5 marca 2020

Francuski piesek: Rozdział 20

Nieefektywna komunikacja

7 czerwca 2018
Tegoroczna wiosna, a w zasadzie nawet już początek lata, rozpieszczała. Przeważały słoneczne, ciepłe dni i padało może jedynie ze dwa razy. Wieczory również stawały się coraz cieplejsze, a to z kolei zachęcało, by spędzać jak najwięcej czasu na zewnątrz i korzystać z uroków natury.
Alicja chwyciła książkę i szklankę ze świeżo wyciśniętym sokiem grejpfrutowym, i z takim zestawem wyszła na taras, licząc, że choć przez godzinkę będzie miała czas tylko dla siebie  i się zrelaksuje. 
Niestety w momencie kiedy tylko usiadła na wygodnym ogrodowym krześle, z oddali dostrzegła, że Marcel wraca w towarzystwie zgrai dobermanów z lasu, a to
oznaczało, że cisza i spokój skończą się, nim się zaczną.
— Nie wolno! — krzyknęła, gdy dobiegł do niej Moris i z typowym dla niego entuzjazmem ciekawsko zajrzał do trzymanej przez nią szklanki, trącając ją mało delikatnie nosem i sprawiając, że niewielka ilość soku wylała się na bluzkę kobiety. — Moris… — jęknęła błagalnie, odstawiając naczynie na stolik. Nim jednak zdążyła zareagować w jakikolwiek inny sposób, podbiegły dwa kolejne psy i zaczęły zasypywać ją czułościami. — Marcel, jak za moment nad nimi nie zapanujesz, spędzisz z nimi noc w kojcu! — zagroziła, ale Marcel jedynie się zaśmiał, a potem zagwizdał, przywołując w ten sposób do siebie wszystkie dobermany i następnie rozkazał im udać się na miejsce, co w tym przypadku oznaczało położenie się w strategicznych miejscach na tarasie. Po wszystkim spojrzał z dumą na żonę.
— Patrz, jakim jestem autorytetem — powiedział z przesadną arogancją.
— Też mi coś — parsknęła wrednie. — Też bym się słuchała, jakbym wiedziała, że będziesz dawał mi chrupki i zabierał na całodniowe spacery — uprościła, na co Marcel się wyszczerzył.
— Chcesz powiedzieć, że ja głupi kupuję ci drogie prezenty, a wystarczyłyby psie chrupki? — zapytał głupio, za co zaraz został spiorunowany spojrzeniem.
— Patrz jaki przypadek, że ostatnio poszerzałeś te kojce. Akurat się zmieścisz. — Uśmiechnęła się złośliwie, ale Marcel to zbagatelizował.
— O! — zawołał, jakby go olśniło. — Pojadę do Oliwiera — oświadczył niespodziewanie.
— Ale że teraz? — Ala spojrzała na niego skonfundowana, bo była już dwudziesta.
— Nie no — zaprzeczył i usiadł na drugim krześle obok żony. — Za jakieś dwie godziny — sprecyzował i tym razem Alicja popatrzyła na niego jak na kretyna.
— Ja nie wiem, jak ty idziesz do tego lasu, to wpadasz w jakąś pętlę czasową czy co? — zapytała rozbawiona. — Chcesz do niego jechać o dwudziestej drugiej?
— Dokładnie tak. Skubaniec mnie ostatnio unika. Muszę go zaskoczyć — zdradził swój niecny plan.
Ala przygryzła wargę, zastanawiając się nad słowami męża.
— Jesteś pewien? To w końcu Oli. On czasami żyje w swoim świecie i ma wszystko gdzieś — spróbowała poszukać bardziej racjonalnego wytłumaczenia.
— Nieee… — zaprzeczył zaraz Marcel. — To trwa za długo, plus mam wrażenie, że ostatnio celowo wchodzi ze mną w jakieś mikrointerakcje, żeby nie budzić moich podejrzeń i stwarzać pozory, że niby ze mną gada — rozgryzł bezbłędnie przyjaciela. — Coś jest na rzeczy.
— Patrz, jaka z ciebie inteligentna bestia. — Alicja zaśmiała się i trąciła zaczepnie stopą w łydkę mężczyzny.
— Widzisz, jaką jesteś szczęściarą? — odpowiedział jej w podobnym tonie, na co Ala tylko pokręciła głową. — Dobra, potrzebujesz mnie, czy mam się zająć sobą? — zapytał już normalniejszym tonem.
— Zajmij się sobą — zdecydowała szybko Armińska, zerkając na książkę, którą nadal trzymała na udach.
— Dobra, zatem nie czekaj dziś na mnie — obwieścił, wstając.
— Jak to? — Zmarszczyła brwi. — Miałeś jechać dopiero o dziesiątej — zauważyła.
— No to co? Mam siedzieć do tego czasu na dupie? — zapytał retorycznie, a Alicja od razu zrozumiała, że nie ma nawet takiej opcji. Marcel nie potrafił nic nie robić. — Denisa już dziś pomęczyłem na treningu, to teraz może wyciągnę Wiktora na basen — wymyślił i wszedł zadowolony do domu.
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i otworzyła książkę. 
Fakt, była ogromną szczęściarą. Nie miała pojęcia, co zrobiła, że zasłużyła na takiego faceta jak Marcel. Czasami zastanawiała się, czy nie było w tym jakiegoś haczyka. Albo kiedy ta sielanka zacznie się sypać. Oczywiście nie zawsze było cudownie i kolorowo. Jak w każdej rodzinie mieli swoje problemy i potrafili się sprzeczać, ale Alicja głęboko wierzyła, że byli jedną z tych nielicznych rodzin, która wyglądała dobrze nie tylko na zdjęciach.
Chyba pozostawało jej bycie wdzięcznej losowi za to co ma i liczenie, że już zawsze będzie dobrze.
***
Był wykończony intensywnością tego dnia. 
Kiedy przechodził do dochodzeniówki, koledzy ocierali oczy ze zdumienia, że chyba upadł na głowę, no bo po co miałby zmieniać wydział kryminalny na dochodzeniowy? Nie on. Nie policjant, który uwielbiał akcję. Dochodzeniówka była dobra dla tych najbardziej cierpliwych i analitycznych. No i dla tych, którzy lubili przesłuchania, ale tak się składało, że Francuz był dobry we wszystkich tych rzeczach.
Jednak gdyby tylko mógł, zaśmiałby się właśnie kolegom w twarz. Że niby w dochodzeniówce to tylko tony papierzysk, przesłuchania i ewentualnie rozpytywanie w terenie? Cóż, wcześniej tego dnia przeżył pościg policyjny, a potem ganiał jakąś łachudrę po starym dworcu kolejowym, by ostatecznie stoczyć bójkę pod opuszczonym magazynem. Dostał dwa razy po mordzie, boleśnie zdarł sobie praktycznie całe przedramię i łokieć, kiedy rzucił się z rozpędu na podejrzanego i razem przetoczyli się po żużlowej nawierzchni, no a jakby tego było mało, to kompletnie zniszczył swoje ulubione jeansy. Ostatecznie poskładał tamtego frajera i posadził na dołku. Jutro weźmie go w obroty. 
Ale wpierw prysznic i sen. Dużo snu.
Aż zatrzymał się w półkroku, gdy przechodząc przez przedpokój do łazienki, usłyszał dzwonek bezpośrednio do drzwi. Ech, pewnie znowu ta stara prukwa z parteru nie zamknęła drzwi do klatki jak wyprowadzała swojego Pimpka.
— Marc…?
— Cześć, Oli! — zawołał donośnie Armiński, przerywając przyjacielowi w pół słowa i bez zaproszenia wpakował mu się do mieszkania. — O, cześć, Tytan — powiedział pieszczotliwym głosem i przyklęknął, by wyprzytulać i wygłaskać przeszczęśliwego owczarka, który natychmiast do niego przybiegł. — Tęskniłeś, co? Niedobry pan nie przyprowadza cię ostatnio, byś pobawił się z kolegami — mówił do niego z czułością, na co pies aż popiskiwał. — Tak, niedobry pan…
— Marcel, kurwa, jest dziesiąta — jęknął Francuz, przypominając o swojej obecności.
— No wiesz co? Ja w twoim wieku potrafiłem wytrzymać przynajmniej do wpół do jedenastej — wyprostował się Armiński, w końcu patrząc na blondyna.
— W moim wieku, czyli… rok temu? — zakpił Oliwier.
— Unikasz mnie — powiedział bezceremonialnie Marcel, nie zwracając uwagi na ton przyjaciela. Znał go aż za dobrze i wiedział, że gdy zacznie przyciskać Oliwiera, to ten stanie się defensywny, kpiący i być może nawet wredny, dlatego Armiński był świadomy, że musi przybrać postawę tarana, aby sytuacja się nie odwróciła i w efekcie to Francuz nie osaczył jego. 
— Co? — zapytał tylko głupio.
— Nie przyjeżdżasz do nas praktycznie od tych Mazur, czasami wpadniesz na trening, powiesz ze trzy słowa, aby nie wzbudzać podejrzeń, a poza tym jesteś nieuchwytny. Co się dzieje? — zbombardował go swoimi spostrzeżeniami i przez ułamek sekundy dostrzegł na twarzy przyjaciela cień niepewności, dlatego postanowił pójść za ciosem. — Coś z Marcinem? Rozstaliście się na dobre?
Oli przez moment milczał, ale zaraz jego oczy się rozszerzyły, jakby na coś wpadł.
— T-tak — odparł, zająknąwszy się, co było do niego kompletnie niepodobne. — Chyba jednak to przybiło mnie bardziej niż…
— Ale ściemniasz, stary — przerwał mu brutalnie Marcel, patrząc na niego z politowaniem. — Gadaj mi tu natychmiast, co się dzieje, bo chyba już się domyślasz, że się stąd w innym wypadku nie ruszę.
— Pocałowałem Denisa. 
Zapanowała grobowa cisza. Nawet Tytan usiadł na tyłku i tylko popatrywał to na jednego, to na drugiego mężczyznę.
— Co? — odezwał się wreszcie Armiński, marszcząc brwi. Zdawało się, że jego mózg nadal przetwarzał tę wiadomość, bo nic z tego nie rozumiał.
Oliwier się jednak nie odezwał, tylko przyjął zamkniętą postawę, krzyżując przedramiona na klatce piersiowej, i wbił wzrok w ziemię. 
— Możesz powtórzyć? — poprosił Marcel zaskakująco spokojnie.
Francuz nie powtórzył, ale odważył się krótko zerknąć przyjacielowi w oczy, co miało utwierdzić Marcela w przekonaniu, że się nie przesłyszał.
— Jak to… Denisa? Mojego syna Denisa? Co? — powtórzył jeszcze raz na koniec zdezorientowany.
— Nie wiem. To stało się tak nagle, nie planowałem tego…
— Jak to nagle? Po prostu w pewnej chwili coś ci się odkleiło i tak bez powodu postanowiłeś pocałować mojego syna?! — Marcel momentalnie się zdenerwował, kiedy tylko zaczął do niego docierać sens słów drugiego mężczyzny.
— To skomplikowane — wydukał Francuz kompletnie bezradnie, jakby się zawiesił. Czuł przerażenie pomieszane z konsternacją. Chyba dopiero zaczął zdawać sobie sprawę, co najlepszego zrobił. Nie planował przecież o tym mówić Marcelowi, ale jedno jego spojrzenie wystarczyło, by Oliwiera zaczęły zjadać wyrzuty sumienia i po prostu mu się wymsknęło.
— Jak skomplikowane?! — burzył się Marcel. — O czym ty w ogóle do mnie mówisz, człowieku?! 
kurwa, ale się wkopał!
— Marcel, ja wiem, jak tragicznie to brzmi, ale…
— No chyba, kurwa, właśnie nie wiesz! — zaklął, co było ewidentną oznaką jego zdenerwowania. Marcel przecież nie przeklinał. — Kiedy to się stało? — zapytał ciszej, ale nadal gniewnie. — W ogóle jakim prawem mieszasz mojemu synowi w głowie?! — oburzył się z powrotem. — Nie wystarczy ci, że traktujesz jak gówno Marcina? Za mało masz wrażeń, że postanowiłeś zabawić się jeszcze moim — podkreślił wyraźnie — synem?! Taki, kurwa, z ciebie przyjaciel?! 
Oliwier stał jedynie jak wryty z przerażeniem wypisanym na twarzy. Serce dudniło mu jak oszalałe, ale złapał go paraliż i nie potrafił wydobyć z siebie ani jednego dźwięku.
— Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłem dobierasz mi się do syna?! Jesteś obrzydliwy! — ryknął Armiński. 
— Nie dobierałem się do niego! — odpowiedział nie mniej rozemocjonowanym tonem Francuz, bo zrozumiał, co mógł właśnie wyobrażać sobie Marcel. O Boże… czy on sobie pomyślał, że Oli już tak… od dawna? Odkąd Denis był… młodszy?
O kurwa. Nie, nie, nie!
— Nigdy bym…! Boże, Marcel, przecież wiesz, że kocham was jak własną rodzinę i nigdy, przenigdy nie skrzywdziłbym świadomie żadnego z was — zaczął z zaangażowaniem zapewniać, ale przez emocje nawet nie potrafił ubrać swoich myśli w słowa, a przez to nie zauważył, że nie używa adekwatnych słów i nie przekazuje przyjacielowi tego, co naprawdę chciał mu przekazać.
— No właśnie widzę — syknął brunet.
— To naprawdę nie tak! Denis… — zaczął, już chcąc opowiedzieć na jednym wdechu calutką historię, łącznie z wyznaniem miłosnym chłopaka, jak i z faktem, że ten umawiał się na seks ze starszymi facetami, ale w przypływie rozsądku Oli zamilkł. Przecież nie mógł wkopać przez to wszystko jeszcze Denisa! 
Marcel tylko parsknął z obrzydzeniem.
— Trzymaj się od mojego syna z daleka — warknął, po czym pospiesznie zawrócił się do drzwi, nieprzyjemnie trącając ramieniem policjanta.
— Marcel! — zawołał za nim.
— Ode mnie też. Od nas wszystkich — dodał surowo Armiński, spojrzał po raz ostatni pogardliwie na blondyna i wyszedł, trzaskając drzwiami.
***
8 czerwca 2018
Dni mijały mu nieco monotonnie, ale w ostatecznym rozrachunku czuł się raczej dobrze. Dogadywał się fantastycznie z Wiktorem, a kiedy dziewczyny wracały ze szkoły, spędzali dużo czasu we czwórkę — jak w dzieciństwie. Popołudniami jeździł na treningi do Oriona, wieczorami widywał się z Albertem i Mateuszem albo innymi znajomymi z liceum i czas zlatywał mu błyskawicznie. Dopiero kiedy zostawał sam, najczęściej przed snem, czuł, jak coś go gryzie i nie daje mu spokoju. 
Oczywiście Oliwier.
Denis czuł jednocześnie nostalgię i jakąś dziwną złość. Odtwarzał ich pocałunek już tysiące razy w głowie, a potem to spotkanie u Francuza i czuł się poirytowany. Oli przecież otwarcie przyznał, że byłby zdolny pójść z nim nawet do łóżka! Gadał coś o kompromisach i prawił mu komplementy… a ostatecznie subtelnie kopnął go w dupę. 
Cholera, Denis też chciał mieć coś do powiedzenia! Przecież gdyby coś mogło z tego wyjść, to jakoś by pogadali z ojcem. Marcel był najbardziej spoko gościem na świecie i Denis był przekonany, że mężczyzna by to zrozumiał. Przecież nawet nie zrobiliby z Olim nic złego. To nie tak, że utworzyliby jakąś organizację przestępczą i porywali dzieci, tylko… no po prostu może stworzyliby związek.
Związek? Boże, dzieciaku… raz go pocałowałeś i już sobie wyobrażasz miłość do grobowej deski? — odezwał się jakiś złośliwy głosik w jego głowie.
— Denis? Możemy chwilkę porozmawiać? — Kiedy siedział przed laptopem i coś tam przeglądał, z zamyślenia wyrwał go ojciec.
— Eee… jasne — zająknął się skonsternowany, bo Marcel wyglądał dziwnie. Jakby był bardzo spięty, zażenowany… zły? Może zasmucony. Z pewnością nie brzmiał i nie wyglądał zwyczajnie. — Coś się stało? — zapytał zaraz brunet, przełykając widocznie ślinę.
Marcel westchnął głęboko i przysiadł na fotelu, który stał zaraz obok łóżka, uprzednio odrzucając z niego na oparcie jakąś bluzę syna. 
— Posłuchaj, kochanie — zaczął łagodnym, zmartwionym głosem. — Zanim zacznę, chcę ci powiedzieć, że nie jestem na ciebie zły i wiem, że to nie twoja wina.
— Co narozrabiałem? — zapytał Denis, parskając przy tym nerwowo.
— Nic. Po prostu… nie mogę czegoś zrozumieć. Wczoraj byłem u Oliwiera i on powiedział mi coś bardzo niepokojącego — zaczął wreszcie ostrożnie Marcel, a Denis poczuł, jak momentalnie zaczyna mu walić ze strachu serce. Jak to Oliwier coś powiedział?! Wygadał jego ojcu, że sypiał z Mariuszem?! 
— Co ci powiedział? — zapytał mimo wszystko ze ściśniętym gardłem.
— Powiedział mi, że… że cię pocałował i… — urwał, zagryzając na moment wargę i wlepiając wzrok w podłogę — nie rozumiem, czemu to zrobił. 
Denis aż przetarł z wrażenia twarz dłońmi, jeszcze nie wiedząc, czy bardziej powinien panikować, czy się wściekać. Francuz upadł na głowę?!
— Czy on… czy on kiedykolwiek mówił ci coś albo robił coś, co wydawało ci się niepokojące? — dopytał ostrożnie, już nie ze strachem, a z przerażeniem wymalowanym na twarzy, zbierając się na odwagę, by spojrzeć na syna.
Denis aż zamrugał zdezorientowany. Co Oliwier mu nagadał, do jasnej cholery?!
— Co? Boże, co on ci powiedział? — zwerbalizował swoje myśli, na moment zapominając, że powinien czuć zażenowanie. — W ogóle to zacznijmy od tego, że to ja go pocałowałem, a nie on mnie. On się po prostu nie opierał… za bardzo — skończył płasko.
Marcel zmarszczył brwi.
— Ty…? Dlaczego?
— Co za kretyn… — mruknął pod nosem niezrozumiale, nim odpowiedział. — Dobra, inaczej; co Oliwier jeszcze ci powiedział, bo mam wrażenie, że myślisz o czymś bardzo złym, co w rzeczywistości nie miało miejsca.
— W zasadzie to nie rozmawialiśmy o tym za bardzo… Zdenerwował mnie.
— Aż nie wierzę, że to ja z tej trójki jestem najmłodszy i to mnie traktuje się jak dziecko — bąknął zrezygnowany, kręcąc głową. 
Dlaczego Oliwier był na tyle głupi, aby mówić o tym Marcelowi? Po co? Denis naprawdę nie rozumiał. Przecież autentycznie nie zrobili nic złego. Nic a nic! Nawet jakby faktycznie się bzyknęli, to nic by się nie stało! Obaj byli dorośli, do cholery, i okej, rozumiał, że Oli mógł czuć się z tym nieswojo przez wzgląd na Marcela, ale na Boga! Jeżeli zamierzaliby to kontynuować, to Denis sam by w końcu powiedział o tym rodzicom, na spokojnie. Wszyscy by do tego prędzej czy później przywykli. Po cholerę Francuz zrobił taką aferę o nic?! I on jeszcze miał czelność pieprzyć coś o kompromisach?
— Denis, jeśli Oliwier… — zaczął Marcel, ale syn mu przerwał.
— Tato. Oliwier mi się podoba. Od dawna. Bardzo go lubię, tak wiesz… bardzo — podkreślił pokracznie, nie chcąc wyjeżdżać z deklaracjami o zauroczeniu, czy co gorsza o miłości. — Oli to wreszcie zauważył, bo nie byłem zbyt subtelny, i powiedział mi, żebym nie robił sobie nadziei, bo nie jest facetem dla mnie. To było parę tygodni temu. No i sobie odpuściłem, bo nie jestem jakimś natrętnym gówniarzem, ale ostatnio miała miejsce pewna sytuacja i… no po prostu stało się. Jezu, nie wiedziałem, że on to aż tak przeżywa — mruknął zirytowanym tonem.
Znowu stało się coś, czego nie oczekiwał. W przeszłości, gdy nad jego głową pojawiały się czarne chmury, wyobrażał sobie, co się może stać, gdy o wszystkim dowie się ojciec. Obstawiał wówczas, że spali się ze wstydu i zapadnie pod ziemię. To wydawało mu się takie nikczemne, jakby jego myśli były brudne. Tymczasem miał ochotę zaśmiać się w głos. Oli targany wyrzutami sumienia coś tam palnął głupiego, Marcel to sobie podzielił na trzy, posprzeczali się i teraz problem urósł do rangi kuriozum. A chodziło tylko o głupi pocałunek między dwoma dorosłymi facetami!
— Podoba ci się? — powtórzył starszy Armiński, jakby nadal analizując tę informację. — Przecież on jest dwa razy od ciebie starszy — przypomniał, jakby to miało cokolwiek zmienić.
— Tak, jestem tego świadomy — zaznaczył Denis. 
— Ale… no to jest nasz Oliwier — postarał się znaleźć inny argument Marcel, ale nie potrafił się wysłowić.
— Wiem, tato. 
— Ale… — zaczął znowu, jednak urwał, już nawet nie wiedząc, co powiedzieć. W jego umyśle nastąpiło zwarcie i nie potrafił logicznie pomyśleć. Denis przyszedł mu z podpowiedzią.
— Nie podobają mi się chłopcy w moim wieku. Nie chodzi tu tylko o Oliwiera, ale tak ogólnie — podkreślił, choć jeszcze godzinę temu nawet nie potrafiłby sobie wyobrazić, że tak po prostu powie ojcu o swoich preferencjach. 
— Hmm… — spuentował Marcel i ponownie wbił wzrok w dywan.
— Tato, dasz radę się nie wściekać na Oliwiera? Uważam, że naprawdę nic się nie stało i zachowujmy się po prostu jak dorośli, okej? — zaoferował zatem po chwili ciszy Denis, czym skutecznie skupił na sobie wzrok ojca.
— W najbardziej absurdalnych snach by mi się to nie przyśniło — mruknął tylko zdumiony Armiński. — Po prostu… nawet nie mogę o tym myśleć. Przepraszam, kochanie, jestem w szoku — pokręcił głową, jakby chciał się otrząsnąć.
— Sam nad tym myślę od lat i choć to dla mnie wstydliwe, to nie znalazłem powodu, dla którego moje uczucia są niewłaściwe. Ale uwierzę w twój osąd, tato. Jeżeli ty uznasz, że to jest coś, co…
— Oczywiście, że nie! — zaprzeczył gorączkowo Marcel. — Już ci powiedziałem, że nie zrobiłeś absolutnie nic złego. To jest dla mnie cholernie zaskakujące i może muszę po prostu to przetrawić. Ale to jest już mój problem. Chciałem się tylko upewnić, że nie dzieje ci się krzywda i jesteś wszystkiego świadomy. Resztą się nie przejmuj — zapewnił racjonalnie mężczyzna, jakby ktoś wylał mu kubeł zimnej wody na głowę.
I… trochę tak było. Denis nawet nie zauważył, w jak rozbrajający sposób obszedł się z własnym ojcem. Czuł autentyczną skruchę i był szczery, a manipulacja nie była jego intencją, jednak użył umiejętnie pewnych słów, które poruszyły Marcela w dokładnie taki sposób, jaki był przez chłopaka pożądany.
Starszy Armiński westchnął głębiej, uśmiechnął się słabo do syna i chwilę później opuścił jego pokój.
Dopiero kiedy wyszedł, Denisa zalała fala mnóstwa sprzecznych emocji i myśli. W jego głowie zapanował kompletny chaos. Przez kwadrans siedział dalej na łóżku, nawet się nie poruszywszy. Był przestraszony, zły, zdezorientowany... Jezu, jego ojciec się dowiedział! Oliwier musiał z nim rozmawiać! Co jeszcze mu nagadał? 
Ależ się zdenerwował. W pewnej chwili niemal wyskoczył z łóżka, zatrzaskując przy tym mało delikatnie klapę od laptopa, popędził do pokoju Wiktora, który na dźwięk nagle otwieranych drzwi aż upuścił z wrażenia telefon, poprosił go o kluczyki do auta oraz żeby go krył.
— No dobra, dzieciaku, ale co ty taki rozgorączkowany? Pali się? — zapytał nieco kpiąco Wiktor, zaintrygowany i jednocześnie rozbawiony postawą brata.
— W zasadzie to tak — odburknął. — Oli powiedział ojcu o naszym pocałunku…
— O kurwa! Serio? — Wiktor momentalnie się podekscytował. — To znaczy… serio? — zmienił ton na o wiele poważniejszy, jakby chciał udać zmartwienie, ale Denis i tak zgromił go spojrzeniem. — Jedziesz do niego? — zapytał retorycznie, bo nawet nie spodziewał się innej odpowiedzi niż twierdzącej.
— Wybuchnę, jeśli nie dowiem się, co mu strzeliło do głowy — syknął. — Ojciec chyba coś sobie ubzdurał, że Oli… — słowo „molestował” nie chciało przejść mu przez gardło — no a ten głupek chyba nie zaprzeczył. A niby to ja jestem gówniarzem — fuknął, widząc rozbawionego Wiktora.
— No to jedź — zgodził się. — Ja biorę starych na siebie w razie czego. 
Denis wyrwał mu z dłoni kluczyki do wspólnego auta, by po chwili wymknąć się z domu.
***
To był zdecydowanie najgorszy dzień w jego życiu. 
Nie wierzył, że to się stało. Jego najlepszy przyjaciel go nienawidził. 
No ale czego się spodziewał? Sam był sobie winien. Od początku czuł w kościach, że Denis jest absolutnie nietykalny i jeżeli wyciągnie do niego rękę, to jednocześnie przekreśli całe zaufanie, jakim obdarował go Marcel. 
Po raz pierwszy czuł się tak fatalnie ze sobą, że nie poszedł do pracy. Co prawda i tak po ostatniej służbie przysługiwał mu dzień wolny… ale zazwyczaj z tego nie korzystał, bo za bardzo nudziło mu się w domu. Teraz jednak nie był w stanie z niego wyjść. Czuł się tak podle, jak jeszcze nigdy dotąd. 
Myślał obsesyjnie, jak mógłby to wszystko naprawić, co zrobić czy powiedzieć, żeby tylko nie przekreślać kilkudziesięcioletniej relacji… ale wtedy docierało do niego, że być może wyrządzona krzywda jest nieodwracalna i na dobre stracił przyjaciela. Aż robiło mu się niedobrze. 
Ależ był głupi i naiwny! I to wszystko przez jakiegoś dzieciaka, który na jedną sekundę zawrócił mu w głowie!
Wzdrygnął się, kiedy wieczorem usłyszał łomotanie do drzwi. No przecież któregoś dnia udusi tę ropuchę z parteru za nie zamykanie tych pieprzonych drzwi do klatki!
Z jednej strony nie miał ochoty otwierać, a z drugiej przez myśl mu przeszło, że to może Marcel? Nieee… to na pewno nie on, ale ktokolwiek by to nie był, musiał otworzyć, żeby jego wycofanie nie wyglądało na podejrzane. Musiał stwarzać pozory, że wszystko jest w porządku.
Wyjrzał przez wizjer i odetchnął głębiej. Denis. Jego chyba chciał najmniej w tej chwili widzieć.
— Denis, nie powinieneś… — zaczął zrezygnowanym tonem, gdy otworzył drzwi, ale młody Armiński wpadł do środka niczym burza, przerywając mu brutalnie. Zupełnie jak wczoraj Marcel. Było widać gołym okiem, że to rodzina.
— Ile ty masz lat, że spowiadasz się mojemu ojcu ze swoich romansów? — wysyczał rozwścieczony.
— Wiem, że ciężko ci to zrozumieć, jednak musiałem o tym powiedzieć Marcelowi. Nie mogłem tego przed nim ukrywać — wyjaśnił, choć było słychać, że sam wcale nie jest przekonany sensem swoich słów.
— Ale czego, Oli? Co niby ukrywaliśmy? Nawet mnie do siebie nie dopuszczasz, a przy pierwszej lepszej okazji poleciałeś do mojego ojca. Czy naprawdę tylko ja widzę w tym wszystkim absurd?! — pieklił się. — Najpierw mi pieprzysz, że ooo… jednak widzę, że jesteś dorosły — zaczął śmiesznie modulować głosem — możesz podejmować decyzje, wypracujmy kompromis — ironizował. 
— To jest sprawa między mną a Marcelem… — zaczął Oliwier, jednak Denis parsknął i znowu mu przerwał.
— Moja dupa jest sprawą pomiędzy tobą a moim ojcem? — Zobrazował dosadnie, by podkreślić niedorzeczność słów policjanta. Zaraz jednak spoważniał. — Jeszcze żebyście pogadali jak ludzie. A nie, ty go nastraszyłeś nie wiadomo czym, tata sobie wyobraża nie wiadomo co i… — urwał bezsilnie. — Oli, ja cię pocałowałem, tobie się podobało, a robisz z tego aferę, jakbyś więził mnie i torturował przez lata. 
— To dlaczego czuję, jakby to było złe? Dlaczego Marcel mnie nienawidzi? — zapytał z przestrachem policjant, bo zaczęło mu się wydawać, że to Denis jednak nie rozumie.
— Nie wiem, dlaczego uważasz, że to złe, a Marcel wcale cię nie nienawidzi. Gdybyś mu powiedział o tym normalnie… skoro już musiałeś — zaznaczył złośliwie — to nie byłoby tego całego dramatu. On serio sobie wyobrażał, że robisz mi jakąś krzywdę. Na szczęście wyprowadziłem go z błędu. Jasne, to pewnie dla niego dziwne, przez parę dni to będzie trawił, a potem to przyswoi i normalnie pogadacie — zapewnił, wcale nie mając tej pewności. Chciał po prostu uspokoić Francuza… choć w gruncie rzeczy tak właśnie myślał. Nie sądził, żeby jego rodzice robili z tego przesadny dramat. Sam rozumiał, że to nieco kłopotliwa sytuacja, ale koniec końców nie działo się nic niepokojącego, więc niby dlaczego mieliby mieć do kogokolwiek pretensje? Tym bardziej że to sam Denis wszystko zapoczątkował. 
— Denis… — zaczął nieco bezradnie Francuz, wchodząc w głąb mieszkania, żeby już nie dyskutowali w przedpokoju — cieszę się, że dla ciebie to jest takie proste, jednak… nie wiesz wszystkiego. Myślisz sobie, że przesadzam i sam nakręcam sytuację, jednak to nie tak. Twój tata… naprawdę wiele dla mnie zrobił. Mam wobec niego tak ogromny dług wdzięczności, że nigdy nie będę w stanie go spłacić. To są sprawy między nim a mną. Nawet twoja mama nie wie. Mówię poważnie — dodał, widząc jak Denis powątpiewająco unosi brew. W końcu wszyscy wiedzieli, że Marcel zawsze wszystko paplał Alicji.
— No okej, niech ci będzie. Super, że jesteś takim wiernym przyjacielem, ale to nadal nie zmienia faktu, że nic się nie stało. Zresztą sam zobaczysz za kilka dni, jak Marcel ochłonie. Podkreślę jeszcze raz, że wszyscy jesteśmy dorośli i powstała ogromna afera o głupi pocałunek — dodał znacząco na koniec.
— To urocze, że jesteś taki beztroski.
— Nie. To nie ja jestem beztroski i chyba nawet ci udowodniłem na Mazurach, że potrafię z byle gówna zrobić tragedię. Tym razem sytuacja się odwróciła. Przesadzasz, Oli. Nie żartuję — powiedział, starając się brzmieć zwyczajnie, a zarazem stanowczo, jednak już po minie policjanta widział, że ten nie traktuje jego słów zbyt poważnie.
— Dobrze. Dzięki za fatygę. Mam nadzieję, że masz rację, a teraz… — Blondyn udał, że potulnie się zgadza, żeby spławić Denisa. Wiedział, że mają zupełnie inne spojrzenia na tę sytuację i tak samo jak on nie był w stanie ocucić Denisa z tej mrzonki, tak Denis nie był w stanie wmówić mu, że wszystko było okej.
Armiński przewrócił potężnie oczami na tę reakcję i po prostu podszedł do Oliwiera. Ten widząc, co robi chłopak, zrobił automatycznie krok w tył, na co Denis tylko cicho się zaśmiał i nie czekając, co też policjant może zaraz wymyślić, po prostu położył dłonie po bokach jego twarzy i krótko cmoknął go w usta. Mmm… to było tak naturalne i zwyczajne, że aż zadrżał na wyobrażenie, że to mogłoby się stać jego codzienną rutyną.
— Co robisz? — zapytał w połowie zdezorientowany, a w połowie zdenerwowany policjant.
— Przedstawiam swoją propozycję kompromisu — odparł bezpardonowo chłopak i uśmiechnął się uroczo. No dobra! Oli wcale nie był taki nie do poskromienia jak mu się na początku wydawało, więc równie dobrze mógł przekonać się na własnej skórze, jak daleko mężczyzna pozwoli mu się posunąć.
— Denis, to jest właśnie to, czego nie możemy robić — próbował go powstrzymać policjant… ale poza słowami nic więcej nie zrobił.
— Ja mogę — nie zgodził się chłopak, pozwalając sobie, aby jego palce zawędrowały we włosy blondyna. — Nie mogę natomiast cię do niczego zmusić, sam tak ostatnio powiedziałeś — przypomniał i znowu zaczepnie cmoknął Francuza w kącik ust. — Ale ty możesz mnie powstrzymać — wyszeptał, całując go po raz kolejny. — Nie zrobię nic, na co mi nie pozwolisz — zaznaczył przebiegle i spojrzał przenikliwie w oczy policjanta, przez co aż sam zadrżał. 
— Przestań, proszę… — wyszeptał niemal błagalnie Oliwier, wiedząc, że pokusa była zbyt silna.
— O nie, nie, nie. — Denis znowu się zaśmiał. — Jeżeli chcesz, żebym przestał, sam musisz mnie powstrzymać — zarządził chłopak, bo zrozumiał, że o to właśnie chodziło Francuzowi. On wcale nie chciał przestawać. Jego mowa ciała komunikowała zupełnie coś innego niż usta. On chciał, żeby to Denis się odczepił i podjął za niego decyzję. 
Cóż, zamierzał ją zatem podjąć, ale obawiał się, że ta niekoniecznie mogła przypasować policjantowi.
________________

Czołem!
Oto nastał rozdział, w którym Oli się zepsuł i zapomniał, jak się rozmawia. Co tam rozmawia... on chyba zapomniał nawet, jak się myśli. :D
Oli raczej nie miał w planach wygadać się Marcelowi i słusznie założył, że będzie mu ciężko z nim swobodnie rozmawiać, mając świadomość, że prawie przeleciał mu syna. Chyba nie spodziewał się jedynie, że pęknie jak balonik w konfrontacji z Armińskim, a Marcel wcale za bardzo nie musiał naciskać. 
Denis za to zamiast trzymać dystans jeszcze bardziej się rozkręca. 
Muszę przyznać, że czuję niepokój na samą myśl o tym chaosie, który właśnie powstał. Co robić? Jak żyć?
Postaram się nad tym zapanować w przyszłych rozdziałach. Albo i nie. Niech trwa anarchia. :D
Do następnego!

12 komentarzy:

  1. Uwielbiam cię. Tak mi tym rozdziałem poprawiłam humor nawet nie zdajesz sobie sprawy. Powiem ci że rozdział rewelacja. Początek był taki spokojny i sielankowy ,aż tu nagle wizyta Marcela u oliego. Szok że Oli tak pękł. Wydaje mi się że to trochę taka jego obrona na zarzuty Marcela . Taka bomba żeby odepchnąć od siebie Marcela i ograniczyć kontakt z armanskimi. A tu nagle niespodzianka i przyjazd Denisa . wydaje mi się ze oli właśnie tego chce od Denisa zeby ten podjol decyzję za niego żeby komuś oddać kontrolę żeby ten ktoś chociaż raz pokierował jego życiem tak mi się bynajmniej wydaje . Bo Oli jasne w pracy i dla ludzi taki ogarnięty i stanowczy. Wydaje mi się że Oli poprostu jakoś podświadomie czuje że Denis jest osobą przy której może rozpaść się na kawałki i nie udawać takiego twardziela takie odnoszę wrażenie. Mam nadzieję że jeszcze przez kilka rozdziałów będziesz mieszać im w życiu. I jestem ciekawa na ile Oli da zaszaleć Denisowi i na ile mu pozwoli? Hmm może zapoznają się z powierzchnią płaska ??? Weny czasu i chęci pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się bardzo, że poprawiam humor. :D
      Oli pękł, nawet sam się tego nie spodziewając. Chyba zjadły go nagle wyrzuty sumienia i nie był w stanie tego zataić.
      To jest bardzo możliwe, że Oli chce w tym aspekcie oddać kontrolę, bo to automatycznie zdejmie z niego część odpowiedzialności. Myślę, że Oli też zdążył się już przekonać, że z jakiegoś strasznie cięzko jest mu zachować kontrolę przy Denisie.
      Ja im zawsze będę mieszać w życiorysach. :D
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Powinnam już spać, jutro mnie dzieci zjedzą na śniadanie ale rozdziału nie przeczytać? nie ma mowy, mam nadzieję że w następnym wreszcie doczekam się seksu między olim i denisem :P weny i haosu chce dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że dzieciaki jednak zjadły coś innego na śniadanie, a nie Ciebie. :D
      Chaosu na pewno nie zabraknie. :)

      Usuń
  3. Oli się serio popsuł xD W tej anarchii Denis się świetnie odnajduje. Winszuje.
    Swoją drogą dzięki za tak szybko dodany rozdzialik :D
    Weny, czasu i chęci
    Pozdrawiam,
    Kyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzi na to, że w romantycznych relacjach role chłopaków kompletnie się odwracają. :D
      Dzięki!

      Usuń
  4. Hej! To znowu ja :)
    Musze przyznać, że od napisania ostatniego komentarza na Twoim blogu nie pojawił się żaden rozdział, który by mi się nie spodobał. Wszystko porządnie ruszyło do przodu, że aż czyta się z zapartym tchem!
    Dzisiejsza scena Marcela z Olim… Cud miód, że tak powiem! Ile emocji w tym jednym, krótkim fragmencie było zawarte – aż musiałam sobie zrobić przerwę, aby ochłonąć. Ale cieszę się, że doszło do tej konfrontacji. Może to wynika też z tego, co wydarzyło się dalej. Denis jak zwykle zachował zdrowy rozsądek i bardzo dobrze to rozegrał. Zarówno z ojcem jak i z Olim ;)))
    A Francuz to się faktycznie chyba zepsuł, już wcześniej miał jakieś dysfunkcje, ale teraz to wszystko padło :D Bynajmniej, nie czytało mi się tego źle. Wcześniej Oli mnie denerwował – tutaj trochę rozczulił.
    Co prawda wciąż tam gdzieś liczę na Marcina, ale chyba muszę się pogodzić, że nie w tę stronę to zmierza. Także czekam na rozwinięcie sytuacji z młodym Armińskim!
    A tak jeszcze wracając do wcześniejszych rozdziałów, to trochę się śmiałam, jak przeczytałam rozdział 17 :D Kurde, ale trafiłam z tym psem ogrodnika! :) Swoją drogą on też mi się bardzo podobał. Zwłaszcza sceny z Wiktorem. Trochę się solidaryzuję z drugim bliźniakiem przez tego Wiedźmina… xD
    Dzisiaj krócej, ale chciałam dać znak, że jestem, czytam i czekam!
    Chociaż za długo nie czekam, co bardzo mnie cieszy… Ale ja nie wiem, jak Ty to robisz?! Podziel się ze mną tą wiedzą tajemną ^^’
    Ściskam cieplutko i życzę jeszcze więcej motywacji, zapału i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, no to super, że udaje mi się utrzymywać poziom. :)
      Co do Oliwiera i jego popsucia: on tak na prawdę całe życie rozdawał i dzielił. Prywatnie raczej się nie otwierał, a swoje kontrolujące usposobienie praktykował przede wszystkim w pracy. Zapewne zakładał, że tak będzie zawsze, a tymczasem jak widać są sytuacje, wcześniej mu nieznane, w których się gubi i nie wie, jak powinien postąpić.
      Marcin ma swoje przeznaczenie - czy to Oliwier, tego nie powiem, ale na pewno nie polecam o nim zapominać. :D
      Ach, nie masz pojęcia jak ja się śmiałam, gdy przeczytałam Twój komentarz wtedy. :D
      Super, że jesteś i czytasz. :)
      Chętnie bym się podzieliła, gdybym znała ten mechanizm. :D
      Dzięki!

      Usuń
  5. Cześć! :)
    Nie udało mi się skomentować ostatnio, więc odniosę się do obu rozdziałów. Przede wszystkim, trzeba przyznać, że jak już przerwałaś swoją passę, to w dobrym momencie! Wiesz, jak trzymać swoich czytelników w napięciu. :P
    Nie stało się, co prawda, tak jak obstawiałam, ale podobała mi się postawa Oliwiera z poprzedniego rozdziału. Wydawał się taki dużo bardziej spokojny i trochę jakby się ogarnął. Na spokojnie poprosił Denisa o trochę czasu, bez żadnych wariactw, a potem po prostu z nim porozmawiał. Jak już dopuścił do siebie myśl, że chłopak trochę może mu się podobać, to taki normalniejszy się stał. I całkiem dobrze to odebrałam, tak jakby Oliwier zmierzał w dobrym kierunku.
    To moje myślenie trwało aż do tego rozdziału. :P
    Oli... trochę dramatyzuje. W sensie, rozumiem, że przejmuje się opinią Marcela, ale przejawia takie zachowania dorosłego dziecko. W sumie Denis miał sporo racji, kiedy zwracał uwagę na to, że to niby on jest tutaj traktowany jak dziecko.
    W ogóle scena kłótni między Oliwierem i Marcelem bardzo mi się podobała. Oliwier tak po prostu mu się wypaplał, zupełnie stracił kontrolę (pewnie musiał to bardzo przeżyć). To się stało tak nagle, że przez chwilę myślałam, że może to się nie dzieje na serio i zaraz się okaże, że to tylko koszmar Oliwiera. Ale to chyba lepiej, że Marcel dowiedział się o tej sytuacji, gdy oni tylko się pocałowali. Gdy wydarzy się między nimi coś więcej, łatwiej będzie mu to przyjąć do wiadomości.
    No i Denis, miód na moje serce! Taki odważny i zdecydowany Denis jest totalnie przeuroczy. Podoba mi się to, jak tak mąci w głowie Oliwierowi i poniekąd robi to nieświadomie, co chyba sprawia, że jest w tych swoich działaniach jeszcze słodszy.
    Jestem ciekawa, czy Oliwier będzie w stanie mu się oprzeć. Choć trzeba przyznać, że w obecnej chwili, kiedy akurat jest skłócony z Marcelem, lepiej żeby się nie zapędzał za mocno w relacji z Denisem.
    Podoba mi się też wsparcie Wiktora dla Denisa. Nie pojawia się tego tak dużo i raczej subtelnie wplatasz małe sceny, ale dobrze widzieć, że Denis ma brata, na którym zawsze może polegać.
    Jak zawsze, czekam na więcej.
    Weny Ci dużo życzę i wszystkiego dobrego!
    Pozdrawiam serdecznie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się jak mogę, aby Was zachęcić do powrotu. :D
      Bardzo trafnie podsumowujesz zachowanie Oliwiera, dlatego powtórzę to, co pisałam już wyżej: Oli dopiero zaczyna dostosowywać się dla kompletnie nowej dla niego sytuacji. Nie słynął z tego, że się spoufalał czy wchodził bliżej w relacje międzyludzkie (z Marcelem to co innego, bo ich przyjaźń jest czysto "kumpelska", bez podtekstów). A tu nagle taki Denis, gówniarz z pozoru, kompletnie go zakręcił.
      Kwestia z Marcelem będzie się z pewnością rozwijać w najbliższych rozdziałach: trudno powiedzieć, czy to sobie przemyśli i z racji na przyjaźń "przymknie oko" czy raczej właśnie przez przyjaźń jego zaufanie zostanie nadszarpnięte do tego stopnia, że nie będzie już potrafił wybaczyć Oliwierowi.
      Zdecydowanie lepiej dla Francuza, by sobie na jakiś czas odpuścił relacje z Denisem. Pytanie tylko, czy Denis też tak uważa i czy - jak zauważyłaś - Oli będzie miał coś do gadki. :D
      Dzięki!

      Usuń
  6. Hejka,
    wspaniały rozdział, no to się porobiło, ale chyba miał jakąś pomroczność jasną... wyobraźiłam sobie to tak... Marcel patrzy a Oli już się spowiada ze wszystkiego... Marcel mam nadzieję ze jednak ochłonie i wszystko będzie po staremu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, no to się tutaj porobilo, ale chyba to miał tak zwaną pomroczność jasną wyobraziłam sobie tą scenę tak... Marcel patrzy, patrzy, a Oli już się wierci i od razu spowiada ze wszystkiego... Marcel mam nadzieję że jednak ochłonie i wszystko będzie po staremu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń