13 marca 2020

Francuski piesek: Rozdział 21

Uważaj, o co prosisz

Do tej pory tylko sobie fantazjował, jednak dopiero kiedy dotykał Oliwiera na żywo, dotarło do niego, jak wiele w jego wyobrażeniach mu umknęło. Nie był w stanie wyobrazić sobie wszystkiego, co mogło się stać ani wszystkich bodźców, jakie będą na niego w takiej chwili oddziaływać. Spodziewał się, że całowanie Oliwiera będzie cholernie podniecające, jednak nie zakładał chyba, że będzie go aż tak nakręcać. Oli pachniał cudownie i smakował tak dobrze, że Denis w mgnieniu oka się zatracił i wiedział, że nie przestanie, chyba że drugi mężczyzna go do tego zmusi. Siłą.
Ale zdawało się, że Francuz wcale nie miał zamiaru go do niczego zmuszać, mimo wstępnych, mało przekonujących protestów. Póki co znowu stał wręcz
nieruchomo, pozwalając, by Denis ciekawsko eksplorował jego usta i drażnił jego zmysły.
— Denis… — syknął rozdrażniony, czując jak chłopak wsunął dłoń pod jego koszulkę z zamiarem gładzenia pleców.
Armiński oderwał się od niego na moment nieco zdezorientowany, jakby nie wiedział, o co chodzi. Nawet za bardzo nie myślał, co robił. Po prostu to robił.
— No co? Boisz się? Przecież cię nie pogryzę — zażartował kokieteryjnie, nie przestając go dotykać. Wcale nie drażnił celowo policjanta. Po prostu nie wyobrażał sobie, aby miał z własnej woli przerwać kontakt fizyczny.
W tym momencie stało się coś bardzo nieoczekiwanego, co sprawiło, że Armiński aż drgnął z przestrachem. 
Oli niespodziewanie strącił jego ręce i chwycił go mocno, wręcz boleśnie, za nadgarstki, jednocześnie go unieruchamiając.
— Nie — warknął z dziwną złością, obdarowując go niesamowicie przenikliwym spojrzeniem. — Nie wiem, co robiłeś z tymi swoim chłopcami czy Mariuszem, ale raczej nie jesteś gotowy na mnie — dodał wręcz wyniośle rozeźlony. Nie mógł jednak wiedzieć, że ten dreszcz, który widocznie przeszył Denisa, wcale nie został wywołany przez strach, a… podniecenie.
Nawet nie próbował w tej chwili zrozumieć, co się z nim działo. Jeszcze przed kilkoma minutami zjadały go wyrzuty sumienia i czuł się jak zbity pies, a tymczasem miał ochotę ukarać Denisa za to, że tak sobie pozwalał — prowokował, drażnił i kusił. No bo ileż można?! Nie był typem faceta, który pozwalał sobą pomiatać, a ten gówniarz tak po prostu podchodził i brał sobie to, co chciał. Tak jak za pierwszym razem Oli się zastanawiał, czy Denis jest świadomy swojego uroku, tak teraz był niemal pewien, że młody wszystko robił z premedytacją. O nie! Nie da mu się tak urabiać. 
I co niby zrobisz, idioto? Za karę go przelecisz? Na pewno będzie mu z tego powodu przykro.
Denis nagle zamilkł i wpatrywał się chwilę w policjanta oniemiały. Nie spodziewał się tej porywczości. Ale trwało to dosłownie chwilę. Zaraz potem oblała go fala gorąca. Oli tak nagle i bez problemu go zdominował, że aż Denis nie był w stanie wykrzesać z siebie żadnego dźwięku. Och… chyba tak to sobie cały czas wyobrażał. Nie miał pojęcia, jakim kochankiem mógł być Francuz, ale kiedy o tym myślał, to zawsze widział go jako kompletnego dominatora, który dyktuje warunki i narzuca tempo. Czy był gotowy, na to, co Oli mógł mu dać? Nie miał zielonego pojęcia, ale bardzo, bardzo chciał się tego dowiedzieć. I to natychmiast!
— Jest tylko jeden sposób, żebyśmy się przekonali — wyszeptał wreszcie z nieadekwatną do sytuacji nieśmiałością i delikatnie uwolnił nadgarstki, po czym zrobił krok w tył i łapiąc za skrawek koszulki, ściągnął ją ostentacyjnie, rzucając niechlujnie na kanapę, obok leżącego tam i przyglądającego się z ciekawością sytuacji Tytana.
W Oliwierze jednocześnie zawrzało ze wściekłości i  ekscytacji. Już zaczął powoli godzić się z tym, że Denis jest atrakcyjnym, młodym chłopakiem, którego definitywnie wziąłby w obroty, gdyby nie fakt, że był synem Marcela, ale wkurzył go właśnie niemiłosiernie swoją bezczelnością. No proszę! Niby taki niewinny i strachliwy, a tymczasem zachowywał się jak mały, wyuzdany chochlik, który tylko zgrywał niegroźnego, gdy w jego oczach dało się bez problemu wyczytać, że ma ochotę trochę napsocić. 
Jako że był wkurzony, nie myślał za bardzo racjonalnie i chwilowo wyparł ze świadomości wyrzuty sumienia i Marcela, zrobił krok w kierunku Denisa, a potem popchnął go mało delikatnie, tak że chłopak stracił równowagę i upadł na znajdującą się za nim sofę, sprawiając, że koczujący tam Tytan aż podskoczył zdezorientowany i uciekł na swoje legowisko.
Denisowi znowu świat zawirował przed oczami. W jednej sekundzie sprowokował Oliwiera ściągając koszulkę, w drugiej leżał zdezorientowany na sofie, a w trzeciej zawisnął nad nim blondyn, który wsadził kolano między jego uda, oparł się jedną dłonią tuż przy głowie Denisa, a drugą chwycił za szczękę chłopaka, wpatrując mu się przez kilka chwil intensywnie w oczy. Następnie rozluźnił palce i przesunął dłoń na szyję bruneta, potem bardzo powoli na klatkę piersiową, brzuch… i ostatecznie ponownie niespodziewanie zacisnął ją na szczęce Armińskiego, pochylił się nad nim, cmoknął go bardzo krótko w usta i wreszcie wyrzucił z siebie stanowcze:
— Nie.
Denis zamrugał skonsternowany, kompletnie nie wiedząc, co się dzieje. Oliwier właśnie rozpalił go do czerwoności, a teraz się tak po prostu podniósł i… i nic? Ale jak to?! Nie mógł go tak zostawić!
— Ubierz się i wyjdź — dodał jeszcze, stając w bezpiecznej odległości od bruneta.
— Serio? — zapytał zszokowany Armiński, nie wierząc, że Oli naprawdę go wyganiał dokładnie ułamek sekundy po tym, jak niemal doprowadził go do orgazmu samym spojrzeniem.
— Proszę, Denis — odezwał się bardziej zwyczajnie. — Nie w ten sposób — dodał, na co Denis westchnął głęboko i z ciężkim sercem podniósł się do pozycji siedzącej, sięgając jednocześnie po swój T-shirt. Jeszcze nie czuł zażenowania. Spodziewał się, że kiedy ochłonie i dotrze do niego, co właśnie zrobił, to najprawdopodobniej zapadanie się pod ziemię… a może i nie? W zasadzie to w ostatnim czasie jego własne odczucia potrafiły go zaskakiwać. Może zamiast spalić się ze wstydu, będzie żałował jedynie, że nie wykorzystał sytuacji? W każdym razie czuł, że musi odpuścić. Może i Oli rozgrzał go do czerwoności, ale Denis wiedział, że starszy mężczyzna próbował mu jedynie coś udowodnić i nie chciał niczego więcej w tym momencie. 
— Przepraszam — powiedział skruszony, wstając. — Nie chciałem wpędzić cię w jeszcze większe wyrzuty sumienia — wyznał szczerze. — Ale i tak uważam, że przesadzasz — dodał na koniec, chcąc zaznaczyć, że nie zmienił zdania i Oli go nie zniechęcił.
— Wiem. — Francuz pokiwał głową. — Po prostu już idź — powtórzył ciszej, robiąc dla bezpieczeństwa jeszcze jeden krok do tyłu.
Denis zerknął na niego w połowie ze smutkiem, a w połowie z zawodem, ale posłuchał policjanta. Założył z powrotem koszulkę i bez słowa pożegnania skierował się do drzwi. Kiedy już złapał za klamkę, zawahał się jeszcze na moment, czy aby na pewno powinien się poddać, ale doszedł do wniosku, że czar prysł. Gdyby teraz zawrócił, zachowałby się jak namolny gówniarz, który nie rozumie słowa „nie”. 
Cóż… do trzech razy sztuka. Musi po prostu poczekać, aż jego ojciec ochłonie i dogada się z Oliwierem. Gdy Francuz przekona się na własnej skórze, że to wszystko wcale nie jest takie straszne jak to sobie wyobraża, to może Denisowi uda się wreszcie na dobrze przedrzeć przez mur, który policjant wokół siebie wybudował.
Kiedy opuścił blok mężczyzny, oprócz zawodu poczuł też coś na kształt dumy. Cholera! Przecież jeszcze przed miesiącem wzdychał jedynie jak głupi szczeniak i był niemal absolutnie przekonany, że jego uczucie na zawsze pozostanie platoniczne. Tymczasem już po raz kolejny wymienił niesamowicie gorący pocałunek z Oliwierem, a jego apetyt wzrastał. 
Wiktor miał rację, by Denis nie odpuszczał, jeżeli był pewny, czego chce. A że chciał Oliwiera, nie podlegało żadnej dyskusji.
***
— A może…?
— Nie — przerwała brutalnie mężowi Alicja, zamykając mało delikatnie zmywarkę.
— Ale…
— Nie ma mowy, Marcel — zastopowała go ponownie stanowczo rozdrażniona. 
Sensacyjne wieści, jakie przekazał jej wczoraj po powrocie od Oliwiera, przyprawiły ją o ból głowy i bezsenną noc. Informacja o tym, że Oliwier chyba próbował uwieść Denisa, zdezorientowała ją jak nic innego. W życiu. Wcale nie pomagał fakt, że Marcel coraz bardziej się nakręcał i z każdą godziną wpadał to na coraz durniejsze pomysły, które… no w zasadzie nawet sam nie wiedział, jaki skutek miały przynieść. Jego umysł generował jedynie nowe problemy i ani jednego rozwiązania.
Już wcześniej odradzała mu, by rozmawiał z Denisem. Byli zdezorientowani i nie mieli pełnego obrazu sytuacji, dlatego dodatkowo uświadamianie syna, że są świadomi mniej więcej co zaszło między nim a Francuzem, wydawało się póki co zbędne. No ale oczywiście Marcel wiedział swoje. Nie wytrzymał i wszystko wygadał.
— Po prostu byśmy wiedzieli na pewno — mruknął obronnie, czując oceniające spojrzenie kobiety.
— Nie będziemy mu grzebać w telefonie. Koniec, kropka. Mówiłam ci, żebyś z tym zaczekał i porozmawiał jeszcze raz z Oliwierem na spokojnie. A teraz proszę, Denis się wściekł i wyparował niczym burza. Komu to pomogło? — zapytała z pretensją.
Marcel wzruszył niewinnie ramionami, przywołując na twarz minę zbitego psa, a potem ze spuszczoną głową wyszedł z kuchni. 
Kończyły mu się pomysły. Robił wszystko, by dokładnie przeanalizować zaistniałą sytuację i dzięki temu dojść do jakichś sensownych wniosków. Niestety im bardziej się w to zagłębiał, tym więcej pytań rodziło się w jego głowie — i to takich, na które odpowiedzi nie znał.
Kiedy wczoraj Oliwier wypalił z tą deklaracją, że… pocałował Denisa, żołądek Marcela wykonał serię salt i zagotował mu się mózg. Był tak wzburzony i zdezorientowany, że nawet nie pamiętał, jak wracał do domu. To był prawdziwy cud, że po drodze nie spowodował żadnego wypadku, bo zdecydowanie jego stan nie pozwalał na bezpieczne prowadzenie auta. Nadal czuł dziwne skurcze, kiedy tylko o tym myślał, ale wczoraj, gdy opowiadał wszystko Alicji, tak się spiął, że teraz autentycznie bolały go mięśnie, jakby przebiegł maraton z obciążeniem. 
Nie rozumiał tego. Oliwier był dla niego jak brat. Trzymali się razem, odkąd byli gówniarzami i przez te wszystkie dekady Marcel był absolutnie przekonany, że nie mają przed sobą tajemnic. Ich relacja zawsze była przejrzysta i panowały w niej jasne zasady. Marcel nawet nie pamiętał, aby kiedykolwiek się pokłócili! Zawsze stali za sobą murem, mieli do siebie pełne zaufanie i wiedzieli, że mogą sobie powiedzieć absolutnie wszystko. Marcel miał kilka sekretów, o których wiedział tylko Francuz, tak samo jak Oli miał tajemnice, których świadomy był jedynie Armiński. Nigdy się nie zdradzili. Przez tyle lat Marcelowi nawet razu do głowy nie przyszło, by pisnąć choć jedno słówko Alicji. A posiadał ogromną wiedzę na temat Francuza — tą wiedzą mógł mu realnie zaszkodzić.
Dlatego to mu się w głowie nie mieściło. Czy Oli tak jawnie by z nim pogrywał, wiedząc, co jest na szali? Czy był aż tak pewny siebie, że od razu założył, że Marcel i tak nigdy by nie wyjawił jego sekretów? Nieee… to było po prostu niemożliwe. 
Gdy się z tym wszystkim przespał i wstał następnego ranka, wciąż był zdezorientowany, jednak zaczął się także budzić jego zdrowy rozsądek. Ten incydent nadal wydawał mu się irracjonalny i uważał, że taka sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca, jednak mimo wszystko zaczął zastanawiać się nad potencjalnym usprawiedliwieniem.
Denis był stanowczo za młody na jakiekolwiek romantyczne relacje z facetem w wieku Oliwiera. Marcel nawet nie chciał myśleć, że gdyby jednak jego syn stworzył związek z dużo starszym mężczyzną… to że mógłby to być Oliwier. Po prostu nie potrafił i nawet nie chciał sobie tego wyobrazić. To wszystko gryzło go do tego stopnia, że wreszcie pękł i, mimo że Alicja mu odradzała, powiedział o wszystkim Denisowi.
Obecnie, gdy było już po tej rozmowie i chłopak gdzieś pojechał, Marcel nie był przekonany, czy się uspokoił — choć odrobinę — czy był jeszcze bardziej zdumiony. Plusem tego na pewno był fakt, że faktycznie wybił sobie z głowy ten kuriozalny pomysł, że Francuz mógłby… ech, nawet już nie potrafił dopuścić do siebie tej myśli. Denis był taki spokojny i pewny swoich słów, że nie istniały żadne podstawy, by mu nie wierzyć. Zresztą im intensywniej Marcel nad tym myślał, to zaczynał przypominać sobie coraz więcej szczegółów i dopiero w tym momencie pewne zdarzenia z przeszłości — choć wtedy wydawały się losowe — nabierały nowego znaczenia. 
Nie potrafił znienawidzić Oliwiera. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego ten całował się z jego synem i patrzył na niego jak na… obiekt seksualny? Ale nie potrafił przekreślić tej znajomości. Jego umysł buntował się przed tym i nawet nie wyobrażał sobie, że Francuza miałoby już nie być w jego życiu — mimo iż w złości dał mu to do zrozumienia. 
Zatrzymał się na środku przedpokoju, bo dotarło do niego, że z tego wszystkiego nawet nie wie, gdzie chce iść i co ma zrobić. Zerknął w stronę salonu, a tam przez szklane drzwi dojrzał Wiktora na tarasie, który rozmawiał z kimś przez telefon. Marcel obejrzał się jeszcze szybko na wejście do kuchni, by sprawdzić, czy Alicja na niego nie patrzy, a następnie dosłownie zakradając się na palcach, ruszył do salonu, a potem wyszedł na taras.
Wiktor, widząc ojca, pożegnał się z jakimś kolegą, a potem popatrzył na niego pytająco.
— Synu… — zaczął ostrożnie.
— Denis pojechał do Alberta — odpowiedział natychmiast Wiktor, nawet nie czekając na pytanie.
Marcel przewrócił oczami.
— Wiem, że nie, ale nieważne. Nie o to chciałem zapytać — zbagatelizował wypowiedź chłopaka. Może i czasami był naiwny, ale doskonale wiedział, gdzie pojechał Denis. — Chodzi mi o to, że… — zawiesił się na moment, zagryzając wargę. — Wiedziałeś? Czy Denis ci coś mówił? — zapytał pokrętnie, choć spodziewał się, że Wiktor i tak się domyśli. W końcu w tym domu nic na długo nie mogło pozostać tajemnicą.
— Tak, tato. Mówimy sobie z Denisem takie rzeczy, że gdybyście się dowiedzieli z mamą, to padlibyście na zawał. Serio, nie dzieje mu się krzywda — spróbował podejść do tematu nonszalancko, by pokazać, że nie ma co z tej sytuacji robić dramatu. Dopiero kiedy zobaczył minę ojca, dotarło do niego, że być może to nie była właściwa taktyka. — No wiesz… nie, że robiliśmy coś złego. Takie tam nasze głupotki, hehe — zaśmiał się nerwowo na koniec.
— Od dawna…? — bąknął po dłuższej chwili Marcel, znowu licząc, że jego syn domyśli się reszty.
Wiktor zastanowił się moment nad tym, ile mógł zdradzić. Z jednej strony wiedział, że musi przedstawić ojcu jakieś solidne argumenty, by ten przestał wariować, a z drugiej nie chciał wkopać brata.
— No Denis to od dawna wzdychał do Oliwiera i z tego co mówił, to Oli był ślepy i głuchy na jego podchody. Dopiero jakoś parę tygodni temu okazało się, że wcale nie był aż tak ślepy i głuchy i zastopował zapędy młodego. Jak widać jednak nasz Denisek jest konsekwentny w działaniu — dodał na koniec znacząco i poruszył wymownie brwiami.
— To jest tak dziwne… — westchnął wreszcie Marcel. Odrobinkę się uspokoił, jednak nadal nie potrafił tak po prostu tego przyswoić. Dlaczego jego syn uparł się na Francuza, skoro był ładny, młody i z pewnością nie miałby problemu w znalezieniu sobie chłopaka swoich marzeń?
— Czy ja wiem? Ja bym nie pogardził niektórymi koleżankami mamy — zażartował, nie mogąc się powstrzymać. Wiedział, że to był wyjątkowo brutalny żart w tej sytuacji, ale…
— Nawet nie zaczynaj — zagrzmiała Alicja, wyskakując dosłownie znikąd, jakby podsłuchiwała za drzwiami. Marcel aż się wzdrygnął, a Wiktor przewrócił oczami.
— No co? Denisowi wolno, a mi nie? Co to za podwójne standardy?
Alicja jednak zignorowała uwagę syna, bo była o wiele bardziej odporna na takie podpuszczanie niż jej mąż. Dlatego skupiła uwagę na nim.
— Marcel! Co ja ci mówiłam o tym, byś powstrzymał się od komentarza? — warknęła w jego kierunku.
— Dobra, to ja wam powiem tak — wtrącił Wiktor, przybierając bardzo zasadniczy ton, czym skutecznie skupił na sobie uwagę rodziców. — Staram się zrozumieć, że jako rodzice chcecie dla nas najlepiej i takie niepożądane sytuacje rozpatrujecie w kategorii zagrożenia. To ma dla mnie sens, naprawdę — zapewnił. — Jednak razem z Denisem nie mamy już po pięć lat. Jesteśmy dorośli i może nadal czasami robimy głupie rzeczy, ale jestem całkiem przekonany, że potrafimy podejmować świadome decyzje. Kiedy Denis mi o tym powiedział, też mnie to zaskoczyło, ale nie dlatego, że pomyślałem sobie o Oliwierze jako o zagrożeniu. Po prostu zaskoczyło mnie, że tego wcześniej nie dostrzegłem. Oli to jest Oli. Wszyscy wiemy, że romantyk z niego żaden… ale przecież to nie tak, że Denis planuje z nim ślub! On w ogóle niczego nie planuje odnośnie Oliwiera. Proponuję wam, żebyście z nim szczerze pogadali, bo jak dla mnie to on jest całkiem świadomy wszystkiego, co się wokół niego dzieje. Nie mam pojęcia, co sobie o tym myśli Oli, ale jestem przekonany, że cokolwiek by się między nimi wydarzyło, obaj sobie z tym poradzą. Zapewne Denis nawet lepiej od Oliwiera — dodał na koniec z dumą, dostrzegając już w połowie swojej wypowiedzi, jak miny jego rodziców przechodzą kolejno od zrezygnowania przez zdumienie po zaintrygowanie. Czyżby powiedział im dokładnie to, co chcieli usłyszeć tylko w wygodniej dla Denisa wersji? Może zamiast fizykiem powinien zostać coachem? Albo jakimś mediatorem?
— Wiem, że zrobisz wszystko, żeby kryć brata — od razu zauważyła Alicja, na co entuzjazm Wiktora minimalnie przygasł, jednak zaraz z powrotem się wyszczerzył, gdy mama przyznała mu rację — ale chcąc czy nie, nie da się odmówić twojemu przemówieniu logiki.
— Nie? — Marcel spojrzał na nią w połowie z nadzieją, a w połowie z zawodem, jakby sam nie wiedział, czy to dobrze, czy źle, że Wiktor ma rację.
Alicja skrzyżowała przedramiona na piersi, nim odpowiedziała.
— Sama jeszcze nie wiem, co o tym myśleć. Z pewnością nie tego spodziewałam się po relacji Denisa i Oliwiera… ale wydaje mi się, że troszkę się zagalopowaliśmy. Sami się nakręcamy, a jakby tak spróbować na to spojrzeć z dystansem, to przestajemy mieć sytuację, której nie da się rozwiązać. Po prostu… ochłońmy. Dajmy sobie kilka dni i dopiero ewentualnie będziemy działać — zaoferowała rozsądnie, uzyskując aprobujący uśmiech syna i niezbyt przekonane spojrzenie Marcela.
Cholernie irytował go ten stan swoistego zawieszenia i niewiedzy, bo był człowiekiem, który musiał działać natychmiast i tłumić konflikty w zalążku. Jednak im bardziej obsesyjnie o tym rozmyślał, tym bardziej oczywistym wydawało mu się, że to nie jest stan, który można przeskoczyć. Jedynym logicznym rozwiązaniem był… czas. Niestety w czekaniu Marcel był akurat kiepski, a to zdecydowanie nie sprzyjało jego samopoczuciu i żywiołowemu usposobieniu. Ale czy miał inny wybór?
Tak bardzo chciał zająć jakieś stanowisko. Chciał konkretów, a w zamian w jego umyśle szalała dezorganizacja, rozwalając na kawałki wszystkie idee i wyobrażenia, którymi kierował się w życiu. 
Choć nie był wierzący, to zaczął błagać o jakiś znak. Zaczął marzyć, że wydarzy się coś, co jednoznacznie ukierunkuje go i pozwoli dojść do jakichś sensownych wniosków, a przez to odetchnąć. Co śmieszniejsze, kiedy tylko ta myśl przyszła mu do głowy… zaraz za nią zakradła się następna;
Ten cuidado con lo que deseas[1]… — i aż wzdrygnął się, że zamiast cokolwiek się rozwiązać, sprawy mogły się jeszcze bardziej skomplikować.
***
Po tym jak Denis wyszedł, nie mógł znaleźć sobie miejsca. Kręcił się bez celu po mieszkaniu, próbując się czymś zająć, ale średnio mu to wychodziło. Miał wrażenie, że minuty trwają godziny, a godziny lata. 
Dlatego wieczorem był już tak zmęczony, że opadł z ciężkim westchnieniem na kanapę i przymknął oczy. To było zabawne, bo w zasadzie nic dziś nie zrobił, a czuł się jakby przeżył kilka pościgów i do tego przebiegł maraton.
Pięknie. Wyznał Marcelowi prawdę z pocałunkiem, a dzień później już niemal przeleciał mu syna. Gdyby nie fakt, że młody wjechał mu na ambicję swoją przesadną frywolnością i wręcz wyzywającym zachowaniem, to pewnie by pękł, bo jak uważał się za zdecydowanego i konkretnego faceta, tak czasami… no cóż, nie myślał tym właściwym mózgiem, tylko tym między nogami. 
Na całe szczęście się otrząsnął i w porę przerwał tę farsę, przy okazji pokazując trochę temperamentu. Jeżeli Denisowi zdawało się, że już tak miał, że w kontaktach z innymi mężczyznami był nijaki i bierny, to się grubo przeliczył. 
Gdy tak siedział i myślał nad tym wszystkim, na sofę ostrożnie wdrapał się Tytan. Przez kilka sekund obserwował reakcję swojego pana, a gdy nie usłyszał nagany, przybliżył się bardziej, aż wreszcie Oli klepnął się w udo, na co pies niemal podskoczył i ułożył się na jego nogach, domagając się uwagi.
— Zostaliśmy sami — mruknął Francuz, przeczesując niespiesznie palcami sierść psa, który po chwili tych czułości przekręcił się na plecy, sygnalizując, że marzą mu się pieszczoty brzuszka. Oli uśmiechnął się na to nieznacznie i zaczął głaskać ten najbardziej newralgiczny punkt na ciele swojego psa. — Z tobą zawsze wszystko jest takie proste. Nie oceniasz, rozumiesz, mało wymagasz… tylko drapanie po brzuchu, chrupki i spacery — gadał do zwierzaka, który na dźwięk słowa spacer przekręcił się z powrotem gwałtownie i popatrzył na pana, czy aby na pewno usłyszał dobrą komendę.
Oli zaśmiał się w głos.
— Spacer? Idziemy na spacer? — powtórzył zatem, a Tytan zeskoczył na ziemię i zaczął szaleńczo wymachiwać ogonem. To był dobry pomysł, zwłaszcza, że faktycznie zbliżała się pora obchodu osiedla. Tytan nigdy nie gardził wyjściem na zewnątrz, a i Oli doszedł do wniosku, że nie zaszkodzi, jeśli przewietrzy umysł. W końcu od tych wszystkich myśli prawie zagotował mu się mózg. Potrzebował odrobinę odetchnąć, a takie włóczenie się z Tytanem zawsze dobrze mu robiło. Może i nie rozwiązywało wszystkich problemów, ale zdecydowanie pozwoliło spuścić trochę ciśnienia. 
Udał się do przedpokoju, gdzie z szafy wyciągnął grubą bluzę, bo na zewnątrz było już praktycznie ciemno, a przez to też chłodno. Przyczepił na biodra saszetkę, w której zawsze trzymał smakołyki i worki na odchody, a następnie nasunął na stopy adidasy i chwytając smycz, otworzył w tym samym momencie drzwi. 
— No to wyjazd — zawołał, na co Tytan zerwał się do biegu, ale wyhamował zaraz za drzwiami i pomimo wyraźnej ekscytacji, grzecznie poczekał, aż Oli zamknie za nimi drzwi. Następnie udali się na parter i Francuz aż westchnął z irytacją, widząc, że drzwi do klatki są otwarte na oścież. Normalnie po prostu przekląłby pod nosem — tak jak to zazwyczaj robił — ale że to był niezwykły dzień, w trakcie którego jego cierpliwość i kilka innych atrybutów zostały poddane próbie, zrobił dwa kroki w tył i załomotał z całej siły pięścią w drzwi z przyklejoną na środku dwudziestką szóstką. Natychmiast rozległo się jazgotliwe szczekanie psa z wewnątrz, ale gdy po minucie nic więcej się nie wydarzyło, Francuz załomotał ponownie, z jeszcze większą agresją.
Wreszcie dało się usłyszeć nieśmiały szczęk zamka po drugiej stronie i po chwili drzwi niepewnie się uchyliły.
— Co to jest? — warknął niegrzecznie bez przywitania, wskazując jednocześnie wymownie palcem na otwarte drzwi do klatki.
— Co pan? Ogłupiał? Ludzie dawno śpią, a pan mnie tu budzi! Po policję zadzwonię! — zagroziła, na co Francuz wrednie parsknął. Poza tym, jak kochał psy, tak miał ochotę zrobić krzywdę nieprzestającemu ujadać kundlowi kobiety.
— Proszę bardzo — rzucił i wyciągnął spod bluzy odznakę. Na spacery z Tytanem przeważnie nie zabierał nawet telefonu, ale jakoś był przywiązany do odznaki. Wmawiał sobie, że w razie jakby na coś się natknął, to będzie mógł od razu zareagować. W końcu policjantem nie był jedynie na służbie. 
Baba zamilkła i skuliła się w sobie.
— Niech mi pani powie, co pani robi z tymi zaoszczędzonymi dwoma sekundami, które normalnie zmarnowałaby pani na zamknięcie drzwi? — zapytał z ironią, ale zgodnie z przewidywaniami, nie doczekał się odpowiedzi. — Lepiej, żebym już nigdy nie natknął się na otwarte drzwi, bo zrobi się jeszcze mniej przyjemnie — zagroził.
— A co ty człowieku myślisz?! Że to tylko ja nie zamykam?! — zezłościła się.
— Odpowiedzialność zbiorowa — odmruknął jej złośliwie, posyłając jej sztuczny uśmiech, a potem po prostu sobie odszedł, bo nie mógł już znieść szczekania jej psa. Ten dźwięk rozsadzał mu mózg.
Doskonale wiedział, co zrobił. Ulżył sobie. Wyżył się na kobiecie i te głupie drzwi były tylko wymówką. Owszem, wkurzało go, że ich nie zamykała, ale to nie było tak, że z tego powodu waliło mu się życie. To trwało od dawna i nigdy nic z tym nie robił. Do teraz. 
Ta ulga była jednak tylko chwilowa. Zaraz dotarło do niego, że to było idiotyczne i po prostu do niego nie pasowało. Nie miał w zwyczaju wyżywać się na słabszych — wręcz przeciwnie — dlatego nim zdążył przejść choćby sto metrów, zirytował się jeszcze bardziej swoim własnym zachowaniem.
Na całe szczęście nie musiał za bardzo zwracać uwagi na Tytana, który w zasadzie sam się wyprowadzał, a Oli był mu jedynie potrzebny do towarzystwa i częstowania chrupkami. Nawet nie zapinał mu smyczy, a jeżeli już to robił, to bardzo rzadko. Nauczył psa wręcz perfekcyjnego posłuszeństwa. Owczarek nie interesował się innymi zwierzętami — bo wiedział, że gdy tylko zignoruje, na przykład szczekającego na niego psa, dostanie pochwałę. Nie zjadał niczego z ziemi, bo wiedział, że w nagrodę otrzyma coś o wiele smaczniejszego. Nie oddalał się, bo czuł, że musi być blisko swojego pana, żeby ewentualnie go chronić.
Ich wieczorny spacer trwał nieco dłużej niż zazwyczaj. Oliwier dostrzegł, że marsz i świeże powietrze dobrze mu robią, więc postanowił wydłużyć trasę. Znacznie się uspokoił, a jego myśli przestały tak szaleńczo galopować. Nadal był cholernie rozgoryczony, że sprawa z Marcelem potoczyła się w taki a nie inny sposób, ale… odczuwał ulgę. Choć w tej sytuacji to zdawało się wręcz absurdalne, to Francuz już wolał nie mieć tajemnic przed Marcelem i żyć z jego gniewem, niż gdyby sielanka między nimi trwała i musiał coś przed nim ukrywać. I to nie było byle jakie coś
Pomimo iż Denis go zirytował, to Oli zapamiętał kilka rzeczy, które chłopak mu powiedział. Może jednak istniała szansa, że Marcel po prostu musiał ochłonąć i jeszcze się dogadają? Może Denis mu to wytłumaczył i starszy Armiński ostatecznie uzna, że jest w stanie pogodzić się z tą wiadomością? 
Choć jeszcze wczoraj był tak zdołowany, że był absolutnie przekonany o definitywnym końcu przyjaźni, tak teraz powoli budziła się w nim motywacja. W końcu słynął z rozwiązywania problemów — na tym głównie polegała jego praca — zatem będzie musiał coś wykombinować, żeby jakoś odzyskać zaufanie Marcela i odbudować ich relację. Jakoś to rozwiąże. Po prostu musi dać mu trochę czasu na ochłonięcie i oswojenie się z tymi faktami.
Zaczął już nawet obmyślać wstępny plan. Tak bardzo się skupił, że nawet nie zauważył, jak praktycznie znaleźli się z powrotem pod ich blokiem. 
Od wejścia dzieliło ich kilkadziesiąt metrów, gdy Oliwier usłyszał nadjeżdżający samochód. W pierwszej chwili w ogóle nie zwrócił na niego uwagi, bo choć o tej porze na osiedlu było już cicho, to nie oznaczało, że po ulicy od czasu do czasu nie przemykało jakieś auto. Zorientował się, że coś jest nie tak, kiedy samochód znajdował się coraz bliżej i jakby… zwalniał? 
Spojrzał na niego wreszcie, gdy pojazd nieoczekiwanie się przy nim zatrzymał i w momencie, kiedy szyba po stronie pasażera się opuściła, Oliwier zrozumiał, że ma ogromne kłopoty. Nie zdążył jednak pomyśleć, co może zrobić. Nie zdążył nawet drgnąć ani wydać z siebie dźwięku.
Po osiedlu rozniósł się ogromny huk wystrzału.
__________________
[1]. Z hiszpańskiego: uważaj, o co prosisz.


Cześć i czołem!

Dziś jestem trochę jak pandemia - nie wiadomo, co będzie dalej. :P Nie planowałam dodawać tego rozdziału w takich okolicznościach (i właśnie sobie uświadomiłam, że dziś piątek trzynastego xD), ale musicie przyznać, że wyczucie to jednak mam. :D
Dobra, żarty na bok. Zapewne rzygacie już koronawirusem i tym, co się dzieje. Ja też. Nie chcę się rozwodzić, ale trochę Was mnie czyta, więc w sumie czuję się zobowiązana, by poprosić Was jeszcze raz, o co proszą już wszyscy: zostańcie w domach, świat nie skończy się, jak przez dwa tygodnie nie pójdziecie do kina czy na kawę z koleżanką. Im bardziej podejdziemy do tego na poważnie, tym szybciej ten koszmar się skończy.
I tu mój drugi apel: bądźcie rozważni i odpowiedzialni, ale nie dajcie się wpędzić w panikę! Przez te kilka dni usłyszałam już tyle teorii spiskowych, że już chyba nic mnie nie zaskoczy. Korzystajcie z mądrych i rzetelnych źródeł wiedzy, nie czytajcie dyskusji na fejsbukach i nie dajcie się nakręcić, bo jakby posłuchać tych wszystkich ekspertów, którzy twierdzą, że mają kolegę wujka ciotecznego brata po stronie prababki, który pracuję w ministerstwie/wojsku/szpitalu/policji/sanepidzie i on POWIEDZIAŁ, że ... (tu jakiś scenariusz końca świata) - to prędzej poumieramy ze strachu niż na koronawirusa (albo się posramy na śmierć - przynajmniej masowe wykupowanie papieru byłoby uzasadnione). 
Eksperci (ci prawdziwi, nie ci z dupy) są prawie przekonani, że to nie jest coś, przez co skończy się świat, a ja nadal trzymam się teorii, że pewnego dnia uderzy w nas asteroida. xD
Co będzie, to będzie. Nasza panika i strach w niczym nie pomogą. 
Uważajcie na siebie, pouczcie się, pooglądajcie seriale, poczytajcie książki (na blogu mam zakładkę "polecam" i tam jest kilka linków do blogów, które czytam, więc może znajdziecie coś dla siebie). Idzie lato, będzie dobrze. :)

Do następnego!

PS. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem i przepraszam, że na nie nie odpowiedziałam na czas (tzn. przed dodaniem kolejnego rozdziału). Postaram się to zrobić jak najszybciej.
PPS. W komentarzach zamiast spiskowych teorii dot. pandemii podzielcie się lepiej spiskowymi teoriami odnośnie tego rozdziału i przyszłych wydarzeń. :D

14 komentarzy:

  1. Hej. Ten rozdział jest poprostu rewelacyjny.niektore monety rozbawiły mnie do lez więc naprawdę świetnie. Oli był dla Denisa taki stanowczy choć jego myśli były zupełnie inne.szacun dla oliego że mu się tak udało opanowac. Ale myślę że w dużej mierze była to wina Denisa za to że był taki pewny siebie i coś aż pękło w olim. No bo przecież nie dosyć że jest starszy to jednak z jego charakterem i doświadczeniem no już nawet nie wspomnę o wieku to on powinien tu rządzić . A Denis jak to Denis podoba mi się taki pewny siebie i naprawdę mądrze podchodzi do sprawy. Chociaż muszę przyznać że zakładałam że francuz się nie pochamuje i jednak zalicza ta podłogę. A tu nie dosyć że nici to jeszcze Denis wylądował na sofie ;). Co do Marcela no to nie dziwię się facetowi że tak mu w głowie wirują te myśli sama jako matka nie wiem czy bym ogarnęła i jak bym podeszła do sytuacji. Pewnie z czasem ułożyła bym to sobie w głowie . Co do Wiktora super przedstawił sytuację rodzica . Ale koniec opowiadania naprawdę trafiłaś z datą. Teraz Marcel będzie dopiero miał wyzuty że tak się między nimi zadziało.ale ciekawsza sytuacja jest to kto strzelił do Oliwiera i dlaczego co tu się wogule wydarzyło j najważniejsze że trzeba będzie czekać żeby się dowiedzieć o losie ile tu się zadziało.ale wiem jedno z chęcią przeczytam ten rozdział jeszcze raz. Także życzę dużo weny i czasu na pisanie .pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mega się cieszę, że rozdział się podobał. :)
      Oli ma to do siebie, że nie zawsze kieruje się racjonalnością, ale czasami ona idzie w parze z jego złością - czyli chce komuś zrobić na złość lub coś komuś udowodnić i to go motywuje do takiego czy innego działania. Jak teraz z Denisem na przykład.
      Na Marcela, i na Alicję w sumie też, spadła ogromna bomba. Myślę, że raczej nigdy nawet do głowy mu nie przyszło, że jego najlepszy przyjaciel i syn mogliby wejść w jakąś romantyczną relację. Będzie miał teraz ogromny dylemat, co z tym wszystkim zrobić.
      Fakt, Marcel mógł trochę wykrakać ze swoim myśleniem, by stało się coś, co wszystko rozwiąże - pytanie tylko, czy wpierw wszystkiego nie skomplikuje. :)
      Dzięki i również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Hej, bardzo się cieszę, że tak systematycznie dodajesz rozdziały. Jestem pełna podziwu,że znajdujesz czas na pisanie. Pierwszy raz komentuję Twoje opowiadanie chociaż z ogromnym zainteresowaniem czytam wszystkie. Francuski piesek moim zdaniem jest najlepszy. Zawsze, gdy pojawia się nowy rozdział, czytam bardzo szybko, żeby dowiedzieć się co nowego się wydarzyło. Potem czytam dokładniej, już delektując się każdą nową sytuacją. W ciągu tygodnia potrafię jeszcze ze dwa razy. A poza tym wszystko ze mną w porządku i chyba jestem normalna. Uwielbiam Twoje opowiadania. I tylko mi nie zastrzel Oliwiera, a już tym bardziej Tytana. Gdyby to była telenowela to ranny Oli straciłby pamięć, a Armińscy siedzieliby u niego w szpitalu i tłumaczyli kto jest kim. Ale Ty wymyślisz na pewno ciekawszy dalszy ciąg. Pozdrawiam z odległości półtora metra. Trzymaj się, oby do lata. I życzę w dalszym ciągu takiej twórczej weny. No i wierzę, że młody będzie z Francuzem. Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że udaje mi się dodawać na czas - jakoś mi tak lżej, mając świadomość, że nie trzymam za długo nikogo w niepewności. :D
      No i mega, że wreszcie zdecydowałaś się skomentować! :)
      Ja z pewnością nie zastrzelę Oliwiera - a czy ktoś inny tego nie zrobi, tego już obiecać nie mogę. Ale hej, wiele się może zdarzyć. :D
      Hahahaah, opcja z amnezją jest kusząca, przyznaję. :D
      "Jakieś tam" plany co będzie dalej mam, tak że postaram się, aby czytelnicy się zbytnio nie nudzili z chłopakami. :)
      Odległość jest bardzo istotna! Wirusy internetowe też są groźne. :D

      Usuń
  3. Nie ma to jak nagły zwrot akcji... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przerwać w takim momencie! Już teraz nie mogę się doczekać co dalej. Miałam nadzieję, że Denis zabierze Oliego ze sobą, żeby pogadał z przyjacielem (właściwie z obojgiem przyjaciół bo przecież mama Denisa to też przyjaciółka). A tak swoją drogą to rodzice przyjęli to bardzo dobrze. Raczej w realu nie byłoby tak spokojnie... I w ogóle to myślałam, że takie akcje to będą dopiero za ileś tam odcinków a tu niespodzianka bo ta miłość to nie jest punkt kulminacyjny opowiadania i tu się będzie dużo działo i już zaczęło. Uff
    Naprawdę nie mogę się doczekać co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że zarówno i Marcel, i Alicja potrzebują trochę czasu, żeby to sobie przemyśleć. Oli zresztą też - powinien zastanowić się, co jest najrozsądniejsze w tej sytuacji i obrać jakąś taktykę na kolejne rozmowy, żeby znowu nikt się niepotrzebnie nie nakręcał.
      No... jeszcze bym się nie wyrywała ze stwierdzeniem, że konflikt praktycznie zażegnany. :D
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  5. Omg, co za cudowny rozdział. Bardzo liczyłam że dojdzie do czegoś więcej pomiędzy Olim a Denisem ale tak też jest super, i myslę że ten wypadek z postrzałem też wiele zmieni zarówno w jego przyjaźni z Marcelem jak i relacji z Denisem

    Dużo zdrowia w tym szczególnym czasie i weny na kolejne genialne pomysły. Za tydzień myślisz że uda ci się dac kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że wiele osób już spisało Oliwiera na straty z tym postrzałem. A może strzelec spudłuje? A może to wcale nie był wystrzał broni palnej? :D
      Z pewnością ta sytuacja "nieco" wpłynie na dalsze wydarzenia.
      Zdrówko i wena zawsze się przyda! Myślę, że w piątek/sobotę rozdział powinien się pojawić. :)

      Usuń
  6. Super opowiadanie i super się czyta! Szkoda, że nie można od razu przeczytać całości, ale warto czekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba. :)
      Ja też bym chciała już napisać całość, ale niestety mam ograniczone możliwości.

      Usuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, o nie, o nie co będzie z Oliverem... ciekawe jak by .arcel i Alicja zareagowali gdyby usłyszeli że to Denis prowokuje ;) co za odważne działanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, o nie o nie co będzie z Oliverem? ciekawa jestem reakcji Marcela i Alicji jak by zareagowali gdyby uslyszeli że to Denis prowokuje ;) co za odważne działanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń