7 maja 2021

Francuski piesek 2: Rozdział 22

 Długie, piękne życie


30 czerwca 2019

Kiedy tylko usłyszała pukanie do drzwi, podbiegła do nich na palcach, cała podekscytowana. Może i powinna bardziej się opanować, by nie pokazywać swoich emocji w tak oczywisty sposób, jednak sytuacja jej na to pozwalała. Mogła być podekscytowana i zaintrygowana jednocześnie, bo w końcu minął rok odkąd ostatnio się widzieli, a wizyta mężczyzny była niespodziewana. Po prostu zadzwonił do niej dzień wcześniej, że będzie w Białymstoku i chciałby wpaść.

— Oliwier — powiedziała z serdecznym uśmiechem, kiedy tylko otworzyła drzwi i ujrzała przed sobą policjanta, który jak zwykle wyglądał dobrze. Ciemnoszary t-shirt ładnie podkreślał jego muskularne, teraz nieco bardziej opalone, ramiona, zarost był równomiernie przystrzyżony, a różnobarwne tęczówki pewnie ją obserwowały.

— Cześć — przywitał się, uśmiechając się w ten sposób, w jaki tylko on potrafił. Niby subtelnie, było widać, że to był uśmiech, ale jednak każdy od razu był w stanie rozpoznać, że to nie był uśmiech serdecznego, przyjaznego człowieka, ale jednocześnie jakimś sposobem wzbudzał zaufanie.

— Cześć, zapraszam — odparła, usuwając się z przejścia i gestem ręki nakazał mężczyźnie wejść do środka. — Jak tam Hiszpania? — zagadała od razu.

— Słoneczna, jak widać — odpowiedział zgodnie z pierwszym skojarzeniem. Nie pamiętał, kiedy się tak ostatnio opalił. Nadmorski klimat Malagi jednak robił swoje. Słońce w pewnej chwili chwytało go tak mocno, że aż zaopatrzył się w krem z filtrem. W końcu nigdy nic nie wiadomo.

— Takiemu to dobrze, nie dosyć, że wysyłają go na fajnie szkolenie, to jeszcze w fajnym miejscu — westchnęła z udawaną zazdrością.

— Nie będę ukrywał, to było zaskakująco przyjemne doświadczenie — przyznał szczerze. Już bywał na międzynarodowych szkoleniach, jednak pierwszy raz został wysłany na szkolenie organizowane przez organizację, która stricte zrzeszała jednostki specjalne w całej Europie. Poziom i ogrom wiedzy zaserwowane przez Forum Negocjatorów Atlasu były imponujące. Oli czuł, że to był dobrze wykorzystany czas i faktycznie będzie mógł wykorzystać w pracy nowo nabyte umiejętności.

— Bardzo się zatem cieszę. Widać gołym okiem, że zmiana kwalifikacji wyszła ci na dobre — pochwaliła z serdecznym uśmiechem. — To co? Zrobię nam kawę i powiesz mi, co się stało, że zaszczyciłeś mnie swoimi towarzystwem? — zaproponowała i przyjrzała się uważniej blondynowi.

— Brzmi jak dobry plan — zgodził się, po czym swobodnie zajął miejsce w wygodnym fotelu i zaczął się niespiesznie rozglądać. Nigdy tu nie był. Zawsze spotykał się z Klaudią w jej gabinecie i ze dwa razy złapali się gdzieś na mieście, ale jako że ich relacja była głównie służbowa, to nie trzymali się bliżej poza pracą. Teraz sytuacja była jednak inna. Oliwier desperacko, zajebiście desperacko, potrzebował, by ktoś go wysłuchał, a Dębska była jedyną osobą, która potrafiła skutecznie rozłożyć jego psychikę na czynniki pierwsze, była profesjonalistką… i po prostu ją lubił. Czuł się trochę nieswojo, kiedy do niej dzwonił, po tym jak praktycznie przez rok nie odezwał się do niej słowem, jednak kobieta z chęcią zgodziła się z nim porozmawiać.

— To chyba świeża sprawa? — skinął wymownie na jej dłoń, na której błyszczał pokaźny diament, kiedy tylko wróciła z dwoma filiżankami kawy.

— Tak jakby — odparła, oglądając się przez ramię i udała się jeszcze raz do kuchni, skąd po chwili wróciła z talerzem pełnym ciasteczek. — Oświadczył się w walentynki, klasycznie — wyjaśniła z uśmiechem.

— To ten… Wojtek? Dobrze pamiętam? — zastanowił się. Kojarzył, że Klaudia miała jakiegoś partnera, ale nic ponad to. Nie mieli tendencji do rozmawiania o jej życiu prywatnym. Czasem coś tylko napomknęła, ale Oli wiedział, że robiła to, by wzbudzać zaufanie osób, które do niej przychodziły. Chciała wypadać na autentyczną.

— Tak. Namyślił się w końcu — uznała z udawaną pretensją. — Ale, koniec o mnie. Przyjeżdżasz do mnie po roku, prosto z Hiszpanii — zauważyła. — Co takiego nawywijałeś? — spytała zaintrygowana.

— A ty jak zwykle uważasz, że to ja coś musiałem nawywijać — wytknął jej, nieco obrażony, zaraz jednak pokręcił głową.

— Mylę się? — popatrzyła na niego pewnie, a Oli westchnął głośno.          

— Trochę nawywijałem — przyznał. — Nic szalonego, ale właśnie dlatego tu jestem. Widzę oczami wyobraźni, że dopiero mogę coś spektakularnie zjebać, a bardzo bym tego nie chciał, bo po raz pierwszy w życiu naprawdę mi na kimś zależy… i musisz mi pomóc.

Klaudia aż śmiesznie przekręciła głowę z zaskoczenia.

— Wow — wydusiła z siebie. — Sam się wpraszasz, chcesz rozmawiać, prosisz o pomoc… nie poznaję cię, Oli — zażartowała wstępnie, jednak szybko przybrała neutralny, życzliwy ton. — Zatem wal, wspólnie popracujemy nad rozwiązaniem.

Oli nawet tego nie skomentował w żaden zgryźliwy sposób, tylko rzeczywiście przeszedł od razu do sedna.

— Nie wiem, czy pamiętasz jedną z naszych ostatnich rozmów, kiedy mówiłem ci, że syn Marcela okazywał mi zainteresowanie? — przypomniał wpierw, a gdy Klaudia przytaknęła, kontynuował. — No… był bardzo skuteczny w swoim działaniu, bo obecnie trochę oszalałem na jego punkcie — zakończył, patrząc nieco prowokacyjnie na kobietę, która wręcz z przesadą wytrzeszczyła oczy.

— Jak długo to trwa? Jesteście obaj w Warszawie? — zapytała po chwili, starając się, by emocje za bardzo nie przejęły nad nią kontroli.

— Tak. Denis tam studiuje i to trwa od października — odparł rzeczowo, a Klaudia tym razem już zamrugała zaskoczona, nie spodziewając się, że Francuz tak po prostu odpowiadał na jej pytania, nie kręcąc i nie próbując zamaskować czegoś sarkazmem. Chyba naprawdę znalazł się w tarapatach.

Tylko profesjonalizm pozwolił jej się opanować.

— A co z Marcelem? Wie o was?

— Wie. Nie zareagował najlepiej. W skrócie… nie przyjaźnimy się już raczej — wytłumaczył ze skrzywieniem.

— Och… przykro mi — powiedziała szczerze skruszona. — Wiem, ile znaczyła dla ciebie wasza przyjaźń — podkreśliła, a potem zmarszczyła czoło, zastanawiając się moment nad czymś. — Co oznacza, że napraaaawdę — przeciągnęła śmiesznie — wpadłeś, skoro postawiłeś Denisa ponad Marcela — wydedukowała.

— Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo — przyznał, parskając pod nosem.

— To chyba dobrze? Brzmisz, jakby odpowiadał ci ten stan? — zastanowiła się. — W sensie bycie w związku nie jest takie złe, jak się obawiałeś?

— I właśnie dlatego tu jestem — skrzywił się i zamilkł na moment, po czym w końcu zrezygnowany dodał: — Zerwę z nim.

— Dlaczego? — Klaudia zrobiła zaskoczoną minę.

— Bo jestem zjebany — odpowiedział, jakby to było coś oczywistego.

— Okej, zanim nastąpiła ta konkluzja, musiało być coś wcześniej — zauważyła nieco prześmiewczo. To już bardziej brzmiało jak Francuz. Eksperymentowanie i zatrzaśnięcie drzwi przed nosem, kiedy robiło się zbyt poważnie.

Oliwier w odpowiedzi znowu westchnął i wzruszył nieco bezradnie ramionami.

— Zaplanowaliśmy wypad na majówkę, który ostatecznie się odbył… ale przed tym miałem jedną z tych swoich jazd. Ogarnął mnie jakiś lęk, że to idzie za daleko, że to mnie przeraża, że on na mnie liczy… a ja po prostu sobie nie ufam. To nie był pierwszy raz, ale pierwszy po dłuższym okresie, kiedy było naprawdę zajebiście. Ja wiem, że on jest przerażony, bo myśli, że mam wątpliwości, a ja nie zrobiłem nic, żeby wyprowadzić go z błędu i… torturuję go, Klaudia — zakończył, kręcąc głową i spojrzał gdzieś na ścianę.

Dębska obserwowała policjanta przez chwilę w ciszy z uwagą, jak zwykle pod wrażeniem, że Francuz tak po prostu to wszystko z siebie wyrzucił bez większych emocji. Co do tego, że był jedyny w swoim rodzaju, nie miała żadnych wątpliwości.

— Dobrze. Po pierwsze musisz mi… i sobie — dodała po chwili namysłu — odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie. Czego dotyczą te wątpliwości? — zapytała.

— Nie wiem… — mruknął. — Coś mu obiecam, a potem się okaże, że gówno z tego wyszło? — bardziej zapytał niż stwierdził.

— Co na przykład? — drążyła, a kiedy Oli popatrzył na nią skonsternowany, dodała: — Co takiego miałbyś mu obiecać?

— Że go nie zawiodę? — odparł znowu z zawahaniem, a Klaudia ponownie zrobiła sobie kilka sekund przerwy na analizę.

— Dobra, odwróćmy sytuację. Wyobraź sobie, że to Denis ma jakieś wątpliwości. Co do ciebie bardziej by przemówiło: gdyby obiecał ci, że ich nie ma, a mimo wszystko jego zachowanie świadczyłoby o czymś innym, czy gdyby nic ci nie obiecywał, a swoim zachowaniem pokazał, że stara się pracować nad waszą relacją?

Oli przewrócił oczami.

— No to wydaje się oczywiste, ale sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana. Wiesz, nie pozbędę się tej łatki typa, który przez całe życie żonglował innymi facetami. Denis jest tego świadomy. Nie dziwię mu się, że nie może do końca mi zaufać, choćby chciał, więc czuję się zobowiązany… — zrobił przerwę i przy okazji jakiś niezidentyfikowany ruch dłonią w powietrzu. — Sam nie wiem, jakoś się zadeklarować?

— I myślisz że to ci wystarczy? Że jak sam się do tego przekonasz i mu coś obiecasz, to problem zniknie? — zapytała nieco pokrętnie.

— Chyba nie rozumiem — przyznał.

— Oli, to nie Denis potrzebuje zapewnienia, tylko ty — wyciągnęła śmiałą konkluzję, a Francuz szybko jej zaprzeczył.

— Widzisz, to nie jest prawda, bo ja wiem, że Denis sam by nie odszedł. W sensie w momencie, kiedy byłoby między nami dobrze. Nie obawiam się tego, w ogóle, on jest…

— Nie, nie, nie — zastopowała go Klaudia. — Ty potrzebujesz zapewniania od siebie. Potrzebujesz zaufać samemu sobie — zobrazowała mu.

Oli milczał moment, analizując słowa kobiety. Poczuł jakieś dziwne spięcie w mózgu i nie potrafił tego zrozumieć. Z jednej strony to mu się wydało oczywiste… a z drugiej miał wrażenie, że nie miał pojęcia, o co chodzi.

— Jak? — zapytał wreszcie bezradnie.

