4 października 2020

Francuski piesek 2: Rozdział 10

Równie groźny co szczeniak 


20 października 2018

Gdy po mieszkaniu na Kolberga rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi, skrzywił się zirytowany i dał sobie chwilę na rozbudzenie oraz zorientowanie, co się w ogóle działo. Zaraz przekręcił się na plecy i poczuł, jak Wiktor dźgnął go łokciem w bok, bełkocząc coś. Denis go nie zrozumiał, ale kilkanaście kolejnych sekund później wywnioskował, że to on ma się podnieść, bo jego brat nie ma tego w planach.

Dzwonek zadzwonił jeszcze raz, więc Armiński wpółprzytomnie usiadł, a potem spuścił nogi na podłogę i, zanim jeszcze wstał, pokręcił powoli głową we wszystkie strony, by rozprostować kark.

Miał wrażenie, że jego droga do drzwi trwała wieczność. Był tak zaspany, że nawet nie myślał, kto mógł ich odwiedzać z samego rana. Instynkt po prostu nakazywał mu otworzyć drzwi… i dopiero potem będzie się martwił, co dalej.

Dokładnie tak zrobił. Doczłapał do drzwi, nie zważając, że ma na sobie tylko podkoszulek i bokserki, przekręcił leniwie zamek, a potem nacisnął niespiesznie na klamkę. Gdy tylko dojrzał gościa, rozbudził się momentalnie.

— Oli! — zawołał z entuzjazmem i uśmiechnął się szeroko, a gdy policjant przekroczył próg mieszkania, rzucił mu się na szyję. Nie myślał w tym momencie jeszcze zbyt przejrzyście. Jego umysł wysyłał tylko krótkie komunikaty. Ktoś puka do drzwi? Otwórz. Widzisz Oliwiera? Rzuć mu się w ramiona.

— Nawet Tytan nigdy nie cieszył się tak na mój widok, kiedy wracałem do domu — stwierdził Francuz, kiedy po chwili chłopak minimalnie się od niego odsunął. Co prawda nadal zarzucał mu ramiona na szyję, ale stali już twarzą w twarz. — Dzień dobry — przywitał się w końcu, patrząc na rozkosznie zaspaną twarz Denisa.

— Teraz to już bardzo dobry — uznał chłopak i westchnął rozmarzony. — Co tu robisz? Która jest w ogóle godzina? — zapytał już bardziej przytomnie.

— Jest parę minut po ósmej. A ja… biegałem i tak jakoś dobiegłem tu — wyjaśnił, uśmiechając się. Właśnie dotarło do niego, że Denis był do niego przyklejony, a on instynktownie położył dłonie na jego biodrach. To była nowość, bo Oli nie miał w zwyczaju bywać z innymi mężczyznami tak blisko, bez żadnego kontekstu. Najczęściej seksualnego.

— Cóż, ja… spałem — wyjaśnił rozbrajająco Denis, dopiero rejestrując, że Francuz faktycznie miał na sobie dresy, ciepłą bluzę i komin sportowy.

— To ja proponuję, żebyśmy do tego łóżka wrócili — zaoferował policjant, nie chcąc napatoczyć się na drugiego bliźniaka w przedpokoju. Co prawda już rozmawiał o tym z Denisem i wiedział, że jego brat jest świadomy całej sytuacji. Nie był pewien, co o tym wszystkim sądzić, ale plusem z pewnością był fakt, że nie musieli ukrywać się chociaż przed nim, w zasadzie teraz jedyną osobą, która była blisko, na miejscu.

Denis nawet nie zdążył pomyśleć, bo Oli cmoknął go w usta, a potem zaatakował jego szyję, na co chłopak jęknął i na początku bez sprzeciwu pozwolił prowadzić się do pokoju, ale ze trzy kroki przed drzwiami odezwał się w nim rozsądek. Przecież w środku była Tośka!

— W moim łóżku jest dziewczyna — powiedział wreszcie, stawiając opór przed dalszym popychaniem.

Oli zatrzymał się, spojrzał na młodego lekko zdezorientowany, ale zaraz się uśmiechnął. To była jakaś gra wstępna? Z pewnością. Uśmiechnął się więc jeszcze szerzej i rzucił:

— Nie moje klimaty, ale jak ciebie to kręci, to zamknę oczy i jakoś to pójdzie.

Denis parsknął śmiechem, ale zaraz spróbował się opanować.

— Mówię poważnie. Koleżanka została po imprezie i odstąpiłem jej swoje łóżko — wyjaśnił, kładąc dłoń z tyłu głowy Oliwiera, po czym przeczesał jego włosy palcami. Wszystko robił instynktownie. Kontakt fizyczny z Francuzem był cudowny i uzależniający zarazem.

Oli jednak odpowiedział nieprzekonanym spojrzeniem. Można było nawet uznać, że delikatnie się spiął. Nim tu przyszedł, zastanawiał się, czy to na pewno dobry pomysł. Nawet doszedł do wniosku, że lepiej było utrzymać ich spotkania w jego mieszkaniu, bo to było najbezpieczniejsze i tam dosłownie nikt nie mógł im przeszkodzić, ale uznał, że jeżeli wpadnie tu na chwilę, to nic się nie stanie. I… nic się nie stało. Jeszcze. Mimo wszystko okazywało się, że oprócz Wiktora, [na pokładzie była jeszcze jakaś obca dziewczyna i analityczny umysł policjanta podpowiadał mu, że zaczyna się kumulować zbyt wiele czynników, które mogą ostatecznie doprowadzić do utraty kontroli nad sytuacją.

— No dobra… dostałem buziaka, to będę się zbierał. Zgadamy się jeszcze — powiedział zatem beznamiętnie.

— Nie, nie, nie — zaprotestował nieco panicznie chłopak. — Wypij chociaż ze mną kawę — próbował wynegocjować. Mina Francuza nie wskazywała na to, aby miał się zgodzić bez dyskusji, więc Armiński zmienił taktykę i nie czekając na werbalną odpowiedź, po prostu chwycił mężczyznę za rękę i pociągnął go do kuchni.

— To nie jest dobry pomysł — wyraził swoje obawy blondyn.

— Kawa to jest zawsze dobry pomysł — nie zgodził się Denis, choć doskonale wiedział, co miał na myśli jego partner.

Oli nawet gdyby chciał się dalej upierać, to nie potrafił. Wkurzało go to trochę, bo przez całe dorosłe życie żył z tym przeświadczeniem, że może robić absolutnie wszystko, co chce i kiedy chce. Teraz to okazywało się nie być takie proste. Nie pojmował, jak to się stało, że dosłownie w kilka tygodni utracił tę możliwość. Przecież wcześniej w życiu nie pozwoliłby, aby jakikolwiek facet dyktował mu warunki, nawet takie błahe. Co najwyżej by parsknął i po prostu zrobił swoje. Przy Denisie nie potrafił. Za każdym razem, kiedy tylko Armiński miał inną koncepcję — odnośnie czegokolwiek — i oferował inne rozwiązanie, Oli wewnętrznie krzyczał, że to nie w jego stylu choćby rozważać sprzeczne z jego naturą warunki, a mimo to brał głębszy oddech i dla odmiany zaczynał myśleć, czy Denis na tym dobrze wyjdzie. Jeżeli okazywało się, że to będzie dla niego dobre… pękał i się dostosowywał. Tak samo jak teraz. Wiedział, że przyjście tu będzie ryzykowne, co zresztą się potwierdziło, ale kiedy tylko dostrzegł, jak młody cieszy się na wizję wspólnej kawy, po prostu nie potrafił mu odmówić.

Poza tym nim zdążył to przed sobą przyznać — bo podświadomie wiedział, że uległ — Denis już zaparzał kawę, jakby sam wiedział, że Oli nigdzie się nie ruszy. Westchnął zatem i posłusznie usiadł przy stole, odsuwając uprzednio krzesło.

Kilka chwil potem dostał niemal pod nos kubek z parującym naparem, a Armiński usadowił się naprzeciwko, przysuwając sobie bliżej krzesło, tak by być jak najbliżej policjanta.

— Dobrze się chyba wczoraj bawiłeś, co? — zagadnął blondyn z delikatnym uśmiechem, przyglądając się uważnie chłopakowi.

— To był dziwny wieczór — stwierdził zagadkowo Denis, podpierając łokieć o stół oraz wspierając brodę na dłoni. Drugą położył na rozgrzanym od wrzątku kubku i cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy ze starszym mężczyzną.

— W jakim sensie? — zaciekawił się Francuz. — Poza tym, że masz jakąś laskę w łóżku — dodał prześmiewczo, na co i Denis się uśmiechnął, ale zaraz nieco bardziej spoważniał.

— Na początku było naprawdę sympatycznie. Wiktor ma spoko kumpli, a i moi znajomi się z nimi dogadali, tak że chyba szykuje nam się fajna ekipa… no ale był też z nami chłopak Tosi, dziewczyny, która śpi w moim łóżku — sprecyzował — i w pewnej chwili zrobiła się mega afera. Okazało się, że ten typ ma ze mną jakiś problem.

— A dziwisz mu się? Jego dziewczyna śpi w twoim łóżku — zauważył Oli, szczerząc się, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że nie taka była kolejność wydarzeń. — Jaki problem? — dopytał już poważniej i upił mały łyk ze swojego kubka. Kawa nadal była bardzo gorąca.

— No powiedzmy, że nie był fanem mojej orientacji i dosyć bezpośrednio wyraził swoją [dezaprobatę — wyjaśnił enigmatycznie chłopak, choć wiedział, że nie musi tego tłumaczyć, tym bardziej jak dostrzegł, że Oli nagłe spoważniał, a wyraz jego twarzy stał się wręcz wrogi.

— Czyli jakiś pajac obrażał cię w twoim własnym domu? — podsumował.

— Dopóki go z Wiktorem nie wyrzuciliśmy, tak — potwierdził.

— Czy… potrzebujesz, aby mu jakoś bardziej [wyjaśnić, gdzie popełnił [błąd? — zapytał wymownie, sugerując, że w każdej chwili jest gotowy [porozmawiać z tym gówniarzem, który miał czelność obrażać Denisa.

— Nie jest tego wart. — Armiński machnął lekceważąco ręką, starając się ukryć, że ten opiekuńczy ton Oliwiera mocno go rozczulił. Raczej spodziewał się jakiejś gadki w stylu, żeby olał tego typa i nie warto zawracać sobie nim głowy — bo przecież tak już się stało w przeszłości, kiedy Oli tłumaczył mu w bardzo motywujący sposób, żeby nie przejmował się opiniami ludzi. Tymczasem we Francuzie włączył się jakiś tryb ochronny i choć duma Denisa nie pozwoliłaby mu, aby Oli rozwiązywał jego konflikty, to poczuł się cholernie urzeczony, że miał takie wsparcie. — No — odchrząknął. — A Tosia się z nim pokłóciła, bo zrobił mega scenę i ostatecznie tu została, a on… w sumie nawet nie wiem, poszedł sobie.

— Przykro mi, że rozwalił wam imprezę — uznał ostatecznie Oli, nie naciskając.

— Niepotrzebnie, dopóki ten Andrzej nie zaczął robić scen, było naprawdę super. Pewnie to powtórzymy niedługo… już bez niego, rzecz jasna — tłumaczył, uśmiechając się pogodnie i już miał dla odmiany zapytać, jak wczorajszy wieczór minął Oliwierowi, ale w tym samym momencie policjant dostał SMS-a. Normalnie Denis nawet nie zwróciłby na to uwagi, ale dźwięk wiadomości spowodował, że odruchowo zerknął na wyświetlacz telefonu, który Oli położył zaraz obok na stoliku, i zmarszczył brwi. Jakiś „Alvaro”, bo pod taką nazwą był zapisany numer, właśnie dziękował Francuzowi za poprzednią noc… Nawet nie wiedział, jak na to zareagować, więc uśmiechnął się lekko skonsternowany i rzucił w żartach: — Widzę, że nie tylko w moim łóżku tej nocy znalazł się obcy obiekt.

Oliwier wyraźnie się zmieszał, chwycił telefon w dłoń, coś tam sprawdził, po czym wygasił ekran i tym razem schował urządzenie do kieszeni bluzy.

— Kolega trochę za dużo wczoraj popił i go odprowadziłem, żeby się nie plątał sam nocą — wyjaśnił, na co Armiński tylko skinął głową. Oli przypatrywał mu się uważnie kilka chwil, próbując przeczytać, co mógł sobie pomyśleć Denis, po czym zapytał: — Pomyślałeś sobie coś złego, prawda?

— Nie — zaprzeczył Denis, jednak w mniemaniu Francuza niezbyt przekonująco.

— Jeżeli chcesz o coś zapytać, to wal. Naprawdę nie mam nic do ukrycia — zapewnił, nawet nie zastanawiając się, że w zasadzie nigdy i przed nikim się tak nie tłumaczył. Nie miał pojęcia, czemu robił to teraz. Może dlatego, że faktycznie zależało mu, aby Denis nie miał żadnych wątpliwości. Wszystko szło tak dobrze… nie chciał niczego spieprzyć przez taką głupotę. Że też Denis musiał to zobaczyć!

— Nie chcę. Wierzę ci — odparł szybko chłopak, ale Oli nie miał już czasu, aby wystarczająco wybadać wyraz jego twarzy i upewnić się, że ten mówił szczerze, bo usłyszał jakieś kroki w korytarzu i w drzwiach do kuchni pojawiła się niewysoka Mulatka z burzą loków. Wyglądała na zaspaną i zdezorientowaną zarazem.

— Hej… — odezwała się niepewnie, przystając w progu.

— O, cześć. — Denis się odwrócił. — Jak się spało? — spytał, uśmiechając się do niej pogodnie.

Tosia też nieśmiało się uśmiechnęła, skrzyżowała przedramiona na piersi, obdarowała niepewnym spojrzeniem Oliwiera i dopiero opowiedziała.

— Dobrze, dziękuję. Mam nadzieję, że tobie też… wiesz, zważywszy na to, że zabrałam ci łóżko.

— Nie przejmuj się tym w ogóle — odparł, machnąwszy dłonią, a potem zorientował się, że dziewczyna przygląda się Francuzowi. — A tak w ogóle to… — zaczął, zwracając się do blondyna. — To jest właśnie Tosia, mówiłem ci o niej. — Następnie zwrócił się do dziewczyny. — Tosia, to jest Oliwier — przedstawił i niemal natychmiast dostrzegł konsternację na jej twarzy. Zapewne nie tak sobie musiała sobie go wyobrażać.

— Cześć — odezwała się w końcu, reflektując.

— No cześć — odparł dosyć sucho Oli. — Słyszałem, że działo się u was wczoraj — wtrącił, a Tosia momentalnie się zawstydziła. Nawet nie wiedziała, jak ma na to zareagować, ale wybawił ją dźwięk domofonu.

Oliwier dla odmiany poczuł nieprzyjemne ukłucie niepokoju. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały właśnie, że przyjście tu było fatalnym pomysłem. Cieszył się, że zobaczył Denisa… ale przecież mogli się zobaczyć później, u niego, tam było najbezpieczniej. Tymczasem wpadł na przypadkową laskę, której nie znał — a przez to jej nie ufał — i do drzwi właśnie zmierzał jakiś niezapowiedziany gość.

[Żeby to tylko nie była Weronika… — zaczął błagać w myślach.

Przez chwilę zastanawiał się, czy jest opcja, aby się ukryć. Może powinien wejść do łazienki? Przecież mogło mu się nagle zachcieć siku, więc to nawet nie wzbudziłoby podejrzeń… Mimo wszystko postanowił poczekać. Denis właśnie chwytał za słuchawkę, więc jakby to była Wera, uciekłby choćby na balkon. Nie mogła go tu przecież zobaczyć.

— Tak? — odezwał się zaintrygowany Armiński. Przez moment panowała cisza, jednak wreszcie osoba po drugiej stronie się odezwała:

— Ja po Tośkę.

— Spierdalaj — fuknął tylko chłopak i odłożył słuchawkę. Nie zdążył jednak nawet zrobić kroku, bo domofon rozdzwonił się po raz drugi, więc po prostu odebrał, rozłączył się i zostawił zwisającą słuchawkę na kablu, tak, by Andrzej nie mógł już zadzwonić. Gdy się odwrócił, dojrzał Tosię, która też wyszła na korytarz.

— Może powinnam… — zaczęła z widoczną obawą. Denis nawet nie musiał mówić, kto się dobijał.

— Nawet o tym nie myśl. Niech ten kretyn sobie nie wyobraża, że będziesz na każde jego skinienie. To on zjebał, więc niech się teraz postara — przerwał jej stanowczo.

Leonik nadal wyglądała na niepewną, jednak Denis popędził ją ruchem ręki, by wracała do kuchni, więc ostatecznie się odwróciła i tak też zrobiła. Zatrzymała się jednak na środku, zauważając stojącego pod oknem mężczyznę, który opierał się nonszalancko o parapet i popijał kawę, przyglądając się jej intensywnie. Aż poczuła, jak oblewa ją gorąco. Spojrzenie blondyna było niemal paraliżujące. Aż bała się utrzymywać z nim dłuższy kontakt wzrokowy. Och, tak bardzo inaczej wyobrażała sobie chłopaka Denisa. Na dźwięk imienia [Oliwier obstawiała raczej, że był to jakiś uroczy chłopiec w wieku Armińskiego, trochę od niego niższy, bardziej delikatny, może wręcz kruchy… A [ten Oliwier nie dosyć, że z wyglądu był kompletnym przeciwieństwem jej wyobrażeń, to jeszcze był jakieś dwa razy starszy od Denisa. I te dziwne różnobarwne tęczówki…

— Ciekawie zaczął się ten dzień — rzucił dla rozładowania napięcia Armiński i zaraz po tym, jak wypowiedział te słowa, rozległo się wściekłe walenie do drzwi.

Zagryzł wargę, podpierając dłonie na biodrach, Tosia obejrzała się za siebie z przestrachem, a Oli przymknął oczy i westchnął głęboko.

Gdy zobaczył, jak chłopak wreszcie odwraca się, zapewne by iść [porozmawiać z Andrzejem, chwycił go za nadgarstek i spojrzał na niego wymownie, odstawiając uprzednio kubek. Nawet nic nie musiał mówić. Po prostu minął po chwili pozostałą dwójkę i sam ruszył do drzwi.

[Nie będzie mi żaden psychiczny gówniarz przeszkadzał w piciu kawy.

Łomotanie się nasilało i dało się nawet usłyszeć przytłumione wołanie, przeplatane przekleństwami. Oli przekręcił zamek i otworzył drzwi tak zamaszyście, że aż Andrzej zamarł w bezruchu. Zapewne nie spodziewał się, że otworzy mu… jakiś potężny facet, który w dodatku miał mord wypisany na twarzy.

— Czy wiesz, kurwa, która jest godzina? — wycedził rozzłoszczony.

— Ja… — wybąkał Andrzej, zacinając się.

— Skąd ty się urwałeś? Co za zjeb przychodzi o ósmej rano i dobija się jak pojebany do obcych ludzi? — zapytał zatem Francuz, robiąc jeszcze jeden krok w stronę Andrzeja. Ten automatycznie zrobił krok w tył.

— Sorry, stary…

— Nie jestem dla ciebie żaden [stary, gówniarzu — przerwał mu. — A teraz proszę wypierdalać stąd w podskokach — poprosił [kulturalnie, wskazując schody prowadzące w dół. — Nie zmuszaj mnie, żebym ci pomógł. Uwierz, nie chcesz tego — ostrzegł, widząc nie poruszającego się nawet o milimetr chłopaka. Dopiero po tych słowach Andrzej zamrugał zdezorientowany… i zbiegł po schodach, przeskakując co drugi stopień.

Oli zamknął ostrożnie drzwi i wrócił do kuchni, kompletnie niewzruszony. Ani się nie uśmiechał, ani nie wyglądał na zdenerwowanego. Po prostu z obojętną miną sięgnął po swój kubek, upił z niego kolejny łyk i rzucił do Tosi:

— To był ten twój chłopak? — upewnił się. Dziewczyna nie odpowiedziała, patrząc na niego z przerażeniem, ale Oliwier potraktował to jako potwierdzenie, więc dodał: — No to już nie jest — zdecydował i zwrócił się do Denisa. — Dzięki za kawę, jutro powinienem mieć chwilę wolnego, więc jeśli nie zamierzasz sumiennie uczyć się cały dzień… to zapraszam.

— Już nie zamierzam — odpowiedział szybko Denis, uśmiechając się promiennie. Chciał dać wyraźnie znać Francuzowi, że z chęcią rzuci dla niego notatki w kąt.

— Świetnie. Spadam, nim znowu wpadnie ktoś niezapowiedziany — oświadczył i w momencie, w którym wypowiadał te słowa, ze swojego pokoju wyłonił się zaspany Wiktor.

— Wiecie, która jest godzina? — zapytał z pretensją zaspany. — Ludzie chcą spać — dodał.

— Wychodzę — powtórzył wymownie Oliwier i darując sobie czulsze pożegnania, po prostu uśmiechnął się do Denisa i ruszył do wyjścia. Po drodze klepnął jeszcze [po przyjacielsku Wiktora w ramię, tak, że chłopaka aż zniosło na bok, a potem wreszcie zniknął.

Następnie na kilka chwil zapanował harmider, bo Wiktor jednak nie wrócił już do spania, tylko wyszedł w samych gaciach do kuchni, gdzie zaczął dopytywać o to, co stało się wcześniej, następnie bracia postanowili, że wypada zjeść jakieś śniadanie, tym bardziej, że mieli gościa. Tosia od razu podziękowała i uznała, że powinna już iść, bo i tak nadużyła gościnności chłopaków… ale ci w ogóle nie chcieli tego słuchać. Wiktor nawet ofiarnie wyszedł z inicjatywą, że przejdzie się po świeże pieczywo. Takiego poświęcenia Tosia nie mogła nie docenić, więc ostatecznie uległa i została.

— Oliwier… — zaczęła cicho, kiedy Wiktor wyszedł, a ona usiadła przy stoliku wraz z Denisem i zaczęła popijać ciepłą herbatę, którą zrobił jej chłopak. — Nie tak go sobie wyobrażałam — przyznała.

— A jak? — zapytał z szerokim uśmiechem Denis, zupełnie jakby się spodziewał takiej deklaracji.

— Zupełnie inaczej — odparła enigmatycznie, a widząc zaintrygowane spojrzenie Armińskiego, westchnęła i doprecyzowała: — Jak powiedziałeś, że kogoś masz, to z jakiegoś powodu wyobraziłam sobie ciebie z jakimś filigranowym chłopcem… tak że wiesz, na pierwszy rzut oka widać, że to ty jesteś dominującą stroną w tym związku. — Kiedy dostrzegła jeszcze bardziej rozbawione spojrzenie, zmieszała się i zaczęła nieskładnie tłumaczyć. — Wydajesz się być strasznie opiekuńczy i tak po prostu założyłam, że to ty jesteś tą ostoją i oparciem w związku.

— Ale że co? Że przy Oliwierze wyglądam, jakbym to ja był tym, którym się trzeba opiekować? — upewnił się.

— Nie no… może nie opiekować… ale… — bąkała. — On jest przerażający — wyrzuciła z siebie wreszcie pozornie bez związku, co Denis nie mógł skomentować inaczej, jak wybuchem śmiechu.

— Zapewniam, że on jest równie groźny co szczeniak — odparł po chwili z przekonaniem.

— No nie wiem… Kiedy na mnie spojrzał, to aż miałam ochotę się gdzieś schować — wyznała.

— Oliwier jest… — zaczął Denis, ale urwał, próbując znaleźć najlepsze słowa. — Jest pewny siebie, to fakt — stwierdził. — Gdy go się nie zna, to może sprawiać wrażenie buca i chama… i taki w sumie jest dla obcych, ale zapewniam, że to tylko pozory. Nie wiem, co musiałby zrobić, żebym się go przestraszył. Chyba nie ma takiej rzeczy — zastanowił się na koniec i w duchu przyznał sobie rację. Oli zawsze próbował pokazać, jak bardzo jest twardy i nie przebierał w słowach, ale Denis nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, w której to on obrywa całym gniewem Francuza. Był sobie w stanie wyobrazić, jak ten musi być brutalny w stosunku do tych wszystkich przestępców, którzy stanęli mu na drodze, ale już nie umiał stworzyć wizji, w której to on staje się swoistą ofiarą. Oliwier nigdy by mu tego nie zrobił. Denis po prostu to wiedział.

— Jest od ciebie sporo starszy — stwierdziła znacząco Leonik.

— To prawda — przyznał Armiński sucho, nie dodając nic więcej. Nie był pewien, co Tosia miała na myśli, więc wolał zaczekać na rozwój rozmowy, zanim wyjawi więcej detali.

— Wspominałeś też wcześniej, że znacie się praktycznie od zawsze… — powiedziała chwilę potem, marszcząc brwi, jakby sobie coś uzmysłowiła.

Denis westchnął głębiej, dopił resztkę kawy z kubka Francuza i dopiero odpowiedział.

— Oli… on był zawsze częścią naszej rodziny — zaczął enigmatycznie. — Przyjaźni się z moim tatą — powiedział wreszcie, patrząc na reakcję dziewczyny.

Tosia zagryzła wargę, kładąc obydwie dłonie na kubku i znowu moment analizowała jego słowa.

— To brzmi… skomplikowanie — skomentowała wreszcie ostrożnie, na co chłopak znowu westchnął ciężej i nieśmiało przytaknął. Na jego twarzy było widać zawahanie, ale ostatecznie uznał, że może wygadać się dziewczynie. Sam nie wiedział, o co z nią chodziło, ale wzbudzała ogromne zaufanie, w zasadzie od pierwszego momentu, w którym ją poznał. Może to przez to, że była cicha i nieśmiała?

— Znaleźliśmy się w nieco popieprzonej sytuacji… ale jest mi tak cholernie dobrze, wiesz? — zapytał z nadzieją, zanim jeszcze faktycznie wyjaśnił, o jakiej sytuacji mówił. — Oli i mój tata przyjaźnią się odkąd byli nastolatkami. Naprawdę można im pozazdrościć tej więzi. No… a przynajmniej [można było, bo w gruncie rzeczy sprawy się trochę skomplikowały. — Odchrząknął na koniec niezręcznie.

— Twój tata o was wie? — Jej ton brzmiał, jakby się upewniała, a nie zadawała pytanie.

— Wie że coś czuję do Oliwiera i że Oli czuje coś do mnie, ale nie wie, że jesteśmy razem, tak… [oficjalnie — zaznaczył.

— Nie przyjął tego najlepiej? — znowu zgadła.

— W zasadzie to przyjął to bardzo dobrze, zważając na okoliczności — zaprzeczył na początku Denis. — Mój tata jest niepoprawnym optymistą i absolutnie najbardziej pogodnym i przyjaznym człowiekiem na ziemi — wyjaśnił wstępnie, aż uśmiechając się nieznacznie na samo wyobrażenie. — Nigdy się nie wścieka, nie jest narwany, stara się być zawsze wyrozumiały i nim cokolwiek albo kogokolwiek oceni, musi dokładnie przeanalizować wszystkie znane fakty.

— Brzmi jak ojciec idealny. — Nawet Tosia uśmiechnęła się na ten opis.

— Cóż, mówi się, że ideały nie istnieją, ale w takim przypadku mój tata jest człowiekiem najbliżej tego ideału — parsknął. — W każdym razie no nie był zadowolony, gdy się dowiedział. Ja jestem jego synem, Oliwiera zna dłużej, niż ja istnieję… poza tym — zawahał się przed kontynuowaniem, ale gdy dostrzegł łagodne i ufne spojrzenie dziewczyny, przełamał się — Oli ma milion zalet… ale bycie stałym w uczuciach nie jest jedną z nich.

— Czyli twój tata się po prostu o ciebie boi — wydedukowała.

— Myślę, że to dosyć istotny aspekt, który składa się na cały problem.

— Ciężko mu przełknąć, że coś romantycznego łączy jego najlepszego przyjaciela i syna — wysunęła kolejną teorię, na którą Denis ponownie przytaknął. — Więc znasz Oliwiera całe życie — podsumowała, zmieniając połowicznie temat — jak zatem to się stało, że… no wiesz — urwała pokrętnie, bo wiedziała, że chłopak sam domyśli się reszty tego pytania.

— Oli to pierwszy facet, w którym się totalnie zauroczyłem. Byłem wtedy jeszcze totalnym gówniarzem. Jak już kiedyś mówiłem, mój tata ma klub sportów walki. Oliwier też tam trenował, więc normalnym było, że przebieraliśmy się razem w szatni po treningach. Pewnego razu po prostu spojrzałem na niego inaczej niż tylko na kolegę taty. On oczywiście miał na mnie totalnie wywalone i tolerował mnie, bo tak po prostu wypadało. Jednak w końcu dorosłem. Jak próbowałem sobie wmawiać, że z wiekiem mi minie… tak okazało się, że kompletnie przepadłem. Byłem przekonany, że Oli nigdy nie spojrzy na mnie jak na mężczyznę. Czułem się zajebiście przegrany. Wiedziałem, że on nikogo nie traktował poważnie i zwodził tych wszystkich facetów, łamiąc im boleśnie serca, a mimo wszystko i tak strasznie im zazdrościłem, bo on zwracał na nich uwagę choćby przez chwilę.

— Ale w końcu zwrócił uwagę też na ciebie — wtrąciła Tosia i Denis dopiero zauważył, że wpadł w jakiś trans i opowiadał z przejęciem o tym wszystkim, co wydarzyło się raptem kilka miesięcy temu. Zamrugał nieco zdezorientowany, ale szybko się otrząsnął i kontynuował.

— Tak. Byłem taki zrozpaczony swoją straconą pozycją, że aż przestałem uważać. A Oli to policjant — wtrącił bez zastanowienia, pomimo iż obiecał nikomu nie mówić, czym w rzeczywistości zajmuje się Francuz — więc szybko się domyślił. — Kiedy skończył poczuł, jak ogarnia go delikatna panika.

— Naprawdę? — zapytała zaintrygowana i po chwili uśmiechnęła się pod nosem. — W sumie to do niego pasuje — przyznała.

— Mogłabyś o tym nikomu nie mówić? — zapytał niezręcznie. — Robi naprawdę niebezpieczne rzeczy i obiecałem, że jakby ktoś pytał, to będę mówił, że jest instruktorem strzelectwa czy coś — wyjaśnił, niemal szepcząc. Czuł się strasznie głupio. Raz, bo musiał się tłumaczyć, a dwa, bo złamał dane słowo. Szlag by to!

— Jasne, rozumiem — zapewniła Tosia, jakby to było coś oczywistego.

Denis zastanawiał się jeszcze, czy powinien wymownie zaznaczyć, by nie mówiła dosłownie nikomu, mając przez to na myśli Marcelinę, ale ostatecznie się powstrzymał. Czułby się jeszcze bardziej głupio, a i Tosia mogłaby się poczuć urażona, że traktuje ją jak idiotkę.

— No… w każdym razie sprowadził mnie wtedy na ziemię i kazał nic sobie nie wyobrażać — kontynuował zatem historię. — I wiesz co? Strasznie bałem się, że jeżeli Oli się kiedyś dowie i mnie odrzuci, to pęknie mi serce i się nie pozbieram. Okazało się jednak, że kiedy Oli poznał już prawdę, mnie zaczęło być wszystko jedno. Już nie miałem nic do stracenia. Chciałem mu udowodnić, że jestem facetem, a nie tylko dzieciakiem jego kumpla. Nie mam zielonego pojęcia, jak to się ostatecznie stało, no ale jakimś cudem jesteśmy tu. Ja jego, a on mój — podsumował i aż uśmiechnął się na ostatnie zdanie. Po raz pierwszy powiedział na głos, że Oliwier należy do niego. Serce zabiło mu mocniej, bo niby już to wiedział, w końcu udowodnili sobie [dogłębnie, że urodziło się między nimi poważne uczucie, jednak kiedy usłyszał swój własny głos wypowiadający te słowa, poczuł się jeszcze pewniej. Jakby przypieczętował ten [pakt. To już nie były tylko niewinne schadzki. Powiedział komuś o swoim związku i ta osoba nawet zdążyła poznać Oliwiera. Niby taka zwyczajna sytuacja, a cieszyła niezmiernie.

— Strasznie pokręcona historia — przyznała Tosia. — To musi być niesamowite uczucie, kiedy żyłeś w świecie marzeń i sam sobie podcinałeś skrzydła, myśląc, że to nie ma prawa bytu w świecie rzeczywistym, a tu nagle okazuje się, że jak najbardziej. Postawiłeś na swoim i… wydajesz się być strasznie szczęśliwy — podzieliła się swoimi obserwacjami, a Armiński uśmiechnął się jeszcze szerzej. No jasne, że był szczęśliwy! A teraz nawet nie musiał tego ukrywać przed obawą, że zaraz będzie musiał się tłumaczyć.

— Czasami jeszcze to do mnie nie dociera — przyznał.            — Wydaje mi się, że to sen… albo że to tylko taki eksperyment i pewnego dnia obudzę się, a Oli uzna, że już mu się znudziło            — zmienił pod koniec drastycznie narrację, zasępiając się lekko.

— Myślisz, że mógłby to zrobić? — zapytała z delikatną obawą Tosia.

— Zajebiście chcę wierzyć, że nie — powiedział i choć było po nim widać, że naprawdę nie chce tego rozważać, to jednak dało się wyczuć w jego głosie cień obawy.

— Jestem ostatnią osobą do rzucania pocieszających tekstów w stylu, że na pewno wszystko będzie dobrze, zwłaszcza, że w ogóle nie znam Oliwiera… ale zauważyłam, jak na ciebie patrzy — podzieliła się swoim spostrzeżeniem, uśmiechając się łagodnie.

— Jak? — zaciekawił się Denis.

— Jakby nie chciał cię zamordować — zdradziła niemal konspiracyjnie, na co Armiński zaczął chichotać. — A tak bardziej serio, to sprawia wrażenie gościa, który jest gotowy zrobić krzywdę każdemu, jeśli tylko spadnie ci włos z głowy — dodała już bardziej konwersacyjnym tonem.

— Jest po prostu podejrzliwy… — wyjaśnił, nie sądząc, aby Oli był jakoś szczególnie protekcjonalny w stosunku do niego. On po prostu z zasady nie ufał nikomu.

— Może… — zaczęła Tosia i zamyśliła się na moment. — Jesteś tym typem człowieka, który wzbudza zaufania i wydaje się sympatyczny już na starcie. Na zasadzie, że gdybym miała któregoś z was dwóch poprosić na przykład o wskazanie drogi, to bez zastanowienia zapytałabym ciebie. Oliwier za to kompletnie odstrasza swoją postawą. Z jednym małym wyjątkiem. Za każdym razem, kiedy zwraca się do ciebie, zmienia swoje oblicze. Patrzy na ciebie i cała jego twarz łagodnieje. Zerka po chwili na mnie i widzę coś totalnie wrogiego w jego spojrzeniu — zobrazowała.

Denis przyglądał się jej zaintrygowany, zastanawiając się, czy też coś takiego zauważył. On po prostu widział Oliwiera. Za każdym razem był to jego Oliwier — zadziorny, uroczy i stanowczy. Denis przywykł do sposobu, w jaki patrzył na niego starszy mężczyzna i nigdy jakoś szczególnie się nad tym nie zastanawiał. Ale może Tosia miała rację.

— Jesteś cholernie spostrzegawcza. I piekielnie inteligentna — zauważył wymownie i zamilkł na moment, ale wreszcie zapytał: — Co ty w nim widziałaś?

Tosia widocznie się spięła i odwróciła wzrok.

— Najciemniej pod latarnią, co? — zażartowała słabo i zerknęła krótko na Denisa, jednak zaraz z powrotem skupiła spojrzenie na swoim kubku.

Armiński bardzo chciał się zagłębić w ten temat, ale niestety nie było mu to dane, bo do mieszkania wrócił Wiktor. Gdy tylko się pojawił, atmosfera zrobiła się od razu bardziej luźna i humorystyczna, bo ten zaczął się wygłupiać, sypać żartami i generalnie był po prostu Wiktorem. Tosia dała się wciągnąć w jego grę i chyba nawet na moment zapomniała o żenującym zachowaniu Andrzeja i o scenie, jaką zrobił.

Denis obserwował to wszystko z uśmiechem, zastanawiając się jeszcze intensywniej, jak to się stało, że dziewczyna taka jak Antonia wpakowała się w związek z kimś taki jak Andrzej. Powiedzieć, że ta dwójka była jak ogień i woda, to jak nic nie powiedzieć. Chociaż nawet nie. Ogień i woda były przeciwieństwami — a te mogły się uzupełniać. Bardziej adekwatnym porównaniem byłoby już powiedzenie, że Tosia była pięknym motylem, a Andrzej… lepem na muchy.

Nie rozumiał tego. Gdyby podobały mu się dziewczyny, był przekonany, że zakochałby się właśnie w takiej dziewczynie, jaką była Tosia. Nie dziwił się, że podobała się Andrzejowi… ale była tak bardzo spoza jego ligi, że w jakiejś alternatywnej rzeczywistości mógłby co najwyżej oglądać ją przez szybę, tak jak kiepski piłkarz mógł oglądać mecze światowej klasy drużyn jedynie w telewizji.

Coś tu było bardzo nie w porządku. Tosia była jednocześnie prześliczna, inteligentna i przyjazna… a do tego stanowczo zbyt nieśmiała i wycofana. To wyglądało tak, jakby ktoś ją tłumił i wmówił, że nie powinna się wychylać.

Przypomniał sobie, że dziewczyna już przy pierwszym spotkaniu wspomniała, że nie miała zbyt łatwo w szkole i rówieśnicy jej dokuczali ze względu na kolor skóry. Ale to była tylko wymówka. Denis to wiedział aż za dobrze. Sam też posiadał pewną cechę, która potencjalnie mogła prowokować innych do prób prześladowania. Tylko że on sobie na to nie pozwolił. I tu nie chodziło o charakter, bo przecież sam nigdy nie był przesadnie wylewny i otwarty, a przez to potencjalnie nie powinien mieć siły przebicia, aby odpierać ataki. A mimo wszystko postawił granicę. Tosia natomiast najwyraźniej dała się zepchnąć poza margines.

Postanowił dowiedzieć się, dlaczego.

______________________


Damn, chciałam zdążyć przed północą, no i niestety klapa. Karoca z dyni odjechała :(

Trudno, nie będę się dłużej złościć z tego powodu (pewnie będę xD), więc przejdźmy do konkretów.

Ten rozdział jakoś nie za bardzo chciał się napisać. Może dlatego, że sama czułam, że nie jest szczególnie porywający. To jeden z tych przejściowych, który niby nie wnosi niczego szczególnego, ale bez niego akcja dziwnie by się rozjechała i przebiegała nienaturalnie, zatem musiałam go napisać, by móc zacząć "przechodzić do konkretów" - mam nadzieję, że Wy się tak nie męczyliście czytając go, jak ja pisząc. 

No ale - to też nie tak, że w ogóle nic się tu nie zdarzyło. W końcu Oli wyszedł z cienia i zaliczył swoisty coming out przed Tosią, zerwał za nią z Andrzejem, przestraszył ją, będąc po prostu Oliwierem... no ale Tosia dokonała pewnych spostrzeżeń. Myślicie, że Denis faktycznie nie powinien się martwić? W oczach Tosi Oli wygląda na kogoś, komu zależy.

Co do spraw technicznych - powinnam mieć teraz więcej czasu na pisanie, bo sytuacja z koroną znowu się zaognia, zatem trzeba siedzieć w domu... a poza tym skrócili mi czas pracy, więc no, może żeby się nie nudzić, zacznę więcej pisać (tym bardziej, że zbliżają się - przynajmniej dla mnie - bardziej ekscytujące rzeczy do opisania :D). 

Ale standardowo nic nie obiecuję. Może wena nie zechce mnie nawiedzić :/

A co tam u Was? Chodzicie do szkoły/na uczelnię/do pracy normalnie? Może ktoś już wylądował na kwarantannie? Mam nadzieję, że nie i że trzymacie się zdrowo ;)

Tyle ode mnie, do następnego!


6 komentarzy:

  1. Lubię takie "przejściowe" i niczego nie wnoszące odcinki. Ten był właśnie taki spokojny (no, może nie dla Andrzeja), leniwy i poranny.Od pierwszych rozdziałów moją ulubioną postacią jest Oliwier. I nigdy tak naprawdę nie zastanawiałam się jak on wygląda. Podświadomie widziałam Briana z Qaf. Dlaczego? Nie wiem. Może różnica wieku między Olim a Denisem. I dopiero Tosia zburzyła ten mój sielankowy obraz. Teraz już nie wiem jak ten mój ulubiony gliniarz wygląda. Zawsze, gdy coś czytam tworzę w wyobraźni film. Rola Oliwiera jest nieobsadzona. Podobały mi się też spostrzeżenia Tośki na temat spojrzeń Oliwiera. No, a już stwierdzenie Denisa: "ja jego, a on mój" powodowało szybsze bicie serca i motyle w brzuchu.Ogólnie Tosia jest super. Może Wiktor by tak zmienił obiekt zainteresowań? Piszesz tak ciekawie, że czytam po kilka razy stare rozdziały. Pisz spokojnie i nadal tak ciekawie. I niech Cię omijają wszystkie wirusy i bakterie. Do kolejnego "przeczytania" Beata

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Rozdział jak dla mnie swietny, zresztą jak każdy ,który piszesz. Opisujesz wszystko tak,że łatwo to można sobie wyobrazić . Jeżeli chodzi o toske to lubię ją. A ten Andrzej to taki prawdziwy Andrzej mam nadzieję że się odwali od Tosi i dziewczyna ułoży sobie życie z kimś dużo lepszym. Co do oliego to jestem z niego dumna . Facet się nie wycofał a to duży postem dla niego.( Gdyby nie Tosia w łóżku Denisa to by się zadziało u nich z rana ;-)) pozdrawiam życzę dużo zdrówka i dużo dużo weny .pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie to kolejny krok naprzód, Oli sam przyszedł do swojego chłopaka, pomógł pozbyć się intruza i wcale nie był zly dla Tosi. A że ona się go boi ..... no cóż, to jej prywatne odczucia. Mam nadzieję że nastepny rozdział będzie szybciej �� PLEASE

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialnie się to czyta. Może już ciąg dalszy ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. I jak tam pisanie ??? Jest szansa ,że rozdział wpadnie na ten weekend ??? Już się zastanawiam czy coś przerwie sielankę oliego i Denisa ? Pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Taki jest plan :)
      Nic nie obiecuję, ale jak nie będzie przeszkód, to postaram się dodać w weekend :)

      Usuń