27 czerwca 2022

Miłość dla opornych: Rozdział 4

Gorąca meksykańska prostytutka    


Przewracał się z boku na bok, nie potrafiąc oderwać swoich myśli od tego nieszczęsnego spotkania z Ranewskim. Tuż po imprezie szybko zasnął, bo był zbyt pijany i zmęczony, by się tym dodatkowo torturować, ale praktycznie całą niedzielę snuł się po mieszkaniu bez celu, walcząc nie tylko z kacem fizjologicznym… ale też moralnym.

Wieczorem już zaczęło mu się wydawać, że cokolwiek siedzi w jego głowie, zaczyna odpuszczać, bo był w stanie skupić się na fabule filmu, który z nudów zaczął oglądać, ale kiedy tylko zaczęło robić się późno i dotarło do niego, że powinien iść spać, aby następnego podnieść do pracy we w miarę używalnym stanie, myśli uderzyły w niego ze zdwojoną siłą.

 Pieprzony Rafał — przeklął go w myślach, choć to wcale nie sprawiło, że poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie, wbrew swojej woli zaczął dogłębnie analizować ich spotkanie w klubowej toalecie, a także każde słowo wypowiedziane przez Ranewskiego.

 Czy naprawdę był aż tak naiwny by wierzyć, że Rafał po prostu grzecznie przytaknie i też zacznie udawać, że absolutnie nigdy się nie spotkali? Zresztą nawet jeżeli zamierzał jakoś mu w odwecie zaszkodzić, to Michał się po prostu wszystkiego wyprze i powie, że Rafał ma jakieś urojenia. Nikt mu przecież nie uwierzy, a poza tym Rafał nie miał żadnych dowodów. Tylko dlaczego z jakiegoś powodu takie pocieszanie się wcale nie przyniosło Hernikowi ulgi? Po co obsesyjnie o tym myślał? Może z ich dwójki to faktycznie on miał jakieś urojenia, a Rafał w ogóle o nim nie myślał i rzeczywiście Michał nie obchodził go w najmniejszym stopniu?

 Z drugiej strony… Rafał chyba nie był taki najgorszy? Do tej pory nic nikomu nie powiedział — bo gdyby to zrobił, do Michała już dawno dotarłyby jakieś plotki — a poza tym wtedy, w Katowicach… cóż, Hernik mógł go wymyślać od najgorszych i wmawiać sam sobie, że go nie cierpi, ale w rzeczywistości fakty były takie, że gdyby nie Rafał, to tamta noc mogłaby się skończyć dla Michała dużo gorzej. Może… może nawet tragicznie.

 To miało być tylko głupie, weekendowe szkolenie dla działu IT, które miał przeprowadzić w jednym z niewielkich katowickich przedsiębiorstw. Tak też zrobił. W pracy był profesjonalistą i choć może z natury nie przepadał za innymi przedstawicielami gatunku ludzkiego, tak nawet nieźle wychodziło mu przekazywanie wiedzy innym, zwłaszcza kiedy ci uważali go za autorytet.

 Pierwsza część poszła szybko i sprawnie, przez co miał dla siebie całe sobotnie popołudnie i noc w obcym mieście, gdzie nikogo nie znał. Logicznym wydawało mu się, by znaleźć sobie kandydata na seks randkę, więc zaczął przerzucać profile na Grindrze, ale po jakimś czasie stwierdził, że dziś ma tylko jedną szansę i jeżeli nie trafi, to spieprzy sobie wieczór i nie wróci do domu z ani jednym miłym wspomnieniem. Jako że nie należał do osób nieśmiałych, to uznał, że po prostu wyjdzie na miasto i zrobi rundkę po najbardziej znanych tęczowych lokalizacjach, gdzie będzie miał możliwość poobserwować potencjalnych kochanków na żywo.

 Ta noc potoczyła się dla niego bardzo szybkim i dziwnym torem. Nawet nie pamiętał, do jakiego klubu trafił, choć w głowie świtała mu nazwa „Garaż”, ale jakimś sposobem znalazł się w towarzystwie raczej zgranej paczki… artystów? Byli na pewno dziwni i snobistyczni — to pamiętał — ale dało się z nimi wejść w konwersację, no i poczęstowali go ecstasy. I tak, dziś doskonale wiedział, gdzie popełnił błąd i ogólnie nie mógł wyjść z podziwu własnej głupoty w tamtym momencie — bo nie miał pojęcia, co go podkusiło, żeby brać jakieś gówno od obcych. Raczej na imprezach nie tykał się żadnych psychodelików, choć nie był święty i raz na jakiś czas zdarzało mu się coś wziąć, ale miał swoje sprawdzone źródło i jego fazy zawsze były przyjemne, a zjazdy w miarę znośne. Ale nie wtedy w Katowicach. Nie miał pojęcia, co to w zasadzie było, jednak nie miało to za wiele wspólnego z tym, co zwykł czuć w takich momentach. A czuł ogromną dezorientację, zdawało mu się, że kompletnie nie panuje nad swoim ciałem i jednocześnie był niesamowicie pobudzony. W efekcie ogarnął go niezrozumiały lęk. Nie miał pojęcia, ile trwał ten stan — miał tylko jakieś przebłyski, że ci kolesie, którzy mu to podsunęli, chcieli się przenieść w bardziej kameralne miejsce i pamiętał, że gorliwie namawiali go, by poszedł z nimi, a on nawet nie miał siły, by stawić im opór. Nie miał też pojęcia, co stało się później, bo jego umysł wypełniała wielka czarna plama, ale miał bardzo niewyraźne przebłyski, jak siedział na jakimś parkanie i rzygał, a Rafał gładził go po plecach… a potem, następnego ranka, obudził się na kanapie w jego mieszkaniu.

     — Gdzie ja, kurwa, jestem? — wymruczał, kiedy tylko otworzył oczy i zaczęło do niego docierać, że za cholerę nic nie pamięta i nie ma pojęcia, gdzie się znajduje.

 — To zależy od tego, co pamiętasz, bo waham się między odpowiedzeniem „u mnie” a „w Katowicach” — dotarł do niego niski, męski głos, przez co gwałtownie odwrócił się w stronę, z którego dochodził. Sam leżał na jakieś niezbyt wygodnej sofie, a jego rozmówca znajdował się za blatem w aneksie kuchennym i chyba przygotowywał sobie coś do jedzenia.

 — Katowice — powtórzył, marszcząc brwi. — Ruchaliśmy się? — zgadł zaraz, nie potrafiąc w pierwszej chwili znaleźć innego wytłumaczenia jak to, że po prostu przyszedł z tym facetem na seks, tym bardziej, że koleś na pierwszy rzut oka był zdecydowanie do przelecenia. Tylko dlaczego do cholery czuł się tak fatalnie i miał kompletną dziurę w pamięci? Co on wczoraj wyprawiał?

 Odpowiedziało mu parsknięcie.

 — Nie mam fetyszu dobierania się do zwłok — odpowiedział mu i uśmiechnął się złośliwie.

 — Ja pierdolę… — burknął tylko pod nosem Hernik, ignorując wypowiedź drugiego mężczyzny i spróbował się podnieść, ale szybko tego pożałował, bo potwornie zakręciło mu się w głowie, a żołądek niebezpiecznie zadrżał.

 — Hej, nie ruszaj się. Rzygałeś wczoraj jak kot, wypij i poleż jeszcze chwilę — zastopował go drugi chłopak, po czym skinął wymownie na stolik, a Michał dopiero dostrzegł, że stała tam szklanka z jakimś mętnym płynem. — To elektrolity — podpowiedział jeszcze, a Michał sięgnął po nią ostrożnie, po czym upił kilka dużych łyków. Poczuł ulgę, jednak tylko chwilową.

 — Kim ty w ogóle jesteś i co ja tutaj robię? — zapytał wreszcie, po czym poklepał się po kieszeni, przypominając sobie o czymś takim jak telefon. Zaraz go wydobył, a kiedy dostrzegł godzinę i kilkadziesiąt nieodebranych połączeń, głównie od Andrzeja, zaklął szpetnie w myślach. Miał być właśnie na szkoleniu! — Ale mam przejebane… — mruknął wręcz żałośnie i przetarł twarz dłonią.

 — Ja jestem Rafał — przedstawił się chłopak. — A ty narzygałeś mi na buty — oświadczył bez cienia krępacji.

— Nie narzygałem ci na buty — zaprzeczył zaraz Michał, choć w jego głosie kryła się raczej prośba, by ten cały Rafał też zaprzeczył i przyznał, że tylko robi sobie jaja.

— Mam ci pokazać? — zapytał jedynie, na co Hernik westchnął ciężko. Ależ to było żenujące!

— Dobra, Rafale, któremu narzygałem na buty — zaczął niemal podniosłym tonem — często przyprowadzasz sobie na chatę nieprzytomnych facetów? — zapytał podejrzliwie i mimo iż czuł się absolutnie fatalnie, to zmusił się, by spojrzeć przenikliwie na drugiego mężczyznę.

— Tak jakby sam się tu przyprowadziłeś — zaczął, szczerząc się z jakiegoś powodu. — Zobaczyłem cię pod Garażem, miałeś paskudny zjazd i wyglądałeś, jakbyś miał umrzeć, więc podszedłem zapytać, czy nie potrzebujesz pomocy… tu fragment z rzyganiem na buty, oszczędzę detali — wtrącił rozbawiony. — Potem zapytałem skąd jesteś, żeby załatwić ci chociaż taksę, ale stwierdziłeś, że nie jesteś na tyle głupi, by dawać mi adres i kazałeś mi spierdalać. Mimo wszystko wsadziłem cię do tej taksy, ale średnio współpracowałeś, bo chciałeś jechać do Warszawy, więc nie miałem za bardzo wyjścia niż przywieźć cię tutaj. To znaczy… ten taksówkarz pewnie z chęcią zabrałby cię nawet do Gdańska, ale uznałem, że wystarczy ci upokorzeń na jedną noc. Nie ma za co — dodał wymownie na koniec.

— Nie prosiłem o pomoc — fuknął zaraz Hernik, czując poirytowanie. Czemu ten typek był taki zadowolony? Kto normalny się bez przerwy tak głupio szczerzył? — Kto normalny oferuje nocleg kompletnie obcemu facetowi? — zapytał w zamian.

— Kompletnie obcemu, niekontaktującemu facetowi, który mógł się dzisiaj obudzić w dużo gorszym położeniu — uściślił Rafał. — Ale sparafrazujmy twoje pytanie; kto normalny w obcym mieście bierze jakieś gówno od obcych i doprowadza się do takiego stanu?

— Skąd wiesz, że od obcych? — złapał go za słówko Michał.

— Założyłem, że znajomi by cię nie zostawili. Ale jeżeli jednak byłeś ze znajomymi, to powinieneś poważnie rozważyć, z kim się zadajesz — odbił zgrabnie i ten argument, przez co Michał na moment zamilkł, zastanawiając się, do czego jeszcze mógłby się przyczepić.

— A więc pomoc obcym to twoje hobby? — zakpił lekko.

— Nawet więcej, żyję z tego — odparł, a kiedy Michał uniósł pytająco brew, dodał; — Jestem strażakiem.

— Jesteś… dziwny — podsumował jedynie Hernik.

— Wow, nigdy nikt ci nie pomógł bezinteresownie, co? — zgadł Rafał i standardowo się uśmiechnął.

— Znam mnóstwo ludzi i ostatnie, co mi przychodzi na myśl, to że któryś z nich jest bezinteresowny, więc… tak, bardziej prawdopodobna jest opcja, że to z tobą jest coś nie tak, niż że to ja jestem przewrażliwiony — odparł tylko, ale musiał przyznać, że było coś w tym Rafale, co budziło zaufanie. Może to było bardzo zwodnicze przekonanie, ale przecież nie pozostawało mu nic innego, jak uwierzyć mu na słowo. W końcu faktycznie spędził noc w łóżku, nawet przykryty kocem, miał na sobie ubrania i poza tym, że sam się sponiewierał, to nie czuł, by ktoś go… dodatkowo sponiewierał. Może faktycznie Rafałowi zrobiło się tylko zwyczajnie szkoda i jako strażak nie potrafił zostawić na pastwę losu drugiego człowieka w tak fatalnym stanie?

— Mam ci, kurwa, wystawić fakturę za fatygę i nocleg, żebyś poczuł się pewniej? — zakpił i parsknął.

Michał tylko pokręcił głową, po czym sięgnął do drugiej kieszeni po portfel.

— Ej, żartowałem, nie będziesz mi płacił — zabronił szybko, widząc, jak Hernik wyciąga dwie stówy i rzuca je na stolik. — Zabieraj to — syknął rozeźlony.

— Nie spinaj się tak. To za taksę i szkody moralne — zdecydował, ani myśląc zabierać z powrotem pieniędzy. Nienawidził być coś komuś winien, nawet jeżeli wiedział, że już nigdy nie spotka tej osoby.

— Wow i z naszej dwójki to ze mną jest coś nie tak? — zapytał z niedowierzaniem Rafał.

Wtedy Michał bez sekundy zawahania odpowiedział twierdząco, ale dzisiaj nie był już taki pewien, z którym z nich było coś nie tak. Może po prostu obaj byli dziwni.

Nigdy do końca nie przypomniał sobie zdarzeń z tamtej nocy, jedynie zdawało mu się, że faktycznie miał przebłyski z tego, jak rzygał i jak Rafał klepał go pokrzepiająco po plecach. Następnego ranka co prawda czuł niewyobrażalne zdezorientowanie i miał kaca życia… ale skłamałby, gdyby stwierdził, że to były najdziwniejsze okoliczności, w których się obudził. Rafał z jakiegoś powodu się nim zajął, a Michał już nie zamierzał roztrząsać, dlaczego. I z pewnością strażak miał rację co do jednego — Hernik mógł skończyć tamtej nocy o wiele, wiele gorzej. Do teraz aż wzdrygał się na myśl, co mogłoby się stać, gdyby wtedy poszedł z tamtymi ludźmi.

Nie podziękował drugiemu mężczyźnie za tę przysługę, bo nie był do końca pewien jego intencji, a poza tym naprawdę był przekonany, że już nigdy się nie spotkają. Michał ostatecznie nawet mu się nie przedstawił, a tamtego poranka dyskutowali na kompletnie neutralne tematy, by za dużo się o sobie nie dowiedzieć. Gdy poczuł się wreszcie na siłach, aby wstać i zmierzyć się ze światem — głównie z gniewem Andrzeja — to po prostu wyszedł z mieszkania strażaka, rzucając jedynie suche „na razie”… i to tyle. Koniec historii.

Tyle że nie do końca, jak się okazało dwa miesiące temu, kiedy Michał spędzał zupełnie typowy dla siebie piątkowy wieczór w Men Cave, w towarzystwie Kamila i Justyny.

O mało nie spadł z krzesła, gdy w pewnej chwili zauważył Rafała. Kiedy i on dostrzegł Michała wydawał się nie mniej zaskoczony i nawet spróbował nawiązać jakąś konwersację, ale Hernik bardzo szybko i niezbyt uprzejmie dał mu do zrozumienia, że nie zostaną ziomkami i że ogólnie tamta noc i następujący po niej poranek nigdy nie miały miejsca.

Rafał wcale nie naciskał. Wzruszył jedynie ramionami i zajął się sobą, co choć było najbardziej pożądaną przez Hernika reakcją, to z jakiegoś powodu zezłościło go jeszcze bardziej. No ale sam przecież obrał taką taktykę, więc nie mógł się nagle z tego wycofać.

Chyba po prostu musiał udawać, że nic się nie stało — że wczorajsza noc nie miała miejsca… tak samo jak ta sprzed roku, kiedy pojechał do Katowic na szkolenie. W czym jak w czym, ale w udawaniu to Michał był akurat mistrzem.       

***

Praktycznie cały tydzień chodził poirytowany i rozdrażniony, a sama świadomość tego, jak bardzo był niestabilny emocjonalnie, doprowadzała go do jeszcze większego szału. Czynników ku temu było wiele. W poniedziałek z samego rana posprzeczał się trochę z Andrzejem i jako podwładny wiedział, że musi przeprosić, choć nadal był absolutnie przekonany, że to on miał rację. Kolejną kwestią było to, że od niemal dwóch tygodni nie miał seksu i nagromadziło się w nim bardzo nieprzyjemne napięcie… jednak ulżył sobie w czwartek. Okazja nadarzyła się zupełnie niespodziewanie i może facet, którego udało mu się dorwać nie był spełnieniem marzeń, ale miał wszystko na swoim miejscu, mało mówił i wiedział, co robił, tak że Michał nie zamierzał narzekać, tym bardziej, że był nieco zdesperowany.

Ten szybki seks okazał się nie być wystarczającym remedium na tę całą złość i beznadzieję, dlatego w piątek wieczorem Hernik ruszył do Men Cave, bo już nie wytrzymywał sam ze sobą w mieszkaniu. Nawet Dopamina przed nim uciekała, jakby chciała mu dać do zrozumienia, żeby się ogarnął.

Nie było w tym nic dziwnego, że wychodził do swojego ulubionego pubu, jednak w ten weekend nie miał tego w planach, bo Kamil z Justyną polecieli na te przeklęte targi książki do Tbilisi, a takie samotne wałęsanie się po pubach wydawało się Hernikowi dosyć żałosne i przeważnie gardził takimi facetami… ale przecież w jego przypadku było inaczej. To była jednorazowa i wyjątkowa sytuacja!

Starał się to wyprzeć ze świadomości, ale mimo wszystko gdzieś tam podskórnie miał nadzieję, że spotka Rafała. Nawet nie wiedział, po co tego potrzebuje — chyba chciał się upewnić, że podczas tamtej pseudo kłótni wyszło na jego. Z jakiegoś powodu chciał też udowodnić Ranewskiemu, że wcale nie jest jakimś przewrażliwionym paranoikiem, który dostaje białej gorączki przez to, że ktoś obleje go śladowymi ilościami piwa… choć dokładnie tak zareagował. Ale wcale taki nie był! W ogóle go to nie obchodziło i zamierzał do tego przekonać drugiego mężczyznę.

Aha, czyli chcesz mu udowodnić, że cię to nie obchodzi poprzez upewnienie się, że on też myśli, że cię to nie obchodzi? Ma sens — podpowiedział jakiś złośliwy głosik w jego głowie, kiedy uzmysłowił sobie, jak sprzeczne komunikaty wytwarzał jego umysł.

Tak czy inaczej, jego wewnętrzna walka okazała się kompletnie bezzasadna, bo kiedy w piątkowy wieczór znalazł się już w pubie, okazało się, że Rafała tam nie ma. Było to dziwne, bo Michał od razu rozpoznał paczkę, z którą zwykle trzymał się mężczyzna, ale nie dostrzegł jego samego. Może pracował? W końcu był strażakiem, więc to było całkiem logiczne, że mógł mieć akurat w tym czasie służbę.

Hernik spędził w lokalu w sumie niecałe dwie godziny. Siedział nonszalancko przy barze, popijając zimne piwo, zamieniając od czasu do czasu po parę zdań z barmanem i odpędzając od siebie co jakiś czas natrętów. Oczywiście jakby ten dzień nie był wystarczająco kiepski, to jeszcze nie spotkał nikogo wartego uwagi, kogo ewentualnie mógłby zaprosić do siebie, dlatego jeszcze przed północą wrócił do domu, zrobił sobie ostatniego drinka, obejrzał kawałek filmu, który ostatecznie go znudził i koło pierwszej poszedł spać.

Plusem tego niekoniecznie udanego wypadu była pobudka bez kaca o wczesnej porze, przez co miał czas przygotować sobie treściwe śniadanie, wypić kawę i koło dziesiątej poszedł na siłownię. W okolicach trzynastej wybrał się na obiad do jakiegoś wege-baru i o piętnastej wrócił do mieszkania.

Zaczął snuć się nieco bez celu: to wstawił pranie, to poukładał trochę ubrań w szafie w bardziej zorganizowany sposób, to zmienił pościel, wyniósł śmieci, rozwiesił pranie, aż ostatecznie i tak wylądował z Dopaminą na kanapie i standardowo odpalił Netflixa, choć wcale nie czuł się w nastroju na filmowy czy serialowy maraton.

Chyba… chyba mu się nudziło?

Inteligentni ludzie się nie nudzą! — storpedował się zaraz w myślach i by odgonić niemiłe wyobrażenia na temat tego jaki jest nudny, chwycił w dłoń smartfona. Na początku niby niepozornie i bez celu przeglądał co tam nowego na społecznościówkach, zajrzał na dwa ulubione blogi, by sprawdzić, czy nie wyszły żadne nowe wpisy, a potem znowu wrócił do scrolowania facebookowej tablicy. W pewnej chwili znieruchomiał, zagryzając wargę.

Zrób to, przecież nikt się nie dowie — przekonywał się. — Ale ty będziesz świadomy! Nie rób tego. Nie jest ci to potrzebne do szczęścia — i sabotował po chwili.

— Nie patrz tak na mnie, jeszcze nic nie zrobiłem — poprosił, widząc, że Dopamina siedzi majestatycznie na stoliku do kawy i patrzy na niego wymownie, poruszając jedynie leniwie puchatym ogonem, jakby czytała mu w myślach i chciała swoją postawą pokazać mu, jak bardzo gardzi jego zachowaniem.

W pewnej chwili poczuł, że przegrywa tę walkę, więc westchnął ciężej i pokręcił głową, a następnie kliknął w okienko wyszukiwarki i z łomoczącym sercem wpisał „Rafał Ranewski”. Nie był pewien, czego się spodziewać, ale kiedy znalazł się na profilu strażaka, jęknął w duchu z zawodem. Wyglądało na to, że Rafał wcale nie był wylewny w sieci. Ot, jedna niezbyt aktualna profilówka, na której wyglądał zwyczajnie, poza tym nic ciekawego. Albo nie za często korzystał ze swojego konta, albo był cichym obserwatorem, bo nie był zbyt aktywny — od kilku miesięcy nic nie udostępniał, a wcześniej wrzucił tylko jakiś artykuł o modernizacji sprzętu w straży pożarnej — jak przewidywalnie — a jeszcze wcześniej wisiał jedynie post, w którym ludzie składali mu życzenia urodzinowe — czternastego października. Rafał nie wypełnił też rubryki z informacjami, bo z jego konta nie można było się dowiedzieć, ani gdzie studiował, ani skąd pochodził, ani co robił zawodowo.

Okej, nie jest wylewny w sieci, to dobrze świadczy — pochwalił w myślach, a potem zamrugał zdezorientowany i oderwał wzrok od ekranu. — Jakie niby dobrze?! Co dobrze?! To nic nie znaczy i w ogóle nie powinno cię to obchodzić. Koniec z tymi bredniami i pora zająć się czymś bardziej produktywnym.

Wygasił telefon i odrzucił go wręcz z obrzydzeniem obok. Nie minęło jednak pięć sekund, jak z powrotem chwycił go w dłoń.

Jeszcze tylko sprawdzę czy ma Instagrama i spróbuję wyczaić go na Grindrze.

Naprawdę nie wiedział, czemu to sobie robił i co ważniejsze — dlaczego tak nagle zaczęło go to interesować, choć tak usilnie starał się wymusić, aby jego procesy myślowe nie dotyczyły w żadnym aspekcie Rafała. Niestety bezskutecznie, bo oczywiście im bardziej starał się wyprzeć istnienie Ranewskiego ze świadomości, tym częściej miał obraz jego głupio ucieszonej twarzy przed oczami.

***

— …i wtedy on mówi, że najlepiej będzie, jak zapłacimy po połowie — spuentowała wyraźnie zażenowana Justyna. — I wiecie, niby mi to nie przeszkadza, stać mnie, żeby zapłacić za swoją część kolacji, ale nie będę ukrywać, że wywarł na mnie raczej kiepskie wrażenie. Przecież sam mnie zaprosił do tej przeklętej restauracji! — tłumaczyła zaaferowana.

— Ciesz się, bo w sumie mógł nagle zauważyć, że jakimś magicznym sposobem zapomniał portfela — pocieszył ją Michał.

Minęło kolejne dwa tygodnie, a do życia Hernika wreszcie wróciła harmonia, jaką pamiętał. Znowu czuł, że ma nad wszystkim kontrolę, robił to, co chciał i przede wszystkim nie męczyły go jakieś chore myśli dotyczące Rafała. No… prawie nie męczyły, ale był w stanie nad nimi zapanować. W pracy był spokój, wczoraj miał fantastyczny seks, a dzisiaj — pierwszy raz od dłuższego czasu — udało mu się wyjść na miasto ze swoimi dwoma najwierniejszymi kompanami, czyli Kamilem i Justyną. Na początku planowali wyjść tylko na kolację i wrócić do mieszkania któregoś z nich, by w bardziej kameralnym miejscu wypić po kilka drinków… ale ostatecznie i tak wylądowali w Men Cave.

— Ech, faceci są do niczego — podsumowała jedynie zrezygnowana blondynka.

— Hej! — zaprotestował z oburzeniem Kamil.

— W sumie ma rację, większość jest do niczego — zgodził się niespodziewanie Michał.

— Brzmicie jak dwie stare panny ze złamanymi sercami — stwierdził ostatecznie Dybowski, a potem oświadczył, że idzie załatwić następną kolejkę drinków.

— No… — zaczęła Justyna po jakiejś minucie. — Ja mam powód by narzekać jak stara panna ze złamanym sercem, a co z tobą? — zagaiła, wpatrując się w niego intensywnie. Nie często miała okazję zostawać sam na sam z Michałem, nawet na tak krótką chwilę. W sumie to miała pełną świadomość, że wcale jakoś szczególnie się nie lubią, a jedyny powód dla którego się tolerują to Kamil. Była też w pełni świadoma, że Michał czasami patrzył na nią jak na typową głupią blondynkę, ale miała to gdzieś, bo uważała, że sam był aroganckim, zgorzkniałym sztywniakiem, który tylko kreuje się na nie wiadomo jakiego samca alfa. Ale to nie było tak, że kompletnie się nie znosili: czasami nawet się lubili i Justynie coś podpowiadało, że jakby kiedyś znalazła się w poważnych tarapatach i jakimś cudem zdecydowała, by poprosić o pomoc Hernika… to by jej nie zawiódł.

Na początku chłopak spojrzał na nią jedynie z dozą kpiny, jakby chciał jej powiedzieć, że ma jakieś urojenia i niepotrzebnie doszukuje się sensacji, a potem mruknął coś, że nie jest na tyle głupi, by przejmować się facetami, na co Bauer odparła tylko wymowne „aha”, po czym zamilkli aż do powrotu Kamila.

— Widzę, że dyskusja wrze — rzucił ironicznie, stawiając drinki przed swoimi przyjaciółmi.

— Tak intensywnie wymienialiśmy argumenty, gdy cię nie było, że potrzebowaliśmy chwili na oddech — wytłumaczyła w podobnym tonie blondynka, na co Kamil tylko westchnął z uśmiechem.

— Ech, dzieciaki, co wy byście beze mnie zrobili.

Michał miał już na końcu języka ripostę, ale zanim zdążył otworzyć usta, kątem oka dostrzegł znajome towarzystwo. Do baru właśnie zmierzał Ranewski z dwoma kumplami, którzy towarzyszyli mu dosłownie za każdym razem i zdawało się, że nie odstępowali go na krok. Sam chyba nie zauważył Michała. A może zauważył go jeszcze przed tym jak Michał zauważył jego, tylko po prostu go kompletnie zignorował?

Hernika aż coś ścisnęło na tę myśl. Nienawidził czuć się niewidzialny, nawet jeżeli to był tylko wymysł jego wyobraźni.

— Zaraz wracam — oświadczył niespodziewanie i ułamek sekundy potem ruszył w stronę baru, zaskakując tą impulsywnością nawet siebie. Co on do cholery wyprawiał? Po co tam szedł? Co zamierzał zrobić?

Zawróć się! Albo skręć w stronę łazienek, jeszcze masz szansę! — próbował się przekonać ostatkiem siły woli, ale nogi go nie słuchały, dlatego kilka sekund później stanął przy barze, tuż przy Rafale, i udał, że zastanawia się, co zamówić.

Ranewski w pierwszej chwili go nie zauważył, rozmawiając ze swoimi kumplami, ale wreszcie dostrzegł, kto stoi obok i wtedy skoncentrował całą swoją uwagę na Herniku.

— Pan Michał! — rzucił entuzjastycznie, nadal grając w tę dziwną grę, którą zapoczątkował. — Dawno cię tu nie widziałem. Już zaczynałem tęsknić — oświadczył bezpardonowo, spodziewając się, że Michał zaraz obdaruje go pogardliwym spojrzeniem, rzuci coś obraźliwego albo po prostu wybuchnie. O dziwo nic takiego się nie stało.

Michał popatrzył na niego z umiarkowanym zainteresowaniem, milcząc dłuższą chwilę, nim odpowiedział.

— To jest ten moment, w którym stawiasz mi drinka za straty materialne i moralne, jakie wynikły wskutek naszego ostatniego spotkania — oświadczył wyniośle, świdrując przenikliwie drugiego mężczyznę wzrokiem.

        Przez twarz Rafała wyraźnie przebiegł cień zdezorientowania. Nim odpowiedział, walczył przez jakiś czas na spojrzenia z Hernikiem, zastanawiając się, o co chodzi i skąd ta nagła zmiana nastawienia. To była jakaś pułapka? Jak zamówi mu tego drinka, to Michał wyleje mu go na głowę w ramach odwetu, czy co? Jakoś ciężko było mu uwierzyć, że ta… uprzejmość? Nie to było za mocne słowo. Ta wyrozumiałość? Lepiej. Ta dziwna wyrozumiałość musiała mieć jakieś drugie dno. Przecież Hernik zabijał go spojrzeniem, odkąd tylko przypadkiem wpadli na siebie w Warszawie i wyraźnie dał mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego, a tamta noc w Katowicach się nie zdarzyła.

        — Tylko jednego drinka? — zapytał sceptycznie. — Za te wszystkie okropieństwa, jakie ci wyrządziłem, odkąd tylko przeprowadziłem się do Warszawy? — zakpił. — Ale ty jesteś niesamowicie łaskawy. Za mało się cenisz — brnął dalej, nie będąc pewny, czy powinien to robić.

        Michał nic nie odpowiedział, a jednie posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, więc Rafał ostatecznie uznał, że trudno, najwyżej potem będzie tego żałował.

        — Filip! — zawołał donośnie do barmana. — Dwa razy… drugie najtańsze whisky, jakie macie — poprosił z rozbrajającą szczerością, po czym zerknął badawczo na Hernika. Znowu się zdziwił, gdy dostrzegł na jego twarzy delikatny uśmieszek. Kpiący, ale jednak. — Zatem… drink, a potem mam błagać o wybaczenie na kolanach i złożyć ofiarę z dziewicy? — kontynuował więc, udając, że jest gotowy na wielkie poświęcenie.

        — Ofiary z dziewicy nie potrzebuję, ale z tym klęczeniem na kolanach… — Michał wymownie zawiesił głos, świdrując strażaka wzrokiem i po chwili dostrzegł, że ten się jakoś głupio uśmiecha. Zaczął zatem szybko analizować swoją odpowiedź i po kilku sekundach chwycił z zażenowaniem postawioną przed nim szklaneczkę z bursztynowym trunkiem. Dopiero do niego dotarło, jak zabrzmiała jego odpowiedź. Kurwa, właśnie nieświadomie przyznał, że nie pogardziłby obciąganiem w wykonaniu Rafała. A przecież nie o to mu chodziło! Tylko… ech, sam nie wiedział. To się nagle zrobiło zajebiście niezręczne. A przynajmniej dla niego, bo Rafał chyba był usatysfakcjonowany, że udało mu się niejako sprawić, aby Michał się przymknął.

        — Aż taki jesteś zdesperowany? — zapytał mimo wszystko Ranewski, kiedy już wydawało się, że fala wstydu minęła i mogą zmienić temat.

        — Zamknij się — warknął zatem natychmiast Michał, choć zaraz poczuł przeszywający dreszcz, kiedy dostrzegł, że Rafał z jakiegoś powodu niebezpiecznie się do niego zbliżył.

        — Ja się mogę zamknąć, ale co powiesz na tych wszystkich ludzi, których teraz zżera ciekawość i obserwują nas od momentu, w którym tu podszedłeś? — zapytał półszeptem, a Michał automatycznie obejrzał się dyskretnie przez ramię.

        Kurwa, mógł się spodziewać, że wywoła sensację. Chyba praktycznie wszyscy wiedzieli o jego niechęci do Ranewskiego. Jak nie z plotek, to wystarczyło tylko na niego spojrzeć, bo całą postawą krzyczał, jak bardzo gardzi drugim mężczyzną, kiedy tylko ten pojawiał się w zasięgu wzroku, a nawet gdy już dochodziło między nimi do interakcji, to nie dało się nie zauważyć tej pogardy na twarzy Michała. To było zatem jasne, że obecnie wszyscy gapili się zdezorientowani.

        — Mam na nich wyjebane — odpowiedział wreszcie, co nie do końca było kłamstwem. Owszem, wkurzało go niemiłosiernie, że stał się głównym bohaterem małego skandalu… ale z drugiej strony skłamałby, gdyby stwierdził, że nie lubił być w środku uwagi. Wręcz się do tego przyzwyczaił, a to oznaczało, że w zasadzie nie interesowało go, co o nim mówili, bo chyba słyszał już wszystko. Zatem jedna plotka w tą czy w tamtą… Nie wiedział czemu, ale już nawet nie potrafił zezłościć się, że ludzie zapewne zaczną plotkować o nim i Ranewskim, a przecież do tej pory starał się robić wszystko, by tylko nikt nie powiązał jego osoby ze strażakiem.

        Rafał nie odezwał się, a jedynie wyszczerzył, jak to miał w zwyczaju, a potem stuknął wymownie swoją szklaneczką w tę Michała i upił łyk alkoholu.

        — Obrzydlistwo — skomentował, a potem dopił trunek do dna i ze skrzywieniem spojrzał na Michała. — Teraz ty stawiasz — zarządził, na co drugi chłopak się zaśmiał.

        — A więc to twoja taktyka? Stawiasz jakieś gówno, licząc, że w ramach rekompensaty za twój paskudny gust ktoś postawi coś dobrego? — zgadł, na co Rafał bez krztyny zawstydzenia przytaknął. — Dobrze. Niech tak będzie — zgodził się o dziwo bezdyskusyjnie Hernik, a potem zawołał do Filipa: — Dwa razy… to co masz najgorszego — poprosił, a potem spojrzał z satysfakcją na strażaka, który tylko pokiwał z uznaniem głową.

        Filip obserwował ich nieco skonsternowanym i podejrzliwym wzrokiem jednocześnie.

        — Mogę wam po prostu polać kilka szotów różnych smaków barmańskiej — zaoferował.

        — Ej, miało być najgorsze, ale bez przesady — zastopował go Rafał. — Nie jesteśmy samobójcami — sprostował i zerknął na Michała. Chyba po raz pierwszy dostrzegł, jak ten się szeroko uśmiecha. Nie kpiąco czy z zażenowaniem. Był autentycznie rozbawiony.

        — Dobra, to mam pomysł — zaczął Filip i zatarł ręce. — Nie mamy tego w ofercie, ale mam składniki, żeby to zrobić, jeśli będziecie mieli odwagę to wypić — zdradził tajemniczo i uśmiechnął się zadziornie, a widząc zainteresowanie ze strony obydwu mężczyzn, rzucił znacząco: — Gorąca meksykańska prostytutka. — Zamrugał kilkukrotnie, gdy wypowiedział to na głos. — Cholera, po polsku brzmi to jeszcze gorzej.

        — Brzmi idealnie — stwierdził Rafał. — Co w tym jest?

        — Tequila, tabasco i… sos z puszki tuńczyka — zdradził.

        — Nienawidzę tuńczyka — skrzywił się natychmiast Hernik, od razu widząc przed oczami karmę z tuńczykiem, którą zazwyczaj kupował Dopaminie. Dla niej mógł się poświęcić, ale dla Rafała…?

        — No dajesz. — Ranewski trącił go łokciem w bok, a potem wyszeptał konspiracyjnie: — To nam da gwarancję, że na pewno nie będziemy się całować.

        — Dwa razy! — zawołał pospiesznie do Filipa Michał, co wywołało chichot u strażaka.

        Filip poprosił ich o chwilkę cierpliwości, w tym czasie obsługując innego klienta, a potem z zapałem zaczął przygotowywać wspomniane wcześniej szoty, by po dwóch minutach podstawić podejrzanie wyglądające kieliszki przed mężczyznami.

        — Gorąca meksykańska prostytutka? — powtórzył bez przekonania Hernik.

        — Prawdopodobnie jedyna od której nie złapiesz choroby wenerycznej — zachęcił go jak zwykle na swój unikalny sposób Rafał.

        Michał zebrał się w sobie, wziął głęboki wdech i w końcu wypił jednym łykiem szota, który okazał się być tak samo obrzydliwy w smaku, jak wyglądał. Zaraz chwycił pospiesznie po kufel piwa, które popijał Rafał, zanim się do niego nie dosiadł.

        — Pomyśl sobie, że jak na prostytutkę za parę złotych mogło być znacznie gorzej — pocieszył go Ranewski, za co został spiorunowany spojrzeniem. Sam już nie uśmiechał się tak szeroko jak jeszcze przed chwilą, bo alkohol faktycznie był paskudny, ale mimo wszystko starał się stwarzać pozory. — Dobra, teraz moja kolej — zdecydował.

        — Strasznie chujowo wychodzi ci to odkupowanie win — zarzucił Michał.

        — A mimo wszystko nadal tu siedzisz — zauważył błyskotliwie strażak. — Filip, co będzie totalnie najgorszą opcją do zmieszania z Jagermeisterem? — zastanowił się na głos.

        — Hmmm… — Chłopak spojrzał na półkę z alkoholami za sobą. — Sznaps miętowy? — zaoferował.

        — Brzmi okropnie, bierzemy — postanowił Rafał i spojrzał na Michała, który wyglądał, jakby ten wybór miał być gwoździem do trumny. — Chyba nie pękasz, co? — podpuścił go, co zadziałało, bo Hernik spojrzał na niego z pogardą.

        — Dorzuć do tego likier kokosowy — poprosił Filipa i ponownie zerknął prowokacyjnie na Rafała.

        — Ty barbarzyńco — podsumował z wyrzutem strażak i wcale nie krył, że Michał strzelił w jego czuły punkt. Nienawidził wszystkiego, co smakowało lub pachniało jak kokos.

            Dwie kolejki później coraz to bardziej obrzydliwych połączeń, Michał przypomniał sobie o swoich przyjaciołach, których zostawił przy stoliku. Nawet nie wiedział, jak to się stało. Ta dziwna rywalizacja z Rafałem, której celem było… chyba nikt nie miał pojęcia, co dokładnie, przekształciła się w fantastyczną zabawę i choćby chciał, to już nie miał opcji wyprzeć się, że nie sprawiało mu to satysfakcji. W końcu widzieli to wszyscy w Men Cave.

            Michałowi podobało się, że Rafał również niejako olał swoich znajomych i skupił całą uwagę tylko na nim. Ich rozmowa była dziwaczna i polegała w głównej mierze na tym, że nawzajem sobie dogryzali, robiąc co jakiś czas przerwę na kolejną porcję obrzydliwych szotów. Mimo iż nie wymieniali się żadnymi istotnymi informacjami — wręcz przeciwnie, nie dało się nie odnieść wrażenia, że obaj stronili od spoufalania się — to cała dyskusja była błyskotliwa, jakby obaj rywalizowali, kto wytoczy lepszy kontrargument, nawet w zupełnie nieistotnych kwestiach. Co więcej, z każdym kolejnym tematem i z coraz bardziej podnoszącym się stężeniem alkoholu w ich krwi, zaczynali coraz bardziej ze sobą rywalizować. Zdawało się, że nie obchodziło ich, że żaden z nich nic na tym nie ugra. Liczył się po prostu sam fakt, aby mieć rację.

           Obaj stracili poczucie czasu i zdawało się, że nawet pozostali obecni w lokalu przestali już zwracać na nich uwagę, bo o ile na samym początku wywołali delikatny skandal i podsycili do plotkowania, tak po jakimś czasie znudzili się pozostałym, a przez to paradoksalnie mogli bez presji skupić się na sobie.

            Niemniej Michał o skali swojego skandalu przekonał się, gdy kolejny kwadrans później wreszcie rozstał się z Ranewskim i wrócił do swojego stolika. Nawet nie miał co liczyć, że Kamil z Justyną mu odpuszczą i nie będą go cisnąć oraz z niego drwić. Mimo wszystko był na to gotowy. Skoro przetrwał kilka kolejek absolutnie paskudnych szotów i utrzymał przy tym poziom, już nic nie było mu straszne.
__________________

Uch, mały poślizg i nie zdążyłam wrzucić na bloga wczoraj, za co przepraszam. Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział był warty czekania, tak że dajcie znać, jak Wam się podobał. Z jednej strony zrobiliśmy mały powrót do przeszłości, dzięki któremu Michał uchylił rąbka tajemnicy i wyjaśniło się, w jakich okolicznościach poznał się z Rafałem i... dlaczego go tak nie lubi? :D Hmmm, z tym nie jestem przekonana. Dajcie znać, czy Michał Was przekonał. :D No a potem musiał ratować swoją męską dumę i zupełnie zgrabnie i bez wzbudzanie podejrzliwości "zakumplował" się z Rafałem :D Tak po polsku, bo w końcu nic tak nie zbliża jak wspólne picie :D To chyba tyle w kontekście tego rozdziału, ale mam do Was jeszcze pytanie. Ostatnio wykiełkował mi w głowie pomysł założenia autorskiego profilu na Insta. Do wrzucania jakichś ciekawostek, trochę kulisów pisania, skojarzeń z postaciami... no i nie ukrywam, że trochę jako podwalinę pod dalszą "karierę" pisarską x) Ostatnio wzięłam się do pracy, by w końcu spróbować wydać którąś z historii - póki co bez konkretów, ale jak by co, to będę dawać znać. Wy tymczasem dajcie mi znać, czy profil na Insta wydaje Wam się spoko i czy bylibyście czymś takim zainteresowani. Tak więc to na tyle od mnie, do następnego :)

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    kochana mam tylko takie małe pytanko, bo wczesniej jak zajrzałam i zaczęłam czytać rozdział pierwszy "miłość ogłupia..." to pierwszy rozdział był inny... bo teraz trochę zgłupiałam... bo już myślałam że napiszę komentarz a tutaj... coś innego niż czytałam... bo teraz się pogubiłam, liczyłam że wpiszę komentarz i lecę czytać dalej... jak kojarzę to zaczynało się od "w salonie Wyszyńskich..." (albo coś podobnego)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, jestem totalnie skonsternowana i nie za bardzo wiem, o co chodzi :D
      Aż nie wiem, co mogę napisać. Pierwszy rozdział "Miłości dla opornych" zaczęłam pisać ze 3 lata wcześniej i w sumie obecnie niewiele się zmienił, jedynie trochę go odświeżyłam, ale opowiadanie na pewno zaczyna się od sceny w barze :)

      Usuń