— Chciałabym ci podać jakiś przepis czy listę z podpunktami do odhaczenia… ale niestety sam musisz do tego dojść — odparła z przepraszającą miną, a gdy dostrzegła zrezygnowane spojrzenie Oliwiera, poczuła się zobowiązana jakoś bardziej mu to wytłumaczyć. — To nic złego, że nie rozumiesz, czemu twój umysł reaguje w ten, a nie inny sposób. Nikt nie nauczył cię, jak być pewnym siebie. Owszem, jesteś bardzo pewny siebie jeśli chodzi o pracę i kontakty z innymi ludźmi, które nie wymagają od ciebie, byś się emocjonalnie zaangażował — zaznaczyła — jednak nikt ci nie pokazał, jak się odsłonić dla drugiego człowieka. Tego uczymy się od naszych rodziców, w zdrowym środowisku. Ty nie miałeś tej szansy. Ty musiałeś całe dzieciństwo żyć w napięciu i niepewności, bo nie wiedziałeś, co się stanie. Dlatego teraz też nie potrafisz inaczej. Ten moment, o którym wspomniałeś, że było przez dłuższy czas dobrze, jest dla ciebie czymś podejrzanym i nowym, bo w twoim życiu było miejsce tylko na napięcie i ciągłe huśtawki. Twój ojciec nigdy nie zapewnił ci tej stabilności, więc to normalne, że nie wiesz, skąd ona się bierze i czujesz tę niepewność, że coś się może w każdej chwili stać. Rozumiesz, do czego zmierzam? — zapytała na koniec delikatnie.

— Jestem taki jak mój ojciec — stwierdził, a Klaudia po prostu nie mogła się nie zaśmiać. — Ja pierdolę, całe życie obiecywałem sobie, że nigdy nie będę taki jak on.. a robię dokładnie to samo! — powiedział, czując, jak wzbiera się w nim nieopisana złość. — Może i nie napierdalam Denisa kablem od żelazka czy po prostu pięściami, ale efekt jest ten sam. Moje jazdy sprawiają, że on nigdy nie wie, co się stanie i żyje w napięciu. Każę go brakiem poczucia bezpieczeństwa… — tak bardzo się rozpędził, że aż Dębska musiała go zastopować.

— Miałam na myśli, żebyś spróbował znaleźć odpowiedź z pomocą specjalisty.

Oliwier odchrząknął nieco wybity z transu.

— …ale fakt, można uznać, że niejako skopiowałeś zachowanie swojego ojca. Jednak podkreślę, to nie jest twoja wina. Postępujesz tak, jak cię tego nauczono. Teraz po prostu musisz nauczyć się zdrowego wzorca. Wypracować swój własny sposób.

— To chyba nie dla mnie. Miałem latem przez kilka miesięcy terapię i… no jakoś nie kliknęło. Nie czułem, żeby ostatecznie mi to przyniosło jakąś korzyść. Rzuciłem to.

Klaudia aż wzniosła ręce, by po chwili je bezsilnie opuścić.

— No nie mam siły do ciebie, Oli — jęknęła. — Poszedł na terapię, przełamał się, dał sobie szansę na stabilny związek, zależy mu na nim i jeszcze mi mówi, że on się do tego nie nadaje… — pokręciła z niedowierzaniem głową, patrząc gdzieś w ścianę. Po chwili skoncentrowała pełen dezaprobaty wzrok na Francuzie. — Ty jesteś po prostu zbyt niecierpliwy — podsumowała. — Domyślam się, że Denis nawet o tym nie wie? — zgadła, na co Oli wzruszył ramionami, co mimo wszystko było jednoznaczną odpowiedzią. — A czy nie uważasz, że gdybyś powiedział mu o czymś takim, że poszedłeś na terapię, czy że chcesz spróbować jeszcze raz, to czy to nie byłoby idealnym dowodem na twoje zaangażowanie? — zadała, jej zdaniem, retoryczne pytanie.

— A co jeśli to nic nie da? — zapytał z obawą.

— A co jeśli wracając do Warszawy będziesz miał wypadek i umrzesz? — odbiła szybko. — Widziałeś się już z nim po powrocie?

— Nie… akurat wrócił na weekend do domu, a ja stwierdziłem, że muszę to wykorzystać — mruknął niechętnie.

— Świetnie. Zatem opowiesz mu o tym, jak się spotkacie. Opowiesz mu, jak bardzo starasz się wkładać w ten związek pracę i że musiałeś się spotkać ze mną, by poukładać w głowie myśli — rozkazała mu, coraz bardziej bojowo nastawiona. Zresztą wiedziała, że z Olim nie można postępować delikatnie, bo to on dla odmiany stawał się kontrolujący.

— Obawiam się, że to może być trochę mało jak na niemal dwa miesiące udawania, że wszystko gra — zwątpił.

— No tak, bo ty byś od razu chciał z grubej rury. To może mu się oświadcz? — parsknęła.

— Pojebało cię? — obruszył się zaraz.

Klaudia tylko zaczęła chichotać.

— Oli — zaczęła po chwili z większą troską. — Znam cię już troszeczkę. Jesteś facetem, który lubi wyzwania. Może zatem zamiast wątpienia w to, co masz do zaoferowania i że jesteś niewystarczający… zacznij być wystarczający? — zasugerowała niewinnie, ale gdy dostrzegła pełne powątpiewania spojrzenie Oliwiera, przewróciła oczami i spróbowała po chwili z innej strony. — Gdyby w pracy ktoś ci powiedział, że jesteś słaby, w tym co robisz, rozpętałbyś wojnę i udowodnił, że nie tylko nie jesteś słaby, ale że jesteś zajebisty i nie ma lepszego od ciebie. Więc co? Masz chłopaka, który za tobą szaleje i będziesz się tak po prostu miotał? To do ciebie nie pasuje. Postaw na swoim. Pokaż, że nigdzie go nie puścisz — zażądała pewnie, uznając, że może Francuza trzeba trochę podpuścić.

— Czy ty właśnie próbujesz wjechać mi na ambicję? — zgadł bezbłędnie, na co Klaudia wzruszyła niewinnie ramionami.

— Jeżeli nie masz odwagi udowodnić tego Denisowi, udowodnij to mnie. Pokaż, że jak chcesz, to możesz być najlepszy we wszystkim — sprowokowała go już tym razem jawnie.

— Jesteś niemożliwa — uznał.

— Zrobię rozpytanie i znajdę ci kilku polecanych psychoterapeutów w Warszawie, którzy nie pozwolą, byś im wszedł na głowę — zdecydowała w odpowiedzi na jego komentarz.

— Może dam jeszcze jakiemuś szansę — westchnął łaskawie i zaraz dodał poważnie: — ale przysięgam, że jak usłyszę jeszcze cokolwiek o „wewnętrznym dziecku”, to będę strzelał bez ostrzeżenia.

Dębska mimo wszystko uśmiechnęła się triumfalnie i wychyliła po ciasteczko.

— Więc… — zaczęła z pełną buzią. — Nie wystawię ci faktury, ale w ramach zapłaty podziel się jakimiś ploteczkami.

Oli sam wpierw poczęstował się słodkim wypiekiem, a potem zastanowił się przez chwilę, ile chce zdradzać i co chce zdradzać. W tym aspekcie niewiele się zmieniło. Ufał Klaudii, w końcu przejechał dla niej te dwieście kilometrów, jednak mimo wszystko jego wizyta miała konkretny cel. Klaudia była tego w pełni świadoma i raczej nie miała tego Francuzowi za złe, jednak mimo wszystko, skoro już tu był, może wcale nie najgorszym pomysłem było nadgonienie rocznych zaległości.

Trochę się przełamał i uchylił rąbka tajemnicy. Nie zdradzał zbyt wielu prywatnych szczegółów, ale Dębska i tak najbardziej zainteresowała się jego pracą, ponieważ, bądź co bądź, sam opierał się w niej na psychologii. To było niesamowite, że tak dobrze potrafił czytać innych i to jeszcze w jakichś ekstremalnych warunkach, ale gdy przychodziło do słuchania wewnętrznego głosu, słyszał ciszę.

Dlatego właśnie potrzebował dziś Klaudii. Nie mógł zobaczyć się z Denisem tak po prostu, bo był przekonany, że to spotkanie skończyłoby się źle. Znowu zrobiłby coś nie tak, znowu utwierdziłby Armińskiego w przekonaniu, że niczego nie jest pewny i byliby zmuszeni do trwania w tej niedoli, aż w końcu któryś z nich by ostatecznie nie wytrzymał.

Nie był naiwny i zdawał sobie sprawę, że to pozytywne nastawienie, w jakie udało się go wpędzić Klaudii, to była zasługa emocji, adrenaliny i po prostu potrzeby zmiany. To nie było coś, co zostało mu dane i od teraz miało się wszystko poprawić. O nie, nie. Najtrudniejsze wciąż było przed nim i nadal miał w głowie, że do mety była daleka i kręta droga, jednak kobieta skutecznie najechała na jego ambicję. To była jawna prowokacja i miała szansę zadziałać. Oli raczej nigdy nie czuł potrzeby, aby cokolwiek komukolwiek udowadniać i nie dawał się nabrać na takie pułapki… chyba że sam czuł, że nie staje na wysokości zadania. Jeżeli nie był w czymś najlepszy, zaczynał się denerwować.

Zdecydowanie nie był najlepszym partnerem i gdyby usytuować go w jakimś rankingu, to znalazłby się na jakimś odległym, poniżej średniej, miejscu. A bycie przeciętnym, w czymkolwiek, nie było w stylu Oliwiera. Dlaczego zatem się poddawał? Dlaczego nie działał według sprawdzonego schematu, by nad sobą pracować? To znaczy odpowiedź była prosta: chodziło o Denisa, z którym trzeba było obchodzić się ostrożnie… ale ostrożnie zdawało się nie działać, więc może nadeszła pora, by trochę zaryzykować?

Obawiał się, że nie stanie na wysokości zadania i zawiedzie Denisa, bo jest niewystarczający, trochę upośledzony emocjonalnie i zbyt samolubny, by znać istotę życia w kompromisie. Jednak chyba przyszła pora, by zmienić taktykę. Może i był niewystarczający i nieokiełznany w tym romantycznym sensie, bo ewidentnie najlepiej sprawdzała mu się mieszanka przyjemności i bólu, ale…

Będzie wystarczający. Nie będzie już się cofał.

Jeśli to z Denisem miało nie wyjść… to niech przynajmniej świat stanie w płomieniach, bo odchodzenie po cichu nie było w stylu Oliwiera.

***

To było bardzo trudnych kilka dni. Ilość emocji, które nim targały, doprowadziły w końcu do tego, że kiedy wczoraj wieczorem padł, tak podniósł się dopiero teraz, o trzynastej. Ledwie pamiętał, co się działo. Wiedział tylko, że w pewnej chwili ciężar, który na niego spadł, po prostu go przygniótł i nie był w stanie sam się pozbierać. Zadzwonił więc do taty, który mimo iż był akurat w Berlinie, jeszcze tego samego dnia się przy nim zmaterializował i takim sposobem Denis leżał właśnie w swoim starym pokoju, w Grabówce. Do środka wpadały delikatnie promienie słoneczne i panowała błoga cisza, przerywana jedynie momentami przez ćwierkanie wróbla, który usiadł na parapecie i zaglądał przez okno.

Chłopak przeciągnął się z jęknięciem, przekręcił na plecy, pogapił jeszcze chwilę w sufit, po czym tak po prostu naszła go ochota, by wstać. Nie chciał być tu sam, mając świadomość, że cała jego rodzina jest tak blisko. Odpoczął, trochę zrestartował umysł, a teraz chciał się znaleźć bliżej nich wszystkich, chciał wykorzystać ten czas.

Wstał więc z jakimś przyjemnym ciepłem na sercu i bez tego ogromnego ciężaru, który zwykł czuć przez ostatnie dwa tygodnie. To była miła odmiana, mimo iż okoliczności wcale się nie poprawiły. Chyba chodziło o to, że teraz po prostu mógł się na kimś oprzeć i nie musiał trzymać tego całego nieszczęścia tylko dla siebie. No dobra, jednak część trzymał tylko dla siebie, bo nikomu nie zamierzał przyznawać się, jakie świństwo zrobił Oliwierowi. To i tak był cud, że nikt nie zauważył na tamtej imprezie, jak znikł z tym całym… Tomkiem.

— Cześć, kochanie! — zawołała Ala, kiedy tylko dostrzegła, jak Denis schodzi z piętra. Akurat wychodziła z łazienki z koszem pełnym świeżo wypranych ubrań. — Jesteś głodny? W sumie zaraz będę zabierać się za obiad, ale to jeszcze potrwa, więc może przygotuję ci chociaż jakieś tosty? — zapytała zaraz, na co chłopak przytaknął z delikatnym uśmiechem. — Okej, chłopaki są na zewnątrz, jak chcesz, to idź, przyniosę ci, gdy będzie gotowe — poleciła, na co i tym razem Denis zgodził się, dziękując przy okazji.

