24 lipca 2020

Francuski piesek 2: Rozdział 5

Myślenie życzeniowe

Kiedy Denis wygłaszał swoją pełną pretensji tyradę, Oliwier poczuł, jak nagle robi mu się gorąco, a krew zaczyna dudnić w uszach. Czyżby zalała go fala… wstydu? 
Poczuł się strasznie głupio, bo wcześniej, gdy jechał do bliźniaków, miał wrażenie, jakby nie mógł doczekać się spotkania. Strasznie chciał zobaczyć młodego Armińskiego, podroczyć się z nim, wprawić go kilkukrotnie w zakłopotanie, zawstydzić… Może to i było infantylne, czy nawet naiwne pod pewnymi względami, jednak mimo wszystko spędził z nim cholernie przyjemne popołudnie. 
No i nagle znaleźli się tutaj, młody widocznie poczuł się zachęcony i zagrał
nieco odważniej, a Oliwier… zrobił coś ultraoliwierowego. To było tak bardzo w jego stylu, że już bardziej się nie dało.
Ten wybuch Denisa w zasadzie go nie zaskoczył. Może nawet się tego spodziewał. No bo ileż można? Jedyne co do tej pory robił, to wodził chłopaka za nos. To było do przewidzenia, że i młodemu się wreszcie znudzi. On zasługiwał, żeby to ktoś biegał za nim, a nie na odwrót.
Zatem może dobrze się stało? Widok odchodzącego w złości Armińskiego wyzwolił w policjancie jakąś nutkę gniewu, ale może tak po prostu miało być? Nie wiedział jeszcze, jak jego ego zniesie fakt, że zachował się tak niehonorowo, ale może Denis skupi się wreszcie na sobie i tak będzie lepiej dla wszystkich.
Poobserwował chłopaka jeszcze kilka chwil, aż wreszcie się odwrócił i ruszył niezbyt pospiesznie w kierunku swojego samochodu. 
Po prostu idź, tak będzie najlepiej — podpowiadał mu rozum. — Nie oglądaj się, nie wahaj. Młody się powścieka, poobraża, wszystko rozejdzie się po kościach i zacznie interesować się kimś innym.
Ale interesuje się tobą z jakiegoś powodu — zaatakowała go wątpliwość.
Bo jest młody i…
I głupi? Dobrze wiesz, że to nie tak. Nie znudziłeś mu się przez tyle miesięcy. On naprawdę na ciebie czekał, a ty jak zwykle stchórzyłeś, sam podejmując decyzję za niego — odezwał się  w nim racjonalizm.
Będzie tego bardzo żałował. To na pewno skończy się tak, że go skrzywdzę. Inaczej nie umiem — odpowiedział w kontrze lęk.
No to będzie. Ale przynajmniej będzie miał jasny dowód, że to nie to i na dobre się od ciebie odetnie.
Oliwier przystanął niespodziewanie i obejrzał się przez ramię. Och… tu wcale nie chodziło o skrzywdzenie Denisa. Tu chodziło o to, że w przypadku tego czarnego scenariusza, kiedy już coś spieprzy i Denis go pogoni… to Oliwier zostanie sam ze świadomością, że spieprzył być może swoją jedyną szansę na w miarę zdrową relację. Bał się, że Denis odkryje jego prawdziwą naturę i dojdzie do wniosku, że to nie tego oczekiwał.
Złość przejęła nad nim kontrolę, dlatego nie do końca racjonalnie myśląc, zawrócił się i dorwał Armińskiego, kiedy ten miał już wchodzić do klatki.
— Zaczekaj — poprosił, chwytając go za ramię. 
Brunet odwrócił się i natychmiast zlustrował go na wpół zaskoczonym, a na wpół rozdrażnionym spojrzeniem. Nic się nie odezwał, jakby chcąc dać swoją postawą do zrozumienia, że on już swoje powiedział i więcej wysilać się nie zamierza.
— Masz rację — zaczął więc Oliwier. — Zwodziłem cię… ale nie robiłem tego intencjonalnie. Możesz mi wierzyć lub nie, jednak wcale wtedy nie kłamałem. Uwierzyłem, że może to nie jest najgorszy pomysł, skoro ty lubisz mnie, a ja ciebie… że może jakoś to będzie, może Marcel mnie nie zabije i może uda mi się tego nie spierdolić. Tylko że tak naprawdę się boję. Bo ja nie wiem, czy to twoje i moje chcenie wystarczy. To nie jest pierdolona bajka, gdzie zrobimy wszystkim na złość i udowodnimy, że w miłości nie ma rzeczy niemożliwych — wymawiając tę kwestię, uciekł się do ironii. — Patrząc na to wszystko realnie, to jestem niemal pewien, że cię zawiodę i zobaczysz, że to wcale nie jest to, czego oczekiwałeś. Zobacz, jak wkurwiam cię teraz — zaznaczył. — Dlaczego myślisz, że nawet jakbyśmy byli razem, to cokolwiek się zmieni?
— Jedyne co chcę, żeby się zmieniło, to żebyś przestał ode mnie uciekać — zadeklarował stanowczo chłopak. — Nie widzisz, że to w zasadzie jedyna przeszkoda? — zapytał nieco oburzony, że Oliwier najwyraźniej tego nie widział. — Nie wiem, co ty sobie wyobrażasz, że ja sobie wyobrażam, więc może cię zaskoczę, ale ja wcale nie oczekuję, że już teraz, natychmiast razem zamieszkamy, będziemy chodzić na randki i urządzać spacerki za rączkę po parku. Ja naprawdę nie jestem aż taki naiwny, na jakiego wyglądam. Czaję, że żyjemy w innych światach, ja jestem sobie studentem, ty dorosłym facetem z poukładaną karierą i w zasadzie to niewiele nas łączy, ale mimo wszystko nie chcę, żebyś się zmieniał, bo takiego, jakim jesteś, lubię cię najbardziej — zaznaczył nieco bezsilnie, bo po minie Oliwiera dostrzegł, że wcale nie wygląda na przekonanego. — Po prostu chciałbym mieć świadomość, że traktujesz mnie poważnie, chciałbym czasami budzić się w twoim łóżku bez świadomości, że to był tylko wypadek przy pracy i olejesz mnie na dwa tygodnie. Chciałbym móc za tobą tęsknić, kiedy będziesz w pracy, ale mając świadomość, że ta tęsknota ma sens, bo do mnie wrócisz. Chciałbym wiedzieć, co się dzieje w twojej głowie i zrobić absolutnie wszystko, co tylko mogę, by poprawić ci nastrój. Jednak przede wszystkim chciałbym, żebyś mi zaufał, kiedy mówię, że jestem pewien i wiem, w co się ładuję. 
— Nie możesz tego wiedzieć — parsknął policjant.
— Po prostu przestań ode mnie uciekać… albo powiedz mi wprost, że się w tym nie widzisz i nie lubisz mnie aż tak bardzo, aby się odrobinę dla mnie poświęcić — przedstawił wreszcie ultimatum Denis, choć brzmiał bardzo spokojnie, jakby obawiając się, że jednak Oliwier wybierze tę drugą opcję.
Francuz milczał kilka sekund, aż wreszcie zagryzł wargę.
— Wiesz, co najchętniej bym powiedział.
Denis przewrócił oczami.
— To nie jest takie proste, niby bym chciał, ale jednak istnieje tyyyle przeszkód? — zironizował, bardzo celnie zgadując, bo Oli jedynie uśmiechnął się słabo pod nosem. — Wiesz co, Oli? Jakbyś jeszcze nie zauważył, bez względu na to, którą opcję wybierzesz, i tak obaj coś stracimy — zauważył słusznie. — Więc przemyśl dobrze, co chcesz odpowiedzieć — poprosił i zapanowała między nimi przejmująca cisza, w trakcie której Denis śmiało mierzył policjanta spojrzeniem, a ten z kolei lustrował młodszego chłopaka niepewnie.
Gdy tak stali, zaczął padać deszcz. Wyglądało to jak scena rodem z typowej komedii romantycznej i można by było nawet uznać, że to jakiś znak, gdyby nie fakt, że padało cały dzień, a moment, w którym wyszli przed klatkę był chwilową przerwą.
Denis zmarszczył nos, spoglądając automatycznie w górę, a potem cofnął się bardziej pod drzwi, opierając się o nie plecami, bo ponad nimi znajdował się malutki daszek. Oliwier zrobił dokładnie to samo, jednak ze względu na ograniczenie przestrzenne musiał stanąć bardzo blisko Armińskiego. Jedyny plus tej sytuacji był taki, że przez kapryśną pogodę nie było nikogo w pobliżu, kto mógłby obserwować tę osobliwą sytuację.
— Długo mnie trzymasz w niepewności — westchnął wreszcie chłopak, czując, że minuty dłużą się niemiłosiernie. 
— To taka taktyka przesłuchania — odpowiedział wymijająco policjant, uśmiechając się wręcz przepraszająco.
— Szkoda tylko, że nie jesteśmy na przesłuchaniu — zauważył Denis, ale kiedy Oliwier dalej stał sobie obok, po prostu nonszalancko opierając się o ścianę, rozłożył bezradnie ręce i zapytał: — Nie podejmę tej decyzji za ciebie.
— A mógłbyś… — mruknął policjant, z jednej strony mając nadzieję, że tak się stanie, bo to by zdjęło z niego odpowiedzialność, a z drugiej już atakowały go wyrzuty sumienia, nawet przez sam fakt myślenia o takim pójściu na łatwiznę.
— I co by ci to dało? 
— No jak to co? Jak coś się zjebie, to będę mógł ci powiedzieć: „A nie mówiłem? Sam tego chciałeś” — odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
— Jak na osobę, która ma obsesję na punkcie kontroli, jesteś zaskakująco uległy — zauważył Denis, sprytnie obracając argument policjanta przeciwko niemu.
— Dobra — odpowiedział w końcu Francuz stanowczo, w pełni świadomy, że Denis go podpuszcza. To jednak nie zmieniało faktu, że młody miał rację i pomimo iż był znacznie młodszy… to nie on zachowywał się teraz jak gówniarz. — To pewnie się nie uda, ale okej, zróbmy to — zdecydował.
Denis zamrugał nieco zaskoczony. Nie był pewien, czy to jest to, co myślał, czy Oli mówił o czymś innym, czy go podpuszczał, czy co...
— Tak? — upewnił się zatem.
— Daję nam tydzień, maks — potwierdził na swój sposób policjant.
— Wow… — mruknął Armiński. — Muszę przyznać, że kiedy wyobrażałem sobie naszą… randkę — zaznaczył niepewnie — to myślałem o dobrej kolacji, filmie, rozmowach do później nocy i… — rozmarzył się, ale zaraz szybko wrócił na ziemię. — Ale to — wskazał na osobliwą lokalizację uschniętych krzewów, gęsto zaparkowanych samochodów oraz majaczącego z dala śmietnika — i to — wskazał na Oliwiera, ale chodziło mu o jego specyficzną i niezbyt romantyczną wypowiedź — też może być — zakończył z entuzjazmem, na co blondyn się zaśmiał.
— Chciałbym być tak beztroski — westchnął po chwili. — Dopiero co zacząłem rozmawiać normalnie z Marcelem… — dodał cierpniętniczo.
— Hej, to tylko tydzień — przedrzeźnił go Denis. — Nawet się nie dowie — dodał pocieszająco, na co Oli pokręcił głową i znowu na moment zamilkł.
— Więc… — zaczął, nawet nie za bardzo wiedząc, co powinien powiedzieć.
— Więc nie spinaj dupy, to nie tak, że godząc się na to, automatycznie cały twój majątek przechodzi na mnie i utknąłeś ze mną do końca życia…
— Och, gdyby tu chodziło o majątek, to bym się nie wahał nawet sekundy — wtrącił złośliwie policjant, znowu przypominając, że sytuacja materialna Denisa jest znacznie lepsza i jest praktycznie ustawiony do końca życia. 
Armiński przewrócił na to oczami, ale do głowy przyszła mu riposta, więc wypalił bez namysłu:
— Chyba że tata by się o nas dowiedział i mnie wydziedziczył.
Oliwier momentalnie spoważniał.
— Ale się nie dowie! — zapewnił go jeszcze szybciej Denis.
— Nie może się dowiedzieć — powtórzył stanowczo Oli. — To nie jest…
— Wiem, uspokój się — przerwał mu chłopak. 
— Lepiej, żeby nikt na razie… — zaczął policjant, ale urwał. Gdzieś tam z tyłu głowy coś mu podpowiadało, że proszenie o to jest cholernie niestosowne i Denis może poczuć się tak, jakby Oli się go wstydził.
— Wiem — powiedział jednak spokojnie Armiński i jak do tej pory stał oparty o drzwi plecami, tak obrócił się i oparł się o nie bokiem, w ten sposób, że znalazł się z blondynem twarzą w twarz. — Hej — zaczął, kładąc nieśmiało dłoń na boku starszego mężczyzny — naprawdę nie oczekuję od ciebie żadnych miłosnych deklaracji. Chcę tylko, żebyśmy spróbowali. Nie chcę mieć cię na pokaz, tylko… dla siebie — dodał ciszej, a za chwilę spoważniał, spoglądając gdzieś w bok. — Bo ty też tego chcesz, nie? Żebyśmy byli tylko my i… nikt więcej, nie? — zapytał pokrętnie, choć wiedział, że Oli się domyśli.
— Wiesz, moje poprzednie związki nie rozpadały się dlatego, że byłem niewierny — wyjaśnił Oliwier. — Rozpadały się dlatego, bo byłem chujem… i w zasadzie to nie miałem motywacji, aby nim nie być… a teraz mam — dodał dobitnie, jak to miał w zwyczaju. 
— To dobrze. — Denis uśmiechnął się nieśmiało, po czym patrzyli na siebie przez jakiś czas w ciszy. Oliwier przerwał ją jako pierwszy.
— Muszę się zbierać. Późno już, a przede mną długi wieczór tachania rzeczy do mieszkania i stworzenia choć prowizorycznego miejsca do spania — wyjaśnił.
— Potrzebujesz pomocy czy coś? — zainteresował się od razu Denis, na co Francuz parsknął.
— Co jak co, ale nie zwalisz na mnie swoich naukowych porażek — uznał, a kiedy Armiński popatrzył na niego zdezorientowany, dodał: — No przecież wiem, że zjadają cię teraz wyrzuty sumienia, bo zaplanowałeś sobie naukę.
Denis spuścił zawstydzony głowę, przyznając niemo rację, ale zaraz potem spojrzał na policjanta.
— To… powodzenia.
— Przyda się — westchnął nieco cierpiętniczo Oli, już wizualizując sobie, co go czeka. — To… — zaczął jeszcze na koniec ostrożnie. — Co teraz? Kiedy chcesz, żebym się odezwał albo kiedy ty się odezwiesz — zaczął kręcić, ale wreszcie westchnął, kapitulując. — Okej, przyznam, że nie mam pojęcia, co powinienem zrobić. Jak ty to sobie wyobrażasz? — zapytał, stwierdzając, że najbezpieczniej będzie po prostu zapytać. Najprościej nie oznaczało najlepiej, bo Oliwier już czuł zażenowanie, że musiał opierać się na młodszym chłopaku. Matko, w co on się wpakował?
— Nie wiem, czy wiesz… — zaczął konspiracyjnie Denis — …ale istnieją telefony, a dzięki nim możemy się kontaktować, kiedy tylko będziemy chcieli — skończył ironicznie. 
— Już ci chyba dostatecznie dużo razy udowodniłem, że moje „odezwę się później” jest niewiele warte, ale skoro nadal się na to nabierasz, to nie ma problemu — parsknął zaraz złośliwie Oli.
— Tak łatwo to mnie się teraz nie pozbędziesz… — zagroził Armiński.
— Mogę się jeszcze rozmyślić? — zapytał z udawaną nadzieją Francuz.
— Nie — odpowiedział krótko i stanowczo Denis. — Jutro i we wtorek będę zakuwał na wejściówki, ale środę i czwartek powinienem mieć wolniejsze. Myślisz, że znajdziesz dla mnie godzinę po południu? — zaoferował. — Mógłbyś mi pokazać swoje postępy w urządzaniu mieszkania — dodał jeszcze z rozczulającą nieśmiałością. Oliwierowi aż zrobiło się na ten widok cieplej.
— Nie oszukujmy się, zastaniesz pewnie nierozpakowane kartony, ale jasne, jeżeli nic się nie będzie działo, to czuj się zaproszony — przystał na ten pomysł, uśmiechając się zachęcająco, na co i Armiński odpowiedział tym samym. — To co? Do zobaczenia? — zapytał, czując, że w końcu muszą się rozstać.
— Do zobaczenia — odpowiedział Denis, po czym niespodziewanie wychylił się i cmoknął błyskawicznie policjanta w usta, by następnie pospiesznie otworzyć drzwi do klatki, za którymi jeszcze szybciej zniknął, czując, jak ze wstydu palą go policzki.
Oliwier natomiast stał jeszcze moment oszołomiony tym nieoczekiwanym obrotem zdarzeń, ale wreszcie westchnął głębiej i powoli ruszył do auta z delikatnym uśmiechem na ustach. 
Czuł, jak w całym jego ciele rozlewa się przyjemne ciepło i towarzyszy mu ogromna satysfakcja, że przełamał się i zrobił coś, co może i było zakazane — a przynajmniej w takie ramy zamknął to w swojej głowie — ale jednocześnie było czymś, o czym myślał, odkąd tylko Denis po raz pierwszy go pocałował.
Oczywiście nie byłby sobą, gdyby równocześnie nie zaatakowały go ogromne wątpliwości. Ba! Żeby to tylko o wątpliwości chodziło! Mimo tych wszystkich ekscytujących i przyjemnych przeżyć, w jego głowie wył ostrzegawczy alarm.
Coś ty, kurwa, narobił?!
***
9 października 2018
Z jednej strony był nieco zły, bo znowu nie poszło mu idealnie jak z płatka i przy niektórych odpowiedziach musiał opierać się wyłącznie na intuicji a nie wiedzy, ale z drugiej powtarzał sobie, że przecież zaliczył, a czwórka to dobra ocena. Tyle tylko, że Denis już tak miał, że lubił być najlepszy — a przynajmniej ponadprzeciętny lub wyróżniający się.
Jednak ćwiczenia z chemii minęły, a jako że mieli dwugodzinne okienko przed wykładem z negocjacji, wybrał się z Szyszką, Tośką i Kamilem na kawę i drugie śniadanie do studenckiej kawiarenki na kampusie. 
Denis nawet nie wiedział, kiedy Kamil się do nich doczepił, ale nagle odkrył, że chłopak po prostu za nimi chodzi. Czasami była z nimi jeszcze Dominika albo Karolina, jednak to Kamil ewidentnie próbował wpasować się do tej… paczki? Ciężko było to tak nazwać, choć nie dało się ukryć, że Armiński i dziewczyny od pierwszego dnia tworzyli dobrze zgrane trio. Kamil w sumie niczym im nie wadził, więc nie oponowali.
— Kurwa, kolejne zaliczenie do tyłu — mruknął niezadowolony chłopak, kiedy usiedli w środku lokalu, zajmując stolik w samym kącie przy oknie.
— Poprawi się. — Machnęła ręką Marcelina, której również się nie poszczęściło, a chwilę potem zaczęła trajkotać o czymś kompletnie innym, jak zwykle nie pozwalając, by choć na ułamek sekundy zapanowała cisza. To stało się jednym z jej rozpoznawczych znaków: gadatliwość. Momentami mogło wydawać się przytłaczające, ale jak do tej pory Denis nie zauważył przesadnie uciążliwych efektów ubocznych.
Kamil chętnie wdał się z nią w dyskusję, Tosia popatrywała na nich nieco rozbawiona, wtrącając coś od czasu do czasu, a Armiński gmerał w swoim lunchboxie, gdzie miał jakiś ryż z warzywami, i pogrążył się w myślach. 
Trochę nie ogarniał tego, co się działo. Jeszcze w niedzielę rano był pogodzony z porażką, przywykł do faktu, że jego fantazje na zawsze pozostaną w sferze fantazji i musi zapomnieć o Oliwierze w takich kategoriach.
A potem, jak na zawołanie, ów Oliwier pojawił się w jego drzwiach i w ciągu kilku chwil wywrócił cały ład, jaki na nowo zdążył ułożyć sobie chłopak. 
Następny zwrot akcji to niby-kłótnia, podczas której Armiński wygarnął wszystko starszemu mężczyźnie, by po kilkunastu minutach okazało się, że jednak Oli jest gotowy na poświęcenie i chce tego spróbować, czymkolwiek to było. 
To brzmiało nieco irracjonalnie. Denis momentami zastanawiał się nawet, czy mu się coś nie pomieszało i czy przypadkiem nie zrozumiał czegoś na opak. Może Francuz znowu tylko go ugłaskał na swój sposób, postanawiając nawet nie wyprowadzać z błędu? Może po prostu chciał być kumplem i prowadzić tę relację na luźnych, nie określonych żadnymi ramami zasadach?
Zresztą jak miał tłumaczyć fakt, że wczoraj wieczorem wysłał policjantowi SMS-a, a ten do teraz mu nie odpisał? To nie było nic zobowiązującego, ot zwykła wiadomość o tym, jak mu minął dzień. Faktycznie nawet nie trzeba było na nią odpisywać, bo nie zawierała żadnego pytania… ale po prostu wypadało. Czy nie myślał o Denisie? Nie tęsknił? Bo Denis tęsknił jak jasna cholera.
Był głupi, prawda? To wcale nie było to, czym myślał, że było. Oli znowu bardzo sprytnie go omamił, nie pozwalając mu odejść, ale jednocześnie nie pozwalając też na nic więcej. 
— Ej, co jest? — Tosia tknęła go w bok i dopiero wyrwał się z letargu. Zauważył też, że są sami przy stoliku. Cholera, nawet nie zorientował się, kiedy Marcelina i Kamil wyszli. Po szybkim i dosyć panicznym rozejrzeniu się dostrzegł za oknem chłopaka, który rozmawiał przez telefon, natomiast nie zlokalizował Szyszki.
— Nic, mam jakiś gorszy dzień — odparł wreszcie trochę od niechcenia.
— Na pewno? — zapytała nieśmiało. Nie miała w zwyczaju na nikogo naciskać, raczej szybko odpuszczała, kiedy dostrzegła, że ktoś jest defensywny, jednak z jakiegoś powodu teraz nie potrafiła odpuścić po pierwszym podejściu.
— Tak — zapewnił chłopak, po czym szybko zmienił temat. — A jak z twoim facetem? Wspomniałaś, że się pogodziliście — przypomniał jej.
— Hmm… no tak. Gadaliśmy w niedzielę ze dwie godziny i doszliśmy do wniosku, że nie ma się o co kłócić — wyjaśniła nieco bez przekonania. 
— Szybko odpuściłaś — zauważył Armiński.
— A co? Miałam się obrażać w nieskończoność i zmusić go, by robił jakieś rzeczy, tylko po to by mnie udobruchać? Wtedy ani on nie robiłby tego szczerze, a i ja bym miała wyrzuty sumienia, że go do czegoś zmuszam. Jakoś nie przemawia do mnie koncepcja naciskania na drugą osobę — wyjaśniła, wzruszając ramionami, a Denisa w międzyczasie przeszedł dreszcz.
Cholera, czy to to? Czy on naciskał na Oliwiera, przez co ten uległ, a teraz żałował i nie wiedział, jak się z tego wyplątać? 
— Może i masz rację — mruknął tylko, kątem oka zauważając, jak ze strony łazienki wraca do nich Szyszka. 
— Dobra, zbieramy się powoli? Jak dotrzemy na aulę wcześniej, to zajmiemy lożę dla VIP-ów — zasugerowała rozbawiona, ale nie doczekała się w odpowiedzi żadnej aprobaty. Tosia tylko uśmiechnęła się nieznacznie, jak to miała w zwyczaju, a Denis mruknął coś pod nosem, że mogą się zbierać.
— A ty co? Wstałeś dzisiaj lewą nogą? — zapytała wreszcie. Już rano zauważyła, że chłopak zachowuje się nieco inaczej niż zazwyczaj, ale nie konfrontowała go, bo nie było do tego odpowiedniej okazji. Ta zresztą też nie była najlepsza, ale chwilowo byli tylko we trójkę, czyli w bardziej kameralnym gronie. Mimo wszystko Denis ewidentnie nie był skłonny do rozmowy, bo znowu coś tylko mruknął, zabrał swoje rzeczy i ruszył do wyjścia.
Na aulę dotarli po dziesięciu minutach marszu, a jako że nikt przed nimi nie miał wykładu, pozwolili sobie wejść do środka i zająć miejsca. Nastrój Armińskiego udzielił się w jakimś stopniu pozostałym, przez co całą czwórką skończyli wpatrzeni w swoje telefony.
— Idę po coś słodkiego — oświadczył w pewnej chwili Denis, mając nadzieję, że chociaż w ten sposób poprawi sobie humor. — Chcecie coś? — zapytał z grzeczności, ale pozostali zaprzeczyli.
Gdy wyszedł z auli i ruszył do automatu, mina zrzedła mu jeszcze bardziej. Znajdował się przy nim jego oficjalny wróg, z którym stoczył batalię słowną, a potem też fizyczną, pierwszego dnia studiów. Denis dowiedział się, że chłopak nazywał się Łukasz Kremer i był starostą piątej grupy.
Bardzo chciał zawrócić, ale wiedział, że nie mógł tego zrobić. Chłopak już zdążył go zauważyć, więc taka kapitulacja byłaby dla niego swoistą hańbą. Niby zgrywał, że w ogóle nie obchodzi go ten typek, a jednak podświadomie uruchomiła się w nim jakaś nić rywalizacji. Westchnął głębiej niepostrzeżenie i, jak gdyby nigdy nic, podszedł do automatu, czekając, aż Łukasz skończy z niego korzystać… a wtedy stało się coś tak niesamowicie satysfakcjonującego, że Denis nie mógł się powstrzymać i po raz pierwszy tego dnia wyszczerzył się od ucha do ucha.
Łukasz musiał poczuć na sobie jego spojrzenie, bo widocznie się spiął i zaczął jeszcze bardziej nerwowo wciskać różne przyciski, ale automat nie reagował i nie zwolnił blokady, a tym samym nie wydał produktu. Zupełnie tak jak tydzień wcześniej, kiedy zaciął się przy Filipie, chłopaku, w którego obronie stanął Armiński.
— Pieprzony złom — warknął Łukasz i uderzył w szybę mocniej dłonią.
Denis jedynie założył przedramiona na klatce piersiowej i przyglądał mu się z zadowolonym uśmiechem.
— No dalej, powiedz, co masz powiedzieć — mruknął prowokacyjnie, najwyraźniej stwierdzając, że musi pierwszy zaatakować.
— Nie muszę. Ta sytuacja wyraża więcej niż jakiekolwiek słowa — odpowiedział pewnie, nie przestając lustrować Łukasza spojrzeniem.
Kremer już nie odpowiedział, tylko jeszcze kilka razy wyżył się na automacie, ale kiedy upatrzona przez niego przekąska ani drgnęła, odszedł pospiesznie, czerwony po czubki włosów na głowie.
Denis obejrzał się za nim, a potem sam skorzystał z automatu. Wybrał już numerek, pod którym znajdował się wybrany przez niego baton, i wcisnął odpowiednią kombinację. Zanim jednak czekoladowy słodycz wypadł, mechanizm jednocześnie zwolnił puszkę z napojem energetycznym, który zapewne kupił Łukasz. Armiński wyciągnął zdobycze z jeszcze większą satysfakcją i ruszył z powrotem do auli, zauważając, że drugi chłopak stoi naprzeciwko drzwi, opierając się o parapet przy oknie. Zatrzymał się przy nim i wyciągnął znacząco dłoń z puszką.
Łukasz obdarował go nieufnym spojrzeniem, początkowo nawet się nie ruszając, ale po kilku sekundach wreszcie odebrał od Denisa napój.
— Dzięki — mruknął.
— Nie ma za co — odparł pogodnie brunet, zauważając, jak diametralnie zmieniło się jego nastawienie. Znowu zrobił się przywódczy i pewny siebie. Już nawet miał coś dodać, jednak poczuł wibracje w telefonie, więc jego uwaga szybko się rozproszyła, a kiedy dostrzegł, że dzwonił do niego Oliwier, jego serce natychmiast przyspieszyło rytm. 
Oddalił się pospiesznie na bezpieczną odległość od Łukasza i odebrał.
— Domyślam się, że skoro odebrałeś, to chyba nie przeszkadzam jakoś bardzo? — zaczął bez przywitania policjant.
— Za jakiś kwadrans zaczynam zajęcia, więc tak, mam wolną chwilę — odparł dyplomatycznie, jeszcze nie wiedząc, czy powinien się złościć, czy jednak cieszyć. W końcu Oli nie odpowiadał od wczoraj. Teraz wszystko zależało od jego wytłumaczenia.
— Świetnie. Przepraszam, że wcześniej nie odpisałem, ale dopiero wróciłem do domu. Można powiedzieć, że wjechałem z buta do nowej roboty. Byliśmy na akcji i nawet nie miałem przy sobie telefonu — wyjaśnił od razu na wstępie, a Denis poczuł, jak rozlewa się w nim ulga. Czyli Oli go nie ignorował, po prostu nie miał czasu rozmawiać. 
Zaraz jednak wykiełkowało w nim również ziarenko paniki.
— Jasne, rozumiem… ale wszystko w porządku? Nic ci nie jest? — zapytał przejęty.
— Nie, nie. Spokojnie. W zasadzie to skończyło się na rozeznaniu, ale nieważne, nie mogę o tym gadać — zastrzegł zaraz. — Więc… daję znać, żebyś nie pomyślał sobie, że cię ignoruję czy coś — wyjaśnił, jakby czytając Armińskiemu w myślach.
— Bez przesady, napisałem wczoraj, już nie rób ze mnie takiego paranoika — odpowiedział, czując, jak coś w jego podświadomości krzyczy „kłamca!!!”. No cóż, Oli nie musiał tego wiedzieć.
— Widocznie to ja jestem paranoikiem jak tak — uznał zatem policjant lekko rozbawiony. — Co u ciebie? — zapytał, a potem ziewnął przeciągle.
— Cieszę się, że dzwonisz — zapewnił natychmiast Denis. — U mnie to samo, jestem tylko nudnym studentem, pamiętasz? Uczę się, chodzę na wykłady, jem, śpię… i tak w kółko — wymienił, parskając na końcu. — Za to słyszę, że tobie noc pełna wrażeń dała się we znaki — skomentował ziewanie blondyna. 
Ta rozmowa była uroczo niezręczna. Armiński aż nie mógł uwierzyć, że tak się przy niej spiął. Rozmawiał z Oliwierem miliony razy wcześniej, kompletnie bez żadnej bariery, a teraz, kiedy zdecydowali się wejść na nieco inny poziom znajomości, nagle obezwładniał go stres. Tak bardzo nie chciał nic spieprzyć…
— Taaa, zjem coś i idę spać — potwierdził policjant. 
— To… zobaczymy się jutro? — zapytał nieśmiało Denis. W końcu wstępnie umówili się właśnie na środę i postanowił o tym przypomnieć.
— Mhm, mam wolne, więc jeśli nic mi nie wyskoczy, to wbijaj — zachęcił całkiem entuzjastycznie Francuz. 
— Świetnie. Nie mogę się doczekać — powiedział chłopak, zagryzając wargę.
— Ja też — odpowiedział wreszcie Oliwier po dłuższej chwili ciszy i jakby nieco niepewnie. Mimo wszystko to wywołało kolejną falę ciepła, która rozlała się po całym ciele chłopaka.
— No to… wyśpij się i do jutra — zakończył wreszcie Armiński, zauważając, że powoli zaczynają schodzić się studenci.
— Tylko tego teraz mi trzeba. Na razie — pożegnał się policjant i się rozłączył.
Denis spojrzał jeszcze na wyświetlacz z nieco dudniącym sercem, jakby nie dowierzał, że właśnie rozmawiał z Olim i to jeszcze… tak zwyczajnie. Nieco niezręcznie i momentami wręcz sztywno i zbyt formalnie, ale biorąc pod uwagę okoliczności — nadal zwyczajnie.
W tej zwyczajności chodziło o to, że za każdym razem, kiedy tylko zbliżali się do siebie, było nieziemsko… tylko chwilę później wkraczała między nich panika i wątpliwości, przez co praktycznie nie można było czegokolwiek przewidzieć. A teraz było inaczej. Wspólnie coś sobie zadeklarowali i choć początkowo Denis spanikował, że Oli jednak się rozmyśli, tak teraz dotarło do niego, że policjant mówił poważnie. Też tego chciał. 
Cholera, tylko czemu coś mu podpowiadało, że to było zbyt piękne i zbyt łatwo im poszło? 
No dobra, łatwo to było określenie bardzo względne. Jakby nie patrzeć, Denis wzdychał do policjanta od ładnych kilku lat. Początkowo wręcz karcił się za jakiekolwiek bardziej romantyczne wizje, bo był niepełnoletni i zdawał sobie sprawę, że był dla blondyna tak aseksualny, że już bardziej się nie dało. Zresztą… gdyby jednak Oli wykazał choć iskierkę zainteresowania, to Denis miałby powód do ogromnego niepokoju. I do zadzwonienia na policję. Ale Oli się nie interesował, a w tym czasie Denis dorósł. Stał się młodym mężczyzną i za niecałe trzy miesiące kończył dwadzieścia lat — czekał tyle czasu! Więc może łatwo nie było najlepszym określeniem, bo Armiński spędził lata na rozmarzaniu o starszym mężczyźnie i długie miesiące na próbie zainicjowania czegokolwiek, kiedy stał się już wystarczająco dorosły.
Z tą dorosłością nie chodziło wyłącznie o to, że Oli nie miał prawa interesować się nim, kiedy był młodszy. To też był czas dla Denisa, by przekonał się, czy ma do czynienia jedynie z zauroczeniem, czy jednak to o wiele bardziej złożone uczucie. Teraz był bardzo bliski przekonania, że to zdecydowanie druga opcja. Owszem, nadal był bardzo młody i gdzieś tam brał poprawkę na to, że za kilka lat mogą mu się zmienić priorytety i może drogi jego i Oliwiera się rozejdą… ale jak miał to sprawdzić? Miał tak po prostu bezczynnie czekać i potem żałować, że jednak nie wykorzystał szansy?
Nie, droga do serca Oliwiera zdecydowanie nie była łatwa. Była raczej cholernie kręta, wyboista, pełna wzniesień i zagłębień, a do tego w trakcie jej trwania panowała ciągła burza. Po tych przebojach Denisowi nie przeszło, co więcej, uważał, że to było tego warte, więc może tylko niepotrzebnie się nakręcał i miało być jedynie lepiej? W końcu już wiedział, jak czasami niemożliwy bywał Oliwier, jak potrafił doprowadzać do szału i jak cholernie irytująca była momentami jego nieczułość. Ale wiedział też, jak smakowały jego usta, jak elektryzujące było jego spojrzenie, jak bardzo opiekuńczy potrafił być czy jak fantastycznym był rozmówcą.
To mogło się udać. To miało szanse na powodzenie, jeśli tylko nie pozwolą wkraść się wątpliwościom. Teraz powinno być z górki.
Mimo wszystko Denisa przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
______________

Cześć wszystkim!
Standardowo już ostatnio napisanie rozdziału trochę się przeciągnęło, ale mam nadzieję, że akcja w nim nieco Wam zrekompensowało to czekanie. :)
Znowu bez korekty Roberta, bo dopiero wysłałam mu rozdział, ale wydawało mi się, że tak drastycznie długo nic nie wstawiałam, że już po prostu muszę :D 
Jak myślicie, Denis przesadza ze swoim czarnowidztwem, czy słusznie zakłada, że coś może pójść bardzo nie tak? Waszym zdaniem nieco "za łatwo" im poszło, czy raczej to była najwyższa pora po tych wszystkich perypetiach?
Jedno Wam mogę zdradzić na pewno - dopilnuję, żeby chłopakom się nie nudziło :D
Rozdział sprawdzał Robert. ;)
Chyba tyle dziś ode mnie, do następnego! :)

4 komentarze:

  1. Hej. Cóż jakby to powiedzieć hip hip hura chłopaki zrobili krok do przodu i chociaż postanowili spróbować . Myślę że jak na Denisa to i tak nie jest źle jeżeli chodzi o to jego czarnowidztwo . Chociaż mam nadzieję że jego złe przeczucia się nie sprawdza i razem przeżyją jakaś wspólna przygodę niż będą osobno cierpieć. Coś czuję, że może namieszać troszeczkę cioteczka ;), a jak jeszcze spotka Oliwiera to może być bardzo ciekawa sytuacja ;). Mam nadzieję , że weny masz dużo i czasem jeszcze wiecej ( czego ci bardzo mocno życzę ) i rozdział pojawi się szybciutko żebyśmy mogli się dowiedzieć jak przebiegnie ich pierwsze spotkanie jako pary ;).pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam z powrotem!
    Też już chwilkę nie komentowałam, tak że cieszę się, że mogę tu wrócić. Choć być może powinnam ostrzec, że jestem totalnie nietrzeźwa, kiedy piszę ten komentarz, więc jeśli napiszę coś dziwnego, to z góry przepraszam!
    Wybacz mi tę moją przerwę w komentowaniu, ale tak się złożyło, że kończyłam studia, broniłam się i miałam sporo zawirowań, ale absolutnie o Tobie nie zapomniałam. :D Widziałam, że pisałaś, ze u Ciebie szykują się zmiany, więc trzymam kciuki, żeby wszystko ułożyło się jak najlepiej. :)
    Lubię całkiem tę drugą część, bo mam wrażenie, że dużo więcej tutaj Wiktora. To takie moje pierwsze spostrzeżenie. Poza tym, może i jestem naiwna, ale całkiem fajna by była para pomiędzy nim a Szyszką. :P
    Jeśli chodzi o Denisa, to ten nadal jest absolutnie przeuroczy! Jeju, ja go tak uwielbiam, że to jest aż niesamowite. Teraz jak tak sobie czytałam ten rozdział, to wywoływał we mnie takie ochy i achy, że aż sama z siebie nie mogłam. Ale cieszę się, że Denis nie stracił tej swojej werwy przy Oliwierze i nadal potrafił mu przygadać. I przy okazji przekonać do bycia w związku. Uważam, że dość łatwo im poszło, ale w sumie się cieszę. Gdyby Oliwier dalej tak zwodził Denisa, to... no urwałabym mu jaja czy coś. Denis zasługuje, żeby to za nim latać, a nie na odwrót, jak to zauważył on sam w tym rozdziale.
    Podejrzewam, że nie będzie między nimi jakoś tak łatwo, co poniekąd trochę widać w tej niepewności w tych rozmowach między nimi, ale liczę na to, że Denis zazna trochę szczęścia. Jeśli ktoś w tym opowiadaniu będzie miał mieć złamane serce, to mam nadzieję, że będzie to jednak Oliwier. Nie chcę być jakaś okrutna czy coś, ale z tej dwójki bardziej na to zasługuje. :P
    W ogóle, przydarzyła mi się bardzo dziwna rzecz. Czytałam sobie to Twoje opowiadanie naprzemiennie z oglądaniem serialu i włączyłam właśnie odcinek zatytułowany "Czego oczy nie widzą", kiedy stwierdziłam, że przeczytam rozdział u Ciebie i tak się złożyło, że akurat czekał mnie rozdział o tym samym tytule. Miałam małą schizę. :P
    Poza tymi moimi dziwnymi rozmyśleniami i wydarzeniami, chciałam też dodać, że świetnie piszesz (jak zawsze) i zawsze przyjemnie mi się tutaj wraca. ♥ Trzymam kciuki za Twoje sukcesy, wydanie książki... Jak dobrze podejrzewam, to planujesz wydać Sezon...? Jeśli tak, to och, z wielką chęcią postawię tę książkę na mojej półce, bo Igora uwielbiam jakoś mniej więcej tak mocno jak Denisa. W sumie nie mogę zdecydować, którego lubię bardziej.
    Dobra, trochę się już rozpisałam, jeszcze raz wszystkiego dobrego Ci życzę! ♥
    Przesyłam buziaki, przytulaski i dużo miłości!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Będzie rozdział ? Tak mocno trzymałam kciuki,a tu narazie cisza :'(.pozdrawiamp

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, wow Oliver nie chce spieprzyć ich relacji, gdyby jednak coś nie wyszło... i jeszcze to jak zadzwonił że nie olewa Denisa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń