26 lipca 2022

Miłość dla opornych: Rozdział 8

Jak powietrze


Kamil nie miał pojęcia, co by zrobił, gdyby nie Rafał. Bez niego i Michał by tego nie przeżył, i Kamil by przy okazji zszedł na zawał, i Dopamina w efekcie po jakimś czasie zdechłaby z głodu. Chyba że zjadłaby ich zwłoki. W każdym razie Kamila tak strasznie opanował stres, kiedy tylko zdołali dotrzeć do mieszkania Hernika, że stanął na środku jak wryty i zapomniał nawet, jak się oddycha.

Znaleźli Michała na podłodze w salonie w samych bokserkach, całego spoconego, z płytkim oddechem i zdezorientowanego. Na szczęście był przytomny, a przecież tamten fagas twierdził, że nie mógł go dobudzić.     

Rafał przejął dowodzenie nad całą akcją i razem zaciągnęli Hernika do jego sypialni. Potem kazał Kamilowi przynieść wodę do picia, a sam poszedł do łazienki, gdzie zmoczył kilka ręczników i wrócił do Michała z zamiarem zrobienia mu okładów. Według jego obserwacji chłopak wykazywał objawy przedawkowania ecstasy, bo Kamil wspominał, że jak Hernik coś brał, to właśnie to. Przegrzał się i najpewniej odwodnił. Był przytomny, ale Rafał był pewien, że ten nie miał pojęcia, gdzie jest, z kim jest i co się z nim dzieje. Ułożył na jego głowie wilgotny ręcznik i postanowił zadzwonić po karetkę… a raczej po kumpla ratownika. Na całe szczęście miał akurat dyżur, więc podjął zgłoszenie.

— Nic mu nie będzie? — zapytał z przestrachem Kamil, kiedy wrócił do sypialni i stanął nad Michałem, zaczynając obgryzać z nerwów paznokcie. Z jakiegoś powodu uznał, że Rafał na pewno wie, co robi.

— Trochę przesadził, ale myślę, że wszystko będzie dobrze. Dostanie kroplówkę, odpocznie, a jedynym efektem ubocznym będzie jego zranione ego — zażartował na koniec Ranewski, chcąc trochę rozładować napięcie. Oczywiście nie mógł mieć pewności, bo nie był aż na tyle wykwalifikowany, ale często straż przybywała pierwsza chociażby na miejsca wypadków samochodowych, a przez to musiał udzielać pierwszej pomocy przed przybyciem ratowników. Może nie miał za dużego doświadczenia w pierwszej pomocy przy przedawkowaniu, jednak swoje już widział i Michał zdecydowanie nie wyglądał, jakby miał się zaraz przekręcić. Niemniej dla pewności wolał, by zerknął na niego ktoś bardziej rozeznany w temacie.

— Co za głupek, no… — jęknął ze zmartwieniem Kamil, siadając na skraju łóżka i chwycił ręcznik, który Michał miał rozłożony na udach, po czym odwrócił go na drugą, chłodniejszą stronę. Aż się wzdrygnął, kiedy na łóżko wskoczyła Dopamina. Musiała schować się w którejś ze swoich kryjówek i najwyraźniej uznała, że już jest bezpiecznie i może sprawdzić, co się działo z jej panem. — Jezu! — zawołał z przestrachem Kamil.

— Ale piękna bestia! — powiedział w tym samym czasie Rafał.

— A żebyś wiedział, że bestia. To diabelski kot — parsknął Dybowski. — Przesuniesz się łaskawie? — zapytał z lekką irytacją, kiedy kotka podeszła bliżej i nadepnęła na ręcznik. Spojrzała na Kamila, jakby chciała mu powiedzieć, że sam ma się przesunąć…a chłopak nie odważył się jej zmusić do zmiany miejsca. Nie przyznałby tego na głos, ale trochę się jej bał. Dopamina nie była typowym pieszczochem i w sumie pozwalała się dotykać tylko Michałowi. Kiedy ktoś inny próbował ją pogłaskać, zaczynała ostrzegawczo syczeć i wydawać inne odstraszające odgłosy.

