Długie, piękne życie
30
czerwca 2019
Kiedy tylko usłyszała pukanie do drzwi, podbiegła do nich na palcach, cała podekscytowana. Może i powinna bardziej się opanować, by nie pokazywać swoich emocji w tak oczywisty sposób, jednak sytuacja jej na to pozwalała. Mogła być podekscytowana i zaintrygowana jednocześnie, bo w końcu minął rok odkąd ostatnio się widzieli, a wizyta mężczyzny była niespodziewana. Po prostu zadzwonił do niej dzień wcześniej, że będzie w Białymstoku i chciałby wpaść.
— Oliwier — powiedziała
z serdecznym uśmiechem, kiedy tylko otworzyła drzwi i ujrzała przed sobą
policjanta, który jak zwykle wyglądał dobrze. Ciemnoszary t-shirt ładnie
podkreślał jego muskularne, teraz nieco bardziej opalone, ramiona, zarost był
równomiernie przystrzyżony, a różnobarwne tęczówki pewnie ją obserwowały.
— Cześć — przywitał
się, uśmiechając się w ten sposób, w jaki tylko on potrafił. Niby subtelnie,
było widać, że to był uśmiech, ale jednak każdy od razu był w stanie rozpoznać,
że to nie był uśmiech serdecznego, przyjaznego człowieka, ale jednocześnie
jakimś sposobem wzbudzał zaufanie.
— Cześć, zapraszam —
odparła, usuwając się z przejścia i gestem ręki nakazał mężczyźnie wejść do
środka. — Jak tam Hiszpania? — zagadała od razu.
— Słoneczna, jak widać
— odpowiedział zgodnie z pierwszym skojarzeniem. Nie pamiętał, kiedy się tak
ostatnio opalił. Nadmorski klimat Malagi jednak robił swoje. Słońce w pewnej
chwili chwytało go tak mocno, że aż zaopatrzył się w krem z filtrem. W końcu
nigdy nic nie wiadomo.
— Takiemu to dobrze,
nie dosyć, że wysyłają go na fajnie szkolenie, to jeszcze w fajnym miejscu —
westchnęła z udawaną zazdrością.
— Nie będę ukrywał, to
było zaskakująco przyjemne doświadczenie — przyznał szczerze. Już bywał na
międzynarodowych szkoleniach, jednak pierwszy raz został wysłany na szkolenie
organizowane przez organizację, która stricte zrzeszała jednostki specjalne w
całej Europie. Poziom i ogrom wiedzy zaserwowane przez Forum Negocjatorów
Atlasu były imponujące. Oli czuł, że to był dobrze wykorzystany czas i
faktycznie będzie mógł wykorzystać w pracy nowo nabyte umiejętności.
— Bardzo się zatem
cieszę. Widać gołym okiem, że zmiana kwalifikacji wyszła ci na dobre —
pochwaliła z serdecznym uśmiechem. — To co? Zrobię nam kawę i powiesz mi, co
się stało, że zaszczyciłeś mnie swoimi towarzystwem? — zaproponowała i
przyjrzała się uważniej blondynowi.
— Brzmi jak dobry plan
— zgodził się, po czym swobodnie zajął miejsce w wygodnym fotelu i zaczął się
niespiesznie rozglądać. Nigdy tu nie był. Zawsze spotykał się z Klaudią w jej
gabinecie i ze dwa razy złapali się gdzieś na mieście, ale jako że ich relacja
była głównie służbowa, to nie trzymali się bliżej poza pracą. Teraz sytuacja
była jednak inna. Oliwier desperacko, zajebiście
desperacko, potrzebował, by ktoś go wysłuchał, a Dębska była jedyną osobą,
która potrafiła skutecznie rozłożyć jego psychikę na czynniki pierwsze, była
profesjonalistką… i po prostu ją lubił. Czuł się trochę nieswojo, kiedy do niej
dzwonił, po tym jak praktycznie przez rok nie odezwał się do niej słowem,
jednak kobieta z chęcią zgodziła się z nim porozmawiać.
— To chyba świeża
sprawa? — skinął wymownie na jej dłoń, na której błyszczał pokaźny diament,
kiedy tylko wróciła z dwoma filiżankami kawy.
— Tak jakby — odparła,
oglądając się przez ramię i udała się jeszcze raz do kuchni, skąd po chwili
wróciła z talerzem pełnym ciasteczek. — Oświadczył się w walentynki, klasycznie
— wyjaśniła z uśmiechem.
— To ten… Wojtek?
Dobrze pamiętam? — zastanowił się. Kojarzył, że Klaudia miała jakiegoś
partnera, ale nic ponad to. Nie mieli tendencji do rozmawiania o jej życiu
prywatnym. Czasem coś tylko napomknęła, ale Oli wiedział, że robiła to, by
wzbudzać zaufanie osób, które do niej przychodziły. Chciała wypadać na
autentyczną.
— Tak. Namyślił się w
końcu — uznała z udawaną pretensją. — Ale, koniec o mnie. Przyjeżdżasz do mnie
po roku, prosto z Hiszpanii — zauważyła. — Co takiego nawywijałeś? — spytała
zaintrygowana.
— A ty jak zwykle
uważasz, że to ja coś musiałem nawywijać — wytknął jej, nieco obrażony, zaraz
jednak pokręcił głową.
— Mylę się? —
popatrzyła na niego pewnie, a Oli westchnął głośno.
— Trochę nawywijałem —
przyznał. — Nic szalonego, ale właśnie dlatego tu jestem. Widzę oczami
wyobraźni, że dopiero mogę coś spektakularnie zjebać, a bardzo bym tego nie
chciał, bo po raz pierwszy w życiu naprawdę mi na kimś zależy… i musisz mi
pomóc.
Klaudia aż śmiesznie
przekręciła głowę z zaskoczenia.
— Wow — wydusiła z
siebie. — Sam się wpraszasz, chcesz rozmawiać, prosisz o pomoc… nie poznaję
cię, Oli — zażartowała wstępnie, jednak szybko przybrała neutralny, życzliwy
ton. — Zatem wal, wspólnie popracujemy nad rozwiązaniem.
Oli nawet tego nie
skomentował w żaden zgryźliwy sposób, tylko rzeczywiście przeszedł od razu do
sedna.
— Nie wiem, czy
pamiętasz jedną z naszych ostatnich rozmów, kiedy mówiłem ci, że syn Marcela
okazywał mi zainteresowanie? — przypomniał wpierw, a gdy Klaudia przytaknęła,
kontynuował. — No… był bardzo skuteczny w swoim działaniu, bo obecnie trochę
oszalałem na jego punkcie — zakończył, patrząc nieco prowokacyjnie na kobietę,
która wręcz z przesadą wytrzeszczyła oczy.
— Jak długo to trwa?
Jesteście obaj w Warszawie? — zapytała po chwili, starając się, by emocje za
bardzo nie przejęły nad nią kontroli.
— Tak. Denis tam
studiuje i to trwa od października — odparł rzeczowo, a Klaudia tym razem już
zamrugała zaskoczona, nie spodziewając się, że Francuz tak po prostu odpowiadał
na jej pytania, nie kręcąc i nie próbując zamaskować czegoś sarkazmem. Chyba
naprawdę znalazł się w tarapatach.
Tylko profesjonalizm
pozwolił jej się opanować.
— A co z Marcelem? Wie
o was?
— Wie. Nie zareagował
najlepiej. W skrócie… nie przyjaźnimy się już raczej — wytłumaczył ze
skrzywieniem.
— Och… przykro mi —
powiedziała szczerze skruszona. — Wiem, ile znaczyła dla ciebie wasza przyjaźń
— podkreśliła, a potem zmarszczyła czoło, zastanawiając się moment nad czymś. —
Co oznacza, że napraaaawdę — przeciągnęła śmiesznie — wpadłeś, skoro postawiłeś
Denisa ponad Marcela — wydedukowała.
— Nawet nie masz
pojęcia, jak bardzo — przyznał, parskając pod nosem.
— To chyba dobrze?
Brzmisz, jakby odpowiadał ci ten stan? — zastanowiła się. — W sensie bycie w
związku nie jest takie złe, jak się obawiałeś?
— I właśnie dlatego tu
jestem — skrzywił się i zamilkł na moment, po czym w końcu zrezygnowany dodał:
— Zerwę z nim.
— Dlaczego? — Klaudia
zrobiła zaskoczoną minę.
— Bo jestem zjebany —
odpowiedział, jakby to było coś oczywistego.
— Okej, zanim nastąpiła
ta konkluzja, musiało być coś wcześniej — zauważyła nieco prześmiewczo. To już
bardziej brzmiało jak Francuz. Eksperymentowanie i zatrzaśnięcie drzwi przed
nosem, kiedy robiło się zbyt poważnie.
Oliwier w odpowiedzi
znowu westchnął i wzruszył nieco bezradnie ramionami.
— Zaplanowaliśmy wypad
na majówkę, który ostatecznie się odbył… ale przed tym miałem jedną z tych
swoich jazd. Ogarnął mnie jakiś lęk, że to idzie za daleko, że to mnie
przeraża, że on na mnie liczy… a ja po prostu sobie nie ufam. To nie był
pierwszy raz, ale pierwszy po dłuższym okresie, kiedy było naprawdę zajebiście.
Ja wiem, że on jest przerażony, bo myśli, że mam wątpliwości, a ja nie zrobiłem
nic, żeby wyprowadzić go z błędu i… torturuję go, Klaudia — zakończył, kręcąc
głową i spojrzał gdzieś na ścianę.
Dębska obserwowała
policjanta przez chwilę w ciszy z uwagą, jak zwykle pod wrażeniem, że Francuz
tak po prostu to wszystko z siebie wyrzucił bez większych emocji. Co do tego,
że był jedyny w swoim rodzaju, nie miała żadnych wątpliwości.
— Dobrze. Po pierwsze
musisz mi… i sobie — dodała po chwili namysłu — odpowiedzieć na bardzo ważne
pytanie. Czego dotyczą te wątpliwości? — zapytała.
— Nie wiem… — mruknął.
— Coś mu obiecam, a potem się okaże, że gówno z tego wyszło? — bardziej zapytał
niż stwierdził.
— Co na przykład? — drążyła,
a kiedy Oli popatrzył na nią skonsternowany, dodała: — Co takiego miałbyś mu
obiecać?
— Że go nie zawiodę? —
odparł znowu z zawahaniem, a Klaudia ponownie zrobiła sobie kilka sekund
przerwy na analizę.
— Dobra, odwróćmy
sytuację. Wyobraź sobie, że to Denis ma jakieś wątpliwości. Co do ciebie
bardziej by przemówiło: gdyby obiecał ci, że ich nie ma, a mimo wszystko jego
zachowanie świadczyłoby o czymś innym, czy gdyby nic ci nie obiecywał, a swoim
zachowaniem pokazał, że stara się pracować nad waszą relacją?
Oli przewrócił oczami.
— No to wydaje się
oczywiste, ale sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana. Wiesz, nie pozbędę
się tej łatki typa, który przez całe życie żonglował innymi facetami. Denis
jest tego świadomy. Nie dziwię mu się, że nie może do końca mi zaufać, choćby
chciał, więc czuję się zobowiązany… — zrobił przerwę i przy okazji jakiś
niezidentyfikowany ruch dłonią w powietrzu. — Sam nie wiem, jakoś się
zadeklarować?
— I myślisz że to ci
wystarczy? Że jak sam się do tego przekonasz i mu coś obiecasz, to problem zniknie? — zapytała nieco pokrętnie.
— Chyba nie rozumiem —
przyznał.
— Oli, to nie Denis
potrzebuje zapewnienia, tylko ty — wyciągnęła śmiałą konkluzję, a Francuz
szybko jej zaprzeczył.
— Widzisz, to nie jest
prawda, bo ja wiem, że Denis sam by nie odszedł. W sensie w momencie, kiedy
byłoby między nami dobrze. Nie obawiam się tego, w ogóle, on jest…
— Nie, nie, nie —
zastopowała go Klaudia. — Ty potrzebujesz zapewniania od siebie. Potrzebujesz
zaufać samemu sobie — zobrazowała mu.
Oli milczał moment,
analizując słowa kobiety. Poczuł jakieś dziwne spięcie w mózgu i nie potrafił
tego zrozumieć. Z jednej strony to mu się wydało oczywiste… a z drugiej miał
wrażenie, że nie miał pojęcia, o co chodzi.
— Jak? — zapytał
wreszcie bezradnie.
— Chciałabym ci podać
jakiś przepis czy listę z podpunktami do odhaczenia… ale niestety sam musisz do
tego dojść — odparła z przepraszającą miną, a gdy dostrzegła zrezygnowane
spojrzenie Oliwiera, poczuła się zobowiązana jakoś bardziej mu to wytłumaczyć.
— To nic złego, że nie rozumiesz, czemu twój umysł reaguje w ten, a nie inny
sposób. Nikt nie nauczył cię, jak być pewnym siebie. Owszem, jesteś bardzo
pewny siebie jeśli chodzi o pracę i kontakty z innymi ludźmi, które nie
wymagają od ciebie, byś się emocjonalnie zaangażował — zaznaczyła — jednak nikt
ci nie pokazał, jak się odsłonić dla drugiego człowieka. Tego uczymy się od
naszych rodziców, w zdrowym środowisku. Ty nie miałeś tej szansy. Ty musiałeś
całe dzieciństwo żyć w napięciu i niepewności, bo nie wiedziałeś, co się
stanie. Dlatego teraz też nie potrafisz inaczej. Ten moment, o którym wspomniałeś,
że było przez dłuższy czas dobrze, jest dla ciebie czymś podejrzanym i nowym,
bo w twoim życiu było miejsce tylko na napięcie i ciągłe huśtawki. Twój ojciec
nigdy nie zapewnił ci tej stabilności, więc to normalne, że nie wiesz, skąd ona
się bierze i czujesz tę niepewność, że coś się może w każdej chwili stać.
Rozumiesz, do czego zmierzam? — zapytała na koniec delikatnie.
— Jestem taki jak mój
ojciec — stwierdził, a Klaudia po prostu nie mogła się nie zaśmiać. — Ja
pierdolę, całe życie obiecywałem sobie, że nigdy nie będę taki jak on.. a robię
dokładnie to samo! — powiedział, czując, jak wzbiera się w nim nieopisana
złość. — Może i nie napierdalam Denisa kablem od żelazka czy po prostu
pięściami, ale efekt jest ten sam. Moje jazdy sprawiają, że on nigdy nie wie,
co się stanie i żyje w napięciu. Każę go brakiem poczucia bezpieczeństwa… — tak
bardzo się rozpędził, że aż Dębska musiała go zastopować.
— Miałam na myśli,
żebyś spróbował znaleźć odpowiedź z pomocą specjalisty.
Oliwier odchrząknął
nieco wybity z transu.
— …ale fakt, można
uznać, że niejako skopiowałeś zachowanie swojego ojca. Jednak podkreślę, to nie
jest twoja wina. Postępujesz tak, jak cię tego nauczono. Teraz po prostu musisz
nauczyć się zdrowego wzorca. Wypracować swój własny sposób.
— To chyba nie dla
mnie. Miałem latem przez kilka miesięcy terapię i… no jakoś nie kliknęło. Nie
czułem, żeby ostatecznie mi to przyniosło jakąś korzyść. Rzuciłem to.
Klaudia aż wzniosła
ręce, by po chwili je bezsilnie opuścić.
— No nie mam siły do ciebie,
Oli — jęknęła. — Poszedł na terapię, przełamał się, dał sobie szansę na
stabilny związek, zależy mu na nim i jeszcze mi mówi, że on się do tego nie
nadaje… — pokręciła z niedowierzaniem głową, patrząc gdzieś w ścianę. Po chwili
skoncentrowała pełen dezaprobaty wzrok na Francuzie. — Ty jesteś po prostu zbyt
niecierpliwy — podsumowała. — Domyślam się, że Denis nawet o tym nie wie? —
zgadła, na co Oli wzruszył ramionami, co mimo wszystko było jednoznaczną
odpowiedzią. — A czy nie uważasz, że gdybyś powiedział mu o czymś takim, że
poszedłeś na terapię, czy że chcesz spróbować jeszcze raz, to czy to nie byłoby
idealnym dowodem na twoje zaangażowanie? — zadała, jej zdaniem, retoryczne
pytanie.
— A co jeśli to nic nie
da? — zapytał z obawą.
— A co jeśli wracając
do Warszawy będziesz miał wypadek i umrzesz? — odbiła szybko. — Widziałeś się
już z nim po powrocie?
— Nie… akurat wrócił na
weekend do domu, a ja stwierdziłem, że muszę to wykorzystać — mruknął
niechętnie.
— Świetnie. Zatem
opowiesz mu o tym, jak się spotkacie. Opowiesz mu, jak bardzo starasz się
wkładać w ten związek pracę i że musiałeś się spotkać ze mną, by poukładać w
głowie myśli — rozkazała mu, coraz bardziej bojowo nastawiona. Zresztą
wiedziała, że z Olim nie można postępować delikatnie, bo to on dla odmiany
stawał się kontrolujący.
— Obawiam się, że to
może być trochę mało jak na niemal dwa miesiące udawania, że wszystko gra —
zwątpił.
— No tak, bo ty byś od
razu chciał z grubej rury. To może mu się oświadcz? — parsknęła.
— Pojebało cię? —
obruszył się zaraz.
Klaudia tylko zaczęła
chichotać.
— Oli — zaczęła po
chwili z większą troską. — Znam cię już troszeczkę. Jesteś facetem, który lubi
wyzwania. Może zatem zamiast wątpienia w to, co masz do zaoferowania i że
jesteś niewystarczający… zacznij być wystarczający? — zasugerowała niewinnie,
ale gdy dostrzegła pełne powątpiewania spojrzenie Oliwiera, przewróciła oczami
i spróbowała po chwili z innej strony. — Gdyby w pracy ktoś ci powiedział, że
jesteś słaby, w tym co robisz, rozpętałbyś wojnę i udowodnił, że nie tylko nie
jesteś słaby, ale że jesteś zajebisty i nie ma lepszego od ciebie. Więc co?
Masz chłopaka, który za tobą szaleje i będziesz się tak po prostu miotał? To do
ciebie nie pasuje. Postaw na swoim. Pokaż, że nigdzie go nie puścisz — zażądała
pewnie, uznając, że może Francuza trzeba trochę podpuścić.
— Czy ty właśnie
próbujesz wjechać mi na ambicję? — zgadł bezbłędnie, na co Klaudia wzruszyła
niewinnie ramionami.
— Jeżeli nie masz
odwagi udowodnić tego Denisowi, udowodnij to mnie. Pokaż, że jak chcesz, to
możesz być najlepszy we wszystkim — sprowokowała go już tym razem jawnie.
— Jesteś niemożliwa —
uznał.
— Zrobię rozpytanie i
znajdę ci kilku polecanych psychoterapeutów w Warszawie, którzy nie pozwolą,
byś im wszedł na głowę — zdecydowała w odpowiedzi na jego komentarz.
— Może dam jeszcze
jakiemuś szansę — westchnął łaskawie i zaraz dodał poważnie: — ale przysięgam,
że jak usłyszę jeszcze cokolwiek o „wewnętrznym dziecku”, to będę strzelał bez
ostrzeżenia.
Dębska mimo wszystko
uśmiechnęła się triumfalnie i wychyliła po ciasteczko.
— Więc… — zaczęła z
pełną buzią. — Nie wystawię ci faktury, ale w ramach zapłaty podziel się
jakimiś ploteczkami.
Oli sam wpierw
poczęstował się słodkim wypiekiem, a potem zastanowił się przez chwilę, ile
chce zdradzać i co chce zdradzać. W tym aspekcie niewiele się zmieniło. Ufał
Klaudii, w końcu przejechał dla niej te dwieście kilometrów, jednak mimo
wszystko jego wizyta miała konkretny cel. Klaudia była tego w pełni świadoma i
raczej nie miała tego Francuzowi za złe, jednak mimo wszystko, skoro już tu
był, może wcale nie najgorszym pomysłem było nadgonienie rocznych zaległości.
Trochę się przełamał i
uchylił rąbka tajemnicy. Nie zdradzał zbyt wielu prywatnych szczegółów, ale
Dębska i tak najbardziej zainteresowała się jego pracą, ponieważ, bądź co bądź,
sam opierał się w niej na psychologii. To było niesamowite, że tak dobrze
potrafił czytać innych i to jeszcze w jakichś ekstremalnych warunkach, ale gdy
przychodziło do słuchania wewnętrznego głosu, słyszał ciszę.
Dlatego właśnie
potrzebował dziś Klaudii. Nie mógł zobaczyć się z Denisem tak po prostu, bo był
przekonany, że to spotkanie skończyłoby się źle. Znowu zrobiłby coś nie tak,
znowu utwierdziłby Armińskiego w przekonaniu, że niczego nie jest pewny i
byliby zmuszeni do trwania w tej niedoli, aż w końcu któryś z nich by
ostatecznie nie wytrzymał.
Nie był naiwny i zdawał
sobie sprawę, że to pozytywne nastawienie, w jakie udało się go wpędzić
Klaudii, to była zasługa emocji, adrenaliny i po prostu potrzeby zmiany. To nie
było coś, co zostało mu dane i od teraz miało się wszystko poprawić. O nie,
nie. Najtrudniejsze wciąż było przed nim i nadal miał w głowie, że do mety była
daleka i kręta droga, jednak kobieta skutecznie najechała na jego ambicję. To
była jawna prowokacja i miała szansę zadziałać. Oli raczej nigdy nie czuł
potrzeby, aby cokolwiek komukolwiek udowadniać i nie dawał się nabrać na takie
pułapki… chyba że sam czuł, że nie staje na wysokości zadania. Jeżeli nie był w
czymś najlepszy, zaczynał się denerwować.
Zdecydowanie nie był
najlepszym partnerem i gdyby usytuować go w jakimś rankingu, to znalazłby się
na jakimś odległym, poniżej średniej, miejscu. A bycie przeciętnym, w
czymkolwiek, nie było w stylu Oliwiera. Dlaczego zatem się poddawał? Dlaczego
nie działał według sprawdzonego schematu, by nad sobą pracować? To znaczy
odpowiedź była prosta: chodziło o Denisa, z którym trzeba było obchodzić się
ostrożnie… ale ostrożnie zdawało się
nie działać, więc może nadeszła pora, by trochę zaryzykować?
Obawiał się, że nie
stanie na wysokości zadania i zawiedzie Denisa, bo jest niewystarczający,
trochę upośledzony emocjonalnie i zbyt samolubny, by znać istotę życia w
kompromisie. Jednak chyba przyszła pora, by zmienić taktykę. Może i był
niewystarczający i nieokiełznany w tym romantycznym sensie, bo ewidentnie
najlepiej sprawdzała mu się mieszanka przyjemności i bólu, ale…
Będzie wystarczający.
Nie będzie już się cofał.
Jeśli to z Denisem
miało nie wyjść… to niech przynajmniej świat stanie w płomieniach, bo
odchodzenie po cichu nie było w stylu Oliwiera.
***
To było bardzo trudnych
kilka dni. Ilość emocji, które nim targały, doprowadziły w końcu do tego, że
kiedy wczoraj wieczorem padł, tak podniósł się dopiero teraz, o trzynastej. Ledwie
pamiętał, co się działo. Wiedział tylko, że w pewnej chwili ciężar, który na niego
spadł, po prostu go przygniótł i nie był w stanie sam się pozbierać. Zadzwonił więc
do taty, który mimo iż był akurat w Berlinie, jeszcze tego samego dnia się przy
nim zmaterializował i takim sposobem Denis leżał właśnie w swoim starym pokoju,
w Grabówce. Do środka wpadały delikatnie promienie słoneczne i panowała błoga
cisza, przerywana jedynie momentami przez ćwierkanie wróbla, który usiadł na
parapecie i zaglądał przez okno.
Chłopak przeciągnął się
z jęknięciem, przekręcił na plecy, pogapił jeszcze chwilę w sufit, po czym tak
po prostu naszła go ochota, by wstać. Nie chciał być tu sam, mając świadomość,
że cała jego rodzina jest tak blisko. Odpoczął, trochę zrestartował umysł, a
teraz chciał się znaleźć bliżej nich wszystkich, chciał wykorzystać ten czas.
Wstał więc z jakimś
przyjemnym ciepłem na sercu i bez tego ogromnego ciężaru, który zwykł czuć
przez ostatnie dwa tygodnie. To była miła odmiana, mimo iż okoliczności wcale
się nie poprawiły. Chyba chodziło o to, że teraz po prostu mógł się na kimś
oprzeć i nie musiał trzymać tego całego nieszczęścia tylko dla siebie. No
dobra, jednak część trzymał tylko dla siebie, bo nikomu nie zamierzał
przyznawać się, jakie świństwo zrobił Oliwierowi. To i tak był cud, że nikt nie
zauważył na tamtej imprezie, jak znikł z tym całym… Tomkiem.
— Cześć, kochanie! —
zawołała Ala, kiedy tylko dostrzegła, jak Denis schodzi z piętra. Akurat
wychodziła z łazienki z koszem pełnym świeżo wypranych ubrań. — Jesteś głodny?
W sumie zaraz będę zabierać się za obiad, ale to jeszcze potrwa, więc może
przygotuję ci chociaż jakieś tosty? — zapytała zaraz, na co chłopak przytaknął
z delikatnym uśmiechem. — Okej, chłopaki są na zewnątrz, jak chcesz, to idź,
przyniosę ci, gdy będzie gotowe — poleciła, na co i tym razem Denis zgodził
się, dziękując przy okazji.
Gdy przechodził przez
salon, na kanapie zastał Olę, która leżała ze stopami na stoliku, w tle grał
telewizor, ale dziewczyna przeglądała coś ze znudzoną miną w telefonie. Gdy
jednak dostrzegła Denisa, uśmiechnęła się i zawołała:
— Cześć, brat!
— Siemka — odparł z o
wiele mniejszym entuzjazmem, ale nadal się uśmiechał i przybił jej piątkę, bo
gdy akurat ją mijał, ta wystawiła rękę.
Następnie udał się
wprost na taras i gdy tylko wystawił na niego stopę… zaatakował go Tonto. A po
nim czwórka pozostałych psów, które zarażone entuzjazmem najmłodszego ze stada,
też zaczęły podskakiwać, jednak przy ich gabarytach, zapanowanie nad nimi było
o wiele trudniejszym zadaniem.
— Hej, na miejsce! —
zagrzmiał Marcel, przywołując swoje psy do porządku, a te posłusznie
pozajmowały swoje miejsca na tarasie. Został jedynie Tonto, który rozejrzał się
nieco zdezorientowany, nie wiedząc, co ma zrobić, bo choć znał tę komendę, to
nie widział nigdzie swojego kocyka, a dodatkowo pan mu się nie zgadzał.
Denis uśmiechnął się na
to rozczulony, po czym przykucnął i jeszcze trochę pomiział psa, po czym zajął
jeden z wolnych foteli, a Tonto położył się zaraz przy nim.
— Odpocząłeś? — zapytał
po chwili luźno Marcel.
— Nie pamiętam, kiedy
ostatnio tyle spałem — przyznał Denis. — Potrzebowałem tego — dodał i wyciągnął
się wygodniej, ale kiedy dostrzegł, że w takiej pozycji jego stopa wystaje poza
dach, który dawał cień, i jest teraz wystawiona na promieniowanie słoneczne…
szybko ją cofnął, przełykając ślinę. Czerniak był przecież nowotworem, którego
rozwojowi sprzyjało światło słoneczne. To był odruch, który tak po prostu
samoczynnie pojawił się w głowie Denisa i póki co nie miał nawet siły z nim
walczyć.
— Zasłużyłeś na
porządny odpoczynek. Zresztą obaj zasłużyliście. Trzeba nie lada dyscypliny,
żeby zmuszać się do nauki, kiedy na zewnątrz taka piękna pogoda — podsumował
Marcel.
— Ta, powiedz to mojemu
profesorowi od matmy, który wymyślił sobie egzamin o ósmej rano pierwszego
lipca — mruknął Wiktor, po czym dodał z obrzydzeniem: — w poniedziałek.
— Dasz radę. Pamiętaj,
wpierw mnożenie i dzielenie — uśmiechnął się serdecznie Marcel.
— Dzięki, tato. Od razu
mi lepiej — parsknął Wiktor.
— Że też się nauką
zacząłeś przejmować… — Najstarszy Armiński pokręcił głową. — Ta dziewczyna ma
na ciebie zły wpływ — wydedukował, na co nawet Denis się zaśmiał.
— No cóż, to ja się idę
dalej staczać, a wy się ze mnie śmiejcie. — Zamachał wymownie jakimiś
notatkami, po czym wrócił do środka. Nie wiedział w sumie nawet po co je wziął
z Warszawy, bo od kilku dni tylko je nosił, a nawet w nie nie zajrzał. Chyba
łudził się, że samo trzymanie ich przy sobie coś da.
— Zastanowiłeś się już?
— zapytał po kilku chwilach Marcel, gdy został z Denisem sam. — Może zostań
jeszcze w domu? Zawiozę cię we wtorek rano na egzamin, nie przejmuj się —
powtórzył swoją propozycję ze wczoraj. Wiktor musiał wrócić dzisiaj, by zdążyć
na jutrzejsze zaliczenie, ale Denis miał swój egzamin dopiero we wtorek o
dwunastej, a Marcel zaoferował, że sam go zawiezie, żeby nie musiał tłuc się
pociągiem. Wewnętrznie nawet wolał, by jego syn został jeszcze ten dzień i dał
sobie jeszcze chwilę na wytchnienie, ale nie chciał mu niczego narzucać. Po tej
bombie, jaka spadła na ich rodzinę w czwartek, wszyscy zasłużyli na reset… ale
też zupełnie normalnym było, że wszyscy chcieli jak najszybciej wrócić do
swoich obowiązków, bo w ten sposób mogli szybciej wrócić do życia codziennego.
Marcel nawet nie brał pod uwagę możliwości, że ich rzeczywistość mogła się
zmienić.
— Pojadę z Wiktorem.
Oli wrócił wczoraj i muszę oddać mu Tonto… i z nim porozmawiać — wyjaśnił nieco
niezręcznie, a starszy mężczyzna tylko pokiwał głową na zgodę, bez żadnego komentarza.
Mimo wszystko po chwili ciszy zapytał jeszcze bardziej niezręcznie od Denisa:
— A… jak tam się między
wami układa?
Chłopak odchrząknął,
czując, jak cały się spina. To, że nie chciał za bardzo rozmawiać o Francuzie z
ojcem, to była jedna kwestia. Zupełnie czym innym był fakt, że Denis obecnie
czuł się jak największy oszust, bo wszyscy przez ten weekend mu nadskakiwali i
uważali go za jakieś biedactwo, a
tymczasem nikt nie mógł podejrzewać, że zrobił
coś tak ohydnego policjantowi. Tak czy inaczej nie pozostawało mu robić nic
innego, jak dobrą minę do złej gry.
— W porządku — odparł
oszczędnie, choć po chwili dotarło do niego, że nie przekonałby takim
argumentem nawet pięcioletniego dziecka, więc dodał jeszcze: — Znasz go.
Czasami musi pobyć sam i teraz, jak wyjechał na to szkolenie, to delikatnie od
siebie odpoczywamy, ale ogólnie jest dobrze — skłamał i nawet nie wiedział, czy
Marcel kupił takie wyjaśnienie, czy po prostu postanowił bezpiecznie się
wycofać.
— Rozumiem. —
podsumował tylko, po czym zmienił temat. — W razie czego wiesz, że wystarczy
jeden telefon i przyjeżdżam — przypomniał.
— Wiem, dzięki, tato —
odparł z ulgą Denis, uśmiechając się słabo.
— To tylko tydzień.
Pozaliczasz wszystko do końca, a potem wrócicie i wszyscy razem odpoczniemy.
Czuję, że to będzie fantastyczne lato — zdradził swoją jak zwykle
entuzjastyczną wizję Marcel.
— Obyś miał rację —
westchnął chłopak.
— Mam. Zresztą
słyszałeś, co mówił lekarz. Naciek jest minimalny, a węzły chłonne nie są
powiększone. Badanie histopatologiczne na pewno potwierdzi, że nie ma
przerzutów. Niedługo o tym zapomnimy — przekonywał starszy Armiński, na co
Denis znowu jedynie słabo się uśmiechnął. Jemu samemu jakoś ciężko było
zachować optymizm w danej sytuacji.
Kiedy w czwartek tata
do niego przyjechał, musiał go uspokajać pół wieczoru, bo co kilkanaście minut
miał napady paniki, płaczu i… innych dziwnych stanów. Gdy w piątek Denis się
obudził, okazało się, że Alicja była w drodze do Warszawy, a Marcel podzwonił
po znajomych, znalazł najlepszego chirurga onkologa w Warszawie i po kilku
godzinach byli już razem w jego gabinecie z wynikami wykonanej wcześniej
histopatologii.
Profesor Orłowski nie
starał się ich pocieszać, a jego podejście było stonowane, jednak powiedział,
że z taką zmianą Denis ma bardzo duże szanse na pełne wyleczenie. Według
przyjętej klasyfikacji zaawansowania klinicznego usunięta zmiana
charakteryzowała się grubością nacieku przekraczającą delikatnie jeden milimetr
z nieznacznym owrzodzeniem, dlatego doktor podjął decyzję, że trzeba „dociąć”
bliznę po biopsji — czego dokonał zresztą w trakcie tej samej wizyty — wykonał
USG węzła wartowniczego, a także kolejną
biopsję, bo choć ten nie był powiększony, to mimo wszystko mogło dojść do
mikroprzerzutów [1].
Teraz Denisowi znowu
pozostawało czekanie. Dwa długie tygodnie życia w niepewności, bo jeśli nie
miał przerzutów, jego życie miało szansę wrócić do normy, jeśli jednak nowotwór
zdążył się rozsiać…
Potrzebował przyjechać
do domu, do Grabówki, gdzie były jego siostry, mama serwowała kulinarne
arcydzieła, a Wiktor zachowywał się tak, jakby to było tylko przeziębienie i
Denisowi nic nie miało prawa się stać.
To naprawdę mu pomogło.
Poczuł się zaopiekowany, kochany i po prostu ważny. Rodzina dała mu tyle
nadziei, że zdołał nawet zagłuszyć te przeogromne wyrzuty sumienia, jakie
dręczyły go od momentu, w którym zdradził Oliwiera.
A potem nastał sobotni
wieczór, Denis popełnił kardynalny błąd i zaczął… czytać.
Jego wstępne wyliczenia
wskazywały, że zostały mu jakieś trzy tygodnie życia i nie ma absolutnie żadnej
szansy na poprawę. Czerniak był trudnym przeciwnikiem. W Polsce jedna na trzy
osoby, która zachorowała na czerniaka, umierała. Tylko wczesne wykrycie dawało
szanse na wyleczenie. Denis dowiedział się, że choć jego zmiana miała ledwie
ponad milimetr grubości, to już mogła być śmiertelnie niebezpieczna, a
rokowania znacząco pogarszały się z każdym kolejnym milimetrem nacieku.
Czerniak wrastał do naczyń krwionośnych, infekując najbliższy węzeł chłonny,
zwany wartowniczym, a potem rozsiewał się po całym organizmie, najczęściej
tworząc przerzuty do płuc i mózgu. Rokowania dla osób z przerzutami nie były
optymistyczne: chemioterapia w przypadku czerniaka praktycznie nie przynosiła
rezultatów, a radioterapię stosowano w leczeniu paliatywnym, czyli kiedy
najczęściej pacjent znajdował się w stadium nieuleczalnym [2].
Zmiana Denisa zdążyła
nacieknąć… niewiele, ale jednak. To mimo wszystko nie pozwalało być mu na tym
etapie entuzjastą, zwłaszcza po tym, czego się naczytał. Po prostu się bał, ale
nie od razu tego, że umrze. Bał się, że jego życie wywróci się do góry nogami,
być może będzie musiał zrezygnować ze studiów, a szpital stanie się jego drugim
domem. Nie chciał tego. Nie czuł się gotowy na taką walkę. Chciał skupić się na
Oliwierze, jakoś go przeprosić, może jakimś cudem wybłagać, by go nie
zostawiał… ale nie chciał walczyć o własne życie.
Zresztą na razie nie
chciał nic powiedzieć Oliwierowi. A przynajmniej dopóki nie przyzna mu się do
zdrady. Nie mógł pozwolić, by Oli patrzył na niego jak na ofiarę i by nie daj
Boże został z nim z litości. Denis chciał przyjąć karę i miał nadzieję, że
zdąży, nim ewentualnie jego sytuacja drastycznie się pogorszy.
Poza rodzicami,
siostrami i Wiktorem nikt jeszcze nie wiedział o jego sytuacji i Denis wolał,
aby póki co tak zostało. Musiał się z tym wpierw oswoić sam. Nie chciał, by
ludzie mu współczuli i pocieszali go. Czuł, że musi się zaadaptować do tych
okoliczności, nim ktokolwiek spróbuje na niego wpłynąć.
Póki co pozostało mu
spróbował rozwiać czarne chmury nad głową i cieszyć się tymi kilkoma godzinami,
jakie mu zostały przed powrotem do Warszawy. Walące się życie, walącym się
życiem, ale egzaminy same się przecież nie pozdają.
— Ale to jest dobre —
mruknął Wiktor, kiedy po obiedzie siedzieli całą rodziną na tarasie, zajadając
się szarlotką Ali. — Prawie tak dobre, jak Tosi — dodał z pełnymi ustami, za co
został obdarowany stosownym spojrzeniem przez matkę, a reszta zamilkła.
— Wygląda na to, że to
nie Denis umrze pierwszy… — mruknęła pod nosem Olka, co usłyszała jedynie Ada i
sam Denis. Ada walnęła wymownie siostrę w ramię i posłała jej piorunujące
spojrzenie, natomiast Denis parsknął. Mimo wszystko uważał ten komentarz za
naprawdę dobry żart.
— Prawie? — powtórzyła
ostrzegawczo Alicja, jakby chciała dać Wiktorowi do zrozumienia, że ma jeszcze
szansę, żeby się wycofać z tej deklaracji.
— Synu, czy ty chcesz
zostać wydziedziczony? — wyszeptał konspiracyjnie Marcel.
— Słowa mu się
poprzestawiały. Zapewne miało być „Tosi prawie jest tak samo dobre” —
zaproponował rozbawiony Denis.
— O, to to — podchwycił
Wiktor, potulniejąc.
Alicja mierzyła go
przez moment przenikliwym spojrzeniem, aż w końcu zaoferowała:
— Może moglibyśmy w
końcu poznać tę słynną Tosię? Mogłabym ją nauczyć jak piec dobre ciasta — dodała na koniec
złośliwie.
— Trup ścieli się gęsto
— podsumowała Ola, dalej brnąc w czarny humor.
— Albo… — zaczął
Wiktor, po czym zamilkł i dało się dostrzec, że właśnie wymyślał alternatywę
dla propozycji matki — Denis, tato — wycedził i spojrzał to na jednego, to na
drugiego, licząc, że go jakoś uratują.
— Najlepsza szarlotka
na świecie, przeszłaś dziś samą siebie, kochanie — odpowiedział Marcel, a kiedy
poczuł na sobie pełne pretensji spojrzenie Wiktora, dodał tylko konspiracyjnie:
— Ja tu mieszkam i nie mam zapędów samobójczych.
— Gada głupoty po
prostu, to ze stresu przed egzaminem — wyjaśnił Denis.
— Tak, totalnie stres —
potwierdził przymilnie drugi bliźniak.
— A tak poważnie, może
zaprosisz ją jakoś w wakacje? — Ala przybrała bardziej zwyczajny ton, a Wiktor
wypuścił ciężko powietrze. Zrozumiał, że nie powinien był w ogóle podpuszczać
rodzicielki, ale mimo nie potrafił się powstrzymać. No to teraz miał za swoje.
Denis przyglądał się
rozbawiony, jak jego brat się miota. W jego głowie zakiełkowała myśl, że w tej
chwili nie chce się stąd ruszać. Tu było bezpiecznie, tak swojsko i ciepło. Tu
byli wszyscy, których kochał. To była przystań, do której można było uciec, a
problemy zostawić gdzieś za sobą. Chociaż na chwilę.
Powrót do Warszawy
wiązał się z powrotem do brutalnej rzeczywistości, w której musiał zmierzyć się
z konsekwencjami swoich głupich decyzji i żyć w napięciu, że to może być
dopiero początek jego problemów.
Mimo wszystko ucieczka,
choć kusząca, nie wchodziła w grę. Wyrządzonej szkody co prawda nie dało się
naprawić, to jednak Denis nie potrafił tak po prostu się poddać. A przynajmniej
jeszcze nie. Ochłonął, uspokoił się i czuł, że musi działać. Bezczynność nie
wchodziła w grę. Nagle zaczęła go przerażać. Nie mógł tak po prostu wzruszyć
ramionami i powiedzieć, że „czas pokaże”. Teoretycznie żaden człowiek nie mógł
wiedzieć, ile czasu mu zostało, bo życie mogło skończyć się w dowolnym,
najczęściej niezależnym od nikogo momencie, ale Denis jednak od kilku dni żył
ze świadomością, że jego czas mógł być ograniczony.
Nie miał w planach
umierania. Pomimo obaw, wewnętrznie miał głęboką nadzieję, że zdążył zareagować
w samą porę i dzięki temu będzie mu dane przeżyć długie, piękne życie, wraz ze
wzlotami i upadkami, z tymi szczęśliwymi chwilami i z najbardziej dołującymi, u
boku Oliwiera czy też nie, w Warszawie, Białymstoku czy Buenos Aires, w pełnym
zdrowiu lub z delikatnymi potknięciami… ale chciał po prostu żyć i chciał
wycisnąć z tego życia, ile tylko mógł.
_________________
[1]. CZERNIAK to może być TO. Sprawdź TO, https://www.raknroll.pl/czerniak/ (dostęp: 29.04.2021 r.) - jest to jedno ze źródeł, na którym bazowałam, moim zdaniem wszystko na tej stronie jest wytłumaczone najbardziej przyswajalnym językiem (pewnie ze względu na to, że to kampania).
[2]. Czerniak złośliwy skóry - Melanoma malignum - klasyfikacja i leczenie, https://www.onkonet.pl/dp_czerniakzs2.php#menu53 (dostęp: 29.04.2021 r.) - tu trochę więcej medycznej terminologii, ale może stanowić fajne rozwinięcie, po zapoznaniu się z materiałami z kampanii z linku powyżej.
Cześć!
Miałam trochę zwłoki, ale już jestem z nowym rozdziałem - tak wcześnie w ciągu dnia, bo znikam na weekend. :)
Na początek czuję się zobowiązana wspomnieć, że nie posiadam wiedzy specjalistycznej i choć przewertowałam multum publikacji naukowych (te dwa linki wyżej to tylko wierzchołek góry lodowej i po prostu najbardziej mi podpasowały, by oprzeć na nich zawarte w rozdziale opisy) i czuję się w miarę doinformowana, to liczę się z tym, że mogłam palnąć jakąś głupotę bądź palnę ją w którymś z przyszłych rozdziałów. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, to w końcu gejowskie opowiadanie, a nie praca dyplomowa :D W każdym razie, jeżeli widzicie gdzieś błąd i wiecie, że się wyłożyłam, śmiało dawajcie znać.
Co do samego rozdziału - Oli jak widać się "obudził" i wcale nie chce rozstawać się z Denisem, wręcz przeciwnie, ma ochotę o niego walczyć. Biedak jeszcze niestety nie wie, że w ostatnim czasie w życiu Denisa zaszło sporo zmian. Jak obstawiacie reakcję Oliego - zarówno na zdradę i chorobę?
Denis za to wrócił na chwilę do domu i jak widać, ewidentnie tego potrzebował. Musiał odpocząć i trochę pomyśleć. Zdał sobie sprawę, że ma jeszcze sporo rzeczy do załatwienia... a jego czas może być ograniczony.
To tyle ode mnie, do zobaczenia w kolejnym rozdziale :)
Witaj, czekałam na konfrontacje Oliwiera i Denisa A tu odwiedzone w czasie. Jak na torturach. Gdy będę czytała to poźniej to pewnie będzie ok ale teraz masakra CZCĘ CHŁOPAKÓW JUŻ ładnie proszę ��
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńPrzez to, że przegapiłam poprzedni rozdział, mam wrażenie, że dodałaś je dzień po dniu. XD Ale i tak bardzo szybko się uwinęłaś, widać, że Twoja wena zrobiłam mocny powrót. :D
Jeśli chodzi o tę pierwszą część dotyczącą Oliwiera, to parsknęłam mocno, gdy on powiedział, że „jest zjebany”. To było zabawne, z jednej strony, a z drugiej to słowo tak dobrze oddaje Oliwiera, że już chyba nie ma dla niego lepszego określenia. No on naprawdę jest zjebany. Wiem, że to wynika z wielu nieprzyjemnych doświadczeń i jego życia, no ale nie mogę, to tak świetnie pasuje. XDDD To była wyjątkowo odkrywcza scena dla mnie. :D Fajnie, że udało się wpleść Klaudię, jakby nie patrzeć dość sporo się jej przewijało w poprzedniej części, więc to taki miły powrót do korzeni. Podoba mi się całkiem stanowisko Oliwiera, tak niby podejrzewałam, że był mocno świadomy tego, że pierdoli sprawę na całej linii, ale zastanawiałam się, czy będzie miał odwagę coś z tym zrobić. Jednak miał i dobrze. Ciekawe, jak przyjmie rewelacje Denisa.
Co do drugiej części, to bardzo mi się podobała. <3 Kurczę, wiem, ze rodzina Armińskich nie jest głównym tematem całego opowiadania, ale ta rodzina jest taka fantastyczna, że jak tylko się pojawiają, to mi się mordka cieszy. :D Marcel i to jak przyjął tę sytuację na klatę jest po prostu fantastyczne! ♥ Dobrze, że Denis, cokolwiek się nie wydarzy, zawsze będzie miał wsparcie z jego strony.
Co do Twojego pytania o reakcję Oliwiera… Myślę, że chorobą mocno się przejmie, to jest dla mnie oczywiste. Obawiam się trochę, czy brak kontroli nad tą sytuacją go nie przerazi, ale czuję, że na pewno go to uderzy.
Co do zdrady, to mam kompletną pustkę. Oliwier jest tak specyficzną postacią, że ciężko mi coś obstawiać. Myślę, że jak wyrzuci Denisa na zbity pysk, to nie będę zaskoczona. Ale z drugiej strony, jak przyjmie to jakoś względnie dobrze i nie będzie chciał rezygnować z tego związku, to też będzie to dla mnie zrozumiałe. Za tą postacią strasznie ciężko trafić, zawsze jak myślę, że już wiem, czego mogę się po nim spodziewać, on coś odwali. XD Dlatego też jestem niezwykle ciekawa, jak właśnie podejmiesz i poprowadzisz ten wątek.
Dzięki, że przyjęłaś mój wniosek spod poprzedniego rozdziału do rozpatrzenia! XD
Ściskam mocno, przesyłam weny i dziękuję za pracę, którą wkładasz w pisanie tego opowiadania (ten profesjonalny research, super!) <3
Hej, a mi się wydaje że Oli przebaczy Denisowi bo zrozumie że nie tylko on popełnia błędy. Może nawet to sprawi że bardziej uwierzy w siebie. Bo przecież oprócz głupich, destrukcyjnych przemyśleń Oli nic nie zrobił w przeciwieństwie do Denisa. Może dzięki temu będzie lepszym, silniejszym partnerem . I będzie solidnym oparciem dla Denisa w czasie choroby.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hej. Nasz Olis był w tym rozdziale bardzo rozmowny. Dobrze ,że chce się dalej naprawiać i się nie poddaje na jakiś swój pokrętny oliwerowy sposób. Mam nadzieję ,że to rzucone wyzwanie pobudzi go do działania. Co do Armanskich to ich uwielbiam ,nie dziwi mnie fakt, że Denis znalazł się u nich. Nie ma co oszukiwać najbezpieczniej zawsze tam gdzie czujemy się najbardziej kochani i bezpieczni, a posiadanie znajomości to w tych czasach ważna rzecz;). Jeżeli zaś chodzi o zdrade Denisa, to muszę się przyznać ,że mam mieszane uczucia . Po pierwsze uwielbiam Denisa i nie pomyślała bym,że może on zdradzić. Po drugie po alkoholu ,to różnie bywa z człowiekiem,ale wydawało mi się ,że jednak człowiek ma jakąś analizę i gdzieś rejestruje czy robi dobrze czy źle . Po trzecie uwielbiam Denisa i nawet wiedząc ,że zdradził to i tak dalej go uwielbiam. Zmierzam do tego ,że za zdradę Denisa będzie się karał Oli . Będzie uważał ,że to wszystko przez niego ,że Denis nie wytrzymal presji i ,że jest najgorszym partnerem jaki może być. Wydaje mi się ,że zostawi Denisa i będzie cierpiał w samotności. Chociaż liczę na to ,że się grubo mylę i że mimo tych wszystkich rzeczy ,którymi Oli będzie siebie karał,to nie zostawi Denisa tylko zacznie się starać i później jak się dowie że Denis jest chory to będzie szczęśliwy, że go jednak nie zostawił. Pozdrawiam w.
OdpowiedzUsuńDroga autorko, kiedy uszczęśliwisz nas rozdziałem ? Pozdrawiam i niecierpliwie czekam.
OdpowiedzUsuńHej!
UsuńJestem i pamiętam o Was :)
Miałam niestety super stresujący tydzień i nie mogłam się skupić na pisaniu, ale w sumie 3/4 rozdziału miałam już wcześniej gotowe, więc myślę, że w nadchodzącym tygodniu wrzucę :)
Witaj. Może dziś jakiś prezent ?
OdpowiedzUsuńHej! Dawno takich długich przerw nie było. Może cokolwiek nawet jeśli cdn ? Pozdrawiam i dużo weny, czasu i cierpliwości do niecierpliwych czytelników :)
OdpowiedzUsuńMy nadal tu jesteśmy, wspieramy i czekamy 😁 pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej, pamiętam o Was i dzięki, że pamiętacie o mnie! :)
OdpowiedzUsuńMiałam mały kryzys twórczy, ale wczoraj wreszcie ruszyłam i mam nadzieję na dniach dodać rozdział.
Proszę o jeszcze moment cierpliwości:)
Witam. Czy może wrzuciłaś rozdział Tylko ja go nie widzę? Na Wattpadzie niby aktualizacja 2 dni temu ale brak rozdziału. Może to tylko błąd systemu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie wrzucałam nic, a wattpad i powiadomienia to zagadka - nigdy nie zrozumiem, jak to tam działa :D
UsuńDziękuję za informację. Czaruję jak na gwiazdkę. I to chyba projekcja moich myśli, że podsyła co chcę chochlik jeden. Pozdrawiam
UsuńWitaj. Kiedy wrzucisz rozdział bo doczekać się nie mogę. Już miesiąc ponad. Może coś na ochłode słonecznych dni ?
OdpowiedzUsuń