Gdy przechodził przez salon, na kanapie zastał Olę, która leżała ze stopami na stoliku, w tle grał telewizor, ale dziewczyna przeglądała coś ze znudzoną miną w telefonie. Gdy jednak dostrzegła Denisa, uśmiechnęła się i zawołała:

— Cześć, brat!

— Siemka — odparł z o wiele mniejszym entuzjazmem, ale nadal się uśmiechał i przybił jej piątkę, bo gdy akurat ją mijał, ta wystawiła rękę.

Następnie udał się wprost na taras i gdy tylko wystawił na niego stopę… zaatakował go Tonto. A po nim czwórka pozostałych psów, które zarażone entuzjazmem najmłodszego ze stada, też zaczęły podskakiwać, jednak przy ich gabarytach, zapanowanie nad nimi było o wiele trudniejszym zadaniem.

— Hej, na miejsce! — zagrzmiał Marcel, przywołując swoje psy do porządku, a te posłusznie pozajmowały swoje miejsca na tarasie. Został jedynie Tonto, który rozejrzał się nieco zdezorientowany, nie wiedząc, co ma zrobić, bo choć znał tę komendę, to nie widział nigdzie swojego kocyka, a dodatkowo pan mu się nie zgadzał.

Denis uśmiechnął się na to rozczulony, po czym przykucnął i jeszcze trochę pomiział psa, po czym zajął jeden z wolnych foteli, a Tonto położył się zaraz przy nim.

— Odpocząłeś? — zapytał po chwili luźno Marcel.

— Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle spałem — przyznał Denis. — Potrzebowałem tego — dodał i wyciągnął się wygodniej, ale kiedy dostrzegł, że w takiej pozycji jego stopa wystaje poza dach, który dawał cień, i jest teraz wystawiona na promieniowanie słoneczne… szybko ją cofnął, przełykając ślinę. Czerniak był przecież nowotworem, którego rozwojowi sprzyjało światło słoneczne. To był odruch, który tak po prostu samoczynnie pojawił się w głowie Denisa i póki co nie miał nawet siły z nim walczyć.

— Zasłużyłeś na porządny odpoczynek. Zresztą obaj zasłużyliście. Trzeba nie lada dyscypliny, żeby zmuszać się do nauki, kiedy na zewnątrz taka piękna pogoda — podsumował Marcel.

— Ta, powiedz to mojemu profesorowi od matmy, który wymyślił sobie egzamin o ósmej rano pierwszego lipca — mruknął Wiktor, po czym dodał z obrzydzeniem: — w poniedziałek.

— Dasz radę. Pamiętaj, wpierw mnożenie i dzielenie — uśmiechnął się serdecznie Marcel.

— Dzięki, tato. Od razu mi lepiej — parsknął Wiktor.

— Że też się nauką zacząłeś przejmować… — Najstarszy Armiński pokręcił głową. — Ta dziewczyna ma na ciebie zły wpływ — wydedukował, na co nawet Denis się zaśmiał.

— No cóż, to ja się idę dalej staczać, a wy się ze mnie śmiejcie. — Zamachał wymownie jakimiś notatkami, po czym wrócił do środka. Nie wiedział w sumie nawet po co je wziął z Warszawy, bo od kilku dni tylko je nosił, a nawet w nie nie zajrzał. Chyba łudził się, że samo trzymanie ich przy sobie coś da.

— Zastanowiłeś się już? — zapytał po kilku chwilach Marcel, gdy został z Denisem sam. — Może zostań jeszcze w domu? Zawiozę cię we wtorek rano na egzamin, nie przejmuj się — powtórzył swoją propozycję ze wczoraj. Wiktor musiał wrócić dzisiaj, by zdążyć na jutrzejsze zaliczenie, ale Denis miał swój egzamin dopiero we wtorek o dwunastej, a Marcel zaoferował, że sam go zawiezie, żeby nie musiał tłuc się pociągiem. Wewnętrznie nawet wolał, by jego syn został jeszcze ten dzień i dał sobie jeszcze chwilę na wytchnienie, ale nie chciał mu niczego narzucać. Po tej bombie, jaka spadła na ich rodzinę w czwartek, wszyscy zasłużyli na reset… ale też zupełnie normalnym było, że wszyscy chcieli jak najszybciej wrócić do swoich obowiązków, bo w ten sposób mogli szybciej wrócić do życia codziennego. Marcel nawet nie brał pod uwagę możliwości, że ich rzeczywistość mogła się zmienić.

— Pojadę z Wiktorem. Oli wrócił wczoraj i muszę oddać mu Tonto… i z nim porozmawiać — wyjaśnił nieco niezręcznie, a starszy mężczyzna tylko pokiwał głową na zgodę, bez żadnego komentarza. Mimo wszystko po chwili ciszy zapytał jeszcze bardziej niezręcznie od Denisa:

— A… jak tam się między wami układa?

Chłopak odchrząknął, czując, jak cały się spina. To, że nie chciał za bardzo rozmawiać o Francuzie z ojcem, to była jedna kwestia. Zupełnie czym innym był fakt, że Denis obecnie czuł się jak największy oszust, bo wszyscy przez ten weekend mu nadskakiwali i uważali go za jakieś biedactwo, a tymczasem  nikt nie mógł podejrzewać, że zrobił coś tak ohydnego policjantowi. Tak czy inaczej nie pozostawało mu robić nic innego, jak dobrą minę do złej gry.

— W porządku — odparł oszczędnie, choć po chwili dotarło do niego, że nie przekonałby takim argumentem nawet pięcioletniego dziecka, więc dodał jeszcze: — Znasz go. Czasami musi pobyć sam i teraz, jak wyjechał na to szkolenie, to delikatnie od siebie odpoczywamy, ale ogólnie jest dobrze — skłamał i nawet nie wiedział, czy Marcel kupił takie wyjaśnienie, czy po prostu postanowił bezpiecznie się wycofać.

— Rozumiem. — podsumował tylko, po czym zmienił temat. — W razie czego wiesz, że wystarczy jeden telefon i przyjeżdżam — przypomniał.

— Wiem, dzięki, tato — odparł z ulgą Denis, uśmiechając się słabo.

— To tylko tydzień. Pozaliczasz wszystko do końca, a potem wrócicie i wszyscy razem odpoczniemy. Czuję, że to będzie fantastyczne lato — zdradził swoją jak zwykle entuzjastyczną wizję Marcel.

— Obyś miał rację — westchnął chłopak.

— Mam. Zresztą słyszałeś, co mówił lekarz. Naciek jest minimalny, a węzły chłonne nie są powiększone. Badanie histopatologiczne na pewno potwierdzi, że nie ma przerzutów. Niedługo o tym zapomnimy — przekonywał starszy Armiński, na co Denis znowu jedynie słabo się uśmiechnął. Jemu samemu jakoś ciężko było zachować optymizm w danej sytuacji.

Kiedy w czwartek tata do niego przyjechał, musiał go uspokajać pół wieczoru, bo co kilkanaście minut miał napady paniki, płaczu i… innych dziwnych stanów. Gdy w piątek Denis się obudził, okazało się, że Alicja była w drodze do Warszawy, a Marcel podzwonił po znajomych, znalazł najlepszego chirurga onkologa w Warszawie i po kilku godzinach byli już razem w jego gabinecie z wynikami wykonanej wcześniej histopatologii.

Profesor Orłowski nie starał się ich pocieszać, a jego podejście było stonowane, jednak powiedział, że z taką zmianą Denis ma bardzo duże szanse na pełne wyleczenie. Według przyjętej klasyfikacji zaawansowania klinicznego usunięta zmiana charakteryzowała się grubością nacieku przekraczającą delikatnie jeden milimetr z nieznacznym owrzodzeniem, dlatego doktor podjął decyzję, że trzeba „dociąć” bliznę po biopsji — czego dokonał zresztą w trakcie tej samej wizyty — wykonał USG węzła  wartowniczego, a także kolejną biopsję, bo choć ten nie był powiększony, to mimo wszystko mogło dojść do mikroprzerzutów [1].

Teraz Denisowi znowu pozostawało czekanie. Dwa długie tygodnie życia w niepewności, bo jeśli nie miał przerzutów, jego życie miało szansę wrócić do normy, jeśli jednak nowotwór zdążył się rozsiać…

Potrzebował przyjechać do domu, do Grabówki, gdzie były jego siostry, mama serwowała kulinarne arcydzieła, a Wiktor zachowywał się tak, jakby to było tylko przeziębienie i Denisowi nic nie miało prawa się stać.

To naprawdę mu pomogło. Poczuł się zaopiekowany, kochany i po prostu ważny. Rodzina dała mu tyle nadziei, że zdołał nawet zagłuszyć te przeogromne wyrzuty sumienia, jakie dręczyły go od momentu, w którym zdradził Oliwiera.

A potem nastał sobotni wieczór, Denis popełnił kardynalny błąd i zaczął… czytać.

Jego wstępne wyliczenia wskazywały, że zostały mu jakieś trzy tygodnie życia i nie ma absolutnie żadnej szansy na poprawę. Czerniak był trudnym przeciwnikiem. W Polsce jedna na trzy osoby, która zachorowała na czerniaka, umierała. Tylko wczesne wykrycie dawało szanse na wyleczenie. Denis dowiedział się, że choć jego zmiana miała ledwie ponad milimetr grubości, to już mogła być śmiertelnie niebezpieczna, a rokowania znacząco pogarszały się z każdym kolejnym milimetrem nacieku. Czerniak wrastał do naczyń krwionośnych, infekując najbliższy węzeł chłonny, zwany wartowniczym, a potem rozsiewał się po całym organizmie, najczęściej tworząc przerzuty do płuc i mózgu. Rokowania dla osób z przerzutami nie były optymistyczne: chemioterapia w przypadku czerniaka praktycznie nie przynosiła rezultatów, a radioterapię stosowano w leczeniu paliatywnym, czyli kiedy najczęściej pacjent znajdował się w stadium nieuleczalnym [2].

Zmiana Denisa zdążyła nacieknąć… niewiele, ale jednak. To mimo wszystko nie pozwalało być mu na tym etapie entuzjastą, zwłaszcza po tym, czego się naczytał. Po prostu się bał, ale nie od razu tego, że umrze. Bał się, że jego życie wywróci się do góry nogami, być może będzie musiał zrezygnować ze studiów, a szpital stanie się jego drugim domem. Nie chciał tego. Nie czuł się gotowy na taką walkę. Chciał skupić się na Oliwierze, jakoś go przeprosić, może jakimś cudem wybłagać, by go nie zostawiał… ale nie chciał walczyć o własne życie.

Zresztą na razie nie chciał nic powiedzieć Oliwierowi. A przynajmniej dopóki nie przyzna mu się do zdrady. Nie mógł pozwolić, by Oli patrzył na niego jak na ofiarę i by nie daj Boże został z nim z litości. Denis chciał przyjąć karę i miał nadzieję, że zdąży, nim ewentualnie jego sytuacja drastycznie się pogorszy.

Poza rodzicami, siostrami i Wiktorem nikt jeszcze nie wiedział o jego sytuacji i Denis wolał, aby póki co tak zostało. Musiał się z tym wpierw oswoić sam. Nie chciał, by ludzie mu współczuli i pocieszali go. Czuł, że musi się zaadaptować do tych okoliczności, nim ktokolwiek spróbuje na niego wpłynąć.

Póki co pozostało mu spróbował rozwiać czarne chmury nad głową i cieszyć się tymi kilkoma godzinami, jakie mu zostały przed powrotem do Warszawy. Walące się życie, walącym się życiem, ale egzaminy same się przecież nie pozdają.

— Ale to jest dobre — mruknął Wiktor, kiedy po obiedzie siedzieli całą rodziną na tarasie, zajadając się szarlotką Ali. — Prawie tak dobre, jak Tosi — dodał z pełnymi ustami, za co został obdarowany stosownym spojrzeniem przez matkę, a reszta zamilkła.

— Wygląda na to, że to nie Denis umrze pierwszy… — mruknęła pod nosem Olka, co usłyszała jedynie Ada i sam Denis. Ada walnęła wymownie siostrę w ramię i posłała jej piorunujące spojrzenie, natomiast Denis parsknął. Mimo wszystko uważał ten komentarz za naprawdę dobry żart.

— Prawie? — powtórzyła ostrzegawczo Alicja, jakby chciała dać Wiktorowi do zrozumienia, że ma jeszcze szansę, żeby się wycofać z tej deklaracji.

— Synu, czy ty chcesz zostać wydziedziczony? — wyszeptał konspiracyjnie Marcel.

— Słowa mu się poprzestawiały. Zapewne miało być „Tosi prawie jest tak samo dobre” — zaproponował rozbawiony Denis.

— O, to to — podchwycił Wiktor, potulniejąc.

