I.C.E*
14 lutego 2019
Przygryzał mocno wargę, marszcząc przy tym czoło, a jego oczy były przymknięte. Jedną z dłoni zaciskał na prześcieradle, a drugą na oślep gładził bok drugiego mężczyzny, co w jego pozycji nie było proste, bo leżeli na boku, a Oliwier znajdował się za jego plecami. Jednak mimo wszystko Denis robił, co tylko mógł, aby aktywnie brać udział w tej chwili uniesienia, jaką przeżywali. Bycie uległym stanowiło jego znak rozpoznawczy w łóżkowej relacji z Francuzem, ale to nie oznaczało, że zamierzał był kompletnie bierny. Nie walczył o dominację i po prostu nie przeszkadzał, aczkolwiek zawsze starał się dotykać drugiego mężczyznę, gdzie tylko był w stanie sięgnąć i wyrażał swoje zadowolenie werbalnie… czasami w sposób bardzo niekontrolowany. Oliwier tak perfekcyjnie potrafił dostosować ilość i intensywność pieszczot w zależności od fazy zbliżenia, że Armiński drżał na samą myśl, o tym, co mógł dostać, i tracił zmysły, kiedy już to dostawał.
Z racji na pozycję, w jakiej się znajdowali, Oli poruszał się
raczej leniwie, ale dokładnie,
zupełnie jakby każdym pchnięciem chciał wbić się głębiej i sprawdzić, czy może
odkryć kolejny czuły punkt chłopaka. A przynajmniej Denis odnosił takie
wrażenie, że kiedy blondyn się w niego wbijał, to był… wszędzie. Jakby się z nim scalał, będąc przy tym tak rozkosznie
przytłaczający.
Starszy mężczyzna poruszał się powoli, bez presji, gładko,
jednocześnie władczo przesuwając dłonią po udach, brzuchu i klatce piersiowej
Denisa, by ostatecznie niespodziewanie zacisnąć dłoń na jego szyi. Gdyby to był
ktokolwiek inny, Denis właśnie by spanikował, niepewny intencji i wyczucia
kochanka, ale że miał za plecami Oliwiera, to tylko zesztywniał na moment w
bezruchu i zamruczał przeciągle, bo odkrył, że to był dodatkowy bodziec,
którego cholernie potrzebował, a nawet nie miał o tym pojęcia.
W tym samym czasie Francuz delikatnie i wręcz z czułością
zagryzł płatek ucha Armińskiego, jakby chciał tym zrównoważyć swoją chwilową
porywczość. Poczuł, jak Denisowi niebezpiecznie zadrżały uda, zatem puścił go i
odsunął się od niego nieznacznie, by następnie pociągnąć go znacząco do góry za
biodra i bez słów nakazał mu położenie się na brzuchu. Gdy tylko Denis
grzecznie wykonał jego nieme polecenie, rozsunął mu kolanem uda i już miał się
na nim z powrotem kłaść, ale w ostatniej chwili w oczy rzucił mu się ten cholernie
seksowny pieprzyk na pośladku chłopaka, więc instynktownie dał mu klapsa,
wywołując zaskoczony jęk, a potem pogładził go z czułością kciukiem i dopiero
przykleił się do pleców Denisa, atakując od razu pocałunkami jego bark,
łopatkę, kark…
Armiński pomyślał, że dłużej już nie wytrzyma i dokładnie w
tej chwili Oli ponownie się w niego wsunął, tym razem już nie tak delikatnie, i
zaczął go mocno posuwać. W jego stanie nie było innej opcji na wyjście z
sytuacji niż intensywny orgazm… ale nie, Oliwier nie mógł mu pozwolić tak po
prostu dojść. To znaczy pozwolił, bo przestał się poruszać, jakby wielkodusznie
zaaprobował przeżycie na spokojnie ekstazy przez bruneta, poza tym, że nim
przestał się poruszać, docisnął Denisa mocniej do materaca, nie dając mu możliwości
ucieczki.
Chłopak drżał zatem intensywnie, instynktownie spinając każdy
mięsień, jaki tylko miał w ciele, jednocześnie czując dosadnie obecność
Oliwiera. To było uczucie na granicy do zniesienia, bo podświadomie chciał
złączyć nogi i jeszcze bardziej napiąć mięśnie, jednak Francuz mu na to nie
pozwalał, zmuszając, by pozostał otwarty
i przyjmował rozkosz na wyznaczonych przez niego zasadach.
Oczywiście tylko tym razem i Denis był w pełni przekonany, że
gdyby jednak już więcej nie mógł i nakazał Oliwierowi, by się wycofał, ten bez
dyskusji by to uczynił. Tylko że Denis wcale tego nie chciał. Wręcz przeciwnie,
on uwielbiał, kiedy policjant balansował na granicy jego możliwości i
delikatnie przekraczał limit. Tak jak zrobił to teraz… i znowu chwilę później,
kiedy tylko Armiński powoli zaczął się uspokajać i wracać do zmysłów.
— Wytrzymasz dla mnie jeszcze chwilę? — usłyszał niski,
ściszony głos koło ucha i nawet nie myśląc, po prostu mruknął potwierdzająco,
dając starszemu mężczyźnie przyzwolenie.
Jak miał odmówić? Niby rozsądek podpowiadał mu, że może
jednak już wystarczy… ale kto by tam słuchał rozsądku w trakcie seksu? Na pewno
nie Denis. A już na pewno nie kiedy Oliwier był na skraju orgazmu i prosił o
zgodę tym seksownym głosem.
Co tam chwila, Denis wytrzymałby dla niego nawet i godzinę!
To znaczy pewnie nie. Pewnie w końcu by zemdlał z wycieńczenia, zatem
pozostawało mu mieć nadzieję, że Oli jednak uwinie się szybciej i był w tym
temacie optymistą, bo czuł, że ruchy jego kochanka stają się z sekundy na
sekundy coraz bardziej chaotyczne.
Dokładnie tak się potoczyło, bo po kilku chwilach Oli wykonał
kilka gwałtowniejszych pchnięć, sprawiając, że Denis aż przesunął się pod nim
po prześcieradle, i odetchnął ciężko, przyklejając się do pleców chłopaka. Upłynęło
kilka kolejnych minut, nim postanowił się od niego oderwać i położyć obok na
plecach, zakładając rękę pod głowę.
Denisowi mimo wszystko było wygodniej na brzuchu.
Normowali swoje oddechy jeszcze jakiś czas, czekając
jednocześnie, aż powracają do nich wszystkie zmysły. Zajęło im to znacznie
dłużej niż zazwyczaj i też byli bardziej wykończeni niż zazwyczaj… co miało
sens, bo to nie był ich pierwszy raz tego dnia i wbrew pozorom wcale nie
świętowali z powodu walentynek. Denis nawet nie wyobrażał sobie romantycznego
wieczoru z Oliwierem. Jasne, niby związek wymagał poświęceń i raczej policjanta nie zabiłoby, gdyby
szarpnął się na jakieś kwiaty i czekoladki… chociaż kto wie. Denis wcale nie
był o tym taki przekonany. W każdym razie on sam jak najbardziej nie
pogardziłby kolacją przy świecach, aczkolwiek tylko, gdy miałby pewność, że
jego partnera też kręcą takie klimaty. W tym przypadku miał pewność, że go nie
kręcą. Poza tym nie zamieniłby jednego, zwykłego wieczoru z Oliwierem nawet na
tysiąc romantycznych randek, tym bardziej, że Oli potrafił w swój sposób
zaskakiwać, jak na przykład kiedy w ramach prezentu urodzinowego zabrał
Armińskiego na randkę na… strzelnicę.
To że obaj mieli powody do świętowania, zadowolenia czy po
prostu zasłużonego relaksu zupełnie przypadkowo zbiegło się z terminem
walentynek, aczkolwiek Denis skłamałby, gdyby powiedział, że ta data nie robiła
na nim kompletnie żadnego wrażenia. Było mu naprawdę dobrze z faktem, że
praktycznie cały dzień spędzili w łóżku. Aktywnie.
Dwa dni wcześniej miał ostatni egzamin — oczywiście ten
najtrudniejszy został na koniec — swojej pierwszej w życiu sesji, a rano dostał
wyniki. Ulga jaką odczuł z faktu, że wszystko udało mu się zaliczyć w pierwszym
terminie i teraz miał dwa tygodnie wolnego, była nie do opisania. Zwłaszcza, że
stres przed pojedynczym egzaminem czy zaliczeniem równał się sumie stresu, jaki
przeżył przed każdą z matur.
Oliwier natomiast miał za sobą bardzo pracowity początek roku
— Denis nie znał szczegółów, bo policjant jak zwykle nie za wiele opowiadał o
swoim życiu zawodowym, aczkolwiek chłopak czytał ostatnio o udanej akcji
warszawskich antyterrorystów, w której to jakiś niespełna rozumu osobnik
zamknął się w mieszkaniu z dzieckiem i groził, że wysadzi cały blok. Podobno
negocjacje trwały kilka godzin i ostatecznie udało się odwieść tego wariata od
zrealizowania swojego planu — a po oględzinach wynikało, że jego groźby nie
były bezpodstawne i bez fachowej pomocy mogło dojść do ogromnej tragedii. Denis
jakoś tak instynktownie wyobraził sobie, że tylko Oli byłby w stanie
pertraktować przez kilka godzin z takim szaleńcem i wcale się nie pomylił, choć
Francuz tylko wzruszył nonszalancko ramionami i uznał, że to był „dzień jak co
dzień”. Aż chłopak zaczął się zastanawiać, czy jego partner nie był przypadkiem
psychopatą, bo przecież nikomu normalnemu przy negocjacjach z potencjalnym
mordercą nie towarzyszyły takie same emocje jak podczas smarowania bułki
masłem.
Armiński przeczytał kiedyś w jakimś mądrym artykule, że w
zasadzie to nie każde zaburzenie należało leczyć. Jeśli obiekt nie zagrażał ani sobie, ani innym i dodatkowo mimo pewnych
niedogodności potrafił w miarę funkcjonować w społeczeństwie, to nie musiał
niczego naprawiać. To jego zdaniem idealnie pasowało do Oliwiera, bo mężczyzna
ewidentnie miał swoje demony — a z racji na jego przeszłość dziwnym byłoby,
gdyby dzieciństwo nie odcisnęło na nim piętna — ale zdawał się całkiem dobrze
adaptować. Nikt nie był do końca normalny, a dziwactwa Oliwiera w oczach Denisa
wyglądały wręcz na zalety i czasami go po prostu kręciły.
Kiedy tak leżeli w ciszy, odpoczywając, Denis wykonał
pierwszy gest. Ułożył się na boku, przodem do Francuza, jedną rękę podkładając
pod głowę, a opuszkami palców drugiej dotknął delikatnie boku drugiego mężczyzny.
Mocno posiniaczonego boku.
— Jestem z ciebie dumny, że robisz to, co kochasz i w ogóle…
ale nie potrafię ukryć, że za każdym razem, kiedy wracasz poobijany, coraz
bardziej dociera do mnie, że codziennie narażasz się na ogromne
niebezpieczeństwo i po prostu może stać ci się krzywda — odezwał się, nawet sam
nie wiedząc, dlaczego akurat teraz zaczął temat. Choć wpływ na to z pewnością
miał fakt, że właśnie muskał palcami ogromnego, niemal czarnego siniaka na
żebrach Oliwiera. Nawet nie wiedział, co mu się dokładnie stało, bo kiedy o to
wcześniej zapytał, starszy mężczyzna jak zwykle zbył go, mówiąc, że to tylko
wypadek podczas ćwiczeń.
— Krzywda może mi się stać też w zupełnie innych
okolicznościach. Mogę na przykład dostać zawału, jak będziemy uprawiać seks —
odpowiedział zaraz w ramach kontrargumentu, spoglądając z wymownym uśmieszkiem
na chłopaka.
— Proszę, nie dostań zawału w trakcie seksu — rzucił
automatycznie Denis, po czym pokręcił z rozbawieniem głową. — Wiesz, o czym
mówię… — dodał poważniej.
Oli westchnął, milcząc chwilę, w trakcie której wyraźnie
zbierał myśli.
— Pewnie nie spodoba ci się to, co powiem, ale będę z tobą
szczery. Instynktownie oczekujesz, że powiem coś w stylu „nie przejmuj się,
wszystko będzie dobrze”, a ja instynktownie chcę cię o tym zapewnić. Fakt, jest
większa szansa, że zginę, bo mnie zastrzelą, niż że spadnę ze schodów i skręcę
kark — zaczął dobitnie. — Ale to, że jest większa szansa, nie zwiększa
automatycznie prawdopodobieństwa, bo w rzeczywistości jest to po prostu mało
prawdopodobne. — Również odwrócił się na bok, by być twarzą w twarz z Denisem i
uśmiechnął się nieznacznie, jakby na pocieszenie.
— Po prostu… czasami, znienacka, nachodzą mnie takie myśli i
zaczynam się zastanawiać, co się z tobą dzieje. Wiesz, jest typowy dzień, rozwieszam
pranie albo robię sobie kanapkę i nagle przecina mnie taka nieprzyjemna myśl,
że ja tu sobie robię takie proste, niezobowiązujące rzeczy, a ty może właśnie
się wykrwawiasz, a ja nawet o tym nie wiem… — zdradził swoją obawę ściszonym
tonem i zaczął dla odmiany wodzić palcem po tatuażu Oliwiera na jego ramieniu.
Francuz znowu zamilkł na chwilę, odwracając wzrok i ponownie
dał sobie chwilę na pozbieranie myśli. Po chwili spojrzał w oczy Denisa.
— Jeżeli to sprawi, że będziesz czuł się bardziej komfortowo,
to mogę cię wpisać jako osobę, którą upoważniam do informowania o stanie mojego
zdrowia — wymyślił, a Denis aż zamrugał na to zaskoczony.
— Ale… — zaczął, jednak się zaciął. — Przecież to nie
przejdzie… wiesz, w Polsce to fikcja, kiedy nie jest się rodziną — powiedział
automatycznie, zupełnie, jakby jeszcze do niego nie dotarło, co właśnie
zaproponował starszy mężczyzna.
— Tak. Pod warunkiem, że jest jakaś rodzina — zauważył Oli. —
Ja nie mam nikogo. Nikt inny o mnie nie zapyta i nikogo innego nie znajdą.
Jeśli będziesz jedyną osobą, która będzie dodatkowo miała pisemne upoważnienie,
to nie sądzę, że będą robić problem — wydedukował.
— Och… — jęknął Denis. — Wow, naprawdę byś to dla mnie
zrobił? — zapytał, czując, jak coraz mocniej wali mu serce.
— Jasne, to tylko papierek, a skoro możesz czuć się bardziej
komfortowo, to czemu nie? — odpowiedział jak coś oczywistego Oli. — Plus i tak
jesteś moim kontaktem I.C.E.
Denis instynktownie wychylił się do niego i pocałował
soczyście, nie wiedząc, jak inaczej może wyrazić emocje, jakie właśnie zaczęły
mu towarzyszyć. Oferta Francuza tak niesamowicie go zaskoczyła, że autentycznie
nie miał pojęcia, jak wyrazić słowami, co poczuł. Oli znowu zrobił coś, czego
nie można się było po nim spodziewać i w dodatku zrobił w to taki sposób, jakby
nie było to dla niego trudnym, wymagającym przełamania swoich przekonań wyborem
i to cholernie rozczuliło Denisa. Ostatnio mężczyzna z każdym dniem pokazywał
mu, że myśli o nich poważnie i choć na dobrą sprawę niczego sobie nie
obiecywali i nie wyskakiwali z żadnymi deklaracjami — po prostu żyli z dnia na
dzień — tak takie gesty udowadniały młodszemu chłopakowi, że to nie jest tylko
taka zabawa, w trakcie której wzajemnie poprawiają sobie humor, ale też chcą w
tym trwać, nawet gdy sytuacja staje się mniej przyjemna.
— Jest miło i w ogóle… — zaczął Francuz, odrywając się od ust
chłopaka — ale muszę sprawdzić, co się dzieje za drzwiami, bo Tonto jest
podejrzanie cicho od dłuższego czasu — wyjaśnił, faktycznie to zauważając. To
zazwyczaj zwiastowało jakąś niekoniecznie przyjemną niespodziankę, bo im
szczeniak stawał się coraz większy, tym miał więcej energii i ogólnie był
jeszcze bardziej ciekawski, ale nadal był szczeniakiem, dlatego głupie pomysły
były wciąż jego znakiem rozpoznawczym.
Armiński uśmiechnął się na to, przewrócił się na plecy i
naciągnął na siebie prześcieradło, obserwując jednocześnie jak mężczyzna
opuszcza sypialnię, by zaraz zakląć soczyście, a następnie odezwał się
przesadnie łagodnym głosem:
— No kto jest głupim pieskiem i będzie dzisiaj spał za karę
na wycieraczce?
Tonto odszczeknął, zapewne zakładając, że przyjemny głos to
pochwała, a może i jakaś nagroda.
Następnie rozległo się ciężkie westchnienie Oliwiera, a potem
do sypialni zajrzał pies, obserwując uważnie Denisa, który stuknął delikatnie
palcami o materac, więc Tonto w ułamku sekundy wskoczył na łóżko i zaatakował
czułościami chłopaka. Denis też od razu zaczął podejrzewać, co nabroił szczeniak,
bo z pyska wystawało mu jeszcze kawałek białego pluszu, a to oznaczało, że zapewne
rozprawił się z kolejną zabawką w bestialski sposób.
— No już, wystarczy — poprosił, chichocząc, kiedy Tonto
zaczął go łaskotać. Nie był już taki najmniejszy, a dodatkowo stawał się coraz
silniejszy, przez co odtrącenie go z pozycji leżącej nie należało do najłatwiejszych
zadań. Z wyglądu zaczął przypominać owczarka belgijskiego, choć miał w sobie
jeszcze dużo szczenięcych rys. Mimo wszystko Denis nie mógł oprzeć się
wrażeniu, że pies rósł i stawał się silniejszy z dnia na dzień.
— Na ziemię! — zagrzmiał Francuz, kiedy tylko wrócił do
sypialni, a Tonto momentalnie podkulił uszy i zeskoczył z materaca, choć zaraz
podbiegł do swojego pana, machając ogonem i przyglądając się z ciekawością, co
ten trzymał. — Obiecuję, że ta woda smakuje tak samo, jak ta w twojej misce —
rzucił do psa, jakby łudził się, że to wytłumaczenie sprawi, że pies straci
zainteresowanie, a potem podał szklankę Denisowi.
— Kogoś z nas oszukujesz i mam nadzieję, że jego — odezwał
się ze skrzywieniem brunet, przyjmując naczynie, któremu zaczął się przyglądać
sceptycznie.
— W twojej jest trochę mniej śliny i kłaków — odparł z
rozbawieniem Francuz.
Armiński postanowił zaufać kochankowi i upił kilka łyków.
Woda smakowała jak… woda.
— Małpka poległa? — zapytał, zgadując, że właśnie widok poległej
małpki zastał w korytarzu Oli.
— Rozszarpał ją, jakby zabiła mu rodzinę i podjadała
smakołyki — zobrazował.
— Głupia… wszyscy wiedzą, że nie podjada się smakołyków Tonto
— odparł z parsknięciem Denis, na co i Oli się zaśmiał, po czym zdecydował się
ponownie położyć obok Denisa i obserwował go przez moment. Po chwili usłyszeli
popiskiwanie.
— No pozwól mu… — jęknął Denis z rozbrajającym uśmiechem i
już w myślach szykował ripostę, spodziewając się, że Oli zaraz wytoczy argument
z tym, że miejsce psa jest na podłodze.
Oliwier jednak był już wyczulony na psie żarty, zatem miał przygotowaną odpowiedź.
— Każdy ma swoje legowisko i każdy ma swoje zabawki. Ja się
trzymam z dala od jego terytorium, a on niech się trzyma z dala od mojego —
wyjaśnił z zadowolonym uśmieszkiem policjant, patrząc, jak Denis w
zaintrygowaniu zagryza wargę. Zaraz zmarszczył brwi.
— Zaraz, czy ja w tej analogii jestem zabawką?
— Ty to powiedziałeś — odparł niewinnie Oli, kładąc się na
plecach i zakładając rękę pod głowę. Tonto z jakiegoś powodu odebrał tę zmianę
pozycji jako zielone światło, bo wskoczył niespodziewanie na łóżko… a
konkretnie na brzuch Francuza. — Kurwa… — jęknął, kuląc się zaraz.
— To za karę — fuknął Denis. — Dobry piesek — dodał już
kompletnie zmienionym tonem, głaszcząc zadowolonego Tonto po głowie.
Oliwier znowu westchnął niezadowolony, ale jednak nie miał
serca ponownie zganiać psa. Przykrył się zatem kawałkiem prześcieradła i
poczekał, aż Tonto ułoży się wygodnie między nim a Denisem. Gdy już wszyscy
znaleźli się w wygodnych pozycjach, zapanowała chwilowa cisza. Leżeli
naprzeciwko siebie, głaszcząc wspólnie szczeniaka i pozwalając, by czasami ich
dłonie stykały się na miękkiej sierści.
— Tak sobie ostatnio myślałem… — zaczął nieśmiało Denis.
Zbierał się do tej rozmowy już od jakiegoś czasu, ale zawsze w ostatniej chwili
kapitulował. Jednak po wcześniejszej propozycji Oliwiera z pełnomocnictwem w
kontekście dostępu do informacji medycznej, uznał, że nie będzie lepszego
momentu. — Może moglibyśmy gdzieś pojechać, na przykład na majówkę? Gdzieś
pochodzić po górach albo na kajaki, albo… cokolwiek. Po prostu wyrwać się stąd
i chwilę odetchnąć — zdradził swój pomysł… choć tak naprawdę nie do końca to
miał na myśli. Wpierw chciał wyczuć Oliwiera, nim przejdzie do konkretów.
— Jeszcze jest trochę czasu — zauważył policjant.
— No wiem… ale tak tylko mówię, jakbyś chciał wcześniej
zaplanować urlop czy coś — odparł cicho chłopak.
— Ma sens — przyznał Oliwier. — Muszę dawać znać z
wyprzedzeniem o dłuższym urlopie, ale mam w cholerę zaległego, tak że raczej
nie powinno być problemu — wyjaśnił.
— O… no to… — zaczął Denis, urywając. — To znaczy, że mógłbyś
wziąć taki dłuższy urlop też w wakacje? Taki… na trzy tygodnie albo nawet na miesiąc?
— zapytał nieśmiało.
— A miałbym brać taki urlop w celu…? — podpytał Oli, patrząc
z zaintrygowaniem i lekkim rozbawieniem na coraz bardziej speszonego chłopaka.
— Ja będę miał prawie całe wakacje do dyspozycji i może jakby
ci się udało załatwić dłuższe wolne, to… może moglibyśmy się wybrać wspólnie
na… — znowu urwał, po czym delikatnie zmodyfikował pytanie. — Byłeś kiedyś w
Ameryce Południowej?
Oli nie odpowiedział, tylko wpatrywał się z uśmiechem w
Armińskiego. Ta nieśmiałość chłopaka go rozkładała na łopatki.
— Masz coś konkretnego w planach? Bo wiesz, muszę raportować
z wyprzedzeniem, jakbym wybierał się gdzieś poza Unię Europejską — powiedział
zaraz w swoim stylu, nie zgadzając się wprost.
— Zawsze chciałem przejechać się wzdłuż całego Chile: od
Atacamy, po Santiago, na parkach narodowych Patagonii kończąc. Jest taka słynna
droga Carretera Austral w południowym Chile, która biegnie przez ponad tysiąc
kilometrów, podobno przejechanie jej całej to punkt obowiązkowy podczas podróży
po Chile, no i to niesamowita przygoda, bo są przepiękne widoki. Stamtąd
moglibyśmy pojechać do Torres del Paine, który jest podobno najpiękniejszym
Parkiem Narodowym na świecie, a podróż skończylibyśmy w Punta Arenas, które
jest uważane za najdalej wysunięte na południe miasto świata, ale tak naprawdę
to argentyńska Ushuaia…
Francuz przygryzł wargę i na moment przestał nawet słuchać,
co dokładnie mówił Denis, tylko po prostu wpatrywał się w niego niczym
zahipnotyzowany, bo o ile chłopak zawsze rozczulał go swoją ekspresją — czy to
radosnym uśmiechem, czy kiedy był nieśmiały, czy kiedy się wkurzał i robił się
z niego mały diabełek — tak jeszcze nigdy nie widział Denisa opowiadającego o
czymś z aż takim zaangażowaniem. Najpierw zaczął od ogółu, a potem, gdy
dostrzegł, że Oli wygląda na zainteresowanego, to zaczął opowiadać o swojej
wymarzonej podróży w detalach, a policjant aż czuł przyjemne mrowienie wzdłuż
kręgosłupa za każdym razem, kiedy chłopak wypowiadał jakąś nazwę z silnie
argentyńskim akcentem. Po chwili tej opowieści Oli uzmysłowił sobie również, że
wizualizował sobie opisy Armińskiego i skłamałby, gdyby powiedział, że nie
chciał znaleźć się w tych miejscach.
— Jest tylko jeden problem — odezwał się wreszcie,
sprawiając, że Denis widocznie się spiął. — Mój hiszpański leży — dodał zatem,
widząc, jak chłopak na nowo rozpromienił się w uśmiechu.
— No te preocupes, déjamelo a mí — odpowiedział, celowo zniżając
głos, po czym wychylił się do policjanta i pocałował go delikatnie.
W tym samym czasie Tonto popatrzył na nich zaintrygowany i z
ciekawości podniósł się, wsadzając między ich twarze swój pysk. To było tak
kuriozalne, że nie mogli zareagować inaczej niż parsknąć śmiechem.
Denis, choć nie odważyłby się tego powiedzieć na głos, to
pomyślał, że to były najlepsze walentynki w jego życiu.
***
16
lutego 2019
Zarówno Denisowi jak i Tosi udało się prześlizgnąć bez
poprawek przez sesję, ale niestety Szyszka — tak jak trzy czwarte roku — miała
do poprawki biofizykę. To był jeden z tych przedmiotów, które po prostu dużo
osób oblewało, a wyniki zależały w dużej mierze od humoru prowadzącego, a nie
wiedzy studenta.
Teoretycznie mogli we dwójkę poddać się na te dwa tygodnie
słodkiemu lenistwu i ewentualnie spędzić czas na przygotowaniu mentalnym na
kolejny semestr, który zapowiadał się równie pracowicie i nerwowo co pierwszy.
Anatomia, na której wreszcie mieli zacząć pracować na preparatach miękkich,
histologia, która witała ich wejściówką na każdych ćwiczeniach, i nic nie
zwiastowało, aby to miało ulec zmianie, czy biochemia, która zapowiadała się na
kolejny trudny, wymagający wiele nauki przedmiot. Pozostałe nowe przedmioty
były z natury traktowane przez studentów jako drugorzędne, ale mimo wszystko
zanosiło się na to, że wiosna przyniesie dużo stresu.
To miało jednak nastąpić dopiero za jakieś dwa tygodnie, a
póki co Denis i Tosia postanowili zrobić krok w tył, by pomóc Szyszce w
przygotowaniach do poprawki, którą miała mieć w poniedziałek. Uznali, że
połączą przyjemne z pożytecznym, więc około południa zasiedli do powtórki w
pokoju Marceliny i po wielu godzinach wysiłku, Denis zaoferował, by otworzyli
wino w ramach wynagrodzenia sobie całego trudu i zrelaksowania się.
— Ja niestety dzisiaj odpadam, muszę coś załatwić na mieście,
tak że bawcie się dobrze beze mnie i nie czekajcie na mnie — obwieściła
nieśmiało Tosia, podnosząc się z łóżka i niezręcznie zaczęła bawić się palcami
dłoni, kiedy czekała na reakcję przyjaciół.
Szyszka spojrzała na nią jak na idiotkę, a Denis obdarował ją
zaintrygowanym spojrzeniem.
— Co niby? — zapytała sceptycznie Marcelina, od razu
zauważając, że takie zachowanie nie było w stylu Leonik. To znaczy wcale nie
musieli siedzieć zawsze we trójkę, ale sposób, w jaki właśnie próbowała
wykręcić się dziewczyna, był co najmniej podejrzany. Mogła przecież ostrzec ich
wcześniej, albo powiedzieć wprost, zamiast zasłaniać się „czymś na mieście”.
— Muszę… załatwić coś dla mamy — rzuciła sztywno i
odchrząknęła na koniec.
— Masz randkę — obwieściła w odpowiedzi Szyszka z pełnym
przekonaniem.
— Z kim? — podchwycił zaraz Denis, uśmiechając się zadowolony.
— Nie mam randki, po prostu… muszę iść, bo się spóźnię, to
cześć! — wyparła się wpierw dziewczyna, a potem szybko ulotniła z pokoju,
wyraźnie nie czując się komfortowo pod ostrzałem czujnych spojrzeń. Wciskanie
kitu nigdy nie było jej najmocniejszą stroną.
— Od jakiegoś czasu zachowuje się dziwnie — podzielił się
swoim spostrzeżeniem Armiński po kilku minutach, kiedy Tosia już wyszła.
— Albo ma romans z jakimś żonatym facetem, albo wróciła do
Andrzeja. Nie widzę innego powodu, dla którego miałaby z tego robić przed nami
tajemnicą — wydedukowała konspiracyjnie Marcelina.
— Oby to był żonaty facet — powiedział z nadzieją Denis, bo w
jego przekonaniu Andrzej był zdecydowanie gorszą… najgorszą opcją.
— Ty masz doświadczenie z dojrzałymi, więc żonaty facet nie
brzmi wcale tak źle, co? — podpuściła go Szyszka.
— Żonaty facet może mieć równie dobrze dwadzieścia lat, a Oli
nie jest żonaty, więc tak średnio trafny strzał — odpowiedział, uśmiechając się
sztucznie. — Ale skoro już rozmawiamy o doświadczeniu, to porozmawiajmy może o
syndromie wyparcia i niezrozumiałej bierności w sytuacji, kiedy ktoś się nam
podoba — zasugerował.
— Nie wiem, o czym mówisz — odparła, upijając łyk wina.
— Ach tak? — parsknął z ironią. — Obiecałem sobie, że nie będę
się wtrącał, ale wy już tak pół roku z Wiktorem udajecie, że wcale na siebie
nie lecicie… serio? Żadne z was nie zamierza posunąć się naprzód nawet o
milimetr? — zapytał z nutką bezsilności.
Szyszka milczała jakąś chwilę, zastanawiając się, co odpowiedzieć.
— Nie wydaje mi się, żeby Wiktor był mną zainteresowany —
mruknęła w końcu.
— Oczywiście, że jest — zaprzeczył szybko Denis.
— Powiedział ci to? — zapytała zaraz podejrzliwie.
— Nie musiał. Znam go i widzę, jak się zachowuje i jak
reaguje, kiedy o tobie wspomnę. Zresztą ty reagujesz dokładnie tak samo.
Wypierasz się i udajesz, że nie wiesz, o co chodzi — zapewnił przekonany o
swojej nieomylności. Dla niego ta sytuacja była jasna i nawet nie brał pod
uwagę, że mogłoby być inaczej. — Próbowałem mu przemówić do rozumu, żeby do
ciebie zagadał, ale on jest uparty jak osioł… więc może ty przejmiesz kontrolę?
Inaczej będziecie się tak zwodzić do usranej śmierci — zaoferował, nie widząc
innego rozwiązania. Wiktor skrzętnie omijał temat, mimo iż jak na dłoni było
widać, jaka jest jego reakcja za każdym razem, kiedy Denis choćby mimochodem
wspominał o Marcelinie. Nie mógł tego zrozumieć, bo przecież jego brat był
istną duszą towarzystwa, a w liceum, gdy tylko spodobała mu się jakaś
dziewczyna, bez problemu nawiązywał z nią kontakt i był konsekwentny w swoich
działaniach. Tym razem robił coś kompletnie odwrotnego i to już tak zaczynało
drażnić Denis, że miał ochotę nakrzyczeć na drugiego bliźniaka. Zwłaszcza, że jakąś
godzinę wcześniej ten poprosił go, aby nie wracał za szybko, bo odwiedza go koleżanka. No co za bezczelny typ!
Obracał sobie przypadkowe laski, a nawet nie kiwnął palcem, by zrobić coś w
sprawie Marceliny.
Zresztą jej reakcja
tym razem też była podobna i wcale nie zdziwiła chłopaka. Po prostu… zmieniła
temat. Dobitnie dała Armińskiemu do zrozumienia, że nie ma zamiaru niczego
zrobić, ani o tym rozmawiać.
Musiał zatem się poddać, nie miał wyjścia. A przynajmniej w
tym momencie. Nie zamierzał zdradzać Szyszce, że nie powiedział w tym temacie
ostatniego słowa. Niby sobie obiecał, że nie będzie się wtrącał… ale po prostu musiał
coś zrobić.
***
Stał nonszalancko oparty o zamknięte drzwi samochodu,
trzymając ręce w kieszeniach. Skórzana kurtka, porwane na kolanach czarne jeansy
i glany powodowały, że sprawiał wrażenie złego chłopca. Nie to, że jakoś
szczególnie przywiązywał uwagę do łatek, jakie przyklejali sobie nawzajem
ludzie, jednak skoro już był oceniany, to wolał, aby postrzegano go jako
pewnego siebie.
Gdy tylko ją zobaczył, uśmiechnął się tajemniczo, oderwał się
od auta i zrobił kilka powolnych kroków naprzód.
— Co tutaj robisz? Taka ładna dziewczyna nie powinna chodzić
po zmroku sama — rzucił niskim tonem, dodając do tego zadziorny uśmiech.
Tosia zatrzymała się przed nim i popatrzyła na niego jak na
idiotę.
— Nie musiałabym, gdybyś nie wyciągał mnie z mieszkania —
odparła, dając Wiktorowi do zrozumienia, że nie ma czasu na jego gierki.
Przewrócił na to oczami, po czym obszedł samochód, by
otworzyć drzwi od strony pasażera.
— Wskakuj, zimno dziś — polecił już zwyczajnym tonem, a
dziewczyna chętnie z tej propozycji skorzystała, bo faktycznie pogoda nie
sprzyjała, a nagrzane wnętrze pojazdu zdawało się być atrakcyjną alternatywą. —
Jedziemy do mnie? Napisałem do Denisa, że będę bardzo zajęty i by uprzedził mnie, gdy będzie wracał. Tak że
jesteśmy bezpieczni — zaoferował, dodając do tego od razu wytłumaczenie, bo
domyślał się, że Tosia mogła to uznać za skrajnie głupi pomysł.
— Wiktor… — zaczęła zmartwionym tonem. — Naprawdę nie
powinniśmy. Lubię cię, ale jednocześnie czuję się jak jakaś kryminalistka przez
to, że widuję się z tobą za plecami Szyszki i Denisa… — zaczęła ponownie temat,
którym rozpoczynała każde spotkanie z Wiktorem.
— Nie robimy nic złego — odpowiedział dokładnie w ten sam
sposób, co zawsze. Wiedział, że dziewczyna strasznie się wahała i kilka razy
nawet zdołała odwołać spotkanie przez targające nią wyrzuty sumienia, ale
zdążył się też przekonać, że wystarczy jej wysłuchać i zapewnić, że nie jest
czarnym charakterem, a wtedy trochę miękła i mogli się skupić na sobie. Zresztą
naprawdę uważał, że nie robili nic złego, tym bardziej, że nigdy nie dał
Marcelinie powodu, by mogła coś sobie wyobrazić. Nie chciał też, by to wpływało
na Tosię.
— To dlaczego się czuję, jakbyśmy robili? — zapytała
nieprzekonana.
— Bo jesteś najbardziej uczciwą i empatyczną osobą na świecie
i przejmujesz się uczuciami innych — wyjaśnił zgodnie z tym, co myślał. —
Słuchaj, jeżeli chcesz, to możemy im o nas powiedzieć. Myślę, że dzięki temu
zejdzie z ciebie ciśnienie i nie będziesz się tym dłużej zadręczać —
zaoferował, gdyż to Tosia w pierwszym rzędzie poprosiła, by utrzymali ich
relację w tajemnicy.
— Wiem, że powinniśmy, ale… jeszcze nie teraz, dobrze? Po
prostu muszę się na tę rozmowę mentalnie przygotować — wyjaśniła z westchnieniem
i zapięła pasy, dając tym Wiktorowi jednoznaczny sygnał, że uległa i już dziś
nie zamierzała torturować ani siebie, ani chłopaka moralizowaniem.
— Jak sobie pani życzy — odparł z głupkowatym uśmiechem i
przekręcił kluczyk w stacyjce.
Kiedy zaraz na początku roku Oliwier go przejrzał, Wiktor
poczuł, jakby strzelił go piorun. Co się z nim do cholery działo, że rozmawiał
o swoim życiu uczuciowym z najmniej ludzko zachowujących się ludzi, jakich
tylko znał? Boże… ależ musiało być z nim źle!
Tosia spodobała mu się praktycznie od samego momentu, kiedy
tylko ją poznał. Zrezygnował z podchodów, bo była zajęta, była kumpelą Denisa i
po prostu nie chciał kręcić żadnej afery kilka dni po przeprowadzce do
Warszawy. Jednak Tosia — na jego szczęście — niebawem zmieniła status związku i
teoretycznie już nic go nie powstrzymywało… tylko że nie potrafił wykonać
pierwszego kroku. Jakby coś go paraliżowało. Nawet tego nie rozumiał, bo to nie
tak, że się bał czy wstydził — te emocje nie leżały w jego naturze. Z jakiegoś
powodu jednak za każdym razem, kiedy tylko pomyślał, by ją jakoś zagadać albo
odezwać się do niej pod bzdurnym pretekstem, zamierał. Po prostu nie był w
stanie zrobić czegokolwiek. Gdy tylko myślał sobie, że dziewczyna go zleje,
natychmiast kapitulował. Strach przed porażką uniemożliwiał mu wykonanie ruchu.
Był na siebie wściekły, a kiedy w międzyczasie umawiał się z innymi
dziewczynami, wściekał się jeszcze bardziej, bo z nimi jakoś nie miał żadnego
problemu, a gdy tylko myślał o Tosi, nawet nie wyobrażał sobie, że mógłby zachowywać
się przy niej tak nonszalancko i może czasami nawet prostacko. Leonik była
przecież piekielnie inteligentna, już go znała i pewnie myślała o nim jako o
tym dziwnym bracie Denisa, którego po prostu trzeba tolerować.
Wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki, kiedy Oliwier odkrył jego sekret. Wiktor zadręczał się potem przez
resztę wieczoru, a gdy obudził się następnego ranka, uderzyło go, co wyprawiał.
Stary, jeśli to nie
jest ostatni dzwonek, to ja już nie wiem, co się musi stać — sporządził
sobie reprymendę.
Nie mógł sobie darować, że jego główną motywacją do działania
był Oliwier. OLIWIER na litość boską!
Tak się wkurzył, że przysiągł sobie, że stanie na uszach, aby
Tosia była jego. Nie mógł zachowywać się dłużej jak leszcz i pozwalać, by rad
udzielał mu… pieprzony Oliwier.
To było jak kubeł zimnej wody na głowę, dlatego jeszcze w ten
sam weekend napisał do dziewczyny. Wcześniej tamtego wieczoru, kiedy Denis z
Olim wyszli, a przez to na moment został z Tosią sam, zaczęli dyskutować o jakimś
serialu, który oglądali, więc Wiktor wykorzystał go jako pretekst i napisał z
pytaniem, co dziewczyna sądzi o nowym odcinku. Następnie dopilnował, aby
znaleźli inny temat do rozmowy, a potem jeszcze inny i jeszcze inny…
Nim się nie obejrzał, pisali do siebie codziennie, godzinami.
O wszystkim i o niczym. Żartowali, wysyłali sobie memy ze śmiesznymi pieskami,
a innym razem dyskutowali o kryzysie gospodarczym w Wenezueli. To się po prostu
musiało skończyć randką. I skończyło.
Niejedną oczywiście. W ledwie ponad miesiąc oboje tak wpadli,
że przestali mieć jakiekolwiek złudzenia, że mogą się z tego wykręcić
bezboleśnie. Zresztą Wiktor wcale nie chciał się z tego wykręcać i miał
nadzieję, że Tosia także.
***
Kiedy dostał SMS-a od Oliwiera z ofertą, czy nie miałby ochoty
wrócić do jego mieszkania po spotkaniu z dziewczynami i tym samym dotrzymać
towarzystwa Tonto, praktycznie od razu z chęcią na nią przystał. Co prawda Oli
i tak pracował, ale sama wizja, że mógłby zasnąć w jego łóżku, a rano już
obudzić się u jego boku nie pozwalała mu podjąć innej decyzji. Zresztą nie
robili tak pierwszy raz. Odkąd pojawił się Tonto, Denis starał się zajmować
psem pod nieobecność policjanta, kiedy tylko mógł. Czasami właśnie u niego
nocował, gdy akurat Francuz był w pracy, a czasami zabierał psa do siebie i
głaskał go godzinami, jednocześnie na przykład powtarzając jakieś materiały do
egzaminów.
Marcelina była widocznie wykończona powtórką do poprawki, a wino
dodatkowo wprowadziło ją w senny nastrój, więc postanowił jej nie męczyć i
około dwudziestej pierwszej wyszedł. Pierwotnie od razu miał udać się do
mieszkania Oliwiera, ale po drodze przypomniało mu się, że ostatnio Tonto
jakimś cudem pogryzł jego szczoteczkę i zapomniał kupić nową. Uznał, że wstąpi
na chwilę do siebie, bo choć mógł kupić szczoteczkę w pierwszym lepszym sklepie
po drodze, to uznał, że zabierze jeszcze kilka rzeczy.
Tuż pod klatką przypomniał sobie, że miał uprzedzić Wiktora o
swoim powrocie. Wahał się moment, czy powinien jeszcze napisać, ale ostatecznie
uznał, że nie będzie sterczał pod drzwiami jak kołek. Po prostu wślizgnie się cicho,
uda, że nic nie słyszy i wymsknie się zaraz niezauważony.
Hej. I jak tu cię niekochac ? Rozdział cudny. A twoje sceny 18+ są poprostu genialne. Zarazem bardzo erotyczne ,ale nie przekraczające pewnych granic. Wychodzi ci to świetnie. Denis napewno jest bardzo zadowolony ;), a my razem z nim. Najbardziej mnie rozczulają ich momenty po. Te ich rozmowy są świetne. Jeżeli to jest możliwe ,to po tym ich wspólnym dniu Denis kocha oliego jeszcze bardziej. A Oli jak zawsze pełen niespodzianek, coraz bardziej u mnie punktuje , zawsze go lubiłam ,ale teraz gdy się obserwuje ta jego przemianę jak go nie polubić bardziej. Tak naprawdę moment w którym Oli che załatwić formalności naprawdę można zaliczyć do ich nieoficjalnych zaręczyn ;). Sam fakt ,że Oli myśli o nich poważnie jest poprostu czymś wielkim ,a do tego zaczynają wspólne planowanie ,fakt od małych rzeczy ,ale jaka nadzieję i perspektywę daje to denisowi.chociaz mam wrażenie ,że on sobie ta przyjemność dawkuje, bo chodź wie,że Oli się stara i wszystko jest pięknie to nie oszukujemy się to jest nasz Oli. Ale mam wrażenie ,że jest za sielankowo i że stanie się coś bardzo złego ,a nie lubię takich przeczuć i mam nadzieję ,że one mi się tylko wydają. Mam nadzieję ,że w tych twoich pomysłach to jednak wpakujesz ich w ten 30 letni kredyt ,który będzie trzymał ich aż do śmierci ;). Jeżeli zaś chodzi o Wiktora to jestem z niego dumna. W końcu zaczął działać i wróciła jego pewność siebie. Mam nadzieję,że Denis jednak przyłapie ich na czymś niedokonca przyzwoitym. Jestem ciekawa jego reakcji jak się dowie ,że jednak się pomylił i brat wolał inna dziewczynę niż mu się wydawało. Chociaż wydaje mi się ,że będzie miał trochę wyrzutow do siebie ,że nie połączył wszystkich faktów. W końcu Wiktor go wspierał gdy ten się starał o oliego. Ale się rozpisalam. No w sumie było o czym . Także pozdrawiam ,weny i zdrówka.w.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że scena 18+ Ci się podobała, bo właśnie tak chciałam, by została odebrana - czyli minimum dokładnego opisów genitaliów i unikanie, by wyszła z tego pornografia na rzecz erotycznej, skupiającej się na przeżyciach bohaterów sceny :)
UsuńW sumie nawet sama nie zauważyłam, że oni często mają jakieś głębsze rozmowy po :D Faktycznie wyszła z tego taka ich "rzecz" jak przynoszenie wody Denisowi przez Oliwiera.
Wszyscy podejrzewają, że zaraz zgotuję chłopakom piekło, a może twistem, jakim przygotowałam na koniec jest brak dramatów tylko sielanka już do końca? :D
Również pozdrawiam!
Cześć!
OdpowiedzUsuńJeju, muszę Ci się przyznać, że jestem w kompletnym szoku, naprawdę nie spodziewałam się tego rozdziału tak szybko i przez chwilę myślałam, że jeszcze raz opublikowałaś poprzedni. :P Ale to dobrze, oczywiście bardzo mnie cieszy, że historia idzie do przodu! (dosłownie, bo niezły przeskok czasowy tutaj się trafił :D Może uda Ci się dotrzeć do czasów pandemicznych?)
Nie będę ściemniać, nie przepadam w sumie za Oliwierem, ale muszę przyznać, że jest coś satysfakcjonującego w czytaniu, jak koleś się zmienia i coraz bardziej otwiera przed Denisem. ♥ Jak Denis zaczął tę kwestię wyjazdu na majówkę, przez chwilę myślałam, że próbuje Oliemu zaoferować powtórkę z zeszłego roku, tylko że tym razem, to on by pojechał jako jego partner. Ale dobrze, że to jednak nie to, bo to by było strasznie dziwne... takiej interakcje między nimi przy rodzinie Denisa, nie mogę sobie tego wyobrazić. XD
Tonto jest niezwykle uroczy! Zupełnie jak Denis, swoją drogą. A jak już przy Denisie jesteśmy, to uwielbiam Denisa. Ja nie wiem, jak Ty to robisz, ale wystarczyło, że Denis się odezwał i ja już się nad nim rozpływałam. Masakra, ja kompletnie zwariowałam na punkcie tego bohatera. Serdecznie Ci gratuluję, zafundowałaś mi totalną obsesję! Już jestem na taim etapie, że nie jestem w stanie wytłumaczyć, czemu go tak uwielbiam i czemu budzi we mnie takie pozytywne odczucia, po prostu go uwielbiam.
No, a odchodząc od tematu Denisa, przejdę do jego kopii. Fajnie to wyszło w sumie, że Oliwier wjechał mu na ambicję. XD Wciąż jeszcze nie mogę się przekonać do tego romansu z Tośką, nie widzę do końca tej chemii, ale cieszę się, że romans kwitnie. Zdaje się, że zapowiada się jakaś co najmniej mini drama, jestem ciekawa, jak to rozwikłasz dalej. :D
Mam jedno pytanie do końcówki: "ostatni też postaram napisać się w rozsądnym dla wszystkich terminie". Jaki ostatni, halo? Mam nadzieję, że nie masz na myśli ostatniego rozdziału tego opowiadania, nie jestem na to gotowa! Serio, błagam, powiedz, że to jeszcze nie ten moment :((
Dużo, dużo zdrówka Ci życzę! I weny ♥
Zacznę od końca - oczywiście pomyłka z tym "ostatnim". Musiałam się nad czymś zamyślić i już tak zostało :D Tak że bez obaw :)
UsuńTrochę tych przeskoków ostatnio faktycznie jest, ale uznałam, że to będzie dobry sposób na pokazanie jak rozwija się związek chłopaków bez niepotrzebnych dłużyzn. Czy dogonię w opowiadaniu pandemię? No to się niebawem okaże :D
Co do wyjazdu w majówkę - myślę, że Denis, mimo iż czasami niepoprawny romantyk, który krzywdy w życiu wiekszej nie zaznał, wie, że taka wyprawa z Oliwierem na Mazury i przedstawienie go oficjalnie rodzinie jako swojego chłopaka to jednak troche przesada :D
Bardzo mnie cieszy Twoje uwielbienie odnośnie Denisa - bo ja osobiście też go uwielbiam coraz mocniej z każdym rozdziałem. W mojej wyobraźni to taki słodki promyczek, który wiecznie chodzi rozpromieniony, jest super przyjacielski i otwarty, ale jak trzeba to potrafi pokazać rogi :D
Dzięki wielkie za jak zwykle świetnie podsumowujący komentarz (i ten spod poprzedniego rozdziału też!) i trzymaj się ♥
Cudnie, genialnie, po prostu SUPER ! Dziękuję za rozdział. Życzę weny i do szybkiego zobaczenia.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobał ♥
UsuńWitam kiedy można liczyć na następny rozdział? Już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńHej :)
UsuńSzczerze mówiąc, nie wiem :/
Miałam bardzo kiepski czas, a i fragment na którym utknęłam podczas pisania nie za bardzo motywuje mnie, by go skończyć (aż zaczęłam pisać kolejny rozdział, zostawiając 19).
Dałam sobie mentalny deadline do 28.03 i mam nadzieję, że mi sie uda :)
Hej! Wow, trochę czasu minęło, co nie? Ostatnio jestem beznadziejnym komentatorem (chociaż beznadziejność osiągam też w innych dziedzinach xD), ale przyznam szczerze, że zaprzestałam czytania Francuskiego Pieska, w którymś momencie właściwie bez większej przyczyny. Można powiedzieć, że odechciało mi się czytania i pisania, ale ostatnio już tak mnie przytłoczył brak jakichś większych aktywności i własna bierność, że z zacięciem postanowiłam, że wrócę do rzeczy, które sprawiały mi przyjemność. A jedną z nich był Francuski Piesek, którego tak nieelegancko olałam. Tak więc nadrobiłam zaległości (stanęłam na rozdziale, którego nazwa niezmiernie mi się podoba, czyli czekolada z chili, więc na dobrą sprawę nadrobiłam połowę opublikowanych rozdziałów) i muszę przyznać, że bardzo mi się podobały wszystkie rozdziały. Czas spędzony z nimi był bardzo przyjemny, a bo i większych dram nie było, co jak dla mnie świetnie się czytało. Chyba brakuje mi trochę… pozytywów, więc wszystkie relacje, które tak pięknie się rozwijały dodawały mi trochę otuchy. Nawet Alvaro tak bardzo nie burzył mi krwi, chociaż nie cierpię takich typów i mam nadzieję, że jeszcze dostanie nauczkę. Osobiście nie wiem, jak gadać z takimi ludźmi, czuję się totalnie bezradna w starciu z kimś takim, nijak nie da się przetłumaczyć czegokolwiek takim ludziom, dlatego cieszę się, że Oli sobie poradził i utarł mu trochę nosa. Co prawda mógłby bardziej, ale liczę na to że jeszcze kiedyś wrócisz do tego wątku? Moim zdaniem jest totalnie warty dłuższego pochylenia się nad nim, może też żeby pokazać, czemu niektórzy ludzie wprawiają nas w tak beznadziejny stan - bo może niektórzy nie wiedzą. Ha, sam Oli na początku nie ogarnął sytuacji, co dopiero pokazuje, jak bardzo tacy ludzie potrafią namieszać. Ale to właściwie chyba jedyny wątek, który był negatywny (oczywiście jeżeli chodzi o moje emocje, bo co do samego wątku to bardzo mi się podoba!). Ostatnie rozdziały to totalne złoto i trochę cukier. A ja lubię cukier xd Naprawdę mi on nie przeszkadza, zwłaszcza kiedy nie ma go w nadmiarze i powiedzmy, że nie jest to najtańsza czekolada - a tu zdecydowanie nie jest, tu tylko wysokiej klasy słodycze :D Dlatego rozpływałam się przy ostatnich rozmowach chłopaków. Zgodzę się z Laire, na punkcie Denisa można dostać delikatnej obsesji. Mam wrażenie że od tej mojej przerwy wyewoluował do całkiem nowej, lepszej formy, jak pokemon. XD Chociaż to chyba niezbyt dobre określenie. ^^’ Dobra, odbiegam od tematu. Chcę tylko powiedzieć, że polubiłam go bardziej, a jego charakter, cechy świetnie ze sobą współgrają. Bliźniak oczywiście też jest 10/10, zresztą jak cała rodzina Armińskich. (Przypomniało mi się jeszcze, że się uśmiałam na urodzinach ich siostry! Seansik spirytystyczny zrobił mi dzień.) Brakuje mi tylko Marcela, dawno go nie było, a szczerze mówiąc przydałby się jakiś update. Chodzi mi o jakąś rozmowę z Olim jak siedzą i on mu w końcu mówi, że się stara, że nie miał racji, i że nie odpuścił… No po prostu wyobraziłam sobie taką scenę i w mojej głowie wygląda naprawdę epicko! (Chociaż opisałam to miernie, ale wiesz o co chodzi xd)
OdpowiedzUsuńWidzę, że znowu się rozpisuję. To dobrze, może wróci mi wena do innych rzeczy, ale wspomnę też jeszcze co nieco o Oliwerze. Cholera, mam wrażenie, że to całkiem inny człowiek niż ten, którego pamiętam najlepiej. Ale pisałaś tutaj, że ma całkiem dwa wcielenia. Oli w pracy i Oli w życiu prywatnym to jak niebo i ziemia, i podoba mi się ta zmiana, chociaż marzy mi się jeszcze scena, w której pokaże drugą twarz (na przykład, żeby zmieść Alvara w ostatecznym starciu, czy coś innego c:). Niemniej, skoro Denis wyewoluował do wyższej formy, to Oli osiągnął już chyba swoją ostateczną. No, chyba że się mylę i jeszcze nas zaskoczy? Na ten moment wydaje się, że może być tylko lepiej, ale wszyscy wiemy jak to szybko się coś może zepsuć w opowiadaniach… XD
Co jeszcze? Ach! No tak, chcę coś zauważyć. Mianowicie mam wrażenie, że najpiękniej opisujesz relacje ludzie-czworonogi, a przynajmniej nie spotkałam się z autorem, który robiłby to lepiej. Mam odczucie, że kochasz psy (popraw mnie jeśli się mylę) i dlatego momenty z nimi tak świetnie wychodzą. Czuć tę więź, czuć, że pies to nie tylko element wyposażenia w opowiadaniu, tylko jego istotna część. Osobiście uwielbiam naszego głuptaska, pchlarza, Tonto. Skradł mi serducho i momenty z nim totalnie je topią. Miałam już takie odczucie w Osobliwości, kiedy pisałaś o MMA, teraz mam podobne odczucia, gdy czytam o tym psiaku. C:
UsuńWydaję mi się, że chciałam napisać coś jeszcze, ale właśnie wszystko wypadło mi z głowy. To może jeszcze tylko tak krótko: scena zbliżenia z tego rozdziału, cudo! Rozdział świąteczny, też cudo! Ogólnie relacja Oliwer - Denis, też cudo… Tosia! Tosia to bardzo fajna dziewczyna, no i właściwie już nie przedłużam.
Wad oczywiście nie wypisuję, bo ich nie znalazłam. :D
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny, bo widzę, że ostatnio masz cięższy czas (bo długa przerwa między rozdziałami), no i przyznam szczerze, że miło mi było tutaj wrócić. <3
PS Nie zmieściłam się w limicie, normalnie jestem w szoku. Wyszedł z tego porządny blok tekstu, wybacz, mogłam go jakoś bardziej podzielić, bo trochę ściana xD
Cześć!
UsuńSuper Cię tu z powrotem widzieć! :)
Rozumiem totalnie Twoje "porzucenie" FP. Też tak czasami mam, że robię sobie przerwę.
Ach ten covid, nawet mi nie przypominaj, bo każdego dnia muszę żyć ze świadomością, jaki ze mnie przez to wszystko nolife xD (a jestem tym "szczęśliwcem" który może - a w zasadzie - musi chodzić do pracy stacjonarnie, zatem mam choć pretekst, aby się pomalować i wystroić :D).
Nawet nie wiesz, jak mi miło, że zauważyłaś kwestię z Alvaro, bo to taki mój prywatny nemezis w tym opowiadaniu. Też nie cierpię takich ludzi i za pomocą Oliwiera chciałam się niejako "zemścić" :D Myślę, że taktyka olania i zachowania przy tym obojętności jest najbardziej skuteczna... no ale do tego trzeba być takim Oliwierem :D
Jako że moje poprzednie opowiadania to był w zasadzie rollercoaster i ogólnie od nieszczęścia do jeszcze większego nieszczęścia, tak chyba ja sama potrzebowałam trochę większej dawki cukru. Rozumiem czytelników, którzy są teraz podejrzliwi, bo skoro teraz jest tak dobrze, to co ja za piekło im zgotuję na koniec? :D
Ale może wcale nie mam takiego zamiaru :)
Co do Oliwiera i jego wcieleń - jakoś tak lubię to rozgraniczenie i w mojej głowie jest ono logicznie. Oli w pracy jest profesjonalistą, jest cholernie pewny siebie i choć często nie ma pojęcia, co się stanie i musi improwizować, tak jednak zna już jakiś protokół postępowania i wie, że nie musi angażować się emocjonalnie. Prywatnie natomiast... no nie da się tak po prostu machnąć notatki służbowej, walnąć podpis i wrzucić do teczki by kolejnego dnia robić już coś innego.
Oli faktycznie się zmienia i bardziej "uczłowiecza", ale czy to ta ostateczna forma? A może w ogóle nastąpi regres? Czas pokaże :)
No i na koniec - tak, totalnie uwielbiam pieski i czasami wydaje mi się, że jestem w tym strasznie monotematyczna, no ale już nic na to nie poradzę, że muszę wrzucić do akcji jakiegoś "pchlarza" :D
Wielkie dzięki za tak obszerne podzielenie się spostrzeżeniami i niech Twoja wena nie znika, bo widziałam, że ostatnio też zaczęłaś coś nowego, więc powodzenia - i choć ja w komentowaniu (u kogoś) to w ogóle nie jestem wylewna, tak kiedyś nadrobię zaległości u Ciebie :)
Nic i nic a my tęsknimy. Mam nadzieję że u ciebie wszystko ok i tylko wena troszkę niedopisuje . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej, hej! :)
UsuńTo już nawet nie kwestia weny. Po prostu złośliwość rzeczy martwych - laptop odmówił mi posłuszeństwa. Na szczęście zdążyłam napisać rozdział, ale muszę go jeszcze jakoś sprawdzić, a na telefonie jest to (dla mnie) nie do przejścia. Ale postaram się mimo wszystko to ogarnąć. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, rozdział powinien wskoczyć jutro :)
��
OdpowiedzUsuń