— No chodź. — Ranewski sam wyciągnął do niej ręce, na co Kamil aż wytrzeszczył z przerażeniem oczy.

— Nie…! — zaczął, ale momentalnie zamilkł, kiedy Rafał tak po prostu ją podniósł i przysunął bliżej siebie, by nie przeszkadzała Kamilowi — …dotykaj jej — dokończył skonsternowany,  a Rafał popatrzył na niego pytająco.

— To kotka? — wywnioskował. — Jak się nazywa?

— Dopamina.

— Pasuje do ciebie — odpowiedział bezpośrednio do niej i pogłaskał ją pod brodą. Nie wyrażała sprzeciwu. — Jesteś piękna — skomplementował ją jeszcze, będąc na prawdę pod wrażeniem. W życiu nie widział tak ogromnego i puchatego kota. — To jakiś rasowiec, nie? — dopytał jeszcze Kamila.

— Main coon — potwierdził. — Podobno to bardzo przyjazna rasa, ale ona… — fuknął na koniec z dezaprobatą.

— Myślę, że po prostu czuje, że się jej boisz — zgadł Rafał.

— A ja myślę, że to kwestia wychowania Michała — zaprzeczył Kamil, na co Ranewski się uśmiechnął. Tak, w kotce zdecydowanie była jakaś taka specyficzna wyniosłość.

Dopamina nie ruszyła się już z miejsca do przyjazdu ratowników, a kiedy się zjawili, Rafał musiał wziąć ją na ręce, bo nie wyglądała, jakby chciała opuszczać swojego pana. Mimo wszystko pozwoliła się przytrzymać.

Ratownicy natomiast potwierdzili przypuszczenia Ranewskiego. Michał wszedł na wysokie obroty, wziął trochę za dużo i zamiast pić wodę, dowalił jeszcze swojemu organizmowi alkoholem, a w efekcie szybko się odwodnił i przechodził właśnie paskudny zjazd.

— Możemy go zabrać do szpitala, ale jeśli dacie radę mieć na niego oko, to myślę, że lepiej będzie mu tutaj. Po prostu musi dużo odpoczywać i się nawadniać. To jak? Mamy go zabierać, czy go przypilnujecie? — zapytał po jakimś czasie kolega Rafała, kiedy zbadał Hernika i podał mu kroplówkę. Chłopak też lepiej wyglądał. Przestał mieć drgawki i nie był już taki blady.

— Będziemy mieć na niego oko — postanowił Rafał, nawet nie czekając na zdanie Kamila.

— Okej — przytaknął mężczyzna. — Pewnie by spał tak do jutra, ale przebudźcie go wieczorem i może niech spróbuje coś zjeść. W razie czego dzwoń — ostatnie zdanie skierował już bezpośrednio do Rafała, po czym parsknął, skinąwszy na kota, którego strażak trzymał na rękach. — Ten kot patrzy na mnie tak, jakby chciał zjeść moją duszę.

Rafał uśmiechnął się pod nosem.

— Po prostu się zestresowała, ale jest kochana — zapewnił niczym znawca, zupełnie jakby nie trzymał Dopaminy pierwszy raz w życiu na rękach.

— No dobra, to widzimy się w terenie. — Ratownik pożegnał się i razem ze swoim kolegą po fachu skierowali się do wyjścia, odprowadzani przez Kamila.

Kilkanaście minut później, kiedy adrenalina spadła i wszystko wskazywało na to, że najgorsze za nimi, Kamil zrobił im herbatę i rozsiedli się na sofie w salonie.

— Boże, co za koszmar. Gdyby nie ty… — zaczął wyraźnie zmęczonym tonem Dybowski.

— Daj spokój, nie ma sprawy. — Rafał wzruszył tylko nieznacznie ramionami, bojąc się wykonywać gwałtowniejszy ruchów, bo Dopamina od jakiegoś czasu nie odstępowała go na krok, a teraz zasnęła na jego kolanach. Kamil to zauważył, bo uśmiechnął się tylko, kręcąc głową. — Ładne mieszkanie — rzucił w eter Ranewski, zmieniając temat, bo nie chciał, by Kamil dłużej mu dziękował. Po prostu zrobił to, co do niego należało. — Myślisz, że nic nie zginęło? Na pierwszy rzut oka tamten typek chyba nie narozrabiał — zastanowił się na głos. Gdy tu dotarli kilka godzin wcześniej, drzwi nie były zamknięte na klucz, ale w środku panował raczej porządek. Poza porozlewanym na stoliku alkoholem i szklankami nie było żadnych oznak, aby ktoś grzebał po rzeczach i przetrzepywał każdy kąt.

— Chyba nie — stwierdził niepewnie Kamil, po czym skupił wzrok na portfelu, który leżał na stoliku. Wychylił się po niego i bez skrupułów do niego zajrzał. — Nie ma gotówki — parsknął ze złością. — Ale Michał raczej nie miał jej dużo. Karty płatnicze są, choć nie wiem, ile ich dokładnie miał — dzielił się na bieżąco swoimi spostrzeżeniami. — Michał ma pierdolca na punkcie bezpieczeństwa, więc raczej nie trzyma na wierzchu nic wartościowego. Ten zasraniec mógł co najwyżej wynieść telewizor albo ukraść mu telefon, ale jak widać, nie zrobił tego… po prostu zostawił go kompletnie bezbronnego — fuknął jeszcze rozeźlony, kręcąc głową.

— Teraz już tego nie zmienimy. Najważniejsze, że jest już bezpieczny — podkreślił Rafał.

— Ta… masz rację — przyznał Dybowski, po czym dla odmiany wychylił się po telefon Hernika. Był zablokowany. — Jak się dowie, że ktoś mu grzebał w telefonie, to wpadnie w furię. — Zaśmiał się nieznacznie. — Choć chwała technice za Face ID, bo bez tego może tamten kretyn tak po prostu by spierdolił i nawet nic nikomu nie powiedział.

— Ale zadzwonił — podkreślił znowu to co najważniejsze Ranewski. — Kurde, to zabrzmiało, jakbym go bronił, ale chodzi mi tylko o to, że nie mamy już na to wpływu, a stan faktyczny jest taki, że jesteśmy tutaj i Michałowi nic nie będzie — dodał zaraz wyjaśniająco.

— Zawsze jesteś takim niepoprawnym optymistą, co? — zapytał z nutką uszczypliwości, ale wiedział, że strażak nie odbierze tego źle. I nie pomylił się, bo Rafał jedynie uśmiechnął się z nutką tajemniczości. — Jak się obudzi, to mnie zabije, że cię tu zabrałem ze sobą — wyznał zatem szczerze Kamil, wzdychając. Mimo wszystko czuł, że powinien niejako ostrzec Ranewskiego, że raczej niekoniecznie otrzyma podziękowania za pomoc, a najpewniej pretensje. Aż mu się zrobiło wstyd na samą myśl, że Michał był czasami tak zajebiście zawzięty.

— Jesteś dobrym przyjacielem, na pewno to doceni — uznał Ranewski.

— Taaaa, pewnie tak. Za jakiś czas. Mimo wszystko z góry przepraszam, jeśli ten głupek na ciebie naskoczy. Wiesz… — zniżył konspiracyjnie głos. — Wydaje mi się, że jest dla ciebie taki wredny, bo cię lubi.

Rafał znowu tylko uśmiechnął się delikatnie pod nosem, jakby dokładnie takiej reakcji spodziewając się po Herniku. Po chwili zagryzł wargę.

— Czy on tak… — zawiesił na moment głos, zastanawiając się, jak to najdelikatniej ubrać w słowa. — Czy to się powtarza regularnie? — zapytał ostrożnie. Niby to nie była jego sprawa, ale w końcu to był już drugi raz, kiedy spotykał Michała w tak fatalnym położeniu.

— Nie — zaprzeczył szybko Dybowski. — Wiem, że ciężko w to uwierzyć, kiedy dosłownie opiekujmy się nim po tym całym… — urwał, czując, że brakuje mu słowa. — Ale Michał taki nie jest. Nawet na imprezach raczej pije z umiarem, żeby panować nad sytuacją.

Faktycznie, Rafałowi było ciężko to sobie wyobrazić, ale z drugiej strony nie miał podstaw, by nie wierzyć Kamilowi. Wręcz przeciwnie, Dybowski wydawał się być jedną z najszczerszych osób, jakie Rafał kiedykolwiek poznał.

— Nie będę kłamał, totalnie nie umiem go rozgryźć — parsknął ostatecznie Ranewski.

— Myślę, że Michał uznałby to za komplement — wtrącił ze śmiechem Kamil.

— Tak właśnie myślałem — przyznał Rafał.

Kolejne godziny spędzili na dyskutowaniu o tematach neutralnych, choć zdołali dzięki temu jeszcze lepiej się zapoznać i zapałać do siebie jeszcze większą sympatią. Rafał był pod wrażeniem, że Kamil nie poruszał już tematu Michała, jakby zupełnie świadomy, że to nie jego rola i Michał miał prawo sam to wszystko wyjaśnić i przedstawić swoją wersję, kiedy tylko wróci do normalnego funkcjonowania. Póki co w międzyczasie zaglądali do niego, upewniając się, że wszystko jest z nim w porządku, ale na szczęście za każdym razem odkrywali jedynie, że Hernik spokojnie spał. Nabrał już kolorów i wszystko wskazywało na to, że jego ciało po prostu się regeneruje po tym rollercoasterze, jaki mu zafundował.

— Na pewno chcesz tu siedzieć? Jestem turbo wdzięczny za pomoc, ale aż mi głupio, że marnujesz cały dzień na obce dramaty — upewnił się po raz kolejny jakiś czas później Kamil.

— Mam jutro wolne. — Rafał machnął tylko ręką. — Poczekam, aż Michał się obudzi, zobaczymy, czy wszystko na pewno jest okej i wtedy się zabiorę — wyjaśnił, a Kamil jakby odetchnął na to z ulgą, bo choć wszystko wskazywało na to, że już nic złego się nie wydarzy, to wolał mieć przy sobie Ranewskiego, gdyby jednak musieli znowu dzwonić po karetkę.

— To dobrze — przytaknął. — Wyskoczę na balkon zadzwonić do Krystka, bo nie mówiłem mu jeszcze, że będę tu musiał zostać na noc — wyjaśnił, podnosząc się.

Rafał na chwilę został sam, więc tylko poprawił swoje ułożenie na sofie i rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu. Było to nowoczesne mieszkanie w nowym budownictwie, stylowe, raczej minimalistycznie urządzone, ale nie aż tak surowe jak z katalogu. Rafałowi cholernie podobał się ten salon przestronny salon, którego ściany były pomalowane w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni, na podłodze leżały ciemne, drewniane panele, a na środku stała ogromna sofa, która mimo iż była narożna, świetnie prezentowała się w centralnej części pomieszczenia. Do tego dwa fotele z tego samego kompletu, mały stolik kawowy, naprzeciwko na ścianie wisiał ogromny telewizor, a na drugim końcu pomieszczenia był kącik z biurkiem i sprzętem komputerowym. Musiała być to przestrzeń do pracy Michała. Mimo ciemnych kolorów ścian i tego kącika służbowego wszystko do siebie pasowało, a w pomieszczeniu było klimatycznie i nadal przejrzyście, bo praktycznie cała strona, po której znajdował się balkon, była przeszklona.

I tak kiedy Rafał powiódł wzrokiem na drzwi do sypialni, aż wzdrygnął się nieznacznie, bo ujrzał w nich Michała. Stał w progu, jakby nie do końca wiedząc, czy chce iść dalej, choć chyba miał plan opuścić swój pokój, bo zdążył nawet założyć krótkie dresowe szorty, ale tors miał nadal nagi.

— O, hej! — Z balkonu wrócił Kamil. — Jak się czujesz? — zapytał, patrząc z troską na przyjaciela.

Michał stał kilka długich sekund bez słowa, wbijając dla odmiany wzrok w Kamila, aż nagle dopadł drzwi do łazienki, która była tuż obok jego sypialni, a po chwili do jego gości dotarł odgłos wymiotowania.

— Cholera — mruknął Dybowski, po czym skierował się szybko do kuchni, skąd wziął kolejną szklankę, do której nalał chłodnej wody, i pospieszył do łazienki. — Masz. — Podał ją Hernikowi, który już zdążył podnieść się znad sedesu i teraz wisiał ciężko nad umywalką, opierając się o niego ramionami. Miał spuszczoną głowę i widocznie jeszcze walczył z torsjami. Nie był w stanie nawet spojrzeć na wodę, więc Kamil postawił szklankę na szafce obok lustra.

— Nie stój nade mną — poprosił Hernik, dostrzegając, że Dybowski nie ruszył się z miejsca.

— Potrzebujesz czegoś? — zapytał zatem Kamil.

— Nie. Daj mi chwilę — odpowiedział słabo, obawiając się, że nawet mówienie może wywołać kolejną falę wymiotów.

— Powinieneś coś zjeść — zasugerował drugi chłopak.

W odpowiedzi Hernik dopadł do sedesu i kolejny raz zwymiotował.

— …okej — rzucił z zawstydzeniem Dybowski, kiedy dotarło do niego, że wspominanie o jedzeniu nie było w tej sytuacji najrozsądniejszym pomysłem. Co nie oznaczało, że zamierzał odpuścić temat. Przecież kolega Rafała dał mu jasne wytyczne — Michał miał odpoczywać i coś zjeść, żeby się zregenerować — a Kamil zamierzał upewnić się, że zostaną zrealizowane.

Póki co zostawił Hernika samego, a sam wrócił do kuchni, żeby przetrzepać jego lodówkę… i wtedy zaklął pod nosem. Lodówka świeciła praktycznie pustkami, a Kamil znalazł w niej raptem butelkę wody, opakowanie po jajkach, jakiś keczup, pół cytryny i słoik zaczętego dżemu. To nie było raczej w stylu Michała, bo zdrowo się odżywiał i przeważnie sam dla siebie gotował. Pustki na półkach dały Kamilowi do zrozumienia, że jego przyjaciel musiał jechać na oparach już od dłuższego czasu. Cholera, powinien już wcześniej przyjść do niego z interwencją, a tymczasem go olał i teraz… było o włos od tragedii.

— Muszę wyskoczyć do sklepu, bo ma pusto w lodówce — poinformował Rafała, wracając do salonu. — Nie będziesz zły, jeśli na chwilę cię z nim zostawię samego? — upewnił się jeszcze.

— Nie przejmuj się mną, idź — odpowiedział szybko Rafał, by rozwiać wątpliwości Dybowskiego.

Takim oto sposobem Ranewski został sam z Michałem.

Przez pierwsze pięć minut nie działo się kompletnie nic, więc Rafał zaczął z nudów przeglądać coś w telefonie, ale w pewnej chwili zmarszczył brwi, bo z łazienki nie dochodziły absolutnie żadne odgłosy.

— Jak tam sytuacja?! Potrzebujesz czegoś?! — krzyknął w tamtym kierunku, uznając, że wpierw uprzedzi Michała werbalnie, że o nim pamięta.

Ku jego zdziwieniu Michał nie odpowiedział, więc Rafał już położył dłonie po bokach Dopaminy, żeby ją podnieść ze swoich kolan i w efekcie wstać, by pójść sprawdzić, co się dzieje, ale dokładnie w tym samym momencie Hernik opuścił łazienkę.

***

Kiedy tylko się obudził, w pierwszym odruchu pomacał przestrzeń obok siebie nieco zdezorientowany. Jego powieki były strasznie ciężkie, ale jakoś zmusił się do ich otwarcia i po kilku długich sekundach z ulgą odkrył, że leżał w swoim własnym łóżku i nawet miał na tyłku bokserki.

Tylko jak się tu znalazł? Czemu miał jakieś przebłyski, że do łóżka przyprowadził go Rafał? Bardzo powoli podniósł się do pozycji siedzącej i wziął trzy głębsze wdechy. Było mu niedobrze, a skronie nieznośnie pulsowały. Kolejne mgliste wspomnienia. Położył instynktownie dłoń na zgięciu łokcia, a kiedy coś delikatnie go zaszczypało, przypatrzył się temu miejscu, by dojrzeć delikatne zaczerwienienie i ewidentny ślad po wkłuciu. Zaraz przed oczami zobaczył przebłysk... jakby ratowników medycznych? Nie był pewien, ale to by miało sens, bo choć próbował różnych świństw, to zawsze były to albo jakieś tabletki, albo ewentualnie coś wciągał. Nigdy nie dałby sobie w żyłę.

Minęło kilka kolejnych minut i choć w jego pamięci pozostawało mnóstwo luk, to jego umysł zrobił się nieco bardziej przejrzysty. Trochę balował w ostatnim tygodniu... wczoraj przyszedł do domu z jakimś typkiem, już w klubie byli na fazie, a potem tylko próbowali zwiększyć ten euforyczny stan. O ile poprzedni wieczór Michał jeszcze jakoś pamiętał, tak noc i dzisiejszy poranek to była dla niego zagadka. Może nie do końca urwał mu się film, bo miał jakieś przebłyski, ale nie potrafił poskładać wszystkich wydarzeń w całość.

Im dłużej siedział, tym bardziej docierała do niego rzeczywistość. Słyszał przyłączoną rozmowę z salonu i to go jedynie utwierdziło w przekonaniu, że faktycznie byli tu Kamil z Rafałem i wszystko wskazywało na to, że wcześniej byli tu też ratownicy. Kurwa, co on odwalił? Co się stało z tamtym fagasem? Co z... Dopamina! Cholera jasna!

Powiedzieć, że się zerwał, to było za dużo, ale ciśnienie ewidentnie mu się podniosło i zmusił się do wstania w bardziej przyspieszonym, niż planował, trybie. Nie miał czasu się ubierać, więc wziął z szuflady pierwsze lepsze szorty i przytrzymując się ściany, ruszył do wyjścia z pokoju. Kręciło mu się w głowie i nagle zrobiło mu się strasznie gorąco, ale musiał sprawdzić, co z jego kotem. Kiedy przyprowadzał kogoś obcego do domu, Dopamina przeważnie chowała się w jednej ze swoich kryjówek, bo nie lubiła być zaczepiana przez obcych i Michał miał szczerą nadzieję, że tak też zrobiła tym razem. Stanął w progu, a jego wzrok przykuł natychmiast siedzący na sofie Rafał, który nie zauważył go od razu.

Ale to nie miało znaczenia, bo Michał od razu skupił wzrok na Dopaminie, która w najlepsze spała na udach strażaka. Jakim cudem dała mu się dotknąć?

Rafał go w końcu zauważył i po chwili z balkonu wrócił też Kamil, pytając go o coś, ale nieprzyjemne napięcie i stres w końcu znalazły swoje ujście, więc Michał bez słowa rzucił się do łazienki, padając na kolana nad muszlą klozetową.

Potem przyszedł Kamil, coś tam mówił, ale Michał skupiał się jedynie na tym, żeby znowu nie zwymiotować. Bezskutecznie. Spędził kolejnych kilkanaście minut w łazience, aż w końcu zebrał siły, by ją opuścić. Wreszcie trochę mu ulżyło i chyba zażegnał najgorszy kryzys, choć nadal czuł się strasznie słabo. Głowa dalej mu pulsowała i czuł, że kompletnie nie ma sił. Choć to akurat nie było wcale takie najgorsze, bo nie miał też sił, by się wstydzić czy wściekać. Po prostu podszedł do Ranewskiego, zabrał Dopaminę z jego kolan i usadowił się na jednym z foteli — akurat tym, który był dalej od strażaka — przytulając ją do siebie. Dopiero teraz był w stanie nieznacznie odetchnąć. Nic się jej nie stało, było spokojna, dała mu się głaskać i nie uciekała.

Kiedy poczuł tę namiastkę ulgi, odważył się zerknąć na Rafała, który na razie się nie odzywał, ale przez cały czas przyglądał się Michałowi z uwagą. Hernik nie był pewien, jak to rozegrać. Instynkt obronny kazał iść mu w sarkazm, ale nie potrafił. Czuł, że nie ma w swoim arsenale żadnej riposty, a poza tym... nie miał już gdzie uciec. Uciekał cały tydzień ile tchu, ale w końcu wyrżnął z impetem w mur i kto właśnie pomagał mu wstać? Rafał. Znowu.

— Kradniesz mi przyjaciela, a teraz jeszcze próbujesz ukraść kota. Wiedziałem, że coś jest z tobą nie tak — rzucił w końcu, bo cisza stawała się dla niego nieznośna. Zaczął się stresować. Chciał powiedzieć cokolwiek, żeby tylko wyczuć Ranewskiego. Był na niego zły? Było mu go żal? Może podśmiechiwał się z niego w duchu?

— Nie będę kłamał, jest warta zachodu — odpowiedział Rafał, przyglądając się Michałowi ciągle w ten sam sposób. Ze spokojem, bez jakiejkolwiek krępacji. I choć Hernik próbował usilnie doszukać się czegoś kpiącego w jego spojrzeniu, to nie był w stanie nic takiego znaleźć. Niemniej, już nic więcej nie dodał, jakby chcąc oddać pole do popisu Michałowi… a ten z kolei desperacko potrzebował, żeby to Rafał teraz mówił. Cokolwiek.

Próbując jakoś zabić ciszę, sięgnął po swój telefon i aż szerzej otworzył oczy, kiedy dostrzegł godzinę. Nie spodziewał się, że jest tak późno.

— Długo tu jesteście? — zapytał w końcu, zerkając kontrolnie na Ranewskiego.

— Jakieś kilka godzin. Kamil zostanie na noc, gdybyś czegoś potrzebował. Właśnie poszedł kupić coś do jedzenia.

— Uparty jak osioł — mruknął pod nosem Hernik, ale zaraz zainteresowało go coś innego. — Skąd w ogóle wiedzieliście…?

— Twój… ekhm, kolega — wymownie odchrząknął — zadzwonił do Kamila, a ja akurat z nim byłem, a że mam samochód, to go podwiozłem, żeby było szybciej — streścił, po czym dodał, uważając, że to istotne: — Z twojego telefonu.

Michał pokiwał tylko głową.

— Cwany — podsumował, ale nie wyglądał na specjalnie przejętego. Face ID było wygodną opcją zabezpieczenia smartfona, ale nie chroniło przed głupotą jego użytkownika, dlatego Michał chował wszystkie bardziej wrażliwe aplikacje za kolejną ścianą zabezpieczeń i aby dało się je odpalić, należało wpisać PIN. Choć scenariusz w którym ktoś odblokuje mu telefon jego własną twarzą, a on nawet tego nie zarejestruje, wydawał się skrajnie nieprawdopodobny, to… cóż. Dodatkowa kombinatoryka ewidentnie się opłaciła. — Niepotrzebnie zawracał wam głowę — dodał jeszcze, chcąc sprawić wrażenie, że wcale nie było tak źle, jak wyglądało.

— Zostawił cię samego i ukradł ci pieniądze z portfela — wyprowadził go szybko z błędu Rafał, ale jego ton nadal nie był nawet w najmniejszym procencie oceniający. — Powinieneś sprawdzić, czy nie zniknęło nic innego.

Michał aż przełknął widocznie ślinę. Nawet o tym nie pomyślał. Kurwa, ależ był idiotą! Jak mógł być tak bezmyślny i zaćpać z obcym typem do takiego stanu, że kompletnie go odcięło i można było z nim zrobić absolutnie wszystko?

— Dzwoniliście po pogotowie? — upewnił się jeszcze, czując coraz większe zażenowanie własnym postępowaniem.

Rafał przytaknął.

— Dostałeś kroplówkę. Inaczej byś się tak szybko nie podniósł — wyjaśnił mu strażak, a Michał z jakiegoś powodu doszukał się w tych słowach ataku. Poczuł, że jest na przegranej pozycji, a jego instynkt tym razem skutecznie przejął nad nim kontrolę i zareagował impulsywnie.

— Mam ci za to śpiewać psalmy pochwalne? — parsknął opryskliwie szybciej, niż zdążył pomyśleć.

Rafał przyglądał mu się jeszcze kilka sekund zagadkowym spojrzeniem, aż w końcu westchnął zrezygnowany i ku zaskoczeniu Michała wstał.

— Jedyne na co miałem nadzieję, to że przestaniesz być dla mnie takim skończonym chujem — skomentował ostro, co praktycznie wbiło Hernika w fotel. — Pomogłem ci tylko ze względu na Kamila, bo to fajny chłopak — wyrzucił z żalem. — Nie wiem, co ja ci zrobiłem, ale obiecuję, że następnym razem nawet nie kiwnę palcem, jeżeli tak bardzo nie potrafisz mnie znieść. Chcesz, żebyśmy traktowali się jak powietrze? Proszę bardzo — skończył gorzko, po czym skierował się do wyjścia, zostawiając Michała w totalnym osłupieniu.

Zaczekaj! Przepraszam!

Michał jednak nie wypowiedział tych słów na głos i Rafał nie zaczekał. Wyszedł, zostawiając Hernika w poczuciu ogarniającej go paniki i rozdzierającej pustki.

________________


Czołem!

Sorki za obsuwę, ale strasznie mi się nie chciało poprawiać tego rozdziału plus wiecie, sezon reprezentacyjny w siatkówce, więc mam priorytety :D

Mogę chyba podsumować ten rozdział tylko krótkim stwierdzeniem, że nikt tak nie rozmiękczył jeszcze Michała jak Rafał... i nikt tak nie podniósł jeszcze Rafałowi ciśnienia jak Michał :D

A co do Michała, no doigrał się. Podskakiwał, szczekał, miotał się, no więc ma, co chciał ;)

Ciekawe czy wystarczy mu teraz odwagi, by to jakoś odkręcić i przełknie dumę, czy dalej będzie szedł w zaparte i udawał, że nic się nie stało i tak w ogóle to Rafał go nie obchodzi. Jak obstawiacie? 

Tymczasem uciekam pisać bonus Sezonu na grilla, bo jak wymyśliłam interaktywny rozdział, zatem teraz muszę go napisać zgodnie z Waszymi zaleceniami. Jakbyście chcieli dołączyć do zabawy, to zapraszam na insta: inertia.stories (nie inTERia! :D).

5 komentarzy:

  1. Ciągle zaglądam z nadzieją, że jest kolejna część... a tu cisza. I tak mijają tygodnie... eh...
    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest tu https://www.wattpad.com/ musisz poszukać tylko opowiadanie po nazwie

      Usuń
  2. Serdecznie zapraszam do zakupu mojej debiutanckiej opowieści LGBT
    https://www.beezar.pl/ksiazki/trzy-serca
    O książce
    Rafał i Sebastian usiłują przetrwać w homofobicznym prawniczym świecie i utrzymać w sekrecie swój wieloletni związek. A przy okazji pogodzić się ze śmiercią swojej najlepszej przyjaciółki i rozwiązać zagadkę jej śmierci
    Liczba stron
    317

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    kochana autorko ja to tylko tak, czy wszystko w porządku u Ciebie bo od razu dawna nie ma nowego rozdziału...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    kochana bardzo mnie nie pokoi ta długa cisza.... mam nadzieję że powrócisz tutaj z dalszymi losami Michała i Rafała...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń