2 kwietnia 2021

Francuski piesek 2: Rozdział 19

Bratnie dusze


— Dla mnie to ma perfekcyjny sens — zaczął z zaangażowaniem. — Po prostu nie jesteśmy tego jeszcze w stanie udowodnić, ale tylko popatrz, wszystko układa się w ten sam wzór, od mikro po makro skalę. Atomy zbijają się w grupy, tworząc cząsteczki. Planety tworzą układy i znajdują się w galaktykach, które tworzą skupiska gwiazd i innych ciał niebieskich. Co więcej, galaktyki też gromadzą się w grupy, a potem tworzą supergromady. Więc co zatem wyklucza teorię, że nasz wszechświat jest jednym z wielu? Może i on jest częścią jakiejś grupy? — zastanowił się na koniec podekscytowany. Tosia była chyba pierwszą dziewczyną, która z widocznym zainteresowaniem słuchała jego bełkotu.

— To ma sens, ale skoro znamy najmniejsze cząsteczki, które podążają tym wzorem, więc to by sugerowało, że istnieją też największe i jest to zjawisko tak jakby policzalne i ma swój koniec — odbiła, żywo gestykulując.

— Masz rację i dlatego wracamy do punktu wyjścia. To że czegoś nie odkryliśmy, nie oznacza, że tego nie ma — obstawał przy swoim, gdyż teoria wieloświatów była jedną z jego ulubionych.

— Ty tu jesteś specem — odparła z niewinnym uśmiechem i upiła łyk soku. Wiktor zawsze jawił jej się jako ta bardziej głośna i ekscentryczna połówka Denisa. Pomimo iż jej się podobał, to jednocześnie trochę ją przerażał. Nigdy nie zadawała się z takimi facetami w obawie, że zostanie przygnieciona tą swoistą przebojowością. Sama była spokojna i zorganizowana, dlatego przerażało ją, że ktoś mógłby zaburzyć jej harmonię.

Oczywiście Wiktor ją zaburzył i to dosyć brutalnie, ale mimo wszystko Tosia już nie chciała się cofać. Po apodyktycznym i wiecznie niezadowolonym Andrzeju, Armiński był jak świeża, morska bryza. Tylko mniej przewidywalna. Cholernie gryzło ją, bo wiedziała, że Wiktor to chłopak, który podoba się również jej koleżance… ale po prostu nie potrafiła sobie odmówić. Przy Wiktorze czuła się sobą i jednocześnie nie czuła żadnej nieprzyjemnej presji.

— Chyba magisterkę zrobię z astrofizyki — rzucił luźno, coraz bardziej utwierdzając się w słuszności swojego wyboru. Co prawda był dopiero na początku studiów i miał za sobą raptem pierwszy semestr, ale czuł, że fizyka to był strzał w dziesiątkę, a co za tym szło, wiedział, że najlepszym sposobem do samorealizacji będzie skupienie się na jakiejś specjalizacji. Praktycznie zawsze bardziej pociągała go fizyka w skali makro od tej na poziomie cząstek elementarnych, a ta w skali astronomicznej zdawała się być najbardziej intrygująca. 

— Chcesz zostać naukowcem? — dopytała.

— Na pewno nie zamierzam zostać nauczycielem fizyki w szkole — parsknął. — W sumie to się jeszcze nad tym nie zastanawiałem, ale w sumie miło by było mieć jakiś wkład w dorobek ludzkości — dodał już poważniej.

— Niech zgadnę, będziesz próbował dowieść, że istnieją inne wszechświaty? — zgadła nieco rozbawiona.

Chłopak już miał odpowiedzieć, kiedy nagle coś go olśniło i aż oczy mu się zaświeciły.

— O! Ale mam pomysł! Zamiast skupiać się na tym, co jest już znane, badałbym… ile jeszcze nie wiemy. 

— Czyli… innymi słowy, chcesz skupić się na udowodnieniu, jak głupi jesteśmy? — sparafrazowała, na co Wiktor się zaśmiał i pokiwał głową. To było brutalne, ale podobało mu się podejście Tosi.

— To w sumie okrutne, ale nie wydaje mi się, żebyśmy byli wystarczająco rozwiniętymi formami inteligencji, by pojąć istnienie wszechświata —  uznał z delikatnym zawodem.

— Myślisz, że jest coś poza nami? — zastanowiła się, marszcząc brwi. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że schodzą na jakieś filozoficzne tony, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało, bo Armiński miał w niektórych aspektach niesamowicie interesujące poglądy.

— Jasne! — odparł szybko bez cienia wątpliwości. — Nie że jakieś zielone ludziki, ale wydaje mi się, że to strasznie samolubne myśleć, że jesteśmy tak zajebiście wyjątkowi i jesteśmy jedyną rozwiniętą formą inteligencji w całym wszechświecie. A ty sądzisz, że jesteśmy sami? — zainteresował się zaraz.

— Chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wydaje mi się, że raczej są poza nami inne formy życia, bo wszechświat jest przecież tak ogromny, że nawet nie potrafimy określić jego rozmiarów, ale jednocześnie ciężko mi sobie wyobrazić, że gdzieś tam może być jakaś inna planeta z istotami podobnymi do nas — podała w wątpliwość wizję Wiktora.

— Kto mówi, że od razu muszą to być istoty podobne do nas? Może są już tak rozwinięte, że gdybyś spotkała jakąś na swojej drodze, to uznałby, że jesteś na podobnym poziomie ewolucji co dla człowieka jakiś pierwotniak? — zasugerował.

— Czy ty mnie właśnie porównałeś do ameby? — spytała podejrzliwie, na co Wiktor natychmiast zamilkł.

— Czy wspomniałem już, jak pięknie dzisiaj wyglądasz? — zapytał potulnie, na co Tosia tylko zachichotała, kręcąc głową.

Odetchnął z ulgą na reakcję dziewczyny, ale nie zdążył nic dodać, bo rozdzwonił się jego telefon, więc automatycznie po niego sięgnął, czując delikatne ukłucie zawodu na myśl, że to zapewne Denis już wraca i będą musieli skończyć ten przyjemny wieczór. 

Okazało się, że dzwonił Marcel.

— ¡Hola, papá! ¿Qué tal? — zaczął z entuzjazmem, ciesząc się, że to jednak nie jego brat.

— ¡Hola! Estoy bien. Jest tam gdzieś Denis? — przywitał się z podobnym entuzjazmem Marcel, zaraz jednak przechodząc na polski.

— U mnie też wszystko dobrze, dziękuję, że pytasz — odpowiedział wpierw z sarkazmem Wiktor. — Nie ma go. Poszedł do koleżanki — wyjaśnił.

— Do koleżanki? — zapytał podejrzliwie Marcel. — Czy wersja „poszedł do koleżanki” to nowe „jest u Alberta”? — dodał zaraz, na co Wiktor zmarszczył brwi, bo w pierwszej chwili nie skojarzył, do czego pił jego ojciec. Zaraz go jednak olśniło. Faktycznie w przeszłości trochę nadużywał Alberta jako wymówki.

— Nie, jest po prostu u koleżanki — zapewnił, parsknąwszy pod nosem. — A co? Nie odbiera? — zmartwił się zaraz. Bynajmniej nie chodziło mu o brata. Po prostu poczuł się zaalarmowany, że skoro Denis nie odbierał… to może nie da mu znać wcześniej, że wraca do mieszkania.

— Nie dzwoniłem do niego. Tak chciałem tylko sprawdzić, co u was — wyjaśnił niezobowiązująco Marcel.

— Dlatego pierwsze o co mnie pytasz, to gdzie Denis? No wiesz, co? — oburzył się chłopak.

— Oj no. Sprawdzam tylko, czy jesteście cali i zdrowi — odparł obronnie mężczyzna.

— Ja tak, a Denis być może wykrwawia się gdzieś w krzakach. Kto to może wiedzieć — rzucił złośliwie Wiktor.

Marcel jednak już znał aż za dobrze ostry humor syna, dlatego odparł tylko:

— Byłaby szkoda, ale na szczęście mamy drugą sztukę — stwierdził z westchnieniem, na co Wiktor pokręcił głową, przewracając oczami. — No… to co tam jadłeś na kolację? — zapytał już zwyczajniej, a Wiktor zrozumiał, że to jedna z tych rozmów, gdzie jego ojciec zapewne dzwonił z nudów. Musiał to szybko ukrócić, bo choć lubił dyskutować z tatą o kompletnie nieistotnych rzeczach, tak wiedział też z doświadczenia, że takie rozmowy trochę trwały, a teraz nie miał na to czasu.

— Omlet na słodko, tato, słuchaj… — odpowiedział z rozpędu i już chciał kończyć, jednak ojciec wpadł mu w słowo.

— Omlet? Ale… że sam zrobiłeś? Nic ci nie jest? Mieszkanie całe? — zapytał zaraz z przesadną obawą Marcel.

—  Ha. Ha. Ha — odparł z sarkazmem Wiktor. — Boki zrywać — mruknął, ale potem wyjaśnił : — Słuchaj, tato, jest u mnie koleżanka. Zdzwonimy się jutro czy coś, okej? — zaoferował już bardziej normalnym tonem.

— Koleżanka? — powtórzył podejrzliwie Marcel. — Rozumiem… — dodał zaraz tonem znawcy. — Tylko tam ostrożnie. Ucz się na błędach ojca — poradził.

— Błędach?! — oburzył się Wiktor. — No wiesz co, tato?! — fuknął obrażony, a w odpowiedzi usłyszał śmiech Marcela.

— Dobra, to inaczej. Jestem za młody, żeby zostawać dziadkiem — wyjaśnił dosadnie, na co chłopak tylko przewrócił oczami. Dobrze, że Tosia tego nie słyszała, bo chyba by się spalił przed nią ze wstydu. I tak poczuł dziwne uderzenie gorąca, ale mógł przynajmniej w razie czego się jakoś wykręcić, gdyby Tosia zaczęła zadawać pytania. 

— Lepiej pilnuj Olki i Ady — poradził tylko i chwilowa cisza ojca dała mu do zrozumienia, że trafił w czuły punkt.

— No dobrze, zadzwonię w takim razie jutro. Do tego bardziej przyjaznego syna — podkreślił na koniec wymownie, na co Wiktor parsknął. Ojciec uwielbiał się z nim droczyć.

— Dobranoc, tato — pożegnał się zatem.

— Dobranoc. Niech ci się przyśnią aniołki! — rzucił na koniec z przesadnym entuzjazmem, a Wiktor jeszcze raz parsknął pod nosem, kręcąc głową. Kiedy już się rozłączył i spojrzał na Tosię, zobaczył, że ta przygląda mu się z pogodnym uśmiechem.

— Macie super kontakt z rodzicami, prawda? — zagadała. — Często słyszę jak Denis mówi „mój tata to”, „mój tata tamto”. To słodkie — doprecyzowała.

— Taaa — westchnął Wiktor. — Tata nigdy tego nie przyzna na głos, ale wszyscy w tej rodzinie wiedzą, że Denis to jego oczko w głowie. Od dziecka złapał zajawkę na jiu jitsu i tata go sumiennie szkolił, jeździł z nim na zawody i ogólnie dzięki temu spędzali ze sobą kupę czasu. Jeszcze całkiem do niedawna bywałem o to zazdrosny, ale jak się wyprowadziliśmy, to mi przeszło, bo w gruncie rzeczy tata też się mną interesuje — wyjaśnił zaraz zupełnie szczerze, nawet przez chwilę nie myśląc, że to co wyznaje, może w pewnym sensie stawiać go w niekorzystnym świetle. Przy Tosi stawał się otwartą księgą. — Dla odmiany ja mam chyba lepszy kontakt z mamą, ale wiesz, nie że jesteśmy podzieleni na jakieś drużyny. Po prostu ja mam swoje rzeczy z mamą, a Denis ma swoje rzeczy z tatą — dodał luźno, wzruszając przy tym ramionami. — A jak to jest u ciebie? — odbił zaraz, bo właśnie zdał sobie sprawę, że pomimo iż poruszył z dziewczyną setki tematów i wydawało mu się, że zdążył ją dosyć dobrze poznać, tak dotarło do niego, że nie rozmawiali o jej rodzinie.

Po chwili dostrzegł też, że Tosia spoważniała i nieco się spięła.

— Moja rodzina nie jest tak zgrana jak twoja niestety — odparła, uprzednio odchrząkając niezręcznie.

— Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz — zaznaczył szybko Wiktor. Nie chciał, by dziewczyna czuła się przy nim niezręcznie. Temat rodziny był dla niej widocznie kłopotliwy.

— W porządku — pokręciła głową, dając znać, że nie zamierza uciekać od tego tematu. — Hmm… — westchnęła wpierw. — Bardzo słabo znam swojego ojca — zaczęła po chwili myślenia. — Jestem raczej wynikiem wpadki, niż wielkiej miłości — zaśmiała się krótko. — Moja mama w młodości pracowała w Niemczech i tam zaliczyła przygodę z moim ojcem, który jest Niemcem senegalskiego pochodzenia. Gdy byłam młodsza to miałam z nim częstszy kontakt. Czasami jeździłam do niego na wakacje, dzwonił do mnie, przysyłał jakieś paczki na święta czy urodziny, ale ostatnio widzieliśmy się tak na żywo trzy lata temu i nasz kontakt ogranicza się obecnie do grzecznościowych telefonów w moje urodziny. Ma zresztą drugą rodzinę, a ja jakoś nie czuję się jej częścią — podsumowała, zerkając kontrolnie na Wiktora, który jednak za wiele po sobie nie pokazywał. Wyglądał po prostu na zaintrygowanego jej opowieścią. Zatem kontynuowała. — Wbrew pozorom to z nim mam lepszy kontakt niż matką, ale to pewnie dlatego, że jego praktycznie nie znam, a z nią spędziłam prawie całe życie i nie była to najzdrowsza relacja pod słońcem — znowu parsknęła na samo wyobrażenie jej układu z rodzicielką. — Moja matka to taka bardzo dziwna kombinacja osobowości. Cholernie kontrolująca i mająca mnie w dupie zarazem. Z jednej strony nie znosi sprzeciwu i wymuszała na mnie, bym żyła pod jej dyktando. Żadnych chłopaków, imprez… zawsze musiałam wracać prosto po szkole do domu i tym podobne historie. Z drugiej strony w ogóle jej nie obchodziło moje zdanie, nigdy nie pytała, jak się czuję, czy mam na coś ochotę, czy też nie. Po prostu miałam być posłuszna i zajmować się sama sobą. Przez to też miałam przewalone w szkole. Ludzie patrzyli na mnie jak na jakąś trędowatą i zawsze byłam tym dziwnym wyrzutkiem, którego nikt nie traktował poważnie… Tolerowała jedynie Andrzeja, ale trochę mi zajęło, nim zorientowałam się, że to dlatego, bo on miał na mnie oko, kiedy ona nie mogła. Razem całkiem dobrze wychodziło im trzymanie mnie na smyczy — podsumowała z zażenowaniem.

— To przykre… — podsumował tylko Wiktor, nie wiedząc za bardzo, co ma więcej powiedzieć. — Ale teraz jesteś tutaj, poza ich zasięgiem — zauważył, co wydało mu się pozytywną stroną opisanej przez dziewczynę sytuacji. — To chyba zmiana na lepsze? — upewnił się zaraz. — I kto w ogóle się z ciebie śmiał? — zapytał, przybierając karykaturalnie poważny ton. — Przejedziemy się z Denisem do Łowicza i zrobimy porządek… a przynajmniej Denis zrobi, wiesz, on jest bardziej kompetentny w spuszczaniu wpierdolu — dodał konspiracyjnie, ściszając ton

Tosia momentalnie ponownie się rozchmurzyła i na koniec zaczęła chichotać.

— Nie da się ukryć, że lepiej mieć go po swojej stronie, niż przeciwko sobie — przyznała, po czym na chwilę zamilkli, a Wiktor nie mógł przestać się uśmiechać, patrząc na Leonik.

— Cieszę się, że już o tym wiesz — odezwała się wreszcie. — To jest temat, który zawsze mnie dręczy.

— Cieszę się, że ufasz mi na tyle, żeby mi o tym opowiedzieć — odpowiedział zaraz spokojnie, by pokazać, że rzeczywiście to dla niego ważne, że został uznany za osobę godną zaufania. — Zresztą szkoła jest pod tym względem okrutna, teraz zmieniłaś otoczenie i mam nadzieję, że już sama utwierdziłaś się w przekonaniu, że to nie ty byłaś dziwna, tylko to dzieciaki są wstrętne.

— Wiesz, to jest taka mentalność ofiary. Ciężko się przyzwyczaić do nowych okoliczności, nawet jeśli codziennie widzę, że rzeczywistość jest inna. Zawsze mam gdzieś z tyłu głowy, że się potknę i sytuacja znowu obróci się przeciwko mnie — zdradziła z niechęcią.

Wiktor już chciał coś odpowiedzieć, ale zamilkł i zaczął nad czymś intensywnie rozmyślać. Nagle wszystko zaczęło mu się układać w całość.

— Dlatego boisz się o nas powiedzieć Marcelinie? Boisz się, że wyjdziesz na tą złą i znowu zostaniesz wykluczona? — zgadł.

Tosia nie odpowiedziała werbalnie, ale spojrzenie, jakim obdarowała chłopaka, mówiło wszystko.

— Tak się nie stanie — zapewnił ją z pełnym przekonaniem. Nawet jeśli Marcelina miała się za to obrazić, to nie wyobrażał sobie scenariusza, w którym nagle wszyscy obracają się przeciwko Tosi. — Denis nigdy by się od ciebie przez to nie odwrócił — dodał podobnym tonem, nie mając wątpliwości co do tego, jak postąpiłby jego brat. 

— Marcelina cię lubi — wbiła mu się w słowo Tosia. — To nigdy nie wygląda dobrze, kiedy twoja koleżanka zaczyna umawiać się z chłopakiem, którego lubisz — przedstawiła swoją perspektywę.

— Okej, może będzie jej przez chwilę przykro, ale to nie tak, że między nią a mną coś było i ty się w to wcinasz. Nie znam jej aż tak dobrze, ale wydaje się ogarnięta i nie sądzę, żeby miała mieć z tego powodu do ciebie jakieś pretensje — spróbował podejść do tego najbardziej logicznie.

Tosia odetchnęła głębiej, jakby nieco uspokojona takimi argumentami, ale nie dane im było zupełnie rozładować napięcia, gdyż usłyszeli, jak ktoś wchodzi do mieszkania. 

Wiktor szybko chwycił za telefon, spanikowany, że być może nie zauważył, że Denis do niego pisał, ale nie dostrzegł żadnych powiadomień, więc przeklął pod nosem i poderwał się z łóżka. Tak nagle wyślizgnął się z pokoju, że ściągający w przedpokoju kurtkę Denis aż podskoczył w miejscu.

— Pojebało cię? — syknął, czując, jak nadal wali mu serce.

— Co tu robisz? — zapytał pospiesznie Wiktor, nie odpowiadając na pytanie brata i zamykając za sobą drzwi do pokoju. — Miałeś mnie uprzedzić — przypomniał zaraz z nutką wyczuwalnej pretensji w głosie.

— Ach, sorki, zapomniałem… ale wyluzuj — mruknął, widząc minę brata. — Wpadłem tylko na chwilę i zmykam do Oliwiera. Nie przeszkadzaj sobie — dodał na koniec znacząco.

— Okej, to streszczaj się — popędził go nieco zdenerwowany, co zresztą nie umknęło uwadze Denisa.

Drugi bliźniak jednak tego nie skomentował, tylko parsknął pod nosem i poszedł do pokoju, gdzie pokręcił się dosłownie minutę, potem zahaczył o łazienkę i już z powrotem udał się do wyjścia. Zatrzymał się jednak nagle przy Wiktorze, widząc, że ten nadal sterczy pod drzwiami swojego pokoju i ze skrzyżowanymi ramionami świdruje go wzrokiem, jakby niezadowolony, że Denis jeszcze nie wyszedł.

To właśnie przez to dziwne zachowanie Wiktora Denisowi zaczęło coś zgrzytać. Niby czemu jego brat reagował tak panicznie? Przecież Denis nie zamierzał wparować mu do pokoju, żeby podejrzeć, co za laskę sobie sprowadził. Nie obchodziło go to. Ale wszystko wskazywało na to, że Wiktorowi bardzo na tym zależało, aby Denis się nie interesował. Więc Denis oczywiście zaczął się interesować.

— Dzwonił do ciebie tata? — zapytał Wiktor, co tylko potwierdziło przypuszczania Denisa. Takie totalnie przypadkowe pytanie idealnie podkreślało zdenerwowanie Wiktora.

— Taaa… powiedział, żebym trzymał się z dala od wszelkich krzaków — przypomniał sobie, marszcząc przy tym brwi. To była dziwna rozmowa.

— Do mnie też — poinformował go Wiktor, co już kompletnie skonfundowało Denisa. — Co?

— Co co? — Denis popatrzył na brata jak na idiotę.

— Nic.

— Nic? 

— No nic. 

— Zachowujesz się tak dziwnie, że zaczynam myśleć, że masz tam w środku Oliwiera i że mnie z tobą zdradza — zażartował, parskając.

— To nie byłoby takie dziwne, w końcu jestem przystojniejszy — odparł w podobnym tonie drugi z bliźniaków, jednak nadal dosyć nerwowo jak na siebie.

Przez moment walczyli na spojrzenia. Wiktor starał się trzymać kamienną twarz i nic po sobie nie pokazać, a Denis starał się go rozgryźć. 

— To mnie przerasta — poddał się w końcu, odpuszczając. Nie miał na to ani czasu, ani ochoty. Westchnął głęboko, sięgając po swoją kurtkę… i wtedy zastygł w bezruchu.

— Co? — zapytał zaraz kontrolnie Wiktor.

Denis odwrócił się bardzo powoli, patrząc z niedowierzaniem na brata.

— To… kurtka Tosi — zauważył wreszcie.

Wiktor milczał, zatem Denis odwrócił się jeszcze raz.

— I jej buty — dodał dla potwierdzenia. 

— Tak? Nie zauważyłem — odparł głupio i podrapał się po skroni, czując, jak załącza mu się jakiś nerwowy tik.

Denis popatrzył na niego jak na skończonego kretyna, a potem wytrzeszczył oczy.

— Czekaj… ty i ona… ale że… jak to się stało? — zaczął dukać, kiedy wszystko nagle zaczęło mu się klarować. 

Wiktor milczał przez chwilę, zastanawiając się, co ma w tej sytuacji odpowiedzieć. Nie było sensu dalej iść w zaparte.

— Możemy o tym pogadać jutro czy coś? Powiem ci, co zechcesz… ale po prostu nie teraz, dobra? — zaoferował skruszonym tonem. To był tak cholernie dobry wieczór, że nie chciał go teraz psuć. Ostatnie, czego chciał w tej chwili, to tłumaczenie się Denisowi.

Drugi bliźniak stał jeszcze kilka chwil w bezruchu, a jego twarz wyrażała zdumienie. Nawet nie wiedział, jak ma na to zareagować. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, z pokoju Wiktora wyłoniła się Leonik. Zapewne słyszała ich wymianę zdań.

— Hej… — zaczęła nieśmiało. — Proszę, nie złość się na nas — poprosiła cicho, skruszona.

— Nie jestem zły, tylko… — urwał Denis. — Zaskoczyliście mnie — wyznał w końcu. — Przez ten cały czas byłem pewien, że ty — skinął na brata — i Szyszka… Kurwa, przecież nawet próbowałem was swatać! — zorientował się. — Dlaczego mnie nie wyprowadziłeś z błędu i pozwoliłeś, bym robił z siebie kretyna? — zapytał z pretensją, zmieniając nagle narrację.

— To nie jego wina — odezwała się Tosia, stając w obronie Wiktora. — To ja poprosiłam, byśmy na razie nikomu o nas nie mówili — wyjaśniła enigmatycznie, jednak Denisowi takie wyjaśnienie najwyraźniej nie wystarczyło.

— Bo? — ponaglił ją tylko.

— Marcelina… ona lubi Wiktora. Potrzebowałam trochę czasu, żeby ją na to przygotować i jakoś jej to wyjaśnić…

— Dlatego mnie okłamywaliście? — przerwał jej Denis wyraźnie coraz bardziej rozeźlony. — Serio, nie interesowałoby mnie nawet, jakbyście stworzyli trójkąt. Możecie sobie mieć własne tajemnice, nie obchodzi mnie to — wtrącił celem wyjaśnienia. — Wystarczyło mi powiedzieć, żebym sobie odpuścił, ale wy mnie po prostu oszukiwaliście. To nie jest w porządku. Ja nawet… — zaczął, jednak szybko urwał, przypominając sobie nagle o tym jak storpedował zapędy Łukasza, bo nie chciał, by ten stawał na drodze Wiktorowi, a teraz okazywało się, że jego brat robił z niego idiotę, w rzeczywistości umawiając się z inną dziewczyną.

— Hej, to serio nie tak. Sam przez dłuższy czas nie potrafiłem tego ogarnąć, aż któregoś razu Oliwier mnie przycisnął i…

— Oliwier? — powtórzył ostrzegawczym tonem Denis, co sprawiło, że Wiktor zamilkł. Zorientował się, że wciąganie w to Francuza nie było najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że Denis był teraz po prostu wściekły. — Jakim cudem nawet on o tym wiedział, a ja nie? — wydedukował zaraz, a następnie olśniło go. — No nie, kurwa. On też mnie okłamywał… Nie wytrzymam po prostu — jęknął.

— Nie, nie, nie! — zaprzeczył szybko Wiktor, bo ostatnie czego chciał, to żeby Denis pokłócił się przez niego z Francuzem. Pamiętał dokładnie ich epicką kłótnię, właśnie o to, że Oli nie do końca był szczery z Denisem i nie chciał przyczyniać się do powtórki z rozrywki. — Oli tylko zauważył, że Tosia mi się podoba. On nawet nie wie, że jesteśmy razem. Gadałem z nim raz, dawno temu, i prosiłem, by nic ci nie mówił — starał się wyjaśnić, czując, jak znowu zaczyna panikować. Do tej pory usilnie odsuwał od siebie wizję, że Denis się wścieknie, kiedy już się o wszystkim dowie. Niby był przekonany, że wesprze jego wybór, ale naiwnym było myślenie, że tak po prostu machnie ręką na fakt, że Wiktor… no cóż, robił z niego debila.

— Dobra, nawet nie chce mi się z tobą teraz gadać — westchnął nieco bezsilnie Denis i zaczął się w ciszy ubierać. Po niecałej minucie wyszedł bez słowa.

Wiktor chciał coś powiedzieć, ale żadne odpowiednie słowa nie chciały przyjść mu na myśl. Czuł się cholernie winny, ale może rzeczywiście powinien pozwolić Denisowi na ochłonięcie. Naciskanie na niego teraz i próby przepraszania mogły przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Chyba musieli sobie dać trochę czasu.

***

17 lutego 2019

Armiński wyściskał, wymiział, wygłaskał i wypieścił Tonto, próbując uspokoić swoje nerwy. Cieszył się, że Oliwiera akurat nie ma, bo gdyby policjant był, to chłopakowi coś podpowiadało, że mógłby się pokłócić także z nim. Był teraz zbyt rozdrażniony, by odbywać jakiekolwiek rozmowy na spokojnie. 

To nie zmieniało faktu, że gdy następnego dnia rano Francuz wrócił ze służby, usłyszał od razu… choć nie. Nie od razu. Wpierw Tonto poderwał się z kolan Denisa i wystrzelił do korytarza, skąd najpierw dało się usłyszeć jakiś huk tłuczonego szkła — na co Denis się skrzywił, bo odstawił dwie butelki do wyrzucenia, aby o nich nie zapomnieć — potem jakieś szeleszczenie, jakby pies zanurkował w torbie z zakupami, a na koniec soczystą „kurwę” Oliwiera.

— Na miejsce! — krzyknął po chwili, a pies z podkulonym ogonem wrócił do Armińskiego. — Co te butelki robiły…? — zaczął rozgniewanym tonem policjant, ale wzburzony Denis od razu wpadł mu w słowo.

— Okłamałeś mnie! — fuknął, marszcząc przy tym złowrogo czoło.  

Oli zatrzymał się nagle i zamrugał zdezorientowany, pospiesznie kalkulując, ile słów zdążył wypowiedzieć od wejścia i czy coś przy tym nagiął. Kilka sekund później zrozumiał, że Denis musiał odnosić się do troszkę dalszej przeszłości. Walczył z chłopakiem chwilę na spojrzenia, ale w końcu się poddał, wzdychając.

— Okej, Tonto wcale nie pogryzł tamtej świeczki. Po prostu ją wyjebałem. Waliła tak, jakby jakiś szaman odprawiał tu czary. Pękała mi od niej głowa — wyjaśnił, skruszonym tonem. Był szczerze przekonany, że to jedyna ściema, jaką w ostatnim czasie sprzedał Denisowi.

Armiński jednak zmarszczył brwi i tylko przypatrywał się nieprzekonany blondynowi.

— No wiesz co? — fuknął wpierw jeszcze bardziej obrażony, a potem dodał: — Ale ja nie o tym teraz — pokręcił głową.

— Och… — jęknął niezręcznie Francuz, czując, że trochę pospieszył się z tłumaczeniem. 

— No właśnie, och — powtórzył podminowany Denis. — Czy możemy porozmawiać o tym, jak przemilczałeś fakt, że wiesz o romansach mojego brata?

— Co? — powtórzył tylko zdezorientowany Oli.

— Wiedziałeś, że podoba mu się Tosia i nic mi nie powiedziałeś. A ja jak ten idiota próbowałem go jakoś zbliżyć z Szyszką, bo byłem pewien, że oni mają się ku sobie, tylko żadne nie wie, jak wykonać pierwszy krok — wyjaśnił w skrócie, nadal brzmiąc na obrażonego.

— Aaa — jęknął wpierw Francuz. — O to chodzi — mruknął. — Ale czekaj, a skąd ty wiesz? Wiktor w końcu coś zadziałał? — zapytał i wyszczerzył się na koniec, zupełnie jakby zapomniał, że Denis był na niego zły.

— A no zdziałał — potwierdził chłopak markotnym tonem. — Są razem od jakiegoś czasu.

Oli milczał moment, skupiając swój wzrok gdzieś na ścianie, stojąc nadal na środku pokoju, i widocznie się nad czymś zastanawiał.

— Nieee… — westchnął w końcu. — Nie obchodzi mnie to.

— Oli no! — jęknął zawiedziony Denis. 

— No co? Przepraszam, ale nie jestem w stanie podejść na poważnie do romansów twojego brata — wyjaśnił widocznie rozbawiony.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś o waszej rozmowie? — zapytał w następnej kolejności Denis, ignorując słowa policjanta. — Gdybym wiedział, to przestałbym robić jakieś sugestie Szyszce, a tak to wyjdzie na to, że… no wiesz, będzie po prostu głupio — wyjaśnił enigmatycznie.

— Nie przesadzasz trochę? — zastanowił się Francuz. — To będzie jego problem, że się tak wpakował. Przecież on też jest świadomy, że podobał się Marcelinie. Niech teraz oni się tłumaczą. Ty się po prostu z tego wycofaj i już nie komentuj. A od Wiktora zażądaj w ramach zadośćuczynienia, że ma sprzątać kibel i wynosić śmieci przez miesiąc czy coś.

— Nie no, aż tak zły na niego nie jestem — odparł Denis. — Pewnie do wieczora mi przejdzie, tylko… 

— Ale on o tym nie musi wiedzieć — wtrącił Oli z zawadiackim uśmiechem i zostawił z tą nikczemną myślą Denisa, sam udając się do łazienki.

Chłopak doskonale wiedział, że targają nim silne emocje i potrzebuje chwili na ochłonięcie. Czy wczorajszego wieczoru, gdy natknął się na Tosię, zareagował zbyt dramatycznie? Chyba nie. Jego zdaniem miał prawo poczuć się w pewnym stopniu wykorzystany. Mimo wszystko wiedział też, że nie będzie z tego robił dalszej afery. Musiał po prostu trochę spuścić ciśnienie i poza tym Oli miał rację. Teraz powinien zrobić krok w tył i pozwolić, by to Wiktor z Tośką wyprostowali sytuację. Niby to nie tak, że cokolwiek musieli tłumaczyć Marcelinie, ale przecież byli paczką i dla dobra wszystkich należało oczyścić atmosferę. Dalsze motanie i ukrywanie prawdy nie mogło zaprowadzić ich do niczego dobrego. 

Tak czy inaczej Denis podniósł się niechętnie, by rozpakować siatkę z zakupami i sprzątnąć rozbite szkło po butelkach, które Tonto zniszczył swoim — jak to z Olim pieszczotliwie nazywali — ogonem zagłady. Kiedy się z tym uporał, zamierzał napisać do brata i przedstawić mu warunki wybaczenia, dokładnie takie, jakie wymyślił na poczekaniu Oli. Jednak nim to zrealizował, zatrzymał się ze szczotką w ręku, bo akurat policjant opuścił łazienkę. W samym ręczniku.

— Padam, nawet nie jestem głodny. Zostajesz? Tonto był siku? Jeśli nie, to… Okej, musisz przestać patrzeć na mnie, jakbyś widział mnie nago po raz pierwszy — wtrącił w swój słowotok z rozbawieniem. — Powtórzę to, co za każdym razem. Widziałeś o wiele więcej i wtedy nie wyglądałeś na zawstydzonego — dodał.

— To co innego. Gdy wycierasz mną materac, nie mam czasu się zawstydzać — odparł obronnie Armiński, jednak wyraźnie się zarumienił. — Nadal jestem obrażony na Wiktora, więc tu zostanę. Może pójdę na trening, a potem zrobię coś do jedzenia — wyjaśnił, próbując odciągnąć uwagę od swojego zakłopotania. — Tonto też przypilnuję, żeby nie poprzestawiał ogonem ścian — dodał z rozbawieniem, kiedy pies akurat zaczął kręcić się między nimi i w trakcie merdania ogonem zahaczył o łydkę chłopaka.

— I żeby nie taranował więcej dzieciaków — przypomniał Oli, nawiązując do sytuacji sprzed paru dni, jak wyprowadzał zwierzaka na spacer i w pewnym momencie podbiegł do nich jakiś dzieciak, na oko nie mający więcej niż cztery lata. Tuż za nim biegła jego matka, ale sytuacja była zbyt dynamiczna, aby ktokolwiek zdążył zareagować w porę. Dzieciak biegł z piskiem, uradowany na widok psa, Tonto, widząc ten entuzjazm, też zaczął biec… no. Z tego zderzenia zwycięsko mogło wyjść tylko jedno stworzenie. Na szczęście dzieciakowi nic się nie stało, podniósł się, otrzepał i dalej próbował zwrócić na siebie uwagę Tonto… który zdążył, nim Oli zdążył go odciągnąć, przewrócić chłopczyka jeszcze raz. Tym razem swoim zabójczym ogonem. 

— No dobrze, leć spać zatem, a ja dzielnie dźwignę obowiązki pana domu — podsumował Denis, na co Oli nie mógł się nie wyszczerzyć. Nie skomentował tego, tylko bez słowa ruszył do sypialni, po drodze jednak kradnąc Armińskiemu soczystego całusa.

***

23 lutego 2019

Denis dał się udobruchać bratu, tym razem pozwalając sobie jednak na odrobinę dramatyzmu. Wpędził drugiego chłopaka w poczucie winy i wykorzystał ten fakt do postawienia kilku warunków. Jak choćby z tym wyrzucaniem śmieci czy sprzątaniem łazienki. Wynegocjował jeszcze, że trzy razy — bez konieczności wytłumaczenia — może wziąć w dowolnym momencie auto, nawet jeśli będzie kolej Wiktora i ten również będzie go potrzebował. 

Ach, Denis wymusił też na bracie, by razem z Tośką wyklarowali sytuację i przyznali oficjalnie, że są razem. Choć po przemyśleniach doszedł do wniosku, że Leonik w gruncie rzeczy idealnie pasowała do jego brata i zdawali się fantastycznie dopasować pod względem charakterów, to jednak nie mógł im w pełni kibicować, mając świadomość, że ukrywali swoją relację, doprowadzając tym sposobem do niejasnej sytuacji. A Denis nienawidził niejasnych sytuacji i w tym aspekcie był w stu procentach podobny do swojego ojca. On chciał klarowny obraz tu i teraz, bez kręcenia.

Takim oto sposobem spotkali się we czwórkę w mieszkaniu chłopaków pod pretekstem wspólnego oglądania filmów. To znaczy oglądanie filmów mieli jak najbardziej w planach, jednak chcieli też — a raczej musieli, bo Denis nie dał bratu innego wyjścia — przekazać mniej lub bardziej subtelnie Marcelinie, że w ich grupie powstała para. 

— Cześć! — zaczął Denis, otwierając drzwi, ale zanim sam zdążył przywitać się z koleżankami, Tonto o mało go nie staranował, przeciskając się między jego nogami. To wyglądało komicznie, bo wymiatał radośnie ogonem z wywalonym językiem, jakby nie biorąc pod uwagę, że za drzwiami będzie ktokolwiek inny niż jego pan… a tymczasem dojrzał dwie inne postacie. Na moment się zaciął, jakby rozczarowany, ale gdy tylko Marcelina jako pierwsza wyciągnęła do niego rękę, na nowo trysnęła z niego radość. Inni ludzi też od biedy mogli być. Byleby tylko chcieli głaskać. — Tak więc… no. Będziemy mieli przez chwilę na głowie tego rozrabiakę. Oli zabierze go gdzieś za godzinę, jak będzie wracał z pracy.

— Może w końcu poznam twojego słynnego pana — rzuciła Szyszka, klęcząc w progu i pozwalając, by Tonto zasypywał ją psimi całusami. Psiaka zdążyła poznać już wcześniej, bo Denis często się nim zajmował, a raz nawet odwiedzili razem dziewczyny. 

Jak Armińskiemu wydawało się, że kocha wszystkie pieski równie mocno, tak Tonto miał specjalne miejsce w jego sercu. Ten entuzjazm, energia i siła połączone z niezdarnością były rozbrajające. Kiedy tylko jakiś człowiek wyciągał do niego ręce w zamiarze głaskania, pies tak niesamowicie się tym ekscytował, że uspokojenie go graniczyło z cudem. W zasadzie jedyną osobą, której ta sztuka wychodziła, był Oliwier. On jako jedyny potrafił oprzeć się urokowi psa i kiedy w planach mieli trening, Oli był konsekwentny i stanowczy, a wilgotne i ufne oczy Tonto nie robiły na nim wrażenia.

— Czy ja wiem, czy taki słynny? — zastanowił się z wyczuwalną złośliwością Armiński. 

— Taki słodki piesek może mieć tylko fajnego pana — odparła pieszczotliwie Szyszka, zwracając się bardziej do psa niż chłopaka.

— To do lodówki — wtrąciła Tosia, podając Denisowi reklamówkę, w której był alkohol, a potem sama przyklęknęła i tym samym skupiła na sobie uwagę Tonto.

Gdy Denis wrócił z kuchni, parsknął pod nosem. W tym samym czasie ze swojego pokoju wyjrzał także Wiktor. 

— Czemu mam wrażenie, że jak Oli po niego przyjdzie, to one nadal będą się z nim tarzać w progu? — zastanowił się na głos Denis.

— Chyba że… — zaczął Wiktor, po czym wymownie zawiesił głos. — Tonto! — zawołał. — Masz! — dodał z entuzjazmem, a pies klasycznie postawił zaintrygowany uszy i do niego podbiegł.

— A jak mówię „oddaj” albo „nie rusz”, to udaje, że nie rozumie… — fuknął Denis.

— To było okrutne! Teraz musisz mu coś dać. Zobacz jaki jest rozczarowany — wtrąciła z pretensją Szyszka, spojrzawszy wymownie na Tonto który… machał radośnie ogonem.

— Fakt, ewidentnie najbardziej nieszczęśliwy pies na świecie — odparł z sarkazmem Wiktor, ale zaraz przykucnął i zaczął drapać zwierzaka za uszami, zapewniając go, że jest dobrym pieskiem.

— Dobra! — przerwał mu Denis. Nie mogli się zatrzymywać w każdym progu, żeby głaskać psa!

Mimo wszystko nim dotarli do pokoju Wiktora i zajęli miejsca, minęło jeszcze trochę czasu. Gdy już się wygodnie usadowili, Tonto oczywiście również wgramolił się na obecnie złożone łóżko Wiktora i ułożył się wygodnie między nim a Tosią, co początkowo stanowiło dobry kamuflaż dla ich bliskości. Ale tylko na początku, bo godzina szybko minęła i rozległo się pukanie do drzwi.

— Uspokój się! — zawołał Denis, kiedy pies wystrzelił niczym z procy do drzwi. Tym razem to musiał być jego pan. — Zachowuje się, jakby nie widział go rok — mruknął, ruszając do drzwi. 

Zgodnie z oczekiwaniami Armińskiego, Tonto o mało nie posikał się na widok Oliwiera. Zaczął podskakiwać i popiskiwać… być może nawet popuścił kilka kropelek ze szczęścia. Policjant początkowo pozwolił na ten euforyczny atak miłości, ale po kilkunastu sekundach rzucił stanowcze:

— Wystarczy.

Pies widocznie ze sobą walczył i choć nie uspokoił się w stu procentach, to jednak dzielnie poskromił swój zapał, za co został wynagrodzony drapaniem za uszami. 

— Był grzeczny? — zapytał z uśmiechem, po tym jak przywitał się buziakiem z Denisem. 

— Ściany na swoim miejscu, więc to chyba wpisuje się w kategorie względnej grzeczności — odparł poważnie chłopak, na co Oli skinął głową.

— A czy ten słodziak w ogóle potrafi być niegrzeczny? — zapytała pieszczotliwie Szyszka tuż za plecami Denisa. Musiała koczować za ścianą, a Denis nawet się nie łudził, że dziewczyna przepuści okazję, by wreszcie poznać Francuza. Jednak wcale jej się nie dziwił. Tosia już go poznała i to o wiele wcześniej, dlatego Marcelina nie chciała odstawać. — Więc… to musi być Oliwier — zwróciła się do Denisa, zerkając na policjanta, a w jej głosie dało się usłyszeć zaintrygowanie.

— Nie muszę — zaprzeczył automatycznie Oli.

— To zakazane słowo — wyjaśnił Denis, wtrącając. — Jak Oli słyszy, że coś musi, to ma spięcie w mózgu.

— Chamsko, ale totalnie szanuję — podsumowała szczerze reakcję blondyna. 

— Lubię ją — stwierdził Oliwier, widząc, że nie zdołał wprawić w zakłopotanie dziewczyny.

— Wiecie, że nie musicie mówić tego do mnie, tylko możecie porozmawiać bezpośrednio ze sobą? — zasugerował Armiński.

— Jesteś najprzystojniejszym czterdziestolatkiem, jakiego widziałam. — Szyszka zwróciła się zatem bezpośrednio i odważnie do policjanta.

— Czterdziestolatkiem?! — powtórzył oburzony blondyn.

— Kolejne zakazane słowo? — upewniła się Marcelina.

— Jeszcze bardziej niż „musisz” — potwierdził Denis.

— Coś jeszcze? — pociągnęła od razu.

— Standardowe. „Daj” i „nie rusz” — podpowiedział Oli.

— Och. Wy nawet mówicie to samo — zarejestrowała od razu dziewczyna, przypominając sobie narzekanie Denisa na Tonto. — Jak uroczo — jęknęła, udając przesadne rozczulenie, na co Francuz westchnął z dezaprobatą. — Uroczo też odpada? — dodała z przekąsem Szyszka. 

— Szybko się uczysz — pochwalił mężczyzna.

— Zacząłem mieć właśnie jakieś takie dziwne skojarzenia, że w naszym związku panuje faszystowski ustrój — wtrącił zaniepokojony Denis. — Cenzura i zadowalanie wodza jako priorytet — przytoczył przykłady.

— A sprawdzałeś, jakie są kary za nieposłuszeństwo? — podpuściła go Szyszka.

— Jakby to subtelnie sparafrazować… — zamyślił się Francuz. — Myślę, że kara chłosty wygląda bardzo podobnie — zasugerował wymownie.

— Aaa, że BDSM, czaję — pokiwała z uznaniem głową.

Oli znowu coś jej odpyskował, Marcelina rezolutnie zripostowała, aż po kilku minutach mężczyzna wreszcie zabrał psa i się ewakuował, wcześniej umawiając się z Denisem, że zobaczą się kolejnego dnia.

— Zatem to był Oli — podsumował Denis, kiedy zamknął drzwi za kochankiem. Następnie odwrócił się z delikatnym uśmiechem do dziewczyny i na chwilę stracił rezon, widząc jej minę. — Co? — zapytał zaraz.

— Denis… — wyszeptała, urywając.

— No co? — powtórzył zaraz w napięciu, nie wiedząc kompletnie, czego ma się spodziewać.

— Denis, on jest boski! — dodała i aż złapała się z wrażenia za policzki.

Chłopak parsknął, nie wiedząc za bardzo, jak ma na to zareagować.

— Jest… w porządku — stwierdził bezpiecznie. Tak, Oliwier był zdecydowanie boski, a nie tylko w porządku, jednak Armiński nie za bardzo wiedział, do czego zmierzała Szyszka, tak że postanowił być ostrożny.

— Mówię poważnie, Denis — podkreśliła zaraz, faktycznie trochę bardziej powściągliwie. — To normalne, że ludzie łączą się w pary i w ogóle, ale raz na milion trafia się taki duet, gdzie patrzysz na tych ludzi i wiesz, że to jest to. Że trafili na siebie nie przez przypadek — tłumaczyła. — Nie jestem zbyt sentymentalna, a komedie romantyczne w moim przekonaniu nadają się jako narzędzie tortur w jakimś Guantanamo… tak pierwszy w życiu zdarzyło mi się patrzeć na dwójkę ludzi i czuć ich energię. Brzmi na pojebane, nie? — dopytała zaraz.

— Serio tak uważasz? — zapytał zaraz, ignorując jej ostatnią wypowiedź. Zrobiło mu się nagle przyjemnie ciepło.

— Jesteście jak Lily i Marshall z How I Met Your Mother — porównała. — Przez cały serial pozostali bohaterowie romansowali niemal co odcinek z kimś innym, ale każdy wiedział, że Lily i Marshall to takie power couple i bez względu na wszystko nie wolno ich rozdzielić. 

Denis znowu uśmiechnął się tylko nieśmiało, delikatnie zakłopotany. 

— Jakkolwiek sztampowo to nie zabrzmi, to mam przeczucie, że jesteście dla siebie stworzeni — zakończyła wręcz podniośle, a Denis poczuł się jeszcze bardziej onieśmielony. Niby doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że Oliwier był dla niego kimś niesamowicie wyjątkowym i sam coraz częściej miał wrażenie, że był wyjątkowy dla Oliwiera… ale kiedy ktoś trzeci dzielił się swoimi obserwacjami w taki sposób, bez zająknięcia i z pełnym przekonaniem, nie potrafił tylko wzruszyć ramionami.

— Obyś miała rację — powiedział, uśmiechając się nieznacznie.

— Matko, jaki ty się w ogóle robisz nieśmiały i uroczy przy nim, to aż do ciebie niepodobne — zauważyła w następnej kolejności i pacnęła chłopaka znacząco w ramię.

— Przypominam, że potrafię spuścić wpierdol na zawołanie, przywołaj sobie ten obraz — wtrącił, chcąc zrównoważyć wyobrażenie Szyszki, na co ta zaczęła chichotać i w tak rozweselonym nastroju wrócili do pokoju, gdzie dostrzegli, że Tosia i Wiktor siedzą znacznie bliżej siebie, niż kiedy ich zostawiali… Tosia speszona na ich widok szybko odsunęła się od drugiego bliźniaka, a Denis zerknął kontrolnie na Marcelinę, zastanawiając się, czy jego jednoznaczne skojarzenie wynikało z faktu, że miał świadomość tego, co się dzieje między Leonik, a jego bratem, czy może ich zachowanie było w tym momencie tak oczywiste, że nawet Marcelina zorientowała się, o co chodzi. 

Po kilku sekundach dłużącej się w nieskończoność ciszy wszystko się wyjaśniło.

— Dzięki Bogu to nie Andrzej… — wydusiła z siebie Szyszka, nawiązując do rozmowy sprzed tygodnia.

— I nie żonaty… chyba — pociągnął Denis, jednak zawahał się na koniec. Ostatnio brat lubił go zaskakiwać, więc przestał być czegokolwiek pewien.

— Właśnie chcieliśmy ci powiedzieć — zaczęła ostrożnie Tosia. 

— Ci? — powtórzyła podejrzliwie Szyszka i zerknęła na Denisa. — Więc ty wiedziałeś? 

Denis nie odpowiedział, tylko popatrzył wymownie na brata, starając się mu telepatycznie przekazać coś w rodzaju: „To twoja wina, odkręć to, ale już!”.

— W zasadzie to wam — poprawił zatem Wiktor, stwierdzając, że być może to on powinien wziąć rozwiązanie tej sytuacji na swoje barki i nie dawać Tosi więcej powodów do stresowania. — Denis zobaczył nas razem tydzień temu i obiecaliśmy mu, że wyjaśnimy wam, jak do tego wszystkiego doszło… — zaczął spokojnie i choć początkowo nie za bardzo wiedział, jak odpowiednio dobierać słowa, żeby nie palnąć czegoś głupiego, tak z każdym kolejnym zdaniem zaczął się rozkręcać.

Marcelina patrzyła na niego z pokerową miną, jednak im dłużej mówił, zdawała się być coraz bardziej rozbawiona, a gdy skończył, parsknęła i pokręciła głową, zerkając dla odmiany na Tosię.

— Czy wy siebie słyszycie? — zapytała. — Ukrywaliście się po kątach przez dwa miesiące, jakby wasz romans to była co najmniej tajemnica państwowa, a to wszystko, bo… ubzduraliście sobie, że się w tobie zakochałam — zaakcentowała śmiesznie, skinąwszy na Wiktora — i nie chcieliście, żeby było mi przykro? — Na koniec zaczęła niekontrolowanie chichotać. 

— Więc… nie lubisz go? — zastanowił się Denis, czując jak oblewa go zażenowania. Nie wierzył, że w ogóle zadawał to pytanie. W ogóle kiedy tylko Marcelina zaczęła się śmiać, Denis nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to absurdalna sytuacja. Czemu ich zachowanie było tak niesamowicie nieadekwatne do tej sytuacji? Teraz to już w ogóle czuł się jak kretyn.

— No lubię — potwierdziła Marcelina, dodając zaraz: — Ale nie że od razu wyobrażałam sobie nasz dom, trójkę dzieci i jamnika. — Potem zwróciła się do przyjaciółki: — Jezu… serio, Tośka? To dlatego ostatnio zachowywałaś się jak spłoszona łania? Bo bałaś się, że będę zła? — zapytała, udając zaskoczenie.

— Ale przecież mówiłaś… że… no wiesz — urwała Leonik, patrząc znacząco na Marcelinę, jakby chciała jej przypomnieć coś, co zdawało się być ich wspólnym sekretem.

— Oj dobra no, nieważne — oburzyła się Szyszka, jednak wyraźnie czerwieniejąc.

— Co mówiłaś? — podchwycił zaraz Wiktor, szczerząc się głupkowato. Tosia popatrzyła na niego karcąco, a Szyszka w pierwszej minucie jeszcze bardziej się spięła, jednak kapitulacja i pozwalanie na to, by ktoś ją zawstydzał, nie leżały w jej naturze, dlatego zaraz zripostowała. 

— O tym, że miałam erotyczny sen z twoim tatą w roli głównej.

Wiktorowi aż wypadł paluszek, który trzymał od jakiegoś czasu.

— To też mój tata… — dodał smutno Denis, który stał teraz na uboczu z miną nieszczęśliwego szczeniaka. Doskonale wiedział, że Szyszka chciała dopiec Wiktorowi, jednak to nie zmieniało faktu, że teraz i on miał tę wizję przed oczami.

— Przynajmniej teraz wiesz, co czuł, jak dowiedział się, że puka cię jego najlepszy przyjaciel — odpowiedziała niezrażona. 

— Mój tata na pewno nigdy nie uprawiał seksu, nie słyszałem tego — zaczął sobie powtarzać na głos Wiktor, bo wyobrażenie, że ktokolwiek mógł patrzeć na jego ojca jak na obiekt erotyczny, nie mieściło mu się w głowie.

— Mogę powtórzyć, jak chcesz — podpuściła go Marcelina i wreszcie poszła usiąść na swoim miejscu, czując, że chyba udało jej się rozproszyć uwagę pozostałych. Nic tak nie odciągało uwagi od kontrowersji, jak inna kontrowersja. — Odkąd zaobserwowałam pana Marcela na Instagramie… — urwała, wzdychając teatralnie.

— Nienawidzę cię — wycedził tylko Wiktor, na co Szyszka uśmiechnęła się przesadnie sztucznie.

— Chcę do mamy — jęknął pod nosem Denis, podchodząc do łóżka, by zaraz opaść bezradnie na materac.

— Pan Marcel jest chyba zajęty — wtrąciła niewinnie Tosia, nie wiedząc za bardzo, w którą stronę się zwrócić. Czuła ulgę, że Marcelina zareagowała na wiadomość o jej związku z Wiktorem… tak bezproblemowo, choć w jej umyśle kłębiło się jeszcze nieco wątpliwości. Tosia miała szczerą nadzieję, że to nie była tylko taka zasłona dymna. Co prawda Marcelina nigdy nie powiedziała wprost, że jest zauroczona w Wiktorze i że chciałaby czegoś więcej, to jednak czasami, gdy rozmawiały o babskich sprawach, Szyszka wtrącała dosyć obrazowe sugestie i dawała jasno do zrozumienia, że Wiktor jest jak najbardziej w kręgu jej zainteresowań, choć w gruncie rzeczy ich interakcja polegała jedynie na droczeniu się i dogryzaniu sobie nawzajem. 

Tosia zdawała sobie sprawę, że w obecnej sytuacji mogła wyjść na przewrażliwioną, a jej życiowe doświadczenie z pewnością jej w tym nie ułatwiało, tak w gruncie rzeczy bliźniacy nie byli świadomi tych przyjacielskich rozmów między dziewczynami, a co za tym szło, nie mogli wiedzieć, że rzeczywistość prezentowała się nieco inaczej od tego, jak próbowała to teraz przedstawić Szyszka. Mimo wszystko Tosia nie zamierzała w to dalej brnąć i próbować tłumaczyć, że jej zdaniem miała całkiem konkretne podstawy, aby obawiać się, że swoim związkiem z Wiktorem wystawi na próbę przyjaźń z Marceliną. Co prawda w końcu poczuła ulgę, że Szyszka już o wszystkim wie i nie musieli dłużej niczego ukrywać, to jednak coś jej podpowiadało, żeby nie cieszyła się przedwcześnie. Wszystko zadziało się tak szybko i za kilka dni, po chłodnych przemyśleniach, Marcelina mogła dojść do innych wniosków i stwierdzić, że Tosia sprzątnęła jej faceta sprzed nosa i nie jest w stanie dłużej się z nią przyjaźnić.

Póki co Leonik uśmiechała się przyjaźnie i udawała, że świetnie bawi się, widząc straumatyzowane oblicza bliźniaków, kiedy Szyszka dalej w najlepsze podpuszczała ich, zapewniając o swoim zauroczeniu najstarszym Armińskim.

Choć bardzo chciała, by wszyscy wyszli na tym jak najlepiej, tak powoli zaczęło docierać do niej, że nie może mieć na to dalszego wpływu i bez względu na to, co się miało stać, będzie musiała dostosować się do powstałych okoliczności. Denis zdawał się być najlepszym przykładem, że czasami warto było zaryzykować, bo choć miał pełną świadomość, jakie będą tego konsekwencji i tak związał się z o wiele starszym mężczyzną, który w dodatku przyjaźnił się z jego ojcem. Póki co wszystko wskazywało na to, że był szczęśliwy i nie żałował.

Czy Wiktor miał okazać się jej bratnią duszą? Szczerze chciała w to wierzyć. Czy był wart, aby poświęcać dla niego przyjaźń? Miała nadzieję się o tym nie przekonać. 

Nie znali się szczególnie długo, ale powstała między nimi chemia była niezaprzeczalna. Póki co w ich relacji było więcej niewiadomych i choć Wiktor był fanem odkrywanie tego, co nieznane, tak może tym razem było warto skupić się przede wszystkim na tym, co już wiedzieli i pozwolić, by przyszłość podążyła swoim torem.

____________________________

 ¡Hola!

No... to ten. Trochę minęło.

Co mam na swoje usprawiedliwienie? W sumie nawet nie chce mi się pisać, bo powodów jest tysiąc (a przynajmniej takie mam wrażenie), zatem skupię się tylko na tych istotnych.

Przyznaję bez bicia, że miałam ogromny kryzys przy tym rozdziale. Zaczęłam go pisać, bo pierwszą scenę miałam w głowie... ale kolejna miała wyglądać już inaczej, jednak w trakcie stwierdziłam, że to będzie bez sensu, po łebkach i nielogicznie, zatem musiałam jeszcze raz przemyśleć koncepcję. Przez dłuższy czas wszystko zdawało mi się być bez sensu i ogólnie ten rozdział wymęczył mnie chyba jak żaden inny (ze wszystkich opowiadań jakie pisałam). W pewnym momencie po prostu go porzuciłam i zaczęłam pisać dwudziesty (to jest w sumie dobra wiadomość, bo mam już połowę napisaną). Na domiar złego, jak już się z tą nieszczęsną "19" uporałam, to rozkraczył mi się laptop (klawiatura, konkretniej mówiąc), czyli w zasadzie funkcja, z której przeważnie korzystam i nie mogłam dokończyć korekty.

Ostatnio wspominałam chyba nawet, że zbliżamy się do momentu kulminacyjnego, jednak czułam, że przeskoczenie do niego w tej chwili będzie zbyt szybkie i że pominę kilka kwestii, jak choćby wątek Tosi i Wiktoria, który choć jest poboczny, to jednak w moim przekonaniu odsunięcie go teraz na dalszy plan w sumie mogłoby być równoznaczne z tym, że cały był bez sensu. Poczułam potrzebę delikatnie go rozwinąć. 

Zatem choć jestem w sumie zadowolona z efektu końcowego, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że znowu wyszła trochę dłużyzna i przeciąganie na siłę. W następnym obiecuję więcej akcji (dosłownie akcji) - i ręczę za te słowa, bo jak wspomniałam, połowę zdążyłam napisać :)

Ale dobra, bo narzekam tylko. Porozmawiajmy lepiej o konkretach - jak Wam się podobał taki romantyczno-związkowy rozdział? Waszym zdaniem Marcelina rzeczywiście przyjęła wszystko totalnie na chłodno i generalnie yolo, czy to raczej tylko gra i w rzeczywistości zabolało ją, że Tosia "odbiła" jej faceta? Kto obstawiał wstępnie, że Denis pokłóci się przez to z Olim? :D 

Poza tym - przyznaję, Tonto trochę wymknął mi się spod kontroli w tym opowiadaniu, jednak nic nie poradzę na to, że jak zaczynam pisać o pieskach, to... no właśnie, dzieje się to :D

Na koniec mały spoiler - totalnie planuję wcisnąć scenę jak Szyszka poznaje Marcela. Nie wyobrażam sobie po tym rozdziale jej nie napisać. :D

A tak na koniec-koniec, to chyba dobry moment na Wasze typy. Oli i Denis - soulmates i pomimo dram to będzie miłość na całe życie... czy jednak Waszym zdaniem nie przetrwają? (Na 99,9% nie zmienię już pomysłu na zakończenie, także śmiało dzielcie się przypuszczeniami, nie podpuszczam Was, serio jestem ciekawa, jak Wy to widzicie).

Mam wrażenie, że to podsumowanie zaraz osiągnie długość rozdziału, ale musicie mi wybaczyć, minął ponad miesiąc, a ja się trochę stęskniłam :D

Do następnego, który mam nadzieję wstawić o wiele szybciej :)

4 komentarze:

  1. Witaj. Czatowałam na rozdział jak na prezent gwiazdkowy. Mam nadzieję na happy end. Niech będą słodko szczęśliwi. I mam nadzieję na e booka. Dużo weny, czasu i chęci. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Uwielbiam Wiktora. Dobrze,że znalazł sobie dziewczynę .myślę ,że trochę zazdrościł bratu ,tego ,że ten ma Oliwiera. Teraz sam ma swoją miłość .mam nadzieję że to będzie taka jego miłość na zawsze. Jeżeli chodzi o Tosie to trafiła bardzo dobrze. Po tym jakie życie miała to należy jej się porządny facet i kochając rodzina. Jestem ciekawa w jakiej sytuacji Tosia pozna teściów. Mam nadzieję ,że Marcel mnie zaskoczy. Uwielbiam gościa:). Co do Oliego i Denis uwielbiam jek Oli podsyła Denisowi plany zemsty na bracie. Uśmiałam się do łez . Dobrze,że nie wyszło z tego większej afery. Uwielbiam jak jest u nich tak sielankowo. Użyłam dziś tyle razy słowa uwielbiam ,że aż wstyd. Ale uwielbiam to jak piszesz i tworzysz ich historię. Zawsze czekam z utęsknieniem na to co im szykujesz. Ale jednego jestem pewna ta historia musi mieć szczęśliwe zakończenie inaczej moje serce pęknie na małe kawałki. Denis będzie już do końca życia z olim bo to taka miłość na zawsze. Chociaż będą u nich się pojawiać dramaty ale Oli już się wiele nauczył i będzie widział jak je załagodzić. No i co najważniejsze Tanto będzie sobie zyl razem z nimi. Uroczy psiak ,tyle radości im daje .pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaak, ja również uwielbiam to opowiadanie i marzy mi się prawdziwy happy end, nie taki połowiczny bo przecież zasłużyli na niego. Oli tak wydoroślał przy Denisie �� i jest już gotowy na życie w związku ��. Ledwo skończyłam jeden rozdział a już czekam na następny.
    A może publikujesz rownoczesnie inne blogi, opowiadania. Może podeślesz jakieś linki do swoich opowiadań nowych lub starych. To jest twoje 3 opowiadanie które czytam, proszę daj znać czy masz coś więcej. Dziekuje

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Denisa!
    Miałam taką rozkminę, jak zacząć ten komentarz, ale, kurde, lecę klasykiem, czyli wyrażaniem mojej miłości do Denisa, bo po prostu inaczej się nie da. Po pierwsze, to była dość długa przerwa, więc zdążyłam się za nim już porządnie stęsknić, a po drugie oczywiście, nie zauważyłam tej publikacji i dorwałam ją po czasie. XD No i, po trzecie, Denis totalnie nie zawiódł w tym rozdziale, wręcz przeciwnie, moment, gdy dowiedział się o związku Wiktora i oczywiście wziął to tak personalnie do siebie, to było wszystko czego potrzebowałam do szczęścia. Denis w emocjach, normalnie kocham to! <3 I jego rozmowa z Oliwierem potem w tym momencie byłą tak totalnie śmieszna, nie mogę z Denisa. Nikt ani nic mi tak humoru nie poprawia jak Denis, który reaguje zbyt gwałtownie! <3
    Poza tym, to oczywiście, dobrze Cię znowu czytać, cieszę się, że wróciłaś. Widzę, że tak średnio jesteś zadowolona, to od razu zapewniam, że rozdział bardzo mi się podobał! Przede wszystkim, cieszę się, że zajęłaś się wątkiem Wiktora i dziewczyn, bo tak, jak napisałaś, szkoda by to było tak zostawić bez rozwiązania. No a z drugiej strony ten rozdział był wyjątkowo ciekawy z takiego względu, że był napisany z zupełnie innej perspektywy! Z reguły narracja kręci się wokół Denisa lub Oliwiera, tu patrzyliśmy trochę bardziej przez oczy Wiktora i Tośki i myślę, że bardzo fajnie to wyszło. Taka miła odskocznia, zadziałało to trochę jak takie odświeżenie tekstu, mi bardzo do gustu to przypadło. :D
    No i na koniec, Szyszka. Też miód na moje serduszko, jej spotkanie z Oliwierem wyszło naprawdę śmiesznie, ale w sumie niczego innego się nie spodziewałam! <3 Ta dziewczyna to potrafi rozerwać towarzystwo, te jej teksty o Marcelu potem, kocham to. :D Liczę teraz mocno na tę scenę ich spotkania, jestem mega ciekawa, jak ugryziesz ten temat.
    Co do spięcia na linii Marcelina-Tosia, to w sumie myślę, że rozejdzie się to bez większego echa. Obie dziewczyny wydają się być zbyt mądre, żeby jakoś głupio się pokłócić o chłopaka. Nawet jeśli Szyszka faktycznie na coś więcej liczyła z Wiktorem, to myślę, że uda jej się przejść do porządku dziennego, nie sądzę, żeby wyszła z tego jakaś niepotrzebna afera. Tak przynajmniej czuję.
    Co do finału samego opowiadania, to nie ukrywam, że mocno chciałabym dla Denisa jakiegoś pozytywnego zakończenia. Głównie dla Denisa, jak wiadomo, Oliwier trochę mniej mniej obchodzi. Znając Ciebie, obawiam się, że możesz planować jakieś mocne zamotanie akcji i na pewno masz w zanadrzu jakiś pomysł, jak tu wszystko koncertowo spierniczyć. XD W każdym razie, liczę, że nie zabijesz Denisa. Jeśli chłopaki miałaby się rozstać, to myślę, że mogłoby to być bardziej z takich względów, że obaj dojrzale uznają, że ich drogi życiowe podążają jednak w innych kierunkach i rozejdą się w takich pokojowych stosunkach. Nie wiem, tak jakoś czuję, że Denis chciałby może gdzieś wyjechać na stałe za granicę, a Oliwier nie… No nie wiem, to taka jednak z moich teorii, do których najbardziej się skłaniam. W każdym razie, jestem bardzo ciekawa, co tam sobie zaplanowałaś, mimo wszystko mam nadzieję na coś pozytywnego, a jak nie pozytywnego, to że chociaż Denis będzie żył na koniec. XD
    Dziękuję Ci za kolejny świetny rozdział!
    Przesyłam dużo pozytywnej energii, ściskam mocno! ♥

    OdpowiedzUsuń