Gorąca czekolada z chili
17 października 2018
Kiedy tylko wszedł do mieszkania Oliwiera,
mając poczucie, że mężczyzny nie ma w środku, poczuł się nieswojo, niczym
intruz. Doskonale wiedział, że dostał pozwolenie — co więcej, nawet własny
komplet kluczy! — a mimo wszystko już był tak nauczony, że w nieswoim miejscu,
zwłaszcza pod nieobecność gospodarza, nie potrafił poczuć się w pełni
swobodnie.
Minął jednak kwadrans, a potem następny, Denis zrobił sobie coś do picia, rozłożył się na sofie z notatkami i przekąskami, wyciszył telefon, no i po jakimś czasie odkrył, że udało mu się skupić, a uczucie niezręczności minęło. Aż sam był zdziwiony, że jak na swoje standardy zaaklimatyzował się tu błyskawicznie. Kiedy zrobił sobie przerwę, żeby trochę przewietrzyć
głowę, to nawet z nieśmiałością zaczął dokładniej rozglądać się po salonie i oglądać to, co leżało na wierzchu. Nadal nie było tego za wiele, pomimo że Oli już uporał się z kartonami i wreszcie rozpakował. Większość półek wciąż była niczym niezastawiona, a na widoku były tylko dwa zdjęcia Tytana — jedno, na którym siedział majestatycznie na jakimś podeście w szelkach z logo Policji, a na drugim był razem z Oliwierem, który kucał, i opierał łapę o jego kolano. Poza tym było raczej pusto i tylko gdzieniegdzie leżały kompletnie przypadkowe przedmioty, jak jakaś ładowarka czy pendrive, kilka ulotek z okolicznych lokali gastronomicznych, pilot do telewizora, słuchawki, laptop i jakiś paragon ze stacji benzynowej. Grzebać po szafkach Denis nie zamierzał. Bardzo
mocno wziął sobie do serca, że Oli zaufał mu na tyle, aby zostawić mu pod
opieką mieszkanie. Zamierzał zatem udowodnić, że faktycznie na to zasługuje.
Poza tym to było po prostu nie w jego stylu. Czuł się nieswojo, nawet kiedy
czasami mama prosiła go, aby przyniósł jej coś z sypialni, a czynność ta wymagała
zajrzenia do jakiejś szuflady. Zwłaszcza, że raz natknął się na prezerwatywy…
Po krótkiej przerwie wrócił do nauki, aż
wreszcie około dwudziestej uznał, że wystarczy i już więcej dzisiaj nie
przyswoi. Bardzo chciał tu zostać, przygotować coś do jedzenia, by Oli mógł
zjeść, jak wróci… ale Francuz miał wrócić dopiero gdzieś w środku nocy, o ile
coś mu jeszcze nie wyskoczy, zatem z lekkim zawodem Denis stwierdził, że swoją
troską będzie musiał podzielić się kiedy indziej.
Oczywiście nie byłby sobą, gdyby wyszedł tak
kompletnie bez pozostawienia po sobie śladu, zatem napisał krótki liścik, który
zostawił na poduszce w sypialni policjanta, i trochę przewietrzył mieszkanie,
żeby starszemu mężczyźnie lepiej się spało, gdy wróci. Mógł chociaż tyle.
Dochodziła dziewiąta wieczorem, kiedy wrócił do
mieszkania. Już przy wejściu odetchnął z ulgą, bo wyglądało na to, że kumple
Wiktora zdążyli sobie pójść. Rozebrał się leniwie w przedpokoju i ruszył
niespiesznie do siebie, ale po drodze zauważył brata w kuchni, więc zostawił
plecak pod drzwiami do pokoju i dołączył do drugiego chłopaka.
— Co tam? — zagadał Wiktor, jedząc tosty.
Uśmiechnął się przy tym głupkowato.
— Spoko. — Denis wzruszył ramionami i
postanowił nalać sobie wody.
— A u ciebie, braciszku? Też dobrze, dziękuję,
że pytasz — zadał pytanie i jednocześnie sam sobie odpowiedział, ale Denis
tylko postukał się w czoło, a potem bezczelnie ukradł bratu ostatniego tosta z
talerza.
— Ej no! Nie pozwalaj sobie. Nie jestem twoją
kucharką — oburzył się zaraz.
Denis zrobił gryza, intensywnie przyglądając
się Wiktorowi, a potem skomentował wrednie:
— Wierzę na słowo.
— A tak w ogóle to ty powinieneś być moim
sługą, bo Wera znowu zrobiła niezapowiedziany nalot i sam musiałem odeprzeć jej
atak — odpowiedział z pretensją Wiktor, a Denis westchnął z niezadowoleniem.
— Długo zawracała ci dupę?
— Na szczęście nie, bo byli chłopaki, więc się
chyba spłoszyła i poszła po dziesięciu minutach — wyjaśnił z wyczuwalną ulgą w
głosie.
— Pytała o mnie? — zapytał z lekkim niepokojem
Denis, a kiedy Wiktor skinął twierdząco głową, dopytał: — I co powiedziałeś?
— Że jesteś u Alberta — odparł bez namysłu, a
kiedy dostrzegł oburzone spojrzenie brata, zaczął obronnie: — No co?! Wzięła
mnie z zaskoczenia i spanikowałem.
— Wiktor… — jęknął bezsilnie Denis.
— Zluzuj. Nawet nie zaczaiła.
— Ona nie, ale jakby się zgadała z ojcem i mu
to powtórzyła… — urwał znacząco, ale jego brat tylko wzruszył nonszalancko
ramionami i stwierdził:
— Tata i tak się w końcu dowie, że Oli cię
puka.
— Przestań! — jęknął z przerażeniem Denis.
— Oj już nie bądź taki nieśmiały — skarcił go
Wiktor, wstając od stołu i wkładając talerz do zlewu. — Skoro ja gotowałem, to
ty zmywasz — zarządził bezczelnie.
— Chyba sobie, kurwa, kpisz. — Denis aż zastygł
z ostatnim kęsem przy ustach.
— I skoro masz drugie mieszkanie, to zaklepuję
sobie prawo do przyprowadzania lasek i eksmitowania cię na ten czas w trybie
natychmiastowym — dodał jeszcze w przypływie pomysłów.
— Co jeszcze? Może będę sprzątał za ciebie
przez cały miesiąc w ramach wdzięczności, że tak mnie wybroniłeś przed Werą? — zasugerował z ironią Denis.
— Okej — zgodził się tylko Wiktor, na co drugi
z bliźniaków aż warknął bezsilnie.
— No debil — powiedział sam do siebie,
rozkładając i opuszczając bezradnie ręce, ale jego brat to wymownie przemilczał
i szybko zmienił temat.
— Jakieś plany na weekend? Zamierzasz przyssać
się do Oliwiera, czy robimy coś razem? — zapytał bezpośrednio.
Denis zmrużył oczy nim odpowiedział.
— Nie wiem. Na pewno się do niego nie przyssię… przyssam — poprawił się, nie będąc pewnym, ale zaraz potrząsnął
głową, zdając sobie sprawę, o czym dyskutowali i zmienił temat. — Możemy coś
porobić, skoro zostajemy tutaj.
— Dobrze, bo pomyślałem, że możemy zaprosić
kilka osób do nas — podzielił się zaraz swoim pomysłem Wiktor, co wskazywało,
że już wcześniej to przemyślał.
Drugi z braci zamilkł na moment, szybko
analizując sytuację. Czy to mu pasowało? Czy chciał, żeby urządzali domówkę?
Taka opcja miała — jak wszystko — swoje plusy i minusy. Plusem był z pewnością
fakt, że nie musieli się tułać po mieście. To było również bardziej ekonomiczne
rozwiązanie, bo wystarczyło, że każdy przyniesie swój alkohol i po sprawie. A z
minusów… no cóż, na pewno czekało ich mnóstwo sprzątania oraz potencjalna
interwencja policji, jeśli sąsiedzi uznaliby, że towarzystwo zachowuje się za
głośno.
— Kilka, to znaczy ile? — upewnił się zatem
ostrożnie, nim wyraził swoje zdanie na temat tego pomysłu.
Wiktor uśmiechnął się pod nosem.
— Jak to było? Więcej niż dwa, mniej niż
dziesięć? — zacytował koleżankę Denisa, która podczas ostatniej imprezy użyła
tego bezpiecznego wytłumaczenia.
— Dobra, widzę, że masz coś konkretnego na
myśli. Nie będę strzelał, po prostu wal — poprosił chłopak, kapitulując.
— Zaprosiłbym kilku kumpli… i ty byś zaprosił
kilka swoich koleżanek — zasugerował wymownie.
— Też mam kumpli — zaznaczył Denis, widząc, do
czego pije jego brat.
— Oj no weź — jęknął zatem Wiktor. — Tobie i
tak bez różnicy, a chociaż na coś się przydasz — wytoczył swoje argumenty, na
które Denis potężnie przewrócił oczami.
— Okej… zapytam dziewczyn — skapitulował
ostatecznie. Rozważał przez ułamek sekundy, czy się nie obrazić, ale uznał, że
po prostu mu się nie chce. Bardziej opłacało mu się po prostu przystać na
pomysł brata, bo jednak chciał posiedzieć ze znajomymi i wypić piwo czy dwa.
— Zapytaj, zapytaj — zachęcił jeszcze raz. —
Nadal trzymasz się z tymi dwiema? Z Tosią i… jak ta druga miała na imię? —
zapytał zupełnie niewinnie, na co drugi z bliźniaków zmrużył oczy podejrzliwie.
— Marcelina — podpowiedział, krzyżując
przedramiona na piersi.
— No. Właśnie. To je też zaprosisz? — upewnił
się Wiktor.
— Może. Nie wiem, jakie mają plany — odparł
enigmatycznie Denis, drocząc się z drugim chłopakiem.
— Hmm… no okej. To daj znać, jak coś ustalisz.
Tymczasem idę poudawać, że się uczę — zmienił szybko temat i jeszcze szybciej,
widocznie zażenowany, opuścił kuchnię.
Denis zagryzł wargę, stojąc jeszcze chwilę w
bezruchu, aż wreszcie uśmiechnął się pod nosem. Wiktor najczęściej zgrywał
cwaniaka. Dużo mówił, ironizował, obracał w żart, czasami nie dopuszczał do
słowa, a przez to nader rzadko zdarzały się sytuacje, w których był widocznie
zakłopotany. To było właśnie jedna z tych sytuacji. Wiktor tak uroczo się
zaplątał, że nie mógł być bardziej oczywisty — ewidentnie spodobała mu się
koleżanka brata.
Chłopak postał jeszcze chwilę, uśmiechając się
pod nosem, aż w końcu wyciągnął z lodówki jakiś jogurt i również poszedł do
swojego pokoju.
***
19 października 2018
Gdy w piątek skończył zajęcia, była akurat
czternasta. Wahał się moment, czy napisać do Oliwiera, bo ten odsypiał nockę,
ale ostatecznie nieśmiało wystukał wiadomość, w której życzył policjantowi
dobrego dnia. Aż przystanął na ułamek sekundy, kiedy dosłownie po chwili Oli mu
odpisał, że już wstał, podziękował i na końcu zapytał, czy Denis ma ochotę na
wspólny obiad. Oczywiście, że miał! Co to było w ogóle za pytanie?!
Co prawda dopięli z Wiktorem na dzisiaj tę
kameralną domówkę, o której wcześniej rozmawiali… no ale do wieczora była
jeszcze kupa czasu, a Denis nie zamierzał przepuścić okazji, aby zobaczyć się z
blondynem. Ten sam planował wyskoczyć na piwo z kumplami, choć tym razem
twierdził, że będzie kulturalnie, bo jutro miał służbę.
Tak więc zamiast do mieszkania, Armiński
pojechał kilka dodatkowych przystanków dalej i niedługo potem już z entuzjazmem
pukał do drzwi Francuza.
Oli jednak nie otwierał. Minęła dobra minuta, a
potem druga i Denis zaczął się już nieco niepokoić, a jednocześnie zastanawiać,
czy powinien skorzystać z klucza, który dostał, i sam wejść. Z jednej strony to
było rozsądne, a z drugiej czuł opór, bo jednak gospodarz był w domu, więc
dziwnie było mu tak wchodzić do mieszkania bez wyraźnego zaproszenia.
Kiedy tak się zastanawiał, co zrobić… Oliwier
otworzył. W samym ręczniku.
— Czemu nie wchodzisz? — zapytał zaskoczony bez
przywitania.
— Eee… — zaciął się Denis, lustrując starszego
mężczyznę wzrokiem. Dawno nie widział go bez ubrania, a to automatycznie
spowodowało, że krew szybciej zaczęła krążyć w jego żyłach. — Nie wiedziałem,
czy… — zaczął wreszcie, przełykając wyraźnie ślinę, kiedy dostrzegł rozbawione
spojrzenie Francuza.
— Tak, możesz tu wchodzić bez zaproszenia,
kiedy chcesz. Nie musisz czekać, aż ci otworzę — odpowiedział na to niezadane
pytanie Oli i uchylił szerzej drzwi, żeby wpuścić uroczo zdezorientowanego
chłopaka.
— Okej — mruknął tylko Denis, wreszcie wchodząc
do środka.
— Och… — jęknął rozczulony blondyn. —
Zawstydziłem cię — stwierdził, patrząc na niego z zadowoleniem.
— Co? Nie — zaprzeczył zdecydowanie za szybko
Denis, co tylko spowodowało, że zaczerwienił się jeszcze bardziej. — Po prostu…
nie spodziewałem się takiego
powitania — skończył niezręcznie.
— Daj spokój — zaśmiał się Oli machnąwszy ręką
i już kierując się w głąb mieszkania, rzucił przez ramię niskim głosem: —
Widziałeś o wiele więcej.
Denis ponownie przełknął ślinę, ale zaraz
odchrząknął znacząco i starając się już nie pokazywać po sobie rozemocjonowania
i zawstydzenia, podążył za policjantem. Nie mógł przy tym oderwać wzroku od
jego umięśnionych pleców, na których gdzieniegdzie było jeszcze widać kropelki
wody, szerokich barków, czy tatuażu, który zdobił jego prawe ramię i wkradał
się na plecy, sięgając łopatki.
— To ty się tu rozgość, a ja się ubiorę —
zdecydował mężczyzna, nadal uśmiechając się wymownie i po sekundzie skierował
się do sypialni, ale wtedy Denis niespodziewanie złapał go za nadgarstek. Oli
odwrócił się zaskoczony, patrząc pytająco na chłopaka.
Denis zagryzł wargę na moment, spuszczając przy
tym głowę, jakby sam siebie zaskakując swoim zachowaniem. Wyglądał przy tym tak
rozbrajająco, że Francuza aż przeszedł dreszcz.
— Nie musisz… — powiedział cicho, niemal
szepcząc, i wreszcie odważył spojrzeć się na blondyna. Sam nie wiedział, co w
niego wstąpiło. Jego ciało zadziałało instynktownie i zatrzymał Oliwiera
szybciej, nim zdążył pomyśleć. No ale… stało się, wykonał ten bezwarunkowy
odruch, więc teraz już musiał coś
zrobić.
Umysł Denisa zaatakował potok myśli, choć każda
z nich była cholernie chaotyczna, zatem ostatecznie nie myślał o niczym
konkretnym. Nie mógł się skupić. Czuł, jak uderza w niego gorąco, a dłoń, którą
nadal ściskał nadgarstek policjanta, wręcz płonęła.
Czy… czy to był właśnie ten moment? Czy to była
ta spontaniczna chwila, kiedy rzucą się sobie w ramiona i tym razem nie skończy
się tylko na niemal bezgrzesznych pocałunkach?
Denis tęsknił za tym. Zaczęli powoli,
ostrożnie… od rozmów i nieśmiałych gestów, zupełnie jakby tamta letnia noc,
podczas której udowodnili sobie nawzajem, że łączy ich niesamowita namiętność,
się nie liczyła. Zaczynali na nowo, nie chcąc niczego pospieszać. Zwłaszcza
Oliwier tego nie chciał, bo tym razem nie chodziło tylko o seks. Ale to nie
zmieniało faktu, że ten też był ważny. Mogli nadal czekać i uczyć się siebie
krok po kroku, zostawiając deser na sam koniec… ale przecież nie musieli. To
był bardzo znaczący moment i obaj stali właśnie przed podjęciem istotnej
decyzji.
Mogli zdeptać ten ogień i się wycofać… ale
mogli też dolać do niego benzyny.
— Denis — zaczął Oliwier. — Myślę, że…
Francuz nie mógł skończyć, bo jego usta nagle
zaczęły być zajęte czymś zupełnie innym. Denis był niesamowicie urzekający tym
swoim popadaniem w skrajności. W jednej chwili rumienił się zawstydzony, jakby
nie istniała na tym świecie bardziej nieśmiała osoba… by chwilę później jego
gesty onieśmielały o wiele bardziej doświadczonego Oliwiera.
W chłopaku coś pękło. Zdecydował. On już nie
chciał czekać. Po prostu pocałował policjanta z takim zaangażowaniem, że aż
zabrakło mu tchu, a kiedy na moment się oderwał, aby złapać oddech, pociągnął
mężczyznę w stronę sofy.
Oliwier jakby instynktownie na nią opadł, a Armiński,
nie tracąc ani sekundy, usiadł na nim okrakiem, a potem znowu zaatakował jego
usta, kładąc dłonie po bokach jego głowy. W tym samym momencie stracił
całkowicie nieśmiałość, a jego instynkt kazał mu być jak najbliżej Oliwiera i
dotykać go nieprzerwanie, czerpiąc z jego obecności jak najwięcej rozkoszy.
Całował go tak, jakby nie robili tego od miesięcy, angażując się w pełni,
dopóki starczyło mu tchu. Kiedy musiał nabrać kolejny oddech, oderwał się na
moment od ust policjanta, ale dla odmiany zaczął zostawiać pocałunki na jego
policzkach, żuchwie i zawędrował do ucha. W międzyczasie zjechał też dłońmi na
jego klatkę piersiową i zaczął ją niespiesznie masować, czując pod palcami
przyjemnie kłujące włoski, które powoli odrastały i były obecnie ostre, stymulująco
drapiąc skórę na dłoniach chłopaka. Strasznie go to kręciło. Wiedział, że
Oliwier się depilował — zresztą niemal jak każdy zawodowo uprawiający sport
mężczyzna, jakiego znał — a moment, w którym włoski odrastały, był najbardziej
podniecający.
Oli początkowo znowu pozwolił na chwilę przejąć
inicjatywę młodemu, a kiedy tylko sam zdążył się nakręcić, jego dłonie
zawędrowały na pośladki Denisa i znacząco je ścisnęły. Mimo iż ten miał nadal
na tyłku spodnie, to Francuza i tak przeszedł elektryzujący dreszcz. Nie był
jeszcze przekonany, czy na pewno tego chce… albo inaczej, oczywiście, że tego
chciał. Po prostu coś tam z tyłu głowy podpowiadało mu, że być może powinni
jeszcze się wstrzymać. Sam nawet nie wiedział po co, ale cholernie nie chciał
niczego pospieszać ani wywierać presji na chłopaku.
Denis ewidentnie już postanowił, bo z każdym
gestem stawał się śmielszy, coraz bardziej podniecony i władczy. Błądził
palcami wszędzie, gdzie tylko był w stanie dosięgnąć, jednocześnie kontynuując
eksplorowanie ust policjanta z niezwykłą precyzją, pomrukując przy tym z rozkoszą.
W pewnej chwili kompletnie przeszedł na autopilota i zupełnie naturalnym,
zwyczajnym ruchem uniósł nieznacznie biodra, by mieć lepszy dostęp do ręcznika
Oliwiera, po czym bez namysłu rozwiązał go i rozsunął na boki. Kiedy tylko
dotarło do niego, co zrobił i jak śmiało postąpił, zamarł na krótką chwilę,
wpatrując się szeroko otwartymi oczami w twarz Francuza.
Ten tylko uśmiechnął się zadziornie, cmoknął
krótko chłopaka, a potem chwycił go pewnie za biodra i sprawnym ruchem
przekręcił ich tak, że Denis wylądował na plecach, a Oli zawisnął nad nim, przy
okazji całkowicie pozbywając się ręcznika. Zresztą nie próżnował, bo tym razem
to on zaatakował pocałunkiem Armińskiego, a w międzyczasie jego dłoń
zawędrowała pod koszulkę chłopaka, zaczynając gładzić go po brzuchu i klatce
piersiowej. Denis zaczął coraz bardziej wzdychać i wić się, co tylko jeszcze
bardziej nakręcało Oliwiera, dlatego nim Armiński zdążył zarejestrować… został
nagi. Znowu. Czy to była jakaś super moc blondyna, że tak potrafił odwrócić
uwagę, że nie wiadomo w którym momencie traciło się przy nim ubrania? Denis nie
miał pojęcia, ale jeśli tak, to już był fanem. Ochoczo rozsunął uda,
przyciągając jak najbliżej starszego mężczyznę i zarzucając mu przy okazji nogi
na biodra.
— Poczekaj — przerwał nagle Oliwier, kompletnie
wytrącając z transu Denisa, który popatrzył na niego zszokowany. Nawet nie
zdążył zareagować, a policjant już się wyswobodził z jego objęć, wstał i…
wyszedł.
Denis obejrzał się za nim zdezorientowany, a
potem spojrzał na swoje ciało, które ewidentnie było gotowe na przyjęcie dawki
rozkoszy. Poza tym nie drgnął. Nawet nie wiedział, co miał zrobić.
Nim jednak zdążył się nad tym zastanowić,
Oliwier wrócił, z powrotem do niego przywierając i uśmiechając się szeroko.
— Co masz taką minę? — zapytał rozbawiony.
— Nie możesz tak… bez ostrzeżenia — wybąkał
chłopak nieskładnie.
— Naprawdę myślałeś, że po prostu bym wyszedł w
trakcie? — upewnił się Francuz, po czym pokręcił głową, a potem pomachał
znacząco opakowaniem z prezerwatywą, by wyjaśnić powód swojego krótkiego
zniknięcia. — Spokojnie, teraz już nigdzie się nie wybieram — obiecał i
pocałował chłopaka.
— Nawet nie próbuj kombinować — ostrzegł
Armiński, odrywając się od ust policjanta tylko na ułamek sekundy, ale zaraz
potem wdał się w kolejną odbierającą oddech batalię na języki.
Było inaczej niż za pierwszym razem. Wtedy
Denis kompletnie odleciał, a Oliwier kompletnie przytłoczył go swoją bliskością
i choć było absolutnie cudownie, to chłopak chciał dać też coś od siebie. Nie
był pewien, czy mu się to uda, bo i tym razem blondyn był nie mniej
absorbujący… ale bardzo starał się wykazać aktywnością. Oczywiście wiedział, że
to Oli będzie grał główne skrzypce, ale nie chciał pozostawać kompletnie
bierny. Wiercił się, wzdychał, błądził dłońmi wszędzie tam, gdzie tylko był w
stanie dosięgnąć i… pozwalał Francuzowi na wszystko, co ten tylko miał ochotę
zrobić.
A kreatywności Oliwierowi nie można było
odmówić. Był cholernie zafascynowany, spragniony i stęskniony ciała
Armińskiego. Teraz, kiedy wiedział, że prawdopodobnie będzie je miał raczej na
stałe i na wyłączność, poczuł jeszcze większą chęć, aby na nim eksperymentować.
Chciał zrobić wszystko, co tylko przychodziło mu do głowy. Już samo planowanie
doprowadzało go do ekstazy, a kiedy tylko przechodził do praktyki i obserwował
reakcje Denisa, nakręcał się jeszcze bardziej. Młody był absolutnie boski w
przyjmowaniu przyjemności. Jak na co dzień potrafił się uroczo zawstydzać, tak
w tych najbardziej intymnych sytuacjach zdawał się nie mieć hamulców.
Entuzjastycznie reagował na każdy gest policjanta, a jego jęki i pomrukiwania
były najlepszym kompasem i bezbłędnie wskazywały, co najbardziej mu się
podobało. Cóż… w zasadzie wszystko, ale momentami reagował jeszcze bardziej, co zdradzało Oliwierowi, co
jego partner lubi najbardziej i jakie są jego najczulsze punkty.
Ta chwila uniesienia nie trwała szczególnie
długo, jednak kiedy Denis przeżył orgazm, dotarło do niego, że dyszał, jakby
właśnie przebiegł maraton. Oddychał ciężko, nadal kurczowo trzymając się
Francuza, który też powoli normował oddech, ciągle przygniatając chłopaka do
kanapy. W pewnym momencie zaśmiał się, przekręcił nieco głowę, tak, że jego
usta znalazły się na wysokości ucha Denisa i rzucił półszeptem:
— Deser miał być później.
Armiński również zachichotał, czując przyjemny
dreszcz wywołany oddechem policjanta, po czym westchnął przeciągle, wodząc
opuszkami palców wzdłuż jego kręgosłupa.
— Kto w ogóle wymyślił, że deser ma być po
obiedzie? I kogo jak kogo, ale ciebie to bym nie podejrzewał o podążanie za
takimi truizmami — zarzucił nieco złośliwie, na co Oli parsknął.
— Wiesz, w moim wieku trzeba uważać ze
słodyczami — odparł niby obronnie, po czym wreszcie dźwignął się na
przedramionach, a potem niechętnie odkleił się od Denisa i usiadł, dyskretnie
pozbywając się zabezpieczenia. Jak dobrze, że na stoliku stały chusteczki. —
Powinienem je ograniczać — dodał znacząco, żartobliwie grożąc dłuższym postem
od igraszek.
Denis również usiadł, po czym przysunął się do
blondyna i położył mu głowę na ramieniu, obejmując go luźno w pasie.
— Będę zatem twoim fit słodyczem — wymyślił.
— Ach tak?
— Mhm, najlepszym proteinowym batonem jakiego
jadłeś — sprecyzował Denis, na co Oli się zaśmiał.
— Dobry proteinowy baton to oksymoron — zawyrokował
krytycznie, a potem odwrócił głowę i skradł krótkiego całusa chłopakowi.
Następnie wstał, zagarniając ręcznik. — Ale możesz być moim… — zastanowił się
chwilę, przystając jeszcze na moment w miejscu, nieskrępowany swoją nagością —
naleśnikiem — wymyślił.
— Naleśnikiem? — powtórzył Armiński, marszcząc
brwi, a kiedy Francuz wzruszył niewinnie ramionami, skomentował: — Ze
wszystkich słodyczy… jestem naleśnikiem? — upewnił się.
— Naleśniki są… dobre — spróbował przekonać Francuz.
— Wow, okej. Musimy zdecydowanie popracował nad
dirty talkiem — uznał młody, nie wiedząc, czy powinien się śmiać czy… czy
zakończyć wątek i zmienić temat.
— To ciebie kręcą batony proteinowe. I kto tu
jest dziwny? — zarzucił Oli i ruszył się do łazienki. W ogóle nie przejmował
się, że ta rozmowa nie miała sensu i zmierzała donikąd. Atmosfera była
niesamowicie luźna i czuł się tak odprężony, że nawet takie gadanie od rzeczy,
choć na co dzień kompletnie nie w jego stylu, teraz relaksowało go i dawało
poczucie, że jest… normalnie. A Oliwier rzadko kiedy czuł, że znajduje się w
normalnych warunkach. To była cholernie miła odmiana, dlatego trzymając się
tego głupkowatego nastroju, będąc już jedną nogą w korytarzu, rzucił niskim
tonem przez ramię: — Żartowałem. Jesteś jak gorąca czekolada z chili.
Denis, jakby zupełnie zapominając, co jeszcze
przed chwilą robił i że nadal był nagi, uśmiechnął się zawstydzony i zagryzając
wargę, spuścił głowę.
No,
właśnie o takie świntuszenie mu chodziło.
Jakiś kwadrans później siedzieli już z powrotem
na sofie, ubrani, czekając na jedzenie i dyskutując na niezobowiązujące tematy.
Praktycznie bez przerwy się zaczepiali; a to Denis niby przez przypadek położył
dłoń Oliwierowi na udzie, a to Oli niespiesznie głaskał Denisa gdzieś po
ramieniu… obaj instynktownie pragnęli utrzymać kontakt fizyczny, choćby przez
tak subtelne gesty. W międzyczasie opowiadali sobie, jak im minął dzień,
dzielili się anegdotami, troszkę narzekali, pośmiali się… po prostu spędzali ze
sobą czas, na moment zapominając o troskach życia codziennego. Paradoksalnie
właśnie przecież rozmawiali o życiu,
jednak to zdawało się być teraz jakby za ścianą. Rzeczywistość istniała sobie
gdzieś obok, a oni zamknęli się w wytworzonej przez siebie strefie buforowej, odseparowując
lęk i niepokój. Wszelkie kłopoty i inne niesnaski musiały zaczekać. Tu i teraz
nic nie mogło im zagrozić.
Oczywiście Oliwier, jak zwykle, podświadomie
wyczekiwał momentu, w którym coś zacznie iść nie tak. Bo przecież zawsze coś
szło nie tak. Myślał o Denisie nieustannie i nauczył się przestać tłumić
pożądanie, jednak w życiu nie przypuszczał, że ich pierwszy po tej wakacyjnej
przerwie, i zarazem na nowych warunkach, seks wyniknie tak spontanicznie.
Właśnie to było w nim najpiękniejsze. Nie mieli
czasu na stres i przejmowanie się, czy faktycznie dobrze robią — po prostu to
zrobili, a świat wcale się nie skończył. Wręcz przeciwnie, Oliwier czekał na
jakąś oznakę kłopotów, ale im dłużej siedzieli i dyskutowali o kompletnie
przyziemnych kwestiach, tym bardziej do niego docierało, że czuje się pewnie,
stabilnie. Sama świadomość, że takie nieplanowane zbliżenia z Armińskim mogą przemienić
się w przyjemną rutynę, napawała go satysfakcją.
Nastał moment, w którym Francuz cieszył się
wizją seksu ze zobowiązaniami — kto by pomyślał!
Sam
Denis był obecnie wniebowzięty. Jemu akurat wcale nie chodziło o ten seks, choć
oczywiście endorfiny po zbliżeniu z policjantem wręcz się z niego wylewały. Cieszył
się po prostu, że Francuz tu z nim siedział, wyglądał na zrelaksowanego, nie
próbował w żaden sposób tłumić swoich uczuć, ani zniechęcać do siebie chłopaka
opowieściami o tym, że Marcel go zabije i ogólnie to jest fatalnym człowiekiem
i że życie z nim to droga przez mękę. Nie uciekał. Zaakceptował to, co się
stało… i zdawał się tym po prostu cieszyć.
Denis
nie był naiwny — no… może czasami, ale nie aż tak — i domyślał się, że to wcale
nie musiało oznaczać, że tak już będzie zawsze. Jeżeli faktycznie wyjdzie im to
na poważnie, a niczego w życiu Denis jeszcze tak nie pragnął, to przecież będą
musieli ostatecznie powiedzieć Marcelowi. Nie bał się reakcji ojca, wiedział
doskonale, że ten będzie pewnie przez jakiś czas zakłopotany, ale nawet nie
spróbuje wejść im w drogę. O wiele bardziej obawiał się, jak to zniesie sam
Oliwier. Chłopak nie miał złudzeń, że mężczyźni nie będą tak dobrymi
przyjaciółmi… już się między nimi coś popsuło, przez niego. Było mu przykro,
ale co miał na to poradzić? Szalał za Oliwierem, a i ten wreszcie zrzucił z
siebie pancerz, dopuszczając tłumione uczucie. Męczyło go jednak, że to
wszystko dzieje się za cenę przyjaźni i na dobrą sprawę, ta dopiero miała
zostać wystawiona na próbę. Denis, choć nie mógł jeszcze powiedzieć, że znał
Francuza na wylot, tak już zdążył zauważyć, że kiedy tylko policjant tracił nad
czymś kontrolę, miał tendencję do robienia głupich rzeczy i podejmowania nie do
końca przemyślanych decyzji. Jego chęć jak najszybszego odzyskania kontroli
była tak silna, że przysłaniała mu zdrowy pogląd na świat. Tego właśnie bał się
Armiński i miał głęboką nadzieję, że w razie czego zdoła powstrzymać Oliwiera
przed utonięciem we własnym świecie.
Chłopak
został odrzucony przez Francuza wielokrotnie, czasami wręcz brutalne… ale
wszystko działo się w innych okolicznościach. Denis praktycznie nawet się nie
łudził, że ma jakiekolwiek szanse. Teraz natomiast Oli wpuścił go do swojego
świata i pokazał, że jeżeli mu zależy, to jest w stanie przychylić nieba.
Jeżeli coś miało pójść nie tak… Denis obawiał się, że odrzucenia na tym etapie nie
zniesie.
***
Wiktor był wyraźnie niepocieszony, że jego brat wrócił do
mieszkania dosłownie na chwilę przed tym, jak mieli zjawić się pierwsi goście.
— No super, fajnie, że wszystko zwalasz na moją głowę! —
zarzucił z pretensją, zanim Denis zdążył zdjąć kurtkę.
— Wyluzuj, i tak nikt nie przyjdzie na czas, a poza tym to
był twój pomysł, więc o co ci chodzi? Narzekasz na to, że musiałeś posprzątać swój — zaznaczył dobitnie — pokój?
— Mogłeś mi pomóc, skoro przyjdą twoi — tym razem to Wiktor zaznaczył — znajomi.
Denis zmrużył nieprzekonany oczy, nim odpowiedział.
— Nieźle kombinujesz — pochwalił wymownie wyrachowanie
drugiego bliźniaka, a potem minął go ostentacyjnie i poszedł do swojego pokoju,
żeby zostawić tam plecak.
— Ale po wszystkim to ty sprzątasz! — próbował dalej negocjować Wiktor, co Denis skomentował
milczeniem, a po kilkunastu sekundach coś mu się przypomniało, więc zmienił
temat.
— A, w ogóle Tosia mi pisała, że jej chłopak wpadł w
odwiedziny i pytała, czy nie mamy nic przeciwko, aby z nią przyszedł.
Powiedziałem, że nie ma problemu — poinformował brata, że zasadzie odpowiedział
za nich obydwu, choć domyślał się, że Wiktorowi nie zrobi to różnicy.
Wiktor nawet nie zdążył na to zareagować, bo rozległ się dźwięk
domofonu.
— Nikt nie przyjdzie na czas? — parsknął, ale posłusznie
poszedł otworzyć. — To moi kumple — odkrzyknął z przedpokoju, kiedy upewnił
się, kto jako pierwszy zaszczyci ich skromne progi swoją obecnością.
I faktycznie po kilku chwilach Denis poznał czterech
chłopaków, których jego brat przedstawił jako Krystiana, Olka, Włodka i Kevina.
Oczywiście zapomniał imiona wszystkich, oprócz Kevina, bo ten wyróżniał się nie
tylko nim, ale także wyglądem. Był bowiem tlenionym blondynem, którego nawet
brwi i rzęsy były praktycznie białe.
Na bliższe zapoznanie jednak nie było czasu, bo domofon
rozdzwonił się po raz drugi i w ciągu dziesięciu minut pojawili się wszyscy
zaproszeni. Denis aż nie mógł uwierzyć, że goście przybyli punktualnie. Byli
przecież studentami!
W początkowej fazie panował delikatny chaos, ludzie rozeszli
się po całym mieszkaniu, ktoś tam już łapał za piwo, ktoś otworzył chipsy,
jeden z kolegów Wiktora zaczął nieskuteczni podrywać Karolinę. Dominika za to
wyglądała na bardzo zadowoloną, kiedy zaczęło adorować ją dwóch innych
chłopaków. Wiktor dyskutował ze swoim kumplem i Kamilem, Denis wdał się w
debatę o ostatniej wejściówce z Marceliną i Tośką, a chłopak tej drugiej póki
co stał i obserwował całe towarzystwo z dystansu.
To na początku nikogo nie zaalarmowało, bo nie każdy musiał
być duszą towarzystwa, poza tym ten miał prawo oswoić się wśród nowych ludzi i
poobserwować ich przez moment, bez wdawania się z nimi w dyskusje. Tym
bardziej, że Tosia wyjaśniła, iż jej partner jest raczej introwertykiem i nie
jest zbytnio towarzyski.
Problem jednak wyniknął jakiś czas później, gdy wszyscy
rozsiedli się w pokoju Wiktora i zaczęli powoli się wstawiać. Atmosfera była
luźna, zniknęła początkowa niezręczność, tak samo jak wszelkie tematy tabu.
— Ej, widziałam, że macie opiekacz, zrobi mi ktoś tosta? —
poprosiła śmiało Szyszka. Nie była pewna, czy to jakaś gastrofaza, czy fakt, że
nie zjadła kolacji.
— Wiktor jest w tym domu mistrzem tostera — skomentował
rozbawiony Denis, pijąc do tego, że właśnie to przeważnie jadał jego brat. Poza
tym, mimo iż lekko podchmielony, wyczuł, że to dobra okazja, aby wysłać tę
dwójkę do kuchni, by mogli zostać sam na sam. Tym bardziej, że Wiktor był lekko
rozkojarzony, i ogólnie dziwnie cichy tego wieczoru — oczywiście nie
przesadnie, ale Denis znał go doskonale i dostrzegł to delikatnie przygaszenie.
Musiał go potem przesłuchać.
— A jak duża jest szansa, że przeżyję ten posiłek? — dopytała
zaraz złośliwie Marcelina, patrząc prowokująco na Wiktora.
— Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt — odparł w tym samym tonie.
— To całkiem sporo — skomentował z optymizmem Kamil.
— Jeżeli ma się szczęście, to można w tej tostowej ruletce
przeżyć dwadzieścia lat — poparł zaraz Denis, wskazując na siebie wymownie
kciukiem, by udowodnić, że jako raczej stały konsument tostów brata, nadal się
trzymał.
— Ha, ha, ha — rzucił ironicznie Wiktor. — Nic nie stoi na
przeszkodzie, żeby Oli ci gotował. Zobaczymy, ile wtedy pożyjesz — odgryzł się,
nie zastanawiając się nawet nad tym, że być może nie powinien wspominać o
Francuzie w towarzystwie.
Denis jednak tylko przewrócił oczami, nie wyglądając na przejętego, natomiast ta informacja nie
umknęła pozostałym, zwłaszcza dziewczynom, które zaraz się ożywiły.
— Oli? Że Oliwier? Jej… jak ładnie — skomentowała z
rozmarzeniem Dominika.
— Jak długo się znacie?
— Ile ma lat?
— Czym się zajmuje?
— Czemu go nie zaprosiłeś?
— Czemu się wcześniej nie chwaliłeś?
— Jesteś pedałem? — przebiło się przez grad pytań, po czym
zapadła wręcz grobowa cisza. Wszyscy zaczęli zdezorientowani popatrywać po
sobie, jakby chcąc upewnić się, czy to na pewno nie pytanie rzucone żartem.
Jego adresatem był Andrzej, chłopak Tosi, i to właśnie ona wyglądała w tej
chwili na najbardziej przerażoną, jakby zupełnie nie spodziewała się po swoim
partnerze takiego zachowania.
— Jestem gejem, jeżeli
o to pytasz, a domyślam się, że nie chodzi ci o część roweru — odezwał się
wreszcie Denis spokojnie.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś, z kim się zadajesz? — Andrzej
zignorował Armińskiego i spojrzał z wyrzutem na swoją dziewczynę, która jednak
milczała jak zaklęta i patrzyła na niego zszokowana.
— No właśnie, Tosia, czemu nie powiedziałaś nam, że zadajesz
się z takim kutasem? — odezwała się Szyszka, choć pretensja w jej głosie była
wyraźnie skierowana do Andrzeja i to właśnie na niego patrzyła ze wściekłością.
— Ale mu Denis zaraz wpierdoli! — wyszeptał z
podekscytowaniem Kamil do siedzącego obok Kevina.
— Rozumiem, że masz ze mną jakiś problem — przemówił
zainteresowany, ponownie skupiając na sobie uwagę Andrzeja. — W takim razie
dobrze ci radzę: po prostu sobie idź. Nie będziesz skazany na moje towarzystwo,
a i przestaniesz robić przykrość Tosi — poradził nadal bardzo spokojnie. Choć alkohol
lekko szumiał mu w głowie, to ta sytuacja raptownie go otrzeźwiła.
— Nie będzie mi, kurwa, jakaś ciota mówiła, co mam robić! —
wysyczał Andrzej, wstając. Denis, Wiktor i Kamil też raptownie wstali, ale tego
ostatniego Dominika pociągnęła z powrotem na kanapę.
— Możemy ci zatem pokazać — zagroził Wiktor i instynktownie
zbliżył się do brata. Krew zagotowała mu się raptownie. Gdyby nie fakt, że przed
chwilą świetnie się bawili i było tu kilka dziewczyn, to od razu jebnąłby temu
kretynowi. Może i nie miał czarnego pasa w jiu jitsu jak Denis, ale i tak coś
tam trenował w Orionie, więc wręcz z przesadną pewnością ocenił, że da radę
poskładać potencjalnego przeciwnika. W głowie mu się nie mieściło, że jakiś
idiota miał czelność wyzywać jego brata w ich własnym mieszkaniu!
— Tośka, wychodzimy! — zarządził Andrzej, ignorując braci, po
czym szarpnął dziewczynę za rękę do góry. Marcelina instynktownie stanęła w obronie
przyjaciółki, przez co została dosyć brutalnie odepchnięta.
Denis już miał się rzucać na chłopaka… ale Wiktor był
szybszy. Złapał go za koszulkę, siłą wyciągnął do przedpokoju i przycisnął do
ściany. Jedną ręką otworzył drzwi, a potem wyrzucił Andrzeja z taką siłą, że
ten aż wpadł na drzwi do sąsiadów.
— Wypierdalasz stąd, koleś — wycedził jeszcze, po czym
trzasnął swoimi drzwiami i przekręcił zamek. Kiedy tylko się odwrócił, za jego
plecami stał już Denis, a zaraz za nim wyszła Tosia.
— Powinnam z nim iść — postanowiła, a w jej oczach stanęły
łzy. Była wyraźnie przestraszona i nie wiedziała, jak ma zareagować. Czuła się
fatalnie.
— Pod żadnym pozorem — zabronił Denis. — Hej, nie płacz, to
nie twoja wina — powiedział łagodnie, kiedy łzy zaczęły już swobodnie spływać
po jej policzkach.
— Denis ma rację. Musisz ochłonąć. Jego też zostaw, niech
sobie przemyśli to i owo — poparł Wiktor.
— Dokładnie, możesz tu zostać — zapewnił Denis.
— Tak strasznie was przepraszam, nie wiem, co mu odbiło. Nie wspominałam
mu nic, bo nawet nie sądziłam, że będzie miał jakiś problem. — zaczęła
tłumaczyć, ale Denis znowu ją powstrzymał.
— Przestań, to jego problem. Wiem, że ci przykro, ale nikt
nie jest na ciebie zły…
— Nie warto przez niego płakać — wpadła mu w słowo Szyszka,
która też się zjawiła chwilę wcześniej w korytarzu i przytuliła drugą
dziewczynę. — Powinnaś dzisiaj zostać u chłopaków. W emocjach można tylko
wszystko pogorszyć.
— Ty też powinnaś tu zostać — wymyślił Denis. — Nie wrócisz
przecież do mieszkania, kiedy Andrzej tam jest.
— Nawet nie ma kluczy, więc nie wejdzie — wyjaśniła
Marcelina.
Całą trójką debatowali jeszcze chwilę w przedpokoju, a Tosia
stała tylko przygnębiona i zła jednocześnie, pozwalając, by Armińscy i Szyszka
zdecydowali o jej losie. Nie chciała stawiać warunków, bo czuła się nie na
miejscu, a poza tym może reszta miała rację? Zdecydowanie nie chciała dzisiaj
oglądać Andrzeja. Potrzebowała trochę czasu na przemyślenie i by nabrać odwagę,
bo podskórnie czuła, że zbliża się moment, w którym powinna zakończyć związek.
Już od dawna nie układało się między nią a Andrzejem, ale nigdy nie była
przesadnie asertywna i starała się sobie tłumaczyć, że przecież nie jest tak
źle, nie dzieje jej się krzywda, więc nie powinna być wybredna.
Atmosfera widocznie się pogorszyła, zatem niedługo po tym
zdarzeniu ludzie zaczęli się rozchodzić. Wbrew pozorom wszyscy dobrze się
bawili i zabawę popsuł dopiero incydent z Andrzejem, który nieco przedwcześnie
zakończył imprezę, ale w gruncie rzeczy raczej każdy był zadowolony i z
entuzjazmem wyraził chęć na powtórkę w najbliższym czasie. Wiktor uparł się, że
odprowadzi Marcelinę do domu i jednocześnie upewni się, że Andrzej nie czeka
gdzieś pod klatką i nie ma głupich pomysłów, a Denis z Tosią zostali sami i
zaczęli ogarniać mieszkanie.
Dziewczyna już się nieco uspokoiła, choć raczej nie była
rozmowna, a i Denis nie próbował na siłę wciągnąć jej w jakąś bezsensowną konwersację.
Po prostu uśmiechał się, kiedy łapali kontakt wzrokowy, by pokazać jej, że
wszystko jest w porządku i żeby się nie przejmowała.
— Dobra, to pozwól, że teraz pokażę ci swoje królestwo —
oświadczył w pewnym momencie, kiedy już zapakowali wszystkie śmieci i zanieśli
naczynia do kuchni. Zmywać nie zamierzali o tej porze, ale Armiński już
obmyślił niecny plan, jak zwalić to zadanie rano na Wiktora.
Postanowili, że Denis prześpi się tej nocy w łóżku z bratem,
a Tosi zostawi swoje własne, by zapewnić jej trochę prywatności.
— Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to wal śmiało. Rozgość
się, a ja skoczę pod prysznic, póki nie wrócił Wiktor — wyjaśnił i już miał
zostawić dziewczynę samą, ale ta niespodziewanie go zatrzymała.
— Denis?
— Tak? — Zatrzymał się w progu.
— Skąd wiesz… — zaczęła, po czym zawiesiła na moment głos i
spojrzała gdzieś na ścianę. — Kochasz go? Oliwiera? — sparafrazowała.
Armiński aż ściągnął brwi w zastanowieniu, ale cofnął się i
jeszcze na moment usiadł na łóżku, na którym siedziała Tosia.
— Tak mi się wydaje — odparł wreszcie.
— I skąd wiesz, że to miłość? — zapytała mocno skupiona, a
chłopak znowu musiał się chwilę zastanowić, nim odpowiedział.
— Nie wiem tak naprawdę — wyznał szczerze. — Ale cokolwiek to
jest, czuję się z tym zajebiście dobrze. Chcę dla niego jak najlepiej, chcę,
żeby był zawsze szczęśliwy… i to działa w dwie strony. On zdecydowanie nie jest
ekspresyjny i rozmawianie o swoich uczuciach nie jest jego najmocniejszą
stroną, ale potrafi pokazać, że mu zależy.
— Ja też chce dla Andrzeja jak najlepiej i chcę, żeby był
szczęśliwy, ale… — zaczęła, jednak zawiesiła głos. — Czasami wydaje mi się, że
on wcale nie chce jak najlepiej dla mnie. Potrafi być czarujący i kochany… a potem
znienacka robi takie coś i… — znowu urwała, po czym zakryła twarz dłońmi.
— Tosia, nie powiem ci, co powinnaś zrobić — zaczął Denis. —
Zdecydowanie nie jestem ekspertem w tych sprawach, ale wydaje mi się, że to nie
miłość, kiedy jedna osoba ciągle wpędza drugą w poczucie winy — podzielił się
swoim spostrzeżeniem. — Jeżeli musisz przy nim uważać, co robisz albo co
mówisz, żeby go nie rozzłościć… to powinna być współpraca, a nie relacja
podwładny-przełożony — wyjaśnił poprzez analogię, która najlepiej
odzwierciedlała jego myśli.
Leonik uśmiechnęła się słabo i pokiwała głową na znak wdzięczności. Denis również odpowiedział na uśmiech, pogładził jeszcze pokrzepiająco dziewczynę po ramieniu, a potem wreszcie wstał i wyszedł.
Już praktycznie zapomniał o incydencie z Andrzejem. Co więcej, był w bardzo dobrym humorze. Oczywiście było mu przykro, ale tylko ze względu na Tosię. Uważał, że zasługiwała na kogoś lepszego, bo zdawała się być fantastyczną dziewczyną. Ale poza tym zaczął intensywniej zastanawiać się nad pytaniem Tosi. Czym w ogóle była miłość? Nie potrafił tego wyjaśnić i nawet żadna analogia już mu nie przychodziła na myśl, ale kiedy to słowo rozbrzmiewało w jego umyśle, towarzyszył mu obraz Oliwiera i chwili, kiedy kilka miesięcy temu Francuz, w najgorszym momencie swojego życia, poprosił go, aby z nim został, a potem przytulał go mocno do swojej piersi, jakby już nigdy nie chciał go puścić.
_______________
Cześć!
Troszkę czasu minęło od ostatniego rozdziału, no ale zdanie po zdaniu, akapit po akapicie i proszę bardzo, udało się. I to nawet taki długawy ten rozdział wyszedł. :)
To przejdźmy od razu do rzeczy. Wiem, że tylko czekacie, aż się coś spektakularnie spieprzy, a tu dalej sielanka. Chłopaki nawet trochę sobie osłodzili popołudnie, a Oli coraz bardziej staje się ucywilizowany. :D Mieliśmy co prawda drobny incydent pod koniec rozdziału, ale w zasadzie nie skończyło się żadną tragedią. Na pewno najbardziej ucierpiała na tym Tosia, choć może to ją ostatecznie popchnie, by zakończyć związek z Andrzejem (nawet nie macie pojęcia, ile czasu zajęło mi szukanie, czy już wcześniej nie wymyśliłam mu imienia xD Nic nie znalazłam, ale jakby jednak okazało się, że miał inaczej na imię... no to trudno, może posługuje się dwoma :D).
Kluczowe pytanie w tym rozdziale to; czy Waszym zdaniem to już miłość czy jeszcze niekoniecznie?
Miałam też dać krótki update, co tam u mnie, jak tam Warszawa i ogólnie co się teraz dzieje. Co nieco pisałam już pod którymś rozdziałem Osobliwości, ale że nie wszyscy czytają, to daję znać też tutaj. Zatem póki co jestem naprawdę zadowolona z nowej pracy. Ludzie wydają się być super sympatyczni, pomocni, a to co mam docelowo robić też zapowiada się ekscytująco, tak że póki co chodzę tam bez stresu i z chęcią. :)
Co do samej Warszawy... no jak to Warszawa. Chyba musimy się bliżej poznać. Nie ma tragedii, ale jestem daleka od nazwania tego miejsca swoim domem. Teraz na przykład piszę do Was z Podlasia, gdzie wróciłam na weekend ;D
W każdym razie niestety w ostatnim czasie mam niewiele czasu. Piszę głównie w weekendy, choć w tygodniu też staram się znaleźć chwilę. Mam nadzieję, że jednak uda mi się złapać jakiś rytym i rozdziały będę bardziej regularnie.
Póki co bez odbioru :)
Hej. Rozdział świetny. Jeżeli chodzi o to że jest sielanka to jak dla mnie niech jeszcze trochę potrwa. Należy się to chlopakom. Denis jest jak zawsze taki slodziasny . Podoba mi się to jak staje się taki odważny gotowy do działania a zaraz potem zawstydzony i nieśmiały . Co do Oliwiera to w końcu ma w życiu chwilę stabilności jest taki naprawdę szczęśliwy i niech to trwa jak najdłużej. Jeżeli chodzi o moment ich zbliżenia to już ci chyba pisałam że robisz kawał dobrej roboty. Opis jest przyjemny do czytania a zarazem daje możliwość zadziałania wyobraźni. Trzymam kciuki za to żebyś miała dużo weny i czasu do pisania. Jeżeli chodzi o twoją pracę to trzymam kciuki żeby ta praca cieszyła cię jak najdłużej. Pozdrawiam w.
OdpowiedzUsuńDla chłopaków to jest nowa sytuacja wbrew pozorom. Denis dopiero przyzwyczaja się, że kolega jego taty stał się jego kochankiem, a Oli z kolei na dobrą sprawę po raz pierwszy jest w związku. Ciężko będzie im się przyzwyczaić do nowych ról bez żadnych potknięć... no ale może nie będzie źle :)
UsuńSuper, bardzo się cieszę że chłopakom sie układa. Rozdział taki intensywny, wiele sie w nim wydarzyło. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńA w Warszawie jeśli bedziesz szła ze znajomymi na objad polecam resteuracje "na podwalu". Zjesz dobrze, dużo i tanio. Restauracja znajduje się na starówce.
Dzięki za rekomendację, będę pamiętać, jak znajdę się w tamtej okolicy :D
UsuńŚwietny rozdział, jak zwykle. Jestem fanką Twoich opowiadań. Mam tylko jedno pytanie, a może źle zrozumiałam pewien fragment. W momencie kiedy Andrzej zadaje to niegrzeczne, a wręcz chamskie pytanie, w kolejnym zdaniu użyte jest sformułowanie "jego adresatem był Andrzej". Mnie bardziej pasowałoby "jego nadawcą był Andrzej". Z całej rozmowy wynika, że to Denis był adresatem pytania, a Andrzej nadawcą. Przepraszam bardzo za wtrącanie się, ale jestem zachwycona Twoimi opowiadaniami i czytam je po kilka razy. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Historię Denisa i Oliego przeżywam tak, jakbym ich znała osobiście. Pozdrawiam - Beata
OdpowiedzUsuńTak, powinno być nadawca :)
UsuńPoprawiłam już to w pliku - na przyszłość śmiało pisz, jak coś zauważysz. :)
Dzięki!
Hej. Jak tam ? Jak idzie pisanie ? Teskno mi do chłopaków . Pozdrawiam w.
OdpowiedzUsuńW zasadzie to mam w planach wrzucić rozdział jeszcze dzisiaj :D
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, mam nadzieje że ta sielanka będzie jeszcze długo, długo trwać, w jednej chwili Denis taki zawstydzony a w następnej... powinna kopnąć w tyłek Andrzeja już dawno już przy jej urodzinach zachował sie jak buc...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia