Gorąca meksykańska prostytutka
Przewracał się z boku na bok, nie potrafiąc oderwać swoich myśli od tego nieszczęsnego spotkania z Ranewskim. Tuż po imprezie szybko zasnął, bo był zbyt pijany i zmęczony, by się tym dodatkowo torturować, ale praktycznie całą niedzielę snuł się po mieszkaniu bez celu, walcząc nie tylko z kacem fizjologicznym… ale też moralnym.
Pieprzony
Rafał — przeklął go w myślach, choć to wcale nie sprawiło, że poczuł się
lepiej. Wręcz przeciwnie, wbrew swojej woli zaczął dogłębnie analizować ich
spotkanie w klubowej toalecie, a także każde słowo wypowiedziane przez
Ranewskiego.
Czy
naprawdę był aż tak naiwny by wierzyć, że Rafał po prostu grzecznie przytaknie
i też zacznie udawać, że absolutnie nigdy się nie spotkali? Zresztą nawet
jeżeli zamierzał jakoś mu w odwecie zaszkodzić, to Michał się po prostu
wszystkiego wyprze i powie, że Rafał ma jakieś urojenia. Nikt mu przecież nie
uwierzy, a poza tym Rafał nie miał żadnych dowodów. Tylko dlaczego z jakiegoś
powodu takie pocieszanie się wcale nie przyniosło Hernikowi
ulgi? Po co obsesyjnie o tym myślał? Może z ich dwójki to faktycznie on miał
jakieś urojenia, a Rafał w ogóle o nim nie myślał i rzeczywiście Michał nie
obchodził go w najmniejszym stopniu?
Z
drugiej strony… Rafał chyba nie był taki najgorszy? Do tej pory nic nikomu nie
powiedział — bo gdyby to zrobił, do Michała już dawno dotarłyby jakieś plotki —
a poza tym wtedy, w Katowicach… cóż, Hernik mógł go wymyślać od najgorszych i
wmawiać sam sobie, że go nie cierpi, ale w rzeczywistości fakty były takie, że
gdyby nie Rafał, to tamta noc mogłaby się skończyć dla Michała dużo gorzej.
Może… może nawet tragicznie.
To
miało być tylko głupie, weekendowe szkolenie dla działu IT, które miał
przeprowadzić w jednym z niewielkich katowickich przedsiębiorstw. Tak też
zrobił. W pracy był profesjonalistą i choć może z natury nie przepadał za
innymi przedstawicielami gatunku ludzkiego, tak nawet nieźle wychodziło mu
przekazywanie wiedzy innym, zwłaszcza kiedy ci uważali go za autorytet.
Pierwsza
część poszła szybko i sprawnie, przez co miał dla siebie całe sobotnie
popołudnie i noc w obcym mieście, gdzie nikogo nie znał. Logicznym wydawało mu
się, by znaleźć sobie kandydata na seks randkę, więc zaczął przerzucać profile
na Grindrze, ale po jakimś czasie stwierdził, że dziś ma tylko jedną szansę i
jeżeli nie trafi, to spieprzy sobie wieczór i nie wróci do domu z ani jednym
miłym wspomnieniem. Jako że nie należał do osób nieśmiałych, to uznał, że po
prostu wyjdzie na miasto i zrobi rundkę po najbardziej znanych tęczowych
lokalizacjach, gdzie będzie miał możliwość poobserwować potencjalnych kochanków
na żywo.
Ta
noc potoczyła się dla niego bardzo szybkim i dziwnym torem. Nawet nie pamiętał,
do jakiego klubu trafił, choć w głowie świtała mu nazwa „Garaż”, ale jakimś
sposobem znalazł się w towarzystwie raczej zgranej paczki… artystów? Byli na
pewno dziwni i snobistyczni — to pamiętał — ale dało się z nimi wejść w
konwersację, no i poczęstowali go ecstasy. I tak, dziś doskonale wiedział,
gdzie popełnił błąd i ogólnie nie mógł wyjść z podziwu własnej głupoty w tamtym
momencie — bo nie miał pojęcia, co go podkusiło, żeby brać jakieś gówno od
obcych. Raczej na imprezach nie tykał się żadnych psychodelików, choć nie był
święty i raz na jakiś czas zdarzało mu się coś wziąć, ale miał swoje
sprawdzone źródło i jego fazy zawsze były przyjemne, a zjazdy w miarę znośne.
Ale nie wtedy w Katowicach. Nie miał pojęcia, co to w zasadzie było, jednak nie
miało to za wiele wspólnego z tym, co zwykł czuć w takich momentach. A czuł
ogromną dezorientację, zdawało mu się, że kompletnie nie panuje nad swoim
ciałem i jednocześnie był niesamowicie pobudzony. W efekcie ogarnął go
niezrozumiały lęk. Nie miał pojęcia, ile trwał ten stan — miał tylko jakieś
przebłyski, że ci kolesie, którzy mu to podsunęli, chcieli się przenieść w
bardziej kameralne miejsce i pamiętał, że gorliwie namawiali go, by poszedł z
nimi, a on nawet nie miał siły, by stawić im opór. Nie miał też pojęcia, co
stało się później, bo jego umysł wypełniała wielka czarna plama, ale miał
bardzo niewyraźne przebłyski, jak siedział na jakimś parkanie i rzygał, a Rafał
gładził go po plecach… a potem, następnego ranka, obudził się na kanapie w jego
mieszkaniu.
— Gdzie
ja, kurwa, jestem? — wymruczał, kiedy tylko otworzył oczy i zaczęło do niego
docierać, że za cholerę nic nie pamięta i nie ma pojęcia, gdzie się znajduje.
—
To zależy od tego, co pamiętasz, bo waham się między odpowiedzeniem „u mnie” a
„w Katowicach” — dotarł do niego niski, męski głos, przez co gwałtownie
odwrócił się w stronę, z którego dochodził. Sam leżał na jakieś niezbyt
wygodnej sofie, a jego rozmówca znajdował się za blatem w aneksie kuchennym i
chyba przygotowywał sobie coś do jedzenia.
—
Katowice — powtórzył, marszcząc brwi. — Ruchaliśmy się? — zgadł zaraz, nie
potrafiąc w pierwszej chwili znaleźć innego wytłumaczenia jak to, że po prostu
przyszedł z tym facetem na seks, tym bardziej, że koleś na pierwszy rzut oka
był zdecydowanie do przelecenia. Tylko dlaczego do cholery czuł się tak
fatalnie i miał kompletną dziurę w pamięci? Co on wczoraj wyprawiał?
Odpowiedziało
mu parsknięcie.
—
Nie mam fetyszu dobierania się do zwłok — odpowiedział mu i uśmiechnął się
złośliwie.
—
Ja pierdolę… — burknął tylko pod nosem Hernik, ignorując wypowiedź drugiego
mężczyzny i spróbował się podnieść, ale szybko tego pożałował, bo potwornie
zakręciło mu się w głowie, a żołądek niebezpiecznie zadrżał.
—
Hej, nie ruszaj się. Rzygałeś wczoraj jak kot, wypij i poleż jeszcze chwilę —
zastopował go drugi chłopak, po czym skinął wymownie na stolik, a Michał
dopiero dostrzegł, że stała tam szklanka z jakimś mętnym płynem. — To elektrolity
— podpowiedział jeszcze, a Michał sięgnął po nią ostrożnie, po czym upił kilka
dużych łyków. Poczuł ulgę, jednak tylko chwilową.
—
Kim ty w ogóle jesteś i co ja tutaj robię? — zapytał wreszcie, po czym poklepał
się po kieszeni, przypominając sobie o czymś takim jak telefon. Zaraz go
wydobył, a kiedy dostrzegł godzinę i kilkadziesiąt nieodebranych połączeń,
głównie od Andrzeja, zaklął szpetnie w myślach. Miał być właśnie na szkoleniu!
— Ale mam przejebane… — mruknął wręcz żałośnie i przetarł twarz dłonią.
—
Ja jestem Rafał — przedstawił się chłopak. — A ty narzygałeś mi na buty —
oświadczył bez cienia krępacji.
—
Nie narzygałem ci na buty — zaprzeczył zaraz Michał, choć w jego głosie kryła
się raczej prośba, by ten cały Rafał też zaprzeczył i przyznał, że tylko robi
sobie jaja.
—
Mam ci pokazać? — zapytał jedynie, na co Hernik westchnął ciężko. Ależ to było
żenujące!
—
Dobra, Rafale, któremu narzygałem na buty — zaczął niemal podniosłym tonem —
często przyprowadzasz sobie na chatę nieprzytomnych facetów? — zapytał
podejrzliwie i mimo iż czuł się absolutnie fatalnie, to zmusił się, by spojrzeć
przenikliwie na drugiego mężczyznę.
—
Tak jakby sam się tu przyprowadziłeś — zaczął, szczerząc się z jakiegoś powodu.
— Zobaczyłem cię pod Garażem, miałeś paskudny zjazd i wyglądałeś,
jakbyś miał umrzeć, więc podszedłem zapytać, czy nie potrzebujesz pomocy… tu
fragment z rzyganiem na buty, oszczędzę detali — wtrącił rozbawiony. — Potem
zapytałem skąd jesteś, żeby załatwić ci chociaż taksę, ale stwierdziłeś, że nie
jesteś na tyle głupi, by dawać mi adres i kazałeś mi spierdalać. Mimo wszystko
wsadziłem cię do tej taksy, ale średnio współpracowałeś, bo chciałeś jechać do
Warszawy, więc nie miałem za bardzo wyjścia niż przywieźć cię tutaj. To znaczy…
ten taksówkarz pewnie z chęcią zabrałby cię nawet do Gdańska, ale uznałem, że
wystarczy ci upokorzeń na jedną noc. Nie ma za co — dodał wymownie na koniec.
—
Nie prosiłem o pomoc — fuknął zaraz Hernik, czując poirytowanie. Czemu ten
typek był taki zadowolony? Kto normalny się bez przerwy tak głupio szczerzył? —
Kto normalny oferuje nocleg kompletnie obcemu facetowi? — zapytał w zamian.
—
Kompletnie obcemu, niekontaktującemu facetowi, który mógł się dzisiaj obudzić w
dużo gorszym położeniu — uściślił Rafał. — Ale sparafrazujmy twoje pytanie; kto
normalny w obcym mieście bierze jakieś gówno od obcych i doprowadza się do
takiego stanu?
—
Skąd wiesz, że od obcych? — złapał go za słówko Michał.
—
Założyłem, że znajomi by cię nie zostawili. Ale jeżeli jednak byłeś ze
znajomymi, to powinieneś poważnie rozważyć, z kim się zadajesz — odbił zgrabnie
i ten argument, przez co Michał na moment zamilkł, zastanawiając się, do czego
jeszcze mógłby się przyczepić.
—
A więc pomoc obcym to twoje hobby? — zakpił lekko.
—
Nawet więcej, żyję z tego — odparł, a kiedy Michał uniósł pytająco brew, dodał;
— Jestem strażakiem.
—
Jesteś… dziwny — podsumował jedynie Hernik.
—
Wow, nigdy nikt ci nie pomógł bezinteresownie, co? — zgadł Rafał i standardowo
się uśmiechnął.
—
Znam mnóstwo ludzi i ostatnie, co mi przychodzi na myśl, to że któryś z nich
jest bezinteresowny, więc… tak, bardziej prawdopodobna jest opcja, że to z tobą
jest coś nie tak, niż że to ja jestem przewrażliwiony — odparł tylko, ale
musiał przyznać, że było coś w tym Rafale, co budziło zaufanie. Może to było
bardzo zwodnicze przekonanie, ale przecież nie pozostawało mu nic innego, jak
uwierzyć mu na słowo. W końcu faktycznie spędził noc w łóżku, nawet przykryty
kocem, miał na sobie ubrania i poza tym, że sam się sponiewierał, to nie czuł,
by ktoś go… dodatkowo sponiewierał. Może faktycznie Rafałowi zrobiło się tylko
zwyczajnie szkoda i jako strażak nie potrafił zostawić na pastwę losu drugiego
człowieka w tak fatalnym stanie?
—
Mam ci, kurwa, wystawić fakturę za fatygę i nocleg, żebyś poczuł się pewniej? —
zakpił i parsknął.
Michał
tylko pokręcił głową, po czym sięgnął do drugiej kieszeni po portfel.
—
Ej, żartowałem, nie będziesz mi płacił — zabronił szybko, widząc, jak Hernik
wyciąga dwie stówy i rzuca je na stolik. — Zabieraj to — syknął rozeźlony.
—
Nie spinaj się tak. To za taksę i szkody moralne — zdecydował, ani myśląc
zabierać z powrotem pieniędzy. Nienawidził być coś komuś winien, nawet jeżeli
wiedział, że już nigdy nie spotka tej osoby.
—
Wow i z naszej dwójki to ze mną jest coś nie tak? — zapytał z niedowierzaniem
Rafał.
Wtedy
Michał bez sekundy zawahania odpowiedział twierdząco, ale dzisiaj nie był już
taki pewien, z którym z nich było coś nie tak. Może po prostu obaj byli dziwni.
Nigdy
do końca nie przypomniał sobie zdarzeń z tamtej nocy, jedynie zdawało mu się,
że faktycznie miał przebłyski z tego, jak rzygał i jak Rafał klepał go pokrzepiająco
po plecach. Następnego ranka co prawda czuł niewyobrażalne zdezorientowanie i
miał kaca życia… ale skłamałby, gdyby stwierdził, że to były najdziwniejsze
okoliczności, w których się obudził. Rafał z jakiegoś powodu się nim zajął, a
Michał już nie zamierzał roztrząsać, dlaczego. I z pewnością strażak miał rację
co do jednego — Hernik mógł skończyć tamtej nocy o wiele, wiele gorzej. Do
teraz aż wzdrygał się na myśl, co mogłoby się stać, gdyby wtedy poszedł z
tamtymi ludźmi.
Nie
podziękował drugiemu mężczyźnie za tę przysługę, bo nie był do końca pewien
jego intencji, a poza tym naprawdę był przekonany, że już nigdy się nie
spotkają. Michał ostatecznie nawet mu się nie przedstawił, a tamtego poranka
dyskutowali na kompletnie neutralne tematy, by za dużo się o sobie nie
dowiedzieć. Gdy poczuł się wreszcie na siłach, aby wstać i zmierzyć się ze
światem — głównie z gniewem Andrzeja — to po prostu wyszedł z mieszkania
strażaka, rzucając jedynie suche „na razie”… i to tyle. Koniec historii.
Tyle
że nie do końca, jak się okazało dwa miesiące temu, kiedy Michał spędzał
zupełnie typowy dla siebie piątkowy wieczór w Men Cave, w towarzystwie
Kamila i Justyny.
O
mało nie spadł z krzesła, gdy w pewnej chwili zauważył Rafała. Kiedy i on
dostrzegł Michała wydawał się nie mniej zaskoczony i nawet spróbował nawiązać
jakąś konwersację, ale Hernik bardzo szybko i niezbyt uprzejmie dał mu do
zrozumienia, że nie zostaną ziomkami i że ogólnie tamta noc i
następujący po niej poranek nigdy nie miały miejsca.
Rafał
wcale nie naciskał. Wzruszył jedynie ramionami i zajął się sobą, co choć było
najbardziej pożądaną przez Hernika reakcją, to z jakiegoś powodu zezłościło go
jeszcze bardziej. No ale sam przecież obrał taką taktykę, więc nie mógł się
nagle z tego wycofać.
Chyba
po prostu musiał udawać, że nic się nie stało — że wczorajsza noc nie miała
miejsca… tak samo jak ta sprzed roku, kiedy pojechał do Katowic na szkolenie. W
czym jak w czym, ale w udawaniu to Michał był akurat mistrzem.
***
Praktycznie
cały tydzień chodził poirytowany i rozdrażniony, a sama świadomość tego, jak
bardzo był niestabilny emocjonalnie, doprowadzała go do jeszcze większego
szału. Czynników ku temu było wiele. W poniedziałek z samego rana posprzeczał
się trochę z Andrzejem i jako podwładny wiedział, że musi przeprosić, choć
nadal był absolutnie przekonany, że to on miał rację. Kolejną kwestią było to,
że od niemal dwóch tygodni nie miał seksu i nagromadziło się w nim bardzo
nieprzyjemne napięcie… jednak ulżył sobie w czwartek. Okazja nadarzyła się
zupełnie niespodziewanie i może facet, którego udało mu się dorwać nie
był spełnieniem marzeń, ale miał wszystko na swoim miejscu, mało mówił i wiedział,
co robił, tak że Michał nie zamierzał narzekać, tym bardziej, że był nieco
zdesperowany.
Ten
szybki seks okazał się nie być wystarczającym remedium na tę całą złość i
beznadzieję, dlatego w piątek wieczorem Hernik ruszył do Men Cave, bo
już nie wytrzymywał sam ze sobą w mieszkaniu. Nawet Dopamina przed nim
uciekała, jakby chciała mu dać do zrozumienia, żeby się ogarnął.
Nie
było w tym nic dziwnego, że wychodził do swojego ulubionego pubu, jednak w ten
weekend nie miał tego w planach, bo Kamil z Justyną polecieli na te przeklęte
targi książki do Tbilisi, a takie samotne wałęsanie się po pubach wydawało się
Hernikowi dosyć żałosne i przeważnie gardził takimi facetami… ale przecież w
jego przypadku było inaczej. To była jednorazowa i wyjątkowa sytuacja!
Starał
się to wyprzeć ze świadomości, ale mimo wszystko gdzieś tam podskórnie miał
nadzieję, że spotka Rafała. Nawet nie wiedział, po co tego potrzebuje — chyba
chciał się upewnić, że podczas tamtej pseudo kłótni wyszło na jego. Z
jakiegoś powodu chciał też udowodnić Ranewskiemu, że wcale nie jest jakimś
przewrażliwionym paranoikiem, który dostaje białej gorączki przez to, że ktoś
obleje go śladowymi ilościami piwa… choć dokładnie tak zareagował. Ale wcale
taki nie był! W ogóle go to nie obchodziło i zamierzał do tego przekonać
drugiego mężczyznę.
Aha,
czyli chcesz mu udowodnić, że cię to nie obchodzi poprzez upewnienie się, że on
też myśli, że cię to nie obchodzi? Ma sens — podpowiedział jakiś złośliwy głosik w
jego głowie, kiedy uzmysłowił sobie, jak sprzeczne komunikaty wytwarzał jego
umysł.
Tak
czy inaczej, jego wewnętrzna walka okazała się kompletnie bezzasadna, bo kiedy
w piątkowy wieczór znalazł się już w pubie, okazało się, że Rafała tam nie ma.
Było to dziwne, bo Michał od razu rozpoznał paczkę, z którą zwykle trzymał się
mężczyzna, ale nie dostrzegł jego samego. Może pracował? W końcu był
strażakiem, więc to było całkiem logiczne, że mógł mieć akurat w tym czasie
służbę.
Hernik
spędził w lokalu w sumie niecałe dwie godziny. Siedział nonszalancko przy
barze, popijając zimne piwo, zamieniając od czasu do czasu po parę zdań z
barmanem i odpędzając od siebie co jakiś czas natrętów. Oczywiście jakby ten
dzień nie był wystarczająco kiepski, to jeszcze nie spotkał nikogo wartego
uwagi, kogo ewentualnie mógłby zaprosić do siebie, dlatego jeszcze przed
północą wrócił do domu, zrobił sobie ostatniego drinka, obejrzał kawałek filmu,
który ostatecznie go znudził i koło pierwszej poszedł spać.
Plusem
tego niekoniecznie udanego wypadu była pobudka bez kaca o wczesnej porze, przez
co miał czas przygotować sobie treściwe śniadanie, wypić kawę i koło dziesiątej
poszedł na siłownię. W okolicach trzynastej wybrał się na obiad do jakiegoś
wege-baru i o piętnastej wrócił do mieszkania.
Zaczął
snuć się nieco bez celu: to wstawił pranie, to poukładał trochę ubrań w szafie
w bardziej zorganizowany sposób, to zmienił pościel, wyniósł śmieci, rozwiesił
pranie, aż ostatecznie i tak wylądował z Dopaminą na kanapie i standardowo
odpalił Netflixa, choć wcale nie czuł się w nastroju na filmowy czy serialowy
maraton.
Chyba…
chyba mu się nudziło?
Inteligentni
ludzie się nie nudzą! — storpedował się zaraz w myślach i by odgonić niemiłe
wyobrażenia na temat tego jaki jest nudny, chwycił w dłoń smartfona. Na
początku niby niepozornie i bez celu przeglądał co tam nowego na
społecznościówkach, zajrzał na dwa ulubione blogi, by sprawdzić, czy nie wyszły
żadne nowe wpisy, a potem znowu wrócił do scrolowania facebookowej tablicy. W
pewnej chwili znieruchomiał, zagryzając wargę.
Zrób
to, przecież nikt się nie dowie — przekonywał się. — Ale ty będziesz
świadomy! Nie rób tego. Nie jest ci to potrzebne do szczęścia — i sabotował
po chwili.
—
Nie patrz tak na mnie, jeszcze nic nie zrobiłem — poprosił, widząc, że Dopamina
siedzi majestatycznie na stoliku do kawy i patrzy na niego wymownie, poruszając
jedynie leniwie puchatym ogonem, jakby czytała mu w myślach i chciała swoją
postawą pokazać mu, jak bardzo gardzi jego zachowaniem.
W
pewnej chwili poczuł, że przegrywa tę walkę, więc westchnął ciężej i pokręcił
głową, a następnie kliknął w okienko wyszukiwarki i z łomoczącym sercem wpisał
„Rafał Ranewski”. Nie był pewien, czego się spodziewać, ale kiedy znalazł się
na profilu strażaka, jęknął w duchu z zawodem. Wyglądało na to, że Rafał wcale
nie był wylewny w sieci. Ot, jedna niezbyt aktualna profilówka, na której
wyglądał zwyczajnie, poza tym nic ciekawego. Albo nie za często korzystał ze
swojego konta, albo był cichym obserwatorem, bo nie był zbyt aktywny — od kilku
miesięcy nic nie udostępniał, a wcześniej wrzucił tylko jakiś artykuł o
modernizacji sprzętu w straży pożarnej — jak przewidywalnie — a jeszcze
wcześniej wisiał jedynie post, w którym ludzie składali mu życzenia urodzinowe
— czternastego października. Rafał nie wypełnił też rubryki z informacjami, bo
z jego konta nie można było się dowiedzieć, ani gdzie studiował, ani skąd
pochodził, ani co robił zawodowo.
Okej,
nie jest wylewny w sieci, to dobrze świadczy — pochwalił w myślach, a potem
zamrugał zdezorientowany i oderwał wzrok od ekranu. — Jakie niby dobrze?!
Co dobrze?! To nic nie znaczy i w ogóle nie powinno cię to obchodzić. Koniec z
tymi bredniami i pora zająć się czymś bardziej produktywnym.
Wygasił
telefon i odrzucił go wręcz z obrzydzeniem obok. Nie minęło jednak pięć sekund,
jak z powrotem chwycił go w dłoń.
Jeszcze
tylko sprawdzę czy ma Instagrama i spróbuję wyczaić go na Grindrze.
Naprawdę
nie wiedział, czemu to sobie robił i co ważniejsze — dlaczego tak nagle zaczęło
go to interesować, choć tak usilnie starał się wymusić, aby jego procesy
myślowe nie dotyczyły w żadnym aspekcie Rafała. Niestety bezskutecznie, bo
oczywiście im bardziej starał się wyprzeć istnienie Ranewskiego ze świadomości,
tym częściej miał obraz jego głupio ucieszonej twarzy przed oczami.
***
—
…i wtedy on mówi, że najlepiej będzie, jak zapłacimy po połowie — spuentowała
wyraźnie zażenowana Justyna. — I wiecie, niby mi to nie przeszkadza, stać mnie,
żeby zapłacić za swoją część kolacji, ale nie będę ukrywać, że wywarł na mnie
raczej kiepskie wrażenie. Przecież sam mnie zaprosił do tej przeklętej
restauracji! — tłumaczyła zaaferowana.
—
Ciesz się, bo w sumie mógł nagle zauważyć, że jakimś magicznym sposobem
zapomniał portfela — pocieszył ją Michał.
Minęło
kolejne dwa tygodnie, a do życia Hernika wreszcie wróciła harmonia, jaką
pamiętał. Znowu czuł, że ma nad wszystkim kontrolę, robił to, co chciał i
przede wszystkim nie męczyły go jakieś chore myśli dotyczące Rafała. No… prawie
nie męczyły, ale był w stanie nad nimi zapanować. W pracy był spokój, wczoraj
miał fantastyczny seks, a dzisiaj — pierwszy raz od dłuższego czasu — udało mu
się wyjść na miasto ze swoimi dwoma najwierniejszymi kompanami, czyli Kamilem i
Justyną. Na początku planowali wyjść tylko na kolację i wrócić do mieszkania
któregoś z nich, by w bardziej kameralnym miejscu wypić po kilka drinków… ale
ostatecznie i tak wylądowali w Men Cave.
—
Ech, faceci są do niczego — podsumowała jedynie zrezygnowana blondynka.
—
Hej! — zaprotestował z oburzeniem Kamil.
—
W sumie ma rację, większość jest do niczego — zgodził się niespodziewanie
Michał.
—
Brzmicie jak dwie stare panny ze złamanymi sercami — stwierdził ostatecznie
Dybowski, a potem oświadczył, że idzie załatwić następną kolejkę drinków.
—
No… — zaczęła Justyna po jakiejś minucie. — Ja mam powód by narzekać jak stara
panna ze złamanym sercem, a co z tobą? — zagaiła, wpatrując się w niego
intensywnie. Nie często miała okazję zostawać sam na sam z Michałem,
nawet na tak krótką chwilę. W sumie to miała pełną świadomość, że wcale jakoś
szczególnie się nie lubią, a jedyny powód dla którego się tolerują to Kamil.
Była też w pełni świadoma, że Michał czasami patrzył na nią jak na typową
głupią blondynkę, ale miała to gdzieś, bo uważała, że sam był aroganckim,
zgorzkniałym sztywniakiem, który tylko kreuje się na nie wiadomo jakiego samca
alfa. Ale to nie było tak, że kompletnie się nie znosili: czasami nawet się
lubili i Justynie coś podpowiadało, że jakby kiedyś znalazła się w poważnych
tarapatach i jakimś cudem zdecydowała, by poprosić o pomoc Hernika… to by jej
nie zawiódł.
Na
początku chłopak spojrzał na nią jedynie z dozą kpiny, jakby chciał jej
powiedzieć, że ma jakieś urojenia i niepotrzebnie doszukuje się sensacji, a
potem mruknął coś, że nie jest na tyle głupi, by przejmować się facetami, na co
Bauer odparła tylko wymowne „aha”, po czym zamilkli aż do powrotu Kamila.
—
Widzę, że dyskusja wrze — rzucił ironicznie, stawiając drinki przed swoimi
przyjaciółmi.
—
Tak intensywnie wymienialiśmy argumenty, gdy cię nie było, że potrzebowaliśmy
chwili na oddech — wytłumaczyła w podobnym tonie blondynka, na co Kamil tylko
westchnął z uśmiechem.
—
Ech, dzieciaki, co wy byście beze mnie zrobili.
Michał
miał już na końcu języka ripostę, ale zanim zdążył otworzyć usta, kątem oka
dostrzegł znajome towarzystwo. Do baru właśnie zmierzał Ranewski z dwoma
kumplami, którzy towarzyszyli mu dosłownie za każdym razem i zdawało się, że
nie odstępowali go na krok. Sam chyba nie zauważył Michała. A może zauważył go
jeszcze przed tym jak Michał zauważył jego, tylko po prostu go kompletnie
zignorował?
Hernika
aż coś ścisnęło na tę myśl. Nienawidził czuć się niewidzialny, nawet jeżeli to
był tylko wymysł jego wyobraźni.
—
Zaraz wracam — oświadczył niespodziewanie i ułamek sekundy potem ruszył w
stronę baru, zaskakując tą impulsywnością nawet siebie. Co on do cholery
wyprawiał? Po co tam szedł? Co zamierzał zrobić?
Zawróć
się! Albo skręć w stronę łazienek, jeszcze masz szansę! — próbował się przekonać
ostatkiem siły woli, ale nogi go nie słuchały, dlatego kilka sekund później
stanął przy barze, tuż przy Rafale, i udał, że zastanawia się, co zamówić.
Ranewski
w pierwszej chwili go nie zauważył, rozmawiając ze swoimi kumplami, ale
wreszcie dostrzegł, kto stoi obok i wtedy skoncentrował całą swoją uwagę na
Herniku.
—
Pan Michał! — rzucił entuzjastycznie, nadal grając w tę dziwną grę, którą
zapoczątkował. — Dawno cię tu nie widziałem. Już zaczynałem tęsknić —
oświadczył bezpardonowo, spodziewając się, że Michał zaraz obdaruje go
pogardliwym spojrzeniem, rzuci coś obraźliwego albo po prostu wybuchnie. O
dziwo nic takiego się nie stało.
Michał
popatrzył na niego z umiarkowanym zainteresowaniem, milcząc dłuższą chwilę, nim
odpowiedział.
—
To jest ten moment, w którym stawiasz mi drinka za straty materialne i moralne,
jakie wynikły wskutek naszego ostatniego spotkania — oświadczył wyniośle,
świdrując przenikliwie drugiego mężczyznę wzrokiem.
Przez
twarz Rafała wyraźnie przebiegł cień zdezorientowania. Nim odpowiedział,
walczył przez jakiś czas na spojrzenia z Hernikiem, zastanawiając się, o co
chodzi i skąd ta nagła zmiana nastawienia. To była jakaś pułapka? Jak zamówi mu
tego drinka, to Michał wyleje mu go na głowę w ramach odwetu, czy co? Jakoś
ciężko było mu uwierzyć, że ta… uprzejmość? Nie to było za mocne słowo. Ta
wyrozumiałość? Lepiej. Ta dziwna wyrozumiałość musiała mieć jakieś drugie dno.
Przecież Hernik zabijał go spojrzeniem, odkąd tylko przypadkiem wpadli na
siebie w Warszawie i wyraźnie dał mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic
wspólnego, a tamta noc w Katowicach się nie zdarzyła.
—
Tylko jednego drinka? — zapytał sceptycznie. — Za te wszystkie okropieństwa,
jakie ci wyrządziłem, odkąd tylko przeprowadziłem się do Warszawy? — zakpił. —
Ale ty jesteś niesamowicie łaskawy. Za mało się cenisz — brnął dalej, nie będąc
pewny, czy powinien to robić.
Michał
nic nie odpowiedział, a jednie posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, więc Rafał
ostatecznie uznał, że trudno, najwyżej potem będzie tego żałował.
—
Filip! — zawołał donośnie do barmana. — Dwa razy… drugie najtańsze whisky,
jakie macie — poprosił z rozbrajającą szczerością, po czym zerknął badawczo na
Hernika. Znowu się zdziwił, gdy dostrzegł na jego twarzy delikatny uśmieszek.
Kpiący, ale jednak. — Zatem… drink, a potem mam błagać o wybaczenie na kolanach
i złożyć ofiarę z dziewicy? — kontynuował więc, udając, że jest gotowy na
wielkie poświęcenie.
—
Ofiary z dziewicy nie potrzebuję, ale z tym klęczeniem na kolanach… — Michał
wymownie zawiesił głos, świdrując strażaka wzrokiem i po chwili dostrzegł, że
ten się jakoś głupio uśmiecha. Zaczął zatem szybko analizować swoją odpowiedź i
po kilku sekundach chwycił z zażenowaniem postawioną przed nim szklaneczkę z
bursztynowym trunkiem. Dopiero do niego dotarło, jak zabrzmiała jego odpowiedź.
Kurwa, właśnie nieświadomie przyznał, że nie pogardziłby obciąganiem w
wykonaniu Rafała. A przecież nie o to mu chodziło! Tylko… ech, sam nie
wiedział. To się nagle zrobiło zajebiście niezręczne. A przynajmniej dla niego,
bo Rafał chyba był usatysfakcjonowany, że udało mu się niejako sprawić, aby
Michał się przymknął.
—
Aż taki jesteś zdesperowany? — zapytał mimo wszystko Ranewski, kiedy już
wydawało się, że fala wstydu minęła i mogą zmienić temat.
—
Zamknij się — warknął zatem natychmiast Michał, choć zaraz poczuł przeszywający
dreszcz, kiedy dostrzegł, że Rafał z jakiegoś powodu niebezpiecznie się do
niego zbliżył.
—
Ja się mogę zamknąć, ale co powiesz na tych wszystkich ludzi, których teraz
zżera ciekawość i obserwują nas od momentu, w którym tu podszedłeś? — zapytał
półszeptem, a Michał automatycznie obejrzał się dyskretnie przez ramię.
Kurwa,
mógł się spodziewać, że wywoła sensację. Chyba praktycznie wszyscy wiedzieli o
jego niechęci do Ranewskiego. Jak nie z plotek, to wystarczyło tylko na niego
spojrzeć, bo całą postawą krzyczał, jak bardzo gardzi drugim mężczyzną, kiedy
tylko ten pojawiał się w zasięgu wzroku, a nawet gdy już dochodziło między nimi
do interakcji, to nie dało się nie zauważyć tej pogardy na twarzy Michała. To
było zatem jasne, że obecnie wszyscy gapili się zdezorientowani.
—
Mam na nich wyjebane — odpowiedział wreszcie, co nie do końca było kłamstwem.
Owszem, wkurzało go niemiłosiernie, że stał się głównym bohaterem małego
skandalu… ale z drugiej strony skłamałby, gdyby stwierdził, że nie lubił być w
środku uwagi. Wręcz się do tego przyzwyczaił, a to oznaczało, że w zasadzie nie
interesowało go, co o nim mówili, bo chyba słyszał już wszystko. Zatem jedna
plotka w tą czy w tamtą… Nie wiedział czemu, ale już nawet nie potrafił
zezłościć się, że ludzie zapewne zaczną plotkować o nim i Ranewskim, a przecież
do tej pory starał się robić wszystko, by tylko nikt nie powiązał jego osoby ze
strażakiem.
Rafał
nie odezwał się, a jedynie wyszczerzył, jak to miał w zwyczaju, a potem stuknął
wymownie swoją szklaneczką w tę Michała i upił łyk alkoholu.
—
Obrzydlistwo — skomentował, a potem dopił trunek do dna i ze skrzywieniem
spojrzał na Michała. — Teraz ty stawiasz — zarządził, na co drugi chłopak się
zaśmiał.
—
A więc to twoja taktyka? Stawiasz jakieś gówno, licząc, że w ramach
rekompensaty za twój paskudny gust ktoś postawi coś dobrego? — zgadł, na co
Rafał bez krztyny zawstydzenia przytaknął. — Dobrze. Niech tak będzie — zgodził
się o dziwo bezdyskusyjnie Hernik, a potem zawołał do Filipa: — Dwa razy… to co
masz najgorszego — poprosił, a potem spojrzał z satysfakcją na strażaka, który
tylko pokiwał z uznaniem głową.
Filip
obserwował ich nieco skonsternowanym i podejrzliwym wzrokiem jednocześnie.
—
Mogę wam po prostu polać kilka szotów różnych smaków barmańskiej — zaoferował.
—
Ej, miało być najgorsze, ale bez przesady — zastopował go Rafał. — Nie jesteśmy
samobójcami — sprostował i zerknął na Michała. Chyba po raz pierwszy dostrzegł,
jak ten się szeroko uśmiecha. Nie kpiąco czy z zażenowaniem. Był autentycznie
rozbawiony.
—
Dobra, to mam pomysł — zaczął Filip i zatarł ręce. — Nie mamy tego w ofercie,
ale mam składniki, żeby to zrobić, jeśli będziecie mieli odwagę to wypić —
zdradził tajemniczo i uśmiechnął się zadziornie, a widząc zainteresowanie ze
strony obydwu mężczyzn, rzucił znacząco: — Gorąca meksykańska prostytutka. —
Zamrugał kilkukrotnie, gdy wypowiedział to na głos. — Cholera, po polsku brzmi
to jeszcze gorzej.
—
Brzmi idealnie — stwierdził Rafał. — Co w tym jest?
—
Tequila, tabasco i… sos z puszki tuńczyka — zdradził.
—
Nienawidzę tuńczyka — skrzywił się natychmiast Hernik, od razu widząc przed
oczami karmę z tuńczykiem, którą zazwyczaj kupował Dopaminie. Dla niej mógł się
poświęcić, ale dla Rafała…?
—
No dajesz. — Ranewski trącił go łokciem w bok, a potem wyszeptał
konspiracyjnie: — To nam da gwarancję, że na pewno nie będziemy się całować.
—
Dwa razy! — zawołał pospiesznie do Filipa Michał, co wywołało chichot u
strażaka.
Filip
poprosił ich o chwilkę cierpliwości, w tym czasie obsługując innego klienta, a
potem z zapałem zaczął przygotowywać wspomniane wcześniej szoty, by po dwóch
minutach podstawić podejrzanie wyglądające kieliszki przed mężczyznami.
—
Gorąca meksykańska prostytutka? — powtórzył bez przekonania Hernik.
—
Prawdopodobnie jedyna od której nie złapiesz choroby wenerycznej — zachęcił go
jak zwykle na swój unikalny sposób Rafał.
Michał
zebrał się w sobie, wziął głęboki wdech i w końcu wypił jednym łykiem szota,
który okazał się być tak samo obrzydliwy w smaku, jak wyglądał. Zaraz chwycił
pospiesznie po kufel piwa, które popijał Rafał, zanim się do niego nie dosiadł.
—
Pomyśl sobie, że jak na prostytutkę za parę złotych mogło być znacznie gorzej —
pocieszył go Ranewski, za co został spiorunowany spojrzeniem. Sam już
nie uśmiechał się tak szeroko jak jeszcze przed chwilą, bo alkohol faktycznie
był paskudny, ale mimo wszystko starał się stwarzać pozory. — Dobra, teraz moja
kolej — zdecydował.
—
Strasznie chujowo wychodzi ci to odkupowanie win — zarzucił Michał.
—
A mimo wszystko nadal tu siedzisz — zauważył błyskotliwie strażak. — Filip, co
będzie totalnie najgorszą opcją do zmieszania z Jagermeisterem? — zastanowił
się na głos.
—
Hmmm… — Chłopak spojrzał na półkę z alkoholami za sobą. — Sznaps miętowy? —
zaoferował.
—
Brzmi okropnie, bierzemy — postanowił Rafał i spojrzał na Michała, który
wyglądał, jakby ten wybór miał być gwoździem do trumny. — Chyba nie pękasz, co?
— podpuścił go, co zadziałało, bo Hernik spojrzał na niego z pogardą.
—
Dorzuć do tego likier kokosowy — poprosił Filipa i ponownie zerknął
prowokacyjnie na Rafała.
—
Ty barbarzyńco — podsumował z wyrzutem strażak i wcale nie krył, że Michał
strzelił w jego czuły punkt. Nienawidził wszystkiego, co smakowało lub
pachniało jak kokos.
Dwie
kolejki później coraz to bardziej obrzydliwych połączeń, Michał przypomniał
sobie o swoich przyjaciołach, których zostawił przy stoliku. Nawet nie
wiedział, jak to się stało. Ta dziwna rywalizacja z Rafałem, której celem było…
chyba nikt nie miał pojęcia, co dokładnie, przekształciła się w fantastyczną
zabawę i choćby chciał, to już nie miał opcji wyprzeć się, że nie sprawiało mu
to satysfakcji. W końcu widzieli to wszyscy w Men Cave.
Michałowi podobało się,
że Rafał również niejako olał swoich znajomych i skupił całą uwagę tylko na
nim. Ich rozmowa była dziwaczna i polegała w głównej mierze na tym, że nawzajem
sobie dogryzali, robiąc co jakiś czas przerwę na kolejną porcję obrzydliwych
szotów. Mimo iż nie wymieniali się żadnymi istotnymi informacjami — wręcz
przeciwnie, nie dało się nie odnieść wrażenia, że obaj stronili od spoufalania
się — to cała dyskusja była błyskotliwa, jakby obaj rywalizowali, kto wytoczy
lepszy kontrargument, nawet w zupełnie nieistotnych kwestiach. Co więcej, z
każdym kolejnym tematem i z coraz bardziej podnoszącym się stężeniem alkoholu w
ich krwi, zaczynali coraz bardziej ze sobą rywalizować. Zdawało się, że nie
obchodziło ich, że żaden z nich nic na tym nie ugra. Liczył się po prostu sam
fakt, aby mieć rację.
Obaj stracili poczucie
czasu i zdawało się, że nawet pozostali obecni w lokalu przestali już zwracać
na nich uwagę, bo o ile na samym początku wywołali delikatny skandal i
podsycili do plotkowania, tak po jakimś czasie znudzili się pozostałym,
a przez to paradoksalnie mogli bez presji skupić się na sobie.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkochana mam tylko takie małe pytanko, bo wczesniej jak zajrzałam i zaczęłam czytać rozdział pierwszy "miłość ogłupia..." to pierwszy rozdział był inny... bo teraz trochę zgłupiałam... bo już myślałam że napiszę komentarz a tutaj... coś innego niż czytałam... bo teraz się pogubiłam, liczyłam że wpiszę komentarz i lecę czytać dalej... jak kojarzę to zaczynało się od "w salonie Wyszyńskich..." (albo coś podobnego)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka
Kurde, jestem totalnie skonsternowana i nie za bardzo wiem, o co chodzi :D
UsuńAż nie wiem, co mogę napisać. Pierwszy rozdział "Miłości dla opornych" zaczęłam pisać ze 3 lata wcześniej i w sumie obecnie niewiele się zmienił, jedynie trochę go odświeżyłam, ale opowiadanie na pewno zaczyna się od sceny w barze :)