27 lutego 2020

Francuski piesek: Rozdział 19

Jak nie być tchórzem

Gdy tylko zbliżył się do Oliwiera, zakręciło mu się w głowie. Choć w przeszłości niejednokrotnie znajdował się blisko drugiego mężczyzny, to jednak nigdy w takim celu, dlatego tym razem jego serce zaczęło dziki galop, a zapach policjanta przyćmił mu umysł. Wszystko dookoła przestało istnieć i Denis nawet nie potrafił sobie wyobrazić, co musiałoby się stać, aby się wycofał. Nie było takiej szansy. 
Sam nie wiedział, skąd w nim wezbrała się nagle taka potężna chęć dominacji, ale gdy przyszpilił Francuza do ściany garażu, miał ochotę… uch! Chciał z nim zrobić wszystko. Aż coś niebezpiecznie drgnęło w jego kroczu, kiedy położył dłonie na pokrytych przyjemnie kłującym zarostem policzkach blondyna.
    Usta Oliwiera nigdy nie były bardziej osiągalne niż teraz, zatem Denis bez zawahania wreszcie wychylił się mocniej i zapominając o takiej czynności jak oddychanie, przytknął swoje wargi do tych policjanta. Na początku niewinnie, wręcz nieśmiało, jakby nie miał pojęcia, czego się spodziewać i z obawy przed tym, że intensywniejszy pocałunek przyprawi go o omdlenie. Jednak gdy tylko poczuł smak ust Oliwiera, dotarło do niego, że nie ma już odwrotu. Jak na początku tylko musnął jego wargi, tak za drugim podejściem cmoknął je ze zdecydowanie większą stanowczością, chcąc w pełni wykorzystać ich potencjał. 
Oliwier po prostu stał, udając, że nie ma pojęcia co się dzieje i to całe spektrum emocji aż go sparaliżowało. No i może nie do końca to było kłamstwo, bo Denis zaskoczył go swoją stanowczością i zdecydowaniem. Gdy go sprowokował, nawet nie zastanawiał się, jaki będzie tego skutek. Chyba nie potrafił sobie tego wyobrazić, a tymczasem stał nieco przytłoczony, oddając całą kontrolę nad sytuacją chłopakowi, który… dobrze sobie radził.
Gdzieś tam z tyłu głosi Francuza wył alarm, że gdy to dobiegnie końca, zjedzą go wyrzuty sumienia, ale co do jednego automatycznie zmienił zdanie, choć jeszcze przed chwilą nawet by mu to nie przyszło do głowy. Mianowicie dotarło do niego, że ostatnie określenie jakie obecnie nasuwało mu się na myśl o Denisie, to „dziecko”. Nie, Denis zdecydowanie nie zachowywał się jak dziecko. Tylko dorosła osoba — zarówno fizycznie jak i mentalnie — była w stanie do tak płomiennych i przemyślanych gestów. 
Czuł, że i chłopak wręcz drży z emocji, ale nie pozwolił, by te zawładnęły nim na tyle, by stracił nad sobą kompletnie kontrolę. Delektował się. Po pierwszym nieśmiałym całusie, kolejny skradł mu z większą stanowczością, a następnie oderwał się na moment by złapać oddech i w tym czasie spojrzał na usta Francuza, oblizując przy tym wargi, by po chwili ponownie zaatakować jego usta z jeszcze inną mocą, jakby za każdym razem liczył na nowe doznania. 
Oli aż podniósł wreszcie dłonie z zamiarem położenia ich gdzieś na talii Armińskiego, ale w ostatnim momencie dotarło do niego, że to już nie jest szokowe zachowanie, a w pełni świadome, zatem cholernie niechętnie wsunął ręce pomiędzy ich ciała i kładąc je na klatce piersiowej Denisa, delikatnie go odsunął.
— Nie możemy… — rzucił słabo, na co chłopak popatrzył na niego początkowo ze zdezorientowaniem, a po chwili trochę jak na idiotę, jakby chciał powiedzieć: „sam mi każesz, a teraz twierdzisz, że nie możemy?”. No cóż… właśnie tak.
— Może ty nie możesz — odparł po kilku sekundach niezbyt logicznych przemyśleń i strąciwszy stanowczo dłonie Oliwiera, ponownie do niego przylgnął i wpił się w jego usta, aby uniemożliwić mu kolejne protesty. 
Oli mruknął niby z niezadowoleniem, ale nie spróbował kolejny raz odepchnąć Denisa. Choć nie chciał tego przed sobą przyznać, to cholernie podobała mu się sytuacja, w której się znalazł, a raczej którą sam sprowokował. Kolejna kwestią było to, że gen samca alfa wywoływał w nim obecnie wewnętrzny bunt przez to, że stał tak biernie i nie miał możliwości pokazać, na co go stać. A przecież to on zwykł w takich momentach dominować! Ale tym razem nie mógł… wtedy wymówka z szokiem i zaskoczeniem już by nie przeszła.
Kogo ty chcesz oszukać? — przedarło się do jego umysłu, ale dzielnie zignorował tę myśl.
Denis był o wiele bardziej interesujący i najwyżej później będzie martwił się swoimi wyrzutami sumienia. Teraz po prostu postanowił jeszcze choć przez momencik pozwolić chłopakowi na eksplorację i eksperymenty. Och… jaki on był uroczo ciekawski! Jak go zaczepnie podgryzał, muskał śmiało wargami, cichutko pomrukiwał, drapał palcami zarost, stając się z każdą próbą coraz śmielszy. Oli czuł się jak jakiś królik doświadczalny, na którym właśnie trenował Armiński, ale choć bardzo chciał dojść do wniosku, że to złe i nieprzyjemne, nie mógł, bo ciało podpowiadało mu coś kompletnie innego. Brunet bardzo umiejętnie na nim eksperymentował i sprawiał, że we Francuzie wrzała krew.
Denis nie miał pojęcia jak długo tkwili w garażu i jak długo całował…
Boże! Całował Oliwiera! 
W każdym razie czuł, że z każdą sekundą nakręca się coraz bardziej, chce więcej, mocniej i nie chce przestawać. Kojarzył, że przecież fantazjował o tym momencie od lat i miał jakąś tam wizję, jak może wyglądać jego pocałunek z policjantem, ale teraz kompletnie nie mógł sobie tego przypomnieć. Nawet nie za bardzo chciał, bo i po co, skoro robił to właśnie w rzeczywistości? 
Nie miał pojęcia, na ile chodziło o to, że to był Oliwier, a w ilu procentach ten pocałunek po prostu był tak absolutnie fantastyczny. Najpewniej to była kombinacja obydwu tych czynników, a to tylko potęgowało jego apetyt. W ogóle zapomniał o nieśmiałości czy innych barierach — zarówno tych realnych, czy jakie sam wytwarzał w głowie. Pragnął przedłużać to w nieskończoność i chłonął z rozkoszą każdy skrawek Francuza. Nie mógł przestać dotykać jego twarzy i nie czuł cienia zażenowania, kiedy mruczał mu z przyjemności w usta.
Nie oderwie się. Nie ma szans. Przepadł i nie było opcji, że zdoła znaleźć motywację, by jako pierwszy przerwać to, co sam zaczął.
Oliwier mimo wszystko chyba miał więcej samodyscypliny, bo po pewnym momencie niespodziewanie położył dłoń na policzku Armińskiego i delikatnie odsunął od siebie jego twarz. 
— Wiesz, że teraz muszę się wyprowadzić na drugi koniec świata? — zapytał z jakiegoś powodu, co jedynie spowodowało delikatny uśmiech na jeszcze rozmarzonej twarzy Denisa.
— Chyba już ustaliliśmy, że to ja jestem tym złym, rozpuszczonym nastolatkiem, który cię tak bezczelnie napadł? — przypomniał ściszonym tonem brunet, nadal wracając do siebie.
— Tak… no nie do końca — nie zgodził się Oli w przypływie rozsądku, na co Denis wpierw zagryzł wargę, a potem z zaskoczenia cmoknął policjanta krótko w usta.
— O, widzisz? Nie spodziewałeś się tego — zauważył, uroczo przekręcając głowę, by po ułamku sekundy znowu skraść blondynowi buziaka. — Ani tego. 
Oli tylko uśmiechnął się pod nosem faktycznie zaskoczony, jednak ta logika niestety do niego nie przemawiała. Doskonale wiedział od samego początku, że tylko sprowokował chłopaka i będzie się teraz przez to zadręczał. Jeszcze nie wiedział, czy to na co mu przyzwolił, było tego warte, ale gdyby tylko mógł cofnąć czas i tak zrobiłby to samo, więc chyba jednak było.
— Denis, myślę, że dziś wykorzystaliśmy wszelki limit na… — urwał, nie za bardzo wiedząc, co ma dodać. Wreszcie przeczesał dłonią włosy i odetchnął głębiej. — To naprawdę dla mnie dużo, wiesz? — postawił na szczerość, nawet początkowo nie zakładając, że może mu to przyjść z taką łatwością. — Choć to, na co ci właśnie pozwoliłem, kompletnie temu zaprzecza, to musisz mi uwierzyć, że…
— Nie teraz, okej? — przerwał mu niespodziewanie Denis, kładąc dłonie na klatce piersiowej policjanta. — Wiem, co chcesz powiedzieć, ale po prostu nie teraz — poprosił łagodnie, nadal patrząc z pewną dozą rozmarzenia na starszego mężczyznę.
Oczywiście nie mógł mieć stuprocentowej pewności, o co chodziło Oliwierowi, ale domyślał się, że ten chciał zapewne powiedzieć, jak bardzo źle się czuje z faktem, że zrobił coś przeciwko Marcelowi. Denis sam nie wiedział, co o tym myśleć, ale nie sądził, by musieli przez to przebrnąć już teraz, na gorąco. Wręcz przeciwnie, było tak błogo i beztrosko, że nie chciał tego psuć wątpliwościami i wyrzutami sumienia. Czy naprawdę dopuścili się aż takiej zbrodni, że nie zasłużyli, by nie rozgrzebywać trudnego tematu choć przez ten jeden wieczór?
Oliwier przyglądał się moment w skupieniu chłopakowi, łapiąc się w końcu na tym, że patrzy mu zbyt intensywnie w oczy. Ocknął się i pospiesznie potaknął, że się zgadza. Denis chyba miał rację — może lepiej, jak przetrawią to po swojemu, przemyślą na chłodno, a potem będą wyciągać wnioski. Teraz czuł ogromne podekscytowanie mieszające się z rosnącym strachem, ale resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mu, że kierują nim silne emocje i musi przede wszystkim ochłonąć, by móc to racjonalnie przemyśleć.
— Powinieneś wracać do znajomych… ja też się będę zbierał — zaoferował, na co Armiński westchnął głęboko, jakby z zawodem, ale po jego minie było widać, że nie ma argumentu, by się nie zgodzić, więc ostatecznie skinął delikatnie głową.
Francuz przyglądał mu się jeszcze przez moment, aż wreszcie ostrożnie zaczął się wycofywać.
— Oli — zawołał za nim Denis, kiedy ten był praktycznie jedną nogą na zewnątrz.
— No? 
— Wkrętarka — przypomniał mu chłopak i spojrzał wymownie na walizkę ze sprzętem, która leżała nieopodal jego nóg.
Policjant uśmiechnął się pod nosem, ale posłusznie zawrócił i zabrał swoją własność, posyłając jeszcze jedno spojrzenie brunetowi. Potem już bardziej dynamicznym krokiem opuścił garaż, nie oglądając się za siebie.
Denis został w środku jeszcze na kilka minut. Po tym jak Oli wyszedł, zapanowała przytłaczająca cisza. Niby słyszał przytłumioną muzykę dobiegającą z ogrodu i auto policjanta, który odjeżdżał… ale te dźwięki nie były w stanie przebić się przez pustkę w jego głowie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ogarnęła go taka dezorientacja.
To jednak nie trwało długo i w następstwie jego umysł zalała fala wszelakich myśli. Zaczął jeszcze raz odtwarzać w głowie to wszystko, co miało przed chwilą miejsce, próbując sobie przypomnieć każdy detal — a to nie było trudne, bo zdawało mu się, że nadal czuje smak ust Oliwiera.
Aż cały zadrżał, jak w następnej kolejności jego ciało ogarnęła czysta euforia.
Och… pocałował Oliwiera!
A Oliwier wcale nie uciekł! Co więcej, po wszystkim nawet nie powiedział, że to co zrobili było złe i już nigdy więcej się nie powtórzy. Nie nakrzyczał na niego i nie skarcił. W zasadzie… zareagował dosyć pokojowo. Jakby po prostu przyjął do wiadomości to, co zrobili i zaakceptował. Możliwe, że był w szoku i jeszcze to do niego nie docierało, ale przecież sam tego chciał! Nie odepchnął Denisa i nie protestował. 
Niczym w transie wrócił na imprezę i próbował zachowywać się zwyczajnie, ale kompletnie nie potrafił się skupić. Wreszcie Wiktor zauważył jego dziwne zachowanie — pomimo iż najtrzeźwiejszy nie był — i odciągnął go na bok, by zrobić małe przesłuchanie. Denis długo się wahał czy mu o tym powiedzieć i ostatecznie zrezygnował. To znaczy… wpierw sam chciał to sobie dobrze przemyśleć i dopiero potem podzielić się tym z bratem. Zresztą dokładnie tak to wytłumaczył Wiktorowi, a ten to przyjął, zapewne uspokojony, że Denis nie kręcił, a wyznał szczerze, że potrzebuje chwili na oddech.
Resztę wieczoru, a raczej nocy, spędził rozkojarzony, a nawet nieco zagubiony. Kompletnie nie potrafił wkręcić się na nowo w klimat imprezy, co zresztą zostało zauważone przez niektórych znajomych. Zrobiło mu się głupio, że zachowywał się tak ekscentrycznie i zwracał na siebie uwagę. Jednak w towarzystwie nie było ani jednej trzeźwej duszy — no może prócz jego sióstr, ale te nie zwracały na niego uwagi — więc liczył, że do jutra nikt nie będzie o nim pamiętał. W końcu w tym stanie każdy zachowywał się nieco dziwacznie. Tak, w razie czego zwali to na alkohol. I w zasadzie to nie będzie całkowite kłamstwo, bo czuł się jak pijany, a co za różnica czy jego stan był wywołany przez alkohol… czy przez ekstremalnie bliskie spotkanie z Oliwierem.
***
1 czerwca 2018
Kolejny tydzień minął dosyć szybko, ale Denis czuł, że jest w stanie permanentnego spięcia. W niedzielę wygadał się ze wszystkiego Wiktorowi, kiedy rankiem — w różnym stopniu skacowania — sprzątali w ogrodzie po imprezie przed powrotem rodziców. Od razu mu ulżyło i opuściły go wyrzuty sumienia, gdy jego brat podszedł do całej sprawy z typową dla niego nonszalancją. Nie wypytywał o szczegóły, ale w gruncie rzeczy stwierdził, że przynajmniej Denis już wie, czy ma ochotę dalej próbować brnąć w jakąś relację z Francuzem, czy raczej powinien zacząć się z  niego leczyć.
Dla Denisa jednak nie było to takie proste jak brzmiało. Czy miał ochotę dalej wzdychać do Oliwiera? Cóż, to nie była kwestia jego ochoty. Doskonale wiedział, że nie będzie w stanie się powstrzymać przed kreowaniem kolejnych pięknych wizji… ale nawet nie chciał tego robić. Za każdym razem kiedy odtwarzał tę scenę z garażu przed oczami, przeszywał go przyjemny dreszcz. 
Raczej zawsze wyobrażał sobie, że to Oli będzie stanowczy i zrobi z nim to co zechce, a nie że Armiński przejmie inicjatywę, ale to nie miało żadnego znaczenia. Może i to on dowodził w trakcie tego pocałunku, ale mimo wszystko czuł — i wtedy, i obecnie — że to policjant ma kontrolę i ostateczna decyzja w sprawie… czegokolwiek, będzie należała do niego. W końcu gdyby nie dał Denisowi tego przyzwolenia, to chłopak raczej nie miałby odwagi, by tak sam z siebie się na niego rzucić i przygwoździć do ściany. Gdyby Oli się nie zatrzymał i go nie sprowokował, to Denis by go po prostu puścił i do tej sytuacji nigdy by nie doszło.
Och… aż nie chciał myśleć, że mógł zaprzepaścić tę okazję.
Kolejne dni polegały na walce z samym sobą, by zachowywać się normalnie, nie dawać nikomu do myślenia, że coś jest nie tak i… postarać się nie zwariować przez bez przerwy nawiedzające go myśli o policjancie. Nie było to łatwe — żadna z tych rzeczy. Kiedy tylko widział ojca, miał wrażenie, że ma na czole napisane, co zrobił z Oliwierem. Bez względu na to, jak bardzo zwyczajnie próbował się zachowywać, wiedział, że niekoniecznie mu to wychodzi. Rodzice póki co nie wyglądali na zaalarmowanych i go nie wypytywali, ale sama myśl, że mogliby, przyprawiała chłopaka o szybsze bicie serca.
W środę wpadł w lekką panikę. Nawet nie wiedział dokładnie czemu, ale ta niewiedza, co się działo z Oliwierem i co myślał, wyzwalała w nim pewną dozę strachu. To było oczywiste, że muszą po tym ochłonąć i podejść do tematu zdroworozsądkowo, ale co jeśli Oli postanowił udawać, że nic się nie wydarzyło i zamierzał go teraz ignorować?
Dlatego wieczorem, po wewnętrznej walce, odważył się i do niego napisał.
Do: Oliwier. „Trochę świruję. Postanowiłeś mnie ignorować? Przepraszam za tamto, nie chciałem narobić ci problemów…”.
Dosłownie pół minuty po wysłaniu tej wiadomości, aż się skrzywił i zwyzywał w myślach. Po co przepraszał? Po co pisał, że świruje? Po co w ogóle się narzucał? 
Idiota…
Jednak Oliwier o dziwo odpisał mu w ciągu pięciu minut.
Od: Oliwier. „Zdecydowanie nie postanowiłem cię ignorować. Po prostu daj mi jeszcze troszkę czasu, w porządku? To dla mnie trudniejsze niż myślałem”.
Denis po przeczytaniu tej wiadomości aż zagryzł wargę, bo pomimo, że poczuł ulgę, to mimo wszystko dalej targały nim wyrzuty sumienia. Cholera, Oli musiał czuć się z tym wszystkim źle. Ech… nie tak to sobie wszystko wyobrażał. W jego wizjach po pocałunku obaj byli zadowoleni i szczęśliwi, a potem szli krok dalej i dalej… i dalej. Nie przejmując się niczym. Tymczasem rzeczywistość dosyć brutalnie zweryfikowała te marzenia i pokazała Denisowi, że zapomniał o jednej ważnej rzeczy: policjant też miał uczucia i wszystkie przeszkody musiały go teraz podwójnie obciążać. Z drugiej strony to nawet dobrze o nim świadczyło, bo gdyby rzeczywiście przeszedł nad tym tak po prostu do porządku i zaczął zabawiać się z Denisem, nawet nie myśląc o tym, co może czuć jego przyjaciel, jak się o wszystkim dowie… ale tak nie było. Oliwier się przejął. Nawet bardziej, niż pewnie sam przypuszczał. 
Ależ to było popieprzone! Miał wrażenie, że zaraz mu wybuchnie głowa od tego myślenia.
Ale nie wybuchła. Przez kolejne dwa dni praktycznie nic się nie zmieniło i dopiero w piątek nastąpił nieoczekiwany przełom. 
Denis wiedział, że musi stwarzać pozory normalności, tym bardziej, że ojciec zorganizował mu już grupkę dzieciaków, które chłopak miał przez dwa miesiące trenować, więc nie mógł wymigiwać się od treningów.
Nie spodziewał się jednak, że tego piątkowego wieczoru na macie spotka policjanta.
Wpadł spóźniony do szatni, bo wcześniej wypełniał jakieś dokumenty w biurze mamy, aby mogła go legalnie zatrudnić w Orionie, a gdy dołączył do kolegów na rozgrzewce, którzy akurat zaczynali i biegali wokół sali, robiąc wymachy ramion, dopiero po kilkunastu sekundach dostrzegł, że kilka osób przed nim biegnie Oliwier. Poczuł jak jego serce automatycznie przyspieszyło rytm i wątpił, aby było to związane z faktem, że akurat biegł.
Mimo wszystko przez cały trening ich ścieżki się nie przecięły. Chyba obaj byli zgodni co do tego, że lepiej będzie dla nich obydwu, jak nie będą dzisiaj wchodzić w ekstremalnie bliskie kontakty, a przy jiu jitsu znikało pojęcie przestrzeni osobistej.
Po niemal dwóch godzinach sparingów cała grupa zabrała się do szatni i w ciągu kolejnych dwudziestu minut — po prysznicu i po przebraniu się — zaczęła opuszczać klub. 
Denisowi znowu wydało się, że Oli celowo się ociąga, by mógł zostać z nim na koniec sam na sam. Zatem również zwolnił maksymalnie wykonywanie wszystkich potreningowo-szatniowych czynności, żeby zrównać tempo z policjantem… ale okazało się, że ich wspólny kolega z maty też z jakiegoś powodu się nie spieszył i wesoło trajkotał, zagadując Oliwiera, a co więcej, nie zapowiadało się, że miał zamiar wyjść pierwszy. Na szczęście blondyn się go pozbył.
— Ej, w ogóle to Marcel chciał, żebyś do niego zaszedł — wymyślił, a co śmieszniejsze… trafił z wymówką, jak się po chwili okazało.
— Cholera! No tak, już mi mówił w tamtym tygodniu, żebym wpadł obgadać aneks do umowy — wyjaśnił nieco spanikowany i minutę później w pośpiechu niemal wybiegł z szatni, a policjant poszedł za nim, wyjrzał, czy nikt nie kręci się na korytarzu, po czym wrócił do środka i zamknął drzwi.
Młody Armiński pokiwał na to z uznaniem, na co Oli uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, podszedł do swojej torby treningowej i włożył do niej ręcznik. Na moment zapanowała cisza. Niekoniecznie niezręczna… ale dało się wyczuć pewne napięcie.
— Wszystko okej? — zapytał wreszcie niepewnie Denis.
Oliwier odetchnął głęboko nim odpowiedział.
— Na pewno nie dzieje się nic, czym akurat ty powinieneś się przejmować — odparł enigmatycznie. — A jak u ciebie? 
Denis wzruszył jedynie ramionami.
— Dasz radę się wyrwać jutro? Chyba mamy coś do obgadania — zaoferował wreszcie, na co chłopak znowu potulnie przytaknął. Znowu działo się coś, co go zaskakiwało, ale chyba tak to już było z Oliwierem. Ostatnio oddał mu kontrolę i choć po jego pierwotnej reakcji i kilku dniach ciszy mogło się zdawać, że spróbuje unikać Denisa, tak teraz przejmował inicjatywę i brzmiał bardzo pewnie, jakby już wiedział, co zrobi. Przez to Armiński nie był pewny, czy powinien odetchnąć z ulgą, czy zacząć się na poważnie martwić.
— Jasne. Napisz mi gdzie i kiedy — odparł bez negocjacji, odczuwając namiastkę ulgi. Co prawda dopiero miał się przekonać, jakie będą konsekwencje jego wyskoku z zeszłej soboty… ale przynajmniej wiedział, że Oli też o tym myślał i nie zamierzał tego przemilczeć.
Zebrali się w ciszy. Denis przez cały ten czas gorączkowo myślał, co jeszcze może powiedzieć, jak zagadać i zwrócić na siebie uwagę Oliwiera, ale nic nie przychodziło mu do głowy; a przynajmniej nic sensownego. Tak bardzo chciał z nim jeszcze chwilę porozmawiać, bo po ostatnim spotkaniu czuł ogromny niedosyt i już nawet nie chodziło tylko o upewnienie się, że Oli go nie olał, ale po prostu chciał wymienić jeszcze kilka zdań. O czymkolwiek.
— Oli… — rzucił niespodziewanie, gdy policjant kierował się już do wyjścia. Od razu jednak przystał i spojrzał z zaciekawieniem na bruneta. — Żałujesz? — zapytał z dudniącym sercem.
— Nie — odparł zaraz Francuz, jakby to było coś najoczywistszego, posłał Denisowi delikatny uśmiech, a potem skinął mu głową na pożegnanie i wyszedł z szatni.
Jak przed sekundą waliło mu serce, tak teraz oblała go jeszcze fala gorąca. Stał znieruchomiały, na moment zapominając o całym świecie, a w głowie zapętlił mu się ten fragment rozmowy. Oli nie żałował…
***
2 czerwca 2018
Tego sobotniego poranka wyskoczył tylko na dwie godziny na komendę, a potem wrócił do mieszkania, zgarnął Tytana i poszedł z nim w teren. Bierne siedzenie na tyłku nigdy mu nie wychodziło i nawet kiedy miał wolne, musiał coś robić — na przykład włóczyć się z psem — bo cholernie szybko się nudził. Choć „nuda” to było ostatnie słowo, jakie przychodziło mu na myśl w kontekście wydarzeń z ostatniego tygodnia.
Nie miał pojęcia, jak to się stało, że w ciągu ostatnich dni przeszedł przez tyle stanów emocjonalnych. Wymęczył się niemiłosiernie, czuł nieprzyjemne spięcie oraz odnosił wrażenie, że żyje na wstrzymanym oddechu.
Jakim cudem, będąc dorosłym, prawie czterdziestoletnim facetem, który w życiu przeszedł więcej niż dziesięciu przeciętnych ludzi razem wziętych, wpadł w pułapkę lęku i złości? 
Nie znał odpowiedzi na akurat te pytania… ale poznał odpowiedzi na inne.
Kiedy zaatakował Mariusza w galerii, prawie uciekając się do rękoczynów, zaczęło do niego docierać, że dzieje się z nim coś bardzo niedobrego. Nigdy, pod żadnym pozorem, nie tracił opanowania — a miał ku temu milion o wiele poważniejszych powodów w przeszłości. Ścigał najgroźniejszych bandytów, szarpał się z menelami, ścierał z przemądrzałymi adwokacinami, niejednokrotnie był świadomy pewnych kwestii, których nie był w stanie legalnie udowodnić i nic. Brał to na klatę i przełykał porażkę, gdy musiał. A tymczasem o mało nie zabił człowieka przez to, że ten miał czelność z niego zadrwić i uderzył w jego najczulszy punkt.
Ciężko było mu się przyznać przed samym sobą do tego, że popełniał błędy i zbudował sobie alternatywną rzeczywistość, która miała niewiele wspólnego z otaczającym go światem, ale jeszcze ciężej było mu ze świadomością, że sam rzucał sobie kłody pod nogi i czuł się jak dziecko we mgle, mimo iż na zewnątrz zgrywał pewniaka, który albo nie wyrażał uczuć wcale, albo sporadycznie tryskał wściekłością.
Nie mógł tak dłużej. Aż go wzdrygało na myśl, że ta ucieczka od prawdy i utrwalanie subiektywnych interpretacji rzeczywistości były zwykłym tchórzostwem. To z kolei powodowało, że robiło mu się niedobrze. O nie, może czasami przesadnie kombinował, jak tu obejść sytuację, ale tchórzem nie był. To gryzło go i złościło tak cholernie, że już wolał się przyznać, że po prostu nie wie, co ma o tym wszystkim myśleć. 
Gdy po paru dniach i kolejnej rozmowie z Klaudią spojrzał na to wszystko z dystansu, aż pokręcił głową z rozbawieniem. Co on wyprawiał? I Klaudia, i Marcin, i Denis, a nawet ten przeklęty Mariusz próbowali zwrócić mu uwagę, że chyba trochę nadinterpretuje fakty i powinien się opamiętać… ale nie. To do niego nie przemawiało. Obudził się dopiero w chwili, gdy dotarło do niego, że wychodzi na tchórza. Istny cyrk.
Nagromadzona złość i lęk — choć oczywiście do tego drugiego się nie przyznawał — które przez dłuższy czas, kumulując się równomiernie w jego myślach, spowodowały, że trwał w zawieszeniu i nie potrafił przerwać tego błędnego koła. Niemiłosiernie wściekał się, że kontrola wymyka mu się z rąk i jednocześnie podświadomie bał się przyznać do swoich uczuć, a kiedy się ich wypierał, nakręcał się jeszcze bardziej… i tak bez przerwy. Jak tchórz.
A nie był tchórzem! 
Klaudia podpowiedziała mu wręcz prozaiczny sposób i zarazem metodę działania, kiedy by wyczuł, jak znowu zaczyna świrować.
Patrz na fakty, Oli. Każdą irracjonalną myśl zbombarduj kilkoma faktami, które jej przeczą, aby ją osłabić.
Tak też spróbował uczynić. Nie było to łatwe, bo gdy tylko przypominał sobie, jak sprowokował Denisa do pocałunku, to czuł, jak zaczyna wpadać w panikę. Ale wtedy przypominał sobie — na szczęście lub nieszczęście — że po mikro ataku paniki następuje wycofanie, a wycofanie w jego przekonaniu było taktyką godną tchórza, więc…
Chyba nie o to do końca chodziło Klaudii, ale jakoś to działało. Zmotywował się, czy też raczej wymusił na sobie spojrzenie prawdzie w oczy. Sięgnął po fakty.
Sprowokował Denisa, bo chciał, żeby ten go pocałował. Podobało mu się. Zrobiłby to jeszcze raz. Ewentualnie trzydzieści. Świat się nie skończył, ale czuł się podle z faktem, że takim zachowaniem wbił nóż w plecy Marcela. Denis nie był dzieckiem. Denis był cholernie uroczy. Denis był niezwykle dojrzały jak na swój wiek. To był tylko pocałunek i nikomu nie stała się krzywda. To było niezobowiązujące. Nikt nic nikomu nie obiecywał.
Spodziewał się, że wybuchnie, kiedy tylko dopuści do siebie wszystkie te myśli… ale nic takiego się nie stało. W zasadzie to… w ogóle nic się nie stało. Ani nie padł na zawał, ani nie zwariował. Ot, po prostu stwierdził to, co już się stało. O dziwo wcale nie było to takie trudne, jak na początku zakładał. 
Kurwa, jakim cudem przez ostatnie tygodnie zachowywał się jak totalny maniak?!
To było niesamowite, że kiedy zaczął sobie przypominać swoje zachowanie, nagle dostrzegł sedno problemu. Aż było mu wstyd. 
Dlatego jak dorosły, odpowiedzialny człowiek — i przede wszystkim świadomy otaczającej go rzeczywistości — postanowił porozmawiać z Denisem. W końcu on też był dorosły, a przy tym rozumny i też mógł decydować za siebie. 
Młody Armiński wyglądał na przestraszonego, kiedy w sobotę po południu pojawił się pod drzwiami mieszkania Francuza. Gołym okiem było widać, że jest spięty i niepewny. Dlatego Oli posłał mu delikatny uśmiech na rozluźnienie.
— Zaproponowałbym piwo, ale chyba jesteś autem, nie? — zagadnął niezobowiązująco.
— Nie. Jadę potem do Alberta i będę tam nocował, a samochód był potrzebny Wiktorowi — odparł z pozoru zwyczajnie chłopak, ale nawet jego postawa krzyczała, że jest zdezorientowany.
Oli zatem podszedł do lodówki, uznając, że piwo może się przydać młodemu. Zaraz potem wrócił do części wypoczynkowej, podał jedną butelkę Denisowi, który wcisnął się w fotel i przybrał bardzo zamkniętą postawę, natomiast sam policjant usiadł swobodnie na kanapie, co zauważył Tytan i szybko do niego dołączył, wyczuwając w tej sytuacji potencjał do głaskania. 
Siedzieli chwilę w ciszy. Policjant domyślił się, że sam musi zacząć konwersację i być może nawet nią pokierować. Zastanawiał się jedynie przez moment, jak powinien to rozegrać. Czy przejść od razu do sedna, czy może raczej spróbować wpierw rozluźnić Denisa. Po krótkim namyśle uznał, że taka sztuczna gadka szmatka niepotrzebnie przedłuży zdenerwowanie chłopaka, zatem ostatecznie wybrał pierwszą opcję.
— Przepraszam, że tak długo trzymałem cię w niepewności — zaczął poważnie, choć starał się brzmieć neutralnie.
— Trochę narozrabiałem… czaję, że potrzebowałeś chwili — odparł Denis, wzruszając przy tym przepraszająco ramionami.
— Ty narozrabiałeś? — Oliwier uniósł w zastanowieniu brew. — Dobra, zresztą nieważne. — Machnął ręką. — Chciałem cię też przeprosić za to, że wtrącałem się w twoje sprawy. Trochę mi zajęło, ale wreszcie do mnie dotarło, że jesteś dorosły i nie powinno mnie obchodzić co i z kim robisz — powiedział zupełnie szczerze, na co Denis aż zamrugał zaskoczony. 
— To… — zaczął, ale się zająknął. — Wiesz… nie musisz… bo… — dukał, aż wreszcie odetchnął głębiej, przetarł twarz dłońmi i ponownie odważył się spojrzeć zrezygnowany na Oliwiera. — W sumie to umieram z przerażenia — wyznał wreszcie.
— Dlaczego? — zapytał autentycznie zaskoczony Francuz.
— Nie wiem. Nie potrafię cię wyczuć. Jesteś dla mnie kompletnie nieprzewidywalny i ta niepewność, co zrobisz, zjada mnie żywcem — zdradził, choć w jego głosie dało się usłyszeć zażenowanie. Mimo wszystko nie był w stanie grać przed Oliwierem, że chodzi o coś innego, a już w ogóle nie potrafił udawać, że wszystko jest w porządku.
Francuz zagryzł wargę, ciesząc się podświadomie, że Tytan wgramolił się na sofę i położył mu łeb na udach, bo przynajmniej miał teraz czym zająć ręce.
— Cóż, ja sam ostatnio nie potrafię przewidzieć swojego zachowania, więc wcale mnie to nie dziwi… ale wiesz, że masz prawo mieć własne zdanie, a nie czekać na moją decyzję, nie? — zasugerował, na co Denis westchnął.
— Czyżby? — zapytał z powątpiewaniem i coś aż go korciło, żeby dopytać, czy gdyby zasugerował, że ma ochotę na jakiś mniej lub bardziej zobowiązujący układ z policjantem, to ten tak po prostu by na to przystał, bo to decyzja Denisa, ale ostatecznie się powstrzymał. To by zabrzmiało dziecinnie. 
— Nie mogę ci nic nie narzuć. Ty też nie możesz mi nic narzucić — zaznaczył zdroworozsądkowo. — Możemy natomiast wypracować jakiś kompromis, jeżeli się da — dodał bardziej zachęcająco, ale Denis nie wyglądał na przekonanego. Jakby nadal nie wiedział, do czego zmierza ta rozmowa. Cóż, Oliwier też nie wiedział. — Nienawidzę czegoś nie wiedzieć — zaczął ciszej. — Lubię jasne sytuacje i dlatego tak łatwo przychodzi mi podejmowanie wszelkich decyzji. Ale niestety czasami po prostu nie wiem. Tak jak teraz. Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Nie mam pojęcia, co mam teraz zrobić — wyznał. 
— Nie pocieszyłeś mnie — parsknął Armiński.
— Domyślam się — przyznał Oliwier i zapanowała chwilowa cisza. 
To była cholernie irytująca sytuacja. Siedzieli tutaj jak na jakiejś naradzie, ale za bardzo nawet nie wiedzieli, co jest przedmiotem ich dyskusji. Wyjaśnili sobie jedynie tyle, że nie wiedzą, co się stało i co mają zrobić w następnej kolejności. Oliwier chwilowo aż zwątpił w pomysł z zaproszeniem Denisa, bo przecież chciał porozmawiać… ale z tej rozmowy kompletnie nic nie wynikało. 
— Czego oczekujesz? — zapytał wreszcie po paru minutach dogłębnych przemyśleń.
Denis spojrzał na niego krótko, wyglądając, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował i spuścił wzrok. Zatem Oliwier spróbował go podejść.
— Muszę przyznać, że trochę namieszałeś mi w głowie. Wiem, że to nie był twój cel, ale zdołałeś wyprowadzić mnie z błędu i nie mam pojęcia jak, ale sprawiłeś, że przestałem widzieć w tobie jedynie dzieciaka Marcela — przyznał bez bicia, czym ponownie skupił na sobie wzrok Denisa. Nie wyglądał już na speszonego, a na zaciekawionego. — Ale to tak naprawdę niewiele zmienia — dodał zaraz, ściągając go na ziemię.
— Dla mnie to brzmi jak spory przełom — nie zgodził się Armiński.
— Jesteś fajnym chłopakiem, Denis, ale nie byłbym w stanie cię wykorzystać…
— A kto tu mówi cokolwiek o wykorzystywaniu? Gdzie ty tu widzisz wykorzystywanie? — zirytował się momentalnie brunet.
— Denis, ja nie jestem typem faceta, który lubi zobowiązania i w normalnej sytuacji nie miałbym problemu, żeby się z tobą przespać — wypowiedział te słowa zupełnie normalnie, nie mając pojęcia, że wywołały dreszcze u chłopaka — ale to nie jest normalna sytuacja, bo nie jesteś mi obojętny. Jesteś dla mnie jak rodzina i nie potrafię sobie wyobrazić, że tak po prostu zabawiam się z synem swojego najlepszego przyjaciela — dodał, spodziewając się, że Denis może zaraz zaprzeczyć i stwierdzić, że też przecież nie chce niczego poważnego.
— Wow, teraz czuję się jak napalony nastolatek, któremu musisz tłumaczyć jak debilowi, dlaczego… — aż urwał i zakrył twarz dłońmi z zażenowania. Ta rozmowa była jeszcze gorsza od tej w parku, sprzed dwóch tygodni.
— Nie o to mi chodzi — zaprzeczył szybko Oli. — Po prostu pomyśl. Czy to jest tego warte? Kilka chwil uniesienia, które w dodatku mogą nie spełnić twoich oczekiwań, potem ty się wyniesiesz do Warszawy, już się pewnie nie będziemy widywać za często, ja zostanę tu i będę musiał codziennie patrzeć Marcelowi w oczy. Nie wiem jak ty, ale ja wolałbym tego nie spierdolić. 
Denis, chcąc czy nie… musiał przyznać policjantowi rację. No a przynajmniej w części. On nadal był sobie w stanie wyobrazić ich niezobowiązujący układ… a co tam! On nadal naiwnie potrafił zobaczyć, jak Oliwier się w nim ze wzajemnością zakochuje i żyją sobie długo i szczęśliwie. Jednak nie był w stanie uchronić się przed rzeczywistością, która pukała z drugiej strony. Oli miał rację. Istniało od cholery problematycznych kwestii, których nie dało się obejść. 
— Cóż… mimo wszystko było warto — parsknął pod nosem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że powiedział to na głos. Jednak nie zdążył się nawet z tego powodu zawstydzić, bo Oliwier radośnie się zaśmiał w ramach reakcji, czym rozluźnił atmosferę.
— Cieszy mnie twój entuzjazm — dodał zaraz pogodnie. — Ale serio, nie jestem wart, by się za mną uganiać. Naprawdę mam nadzieję, że znajdziesz sobie… faceta — zaznaczył, wiedząc już jaki błąd popełniał, sugerując wcześniej Denisowi, by znalazł sobie „chłopca w swoim wieku” — który będzie na ciebie zasługiwał i cię doceni.
— Wow, drugi raz łamiesz mi serce w taki sposób, że mam ci jeszcze ochotę podziękować — zironizował chłopak, zauważając, że pomimo iż Oli wcześniej zapewniał, że mogą wypracować kompromis… to i tak właśnie sam zdecydował. Jednak postanowił tego nie komentować. Na razie.
— Dziękować nie musisz, ale pewnego dnia sam zrozumiesz, że tak jest lepiej. Ty będziesz żył sobie spokojnie w zdrowym związku… a ja znajdę sobie kolejnego Marcina, któremu będę robił piekło z życia — powiedział pół żartem, pół serio Francuz. Zdawał sobie sprawę, jak tragicznie to brzmiało, jednak niestety było w tym dużo prawdy. Autentycznie wierzył, że trzymając się z dala od Denisa, zrobi mu przysługę. Natomiast nie miał już tej wyrozumiałości i empatii w stosunku do innych facetów, którzy pojawiali się na jego drodze. Ich uczucia jakoś Oliwiera nie obchodziły.
Denis przypatrywał się policjantowi jeszcze przez moment z zaintrygowaniem, ale ostatecznie posłał mu tylko delikatny uśmiech w odpowiedzi. Wbrew pozorom słowa starszego mężczyzny przyniosły odwrotny skutek do zamierzonego, bo wybór między „zdrowym związkiem”, a „piekłem z Oliwierem” wcale nie był dla chłopaka taki oczywisty.
_______________

Moja cosobotnia passa dobiegła końca, no ale ten dzień musiał kiedyś nastąpić. W każdym razie spięłam się, żeby nie robić aż dwóch tygodni przerwy i ostatecznie mi się udało. :)

W zasadzie to nawet nie wiem, jak mam skomentować ten rozdział. Mamy wreszcie zbliżenie... ale Oliwier to Oliwier i wszystko zepsuł swoją gadką, że on się do związków nie nadaje i w ogóle nie ma tematu. :D
I chyba wreszcie poszedł do rozum do głowy? Kto w ogóle obstawiał, że obudzi się z tego amoku dopiero w momencie jak sam sobie wjedzie na ambicję? Co tam tabun ludzi, którzy mówią mu, że zachowuje się jak wariat. Grunt, że uciekanie od prawdy to akt tchórzostwa, więc ze strachu przed zostaniem tchórzem zrobił sobie na złość i nazwał rzeczy po imieniu. Nie wiem, ale jak dla mnie to nie ma nic bardziej oliwierowego od takiego zachowania. :D

To chyba tyle, dajcie znać, co o tym myślicie i do następnego!

8 komentarzy:

  1. Dziękuję za rozdział
    Muszę go sobie jutro na spokojnie przemyśleć
    Weny na następny rozdział :)
    Akira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wena zawsze się przyda. :)
      Mama nadzieję, że naszły Cię jakieś ciekawe refleksje. :D

      Usuń
  2. Hej. Tak sobie mysle,a wejdę zobaczę może będę miała szczęście i co miałam ;). Rozdział jak zawsze świetny. W tym rozdziale Oli naprawdę był takim Oliwierem zwalczał swoje demony, przedstawił swój punkt widzenia i chodź nie chętnie w jednym oliemu muszę przyznać rację za parę miesięcy Denis wyjedzie a Oli zostanie z tym sam,ale z drugiej strony czego się nie robi dla milosci. chodź sielanka miała by i potrwać tych kilka miesięcy, to będzie to ich kilka miesięcy . Jestem twoją wierna fanka i zaglądam tu często, wiec jeżeli będzie trzeba poczekać na rozdział to będziemy czekać ale zawsze tu będziemy bo warto .także trzymaj się cieplutko a ja trzymam kciuki żeby wena i czas były zawsze z tobą . Pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, jakiego masz czuja. :D
      Fajnie, że rozdział się podobał. Myślałam, że Igor będzie moim gwoździem do trumny, gdy go pisałam, ale muszę przyznać, że z Oliwierem wcale nie jest łatwiej, by poprowadzić go spójnie i by ciągle podkreślać jego osobowość. Super, że to widać. :)
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. No i stało się... A świat się nie skończył :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, choć ciekawe jak Marcel by zareagował na stwierdzenie Olivera, a wiesz zakochałem się w Denisie i jesteśmy razem ;) ale wjechał sobie na ambicje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, zastanawiam się nad reakcją Marcela, gdyby Oliver powiedział coś w stylu "...a wiesz zakochałem się w Denisie i jesteśmy teraz  razem"....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń