9 listopada 2020

Francuski piesek 2: Rozdział 12

Lekka rozbieżność w postrzeganiu stanu faktycznego


 30 listopada 2018

Oliwier zachowywał się jakoś dziwnie. 

Z pozoru nic się nie zmieniło. Nadal spotykał się z Denisem, oglądali wspólnie filmy, a nawet któregoś wieczoru — jak jeszcze nigdy dotąd — zrobili wspólnie kolację. Tego tygodnia ich grafiki wyjątkowo dobrze ze sobą współgrały, przez co widzieli się praktycznie codziennie.

Jednak Denis nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś było nie tak. Oliwier nadal był Oliwierem, ale jakby… mniej. Nadal sypał ciętymi żartami, jednak momentami można było odnieść wrażenie, że wahał się przed ich powiedzeniem. Kiedy Denis go zaczepiał, policjant odpowiadał w kontrze, ale w taki sposób, że to brzmiało jak komplement, a nie przytyk. Ponadto był o wiele bardziej cichy, momentami się zawieszał czy pogrążał w myślach, i to na tyle nieostrożnie, że Armiński bez problemu to dostrzegał.

— Okej, co się dzieje? — zapytał wreszcie piątkowego poranka, tuż przed tym jak miał zbierać się na wykłady. Był już ubrany i praktycznie gotowy do wyjścia, ale popijał jeszcze kawę i przyglądał się Francuzowi, który jadł kanapkę, przeglądając jednocześnie telefon. 

— Co? — zapytał skonsternowany, zastygając w bezruchu. Wcześniej zdążył skupił uwagę na Denisie.

— Od zeszłego tygodnia zachowujesz się jakoś dziwnie — powiedział wprost chłopak, świdrując uważnie spojrzeniem policjanta. — Coś się stało? Mój ojciec coś powiedział? — zaczął zgadywać. 

— Nie — zaprzeczył szybko Oli, na co Denis posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, chcąc mu przekazać, że dosłownie nie ma czasu na takie przepychanki i oczekuje konkretów. To było zabawne, bo przecież to była rola Oliwiera. To on zawsze żądał wykładania kawy na ławę i nieowijania w bawełnę.

— Poważnie? — zapytał z wyrzutem chłopak, kiedy starszy mężczyzna nic więcej nie dodał. — Tak ma wyglądać ta rozmowa?

— O co ci chodzi? — zapytał nieco agresywnie Francuz, przybierając obronną postawę.

— Mi o nic, to ty masz wyraźnie jakiś problem — odgryzł się podobnym tonem Denis. Nawet nie miał tego w zamiarze… samo tak wyszło. Natychmiast tego pożałował, bo ostatnie czego chciał, to się pokłócić. Cholera, on nawet nie wiedział, jak to było się kłócić z Oliwierem. Owszem, dochodziło między nimi do swego rodzaju niesnasek, ale to było wcześniej, kiedy Denis dawał wyraźnie znać, że myśli o Oliwierze na poważnie, a ten robił wszystko, żeby tylko do tego nie dopuścić. No ale dopuścił i chyba zanosiło się na pierwszą kłótnię, a Armiński zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, jak to rozegrać. Wcześniej nie miał nic do stracenia… a teraz miał do stracenia niemal wszystko. 

Francuz jednak zdawał się stracić zapał. Jak przez pierwszy ułamek sekundy Denis myślał, że niepotrzebnie go sprowokował, tak teraz Oli westchnął głębiej i wyraźnie się zmartwił.

— Szło nam dobrze, nie? — zaczął z pozoru bez sensu.

— Szło? W czasie przeszłym? — dopytał niepewnie Denis.

— Nadal idzie… — poprawił się bez przekonania blondyn i kontynuował. — Ale kiedyś musi przestać, nie? Kiedyś się wreszcie pokłócimy i co, jeśli coś zjebię i cię zranię? — zastanowił się na głos.

Armiński zmarszczył brwi i na moment skupił wzrok gdzieś na podłodze.

— Dobra, kapituluję — odezwał się wreszcie. — Wprowadź mnie w swój tok rozumowania, bo nie mam pojęcia, co ty bredzisz — dodał nieco złośliwie, co znowu wyszło mu mimowolnie.

— Wiesz przecież, że nie może być cały czas dobrze, nie? A co jeśli wychodzi nam tylko dlatego, bo nie zdążyłem niczego się przestraszyć? Jeszcze nic nie mogło mnie przerosnąć, ale może to tylko złudna nadzieja i lada moment spierdolę coś z łoskotem?

— Aż nie wierzę, że to powiem, ale kiedy się nie odzywałeś, było lepiej, więc może do tego wróćmy — zasugerował Armiński.

— Sam kazałeś mi powiedzieć… — zaczął z pretensją Oli, jednak Denis mu przerwał.

— Ale jak masz gadać takie głupoty, to lepiej w ogóle się nie odzywaj.

— Ja tylko… — zaczął znowu Francuz, jednak tym razem sam urwał w połowie słowa i po chwili wzruszył bezradnie ramionami.

— Co? Chcesz tylko celowo wywołać kłótnię, aby udowodnić, że masz rację, mówiąc, że coś spierdolisz? — spróbował dokończyć za niego chłopak, a kiedy Oli posłał mu zdezorientowane spojrzenie, zapytał z sarkazmem: — Głupio brzmi? — zrobił wymowną pauzę. — No to teraz wiesz, jak ty brzmisz w trakcie tej rozmowy — dodał dosadnie.

— W mojej głowie brzmiało to lepiej — przyznał Oli. — Ale jak tak to przedstawiasz, to faktycznie czuję się głupio — spuentował, parskając na koniec. — Przepraszam, nie chcę się kłócić — dodał poważniej i uśmiechnął się nieznacznie.

— Kłócić? — zapytał sceptycznie Denis. — To była zaledwie lekka rozbieżność w postrzeganiu stanu faktycznego — dodał z widoczną ulgą, czując, że udało się załagodzić spięcie. 

— …czy to nie jest po prostu synonim w pięciu słowach zamiast w jednym? — zastanowił się na głos Francuz, rozbawiony kreatywnością chłopaka.

— To było zaledwie preludium do kłótni, zaufaj mi — zapewnił Armiński. — Mam brata bliźniaka, więc o kłótniach wiem wszystko — dodał już kompletnie rozluźniony i rozbawiony zarazem.

Oli też się zaśmiał.

— Preludium mimo wszystko brzmi, jakbyśmy po prostu odłożyli to w czasie — wyciągnął swój wniosek i na moment zapanowała cisza.

— Tak jak już mówiłem, milczenie wychodzi ci dzisiaj zdecydowanie lepiej — przypomniał Denis i nim Francuz zdążył na to odpowiedzieć, chłopak złożył na jego ustach soczystego buziaka.

— Nie mam nic do dodania — odezwał się zaraz po tym policjant, na co chłopak uśmiechnął się szeroko w pełni zadowolony z tego, że udało mu się powstrzymać Oliwiera przed zapędzeniem się i wyciągnięciem fatalnych wniosków.

— No dobra, to ja spadam na uczelnię — postanowił w końcu, choć już wiedział, że nieco się spóźni. Mimo wszystko nie żałował, bo udało mu się wyjaśnić sytuację i był teraz trochę spokojniejszy.

— To… widzimy się w niedzielę? — upewnił się Oli.

— Chyba że jutro zjemy razem śniadanie? — zasugerował chłopak. Oli miał dwa dni pod rząd popołudniowe zmiany i dopiero w niedzielę miał wolne.

— Musiałbyś się podnieść przed dziesiątą — przypomniał mu Francuz. — Ja wiem, że jesteś młody i żadne libacje ci nie straszne… ale już trochę cię znam. Nienawidzisz wstawać wcześnie, a ja nawet nie mam serca wymagać, byś dla mnie podnosił się skacowany w sobotę rano — powiedział rozbawiony, wiedząc, że Denis planował iść wieczorem na jakąś imprezę do akademika.

— Chyba że wrócę tutaj, a nie do siebie — zaoferował chłopak.

— Chcesz wrócić pijany do mojego łóżka? — upewnił się Oli, mrużąc oczy.

— Obaj dobrze wiemy, że jak się upiję, to i tak do ciebie przynajmniej zadzwonię — Francuz przerwał mu śmiechem — więc równie dobrze mogę tu po prostu przyjść — dokończył Denis.

— To nie jest głupi pomysł — przyznał Oli. — No dobra, umówmy się tak, że jak będziesz miał ochotę i będziesz o tym pamiętał, to wrócisz tutaj. A jak nie, to widzimy się w niedzielę — postanowił ostatecznie.

— Mamy umowę — potwierdził Denis, uśmiechając się rozkosznie, po czym skradł mężczyźnie jeszcze jednego buziaka i ostatecznie, nieco niechętnie, zaczął zbierać się do wyjścia.

***

Ten dzień strasznie mu się dłużył. Najpierw ledwo mógł wysiedzieć na wykładach, a potem, kiedy wrócił do mieszkania, zjadł coś na szybko, położył się do łóżka, odpalił laptopa i przez następne kilka godzin oglądał bezproduktywnie jakieś głupie filmiki na YouTubie. W końcu nastał wieczór, a Denis westchnął cierpiętniczo, bo uzmysłowił sobie, że strasznie nie chce mu się podnosić i przebierać, a następnie wychodzić w tę paskudną pogodę… no ale przecież już zadeklarował swoją obecność na imprezie. 

Ostatecznie zmotywował go, jak zwykle, Wiktor, który nawet nie chciał słyszeć, że „raz mogliby sobie odmówić wyjście”. 

— No już dobra… — jęknął, poddając się i ostatecznie podnosząc tyłek z łóżka. Wybitnie nie chciał się dziś pokłócić z Oliwierem, ale i na kontrę z bratem też średnio miał nastrój. Nie to, że nagle stał się ugodowym barankiem. Po prostu przez ostatnie godziny tak się rozleniwił, że zaczął się obawiać, że w razie konfrontacji zabrakłoby mu riposty, a na taką zniewagę nie mógł sobie pozwolić.

Kilka minut po dwudziestej pierwszej, oczywiście spóźnieni, dotarli do wskazanego akademika i zrobili ładne oczy do pani na portierni, tłumacząc, że oni tu tylko przyszli oddać notatki koledze. Kobieta przewróciła oczami, wpisała ich do księgi odwiedzających i przypomniała, że o dwudziestej drugiej mija termin odwiedzin. Grzecznie zapewnili, że na pewno do tej pory się wyniosą i zadowoleni ruszyli na odpowiednie piętro, gdzie swoje pokoje mieli studenci z pierwszego roku weterynarii.

Denis nawet nie wiedział, do kogo na dobrą sprawę idą. Wiedział tylko, że na fejsbukowej grupie grono studentów wpadła na pomysł, by zrobić większą imprezę i zintegrować się całym rokiem, a nie tylko grupami. Chyba nie było jednego organizatora, bo z tego co dało się wyczytać z ustaleń, kilka osób podało swoje numery pokojów i… no miał przychodzić ten, kto chciał, a dalej jakoś to będzie. 

Więc przyszli. Miała być tu też obecna większa część grupy Denisa i jego najbliżsi znajomi, w tym oczywiście Szyszka z Tośką, a także Kamil i Dominika. 

— Mam nadzieję, że macie coś do jedzenia, bo tu już wszystko wyżarte — przeczytał na głos Denis wiadomość, którą dostał od Marceliny, kiedy już zmierzał razem z bratem do pokoju, w którym miały znajdować się dziewczyny.

— A mówiłem, żebyśmy po drodze zahaczyli o kebaba — zamarudził drugi bliźniak, już przeżywając, że być może będzie musiał siedzieć głodny. Nie miał w naturze wybrzydzać, zwłaszcza kiedy chodziło o imprezowanie, ale jak już stwarzał jakiś problem, to zazwyczaj polegał on na tym, że był głodny. Tylko tyle, albo aż tyle. To zazwyczaj zależało od okoliczności.

— Dobra, mamy jakieś chrupki, a jak zrobi się nieznośnie, to wtedy pójdziemy coś zjeść — postanowił Denis, niezbyt przejmując się dylematem brata, tym bardziej, że właśnie dotarli pod wskazane drzwi. — Dziwnie tu cicho — mruknął pod nosem i już podniósł rękę, żeby zapukać do drzwi, ale Wiktor parsknął i nieelegancko go popchnął.

— Tu się nie puka — pouczył brata i otworzył bezpardonowo pokój, po czym zastygł w bezruchu. — Och… tu się definitywnie puka. Sorka! — zawołał, widząc obściskującą się, półnagą parę, po czym szybko zatrzasnął drzwi.

— Hmm… — mruknął z przepraszającą miną Denis. — Dwieście sześćdziesiąt dziewięć… nie dziewięćdziesiąt sześć — wyjaśnił, na co Wiktor pokręcił głową z dezaprobatą i ruszył dalej, omijając ostentacyjnie drugiego chłopaka. — Gdybym zapukał, nie byłoby problemu! — zawołał jeszcze usprawiedliwiająco.

Wiktor nawet się nie odwrócił, zatem Denis westchnął głębiej i ruszył za bratem. 

Pokój, w którym znajdowały się dziewczyny, znajdował się w zupełnie innym korytarzu i kiedy chłopcy tam dotarli, od razu zorientowali się, że trafili w odpowiednie miejsce, bo było tu o wiele więcej ludzi, drzwi do pokoi były pootwierane, a studenci swobodnie przemieszczali się z jednego do drugiego. Zresztą już z daleka Denis zaczął rozpoznawać twarze kolegów, więc tym razem nie było mowy o pomyłce.

— Siemano! — zawołał niejaki Konrad, kiedy zauważył Denisa i ruszył, aby się z nim przywitać. Denis nawet za dobrze go nie znał. Poznali się przypadkiem na jakimś wykładzie i rozmawiali od tamtego czasu ze trzy razy o jakichś pierdołach. Mimo wszystko Konrad widocznie ucieszył się na widok Armińskiego… a Denis przyjął to przywitanie ze spokojem i lekką dozą nonszalancji. Można było uznać, że niejako przyzwyczaił się, że ludzie z jakiegoś powodu do niego lgnęli, zagadywali go bez powodu i ogólnie próbowali się z nim zapoznać. Czy tak zawsze czuł się Wiktor w liceum? Cóż, jego brat z pewnością o wiele bardziej wykorzystywał swoją rozpoznawalność, ale może to właśnie to pozorne „wszystko mi jedno” sprawiało, że więcej ludzi miało ochotę go poznać.

Denis przybił Konradowi piątkę… tak jak pozostałym kilkunastu kolegom, których spotkał po drodze do pokoju, w którym były dziewczyny. Wiktor szedł za nim dzielnie, również witając się ze wszystkimi, będąc wyraźnie zadowolony, że są w centrum uwagi. 

— Nareszcie! — jęknęła Szyszka, kiedy tylko dojrzała Armińskich, a potem podniosła się z zajmowanego skrawka łóżka jakiegoś studenta, podeszła do Denisa i bez ostrzeżenie wyrwała mu reklamówkę, w której natychmiast zaczęła grzebać.

— Też się cieszę, że cię widzę — powiedział z sarkazmem, a potem zerknął na Tosię, która uśmiechała się tylko porozumiewawczo. Nie miał jednak czasu do niej zagadać… bo jakiś chłopak z roku zagadnął do niego, po chwili dołączył do nich kolejny i takim sposobem Denis został wciągnięty w szereg różnych dyskusji, z różnymi ludźmi, którzy częstowali go różnymi trunkami. 

Nawet się nie obejrzał, a minęły dwie godziny, w trakcie których zdążył się wstawić, ale był to jeszcze ten przyjemny stan, gdzie nie był na tyle pijany, aby nie kontaktować, ale już na tyle, by mieć dobrą fazę, a chichot stał się reakcją na wszystko. 

Zgubił brata i dziewczyny, ale co jakiś czas dostrzegał ich w tłumie, widząc, że ci też dobrze się bawią, więc nie zaprzątał sobie nimi zbytnio głowy. W końcu ich miał na co dzień, a z pozostałymi rozmawiał okazjonalnie, zatem nie miał wyrzutów sumienia. Tym bardziej, że naprawdę podobała mu się uwaga, jaką na sobie skupiał. Niby powoli przywykł, że w grupie ludzie go lubili i szanowali jego zdanie, ale dawno nie był na aż tak dużej imprezie i odczuwał ogromną satysfakcję, że w zasadzie nie musiał się wysilać, bo gdzie się nie odwrócił i gdzie by nie poszedł, tam znajdowały się osoby, które go zaczepiały i wciągały w dyskusje.

Jego życie kręciło się ostatnio wokół notatek, wykładów i narzekania z dziewczynami, jak to jest im ciężko i jak bardzo są zmęczeni. No i Oliwiera, rzecz jasna. Poza tym wszystko zwolniło i choć Denis czuł się dobrze, stabilnie i bezpiecznie, tak zaczęło do niego docierać, jak bardzo potrzebował takiej odskoczni. 

Nie miał pojęcia, ile wypił, ale kiedy kolejną godzinę później — gdzieś około północy — udał się do łazienki, musiał dłuższą chwilę zastanowić się, czy trójkącik na drzwiach oznaczał toaletę męską czy damską. Gdy procesy myślowe zaprowadziły go do wniosku, że to właściwe pomieszczenie, wyciągnął rękę do klamki, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się z impetem i wpadł na niego Łukasz.

— O, Denis — wyrwało mu się od razu.

— Tak mam na imię — przyznał Armiński.

— Co tu robisz? — zapytał automatycznie Kremer, nawet nie zastanawiając się nad sensem tego pytania. Przecież to było oczywiste.

— Siku — odpowiedział od razu chłopak, po czym spojrzał na moment w bok i pokręcił głowa. — To znaczy nie tu — zaprzeczył. — Tam — oświadczył i skinął ponad ramieniem drugiego studenta w stronę toalet.

Łukasz ocknął się i momentalnie usunął z drogi, przepuszczając Denisa, jednak zamiast wyjść, jak miał przed chwilą w planach, zawrócił się z powrotem do środka, obserwując, jak Armiński podchodzi do jednego z pisuarów. Zrobiło mu się głupio, ale uznał, że jak się znowu zwróci do wyjścia, to będzie jeszcze bardziej niezręcznie. Choć nie był zbyt trzeźwy i Denis też się taki nie wydawał, więc może nie było aż tak dziwnie?

Nim zdecydował, czy powinien tak tkwić w miejscu, czy wyjść, Armiński się odezwał.

— Mieszkasz tu?

— Tu? — zapytał głupio Kremer.

— No nie tu, że w kiblu tylko… no tu — doprecyzował Denis, choć dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to co powiedział, również nie miało sensu.

— Aaa, nie. — Mimo wszystko zdawało się, że Łukasz zrozumiał. — Wynajmuje pokój od kuzynki. Mieszka niedaleko Łazienek — wyjaśnił, nawet nie wiedząc czemu wdał się w detale. 

— No to kawałek drogi stąd — podsumował Denis.

— Taaa. Chyba będę się starał przenieść do akademca na drugi semestr — zdradził. — A ty? Dobrze kojarzę, że z bratem mieszkasz? — zagadnął. 

— No. Na Kolberga. To równoległa do Woronicza — sprecyzował Armiński, zasuwając jednocześnie rozporek, a potem podszedł do zlewu umyć dłonie.

— Ej, wiesz, gdzie tu jest najbliższy balkon? Chce wyjść zajarać — zmienił temat Kremer. 

— Nie mam pojęcia, ale możemy poszukać. Muszę się przewietrzyć — odparł Denis i w miarę prostym krokiem ruszył do wyjścia. Łukasz zamrugał nieco zdezorientowany na tę nieprzewidzianą reakcję, ale zaraz się ocknął i grzecznie pomaszerował za drugim chłopakiem. 

Pomimo iż Denis twierdził, że nie wiedział, gdzie jest balkon, to trafił tam bezbłędnie, za pierwszym podejściem. Oprócz nich, znajdowało się tam jeszcze dwóch innych chłopaków, którzy jednak zaraz weszli do środka. Łukasz zatem wyciągnął paczkę papierosów i poczęstował Armińskiego, nim sam wyjął sztukę dla siebie.

— Nie palę — machnął tylko ręką Denis i oparł się o barierki, spoglądając na panoramę… innych akademików. 

— Ja w sumie okazjonalnie — wytłumaczył i nastąpiła między nimi cisza.

Ich znajomość opierała się głównie na tym, że grali razem w kosza na WF-ie. Tak sobie w grupie ustalili, że będą cały semestr grać w tym samym składzie. To sprzyjało rywalizacji, wszyscy bardziej się starali, mogli organizować jakieś mini turnieje, a nawet ostatnio wymyślili sobie system kar i nagród. Nic wielkiego — zazwyczaj sprowadzało się to do tego, że przegrana drużyna sprzątała halę, albo stawiała wygranej jakieś batony czy inne przekąski z automatu. W każdym razie od dwóch miesięcy Łukasz i Denis byli sojusznikami. Może i nie rozmawiali za wiele, bo nigdy nie było na to zbytnio czasu, to jednak nie dało się nie zauważyć, że dobrze zgrywali się na boisku. Obaj postanowili też telepatycznie, że nie będą rozmawiać o tym, jak się poznali. Było minęło.

Zaczęli za to rozmawiać o wszystkim innym. Łukasz zagadał coś na temat ostatniego kolokwium, potem wspólnie zaczęli narzekać na ćwiczeniowca z histologii, by następnie zboczyć na tematy kompletnie nie związane z uczelnią. Denis zaczął opowiadać, jak bardzo tęsknił za treningami z tatą, a Łukasz, że tęsknił za swoją sześcioletnią siostrą, którą musiał praktycznie sam wychowywać, bo jego rodzice non stop pracowali.  

Dzięki takim wyznaniom, Denis coraz bardziej przekonywał się, że Łukasz był w gruncie rzeczy spoko gościem. Stwarzał wrażenie zadufanego w sobie chłopaczka, który bez zawahania potrafił wyśmiać albo wyszydzić każdego, niepotrzebując do tego żadnego pretekstu. Kiedy jednak trochę go się poznało, granice zaczynały się zacierać i okazywało się, że też miał słabości i wcale nie był tak pewny siebie, na jakiego się kreował. Denis może nie porywałby się od razu na stwierdzenie, że mogli zostać przyjaciółmi, ale wszystko wskazywało na to, że z powodzeniem mogli zostać po prostu dobrymi kumplami — czy to do grania w kosza… czy do picia.

Dyskutowali, totalnie tracąc poczucie czasu, ale nawet nie było im przykro, że omija ich impreza. Noc była jeszcze młoda i obaj wiedzieli, że jeszcze zdążą uzupełnić poziom stężenia alkoholu we krwi. Zresztą, motywem przewodnim tego zgromadzenia była szeroko rozumiana integracja

A przecież to właśnie robili. Integrowali się.

***

To był bardzo spokojny wieczór.

Od początku zmiany nie mieli ani jednego zgłoszenia i Oliwier miał nadzieję, że tak już pozostanie do końca. Oczywiście już nie odważył się tego powiedzieć na głos, ale w duchu liczył, że ta służba zakończy się tak samo spokojnie, jak się zaczęła.

Lubił tę specyficzną adrenalinę, kiedy nie miał pojęcia, co się stanie, a podejmowane działania mogły go kosztować nawet życie. Mimo wszystko czasami każdy potrzebował trochę zwolnić i ten dzień zdawał się być odpowiedni na odrobinę stagnacji, żeby móc nadrobić zaległą dokumentacje w jednostce — w cieple, z kubkiem kawy i we względnej ciszy. Takich dni było bardzo niewiele, dlatego Oli tym bardziej próbował cieszyć się swoistą sielanką.

— Ale zamuła… — zamarudził Alvaro, wyciągając się bardziej w swoim fotelu i zakładając nonszalancko nogi na biurko.

Oliwier razem z Bogdanem, który również był obecny w pokoju, spojrzeli na niego ostrzegawczo. Nie mówiło się takich rzeczy na głos. Kropka.

— Dobra już, nie spinajcie tak dup — mruknął zbywająco Adam, dostrzegając miny kolegów.

— To będzie twoja wina, jak coś pierdolnie — oskarżył go zawczasu Bogdan, po czym wstał od swojego biurka. — Idę poszukać Czarka — zakomunikował i ulotnił się z pokoju, zostawiając Oliwiera i Alvaro samych.

Oli tylko uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, po czym z cichym westchnieniem skupił z powrotem wzrok na raporcie, który od jakiegoś czasu uzupełniał.

— Kawa? — zagadnął Adam. — Jeszcze trochę nam zostało do końca, trzeba coś robić — wyjaśnił, jakby picie kawy miało być na tyle wciągające, że zdołało zapełnić pozostały czas pracy. Chociaż w przypadku Adama tak to mogło działać. Oli już zdążył zauważyć, że kiedy przychodził czas, w którym każdy miał zająć się swoim stosem papierów, Alvaro robił absolutnie wszystko, żeby się tylko od tego wymigać. Ciągle miał coś ważniejszego do roboty w tym czasie i był już znany z tego, że czasami wpychał swoje akta między teczki innych policjantów, jeśli tylko ci stracili czujność. 

— Czemu nie — odparł Francuz, bo choć był już dziś po kilku porcjach kofeiny, jeszcze jedna brzmiała całkiem rozsądnie. Od razu przywołał też oczami wyobraźni obraz Denisa, który dzielnie pił jego kawę, udając, że wcale nie jest dla niego za mocno. Za każdym razem tak cholernie uroczo próbował tłumić skrzywienie. Oli aż uśmiechnął się pod nosem.

Czuł się o wiele lepiej niż rano. Rozmowa z młodym Armińskim mu pomogła, choć w zasadzie byli o krok od kłótni. Z jednej strony czuł się idiotycznie, że znowu dał zawładnąć nad sobą swoimi lękami, a z drugiej czuł ulgę, że to z siebie wyrzucił, a chłopak ściągnął go na ziemię, przypominając, że trochę odlatuje. A raczej… przyciągnął go za nogę, nim Oli zbyt głęboko osunął się w otchłań. Mniejsza o detale. Chodziło o to, że ta, bądź co bądź — konfrontacja — po prostu wyszła mu na dobre. Po raz pierwszy od tygodnia mógł odetchnąć głębiej. 

— Proszę bardzo. — Alvaro podstawił mu nagle pod nos kubek z parującą cieczą, a potem pretensjonalnie dodał: — Napiwek za profesjonalną obsługę możesz mi wsadzić za gumkę od majtek.

Francuz posłał mu wymowne spojrzenie, a potem z cwanym uśmieszkiem chwycił długopis… i to właśnie go wsadził za pasek Adama.

— Do roboty — polecił i skinął wymownie na biurko kolegi zawalone papierami.

— Następny sztywniak — fuknął obrażony Racewicz, ale ostatecznie poszedł zasępiony na swoje miejsce. — A myślałem, że chociaż ty jesteś bardziej rozrywkowy — dodał z udawanym wyrzutem. — Wiesz, gej, to obstawiałem, że lubisz klimaty Ru Paula, mówisz „Yaaas queen!”, masz połamany nadgarstek od gestykulacji i uprawiasz yogę — wymyślił, wzruszając ramionami.

Oliwier przyglądał mu się uważnie jakiś czas, ale ostatecznie się poddał.

— Nie mam zielonego pojęcia, co właśnie do mnie powiedziałeś — przyznał bez bicia. — Ale uprawiam jiu jitsu… a tam też się trzeba tarzać po macie. I całkiem możliwe, że połamałem kilka nadgarstków. Liczy się? — zapytał z nadzieją.

— Naprawdę kiepski z ciebie… gej — podsumował Adam, a Oli dostrzegł, że mężczyzna w ostatnim momencie powstrzymał się, żeby nie użyć bardziej obraźliwego słowa.

— Przepraszam? — Bardziej zapytał niż stwierdził starszy policjant.

— O, właśnie. — Adam nagle się ożywił, jednocześnie ucinając temat. — Trenujesz tutaj w Warszawie? Gdzie? Polecasz? Bo chyba też bym się przeszedł — stwierdził. — Raczej wolę sport na powietrzu, ale teraz pogoda coraz gorsza się robi, więc może pora na zmianę — wyjaśnił.

— A trenowałeś wcześniej? — zainteresował się Oli.

— Kiedyś trochę. Coś tam powinienem pamiętać — uznał Racewicz.

— Niedawno zacząłem chodzić do takiego jednego klubu. Ciężko mi powiedzieć, jak tam z nauczaniem, bo chodzę na same sparingi, ale tam kadra jest raczej mocna — podzielił się swoimi spostrzeżeniami Francuz. 

— Często chodzisz?

— Jak mam czas — odparł oszczędnie blondyn.

— A kiedy teraz idziesz? Może bym z tobą skoczył i się rozejrzał — zaoferował Adam, a Oliwier, choć przeczuwał, do czego prowadzi ta rozmowa, poczuł, jak przechodzi go nieprzyjemny dreszcz.

Wszystko co powiedział, było prawdą. Zaczął niedawno chodzić do poleconego przez dawnego kolegę z Oriona klubu. Poziom był tam wysoki, a zajęcia były często, przez co można było wybrać dogodny dla siebie termin. Oli pominął tylko jeden detal. Na treningi chodził… z Denisem. Nie zawsze, ale przeważnie. Pewnego wieczoru wreszcie przysiedli przed laptopem, przejrzeli grafik zajęć i postanowili, że muszą się wybrać na trening — bo w końcu już od dłuższego czasu o tym rozmawiali.

— Może niedziela? — zaoferował Adam, kiedy Francuz milczał zbyt długo. 

Oli odchrząknął nieznacznie, po czym potaknął na znak, że „okej, może być”, mając nadzieję, że nie pokazał tym po sobie zbytniego spięcia. 

— No to jesteśmy umówieni, napiszesz mi szczegóły — odparł zadowolony Alvaro, po czym bezczelnie zignorował górę papierzysk na biurku, z powrotem zakładając na nie nogi i biorąc w jedną rękę smartfona, a w drugą kubek z kawą. Francuz natomiast udał, że wrócił do wypełniania dokumentów, choć w rzeczywistości poczuł nieprzyjemny ścisk i zaczął zastanawiać się, skąd u niego taka reakcja. Przecież nie było nic złego w umówieniu się z kumplem na trening. Przecież Adam wiedział, że Oli jest gejem i kogoś ma, więc tego też nie musiał ukrywać. Dlaczego więc nie powiedział nic o Denisie i podświadomie założył scenariusz, że Armiński po prostu się z nimi nie wybierze? Czy naprawdę chodziło tylko o to, że policjant po prostu chciał za wszelką cenę rozgraniczyć pracę i życie prywatne? Co się niby miało takiego stać, jeśli Adam i Denis się poznają? 

To nadal nie miało sensu. Może zatem chodziło o to, że Denis był po prostu młody i Oli obawiał się, że gdy Alvaro go pozna, to potem w pracy wylęgnie się szereg plotek? Nieee, to tym bardziej Oliwiera nie obchodziło, a i jakoś różnica wieku wcale nie wydawała mu się wstydliwa. A przynajmniej nie w tej konkretnej sytuacji. 

Zatem o co chodziło? 

Czemu Oliwier podświadomie wyczuwał zagrożenie na samą myśl, że te dwa światy miały się przeciąć? Powinien to sabotować i nie dopuścić do spotkania? Czy po prostu znowu popadał w paranoję?

Pozostało mu mieć nadzieję, że coś wykombinuje do niedzielnego poranka.

***

— A więc… — zaczął Denis, przerywając, bo nie mógł opanować chichotu. — Radek przespał się z Karoliną — zaczął podsumowywać, nadal chichocząc — … Karolina z Konradem… a Konrad z Darią.

— …a Daria to laska Radka! — wtrąciła Szyszka, również śmiejąc się bez opamiętania.

— Tak! — krzyknął Łukasz, aż zginając się w pół.

— Albo jestem już tak najebany, że nie ogarniam… albo jeszcze się nie najebałem — wywnioskował Wiktor, spoglądając badawczo na Tośkę, kiedy stali pod akademikiem. Denis, Marcelina i jakiś Łukasz, który się do nich nagle przyplątał, a którego poskręcał pierwszego dnia studiów Armiński, siedzieli na krawężniku, na totalnym rauszu, chyba nawet nie do końca ogarniając, z czego się śmieją. Wiktor z Tośką dla odmiany sterczeli nad nimi, zastanawiając się, co i kiedy w trakcie tego wieczoru poszło nie tak.

— Jak tak na nich patrzę… to przy nich wyglądasz na abstynenta — stwierdziła konspiracyjnie Tosia.

— Okej, zdecydowanie druga opcja — przyznał po chwili Wiktor, kiedy usłyszał, jak Denis oświadczył, że musi się wysikać, Marcelina zdecydowała, że go nie puści, a Łukasz wtrącił, że Denis puści się sam… i całą trójką ryknęli śmiechem, aż z powrotem przysiadając na krawężniku. 

Chwilę potem zaczęli się podnosić, co średnio im wychodziło, a kiedy Łukasz spróbował podciągnąć do góry Szyszkę, Wiktor wywrócił oczami i postanowił wkroczyć do akcji.

— Dobra, koniec na dzisiaj — zawyrokował i sam postawił rudowłosą dziewczynę do pionu. 

— Hej! — krzyknęła tylko zdezorientowana, ale kiedy odwróciła głową i dojrzała, że Wiktor ją trzyma, zachichotała. — O… to ty.

— Niespodzianka — powiedział z sarkazmem, choć zaraz dotarło do niego, że Szyszka jest zbyt pijana, aby to wyłapać. — Zawijamy się! — obwieścił głośniej. — Plan jest taki, że najpierw…

— Najpierw siku, a potem Oliwier — wtrącił Denis i nawet nie czekając na dalsze słowa brata, odwrócił się i poszedł w kierunku najbliższych zarośli.

— Ja cię odprowadzę! — zawołała za nim Marcelina.

— A ja ciebie — powiedział zaraz Łukasz.

— Pewnie. Niech najbardziej najebani ustalą trasę powrotną — zironizował Wiktor, przewracając oczami. Nadal trzymał Marcelinę, która złapała go w pasie, bo utrzymanie równowagi samodzielnie było dla niej w tej chwili zbyt wymagające.

— Ale ładnie pachniesz… — wymruczała. — Co to?

Wiktor zamrugał.

— Po prostu… umyłem się — powiedział bezsensownie, a potem potrząsnął głową. — Jak Denis skończy wałęsać się po krzakach, odprowadzamy dziewczyny, a potem odstawiamy Łukasza. Z Denisem powinienem poradzić sobie sam — ustalił, ignorując plan brata. 

— Ale ja jeszcze nie chcę do domu — zamarudziła Marcelina.

— Nie martw się, w takim tempie prędko tam nie dotrzemy — pocieszyła ją Tosia, zakładając przedramiona na piersi. 

— Gotów! — zawołał z daleka Denis.

— Jesteśmy z ciebie dumni — sarknął Wiktor. — Idzie…

— Jeszcze muszę umyć ręce — postanowił drugi Armiński i niezbyt prostym krokiem ruszył z powrotem w kierunku akademika.

Wiktor jęknął bezsilnie. Może do końca weekendu im się uda.

***

Jako że służba szczęśliwie minęła bez wezwań, kiedy wrócił, nie był zbyt zmęczony, dlatego zamówił coś do jedzenia, wziął na spokojnie prysznic, a potem poszedł do łóżka. Jednak nie zamierzał jeszcze spać. Chwycił jakieś branżowe czasopismo dotyczące strzelectwa, które zabrał z jednostki, i zagłębił się w lekturze. 

Około dwie godziny później, kiedy powoli zaczął odpływać, w pewnej chwili do jego podświadomości przedarły się dziwne odgłosy. Na początku zaczął im się przysłuchiwać nieruchomo, jeszcze w łóżku, ale w końcu się podniósł, narzucił na siebie koszulkę i wyszedł do przedpokoju. 

Ktoś ewidentnie próbował wejść do środka. 

Oli założył ręce na przedramionach, oparł się o ścianę w korytarzu i z delikatnym uśmiechem czekał na rozwój sytuacji.

— Daj, ja otworzę — usłyszał przytłumiony, ale wyraźnie poirytowany głos.

— Nie. Ja umiem sam — zaprzeczył drugi, a Oli zaczął się szczerzyć, przysłuchując się jednocześnie, jak bardzo Denis… nie umiał. 

Minęły dobre dwie minuty, zanim Francuz postanowił zlitować się nad Wiktorem, który jeszcze trzy razy próbował przekonać brata, że mu pomoże. Sam przekręcił zamek i wreszcie otworzył drzwi, jednak w chwili, kiedy to zrobił, dotarło do niego, że popełnił błąd.

Denis dokładnie w tym momencie zdołał wreszcie włożyć klucz do zamka, a jego zawiedziona mina, że ostatecznie mu się nie udało, tak rozczuliła Oliwiera, że z jakiegoś powodu miał ochotę natychmiast go przeprosić.

— Ale… — zaczął ze smutkiem. — Trafiłem — dodał i wskazał jeszcze na zamek w ramach dowodu.

Oliwier podniósł obronnie dłonie, po czym z powrotem zamknął drzwi, zamykając je na zamek. Nawet nie wiedział, czemu to zrobił. Mógł po prostu wciągnąć młodego i zagonić go do łóżka, bo przecież jutro i tak nic nie będzie pamiętał… ale nie potrafił. Nie kiedy Denis tak na niego patrzył.

Okazało się, że otworzenie drzwi, nawet z kluczem w zamku, nie było takie proste, jednak ostatecznie Armińskiemu się udało i z szerokim uśmiechem otworzył drzwi.

— Brawo. Zajęło ci to tylko… wieczność — rzucił z sarkazmem Wiktor, cały naburmuszony.

— Chodź — zawołał tylko rozbawiony Oli i wyciągnął rękę w kierunku Denisa, by pomóc mu wejść, ale ten odtrącił ją szybko, twardo decydując, że poradzi sobie sam.

— Jest cały twój — skomentował jeszcze tonem ociekającym cynizmem drugi Armiński, a potem oświadczył, że idzie do domu. Francuz za to usunął się z przejścia, teatralnie wskazał ręką wnętrze i zachęcił młodego:

— Do boju.

Denis wszedł zamaszyście, ledwo wyhamowując, zanim zderzył się ze ścianą.

— Dobra, kowboju. Ale zostaw coś z tej energii na dotarcie do łóżka — polecił Francuz, gotowy w każdej chwili pomóc, ale chłopak był na tyle przytomny, by znowu w porę zaprotestować i oświadczyć, że poradzi sobie sam. Oliwier nie zamierzał zatem interweniować, dopóki nie będzie musiał. 

Armińskiemu trochę przedłużało się ściąganie butów i kurtki, ale ostatecznie mu się udało — nawet ustawił równo buty — a potem odetchnął głęboko i spojrzał na majaczące na horyzoncie drzwi do sypialni. Znajdowały się nieco daleko. Takiego dystansu nie udało mu się pokonać dzisiaj bez Wiktora, ale uparcie postanowił, że tym razem mu się uda.

— Dojdę — oświadczył na głos, jakby to miało mu dodać sił, a potem odważnie oderwał się od ściany i ruszył zdeterminowany do kolejnego celu. Po drodze trochę zniosło go z trasy i znalazł się na kursie kolizyjnym z Oliwierem, jednak na szczęście jego chłopak był ruchomy i wspaniałomyślnie sam usunął się z trasy, co dało Denisowi szansę, aby — po nieco zbyt szerokim łuku — zawrócić na właściwą drogę i po chwili w pełni zadowolony chwycił się futryny od drzwi do sypialni. — O nie… — mruknął jednak po chwili.

— Będziesz rzygał? — zgadł Francuz.

— Nie… ale muszę siku — poinformował, po czym niechętnie się odwrócił. — Och, z tej perspektywy, to tak daleko… — wyraził swoje obawy. 

— Nie chcę się sprzeczać, ale na moje oko, to dokładnie taka sama droga, jaką właśnie pokonałeś — zachęcił Oli, popatrując tylko rozbawiony na młodego. — Dobra, już udowodniłeś że dojdziesz — zaznaczył wymownie. — Może tym razem skorzystasz z asysty? — zaoferował.

Denis spojrzał na niego niepewnie, zaskakująco trzeźwym wzrokiem, widocznie tocząc wewnętrzną walkę, ale ostatecznie skinął tylko głową, na co Oliwier parsknął nieznacznie pod nosem i podszedł do niego, pozwalając, by ten oparł się na jego ramieniu, a potem pomógł mu dotrzeć do łazienki.

Kwadrans później, z czego połowę Francuz spędził na tłumaczeniu Denisowi, że z prysznicem może zaczekać do rana, ostatecznie wrócili razem do łóżka, a Oli mimo wszystko poczuł ulgę, że Wiktor przyprowadził brata do niego, przez co mógł nad nim czuwać i dzięki temu mieć pewność, że Denis jest bezpieczny.

Położyli się w grzecznej odległości od siebie — Oliwier uznał, że chłopakowi przyda się trochę przestrzeni — ale kilka minut później, gdy policjant przekręcił się na bok, zaraz poczuł, jak i Denis się obraca, jednocześnie przyklejając się do jego pleców. Uśmiechnął się tylko na to pod nosem i zamknął oczy. Po chwili jednak otworzył je z powrotem i uśmiechnął jeszcze szerzej, kiedy usłyszał niewyraźnie:

— Już pamiętam — wymruczał Denis. — Retikulum ednopla… emdopla… endoplazmatyczne — wymówił w końcu. 

— Co z nim? — zapytał Oli.

— To organella. Bierze udział w transporcie komórkowym — wyjaśnił nieco bełkocząc Armiński, po czym westchnął głęboko.

— Chcesz mi zdradzić jeszcze jakiś sekret? — zapytał policjant, nie mogąc przestać się uśmiechać.

— Jesteś mi niezbędny do przeżycia, tak jak błona komórkowa jest niezbędna do przeżycia mikroorganizmowi — wybąkał Denis, wyraźnie coraz bardziej sennym głosem.

Oliwier poczuł, jak w jego ciele rozlewa się przyjemna fala gorąca. Nawet nie wiedział, jak na to zareagować i aż odetchnął w duchu z ulgą, że Denis był pijany, bo to w zasadzie zwalniało policjanta z reakcji. Po prostu ścisnął mocniej dłoń chłopaka i postarał się udawać, że te słowa nie wywarły na nim aż tak dużego wrażenia. 

Denis go potrzebował. Tak po prostu. Nie dlatego, że ta relacja w jakikolwiek sposób mu się opłacała, bo póki co rodziła więcej problemów niż rozwiązań, tylko… po prostu go potrzebował. Bo tak było mu dobrze. Zupełnie bez zobowiązań, deklaracji i oczekiwania czegokolwiek w zamian.

Co więcej, Oliwier zdał sobie sprawę, że też potrzebował Denisa. I to wcale nie dlatego, że bał się zostać sam. Wręcz przeciwnie. Wolał zostać sam, jeżeli tylko ktoś dałby mu gwarancję, że tak będzie lepiej dla Denisa. Ale nikt mu tej gwarancji nie mógł dać, a poza tym… pomimo tych wszystkich wątpliwości, które raz za razem go nawiedzały, wcale nie chciał być z dala od Denisa. Chciał być przy nim. 

W końcu było mu naprawdę dobrze i nie chciał tego psuć. 

I może… może nie powinien się bać? Przecież nie istniał nawet cień szansy, że ich życie będzie wieczną sielanką. Prędzej czy później nie uda im się wyhamować, a przez to ta lekka rozbieżność w postrzeganiu stanu faktycznego przeistoczy się w kłótnię. Ale przecież to nie musiało od razu oznaczać końca. Może jeżeli coś się popsuje, to będą w stanie to naprawić? 

Póki co, wszystko jednak było w jak najlepszym porządku i Oli nie zamierzał tego zmieniać.

_______________________


Ahoj! :D

Ten rozdział wbrew pozorom napisał się sam. Napisałam połowę, potem przez dłuższy czas nie miałam czasu/weny, a wczoraj napisałam drugą połowę. Dziś tylko coś tam zredagowałam.

Starałam się nie wywierać na siebie presji i choć nie zawsze mi to wychodziło, to jednak udało mi się wyluzować na tyle, aby na spokojnie przysiąść i zaplanować szczegółowo sceny... a potem je napisać.

Bardzo dziękuję za pozytywny odzew pod poprzednim rozdziałem i za wszelkie słowa wsparcia. Ulżyło mi, a mam nadzieję, że i niektórzy z Was mogli się w jakiś sposób ze mną utożsamić. 

No to teraz rozdział.

Było sielankowo i bojowo jednocześnie. Jak można było się spodziewać, rozmowa z Marcelem zostawiła w psychice Oliwiera ślad i widocznie walczy ze sobą. Z jednej strony znowu zawładnęła nim obawa, a z drugiej mimo wszystko poczuł się odrobinę pewniej i chyba nawet zaczął mieć nadzieję, że mimo wszystko nie schrzani sprawy. 

Denis za to ma za sobą rozrywkową noc... i wszystko wskazuje na to, że będzie miał ciężki poranek. Ale hej, przynajmniej obudzi się w łóżku Oliwiera :D

To teraz trochę poobstawiajcie. Czy Łukasz/Denis ma potencjał na bromance? A może coś innego? Alvaro pozna się z Denisem? Co z tego może wyniknąć? No i najważniejsze... czy Denis ma zapalenie pęcherza? (chyba w życiu żadnej postaci tyle razy nie wysłałam na siku w ciągu jednego rozdziału xD).

Tyle ode mnie dziś, do następnego! 

8 komentarzy:

  1. Zdecydowanie zapalenie pęcherza. Nie no, nadmiar alkoholu xD
    Łukasz może namieszać :D lubię tą postać. Albo Alvaro może zamieszać, jego już mniej lubię ;D Niby nie chciałabym by psuło się między główną parą, ale jakoś mam nadzieję, że coś się zadzieje xD
    Pozdrawiam,
    Kyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, super. Dziękuję za rozdział i czekam na cd. Weny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahaha! Zapalenie pęcherza, złoto! XD
    Cześć! Miło Cię znowu czytać. :)
    Okay zacznę od tego zapalenia pęcherza, kompletnie mnie rozwaliłaś. Oczywiście, nie wyśmiewam się tutaj z tej choroby, bo zdaję sobie sprawę, że to na pewno nie jest przyjemny stan, ale kompletnie mnie zaskoczyłaś. Jak Denisowi zachciało się kolejny raz siku, u Oliwiera, to miałam taką myśl: „jeju, znowu?”. Ale potem sobie pomyślałam, dobra to alkoholowe siku. Jeśli jednak planujesz iść w motyw zapalenia pęcherza, to może być naprawdę ciekawie XD
    Co do Oliwiera, to w sumie jest lepiej niż się spodziewałam. Trochę odwalał, ale nie też jakoś mocno, myślałam (a w zasadzie może bardziej martwiłam się), że przejmie się słowami Marcela trochę mocniej, ale nie jest źle. Może te wszystkie terapie, rozmowy i ostatecznie obecność Denisa w jego życiu nareszcie odmieni jakoś jego rzeczywistość. Fajnie by było tak przeczytać, jak tak powoli, powoli Oliwierowi w końcu uda się uporządkować swoje życie. Ale jeśli masz jakiś inny plan, na przykład na emocjonalną rozpierduchę, to też może być ciekawie. Mam tutaj na myśli na Oliwiera, Denis nie zasługuje na emocjonalną rozpierduchę, jest zbyt uroczy.
    Właśnie, wspomniałaś ostatnio w odpowiedzi do mojego komentarza, że masz już plan na finałowe sceny! No i super, cieszę się, że układanie i planowanie tego tekstu idzie do przodu, bo oprócz pisania to jest też oczywiście ważny element. Jestem bardzo ciekawa tego wszystkiego, co tam sobie zaplanowałaś, ale taka myśl, że Piesek ma się kończyć też trochę mnie przeraża. Już tak długo czytam to opowiadanie, co ja zrobię z moim życiem, jak się skończy… W każdym razie, skoro masz już plan na końcówkę, to jest też dobry moment dla mnie, żeby przypomnieć, zostawić delikatną, niezwykle subtelną sugestię, że czytelnicy (a ja to już szczególnie :P) wprost uwielbiają szczęśliwe zakończenia. Nie żebym Ci chciała jakoś tutaj truć, pisz zawsze jak uważasz, ale pamiętaj, szczęśliwi bohaterowie w finale, to szczęśliwi czytelnicy! XD Tak że, tym razem, może nikogo nie zabijaj.
    Co do relacji Denisa i Łukasza, to w sumie podoba mi się, że wplotłaś taki wątek. Nie widzę tutaj za bardzo zadatków na jakieś romantyczne zaloty, ale kumpelska relacja jak najbardziej spoko. Wydaje mi się, że to ciekawy motyw, że bohaterowie, którzy nie najlepiej ze sobą zaczęli, wcale nie muszą wbrew pozorom w dalszej części się nienawidzić. Z reguły w tekstach jest taki oklepany motyw, że jak te negatywne relacje się w coś przeradzają to od razu w miłość, a myślę, że takie pokazanie, że takie osoby też się mogą zaprzyjaźnić to super pomysł. Łukasz ma dla mnie taki mocny straight alert, dlatego tak idę w tę przyjaźń niż w romans, ale zobaczymy, jak to będzie.
    Szyszka i Wiktor mieli w tym rozdziale swój mały moment, oby tak dalej!
    Scena z otwieraniem drzwi i Oliwier, który tak się przejął reakcją Denisa to miód na moje serce. Denis jest tak niesamowitą postacią, że aż nie mogę. Nie mogę się nad nim nie rozpływać, on jest rozkoszny. Na miejscu Oliwiera nie pozwoliłabym odejść takiemu towarowi.
    A co do Oliwiera jeszcze, to nie do końca rozumiem ten jego lęk na mieszanie pracy i życia towarzyskiego. Znaczy, nie twierdzę, że trzeba zawsze mieszać ze sobą wszystkie sfery, ale Oliwier zdaje się podejmować aż takie nazbyt obronne działania, co jest trochę dziwne. Choć może ta taka tendencja do większego rozgraniczania wynika też trochę ze specyfiki pracy…? Sama nie wiem. Jestem zaintrygowana tym wątkiem z Alvaro.
    I w ogóle, fajnie, że na nowo wplotłaś trochę ten wątek z jiu jitsu. Odkąd chłopaki mieszkają w Warszawie, ten wątek został mocno odstawiony na bok (co jest zrozumiałe, bo działy się też inne rzeczy), więc już powoli zaczął mi uciekać. Dobrze, że o tym przypomniałaś. :D
    Dziękuję Ci bardzo za kolejny rozdział, jak zawsze było super, świetnie się bawiłam! Liczę na więcej i więcej i tak mogłabym czytać w nieskończoność. :P
    Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko coraz lepiej się układa, życzę dużo zdrowia i relaksu.
    Przesyłam buziaki i pozdrowienia! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. Nawet nie wiesz jak mnie uszczęśliwiłas tym rozdziałem . Cos co mnie wyciszyło i zarazem powodowało uśmiech na mojej twarzy. Przez to, że pozamykali szkoły cofnelam się do 3 klasy szkoły podstawowej, chociaż mam kochane dziecko i wspaniałą pania to i tak czasami mam dość. w końcu 24/7 z dzieckiem, trochę sobie ponarzekalam. Ale wracając do chłopaków dobrze postawiłam ,ze Denis rozgryzie oliego chociaż ten się nie przyznał do tego czym to wszystko zostało wywołane , ale coś tam sobie wyjaśnili. Co do Denisa jaki on jest zabawny po pijaku i cóż się dziwić że był tyle razy w. Wc jak tyle wypił ;-). Co do Alvaro coś czuję ,że to ukryty gej i że będzie mieszkał w życiu oliego . Mam nadzieję , ze Denis go jednak pozna. Co do Łukasza to coraz bardziej mi się podoba ten chłopak. ciekawe czy też jakoś namiesza ??? To już zostawię tobie . Pozdrawiam i na te czas dużo spokoju i zdrówka . W.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Mam nadzieje,że już u ciebie lepiej i z wena i zdrowkiem? W sumie tak tu weszłam i się zastanawiam kiedy coś wrzucisz ? Bo przy tych pochmurnych dniach przydałoby się trochę słońca;). Pozdrawiam i czekam na rozdział w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Negative and negative :/
      Tzn. rozdział powinnam dodać do końca tygodnia, bo w zasadzie jestem na ukończeniu, ale moja wena niezbyt ze mną ostatnio współpracuje :/
      W każdym razie bardzo mi miło, że się interesujesz i przepraszam za zwłokę z odpowiedzią.

      Usuń
  6. Nie ma problemu . Chciałam ci dać znać ,że tu jesteśmy i czekamy aż przyjdzie ten moment. O wenie niestety nic nie wiem,ale mam nadzieję ,że trzymanie mocno kciuków za ciebie pomoze i doda otuchy i wsparcia. Pamiętaj, że na twoje rozdziały warto czekać, więc na spokojnie ,bo chyba najgorsza w tym wszystkim jest presją. Ale przecież nie oto w tym chodzi .ale się rozpisała. .no nic pozdrawiam i będę zaglądać w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja, i ja trzymam kciuki :)
      Dobrego wieczoru bądź dnia, kiedykolwiek to czytacie xD
      Kyna

      Usuń