12 czerwca 2022

Miłość dla opornych: Rozdział 2

Powiew przeszłości


Wczoraj wypił o dwa drinki za dużo, czego dowodem był poranny ból żołądka i głowy. Nie mógł powiedzieć, że miał strasznego kaca, ale zdecydowanie nie obudził się świeży i pełen energii. Wręcz przeciwnie, zwlekł się z łóżka ze skwaszoną miną i nieco skulony poszedł prosto do łazienki, żeby w pierwszej kolejności umyć zęby, a potem wziąć chłodny prysznic. To przyniosło mu sporą ulgę i nawet nabrał ochoty na śniadanie, więc już z nieco większym entuzjazmem udał się tym razem do kuchni, włączając od razu telewizor, kiedy przechodził przez salon. Nie lubił, kiedy było za cicho, wolał, by coś tam zawsze bzyczało. Choć w zasadzie ta cisza została błyskawicznie zaburzona przez Dopaminę, która bezczelnie zaczęła mu się plątać pod nogami, domagając się uwagi. Albo jedzenia. Najpewniej obydwu naraz.

Kiedy tylko sięgnął do lodówki, by wyjąć z niej napój kokosowy na owsiankę, kotka wskoczyła na blat i z gracją podeszła do Michała, wychylając łeb z nadzieją, że jej się poszczęści i też coś dostanie.

Zaraz — mruknął i złapał kota, po czym odstawił go na ziemię. — Nie umrzesz z głodu przez te pięć minut — zapewnił, po czym usłyszał krótkie miauknięcie, zupełnie jakby zwierzak odpyskował coś w tylu „a właśnie, że umrę”.

Hernik jednak wcale się tym nie przejął, tylko zaczął odmierzać składniki, które kolejno dodawał do rondelka. Oprócz mleka i płatków dodał też jak zwykle trochę odżywki białkowej, suszoną żurawinę i po chwili namysłu wyciągnął też z szafki masło orzechowe, które zamierzał rozsmarować na gotowej już owsiankę.

Kiedy jego śniadanie powoli się przygotowywało, włączył też ekspres, bo nie potrafił rozpocząć swojego dnia bez kubka mocnej, czarnej kawy i dopiero na końcu łaskawie skupił uwagę na kotce, która siedziała teraz wymownie przy swojej misce i patrzyła wręcz z pretensją na swojego pana.

Choć Michał próbował stwarzać pozory, że jest inaczej, to było jasne, że miał do niej słabość. Uważał, że była piękna. Ogromna, puchata, jedwabiście gładka, o niebieskiej maści z ciemniejszymi łapkami i łbem oraz demonicznymi, żółtymi oczami. Kiedy się przechadzała, wymachując z gracją swoim puszystym ogonem, nie dało się ukryć, że nie była zwykłym dachowcem. Zresztą taki nie pasował do Michała. W momencie, kiedy postanowił, że chce mieć kota, od początku wiedział, że to będzie jakiś wyrafinowany rasowiec. Tak więc po przeprowadzeniu researchu postawił na rasę maine coon i takim sposobem Dopamina była z nim już dwa lata. To było nawet zabawne, jak idealnie zwierzak pasował do niego charakterem. Oboje byli nadzwyczaj wyniośli, chcieli by skupiać na nich całą uwagę i byli cholernie kiepscy w wykonywaniu czyichś poleceń. Przy tym ostentacyjnie litowali się nad sobą, okazując sobie od czasu do czasu trochę czułości. Dopamina okazjonalnie ocierała się z głośnym mruczeniem o nogi Michała, kiedy ten na przykład stał i coś gotował, a on czasem ją głaskał, udając, że robi jej wielką łaskę. Ostatecznie niemal każdego wieczoru lądowali razem na kanapie, Dopamina kładła się na jego klatce piersiowej albo wchodziła mu na barki, a on zagłaskiwał ją na śmierć, oglądając przy tym coś na Netflixie.

Teraz jednak nie przeszkadzał jej, kiedy dopadła do miski z karmą, tylko zajął się swoim śniadaniem, które przełożył do swojej miski, wziął kawę i z tym zestawem poszedł do salonu.

Co prawda dochodziła dziewiąta i powinien już powoli docierać do biura, to jednak postawił na odrobinę nonszalancji, bo choć lubił swoją pracę, to jeszcze bardziej lubił rozpieszczać siebie samego, a do tego potrzebował… czasu. Głównie i tak pracował zdalnie, ale starał się choć raz w tygodniu wpadać do siedziby firmy, zwłaszcza, że często mieli spotkania biznesowe z klientami, a jego szef preferował spotykać się osobiście.

Dziś jednak potrzebował czasu z rana. W dodatku był piątek, więc zamierzał też zrobić coś ze sobą wieczorem — konkretniej to zamierzał umówić się na jakiś niezobowiązujący numerek, a w sobotę uderzyć do Weekendu z Kamilem, by w niedzielę móc się zregenerować przed następnym tygodniem.

Zjadł więc i dopił bez pośpiechu kawę, umył ponownie zęby, ubrał się i kwadrans przed dziesiątą opuścił mieszkanie.

Do pracy zazwyczaj jeździł tramwajem. Latem często jeździł też rowerem, bo miał do biura relatywnie blisko, choć czasem było mu ciężko logistycznie, kiedy na przykład musiał zabrać ze sobą więcej sprzętu. Niby posiadał prawo jazdy, ale samochód wydawał mu się zbędną inwestycją w stolicy. Za bardzo by się wkurzał w porannych korkach, więc wolał zostawić to motorniczemu czy ewentualnie kierowcy autobusu. Większe zakupy spożywcze robił przez internet, a kiedy pilnie czegoś potrzebował, na parterze w tym samym bloku była znana sieciówka. Raczej był typem domownika, więc rzadko wyruszał poza Warszawę, a kiedy wyjeżdżał służbowo, miał zapewniony transport. Kiedy imprezował, nie oszczędzał sobie alkoholu, więc wtedy stawiał zazwyczaj na Ubera. Na palcach jednej ręki mógłby policzyć sytuacje, kiedy pilnie potrzebował samochodu, a mieszkał w Warszawie już jedenaście lat.

Może jedynie nie zawsze odpowiadało mu towarzystwo w transporcie publicznym, ale choć ogólnie przyklejano mu łatkę divy, tak w rzeczywistości wcale nie był aż tak wybredny. Zresztą do pracy jechał raptem sześć czy osiem minut, więc nawet w najbardziej kryzysowych sytuacjach było to do przeżycia.

A tego dnia było całkiem znośnie. Jak zwykle odciął się od świata zewnętrznego poprzez wsadzenie do uszu słuchawek, a w tramwaju było o tej porze już nieco luźniej.

Pod firmę, która znajdowała się na Platynowej, dotarł kilka minut po dziesiątej i kiedy tylko wjechał na odpowiednie piętro biurowca, jego obecność została natychmiast zauważona przez szefa.

— O, Michał! — zawołał Andrzej. — Dobrze że jesteś, bo miałem dzwonić. Już się bałem, że zapomniałeś o naszym spotkaniu o trzynastej — dodał zaraz z ulgą.

— Pamiętam, spokojnie — zapewnił szefa, posłał mu półuśmiech i pomaszerował do swojego pokoju.

W Blackbox, bo tak nazywała się firma założona przez Andrzeja Szypułkowskiego i jego szwagra Tomasza, Michał pracował już cztery lata. Było to nieduże przedsiębiorstwo zajmujące się branżą IT, a dokładniej szeroko rozumianym cyberbezpieczeństwem. Ich warszawski team składał się z Andrzeja, który wszystkim zarządzał, oraz kilkunastu specjalistów, w tym Michała, trzech księgowych, kadrowców, a w ostatnim roku dorobili się nawet zespołu do spraw projektów, bo sam Andrzej przestał już nad tym panować i potrzebował wsparcia. Blackbox posiadała też filię w Krakowie, która była prowadzona przez Tomasza, a oprócz niego tworzyło ją jeszcze kilkunastu kolejnych specjalistów.

Choć nie stanowili gigantycznej korporacji, to branża, w jakiej się obracali, była cholernie pożądana. Praktycznie każde przedsiębiorstwo, organizacje, banki czy instytucje państwowe opierały się na systemach teleinformatycznych, a te, choć były niezwykle wygodne, musiały być należycie zbudowane, by były bezpieczne. 

I tu do działania wchodziły firmy takie Blackbox, które specjalizowały się między innymi w przeprowadzaniu testów penetracyjnych, które służyły do weryfikacji zabezpieczeń zasobów przedsiębiorstw, na których zlecenie były przeprowadzane.

Michała cholernie to kręciło. Jego praca polegała, najogólniej mówiąc, na przeprowadzaniu symulowanych ataków hakerskich, dzięki którym mógł wykrywać błędy w infrastrukturze sieciowej czy różnego rodzaju aplikacjach, a potem je naprawiać.

Zawsze lubił grzebać w systemach operacyjnych i przez dłuższy czas był samoukiem. Po gimnazjum wybrał się do technikum informatycznego… ale że mieszkał w małej mieścinie w lubelskim, to nie miał co liczyć na zbyt wysoki poziom nauczania. Z perspektywy czasu wiedział, że jego szkoła i nauczyciele, którzy mieli być rzekomo „specjalistami”, to był jakiś nieśmieszny żart. Jednak Michał był cholernie ambitny i zamiast iść na pobliską uczelnię w mieście obok — jak większość jego kolegów — stwierdził, że chce studiować na Politechnice Warszawskiej.

Choć teraz to brzmiało dosyć logicznie i sensownie, bo obecnie jego kariera układała się rewelacyjnie, to wtedy… wtedy to mogło brzmieć nieco jak marzenie ściętej głowy.

W jego rodzinie nigdy się nie przelewało. Może i nie biedowali, ale Michał od dziecka był uczony, że musi oszczędzać i bez przerwy sobie czegoś odmawiać. Ojciec wraz z matką pracowali na zmiany w lokalnej fabryce mięsa za najniższe pensje, najwyraźniej nie mając ambicji na nic więcej, w międzyczasie starając się zapewnić jakieś bytowanie czwórce swojego potomstwa.

Kiedy Michał sobie tylko przypominał tamten okres, czuł nieprzyjemne dreszcze i było mu najzwyczajniej żal, że musiał tak żyć. To nie tak, że był niewdzięcznym gówniarzem, któremu wiecznie było mało i nic nigdy mu nie pasowało, ale… od dziecka czuł, że nie pasuje do miejsca, w którym się znajdował. Dusił się, dzieląc mały pokój z dwoma braćmi, nie mając absolutnie żadnego urozmaicenia na spędzanie wolnego czasu oraz zmuszany do wysłuchiwania bezsensownych kłótni rodziców o jakieś pierdoły, którzy nie widzieli nic złego w wydzieraniu się na siebie w obecności dzieci.

W szkole też był raczej odludkiem. Nie dlatego, że społeczeństwo go wyalienowało. Nie był żadnym pośmiewiskiem i nikt się nad nim nie znęcał. Sam odsunął od siebie wszystkich. Miał jakichś kumpli, ale nigdy nie mógł nikogo nazwać przyjacielem. Po prostu czuł, że nikt go nie rozumie. Jego poglądy znacząco różniły się od poglądów większości ludzi, w których towarzystwie musiał się obracać.

Kiedy był w ostatniej klasie technikum i oświadczył rodzicom, że chce studiować w Warszawie, po prostu go wyśmiali. Choć może nie tyle co wyśmiali, a… podśmiechiwali się nerwowo, uważając, że ich syn oszalał. Przecież nie było ich na to stać, żeby posłać go do stolicy. W końcu Adam — starszy o dwa lata brat Michała — pracował z nimi w fabryce, więc przez bardzo długi czas Michał też pasował im do tej wizji. Po jakimś czasie powoli zaczęli przyswajać myśl, że w sumie ich syn całkiem nieźle się uczy — a na pewno najlepiej z całej rodziny — i może studia nie były takim dziwnym pomysłem. No ale Warszawa? Czy on oszalał?

Jeżeli tak, to Michał wcale nie chciał, żeby go z tego szaleństwa ratować.

Choć mogło to brzmieć dosyć przerażająco, to dzień, w którym wyprowadził się z domu, był najlepszym dniem w jego życiu. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby dał się stłamsić i posłuchał rodziców. Ależ byłby teraz nieszczęśliwym człowiekiem.

Na szczęście nie posłuchał.

Jednak jego początki w stolicy wcale nie były takie kolorowe. Musiał pracować w różnych magazynach, stać go było na wynajęcie ciasnego pokoiku w starej kamienicy gdzieś na obrzeżach miasta, zdarzało mu się głodować przed wypłatą i kilka razy był tak zdesperowany, że naprawdę rozważał, czy aby na pewno nie chce przekroczyć granicy, jaką było danie dupy za pieniądze.

Pierwsze rok był zajebiście ciężkie, ale Michał był cholernie zawzięty. Do tego stopnia, że wolał czasem głodować, niż wrócić na kilka dni do domu i przyznać się do swojej porażki. Nie potrafił się do tego zniżyć.

Na szczęście po jakimś czasie wszystko zaczęło nabierać nieco żywszych kolorów. Oprócz pracy fizycznej, rozwinął siatkę znajomości i zaczął dorabiać sobie naprawiając po kosztach komputery znajomych, czy znajomych ich znajomych, którym został polecony, a na czwartym roku studiów załapał się na całkiem nieźle płatny staż w międzynarodowej korporacji, w której dosyć szybko awansował i pracował tam jeszcze dwa lata po studiach. Jednak z biegiem czasu odkrył, że to nie dla niego. Zawsze wyobrażał sobie, że na pewnym etapie życia otworzy własną firmę i sam będzie swoim szefem.

I… ten plan nadal krążył mu gdzieś z tyłu głowy. Jednak póki co cholernie dobrze pracowało mu się z Andrzejem i jego teamem. Miał dosyć dużą swobodę w działaniu, miał ruchomy czas pracy, zarabiał lepiej niż przyzwoicie, mógł liczyć na częste premie i miał dostęp do najnowocześniejszych systemów, a także długą kolejkę klientów, którzy byli gotowi wydać krocie na jego usługi.

— Podoba mi się ten sezon. Nie jestem jeszcze pewny czy to przez to, że jest aż tak chujowy, że aż dobry, czy po prostu jest całkiem niezły — podzielił się swoją myślą Przemek, który dzielił pokój z Michałem, a obecnie nadrabiał oglądanie finałowego sezonu Gry o Tron. — Ale czekam na cycki. Więcej cycków — dodał wulgarnie.

— Dlaczego więc nie pójdziesz o krok dalej i nie odpalisz sobie pornhuba? — zapytał nieco znudzonym tonem Michał, choć sam też obecnie nie robił nic związanego z pracą, a oglądał jakiegoś videobloga z nowinkami technologicznymi.

— Masz mnie za jakiegoś amatora? Porno na sprzęcie służbowym? — odbił szybko Przemek.

— Nie no, myślałem, że jesteś na tyle sprytnym chłopcem, że wiesz, jak się zabezpieczyć — zripostował dwuznacznie Michał, przez co zapanowała między nimi chwilowa cisza podczas której walczyli na spojrzenia.

— Nie jestem pewny, czy patrzysz tak na mnie, bo chcesz mi wpierdolić, czy chcesz mnie przelecieć. — Przemek jako pierwszy zdecydował się ją przerwać.

— Mało konkretny z ciebie facet. Tego nie wiesz, tamtego nie wiesz — odparł zaraz Hernik, przewracając oczami.

— Ale przeleciałbyś mnie? — zaczął drążyć drugi chłopak. Orientacja Michała nie była dla nikogo tajemnicą, a Przemek, przez to, że dzielił z nim pokój, czuł się w jego towarzystwie na tyle swobodnie, że nie omieszkał od czasu do czasu rzucić jakimś dwuznacznym tekstem. Zwłaszcza, że Michał sobie na to pozwalał i się nie obrażał o pierwszy lepszy, zazwyczaj prymitywny, żart.

— Sorry, kochanie, nie jesteś w moim typie — odpowiedział z udawanym skruszeniem Hernik.

— No jak?! Popatrz tylko na te bicki! — zbulwersował się szybko Przemek i zaraz naprężył prześmiewczo muskuły, na co Michał tylko bezczelnie parsknął. Jego kolega był typowym szczypiorem, a groteskowości nadawały mu jeszcze za duże koszulki, które z jakiegoś powodu bez przerwy nosił. — Ale wczoraj musiałeś chyba zabalować, co? — Zaraz zmienił ton głosu na bardziej konspiracyjny i poruszył wymownie brwiami. — Strzeliłeś gola? — dopytał pokrętnie, a Michał domyślił się, że to była jakaś pokraczna aluzja seksualna.

— Twoje zainteresowanie moim życiem erotycznym zaczyna mnie niepokoić — odparł zwyczajnie i spojrzał karcąco na kumpla.

— Ej, ale czy geje o tym cały czas nie gadają? Staram się być po prostu dobrym kolegą — wyjaśnił Przemek ze wzrokiem niewiniątka, wyciągając przed siebie obronnie dłonie.

— Imponujące poświęcenie, doceniam — parsknął Hernik.

Przemek uśmiechnął się tylko szelmowsko i już miał coś dodać, ale tę niezwykle angażującą rozmowę przerwał im Andrzej.

— Chodź, Michał, co? Dogadamy ostatnie detale nim przyjadą na spotkanie z Hamtott — poprosił Hernika, na co ten skinął i chwilę potem udał się za szefem do jego gabinetu.

Nie zawsze tak precyzyjnie przygotowywali się do spotkań. Zazwyczaj bywało tak, że przychodził do nich jakiś przedsiębiorca czy kierownik jakiejś instytucji publicznej i na bieżąco przedstawiali ofertę, ale kiedy w perspektywie mieli współpracę z dużą korporacją, woleli dopieścić wszelkie detale, by wypaść jak najbardziej profesjonalnie i nie pozostawić żadnego pola do wątpliwości, czy aby ich firma jest na pewno odpowiednia.

Po krótkiej rozmowie z Andrzejem oraz przerwą na drugie śniadanie Michał udał się do pokoju, który stanowił coś na kształt sali konferencyjnej, gdzie czekał już jego szef razem z Olkiem, kolejnym pentesterem, który pracował w Blackbox. Nie było potrzeby angażować kilku osób technicznych, ale Andrzej lubił mieć choć minimalne wsparcie i chciał pokazać, że ma do dyspozycji świetnych specjalistów. Olek potrafił zasypać klienta słowotokiem, w który wplatał nieskończoną ilość fachowego słownictwa, natomiast Hernik potrafił być bardzo przekonujący i potrafił wykorzystywać sztukę perswazji. Razem stanowili idealny tercet na takie spotkania. Oprócz nich towarzyszyły im jeszcze ze dwie osoby z biura projektów.

Punktualnie o trzynastej przybyli przedstawiciele Hamtott. Kobieta, która była dyrektorem lokalnej siedziby firmy, mężczyzna, który był kierownikiem ich działu IT, a także prawnik, na którego widok Michała na chwilę zmroziło. Zresztą nie tylko jego, jak się zaraz okazało.

Michał nie miał pojęcia, ilu facetów przewinęło się przez jego łóżko, albo przez łóżko ilu facetów przewinął się on, ale był aktywny seksualnie już dobrze ponad dekadę i jak do tej pory nie przypominał sobie sytuacji, żeby potem wpadł w jakimś totalnie przypadkowym miejscu na jednego ze swoich kochanków. Jasne, czasami widywał ich czy to w Endless Weekend, czy w Men Cave, ale jakoś nigdy nie wpadał na nich na mieście i nie myślał, że kiedykolwiek wpadnie na jakiegoś w pracy. Najwidoczniej zawsze musiał być ten pierwszy raz.

Nie pamiętał, jak ten facet miał na imię ani kiedy dokładnie się poznali, ale Hernik był pewny, że się z nim puknął. Zresztą mina tego prawnika mówiła sama za siebie. Cały zbladł, jego dłoń, kiedy podał ją na przywitanie, niebezpiecznie drżała, a źrenice się rozszerzyły.

Michał natomiast nic po sobie nie pokazał. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie było to niezręczne, ale… był profesjonalistą i jego charakter nie pozwoliłby mu na utratę rezonu. To jednak nie zmieniało faktu, że nieco się spiął i nie odmówił sobie, aby co jakiś czas rzucić temu adwokacinie pogardliwego spojrzenia. Frajer miał na palcu obrączkę.

Spotkanie ogólnie przebiegało bez żadnych komplikacji. Andrzej bezbłędnie naprowadzał na kolejne etapy współpracy, Olek zasypywał ich szczegółami i rozwiewał wszelkie wątpliwości, a Michał robił sobie notatki i od czasu do czasu wtrącał coś błyskotliwego czy zabawnego, żeby nieco rozluźnić towarzystwo.

W pewnym momencie dyrektorka Hamtott dostała jakiś pilny telefon, który musiała odebrać, więc Andrzej zarządził krótką przerwę, w trakcie której Michał postanowił wyskoczyć do pokoju po ładowarkę, a po drodze zahaczył jeszcze o łazienkę. Wcale się nie zdziwił, kiedy Tomasz — bo w trakcie spotkania Michał poznał jego imię — za nim poszedł.

— Słuchaj… — zaczął niezręcznym tonem, stając za Hernikiem, kiedy ten mył dłonie. Ten nie odpowiedział, a jedynie zerknął na prawnika z umiarkowanym zaciekawieniem w lustrze.

— Wolałbym, żeby… tamto — wydukał pokrętnie — zostało między nami. — Odwrócił wzrok, przygnieciony intensywnym spojrzeniem Michała.

— Hmm… — mruknął w odpowiedzi, zakręcił wodę i odwrócił się przodem do drugiego mężczyzny — czyżby twoja żona nie wiedziała, że jesteś fanem kutasów? — zapytał bezczelnie, na co Tomasz rozejrzał się panicznie po pomieszczeniu, zapewne modląc się, by nikt ich nie usłyszał.

— Ciszej — poprosił nieco desperacko. — To było dawno temu i…

— Stary, serio mnie to nie obchodzi — rzucił jedynie znudzony Hernik, dając tym samym Tomaszowi do zrozumienia, że to nie jego sprawa i umywa od tego ręce, a potem ruszył do wyjścia, ale po dosłownie dwóch krokach zatrzymał się raptownie, odwrócił się i spojrzał gniewnie na byłego kochanka. — Tylko ani mi się, kurwa, waż w żaden sposób sabotować tej umowy — ostrzegł. — Bo wtedy zacznie mnie to obchodzić — zagroził jeszcze i pewnym siebie krokiem opuścił toaletę.

***

Inaczej sobie wyobrażała tę podróż. Po pierwsze pociąg spóźnił się czterdzieści minut, mimo iż jego bieg zaczynał się w Katowicach, w których wsiadała, po drugie na zewnątrz było prawie trzydzieści stopni i podjechał jakiś stary klekot bez klimatyzacji, po trzecie okazało się, że w jej przedziale jechała matka z trójką dzieci i przez kilka godzin musiała wysłuchiwać ich wrzasków i płaczu, a po czwarte była już głodna, zła i zmęczona.Na domiar złego kiedy tylko wreszcie dotarła do Warszawy Centralnej, ludzie przepychali się niemiłosiernie, tak, że ledwie mogła wysiąść z pociągu.

To wszystko stało się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nieistotne, kiedy dojrzała gdzieś w tłumie, ponad głowami innych podróżnych kartonowy transparent, na którym było nabazgrane czarnym markerem “Wiktoria R.” z brzydkimi kwiatkami zamiast kropek nad literami “i”. Od razu zaczęła chichotać i ruszyła w kierunku transparentu.

— Rafael! — zawołała uradowana, tym razem sama przepychając się nieelegancko przez innych. — Jesteś taki głupi! — wykrzyknęła, szczerząc się, kiedy już do niego dotarła.

— Ja głupi? A znalazłaś mnie? — zapytał przebiegle, po czym uśmiechnął się szeroko. — Cześć, siostra! — zawołał rozweselony, po czym przytulił z całych sił dziewczynę, lekko ją przyduszając. 

— Dusisz mnie, głupku — zwyzywała go znowu, ale sama nie mogła przestać się uśmiechać.

— Jak ci się jechało? — zapytał pogodnie, po czym odruchowo sięgnął po torbę dziewczyny, żeby nie musiała jej tachać.

— A nic mi nawet nie mów — westchnęła marudnym tonem. — Ale zabierz mnie na dobre żarcie i to wszystko pójdzie w niepamięć — zaoferowała, patrząc wyczekująco na brata. 

— Robi się — odparł posłusznie i razem skierowali się do wyjścia prowadzącego do Złotych Tarasów. Rafał uznał, że ostatnie, czego potrzebowała w tej chwili jego siostra, to kręcenie się po centrum w celu znalezienia jakiejś lepszej miejscówki na jedzenie, więc postanowił, że znajdą coś w galerii. Potem i tak czekała ich przeprawa przez Wisłę w popołudniowych korkach, zatem wolał nie przemęczać Wiki po podróży.

Po dziesięciu minutach ulokowali się w jednej z kawiarni na drugim piętrze, gdzie oprócz ciepłych napojów i ciasta podawali też różnego rodzaju tosty, sałatki czy wrapy. Złożyli zamówienie, w trakcie oczekiwania na jedzenie i kawę Rafał szczegółowo wypytał dziewczynę o jej plan na kolejny dzień, potem zabrali się za jedzenie i dopiero kiedy skończyli, oboje teatralnie westchnęli, solidaryzując się w przejedzeniu… choć Rafał uznał, że i tak jeszcze musi zjeść jakieś ciastko, na co Wiktoria tylko pokręciła głową z obrzydzeniem. Nie wcisnęłaby w siebie już choćby małego cukierka.

— Czy twój żołądek ma dno? — zapytała z sarkazmem, kiedy mężczyzna niemal błyskawicznie pochłonął kawałek sernika.

— Nie — odpowiedział zupełnie szczerze. A przynajmniej wydawało mu się, że jego brzuch nie miał limitów. Miał cholerne szczęście, że był wysoki, jego praca była fizyczna i lubił biegać, bo inaczej mógłby mieć poważny problem. Nic jednak na to nie mógł poradzić, że jego najprawdziwszą i jedyną miłością było… jedzenie. — Planujesz w ogóle składać papiery na jakąś uczelnię w Katowicach? — zagadał konwersacyjnie.

— Złożę tak na wszelki wypadek, ale to z założeniem, że stanie się tragedia i nie dostanę się nigdzie w Warszawie — wyjaśniła, choć z jej tonu głosu wynikało, że nawet nie rozważa takiego scenariusza na poważnie.

— Założę się, że dostaniesz się wszędzie — odparł zaraz z przekonaniem.

— No oby. Chciałabym studiować na Politechnice — zaznaczyła z rozmarzonym westchnieniem. Przyjechała do stolicy w związku z dniami otwartymi na Politechnice Warszawskiej i miała nadzieję, że mury uczelni staną się jej codziennością od października.

— To co? Meldujesz się u mnie w lipcu? — upewnił się mężczyzna, patrząc z przyjaznym uśmiechem na siostrę. Już wcześniej informowała go, że chce przyjechać w wakacje do Warszawy, żeby trochę popracować i dorobić na studia. Mieli z Rafałem o tyle komfortową sytuację, że ich babcia była rodowitą Warszawianką i zostawiła im w spadku trzypokojowe mieszkanie na Saskiej Kępie, niedaleko Wisły. Sama zmarła na atak serca pięć lat wcześniej, choć dożyła prawie dziewięćdziesięciu lat.

— No raczej, nie ma mowy, że zostanę w Katowicach — odpowiedziała zdecydowanie. — I proszę cię — zaczęła zaraz prewencyjnie. — Proszę — powtórzyła dla większego efektu. — Nie próbuj go ratować. To jest tylko i wyłącznie jego wina i jak zwykle będzie próbował wykorzystać, że jesteś miękką bułą…

— Hej, nie jestem miękką bułą! — wtrącił z pretensją.

Wiktoria posłała mu znaczące spojrzenie, na co spuścił wzrok. No dobra, może trochę był…

— Mama ma swoje życie z Darkiem, ja chcę zacząć swoje życie tutaj i ty też zostaw Katowice za sobą. Niech radzi sobie sam — podkreśliła z determinacją.

— Dobra, będziemy się martwić, jak wyjdzie — spróbował ją zbyć Rafał, ale nieopatrznie użył nieodpowiednich słów, co tylko jeszcze bardziej podpaliło jego siostrę.

— Nie, nie będziemy się martwić — powiedziała twardo, po czym westchnęła ze zrezygnowaniem. — Rafał, obiecaj mi, że nie dasz się znowu wciągnąć w jego gierki. Bo ja ci obiecuję, że znowu będzie tak samo. Wyjdzie, będzie zgrywać niewiniątko, a parę miesięcy później i tak wróci do paki. On się nie zmieni. Nigdy.

— Okej, Wika, obiecuję — mruknął wreszcie na odczepnego, choć w głębi duszy wiedział, że jego młodsza praktycznie o trzynaście lat siostra miała rację.

— Ratuj dla odmiany kotki z drzew i jeżyki z drogi. To zdecydowanie bardziej przydatne dla społeczeństwa — zażartowała.

— Ostatnio uratowałem sarenkę ze złamaną nóżką! — Przypomniał sobie niespodziewanie, sprytnie wykorzystuję anegdotę do zmiany tematu. — Pojechaliśmy do wypadku pod Warszawę, a w rowie leżała sarenka. Ktoś ją musiał wcześniej potrącić… — zaczął relacjonować, a Wiktoria wysłuchiwała jego opowieści jednocześnie z rozczuleniem i rozbawieniem. To było niesamowite, bo kochała go i wkurzał ją z dokładnie tego samego powodu: był po prostu obrzydliwie dobrym człowiekiem. Wielki, wiecznie uśmiechnięty, kochany… i banalnie prosty do wykorzystania. Jego wielkie serce było zarazem jego największym atutem jak i przekleństwem. 

Teraz, kiedy miała z nim przynajmniej tymczasowo zamieszkać, musiała go trochę wytresować. Rafał powinien wreszcie zająć się przede wszystkim sobą i tym, co było dobre dla niego.

____________


Hola!

Patrzcie, jaka jestem systematyczna :D 

Jak podobał się ten rozdział? Po FP mam takie przekonanie, że trochę nudnawy, bo wiecie, nikt nie umiera, nikogo nie trzeba ratować, póki co bez dramatu... no nudy :D 

To teraz bardziej serio. Dzisiaj trochę prywaty u chłopaków i mam nadzieję, że ich obraz coraz bardziej się rozjaśnia, choć oczywiście mają jeszcze wiele kart do odkrycia. 

Pod ostatnim rozdziałem FP dostałam sporo pytań typu "czy od początku pisania wiedziałaś ...?" i kurde, w większości nie byłam pewna, co odpisać, bo nie za dobrze pamiętałam :D Dlatego tutaj podpowiem od razu, że pierwsza część rozdziału została napisana w 2019 (oczywiście obecnie ją zmodyfikowałam, by była bardziej zgodna z moim stylem i trochę zmienioną fabułą), a część o Rafale dopisałam teraz. Czemu tak? Bo jak czytałam gotowe rozdziały, to wynikało z nich, że poznacie Rafała głównie z perspektywy Michała, ale niby czemu nie dać mu trochę miejsca na solowe sceny? Tak będziecie mogli go bardziej obiektywnie ocenić :) 

To chyba tyle na dziś i na koniec malutki spoiler na zachętę - w kolejnym rozdziale chłopaki ponownie się spotkają :)

Do poczytania!

1 komentarz:

  1. Dobrze się zapowiada ,czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam serdecznie i dużo natchnienia życzę.

    OdpowiedzUsuń