Jak powietrze
Kamil nie miał pojęcia, co by zrobił,
gdyby nie Rafał. Bez niego i Michał by tego nie przeżył, i Kamil by przy okazji
zszedł na zawał, i Dopamina w efekcie po jakimś czasie zdechłaby z głodu. Chyba
że zjadłaby ich zwłoki. W każdym razie Kamila tak strasznie opanował stres,
kiedy tylko zdołali dotrzeć do mieszkania Hernika, że stanął na środku jak
wryty i zapomniał nawet, jak się oddycha.
Znaleźli Michała na podłodze w salonie w samych bokserkach, całego spoconego, z płytkim oddechem i zdezorientowanego. Na szczęście był przytomny, a przecież tamten fagas twierdził, że nie mógł go dobudzić.
Rafał przejął dowodzenie nad całą akcją
i razem zaciągnęli Hernika do jego sypialni. Potem kazał Kamilowi przynieść
wodę do picia, a sam poszedł do łazienki, gdzie zmoczył kilka ręczników i
wrócił do Michała z zamiarem zrobienia mu okładów. Według jego obserwacji
chłopak wykazywał objawy przedawkowania ecstasy, bo Kamil wspominał, że jak
Hernik coś brał, to właśnie to. Przegrzał się i najpewniej odwodnił. Był
przytomny, ale Rafał był pewien, że ten nie miał pojęcia, gdzie jest, z kim
jest i co się z nim dzieje. Ułożył na jego głowie wilgotny ręcznik i postanowił
zadzwonić po karetkę… a raczej po kumpla ratownika. Na całe szczęście miał
akurat dyżur, więc podjął zgłoszenie.
— Nic mu nie będzie? — zapytał z
przestrachem Kamil, kiedy wrócił do sypialni i stanął nad Michałem, zaczynając
obgryzać z nerwów paznokcie. Z jakiegoś powodu uznał, że Rafał na pewno wie, co
robi.
— Trochę przesadził, ale myślę, że
wszystko będzie dobrze. Dostanie kroplówkę, odpocznie, a jedynym efektem
ubocznym będzie jego zranione ego — zażartował na koniec Ranewski, chcąc trochę
rozładować napięcie. Oczywiście nie mógł mieć pewności, bo nie był aż na tyle
wykwalifikowany, ale często straż przybywała pierwsza chociażby na miejsca
wypadków samochodowych, a przez to musiał udzielać pierwszej pomocy przed
przybyciem ratowników. Może nie miał za dużego doświadczenia w pierwszej pomocy
przy przedawkowaniu, jednak swoje już widział i Michał zdecydowanie nie
wyglądał, jakby miał się zaraz przekręcić. Niemniej dla pewności wolał, by
zerknął na niego ktoś bardziej rozeznany w temacie.
— Co za głupek, no… — jęknął ze
zmartwieniem Kamil, siadając na skraju łóżka i chwycił ręcznik, który Michał
miał rozłożony na udach, po czym odwrócił go na drugą, chłodniejszą stronę. Aż
się wzdrygnął, kiedy na łóżko wskoczyła Dopamina. Musiała schować się w którejś
ze swoich kryjówek i najwyraźniej uznała, że już jest bezpiecznie i może
sprawdzić, co się działo z jej panem. — Jezu! — zawołał z przestrachem Kamil.
— Ale piękna bestia! — powiedział w tym
samym czasie Rafał.
— A żebyś wiedział, że bestia. To
diabelski kot — parsknął Dybowski. — Przesuniesz się łaskawie? — zapytał z
lekką irytacją, kiedy kotka podeszła bliżej i nadepnęła na ręcznik. Spojrzała
na Kamila, jakby chciała mu powiedzieć, że sam ma się przesunąć…a chłopak nie
odważył się jej zmusić do zmiany miejsca. Nie przyznałby tego na głos, ale
trochę się jej bał. Dopamina nie była typowym pieszczochem i w sumie pozwalała
się dotykać tylko Michałowi. Kiedy ktoś inny próbował ją pogłaskać, zaczynała
ostrzegawczo syczeć i wydawać inne odstraszające odgłosy.
— No chodź. — Ranewski sam wyciągnął do
niej ręce, na co Kamil aż wytrzeszczył z przerażeniem oczy.
— Nie…! — zaczął, ale momentalnie
zamilkł, kiedy Rafał tak po prostu ją podniósł i przysunął bliżej siebie, by
nie przeszkadzała Kamilowi — …dotykaj jej — dokończył skonsternowany, a Rafał popatrzył na niego pytająco.
— To kotka? — wywnioskował. — Jak się
nazywa?
— Dopamina.
— Pasuje do ciebie — odpowiedział
bezpośrednio do niej i pogłaskał ją pod brodą. Nie wyrażała sprzeciwu. — Jesteś
piękna — skomplementował ją jeszcze, będąc na prawdę pod wrażeniem. W życiu nie
widział tak ogromnego i puchatego kota. — To jakiś rasowiec, nie? — dopytał
jeszcze Kamila.
— Main coon — potwierdził. — Podobno to
bardzo przyjazna rasa, ale ona… — fuknął na koniec z dezaprobatą.
— Myślę, że po prostu czuje, że się jej
boisz — zgadł Rafał.
— A ja myślę, że to kwestia wychowania
Michała — zaprzeczył Kamil, na co Ranewski się uśmiechnął. Tak, w kotce
zdecydowanie była jakaś taka specyficzna wyniosłość.
Dopamina nie ruszyła się już z miejsca
do przyjazdu ratowników, a kiedy się zjawili, Rafał musiał wziąć ją na ręce, bo
nie wyglądała, jakby chciała opuszczać swojego pana. Mimo wszystko pozwoliła
się przytrzymać.
Ratownicy natomiast potwierdzili
przypuszczenia Ranewskiego. Michał wszedł na wysokie obroty, wziął trochę za
dużo i zamiast pić wodę, dowalił jeszcze swojemu organizmowi alkoholem, a w
efekcie szybko się odwodnił i przechodził właśnie paskudny zjazd.
— Możemy go zabrać do szpitala, ale
jeśli dacie radę mieć na niego oko, to myślę, że lepiej będzie mu tutaj. Po
prostu musi dużo odpoczywać i się nawadniać. To jak? Mamy go zabierać, czy go
przypilnujecie? — zapytał po jakimś czasie kolega Rafała, kiedy zbadał Hernika
i podał mu kroplówkę. Chłopak też lepiej wyglądał. Przestał mieć drgawki i nie
był już taki blady.
— Będziemy mieć na niego oko —
postanowił Rafał, nawet nie czekając na zdanie Kamila.
— Okej — przytaknął mężczyzna. — Pewnie
by spał tak do jutra, ale przebudźcie go wieczorem i może niech spróbuje coś
zjeść. W razie czego dzwoń — ostatnie zdanie skierował już bezpośrednio do
Rafała, po czym parsknął, skinąwszy na kota, którego strażak trzymał na rękach.
— Ten kot patrzy na mnie tak, jakby chciał zjeść moją duszę.
Rafał uśmiechnął się pod nosem.
— Po prostu się zestresowała, ale jest
kochana — zapewnił niczym znawca, zupełnie jakby nie trzymał Dopaminy pierwszy
raz w życiu na rękach.
— No dobra, to widzimy się w terenie. —
Ratownik pożegnał się i razem ze swoim kolegą po fachu skierowali się do
wyjścia, odprowadzani przez Kamila.
Kilkanaście minut później, kiedy
adrenalina spadła i wszystko wskazywało na to, że najgorsze za nimi, Kamil
zrobił im herbatę i rozsiedli się na sofie w salonie.
— Boże, co za koszmar. Gdyby nie ty… —
zaczął wyraźnie zmęczonym tonem Dybowski.
— Daj spokój, nie ma sprawy. — Rafał
wzruszył tylko nieznacznie ramionami, bojąc się wykonywać gwałtowniejszy
ruchów, bo Dopamina od jakiegoś czasu nie odstępowała go na krok, a teraz
zasnęła na jego kolanach. Kamil to zauważył, bo uśmiechnął się tylko, kręcąc
głową. — Ładne mieszkanie — rzucił w eter Ranewski, zmieniając temat, bo nie
chciał, by Kamil dłużej mu dziękował. Po prostu zrobił to, co do niego
należało. — Myślisz, że nic nie zginęło? Na pierwszy rzut oka tamten typek
chyba nie narozrabiał — zastanowił się na głos. Gdy tu dotarli kilka godzin
wcześniej, drzwi nie były zamknięte na klucz, ale w środku panował raczej
porządek. Poza porozlewanym na stoliku alkoholem i szklankami nie było żadnych
oznak, aby ktoś grzebał po rzeczach i przetrzepywał każdy kąt.
— Chyba nie — stwierdził niepewnie
Kamil, po czym skupił wzrok na portfelu, który leżał na stoliku. Wychylił się
po niego i bez skrupułów do niego zajrzał. — Nie ma gotówki — parsknął ze
złością. — Ale Michał raczej nie miał jej dużo. Karty płatnicze są, choć nie
wiem, ile ich dokładnie miał — dzielił się na bieżąco swoimi spostrzeżeniami. —
Michał ma pierdolca na punkcie bezpieczeństwa, więc raczej nie trzyma na wierzchu
nic wartościowego. Ten zasraniec mógł co najwyżej wynieść telewizor albo ukraść
mu telefon, ale jak widać, nie zrobił tego… po prostu zostawił go kompletnie
bezbronnego — fuknął jeszcze rozeźlony, kręcąc głową.
— Teraz już tego nie zmienimy.
Najważniejsze, że jest już bezpieczny — podkreślił Rafał.
— Ta… masz rację — przyznał Dybowski,
po czym dla odmiany wychylił się po telefon Hernika. Był zablokowany. — Jak się
dowie, że ktoś mu grzebał w telefonie, to wpadnie w furię. — Zaśmiał się
nieznacznie. — Choć chwała technice za Face ID, bo bez tego może tamten kretyn
tak po prostu by spierdolił i nawet nic nikomu nie powiedział.
— Ale zadzwonił — podkreślił znowu to
co najważniejsze Ranewski. — Kurde, to zabrzmiało, jakbym go bronił, ale chodzi
mi tylko o to, że nie mamy już na to wpływu, a stan faktyczny jest taki, że
jesteśmy tutaj i Michałowi nic nie będzie — dodał zaraz wyjaśniająco.
— Zawsze jesteś takim niepoprawnym
optymistą, co? — zapytał z nutką uszczypliwości, ale wiedział, że strażak nie
odbierze tego źle. I nie pomylił się, bo Rafał jedynie uśmiechnął się z nutką
tajemniczości. — Jak się obudzi, to mnie zabije, że cię tu zabrałem ze sobą —
wyznał zatem szczerze Kamil, wzdychając. Mimo wszystko czuł, że powinien
niejako ostrzec Ranewskiego, że raczej
niekoniecznie otrzyma podziękowania za pomoc, a najpewniej pretensje. Aż mu się
zrobiło wstyd na samą myśl, że Michał był czasami tak zajebiście zawzięty.
— Jesteś dobrym przyjacielem, na pewno
to doceni — uznał Ranewski.
— Taaaa, pewnie tak. Za jakiś czas.
Mimo wszystko z góry przepraszam, jeśli ten głupek na ciebie naskoczy. Wiesz… —
zniżył konspiracyjnie głos. — Wydaje mi się, że jest dla ciebie taki wredny, bo
cię lubi.
Rafał znowu tylko uśmiechnął się
delikatnie pod nosem, jakby dokładnie takiej reakcji spodziewając się po
Herniku. Po chwili zagryzł wargę.
— Czy on tak… — zawiesił na moment
głos, zastanawiając się, jak to najdelikatniej ubrać w słowa. — Czy to się
powtarza regularnie? — zapytał ostrożnie. Niby to nie była jego sprawa, ale w
końcu to był już drugi raz, kiedy spotykał Michała w tak fatalnym położeniu.
— Nie — zaprzeczył szybko Dybowski. —
Wiem, że ciężko w to uwierzyć, kiedy dosłownie opiekujmy się nim po tym całym…
— urwał, czując, że brakuje mu słowa. — Ale Michał taki nie jest. Nawet na
imprezach raczej pije z umiarem, żeby panować nad sytuacją.
Faktycznie, Rafałowi było ciężko to
sobie wyobrazić, ale z drugiej strony nie miał podstaw, by nie wierzyć
Kamilowi. Wręcz przeciwnie, Dybowski wydawał się być jedną z najszczerszych osób,
jakie Rafał kiedykolwiek poznał.
— Nie będę kłamał, totalnie nie umiem
go rozgryźć — parsknął ostatecznie Ranewski.
— Myślę, że Michał uznałby to za
komplement — wtrącił ze śmiechem Kamil.
— Tak właśnie myślałem — przyznał
Rafał.
Kolejne godziny spędzili na
dyskutowaniu o tematach neutralnych, choć zdołali dzięki temu jeszcze lepiej
się zapoznać i zapałać do siebie jeszcze większą sympatią. Rafał był pod
wrażeniem, że Kamil nie poruszał już tematu Michała, jakby zupełnie świadomy,
że to nie jego rola i Michał miał prawo sam to wszystko wyjaśnić i przedstawić
swoją wersję, kiedy tylko wróci do normalnego funkcjonowania. Póki co w
międzyczasie zaglądali do niego, upewniając się, że wszystko jest z nim w
porządku, ale na szczęście za każdym razem odkrywali jedynie, że Hernik
spokojnie spał. Nabrał już kolorów i wszystko wskazywało na to, że jego ciało
po prostu się regeneruje po tym rollercoasterze, jaki mu zafundował.
— Na pewno chcesz tu siedzieć? Jestem
turbo wdzięczny za pomoc, ale aż mi głupio, że marnujesz cały dzień na obce
dramaty — upewnił się po raz kolejny jakiś czas później Kamil.
— Mam jutro wolne. — Rafał machnął
tylko ręką. — Poczekam, aż Michał się obudzi, zobaczymy, czy wszystko na pewno
jest okej i wtedy się zabiorę — wyjaśnił, a Kamil jakby odetchnął na to z ulgą,
bo choć wszystko wskazywało na to, że już nic złego się nie wydarzy, to wolał
mieć przy sobie Ranewskiego, gdyby jednak musieli znowu dzwonić po karetkę.
— To dobrze — przytaknął. — Wyskoczę na
balkon zadzwonić do Krystka, bo nie mówiłem mu jeszcze, że będę tu musiał
zostać na noc — wyjaśnił, podnosząc się.
Rafał na chwilę został sam, więc tylko
poprawił swoje ułożenie na sofie i rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu.
Było to nowoczesne mieszkanie w nowym budownictwie, stylowe, raczej
minimalistycznie urządzone, ale nie aż tak surowe jak z katalogu. Rafałowi
cholernie podobał się ten salon przestronny salon, którego ściany były
pomalowane w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni, na podłodze leżały ciemne,
drewniane panele, a na środku stała ogromna sofa, która mimo iż była narożna,
świetnie prezentowała się w centralnej części pomieszczenia. Do tego dwa fotele
z tego samego kompletu, mały stolik kawowy, naprzeciwko na ścianie wisiał
ogromny telewizor, a na drugim końcu pomieszczenia był kącik z biurkiem i
sprzętem komputerowym. Musiała być to przestrzeń do pracy Michała. Mimo
ciemnych kolorów ścian i tego kącika służbowego wszystko do siebie pasowało, a
w pomieszczeniu było klimatycznie i nadal przejrzyście, bo praktycznie cała
strona, po której znajdował się balkon, była przeszklona.
I tak kiedy Rafał powiódł wzrokiem na
drzwi do sypialni, aż wzdrygnął się nieznacznie, bo ujrzał w nich Michała. Stał
w progu, jakby nie do końca wiedząc, czy chce iść dalej, choć chyba miał plan
opuścić swój pokój, bo zdążył nawet założyć krótkie dresowe szorty, ale tors
miał nadal nagi.
— O, hej! — Z balkonu wrócił Kamil. —
Jak się czujesz? — zapytał, patrząc z troską na przyjaciela.
Michał stał kilka długich sekund bez
słowa, wbijając dla odmiany wzrok w Kamila, aż nagle dopadł drzwi do łazienki,
która była tuż obok jego sypialni, a po chwili do jego gości dotarł odgłos
wymiotowania.
— Cholera — mruknął Dybowski, po czym
skierował się szybko do kuchni, skąd wziął kolejną szklankę, do której nalał
chłodnej wody, i pospieszył do łazienki. — Masz. — Podał ją Hernikowi, który
już zdążył podnieść się znad sedesu i teraz wisiał ciężko nad umywalką,
opierając się o niego ramionami. Miał spuszczoną głowę i widocznie jeszcze
walczył z torsjami. Nie był w stanie nawet spojrzeć na wodę, więc Kamil
postawił szklankę na szafce obok lustra.
— Nie stój nade mną — poprosił Hernik,
dostrzegając, że Dybowski nie ruszył się z miejsca.
— Potrzebujesz czegoś? — zapytał zatem
Kamil.
— Nie. Daj mi chwilę — odpowiedział
słabo, obawiając się, że nawet mówienie może wywołać kolejną falę wymiotów.
— Powinieneś coś zjeść — zasugerował
drugi chłopak.
W odpowiedzi Hernik dopadł do sedesu i
kolejny raz zwymiotował.
— …okej — rzucił z zawstydzeniem
Dybowski, kiedy dotarło do niego, że wspominanie o jedzeniu nie było w tej
sytuacji najrozsądniejszym pomysłem. Co nie oznaczało, że zamierzał odpuścić
temat. Przecież kolega Rafała dał mu jasne wytyczne — Michał miał odpoczywać i
coś zjeść, żeby się zregenerować — a Kamil zamierzał upewnić się, że zostaną
zrealizowane.
Póki co zostawił Hernika samego, a sam
wrócił do kuchni, żeby przetrzepać jego lodówkę… i wtedy zaklął pod nosem.
Lodówka świeciła praktycznie pustkami, a Kamil znalazł w niej raptem butelkę
wody, opakowanie po jajkach, jakiś keczup, pół cytryny i słoik zaczętego dżemu.
To nie było raczej w stylu Michała, bo zdrowo się odżywiał i przeważnie sam dla
siebie gotował. Pustki na półkach dały Kamilowi do zrozumienia, że jego
przyjaciel musiał jechać na oparach już od dłuższego czasu. Cholera, powinien
już wcześniej przyjść do niego z interwencją, a tymczasem go olał i teraz… było
o włos od tragedii.
— Muszę wyskoczyć do sklepu, bo ma
pusto w lodówce — poinformował Rafała, wracając do salonu. — Nie będziesz zły,
jeśli na chwilę cię z nim zostawię samego? — upewnił się jeszcze.
— Nie przejmuj się mną, idź —
odpowiedział szybko Rafał, by rozwiać wątpliwości Dybowskiego.
Takim oto sposobem Ranewski został sam
z Michałem.
Przez pierwsze pięć minut nie działo
się kompletnie nic, więc Rafał zaczął z nudów przeglądać coś w telefonie, ale w
pewnej chwili zmarszczył brwi, bo z łazienki nie dochodziły absolutnie żadne
odgłosy.
— Jak tam sytuacja?! Potrzebujesz
czegoś?! — krzyknął w tamtym kierunku, uznając, że wpierw uprzedzi Michała
werbalnie, że o nim pamięta.
Ku jego zdziwieniu Michał nie
odpowiedział, więc Rafał już położył dłonie po bokach Dopaminy, żeby ją
podnieść ze swoich kolan i w efekcie wstać, by pójść sprawdzić, co się dzieje,
ale dokładnie w tym samym momencie Hernik opuścił łazienkę.
***
Kiedy tylko się obudził, w pierwszym
odruchu pomacał przestrzeń obok siebie nieco zdezorientowany. Jego powieki były
strasznie ciężkie, ale jakoś zmusił się do ich otwarcia i po kilku długich
sekundach z ulgą odkrył, że leżał w swoim własnym łóżku i nawet miał na tyłku
bokserki.
Tylko jak się tu znalazł? Czemu miał
jakieś przebłyski, że do łóżka przyprowadził go Rafał? Bardzo powoli podniósł
się do pozycji siedzącej i wziął trzy głębsze wdechy. Było mu niedobrze, a
skronie nieznośnie pulsowały. Kolejne mgliste wspomnienia. Położył
instynktownie dłoń na zgięciu łokcia, a kiedy coś delikatnie go zaszczypało,
przypatrzył się temu miejscu, by dojrzeć delikatne zaczerwienienie i ewidentny
ślad po wkłuciu. Zaraz przed oczami zobaczył przebłysk... jakby ratowników
medycznych? Nie był pewien, ale to by miało sens, bo choć próbował różnych
świństw, to zawsze były to albo jakieś tabletki, albo ewentualnie coś wciągał.
Nigdy nie dałby sobie w żyłę.
Minęło kilka kolejnych minut i choć w
jego pamięci pozostawało mnóstwo luk, to jego umysł zrobił się nieco bardziej
przejrzysty. Trochę balował w ostatnim tygodniu... wczoraj przyszedł do domu z
jakimś typkiem, już w klubie byli na fazie, a potem tylko próbowali zwiększyć
ten euforyczny stan. O ile poprzedni wieczór Michał jeszcze jakoś pamiętał, tak
noc i dzisiejszy poranek to była dla niego zagadka. Może nie do końca urwał mu
się film, bo miał jakieś przebłyski, ale nie potrafił poskładać wszystkich
wydarzeń w całość.
Im dłużej siedział, tym bardziej
docierała do niego rzeczywistość. Słyszał przyłączoną rozmowę z salonu i to go
jedynie utwierdziło w przekonaniu, że faktycznie byli tu Kamil z Rafałem i
wszystko wskazywało na to, że wcześniej byli tu też ratownicy. Kurwa, co on
odwalił? Co się stało z tamtym fagasem? Co z... Dopamina! Cholera jasna!
Powiedzieć, że się zerwał, to było za
dużo, ale ciśnienie ewidentnie mu się podniosło i zmusił się do wstania w
bardziej przyspieszonym, niż planował, trybie. Nie miał czasu się ubierać, więc
wziął z szuflady pierwsze lepsze szorty i przytrzymując się ściany, ruszył do
wyjścia z pokoju. Kręciło mu się w głowie i nagle zrobiło mu się strasznie
gorąco, ale musiał sprawdzić, co z jego kotem. Kiedy przyprowadzał kogoś obcego
do domu, Dopamina przeważnie chowała się w jednej ze swoich kryjówek, bo nie
lubiła być zaczepiana przez obcych i Michał miał szczerą nadzieję, że tak też
zrobiła tym razem. Stanął w progu, a jego wzrok przykuł natychmiast siedzący na
sofie Rafał, który nie zauważył go od razu.
Ale to nie miało znaczenia, bo Michał
od razu skupił wzrok na Dopaminie, która w najlepsze spała na udach strażaka.
Jakim cudem dała mu się dotknąć?
Rafał go w końcu zauważył i po chwili z
balkonu wrócił też Kamil, pytając go o coś, ale nieprzyjemne napięcie i stres w
końcu znalazły swoje ujście, więc Michał bez słowa rzucił się do łazienki,
padając na kolana nad muszlą klozetową.
Potem przyszedł Kamil, coś tam mówił,
ale Michał skupiał się jedynie na tym, żeby znowu nie zwymiotować.
Bezskutecznie. Spędził kolejnych kilkanaście minut w łazience, aż w końcu
zebrał siły, by ją opuścić. Wreszcie trochę mu ulżyło i chyba zażegnał
najgorszy kryzys, choć nadal czuł się strasznie słabo. Głowa dalej mu pulsowała
i czuł, że kompletnie nie ma sił. Choć to akurat nie było wcale takie
najgorsze, bo nie miał też sił, by się wstydzić czy wściekać. Po prostu
podszedł do Ranewskiego, zabrał Dopaminę z jego kolan i usadowił się na jednym
z foteli — akurat tym, który był dalej od strażaka — przytulając ją do siebie.
Dopiero teraz był w stanie nieznacznie odetchnąć. Nic się jej nie stało, było
spokojna, dała mu się głaskać i nie uciekała.
Kiedy poczuł tę namiastkę ulgi, odważył
się zerknąć na Rafała, który na razie się nie odzywał, ale przez cały czas
przyglądał się Michałowi z uwagą. Hernik nie był pewien, jak to rozegrać.
Instynkt obronny kazał iść mu w sarkazm, ale nie potrafił. Czuł, że nie ma w
swoim arsenale żadnej riposty, a poza tym... nie miał już gdzie uciec. Uciekał
cały tydzień ile tchu, ale w końcu wyrżnął z impetem w mur i kto właśnie
pomagał mu wstać? Rafał. Znowu.
— Kradniesz mi przyjaciela, a teraz
jeszcze próbujesz ukraść kota. Wiedziałem, że coś jest z tobą nie tak — rzucił
w końcu, bo cisza stawała się dla niego nieznośna. Zaczął się stresować. Chciał
powiedzieć cokolwiek, żeby tylko wyczuć Ranewskiego. Był na niego zły? Było mu
go żal? Może podśmiechiwał się z niego w duchu?
— Nie będę kłamał, jest warta zachodu —
odpowiedział Rafał, przyglądając się Michałowi ciągle w ten sam sposób. Ze
spokojem, bez jakiejkolwiek krępacji. I choć Hernik próbował usilnie doszukać
się czegoś kpiącego w jego spojrzeniu, to nie był w stanie nic takiego znaleźć.
Niemniej, już nic więcej nie dodał, jakby chcąc oddać pole do popisu Michałowi…
a ten z kolei desperacko potrzebował, żeby to Rafał teraz mówił. Cokolwiek.
Próbując jakoś zabić ciszę, sięgnął po
swój telefon i aż szerzej otworzył oczy, kiedy dostrzegł godzinę. Nie
spodziewał się, że jest tak późno.
— Długo tu jesteście? — zapytał w
końcu, zerkając kontrolnie na Ranewskiego.
— Jakieś kilka godzin. Kamil zostanie
na noc, gdybyś czegoś potrzebował. Właśnie poszedł kupić coś do jedzenia.
— Uparty jak osioł — mruknął pod nosem
Hernik, ale zaraz zainteresowało go coś innego. — Skąd w ogóle wiedzieliście…?
— Twój… ekhm, kolega — wymownie odchrząknął — zadzwonił do Kamila, a ja akurat z
nim byłem, a że mam samochód, to go podwiozłem, żeby było szybciej — streścił,
po czym dodał, uważając, że to istotne: — Z twojego telefonu.
Michał pokiwał tylko głową.
— Cwany — podsumował, ale nie wyglądał
na specjalnie przejętego. Face ID było wygodną opcją zabezpieczenia smartfona,
ale nie chroniło przed głupotą jego użytkownika, dlatego Michał chował
wszystkie bardziej wrażliwe aplikacje za kolejną ścianą zabezpieczeń i aby dało
się je odpalić, należało wpisać PIN. Choć scenariusz w którym ktoś odblokuje mu
telefon jego własną twarzą, a on nawet tego nie zarejestruje, wydawał się
skrajnie nieprawdopodobny, to… cóż. Dodatkowa kombinatoryka ewidentnie się
opłaciła. — Niepotrzebnie zawracał wam głowę — dodał jeszcze, chcąc sprawić
wrażenie, że wcale nie było tak źle, jak wyglądało.
— Zostawił cię samego i ukradł ci
pieniądze z portfela — wyprowadził go szybko z błędu Rafał, ale jego ton nadal
nie był nawet w najmniejszym procencie oceniający. — Powinieneś sprawdzić, czy
nie zniknęło nic innego.
Michał aż przełknął widocznie ślinę. Nawet
o tym nie pomyślał. Kurwa, ależ był idiotą! Jak mógł być tak bezmyślny i zaćpać
z obcym typem do takiego stanu, że kompletnie go odcięło i można było z nim
zrobić absolutnie wszystko?
— Dzwoniliście po pogotowie? — upewnił
się jeszcze, czując coraz większe zażenowanie własnym postępowaniem.
Rafał przytaknął.
— Dostałeś kroplówkę. Inaczej byś się
tak szybko nie podniósł — wyjaśnił mu strażak, a Michał z jakiegoś powodu
doszukał się w tych słowach ataku. Poczuł, że jest na przegranej pozycji, a
jego instynkt tym razem skutecznie przejął nad nim kontrolę i zareagował
impulsywnie.
— Mam ci za to śpiewać psalmy
pochwalne? — parsknął opryskliwie szybciej, niż zdążył pomyśleć.
Rafał przyglądał mu się jeszcze kilka
sekund zagadkowym spojrzeniem, aż w końcu westchnął zrezygnowany i ku
zaskoczeniu Michała wstał.
— Jedyne na co miałem nadzieję, to że
przestaniesz być dla mnie takim skończonym chujem — skomentował ostro, co
praktycznie wbiło Hernika w fotel. — Pomogłem ci tylko ze względu na Kamila, bo
to fajny chłopak — wyrzucił z żalem. — Nie wiem, co ja ci zrobiłem, ale
obiecuję, że następnym razem nawet nie kiwnę palcem, jeżeli tak bardzo nie
potrafisz mnie znieść. Chcesz, żebyśmy traktowali się jak powietrze? Proszę
bardzo — skończył gorzko, po czym skierował się do wyjścia, zostawiając Michała
w totalnym osłupieniu.
Zaczekaj!
Przepraszam!
Michał jednak nie wypowiedział tych
słów na głos i Rafał nie zaczekał. Wyszedł, zostawiając Hernika w poczuciu
ogarniającej go paniki i rozdzierającej pustki.
________________
Czołem!
Sorki za obsuwę, ale strasznie mi się nie chciało poprawiać tego rozdziału plus wiecie, sezon reprezentacyjny w siatkówce, więc mam priorytety :D
Mogę chyba podsumować ten rozdział tylko krótkim stwierdzeniem, że nikt tak nie rozmiękczył jeszcze Michała jak Rafał... i nikt tak nie podniósł jeszcze Rafałowi ciśnienia jak Michał :D
A co do Michała, no doigrał się. Podskakiwał, szczekał, miotał się, no więc ma, co chciał ;)
Ciekawe czy wystarczy mu teraz odwagi, by to jakoś odkręcić i przełknie dumę, czy dalej będzie szedł w zaparte i udawał, że nic się nie stało i tak w ogóle to Rafał go nie obchodzi. Jak obstawiacie?
Tymczasem uciekam pisać bonus Sezonu na grilla, bo jak wymyśliłam interaktywny rozdział, zatem teraz muszę go napisać zgodnie z Waszymi zaleceniami. Jakbyście chcieli dołączyć do zabawy, to zapraszam na insta: inertia.stories (nie inTERia! :D).
Ciągle zaglądam z nadzieją, że jest kolejna część... a tu cisza. I tak mijają tygodnie... eh...
OdpowiedzUsuńAA
jest tu https://www.wattpad.com/ musisz poszukać tylko opowiadanie po nazwie
UsuńSerdecznie zapraszam do zakupu mojej debiutanckiej opowieści LGBT
OdpowiedzUsuńhttps://www.beezar.pl/ksiazki/trzy-serca
O książce
Rafał i Sebastian usiłują przetrwać w homofobicznym prawniczym świecie i utrzymać w sekrecie swój wieloletni związek. A przy okazji pogodzić się ze śmiercią swojej najlepszej przyjaciółki i rozwiązać zagadkę jej śmierci
Liczba stron
317
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkochana autorko ja to tylko tak, czy wszystko w porządku u Ciebie bo od razu dawna nie ma nowego rozdziału...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńkochana bardzo mnie nie pokoi ta długa cisza.... mam nadzieję że powrócisz tutaj z dalszymi losami Michała i Rafała...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza