopoglądzie - i wpierw będzie musiał to posprzątać, żeby móc wrócić do normalnego funkcjonowania.
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  6. Będzie rozdział w ten weekend?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się nie wyrobię.
      Jestem już bliżej niż dalej końca rozdziału, ale jeszcze czeka mnie sprawdzanie. :/

      Usuń
  7. Zdecydowanie Intertia trzyma nas w napięciu ;) mam tylko nadzieje że nie zadlugo ;)pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Autorko, zrobisz nam dzisiaj niespodziankę?

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniale, o matko Oliver ty to no... ta reakcja tak gwaltowna jak Marcin powiedział mu że to jest facet z którym widział oststnio Denisa... taką walkę kogutów trochę to przypominało... uch Oliver ta misja mogła być... zdalna kamerka i zamiast nudnego filmu oglądasz Denisa ;) ale no końcówka, nie obroniłby się, przez zaskoczenie to nie byłoby tragicznie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    wspaniale, Oliver no... a ta reakcja tak bardzo gwałtowna jak Marcin mu powiedział, że ostatnio widział Denisa z tym facetem... taką walkę kogotów to przypominało ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń