25 października 2020

Francuski piesek 2: Rozdział 11

Rachunek błędów


 17 listopada 2018

Zacisnął dłonie na zmiętym prześcieradle i jęknął przeciągle, wbijając czoło w materac. Wszystkie jego mięśnie drżały jeszcze kilka sekund spazmatycznie, aż wreszcie odetchnął głębiej, rozkoszując się przyjemnym ciepłem, jakie rozlewało się wzdłuż jego ciała.

Chwilę potem poczuł gorący pocałunek na łopatce.

— …a tak w ogóle to dzień dobry — usłyszał zadowolony głos Oliwiera tuż przy uchu, na co uśmiechnął się, jednak nadal mając przymknięte oczy.

— Dzień dobry — odpowiedział półszeptem kulturalnie i westchnął głośno.

Było kilka minut po ósmej, jak obwieścił mu Francuz, po spojrzeniu na swój telefon, a jako że była sobota, wcale nie musieli się spieszyć ze wstawaniem. Tym bardziej, że poprzedni wieczór spędzili równie aktywnie, zatem dłuższa chwila relaksu z rana była wskazana.

Denis nawet nie wiedział, kiedy minęły mu te dwa miesiące. Chodził na uczelnię, sumiennie się uczył, zaliczał kolejne wejściówki czy odpowiedzi — potknął się zaledwie raz, ale wtedy cała grupa musiała powtarzać test, więc nie miał przesadnych wyrzutów sumienia — co drugi weekend wracał z Wiktorem do domu, spędzał czas z przyjaciółmi… no i oczywiście z Oliwierem. Spotykali się w mieszkaniu policjanta, choć zdarzyło im się kilka razy wyjść coś zjeść na mieście, czy udać się późnym wieczorem na spacer, żeby nie było zbyt monotematycznie. Zresztą nawet gdyby tego nie robili, Denis był przekonany, że nie było opcji, aby mogli się ze sobą nudzić. Był tak cholernie dumny, że wszystko szło im jak z płatka, że aż momentami nie dowierzał. Oliwier zachowywał się dojrzale, nie nachodziły go wątpliwości — albo po prostu nic po sobie nie pokazywał, ale i w tym przypadku oznaczałoby to, że te nie są przesadnie znaczące — nigdy nie zostawiał wiadomości Denisa bez odpowiedzi, wykazywał zainteresowanie tym, co się działo w życiu chłopaka, a i sam dosyć chętnie opowiadał o swoim dniu i nie trzeba było z niego niczego na siłę wyciągać.

Ten mechanizm między nimi po prostu działał. Mieli o czym rozmawiać, rozumieli się niemal bez słów i chętnie spędzali ze sobą czas — choć zdecydowanie nie byli nierozłącznymi ptaszkami. Ze względu na pracę policjanta i studia chłopaka chwile, które spędzali ze sobą, były przez to wyjątkowe i korzystali z nich do granic możliwości.

Dla Denisa to było jak spełnienie marzenia. Wcześniej, gdy tylko fantazjował, marzył właśnie o tym, że Oli okaże się fantastycznie dopasowanym partnerem — czułym kiedy trzeba, opiekuńczym, romantycznym… no dobra, może nie romantycznym. Tego Denis nawet nie potrafił sobie wyobrazić. Po prostu widział Oliwiera oczami duszy jako partnera, który będzie zawsze, kiedy tylko Denis będzie go potrzebował. A teraz okazywało się, że w zasadzie tak to wyglądało na co dzień.

To nie było w naturze Francuza, aby przesadnie okazywać uczucia. Nie uzewnętrzniał się, nie używał pieszczotliwych określeń, nie bujał w obłokach… ale potrafił pokazać, że mu zależy, na swój własny sposób. Czasami włączał mu się przesadnie ochronny tryb i Denis miał wrażenie, że policjant jest gotowy przetrącić dla niego kilka karków. Czasami wpatrywał się tak intensywnie, że pod Armińskim rozstępowała się ziemia. Czasami przytulał w taki sposób, że chłopak czuł, że znajduje się w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi. Czasami robił też małe, pozornie nic nieznaczące gesty, które i tak sprawiały, że Denisowi robiło się cieplej na sercu. Tak jak na przykład gdy teraz wyszedł z sypialni i po chwili wrócił do niej ze szklanką wody, którą podał chłopakowi. Robił to prawie zawsze po seksie. To nie było coś, czego Denis desperacko potrzebował… ale sprawiało mu to ogromną przyjemność i już instynktownie odczuwał pragnienie, kiedy tylko kończyli zabawę.

— To zostajesz dzisiaj tutaj? — upewnił się Francuz, nawiązując do rozmowy jeszcze z poprzedniego wieczoru. Wiedział, że Armiński miał mieć w przyszłym tygodniu ważny egzamin z biologii komórki i planował na ten weekend gruntowną powtórkę.

— Tak. Niby Wiktor twierdzi, że nie ma planów, ale i tak się boję, że z czymś wyskoczy i tylko będzie mnie rozpraszał — odpowiedział, kiedy upił kilka łyków wody. Następnie odstawił szklankę na szafkę nocną i z powrotem upadł na poduszkę z głośnym westchnieniem. Zaraz jednak skupił spojrzenie na blondynie, który przysiadł na skraju łóżka.

— Nadal nieudolnie podrywa twoją koleżankę? — zastanowił się Oli i Denis już wiedział, że to typowo grzecznościowe pytanie, a w rzeczywistości Oliwiera mało obchodziło życie miłosne drugiego Armińskiego.

— Serio nie wiem, o co z nim chodzi. Zawsze był super bezpośredni… a teraz mam wrażenie, że robi wszystko, żeby tylko zniechęcić do siebie Szyszkę. Tak to mnie podpytuje o moją „koleżankę”, a jak tylko się przypadkiem zobaczą, to są dla siebie strasznie wredni — wyjaśnił nieco zrezygnowanym tonem.

— To brzmi, jakby naprawdę wpadł i teraz po prostu robi głupie rzeczy, bo nie wie, jak ma podejść do tematu. Uwierz, wiem coś o robieniu głupich rzeczy — parsknął na koniec znacząco, na co Denis się uśmiechnął.

— W każdym razie jestem już nimi zmęczony. Postanowiłem, że już nie kiwnę palcem. Niech sami się wreszcie dogadają — uznał nieco obrażony.

— A ta Marcelina też nim jest zainteresowana? — upewnił się policjant.

— To znaczy, ona twierdzi, że nie. Jak ją o to zapytałem, to spanikowała i stwierdziła, że wymyślam. Próbowałem podpytać Tosię… ale ona jest najbardziej uczciwą osobą jaką znam. Jeśli Marcelina jej coś powiedziała, to Tosia zabierze ze sobą ten sekret do grobu. Zresztą już sam się przekonałem, że można jej ufać — nawiązał do momentu, kiedy przez przypadek wygadał się dziewczynie na temat tego, czym zajmował się Oliwier. Jak na początku delikatnie się obawiał, tak po tych dwóch miesiącach już wiedział, że słowo Tosi było bezcenne. Nie powiedziała nic nawet swojej najlepszej przyjaciółce, a Denis był pewien, że odczytałby po zachowaniu Marceliny, gdyby ta się dowiedziała.

Francuz grzecznie wysłuchał opowieści chłopaka, stwarzając nawet pozory zainteresowania, a potem oświadczył, że idzie zrobić kawę.

Denis podniósł się niechętnie, ale podążył za starszym mężczyzną do kuchni i tam od razu przykleił się do jego pleców. Od razu zrobiło mu się przyjemniej.

Stali tak nago kompletnie niezrażeni, każdy zajęty swoimi sprawami. Oliwier przygotowywał kubki i wyciągał łyżeczki, a Denis… on w zasadzie tylko stał i rozkoszował się ciepłem, jakie biło od ciała drugiego mężczyzny. W mieszkaniu Oliwiera nie było przesadnie ciepło — zwłaszcza o tej porze roku, jednak w takich chwilach Denis miał wrażenie, że przytula się do grzejnika.

— Hej, co tu masz? — zapytał znienacka, kiedy zupełnie niespodziewanie dostrzegł jakąś dziwną plamkę na barku policjanta. Znajdowała się tuż przy zgięciu szyi i wszystko wskazywało na to, że powoli zanika, ale wyglądała osobliwie… jak malinka. Malinka, której Denis zdecydowanie nie zrobił.

— Gdzie? — zapytał skonfundowany Francuz i obejrzał się na tyle, na ile pozwalała mu pozycja.

— No tu — powtórzy Denis i potarł palcem wskazującym fragment skóry, o którym mówił.

— Nie wiem — odparł tylko zbywającym tonem Oli. — Pewnie coś mnie ugryzło — uznał, po czym odwrócił się do chłopaka przodem. — Co? — zapytał, widząc jego minę.

Denis milczał chwilę, nim się odezwał.

— Nic — rzucił tylko cicho, czując dziwny niepokój. Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć na głos, co sobie pomyślał, ale szybko uznał, że sobie odpuści. Z pewnością to o niczym nie świadczyło i tylko by się wygłupił.

— Twoja mina właśnie to mówi: nic — zironizował Oli. — No co jest? — dopytał poważniej, ale ton jego głosu był nieco bardziej dosadny, jakby chciał dać znać chłopakowi, że ma mu natychmiast powiedzieć i nie kręcić.

— Serio, nic — zapewnił młody, choć po minie Francuza dostrzegł, że ten nie ma zamiaru odpuszczać.

— Denis — zaczął spokojnym tonem. — Tak fajnie to wszystko się między nami układa i utrzymamy ten stan, tylko jeśli będziemy ze sobą rozmawiać. Nawet jeśli wydaje ci się, że to coś głupiego, to i tak mi powiedz. Rozwieję twoje wątpliwości, a przy okazji dowiem się, czy nie robię czegoś nie tak  — wytłumaczył swój punkt widzenia.

— To nie wygląda jak ugryzienie — wymruczał więc niezręcznie Armiński, nie patrząc w oczy policjanta, tylko zawiesił swój wzrok na tym tajemniczym znamieniu, które starszy mężczyzna automatycznie dotknął.

— Och… — westchnął po chwili, jakby dopiero w tym momencie zorientował się, co mógł sobie pomyśleć Denis. — W sumie to nie powinienem być zaskoczony — stwierdził po chwili ze zrezygnowaniem, co spotkało się z pytającym spojrzeniem chłopaka. — W życiu nie traktowałem nikogo poważnie, więc nie dziwię się, że masz wątpliwości co do mojej wierności — wyjaśnił.

— Nie mam wątpliwości, tylko… — zaczął zaraz obronnie chłopak, ale Oli mu przerwał.

— W porządku. Bardzo bym chciał ci to jakoś udowodnić… ale nawet nie mam jak. Po prostu będziesz musiał mi zaufać i z czasem odkryjesz, że nic nie kombinuję za twoimi plecami — wyjaśnił spokojnie niezrażony, że Armiński w zasadzie oskarżał go o zdradę. Oczywiście nie w tych słowach i, tak jak to miał w zwyczaju, bardzo nieśmiało i ostrożnie, jednak mimo wszystko wydźwięk był oczywisty. Oli nawet nie umiał się z tego powodu zezłościć czy wykrzesać choć odrobinę pretensji. Przecież całe życie krzyczał swoją postawą, że nie obchodzą go żadne uczucia, poza jego własnymi. Liczyła się tylko dobra zabawa bez zobowiązań. Jak niby Denis miał bez zawahania uwierzyć, że Oli magicznie się dla niego zmienił? Był słodki i momentami nieco naiwny… ale nie głupi. Oliwier doskonale wiedział, że w odwrotnej sytuacji sam nie potrafiłby zdobyć się na zaufanie.

— Ufam ci — oświadczył cicho Denis.

— Mogę ci zatem tylko obiecać, że postaram się, abyś tego nie pożałował — zadeklarował policjant i uśmiechnął się pogodnie, mając nadzieję, że trochę rozluźni atmosferę.

Denis odwzajemnił jego uśmiech i wszystko wskazywało na to, że nie zamierzał dłużej drążyć tematu. Co więcej, po chwili go zmienił.

— Więc… Ola robi imprezę urodzinową w przyszły weekend. Zamierzasz wpaść? — zagadał, z powrotem zarzucając ramiona na szyję starszego mężczyzny.

— Nie, to by wyglądało dziwnie. — Pokręcił głową Francuz.

— Dlaczego? Przecież zawsze wpadałeś na nasze rodzinne imprezy — zauważył Denis.

— Ale wtedy mieszkałem w Białym i po prostu wpadałem tak przy okazji. Pokręciłem się chwilę, pogadałem z Marcelem i się zawijałem. A teraz? Nie zrozum mnie źle, uwielbiam Olkę… ale słodka szesnastka — zaznaczył wymownie — wydaje mi się kiepską wymówką. Nie jestem jej żadnym kolegą, żeby jechać przez pół Polski na jej imprezę — wyjaśnił swój punkt widzenia, a Armiński zagryzł wargę. Nie mógł odmówić logiki w rozumowaniu policjanta.

— Ale mogłaby się zdarzyć sytuacja, że z pracy cię po coś wyślą do Białego, nie? Przecież jeździcie na te swoje realizacje, czy coś, po Polsce, więc teoretycznie mógłbyś przypadkiem zjawić się w Białym w następny weekend? — wymyślił po chwili.

Oli uśmiechnął się, nim odpowiedział.

— Teoretycznie — potwierdził.

— Zastanów się nad tym. Na pewno chciałbyś się zobaczyć z Marcelem, to będzie dobra przykrywka — uznał chłopak i cmoknął blondyna, po czym wreszcie się od niego odkleił i sięgnął po kubek. Przy Oliwierze przywykł do picia mocnej, czarnej kawy bez mleka i cukru. Kiedyś w ogóle sobie tego nie wyobrażał, bo napar podawany w takiej formie wydawał mu się zbyt mocny i kwaśny, ale okazywało się, że sekret tkwił w dobrej i odpowiednio przyrządzonej kawie. Podaną w wersji Francuza Denis mógł znieść i nawet mu smakowała. Choć gdy robił ją sobie sam, nadal oszukiwał — dolewał trochę mleka i wsypywał płaską łyżeczkę cukru.

— Zobaczymy, jak sytuacja będzie wyglądać w następnym tygodniu i ewentualnie wpadnę — stwierdził wreszcie ugodowo Francuz, po czym udał się pod prysznic. Ten poranek był cholernie miły, jednak trzeba było wracać do rzeczywistości i chcąc, nie chcąc, musiał przygotować się do pracy.

***

24 listopada 2018

Okazywało się, że urodziny Oli w niczym nie przypominały słodkiej szesnastki. Siostra Denisa przechodziła aktualnie fazę emo — choć Denis myślał, że to przestało być modne dekadę temu — nosiła czarne ubrania, mocniej się malowało, a rodzice o dziwo zgodzili się, by zrobiła sobie — tym razem modny w ostatnim czasie — kolczyk septum w nosie. Oczywiście zaczęła też słuchać cięższego brzmienia, starała się sprawiać wrażenie mrocznej i dodatkowo podobno więcej pyskowała. Dziś postawiła na krótką, czarną sukienkę z długimi rękawami, porwane kabaretki i glany. Usta pomalowała na soczystą czerwień, włosy rozpuściła, a na szyi miała choker. Wyglądała, jakby przewodziła sabatowi czarownic… a nie wyprawiała urodziny.

Ponadto wszystko wskazywało na to, że nastolatka zapragnęła nadać swojej imprezie statusu ekskluzywności i zaprosiła tylko najbliższych znajomych, urządzając przyjęcie w salonie, zamiast poprosić rodziców o wynajęcie jakiejś sali gdzieś na mieście. Zresztą tuż po odśpiewaniu „Sto lat” i poczęstowaniu się kawałkiem tortu, sami Armiński zaszyli się w sypialni, by nie przeszkadzać… ale w gruncie rzeczy cieszyli się, że w razie czego są na miejscu i mogą kontrolować sytuację.

— Powiedz, że to nie tylko moje wrażenie — zaczął konspiracyjnym tonem Wiktor, kiedy siedzieli we dwóch na uboczu, przyglądając się grupce znajomych ich siostry. — Jak tak na nich patrzę, to wydaje mi się, że dzieli nas przepaść, a nie raptem trzy lata — podzielił się swoim spostrzeżeniem. — Aż zaczął współczuć Adzie, która siedziała razem z resztą, choć po jej minie można było wywnioskować, że tylko odlicza minuty do momentu, w którym będzie mogła wyparować i nie będzie wyglądało to niegrzecznie.

— No nie? — podłapał Denis i upił łyk piwa ze swojej butelki. — Czy my te trzy lata wcześniej też byliśmy tacy naiwni i wyglądaliśmy tak głupio?

— Nieee… — zaprzeczył od razu Wiktor. — No co ty. Z nas od zawsze były ogarnięte ziomki — dodał, zdając się nie mieć żadnych wątpliwości.

Denis wyszczerzył się głupkowato i dopiero po chwili odpowiedział.

— Jeszcze biedni nie wiedzą, że za niedługo będą pragnąć, aby móc wrócić do szkolnych czasów — przewidział.

— Kwadrans temu słyszałam, jak ta mała blondynka — skinął na nastolatkę o krótko i asymetrycznie ściętych włosach, która miała usta pomalowane na czarno — stwierdziła z oburzeniem, że czuje się ucieleśniona przez system — zdradził Wiktor, parskając.

— Chyba… uciśniona — poprawił Denis.

— Zapytałem ją o to samo. Definitywnie czuje się ucieleśniona — zaprzeczył drugi bliźniak i po chwili obaj zaczęli chichotać.

— Ech, chyba jesteśmy już na to za starzy — uznał Denis.

— Na nie na pewno. — Wiktor skinął wymownie na koleżanki siostry.

— Żadna strata. Ja mam Oliwiera… a i ty masz kogoś na oku — zasugerował Denis, podejmując kolejna próbę, aby porozmawiać z bratem o jego podchodach do Marceliny.

— Co? Niby kogo? — udał zdziwienie Wiktor, na co drugi Armiński przewrócił oczami. Już chciał coś odpowiedzieć, ale rozległ się dzwonek do drzwi. — Chyba twój książę przybył — zmienił szybko temat Wiktor.

Oliwier postanowił ostatecznie przyjechać. Nie tylko na urodziny Olki, czy dlatego, że Denis go do tego przekonywał, ale wziął dzień wolnego i postanowił spotkać się z kumplami ze starej jednostki. Kiedy tylko wspomniał Kubie, że będzie w Białym, ten zarządził, że muszą się razem napić, a Oli nawet nie zamierzał się opierać. Był ciekawy, co tam słychać na starych śmieciach.

Tymczasem Denis nie spodziewając się, że może odwiedzać ich ktokolwiek inny, podniósł się szybko i ruszył do drzwi, gdzie po kilku sekundach faktycznie spotkał swojego partnera. Jako że w przedpokoju nikogo nie było, skradł mu szybkiego całusa.

Oli skarcił go spojrzeniem, bo to było jak wodzenie losu za nos, ale ostatecznie tego nie skomentował.

— Jak tam droga? — zapytał chłopak, żeby rozładować napięcie.

— Cóż… po drodze był wypadek, no ale co to za dzień bez dzwona na S8? — mruknął nieco zrezygnowany Francuz, ale ostatecznie uśmiechnął się nieznacznie. — A co tu się dzieje? Narkotyki? Seks grupowy? Mam wzywać kolegów na pomoc? — zapytał prześmiewczo.

— Raczej seans spirytystyczny, rzucanie klątwy i… jeżeli wśród twoich kolegów jest jakiś egzorcysta to tak, może się przydać — odparł w podobnym tonie Denis.

— Nie widziałem jej dwa miesiące, nie może być aż tak źle — zaprzeczył naiwnie Francuz, za co został obdarowany stosownym spojrzeniem, ale zaraz spojrzenie Armińskiego złagodniało.

— Cieszę się, że postanowiłeś wpaść.

— Nie wiem… to nadal wydaje mi się ryzykowne — wyraził swoje zwątpienie policjant.

— Jak to mówią, kto nie ryzykuje, nie pije szampana — stwierdził pocieszająco chłopak.

— Żeby tylko to się nie okazał jakiś tani ruskacz… — mruknął Oli, co zostało skomentowane śmiechem, po czym obaj ruszyli do salonu, gdzie nagle zapanowała cisza.

— O… wow — wyrzucił z siebie policjant, przystając skonsternowany, gdy dojrzał gości i solenizantkę. Kiedy odwiedzał Armińskich dwa miesiące temu, najmłodsza córka Marcela już wykazywała silne objawy buntu. Miała na sobie czarne ubrania i była bardziej zrzędliwa, ale teraz… Denis wcale nie przesadzał, mówiąc, że ma tu miejsce jakiś seans spirytystyczny. Grupka nastolatków była od stóp do głów ubrana na czarno, w tle leciał alternatywny rock… a na stole stały kolorowe żelki i wszyscy grzecznie popijali soczki.

— Oli!  — zawołała nastolatka i wyskoczyła z fotela, biegnąc z uśmiechem w stronę policjanta, którego przerażenie na twarzy nie mogło być w tej chwili większe.

— Odpowiedź na jakąkolwiek prośbę brzmi: nie — powiedział profilaktycznie, co spotkało się tylko z chichotem dziewczyny, która najpierw mocno go przytuliła, a potem rzuciła do swoich znajomych:

— Mówiłam wam, że jest przezabawny!           

Francuz spojrzał niepewnie na Denisa, która tylko wzruszył ramionami, mając nie mniej skonsternowaną minę.

— To ten… to dla ciebie — oświadczył starszy mężczyzna i podał elegancką torebkę dziewczynie. Postawił na klasyczne rozwiązanie. Kupił jej słodycze, jakąś zapachową świeczkę i dołączył kopertę z pieniędzmi. — Kup sobie… — zaczął, ale się zaciął… — albo zainwestuj w terapię — zaoferował alternatywę pod nosem.

— Dziękuję! — zawołała i ponownie rzuciła mu się na szyję. — Jesteś moim ulubionym wujkiem! — dodała uradowana, a Francuz się skrzywił.

— Zostańmy przy Oliwierze — zdecydował.

— Jak chcesz. — Wzruszyła ramionami. — Napijesz się czegoś? Chodź! — Pociągnęła go do stolika i zaczęła przedstawiać przyjaciół.

— Jaka jest szansa, że kiedy my sobie tak tu bezwiednie popijaliśmy piwo, oni wywoływali duchy i jakiś opętał Olkę? — zapytał dyskretnie Wiktor swojego brata, obserwując tę niecodzienną sytuację.

— To bardziej prawdopodobnie, niż że bez powodu zrobiła się miła — przyznał Denis, przyglądając się, jak zdezorientowany policjant stał z pokerową miną i dzielnie wysłuchiwał pytań nastolatków, bo Ola zdradziła im, że jest policjantem.

W końcu przyszło wybawienie.

— Oli! — usłyszeli rozentuzjazmowany głos Marcela, który zajrzał do salonu.

— Marcel — odpowiedział z widoczną ulgą na twarzy Francuz i podszedł przywitać się z przyjacielem. Nawet nie próbował stwarzać pozorów, że z chęcią uciekł. — Twoja córka chyba założyła kult — rzucił panicznie, kiedy był już na tyle blisko Marcela, że mógł szeptać.

— Ala mówi, że dopóki nie będą składać ofiar w ludziach, to nie powinienem doszukiwać się logiki i zawracać sobie głowy — wyjaśnił.

— Jeszcze kilka tygodni temu mnie nienawidziła, a teraz twierdzi, że jestem jej ulubionym… wujkiem — powtórzył, krzywiąc się i idąc za Marcelem do kuchni.

— No to nie masz czego się obawiać. Ciebie nie złoży w ofierze — wywnioskował Marcel, a potem nagle się zatrzymał i chwilę się nad czymś zastanowił. — Chociaż… może próbowała się do ciebie zbliżyć, żeby zdobyć twoje zaufanie i sprawić, byś poddał się bez walki.

Oliwier skomentował to wymownym milczeniem.

— Chcesz piwo? — zapytał bardziej normalnym tonem Armiński.

— Nie, dzięki. Zaraz uciekam, bo umówiłem się z kumplami — odmówił szybko Francuz.

— Dzięki… — mruknął z sarkazmem Marcel i mimo wszystko wyjął butelkę dla siebie.

— Oj wiesz, o co mi chodzi. To taki policyjny zjazd — wyjaśnił zaraz, mimowolnie czując, jak coś go zakuło. Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby zaprosić Marcela. Nigdy tego nie robił i jakoś to zawsze było jasne, że odgradzał kumpli z pracy i tych nie z pracy.

— Spoko. Ale mimo wszystko czuję się pominięty — wypomniał Armiński.

— Co powiesz na jutro? I tak wziąłem wolne, a w poniedziałek mam nockę, więc… — urwał znacząco.

— No, elegancko wybrnąłeś — pochwalił Marcel. — W ogóle gdzie się zatrzymasz? — Zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, że Oli przecież już nie miał lokum w Białymstoku. — Tylko nie mów, że wynająłeś jakiś pokój w hotelu… — dodał, a w jego głosie było słychać karcący ton.

— A wiesz, znam paru meneli z rewiru, którzy z chęcią podnajmą mi na jedną nockę miejsce na ławce w parku — odparł nonszalancko i po tym, jak Marcel parsknął, dodał poważniej: — Kuba powiedział, że mogę u niego przekimać. Jego narzeczona pojechała do rodziców w Suwałkach, tak że przyjdzie jeszcze paru kumpli i posiedzimy sobie przy piwku — wyjaśnił.

— To jutro na kaca śniadanko u Ali? — zasugerował wymownie Marcel.

— Ty to powiedziałeś — zgodził się Oli, szczerząc się. — Dobra, będę uciekał, póki mogę — wtrącił z udawaną grozą i skinął w kierunku salonu, gdzie odbywały się urodziny. — Widzimy się jutro — dodał, a potem razem skierowali się do wyjścia.

— Oho, słyszę ogary piekielne za drzwiami — rzucił Marcel, kiedy zbliżyli się do drzwi. Psy od jakiegoś czasu biegały po posesji i ewidentnie zaczęły się interesować, co się dzieje w środku.

— Tak, o mało mnie nie zjadły, jak tylko wystawiłem nogę z samochodu — zaśmiał się Oli.

Ta niezobowiązująca gadka trwała jeszcze kilka minut i to był czas, który policjant w pełni wykorzystał na wyczucie nastroju przyjaciela. Sam nie wiedział dlaczego, ale od razu założył, że jeżeli znajdzie się w tym samym miejscu co Denis, to Marcel automatycznie coś sobie pomyśli i zacznie być podejrzliwy. Może po prostu Oli stał się na tym punkcie zbyt paranoiczny? Bowiem w tej chwili wszystko wskazywało na to, że sytuacja jest ustabilizowana, a Marcel wyglądał, jakby rzeczywiście miał ochotę spędzić trochę czasu ze starym przyjacielem, a nie zapraszał go tylko z grzeczności.

To uspokoiło Oliwiera. Dawno nie widział się z Armińskim — pomimo iż czasami rozmawiali przez telefon — i obawiał się, że ich ponowne spotkanie twarzą w twarz będzie niezręczne, dziwne… obce. Tymczasem Marcel wyglądał, brzmiał i zachowywał się dalej dokładnie tak samo, jak Oliwier zapamiętał, i jak chciał, by Marcel dalej się zachowywał. Może zatem niepotrzebnie się biczował i nadal mogli być przyjaciółmi?

Kiedy jednak wsiadał do samochodu, coś ścisnęło go boleśnie za gardło.

Może. Może mogli dalej się przyjaźnić. Problem polegał tylko na tym, że Marcel nie był świadomy, co Oli robił za jego plecami. Jaka byłaby to zatem przyjaźń?

Nie mógł tego robić w ten sposób. Musiał albo się kompletnie zdystansować… albo powiedzieć prawdę. Okłamywanie Marcela i udawanie, że wcale nie sypia z jego synem absolutnie nie wchodziło w grę. Mógłby w ten sposób okłamywać wszystkich i nie mieć grama wyrzutów sumienia.          Ale nie Marcela.

***

25 listopada 2018

Naprawdę miło spędził poprzedni wieczór. Pomimo chwilowego rozstrojenia i nieprzyjemnych myśli po spotkaniu Armińskiego, kiedy tylko pojawił się w drzwiach swojego starego partnera, humor mu się poprawił. Doszło jeszcze czterech kolegów i w szóstkę kulturalnie wypili po kilka drinków i powspominali stare czasy, a także wymienili się spostrzeżeniami na temat tego, co działo się u nich obecnie.

Oliwierowi udało się obudzić bez kaca, zatem wstał wcześniej, a jako że Kuba już takim szczęściarzem nie był, to Oli postanowił, że dopóki jego kolega nie doprowadzi się do porządku, sam pospaceruje po znajomej okolicy i… po prostu sobie pomyśli.

Taki spacer dobrze mu zrobił. Poukładał sobie co nieco w głowie i poczuł jakąś nową energię. Nadal nie miał pojęcia, co zrobić, ale przestał czuć się przytłoczony i uznał… że porozmawia o tym z Denisem. Tak. Uznał, że podzieli się swoim problemem i odda część kontroli chłopakowi, by wspólnie wypracowali rozwiązanie. Aż się nie poznawał.

Kiedy wrócił do mieszkania Kuby, ten wyglądał już nieco lepiej. Poczęstował Francuza kawą, pogadali jeszcze chwilę, aż wreszcie blondyn uznał, że pora ruszać w drogę i wpaść z zapowiedzianą wizytą do Armińskich. Miał nadzieję, że Ola wraz ze znajomymi nie spaliła dobytku wraz z domownikami w ramach ofiary dla szatana.

Pomimo lepszego nastroju i o wiele pewniejszego podejścia, czuł lekkie podenerwowanie. Znowu miał wpaść do Armińskich w trakcie śniadania i spotkać dosłownie wszystkich przy stole. Niby robił tak mnóstwo razy w przeszłości, najczęściej spontanicznie… tylko że w przeszłości nie sypiał z jednym z nich.

Jeden problem na raz — polecił sobie motywacyjnie, kiedy był już na pojeździe.

Zaraz jego uwaga została rozproszona, bo standardowo samochód obiegło stado dobermanów, które w niezbyt wyrafinowany sposób zaczęły domagać się pieszczot. Oliwier ani myślał je wymijać, więc nim ostatecznie zapukał do drzwi, spędził jeszcze dobre dziesięć minut na poklepywaniu, głaskaniu i zapewnianiu, że wszystkie są „dobrymi pieskami”.

— Zdecydowanie nie cieszyły się aż tak bardzo na mój widok — zaczął z udawaną pretensją Denis, który mu otworzył i który musiał obserwować sytuację przez okno.

— Po prostu dłużej mnie nie widziały — spróbował uargumentować Francuz.

— Widziały cię wczoraj — przypomniał mu dobitnie Denis, na co policjant wzruszył ramionami.

— Ciągnie swój do swego — stwierdził ostatecznie, na co chłopak parsknął i przepuścił go w przedpokoju, a następnie wspólnie udali się do jadalni, gdzie rodzina zdawała się dopiero zaczynać posiłek.

Oli został zaproszony do stołu, na co z chęcią przystał, bo cholernie stęsknił się za przysmakami Alicji, i spędzili naprawdę miłe dwie godziny na rozmowach o wszystkim i niczym. Żartowali, wygłupiali się, czasami schodzili na trudniejsze tematy, ale szybko zawracali, gdy nastrój robił się zbyt poważny. W tak przyjaznej atmosferze czas minął błyskawicznie. Francuz aż poczuł lekką konsternację, kiedy powolutku ludzie zaczęli odchodzić od stołu. Było aż tak przyjemnie.

Ostatecznie sam się podniósł i nawet pomógł coś tam odnieść do kuchni, żeby stworzyć wrażenie, że do czegoś się przydał. Gdy wrócił do jadalni, wszyscy do reszty wyparowali i nagle zrobiło się tam pusto. Nie było nikogo, oprócz Denisa. W tle było słychać Alę, która uderzała talerzami, wsadzając je do zmywarki.

Przez całe śniadanie obaj udawali, że nie widzieli się równie długo, co Oli z resztą rodziny. Starali się zachowywać zwyczajnie, ale raczej unikali bezpośredniego kontaktu. Lepiej było nie kusić losu. Tak było na razie bezpieczniej.

Teraz Denis zabrał ostatnią szklankę ze stołu, a potem ruszył do kuchni, by i ją oddać do mycia. Kiedy to robił, przeszedł — niby zupełnie przypadkiem — bardzo blisko Oliwiera. Tak blisko, że zaczepił go niewinnie opuszkami palców. Francuza aż przeszedł dreszcz, kiedy poczuł dotyk na swoim biodrze, tym bardziej, że chłopak nawet się nie zatrzymał, tylko po prostu wyszedł z jadalni.

W tej samej chwili do pomieszczenia z powrotem wszedł Marcel. Oliwiera przeszedł kolejny dreszcz — tym razem zimny. Czy to możliwe, że zobaczył gest Denisa? Nie. Denis już się oddalał, kiedy Marcel wszedł. Tylko dlaczego starszy Armiński miał taką minę? Niby przyglądał się Oliwierowi normalnie, ale w jego spojrzeniu było coś takiego, jakby chciał powiedzieć: „Wiem, co zrobiłeś”.

Francuz przełknął ślinę.

— Kawa na tarasie? Zamontowałem jakiś czas temu wiaty, więc jest tam całkiem przyjemnie — zaoferował Armiński, co chwilowo zbiło policjanta z tropu. Znowu zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie przesadza i czy to nie jego paranoja.

— Czemu nie — przystał wreszcie na ten pomysł, starając się nie pokazać po sobie zdenerwowania. Sam fakt, że musiał to robić, wydał mu się nienaturalny.

Tak więc Ala zrobiła im kawę, a sama poszła na spacer z bliźniakami i psami do okolicznego lasu.

Na początku mężczyźni usiedli w ciszy na dużych, wiklinowych fotelach, które były wyłożone miękkim obiciem, i rozkoszowali się widokiem ogrodu. Tego ranka nad Grabówką rozciągała się gęsta mgła i choć obecnie powoli opadała, to właśnie dzięki temu efekt był niesamowity i cieszył oczy. Na wysokości pasa powietrze było już przejrzyste, natomiast poniżej rozciągała się półprzejrzysta, mleczna zawiesina, spod której wyłaniały się korony drobniejszych krzewów.

— To wygląda zajebiście. — Oli wyraził swoją aprobatę na głos. Raczej nigdy nie przywiązywał większej wagi do otaczających go okoliczności przyrody, tak tym razem był zachwycony. Nie dało się nie skomentować takiego widoku.

— No nie? — zapytał retorycznie Marcel, rozgrzewając dłonie o filiżankę z kawą.

— Przez ułamek sekundy aż pomyślałem, że ci zazdroszczę, bo ja z okna widzę… po prostu kolejny blok — mruknął ironicznie.

— Naprawdę nie mogłeś się powstrzymać, co? — zapytał niemal w tej samej chwili Marcel. Jego głos był opanowany i wręcz lekki. Oli przez to na moment poczuł zdezorientowanie i musiał się dłużej zastanowić, o czym mówił jego przyjaciel. Czy on…? Och.

Nawet nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Iść w zaparte nie chciał, bo czuł, że tylko by się pogrążył, a po prostu zacząć się tłumaczyć też nie potrafił. Co prawda nawet wczoraj myślał o tym, by powiedzieć o wszystkim Marcelowi, ale mężczyzna zdążył go zaskoczyć. Tak bardzo, że Oli nawet nie zdążył się zdenerwować.

— Zazwyczaj jesteś bardziej wygadany — rzucił złośliwie Marcel.

— Bez względu na to co powiem, i tak nie zrozumiesz… — zaczął więc ostrożnie Oli. Pomagał fakt, że nie patrzyli na siebie, tylko wpatrywali się w ogród.

Jak na złość jednak Marcel wlepił w policjanta wzrok.

— Och, tak myślisz? — zapytał z sarkazmem.

— Co ci się wydaje, że się dzieje? — odpowiedział zatem pytaniem na pytanie Francuz.

— Sprytnie — pochwalił, Marcel, ale Oli wcale nie poczuł, jakby otrzymał komplement. — Tak naprawdę to nawet nie obchodzi mnie, co się dzieje — zaczął poważniej Armiński. — Ale powiem ci, co się stanie — dodał wręcz złowrogo. Francuzowi cholernie nie podobała się ta zmiana tonu. — Mój syn będzie przez ciebie cierpiał — przewidział.

— Nie… — chciał zaprzeczyć Oliwier, ale Marcel nie pozwolił mu dokończyć.

— Złamiesz mu serce. Narobisz mu nadziei, pokażesz, że potrafisz wykrzesać z siebie odrobinę człowieczeństwa, a potem przy pierwszym lepszym kryzysie podkulisz ogon i tak po prostu go zostawisz — zawyrokował twardo.

— Właśnie tak o mnie myślisz? Że zwieję z dnia na dzień? — zapytał z niedowierzaniem, znajdując odwagę, aby na niego spojrzeć.

— Nie myślę, Oli. Ja to wiem — potwierdził z pełnym przekonaniem Marcel.

— Wow… okej — parsknął z urażeniem policjant.

— A co, kurwa? Może będzie inaczej? — warknął Armiński, ostatecznie dając blondynowi do zrozumienia, że żarty się skończyły. — Problem polega na tym, że ja znam was lepiej obydwu niż wy sami siebie i siebie nawzajem — wyjaśnił pewnie. — Denis będzie się starał i każdą próbę odrzucenia wytłumaczy sobie, że to z nim jest coś nie tak i to on zawinił. Tobie natomiast może się wydawać, że teraz będzie inaczej i teraz się postarasz… ale poczekajmy, aż sytuacja zacznie wymagać od siebie zaangażowania i poświęcenia. Uciekniesz, bo to prostsze i mniej bolesne. Bo zawsze tak robisz — uświadomił brutalnie.

W Oliwierze się zagotowało i dało się dostrzec gołym okiem, jak przyspieszył mu oddech. Nikt mu tak dawno nie podniósł ciśnienia, jednak wykrzesał z siebie resztki zdrowego rozsądku, wziął kilka głębszych oddechów i dopiero się odezwał.

— Nie powinienem być zdziwiony, że tak to postrzegasz. W zasadzie nigdy nie dałem ci powodu, aby myśleć inaczej — zaczął od stwierdzenia czegoś oczywistego. Dokładnie to samo powiedział tydzień wcześniej Denisowi. Nie był pewien, czy próbował w ten sposób przekonać Marcela, czy po prostu sprawić, że wypowiedzenie myśli na głos pozwoli mu na pogodzenie się z przedstawionymi faktami. — Próbowałem trzymać się od niego z daleka — dodał już bardziej bezsilnie. — Musisz mi uwierzyć, że zrobiłem wszystko, co tylko mogłem, aby wybić Denisowi, a przy okazji sobie, ten pomysł z głowy — zapewnił.

— Widocznie nie byłeś wystarczająco zmotywowany — zakpił Marcel.

— Widocznie zależy mi na nim tak bardzo, że postanowiłem zaryzykować wszystko — poprawił go Oli, a Marcel na moment zamilkł. — Wiesz czego się obawiam? Że możesz mieć rację. Boję się, że pomimo tych wszystkich kroków na przód, w pewnej chwili obudzą się we mnie te uśpione instynkty i zrobię taktyczny odwrót. Ale już na to za późno. Wiem, że prawdopodobnie myślisz, że powinienem się wycofać, póki sprawy nie zabrnęły jeszcze aż tak daleko i profilaktycznie…

— O nie, nie, nie — zaprzeczył szybko Armiński. — Mnie w to nie mieszaj. Jeżeli to spierdolisz, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. Ani mi się waż próbować tłumaczyć swojej przyszłej porażki tym, że ja cię do czegokolwiek namawiałem — zastrzegł szybko.

Oli parsknął.

— Gdybym to zrobił, już nigdy nie mógłbym spojrzeć w swoje odbicie w lustrze — wyjaśnił policjant. — Czuję, że jestem przy nim inny — zaczął z innej strony. — Zależy mi, żeby być z nim szczery i pozwolić mu się poznać — zapewnił, na co Marcel tylko niegrzecznie parsknął. Oli obdarzył go zatem pytającym spojrzeniem.

— …ale nie za bardzo? — zgadł. — Pozwolisz mu się poznać, ale tak na wszelki wypadek nie będziesz otwierał się za bardzo, żeby nie poznał za dużo niewygodnych faktów.

— O co ci chodzi? — zapytał wprost Francuz.

— Opowiedziałeś mu, co robił ci ojciec? Co się stało z twoją matką? Co czułeś całe dzieciństwo? Dlaczego poszedłeś do policji? — pytał, choć doskonale wiedział, że odpowie mu cisza. — Powiedziałeś mu, że chciałeś, się zabić? — zrzucił na koniec bombę.

— Po co miałbym mu mówić takie rzeczy? — zezłościł się blondyn. — To przeszłość, sam nie chcę o tym pamiętać, a zwalanie tego na Denisa…

— Pewnie — przerwał mu Marcel. — Niech naiwnie myśli, że po prostu jesteś takim twardzielem od urodzenia. Że to naturalny proces i tak po prostu jesteś zajebisty. — Jego ton głosu aż ociekał ironią.

Oli znowu zamilkł. Marcel tak skutecznie obalał każdy jego argument, że brnięcie w zaparte byłoby idiotyczne. A jako że nic mądrego nie przychodziło mu do głowy, wolał to przemilczeć.

— Skąd wiedziałeś…? — zapytał po dłuższej chwili, ponownie kierując spojrzenie na ogród. Nie dokończył pytania, ale wiedział, że Marcel będzie dokładnie wiedział, o co chodziło.

— Naprawdę znam was lepiej, niż wy sami — powtórzył mężczyzna, już o wiele spokojniejszym tonem. —  Od razu zauważyłem, że coś się dzieje, jak kilka tygodni temu chłopcy wpadli na weekend. Denis po prostu zachowywał się inaczej. Potem, kiedy czasami rozmawiałem z tobą, ty też brzmiałeś inaczej. Nie miałem żadnych dowodów… ale po prostu czułem.

— Przykro mi, że tak wyszło — wymruczał Oli.

— Przykro, to ci dopiero będzie — zapewnił Marcel, a grozy temu twierdzeniu dodawało, że powiedział to zupełnie zwyczajnie, bez złości czy zdenerwowania.

— Więc co… dajesz mi znać, że już wiesz i… po prostu nic z tym nie zrobisz? — upewnił się skonfundowany Oliwier. Ta rozmowa była przerażająca, ale też dziwna. Naprawdę przestał widzieć w niej sens, a to tylko potęgowało jego niepewność.

— A co niby miałbym zrobić? Zabronić wam się spotykać? Ściągnąć tu z powrotem Denisa i zamknąć go w pokoju? — zadrwił Marcel. — Jest dorosły. Ty też. Obaj nie macie pojęcia, co wyprawiacie i pęka mi serce, bo wiem, jak to się skończy… Po prostu muszę tu wtedy dla niego być. Nigdy nie będę jego wrogiem.

Oliwier ponownie zaniemówił. Jednak tym razem powód był inny niż tylko brak kontrargumentu. Autentycznie nigdy w życiu nie zabrakło mu słów, tak jak teraz. Przytłoczyły go ogromne wyrzuty sumienia pomieszane z ulgą i wdzięcznością, że kiedy faktycznie wszystko spierdoli, Marcel będzie tu dla Denisa i zrobi wszystko, by poskładać go do kupy.

— I co ja mam na to odpowiedzieć? — zapytał zupełnie szczerze.

— Nie wiem, Oli. Nie musisz nic odpowiadać. Podjąłeś decyzję i teraz musisz zmierzyć się z jej konsekwencjami. W tym ci nie pomogę. Wiedz tylko, że nigdy aż tak bardzo nie chciałem się pomylić, jak w tej kwestii. Zrób wszystko, żeby wyprowadzić mnie z błędu.

Oliwier naprawdę chciał. Denis był dla niego ważny i pragnął stanąć na rzęsach, żeby tylko go nie zawieść. Nie był pewien, co dokładnie do niego czuł. Był zauroczony, to pewne. Miłością nazwać by się tego nie odważył — tym bardziej na głos. Obawiał się, czy kiedykolwiek będzie potrafił.

A co jeśli faktycznie nie potrafił? Co, jeśli szczere chęci nie będą wystarczające, bo po prostu nie jest człowiekiem zdolnym do miłości?

Obiecał sobie w duchu, że faktycznie zrobi wszystko, aby wyprowadzić Marcela z błędu, jednak jego przyjaciel miał dziś przytłaczająco mnóstwo racji. Z każdym kolejnym zdaniem udowadniał Oliwierowi, że doskonale wie, co się dzieje… i co się stanie.

Dlaczego więc w tej jednej kwestii miał się mylić?

Co prawda zawsze istniał rachunek błędów, jednak po wstępnej kalkulacji Oliwier doszedł do ponurego wniosku, że statystyka nie przemawiała na jego korzyść.

______________________________

Sielanka, sielanka... i po sielance? A może jednak nie?

Jak interpretujecie rozmowę Marcela z Olim? Słowa Armińskiego sprawią, że Oli będzie się pilnował, czy dojdzie do samospełniającej się przepowiedni, bo Oli będzie tak desperacko doszukiwał się oznak końca, że faktycznie coś spieprzy?

Z plusów - no to Marcel aż tak bardzo się nie wściekł. :) Choć... może Oli zniósłby to lepiej, gdyby się po prostu pokłócili, a nie gdyby wysłuchał niesamowicie smutnej wizji?

Wnioski do wyciągnięcia pozostawiam Wam.


A teraz trochę prywaty.

Wiecie, że niespecjalnie się tu uzewnętrzniam, bo po pierwsze nie czuję takiej potrzeby, a po drugie jesteście tu po to, żeby coś sobie przeczytać i wyluzować, a nie zagłębiać się w rozterki autorki.

Jednak sytuacja jest jaka jest, a ja czuję, że jak już mam pisać o życiu prywatnym, to teraz.

Nie da się ukryć, że ostatnio jest tu mnie coraz mniej. Napisanie rozdziału to dla mnie ogromny wysiłek i chwilowo nie czuję się w trakcie pisania, jakbym robiła coś odprężającego - dla siebie, a bardziej mam wrażenie, że to przykry obowiązek.

Zastanawiałam się, z czego to wynika. Bo przecież mam wenę (wbrew pozorom). Kiedy jestem w pracy, wracam do domu, robię obiad, idę po zakupu - w głowie mam wizje, całe sceny, dialogi... a kiedy otwieram Worda, przelewam słowa z trudnością i mam wrażenie, że to brzmi kompletnie nie tak, jak chciałam. Oczywiście nie dzieje się to bez przerwy - w końcu napisałam ten rozdział i jestem z niego bardziej zadowolona niż z poprzedniego. Bardziej chodzi o tendencję. Kiedyś takie zawiechy łapałam sporadycznie. Teraz sporadycznie mam ochotę pisać.

Ale w sumie to nawet nie o tym chciałam napisać.

Bo wiecie, zaczęłam się zastanawiać, z czego się to bierze. Przecież wspominałam Wam, że nowa praca okazała się świetna, przeprowadzka wcale mnie jakoś przeraźliwie nie wymęczyła, powoli odnajduję się w nowy mieście. Naprawdę nie czuję się zestresowana. Czuję się zwyczajnie.

...Tylko że nie do końca, jak się okazuje. Moje ciało ma na ten temat inne zdanie. Początkowo nawet nie połączyłam faktów. Trochę więcej mnie wysypuje? To pewnie przez inną twardość wody. Częściej boli mnie głowa? Nosimy wszędzie maseczki, a i jesienna pogoda nie sprzyja spacerom. Okres spóźnia mi się o trzy tygodnie? No... to trochę dziwne, ale w końcu się pojawił, więc luz. Większe zmęczenie, pomimo iż pracuję mniej? No to też na pewno przez pogodę. Ten guz w piersi, który znalazłam podczas prysznica? Eee...

Ta historia ma happy end (tak jakby). Ostatni tydzień był dla mnie koszmarem, bo już myślałam o najgorszym, a do lekarza szłam jak na własny pogrzeb. Po zbadaniu okazało się, że to tylko torbiele (zdecydowanie więcej niż jedna), które - fanfary - w tak dużej ilości i w tak krótkim czasie mogą powstawać na skutek stresu! 

Chyba nie zdawałam sobie sprawy, że w rzeczywistości nowa sytuacja mnie przytłoczyła. O wiele bardziej, niż mi się zdawało. 

Powody, dla którego o tym wszystkim pisze są dwa. Po pierwsze: bądźcie dla siebie dobrzy i słuchajcie swojego ciała. Wiem, że żyjemy w Polsce, więc o wyeliminowaniu stresu nie ma mowy, ale trzeba pamiętać w tym wszystkim o sobie. 

Po drugie: badajcie się. Jakiś czas temu przeprowadziłam na Wattpadzie swoistą ankietę i okazuje się, że znaczna część moich czytelników to osoby dorosłe, a dorosłość ma niestety to do siebie, że łatwiej może się coś przyplątać (jak na przykład jakiś niechciany guz w piersi - bez względu na płeć!). Zaliczyliście w tym roku badania krwi, cytologię czy USG piersi? 

Ja się postaram zapanować nad swoim stresem, co mam nadzieje, że przełoży się ostatecznie na wenę, a żeby nie kończyć tak depresyjnie, to podjęłam decyzję, że "Sezon na grilla" wróci na Wattpada (na bloga nie). Stanie się to oczywiście dopiero po tym, jak skończę publikować "Osobliwość" (czyli jakoś w grudniu), a nad ewentualnym wydaniem czegoś na papierze pomyślę, jak uda mi się skończyć FP.

A na koniec, jako że mamy w pełni spooky season i Halloween jest tuż za rogiem, to zachęcam do przypomnienia sobie (albo do zapoznania, jak ktoś w ogóle nie czytał) krótkich, mrocznych opowiadań: "Dopóki śmierć nas nie rozłączy" i "Zimna noc, zimna woda, zimny trup" (napisane z Naru_Mon), które znajdziecie na blogu. :)


Tyle ode mnie, do następnego!

11 komentarzy:

  1. Rozmowa Oliego i Marcela - rewelacja. Myślałam, że będzie bardziej burzliwie, ale w sumie, jak powiedział Marcel, obaj jesteście dorośli. W całej tej rozmowie widać jak Marcel kocha swoje dzieci i jaki jest mądry. A Oli? Jest tylko człowiekiem. W najlepszej sytuacji jest Denis. Ma swoje chwile szczęścia. Lepiej robić i żałować, niż żałować, że się nie robiło. Jak ja czekałam na ten odcinek. Codziennie sprawdzałam, czy już jest. Coraz mniej jest opowiadań o tej tematyce. No i jeszcze, żeby trzymały poziom tak jak Twoje. Te dolegliwości zdrowotne to stres, który wychodzi po fakcie. Żyłaś na adrenalinie i wysokich obrotach. Może jakaś joga albo medytacje. Nie wiem co Ci może pomóc. Życzę chęci do pisania, bo gdzieś czeka czytelnik, który z koroną na głowie ma bardzo dużo czasu. Pozdrawiam Beata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba sam Oliwier myślał podobnie - że sytuacje będzie o wiele bardziej burzliwa. Choć dla niego to jest raczej jeszcze gorsza opcja. Nie spodziewał się tego, a co za tym idzie, pewnie teraz nie będzie wiedział, jak sobie z tym poradzić.
      Bardzo się ciesze, że rozdziały są takie wyczekiwane i przepraszam, że nie jestem w stanie wstawiać częściej.
      Już jest u mnie nieco lepiej i mam nadzieję, że obejdzie się bez innych kryzysów. :)

      Usuń
  2. Cześć!
    Dobrze tu znowu coś pisać. Nie będę się tu za mocno rozwodzić nad moją prywatą, ale ostatnio u mnie w życiu się sporo działo i ciężko mi się było nawet zebrać, żeby coś przeczytać czy skomentować. Ale jak już zasiadałam do Twojego bloga, to kolejne rozdziały zawsze bardzo poprawiały mi humor! :D I byłam też przy Tobie dobrej myśli, kiedy się przeprowadzałaś, tak że bardzo mnie cieszy, że odnalazłaś się w nowej pracy.
    Ten rozdział (jak i wszystkie poprzednie, których nie miałam okazji komentować) bardzo mi się podobał. Jak zawsze zresztą. Z każdym kolejnym Twoim tekstem, który czytam mam wrażenie, że jesteś na swoim szczycie i że lepiej być nie może, ale i tak mnie zaskakujesz. Tak więc, nie martw się zbytnio tym, że nie wszystko udaje Ci się napisać tak, jak sobie zaplanowałaś. Oczywiście, rozumiem, że to może być trochę deprymujące, ale wierz mi, i tak jest rewelacyjnie. Napisałaś też, że z poprzedniego rozdziału byłaś mniej zadowolona, więc daję znać, że on też bardzo mi się podobał. Zaznaczyłaś tam, że to taki przestojowy i mniej się działo, ale i tak zapewnił mi ogromną rozrywkę i był świetny.
    W tym rozdziale było trochę mniej Denisa, ale w poprzednio to jednak on dominował i po prostu nie mogę sobie tego darować, żeby trochę się nad nim poroztapiać. Bo Denis jest nieziemski. Jeju, każda rzecz, którą robi ten chłopak doprowadza mnie do takich emocji, że głowa mała. On jest tak uroczy, nie mogę z nim. Wspominałam już gdzieś zapewne, że uwielbiam Igora z Sezonu, no bo to jest wybitnie ciekawa postać, ale Denis chyba go już u mnie zdetronizował, bo wyzwala we mnie takie ilości cukru i słodkości, po prostu tak bardzo mnie rozbraja czasami, że nie mam słów. Nawet ciężko mi tutaj ująć w słowa moją miłość do niego. Przeczytałam w życiu ponad dwieście książek i dwa razy tyle opowiadań blogowych i Denisa zawsze będę wspominać jako jedną z moich ulubionych i technicznie najlepiej wykreowanych postaci ze wszystkich tych tekstów. Dziękuję Ci za niego!
    Uwielbiam też Marcela. Oczywiście, że tak, jego nie da się nie kochać. Za każdym razem pokazujesz go jako takiego przykładnego ojca i uwielbiam to jego oddanie dla rodziny. Czasami ubolewam, że go tak mało, ale rozumiem, że to nie jest opowiadanie o nim, więc doceniam wszystkie małe momenty, gdy się pojawia i ubarwia swoją obecnością fabułę. Na przykład dzisiaj. Bardzo podobało mi się jego podejście podczas rozmowy z Oliwierem. Wiadomo, było trochę smutne, że miał taką wizję odnośnie tej relacji i samego Oliwiera, ale prawda jest taka, że zna go już trochę czasu… To było niezwykle urocze, co powiedział, że będzie wspierał Denisa. Rodzina Armińskich jako całokształt to jest w ogóle taki ciekawy twór, naprawdę przyjemnie o nich czytać.
    Co do Oliwiera, no to cóż, mam nadzieję, że tego nie spierdoli. Nie mam większych przemyśleń. Definitywnie ma przed sobą jeszcze długą drogę do przejścia, żeby odnaleźć się w zdrowej relacji (choć radzi sobie nieźle). Kwestia jest chyba taka, czy Denis będzie na tyle cierpliwy. I czy w razie czego będzie gotów mu wybaczyć, jeśli Oliwier go zrani. No ale nie będę tak złowróżyć. Oliwier też jest bardzo ciekawą postacią (z takiego technicznego punktu widzenia), ale nie będę kłamać, nie pałam do niego tak ogromną miłością jak do Denisa. :P W ogóle ciężko mi kogokolwiek porównywać z Denisem. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę Ci też podziękować za tę część prywatną, którą się tutaj podzieliłaś, bo to bardzo mądre słowa, a wymaga też odwagi tak otwarcie pisać o rzeczach, które są dla nas prywatne, choć dotyczą wielu ludzi. Mam nadzieję, że zdrowotnie wszystko się u Ciebie ułoży jak najlepiej, że uda Ci się jakoś zredukować ten stres i że też będzie czuła większą satysfakcję z pisania. Jak sama napisałaś, trzeba pamiętać o sobie i o swoim zdrowiu, więc (choć wydaje mi się to oczywiste), to zaznaczę to w moim komentarzu. Jeśli czujesz, że potrzebujesz wziąć przerwę od pisania i stałego publikowania, nikt nie będzie miał Ci tego za złe (znaczy jacyś frajerzy mogą się rzucać, ale nie warto się takimi przejmować :P). Ja na pewno nie. Będę cierpliwie czekać i będę przy Tobie dobrą myślą.
      Uderzył mnie też bardzo ten fragment: „Wiem, że żyjemy w Polsce, więc o wyeliminowaniu stresu nie ma mowy, ale trzeba pamiętać w tym wszystkim o sobie”. Jak bardzo smutne i prawdziwe to jest zarazem… Ostatnio szczególnie mocno nawiedzają mnie myśli, jak ciężko jest żyć w tym kraju i że chyba… pora wiać. Tak że, bardzo ładnie ujęłaś w słowa moje myśli od pewnego czasu.
      A na koniec takie pytanko, dlaczego nie planujesz wrzucać Sezonu na bloga? Planujesz jakoś wycofać się z bloga i skupić bardziej na wattpad czy coś w tym stylu? Tak średnio ogarniam tę stronę, prawdę mówiąc, ale gdybyś miała takie plany, to byłabym wdzięczna za jakiś znak, żebym wiedziała, gdzie Cię szukać w razie czego. ;)
      Liczę też, że nie zrezygnujesz z planów wydawniczych, bo chętnie postawiłabym coś papierowego od Ciebie w moim regale, chociaż nie mam tam już miejsca. :P Ale wyrzucę coś na podłogę, żeby zmieścić tam Twoją książkę! :D
      Dziękuję bardzo za rozdział. I jeszcze raz życzę wszystkiego dobrego, dużo zdrowia zarówno fizycznego jak i psychicznego. Trzymam kciuki, że wszystko dobrze się ułoży.
      Przesyłam mocne uściski, buziaczki i pozdrawiam serdecznie ♥

      Usuń
    2. Dzięki piękna za jak zwykle długaśny komentarz! ♥
      Fajnie, że rozdziały Ci się podobają, nawet kiedy ja sama mam wrażenie, że jestem w jakimś twórczym dole. Choć, zdradzę teraz sekret, wczoraj jak zasypiałam miałam absolutny potok myśli i wyobraziłam sobie scenę kończącą całe opowiadanie. Aż sobie rano spisałam cały dialog jaki mi utkwił w głowie. Poza tym poukładało mi się też mnóstwo innych scen i wątków, tak więc miejmy nadzieje, że to jakiś znak, że wracam na dobre tory :D
      Co do Denisa, to muszę przyznać, że chyba to i moja ulubiona postać do pisania. Wcześniej myślałam, że to Oliwiera, ale teraz za każdym razem jednak Denis bardziej mi "wychodzi".
      Marcel to w mojej głowie miał być z założenia ojciec idealny. Wyrozumiały, wspierający, mądry, ale też budzący szacunek. Jednak warto pamiętać, że ideały raczej nie istnieją, tak że... :D

      Co do drugiej części komentarza. Dzięki za wyrozumiałość... i to aż smutne, że zaledwie przez tydzień sytuacja w naszym kraju jeszcze bardziej eskalowała. Ostatnio gdzieś przeczytałam ładne porównanie, że noc przed świtem jest najciemniejsza i miejmy nadzieję, że to się sprawdzi.

      A co do "Sezonu" - nie, nie planuję wycofać się z bloga. Nie wrzucę tu Sezonu z czysto technicznego powodu. Blogger jest nieco nieznośny przy edycji tekstów, a na Wattpadzie (który w każdym innym aspekcie ma o wiele więcej wad) jest to proste kopiuj-wklej-opublikuj. Dodam jeszcze, że na Wattpadzie nie trzeba mieć konta, aby czytać, tak że jakby ktoś tęsknił za Osobliwością czy Sezon, to można tam bez problemu zajrzeć. :)

      Dzięki wielkie raz jeszcze i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Hej. Jak dla mnie to oli zacznie znowu przeżywać i się zamartwiać, ale myślę że cała ta rozmowa z Marcelem da mu do myślenia i przedstawi całą sytuację Denisowi. Wydaje mi się ,że na tym etapie sielanki jaka jaka Denis nie da sobie tak w kaszę dmuchać i w końcu będzie tak długo naciskał na oliego aż ten pęknie i wszystko mu wyśpiewa . Ale żeby nie było tak pięknie to zanim do tego dojdzie to biedny Denis będzie miał dramę. Jeżeli chodzi o samego Marcela wydaje mi się że poprostu pogodził się z tym faktem ,że nic nie może zrobić jak tylko mieć nadzieję że nie ma racji. Jest wspaniałym ojcem i bardzo mądrym człowiekiem. Co do stresu i tego co się dzieje to ciężko się do wszystkiego zdystansować ale człowiek się stara. Zawsze to jakaś opcja. Życzę ci dużo dużo dużo zdrówka i żeby ta wena nie robiła ci psikusów . Pozdrawiam i jak zawsze będę czekać cierpliwie na rozdział . W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co piszesz, jest całkiem prawdopodobnym scenariuszem :D
      Dzięki wielkie za słowa wsparcia i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Ja już miałam okres w swoim życiu, że się stresowałam, bo się stresowałam. Jedyny plus tego wszystkiego był taki, że schudłam do normalnej wagi (tzn przez chwilę było nawet za mało, ale później ogarnęłam). Gorzej, gdybym tej nadwagi nie miała. Chyba zostałabym anorektyczką.
    Potwierdzam. Badajcie się ludzie ;)
    Rozdział miło przeczytać. Jestem leniwą bułą i nie chce mi się chodzić do biblioteki. Tęskniłam za czytaniem <3 Dlatego też trzymam kciuki za brak stresu xD
    Powodzenia kochana, Beata ma rację, joga może pomóc :)
    Kyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och tak, zapomniałam wspomnieć też o szybkiej utracie wagi. Niby zdaje się to pozytywem, jednak mimo wszystko nie dzieje się to w zdrowy sposób, więc nie potrafię do końca patrzeć na to jako na plus :/
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  5. SUPER, juz nie mogę się doczekać następnej części. Rodzina Arminskich jest wyjątkowa, okaże się że bliźniaki to aniołki ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z tymi aniołkami to bym chyba nie przesadzała :D
      Pozdrawiam!

      Usuń