Alicja mierzyła go przez moment przenikliwym spojrzeniem, aż w końcu zaoferowała:

— Może moglibyśmy w końcu poznać tę słynną Tosię? Mogłabym ją nauczyć jak piec dobre ciasta — dodała na koniec złośliwie.

— Trup ścieli się gęsto — podsumowała Ola, dalej brnąc w czarny humor.

— Albo… — zaczął Wiktor, po czym zamilkł i dało się dostrzec, że właśnie wymyślał alternatywę dla propozycji matki — Denis, tato — wycedził i spojrzał to na jednego, to na drugiego, licząc, że go jakoś uratują.

— Najlepsza szarlotka na świecie, przeszłaś dziś samą siebie, kochanie — odpowiedział Marcel, a kiedy poczuł na sobie pełne pretensji spojrzenie Wiktora, dodał tylko konspiracyjnie: — Ja tu mieszkam i nie mam zapędów samobójczych.

— Gada głupoty po prostu, to ze stresu przed egzaminem — wyjaśnił Denis.

— Tak, totalnie stres — potwierdził przymilnie drugi bliźniak.

— A tak poważnie, może zaprosisz ją jakoś w wakacje? — Ala przybrała bardziej zwyczajny ton, a Wiktor wypuścił ciężko powietrze. Zrozumiał, że nie powinien był w ogóle podpuszczać rodzicielki, ale mimo nie potrafił się powstrzymać. No to teraz miał za swoje.

Denis przyglądał się rozbawiony, jak jego brat się miota. W jego głowie zakiełkowała myśl, że w tej chwili nie chce się stąd ruszać. Tu było bezpiecznie, tak swojsko i ciepło. Tu byli wszyscy, których kochał. To była przystań, do której można było uciec, a problemy zostawić gdzieś za sobą. Chociaż na chwilę.

Powrót do Warszawy wiązał się z powrotem do brutalnej rzeczywistości, w której musiał zmierzyć się z konsekwencjami swoich głupich decyzji i żyć w napięciu, że to może być dopiero początek jego problemów.

Mimo wszystko ucieczka, choć kusząca, nie wchodziła w grę. Wyrządzonej szkody co prawda nie dało się naprawić, to jednak Denis nie potrafił tak po prostu się poddać. A przynajmniej jeszcze nie. Ochłonął, uspokoił się i czuł, że musi działać. Bezczynność nie wchodziła w grę. Nagle zaczęła go przerażać. Nie mógł tak po prostu wzruszyć ramionami i powiedzieć, że „czas pokaże”. Teoretycznie żaden człowiek nie mógł wiedzieć, ile czasu mu zostało, bo życie mogło skończyć się w dowolnym, najczęściej niezależnym od nikogo momencie, ale Denis jednak od kilku dni żył ze świadomością, że jego czas mógł być ograniczony.

Nie miał w planach umierania. Pomimo obaw, wewnętrznie miał głęboką nadzieję, że zdążył zareagować w samą porę i dzięki temu będzie mu dane przeżyć długie, piękne życie, wraz ze wzlotami i upadkami, z tymi szczęśliwymi chwilami i z najbardziej dołującymi, u boku Oliwiera czy też nie, w Warszawie, Białymstoku czy Buenos Aires, w pełnym zdrowiu lub z delikatnymi potknięciami… ale chciał po prostu żyć i chciał wycisnąć z tego życia, ile tylko mógł.

_________________

[1]. CZERNIAK to może być TO. Sprawdź TO, https://www.raknroll.pl/czerniak/ (dostęp: 29.04.2021 r.) - jest to jedno ze źródeł, na którym bazowałam, moim zdaniem wszystko na tej stronie jest wytłumaczone najbardziej przyswajalnym językiem (pewnie ze względu na to, że to kampania).  

[2]. Czerniak złośliwy skóry - Melanoma malignum - klasyfikacja i leczenie, https://www.onkonet.pl/dp_czerniakzs2.php#menu53 (dostęp: 29.04.2021 r.) - tu trochę więcej medycznej terminologii, ale może stanowić fajne rozwinięcie, po zapoznaniu się z materiałami z kampanii z linku powyżej.


Cześć!

Miałam trochę zwłoki, ale już jestem z nowym rozdziałem - tak wcześnie w ciągu dnia, bo znikam na weekend. :) 

Na początek czuję się zobowiązana wspomnieć, że nie posiadam wiedzy specjalistycznej i choć przewertowałam multum publikacji naukowych (te dwa linki wyżej to tylko wierzchołek góry lodowej i po prostu najbardziej mi podpasowały, by oprzeć na nich zawarte w rozdziale opisy) i czuję się w miarę doinformowana, to liczę się z tym, że mogłam palnąć jakąś głupotę bądź palnę ją w którymś z przyszłych rozdziałów. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, to w końcu gejowskie opowiadanie, a nie praca dyplomowa :D W każdym razie, jeżeli widzicie gdzieś błąd i wiecie, że się wyłożyłam, śmiało dawajcie znać. 

Co do samego rozdziału - Oli jak widać się "obudził" i wcale nie chce rozstawać się z Denisem, wręcz przeciwnie, ma ochotę o niego walczyć. Biedak jeszcze niestety nie wie, że w ostatnim czasie w życiu Denisa zaszło sporo zmian. Jak obstawiacie reakcję Oliego - zarówno na zdradę i chorobę?

Denis za to wrócił na chwilę do domu i jak widać, ewidentnie tego potrzebował. Musiał odpocząć i trochę pomyśleć. Zdał sobie sprawę, że ma jeszcze sporo rzeczy do załatwienia... a jego czas może być ograniczony.

To tyle ode mnie, do zobaczenia w kolejnym rozdziale :)

14 komentarzy:

  1. Witaj, czekałam na konfrontacje Oliwiera i Denisa A tu odwiedzone w czasie. Jak na torturach. Gdy będę czytała to poźniej to pewnie będzie ok ale teraz masakra CZCĘ CHŁOPAKÓW JUŻ ładnie proszę ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć!
    Przez to, że przegapiłam poprzedni rozdział, mam wrażenie, że dodałaś je dzień po dniu. XD Ale i tak bardzo szybko się uwinęłaś, widać, że Twoja wena zrobiłam mocny powrót. :D
    Jeśli chodzi o tę pierwszą część dotyczącą Oliwiera, to parsknęłam mocno, gdy on powiedział, że „jest zjebany”. To było zabawne, z jednej strony, a z drugiej to słowo tak dobrze oddaje Oliwiera, że już chyba nie ma dla niego lepszego określenia. No on naprawdę jest zjebany. Wiem, że to wynika z wielu nieprzyjemnych doświadczeń i jego życia, no ale nie mogę, to tak świetnie pasuje. XDDD To była wyjątkowo odkrywcza scena dla mnie. :D Fajnie, że udało się wpleść Klaudię, jakby nie patrzeć dość sporo się jej przewijało w poprzedniej części, więc to taki miły powrót do korzeni. Podoba mi się całkiem stanowisko Oliwiera, tak niby podejrzewałam, że był mocno świadomy tego, że pierdoli sprawę na całej linii, ale zastanawiałam się, czy będzie miał odwagę coś z tym zrobić. Jednak miał i dobrze. Ciekawe, jak przyjmie rewelacje Denisa.
    Co do drugiej części, to bardzo mi się podobała. <3 Kurczę, wiem, ze rodzina Armińskich nie jest głównym tematem całego opowiadania, ale ta rodzina jest taka fantastyczna, że jak tylko się pojawiają, to mi się mordka cieszy. :D Marcel i to jak przyjął tę sytuację na klatę jest po prostu fantastyczne! ♥ Dobrze, że Denis, cokolwiek się nie wydarzy, zawsze będzie miał wsparcie z jego strony.
    Co do Twojego pytania o reakcję Oliwiera… Myślę, że chorobą mocno się przejmie, to jest dla mnie oczywiste. Obawiam się trochę, czy brak kontroli nad tą sytuacją go nie przerazi, ale czuję, że na pewno go to uderzy.
    Co do zdrady, to mam kompletną pustkę. Oliwier jest tak specyficzną postacią, że ciężko mi coś obstawiać. Myślę, że jak wyrzuci Denisa na zbity pysk, to nie będę zaskoczona. Ale z drugiej strony, jak przyjmie to jakoś względnie dobrze i nie będzie chciał rezygnować z tego związku, to też będzie to dla mnie zrozumiałe. Za tą postacią strasznie ciężko trafić, zawsze jak myślę, że już wiem, czego mogę się po nim spodziewać, on coś odwali. XD Dlatego też jestem niezwykle ciekawa, jak właśnie podejmiesz i poprowadzisz ten wątek.
    Dzięki, że przyjęłaś mój wniosek spod poprzedniego rozdziału do rozpatrzenia! XD
    Ściskam mocno, przesyłam weny i dziękuję za pracę, którą wkładasz w pisanie tego opowiadania (ten profesjonalny research, super!) <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, a mi się wydaje że Oli przebaczy Denisowi bo zrozumie że nie tylko on popełnia błędy. Może nawet to sprawi że bardziej uwierzy w siebie. Bo przecież oprócz głupich, destrukcyjnych przemyśleń Oli nic nie zrobił w przeciwieństwie do Denisa. Może dzięki temu będzie lepszym, silniejszym partnerem . I będzie solidnym oparciem dla Denisa w czasie choroby.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. Nasz Olis był w tym rozdziale bardzo rozmowny. Dobrze ,że chce się dalej naprawiać i się nie poddaje na jakiś swój pokrętny oliwerowy sposób. Mam nadzieję ,że to rzucone wyzwanie pobudzi go do działania. Co do Armanskich to ich uwielbiam ,nie dziwi mnie fakt, że Denis znalazł się u nich. Nie ma co oszukiwać najbezpieczniej zawsze tam gdzie czujemy się najbardziej kochani i bezpieczni, a posiadanie znajomości to w tych czasach ważna rzecz;). Jeżeli zaś chodzi o zdrade Denisa, to muszę się przyznać ,że mam mieszane uczucia . Po pierwsze uwielbiam Denisa i nie pomyślała bym,że może on zdradzić. Po drugie po alkoholu ,to różnie bywa z człowiekiem,ale wydawało mi się ,że jednak człowiek ma jakąś analizę i gdzieś rejestruje czy robi dobrze czy źle . Po trzecie uwielbiam Denisa i nawet wiedząc ,że zdradził to i tak dalej go uwielbiam. Zmierzam do tego ,że za zdradę Denisa będzie się karał Oli . Będzie uważał ,że to wszystko przez niego ,że Denis nie wytrzymal presji i ,że jest najgorszym partnerem jaki może być. Wydaje mi się ,że zostawi Denisa i będzie cierpiał w samotności. Chociaż liczę na to ,że się grubo mylę i że mimo tych wszystkich rzeczy ,którymi Oli będzie siebie karał,to nie zostawi Denisa tylko zacznie się starać i później jak się dowie że Denis jest chory to będzie szczęśliwy, że go jednak nie zostawił. Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga autorko, kiedy uszczęśliwisz nas rozdziałem ? Pozdrawiam i niecierpliwie czekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Jestem i pamiętam o Was :)
      Miałam niestety super stresujący tydzień i nie mogłam się skupić na pisaniu, ale w sumie 3/4 rozdziału miałam już wcześniej gotowe, więc myślę, że w nadchodzącym tygodniu wrzucę :)

      Usuń
  6. Witaj. Może dziś jakiś prezent ?

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Dawno takich długich przerw nie było. Może cokolwiek nawet jeśli cdn ? Pozdrawiam i dużo weny, czasu i cierpliwości do niecierpliwych czytelników :)

    OdpowiedzUsuń
  8. My nadal tu jesteśmy, wspieramy i czekamy 😁 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, pamiętam o Was i dzięki, że pamiętacie o mnie! :)
    Miałam mały kryzys twórczy, ale wczoraj wreszcie ruszyłam i mam nadzieję na dniach dodać rozdział.
    Proszę o jeszcze moment cierpliwości:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam. Czy może wrzuciłaś rozdział Tylko ja go nie widzę? Na Wattpadzie niby aktualizacja 2 dni temu ale brak rozdziału. Może to tylko błąd systemu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wrzucałam nic, a wattpad i powiadomienia to zagadka - nigdy nie zrozumiem, jak to tam działa :D

      Usuń
    2. Dziękuję za informację. Czaruję jak na gwiazdkę. I to chyba projekcja moich myśli, że podsyła co chcę chochlik jeden. Pozdrawiam

      Usuń
  11. Witaj. Kiedy wrzucisz rozdział bo doczekać się nie mogę. Już miesiąc ponad. Może coś na ochłode słonecznych dni ?

    OdpowiedzUsuń