13 września 2020

Francuski piesek 2: Rozdział 9

Gorąca czekolada z chili

 

17 października 2018

Kiedy tylko wszedł do mieszkania Oliwiera, mając poczucie, że mężczyzny nie ma w środku, poczuł się nieswojo, niczym intruz. Doskonale wiedział, że dostał pozwolenie — co więcej, nawet własny komplet kluczy! — a mimo wszystko już był tak nauczony, że w nieswoim miejscu, zwłaszcza pod nieobecność gospodarza, nie potrafił poczuć się w pełni swobodnie.

Minął jednak kwadrans, a potem następny, Denis zrobił sobie coś do picia, rozłożył się na sofie z notatkami i przekąskami, wyciszył telefon, no i po jakimś czasie odkrył, że udało mu się skupić, a uczucie niezręczności minęło. Aż sam był zdziwiony, że jak na swoje standardy zaaklimatyzował się tu błyskawicznie. Kiedy zrobił sobie przerwę, żeby trochę przewietrzyć

głowę, to nawet z nieśmiałością zaczął dokładniej rozglądać się po salonie i oglądać to, co leżało na wierzchu. Nadal nie było tego za wiele, pomimo że Oli już uporał się z kartonami i wreszcie rozpakował. Większość półek wciąż była niczym niezastawiona, a na widoku były tylko dwa zdjęcia Tytana — jedno, na którym siedział majestatycznie na jakimś podeście w szelkach z logo Policji, a na drugim był razem z Oliwierem, który kucał, i opierał łapę o jego kolano. Poza tym było raczej pusto i tylko gdzieniegdzie leżały kompletnie przypadkowe przedmioty, jak jakaś ładowarka czy pendrive, kilka ulotek z okolicznych lokali gastronomicznych, pilot do telewizora, słuchawki, laptop i jakiś paragon ze stacji benzynowej.

Grzebać po szafkach Denis nie zamierzał. Bardzo mocno wziął sobie do serca, że Oli zaufał mu na tyle, aby zostawić mu pod opieką mieszkanie. Zamierzał zatem udowodnić, że faktycznie na to zasługuje. Poza tym to było po prostu nie w jego stylu. Czuł się nieswojo, nawet kiedy czasami mama prosiła go, aby przyniósł jej coś z sypialni, a czynność ta wymagała zajrzenia do jakiejś szuflady. Zwłaszcza, że raz natknął się na prezerwatywy…

Po krótkiej przerwie wrócił do nauki, aż wreszcie około dwudziestej uznał, że wystarczy i już więcej dzisiaj nie przyswoi. Bardzo chciał tu zostać, przygotować coś do jedzenia, by Oli mógł zjeść, jak wróci… ale Francuz miał wrócić dopiero gdzieś w środku nocy, o ile coś mu jeszcze nie wyskoczy, zatem z lekkim zawodem Denis stwierdził, że swoją troską będzie musiał podzielić się kiedy indziej.

Oczywiście nie byłby sobą, gdyby wyszedł tak kompletnie bez pozostawienia po sobie śladu, zatem napisał krótki liścik, który zostawił na poduszce w sypialni policjanta, i trochę przewietrzył mieszkanie, żeby starszemu mężczyźnie lepiej się spało, gdy wróci. Mógł chociaż tyle.

Dochodziła dziewiąta wieczorem, kiedy wrócił do mieszkania. Już przy wejściu odetchnął z ulgą, bo wyglądało na to, że kumple Wiktora zdążyli sobie pójść. Rozebrał się leniwie w przedpokoju i ruszył niespiesznie do siebie, ale po drodze zauważył brata w kuchni, więc zostawił plecak pod drzwiami do pokoju i dołączył do drugiego chłopaka.

— Co tam? — zagadał Wiktor, jedząc tosty. Uśmiechnął się przy tym głupkowato.

— Spoko. — Denis wzruszył ramionami i postanowił nalać sobie wody.

— A u ciebie, braciszku? Też dobrze, dziękuję, że pytasz — zadał pytanie i jednocześnie sam sobie odpowiedział, ale Denis tylko postukał się w czoło, a potem bezczelnie ukradł bratu ostatniego tosta z talerza.

— Ej no! Nie pozwalaj sobie. Nie jestem twoją kucharką — oburzył się zaraz.

Denis zrobił gryza, intensywnie przyglądając się Wiktorowi, a potem skomentował wrednie:

— Wierzę na słowo.

— A tak w ogóle to ty powinieneś być moim sługą, bo Wera znowu zrobiła niezapowiedziany nalot i sam musiałem odeprzeć jej atak — odpowiedział z pretensją Wiktor, a Denis westchnął z niezadowoleniem.

— Długo zawracała ci dupę?

— Na szczęście nie, bo byli chłopaki, więc się chyba spłoszyła i poszła po dziesięciu minutach — wyjaśnił z wyczuwalną ulgą w głosie.

— Pytała o mnie? — zapytał z lekkim niepokojem Denis, a kiedy Wiktor skinął twierdząco głową, dopytał: — I co powiedziałeś?

— Że jesteś u Alberta — odparł bez namysłu, a kiedy dostrzegł oburzone spojrzenie brata, zaczął obronnie: — No co?! Wzięła mnie z zaskoczenia i spanikowałem.

— Wiktor… — jęknął bezsilnie Denis.

— Zluzuj. Nawet nie zaczaiła.

— Ona nie, ale jakby się zgadała z ojcem i mu to powtórzyła… — urwał znacząco, ale jego brat tylko wzruszył nonszalancko ramionami i stwierdził:

— Tata i tak się w końcu dowie, że Oli cię puka.

— Przestań! — jęknął z przerażeniem Denis.

— Oj już nie bądź taki nieśmiały — skarcił go Wiktor, wstając od stołu i wkładając talerz do zlewu. — Skoro ja gotowałem, to ty zmywasz — zarządził bezczelnie.

— Chyba sobie, kurwa, kpisz. — Denis aż zastygł z ostatnim kęsem przy ustach.

— I skoro masz drugie mieszkanie, to zaklepuję sobie prawo do przyprowadzania lasek i eksmitowania cię na ten czas w trybie natychmiastowym — dodał jeszcze w przypływie pomysłów.

— Co jeszcze? Może będę sprzątał za ciebie przez cały miesiąc w ramach wdzięczności, że tak mnie wybroniłeś przed Werą? — zasugerował z ironią Denis.

— Okej — zgodził się tylko Wiktor, na co drugi z bliźniaków aż warknął bezsilnie.

— No debil — powiedział sam do siebie, rozkładając i opuszczając bezradnie ręce, ale jego brat to wymownie przemilczał i szybko zmienił temat.

— Jakieś plany na weekend? Zamierzasz przyssać się do Oliwiera, czy robimy coś razem? — zapytał bezpośrednio.

Denis zmrużył oczy nim odpowiedział.

— Nie wiem. Na pewno się do niego nie przyssięprzyssam — poprawił się, nie będąc pewnym, ale zaraz potrząsnął głową, zdając sobie sprawę, o czym dyskutowali i zmienił temat. — Możemy coś porobić, skoro zostajemy tutaj.

— Dobrze, bo pomyślałem, że możemy zaprosić kilka osób do nas — podzielił się zaraz swoim pomysłem Wiktor, co wskazywało, że już wcześniej to przemyślał.

Drugi z braci zamilkł na moment, szybko analizując sytuację. Czy to mu pasowało? Czy chciał, żeby urządzali domówkę? Taka opcja miała — jak wszystko — swoje plusy i minusy. Plusem był z pewnością fakt, że nie musieli się tułać po mieście. To było również bardziej ekonomiczne rozwiązanie, bo wystarczyło, że każdy przyniesie swój alkohol i po sprawie. A z minusów… no cóż, na pewno czekało ich mnóstwo sprzątania oraz potencjalna interwencja policji, jeśli sąsiedzi uznaliby, że towarzystwo zachowuje się za głośno.

— Kilka, to znaczy ile? — upewnił się zatem ostrożnie, nim wyraził swoje zdanie na temat tego pomysłu.

Wiktor uśmiechnął się pod nosem.

— Jak to było? Więcej niż dwa, mniej niż dziesięć? — zacytował koleżankę Denisa, która podczas ostatniej imprezy użyła tego bezpiecznego wytłumaczenia.

— Dobra, widzę, że masz coś konkretnego na myśli. Nie będę strzelał, po prostu wal — poprosił chłopak, kapitulując.

— Zaprosiłbym kilku kumpli… i ty byś zaprosił kilka swoich koleżanek — zasugerował wymownie.

— Też mam kumpli — zaznaczył Denis, widząc, do czego pije jego brat.

— Oj no weź — jęknął zatem Wiktor. — Tobie i tak bez różnicy, a chociaż na coś się przydasz — wytoczył swoje argumenty, na które Denis potężnie przewrócił oczami.

— Okej… zapytam dziewczyn — skapitulował ostatecznie. Rozważał przez ułamek sekundy, czy się nie obrazić, ale uznał, że po prostu mu się nie chce. Bardziej opłacało mu się po prostu przystać na pomysł brata, bo jednak chciał posiedzieć ze znajomymi i wypić piwo czy dwa.

— Zapytaj, zapytaj — zachęcił jeszcze raz. — Nadal trzymasz się z tymi dwiema? Z Tosią i… jak ta druga miała na imię? — zapytał zupełnie niewinnie, na co drugi z bliźniaków zmrużył oczy podejrzliwie.

— Marcelina — podpowiedział, krzyżując przedramiona na piersi.

— No. Właśnie. To je też zaprosisz? — upewnił się Wiktor.

— Może. Nie wiem, jakie mają plany — odparł enigmatycznie Denis, drocząc się z drugim chłopakiem.

— Hmm… no okej. To daj znać, jak coś ustalisz. Tymczasem idę poudawać, że się uczę — zmienił szybko temat i jeszcze szybciej, widocznie zażenowany, opuścił kuchnię.

Denis zagryzł wargę, stojąc jeszcze chwilę w bezruchu, aż wreszcie uśmiechnął się pod nosem. Wiktor najczęściej zgrywał cwaniaka. Dużo mówił, ironizował, obracał w żart, czasami nie dopuszczał do słowa, a przez to nader rzadko zdarzały się sytuacje, w których był widocznie zakłopotany. To było właśnie jedna z tych sytuacji. Wiktor tak uroczo się zaplątał, że nie mógł być bardziej oczywisty — ewidentnie spodobała mu się koleżanka brata.

Chłopak postał jeszcze chwilę, uśmiechając się pod nosem, aż w końcu wyciągnął z lodówki jakiś jogurt i również poszedł do swojego pokoju.

***

19 października 2018

Gdy w piątek skończył zajęcia, była akurat czternasta. Wahał się moment, czy napisać do Oliwiera, bo ten odsypiał nockę, ale ostatecznie nieśmiało wystukał wiadomość, w której życzył policjantowi dobrego dnia. Aż przystanął na ułamek sekundy, kiedy dosłownie po chwili Oli mu odpisał, że już wstał, podziękował i na końcu zapytał, czy Denis ma ochotę na wspólny obiad. Oczywiście, że miał! Co to było w ogóle za pytanie?!

Co prawda dopięli z Wiktorem na dzisiaj tę kameralną domówkę, o której wcześniej rozmawiali… no ale do wieczora była jeszcze kupa czasu, a Denis nie zamierzał przepuścić okazji, aby zobaczyć się z blondynem. Ten sam planował wyskoczyć na piwo z kumplami, choć tym razem twierdził, że będzie kulturalnie, bo jutro miał służbę.

Tak więc zamiast do mieszkania, Armiński pojechał kilka dodatkowych przystanków dalej i niedługo potem już z entuzjazmem pukał do drzwi Francuza.

Oli jednak nie otwierał. Minęła dobra minuta, a potem druga i Denis zaczął się już nieco niepokoić, a jednocześnie zastanawiać, czy powinien skorzystać z klucza, który dostał, i sam wejść. Z jednej strony to było rozsądne, a z drugiej czuł opór, bo jednak gospodarz był w domu, więc dziwnie było mu tak wchodzić do mieszkania bez wyraźnego zaproszenia.

Kiedy tak się zastanawiał, co zrobić… Oliwier otworzył. W samym ręczniku.

— Czemu nie wchodzisz? — zapytał zaskoczony bez przywitania.

— Eee… — zaciął się Denis, lustrując starszego mężczyznę wzrokiem. Dawno nie widział go bez ubrania, a to automatycznie spowodowało, że krew szybciej zaczęła krążyć w jego żyłach. — Nie wiedziałem, czy… — zaczął wreszcie, przełykając wyraźnie ślinę, kiedy dostrzegł rozbawione spojrzenie Francuza.

— Tak, możesz tu wchodzić bez zaproszenia, kiedy chcesz. Nie musisz czekać, aż ci otworzę — odpowiedział na to niezadane pytanie Oli i uchylił szerzej drzwi, żeby wpuścić uroczo zdezorientowanego chłopaka.

— Okej — mruknął tylko Denis, wreszcie wchodząc do środka.

— Och… — jęknął rozczulony blondyn. — Zawstydziłem cię — stwierdził, patrząc na niego z zadowoleniem.

— Co? Nie — zaprzeczył zdecydowanie za szybko Denis, co tylko spowodowało, że zaczerwienił się jeszcze bardziej. — Po prostu… nie spodziewałem się takiego powitania — skończył niezręcznie.

— Daj spokój — zaśmiał się Oli machnąwszy ręką i już kierując się w głąb mieszkania, rzucił przez ramię niskim głosem: — Widziałeś o wiele więcej.

Denis ponownie przełknął ślinę, ale zaraz odchrząknął znacząco i starając się już nie pokazywać po sobie rozemocjonowania i zawstydzenia, podążył za policjantem. Nie mógł przy tym oderwać wzroku od jego umięśnionych pleców, na których gdzieniegdzie było jeszcze widać kropelki wody, szerokich barków, czy tatuażu, który zdobił jego prawe ramię i wkradał się na plecy, sięgając łopatki.

— To ty się tu rozgość, a ja się ubiorę — zdecydował mężczyzna, nadal uśmiechając się wymownie i po sekundzie skierował się do sypialni, ale wtedy Denis niespodziewanie złapał go za nadgarstek. Oli odwrócił się zaskoczony, patrząc pytająco na chłopaka.

Denis zagryzł wargę na moment, spuszczając przy tym głowę, jakby sam siebie zaskakując swoim zachowaniem. Wyglądał przy tym tak rozbrajająco, że Francuza aż przeszedł dreszcz.

— Nie musisz… — powiedział cicho, niemal szepcząc, i wreszcie odważył spojrzeć się na blondyna. Sam nie wiedział, co w niego wstąpiło. Jego ciało zadziałało instynktownie i zatrzymał Oliwiera szybciej, nim zdążył pomyśleć. No ale… stało się, wykonał ten bezwarunkowy odruch, więc teraz już musiał coś zrobić.

Umysł Denisa zaatakował potok myśli, choć każda z nich była cholernie chaotyczna, zatem ostatecznie nie myślał o niczym konkretnym. Nie mógł się skupić. Czuł, jak uderza w niego gorąco, a dłoń, którą nadal ściskał nadgarstek policjanta, wręcz płonęła.

Czy… czy to był właśnie ten moment? Czy to była ta spontaniczna chwila, kiedy rzucą się sobie w ramiona i tym razem nie skończy się tylko na niemal bezgrzesznych pocałunkach?

Denis tęsknił za tym. Zaczęli powoli, ostrożnie… od rozmów i nieśmiałych gestów, zupełnie jakby tamta letnia noc, podczas której udowodnili sobie nawzajem, że łączy ich niesamowita namiętność, się nie liczyła. Zaczynali na nowo, nie chcąc niczego pospieszać. Zwłaszcza Oliwier tego nie chciał, bo tym razem nie chodziło tylko o seks. Ale to nie zmieniało faktu, że ten też był ważny. Mogli nadal czekać i uczyć się siebie krok po kroku, zostawiając deser na sam koniec… ale przecież nie musieli. To był bardzo znaczący moment i obaj stali właśnie przed podjęciem istotnej decyzji.

Mogli zdeptać ten ogień i się wycofać… ale mogli też dolać do niego benzyny.

— Denis — zaczął Oliwier. — Myślę, że…

Francuz nie mógł skończyć, bo jego usta nagle zaczęły być zajęte czymś zupełnie innym. Denis był niesamowicie urzekający tym swoim popadaniem w skrajności. W jednej chwili rumienił się zawstydzony, jakby nie istniała na tym świecie bardziej nieśmiała osoba… by chwilę później jego gesty onieśmielały o wiele bardziej doświadczonego Oliwiera.

W chłopaku coś pękło. Zdecydował. On już nie chciał czekać. Po prostu pocałował policjanta z takim zaangażowaniem, że aż zabrakło mu tchu, a kiedy na moment się oderwał, aby złapać oddech, pociągnął mężczyznę w stronę sofy.

Oliwier jakby instynktownie na nią opadł, a Armiński, nie tracąc ani sekundy, usiadł na nim okrakiem, a potem znowu zaatakował jego usta, kładąc dłonie po bokach jego głowy. W tym samym momencie stracił całkowicie nieśmiałość, a jego instynkt kazał mu być jak najbliżej Oliwiera i dotykać go nieprzerwanie, czerpiąc z jego obecności jak najwięcej rozkoszy. Całował go tak, jakby nie robili tego od miesięcy, angażując się w pełni, dopóki starczyło mu tchu. Kiedy musiał nabrać kolejny oddech, oderwał się na moment od ust policjanta, ale dla odmiany zaczął zostawiać pocałunki na jego policzkach, żuchwie i zawędrował do ucha. W międzyczasie zjechał też dłońmi na jego klatkę piersiową i zaczął ją niespiesznie masować, czując pod palcami przyjemnie kłujące włoski, które powoli odrastały i były obecnie ostre, stymulująco drapiąc skórę na dłoniach chłopaka. Strasznie go to kręciło. Wiedział, że Oliwier się depilował — zresztą niemal jak każdy zawodowo uprawiający sport mężczyzna, jakiego znał — a moment, w którym włoski odrastały, był najbardziej podniecający.

Oli początkowo znowu pozwolił na chwilę przejąć inicjatywę młodemu, a kiedy tylko sam zdążył się nakręcić, jego dłonie zawędrowały na pośladki Denisa i znacząco je ścisnęły. Mimo iż ten miał nadal na tyłku spodnie, to Francuza i tak przeszedł elektryzujący dreszcz. Nie był jeszcze przekonany, czy na pewno tego chce… albo inaczej, oczywiście, że tego chciał. Po prostu coś tam z tyłu głowy podpowiadało mu, że być może powinni jeszcze się wstrzymać. Sam nawet nie wiedział po co, ale cholernie nie chciał niczego pospieszać ani wywierać presji na chłopaku.

Denis ewidentnie już postanowił, bo z każdym gestem stawał się śmielszy, coraz bardziej podniecony i władczy. Błądził palcami wszędzie, gdzie tylko był w stanie dosięgnąć, jednocześnie kontynuując eksplorowanie ust policjanta z niezwykłą precyzją, pomrukując przy tym z rozkoszą. W pewnej chwili kompletnie przeszedł na autopilota i zupełnie naturalnym, zwyczajnym ruchem uniósł nieznacznie biodra, by mieć lepszy dostęp do ręcznika Oliwiera, po czym bez namysłu rozwiązał go i rozsunął na boki. Kiedy tylko dotarło do niego, co zrobił i jak śmiało postąpił, zamarł na krótką chwilę, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w twarz Francuza.

Ten tylko uśmiechnął się zadziornie, cmoknął krótko chłopaka, a potem chwycił go pewnie za biodra i sprawnym ruchem przekręcił ich tak, że Denis wylądował na plecach, a Oli zawisnął nad nim, przy okazji całkowicie pozbywając się ręcznika. Zresztą nie próżnował, bo tym razem to on zaatakował pocałunkiem Armińskiego, a w międzyczasie jego dłoń zawędrowała pod koszulkę chłopaka, zaczynając gładzić go po brzuchu i klatce piersiowej. Denis zaczął coraz bardziej wzdychać i wić się, co tylko jeszcze bardziej nakręcało Oliwiera, dlatego nim Armiński zdążył zarejestrować… został nagi. Znowu. Czy to była jakaś super moc blondyna, że tak potrafił odwrócić uwagę, że nie wiadomo w którym momencie traciło się przy nim ubrania? Denis nie miał pojęcia, ale jeśli tak, to już był fanem. Ochoczo rozsunął uda, przyciągając jak najbliżej starszego mężczyznę i zarzucając mu przy okazji nogi na biodra.

— Poczekaj — przerwał nagle Oliwier, kompletnie wytrącając z transu Denisa, który popatrzył na niego zszokowany. Nawet nie zdążył zareagować, a policjant już się wyswobodził z jego objęć, wstał i… wyszedł.

Denis obejrzał się za nim zdezorientowany, a potem spojrzał na swoje ciało, które ewidentnie było gotowe na przyjęcie dawki rozkoszy. Poza tym nie drgnął. Nawet nie wiedział, co miał zrobić.

Nim jednak zdążył się nad tym zastanowić, Oliwier wrócił, z powrotem do niego przywierając i uśmiechając się szeroko.

— Co masz taką minę? — zapytał rozbawiony.

— Nie możesz tak… bez ostrzeżenia — wybąkał chłopak nieskładnie.

— Naprawdę myślałeś, że po prostu bym wyszedł w trakcie? — upewnił się Francuz, po czym pokręcił głową, a potem pomachał znacząco opakowaniem z prezerwatywą, by wyjaśnić powód swojego krótkiego zniknięcia. — Spokojnie, teraz już nigdzie się nie wybieram — obiecał i pocałował chłopaka.

— Nawet nie próbuj kombinować — ostrzegł Armiński, odrywając się od ust policjanta tylko na ułamek sekundy, ale zaraz potem wdał się w kolejną odbierającą oddech batalię na języki.

Było inaczej niż za pierwszym razem. Wtedy Denis kompletnie odleciał, a Oliwier kompletnie przytłoczył go swoją bliskością i choć było absolutnie cudownie, to chłopak chciał dać też coś od siebie. Nie był pewien, czy mu się to uda, bo i tym razem blondyn był nie mniej absorbujący… ale bardzo starał się wykazać aktywnością. Oczywiście wiedział, że to Oli będzie grał główne skrzypce, ale nie chciał pozostawać kompletnie bierny. Wiercił się, wzdychał, błądził dłońmi wszędzie tam, gdzie tylko był w stanie dosięgnąć i… pozwalał Francuzowi na wszystko, co ten tylko miał ochotę zrobić.

A kreatywności Oliwierowi nie można było odmówić. Był cholernie zafascynowany, spragniony i stęskniony ciała Armińskiego. Teraz, kiedy wiedział, że prawdopodobnie będzie je miał raczej na stałe i na wyłączność, poczuł jeszcze większą chęć, aby na nim eksperymentować. Chciał zrobić wszystko, co tylko przychodziło mu do głowy. Już samo planowanie doprowadzało go do ekstazy, a kiedy tylko przechodził do praktyki i obserwował reakcje Denisa, nakręcał się jeszcze bardziej. Młody był absolutnie boski w przyjmowaniu przyjemności. Jak na co dzień potrafił się uroczo zawstydzać, tak w tych najbardziej intymnych sytuacjach zdawał się nie mieć hamulców. Entuzjastycznie reagował na każdy gest policjanta, a jego jęki i pomrukiwania były najlepszym kompasem i bezbłędnie wskazywały, co najbardziej mu się podobało. Cóż… w zasadzie wszystko, ale momentami reagował jeszcze bardziej, co zdradzało Oliwierowi, co jego partner lubi najbardziej i jakie są jego najczulsze punkty.

Ta chwila uniesienia nie trwała szczególnie długo, jednak kiedy Denis przeżył orgazm, dotarło do niego, że dyszał, jakby właśnie przebiegł maraton. Oddychał ciężko, nadal kurczowo trzymając się Francuza, który też powoli normował oddech, ciągle przygniatając chłopaka do kanapy. W pewnym momencie zaśmiał się, przekręcił nieco głowę, tak, że jego usta znalazły się na wysokości ucha Denisa i rzucił półszeptem:

— Deser miał być później.

Armiński również zachichotał, czując przyjemny dreszcz wywołany oddechem policjanta, po czym westchnął przeciągle, wodząc opuszkami palców wzdłuż jego kręgosłupa.

— Kto w ogóle wymyślił, że deser ma być po obiedzie? I kogo jak kogo, ale ciebie to bym nie podejrzewał o podążanie za takimi truizmami — zarzucił nieco złośliwie, na co Oli parsknął.

— Wiesz, w moim wieku trzeba uważać ze słodyczami — odparł niby obronnie, po czym wreszcie dźwignął się na przedramionach, a potem niechętnie odkleił się od Denisa i usiadł, dyskretnie pozbywając się zabezpieczenia. Jak dobrze, że na stoliku stały chusteczki. — Powinienem je ograniczać — dodał znacząco, żartobliwie grożąc dłuższym postem od igraszek.

Denis również usiadł, po czym przysunął się do blondyna i położył mu głowę na ramieniu, obejmując go luźno w pasie.

— Będę zatem twoim fit słodyczem — wymyślił.

— Ach tak?

— Mhm, najlepszym proteinowym batonem jakiego jadłeś — sprecyzował Denis, na co Oli się zaśmiał.

— Dobry proteinowy baton to oksymoron — zawyrokował krytycznie, a potem odwrócił głowę i skradł krótkiego całusa chłopakowi. Następnie wstał, zagarniając ręcznik. — Ale możesz być moim… — zastanowił się chwilę, przystając jeszcze na moment w miejscu, nieskrępowany swoją nagością — naleśnikiem — wymyślił.

— Naleśnikiem? — powtórzył Armiński, marszcząc brwi, a kiedy Francuz wzruszył niewinnie ramionami, skomentował: — Ze wszystkich słodyczy… jestem naleśnikiem? — upewnił się.

— Naleśniki są… dobre — spróbował przekonać Francuz.

— Wow, okej. Musimy zdecydowanie popracował nad dirty talkiem — uznał młody, nie wiedząc, czy powinien się śmiać czy… czy zakończyć wątek i zmienić temat.

— To ciebie kręcą batony proteinowe. I kto tu jest dziwny? — zarzucił Oli i ruszył się do łazienki. W ogóle nie przejmował się, że ta rozmowa nie miała sensu i zmierzała donikąd. Atmosfera była niesamowicie luźna i czuł się tak odprężony, że nawet takie gadanie od rzeczy, choć na co dzień kompletnie nie w jego stylu, teraz relaksowało go i dawało poczucie, że jest… normalnie. A Oliwier rzadko kiedy czuł, że znajduje się w normalnych warunkach. To była cholernie miła odmiana, dlatego trzymając się tego głupkowatego nastroju, będąc już jedną nogą w korytarzu, rzucił niskim tonem przez ramię: — Żartowałem. Jesteś jak gorąca czekolada z chili.

Denis, jakby zupełnie zapominając, co jeszcze przed chwilą robił i że nadal był nagi, uśmiechnął się zawstydzony i zagryzając wargę, spuścił głowę.

No, właśnie o takie świntuszenie mu chodziło.

Jakiś kwadrans później siedzieli już z powrotem na sofie, ubrani, czekając na jedzenie i dyskutując na niezobowiązujące tematy. Praktycznie bez przerwy się zaczepiali; a to Denis niby przez przypadek położył dłoń Oliwierowi na udzie, a to Oli niespiesznie głaskał Denisa gdzieś po ramieniu… obaj instynktownie pragnęli utrzymać kontakt fizyczny, choćby przez tak subtelne gesty. W międzyczasie opowiadali sobie, jak im minął dzień, dzielili się anegdotami, troszkę narzekali, pośmiali się… po prostu spędzali ze sobą czas, na moment zapominając o troskach życia codziennego. Paradoksalnie właśnie przecież rozmawiali o życiu, jednak to zdawało się być teraz jakby za ścianą. Rzeczywistość istniała sobie gdzieś obok, a oni zamknęli się w wytworzonej przez siebie strefie buforowej, odseparowując lęk i niepokój. Wszelkie kłopoty i inne niesnaski musiały zaczekać. Tu i teraz nic nie mogło im zagrozić.

Oczywiście Oliwier, jak zwykle, podświadomie wyczekiwał momentu, w którym coś zacznie iść nie tak. Bo przecież zawsze coś szło nie tak. Myślał o Denisie nieustannie i nauczył się przestać tłumić pożądanie, jednak w życiu nie przypuszczał, że ich pierwszy po tej wakacyjnej przerwie, i zarazem na nowych warunkach, seks wyniknie tak spontanicznie.

Właśnie to było w nim najpiękniejsze. Nie mieli czasu na stres i przejmowanie się, czy faktycznie dobrze robią — po prostu to zrobili, a świat wcale się nie skończył. Wręcz przeciwnie, Oliwier czekał na jakąś oznakę kłopotów, ale im dłużej siedzieli i dyskutowali o kompletnie przyziemnych kwestiach, tym bardziej do niego docierało, że czuje się pewnie, stabilnie. Sama świadomość, że takie nieplanowane zbliżenia z Armińskim mogą przemienić się w przyjemną rutynę, napawała go satysfakcją.

Nastał moment, w którym Francuz cieszył się wizją seksu ze zobowiązaniami — kto by pomyślał!

Sam Denis był obecnie wniebowzięty. Jemu akurat wcale nie chodziło o ten seks, choć oczywiście endorfiny po zbliżeniu z policjantem wręcz się z niego wylewały. Cieszył się po prostu, że Francuz tu z nim siedział, wyglądał na zrelaksowanego, nie próbował w żaden sposób tłumić swoich uczuć, ani zniechęcać do siebie chłopaka opowieściami o tym, że Marcel go zabije i ogólnie to jest fatalnym człowiekiem i że życie z nim to droga przez mękę. Nie uciekał. Zaakceptował to, co się stało… i zdawał się tym po prostu cieszyć.

Denis nie był naiwny — no… może czasami, ale nie aż tak — i domyślał się, że to wcale nie musiało oznaczać, że tak już będzie zawsze. Jeżeli faktycznie wyjdzie im to na poważnie, a niczego w życiu Denis jeszcze tak nie pragnął, to przecież będą musieli ostatecznie powiedzieć Marcelowi. Nie bał się reakcji ojca, wiedział doskonale, że ten będzie pewnie przez jakiś czas zakłopotany, ale nawet nie spróbuje wejść im w drogę. O wiele bardziej obawiał się, jak to zniesie sam Oliwier. Chłopak nie miał złudzeń, że mężczyźni nie będą tak dobrymi przyjaciółmi… już się między nimi coś popsuło, przez niego. Było mu przykro, ale co miał na to poradzić? Szalał za Oliwierem, a i ten wreszcie zrzucił z siebie pancerz, dopuszczając tłumione uczucie. Męczyło go jednak, że to wszystko dzieje się za cenę przyjaźni i na dobrą sprawę, ta dopiero miała zostać wystawiona na próbę. Denis, choć nie mógł jeszcze powiedzieć, że znał Francuza na wylot, tak już zdążył zauważyć, że kiedy tylko policjant tracił nad czymś kontrolę, miał tendencję do robienia głupich rzeczy i podejmowania nie do końca przemyślanych decyzji. Jego chęć jak najszybszego odzyskania kontroli była tak silna, że przysłaniała mu zdrowy pogląd na świat. Tego właśnie bał się Armiński i miał głęboką nadzieję, że w razie czego zdoła powstrzymać Oliwiera przed utonięciem we własnym świecie.

Chłopak został odrzucony przez Francuza wielokrotnie, czasami wręcz brutalne… ale wszystko działo się w innych okolicznościach. Denis praktycznie nawet się nie łudził, że ma jakiekolwiek szanse. Teraz natomiast Oli wpuścił go do swojego świata i pokazał, że jeżeli mu zależy, to jest w stanie przychylić nieba. Jeżeli coś miało pójść nie tak… Denis obawiał się, że odrzucenia na tym etapie nie zniesie.

***

    Wiktor był wyraźnie niepocieszony, że jego brat wrócił do mieszkania dosłownie na chwilę przed tym, jak mieli zjawić się pierwsi goście.

    — No super, fajnie, że wszystko zwalasz na moją głowę! — zarzucił z pretensją, zanim Denis zdążył zdjąć kurtkę.

    — Wyluzuj, i tak nikt nie przyjdzie na czas, a poza tym to był twój pomysł, więc o co ci chodzi? Narzekasz na to, że musiałeś posprzątać swój — zaznaczył dobitnie — pokój?

    — Mogłeś mi pomóc, skoro przyjdą twoi — tym razem to Wiktor zaznaczył — znajomi.

    Denis zmrużył nieprzekonany oczy, nim odpowiedział.

    — Nieźle kombinujesz — pochwalił wymownie wyrachowanie drugiego bliźniaka, a potem minął go ostentacyjnie i poszedł do swojego pokoju, żeby zostawić tam plecak.

    — Ale po wszystkim to ty sprzątasz! — próbował dalej negocjować Wiktor, co Denis skomentował milczeniem, a po kilkunastu sekundach coś mu się przypomniało, więc zmienił temat.

    — A, w ogóle Tosia mi pisała, że jej chłopak wpadł w odwiedziny i pytała, czy nie mamy nic przeciwko, aby z nią przyszedł. Powiedziałem, że nie ma problemu — poinformował brata, że zasadzie odpowiedział za nich obydwu, choć domyślał się, że Wiktorowi nie zrobi to różnicy.

    Wiktor nawet nie zdążył na to zareagować, bo rozległ się dźwięk domofonu.

    — Nikt nie przyjdzie na czas? — parsknął, ale posłusznie poszedł otworzyć. — To moi kumple — odkrzyknął z przedpokoju, kiedy upewnił się, kto jako pierwszy zaszczyci ich skromne progi swoją obecnością.

    I faktycznie po kilku chwilach Denis poznał czterech chłopaków, których jego brat przedstawił jako Krystiana, Olka, Włodka i Kevina. Oczywiście zapomniał imiona wszystkich, oprócz Kevina, bo ten wyróżniał się nie tylko nim, ale także wyglądem. Był bowiem tlenionym blondynem, którego nawet brwi i rzęsy były praktycznie białe.

    Na bliższe zapoznanie jednak nie było czasu, bo domofon rozdzwonił się po raz drugi i w ciągu dziesięciu minut pojawili się wszyscy zaproszeni. Denis aż nie mógł uwierzyć, że goście przybyli punktualnie. Byli przecież studentami!

    W początkowej fazie panował delikatny chaos, ludzie rozeszli się po całym mieszkaniu, ktoś tam już łapał za piwo, ktoś otworzył chipsy, jeden z kolegów Wiktora zaczął nieskuteczni podrywać Karolinę. Dominika za to wyglądała na bardzo zadowoloną, kiedy zaczęło adorować ją dwóch innych chłopaków. Wiktor dyskutował ze swoim kumplem i Kamilem, Denis wdał się w debatę o ostatniej wejściówce z Marceliną i Tośką, a chłopak tej drugiej póki co stał i obserwował całe towarzystwo z dystansu.

    To na początku nikogo nie zaalarmowało, bo nie każdy musiał być duszą towarzystwa, poza tym ten miał prawo oswoić się wśród nowych ludzi i poobserwować ich przez moment, bez wdawania się z nimi w dyskusje. Tym bardziej, że Tosia wyjaśniła, iż jej partner jest raczej introwertykiem i nie jest zbytnio towarzyski.

    Problem jednak wyniknął jakiś czas później, gdy wszyscy rozsiedli się w pokoju Wiktora i zaczęli powoli się wstawiać. Atmosfera była luźna, zniknęła początkowa niezręczność, tak samo jak wszelkie tematy tabu.

    — Ej, widziałam, że macie opiekacz, zrobi mi ktoś tosta? — poprosiła śmiało Szyszka. Nie była pewna, czy to jakaś gastrofaza, czy fakt, że nie zjadła kolacji.

    — Wiktor jest w tym domu mistrzem tostera — skomentował rozbawiony Denis, pijąc do tego, że właśnie to przeważnie jadał jego brat. Poza tym, mimo iż lekko podchmielony, wyczuł, że to dobra okazja, aby wysłać tę dwójkę do kuchni, by mogli zostać sam na sam. Tym bardziej, że Wiktor był lekko rozkojarzony, i ogólnie dziwnie cichy tego wieczoru — oczywiście nie przesadnie, ale Denis znał go doskonale i dostrzegł to delikatnie przygaszenie. Musiał go potem przesłuchać.

    — A jak duża jest szansa, że przeżyję ten posiłek? — dopytała zaraz złośliwie Marcelina, patrząc prowokująco na Wiktora.

    — Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt — odparł w tym samym tonie.

    — To całkiem sporo — skomentował z optymizmem Kamil.

    — Jeżeli ma się szczęście, to można w tej tostowej ruletce przeżyć dwadzieścia lat — poparł zaraz Denis, wskazując na siebie wymownie kciukiem, by udowodnić, że jako raczej stały konsument tostów brata, nadal się trzymał.

    — Ha, ha, ha — rzucił ironicznie Wiktor. — Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Oli ci gotował. Zobaczymy, ile wtedy pożyjesz — odgryzł się, nie zastanawiając się nawet nad tym, że być może nie powinien wspominać o Francuzie w towarzystwie.

    Denis jednak tylko przewrócił oczami, nie wyglądając  na przejętego, natomiast ta informacja nie umknęła pozostałym, zwłaszcza dziewczynom, które zaraz się ożywiły.

    — Oli? Że Oliwier? Jej… jak ładnie — skomentowała z rozmarzeniem Dominika.

    — Jak długo się znacie?

    — Ile ma lat?

    — Czym się zajmuje?

    — Czemu go nie zaprosiłeś?

    — Czemu się wcześniej nie chwaliłeś?

    — Jesteś pedałem? — przebiło się przez grad pytań, po czym zapadła wręcz grobowa cisza. Wszyscy zaczęli zdezorientowani popatrywać po sobie, jakby chcąc upewnić się, czy to na pewno nie pytanie rzucone żartem. Jego adresatem był Andrzej, chłopak Tosi, i to właśnie ona wyglądała w tej chwili na najbardziej przerażoną, jakby zupełnie nie spodziewała się po swoim partnerze takiego zachowania.

    — Jestem gejem, jeżeli o to pytasz, a domyślam się, że nie chodzi ci o część roweru — odezwał się wreszcie Denis spokojnie.

    — Dlaczego mi nie powiedziałaś, z kim się zadajesz? — Andrzej zignorował Armińskiego i spojrzał z wyrzutem na swoją dziewczynę, która jednak milczała jak zaklęta i patrzyła na niego zszokowana.

    — No właśnie, Tosia, czemu nie powiedziałaś nam, że zadajesz się z takim kutasem? — odezwała się Szyszka, choć pretensja w jej głosie była wyraźnie skierowana do Andrzeja i to właśnie na niego patrzyła ze wściekłością.

    — Ale mu Denis zaraz wpierdoli! — wyszeptał z podekscytowaniem Kamil do siedzącego obok Kevina.

    — Rozumiem, że masz ze mną jakiś problem — przemówił zainteresowany, ponownie skupiając na sobie uwagę Andrzeja. — W takim razie dobrze ci radzę: po prostu sobie idź. Nie będziesz skazany na moje towarzystwo, a i przestaniesz robić przykrość Tosi — poradził nadal bardzo spokojnie. Choć alkohol lekko szumiał mu w głowie, to ta sytuacja raptownie go otrzeźwiła.

    — Nie będzie mi, kurwa, jakaś ciota mówiła, co mam robić! — wysyczał Andrzej, wstając. Denis, Wiktor i Kamil też raptownie wstali, ale tego ostatniego Dominika pociągnęła z powrotem na kanapę.

    — Możemy ci zatem pokazać — zagroził Wiktor i instynktownie zbliżył się do brata. Krew zagotowała mu się raptownie. Gdyby nie fakt, że przed chwilą świetnie się bawili i było tu kilka dziewczyn, to od razu jebnąłby temu kretynowi. Może i nie miał czarnego pasa w jiu jitsu jak Denis, ale i tak coś tam trenował w Orionie, więc wręcz z przesadną pewnością ocenił, że da radę poskładać potencjalnego przeciwnika. W głowie mu się nie mieściło, że jakiś idiota miał czelność wyzywać jego brata w ich własnym mieszkaniu!

  — Tośka, wychodzimy! — zarządził Andrzej, ignorując braci, po czym szarpnął dziewczynę za rękę do góry. Marcelina instynktownie stanęła w obronie przyjaciółki, przez co została dosyć brutalnie odepchnięta.

    Denis już miał się rzucać na chłopaka… ale Wiktor był szybszy. Złapał go za koszulkę, siłą wyciągnął do przedpokoju i przycisnął do ściany. Jedną ręką otworzył drzwi, a potem wyrzucił Andrzeja z taką siłą, że ten aż wpadł na drzwi do sąsiadów.

    — Wypierdalasz stąd, koleś — wycedził jeszcze, po czym trzasnął swoimi drzwiami i przekręcił zamek. Kiedy tylko się odwrócił, za jego plecami stał już Denis, a zaraz za nim wyszła Tosia.

    — Powinnam z nim iść — postanowiła, a w jej oczach stanęły łzy. Była wyraźnie przestraszona i nie wiedziała, jak ma zareagować. Czuła się fatalnie.

    — Pod żadnym pozorem — zabronił Denis. — Hej, nie płacz, to nie twoja wina — powiedział łagodnie, kiedy łzy zaczęły już swobodnie spływać po jej policzkach.

    — Denis ma rację. Musisz ochłonąć. Jego też zostaw, niech sobie przemyśli to i owo — poparł Wiktor.

    — Dokładnie, możesz tu zostać — zapewnił Denis.

    — Tak strasznie was przepraszam, nie wiem, co mu odbiło. Nie wspominałam mu nic, bo nawet nie sądziłam, że będzie miał jakiś problem. — zaczęła tłumaczyć, ale Denis znowu ją powstrzymał.

    — Przestań, to jego problem. Wiem, że ci przykro, ale nikt nie jest na ciebie zły…

   — Nie warto przez niego płakać — wpadła mu w słowo Szyszka, która też się zjawiła chwilę wcześniej w korytarzu i przytuliła drugą dziewczynę. — Powinnaś dzisiaj zostać u chłopaków. W emocjach można tylko wszystko pogorszyć.

    — Ty też powinnaś tu zostać — wymyślił Denis. — Nie wrócisz przecież do mieszkania, kiedy Andrzej tam jest.

    — Nawet nie ma kluczy, więc nie wejdzie — wyjaśniła Marcelina.

    Całą trójką debatowali jeszcze chwilę w przedpokoju, a Tosia stała tylko przygnębiona i zła jednocześnie, pozwalając, by Armińscy i Szyszka zdecydowali o jej losie. Nie chciała stawiać warunków, bo czuła się nie na miejscu, a poza tym może reszta miała rację? Zdecydowanie nie chciała dzisiaj oglądać Andrzeja. Potrzebowała trochę czasu na przemyślenie i by nabrać odwagę, bo podskórnie czuła, że zbliża się moment, w którym powinna zakończyć związek. Już od dawna nie układało się między nią a Andrzejem, ale nigdy nie była przesadnie asertywna i starała się sobie tłumaczyć, że przecież nie jest tak źle, nie dzieje jej się krzywda, więc nie powinna być wybredna.

    Atmosfera widocznie się pogorszyła, zatem niedługo po tym zdarzeniu ludzie zaczęli się rozchodzić. Wbrew pozorom wszyscy dobrze się bawili i zabawę popsuł dopiero incydent z Andrzejem, który nieco przedwcześnie zakończył imprezę, ale w gruncie rzeczy raczej każdy był zadowolony i z entuzjazmem wyraził chęć na powtórkę w najbliższym czasie. Wiktor uparł się, że odprowadzi Marcelinę do domu i jednocześnie upewni się, że Andrzej nie czeka gdzieś pod klatką i nie ma głupich pomysłów, a Denis z Tosią zostali sami i zaczęli ogarniać mieszkanie.

    Dziewczyna już się nieco uspokoiła, choć raczej nie była rozmowna, a i Denis nie próbował na siłę wciągnąć jej w jakąś bezsensowną konwersację. Po prostu uśmiechał się, kiedy łapali kontakt wzrokowy, by pokazać jej, że wszystko jest w porządku i żeby się nie przejmowała.

    — Dobra, to pozwól, że teraz pokażę ci swoje królestwo — oświadczył w pewnym momencie, kiedy już zapakowali wszystkie śmieci i zanieśli naczynia do kuchni. Zmywać nie zamierzali o tej porze, ale Armiński już obmyślił niecny plan, jak zwalić to zadanie rano na Wiktora.

    Postanowili, że Denis prześpi się tej nocy w łóżku z bratem, a Tosi zostawi swoje własne, by zapewnić jej trochę prywatności.

    — Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to wal śmiało. Rozgość się, a ja skoczę pod prysznic, póki nie wrócił Wiktor — wyjaśnił i już miał zostawić dziewczynę samą, ale ta niespodziewanie go zatrzymała.   

    — Denis?

    — Tak? — Zatrzymał się w progu.

   — Skąd wiesz… — zaczęła, po czym zawiesiła na moment głos i spojrzała gdzieś na ścianę. — Kochasz go? Oliwiera? — sparafrazowała.

    Armiński aż ściągnął brwi w zastanowieniu, ale cofnął się i jeszcze na moment usiadł na łóżku, na którym siedziała Tosia.

    — Tak mi się wydaje — odparł wreszcie.

    — I skąd wiesz, że to miłość? — zapytała mocno skupiona, a chłopak znowu musiał się chwilę zastanowić, nim odpowiedział.

    — Nie wiem tak naprawdę — wyznał szczerze. — Ale cokolwiek to jest, czuję się z tym zajebiście dobrze. Chcę dla niego jak najlepiej, chcę, żeby był zawsze szczęśliwy… i to działa w dwie strony. On zdecydowanie nie jest ekspresyjny i rozmawianie o swoich uczuciach nie jest jego najmocniejszą stroną, ale potrafi pokazać, że mu zależy.

    — Ja też chce dla Andrzeja jak najlepiej i chcę, żeby był szczęśliwy, ale… — zaczęła, jednak zawiesiła głos. — Czasami wydaje mi się, że on wcale nie chce jak najlepiej dla mnie. Potrafi być czarujący i kochany… a potem znienacka robi takie coś i… — znowu urwała, po czym zakryła twarz dłońmi.

    — Tosia, nie powiem ci, co powinnaś zrobić — zaczął Denis. — Zdecydowanie nie jestem ekspertem w tych sprawach, ale wydaje mi się, że to nie miłość, kiedy jedna osoba ciągle wpędza drugą w poczucie winy — podzielił się swoim spostrzeżeniem. — Jeżeli musisz przy nim uważać, co robisz albo co mówisz, żeby go nie rozzłościć… to powinna być współpraca, a nie relacja podwładny-przełożony — wyjaśnił poprzez analogię, która najlepiej odzwierciedlała jego myśli.

    Leonik uśmiechnęła się słabo i pokiwała głową na znak wdzięczności. Denis również odpowiedział na uśmiech, pogładził jeszcze pokrzepiająco dziewczynę po ramieniu, a potem wreszcie wstał i wyszedł. 

    Już praktycznie zapomniał o incydencie z Andrzejem. Co więcej, był w bardzo dobrym humorze. Oczywiście było mu przykro, ale tylko ze względu na Tosię. Uważał, że zasługiwała na kogoś lepszego, bo zdawała się być fantastyczną dziewczyną. Ale poza tym zaczął intensywniej zastanawiać się nad pytaniem Tosi. Czym w ogóle była miłość? Nie potrafił tego wyjaśnić i nawet żadna analogia już mu nie przychodziła na myśl, ale kiedy to słowo rozbrzmiewało w jego umyśle, towarzyszył mu obraz Oliwiera i chwili, kiedy kilka miesięcy temu Francuz, w najgorszym momencie swojego życia, poprosił go, aby z nim został, a potem przytulał go mocno do swojej piersi, jakby już nigdy nie chciał go puścić.

_______________

Cześć!

Troszkę czasu minęło od ostatniego rozdziału, no ale zdanie po zdaniu, akapit po akapicie i proszę bardzo, udało się. I to nawet taki długawy ten rozdział wyszedł. :)

To przejdźmy od razu do rzeczy. Wiem, że tylko czekacie, aż się coś spektakularnie spieprzy, a tu dalej sielanka. Chłopaki nawet trochę sobie osłodzili popołudnie, a Oli coraz bardziej staje się ucywilizowany. :D Mieliśmy co prawda drobny incydent pod koniec rozdziału, ale w zasadzie nie skończyło się żadną tragedią. Na pewno najbardziej ucierpiała na tym Tosia, choć może to ją ostatecznie popchnie, by zakończyć związek z Andrzejem (nawet nie macie pojęcia, ile czasu zajęło mi szukanie, czy już wcześniej nie wymyśliłam mu imienia xD Nic nie znalazłam, ale jakby jednak okazało się, że miał inaczej na imię... no to trudno, może posługuje się dwoma :D).

Kluczowe pytanie w tym rozdziale to; czy Waszym zdaniem to już miłość czy jeszcze niekoniecznie?

Miałam też dać krótki update, co tam u mnie, jak tam Warszawa i ogólnie co się teraz dzieje. Co nieco pisałam już pod którymś rozdziałem Osobliwości, ale że nie wszyscy czytają, to daję znać też tutaj. Zatem póki co jestem naprawdę zadowolona z nowej pracy. Ludzie wydają się być super sympatyczni, pomocni, a to co mam docelowo robić też zapowiada się ekscytująco, tak że póki co chodzę tam bez stresu i z chęcią. :) 

Co do samej Warszawy... no jak to Warszawa. Chyba musimy się bliżej poznać. Nie ma tragedii, ale jestem daleka od nazwania tego miejsca swoim domem. Teraz na przykład piszę do Was z Podlasia, gdzie wróciłam na weekend ;D

W każdym razie niestety w ostatnim czasie mam niewiele czasu. Piszę głównie w weekendy, choć w tygodniu też staram się znaleźć chwilę. Mam nadzieję, że jednak uda mi się złapać jakiś rytym i rozdziały będę bardziej regularnie. 

Póki co bez odbioru :)

9 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział świetny. Jeżeli chodzi o to że jest sielanka to jak dla mnie niech jeszcze trochę potrwa. Należy się to chlopakom. Denis jest jak zawsze taki slodziasny . Podoba mi się to jak staje się taki odważny gotowy do działania a zaraz potem zawstydzony i nieśmiały . Co do Oliwiera to w końcu ma w życiu chwilę stabilności jest taki naprawdę szczęśliwy i niech to trwa jak najdłużej. Jeżeli chodzi o moment ich zbliżenia to już ci chyba pisałam że robisz kawał dobrej roboty. Opis jest przyjemny do czytania a zarazem daje możliwość zadziałania wyobraźni. Trzymam kciuki za to żebyś miała dużo weny i czasu do pisania. Jeżeli chodzi o twoją pracę to trzymam kciuki żeby ta praca cieszyła cię jak najdłużej. Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla chłopaków to jest nowa sytuacja wbrew pozorom. Denis dopiero przyzwyczaja się, że kolega jego taty stał się jego kochankiem, a Oli z kolei na dobrą sprawę po raz pierwszy jest w związku. Ciężko będzie im się przyzwyczaić do nowych ról bez żadnych potknięć... no ale może nie będzie źle :)

      Usuń
  2. Super, bardzo się cieszę że chłopakom sie układa. Rozdział taki intensywny, wiele sie w nim wydarzyło. Czekam na więcej.
    A w Warszawie jeśli bedziesz szła ze znajomymi na objad polecam resteuracje "na podwalu". Zjesz dobrze, dużo i tanio. Restauracja znajduje się na starówce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za rekomendację, będę pamiętać, jak znajdę się w tamtej okolicy :D

      Usuń
  3. Świetny rozdział, jak zwykle. Jestem fanką Twoich opowiadań. Mam tylko jedno pytanie, a może źle zrozumiałam pewien fragment. W momencie kiedy Andrzej zadaje to niegrzeczne, a wręcz chamskie pytanie, w kolejnym zdaniu użyte jest sformułowanie "jego adresatem był Andrzej". Mnie bardziej pasowałoby "jego nadawcą był Andrzej". Z całej rozmowy wynika, że to Denis był adresatem pytania, a Andrzej nadawcą. Przepraszam bardzo za wtrącanie się, ale jestem zachwycona Twoimi opowiadaniami i czytam je po kilka razy. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Historię Denisa i Oliego przeżywam tak, jakbym ich znała osobiście. Pozdrawiam - Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, powinno być nadawca :)
      Poprawiłam już to w pliku - na przyszłość śmiało pisz, jak coś zauważysz. :)
      Dzięki!

      Usuń
  4. Hej. Jak tam ? Jak idzie pisanie ? Teskno mi do chłopaków . Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie to mam w planach wrzucić rozdział jeszcze dzisiaj :D

      Usuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, mam nadzieje że ta sielanka będzie jeszcze długo, długo trwać, w jednej chwili Denis taki zawstydzony a w następnej... powinna kopnąć w tyłek Andrzeja już dawno już przy jej urodzinach zachował sie jak buc...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń