Niska szkodliwość czynu
Gdyby nie Tonto, to najpewniej przeciągałby moment spotkania tak długo, jak tylko się dało. Choć ogromnie tęsknił za Oliwierem, to strach przed konfrontacją był zbyt paraliżujący. Na szczęście — mimo wszystko — musiał oddać psa, bo zabranie go ze sobą do mieszkania, które dzielił z bratem, i unikanie policjanta było jeszcze gorszym rozwiązaniem. To jednak nie przeszkodziło chłopakowi sztucznie odwlekać moment prawdy, bo kiedy tylko Wiktor podrzucił go pod blok Oliwiera, Denis uznał, że warto było wpierw przejść się kawałek z Tonto, by ten mógł się załatwić po długiej podróży. Pies jeszcze nie wiedział, co go czeka, a istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że posika się na widok pana. Ta strategia była racjonalna, ale Denis czuł wewnętrznie, że trochę oszukuje i nie chodziło wyłącznie o dobro psa, czy tam paneli w przedpokoju. Każda chwila oddalająca go od potencjalnego zerwania z Oliwierem, przynosiła mu zalążek ulgi, bo jeszcze nie musiał się z tym mierzyć.
Gdyby Denis miał trochę
odwagi, przyznałby, że to nie do końca była ulga, a raczej oszukiwanie samego
siebie połączone z przerażeniem, co zresztą i tak dotarło na powierzchnię jego
świadomości, gdy wreszcie wszedł do klatki. Znikąd strzeliła mu do głowy myśl,
że jeżeli za chwilę miał nastać koniec, to prawdopodobnie nigdy też nie zobaczy
już Tonto. Oblała go tak nieprzyjemna fala gorąca, że aż przystał na moment.
Każdy krok stawał się coraz trudniejszy, a serce przyspieszyło rytm. Gdy dotarł
pod drzwi, jego gardło było tak ściśnięte, że ledwie mógł złapać oddech. Cały
się spiął i poczuł się obco we własnym ciele.
Ostatni raz przełknął
wyraźnie ślinę i nieco drżącą dłonią wsadził klucz do zamka. Po sekundzie,
która zdawała mu się trwać wieczność, otworzył z dudnieniem w uszach drzwi i
nim zdążył postawić choćby krok, Tonto wparował do środka z wysoko uniesionym
ogonem. Podreptał wesoło wzdłuż korytarza, a gdy dotarł do rozwidlenia, za
którym rozciągał się salon, przystał zdezorientowany, po czym wydał z siebie
jakiś dziwny dźwięk z pogranicza szczeku i wycia, po czym wystrzelił w górę… i
tu Denis stracił go z pola widzenia, bo fizycznie nadal był poza mieszkaniem,
ale oczami wyobraźni widział, co mogło dziać się w środku. Uśmiechnął się mimo
wszystko słabo, słysząc te dźwięki szczęścia, z obu stron.
Zostawił przy drzwiach
swój plecak i torbę z rzeczami psa, po czym nieśmiało dotarł do tego samego
rozwidlenia, gdzie oparł się w ciszy o ścianę i obserwował, jak Tonto napastuje
Oliwiera, bo inaczej, tego co wyrabiał pies, nazwać się nie dało. Skakał,
popiskiwał, wciskał nos i jęzor w twarz mężczyzny i nie pozwalał się odsunąć,
jakby bojąc się, że jego pan znowu zniknie na tak długo.
— Dobra, starczy —
poprosił Francuz, ale Tonto zachowywał się tak, jakby zapomniał wszystkie
komendy. Był w takim szale szczęścia, że nie był w stanie się kontrolować.
Oliwier nie miał za
bardzo wyjścia, jak po prostu pozwolić na ten atak. Poddał się, stawiając na
taktykę, że jak nie będzie się opierał, to i Tonto szybciej się opamięta… co
nie do końca wyszło w praktyce, bo pies jednak zdawał się być nie do zdarcia,
ale wraz z upływem czasu wreszcie zaczął słuchać poleceń.
— Wow, nie miałem
pojęcia, o czym mówię, kiedy czasami na niego mruczałem, żeby przestał się
zachowywać, jakby nie widział mnie miesiąc. — Zaśmiał się i wreszcie skupił
swoją uwagę na Denisie. — Cześć — dodał na koniec rozpromieniony.
Chłopak uśmiechnął się
nieśmiało, ogarnięty niesamowicie dziwnym stanem. Z jednej strony rozlewała się
w nim euforia, bo wreszcie widział starszego mężczyznę na żywo i Oli wyglądał
tak zniewalająco… a z drugiej euforia była tłumiona falą narastającej rozpaczy.
Chyba tylko balans pomiędzy tymi skrajnymi odczuciami pozwalał Armińskiemu
stwarzać pozory, że jakoś się trzyma.
— Cześć — odpowiedział
tak cicho, że Francuz mógł go nawet nie usłyszeć. Nie ruszył się z miejsca, natomiast
wzdrygnął się nieznacznie, kiedy to właśnie blondyn wstał.
Chwilę stali tak w
bezruchu, obserwując się nawzajem, aż Oli przewrócił oczami.
— Okej, mam swoje
dziwne zasady, że przytulać to się możemy w łóżku, a nie tak bez powodu, ale
nie widzieliśmy się miesiąc, więc to chyba jest jakiś powód? — zasugerował i
spojrzał wyczekująco na Armińskiego, który jeszcze kilka sekund patrzył na
kochanka z zawahaniem, ale wreszcie coś w nim pękło. Ruszył w kierunku Francuza
i tak po prostu mocno się w niego wtulił, obejmując go w pasie, a twarz wcisnął
w jego szyję. Nie potrafił się już powstrzymać. Teraz walczył jedynie, by się
nagle nie rozpłakać.
Oli przytulił go z
podobnym zaangażowaniem i pogłaskał tył jego głowy nieświadomy, że Denis
właśnie przeżywał najcięższą, wewnętrzną bitwę między sercem a rozumem.
Biczował się za to, że nie miał prawa do bliskości starszego mężczyzny. Nie po
tym, co zrobił. Mimo wszystko nie potrafił nie wykorzystać tej czułości
blondyna, bo nie widzieli się przecież cholerny miesiąc i Armiński nie był w
stanie zaakceptować faktu, że miałby już więcej nie dotknąć Oliwiera. Liczył
się z tym, że to zapewne były jego ostatnie sekundy, więc zacisnął mocniej
powieki i rozkoszował się tą bliskością i tym cudownym zapachem.
— Też tęskniłem —
skomentował wreszcie policjant, jednocześnie rozbawiony i nieco rozczulony tym
nagłym wylewem emocji u młodszego chłopaka. W sumie nawet nie wiedział, czego
się spodziewał po ich spotkaniu, ale chyba nie aż tak wręcz dramatycznego
rzucenia mu się w ramiona. To było cholernie urocze.
Uśmiechnięty od ucha do
ucha odkleił nieco od siebie młodego i przesuwając swoją dłoń z tyłu głowy na
policzek Denisa, przypatrzył mu się z bliska w oczy. Niemal natychmiast poczuł
delikatny dysonans i zaświeciła mu się żółta lampka. Denis jak najbardziej miał
tendencję do tego, by ponosiły go emocje, ale żeby od razu być na skraju
płaczu? Dodatkowo jego mina zdradzała, że to nie miał być płacz ze szczęścia.
— Jak twoje szkolenie?
— rzucił, co zabrzmiało w danej chwili wręcz absurdalnie.
— Co się stało? —
zapytał wprost Oliwier, poważniejąc.
Denis wpatrywał się w
niego jeszcze jakiś czas z wilgotnymi oczami i tym dziwnym, smutnym
półuśmiechem, aż w końcu spuścił głowę i bardzo delikatnie się wycofał,
przerywając kontakt fizyczny. Założył nieco bezradnie ramiona na piersi, jakby
nie wiedząc, co ma zrobić z rękami i ponownie spojrzał zagubiony na Oliwiera.
— Chodzi o to, że
ostatnio trochę się odizolowałem? — zgadł policjant, widząc, że chłopak chyba
nie za bardzo wie, jak zacząć. — Przepraszam — dodał zaraz szczerze. — To taka
moja głupia reakcja, kiedy mam za dużo na głowie… — zaczął wyjaśniać, jednak
Denis przerwał mu parsknięciem, po czym pokręcił głową. — O co chodzi? —
zapytał ponownie, jednak bardziej suchym tonem.
— Zrobiłem coś… złego —
powiedział wreszcie chłopak, po czym odkleił z twarzy ten sztuczny uśmiech i
dla odmiany zagryzł wargę.
— Okej. Złego w stylu
„nie oddałem na czas książki do biblioteki” czy raczej „zabiłem kogoś i
upchnąłem ciało do twojej piwnicy”? — spróbował jeszcze żartobliwie Oli, ale
widząc, że młody nawet nie drgnął, włożył swoje dłonie w kieszenie spodni i
rzucił sucho: — Co zrobiłeś? — Już nic nie zwiastowało, aby ta rozmowa miała
szansę zakończyć się dobrze, dlatego postanowił odpuścić żarty, ale mimo
wszystko starał się zachować spokój.
— Czy możesz mi wpierw
odpowiedzieć na jedno pytanie? — zapytał nieśmiało Denis, wyglądając, jakby
dokładnie w tej chwili o tym pomyślał.
— Jasne — przytaknął
blondyn i zerknął krótko na Tonto, bo ten zaczął kręcić się na sofie, by
znaleźć sobie wygodną pozycję do poleżenia.
— Zamierzałeś mnie
zostawić? — kontynuował zatem Armiński, używając automatycznie formy przeszłej,
jakby już było po wszystkim, Oli go zostawił, a teraz chłopak chciał się tylko
dowiedzieć, czy gdyby nie spierdolił, to nadal miałby szansę na szczęśliwy
związek.
Francuz albo nie
zwrócił na to uwagi, albo po prostu przemilczał, bo skupił się mocno nad tym,
co ma odpowiedzieć.
— Nie — wyznał wreszcie
rzeczowo, po czym uznał, że musi to doprecyzować i zaraz dodał: — Miałem takie
głupie myśli, że może powinienem, bo
to się pewnie będzie powtarzać i takim zachowanie tylko zrobię ci krzywdę, ale
nigdy nie chciałem. Wręcz
przeciwnie. — Na koniec uśmiechnął się łagodnie, jakby chcąc dodać swoim słowom
autentyzmu, ale Denis znowu parsknął, a na jego twarzy wymalował się jeszcze
większy smutek. — Co zrobiłeś? — zapytał zatem Oli, widząc, że jego odpowiedź
tylko bardziej przytłoczyła Armińskiego.
— Ja… — zaczął Denis,
ale głos momentalnie uwiązł mu w gardle. Nie potrafił tak po prostu się
przyznać. Zwłaszcza teraz, kiedy okazywało się, że za bardzo się zafiksował i
dopowiedział sobie kawałek historii, która okazała się nie mieć za wiele
wspólnego z rzeczywistością, a w efekcie popełnił szereg głupstw, a te już
realnie wpływały na obecną sytuację.
— Po prostu powiedz —
poprosił spokojnie Oli, nadal zastanawiając się czy to Denisowe [coś złego, to nie jest jakaś Oliwierowa
codzienność. Nie dało się ukryć, że z ich dwójki to chłopak był bardziej
wrażliwy i empatią nadrabiał za obydwu. W końcu co mógł zrobić najgorszego?
Armiński milczał w
napięciu jeszcze kilka długich sekund, aż wreszcie wyznał, praktycznie
szepcząc:
— Zdradziłem cię.
Kiedy Oliwier się nie
odezwał, Denis poczuł potrzebę, żeby to wszystko jakoś wytłumaczyć, choć w
gruncie rzeczy przecież nic go nie usprawiedliwiało. Może po prostu nie mógł
znieść tej ciszy.
— To było jakieś dwa
tygodnie temu. Byłem pewny, że mnie zostawisz, poszedłem ze znajomymi na
imprezę i tam poznałem… — urwał, czując się obrzydzony samym wspomnieniem. — Ja
byłem pijany i rozgoryczony, a on był... — znowu urwał, szukając odpowiedniego
słowa — przekonujący.
— Ja pierdolę — mruknął
Francuz, głęboko wzdychając, po czym przetarł twarz dłońmi.
— Przepraszam —
powiedział skruszony chłopak, czując, że teraz naprawdę się rozpłacze. — Oli
powiedz coś, proszę, bo…
— Jestem wściekły —
odezwał się zatem policjant, zaplatając dla odmiany dłonie na karku, a po
wyrazie jego twarzy można było wyczytać, że jest, może nie od razu wściekły,
ale z pewnością rozdrażniony.
— Mam już sobie iść? —
zapytał nieśmiało Denis, nie mając pojęcia, co ma zrobić, ani co powiedzieć.
Gdy to sobie wyobrażał, to wydawało mu się, że wszystko z siebie wyrzuci, a
potem padnie na kolana i będzie błagał. Tymczasem kompletnie się poddał. Już na
samym starcie. Jakby stracił wiarę w to, że może walczyć.
— Gdzie chcesz iść?
Dopiero przyszedłeś — zauważył Francuz, choć nieco nerwowym tonem.
— Powiedziałeś, że
jesteś wściekły — zauważył ostrożnie Armiński.
— No jestem. Ty też
powinieneś — polecił, po czym pokręcił głową, zastanawiając się, jak ma ubrać w
słowa lawinę myśli, jaka właśnie go zaatakowała. Był jednak zbyt wkurwiony, by
się skupić. — Co dokładnie zaszło? I gdzie? Mam nadzieję, że nie
przyprowadziłeś tutaj nikogo? Zabezpieczyłeś się? — zalał zaraz chłopaka gradem
pytań.
Denis aż zamrugał
delikatnie przytłoczony.
— Nie, nigdy bym tu
nikogo nie przyprowadził — zaprzeczył na wstępie. — To było… w łazience — dodał
po chwili zawstydzony i spuścił wzrok. To było takie upokarzające!
— W łazience? —
powtórzył Oli, jednak wcale nie ze złością czy obrzydzeniem, tylko szczerym
zaskoczeniem. — Publicznej? — dopytał, a kiedy Denis jeszcze bardziej
zakłopotany przytaknął, Oli uniósł zaintrygowany brew. — No wiesz co? Nawet ja
mam wyższe standardy — skarcił chłopaka.
— Co? — zapytał
zdezorientowany Armiński. — Byłem z innym facetem, rozumiesz, co mówię, prawda?
— Musiał się upewnić, bo chwilowo zwątpił.
— No rozumiem, ale
czego oczekujesz? Że zrobię ci scenę i cię wyrzucę? Stało się. Jestem
wkurwiony, wolałbym, żeby do tego nie doszło, ale byłbym jebanym hipokrytą,
gdybym miał do ciebie pretensje, bo sam traktowałem o wiele gorzej innych
facetów i okej, nikt ci nie kazał iść w tango z jakimś typem, ale przez
ostatnie dwa miesiące konsekwentnie popychałem cię na skraj wytrzymałości —
wyrzucił z siebie, bezradnie rozkładając ręce. — Jedyne, co mnie interesuje, to
czy się zabezpieczyłeś? — zapytał na koniec.
Denis zawstydzony
pokręcił nieśmiało głową, a kiedy dostrzegł oburzone spojrzenie Oliwiera, zaraz
zaczął tłumaczyć.
— On mi obciągnął
tylko, a ja mu… ręką — dodał na koniec niezręcznie.
— Denis… — jęknął z dezaprobatą
policjant.
— Wiem, przepraszam,
jestem głupi! Zbadam się — obiecał zaraz.
— Choćbym chciał, to w
tym przypadku nie mogę zaprzeczyć — stwierdził Oli. — Mógł mieć jakąś
opryszczkę czy coś. Byłeś w nieco mniej ryzykownej pozycji, ale wiesz, że nadal
mógł ci coś sprzedać? — upewnił się.
— Tak, wiem. Po prostu
nie pomyślałem w tamtej chwili — przyznał bez bicia, zdając sobie sprawę, że
nie wybrnie z tego. Musiał po prostu pogodzić się z tym, że zachował się
nieodpowiedzialnie. — Tak bardzo mi przykro, Oli — dodał na koniec ze smutkiem.
— Wiem — powiedział
pewnie policjant, co mogło zabrzmieć bezczelnie, jednak Denis wręcz krzyczał
swoją postawę, że żałował. Poza tym wyglądał, jakby zaraz miały zjeść go
wyrzuty sumienia.
— Nie chcę, żebyś mnie
zostawił — zdradził cicho chłopak, patrząc na Oliwiera z nadzieją. — Nie mogę
sobie wybaczyć, tego co zrobiłem, bo pod żadnym pozorem nie miałem prawa w taki
sposób odreagować. To było obrzydliwe i wiem, że zasłużyłem na najgorsze, ale
kocham cię i po prostu nie wyobrażam sobie, że miałoby cię już nie być w moim
życiu. — Rozkręcił się nagle, nawet nie rejestrując do końca, co mówił. Musiał
się natychmiast uzewnętrznić, póki miał odwagę. — Wiem, że nie lubisz
planowania i to cię przeraża, i ja naprawdę nie chcę robić jakiegoś planu
wydarzeń naszej wspólnej przyszłości, wystarczy mi sama świadomość, że chcesz
mnie w swoim życiu choć w połowie tak, jak ja pragnę cię w swoim. Chcę, żebyśmy
byli my, razem z Tonto i… żeby to
jakoś się toczyło. Nie chcę byś miał wyrzuty sumienia, kiedy nagle stracisz
ochotę na coś, na co umawialiśmy się miesiąc wcześniej. Nie musisz mi niczego
obiecywać, tylko bądź tu ze mną teraz. — Nawet nie zorientował się, jak
podszedł do Oliwiera i położył mu dłoń na policzku. — Proszę — dodał na koniec
poruszony.
Francuz przypatrywał
się chłopakowi, nie wierząc w to, co właśnie usłyszał. Jak normalnie gardził
takimi podniosłymi chwilami i krzywił się na wszelkie przejawy ckliwości, tak
teraz aż odebrało mu mowę. Po raz pierwszy w życiu poczuł, że komuś naprawdę na
nim zależało. Po raz pierwszy w życiu ktoś powiedział mu… że go kocha. W taki
czysty, niezmącony niczym sposób. Bez podtekstów i zobowiązań. Denis brzmiał
tak cholernie szczerze, że gdyby na koniec swojego monologu zaoferował, że ma
do sprzedania garnki za dwadzieścia tysięcy, to Oli kupiłby je bez mrugnięcia
okiem.
Bez słowa przytulił do
siebie mocno chłopaka i dopiero wtedy się odezwał.
— Ja ciebie też.
— Co? — wymruczał
zdezorientowany Denis, nie rozumiejąc.
— Nic — odparł jeszcze
szybciej Francuz i zaraz dodał: — Chyba nie ma takiej rzeczy, której bym ci nie
wybaczył.
— Naprawdę? — zapytał
zatem z nadzieją Armiński, spoglądając w oczy blondyna i czując, jak kolana od
razu mu miękną. Gdzieś tam głęboko mimo wszystko tliła się w nim iskierka
nadziei, że może jednak Oli jakoś zrozumie… ale reakcja Francuza przeszła jego
najśmielsze oczekiwania.
— No dobra, może coś
jest, ale daj mi się chwilę zastanowić — odpowiedział już nieco złośliwie,
rozluźniając tym samym kompletnie atmosferę, a na koniec wreszcie pocałował
chłopaka. Tak długo na to czekał, że teraz każda sekunda zwłoki wydawała się
być nieporozumieniem.
Denis z rozkoszą
zaangażował się w ten pocałunek, zarzucając obie ręce na kark starszego
mężczyzny i jednocześnie oddając mu całą kontrolę. To było tak cudowne, że aż
zaczął mieć podejrzenia, czy aby mu się to nie śniło.
I faktycznie, Tonto
zaczął się znowu wiercić, co wyrwało ich z tego swoistego snu, ale jednak
sceneria się nie zmieniła, a Denis nadal stał w ramionach Oliwiera, zatem
uśmiechnął się tylko szeroko i przytknął swoje czoło do czoła kochanka.
— Mam nadzieję, że nie
masz już dzisiaj w planach nauki? — odezwał się w końcu Francuz niskim,
chrapliwym tonem.
— Nie. Dziś miałem w
planach jedynie płakać gdzieś w kącie z rozpaczy — przyznał dobitnie chłopak,
na co policjant zareagował śmiechem. — Tak czy inaczej, spisałem ten dzień na
straty, bo wiedziałem, że będę w stanie się skupić tylko na tobie — dodał
bardziej niewinnie.
— Nie wiem, czy to był
komplement, czy mam się oburzyć. — Oliwier zmarszczył brwi, a Denis tylko
uśmiechnął się z rozmarzeniem i po chwili ponownie wcisnął nos w szyję
kochanka. Czuł tak niewyobrażalną ulgę, że chciał, aby ten moment trwał
wiecznie.
— Nawet nie masz
pojęcia, jak tęskniłem — wymruczał, czując, jak Oli automatycznie ponownie go
obejmuje i zaczyna gładzić jego plecy wzdłuż kręgosłupa.
— Ja troszkę też —
rzucił niby od niechcenia, czego chłopak już nie skomentował, tylko wyszczerzył
się zadowolony.
Stali scaleni jeszcze
jakiś czas, nie odzywając się. Słowa nie były zresztą potrzebne — Denis
powiedział nawet więcej niż planował, a Oliwier nie potrzebował więcej usłyszeć.
Teraz liczyło się jedynie, by utrzymać ten stan i tkwić w tej sielance.
Kolejne chwile wydawały
się być dosyć mgliste. Niby zwyczajne, bo trzeba było ponownie wskoczyć w
rutynę i zająć się codziennymi obowiązkami, takimi jak zrobienie kolacji,
wzięcie prysznica czy wyprowadzenie Tonto na ostatnie tego dnia siku, ale w
powietrzu unosiła się jakaś magiczna aura i było czuć jakiś powiew świeżości.
Nadal byli razem i robili te same rzeczy, ale jakby w innym wydaniu.
Ta atmosfera przeniosła
się ostatecznie także do sypialni, gdzie choć najbardziej intymną czynnością
okazało się przytulanie, to jednak miało w sobie specyficzną energię. Leżeli
twarzą w twarz, a Oliwier rozkręcił się w swojej opowieści o tym, jak minął mu
zeszły miesiąc. Zdradził nieco detali w związku ze szkoleniem, ale głównie
skupił się na relacjonowaniu wolnego czasu na półwyspie Iberyjskim, ostatecznie
stwierdzając, że muszą się tam wybrać razem z Denisem, na co chłopak z
rozmarzeniem w oczach szybko przytaknął.
Niedługo potem zasnęli.
Namiętność poniosła ich
dopiero rankiem. Oli tuż po przebudzeniu wyprowadził Tonto, a gdy wrócił i
dostrzegł dopiero co przebudzającego się Denisa, który z jeszcze
półprzymkniętymi powiekami i zaplątany w pościeli spoglądał na niego z
nieśmiałym uśmiechem, puściły mu hamulce. Nie mógł już się dłużej
powstrzymywać.
Ze względu na rozłąkę i
dłuższą abstynencję — a przynajmniej ze strony Francuza — moment uniesienia nie
trwał zbyt długo, ale chyba obaj traktowali go bardziej jako wstęp do jakiegoś
większego maratonu. Obu towarzyszyło
uczucie, że nie muszą już się z niczym spieszyć i teraz mają cały czas świata
dla siebie, a w przerwach będą zajmować się przyziemnymi rzeczami, takimi jak
jakaś tam praca czy inne studia.
Po wszystkim leżeli
jeszcze jakiś czas, na początku w ogóle się nie odzywając, a jedynie
rozkoszując się swoją obecnością. Denis zaczepiał policjanta, wodząc niespiesznie
opuszkami palców wzdłuż jego ramienia, zahaczając o żebra i biodro, kreśląc
przy tym jakieś magiczne wzory. Oli natomiast leżał nieruchomo, wpatrując się
tylko intensywnie w twarz młodszego chłopaka i analizował, co się tak właściwie
wydarzyło. Aż momentami ściskało go serce, kiedy uświadamiał sobie, w jak
potężne wyrzuty sumienia wpędził Denisa. Chłopak oczywiście sam dokonał takich,
a nie innych wyborów, jednak mimo wszystko było widać jak na dłoni, że nie jest
stworzony do zdrady, bo wyrzuty sumienia zjadały go żywcem.
Jak się po chwili
okazało, Denis również musiał o tym myśleć, bo wreszcie się odezwał.
— Hej, Oli — zaczął niepewnie.
— Mhm? — mruknął tylko
Francuz i jeszcze bardziej skupił spojrzenie na twarzy Armińskiego, który
jednak nie miał odwagi patrzeć w oczy blondyna.
— To głupie… —
zrezygnował po chwili, kuląc się bardziej.
— No mów — zachęcił go
Oliwier.
Denis jeszcze moment
milczał, widocznie za sobą walcząc, ale wreszcie uśmiechnął się delikatnie,
choć z jego twarzy dało się też wyczytać zdenerwowanie.
— Coś mi mówi, że
powinienem po prostu się cieszyć i nie drążyć tematu, skoro ty to
zaakceptowałeś… ale to nie daje mi spokoju — zaczął od tłumaczenia.
— Tym bardziej powiedz —
poprosił policjant.
— Naprawdę… — zaczął,
jednak zrobił jeszcze jedną pauzę, jakby dając sobie ostatnią szansę na odwrót.
— Naprawdę jesteś w stanie tak po prostu to przełknąć i o tym nie myśleć? —
zapytał mimo wszystko. Nie sprecyzował dokładnie pytania, ale nie miał
najmniejszych wątpliwości, że Oli zrozumiał. — Ja bym nie potrafił wybaczyć —
dodał cicho.
— Nie ma dla mnie
znaczenia co i z kim zrobiłeś. Chodzi tylko o to, dlaczego to zrobiłeś — odparł
nieco enigmatycznie policjant, a Denis zmarszczył brwi.
— Zdradziłem cię. To
chyba nie powinno mieć usprawiedliwienia — podsumował krytycznie, w pełni
zdając sobie sprawę, że takim gadaniem grał na swoją niekorzyść.
— Widzisz, tylko że ja
nie czuję się zdradzony — oświadczył Oli, na co Denis aż podniósł się na
przedramieniu, spoglądając z jeszcze większym zaintrygowaniem na kochanka.
— Nie żebym zamierzał
cię testować, ale co zatem musiałbym zrobić, żebyś poczuł się zdradzony? Obciąganie
to jeszcze nie zdrada, ale anal to już tak? — zapytał, a Oli tylko się zaśmiał.
— Tu nie chodzi o akt,
tylko o okoliczności — wyjaśnił wstępnie. — To tylko seks. Nie mam prawa
własności do twojego ciała. Jest natomiast różnica pomiędzy spiskowaniem za plecami
i celowym działaniem, żebym zataić jakieś fakty przed drugą osobą, a… wypadkiem
przy pracy.
Denis zagryzł wargę.
— Ale umawialiśmy się
na coś, a mimo wszystko złamałem warunki — brnął Armiński, iście
masochistycznie. Nie potrafił jednak tego zrozumieć. On by umarł z rozpaczy,
gdyby dowiedział się, że Oliwier dotykał kogoś innego w ten sposób, w jaki
dotykał jego.
— Umowę zawsze można
renegocjować — odpowiedział w podobnym tonie Francuz.
W głowie Denisa
zapaliła się żółta lampka. Tak jak na początku poczuł ulgę, tak teraz brak
pretensji ze strony Francuza zaczynał brzmieć podejrzanie.
— A chcesz ją
renegocjować? — zapytał ostrożnie.
— A ty? — odbił
policjant.
Denis znowu na moment
zamilkł.
— Oli… czy coś się
zdarzyło w tej Hiszpanii? — zapytał wreszcie, czując, jak serce podchodzi mu do
gardła.
Oliwier popatrzył na
niego natomiast z politowaniem.
— Czy naprawdę uważasz,
że byłbym tak perfidnym skurwielem i machnął ręką na twój wyskok dlatego, że
sam mam coś na sumieniu i nie powiedziałbym ci o tym, tylko uznał, że jesteśmy
kwita? — wypowiedział myśli Denisa na głos. — Fakt, bywam skurwielem, ale nie w
ten sposób — doprecyzował zaraz.
— Kiedy to powiedziałeś,
to faktycznie brzmi strasznie głupio — mruknął pod nosem Denis, spuszczając ze
wstydu głowę. — Wiem, że powinienem być po prostu wdzięczny, ale jestem
zdezorientowany, bo wiem, że w adekwatnej sytuacji nie potrafiłbym ci wybaczyć.
A przynajmniej nie od razu. Co to zatem właściwie oznacza? Chcesz jakiegoś
otwartego związku? Nie zależy ci na mnie aż tak bardzo i dlatego to cię nie
rusza? Czy może…
— Hej — przerwał mu Oli
i położył dłoń na jego ramieniu, delikatnie ściągając go w dół, dając tym samym
znać, aby z powrotem się położył, co Denis zresztą posłusznie uczynił. —
Obiecuję, że nie ma w tym żadnego drugiego dna. Nie chcę nic zmieniać, jeśli ty
też tego nie potrzebujesz. Jest mi przykro, że tak się stało, ale… — urwał
nagle, zastanawiając się, jak ma ubrać w słowa swoje myśli. — Pozwolę sobie
użyć fachowej nomenklatury dla porównania — wtrącił z delikatnym uśmiechem. —
Powiedzmy, że twój występek był czynem o niskiej szkodliwości. Jakiekolwiek
karanie cię za to byłoby totalnie niewspółmierne do całej sytuacji —
podsumował. — Nie mówię, że mamy o tym zapomnieć, ale po prostu oddzielmy to,
co się stało i chodźmy dalej. Czy to jest dla ciebie wystarczająco jasne? —
zapytał na koniec.
— Teraz to mi głupio,
że ja zachowuję się jak szczyl, a ty jesteś tym racjonalnym dorosłym —
odpowiedział z zawstydzeniem Armiński, na co Oliwier się wyszczerzył.
— Cieszę się, że udało
mi się zgasić pożar, choć szkoda, że sam byłem podpalaczem — sparafrazował w
swoim stylu, widząc po chłopaku, że mimo zawstydzenia się rozluźnił i chyba dał
się przekonać, że nie czeka go żadna kara, a Oli zdecydował się nie wyciągać
konsekwencji, bo nie chciał.
Popatrzył na Denisa
jeszcze moment, chcąc się upewnić, że dobrze odczytał jego mowę ciała i
odpowiedział na jego wszystkie wątpliwości, po czym podniósł się z przeciągłym
westchnięciem i udał się do kuchni, jak zwykle po seksie czując pragnienie —
tym razem może nie bezpośrednio po, ale mimo wszystko przypomniał sobie, że
czegoś mu brakuje. Po chwili wrócił do sypialni ze szklanką wody również dla
Denisa i kiedy już mu ją podał, przysiadł ponownie na skraju łóżka. Nieznacznie
się uśmiechając, zaczął gładzić plecy chłopaka, obserwując, jak ten
niespiesznie pije. Następnie przeniósł wzrok na jego łopatki, kręgosłup,
pośladki, chłonąc wzrokiem ten cudowny widok — bo na dobrą sprawę jeszcze nie
miał okazji po powrocie, by przyjrzeć się uważniej nagiemu Denisowi. Czuł, że
znowu z każdą chwilą wzrasta jego podniecenie, aż w końcu ogarnął spojrzeniem
łydki młodego i zmarszczył brwi.
— Wow, nie wiedziałem,
że aż tak dużo cięli. Ile masz szwów? W ogóle nie powinno już się goić? To
wygląda nadal na świeżą sprawę. Masz ustaloną jakąś wizytę kontrolną? — zastanowił
się zaraz, widząc, że to co przekazywał mu telefonicznie Denis, delikatnie minęło się z rzeczywistością.
Przecież mówił, że już się zagoiło i praktycznie nawet nie widać blizny.
Tymczasem Oli patrzył na nieźle pokrojoną łydkę. Że też tego wcześniej nie
zauważył. — Denis? — zawołał, nie słysząc reakcji, a gdy spojrzał na twarz
chłopaka, przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Jeszcze nie wiedział, co to było,
ale miał deja vu z wczoraj i był przekonany, że w odpowiedzi nie usłyszy nic
dobrego.
Kiedy tylko Armiński
usłyszał pytanie o łydkę, poczuł, jakby ktoś przywalił mu kijem baseballowym w
tył głowy. Przytłoczyła go ogromna fala dreszczy i poczuł dezorientację. Aż
musiał zamrugać kilkukrotnie, bo wydawało mu się, że ta czynność pozwoli mu przywrócić
umysł do ustawień fabrycznych.
Zapomniał. Nie miał
pojęcia, jak to się stało, ale zapomniał, że miał pierdolony nowotwór!
Liczył się tylko Oli i
fakt, że z powrotem był blisko. Był jak miód dla duszy. Jak najlepszej klasy
morfina, która cudownie otulała ciepłem i pozwalała odpłynąć — tylko że w
bezpieczny i kontrolowany sposób. Z chwilą, w której Oli tak po prostu mu
wybaczył, wszystkie inne problemy Denisa przestały mieć znaczenie. Zupełnie jak
na pstryknięcie palców.
Ale nie do końca. To
było jedynie złudzenie, z którego właśnie okrutnie został wyrwany.
— Oli… — zaczął
niepewnie i podniósł się, siadając w ten sposób, że podciągnął kolana pod
brodę, jednocześnie naciągając na siebie pościel. Nagle zrobiło mu się
nieprzyjemnie zimno. — Muszę ci coś powiedzieć. — Nie miał zielonego pojęcia,
czy robił dobrze, czy może lepiej by było, gdyby teraz oddał się sielance. Może
mógł udawać, że wszystko gra? Może jednak wszystko miało być dobrze i nie warto
było zaprzątać tym Oliwierowi głowy? Może po prostu powie mu ewentualnie, jak
się okaże, że umiera?
— To był trójkąt? —
zażartował automatycznie Francuz, choć i tym razem reakcja Armińskiego nie
napawała optymizmem. — Co jest? — zapytał już z przejęciem.
— To... okazało się, że
muszę mieć drugi zabieg i wycięli mi nieco więcej tkanki… — zaczął ostrożnie
Denis, nie wiedząc, w którym momencie i jak ma powiedzieć, co mu dolega. Żaden
moment nie wydawał się właściwy, a takie zrzucenie bezpośredniej bomby wydawało
się okrutne. Choć pewnie Oli by sobie z tym poradził. Po prostu Denis nie był
na to gotowy.
— Okej, dlaczego? —
dopytał zaraz policjant, póki co bardzo spokojnie, choć już wyglądał na
zmartwionego.
— Wiesz, jak wycinają
ci kawałek skóry, to on idzie do badań, żeby sprawdzić, co to było i… niestety
to okazało się trochę poważniejsze. — Denis starał się przekazać tę wiadomość
jak najdelikatniej, ale nie wiedział, czy to w ogóle możliwe.
— To znaczy? — ponaglił
go Francuz, póki co kompletnie nie mając pomysłu, o czym mówił jego kochanek.
— Ta zmiana to był
czerniak… i dlatego docinali mi tę bliznę w piątek — wyjaśnił wreszcie i
obserwował, jak Oli zaczyna nad czymś intensywnie się zastanawiać.
— Czerniak… —
powtórzył, jakby mając nadzieję, że wypowiedzenie tego na głos pomoże mu w
pozbieraniu myśli. Coś mu dzwoniło, ale nie do końca był pewien gdzie. Wiedział
tylko, że to nowotwór i raczej z tych niedobrych,
o ile jakikolwiek nowotwór mógł być dobry. — Ale wycięli ci to, miałeś to tylko
przez chwilę, więc wszystko powinno być w porządku? — wydedukował z nadzieją,
czując nieprzyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa. Chyba nigdy tak desperacko nie
potrzebował potwierdzenia, jak w ciągu tych kilku mikrosekund… a potem oblała
go fala zimnego potu, gdy Denis tylko nieznacznie wzruszył ramionami. — Ale… jak…?
Skąd to się do cholery wzięło? Masz raptem dwadzieścia lat, a Marcel ciągał was
po specjalistach z najmniejszym zadrapaniem, to przecież… — urwał, czując
ogarniającą go dezorientację.
— To nie do końca tak
działa. — zaczął ostrożnie Denis. — Mogło paść dosłownie na każdego i niestety
padło na mnie. Są pewne czynniki warunkujące i profilaktyka może pomóc, ale
czasami po prostu nic nie da się zrobić — dodał ze smutkiem. — Lekarz mówił, że
czerniak może rozwijać się kilka lat, albo przynajmniej kilka miesięcy. To co
tak jakby wyszło na powierzchnię, to mógł być punkt kulminacyjny, a tak
naprawdę mogłem mieć to od dawna, tylko nie byłem tego świadomy.
Oliwier milczał chwilę
w skonsternowaniu, zagryzając wargę. Jego umysł po prostu odmawiał przyjęcia
tej informacji. Denis i nowotwór. Te dwa słowa po prostu nie miały prawa
zaistnieć w jednym zdaniu. Nie w rzeczywistości Oliwiera.
— No dobrze. Na czym
więc tak właściwie stoimy? Co teraz? — zapytał wprost, a Denis znowu tylko
wzruszył ramionami.
— Zmiana trochę
naciekła, a to zwiększa ryzyko przerzutów. Lekarz zrobił mi USG i biopsję
najbliższego węzła, czyli w moim przypadku pachwinowego. Nie był powiększony,
ale teraz muszę czekać na wyniki i… wtedy okaże się, czy wycięliśmy to w porę,
czy są już przerzuty i… — urwał, nawet nie wiedząc, co ma w zasadzie dodać.
— Kiedy się
dowiedziałeś?
— W czwartek zadzwonił
do mnie ten dermatolog z wynikami, a w piątek przyjechał do mnie tata i
poszliśmy do chirurga onkologa. Kolejne wyniki może będą pod koniec przyszłego
tygodnia i wtedy wszystko się okaże — wyjaśnił Armiński.
— Dobrze. Bardzo
dobrze, że szybko poszedłeś. Więc teraz po prostu czekamy? Mogę coś dla ciebie
zrobić? — zapytał z przejęciem na końcu, chwytając na oślep dłoń Denisa, a ten
uśmiechnął się słabo. Pomimo przykrej sytuacji, serce ponownie zaczęło mu
topnieć. Oliwier był… taki kochany!
— Już zrobiłeś.
Dosłownie przestałem o tym przy tobie myśleć, choć jeszcze wczoraj wydawało mi
się to niemożliwe.
Oliwier skinął głową,
skupiając na moment wzrok gdzieś na prześcieradle, po czym spojrzał ponownie z
determinacją na Denisa.
— Będzie dobrze —
zapewnił. — Nawet jeśli po drodze będą zakręty, to wszystko skończy się dobrze.
Jestem przy tobie i to będzie nasza wspólna walka, choć jestem przekonany, że
ten skurwiel podda się walkowerem — oznajmił w swoim stylu, a ton jego głosu
był spokojny i zdecydowany zarazem.
Denis uśmiechnął się jeszcze szerzej, przekręcając śmiesznie głowę, a po chwili wychylił się i przytulił do policjanta, kładąc mu głowę na ramieniu. Po tych słowach jego strach przed chorobą zmniejszył się drastycznie do ledwie odczuwalnego poziomu. Szczerze uwierzył, że wszystko będzie dobrze. W końcu Oli tak mówił, a on się w takich sprawach nie mylił.
___________________
No cześć! It's been a while :D
Od czego by tu zacząć... To chyba najdłuższa przerwa od niewstawiania rozdziału odkąd tylko piszę. Z czego ona wynika? W sumie jest milion czynników, o których nawet nie chce mi się pisać, ale generalnie żyję, mam się dobrze, nie zamierzam rzucać pisania, tylko no po prostu jakoś tak wyszło x)
Zaczęło się lato i jakoś tak człowiek w końcu ma ochotę trochę wyjść z domu i poznać wreszcie tę słynną Warszawę, tak więc ostatnio byłam dosyć zabiegana (w sumie wciąż jestem) i chcę nadrobić stracony przez pandemię czas, bo nie wiadomo, co będzie na jesień.
Co do rozdziału. Nie wiem, co mi się ostatnio dzieje, bo potrafię trzasnąć rozdział w dzień czy dwa, a potem zostaje mi do dopisania jakiś fragment na dwieście słów, przez który nie jestem w stanie przebrnąć. Tak też było i tym razem. Dlatego koniec końców z samego tekstu jestem zadowolona, natomiast nie jestem zadowolona z tempa, jakie osiągnęłam. No ale cóż, nic z tym nie mogę zrobić.
Jeżeli jeszcze tu jesteście i czytacie, to dziękuję bardzo, a jeżeli sobie odpuściliście no to cóż, zasłużyłam sobie.
Przejdźmy zatem do konkretów. Pamiętam, że całkiem sporo z Was mniej więcej trafiło ze swoimi przewidywaniami. Oli w sumie "olał" temat, obarczając siebie winą, choć na szczęście nie skapitulował. Ta rozmowa z Klaudią jednak coś mu dała. ;)
Ten kryzys chyba zdaje się być zażegnany, no ale żeby nie było tak słodko, nadszedł czas na final bossa tego opowiadania. Przed Denisem została najcięższa walka, ale może będzie tak jak twierdzi Oli i nowotwór odpadnie w przedbiegach?
Dobra, tyle o rozdziale, a teraz powiedzcie mi co u Was, bo przez ten miesiąc musiało się nazbierać mnóstwo gorących plotek. :D Dawajcie znać, jakie plany na wakacje, wiele z Was właśnie wybiera się na studia, więc jestem ciekawa Waszych wyborów, no i jak tam znieśliście upały (podobno ma być zaraz powtórka z rozrywki)?
To chyba tyle ode mnie dzisiaj.
Do następnego - obiecuję jedynie, że postaram się napisać wcześniej, ale jak polegnę, to mi wybaczcie. :)
Witaj. Rozdział super. Oliwier dojrzałe podszedł do tematów. Dziękuję za rozdział. Krótsza przerwa mile widziana. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej. Rozdział jak zawsze świetny. Oli nie zawiódł, nawet sposób w jaki podszedł do sprawy odnośnie zdrady Denisa był genialny. Co do czerniaka też nie zawiódł ,widać ,że dojrzał do tego związku i naprawdę rozmowa z panią psycholog pomogła. Jeżeli chodzi o Denisa to chłopak widać ,że żałuję tego co zrobił i będzie gdzieś to go cały czas męczyć. Jeżeli zaś chodzi o oczekiwanie na rozdział to muszę przyznać ,że bardzo często tu zaglądałam żeby sprawdzić czy już coś dodalas. Czekanie jest straszne ,ale warto. Także przesyłam bardzo dużo weny i liczę ,że gdzieś ten czas oczekiwania będzie krótszy. Pozdrawiam w.
OdpowiedzUsuńW końcu Oliwier stanął na wysokości zadania, chociaż raz. Ciężko go nie lubić, ale naprawdę czasami aż zęby bolą od jego głupoty...
OdpowiedzUsuńSuper, Oli chyba wiele zrozumiał i bardzo wyrozumiale podszedł do zdrady Denisa. Chociaż mógłby być troszkę bardziej zazdrosny . Po za tym już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńWitaj. Czy wena wróciła już Z urlopu ? Pozdrawiam i czekam :)
OdpowiedzUsuńZostawiłaś Denisa na skraju śmierci na tak długo! Moje nerwy są w strzępach 😁
OdpowiedzUsuń��
OdpowiedzUsuńPrzepraszam wszystkich, którzy tak długo trwali w trybie stand-by. Rozdział wreszcie skończony, wrzucę wieczorem :)
OdpowiedzUsuń