6 grudnia 2020

Francuski piesek 2: Rozdział 13

Wspólne decyzje 


2 grudnia 2018

Kiedy przygotowywał jajecznicę, był kompletnie pogrążony w myślach. O mało jej nie przypalił, ale Oliwier zaczął się kręcić, szukając czegoś w szafce, co skutecznie ściągnęło Denisa na ziemię i pospiesznie przemieszał jajeczną masę na patelni.

— Będzie ścięta — oświadczył, ściągając naczynie z gazu.

— Okej — odparł tylko policjant, nie wydając się zbytnio przejęty losem dania.

— Bardzo mocno ścięta — doprecyzował dla pewności chłopak.

— Okej — rzucił przez ramię Oli, wracając do salonu.

— Okej — powtórzył zatem Denis, wzruszając ramionami, po czym zaczął przekładać jajka na talerze.

Jakieś trzy minuty później, gdy doprawił danie i rozsmarował masło na ciepłych tostach, udał się za blondynem i postawił talerze na niskim stoliku do kawy. W tym momencie przypomniał sobie, że powinien jeszcze wrócić po sok, ale strasznie nie chciało mu się tego robić, więc postanowił, że się wymiga.

— Jakbyś chciał, to sok jest w kuchni — wybrnął gładko, udając, że wcale nie zapomniał… choć po chwili jednak dotarło do niego, że to wcale nie takie idealne kłamstwo, bo niby gdzie indziej miał znajdować się sok, jak nie w kuchni?

— Okej — odpowiedział Oli, od razu łapiąc za talerz, a jednocześnie pokazując, że przeżyje bez soku. Poza tym w ogóle chyba się nie zastanowił nad wymówką Denisa.

— Co jest? Słownik ci się dzisiaj nie wczytał? — zażartował Armiński.

Oli tylko westchnął wymownie.

— Świetnie — podsumował młody i zajął się jedzeniem na swoim talerzu, przez co przez jakiś czas panowała względna cisza. Względna, bo w tle grał telewizor. Jednak to wcale Denisowi nie przeszkadzało. Znowu pogrążył się w myślach i po raz kolejny spróbował rozruszać wszystkie szare komórki, żeby tylko przypomnieć sobie, co stało się piątkowej nocy.

Miał w głowie tylko przebłyski. Pamiętał, jak z Wiktorem dotarli do akademika, pamiętał, że pił z każdym, kto tylko napatoczył mu się na drogę oraz to, jak zgadał się z Łukaszem. Następnego dnia nawet zaczął mgliście kojarzyć, jak wracał do Oliwiera. To co stanowiło dla niego zagadkę, to środek imprezy. Chyba — a w zasadzie miał nawet pewność — spędził ten czas z Łukaszem. Momentami też musiały przewijać się dziewczyny, bo jak potem z nimi pisał, to nieco wypełniły luki z jego pamięci. Ale nie wszystkie.

Nie pamiętał kluczowych momentów. A takie musiały nastąpić, bo inaczej następnego ranka Łukasz nie napisałby mu, żeby „zapomniał o tym, co się wczoraj stało”.

No i Denis zapomniał, ale wcale nie był to wyraz dobrej woli. Wręcz przeciwnie, on strasznie chciał sobie przypomnieć! Przecież to musiało być coś ważnego. Tym bardziej, że Łukasz — którego stan tamtej nocy nie był lepszy — to pamiętał, a potem zaczęły gryźć go jakieś wyrzuty sumienia i uznał, że najlepiej będzie, jeśli poprosi Denisa o to, by ten udał, że całego zajścia nie było.

Znowu — Denis nie miał innego wyjścia niż udawanie, ale o wiele łatwiej by mu się udawało, gdyby wiedział, co tak naprawdę miał udawać. A przynajmniej w jego głowie miało to sens.

— Dobra, mój słownik się wczytał, ale twój procesor ewidentnie zaczął się przegrzewać — usłyszał nagle, co spowodowało, że aż się wzdrygnął. Spojrzał na Oliwiera, który wyglądał na rozbawionego, a potem szybko spojrzał na swoje nogi. Talerz leżał na kanapie, oparty o jego udo. Musiał mu się wysunąć z rąk po tym, jak już skończył jeść.

Zawstydzony odstawił go na stolik.

— Przysięgam, że dostanę przez to szału — poskarżył się zaraz.

— Ja nadal obstawiam, że się po prostu całowaliście i teraz jest mu głupio — wyraził swoją opinię policjant, od razu wiedząc, do czego nawiązywał Denis, który się skrzywił. Zaraz jednak zmarszczył brwi.

— Nie brzmisz na przejętego, gdyby to okazało się prawdą — zauważył.

— Nie mam czym się przejmować — stwierdził wręcz z przesadną pewnością Oli, co w pierwszej chwili nawet zirytowało chłopaka, ale po kolejnych słowach policjanta, aż uśmiechnął się zadowolony: — Ledwo stałeś na nogach i prawie nie kontaktowałeś, a i tak znalazłeś drogę do mojego łóżka.

— Właśnie! — wykrzyknął Denis po chwili, jakby coś sobie uświadomił. — Masz rację, a to oznacza, że na pewno bym go nie pocałował, nawet narąbany jak samolot, bo myślałem o tobie! — wydedukował, a na jego twarzy dało się dostrzec natychmiastową ulgę.

— …chyba że to on pocałował ciebie. — Oliwier ponownie zamącił mu w głowie.

— Nie. Po prostu nie. Na pewno bym takie coś pamiętał — spróbował przekonać sam siebie.

— No nie wiem… jakoś latem nie pamiętałeś, co działo się w trakcie imprezy, po której Wiktor dzwonił do mnie po pomoc — przypomniał złośliwie, na co Denis odpowiedział mu podobnie złośliwym grymasem, a potem raptownie spoważniał.

— Nie pocałowałem cię wtedy — zaprzeczył pewnie, choć na jego twarzy wymalowało się przerażenie. — Proszę powiedz, że cię nie pocałowałem i nasz pierwszy pocałunek to ten z garażu — poprosił niemal błagalnie.

Oli zaśmiał się głośno, czując się rozczulony reakcją Denisa.

— Nie pocałowałeś mnie wtedy — powiedział spokojnie po chwili.

Denis przyglądał mu się przez moment nieufnie.

— Teraz nie wiem, czy mówisz prawdę, czy tak wybornie kłamiesz, żeby nie robić mi przykrości, że nie pamiętam naszego pierwszego pocałunku.

— Nie kłamię — zapewnił Oli. — Jak chcesz mi wierzyć, to super, jak nie… no to trudno — podkreślił, dając tym samym do zrozumienia, że nie będzie na siłę przekonywał do swoich słów, a decyzję pozostawia chłopakowi.

— Jesteś okropny — zamarudził zatem Denis. — Myślałem, że jak cię lepiej poznam, to będę w stanie określić, kiedy kłamiesz, a kiedy mówisz prawdę… ale jest tylko gorzej — poskarżył się. — Więc albo moje umiejętności się pogorszyły, albo kłamiesz coraz lepiej — przedstawił swoje wnioski.

Francuz rozłożył bezradnie ręce.

— Jesteś dziś bezużyteczny — dodał z niezadowoleniem Denis i wstał, zabierając blondynowi mało delikatnie talerz, po czym już oddalając się do kuchni, krzyknął przez ramię, by Oli się zbierał, bo nie zdążą na trening.

— W ogóle wpadnie dziś też mój kumpel z roboty — obwieścił policjant, gdy Armiński już wrócił do salonu.

— Spoczko, po treningu i tak miałem wrócić do siebie i się trochę pouczyć — wyjaśnił, spodziewając się, że Oli próbował jakoś dyskretnie dać mu do zrozumienia, że powinien się wynieść. Co zaraz mu zazgrzytało, bo to przecież nie było w stylu Francuza, aby bawić się w jakieś delikatnie sugestie.

— Nie, nie. Wpadnie na trening. Tak się jakoś zgadaliśmy ostatnio. Zapytał, gdzie trenuję i stwierdził, że chce wrócić do sportów parterowych, więc umówiliśmy się na dzisiaj — wyjaśnił Oli szybko, dostrzegając, że przed chwilą nie wyraził się precyzyjnie.

— Och — jęknął najpierw zaskoczony Armiński. — Okej — odparł automatycznie. — To… mam nie iść? — zapytał niepewnie.

— A czemu miałbyś nie iść? — odparł zaraz pytaniem na pytanie Oli.

— No nie wiem… czyli mam iść? — upewnił się nieśmiało.

— Jeżeli chcesz posparować, no to jak najbardziej — potwierdził Oli z delikatnym uśmiechem.

— Okej… — przytaknął Denis, zastanawiając się jeszcze nad czymś. — A jak zapyta, kim jestem, to mam mu odpowiedzieć…? — zawiesił wymownie głos.

— Jesteś dorosły, nie będę ci mówił, co masz mówić — zaśmiał się Francuz.

— Oli no — mruknął chłopak — wiesz, o co mi chodzi. On wie o nas? Spodziewa się, że zastanie dwudziestoletniego chłopaka? Po prostu nie chciałbym powiedzieć albo zrobić czegoś, czego sobie nie życzysz — wytłumaczył.

— To urocze — zauważył Oli i z rozczuleniem przyglądał się chwilę Armińskiemu, po czym momentalnie spoważniał. — Nie, to wcale nie jest urocze.

— Hmm? —  Denis już chyba nie mógł być bardziej zdezorientowany.

— Przepraszam… — zaczął zrezygnowany policjant. — Sam prosiłem, żebyśmy się nie wychylali, bo to ryzykowne. Nie powinieneś mnie pytać o takie rzeczy jak to, czy masz udawać przed kimś, że nic nas nie łączy. To nie brzmi jak atrybut zdrowej relacji — wytłumaczył z przepraszającą miną.

— Hej, to co innego. Wiem, że się mnie nie wstydzisz ani nic z tych rzeczy. Twoja praca jest po prostu niebezpieczna i to zrozumiałe, że lepiej jest zachować ostrożność — odpowiedział zaraz Denis, usprawiedliwiając zachowanie partnera.

— ...i tak, i nie — stwierdził z zawahaniem Oli, po czym zastanowił się nad czymś chwilę. — To tylko część prawdy. Po prostu nie jestem typem, który lubi rozmawiać o sobie czy o swoim życiu z kimkolwiek. A wiesz… no jesteś teraz w moim życiu. W sensie, jesteśmy w tym oboje i oboje powinniśmy decydować, ile inni o nas wiedzą. Pewnie nie łatwo będzie mi się pozbyć nawyku, by decydować samemu za nas obu, więc po prostu mnie stopuj, jakbym się zapędzał, okej? — poprosił łagodnie.

Denis milczał chwilę nieco oszołomiony, nie spodziewając się tak… uległej postawy. Oczywiście na tyle, na ile uległy mógł być Oliwier. Ktoś z zewnątrz w ogóle by pewnie tego nie zauważył, ale najważniejsze, że Armiński to dostrzegł. Czuł się rozczulony, bo zdawał sobie sprawę, ile takie przełamywanie bariery kosztuje drugiego mężczyznę.

— W porządku, brzmi sprawiedliwie — odpowiedział, starając się nie pokazać, jak go to poruszyło. Bał się, że jeżeli zbyt entuzjastycznie zareaguje, to przestraszy Francuza… albo może zniechęci go do takich szczerych wyznań w przyszłości. Najlepszym rozwiązaniem zdawało się być pokazanie, że to miły, naturalny gest i Denis docenia tę szczerość.

Oliwier tylko skinął głową, a potem odchrząknął nieco niezręcznie, dając znać, że skończył się uzewnętrzniać i ostatecznie zarządził, że powinni się zbierać do klubu. Armiński chętnie na to przystał i jakieś dwadzieścia minut później siedzieli już w samochodzie Francuza i przedzierali się do zachodniej części Mokotowa, gdzie swoją siedzibę miał klub „Red Toro”, w którym od jakiegoś czasu trenowali.

Wbrew pozorom dziesiąta rano w niedzielę to był bardzo popularny termin wśród miłośników jiu jitsu, bo jak zwykle w tym czasie na macie zebrał się niemal komplet osób. W zasadzie to do dziesiątej zostało jeszcze kilka minut, zatem chętni do posparowania przechadzali się swobodnie po macie, dobierając się w grupki i dyskutując w oczekiwaniu na pozostałych, którzy mogli jeszcze dotrzeć.

Denis jak zwykle kręcił się blisko Oliwiera, który jeszcze sprawdzał coś w swoim telefonie, siedząc na ławce pod oknem. Chłopak rozglądał się niespiesznie, zastanawiając się nad wcześniejszą rozmową z policjantem. Zaczął rozmyślać nad tym, czy ktokolwiek z obecnych mógł postrzegać ich jako parę, a nie tylko dwójkę przypadkowo znających się mężczyzn. Z jednej strony nie dali nikomu powodu, aby tak myśleć, a z drugiej przychodzili zawsze razem, ćwiczyli razem i przerwy też spędzali razem. To musiało być zastawiające. Tylko czy kogokolwiek to obchodziło? Nie była to wiedza niezbędna do przeżycia, jednak mimo wszystko Denis skłamałby, gdyby stwierdził, że go to nie ciekawiło.

— Siemka! — usłyszał niespodziewanie blisko ucha, co spowodowało, że aż się wzdrygnął i wyrwał z zamyślenia jednocześnie.

— Cześć — odparł Oli, podnosząc się z ławki i w momencie, w którym wyciągał rękę do przybyłego mężczyzny, Denis dopiero spojrzał w jego kierunku. Och, to musiał być ten Adam.

— Niezły tłum się zebrał — powiedział z uznaniem brunet, zerkając na pozostałych. — Będziesz moją parą? — zapytał zaraz potem bez cienia zażenowania, a Denis zamrugał zdezorientowany.

Czy ten facet go zignorował? Może zwyczajnie…  go nie zauważył? Nonsens. Denis stał obok Oliwiera. Na tyle blisko, że nie można było pomyśleć o nim jak o przypadkowo stojącej osobie akurat w tym miejscu. Ślepy by zauważył, że Denis stał przy Oliwierze, bo się znają i ich bliskość jest zamierzona.

— Wiesz, zmieniamy się w trakcie treningu, żeby móc bardziej wypracować technikę, a poza tym, to… — zaczął Oliwier, jednak Denis niespodziewanie się wtrącił.

— Kolega jest nowy, daj mu fory i potraktuj go dzisiaj łagodniej — powiedział, przybierając na usta sztuczny uśmiech i mierząc śmiało spojrzeniem Adama. Tak jak się spodziewał, skutecznie skupił na sobie jego uwagę.

— To jest Denis — przedstawił Oliwier — a to Adam — dodał zaraz w kierunku Armińskiego, choć zauważył, że żaden z nich na niego nie spojrzał, tylko obserwowali się uważnie. Nie podali też sobie rąk na przywitanie.

— Denis — powtórzył Adam, a potem na jego twarzy dało się dostrzec cień zaskoczenia. — O… — opuściło jego usta, kiedy widocznie połączył w głowie fakty. — Nie tak go sobie wyobrażałem — dodał niemal konspiracyjnie, spoglądając z głupim uśmieszkiem na Francuza. Nim ten jednak zdążył odpowiedzieć, Denis znowu go wyprzedził.

— A jak go sobie wyobrażałeś? — zapytał z wyraźną pogardą w głosie, której nawet nie potrafił ukryć. Był wściekły, że mężczyzna mówił o nim tak, jakby go tu w ogóle nie było. Nie miał pojęcia, czego miał się spodziewać po tym całym Adamie, kiedy tylko Oli poinformował go, że ten zamierza dołączyć do nich na treningu. Chyba nie miał jakichś oczekiwań. Miał to być tylko kumpel z pracy. Ale Denis nie pamiętał, żeby ktokolwiek i kiedykolwiek aż tak go zirytował dosłownie po kilku sekundach od momentu poznania. Co za arogancki kretyn!

Adam wydał się nieco zbity z tropu, że to Armiński mu odpowiedział i to jeszcze takim tonem, więc jedynie uśmiechnął się głupkowato.

— Myślałem, że Franek zadaje się… z rówieśnikami — zakończył wymownie, a Denisowi o mało para nie poszła uszami. Cudem powstrzymał się od buchnięcia ogniem piekielnym. — Ale luz, młody — dodał niby nonszalancko. — Cokolwiek was tam kręci, mnie to nie interesuje — spuentował, wzruszając ramionami. — Tak w ogóle to możesz mi mówić Alvaro — stwierdził łaskawie.

— Alvaro? — powtórzył z nutką arogancji Denis.

— No podobno wyglądam dosyć latynosko — wyjaśnił. — Czasami wmawiam laskom, że mój ojciec był Hiszpanem i urodziłem się w Barcelonie. Dobry patent na bajerę — dodał prześmiewczo, a Denis nie był pewien, czy ten facet był po prostu głupi, czy próbował zrobić idiotę z niego. Bo przecież mu się nie wydawało, prawda? Adam zdecydowanie go zlekceważył, a teraz gadał takie pierdoły jak to, jaki ma sposób na podryw. Co do cholery?

— Ale wiesz, że Latynosi, a Hiszpanie to co innego, nie? — zapytał z fałszywą troską Armiński, stwierdzając, że będzie w to brnął. Gdyby skapitulował, wyszedłby na obrażonego gówniarza, który nie zna się na… żartach, czy cokolwiek ten facet próbował właśnie uskuteczniać.

— E tam, detale. Nikt o to nie dba — stwierdził, znowu używając tego niezwykle irytującego tonu.

— Prócz Hiszpanów i Latynosów — nie zgodził się Denis, czując się personalnie urażony. Nigdy nie był przesadnym patriotą i uważał, że fakt przynależenia do jakiegoś narodu nie powinien mieć wpływu na jego życie, tak jak on nie miał wpływu na to, gdzie się urodził. Mimo wszystko teraz poczuł się urażony. Całkiem możliwe jednak, że to była kwestia Adama i gdyby taką gafę palnął ktokolwiek inny, Denis nawet nie zwróciłby na to uwagi.

— Ach ta poprawna politycznie młodzież… — zakpił Adam, zaśmiawszy się cicho pod nosem. — Serio, wyluzuj, młody — dodał niby dobrotliwie, a w Denisie coś się zagotowało, gdy już drugi raz został określony „młodym”. Tak to mógł mówić do niego ojciec, ewentualnie Oliwier w jakichś określonych okolicznościach. Ale nie typek, którego ledwie poznał.

— Czy istnieje szansa, że zaczniecie jeszcze raz? — wtrącił się wreszcie Oli. — Cześć, jestem Denis, cześć, jestem Adam, miło mi cię poznać, mi ciebie również, udanego treningu, nara — zaoferował, spoglądając to na jednego to na drugiego. Szybko do niego dotarło, że taka propozycja nie wchodziła w grę. — Okej — odetchnął głębiej i spojrzał na Adama: — Latynosi i Hiszpanie to nie to samo. — Następnie skupił wzrok na Denisie. — Nie musimy teraz dyskutować o różnicach. — Gdy tylko skończył mówić, jak na wybawienie trener obwieścił rozpoczęcie rozgrzewki.

Denis czuł, jak buzuje w nim złość. Nie odezwał się już jednak, tylko bez słowa dołączył do pozostałych mężczyzn, którzy właśnie zaczęli biegać. Mimo wszystko czuł, jak krew szumi mu w uszach. Był zły na siebie, na Oliwiera no i przede wszystkim na tego głupiego Adama. Na siebie, bo czuł, że mógł to o wiele lepiej rozegrać. Na Oliwiera, bo chciał, żeby blondyn jakoś bardziej obstał po jego stronie. Na Adama, bo… bo był po prostu aroganckim idiotą, którego lekceważący ton doprowadzał Denisa do szału.

Wiedział jednak, że jeżeli spróbuje w to brnąć, to faktycznie wyjdzie na przewrażliwionego, a chciał pokazać, że to po nim spłynęło, a postawa Adama nie wywarła na nim żadnego wrażenia. Był sobie tylko kumplem Oliwiera z pracy i Denis wcale nie musiał go lubić. Nie musieli się nawet widywać. Najlepszą taktyką zdawało się być ignorowanie.

Tak właśnie zrobi. Będzie ignorował Adama.

…a przynajmniej starał się go ignorować do momentu, w którym już od jakiegoś czasu sparowali i nagle trener zarządził którąś z kolei zmianę w parach. Oli był gdzieś na drugim końcu sali, inni w pobliżu już zdążyli się podobierać i pech chciał, że w jego kierunku zmierzał Alvaro.

— No dobra, pokaż co potrafisz — rzucił niby luzacko, udając niewiniątko. W Denisie znowu się zagotowało, ale nic nie dał po sobie znać. To nie zmieniało faktu, że nienawidził, kiedy ktoś wpierw narobił zamętu, a potem udawał, że nie wie, o co chodzi. Tak właśnie zachowywał się starszy mężczyzna.

— Wolisz wywalczyć pozycję ze stójki czy od razu idziemy w parter? — zapytał podobnym tonem Denis, uznając, że może i Adam mógł robić z niego idiotę w gadce… tak nie miał z nim szans w walce.

— Bez różnicy. — Wzruszył ramionami Alvaro.

— Dobra, dam ci fory w takim razie — zdecydował zatem Armiński, nie mogąc powstrzymać się przed nutką złośliwości, po czym położył się na plecach, oddając pozycję dominującą.

— Nie potrzebuję forów — zaśmiał się Adam, ale mimo wszystko wszedł w gardę Denisa.

— Potrzebujesz. Po prostu jeszcze tego nie wiesz — uznał niewinnie chłopak, co spotkało się z wyniosłym parsknięciem.

Adam już nic nie dodał, tylko po prostu spróbował podjąć akcję. Włożył rękę pod szyję Denisa, próbując zrobić podchwyt, jednak kompletnie zignorował przy tym ręce Denisa. Chłopak leżał chwilę w bezruchu, zastanawiając się, czy ten Adam tak na poważnie, czy go po prostu podpuszczał. Po chwili jednak uznał, że skoro to sparing, no to również powinien być aktywny i nie będzie ograniczał się do biernego leżenia. Oddanie pozycji to i tak był spory gest.

Wykorzystując zatem fakt, że Adam sam się na nim położył, przełożył swoją rękę na przeciwległy bark mężczyzny, wychylił się mocniej w tę stronę, po czym podchwycił rękę Adama ponad ramieniem i złapał się za nadgarstek, aby dopiąć klamrę. Potem tylko przytrzymał drugą dłonią nadgarstek Adama i nie wkładając w to zbytniej siły, zaczął napierać na bark w przeciwstawnym do naturalnego ruchu kierunku. Mężczyzna natychmiast odklepał.

Kiedy Denis go puścił i ich spojrzenia się spotkały, mina Adama już nie była taka pewna.

— Nie możesz tak prostu pozwalać, abym miał wolne ręce, bo wtedy… — zaczął Armiński, uznając, że odpuści sobie złośliwości, a po prostu wytłumaczy Alvarowi jego błąd i taką postawą pokażę, że nie jest jakimś kapryśnym gówniarzem. Mężczyzna jednak mu przerwał.

— Wiem. Po prostu nie wiedziałem, na ile mogę sobie pozwolić, żeby nie zrobić ci krzywdy, więc… — zaczął się tłumaczyć.

Denis nawet tego nie skomentował, tylko polecił w takim razie, żeby Adam się nie ograniczał, choć doskonale wiedział, że to była bujda. Co zresztą potwierdziła kolejna akcja, w trakcie której Denisowi zajęło dwie sekundy, by poddać drugiego mężczyznę, dla odmiany używając innej techniki. A Adam dla odmiany użył innej wymówki.

— Jeśli tak bardzo martwisz się, że zrobisz mi niechcący krzywdę, to na zachętę, byś zademonstrował w pełni swoje umiejętności — zaznaczył wymownie — podpowiem, że mam czarny pas. Obiecuję się nie rozpłakać — dodał złośliwie.

— Okej, dawno nie trenowałem i jestem trochę zardzewiały — przyznał wreszcie Racewicz, choć było widać, że to dla niego nie lada wysiłek.

— To przestań zgrywać pajaca, a być może cię czegoś nauczę — zaoferował zatem Denis nieco poważniejszym tonem. Może i mina bezradnego Adama go niezmiernie satysfakcjonowała, to jednak jiu jitsu było jego ukochanym sportem i ojciec całe życie dawał przykład, jak być idealnym mentorem. Dodatkowo przecież Denis trenował w Orionie dzieciaki i nawet w takiej sytuacji nie potrafił wyśmiać Alvaro. Już i tak zdążył mu pokazać swoją dominację w tym aspekcie.

Jak pomyślał, tak zrobił, a i mężczyzna o dziwo zaczął współpracować, zatem mimo wyczuwalnej wzajemnej niechęci do siebie nawzajem… całkiem dobrze im się współpracowało.

***

        Leżał w łóżku tak długo, że aż zaczęły dręczyć go wyrzuty sumienia, więc ostatecznie wstał, ale nim zebrał się, żeby chociaż wziąć prysznic, minęło kolejne pół godziny. Nie wiedział, czy to kwestia pogody, ciśnienia… czy po prostu miał kiepski dzień, ale wykonanie jakiejkolwiek czynności wymagało od niego niemal nadludzkiej siły.

        Zmusił się, żeby zjeść tosty — a w zasadzie zmusić musiał się do ich zrobienia, bo jedzenie wyszło mu o wiele lepiej —  oraz wypił kawę, jednak ta w żadnym stopniu go nie pobudziła. Po prostu z powrotem położył się do łóżka i włączył komputer, bo nie miał pomysłu, co mógłby porobić, a to skutecznie pozwalało na marnotrawstwo czasu. Co prawda we wtorek miał mieć kolokwium i nie najgorszym pomysłem było zajrzenie do notatek i porozwiązywanie zadań… ale to miało nastąpić dopiero we wtorek, a Wiktor już tak miał, że najlepiej i najproduktywniej działał, kiedy miał nóż na gardle. Dzisiaj zatem zamierzał sobie pozwolić na prokrastynację.

        Zaczął bezproduktywnie przeglądać różne strony, jednak w trakcie odkrył, że nawet nie skupiał się na tym, co czytał czy oglądał. Za każdym razem, kiedy tylko to sobie uświadamiał, próbował zmusić swój umysł do koncentracji… ale po kilku chwilach i tak odlatywał.

        Nie mógł powstrzymać się przed odtwarzaniem w głowie wydarzeń z piątkowego wieczoru. Mimo iż na koniec musiał zataszczyć swojego pijanego brata do jego kochanka, to cała noc przebiegła w bardzo przyjaznej atmosferze.

        Powinienem zadzwonić? — pomyślał odważnie, zagryzając wargę i momentalnie się zawstydził, choć to były tylko jego myśli, a w pobliżu nawet nie było nikogo, kto mógłby zobaczyć jego reakcję. Skarcił się zaraz, że zachowywał się jak debil i jeszcze raz spróbował skupić się na oglądanym filmiku.

     Byliśmy pijani, na pewno nie pamięta, że kazała do siebie zadzwonić — usprawiedliwił swój brak działania.

      To kumpela Denisa, jak coś nie wyjdzie, to potem będzie tylko niezręcznie — wymyślił kolejny argument.

        I nagle jego głowę zaatakowały o wiele bardziej złośliwe myśli. Co on wyprawiał? W liceum umawiał się niemal co tydzień z inną laską i nigdy, nawet przez ułamek sekundy nie wahał się, żeby do jakiejś zagadać. Gdy któraś dawała mu kosza — co praktycznie się nie zdarzało — to po prostu zabierał się za kolejną i zapominał o poprzedniej. Dlaczego teraz nachodziły go jakieś głupie wątpliwości? Czemu tym razem bał się odrzucenia?

        Zadzwoni. Tak. Jak dostanie kosza, to zacznie zarywać do innej, jak zawsze. Ta taktyka była niezawodna.

        Wziął telefon w dłoń i z łomoczącym sercem odszukał kontakt, który zapisał raptem dobę wcześniej.

        Po prostu naciśnij słuchawkę — spróbował dodać sobie odwagi, bo z jakiegoś powodu zastygł w bezruchu. Tkwił tak długich kilkanaście sekund, czując gulę w gardle, aż wreszcie się przełamał…

        I w tym momencie zadzwonił jego telefon.

        Aż zaklął pod nosem rozzłoszczony, dostrzegając, że ciotka Weronika pokrzyżowała mu plany. Niby mógł zadzwonić jeszcze potem, ale doskonale wiedział, że zebranie się na odwagę drugi raz wcale nie będzie takie proste, o ile w ogóle możliwe.

        — Słucham — wymruczał wyjątkowo, jak na siebie, gburowatym tonem.

        — No dzień dobry, słonko. Słyszę, że ktoś wstał nie w humorze — przywitała się Weronika, co tylko jeszcze bardziej zirytowało Armińskiego.

        — Boli mnie głowa, coś chcesz, ciociu? — zapytał nieco mniej markotnym tonem, żeby tylko przestała go wnerwiać.

        — To na pewno od długiego leżenia w łóżku. Powinieneś wyjść na spacer — pouczyła go.

        — Tak, tak — przytaknął, przewracając oczami.

        — Wywietrz sobie chociaż pokój…

        — Dobrze, tak zrobię — zapewnił, wchodząc jej w słowo.

        — No już, nie złość się. Ja ci tylko dobrze radzę — wyjaśniła. — Dzwoniłam do Marcela i powiedział mi, że macie tu u siebie w Warszawie pompkę elektryczną? Ja gdzieś swoją zapodziałam, a pilnie jej potrzebuję.

        — No mamy — potwierdził.

        — Fantastycznie, to podskoczę po nią za jakieś pół godzinki — obwieściła, nawet nie pytając, czy może i czy chłopcy nie mają planów.

        — Okej — zgodził się mimo wszystko Wiktor, wiedząc, że dyskusja nie ma sensu. Ciotka przyjdzie, a przy odrobienie szczęścia, jak nie będzie się odzywał, to zaraz sobie pójdzie i na jakiś czas będą mieli ją z głowy.

***

Droga powrotna minęła im w ciszy. Denis pogrążył się w myślach, analizując spotkanie z kolegą Oliwiera, a Oli skupił się na prowadzeniu i wewnętrznie złorzeczył na wyjątkowo paskudną pogodę. Kiedy stali już na ostatnich światłach przed zjazdem na osiedle chłopaka, policjant postanowił się odezwać.

— Widziałem, że nieźle wycierałeś matę Adamem — zagadnął niewinnie.

— Przyszedł na trening jiu jitsu, miałem głaskać go po pleckach? — odbił złośliwie Armiński.

— Jesteś na mnie zły? — zapytał wprost Francuz, skręcając w odpowiednią uliczkę, prowadzącą do bloku chłopaka.       

— Nie — odparł zaraz Denis, starając się brzmieć zwyczajnie.

— Właśnie słyszę — sarknął starszy mężczyzna.

— Nie jestem na ciebie zły — powtórzył Denis. — Masz po prostu wyjątkowo irytującego kolegę — wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. Nie chciał przesadzić, by Oli nie pomyślał sobie, że jest jakiś przewrażliwiony.

— Adam jest specyficzny — przyznał Francuz, po czym zaparkował pod klatką.

Denis myślał, że blondyn coś do tego doda, kiedy tylko wyłączy silnik, ale po chwili zrozumiał, że nic na to nie wskazuje.

— Jak tylko przyszedł, zaczął mnie lekceważyć, a ty nic z tym nie zrobiłeś — odezwał się zatem sam, żałując tego już w momencie, w którym otworzył usta. Nie mógł się powstrzymać, mimo iż doskonale wiedział, że nie powinien, bo to ewidentnie wskazywało na to, że poczuł się urażony, a przecież bardzo chciał pokazać, że zachowanie Adama po nim spłynęło.

Oliwier spojrzał na Armińskiego lekko zaskoczony.

— A oczekiwałeś, że coś zrobię? — zapytał zupełnie poważnie.

— Nie wiem — mruknął pod nosem chłopak, czując, jak znowu ogarnia go złość, po czym odwrócił wzrok. No to by było na tyle, jeżeli chodzi o udowodnienie, że nie jest przewrażliwiony.

— Po prostu uznałem, że nie chciałbyś, abym się wtrącał, bo potem tylko miałbyś pretensje, że niepotrzebnie cię bronię i nie potrzebujesz adwokata — wyjaśnił mimo wszystko Oliwier, bo coś mu podpowiadało, że choć Denis nie zażądał tego wprost, to oczekiwał jakiegoś sprostowania. Dla niego to było oczywiste. Gdy Denis się złościł, robił się pyskaty i zadziorny. Wchodzenie mu wtedy w drogę było nierozsądne. Dlatego Oliwier uznał, że nie powinien się wtrącać w wymianę zdań między chłopakiem a Adamem. Czy uważał, że jego kolega przesadził z tym swoim nonszalanckim podejściem? Nie był pewien, chyba już po prostu przyzwyczaił się do jego zachowania, a poza tym sposób, w jaki Denis się z nim rozprawił, napawał go satysfakcją.

I właśnie Oliwier zdał sobie sprawę, czego podświadomie obawiał się po spotkaniu mężczyzn i dlaczego instynkt nakazywał mu, aby lepiej do takowego nie dopuścił. Nie chciał sytuacji, w której zostanie postawiony pod ścianą i będzie musiał wybierać stronę. Jego zdaniem to było irracjonalne, bo Denis, to był Denis — prywatny ośrodek szczęścia, który nie miał wpływu na jego życie zawodowe. Natomiast Alvaro był jego partnerem z pracy — musieli sobie ufać, bo odpowiadali za siebie, ale wcale nie musieli podzielać poglądów czy się we wszystkim zgadzać. W rzeczywistości nie mieli ze sobą nic wspólnego, ale mimo wszystko przemieszanie się tych światów mogło sprawić, że wbrew woli Oliwiera jeden z nich będzie miał wpływ na drugi.

Armiński obdarował blondyna krótkim spojrzeniem, a potem zastanowił się nad jego słowami. Cholera, zrobiło mu się jeszcze bardziej głupio… bo Oliwier miał rację. Jak to by wyglądało, gdyby w trakcie tamtej dyskusji Oli się wtrącił i zaczął go bronić? Jak by to świadczyło o Denisie? Niby nie powinien się tym przejmować, bo to był tylko jakiś dziwny typ, którego nie miał zamiaru widywać, ale mimo wszystko Francuz go widywał i… zostałby zapamiętany jako obrażony gówniarz, który nawet sam nie potrafi stanąć w swojej obronie. A tak — odgryzł się i jeszcze potem upokorzył swojego przeciwnika na macie. Naprawdę nie mógł rozegrać tego lepiej.

— Jak ty to robisz, że nawet jak próbuję być na ciebie zły, to ty odwrócisz kota ogonem i jeszcze wychodzi na twoje? — zapytał, uśmiechając się nieznacznie. Uznał, że obrócenie tego w żart będzie najlepszym wyjściem.

— Wydaje mi się, że to nazywa się manipulacja — odpowiedział poważnie Oliwier, na co Denis już zaśmiał się w głos.

— Manipulacja brzmi źle, jakoś tak wrogo — uznał zaraz. — Lepiej powiedzieć, że to była perswazja — wymyślił.

— Dla mnie jeszcze lepiej — zgodził się Francuz, na co chłopak obdarował go kolejnym uśmiechem. Zdawało się, że po jego złości nie było już śladu.

— Alvaro… co to w ogóle za pseudonim — zastanowił się chwilę później na głos i nawet nie próbował ukryć uszczypliwości.

Oliwier wymownie to przemilczał, przyglądając się tylko chłopakowi.

— …ale jest przystojny — ciągnął więc Denis.

Tym razem Francuz zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Próby prowokacji Armińskiego były naprawdę urocze. Nie miał pojęcia, po co chłopak to robił, ale był przy tym rozbrajający.

— Nie ukręcę na siebie bata — ostrzegł mimo wszystko. Wiedział, że przyznanie racji Denisowi było nierozsądne, ale gdyby zaprzeczył… cóż, to byłoby jawne kłamstwo. Wolał zatem taktycznie wymigać się odpowiedzi. Ale Denis chyba nie miał zamiaru odpuścić tak szybko, bo w następnej kolejności zapytał:

— Masz taki typ? W sumie jak tak sobie zaczynam przypominać, to często spotykałeś się z takimi facetami. Może Marcin trochę się wyłamał z tego kanonu… ale ewidentnie masz swój typ — stwierdził na koniec, już nawet nie pozostawiając miejsca Oliwierowi na samodzielną odpowiedź.

— Że jaki? Latynosi? — Policjant popatrzył na chłopaka z politowaniem, na co ten tylko uśmiechnął się zadziornie.

— Hej — zaczął po chwili Armiński, jakby oświecony. — Ale pamiętaj, że oni wszyscy byli podrabiani, a ja jestem oryginałem… a przynajmniej w połowie. Czy tam w jednej czwartej… Mam powiedzieć coś po hiszpańsku? — zapytał na koniec? Nie miał pojęcia, skąd mu się nagle udzielił taki głupkowaty nastrój. Chyba po prostu poczuł ulgę, że to, co potencjalnie mogło doprowadzić do kłótni, okazało się bardzo łatwo wytłumaczalne i koniec końców taki obrót zdarzeń był nawet lepszy.

— Proszę, nie rób tego — zaczął przymilnie Francuz. — Ty sobie zaraz pójdziesz, a ja zostanę sam, rozpalony — zironizował, choć wewnętrznie poczuł, jak coś w nim zadrżało. Mówiący po hiszpańsku Denis brzmiał cholernie seksownie. Mimowolnie wyobraził sobie, jak leżą razem w łóżku, a chłopak szepcze mu coś w obcym języku. Nieważne, że Oli nie zrozumiałby nawet słowa, po prostu…

— Dime, ¿qué estás pensando? — Wzdrygnął się, spojrzawszy nieco zaskoczony na Denisa, który dla odmiany uśmiechał się zadziornie. Ach, więc tak zamierzał pogrywać?

Oliwierowi przyszedł do głowy szatański plan. Nie znał hiszpańskiego, ale to był tak podstawowy zwrot, że domyślił się, o co pytał chłopak.

— A mogę odpowiedzieć… po francusku? — odparł pytaniem na pytanie, patrząc, jak wyraz twarzy chłopaka przechodzi z pełnego zadowolenia w zaintrygowanie, a potem z powrotem w jeszcze większe zadowolenie, kiedy ewidentnie zrozumiał grę słów starszego mężczyzny.

— A… że po francuzku — zwerbalizował swoje myśli. — Patrz, jacy z nas poligloci — stwierdził, kiedy Francuz już zaczynał się pochylać w jego stronę, by po chwili go pocałować. Delikatnie, lecz zdecydowanie, co mogło brzmieć paradoksalnie, ale chłopakowi nie przychodziło żadne inne określenie do głowy. Oliwier całował go z wyczuciem, ostrożnie, ale pewnie, jakby chciał pokazać, że wie, co robi. I wszystko wskazywało na to, że doskonale wiedział, bo Denisa niemal natychmiast oblała fala gorąca i na moment zapomniał, jak się oddycha.

Ale tylko na moment, bo jak nagle jego ciało zalało przyjemne ciepło, tak nagle został z tego stanu wyrwany, kiedy tylko usłyszał stukanie w szybę. Wzdrygnął się przestraszony i szybko odwrócił głowę.

Na zewnątrz dojrzał Weronikę, która pochylała się, bezczelnie zaglądając do środka z kamienną twarzą.

O kurwa — pomyślał chłopak i w zasadzie to była jedyna logiczna myśl, bo potem jego umysł zaczął galopować i już nie wiedział, co się z nim dzieje.

Weronika zrobiła wymowny gest dłonią, jakby nakazując, by Oli opuścił szybę, co ten też z jakiegoś powodu uczynił, a przez co Denis spojrzał na niego jak na zdrajcę. Po cholerę jej otwierał?!

— No proszę. Z jednej strony niczego innego się po tobie, Francuz, nie spodziewałam… ale ty Denis? Zawsze uważałam cię za tego najmądrzejszego — stwierdziła, spoglądając karcąco najpierw na policjanta, a potem na Armińskiego.

— Ciociu… — zaczął chłopak, czując, jak głos więźnie mu w gardle.

— Marcel będzie zachwycony — dodała wymownie.

— To wszystko, co masz do powiedzenia? — zapytał nieco pretensjonalnie Oli, jakby w ogóle nie przejęty, że Weronika ich nakryła.

— Nie masz wstydu — syknęła, patrząc na niego złowrogo.

— Wera, nie wiem, czy ktoś ci już to kiedyś mówił, ale jeśli nie, to myślę, że najwyższa pora — zaczął Oliwier, wcale nie brzmiąc, jakby karcący ton kobiety robił na nim wrażenie. — Strasznie się wpierdalasz w nie swoje sprawy — kontynuował. — Każdy ma tego dosyć. Zrób sobie, i wszystkim innym, przysługę i po prostu zajmij się sobą, co ty na to? — zaoferował, a po jego słowach zapanowała przejmująca cisza. Oli czekał na odpowiedź, Denis patrzył na niego zszokowany, a Weronika próbowała zabić go spojrzeniem.

— Skoro już się nam tak zebrało na szczerość, to wiedz, że jesteś jak ten pierdolony pasożyt. Do kogo byś się nie zbliżył, pociągniesz go na dno. Ale masz rację. Nie będę się wtrącać do tego, jak niszczysz mu życie — spojrzała krótko na Denisa — bo jego będzie miał kto pozbierać do kupy. Ma rodzinę, której na nim zależy, a to ty koniec końców zostaniesz sam jak palec, wiesz to, prawda? — zapytała wrednie, czując, że to było bardzo dosadne i być może nawet zbyt ostre… ale po minie policjanta dostrzegła, że trafiła w samo sedno. Co prawda Oliwier starał się nic po sobie nie pokazać i prawie mu się to udało. Prawie. Przez jego twarz przebiegł jednak ledwie zauważalny cień wątpliwości, a Wera tak bardzo na niego czekała, że nie mógł jej umknąć. 

— Cześć, Weronika — pożegnał się grzecznie, postanawiając, że nie odpowie nic więcej, tylko po prostu z powrotem zamknął szybę tuż przed jej twarzą.

Patrzyła na nich jeszcze moment, po czym odeszła w kierunku klatki.

Denis przez kilka kolejnych chwil czuł, jak krew szumi mu w uszach. Sytuacja przytłoczyła go na tyle, że zastygł, nie mogąc w żaden sposób zareagować. Nie rozumiał tego. W jednej chwili dryfował i niemal czuł, że jest w stanie sięgnąć gwiazd, a w drugiej znalazł się w koszmarze. Zupełnie jakby jakieś równoległe wszechświaty się pomieszały i nagle wyrwał się ze swoistego matrixa, wpadając z jednej rzeczywistości w drugą.

W jego głowie rozbrzmiał alarm i stopniowo, jak zaczęły docierać do niego zmysły, zrozumiał, skąd ten strach. Nie przestraszył się, że Weronika ich nakryła. W zasadzie to miał to gdzieś i nie obchodziło go zdanie ciotki, zwłaszcza kiedy miała do powiedzenia tylko jakieś zastraszające i przygnębiające teorie. Denis nawet nie przejąłby się, że ciotka o wszystkim powie jego ojcu. Marcel na pewno nie będzie zachwycony… ale powścieka się trochę, ponarzeka, pewnie wygłosi parę kazań, ale ostatecznie nie będzie im stawał na drodze.

To co przyprawiło Armińskiego o dreszcze to fakt, jak zareaguje Oliwier. Przecież i tak dręczyły go wyrzuty sumienia, że robił coś przeciwko Marcelowi i ewidentnie nie był gotowy na konfrontację. Boże, a co jeśli Oli się przestraszy i wycofa? Co jeśli uzna, że nie może w ten sposób i…

Tylko że coś nie grało. Kiedy Denis spojrzał na Francuza, ten wcale nie wyglądał na spanikowanego czy przestraszonego. Wyglądał na nieco zrezygnowanego… ale jego reakcja w ogóle nie była zgodna z tym, co do tej pory prezentował za każdym razem, kiedy tylko — chcący czy nie — schodzili na temat Marcela.

Może był w szoku?

— Hej, wiesz, że nie miała racji, prawda? — upewnił się. — Nie zniszczysz mi życia i… po prostu była zła i chciała powiedzieć coś, co cię zrani — spróbował przekonać.

— Jakkolwiek upierdliwa nie jest, to miała trochę racji… — nie zgodził się Oli.

— Nie, nie miała. Była zaskoczona, że nas nakryła, ale co ona może wiedzieć? Co ktokolwiek może lepiej wiedzieć, co się między nami dzieje, niż my? — starał się mówić z sensem chłopak. — Jeśli chcesz, to może jakoś spróbuję ją ugadać? — powiedział następnie, nieco zmieniając temat. — Zagram jej na emocjach czy coś i uproszę, żeby nic nie mówiła tacie? Albo może przynajmniej sam mu powiem, zanim ona go nastraszy? — spróbował delikatnie zasugerować, że to wcale nie będzie taka tragedia, jaką zapewne Oli przewidział w swojej głowie.

— Nie, nie musisz. — Pokręcił głową policjant. — Marcel i tak już wie. Nie przejmuj się mną, Po prostu jestem zły, że dowiedziała się w taki sposób i teraz…

— Zaraz, co? — przerwał mu Denis, mrugając szybko. Nie był pewien, czy się nie przesłyszał.

— Co? — Oli spojrzał na niego nieco skonfundowany, jakby nie rozumiejąc, o co go pytał.

— Powiedziałeś, że Marcel wie? — powtórzył zatem chłopak. — O czym wie? — dopytał, przełykając ślinę.

— Aaa… — westchnął głęboko blondyn. — Wtedy, co były urodziny Olki. Tak jak przewidywałem, wszystkiego się domyślił i pogadaliśmy sobie. — Machnął na koniec ręką, jakby to była najbardziej zwyczajna rozmowa, jaką w życiu przeprowadził.

— Pogadaliście sobie? — powtórzył ponownie Denis, ale tym razem już z o wiele mniejszą dozą dezorientacji, za to dało się w jego tonie wyczuć zdenerwowanie.

Oli je usłyszał, bo spojrzał ostrożnie na Armińskiego i dopiero w tym momencie odtworzył w głowie jeszcze raz ostatnich kilka zdań, które wypowiedział, szukając momentu, gdzie popełnił błąd. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, Denis ponownie przemówił.

— Błagam. Powiedz, że masz jakieś zajebiste wytłumaczenie, dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz — poprosił, a jego mina wskazywała na to, jak bardzo liczył na konkretną wymówkę. Oliwier nie mógł przecież na luzie żyć z tą wiedzą przez ostatni tydzień i mieć przy okazji totalnie wywalone na Denisa… po prostu nie.

Francuz otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zaraz je zamknął, bo uzmysłowił sobie, że nawet nie wiedział, co powiedzieć. Poczuł, jak ogarnia go zdenerwowanie. Czuł, że coś spierdolił, ale jeszcze nie wiedział co i jak bardzo, ale wiedział, że jeżeli o to zapyta, to tak jakby sam założył sobie pętlę na szyję. Więc milczał.

To okazało się być jeszcze gorszą taktyką.

— Nie wierzę, kurwa — parsknął Denis, wlepiając wzrok w przednią szybę.

— Powiedziałbym ci… — zaczął nieco zagubionym tonem Oliwier, co wcale nie brzmiało jak on. — Nie pomyślałem, że to będzie dla ciebie aż takie ważne…

— Nie pomyślałeś?! — przerwał mu chłopak, a jego spojrzenie zmroziło Francuza. — Oliwier, kurwa, jeszcze kilka godzin temu sam mówiłeś, że jesteśmy w tym razem i mamy razem podejmować decyzje!

— Przepraszam — odparł zatem automatycznie policjant, ale Denis tylko się zaśmiał.

— Pierdol się — fuknął zaraz gorzko. — Nawet nie wiesz, za co przepraszasz! — zarzucił. — Ja pierdolę, tak się nie robi! — zagrzmiał. — Od dnia, w którym zostaliśmy parą, dręczy mnie wizja, że w momencie, kiedy mój ojciec się dowie, to mnie rzucisz, bo cię to przytłoczy i uznasz, że na mnie nie zasługujesz, czy inny nonsens… a ty tak po prostu ucinasz sobie z nim pogawędkę i dochodzisz do wniosku, że to nie jest informacja, którą będę zainteresowany?! — zapytał rozgoryczony, a Oli tylko przełknął zauważalnie ślinę. Wiedział, że nie istniała dobra odpowiedź. Znowu wybrał milczenie, co oczywiście okazało się najgorszą opcją z możliwych.

— I co czym sobie jeszcze dyskutowaliście? — parsknął, a jego oczy się zaszkliły. — Pytałeś, ile razy możesz mnie ruchać w tygodniu? — zapytał wulgarnie. — A może pytałeś o zgodę, czy możesz pukać kogoś na boku, jak przyjeżdżam na weekendy do Białego?

— Denis…

— Co Denis?! Ty jesteś, kurwa, poważny?! — wybuchnął, czując, jak znowu zaczyna walić mu serce. Zaczął też nienaturalnie szybko oddychać i zdał sobie sprawę, że stracił nad sobą panowanie.

Oliwier już się nie odezwał, wpatrując się tylko z paniką na młodszego chłopaka, który odetchnął głębiej, jakby chcąc się uspokoić. Po kilku chwilach ciszy w jakimś stopniu mu się to udało, bo znowu spojrzał na Francuza, jednak już nie z taką furią, a z rozczarowaniem i ogromnym smutkiem.

— Ty nawet nie masz pojęcia, czemu się o to złoszczę, prawda? — zapytał, choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Po raz pierwszy, odkąd tylko znał Oliwiera, miał przeogromną nadzieję, że ten tylko obrał taktykę zgrywania niewiniątka, myśląc, że to mu bardziej ujdzie płazem. Jednak to było myślenie życzeniowe. Starszy mężczyzna nie próbował żadnej intrygi. On naprawdę nie rozumiał, co zrobił nie tak… a to jedynie pogarszało całą sytuację.

Na knującego za plecami Oliwiera Denis mógł się powściekać, poobrażać, ale przynajmniej miałby pewność, że mężczyzna doskonale wiedział, co spieprzył. Ale na totalnie bezbronnego i nierozumiejącego, co się dzieje Oliwiera Denis złościć się nie mógł.

— Jak to ma się udać, kiedy ty nawet nie traktujesz mnie poważnie? — zapytał bardziej sam siebie, nie licząc, że Oli odpowie mu w racjonalny sposób.

— Oczywiście, że traktuję cię po…

— Nie — przerwał mu chłopak. — A w tym wszystkim najgorsze jest to, że tobie się wydaje, że tak — parsknął. — Traktujesz mnie jak jakiś towar, o który musisz się targować. Gdyby mój ojciec kazał ci zostawić mnie w pokoju, to właśnie tak byś zrobił. Ale najwyraźniej to przebiegło bardziej po twojej myśli… szkoda tylko, że o moim własnym związku decydują wszyscy, poza mną. To zajebiście niesprawiedliwe — dodał z rozgoryczeniem, kręcąc głową.

Oliwier bardzo chciał coś odpowiedzieć… ale nawet nie wiedział co. Czuł się osaczony i tak kompletnie bezbronny, jak chyba nie czuł się nigdy w życiu. Nawet kiedy był dzieckiem. Choć wtedy zdawał sobie sprawę, że nie wygra z ojcem tyranem, to jednak próbował walczyć. Szarpał się i krzyczał, choć jego walka była z góry skazana na porażkę. Teraz jednak… nawet nie próbował się bronić. Czuł, jak przygniata go jakiś niewidzialny ciężar, ale nie potrafił ruszyć nawet palcem, by chociaż spróbować uniknąć kompletnej katastrofy. W starciu z Denisem był bez szans.

— Czekałem na ciebie tak długo… — odezwał się zatem Armiński — i nie pragnę niczego bardziej, niż żeby nam się udało, ale… — zrobił niemal dramatyczną pauzę — ale chyba tak się nie stanie — zakończył ze smutkiem, wzruszając przy tym bezradnie ramionami.

Powiedz coś. Cokolwiek! Zaprzecz, przeproś! Kurwa, no zrób cokolwiek! — przecinało umysł policjanta. Błagał w myślach, by zmusić swoje ciało do jakiejkolwiek reakcji, ale ostatecznie tylko przyglądał się z niezrozumieniem chłopakowi.

Milczał.

— Pójdę już — wyszeptał zrezygnowany Denis, spuszczając głowę i mimo wszystko siedział jeszcze bezruchu kilkanaście sekund, jakby mając nadzieję, że Oliwier się odezwie. Niestety nie doczekał się żadnej odpowiedzi, więc drżącą dłonią sięgnął do klamki i wreszcie otworzył drzwi, by następnie wysiąść bez słowa pożegnania. Nie sądził, by mógł jeszcze cokolwiek dodać. To zwyczajnie nie miało sensu.

Czuł jak serce pęka mu na pół z każdym krokiem, który oddalał go od Oliwiera, ale starał się być dzielny w drodze do klatki. Nie odwrócił się.

Gdy znalazł się już w środku budynku, przypomniał sobie, że przecież na górę poszła Weronika, a nie chciał jej oglądać. Wyjść też już nie mógł, bo nie chciał ryzykować, że zobaczy Oliwiera. Wszedł zatem na półpiętro, po czym oparł się plecami o ścianę i mocno zacisnął powieki, żeby tylko powstrzymać napływające mu do oczu łzy.

________________

Cześć!

Uch, po wielkich trudach w końcu jest.

Ten rozdział nieźle wystawił na próbę moją cierpliwość (Waszą być może też :D). Rzadko, ale zdarza mi się tak, że po prostu nie jestem w stanie przejść jakiejś sceny. Tak było właśnie tym razem. Utknęłam na jednym fragmencie (gdy Adam i Denis się poznają) i przez długi czas nie mogłam tej sceny "odczarować". Zacięłam się i nie potrafiłam ruszyć, a ja mam tak, że nie potrafię pisać losowych scen. W sensie - ja zawsze muszę pisać wszystko po kolei. Kiedy zaczynam od środka albo od sceny, na którą aktualnie mam pomysł, potem okazuje się, że coś się nie spina i wprowadzam sobie tylko do fabuły chaos i więcej pracy, bo muszę potem niektóre kwestie przerabiać. Dlatego piszę scena po scenie, dokładnie tak, jak mają się one znaleźć w rozdziale. To ma swoje plusy, ale i minusy jak widać, bo kiedy się zatnę, no to mam problem. Zazwyczaj jestem w stanie ogarnąć taką problematyczną scenę szybciej... no ale nie tym razem. W końcu ją napisałam, ale nie jestem z niej do końca zadowolona. Trudno, teraz musi tak być, może jak kiedyś będę robić korektę, to ją jakoś przepiszę.

W każdym razie, gdy już ją pokonałam, to spłynęła na mnie wena i trzasnęłam kolejną scenę w ciągu kilku godzin, a rozdział jest ostatecznie jednym z najdłuższych jakie w życiu napisałam, tak że chociaż taki bonus na Mikołajki :D 

Ale dobra, bo nikogo to pewnie nie interesuje, a u chłopaków trochę się zadziało. Niekoniecznie dobrego.

Oliwier chyba wykrakał, że nie zawsze będzie dobrze i coś spieprzy. Długo mu to nie zajęło. Pytanie czy teraz będzie potrafił to odkręcić. A musicie przyznać, że trudno jest naprawiać coś, kiedy nawet nie do końca ma się świadomość, co dokładnie się popsuło.

Tyle ode mnie na dziś, postaram się sklecić coś szybciej (mam nadzieję, że znowu się nie zatnę), a na koniec przypomnę, że wznowiłam publikację Sezonu na grilla (na Wattpadzie), więc jak ktoś nie czytał, a chciałby to zrobić, no to ma teraz okazję.

Do następnego! :)

4 komentarze:

  1. Witaj mam nadzieję, że już masz kolejny rozdział bo od czekania osiwieć można. Piszesz genialnie. Sezon na grila pożarłam ekspresem. Szkoda, że w książce nie było bonusa. Bardzo bardzo proszę o szybki kolejny rozdział Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle super . Mam nadzieje że chlopaki sie dogadają a naciebie spłynie wena i predziutko napiszesz nastepny rozdział albo dwa �� pozdrawiam i czekam niecierpliwie

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Powiedz ty mi kochana co tu się zadziało???? Mój Denis powstrzymujący się od płaczu? Tak nie może być ! Ja wiem że sielanka długo też nie może trwać ,ale zawsze w takich momentach cierpię razem z nim. Jeżeli chodzi o Oliwiera to czasami nie mam do niego cierpliwości . Raz mówi tak za chwilę robi co innego wydaje mi się ,że w dużej mierze nieświadomie ale czemu to zawsze Denis cierpi bardziej. Co do sceny z adem i Denisem to wydaje mi się ,że bardzo dobrze ja przedstawilas. W niej Denis jest taki pewny siebie i odważny więc jak dla mnie bomba .ale wracając do naszych kochanych chłopaków podejrzewam , że Oli będzie się teraz zadręczał i analizował wszystko co zrobił ,albo i nie zrobił. Mam też zle przeczucia dotyczące Adama . Nie wiem tak do końca czy on faktycznie lubi te dziewczyny czy jednak bardziej Oliwiera??? Ale za to wiem jedno napewno w bliźniakach siła więc liczę na Wiktora . Pozdrawiam i życzę weny oraz zdrówka. W

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć!
    Miło Cię znowu czytać. :D Typowa ja, wchodziłam na Twojego bloga codziennie, a jak zrobiłam sobie przerwę, to akurat przegapiłam publikację rozdziału. :P Ale nic nie szkodzi, już jestem, rozdział nadrobiłam.
    Pierwsze co, to zaskoczył mnie ten wątek z Łukaszem. Nic nie wskazywało na to, że coś tam dziwnego między nimi się mogło zadziać, a jednak ta wiadomość od niego… Teoria Oliwiera oczywiście, jak zawsze najlepsza. Jestem ciekawa, jak pociągniesz ten wątek.
    Adam z kolei, to muszę się niestety zgodzić, ale mega buc z niego. W ogóle czasami mam takie wrażenie, że zachowywał się nawet, jakby chciał wyrwać Oliwiera albo coś tam do niego miał. Pewnie przesadzam, ale nie spodobało mi się to, jak potraktował Denisa.
    A propos Denisa. Czy ja Ci już kiedyś pisałam, że ja go uwielbiam? XD Przepraszam, że znowu to zrobię, ale po prostu nie mogę inaczej. Muszę poświęcić jakąś sekcję tego komentarza na rozprawianie o tym, jak ja tego Denisa uwielbiam. To już jest prawie obsesja! Denis to złoto. W każdej wersji, po prostu uwielbiam go. Uwielbiam go, jak jest taki spokojny i tak wszystko analizuje i bierze na rozum. Uwielbiam to, że jak targają nim emocje, to on po prostu wystawia pazurki i jest taki zadziorny, najpierw robi, potem myśli. Ach, za każdym razem, jak się pojawia, to od razu mi się buzia cieszy. :D
    W ogóle jak było to przeniesienie narracji na stronę Wiktora i jak tylko Weronika do niego zadzwoniła, to już wiedziałam, że to jest ten moment. Weronika przyłapie Denisa i Oliwiera! Wcale się nie pomyliłam. Nie ukrywam, był to dość ekscytujący moment.
    I co ja tu mogę powiedzieć? Przede wszystkim nie rozumiem Oliwiera. W sensie, nie rozumiem tego, jak on mógł nie pomyśleć o tym, żeby nie wspomnieć o rozmowie z Marcelem. W jednym z poprzednich rozdziałów był w ogóle takie fragment, gdzie Oliwier był taki zamyślony i Denis go zapytał coś w stylu: „Mój ojciec ci coś nagadał?”, a Oliwier chyba zaprzeczył…? Nie pamiętam już dokładnie. Ale ogółem zastanawiałam się wówczas, czy ta scena to był Twój sposób na pokazanie, że Oliwier powiedział o tej rozmowie Denisowi gdzieś poza kadrem, bo czasem coś opisujesz w takim stylu. I właśnie się zastanawiałam, czy uznać, że Denis wie o tej rozmowie czy nie. I w końcu się wyjaśniło. A zatem nie rozumiem Oliwiera. Przecież tamten moment to był tak dobry moment, żeby mu powiedzieć. Oliwier jest dziwny. XD
    Moja miłość do bohaterów tego opowiadania rozwinęła się w taki sposób, że… w sumie mam już w Oliwiera wywalone. W sensie, ma swoje dobre momenty, ale na ogół mnie jednak denerwuje. A zestawiony z Denisem, który jest złotem, wypada wyjątkowo słabo. Zatem, mało mnie obchodzi, co się stanie z Oliwierem, ale definitywnie martwię się o Denisa i nie chcę, żeby on cierpiał. :( Więc jeśli ostatecznie nie planujesz dla tej dwójki pozytywnej przyszłości, to mam nadzieję, że chociaż dla Denisa planujesz coś pozytywnego. (Tak tylko przypominam, happy endy są w modzie XD) A Oliwier mało mnie obchodzi, więc rób z nim, co chcesz. :P Gdybyś jednak planowała dać im jeszcze jedną szansę, to mam nadzieję, że to jest ten moment, kiedy Denis otrzyma taką uwagę, na jaką zasługuje. Czyli tym razem dla odmiany to Oliwier mógłby za nim polatać z wywalonym jęzorem, a Denis mógłby mieć go w dupie i zwodzić, tak jak niegdyś Oliwier go zwodził. Jestem trochę okropna dla tego Oliwiera tutaj, ale zawsze chciałam, żeby te role się odwróciły, bo dla tego Oliwiera ten związek z Denisem to niemalże jak na tacy podany. Denis się starał, tyle musiał Oliwierowi przetłumaczyć, a ten to tylko utrudniał, a na koniec i tak skorzystał. Tak więc pora, aby ktoś się tak dla Denisa postarał.
    W każdym razie, kończąc ten mój wywód, jestem bardzo ciekawa, co tam planujesz dla chłopaków i innych bohaterów opowiadania (Wiktor i Marcelina… kiedy to się stanie?), a więc czekam z wielką radością na kontynuację i dziękuję za kolejny fantastyczny rozdział.
    A Tobie życzę dużo weny, czasu, zdrówka i ogółem wszystkiego dobrego! Czego tam tylko potrzebujesz! ♥
    Przesyłam buziaki i pozdrowienia ♥

    OdpowiedzUsuń