21 stycznia 2021

Francuski piesek 2: Rozdział 16

Kto umrze pierwszy


                                                                                                                 20 grudnia 2018

        To było niesamowite, że już zbliżało się Boże Narodzenie.

        Denis czasami nie mógł oprzeć się wrażeniu, że czas przeciekał mu przez palce. Przecież dopiero co się tu przeprowadził, zaczął studia, a tymczasem — niemal po kilku mrugnięciach okiem — był już całkiem dobrze zaaklimatyzowany, powoli zbliżał się do pierwszej sesji egzaminacyjnej i… miał faceta. Oliwiera.

        Ostatnie dwa tygodnie przebiegły zaskakująco spokojne i stabilnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę wcześniejsze nastroje, ale Armiński już zdążył wywnioskować, że z Francuzem żyło się po prostu łatwo. Starszy mężczyzna był bezpośredni, potrafił rozmawiać otwarcie, a dzięki temu wszystkie drobne spięcia znikały tak szybko, jak się pojawiały. O ile oczywiście nie następowało jakieś spięcie w jego umyśle i nie zaczynał działać sam, pomijając w swoich decyzjach Denisa. Poza tymi ekstremalnymi przypadkami było bardziej niż poprawnie.

        Może to już miała być ich taka rutyna, że na co dzień mieli żyć sielankowo, bez zmartwień, a raz na jakiś czas miał przychodzić kryzys, który stawiał na szali przyszłość ich związku? W końcu historia powtórzyła się już dwa razy.

        Było gorąco, ale po tamtej rozmowie w mikołajki kurz wojenny opadł i jak dotąd układało im się dobrze — tak po prostu. Denis się uczył, Oli pracował i co kilka dni widzieli się by porozmawiać, obejrzeć razem jakiś film, czy najzwyczajniej na seks.

        Jak teraz.

        — Dziwnie mi z tym, że ja pojadę jutro, a ty zostaniesz tu na święta, sam… — odezwał się po kilku dobrych minutach ciszy Denis, kiedy już zdążyli odsapnąć, ale nadal jeszcze leżeli w pościeli. Oli na plecach z jedną ręką pod głową, a drugą obejmował chłopaka, który przykleił policzek do jego barku i niespiesznie masował klatkę piersiową starszego mężczyzny.

        — I tak będę pracował, więc się nie przejmuj. Poza tym nie będę sam, mam tego pchlarza na głowie — parsknął, słysząc, jak szczeniak odstawia jakieś harce w swoim kojcu w salonie. Zapewne próbował rozszarpać pluszowego krokodyla, którego pewnego dnia przyniósł mu Denis. Z ostatnim pingwinkiem rozprawił się w ekspresowym tempie.

        — No tak. To oczywiste przecież, że musisz zajmować się nie swoim psem — podkreślił złośliwie Denis. Nie chciał nic insynuować w obawie, że jeszcze Francuz będzie mu chciał coś udowodnić… ale coś tak przeczuwał, że pies, który oficjalnie nadal nie miał imienia, po prostu już zostanie z policjantem. Jakimś sposobem nie znalazł się nikt chętny, żeby się nim zaopiekować, a Oli nie wyglądał na zbyt zdeterminowanego, aby znaleźć psu stały dom. Co więcej, zabrał go do weterynarza, kupował mu specjalistyczną — i absurdalnie drogą — karmę, a także zaopatrzył go w szelki, legowisko… Nie wspominając nawet o nauce chodzenia na smyczy i najprostszych komend. A to wszystko w ledwie dwa tygodnie!

         Tak, szczeniak zdecydowanie miał tu zostać, nawet jeśli Oli jeszcze nie przyznawał tego na głos.

        — Na święta i tak go nikomu nie oddam, bo sam wiesz, jak to jest. Jakaś Karyna z Sebą mogą sobie wymyślić, że to będzie świetny prezent dla ich bąbla pod choinkę — wyjaśnił racjonalnie Francuz, co z pewnością było zgodne z prawdą… ale też zaleciało Denisowi wymówką. Mimo wszystko nie skomentował tego, udając, że przyjął takie wytłumaczenie bez cienia podejrzliwości.

        — Istnieje ryzyko, że po świętach wylądowałby w innym śmietniku, albo nawet gorzej — skomentował zgodnie z narracją policjanta, zagryzając przebiegle wargę. Dobrze, że Francuz nie mógł w tej pozycji zobaczyć jego twarzy.

        — Więc właśnie, niech już tu pchlarz zostanie do końca roku, a potem coś z nim zrobię — postanowił.

        — Jeśli dalej będziesz go tak nazywał, to jeszcze nauczy się, że to jego imię — zagroził w żartach Denis.

        — Lepsze niż po prostu pies — wytoczył kontrargument policjant.

        — Zwłaszcza, że w mieszkaniu są dwa — zripostował Armiński, za co Oli uszczypnął go boleśnie w bok, na co chłopak aż podskoczył, a potem zaczął chichotać. — Może nadasz mu jakieś robocze imię? — zasugerował niewinnie, kiedy już się uspokoili, jakby kompletnie nie miał w tym ukrytego zamiaru.

        — Pchlarz jest okej, uwierz mi. W dzieciństwie miałem psa, który wabił się Skurwysyn — zdradził, na co Denis zadarł głowę, by móc spojrzeć na twarz blondyna, podłożył zaraz pod nią dłoń i zmarszczył w zaintrygowaniu brwi. — To znaczy ja go nazwałem Szalik… miał być Szarik, ale wtedy nie wymawiałem „r”, więc został Szalik — wtrącił dygresję.

        — Myślałem, że jesteś bardziej kreatywny — stwierdził z udawanym zawodem Denis, w pełni świadomy, że w tamtych czasach nazywał się tak co drugi pies. Był nawet przekonany, że do dzisiaj to imię było dosyć popularne, zwłaszcza na wsiach.

        — Jak widać, nie byłem — przyznał Oli. — Ale to nie miało znaczenia, bo on reagował tylko, kiedy wołał go mój ojciec. Wtedy automatycznie sikał ze strachu — zakończył nieco złowieszczo, sugerując tym samym, skąd się wzięło imię Skurwysyn.

        — Przykro mi — powiedział po chwili ściszonym tonem Denis, czując, że nie powinien sobie teraz żartować. Oliwier nie rozmawiał o swoim dzieciństwie, zatem zrobiła się z tego dosyć ważna chwila i ostatnie czego chłopak chciał, to nieodpowiednio zareagować. Wręcz przeciwnie, chciał pokazać, że docenia takie otworzenie się.

        — Było, minęło — odparł niby nonszalancko Oli, ale Denis wyczuł, że zrobiło się nieco poważniej, więc zaczął niespiesznie głaskać wolną dłonią bok policjanta.

        — To był twój pierwszy pies? — zagaił po chwili ciszy, nie chcąc, by ten moment za szybko uleciał. Nie chciał też naciskać, ale czuł, że to jest jedna z tych chwil, dzięki którym może jeszcze lepiej poznać Oliwiera i jego przeszłość.

        — Tak. Wiesz jak to jest na wsi. Pełno błąka się przybłęd i pewnego razu po prostu go znalazłem. Trzymałem go w takiej szopce. Przynosiłem mu jedzenie, wodę, jakieś siano, żeby było mu w nocy cieplej, a czasami, gdy ojciec wpadał w ciąg i nie wracał przez kilka dni, to zabierałem go do domu. — Przez myśl Denisa przebiegło, że to było strasznie urocze i mimowolnie wyobraził sobie małego Oliwiera, który uczy się odpowiedzialności i stara się ochronić żywe stworzenie. Rozczulenie Denisa zniknęło chwilę po tym, jak Oli kontynuował historię. — Za którymś razem jednak ojciec mnie nakrył. Tak zajebał temu psu kopa, że aż odbił się od ściany, a mi wpierdolił pasem. Pies zdychał przez kilka dni w męczarniach, a ja nawet nie mogłem się położyć, bo porobiły mi się ropne bąble, więc klęczałem nad tym psem i ryczałem.

        Denis podniósł się gwałtownie na wyprostowanej ręce i szerzej otworzył oczy. Milczał kilka chwil, zastanawiając się, czy to przypadkiem nie jest jakiś czarny humor Oliwiera, ale kiedy dotarło do niego, że mężczyzna mówił całkowicie poważnie, zawołał tylko z przerażeniem:

        — O mój Boże!

        — Taaa… dlatego nie przepadam za BDSM. Złe wspomnienia — skomentował już prześmiewczo, starając się rozluźnić atmosferę.

        — Aż nie wiem, co powiedzieć… — przyznał szczerze Armiński.

        — No wiem, mam dostęp do kajdanek, pałki i paru innych, ostrzejszych gadżetów i zero z nich pożytku — zironizował, za co został obdarowany stosownym spojrzeniem, więc przewrócił oczami i zapewnił spokojnym tonem: — Nie musisz absolutnie nic mówić. — Nie oczekiwał współczucia, ani też nie miał w zamiarze sprawić tymi łzawymi historiami, że Denis będzie patrzył na niego łaskawszym okiem. Wręcz przeciwnie, miał nadzieje, że to go nigdy nie będzie usprawiedliwiało. Dzielił się tym z młodszym chłopakiem tylko dlatego, bo czuł, że powinien. Marcel bardzo celnie zarzucił mu, że był zbyt zamknięty i nie pozwalał się Denisowi dokładnie poznać. A czy było coś bardziej dosadnego, co powiedziałoby „patrz, jak bardzo ci ufam”, niż opowiadanie tak cholernie osobistych i traumatycznych zarazem przeżyć z dzieciństwa?

        — Pamiętam, że wspominałeś o tym, że twój ojciec cię bił, ale… chyba nigdy nie zastanowiłem się nad tym, jak to mogło wyglądać — powiedział nieco zawstydzony Armiński, wracając do wcześniejszej pozycji, czyli polegiwania na klatce piersiowej policjanta, jednak nie oparł brody o swoją dłoń, którą na niej położył, tylko trzymał głowę wysoko. — Jak to się stało, że nikt się tym nigdy nie zainteresował, ani nikt ci nie pomógł? — zapytał, czując, jak ogarnia go rozgoryczenie połączone ze wściekłością. To przerastało jego wyobrażenia.

        — Co ci mogę powiedzieć? To były lata osiemdziesiąte, wiocha zabita dechami. Gdyby mnie zakatował, to możliwe, że moje zniknięcie zostałoby zauważone dopiero po paru miesiącach.

        — Szkoła? — dopytał Denis.

        — Wtedy też to inaczej wyglądało. Do pierwszej klasy poszedłem w wieku siedmiu lat i chodziłem bardzo wybiórczo. Nikt się specjalnie nie interesował, że nie ma mnie tygodniami na lekcjach. No a jak miałem osiem lat, to stary się wreszcie przekręcił i trafiłem do domu dziecka w Białym — wyjaśnił, a zaraz potem przeklął w myślach. Denis wyglądał na cholernie przytłoczonego. — Hej, to było dekady temu. Mój ojciec dawno gnije w piachu. Zobacz, jestem w zupełnie innym miejscu. Serio, nie ma nad czym płakać — spróbował to jakoś spłycić i sprawić, by brzmiało na o wiele mniej drastyczne, niż było w rzeczywistości.

        Denis już chciał zaprzeczyć, bo jego zdaniem to było przecież tragiczne i nie należało trywializować tak delikatnego tematu, tym bardziej, że fizycznie zaczęło go boleć samo myślenie o tym, jak bardzo Oliwier musiał cierpieć jako dziecko.

        W ostatniej chwili się powstrzymał.

        Właśnie, przecież to dotyczyło Oliwiera, a on ewidentnie nie zamierzał się nad tym dłużej rozczulać. Denis też nie powinien. Mógł pokazać swoje wsparcie w zupełnie inny sposób niż podnoszenie lamentu i powtarzanie w rozemocjonowaniu, jak bardzo jest mu przykro i że to niesprawiedliwe. Nie cofną czasu, a Oliwier wyrósł na cholernie silnego mężczyznę.

        — Jest mi naprawdę bardzo przykro — zaczął, jednak spokojnym tonem. — Wiem też, że nie lubisz o tym rozmawiać, zatem jestem naprawdę wdzięczny, że mi o tym mówisz — powiedział, starając się zachować opanowanie, i ponownie oparł brodę na swojej dłoni, przez co w tej pozycji wydał się od razu bardziej uspokojony i uległy.

        Oli uśmiechnął się tylko nieznacznie kącikiem ust i w odpowiedzi pogłaskał policzek chłopaka.

        — Teraz zaczynam rozumieć twoje wątpliwości do posiadania kolejnego psa — przyznał na głos Armiński.

        — No. Jeśli wierzyć regule, to każde stworzenie, na którym mi zależy, skończy swój żywot w bardzo drastycznych okolicznościach — parsknął niby żartobliwie, a potem spoważniał i spojrzał niepewnie na Denisa. Nie musiał nawet nic mówić, bo od razu zauważył, że chłopak wiedział, o czym pomyślał.     

        — Hej, może będę tym, który się wyłamie i umrze spokojnie ze starości? — zapytał, uśmiechając się pogodnie, bo choć Oli nieumyślnie zasugerował, że może czekać go smutny koniec… to właśnie przyznał, że mu na nim zależy.

        — No ja, kurwa, myślę — zgodził się szybko Francuz, w typowym dla siebie stylu. — Hej, wiesz, że kiedy będziesz w moim wieku, to ja będę już jedną nogą w grobie? — zmienił zaraz temat. Tamta rozmowa z Adamem zasiała w nim ziarno niepewności. Choć przestał się tym zadręczać i myśli nie nękały go tak uporczywie, to jednak mimo wszystko sporadycznie wracały. Sam nie wiedział, czy powinien poruszać tę kwestię, bo przecież i tak nic to nie zmieniało… no ale teraz było już za późno, bo słowa mimowolnie opuściły jego usta.

        — Ale się ciebie dzisiaj czarny humor trzyma — skomentował tylko nieco zdezorientowany Denis.

        — Nie mogę się powstrzymać — stwierdził sarkastycznie Francuz.

        — A ja nawet nie mogę sobie wyobrazić siebie w wieku czterdziestu lat — przyznał Denis, po czym z powrotem położył głowę na barku policjanta, bo zaczęły mu drętwieć palce. Tak było mu znacznie wygodniej. — To masa czasu — dodał, wzdychając.

        Oliwier milczał przez chwilę, ściągnąwszy brwi. Właśnie coś do niego dotarło.

        — Masz rację. To w chuj odległa perspektywa — zgodził się z chłopakiem. — Nie ma co tak wybiegać w przyszłość, nie? — uznał.

        — Oczywiście, że nie — potwierdził zaraz Denis. — Jak mam być kompletnie szczery to… nie wydaje mi się, żeby ten świat przetrwał kolejne dwadzieścia lat w formie, jaką znamy — podzielił się swoją wizją.

        — Że co? Wybuchnie wojna? — parsknął Oli.

        — Na przykład. Albo będzie jakiś kataklizm na światową skalę… albo jakaś pandemia i wszyscy umrzemy — zdradził swoje scenariusze.

        — A jeszcze przed chwilą obiecywałeś, że umrzesz spokojnie ze starości — przypomniał z udawaną pretensją Oli.

        — Nic nie obiecywałem, tylko zauważyłem, że być może wyłamię się ze schematu stworzeń, które giną w drastycznych okolicznościach — przypomniał Denis, na co Oli zaśmiał się nieznacznie.

        — Wyobrażałeś sobie kiedyś, jakby to mogło być w przyszłości? Wiesz, jestem dwa razy starszy i to co teraz nie stanowi problemu… może w przyszłości nim być — powiedział po kilku chwilach ciszy poważniej.

        Denis ponownie przekręcił się na brzuch, jednak tym razem już nie kładł się na Olim, tylko obok na materacu i podtrzymał się na łokciach, spoglądając na blondyna z uśmiechem.

        — Co? — spytał lekko zdezorientowany.

        — Ty sobie wyobrażałeś — stwierdził od razu Denis, a kiedy mężczyzna posłał mu pytające spojrzenie, wyjaśnił: — To bardzo mnie cieszy. Że wyobrażasz sobie naszą przyszłość, nawet jeśli ona cię przeraża. Ale myślisz o nas — zauważył.

        Oliwier analizował chwilę w milczeniu słowa Armińskiego.

        — Też mi to przeszło przez myśl kilka razy — kontynuował zatem chłopak. — Ale… pamiętasz tę naszą rozmowę na Mazurach, na pomoście? Kiedy bałem się przeprowadzki, a ty powiedziałeś mi, że tak daleko idące, perspektywiczne myślenie jest przerażające i lepiej podchodzić do tego etapami? — przypomniał, a gdy Oli potaknął, Denis wyjaśnił dalej: — Wydaje mi się, że to jest właśnie jedna z tych sytuacji, gdzie takie krótkofalowe myślenie wyjdzie nam na dobre. Naprawdę nie możemy mieć pojęcia, co będzie za dwadzieścia lat, a ja chcę się skupić na tym, co mamy teraz — podzielił się swoimi spostrzeżeniami.

        — To zabawne, że jestem tego świadomy i przecież sam ci to mówiłem… a teraz po prostu łapię jakiegoś laga i nie potrafię przyswoić tej myśli — parsknął Oliwier, kręcąc głową.

        — Hej, krok po kroku, okej? Ja też się nie wyzbyłem swoich wątpliwości z dnia na dzień i wiem, że jesteś niecierpliwy…

        — Och, ja jestem bardzo cierpliwy — nie zgodził się szybo Francuz, na co Denis przewrócił oczami.

        — Mam na myśli kiedy nie uganiasz się za jakimś typami spod ciemnej gwiazdy — sprecyzował, bo choć może nie mógł powiedzieć, że znał Oliwiera doskonale, to zdążył zauważyć, że Francuz miał delikatne rozdwojenie jaźni i zawodowo był innym człowiekiem niż prywatnie. I niby nie było w tym nic dziwnego, bo każdy człowiek przybierał jakieś role społeczne, jednak u Oliwiera te zmiany w zależności od sytuacji bywały zaskakujące. Tak jak z tą cierpliwością. W pracy mógł miesiącami łazić za jakimś przestępcą i nie tracił motywacji, ale już kiedy chodziło o cierpliwość do samego siebie, to nie miał jej za grosz.

        Przemyślenia Denisa potwierdził delikatny uśmieszek na ustach policjanta.

        — Po prostu pamiętaj, że to co wydaje ci się teraz, za dwadzieścia lat może nie mieć żadnego znaczenia. To nie tak, że się teleportujemy do tego czasu. To będzie proces i z upływem lat będziemy postrzegać pewne rzeczy zupełnie inaczej, niż jak teraz nam się wydaje, że będziemy je postrzegali… ale to zagmatwałem. — Uśmiechnął się na koniec.

        — Chyba że przyjdzie jakaś zaraza i wszyscy umrzemy — spuentował Oli, czując, że zrobiło mu się jakoś lżej. Uzewnętrznianie się nadal było dla niego ciężkie i miał wrażenie, że już mniej bolesne byłoby wyrwanie zęba żywcem, tak nie potrafił nie zauważyć, że spokój i racjonalne podejście Denisa uspokajały też jego.

        Chłopak zachichotał tylko cicho i podrapał niespiesznie palcami klatkę piersiową Francuza, po czym na moment zamilkli.         

        — Chciałeś kiedykolwiek odszukać swoją matkę? — zapytał niespodziewanie, a jak tylko wypowiedział te słowa na głos, zesztywniał i poczuł nieprzyjemne mrowienie. Cholera, poczuł się chyba zbyt wyluzowany i słowa bez jakiegokolwiek filtra opuściły jego usta.

        — Nie — odparł po chwili krótko Oliwier i zamilkł.

        — Przepraszam, wypaliłem z tym bezmyślnie… — zaczął Denis, ponownie przenosząc ciężar ciała na kochanka, zerkając na niego z przestrachem.

        — Jest w porządku, nie przejmuj się — zapewnił Francuz, przerywając mu i na podkreślenie swoich słów pogłaskał Denisa po plecach, tuż nad pośladkami, bo automatycznie objął go ręką. — Po prostu wypchnęła mnie ze swojej macicy. To jeszcze nie czyni z niej mojej matki. Przywykłem do świadomości, że po prostu jej nie mam — wyjaśnił spokojnie. — Zresztą… jeżeli miałaby praktykować na mnie takie techniki wychowania jak ojciec, to w zasadzie zrobiła mi przysługę, zostawiając mnie — dodał i westchnął głębiej.

        Armiński skinął delikatnie głową i zagryzł wargę.

        — Jestem z ciebie taki dumny… — powiedział wreszcie nieśmiało.

        Oli parsknął nieznacznie, odchrząknął i uciekł gdzieś wzrokiem. Cholera jasna! Chyba po raz pierwszy w swoim trzydziestoośmioletnim życiu ktoś powiedział mu, że jest z niego dumny. Tak bezpośrednio, bezinteresownie i bez podtekstów. Tak po prostu.

        Przez to, również po raz pierwszy w życiu, zabrakło słów i chyba… chyba poczuł się zawstydzony? A może nawet nie zawstydzony, a po prostu zakłopotany. Nie miał pojęcia, jak miał na to zareagować. Zrobiło mu się cholernie miło i jakoś tak cieplej w środku, jednak nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć, ani jak zareagować.

        — Dzięki — wyrzucił z siebie wreszcie nieco niezręcznie.

        Denis uśmiechnął się na to szeroko, bo i do niego dotarło, że to nie było coś, co Oli zwykł słyszeć, a jego reakcja była po prostu bezcenna.

        — Nie ma za co — odpowiedział po chwili. — Po prostu każdego dnia przypominasz mi, że nie ma sytuacji bez wyjścia i… to cholernie mi imponuje. To jak silny jesteś — dodał, czując, że powinien iść za ciosem. W końcu tak intymne rozmowy z Francuzem nie były na porządku dziennym. Owszem, ten potrafił rozmawiać na trudne i poważne tematy, ale nieszczególnie lubił rozmawiać o sobie. Denis czuł, że musi to wykorzystać.

        Oli westchnął i przetarł twarz dłonią, po czym spojrzał nieco zrezygnowanym wzrokiem na Armińskiego.

        — Naprawdę mnie przeceniasz — stwierdził.

        — Albo to ty nie doceniasz siebie — przedstawił alternatywę chłopak.

        — Nawet nie masz pojęcia, jak słaby potrafię być — rzucił ściszonym tonem Francuz, uciekając wzrokiem gdzieś na ścianę.

        — Każdy ma momenty słabości. Chyba to czyni nas ludźmi, nie? — zastanowił się na głos Denis, ponownie podkładając sobie dłoń pod brodę, którą wcześniej położył na piersi Oliwiera.

        — Chyba… — mruknął policjant, a Denis od razu dostrzegł, że mężczyzna dziwnie przygasł.

        — Powiedziałem coś nie tak? — zapytał zaraz, marszcząc brwi.

        — Nie, no co ty — zaprzeczył natychmiast Oli, skupiając jednocześnie wzrok na chłopaku. Zmusił się nawet do delikatnego uśmiechu.

        — Przecież widzę, że zabiłem nastrój — zauważył chłopak.

        Francuz znowu westchnął, tocząc wewnętrzną walkę. I co on miał teraz odpowiedzieć? Denis go trochę przytłoczył. Sam nie wiedział, czemu tak się stało, ale kiedy chłopak zaczął mówić o tym, jaki to niby Oli nie był silny, ten… jak na złość zaczął przypominać sobie wszystkie sytuacje z życia, które kompletnie temu zaprzeczały. To nie tak, że nie chciał pokazywać słabości przed Denisem. Po prostu nie czuł się gotowy opowiadać wszystko. A już na pewno nie chciał teraz na dowód wspominać o swoim najmroczniejszym momencie życia. To nadal miał być sekret jego i Marcela… i przez to Oli zaczął mieć wyrzuty sumienia. Przecież obiecał sobie, że się bardziej otworzy i udowodni, że ufa Denisowi.

        I wtedy sobie coś przypomniał. Coś równie mrocznego i popieprzonego. Coś… czego nie wiedział nawet Marcel.

        — Kilka razy w życiu byłem naprawdę słaby — zaczął w końcu, zerkając badawczo na Denisa. — Ta konkretna sytuacja zdarzyła się, gdy byłem dzieckiem… ale nawiedzała mnie potem długie lata. Mój ojciec zapił się na śmierć, to już wiesz — wtrącił ku przypomnieniu, na co chłopak nieznacznie pokiwał głową, by potwierdzić, że pamięta o tym fakcie, a Oli pomilczał dłuższą chwilę, zanim kontynuował historię. — Tego dnia strasznie mnie zlał. Wrócił z jakiejś meliny i musiał się wyżyć… a ja byłem pod ręką, jak zwykle zresztą, więc oberwałem. Chyba było mu mało, bo wytrzasnął butelkę jakiegoś samogonu i się nim uraczył do snu. Po prostu usiadł na takim rozlatującym się fotelu, wcześniej kilkunastokrotnie przez niego obszczanym, i sobie popijał, niczym soczek. Ja natomiast po tym wpierdolu skuliłem się na wersalce i ani drgnąłem. Bałem się, że nawet mój za głośny oddech może go wkurzyć i jazda zacznie się od nowa. W końcu przysnąłem, nie na długo, bo jak się przebudziłem, nadal było ciemno… ale wiedziałem, że coś jest nie tak. Ojciec zazwyczaj chrapał albo charczał, ogólnie wydawał z siebie różne mniej lub bardziej obrzydliwe dźwięki, a w tamtej chwili panowała przejmująca cisza.

        — Nie żył? — upewnił się Denis, kiedy Oli na moment zamilkł.

        — Tak — potwierdził sucho.

        — Przykro mi… i co zrobiłeś? — zapytał wręcz nieśmiało chłopak.

        — Widzisz, to jest właśnie ten moment historii, który spędzał mi przez lata sen z powiek i… — zawiesił głos.

        — Spokojnie, możesz mi powiedzieć — powiedział łagodnie Armiński.

        Oli skinął głową i krótko zerknął w oczy Denisowi, nim kontynuował.

        — Co zrobiłem? — zapytał na głos niemal filozoficznym tonem. — Nic. Nie zrobiłem kompletnie nic. Wiedziałem, że on umiera, albo, co nawet bardziej prawdopodobne, już nie żyje, ale nie zrobiłem nic.

        — Byłeś małym chłopcem… — zaczął usprawiedliwiającym tonem Denis, jednak Oli szybko mu przerwał.

        — Nie, nie. To nie chodzi o to, że ja nie wiedziałem, co zrobić. Choć nie wiedziałem, ale nie w tym rzecz, to nie dlatego czekałem bezczynnie. Ja po prostu… ja po prostu czekałem… żeby się upewnić — wyznał nieco pokrętnie, bo każde słowa jakie przychodziły mu na myśl, brzmiały wręcz tragicznie i jak teraz zaczął to analizować, to dotarło do niego, że mógł brzmieć jak psychopata. Jednak już nie było odwrotu.

        — Upewnić, że nie żyje? — odgadł mimo wszystko Armiński.

        — Byłem mały, ale wiedziałem, że jak ktoś nie oddycha, to bardzo zły znak. Mimo wszystko czekałem jeszcze długie godziny, by mieć pewność. Naprawdę chciałem, żeby umarł — dodał z brutalną szczerością na koniec i zebrał się na odwagę, by ponownie spojrzeć Denisowi w oczy. — Nie żyje, bo nie zrobiłem… bo chciałem nic nie robić — poprawił się. — Popierdolone, co? — parsknął na koniec, żeby jakoś rozładować to napięcie, które wytworzył.

        — Wiesz, że to nieprawda, nie? — upewnił się zaraz Denis, kiedy dostrzegł, że Oliwier czeka na jego werdykt.

        — Przez większość czasu… — odparł niechętnie Oli, wzruszając nieznacznie ramionami.

        — On zmarł, bo się zapił. Miałeś osiem lat i twoim obowiązkiem z pewnością nie było niańczenie pijaka i upewnianie się, że oddycha, zwłaszcza, że chwilę wcześniej cię pobił i to ty potrzebowałeś pomocy — przedstawił swoją wizję chłopak, a na twarzy policjanta wymalowała się widoczna ulga.

        Niby to wiedział. Jednak… czasami nachodziły go wątpliwości, że tylko się usprawiedliwiał, a w rzeczywistości był jakimś pieprzonym, małym mordercą. Jednak skoro nawet Denis właśnie wybił mu to z głowy, nie wahając się ani sekundy i nie mając cienia wątpliwości, to chyba nie był psychopatą?

        — Wiem… ale mimo wszystko to czasami do mnie wracało, bo przecież to nie było tak, że nie mogłem nic zrobić. W końcu rano poszedłem do sąsiadki — dodał mimo wszystko, by dać Denisowi cały obraz na sytuację.

        — To nie był twój obowiązek. Twój ojciec umarł tylko i wyłącznie z własnej winy — podkreślił jeszcze raz Denis z delikatnym uśmiechem.

        — Gdzieś tam w głębi wiem, że masz rację — przyznał Oli. — Ale z drugiej strony… jestem policjantem. Mimo iż czasem jestem nieczułym chujem, to jednak zawsze czułem, że pomaganie innym to mój obowiązek — wytłumaczył swój punkt widzenia.

        — Okej — rzucił Denis, po czym wyraźnie się nad czymś zastanowił. — Okej — powiedział jeszcze raz, widocznie mając już jakiś plan — to teraz wyobraź sobie taką sytuację. Może nawet już się z taką zetknąłeś — dodał zaraz. — Jest małżeństwo. On alkoholik, znęca się nad żoną. Totalny degenerat. Pewnego razu upija się do tego stopnia, że już się nie budzi. Żona celowo nie wzywa pomocy jeszcze przez jakiś czas. Co o tym sądzisz? Czy ona jest psychopatką i go zamordowała? — sprytnie nawiązał do sytuacji Oliwiera.

        — Dobrze tak chujowi, niech zdycha — odparł zaraz Francuz z parsknięciem. — Choć w świetle prawa…

        — Pomijamy aspekt prawny. Czy czujesz, że to było moralnie uzasadnione? — przerwał mu Denis, a kiedy Oli milczał, sam wyciągnął wniosek. — Masz poczucie, że dostał to, na co zasłużył.

        — W zasadzie tak — przyznał wreszcie Oli.

        — No właśnie, to wyobraź sobie jeszcze, że w tym przykładzie kobieta jest dorosłą osobą — podkreślił. — Są różne sytuacje życiowe, nie zawsze się da, wiem o tym, ale mogła od niego na przykład odejść… ty nie mogłeś. Miałeś osiem lat, Oli — wyjaśnił.

        — Czy mówiłem ci już, że jesteś zdecydowanie zbyt mądry jak na swój wiek? — Oli pozornie zmienił temat.

        — Coś tam mogłeś kiedyś napomknąć. — Denis się wyszczerzył. — To jak? Masz jeszcze jakieś mroczne sekrety? — zniżył zaraz znacząco głos i uśmiechnął się bardziej zawadiacko.

        — Kilka się znajdzie — wymruczał Oli, po czym wychylił szyję, żeby cmoknąć chłopaka. — Ale co to by była za zabawa, jakbym ci wszystko na raz powiedział? — zastopował entuzjazm młodego.

        Armiński oddał pocałunek z nawiązką, mrucząc z przyjemnością w usta policjanta, a potem westchnął z rozmarzeniem.

        — Czy może tak zostać? Że będziemy sobie ufać i nie będziemy się kłócić? — zapytał, nawet nie myśląc, że być może jego życzenie brzmiało wręcz utopijnie.

        — Bardzo bym chciał — odpowiedział zupełnie szczerze policjant, ze słyszalną nadzieją w głosie.

        Popatrzyli sobie w oczy, czując, że ta chwila przeradza się w coraz bardziej intymną. Jednak nie w tym erotycznym sensie. Obydwaj czuli się odprężeni po ostatnim razie, a teraz po prostu… czuli się blisko. Bezpiecznie. Nic innego nie miało aktualnie znaczenia.

        No, prawie nic.

        — Zabiję tego pchlarza — powiedział niskim, spokojnym głosem Francuz, zupełnie jaki prawił Denisowi najpiękniejsze komplementy.

        Armiński oczywiście wyszczerzył się na to rozbawiony i z niechęcią odsunął się od Oliwiera, gdyż ten zaczął się podnosić. Pchlarzowi wyraźnie nudziło się coraz bardziej i czując obecność ludzi, którzy nie poświęcają mu żadnej uwagi, zaczął się o nią upominać szczekaniem. Jak na szczeniaka przystało — piskliwym, wwiercającym się w mógł szczekaniem.

        — No i po co ta scena? — usłyszał Denis przytłumiony głos Oliwiera, przekręcając się na plecy, zakładając ręce pod głowę i uśmiechając pod nosem. — Myślisz, że będę na każde twoje zawołanie? — mówił dalej Francuz. — Nie, nie, nie — zaprzeczył szybko z sarkazmem. — Nie będziemy bawić się w wymuszanie, tak nie robią dobre pieski — pouczył. — Dlatego ja wrócę tam, a ty zostaniesz tu i będziesz musiał się sobą zajść. Pora twoje spaceru wypada dopiero za czterdzieści minut — wytłumaczył, zupełnie jakby pies miał to wszystko zrozumieć.

        Oliwier faktycznie po chwili wrócił, jednak wcześniej zahaczył o kuchnię, skąd przyniósł Denisowi wodę, co chłopak przyjął z wdzięcznością, unosząc się na łokciu. Uwielbiam ten mały rytuał. Czuł, że dzięki temu ma z Olim coś unikatowego — taką swoją rzecz.

        — Dobra robota — pochwalił z sarkazmem, kiedy Pchlarz ponownie zaczął poszczekiwać.

        — Nawet się nie łudziłem — przyznał bez bicia Francuz, przysiadając na skraju materaca. — Od dwóch dni próbuję uczyć go cierpliwości przy misce. Jeszcze tydzień takich ćwiczeń samokontroli i oduczy się wymuszania — obwieścił eksperckim tonem.

        — Uwielbiasz, kiedy masz jakiś skrypt postępowania i wiesz, co zrobić ze stworzeniem, by zachowywało się w taki sposób, jaki chcesz, nie? — zgadł Denis, uśmiechając się zawadiacko i przygryzając wargę.

        — Wyczuwam w tym pytaniu podstęp — obwieścił zaalarmowany blondyn.

        — Masz szczęście, że lubię być uległy — podpuszczał go dalej Armiński.

        — Czyżby? — Oli popatrzył na niego z powątpiewaniem, udając, że wcale nie wie, o czym mówił chłopak, a ten tylko odpowiedział tajemniczym spojrzeniem.

        Ich role w łóżku były jasne. Oliwier dominował, a Denis nie stawiał oporu — choć to nie oznaczało, że był bierny. Nic z tych rzeczy. Był bardzo aktywny i uwielbiał pokazywać, że to, co daje mu Oliwier, doprowadza go do ekstazy. Ale próbował przejmować dowodzenia i nie stawiał granic. Oczywiście głównym powodem takiego stanu rzeczy był fakt, że po prostu nie musiał. Oli był konkretny, stanowczy i zdecydowany, dając Armińskiemu to, co ten najbardziej uwielbiał, jednocześnie wiedział, na ile sobie może pozwolić.

        To nie zmieniało faktu, że poza aspektem łóżkowym Denis był… po prostu niesforny. Z pozoru przypominał niegroźnego szczeniaczka niczym Pchlarz, który potrafił rozczulić swoim niewinnym spojrzeniem brązowych oczu, jednak przy dogłębniejszej analizie okazywało się, że też potrafił szczekać i broić. Z tą różnicą, że Denisa nie zdało się zignorować, by w ten sposób „dać mu nauczkę”.

        Oli poczekał, aż chłopak dopił wodę, po czym zabrał od niego szklankę i wspiął się na łóżko, by po chwili przylgnąć do jego ciała. Denis w ogóle się nie opierał — co nie było żadnym zaskoczeniem — a jedynie zarzucił obie ręce na kark policjanta i w takiej pozycji zaczęli się niespiesznie całować.

        Może to ta słynna magia świąt, a może po prostu osiągnęli stan stabilności na najwyższym poziomie. Francuz nie był pewien, niemniej był bardziej niż zadowolony, że kryzys został zażegnany. Nie przerażało go, że musiał się w tym celu odkryć przed młodszym chłopakiem. Choć słowo musiał nie było do końca adekwatne. Czuł, że powinien… ale też chciał. Sytuacja była na tyle komfortowa, że podzielenie się jednym ze swoich najgłębiej skrywanych sekretów, przyszło mu chyba najprościej w życiu. Choć to wcale nie oznaczało, że było to łatwe. Warto było również wspomnieć, że nie miał w tym zbyt dużego doświadczenia. Przy Denisie jednak wyznanie przyszło mu w miarę bezboleśnie i bezstresowo. Oli jeszcze nie zdążył przeanalizować, dlaczego tak się stało, ale sam powód chyba nie był najważniejszy. Grunt, że czuł się dobrze i nie miał ochoty zamordować chłopaka, by pozbyć się jedynego świadka. W przypadku Oliwiera to brzmiało jak sukces.

        Zdołali przezwyciężyć ten naprawdę poważny kryzys w dosyć łagodny sposób i wyraźnie obaj mieli chęć kontynuować tę przygodę zwaną związkiem.

        Francuz znowu poczuł nadzieję i widział sens w ich wspólnej przyszłości. Nie podchodził do tego jednak naiwnie. Nie wykluczał, że znowu coś może schrzanić — bo czymś oczywistym dla niego było, że to on był w tym duecie czarnym charakterem — ale przestał się tego tak panicznie obawiać, jak jeszcze przed kilkoma tygodniami.

        Teraz już wiedział, jak to jest. Wiedział, jak zminimalizować ryzyko, aby nie popełnić tego samego, lub bardzo podobnego, błędu. Wiedział też, że gdy coś spieprzy, pierwszy ruch będzie należał do niego. Ale przede wszystkim wiedział, że mogą wspólnie pokonać całe mnóstwo przeszkód. Może nie wszystkie. Zapewne istniały granice, po których przekroczeniu nie było już powrotu. Tylko że  teraz Oliwier nie miał za bardzo ani czasu, ani ochoty, by wypatrywać potencjalnych kłopotów.

        Denis był tu i teraz. Nie za dwadzieścia lat, nie pod czujnym okiem Marcela. Był w łóżku Oliwiera, w pełni świadomy i samodzielnie o sobie decydujący. Wszystko wskazywało na to, że Oliwier pasował do jego układanki, więc głupim było skupianie się na teoretycznym scenariuszu, kiedy ewentualnie przestanie do niej pasować. A już na pewno nie w tej chwili, kiedy byli sami i absolutnie nic nie mogło…

            — Oddam go do schroniska — wymruczał z delikatnym uśmiechem w usta Armińskiego, rozbawiony surrealizmem tej sytuacji, kiedy Pchlarz znowu zaczął wszelkimi sposobami zwracać na siebie uwagę.
___________________

Cześć!

Sorki, że znowu tak rzutem na taśmę, ale już nic na to nie poradzę. Wydawało mi się, że rozdział jest ogarnięty i pomyślałam: "Aaa tam, dopiszę jedno zdanie na koniec i wstawię około dwudziestej", po czym dopisałam z 10 akapitów. ^^

Dzisiejszy rozdział jest trochę inny niż pozostałe, bo jak pewnie zauważyliście, była to jedna, długa scena, praktycznie w jednym miejscu. I teraz mogę Wam się przyznać, że miałam ją w głowie jeszcze zanim napisałam pierwszy rozdział FP i nie mogłam się doczekać, aż ją opiszę. Jeszcze nie jestem pewna, czy wyszła tak jak w moich myślach, ale chyba nie jest najgorzej. Mam jeszcze kilka takich w planie (zwłaszcza jeśli chodzi o koniec opowiadania) i mam nadzieję, że gdy nadejdzie ten moment pisania, to dosięgnę postawionej przez siebie poprzeczki. :D

No ale, ale - to do Was należy ocena tego rozdziału. Wyszła mi, czy nie wyszła ta próba zbliżenia do siebie chłopaków? :D

Chyba tyle ode mnie, do następnego!

6 komentarzy:

  1. Dziękuję, dziękuję, DZIĘKUJĘ ! Oni są wspaniali i cudowni. Uwielbiam to czytać i inne opowiadania też. Jesteś genialna. Dalej życzę weny i szybciutkiego w miarę Twoich możliwości wrzucenia rozdziału, bo warto czekać. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo, cieszę się, że się podoba :D

      Usuń
  2. Hej. Rozdział cudny. W 100%ci wyszedł. Oli tak otwarcie o swojej przeszłości nigdy nie opowiadał. Muszę ci powiedzieć ,że łezka mi się w oku zakręciła . Oliś taki biedny i katowany. Dobrze,że jego ojciec skończył tak jak skończył. Rozumiem a bynajmniej staram się zrozumieć podejście oliego do tej całej sytuacji i nie dziwię się ,że ma problemy ze sobą. Potem co przeszedł to Denis jest dla niego jak tak gwiazdka z nieba. Wydaje mi się,że dlatego oli tak podchodzi do ich związku ,bo gdzieś podświadomie uważa ,że mu się to nienalezy . A Denis jak zawsze nie zawiodl. Uwielbiam go. Jest taki młody ,a taki mądry i taki kochany .poprostu do schrupania. No i muszę Denisowi przyznać rację nie wiadomo co nas czeka w tym życiu i jak ono się zakończy ... Podsumowując rozdział świetny . Pozdrawiam i przesyłam dużo weny .w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oliwier jest dla mnie bardzo trudną postacią do napisania. Staram się do niej podejść z jak najbardziej logicznego punktu widzenia, ale też patrząc na to, jak przeszłość może oddziaływać na niego w teraźniejszości. Niestety tak jest, że dzieci z toksycznych rodzin muszą borykać się z szeregiem problemów w dorosłości, bo nie miały dobrego wzorca, który przekazałby im odpowiednie wartości.
      Denis faktycznie chyba stanął na wysokości zadania i myślę, że dzięki temu Oli zaufa mu jeszcze bardziej. :)

      Usuń
  3. ♥♥♥
    Nie umiem zacząć inaczej niż tymi serduszkami! Mega, naprawdę mega się cieszę, że udało Ci się napisać scenę, którą planowałaś od tak dawna. Domyślam się, że to ważny moment, zarówno w opowiadaniu jak i dla Ciebie, więc jestem bardzo podekscytowana!
    Cóż Ci mogę powiedzieć, z mojej perspektywy wszystko jest idealnie!
    Zacznę od tego, że jak tylko zaczęła się ta rozmowa o przyszłość i Oliwier zaproponował wojnę, ja już w myślach krzyczałam „pandemia, pandemia!”. XD No i nie zawiodłaś! Muszę przyznać, że perfidnie to sobie wymyśliłaś, ale cieszę się, że wykorzystałaś tę okazję, hahah. To było bardzo satysfakcjonujące, jak faktycznie ją wspomniałaś. :P
    Rozdział rzeczywiście w innej formie, ale podoba mi się ta forma. Wydaje mi się, że to był bardzo dobry sposób na pokazanie tej zmiany, która zachodzi w Oliwierze i tego, że tak powoli otwiera się przed Denisem i wprowadza go w swoją przeszłość. Ale nie ukrywam, że totalnie się tego po nim nie spodziewałam, myślałam, że jeszcze będzie się dłużej motał i unikał tego tematu. Ale to dobrze w takiej sytuacji zmierza w dobrym kierunku. Jestem bardzo ciekawa, czy odważy się też Denisowi kiedyś wspomnieć o tej próbie samobójczej… W każdym razie, bardzo podobała mi się ta scena/w sumie cały rozdział. Wprowadziłaś taką naprawdę przyjemną, intymną atmosferę, fantastycznie się to czytało.
    Cieszę się też, że do Oliwiera z pełną mocą dotarło, że to on jest tutaj czarnym charakterem! W sensie, w jego związku z Denisem. Denis jest taką uroczą gwiazdką (jak zawsze), że zasługuje na wszystko co najlepsze. Choć w tym rozdziale to Oliwier grał pierwsze skrzypce, to i tak nie mogę odpuścić tego jak nieziemski jest Denis. Uwielbiam go, mówiłam Ci to już? XDD
    Co do przeszłości Oliwiera, to jest ona naprawdę straszna i przykro było mi o tym czytać. Nie przepadam za nim, ale nikomu nie życzyłabym takich rzeczy przeżywać. Wiem, że to tylko opowiadanie, ale niestety takie historie dla niektórych są prawdziwe i jest to dla mnie naprawdę przerażające :(( No, ale z takich pozytywnych aspektów, to bardzo dobrze radzisz sobie z tym tematem. Nie spłycasz go, Twoja kreacja Oliwiera jako takiej straumatyzowanej postaci też jest bardzo dobra. Nic, tylko chwalić!
    A co do Pchlarza (można już uznać, że to będzie jego imię? XD), to dokładnie tak to sobie wyobrażałam. Że Oliwier nie jest gotowy na nowego psa, ale jakoś pozbycie się go, będzie się przeciągało i ostatecznie u niego zostanie. :P
    A tak w ogóle, bo jakoś dzisiaj tak do mnie dotarło, że ta druga część to ma już 16 rozdziałów :O Kiedy ten czas tak zleciał? W każdym razie, chciałam zapytać, czy masz już jakiś plan, w ilu rozdziałach się zamkniesz? Nie żebym się spieszyła jakoś do tego końca, ale jeśli to już niedługo, to… no, muszę się do tego jakoś psychicznie przygotować! Więc mam nadzieję, że nie odwalisz tak jak z pierwszym tomem, tajemnicza Autorko! XD Liczę na Ciebie!
    (subtelnie też wspominam, że szczęśliwe zakończenia sprawiają, że Czytelnicy są szczęśliwi… xd)
    Dziękuję Ci bardzo za kolejny rozdział, zdążyłam się już porządnie stęsknić!
    Życzę dużo czasu, weny i wszystkiego dobrego ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jest zdecydowanie zawsze najbardziej ekscytujące do opisania, kiedy masz w głowie scenę, ale wiesz, że w publikacji to ona wypadnie dopiero gdzieś za rok. :D
      Nie mogłam się powstrzymać z tą pandemią, po prostu musiałam to wtrącić :D
      Forma inna, bo to jedna długa scena, ale podejrzewałam, że tak to może wyglądać, bo jednak to istotny moment i nie mogłam go spłycić i w połowie rozdziału odpłynąć gdzieś indziej. Natomiast póki co nie planuję w najbliższych rozdziałach takich długich scen (ale też nie wykluczam, że już do końca się żadna nie pojawi).
      Hah, no tak, Oli doskonale wie, że niesie na plecach ogromny bagaż i musi uważać, aby nie projektować swoich myśli na Denisa, bo ten dla odmiany wychowywał się w zdrowym, przyjaznym środowisku.
      Co do końca przygód chłopaków - myślę, że znajdujemy się w połowie drugiego tomu. Jeszcze nie wiem, ile dokładnie będzie rozdziałów, ale pewnie podobnie jak w pierwszym, czyli ok. 30
      Dzięki za komentarz i trzymaj się! :)

      Usuń