4 stycznia 2021

Francuski piesek 2: Rozdział 15

Cień wątpliwości


    Denis i tak już przegapił swoje zaliczenie, a jako że był czwartek, to sensownym wydawało mu się, aby odpuścić sobie też piątek i tym sposobem przedłużyć weekend w Grabówce. Wiktor natomiast miał mieć jakieś zaliczenie w piątek i postanowił, że jednak wróci do Warszawy. Tuż przed tym, jak zaczął się zbierać w drogę powrotną, Denis zmienił zdanie i stwierdził, że pojedzie z bratem.

Po rozmowie z ojcem trochę się uspokoił i choć w zasadzie nadal nie dowiedział się, o czym dokładnie rozmawiali mężczyźni, to dotarło do niego, że Oliwier reagował w ten sposób — czyli nie robił dosłownie nic — zapewne od razu spisując wszystko na straty i nawet nie podejmując próby, aby cokolwiek naprawić. To cholernie wkurzało Denisa i pod wpływem impulsu uznał, że musi to jak najszybciej wyjaśnić. Już on mu wygarnie! 

Jak postanowił, tak też zrobił. Wieczorem wrócili z Wiktorem do Warszawy i Denis poprosił brata, aby ten podrzucił go od razu pod blok policjanta. Czuł, że musi wszystko z siebie wyrzucić i wykorzystać emocje, jakie nim targają, bo jeżeli przeczeka ten moment, sam straci motywację i koniec końców jeszcze sam pogorszy sytuację.

Znał na pamięć kod do klatki, więc po prostu automatycznie go wklepał i pospiesznie zaczął wbiegać schodami na górę, by po kilku sekundach znaleźć się pod właściwymi drzwiami. Tam na moment się zawiesił, zastygając w bezruchu. Miał użyć swojego klucza? Nie… chyba powinien zapukać. Ale jak tak grzecznie zapuka, to czy to nie będzie oznaka, że mu przeszło — albo przechodzi — i już wcale nie jest taki zły? Cholera, przecież to nie on powinien teraz stać pod drzwiami Oliwiera! 

Załomotał ze złością w drzwi tak, że pewnie usłyszeli go sąsiedzi z góry, z dołu, a może nawet i z sąsiednich klatek. Cóż, to z pewnością nie sygnalizowało, że przyszedł w pokojowych zamiarach. 

Przez kilka chwil nic się nie działo i przez ułamek sekundy pomyślał, że Francuza może po prostu nie ma. Co prawda z tego co kojarzył, blondyn nie powinien mieć teraz służby, ale może coś mu się pozmieniało w grafiku, albo po prostu gdzieś wyszedł? 

Nim zdążył się nad tym głębiej zastanowić, usłyszał cichy szczęk zamka w drzwiach, a potem te otworzył się i wreszcie dojrzał nieco zdezorientowanego policjanta.

Stali tak obaj przez jakiś czas w ciszy, przyglądając się sobie — Denis z determinacją i nutką złości, a Oliwier starał się nie pokazywać żadnych emocji, jakby planował przybrać jakąś postawę dopiero po tym, jak wyczuje nastrój młodszego chłopaka.

— Jesteś kretynem — wysyczał wreszcie Denis, czując, jak ciśnienie podnosi mu się jeszcze bardziej.

Oliwier nie odpowiedział.

— Uwierz mi. To nie jest dobry moment, żebyś znowu milczał… — zaczął ostrzegawczym tonem chłopak, a Francuza wreszcie wyraźnie coś tknęło.

— Oczywiście, że jestem kretynem — obwieścił, przerywając. — Co ja sobie, kurwa, myślałem? — zapytał retorycznie, podnosząc bezradnie ręce, by po chwili dramatycznie je opuścić.

Tego Denis się nie spodziewał, więc stał tylko w progu, obserwując bacznie starszego mężczyznę.

— Kontynuuj — zachęcił po chwili.

— Wejdziesz? — poprosił wpierw Francuz, dochodząc do wniosku, że jak miał już się tłumaczyć, to tylko przed Denisem, a nie dodatkowo przed wścibskimi sąsiadami. Już zdążył odkryć, że jego bezpośrednią sąsiadką była pewna rezolutna emerytka, która nie miała żadnego problemu z zadawaniem niewygodnych pytań. Widział ją raptem kilka razy, a zdążyła zaniepokoić się, że w tym wieku nie miał jeszcze żony, zastanowić się, czy ten ładny, czarny samochód pod klatką jest jego oraz kim jest ten młodzieniec, który czasami przychodzi wieczorami, a wychodzi rano. Oliwier nie mógł uwierzyć, że kobieta jeszcze się nie domyśliła. Nie zamierzał jej ułatwiać.

— Jestem na ciebie naprawdę wściekły — zakomunikował Denis, ale o dziwo dosyć normalnym tonem. Kiedy tylko Oliwier wypowiedział to magiczne przepraszam, złość jakoś zaczęła mu przechodzić. — Na początku myślałem, że po prostu dajesz mi czas, żebym ochłonął i żebyś sam sobie co nieco przemyślał… ale zaraz minie tydzień, do cholery.

— Już chyba ustaliliśmy, że jestem kretynem, prawda? — przypomniał mu rozbrajająco Oli.

— No i co w związku z tym? — spytał Armiński, krzyżując przedramiona na piersi. — Jesteś kretynem, przeprosiłeś i co? Problemu nie ma? — zapytał, jednocześnie sugerując już samym pytaniem, jakiej odpowiedzi oczekiwał.

— Mógłbym ci teraz zacząć przypominać, że przecież ostrzegałem, że Marcel nas ostrzegał, że jestem za stary, aby móc w ciągu paru tygodni zmienić nawyki, które praktykowałem dekady i że przecież wcale nie chciałem źle… tylko po co? Zjebałem. Przepraszam. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Ale zrozumiałem swój błąd, jeśli teraz to ma dla ciebie jakieś znaczenie — obwieścił z rozbrajającą szczerością.

— To mogłeś przyjść albo zadzwonić i mi to powiedzieć — zauważył natychmiast chłopak.

— Masz rację. Powinienem był tak zrobić. I nawet chciałem. Tylko po prostu dni mijały, a ja nagle odkryłem, że chyba przegapiłem odpowiedni moment i… — zawiesił głos.

— Skąd mam wiedzieć, że faktycznie zrozumiałeś i za chwilę nie wrócimy do punktu wyjścia? — spytał z wyczuwalną obawą Armiński. Odkąd tylko zjawił się u Francuza w drzwiach, biła od niego determinacja i zdecydowanie, ale nagle ta pewność go opuściła. W końcu sam podczas tamtej kłótni zakwestionował, czy jego relacja z Oliwierem ma sens…

— Nie możesz tego wiedzieć — odpowiedział spokojnie Francuz. — A ja nie mogę ci tego obiecać — dodał dosadniej. — Mogę ci jedynie obiecać, że będę się starał nie zawieść cię kolejny raz, a ty będziesz musiał mi zaufać — przedstawił swoją wizję.

— Nienawidzę cię — jęknął z niechęcią Denis. — Wyobrażałem sobie, że będziesz mnie błagał o przebaczenie na kolanach, ty mi tu wyjeżdżasz, że co najwyżej się postarasz poprawić, a ja tak po prostu zamierzam to zaakceptować — mruknął.

— Na kolanach? — zapytał ze skrzywieniem blondyn. — Ja mam prawie czterdzieści lat. Jak uklęknę, to będę podnosił się tydzień — zawyrokował.

— Hej, nie wolno ci jeszcze żartować. Nadal jestem zły — ostrzegł go chłopak. — Poza tym nie kłam. Już przede mną klękałeś, więc masz wprawę — dodał wymownie, na co Oliwier parsknął, a potem zamrugał zaskoczony, widząc… jak młody pada przed nim na kolana. Totalnie nie miał pojęcia, co się dzieje, dopóki nie poczuł koło swojej nogi jakiegoś ruchu, a Denis nie zaczął mówić.

— A co to za słodziak?! Hej, mały, jak się tu znalazłeś? Nie bój się… — mówił pieszczotliwie, już nawet nie klęcząc, a praktycznie leżąc u stóp policjanta i wyciągając ostrożnie rękę, by szczeniak, który się właśnie pojawił, mógł ją obwąchać i oswoić się z jego obecnością. 

Kiedy tylko Denis dojrzał, jak psiak ostrożnie zakrada się za mężczyzną i staje tuż przy jego nodze, jakby uznając, że to absolutnie najbezpieczniejsze miejsce na Ziemi, serce Armiśkiego momentalnie się roztopiło. Nawet nie analizował tej sytuacji. Widział psa, więc był szczęśliwy.

— Ach, pies. No tak — zorientował się Oliwier. 

— Ale ty jesteś śliczniutki, jak się tu znalazłeś? — pytał dalej Denis, biorąc szczeniaka na ręce, kiedy ten najwyraźniej zdecydował, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo i podszedł do chłopaka. — Jaki maluszek uroczy — mówił do psa, ignorując Francuza.

— Wow. Gdybym wiedział, to przywitałbym cię już z nim na rękach — skomentował nieco złośliwie, za co został obdarowany stosownym spojrzeniem.

— Jak się tu znalazł? — zapytał zaraz, idąc w głąb mieszkania za śmiejącym się z niego Francuzem.

— Znalazłem go przy śmietnikach w nocy. Było zimno, więc musiałem go zabrać, bo inaczej by zamarzł albo umarł z głodu. Ile on ma? Cztery tygodnie maks — stwierdził Oli.

— No nie więcej raczej. Widać, że niedawno dopiero otworzyły mu się oczy. Nie powinien był w ogóle być jeszcze odebrany od matki.

— Sprawdzałem, ale żadne inne psy się tam nie kręciły w ciągu ostatnich dni. Więc chyba ktoś go podrzucił po prostu — wydedukował.

— To straszne — jęknął przejęty chłopak. — Nazwałeś go już jakoś? — zainteresował się po chwili, kiedy usiedli na kanapie. Denis nie wypuszczał psiaka z ramion, a temu chyba się nawet podobało takie położenie, bo nie próbował uciekać.

— Nie — odparł szybko Oliwier, patrząc dziwnie na Armińskiego, jakby zaskoczony, czemu ten w ogóle o to pytał. — Przecież ze mną nie zostanie. 

— Co? — spytał z niezrozumieniem wypisanym na twarzy brunet.

— No nie zostanie ze mną. Spróbuję ogarnąć mu jakiegoś opiekuna, a jak nie, to oddam go do schro…

— Nie słuchaj go! — powiedział z przesadnym przejęciem Denis, zakrywając psu uszy. — Nie mów takich rzeczy — skarcił zaraz policjanta.

— A co mam z nim niby zrobić? — odbił zaraz Francuz. Dla niego było to oczywiste, że pies jest z nim tymczasowo, dopóki czegoś nie wykombinuje.

— Jak to co? Wziąłeś go i jest już twój — stwierdził jak coś oczywistego Armiński.

— Obawiam się, że to tak nie działa. Wziąłem go, żeby nie umarł. To jednak wcale nie oznacza, że ma ze mną zostać — wyprowadził zaraz kontrargument Oliwier.

— Byłeś przewodnikiem psa, nikt nie zajmie się nim tak dobrze jak ty — przekonywał Denis.

— Nie chcę psa — powiedział wreszcie stanowczo starszy mężczyzna z taką determinacją, że chłopak aż zamilkł, przyglądając mu się z pytającym spojrzeniem. 

— Och… myślisz, że nie jesteś gotowy? — zgadł po chwili ciszy Armiński.

— Po prostu nie chcę, okej? — odpowiedział wymijająco policjant.

— To normalne — zaczął zaraz łagodnym tonem chłopak. — Byłeś bardzo przywiązany do Tytana i myślę, że każdy po stracie pupila odczuwa lęk, bo w zasadzie wzięcie kolejnego psa, to niemal gwarancja, że skaże się po raz kolejny na cierpienie, kiedy ten już odejdzie — przeanalizował. — Ale taka jest kolej rzeczy. To smutne, że psy żyją krócej od ludzi, jednak czy naprawdę tylko z tego powodu chcesz sobie odmówić więzi, jaką możesz z nim mieć? Sam przecież mówiłeś, że bez Tytana to już nie to samo, bo nie masz z kim wychodzić na długie spacery i bieganie też już nie jest takie przyjemne w pojedynkę. Możecie sobie nawzajem pomóc. On potrzebuje kogoś, kto da mu dom i się nim zaopiekuje, a ty… choć tego nie przyznasz, to musisz mieć kogoś, kogo będziesz mógł otoczyć opieką… i kontrolą — dodał bardziej prześmiewczo na koniec.

— Jak powiesz zaraz, że wiele nas łączy, bo obaj jesteśmy porzuconymi psami, to przysięgam… — Francuz zawiesił wymownie głos, a Denis zaczął się śmiać.

— No właśnie — podłapał. — Ty jesteś po schronisku i wiesz już, jak to może skrzywić psychikę — pociągnął dalej, niby żartując.

— Dzięki — odpowiedział sarkastycznie Oli.

— Chyba nie chcesz tego samego dla niego? — zapytał wręcz manipulacyjnym tonem, podnosząc szczeniaka jeszcze wyżej, tak że jego pyszczek znajdował się na wysokości twarzy Denisa, i tym sposobem dwie pary brązowych oczu wlepiały się właśnie w policjanta.

—  To jest zagranie poniżej pasa — ostrzegł z wyrzutem Francuz.

— Przypomnę jeszcze, że nadal jestem zły i nie jesteś w pozycji, w której możesz mi czegokolwiek odmawiać — powiedział jeszcze rozczulająco Denis, uśmiechając się przy tym słodko.

Oliwier spojrzał na niego groźnie, samym wzorkiem dając do zrozumienia, jak bardzo niezadowolony jest z położenia, w jakim się znalazł. Mimo wszystko nie mógł się powstrzymać od dosadniejszego komentarza.

— A w jakiej pozycji mogę? Mam klęknąć jednak? — spytał z sarkazmem.

— Zabiło by cię, jakbyś tak po tych przeprosinach po prostu przez jakiś czas próbował nie pyskować, co? — odbił ostrzegawczo Armiński.

— Nie odpowiem na to pytanie, bo albo skłamię, albo wyjdzie na to, że jednak by mnie zabiło — wybrnął na swój sposób, nie przyznając na głos, że starał się ważyć każde słowo. Wiedział, że może pozwolić sobie na takie odzywki i droczenie, bo mimo wszystko Denis wcale nie wydawał się być aż tak zły, jak mógłby być. W zasadzie to wcale nie wyglądał na złego… a przecież jeszcze kwadrans temu Oliwier był całkiem przekonany, że schrzanił sprawę tak bardzo, że nie ma już o co walczyć.

Aż nienawidził tego przed sobą przyznawać, ale… Denis zdecydowanie zbyt łatwo mu wybaczył.

— Tylko popatrz na niego — westchnął rozczulony chłopak, przyglądając się szczeniakowi, który zwinął się w kłębek i ułożył do snu w jego ramionach.

— Możesz go zatrzymać, jeśli chcesz — stwierdził zatem Oli.

— Naprawdę nie dasz się przekonać? — jęknął Armiński, spoglądając ze smutkiem na Francuza.

Starszy mężczyzna odetchnął głębiej, zanim odpowiedział.

— Prawdopodobnie masz rację, że powinienem mieć psa. Przyznam nawet, że ta wizja nie przeraża mnie aż tak bardzo, jak chociażby kilka tygodni wcześniej… ale jeszcze nie teraz, okej?

Denis pokiwał głową, czując, że musi ustąpić. W końcu tu chodziło o żywe stworzenie i choć był przekonany, że nikt nie zająłby się lepiej tym szczeniakiem od Oliwiera, to jednak wymuszanie czegokolwiek na drugim mężczyźnie nie było w porządku. Tym bardziej, że stracił swojego poprzedniego pupila w naprawdę makabrycznych okolicznościach i należało pozwolić mu przepracować tę stratę w takich warunkach i w takim tempie, na jakie był gotowy.

— No dobra. Popytam znajomych, zadzwonię do taty i też poproszę, żeby uruchomił swoje znajomości…

— Okej, Może Marcela w to nie mieszajmy — zaoponował Oli.

— Nie no, teraz jak utknie w domu, to przynajmniej będzie miał jakieś zajęcie… domyślam się, jak go będzie doprowadzało do szału siedzenie na tyłku — parsknął.

— Hę? — mruknął Francuz, nie rozumiejąc.

Denis zastygł w bezruchu, szybko analizując sytuację.

— Zaraz… bo ty nic nie wiesz? — rzucił w przestrzeń.

— O czym?

— Tata jest w szpitalu.

— Co?! — syknął Oliwier.

— Zapalenie wyrostka, wczoraj miał zabieg… w sumie to byłem przekonany, że mama albo sam tata już ci o tym powiedzieli — zastanowił się Denis. Jakoś w ogóle nie wziął pod uwagę, że Oliwier może o tym jeszcze nie wiedzieć. 

— No jakoś tak nikt nie pomyślał, żeby dać mi znać — sarknął Francuz.

— Cóż, no to teraz już wiesz, jak to jest, kiedy coś się dzieje za twoimi plecami — fuknął obronnie Denis, czując się zaatakowany.

— Okej, okej… przepraszam — zastopował się zaraz sam policjant. — Jestem po prostu w szoku. Ale wszystko z nim w porządku? — dopytał już bardziej zwyczajnie.

— Taaak — przeciągnął z westchnieniem chłopak. — W zasadzie to od razu pojechaliśmy z Wiktorem do Białego i dopiero teraz wróciliśmy. Z tatą wszystko będzie w porządku. Jutro mają go wypisać — wyjaśnił.

— To dobrze. — Oli pokiwał głową.

— Powinieneś do niego zadzwonić — polecił Denis.

— Tak? — Francuz nie wydawał się przekonany.

— Tak — potwierdził stanowczo chłopak. — I tak naprawdę to tylko dzięki niemu tu jestem. Inaczej dalej bym uparcie czekał, aż w końcu się przełamiesz i odezwiesz… ale jak tak teraz o tym myślę, to faktycznie mógłbym się nie doczekać — dodał na koniec złośliwie.

— Prawdopodobnie nie… — przyznał ze skrzywieniem Oliwier.

Denis tylko pokręcił karcąco głową, a potem znowu skupił się na szczeniaku i zaczął narzekać, że opuścił zaliczenie z histologii, jednak po chwili uznał, że mimo wszystko jest zadowolony z rozmowy z tatą.

Potem dla odmiany Oli zaczął opowiadać, że szczeniak praktycznie nie dawał mu spać i nieco martwił się, jak ten sobie radzi sam, kiedy musiał wychodzić do pracy. Pomimo iż był przekonany, że pies nie zostanie z nim na stałe, to zdążył nawet skonstruować prowizoryczny kojec, który wyłożył specjalną matą chłonną, by pies nie zdewastował mu mieszkania pod jego nieobecność. Zostawiał mu porcję wody i odrobinę jedzenia, a także wrzucił do środka swoją nieupraną bluzę, by szczeniak pamiętał jakiś znajomy zapach, i na dodatek zostawiał włączone radio. Mimo wszystko Oli wiedział, że zostawianie tak małego szczeniaka na kilkanaście godzin — bo tyle trwała ostatnia służba policjanta — to kiepski pomysł i najlepsza droga, by u psa rozwinął się lęk separacyjny… no ale trudno. Co miał zrobić? I tak ktoś już tego szczeniaka wyrzucił na śmietnik. Pozostawienie go w suchym, ciepłym mieszkaniu z dostępem do wody było mimo wszystko lepszą alternatywą.

Armiński nie mógł wyjść spod wrażenia, ile już zdążył zainwestować Oliwier — zwłaszcza jeżeli wzięło się pod uwagę, że nie zamierzał zatrzymać zwierzaka. I nie miał tu na myśli pieniędzy, a przynajmniej nie tylko, bo obecność psa widocznie rozbudziła w policjancie na nowo jego zmysł przewodnika i starał się działać jak profesjonalista. To było naprawdę godne podziwu i… było po prostu urocze.

I jak on mógł się dłużej gniewać na tego głupka? Okej, schrzanił sprawę, nie zamierzał nawet walczyć o Denisa… ale w międzyczasie zajął się szczeniaczkiem i opiekował się nim tak, jakby naprawdę chciał go zatrzymać. Czyż to nie było rozczulające?

Rozczulająca jest twoja naiwność — podpowiedział jakiś złośliwy głosik w jego głowie.

***

8 grudnia 2018

Okazało się, że profesor prowadząca ćwiczenia z histologii była tak wysoce niezadowolona z poziomu ostatniego kolokwium w grupie Denisa, że po kilku sprawdzonych pracach uznała, że wszyscy nie zaliczyli i muszą powtórzyć je jeszcze raz. Tym sposobem chłopakowi niejako się upiekło, bo wychodziło na to, że jechał na tym samym wózku co reszta, a raczej… miał tak samo przewalone jak reszta.

Oli pracował, więc Armiński umówił się z dziewczynami na wspólną powtórkę. Punktualnie w południe usłyszał dźwięk domofonu i… po jakieś godzinie wzięli się wreszcie za naukę. Wiadomo, wpierw jakaś kawa, przekąski, plotki. Trzeba było się rozluźnić przed powtórką materiału.

Okej, to była oczywista wymówka, jednak kiedy zaczęły ich przyciskać wyrzuty sumienia, wzięli się do solidnej pracy i przez następne dwie godziny sumiennie przyswajali wiedzę, robiąc notatki, dzieląc się jakimiś fiszkami i robiąc sobie mini wykłady, tak by móc usystematyzować wiedzę. 

Około szesnastej zgodnie stwierdzili, że najgorsze za nimi i nim wejdą na ostatnią prostą, zrobią sobie przerwę, by się nie przeciążać.

— Dobra, czuję, że powinnam się obrazić — oświadczyła Szyszka, kiedy wróciła do pokoju Denisa z łazienki i dostrzegła, jak pozostała dwójka wymownie zamilkła po jej pojawieniu się.

— Nie no, co ty. — Denis machnął ręką.

— Ach, tak? Czemu zatem byłeś cały tydzień przymulony, a teraz wszystko jest okej i szepczecie między sobą jakieś sekrety? — zapytała z pretensją, krzyżując przedramiona na piersi.

Denis skrzywił się, spuszczając wzrok. Nie miał wymówki. Co więcej, poczuł się fatalnie, bo oskarżenia Marceliny były po prostu uzasadnione. Ale to nie było tak, że jej nie ufał! Tosia po prostu przypadkiem natknęła się na Oliwiera i skoro już o nim wiedziała, to jakoś tak naturalnie została powierniczką sekretów Armińskiego. Nie było jego intencją, aby spychać Szyszkę na dalszy plan.

Może po prostu powinien jej o wszystkim powiedzieć? Albo raczej — zdradzić jej szczegóły, bo ta mniej więcej znała powód jego ostatniego spadku nastroju. Poza tym Oli sam twierdził, że są dorośli i sami powinni decydować o tym co i komu mówią. 

— Po pierwsze to wiedz, że sam prosiłem Tosię o dyskrecję. To nie tak, że celowo coś przed tobą ukrywamy. Po prostu… spotkała Oliwiera i…

— Co?! Spotkałaś Oliwiera?! Tego Oliwiera?! — podekscytowała się natychmiast dziewczyna.

— No… — zaczęła zmieszana Tosia, ale Szyszka nawet nie dopuściła jej do słowa.

— Przystojny? Fajny? Opowiadaj! — zażądała ponaglająco, ale Tosia milczała. Jedynie spojrzała porozumiewawczo na Denisa, jakby szukając pomocy.

— Okej, więc powód, dla którego nie opowiadam o Oliwierze jest taki, że jego praca jest niebezpieczna i uznaliśmy, że tak będzie bezpieczniej.

— Uuu, jest jakimś szpiegiem? — Marcelina zaruszała wymownie brwiami.

— Niech będzie — przystał na to Denis, po czym kontynuował. — Jako że Tosia już została wtajemniczona, to po prostu chciałem się jej wygadać po naszej kłótni — wyjaśnił. — Przepraszam, że poczułaś się wykluczona. Naprawdę nie miałem tego w intencji — dodał szczerze.

— Zapominamy o sprawie, pod warunkiem, że teraz mi wszystko opowiecie — przedstawiła ultimatum Marcelina, na co Tosia zachichotała, a Denis pokręcił głową. — Pokaż jego zdjęcie — poprosiła, skinąwszy wymownie na chłopaka, a ten zamrugał skonsternowany.

— Wow… właśnie mi uświadomiłaś, że… nie mam takiego zdjęcia — wyznał po chwili.

— Co? Jak to? — zapytała zaskoczona. 

— Cóż, Oliwier nie jest typem, który robi sobie selfie… i ogólnie w sumie nawet nie przyszło mi do głowy, aby poprosić go o zrobienie jakiegoś wspólnego zdjęcia — wyznał, czując coś na kształt zawstydzenia i zażenowania jednocześnie. Oli by go wyśmiał, no dobra, może nie od razu wyśmiał, ale z pewnością popatrzyłby na niego dziwnie, jakby zasugerował, by zrobili sobie wspólną fotkę. Z drugiej strony byli razem, a Denis faktycznie nie miał żadnego jego zdjęcia. To było po prostu smutne.

— Jest aż tak brzydki czy ma sto lat? — sarknęła Szyszka.

— Trochę mniej — odpowiedział niepewnie Denis.

— Zdecydowanie nie jest brzydki — przytaknęła Tosia.

— Co? — Marcelina znowu popatrzyła z zaskoczeniem na Denisa.

— Ma trzydzieści osiem lat… ale to w sumie nie kwestia wieku. Jakieś wspólne romantyczne zdjęcia nie są w jego stylu — wyjaśnił chłopak.

— A więc taki jest twój typ? Gorące tatuśki? — zaśmiała się, a Denis skrzywił się z obrzydzeniem.

— Fuj, nie — mruknął zniesmaczony. — To znaczy nic nie mam przeciwko… tatuśkom. Ale Oli to nie jest typ tatuśka, z pewnością — zaprzeczył.

— Nie jest — potwierdziła Tosia, kiwając głową.

— O! Czekaj, Wiktor albo któraś z moich sióstr wstawiała kiedyś zdjęcie na Insta, jak byliśmy na Mazurach, i gdzieś tam był Oli — przypomniał sobie i szybko chwycił telefon, a Marcelina przybliżyła się instynktownie podekscytowana.

Denisowi dosyć szybko udało się zlokalizować wspomniane zdjęcie, po czym podał telefon rudowłosej dziewczynie, tłumacząc, która z postaci to Oliwier.

— Mmm… — Szyszka zagryzła wargę. — Wytatuowany, podoba mi się — pochwaliła. — A co to za ciasteczko? — zapytała chwilę później.

Denis spojrzał ponownie na zdjęcie, po czym szybko zabrał dziewczynie telefon zniesmaczony.

— To mój tata — wyjaśnił z pretensją, na co Marcelina niewinnie wzruszyła ramionami, a Tosia zaczęła się śmiać. 

— Zaskakujesz mnie, Denisie — odezwała się po chwili wręcz flirciarskim tonem. — Wyobrażałam sobie ciebie jako tego samca alfa, który wieczorami wciska swojego chłopaka w poduszkę… a tymczasem nagle to równanie w mojej głowie się wywróciło do góry nogami — zachichotała.

— Też sobie wyobrażałaś Oliwiera jako uroczego, delikatnego chłopca? — zapytała zaraz konspiracyjnie Tosia.

— No! — potwierdziła szybko Szyszka. 

— Ej, ale że co? Że ja nie mogę być samcem alfa? Może wciskam Oliwiera w poduszkę — wtrącił oburzony.

— Naprawdę? — zapytała sceptycznie Marcelina.

— Nie… — mruknął speszony Armiński.

— Skąd go wyrwałeś? — zainteresowała się zaraz dla odmiany dziewczyna, więc Denis zmienił temat i zaczął jej opowiadać, skąd Oliwier wziął się w jego życiu. Szyszka z każdą kolejną informacją robiła coraz większe oczy i co jakiś czas kiwała ze zdumieniem głową.

Po tym jak chłopak wtajemniczył Marcelinę, zaczął opowiadać o ich ostatniej kłótni oraz swoich obawach. Nie wątpił w intencje Oliwiera. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że był tylko jednym z wielu — może nie znał aż tak dobrze blondyna, ale obserwował go już tak długo, że był w stanie zauważyć dosyć znaczące różnice w tym, jak traktował go mężczyzna w porównaniu do tego, jak traktował swoich pozostałych kochanków. Przede wszystkim Oliwier po prostu nie przepraszał. Jak coś się schrzaniło, to otwierał drzwi i mówił „droga wolna”. Nie starał się o nikogo. Nie prosił o kolejną szansę. Po prostu znajdował sobie zastępstwo. A z Denisem było inaczej. Nie tylko przeprosił, ale i było po nim widać faktyczną skruchę. To musiało coś chyba znaczyć.

— …wierzę mu, kiedy mówi, że nie chce mnie skrzywdzić — zaczął puentować. — Jestem naprawdę przekonany, że jest ze mną szczery… tylko po prostu coś mi tu nie gra. Czy jestem naiwny wierząc, że ze mną będzie inaczej? — zastanowił się na głos.

— Wow — mruknęła wpierw Szyszka. — Wpierw trzeba przyznać, że upatrzyłeś sobie naprawdę skomplikowany przypadek.

Denis parsknął w odpowiedzi.

— Z tego jak przedstawiasz sprawę wynika, że chyba naprawdę mu zależy i chce coś zmienić w swoim postępowaniu. Pytanie tylko, jak mu pójdzie? — zapytała retorycznie.

— Nie mogę wyprzeć z myśli obrazu, że w pewnej chwili tak po prostu mnie odetnie i jednak stwierdzi, że to nie dla niego — podzielił się swoją największą obawą ze smutkiem.

Naprawdę wierzył Oliwierowi. Problem polegał jednak na tym… że Oliwier nie wierzył sam sobie, a na to Denis nie miał już żadnego wpływu i na dobrą sprawę pozostawało mu jedynie liczyć, że jednak jego partner nie zrobi czegoś totalnie nieprzewidywalnego. Perspektywa życia w niepewności nie napawała chłopaka optymizmem, jednak czy zostawało mu jakiekolwiek wyjście?

I pomyśleć, że jeszcze kilka dni wcześniej był absolutnie przekonany, że dał Francuzowi ostatnie ostrzeżenie i następnym razem się po prostu pożegnają na dobre.

Ta jasne… za każdym razem będziesz wracał do niego, jak ten szczeniak z podkulonym ogonem — odezwał się ponownie złośliwy głos w jego głowie.

***

Dzisiaj mieli szereg treningów i ćwiczeń, część w warunkach bojowych, przez co Francuz znowu skończył z delikatną kontuzją, ale już tak bardzo przyzwyczaił się, że w jakimś stopniu obrywał, że traktował to jako stały element pracy. W końcu lepiej, żeby dostał kulą treningową i dorobił się siniaka niż… dał się zastrzelić w sytuacji realnego zagrożenia.

W każdym razie dzień był męczący, choć satysfakcjonujący, zatem z ulgą przyjął komunikat dowódcy, że ich dzisiejsza służba dobiegła końca i mogą wracać do domu. 

Nieco obolały zaczął się przebierać w szatni wśród innych funkcjonariuszy, z niezadowoleniem dostrzegając, że ma zaczerwienioną znaczną część lewego boku, a co za tym szło, zapewne w przeciągu kolejnych godzin dorobi się dorodnego siniaka.

— Chłopaki, skoczymy na piwo? — zaoferował w pewnym momencie Bogdan.

— Jest ledwo siedemnasta — skrzywił się Francuz.

— Możesz zatem dołączyć około dwudziestej, pewnie będziemy się dopiero rozkręcać — wyjaśnił błyskotliwie drugi mężczyzna, na co blondyn i kilku innych obecnych parsknęli śmiechem.

— Mam szczeniaka na głowie… — zaczął tłumaczyć, po czym nagle zmienił narrację. — Właśnie, nie chce któryś z was przygarnąć? Ktoś go wywalił na śmieci, tęskni za matką, nienawidzi zostawać sam, ciągle piszczy i sika. Ogólnie trzy na dziesięć, polecam — zareklamował, na co jego koledzy wybuchnęli śmiechem.

— Nie jestem pewny, czy mówisz o prawdziwym szczeniaku, czy o tym swoim młodym, co ostatnio chciał mi połamać ręce — rzucił po cichu złośliwie Alvaro, za co Oli obdarował go jedynie stosownym spojrzeniem. Zaraz jednak zagadał go inny policjant.

— Czemu sam go nie zatrzymasz? Byłeś przecież przewodnikiem — zauważył.

— Taaa — westchnął Francuz. — Może w przyszłości — odparł enigmatycznie, nie chcąc tłumaczyć szczegółów. — Nie mam teraz czasu na wychowywanie szczeniaka. Lepiej mu będzie u kogoś, kto będzie mu w stanie poświęcić więcej czasu — wyjaśnił ogólnikowo i choć żaden z kolegów nie był bezpośrednio zainteresowany, to większość obiecała popytać wśród swoich znajomych, a to już było coś.

— To co? Wpadniesz później? — zagaił do niego Adam, gdy już wyszli na parking przed jednostką i powoli kierowali się w stronę swoich samochodów. 

— Nie wiem, stary. Póki co umieram z głodu i chyba muszę wziąć coś przeciwbólowego, bo nieźle dzisiaj oberwałem — wyjaśnił.

— Cóż, takie uroki naszej pracy — parsknął drugi mężczyzna. — Hej, w ogóle młody nie złościł się za bardzo po naszym spotkaniu? Chyba mnie nie polubił — dodał na koniec niby w żartach, a Oliwier spojrzał na niego podejrzliwie. Co prawda widział się już z Adamem wielokrotnie od zeszłego tygodnia, ale w zasadzie to nie znaleźli się od tamtej pory w sytuacji sam na sam i jakoś o tym nie dyskutowali. Oli zresztą uważał, że nawet nie ma o czym. Przecież nie wszyscy musieli się kochać, a Denis z Adamem nawet nie musieli się widywać. Zresztą po tej kłótni temat Adama zniknął i dopiero teraz Oliwier sobie przypomniał, że tydzień temu nastąpiło małe spięcie.

— Szczerze to już dawno o tym zapomniałem. On chyba też, bo nic nie mówił — powiedział zatem zgodnie z prawdą.

Alvaro wydał się być trochę zmieszany, więc zmienił temat, ale tylko połowicznie.

— Wiedziałeś, jak się ustawić. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Sam bym poobracał jakąś osiemnastkę — zażartował, co Oliwier skomentował tylko wymownym spojrzeniem.

— I co cię powstrzymuje? — zapytał z nutką sarkazmu.

— Z laskami jest inaczej. One się angażują i sobie wyobrażają zaraz nie wiadomo co. A tu, wyszalejesz się z młodym i… następny — zobrazował swoją wizję.

— Nie mam pojęcia jak to jest z laskami — powtórzył znacząco — ale faceci też potrafią się zaangażować — zapewnił, mając na myśli swoje przeboje z innymi facetami w przeszłości. Chociażby Marcina. 

Adam jednak zrozumiał inaczej słowa Oliwiera.

— No chyba nie sądzisz, że młody będzie nadal tobą zainteresowany, jak obwisną ci jaja i zaczną wypadać włosy? — zobrazował dosadnie.

Oli przełknął wyraźnie ślinę.

— Dowiemy się, jak to się stanie — odpowiedział bezpiecznie, nie chcąc pokazywać, że ogarnął go jakiś dziwny niepokój. 

— Przestań. — Alvaro machnął ręką. — Teraz jest fajnie, bo ty masz młodego, nieprzechodzonego i chętnego chłopaczka, a jego kręci, że znalazł dojrzałego, doświadczonego faceta, który ma lepsze warunki fizyczne niż większość dwudziestolatków. Wyobrażasz sobie, że jesteś sześćdziesięcioletnim dziadem, a on, wyglądając wówczas jak ty teraz, będzie nadal tobą zainteresowany? — parsknął.

— Jesteś optymistą, zakładając, że dożyję sześćdziesiątki — odpowiedział sarkastycznie Francuz, chcąc jak najzgrabniej wybrnąć z tej niewygodnej konwersacji. To znaczy… rozmowa, jak rozmowa. Oliwier po prostu nie mógł pokazać, że słowa Alvaro wywołały w nim niepewność. Dziwnie się z tym czuł.

— Masz rację, pewnie trzy czwarte z nas zostanie zabitych na jakiejś akcji — przyznał ze śmiechem rację Racewicz.

— Nie rozpędzaj się, to nie Ameryka. Ja co najwyżej zostanę alkoholikiem, a ty możesz przedawkować viagrę — przywołał bardziej, w jego mniemaniu, realistyczne wizje, zmieniając na dobre temat. Poczuł natychmiastową ulgę, że nie musieli już dłużej rozmawiać o tym, że Denis pewnego dnia go po prostu zostawi.

Jednak fakt, że nie musieli rozmawiać, wcale nie sprawił, że Oliwier przestał też o tym myśleć, bo stało się coś wręcz odwrotnego i kiedy wracał już do mieszkania, nie mógł myśleć o niczym innym.

Denis go zostawi. To było pewne. Sam mógł się teraz zapierać, że nie i że traktuje to wszystko poważnie… ale zapewne sam jeszcze nie miał świadomości. A Oliwier to przecież wiedział od dawna. To było jedyne logiczne rozwiązanie, no bo przecież dzieliło ich niemal dwadzieścia lat różnicy. Kiedy Denis zacznie rozwijać dopiero skrzydła… Oliwier będzie tym przysłowiowym starym dziadem. Co niby mogło sprawić, by Denis przy nim w takich okolicznościach został?

W zasadzie Oli nawet tego nie chciał. Nie zniósłby świadomości, że jest dla kogoś ciężarem. Sam by odszedł. 

Okej… wiedział to. Miał tę świadomość od pierwszego dnia, w którym tylko Armiński zaszczepił mu w głowie myśl, że mogliby spróbować czegoś razem. 

Dlaczego zatem wtedy tak po prostu to przyjął do świadomości, akceptując, że taka jest kolej rzeczy, a teraz opanowywała go panika?

____________________


Hej!

Niestety nie wyrobiłam się przed końcem roku, ani nawet do końca weekendu, choć rozdział już miałam napisany. Po prostu musiałam go jeszcze raz przeczytać i dokonać korekty. 

Zatem tak to wygląda. Chłopaki się pogodzili. Denisowi złość przeszła w trybie instant... choć widocznie teraz zarówno on, jak i Oliwier, zmagają się z pewnymi wątpliwościami. Albo o tym porozmawiają i to wyjaśnią, albo czeka ich kolejne spięcie... Albo może macie jeszcze inny pomysł?

W każdym razie coś się zbliża - dobrego albo nie. :)

Dziękuję za komentarze, które zostawiacie pod rozdziałami tu, na blogu. Czytam każdy, żeby nie było wątpliwości, i jestem za nie bardzo wdzięczna. Przepraszam, że ostatnio na nie nie odpowiadam, albo odpowiadam bardzo wybiórczo. 

Mam nadzieje, że rozdział się podobał i chyba to tyle ode mnie dziś.

Do następnego! :)

9 komentarzy:

  1. Hej. Zacznę może tak od końca. Nieważne kiedy ważne że jest!!!! Rozdział jak zawsze cudny. Jeżeli zaś chodzi o moich ukochanych bohaterów,to jak dla mnie jeżeli będą te swoje obawy trzymać w sobie to nic z tego nie będzie. Oliś to już wogole się nakręca . Młody facet, a przejmuje się co będzie za 20 lat. Trochę mu się nie dziwię ,że ma obawy,ale z drugiej strony czemu to ma się nie udać jak w żadnym stopniu nie ogranicza Denisowi życia. Zaś jeżeli chodzi o Denisa to u niego to trochę inaczej wygląda ,bo zaczyna mieć wątpliwości do samego bycia z oliweirem i do tego co ma być teraz. Ogólnie współczuję im. Są tacy wspaniali,a tak im robisz emocjonalna karuzele .zła kobieta z ciebie ( żarcik) . Pozdrawiam i życzę weny i zdrówka . W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, jak będą kumulować swoje lęki i milczeć, to nie wróży to dobrze.
      Bardzo trafne spostrzeżenia co do Oliwiera, trochę odpłynął. Adam nieświadomie uderzył w takie tony, o których Oli chyba nawet nie miał pojęcia, że istnieją :D
      Bez tej karuzeli byłoby po prostu nudno :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ogólnie najlepsze opowiadanie jakie teraz czytam. Każde 2 tygodnie to mordęga dla mnie czekać a jak się przedłuża to juz włosy z głowy rwę. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, super, że Ci się podoba :)
      Chciałabym dodawać częściej, no ale niestety... życie :/

      Usuń
  3. Heeej! Pierwsze spotkanie w Nowym Roku, haha. :D
    Dobrze znowu coś od Ciebie przeczytać, zdążyłam się stęsknić.
    Cóż, co do szybkiego pogodzenia, to po tej rozmowie z Marcelem z poprzedniego rozdziału już się spodziewałam, że to pójdzie w tym kierunku, że to Denis będzie musiał przejąć pałeczkę. Jest to trochę smutne, ale w sumie chyba musimy pogodzić się z tym, że w tej relacji jakimś cudem to jednak Denis jest tym, który potrafi trzeźwiej myśleć. Oliwier za bardzo myśli o sobie, żeby zauważać realny świat. :P W każdym razie, cieszę się, że Denis jest szczęśliwy, nawet jeśli to oznacza sporo dalszych niepewności w związku z byciem z Oliwierem.
    Fajnie też, że Denis wprowadził w temat tę drugą koleżankę ze studiów, bo tak to stawiał Tośkę w trochę niekomfortowej sytuacji. Szkoda, że Wiktor nie pokazał nosa nawet na chwilę, gdy Szyszka u nich była, no ale niech będzie… Wszystko w swoim czasie. (choć wciąż shippuję. mocno)
    Jestem ciekawa, jak rozwiążesz motyw tego szczeniaczka. Niby rozumiem, że Oliwier nie czuje się jeszcze na to gotowy i absolutnie w żadnym wypadku bym go nie zmuszała do zachowania pieska, ale z drugiej strony… No w sumie sama nie wiem, ale podświadomie coś tak czuję, że to zmierza do tego, że Oliwier jednak mógłby zdecydować się go zatrzymać. Swoją drogą moment, gdy Denis zasłonił szczeniaczkowi uszka, kiedy Oliwier tylko wspomniał schronisko był rozczulający! Denis zawsze potrafi mnie rozbroić.
    I, dla odmiany, daruję sobie zachwyt nad Denisem tym razem. Nie żebym przestała go uwielbiać, ale skrócę trochę ten komentarz.
    Jestem bardzo ciekawa, w jakim kierunku poprowadzisz dalej te niepewności między nimi. Zarówno te Denisa, jak i Oliwiera. Choć to opowiadanie jest na takim etapie, że jednak spodziewam się tej bardziej dojrzałej postawy od Denisa. Znając Oliwiera, pewnie znowu coś odwali. XD Choć może nas zaskoczysz!
    Życzę Ci wszystkiego dobrego na Nowy Rok. Trzymaj się ciepło i w zdrowiu ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć w Nowym Roku! :D
      Fakt, gdyby nie Marcel, to pewnie drama trochę by jeszcze potrwała i możliwe, że skończyłaby się tragicznie. Oby następnym razem Oli nie kazał na siebie czekać, bo Denis chyba zaczyna tracić cierpliwość do jego "bierności".
      Oli jak sobie coś wmówi, to nie ma mocnych. Jego racja jego najważniejsza :D
      Do Wiktoria i jego romansów jeszcze wrócimy, obiecuję - nie zapomniałam o tym wątku :D
      Hahaha, to jest w ogóle zabawne, bo jeszcze pisząc "Sezon na grilla" wydawało mi się, że Oli będzie ulubioną postacią w FP, a tu się okazuje, że niemal wszyscy są team Denis :D To w sumie nawet urocze, bo i ja go zaczęłam uwielbiać o wiele bardziej niż na początku, a przez to staram się dopieszczać jego postać :D
      Nic więcej nie zdradzę, pomysły są, ale po sobie wiem, że lubię zmieniać zdanie w trakcie opowiadania i jeszcze do końca się wiele może zdarzyć, tak że żyjmy z rozdziału na rozdział :D
      Dzięki wielkie za komentarz (i za poprzednie też, uwielbiam je!) i pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Witaj, kiedy nas obdarujesz kolejnym rozdziałem ? :) Nie mogę się już doczekać. :)

    OdpowiedzUsuń