Dysonans
4 lipca 2019
Minione zdarzenia
spowodowały, że Denis nie miał już sił stresować się ostatnim egzaminem, zatem
podszedł do niego z marszu, bez kalkulacji, niepewności i większego stresu. Tuż
po wszystkim aż sam był zdziwiony swoim spokojem, bo uważał, że poszło mu
bardzo dobrze. I wcale się nie pomylił, bo raptem po kilku godzinach mieli już
wyniki i takim sposobem Armiński zakończył pierwszy rok studiów bez żadnej
poprawki, w dodatku z piątką z najtrudniejszego egzaminu.
Jako że większość osób rozjeżdżała się do swoich domów na wakacyjną przerwę tuż po otrzymaniu wyników, nie było zbytnio okazji, aby poświętować ostatni — a przynajmniej dla większości zdających — sukces, zatem umówili się w kameralnym gronie na jakąś dobrą wyżerkę, by ostatecznie zażegnać, czy tam zajeść, stres.
Denis w gruncie rzeczy
nawet cieszył się z takiego obrotu spraw, bo na dziką imprezę nie miał ochoty i
wymiganie się z niej byłoby podejrzane, a dalej dzielnie zamierzał trzymać się
swojego postanowienia, że na razie nic nikomu nie powie o swojej chorobie. Miał
cichą nadzieję, że w ogóle nie będzie musiał o niej mówić.
— Z Olim już wszystko
okej? Jesteś spokojniejszy — zagadała go Szyszka, kiedy wieczorem wychodzili z
knajpy. Tosia z Wiktorem i Kamilem szli przed nimi, dyskutując o czymś żywo,
przez co nawet nie zwracali uwagi na Denisa i Marcelinę.
— Ach tak — przytaknął
z uśmiechem. — Aż sam nie wierzę, że wyszło z tego coś dobrego, ale chyba po
raz pierwszy odkąd jesteśmy razem, nie obawiam się o to, co będzie za kilka
miesięcy — wyjaśnił, a jakiś złośliwy głosik podpowiedział mu: — Możesz na przykład umrzeć, ale co tam, nie
ma co srać ogniem.
— Cieszę się zatem bardzo,
bo ostatnio było aż przykro na ciebie patrzeć — powiedziała dobitnie.
— Wiem… — mruknął
zawstydzony. — Kiedy wyjechał, byłem pewien, że wykorzysta tę przerwę, żeby
mnie rzucić i się na tym zafiksowałem, ale cóż, wrócił i na szczęście
wyprowadził mnie z błędu — zakończył z optymizmem.
— Denis, czy ty jesteś
ślepy i nie zauważyłeś jeszcze jak on na ciebie patrzy? Musiałby upaść na głowę
z siedemnaście razy, żeby cię rzucić — parsknęła.
Armiński tylko
uśmiechnął się ponownie, nie odpowiadając. Co do faktu, że „poszedł w tango”,
jak to określił Francuz, z jakimś przypadkowym typkiem, też się nie zamierzał
nikomu przyznawać. Grunt, że blondyn wiedział i mu wybaczył… o ile można to w
ogóle było nazwać wybaczeniem. Oli przecież sam uznał, że nie poczuł się
zdradzony.
— Jakiś tam powód na
pewno by się znalazł — stwierdził jedynie enigmatycznie.
— Przesadzasz — uznała.
— Jedyny powód, dla którego zwróciłam uwagę na Wiktora, to fakt, że ty wolisz
osoby penisododatnie — zdradziła niemal konspiracyjnie, po czym dodała głośno: —
Jesteś tym lepszym bliźniakiem, Denis!
Wiktor błyskawicznie
obejrzał się przez ramię, posyłając w stronę rudowłosej gniewne
spojrzenie.
— Co najwyżej lepszym w
obciąganiu — fuknął.
— Hej! — zawołał
oburzony Denis, patrząc z wyrzutem na brata, bo przecież to Szyszka go
sprowokowała, więc nie rozumiał, czemu to on oberwał. Zaraz jednak zmarszczył
brwi, zamyślając się na ułamek sekundy. — Choć w sumie racja. — przyznał. — Ale
nie co najwyżej! — zreflektował
zaraz, jednak Wiktor, dumny jak paw ze swojej kontry, już nawet nie zaszczycił
pozostałej z tyłu dwójki spojrzeniem.
— Oli z pewnością
docenia twoje umiejętności — pocieszyła
go dziewczyna.
Denis uśmiechnął się
pod nosem, też już nie komentując. Czuł się jakoś dziwnie spięty. W ciągu
ostatniego miesiąca jego znajomi byli w głównej mierze zajęci bardziej nauką,
albo sobą nawzajem, jak choćby Tosia i Wiktor, a Denisowi było bardzo na rękę,
że nikt się nim przesadnie nie interesował i mógł się zatracać w swojej
beznadziejności bez widowni. Co prawda psychicznie czuł się już znacznie
lepiej, ale też czuł się zmęczony na samą myśl, że miałby coś teraz tłumaczyć.
Tym bardziej, że potencjalnie czekał go bardzo stresujący czas. Wolał się zatem
skupić na tym, co było tu i teraz, bez powracania do tego, co się działo.
Zwłaszcza, że przez niektóre własne zachowania było mu zwyczajnie wstyd.
Na szczęście udało mu
się odciągnąć od siebie uwagę i przez resztą popołudnia nikt nie poruszał
niewygodnych dla niego tematów.
Po wszystkim wrócili do
mieszkania razem z dziewczynami. Tosia i tak miała nocować u Wiktora, a Szyszka
stwierdziła, że nie będzie sama siedzieć w mieszkaniu, tak więc ostatecznie
zabrała się z nimi. Denis sam jeszcze nie wiedział, co miał zrobić, bo Oli nadal
był na służbie, ale teoretycznie miał za niedługo kończyć i wstępnie umówili
się, że po prostu w drodze powrotnej podjedzie pod blok chłopaków i zgarnie do
siebie młodego Armińskiego.
Zatem nim towarzystwo
się rozeszło, rozsiedli się w pokoju Wiktora i otworzyli zakamuflowany alkohol —
który nie wiadomo jakim cudem uchował się tyle czasu w mieszkaniu. Denis wahał
się kilka chwil, czy aby powinien pić, ale po szybkiej kalkulacji uznał, że
przecież nie bierze żadnych leków i w zasadzie jeszcze nawet nie było wiadomo,
jak bardzo ma przerąbane, zatem lampka wina nie powinna mu zaszkodzić. Choć lampka wina to było spore nadużycie, bo wino było w rzeczywistości jakimś tanim sikaczem z dyskontu, a
zamiast lampki padło na kubek do kawy, bo mieli jedynie trzy szklanki na stanie.
To znaczy początkowo było ich sześć, ale niestety nie wszystkie przeżyły pod
władaniem Wiktora miniony rok.
— …wyobraź sobie
takiego gigantycznego ziemniaka. No i ten ziemniak tak dryfuje w takim dużym
rondlu wielkości jeziora i się tak podgrzewa…
— Dzięki takim chwilom
dziękuję sobie w duchu, że odstąpiłam go Tośce. Przecież on nie jest normalny —
wyszeptała konspiracyjnie Szyszka do Denisa, kiedy Wiktor tonem speca
przedstawiał jakąś fizyczną czy astronomiczną zależność za pomocą
abstrakcyjnego porównania. Ani Denis, ani Marcelina nie mieli zielonego
pojęcia, o czym drugi z bliźniaków mówił, ale jego to chyba nie obchodziło, bo
zdawało się, że tłumaczył to Tosi, a ona dla odmiany patrzyła na niego
zaintrygowana. A może tylko udawała. W każdym razie wyglądała na taką, która go
słucha i jeszcze dodatkowo rozumie.
— To pewnie dlatego, że
przy porodzie pępowina owinęła mu się wokół szyi — wyjaśnił podobnym tonem
Denis, a kiedy Szyszka spojrzała na niego czujnie, dodał: — Podobno nie wywołało
to żadnych przykrych konsekwencji, ale sama widzisz, jak jest…
Szyszka zachichotała,
prawie wylewając nieco alkoholu na podłogę, ale ostatecznie kilka kropel
czerwonego trunku, które wydostały się poza krawędź szklanki, zatrzymały się na
jej palcach.
Jakieś pół godziny
później opróżnili butelkę, a Denis dostał wiadomość od policjanta, że ten już
wyjeżdża i będzie za dziesięć minut. Chłopak więc zaczął się zbierać. Wszedł do
swojego pokoju, żeby zerknąć, czy czegoś nie potrzebuje, choć tak naprawdę i
tak wszystkie istotne rzeczy od dawna miał u Oliwiera. Pozostawało to tylko
oficjalnie nazwać przeprowadzką, bo w rzeczywistości już zagarnął część
przestrzeni starszego mężczyzny przez „zasiedzenie”. Mimo wszystko dobrze było
mieć w razie czego swój kąt.
— Dobra, to ja też się
zbieram. Przecież nie będę patrzeć, jak się obściskują — zdecydowała Marcelina,
kiedy wyszła z łazienki i spotkała w korytarzu Denisa zakładającego buty.
— To chodź, Oli cię
podrzuci. Nie będziesz sama wracać nocą — zaoferował chłopak.
Choć Marcelina
doskonale zdawała sobie sprawę, że policjantowi będzie kompletnie nie po
drodze, to nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby odmówić. Raz, że faktycznie
nie uśmiechało jej się teraz wracać samej, i pewnie zamówiłaby jakiegoś ubera,
a dwa, że wizja spotkania partnera Denisa zawsze była kusząca. Wyszczerzyła się
zatem i w błyskawicznym tempie również zaczęła zakładać buty.
— Cześć wam! —
krzyknęła podekscytowana, w ostatniej chwili przypominając sobie, że w
mieszkaniu zostali Wiktor z Tosią.
— Hej! — odkrzyknęła
dziewczyna, ale jeżeli mówiła coś więcej, to Szyszka nie słyszała, bo już była
na półpiętrze. Denis zbiegł zaraz za nią wyszczerzony.
Gdy znaleźli się pod
klatką, Oliwier już na nich czekał, zatem dziewczyna, praktycznie bez
zatrzymywania się, wskoczyła zaraz na tylne siedzenie. Gdy zapinała pas, Denis
dopiero otwierał drzwi z przodu, od strony pasażera. Następnie spojrzała przed
siebie i dojrzała sceptyczne spojrzenie Francuza w lusterku wstecznym.
— Cześć, Oliwier —
przywitała się dopiero, specjalnie zniżając ton głosu, by zabrzmieć
kokieteryjnie.
Policjant na to nie
odpowiedział, bo Denis wydawał mu się bardziej priorytetowy, zwłaszcza kiedy
wychylił się, by się do niego przytulić i skraść mu całusa na przywitanie.
— Cześć, dzieciaki —
odpowiedział dopiero po tym.
— Jestem dorosłym
mężczyzną — skomentował to nieco oburzony Armiński. — Jak wrócimy do ciebie, to
ci z chęcią o tym przypomnę — dodał niby niewinnie.
— Och, możesz nawet
teraz, nie krępuj się — zapewniła ofiarnie Marcelina.
— Chcecie wracać
autobusem? — wtrącił się Oliwier wyraźnie ostrzegawczym tonem.
— Nie, proszę pana — odpowiedziała
potulnie Szyszka, więc Oli spojrzał znacząco na Denisa.
Walczyli moment na spojrzenia,
aż wreszcie chłopak skapitulował, odpierając przesadnie potulnie:
— Nie, proszę pana.
— Dobra odpowiedź —
stwierdził triumfalnie Oliwier, a następnie podpytał zwyczajnym tonem Szyszkę,
gdzie ma jechać i wreszcie ruszył. Przez pierwszych kilka minut prowadził w
ciszy. Nie łudził się jednak, że rudowłosa pasażerka z tylnego siedzenia już
się nie odezwie. Czuł na sobie jej przenikliwy wzrok za każdym razem, kiedy
tylko zerkał w lusterko.
— Nie zamierzasz nawet
udawać, że się nie gapisz, co? — odezwał się wreszcie sam.
— Nie — przyznała bez
bicia Marcelina, uśmiechając się promiennie. — A co? Rozpraszam cię? — dopytała
niczym niewiniątko.
— Przekonamy się
niebawem, czy dojedziemy w jednym kawałku — odparł złowieszczo Oli.
— Ja wiem, że w twoich
czasem prawo jazdy robiło się na dinozaurach, ale wierzę w ciebie — zapewniła
pokrzepiająco dziewczyna.
Francuz zerknął jeszcze
raz w lusterko, mrużąc oczy, aż wreszcie po kilku chwilach ciszy, rzucił ni to
sam do siebie, ni to do Denisa:
— Dobra jest.
Na całe szczęście
dojechali w jednym kawałku, Marcelina skomplementowała jeszcze styl jazdy
policjanta, uciekając się do kwiecistych epitetów, jakby ten co najmniej
koordynował operację na otwartym sercu, a nie przejechał kilka kilometrów
praktycznie pustymi ulicami i ostatecznie wrócili z Denisem do jego mieszkania.
W progu klasycznie
zaatakował ich Tonto, a Oli nawet nie ściągał butów, tylko od razu zabrał go na
krótki spacer, by ten mógł załatwić swoje potrzeby przed snem.
Gdy drzwi się za nimi
zamknęły, Denis został sam po raz pierwszy od rana i rozejrzał się nieco
bezradnie, nie wiedząc za bardzo, co ma ze sobą zrobić. Do tej pory miał jakiś
cel. Dużo działo się z Oliwierem, musiał w jakimś tam stopniu pamiętać o
ostatnim egzaminie i trzymać gardę przy osobach, które nie były świadome o
zaistniałej sytuacji… aż tu nagle te wszystkie drobne rozpraszacze przestały
się liczyć i został sam, nieco zagubiony i spanikowany, bo zdał sobie sprawę,
że teraz będzie mu ciężej rozproszyć uwagę i ucieczka od myśli o nowotworze
będzie niezwykle trudna. Może nawet niemożliwa.
Wiktor wracał do
Grabówki już jutro, natomiast Denis postanowił pójść w jego ślady w niedzielę.
Oli miał akurat mieć dwa dni przerwy i wracał na służbę właśnie na koniec
weekendu, zatem Denis postanowił spędzić z nim jeszcze trochę czasu, nim
pojedzie do domu.
Nie mieli większych
planów na lato. Temat wyjazdu do Peru zdawał się być na tle ostatnich wydarzeń
abstrakcyjny, więc Denis chciał po prostu pobyć z całą rodziną, a w
międzyczasie zamierzał wpadać do Warszawy na kilka dni, kiedy Oli akurat będzie
nieco wolniejszy. Po rozmowie jaką odbyli po powrocie policjanta z Hiszpanii,
Armiński czuł się o wiele spokojniej. Chyba wynikało to z tego, że i Oli zdawał
się być bardziej spokojniejszy i wspomniał coś nawet o terapii, co jeszcze
bardziej utwierdziło chłopaka w przekonaniu, że starszy mężczyzna mówił
poważnie o ich związku i rzeczywiście nie wydawał się zaprzątać sobie głowy wyskokiem Denisa. To było naprawdę
niesamowite, że przez te kilka dni atmosfera między nimi tak bardzo się
oczyściła, zupełnie jakby nigdy nie mieli żadnych problemów.
Denis nie byłby jednak
sobą, gdyby jakiś złośliwy głosik nie podpowiadał mu, że teraz jest dobrze… bo
pewnie zbliża się coś złego. To było idiotyczne i ta racjonalna część umysłu
starała mu się o tym przypominać, jednak teraz, kiedy nie miał już za bardzo
czym zająć głowy, nie było prosto wymazać czarnych myśli.
Na szczęście nim na
dobre dał się porwać panice, usłyszał, że Oli wraca. Pierwsze co zobaczył, to
rozpędzonego i szczęśliwego Tonto, który już przebiegł korytarz i ewidentnie
miał plan wskoczyć na sofę, a co za tym idzie, na Denisa, ale gdy był połowie
drogi, po mieszkaniu rozległo się donośnie:
— Wracaj!
I pies z podkulonym
ogonem posłusznie się wycofał.
— A łapy to co?
Magicznie same się umyją? — zagadywał z ironią psa policjant. — Trzeba było nie
latać po krzakach i… kurwa, co to? Jesteś niemożliwym pchlarzem — dodał zaraz
karcąco. — Jak nie badyle zaplątane przy ogonie, to jakiś gałgan z rzep —
marudził. — Oddam cię do schroniska i się skończy udawanie psa myśliwskiego —
zagroził klasycznie, a Denis już niekontrolowanie chichotał na sofie, słysząc
zmagania blondyna ze swoim pupilem.
Kilka minut później
Tonto i tak dopiął swego, a Denis jęknął niekontrolowanie, kiedy pies skoczył
mu niemal prosto na brzuch. W ostatniej chwili chłopak zdołał się minimalnie amortyzować
ręką, ale jego czworonożny przyjaciel nawet nie zwrócił uwagi na jego
niezadowoloną minę, tylko ułożył się wygodnie, wcześniej kręcąc kilka kółek w
miejscu, jakby ugniatając sobie siedzisko w celu znalezienia najwygodniejszej
pozy. Ostatecznie zwinął się w kłębek, jednak zachował kontakt fizyczny z
Denisem, przyklejając swój grzbiet do jego uda.
Armiński szybko
zapomniał o tym nieprzyjemnym spotkaniu łap psa z jego brzuchem i skupił się
dla odmiany na swoim telefonie, a ręka mimowolnie uciekła mu do krótkiej
sierści Tonto. To już był taki nawyk, że gdy pies był w pobliżu, instynkt
nakazywał go głaskać.
Z bezcelowego
przewijania Instagrama Denisa wyrwał dopiero odgłos kroków Oliwiera. Po wymyciu
psu łap najwyraźniej sam postanowił wskoczyć pod prysznic, bo miał jedynie
ręcznik owinięty wokół bioder — który swoją drogą wyglądał, jakby miał ochotę
się rozwinąć — ale uwaga chłopaka szybko skupiła się na kubku, który mężczyzna
trzymał w dłoni i znad którego unosiła się para.
— Miałeś stresujący
dzień. Pomyślałem, że może masz ochotę na coś ciepłego przed snem — wytłumaczył
blondyn, wręczając kubek chłopakowi. Chwilę potem wcisnął się obok niego na
kanapę i zarzucił taktycznie ramię na oparcie. Wcisnął, bo klasycznie Tonto zajął jej większą część.
— Och, dziękuję — odpowiedział
z jęknięciem rozczulony Armiński.
— De nada — odparł z
nieco zawadiackim uśmiechem Oli, co zresztą wywołało tylko szerszy uśmiech na
twarzy Denisa. — W ogóle… — zaczął zaraz bardziej zwyczajnym tonem policjant —
jeszcze ci nie zdążyłem pogratulować, tak więc gratuluję zdania śpiewająco
ostatniego egzaminu. Nie żebym spodziewał się po tobie czegokolwiek innego, ale
wiem, że to nie była bułka z masłem i ta sesja kosztowała cię dużo nerwów —
powiedział, chcąc zarazem skomplementował chłopaka, jak i zaznaczyć, że zauważa
jego trud, jaki wkłada w naukę.
— Dziękuję —
odpowiedział jeszcze raz Denis, choć teraz o wiele bardziej nieśmiało. Nie był
pewien, ale chyba nie istniał sposób, żeby uodpornić się na komplementy Francuza.
Za każdym razem starszy mężczyzna wywoływał u niego przyjemne mrowienie w
brzuchu i przyprawiał go o rumieńce, kiedy tak otwarcie i z pewnością w głosie
go chwalił. Jakby to było nic, a przecież to nie była prawda, bo Denis chyba
nigdy nie słyszał, by Oli komplementował lub chwalił kogoś innego.
— Więc… — zaczął znowu
Oli, jednak tym razem jakby bardziej spięty. — W niedzielę wracasz do Grabówki,
a potem widzimy się, kiedy przyjedziesz po wyniki? — dokończył nieco sucho.
Denis odetchnął ciężko,
nim odpowiedział.
— Na to wychodzi — wymruczał.
— Okej — odparł Oli i
to „okej” brzmiało, jakby chciał jeszcze coś dodać, jednak po krótkiej
wewnętrznej walce zrezygnował i ostatecznie zamilkł.
Chciał… chciał zapytać,
czy mógłby mu towarzyszyć na tej nadchodzącej wizycie. Naprawdę cholernie
chciał tam wtedy być i chciał usłyszeć rezultat badań w tej samej chwili co
Denis — by mogli się wspólnie cieszyć lub… Nie. Na pewno wspólnie by się
cieszyli, Oli nie przewidywał innej opcji. Ostatecznie jednak zrezygnował z
zaoferowania swojego towarzystwa. Denis na pewno by się zgodził, ale Francuz
nie wyobrażał sobie nawet, by udało im się to zrobić tylko we dwoje. Marcel z
Alą z pewnością zamierzali towarzyszyć synowi, a w takiej konfiguracji Oli czuł
się zbędny. Uważał, że jego obecność byłaby wręcz nieco kontrowersyjna. Jego
relacja z Marcelem w zasadzie już nie istniała, a z Alą nawet nie rozmawiał,
odkąd wydało się, że jest z Denisem. Wolał ich nie drażnić. Denis był
priorytetem i chciał, by przede wszystkim to on czuł się komfortowo. Po prostu
się wycofa i da do zrozumienia młodemu, że to on w tym aspekcie rozdaje karty.
Stanie się tak, jak sobie zażyczy. Oliwierowi nie pozostawało nic, poza
grzecznym czekaniem i przypomnieniem Denisowi, że ten może na niego liczyć.
Powoli dobiegała
północ, kiedy policjant dostrzegł, że Armiński odpłynął wtulony w jego bok. Aż
żałował, że nie widział z tej pozycji jego twarzy, ale w zasadzie dzięki temu
nie miał skrupułów, żeby go obudzić.
— Chodź, idziemy spać. —
Pogłaskał go na oślep po policzku.
Denis coś odmruknął
niechętnie, ale po chwili podniósł głowę i spojrzał sennym wzrokiem na
Francuza. Walczyli tak chwilę na spojrzenia, ale Oli okazał się bezlitosny, bo
wstał, pozbawiając młodszego chłopaka źródła ciepła i funkcji poduszki zarazem.
— Jesteś najgorszy —
wymamrotał, opadając z powrotem na sofę, jednak w tej chwili nie było już w
ogóle przyjemnie. Od razu zrobiło się niewygodnie i ogólnie wszystko było nie tak.
— W końcu przyznajesz —
parsknął Oli. — Nie żebym ostrzegał cię jakieś trzy tysiące dwieście piętnaście
razy.
— Może jakbyś się
wystarczająco długo opierał, to posłuchałbym cię przy jakimś siedmiotysięcznym
ostrzeżeniu — odgryzł się Denis, podnosząc się niechętnie.
— Cóż, okres gwarancji
się skończył. Nie może pan już złożyć reklamacji — rzucił rozbrajająco Oli, po
tym jak odniósł kubek chłopaka do zlewu.
— No nic… spróbuję cię
opchnąć na olx-ie — wymyślił Armiński, wzdychając i z chęcią chwycił dłoń
blondyna, który zaraz pomógł mu się podnieść.
— Jesteś słodki,
myśląc, że ktoś byłby na tyle szalony, żeby mnie kupić — zakpił policjant.
— Hej, jestem w pełni
poczytalny! — zaprotestował chłopak, dostrzegając w słowach blondyna przytyk w
swoją stronę.
— Trzy tysiące dwieście
piętnaście ostrzeżeń, Denis — przypomniał mu zaraz Francuz rozbawiony, na co i
sam Denis się zaśmiał.
Ta głupkowata wymiana
zdań trwała do momentu, w którym obaj znaleźli się w łóżku. Armiński próbował
być wytrwały, ale zasnął praktycznie zaraz po tym, jak położył głowę na
poduszce, a dłoń Oliwiera przyjemnie grzała go w dół pleców.
Dopiero teraz Francuz
miał okazję poobserwować młodszego chłopaka, kiedy ten spał i cholera,
uwielbiał ten widok. Twarz Denisa, totalnie zrelaksowana i taka spokojna powodowała,
że i Oli automatycznie wpadał w przyjemny stan, przeważnie zasypiając niedługo
potem.
Jednak nie tej nocy.
Nie, tym razem nie mógł zasnąć. Czuł się komfortowo i jego ciało było gotowe,
by oddać się nocy, ale nie jego umysł. A im dłużej leżał, im dłużej wsłuchiwał
się w ciszę, wychwytując najmniejsze odgłosy zza okna, i im dłużej jego wzrok
przyzwyczajał się do mroku, tym bardziej nie mógł wyzbyć się wrażenia, że sen
stawał się coraz bardziej nieuchwytny. Do tego stopnia, że w pewnym momencie
stało się to nieznośne.
Wstał, czując już
powoli rozdrażnienie i choć przyglądanie się śpiącemu Denisowi było bez dwóch
zdań najlepszą rozrywką, jakiej mógł się w takiej sytuacji oddać, to jednak nie
chciał dłużej wgapiać się w twarz młodszego chłopaka, bo to powoli zahaczało o
jakąś psychopatię. Cud, że Denis się przez to nie obudził, choć z drugiej
strony miał tak mocny sen, że nawet wystrzał z armaty tuż nad głową mógłby go
nie obudzić.
Oli poszedł cicho do
kuchni, gdzie z braku pomysłów po prostu napił się wody, a następnie wyszedł na
balkon, rozglądając się niespiesznie po okolicy. Wcale się nie zdziwił, kiedy
pod nogami zaraz zaczął plątać mu się Tonto, zaciekawiony, czemu jego pan nie
spał. Francuz pogłaskał go niespiesznie, a potem usiadł na krześle, które przez
moment było nieprzyjemnie zimne, jednak mężczyzna szybko przyzwyczaił się do
tego uczucia i po chwili zastanowienia zarzucił jeszcze stopy na poręcz.
Rozglądał się nieco
bezcelowo, co jakiś czas zatrzymując wzrok na tak pasjonujących wydarzeniach,
jak kot buszujący w śmietniku nieopodal, czy pająk, który uwił pajęczynę w rogu
tuż przy drzwiach balkonowych i właśnie dobierał się do jakiegoś owada, który
miał tego pecha i wpadł w sieć.
To wszystko
przypomniało Oliwierowi, jak kiepsko odnajdował się w takich sytuacjach — kiedy
było cicho i nic się nie działo. On nie potrafił czekać. Zawsze musiał coś robić, bo tylko wtedy miał poczucie,
że nad wszystkim panuje. Kiedy tak siedział bezczynnie, nie mógł oprzeć się
wrażeniu, że coś mu uciekało i gdzieś nieopodal los, czy tam przypadek,
przestawiał pionki na niewidzialnej szachownicy, nie pytając nikogo o zdanie.
— Nie możesz spać? — Aż
się wzdrygnął, słysząc spokojny głos Denisa. Nie był pewien, czy aż tak bardzo
się zamyślił, że go nie usłyszał, czy po prostu chłopak zakradł się niczym
ninja.
— Nie bardzo —
westchnął zgodnie z prawdą. — Chodź — zawołał zaraz Denisa, wskazując mu
wymownie drugie krzesło.
Armiński posłusznie
wyszedł na balkon i dołączył do Francuza, przybierając nawet podobną pozycję.
— Która jest w ogóle
godzina? — zainteresował się blondyn.
— Kilka minut po
trzeciej.
Po tych słowach
chłopaka na jakiś czas zapadła cisza, w trakcie której Armiński położył głowę
na ramieniu policjanta, a ten oparł na niej swój policzek i wpatrywali się
wspólnie w ciemną przestrzeń, gdzie było raptem widać zarys koron drzew.
— Boisz się? — zapytał
dobry kwadrans później Oli. Doskonale wiedział, że nie musiał tego rozwijać. Musiał
jednak poczekać chwilę na odpowiedź.
— Nie wiem — odpowiedział
po namyśle Denis i brzmiał całkiem szczerze. — Chyba staram się kurczowo
trzymać tej myśli, że dopiero się okaże i żebym się nie nakręcał, ale gdzieś
tam w środku czuję nieprzyjemne napięcie i podświadomie moje ciało daje mi
znać, że jednak to przeżywam. Ale póki co jakoś udaje mi się to kontrolować —
postarał się zakończyć z nutką optymizmu. — A ty? — zapytał automatycznie, choć
po chwili to pytanie wydało mu się idiotyczne, bo był prawie przekonany, że
usłyszy negatywną odpowiedź. Oli w końcu zdawał się być nieustraszony i to
nawet nie dotyczyło jego, zatem…
— Boję się — odparł ku
zaskoczeniu Denisa.
— Naprawdę?
— Nie tego, że coś ci
się stanie, bo nawet nie rozpatruję takiej opcji, że coś pójdzie nie po naszej
myśli, ale… nie mam na to wpływu. Nie mogę nic zrobić, mogę tylko czekać. To
nie zależy ode mnie i to jest kurewsko niesprawiedliwe, bo przecież tak długo walczyłem
ze sobą, by dać nam szansę, a teraz to… Czuję się, jakbym wyciągnął pierwszy
rękę, a ktoś dał mi w mordę bez powodu. — Aż sam parsknął na to porównanie.
— Żałujesz? — zapytał
zatem Armiński.
— To jest w tym
wszystkim najśmieszniejsze, że gdybyśmy się cofnęli o rok… nie zmieniłbym nic —
odpowiedział z uśmiechem. — Przecież gdybym wiedział, że coś ci grozi i nie
mógł przy tobie być, bo nie dałem ci szansy, to chyba umarłbym z rozpaczy.
— Nie umarłbyś — uznał
z powątpiewaniem Armiński.
— Okej, nie umarłbym —
przyznał Oli z delikatnym uśmiechem. — Ale nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak
źle znoszę sytuacje, gdy jestem bezradny — dodał zaraz bardziej gorzko. —
Dlatego bez żadnych niemiłych niespodzianek w przyszłym tygodniu, okej? —
poprosił.
— Co za bzdura, masz
głowę ze stali. Nie żebym chciał teraz przywoływać jakieś smutne wspomnienia,
ale wiem, ile złego cię spotkało, choćby rok temu i wylizałeś się, zawsze sobie
poradzisz — zdradził swój punkt widzenia Denis.
Oli tylko zagryzł
wargę, nie odpowiadając na to początkowo. Było coś uroczego w tym, że Denis
patrzył na niego niemal jak na superbohatera, który zawsze się podniesie. To
było oczywiście dalekie od prawdy, ale Denis nie mógł tego wiedzieć i Oli chyba
nawet nie zamierzał go uświadamiać. Na pewno nie w takich okolicznościach.
Nawet nie chodziło o to, że się wstydził, czy chciał to zachować w tajemnicy,
tylko… to wydawało się cholernie nieadekwatne do całej sytuacji. Denis
potrzebował go silnego, więc Francuz nie miał wyjścia. Nie mógł się rozpaść,
gdyby coś miało pójść źle.
Ale nie pójdzie! — zapewnił się zaraz pospiesznie i aż po chwili
parsknął pod nosem. Kiedy niby zrobił się z niego taki niepoprawny optymista?
— No co? — zaciekawił
się zaraz Armiński, nieświadomy myśli starszego mężczyzny.
— Nic. Masz rację.
Poradzę sobie, choć nawet nie będę miał z czym. Wiesz, będziemy żyli długo i
szczęśliwie… — stwierdził prześmiewczo policjant.
— Serio powinieneś się
przespać, bo zaczynasz gadać od rzeczy — odpowiedział na to Denis w podobnym
tonie. — W każdym razie ja na pewno wracam do łóżka — poinformował i wstał,
patrząc wyczekująco na Francuza.
— Zaraz przyjdę —
zapewnił Oli, więc Denis skradł mu jeszcze buziaka i faktycznie poszedł do
sypialni.
Oli sam miał się
podnieść i dołączyć do Armińskiego w łóżku, ale jakoś nie potrafił się
zmotywować. Wręcz przeciwnie, zasiedział się, tkwiąc nieco zawieszony w tym
momencie nocy, gdzie wszystko było takie ciche i spokojne, że aż dawało
złudzenie, jakby czas się zatrzymał. A kiedy czas stał w miejscu, nic złego nie
mogło się stać. Francuz oszukiwał tym sam siebie, z czego doskonale zdawał
sobie sprawę, jednak czuł ogromny opór, by odważyć się wyrwać tej chwili. Jeśli
to zrobi i pójdzie spać… to obudzi się rano i życie będzie toczyło się dalej, z
tymi wszystkimi niebezpieczeństwami i okropieństwami, jakie mogą mu się
przytrafić.
Okej. Nie jemu. W tym
aspekcie też musiał przestać się oszukiwać. Coś zjadało go od środka na samą
myśl, że Denis może być chory. Oli nawet nie chciał sobie wyobrażać takiej
rzeczywistości, w której być może będzie zmuszony patrzeć, jak życie powoli
ulatuje z młodego Armińskiego, i nie będzie mógł zrobić nic. Absolutnie, kurwa,
nic. Poza żałosnym przyglądaniem się temu.
Naprawdę wierzył, że
nic złego się nie stanie. Denis w porę się zreflektował, wyciął to gówno,
wyglądał na zdrowego i z tego co mówił, czuł się zdrowo. Nie istniała zatem
żadna racjonalna przesłanka, by nastawiać się na najgorsze. Tyle że to nie była
głupia grypa, gdzie po kilku ciężkich dniach zapominało się o sprawie. Nawet
jeśli wszystko pójdzie po ich myśli, to czy będzie można uznać, że Denis jest
zdrowy i będą mogli o wszystkim zapomnieć?
Oli nigdy nie
przyglądał się z bliska zmaganiom osoby z nowotworem, ale jakimś sposobem gdy
słyszał o kimś chorym ze swojego otoczenia… za jakiś czas słyszał też o śmierci
tej osoby. I pewnie sobie teraz to wszystko hiperbolizował. Medycyna przecież
poszła do przodu, a Armińskich było stać, by w razie czego opłacić najbardziej
kosztowne leczenie. Ale nawet to nie dawało gwarancji, a Francuz desperacko
potrzebował gwarancji, że Denisowi nic się nie stanie.
Mógł z niego
zrezygnować. Mógł mu złamać serce i przyglądać mu się gdzieś z boku, jak krok
po kroczku się podnosi i zakochuje w kimś innym. Mógł ponownie wybudować wokół
siebie mur, którego nikt nie byłby w stanie przebić i pogrążać się w
samotności. Dałby sobie radę, bo miałby świadomość, że sam to wybrał. Jak
jednak miał funkcjonować w świecie, w którym miałoby nie być Denisa?
Chyba nie dałby rady.
Znał siebie i
spodziewał się, że czekają ich trudne momenty. Dosłownie chwilę wcześniej ich
związek prawie się rozpadł. Ale Oli naprawdę uwierzył, że może im się udać. To
przestała być zabawa w podchody i przypatrywanie się z zaciekawieniem na
kolejne niepewne ruchy chłopaka. Denis całym sobą krzyczał, że jest
zaangażowany i gotowy do poświęceń, jeśli tylko Oli czuje to samo. I Oli czuł.
Po prostu potrzebował nieco więcej czasu, by dojść do takich wniosków, co też
nie było znowu dziwne, bo był starszy, życie paskudnie go doświadczyło, więc
naturalnym odczuciem była niepewność i sceptycyzm.
To było nieco zabawne,
że wpadł w taki dysonans. Jednocześnie chciał tkwić w tej chwili, bo pod osłoną
nocy, gdy wszyscy spali, czas zdawał się stanąć w miejscu — albo przynajmniej
zwolnił — ale też dręczyło go strasznie poczucie, że jest taki bezsilny wobec
tej sytuacji i w zasadzie jedynym uśmierzeniem jego skołatanych myśli byłby
sen. Napięcie z tym związane pulsowało w jego skroniach i coraz ciężej było mu
w tej chwili wytrzymać samym ze sobą. Zwłaszcza że jego myśli stawały się coraz
bardziej mroczne. Resztkami przytomnego myślenia próbował wyrwać się z tego
swoistego impasu, ale jego racjonalne myślenie zdawało się być w tej chwili już
zbyt upośledzone. Chyba był już zbyt zmęczony, choć nadal nie czuł się senny.
Wtem w jego umyśle
pojawiła się malutka iskierka. Drobny pomysł. Sposób, dzięki któremu to
wszystko mogło stać się bardziej znośne — alkohol.
Potrzebował drinka. A
najlepiej kilku.
______________
Minęło tyle czasu, że nie wiem, czy nie powinnam się
czasem jeszcze raz przedstawić :D
Żyję, jak widać, mam się
w miarę dobrze, choć jak nie trudno zauważyć, lato mnie pochłonęło. Wreszcie
mogłam trochę odetchnąć po tym wszystkich lockdownach (choć wszystko wskazuje
na to, że shit, here we go again), praktycznie nie bywałam w mieszkaniu, a jak
już to... no wiecie, igrzyska (stałam się pseudokibicem siatkówki, ale tak
grzecznie, przed telewizorem tylko), burze (bo oczywiście największy Armagedon
rozpoczynał się, kiedy ja musiałam wyjść z domu, albo byłam gdzieś na
zewnątrz), operacja (już śmigam ponownie bez zarzutu) i w sumie na wrzesień też
powymyślałam sobie różne aktywności, choć przez pogodę pewnie nie będę już się
tak ochoczo szwendać. Dobra tam, nikt nie pytał, no to proszę, powyżej moje
usprawiedliwienie (tak jakby).
Pamiętacie w ogóle, co
tu się działo? Ja muszę przyznać, że musiałam się trochę cofnąć, by czegoś nie
pomieszać, W każdym razie jak to przed chwilą czytałam w celach korektorskich
to nawet miało to ręce i nogi, choć wiem, że najbardziej porywający rozdział to
to nie był. No ale chyba przyszły będzie bardziej emocjonujący (przynajmniej
taki jest w mojej głowie).
Denis mimo kryzysowej
sytuacji zdołał złapać trochę oddechu, za to Oli... Oli się chyba trochę
pogubił. Widać, że bardzo chce stanąć na wysokości zadania, ale jednocześnie
ziszcza się jego koszmar pod tytułem "tracę kontrolę" - i to w
naprawdę okrutny sposób. Myślicie, że da sobie radę i wesprze Denisa, czy coś
się posypie?
Nawet nie będę
obiecywać, kiedy nowy rozdział - równie dobrze może być za tydzień, jak i na
Gwiazdkę. xD Nie no, do Gwiazdki to ja planuję zakończyć przygody chłopaków.
Zobaczymy co z tego wyjdzie. Musicie mi wybaczyć, wiem, że czytanie po takiej
długiej przerwie nie jest najprzyjemniejsze, bo nie czuć aż tak dobrze tych
emocji i to wszystko wydaje się takie rozmyte. Sama tego nie lubię. :/
W każdym razie dziękuję
tym, którzy są wytrwali i jeszcze czytają. Mam nadzieję, że inni też wrócą tu
na koniec, gdy już będę mieli gwarancję, że nie tracą czasu na czytanie czegoś,
co nie jest zakończone. Ja nadal mam plan pisać inne opowiadanie po FP, choć
wiem, jak to teraz kuriozalnie brzmi. xD
Klasycznie, przez to, że
trochę sobie nie dyskutowaliśmy, poopowiadajcie trochę, co tam u Was.
Mieszkanka na studia już zaklepane? A może akademik (w ogóle studia w tym roku
będą już stacjonarnie? Jestem mega nie w temacie). Z pewnością są tu też
licealiści, zatem życzę Wam znośnego powrotu do szkół. ;)
Do przyszłego. :)
Witaj ! Super, że już jesteś !
OdpowiedzUsuńHej. Cóż prawda jest taka ,że na rozdział od dobrego autora można czekać i czekać ,a nie ma się co oszukiwać, Ty jesteś rewelacyjna, więc niezależnie ile Ci to zajmie to ja i tak tu zaglądam i czekam na kolejny rozdział. Bardzo się cieszę ,że u ciebie już ok. I ,że masz plany odnośnie dalszego pisania. Aż się nie mogę doczekać. A teraz wróćmy do rozdziału. Denis jak zawsze słodki i kochany normalnie do schrupania, dobrze ,że stara się nie dopuszczać do siebie złych myśli ,bo to nigdy nic dobrego nie wróży. Za to Oli w sumie mnie nie zaskakuje,ponieważ ten człowiek uwielbia kontrolę ,a tu nie ma jak jej zdobyć. Szczerze ,mam nadzieję ,że Oli pokaże tą swoją determinację i siłę i będzie dzielnie stał u boku Denisa . Bardzo Cie proszę niech to się wszystko zakończy pozytywnie. Pozdrawiam i życzę dużo weny. Ps. Ostatnie półtorej tygodnia to u mnie wygląda jakby przyszła jesień,zimno ,szaro i niefajnie. A teraz zacznie się rok szkolny i miejmy nadzieję ,że będzie normalny . W.
OdpowiedzUsuńAwww, dzięki za motywujące słowa ❤
UsuńDenis już chyba do końca FP pozostanie "sweetheart", bo skoro po ostatnim wyskoku nie zepsuł sobie reputacji wśród czytelników, to już chyba mu się nie uda :D Ale bardzo mnie to cieszy, bo chyba na ten moment jest moją ulubioną postacią do pisania :)
Fakt, pogoda jest tragiczna ostatnio. Mam wrażenie, że po upałach od razu wpadliśmy w jesień :/
Powodzenia w nowym roku szkolnym! :)
Cieszę się, że wróciłaś. Rozdział świetny, warto było czekać. Lubię Denisa, to takie słodkie ciasteczko, ale moim bohaterem jest Oli. Uwielbiam tego kpiąco ironicznego gliniarza, tylko za żadne skarby nie mogę go sobie wyobrazić. I jak nie mam problemu z dziewczynami czy z bliźniakami to Oliwiera tak naprawdę to nie widzę. A muszę podczas czytania widzieć bohaterów!!! Przez chwilę to był Armie Hammer, potem Sam Heughan, a teraz nie mam pomysłu kto. Ciekawa jetem, czy gdybyś miała nagrać film to kogo obsadziłabyś w rolach głównych? Życzę weny, zdrowia i czasu. Wracaj do nas jak najszybciej. Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńZawsze mnie to cieszy, jak czytelnicy kibicują głównym bohaterom, bo jakby nie patrzeć, to im najwięcej czasu poświęcam :)
UsuńŚwietne pytanie z tą obsadą!
Hmm... Oli ma twarz, ale tylko w mojej głowie niestety. Jest trochę kalką policjanta, którego znam (choć ten prawdziwy jest brunetem i nie ma heterochromii :D). Armie Hammer na pewno nie, natomiast Sam Heughan już o wiele bliżej mojego wyobrażenia, choć jest troszkę za słodki jak na Oliwiera (aż szok, że rocznikowo ma tyle lat co Oli :D), choć jak go widziałam w netflixowym SAS, gdzie grał komandosa, no to już faktycznie nadawałby się, by zagrać ewentualnie Francuza :D Od siebie dodałabym może Chrisa Evansa (koniecznie z zarostem! jak np. w serialu "Defending Jacob"), tylko trzeba by mu było rozjaśnić włosy :)
Co do Denisa, to będzie jeszcze trudniej. On też ma twarz, ale niestety nie powiem czyją. Wieki temu zapisałam zdjęcie jakiegoś modela na laptopie, ale koleś jest totalnie niewychwytywalny przez grafikę googla, więc nie powiem, jak się nazywa, natomiast coś mi sie kojarzy, że wstawiałam to zdjęcie, pod którymś ze starszych rozdziałów (jak nie, to postaram się wrzucić pod kolejnym). Niestety nie przychodzi mi do głowy kompletnie żaden aktor, który by choć trochę przypominałby mi Denisa. Za to bardzo Denisowy jest taki francuski model - Valentin Charles - zwłaszcza na tych zdjęciach, na których się uśmiecha. To mógłby być Denis :)
Uf, ale się rozpisałam :D
Dopiero dzisiaj przeczytałam Twoją odpowiedź. Dzięki za pomysły. Ja też już mam mojego Oliwiera. To Andy Whitfield czyli niezapomniany Spartakus. Wiem, nie żyje, ale gdyby żył to byłby mój (a raczej Denisa) wymarzony i ukochany Oli. Jeszcze raz dzięki za fajną odpowiedź i życzę dużo nowych pomysłów na nowe opowiadania. Beata
UsuńHejo :D
OdpowiedzUsuńMiło Cię znowu widzieć. Skoro pytasz to chętnie odpowiem co u mnie ;D MAGISTERKA :O Zmora moich dni xD Ale już na wykończeniu, trzymajcie kciuki. U nas jeszcze nie wiadomo czy będzie zdalnie czy stacjonarnie xD
Z przyjemnością wróciłam do opowiadania, dzięki :)
Kyna
Ach ta nieszczęsna magisterka, rodzona w bólach :D
UsuńA jak się potem faktycznie policzyło czas przeznaczony na pisanie, to wychodziło, że jakby się człowiek spiął, to dałby radę ogarnąć to na spokojnie w 2 tygodnie :D
Oby pisanie poszło Ci gładko! :)